Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Salon

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Salon
    Reprezentacyjny salon na parterze jest urządzony zamożniej i bardziej konserwatywnie od innych pomieszczeń. Na ścianach wiszą uniwersyteckie dyplomy Forsberga oraz początek kolekcji zegarów (szczególnie tych z kukułką i rozmaitych budzików), do której w pewnym momencie stracił serce. Meble są skórzane i wystawne, choć niekoniecznie wygodne. W salonie Verner podejmuje gości przy mahoniowym stoliku do kawy, ale obok znajduje się też przejście do jadalni.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    05.06.2001

    Ostatnim, czego potrzebował teraz w swoim życiu byli goście, a ostatnim gościem, którego potrzebował był Björn Guildenstern.
    Jak wiele może się zmienić. Jeszcze w Instytucie Kenaz potrzebował obecności Björna w swoim życiu, bo nie mógł kłócić się ze świetnymi miksturami i bezbłędnymi pracami naukowymi kolegi. Nauka i fakty, ku rozczarowaniu Vernera, były oporne na próby manipulacji bądź podkopywania samooceny.
    Nie to, co ludzie.
    Nie potrafiłby sobie przypomnieć, czy uwziął się na Björna dlatego, że ten był Guildensternem, czy dlatego, że był równie zdolnym alchemikiem, czy jednym i drugim. Przez jakiś czas ignorował jego rodzinę na klanowych uroczystościach, oczywiście nie potrafiąc odmówić sobie wyższości lub kąśliwej uwagi. Przy rówieśnikach, z których rodzicami kolegował się jego ojciec, Verner musiał udawać grzeczne i miłe dziecko, a potem grzecznego i miłego młodzieńca, porządnego kolegę. Interakcje z przedstawicielami niechętnych Forsbergom klanów były o wiele bardziej odświeżające, a towarzysząca im ekscytacja bardziej szczerą. Z ekscytacją wytykał zatem Björnowi każdy błąd w Kenaz, z ekscytacją szukał sposobów na wplecenie w uprzejme rozmowy kąśliwych uwag o tym, że niektórzy po prostu nie pasują do kariery akademickiej, z lubością podkreślał, że ktoś wychowany przez wykładowcę alchemii (czyli on sam) ma lepszą smykałkę do eliksirów niż jakiś żeglarz (oczywiście nigdy nie nazwał tak Björna w twarz, zabawniejsze było szukanie uprzejmych synonimów i udawanie nieświadomego własnej złośliwości), czasem nawet oferował pomoc z fałszywym uśmiechem. Ku jego satysfakcji, Guildenstern podjął rękawicę rywalizacji i wtedy kolejne lata naprawdę stały się orzeźwiające.
    Dzień, w którym Björn w y j e c h a ł zamiast kończyć doktorat był osobistym triumfem Vernera, choć bez niego Kenaz wydawało się dziwnie puste. Nie przyznałby tego na głos, ale tęsknił czasem za ich rywalizacją w pierwszych latach studiów, gdy samemu nie miał jeszcze ani złamanego serca ani ciała złamanego chorobą ani Księgi Gullveig w domu i mógł bez reszty skupić się na niewinnym gnębieniu kolegi.
    Przez chwilę zastanawiał się, czy jego widok aby na pewno nie poprawi mu humoru, ale irytacja na widok gościa okazała się silniejsza od iskry nostalgii. Był niewyspany, trwał cholerny dzień polarny (gorsza będzie tylko noc polarna), zżerał go głód magii zakazanej, której z powodu obowiązków na mieście nie miał okazji poćwiczyć w spokoju od kilku dni. Co gorsza obawiał się nie był pewny, czy nadal jest w pełni formy aby być dla Guildensterna godnym intelektualnie przeciwnikiem.
    - No proszę, Guildenstern w moich progach. - Björn kulturalnie się zapowiedział, ale nie napisał, o co chodzi, więc Verner nie mógł sobie odmówić kąśliwości. Nie spławił go zresztą tylko z ciekawości, choć wątpił, by badania naukowe Guildensterna okazały się ciekawsze od ćwiczenia magii zakazanej w piwnicy (no dobrze, może trochę intrygowało go, jak ma się doktorat Björna i czy w ogóle go dokończy). - Zapraszam. - mruknął, prowadząc gościa do salonu. - Uprzedzam, że nie doradzę ci z twoim doktoratem, nie mam teraz do tego głowy. - zapowiedział, choć wiedział, że Björn prędzej nie skończy IV stopnia wtajemniczenia niż poprosi go o pomoc. Czy to dlatego jeszcze go nie obroniłeś? - Ale mam nadzieję, że wszystko idzie śpiewająco. Rok poza Kenaz pomógł ci nabrać wiatru w żagle? - uśmiechnął się promiennie, z upodobaniem sięgając po żeglarskie porównanie. Co właściwie robiłeś, Guildenstern? Znowu bawiłeś się w kapitana, licząc, że przybliży cię to do tytułu naukowego?
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Czynił to niechętnie, ale chciał sprawdzić, ile było prawdy w plotkach. Odkąd tylko sięgał pamięcią, traktował Vernera Forsberga jako swojego największego rywala — zajmował zaszczytne miejsce zaraz po Brage, którego jednak w żaden sposób nie dało się zdeklasyfikować. Patrzyli na siebie z niewyjaśnioną zazdrością i cichą nienawiścią w oczach, Björn jednak nigdy nie potrafił racjonalnie wyjaśnić, dlaczego tak się stało — czy to była wina wrodzonej niechęci do Forsbergów, która płynęła w żyłach każdego Guildensterna, czy byli zbyt podobni — bardziej niż chcieliby to oficjalnie przyznać. Od najmłodszych lat fascynowali się szeroko pojętą alchemią, a w ostatnim czasie — jeśli pogłoski zasłyszane w Przesmyku Lokiego miały okazać się prawdą — magią zakazaną, co tylko zainteresowało Björna, gdy się o tym dowiedział. Czy to były tylko nieprawdziwe plotki, czy może idealny Forsberg zszedł na drogę, która go zgubiła i zwiodła go na manowce? Czy Verner, w swym niezaspokojonym pragnieniu zgłębiania nowych granic, również przekroczył granice moralności i bezpieczeństwa? Nie był pewny, co myśleć, lecz wiedział, że musi sięgnąć głębiej, aby poznać prawdę.
    Wiedział, gdzie mieszka Verner. Wiedział też, że nie bez powodu Magisterium coraz bardziej interesowało się jego postacią, o czym dowiedział się podczas jednego z przypadkowych spotkań z zaufanym siewcą. Było w tym coś zaskakująco satysfakcjonującego, że młody Forsberg również zachłysnął się magią zakazaną i nie był jedynym z młodych członków Rady, który do szpiku kości przesiąknął zgnilizną, choć — w przeciwieństwie do niego — musiał mieć najprawdopodobniej o wiele mniej doświadczenia i wiedzy na temat tego, co się wokół działo. Samotny. Niezwerbowany. Inny. Björn odczuwał kiedyś bardzo podobne uczucie, gdy zatracił się w mrokach zakazanej magii i nie wiedział, co ostatecznie ze sobą począć. Nauczył się z tym żyć, przyzwyczajając się do umiejętnego balansowania na granicy dwóch światów, choć w rzeczywistości niewiele już zostało ze starego Björna Guildensterna. Nie był tą samą osobą, co kiedyś, nawet jeśli większość w dalszym ciągu widziała w nim starego Björna. I wszystko wskazywało na to, że Verner Forsberg był w podobnej sytuacji — zdecydowany, aby zgłębić tę sprawę, już planował kolejny krok w swoim prywatnym dochodzeniu.
    Dobrze cię widzieć, przyjacielu.Choć przyjaciółmi nigdy nie byliśmy, przeszło mu automatycznie przez myśl, gdy Verner otworzył mu drzwi i wpuścił go do środka po tym, jak zapowiedział się listownie. — Przychodzę z wizytą, by nadrobić stracony czas po tym, jak mnie nie było — skłamał z uśmiechem na ustach, pokazując mu butelkę wina, którą postanowił go przekupić. — Nie przychodzę z pustymi rękoma. jestem kulturalnym człowiekiem. — Postawił butelkę na stoliku, mając nadzieję, że Forsberg ją otworzy i przyniesie kieliszki. — Dobrze, zbliżam się werszcie ku końcowi. Ostatnie poprawki i będę mógł się obronić. — Nie przyszedł tutaj, by prosić o pomoc Vernera w przypadku pracy, choć przy okazji, zupełnie przypadkiem, potrzebował jego przysługi. O ile dobrze pamiętał — był mu ją winny jeszcze przed wyjazdem. — Pomógł, ale słyszałem, że nie tylko mi. Tobie również, Vernerze.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    - Ciebie również, przyjacielu. - rozciągnął usta w wyćwiczonym i przekonującym uśmiechu, ale starał się tchnąć w słowo przyjaciel tyle jadu, ile (i miał nadzieję, że sobie tego nie dopowiedział) włożył w nie Björn. Albo więcej. Chciał być najlepszy w każdej, nawet najgłupszej konkurencji i czasami już sam nie wiedział, czy rywalizuje z Björnem o bycie najlepszym alchemikiem w Kenaz czy z resztą świata o bycie największym rywalem Björna. Co gorsza, często miał wrażenie, że jego zwycięstwo w obu tych kategoriach wcale nie jest oczywiste. Uniósł lekko brwi, widząc butelkę wina, bo nie spodziewał się po rywalu takiego gestu. Czy to jakaś nowa gra? - a jeśli tak, to dlaczego nie poczuł ekscytacji, tylko nikłą ciekawość?. Nie, próba upicia go uwłaczałaby inteligencji Björna i właściwie nie miał ochoty pić nawet odrobiny. Starał się unikać wszystkiego, co nasilało senność i objawy menady, choć wcale nie ograniczył lekcji zakazanej magii — mimo, że wywoływane nią zmęczenie nieporównywalnie szkodziło mu bardziej od lampki wina.
    - Dziękuję, to najlepszy rocznik. - przechylił lekko głowę, widząc jak Björn kładzie butelkę na stole zamiast oddać mu ją do rąk, skąd mogłaby powędrować do piwniczki. - Może powinienem je zostawić na specjalną okazję? - zagaił z udawaną naiwnością, licząc na to, że drażnienie się z Guildensternem i perspektywa demonstracyjnego wyniesienia prezentu z pokoju poprawią mu nieco humor, jak zwykle.
    Ku własnemu zdziwieniu, poczuł jedynie pustkę. Jakby miniony czas zmienił w nim coś więcej niż możliwość nieskrępowanego używania magii, jakby już dawno był — obydwoje byli? — innym człowiekiem niż w Kenaz. Rozdrażniła go ta myśl, bo z obecnej pozycji tamte czasy zdawały się dobre. Był wtedy zdrowszy i weselszy i nie stał nad grobem swojego dziecka, ale nie będzie o tym myślał i choć od dziecka czuł się trochę inny i uważał na każde słowo, to dopiero teraz stawka była bardzo wysoka, a poczucie wyobcowania boleśnie prawdziwe. Odnowił kontakt z Asterin, wprowadzającej go w arkana zakazanej magii, ale Eggen była tak daleko od jego dawnego i obecnego życia, jak to tylko możliwe. Sirkku od lat oferowała mu wsparcie, ale po swojemu. Czasami wydawała się tak odrealniona i pogodzona z samotnością, że Verner wątpił czy w ogóle zauważyłaby społeczny ostracyzm i to on czuł się w obowiązku ją chronić (choć zapewne niepotrzebnie, bo to ona miała w ukrywaniu się więcej doświadczenia).
    W kontekście odnajdywania się w nowej rzeczywistości, godzenia obowiązków klanowych ze swoim nowym sekretem, czy nawet zwykłej męskiej przyjaźni faktycznie był samotny, o czym starał się nie myśleć i o czym przypominały mu irytujące pytania lekarzy tłumaczących mu jak ważne jest wsparcie kogoś zaufanego w leczeniu menady. Choroba byłaby dogodną wymówką, by nie napić się z Björnem i już wielokrotnie używał jej do unikania własnej rodziny, ale duma nie pozwalała mu przyznać się do słabości przed Guildensternem. Dlatego niechętnie wyjął kieliszki i korkociąg, a potem bardzo nieśpiesznie otworzył butelkę.
    - W takim razie kiedy będę mógł ci pogratulować? - zapytał z udawaną serdecznością, doskonale wiedząc z własnego doświadczenia, że od samego pisania doktoratu bardziej stresujące są jedynie pytania o termin obrony doktoratu. Spojrzał wprost w oczy Björna, spodziewając się znajomej satysfakcji, ale znów miał wrażenie, że albo Guildenstern uodpornił się na jego szpile, albo że jego samego przestały bawić. W dodatku zaalarmowało go coś w pytaniu Björna — albo ton głosu rozmówcy albo fakt, że wcale nie zrozumiał tej jego aluzji. O co mu chodziło z tym ostatnim rokiem? Nie wziął nawet pod uwagę tego, że Guildenstern mógł pić do tego, co naprawdę zmieniło się u niego w ciągu ostatnich miesięcy. Zwariowałby, gdyby roztrząsał takie sprawy. Oczywiście, poczuł się nieco zaalarmowany, paranoja po zaślepieniu prędko (nigdy?) go nie opuści, ale w Kruczej Straży obserwował czasem przesłuchania z sadystycznej ciekawości i próbując nauczyć się jak najwięcej (dla siebie, nie w obywatelskiego patriotycznego obowiązku).
    Tłumaczą się tylko winni, boją się tylko winni.
    - To osobliwy sposób upewnienia się, czy podniosłem się po śmierci żony - i córki, powinieneś to dodać aby zabrzmieć jak normalny człowiek - i córki - dodał niechętnie, wiedząc, że słowa ledwo przechodzą mu przez gardło. Wolał kłamać o żałobie, którą samemu wyreżyserował niż mówić o tej, z którą nie chciał się konfrontować. Dopisał swój dyskomfort do długiej listy wyimaginowanych przewin Björna wobec własnej osoby, choć gdyby się nad tym zastanowił, to żadna z tych przewiń tak naprawdę nie bolała. - Ale chyba jest lepiej, o ile kiedykolwiek będzie lepiej. - westchnął ciężko, jakby zastanawiał się nad tym po raz pierwszy i nie używał tej starannie wyreżyserowanej kwestii wobec każdego rozmówcy, którego chciał wprawić w dyskomfort i zniechęcić do dalszych pytań o to, co u niego. - Przejdźmy do konkretów, co u ciebie? - zapytał, nieśpiesznie rozlewając do kieliszków wino.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Choć nigdy nie można było ich nazwać przyjaciółmi, istniało między nimi coś więcej niż zwykła znajomość. Choćby w tych krótkich chwilach milczenia, gdy spojrzenia zderzały się w kącikach pomieszczeń, odzwierciedlając nieuchwytną więź, która mogłaby kiełkować  w innych okolicznościach. Ich drogi splatały się na przestrzeni wielokrotnie, prowadząc do momentów, gdy światy, które reprezentowali, choć odległe, zdawały się łączyć w subtelny sposób. Rozumieli się w tajemniczym języku alchemii, gdzie przekazywane gesty i spojrzenia mówiły więcej niż tysiąc słów. Obaj wywodzili się z szanowanych rodzin, choć lojalność rodzinna kładła ich na przeciwnych biegunach konfliktu. Nawet gdy ich ścieżki zbiegały, nigdy nie odważyliby się publicznie przyznać do tego, co łączyło ich poza granicami przyzwoitości. Pozostawali obcy dla świata, choć była między nimi pewna tajemnicza więź, która nie chciała umrzeć. Podszyta rywalizacją, nie pozwalała Björnowi na to, by przestał się interesować losem Vernera. Choć był jego przeciwnikiem, czego nie bał się na głos przyznać, to nie bez powodu zyskał to miano. Był dobry, wyjątkowo dobry w swoim fachu, co niekiedy nawet przerażało Björna.
    Proszę bardzo. — Nie mógł przyjść z pustymi rękoma. Jako Guildenstern wiedział, co należy przynieść, nawet jeśli Forsberg się tego po nim nie spodziewał. — To zależy od ciebie. Nie przyszedłem tutaj, by cię upijać, ale jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie się napiję. — W kącikach ust Björna mignął krótki uśmiech, gdy spojrzał na Forsberga, czekając na jego reakcję. Był gotów na każdy obrót sytuacji, ale wiedział, że nawet najmniejszy gest może czasem zyskać ogromne znaczenie — zwłaszcza teraz, gdy szukał odpowiedzi na swoje pytania. Plotki, które słyszał w ostatnim czasie w Przesmyku Lokiego, dawały mu do myślenia, a wszystko wskazywało na to, że Verner Forsberg wcale nie był taki święty, jak mogło się wydawać. Umysł Guildensterna pracował na najwyższych obrotach, gotowy na każdą możliwość, która mogła rzucić światło na to, co tak naprawdę działo się wokół niego. — Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to w lipcu możesz złożyć mi gratulacje. — Kątem oka rozejrzał się po mieszkaniu, by wzrokiem niespodziewanie wrócić do Vernera.
    Nie będę roztrząsał twoich prywatnych spraw. — Zaczynał się jednak zastanawiać, jak wielki miały one wpływ na podejmowane przez niego ostatnio decyzje. Musiał działać ostrożnie, zbierać informacje i obserwować. Próbował zachować pozory normalności wobec Forsberga, choć doskonale wiedział, że nic już nie będzie takie samo, jeśli Verner — tak, jak Björn — okaże się kolejnym klanowym zdrajcą. — Jest mi oczywiście przykro z powodu tego, co się wydarzyło — dodał na wszelki wypadek Guildenstern, obserwując jak Verner nalewa wina. Nie chciał zabrzmieć zbyt obojętnie, ale nie zamierzał go też w żaden sposób pocieszać. — U mnie... Na pewno mniej tragicznie. Radzę sobie, chociaż ciężko było wrócić do Midgardu.  — Wzniósł niemy toast, patrząc wymownie na mężczyznę. — Wiesz, odnaleźć się na nowo w tej rzeczywistości. Ludzie wiele mówią. Plotkują. Pewnie się przyzwyczaiłeś. — Uniósł sugestywnie brew, starając się go uraczyć bardziej ogólnikami niż oskarżeniami.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    - Jeśli częściej byś z nami imprezował, wiedziałbyś, że trudno mnie upić. - zripostował albo zażartował (lubił zacierać tą granicę) i przy okazji skłamał (bo teraz nie mógł pić tyle, co na studiach, w pełni zdrowia). Jego słowa były ostre, jak zwykle. Przywołany na twarz uśmiech zdawał się za to nieco bledszy niż ten, który Björn mógł kojarzyć przynajmniej z widzenia ze studenckich prywatek. Jakieś sześć-siedem lat temu Vernera wszędzie było pełno, a bawił się głośno i widowiskowo. Choć obydwoje pochodzili z magicznych klanów i w teorii mogliby spędzać czas razem, to Forsberg i tak wybierał imprezy w innym kręgu niż Björn, odwzorowując zresztą nieprzychylne relacje ich rodzin. Otaczał się wtedy głównie osobami, dla których ojciec kazał mu być miłym albo pochlebcami. Przyjaźnie z galdrami z tamtego kółka wzajemnej adoracji nie przetrwały próby czasu, ale już przed laty tamci koledzy i koleżanki go irytowali. Byli nudni, a utrzymywane z nimi relacje były fałszywe. Nie lubił ich chyba, ale w mdły i szary sposób. Nielubienie Björna (z perspektywy czasu, czy aby na pewno go nie lubił?) zdawało się wtedy świeższe, wręcz ekscytujące. Udawał sympatię dla przyjaciół rodziny tak długo, że odświeżająco było nie musieć tego robić wobec członka wrogiego Forsbergom klanu.
    - Napijmy się. - zadecydował, wiedziony głównie ciekawością. Choć ich drogi raz po raz przecinały się w laboratorium, choć czasami zerkali na siebie porozumiewawczo podczas wykładów, choć odbyli wiele mniej lub bardziej złośliwych rozmów o alchemii, choć bywali czasem w tym samym barze (ale osobno, a Verner łapał się na tym, że mimowolnie szuka czasem wzrokiem Guildensterna, wiedząc, że choćby wymiana ripost z rywalem byłaby ciekawsza od słuchania trajkotania dziewcząt lub rozmów o sporcie kolegów), to chyba nigdy nie pili sam na sam.
    Nie był jednak tak naiwny by uwierzyć, że Björn przyszedł tutaj tylko w celach towarzyskich. Chciał sprawdzić, co u niego? Nie zdziwiłyby go odwiedziny kogoś z zaprzyjaźnionego z Forsbergami klanu — wysłanego tutaj przez własną rodzinę lub z własnej inicjatywy, by okazać życzliwość wobec zaszytego w domu wdowca. Guildensterna nikt tu jednak nie przysłał, ewidentnie nie przyszedł też tutaj go pocieszać. Nie pasowało to do niego, a Verner wcale nie chciał pocieszenia i skwitował kondolencje kurtuazyjnym skinieniem głowy.
    - Zatem pogratuluję ci w lipcu i z chęcią przeczytam pracę. - odezwał się, ale nieco nieobecnie. Ciekawił go doktorat rywala, ale był skupiony na obserwowaniu Björna, który zdawał się skupiony na obserwowaniu jego i jego mieszkania. O co tu chodziło? Nie miał pojęcia, a nie lubił gier, w których nie znał zasad. Wiedział, jak wygląda rywal gdy koncentruje się na trudnej zagadce alchemicznej i coś w wyrazie twarzy Björna podpowiadało mu, że Guildenstern myśli nad czymś intensywnie. Ale nad czym? Skrzyżowali spojrzenia nad toastem, a kurtuazje i rozmowy o niczym wreszcie się skończyły. Tyle, że Björn wcale nie przeszedł do konkretów, a do... aluzji? Ale do czego, do cholery, mógł nawiązywać? Uniósł lekko brwi, udając, że nie wie o czym Guildenstern mówi (właściwie to naprawdę nie wiedział, więc udawał głównie zimną krew; niewiedza potwornie go frustrowała), a jego umysł zaczął pracować na najwyższych obrotach. Podejrzenia pomknęły w różne strony, ani na moment nie dotykając jednak Przesmyku Lokiego. Verner wiedział, że ryzykuje, ale bardzo starał się zachować dyskrecję i zakładał, że najprędzej dowie się o nim ktoś, kto fizycznie bywa w Przesmyku. Björna nawet o to nie podejrzewał. Nie miał powodu bywać… w takich miejscach.
    - Nie wmawiaj mi, że wystarczył rok byś odzwyczaił się od klanowych plotek. - uśmiechnął się, chcąc kupić sobie trochę czasu. Plotki, ludzie, klany, do czego Björn nawiązywał?
    Pierwszą i najbardziej niebezpieczną myślą, jaka mu się nasunęła była sprawa samobójstwa żony. Zadbał o to, by nikt nie domyślił się, że to trucizna, ale Björn jako jedyny zdawał się rozumieć zarówno alchemię jak i zapał do alchemii samego Vernera. W teorii nie spodziewał się, by Guildenstern interesował się jej losem, ale jeśli ktokolwiek spoza Przesmyku mógł domyślić się, że Forsberg zacznie kiedyś tworzyć trucizny — to był to on. Pewnie mógłby nawet zgadnąć jaką. Jego nieobecność w mieście sporo ułatwiła, gdy Verner podjął decyzję o podawaniu Reginie Wdowiego Śmiechu. Björn wrócił do Midgardu zbyt późno by móc znaleźć jakiekolwiek dowody, ale Forsberg i tak poczuł dyskomfort wywołany myślą, że Björn może go o coś podejrzewać. Czy to dlatego przyniósł mu własne wino, bo obawiał się trucizny?
    Postanowił się bronić, a najlepszą obroną jest atak.
    - A może chcesz spytać jak radzę sobie z tym, że od roku nie miałem głowy do publikowania naukowo? - uśmiechnął się jadowicie znad kieliszka. - Przekonać się, że w tym roku nie aplikowaliśmy znowu o ten sam grant na wyjazd na konferencje? Nawiasem mówiąc gratulacje, wygrasz go skoro nie startuję. - dodał. - Albo zebrać nowe plotki dla swoich znajomych, o tym jak kariera naukowa Vernera Forsberga stanęła w miejscu? - zarzucił mu. - Wiem, co o mnie mówią - celowo skierował temat na fałszywych przyjaciół, na środowisko akademickie, na własny zastój; tematy jak najdalsze od życia prywatnegp - ale faktycznie, nikt nie proponował mi za to toastu. Śmiało, Guildenstern, dam ci tą satysfakcję, wypijmy za mój zastój i twoje sukcesy. - i wypił, próbując udać na raz kogoś obrażonego oraz pogodzonego z tymczasową porażką. W jego oczach brakowało jednak zwyczajowego ognia, który towarzyszył mu gdy mówił o swoich naukowych pasjach — a ludzie tacy jak Verner i Björn nie rezygnowali przecież ze swoich pasji, o ile nie zastępowali ich innymi zainteresowaniami. Determinacja, z jaką skierował rozmowę akurat na naukowe tory świadczyła o tym, że nie miał pojęcia o jakich plotkach mówi Björn. Ktoś podejrzany o bycie ślepcem—lub podejrzewający o to kogoś innego—broniłby się przecież inaczej.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Być może. — Verner i Björn, z oczywistych względów, obracali się w różnych towarzystwach, nawet jeśli pozornie niemal wszyscy z ich kręgów byli członkami Rady. Niekiedy jednak różnice między liberałami a konserwatstami zdawały się być nie do pogodzenia — w czasie studiów Forsberg był blisko z tymi, którzy byli przychylni jego klanowi, podobnie jak Björn był blisko związany z ludźmi z Przymierza Pierwszych. Mimo że czuł, że nie do końca tam pasował, to zgrywał na co dzień idealnego dziedzica, by nie zawieść rodziny. Kiedy Verner był wszędzie i bawił się głośno i widowiskowo, Guildenstern starał się nie wzbudzać kontrowersji, trzymając się z dala od publicznych skandali i skupiając się na swoich obowiązkach. Chociaż pozornie przestrzegał zasad konserwatywnych, w jego sercu coraz bardziej kiełkowała tęsknota za wolnością i otwartością umysłu. Wewnątrz drzemała walka między lojalnością wobec tradycji a pragnieniem osobistej niezależności. Ta wewnętrzna rozterka sprawiała, że ​​Guildenstern często zamyślał się nad sensem swojego życia i swoją przyszłością, popychając go do tego, by wreszcie opuścić Midgard i poznać smak nieznanego mu świata.
    Będzie mi miło. — Było w jego uśmiechu coś fałszywego, podobnie jak w ich relacji, podszytej mniejszymi lub większymi złośliwościami. Choć słowa Björna brzmiały kulturalnie, głęboko w sercu czuli obaj, że ta uprzejma fasada ukrywała wiele nierozwiązanych konfliktów i zakamuflowanych uczuć powstałych jeszcze w czasach studenckich. Ich relacja była jak gra pozorów, w której każde z nich odgrywało swoją rolę z determinacją, ale jednocześnie z ukrytym niepokojem. W towarzystwie osób trzecich często wymieniali się uprzejmościami i życzliwościami na zewnątrz, ale wewnątrz tkwiła nieuchwytna atmosfera napięcia i nieufności. — Z chęcią ci ją pokażę. Jestem ciekaw, co o niej myślisz, choć zgaduję, że ekwilibrystyka alchemiczna nigdy nie była w okręgu twoich zainteresowaniach. W przeciwieństwie do toksykologii. — Był Forsbergiem z krwi i kości, a co za tym szło — miał naturalny talent do wszystkiego, co było związane z truciznami; z kolei Guildenstern od najmłodszych lat wykazywał talent do części alchemii, która była nieco bardziej zapomniana i niedoceniana przez świat, choć praktykowana przez największych mistrzów alchemii ostatnich epok.
    Cóż… Wiesz, jak jest. Tutaj znają nas wszyscy, poza granicami Skandynawii — niekoniecznie — zaczął ostrożnym głosem Björn, upijając łyk czerwonego wina, wznosząc przy okazji niemy toast za jego sukcesy. — Od klanowych, nieklanowych, wszyscy plotkują, bez względu na to skąd, pochodzą. — Niezależnie od przynależności klanowej czy statusu społecznego, wszyscy byli podatni na rozprzestrzenianie się plotek, które były niczym jak wirus przenikający przez wszystkie warstwy społeczne. Nawet ci, którzy usilnie starali się trzymać z dala od plotek, nie byli w stanie się przed nimi uchronić. — Och, już nie bądź taki dramatyczny, Vernerze — skwitował krótko Björn, słysząc jego słowa. Nie interesował go zastój w jego publikacjach czy to, że przestał udzielać się naukowo; chciał się dowiedzieć czegoś więcej. — Żałoba żałobą, ale nie chcę wierzyć, że ostatnie miesiące spędziłeś na nicnierobieniu. To do ciebie niepodobne. Znam cię. Czy tego chcesz, czy nie. Słyszałem co nieco... Coś… O truciznach? — zaryzykował, chcąc sprawdzić plotki z Przesmyku.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    Odwzajemnił fałszywy uśmiech, ale nieco mniej promiennie niż miał w zwyczaju. Tak, jak samemu od lat próbował uodpornić się na niektóre trucizny, tak Björn musiał uodpornić się w trakcie studiów na jego drobne złośliwości. Odbierało to im smaku, jakby spokój Guildensterna neutralizował toksynę jadowitego głosu Vernera. Tym gorzej, że te rozmowy wciąż były bardziej ekscytujące od większości obowiązków towarzyskich Forsberga. Może dlatego, że Björn jako jeden z nielicznych (jedyny?) zdawał się rozumieć alchemię na tych samych falach — nawet Siri, która też miała do niej talent, zdawała się mieć więcej serca do magii runicznej. A przy Asterin Vernerowi trudno było się skupić na alchemii.
    - Och, z żywym zainteresowaniem przeczytam twój doktorat niezależnie od jego tematu. - machnął lekko ręką, z kurtuazyjnym uśmiechem. - Jaki byłby ze mnie kolega i doktor, gdybym uznawał niektóre dziedziny za mniej interesujące? - zapytał retorycznie. Odłożył na moment kieliszek, splótł ramiona i spojrzał na Björna z uwagą. - Masz rację, ekwilibrystyka zdaje się daleka od toksykologii - choć czy na pewno? Był przekonany, że wśród badania zapomnianych receptur znalazłyby się zapomniane trucizny. - ale mylisz się, uznając, że mnie nie interesuje. - wręcz przeciwnie, choć nigdy się w nią nie zagłębił to ostatnio interesowało go wszystko, co zapomniane. Magia zakazana, rytuały, hipnoza, tonący chwyta się brzytwy, a Verner zaczął rozważać czy gdyby na szali leżało wyleczenie menady eliksirem to przełknąłby swoją dumę i poprosił Björna o pomoc. Pewnie tak, na razie powstrzymywało go tylko to, że lekarstwo raczej nie znajdowało się w alchemii. - To... ciekawe, że zdecydowałeś się akurat na tak niestandardowy temat. Myślisz, że zostaniesz po tym jako wykładowca na Kenaz czy zaczniesz działać na własną rękę? - jeszcze kilka lat temu, przed własną diagnozą, wbiłby Björnowi tym pytaniem szpilę. Tematy doktoratów zawsze były drażliwe dla doktorantów, których praca nie mogła być ani zbyt banalna ani nazbyt niszowa. Ekwilibrystyka alchemiczna aż prosiła się o przykre żarty (toksykologia zresztą też, własny ojciec Vernera spytał go o to czy jest pewien, że jest w stanie wnieść do tematu coś nowego, skoro wszystko zostało już przebadane), ale tym razem słowom Forsberga brakło zwyczajowego jadu i Björn mógł wyraźnie zauważyć tą zmianę.
    Forsberg też zauważył zmianę w tonie Guildensterna, gdy zaczęli rozmawiać o plotkach. Nigdy nie rozmawiali w taki sposób, Björn nigdy nie miał tak skupionej miny gdy dywagował o czymś innym niż alchemia, a Verner prawie nigdy nie czuł się tak niepewnie. O co, do cholery, mu chodziło?
    - Nie mów mi, że wyjechałeś na rok aby odpocząć od plotek. - roześmiał się sztucznie, głównie po to, by rozbroić jakoś ten niezręczny temat. Potem spoważniał jednak i zmrużył lekko oczy. - Ale właściwie zawsze intrygowało mnie dlaczego wyjechałeś? - gdyby nie wyjazd, Björn też byłby już doktorem. Verner wiedział, że naukowego rozpędu lepiej nie przerywać jakimiś wyjazdami, nawet pomimo zmęczenia. Początkowo podejrzewał Guildensterna o zwyczajne wypalenie, może nawet mu tego życzył — ale nie widział przed sobą człowieka zmęczonego ani człowieka, który uciekł poza Skandynawię z powodu ekwilibrystyki alchemicznej. Naprawdę był ciekawy, nawet jeśli nie przyznałby na głos, że brakowało mu obecności Björna w Kenaz (choć ostatnio i tak bywał tam sporo rzadziej).
    - Nie wmawiaj mi zatem, że naukowy zastój to nie dramat. - podniósł kieliszek i z przekory postanowił być jeszcze bardziej dramatyczny. Nie tkwił co prawda w żadnym zastoju, bawił się doskonale eksperymentując z różnymi truciznami — było coś bardzo wyzwalającego w ich tworzeniu, coś o wiele bardziej kreatywnego od ich badania — ale o tym Guildenstern nie mógł wiedzieć… prawda?
    - Zajmowałem się hodowlą tulipanów, to bardzo terapeutyczne. - odparował dość chłodno. Głównie tych czarnych o postrzępionych brzegach, które nazwał na cześć Asterin; ale i różnobarwnej odmiany wyhodowanej na cześć córki o której próbował nie myśleć i wszystkich drobniejszych odmianach nad którymi eksperymentował. Niedawno wreszcie zobaczył białozielonkawe pąki, które kojarzyły mu się z Siri. Mimowolnie zaczął zastanawiać się, jak wyglądałby tulipan kojarzący mu się z Björnem, ale szybko odpędził tą myśl, nie byli przecież sobie tak bliscy.
    Ku własnej irytacji, i tak zdążył wyobrazić sobie smukłą odmianę o nieco trójkątnych płatkach; jasnych i ciemniejących bliżej krawędzi. Zamrugał prędko, gdy rozbrzmiały kolejne słowa Guildensterna, aż nazbyt wymowne i niepokojące i niemalże absurdalne.
    Wino niebezpiecznie zakołysało się w kieliszku, a Verner raptownie odstawił go na stół gdy uświadomił sobie, że zaledwie sekunda dzieliła go od rozlania trunku. Zamrugał i zacisnął za plecami dłoń w pięść na tyle mocno, by wbić paznokcie w skórę. Chciał się przekonać, że nie wyśnił sobie części tej rozmowy, ale Björn stał przed nim realny jak zwykle i patrzył na niego wymownie.
    - Badam trucizny przez całe życie, czy to naprawdę plotka? - kupił sobie jeszcze kilka sekund namysłu, świdrując go wzrokiem. Ostatnie miesiące, mówił o miesiącach. Nie mogło chodzić o śmierć Reginy, to było zbyt dawno. Ale gdzie mógł usłyszeć coś innego i co? Verner faktycznie zaczął sprzedawać trucizny, dyskretnie (nie dość dyskretnie?) oferując swoje usługi w Przesmyku pod fałszywym nazwiskiem — ktoś, kto znał dobrze jego i jego pracę (jak Björn) mógłby przypisać Forsberga do wysokiego bruneta o innych personaliach, ale ten ktoś samemu musiałby bywać w podejrzanym towarzystwie. A nie podejrzewał o to (prawie) idealnego dziedzica Guildensternów.
    - Nie przyszedłbyś tu mnie szantażować. - uświadomił sobie nagle, a jeśli już, to nie w ten sposób. Ja też dobrze cię znam. - Więc co, chcesz spytać o jakąś truciznę? A może wypiłeś coś dziwnego? Nie jesteś toksykologiem, ale jesteś zdolny, Björn - chyba pierwszy raz w życiu go skomplementował - więc z tym też poradziłbyś sobie sam. Co słyszałeś i dlaczego przyszedłeś prosto do mnie? -  a nie do jarla albo na Kruczą Straż albo cholera wie gdzie? Nie zdementował jeszcze plotek, najwyżej zajmie się tym później. Zżerany ciekawością, postanowił zaryzykować.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Wierzę, Vernerze, że nie omieszkasz się podzielić swoim zdaniem na temat mojego doktoratu. — W ich relacji podstawą była rywalizacja podszyta złośliwością. Niełatwo było im się przyznać do wspólnych cech bądź uznać równość — a co dopiero wyższość — drugiej osoby. Wydawać by się mogło, że każde ich spotkanie było swoistym polem bitwy, gdzie słowa były bronią, a złośliwość — tarczą. Wypowiedź o doktoracie była dla młodego Guildensterna jak rzucenie rękawicy na stół. Każde z nich wiedziało, że ocenienie pracy naukowej drugiego stanowi nie tylko intelektualne wyzwanie, ale także kolejną okazję do zademonstrowania swojej wyższości względem drugiej osoby. — Każdy z nas specjalizuje się w czymś innym, ale masz rację, być może się mylę. Być może wcale cię nie znam — próbował go prowokować od samego początku, nawet gdy rozmowa dotyczyła pozornie błahych i nic nieznaczących tematów. — Z tego, co ostatnio słyszałem, w Kenaz od jesieni będzie nowy wakat, ale czy zostanę — czas pokaże. Nie mówię nie. — Pozwolił sobie skupić całą swoją uwagę na jego twarzy prezentującej kurtuazyjny uśmiech. — A ty, nie myślałeś o tym, by wrócić? — zapytał Björn, podejrzewając, że ich powrót do Kenaz mógłby co najwyżej przyspieszyć sam Ragnarök.
    Chciałem spróbować czegoś innego — odparł zgodnie z prawdą, nie siląc się szczególnie na kłamstwa. — Całe życie między Bergen a Midgardem... W pewnym momencie człowiekowi zaczyna doskwierać rutyna. — Możliwość poznania nowych, bliżej nieznanych mu kultur, spotkania ludzi z różnych zakątków świata, nauka w zupełnie innym środowisku — wszystko to wydawało mu się niezwykle ekscytujące i fascynujące, gdy na horyzoncie pojawiła się możliwość wyjazdu na stypendium naukowe, co idealnie zbiegło się z momentem, kiedy jego potrzeba zmiany osiągnęła punkt krytyczny. Guildenstern przeczuwał, że jeśli nie wyjechałby w tamtym momencie, to już nigdy nie zdobyłby się na odwagę, aby wyrwać się z utartych schematów. — Ale nie wiem, czy ty to akurat zrozumiesz. — Verner, w przeciwieństwie do Björna, wywodził się z liberalnej rodziny, która była otwarta na nowe idee i ceniła wolność wyboru, co kontrastowało z bardziej konserwatywnym podejściem Guildensternów. — Zawsze wszystko uchodziło ci płazem — wytknął mu głosem, w którym dało się usłyszeć nutkę zazdrości, choć równie dobrze można by to samo powiedzieć właśnie o nim.
    Terapeutyczne? — Jego reakcja na twarzy mówiła sama za siebie. — Chyba raczej nudne. — Nie miał pojęcia, czy to, co mówił było prawdą, lecz podejrzewał Vernera o więcej, zwłaszcza po tym, co mówiło Magisterium. — Badasz, ale nie wiedziałem, że je rozprowadzasz. Teraz albo nigdy, przeszło mu przez myśl, chcąc wybadać reakcję ze strony Forsberga. — Nie przyszedłem cię szantażować. — Odstawił kieliszek wina na stolik, po czym podniósł się ze swojego miejsca. — Ale wiem, kim jesteś. Kim się stałeś. Jesteś zgnilizną, Vernerze. Nie ukryjesz przede mną niczego. — Nie miał pewności, co do słów Magisterium, choć musiał postawić wszystko na jedną kartę, by dowiedzieć się prawdy, czy Forsberg stał się ślepcem. A zgnilizna w słowniku galdrów była właśnie oficjalnym synonimem ślepców.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    - Oczywiście, wszak nauka — w przeciwieństwie do towarzyskich kurtuazji — winna dążyć do prawdy, a szczery dyskurs jedynie ją rozwija. - rzucił z pozoru lekko, choć nie byłby sobą, gdyby nie wplótł w te słowa złośliwości. Wobec Björna, nauki, ale przede wszystkim kurtuazyjnych, klanowych konwenansów. To one kazały im współistnieć w sztywnych ramach, to one zdawały się nawet narzucać z kim spędzali wolny czas na studiach. Kpił teraz, udając powagę, ale gdzieś pod maską krył prawdziwą szczerość. W głębi duszy naprawdę cenił naukę i to, że oferowała im przestrzeń zarówno na dyskusje w ogóle (czy w innych okolicznościach niż Kenaz i alchemia, poznałby tak dobrze Björna Guildensterna?), jak i strzęp prawdy w świecie pełnym pozorów. Fałszywe uprzejmości były nieodłączną częścią rodzin, w jakich się wychowali i Verner miał czasem wrażenie, że jedynie w pracowni alchemicznym może odetchnąć względnie świeżym powietrzem.  Względnie, bo wśród śmierdzących oparów unosił się też ciężar oczekiwań stawianych mu przez ojca. Czasami zazdrościł Björnowi tego, że jego rodzina nie zajmuje się tradycyjnie alchemią i że może pracować tylko na swoje imię i nazwisko zamiast nieść na barkach osiągnięcia i reputację całego klanu. Rzecz jasna, nigdy nie przyznałby się do tego głośno, w zamian z upodobaniem podkreślając wielkość dziedzictwa Forsbergów.
    - Być może. - na kolejne słowa Björna zareagował nieco bardziej lakonicznie niż zwykle, być może dlatego, że wyczuwał wymowny ton prowokacji — zdającej się rozlewać poza wygodne granice świata alchemii, ale dlaczego? Nigdy nie zadali sobie trudu, by poznać się lepiej poza kontekstem naukowym i klanowym, co Björnowi nagle odwaliło, skąd ta wizyta i to wino?
    - Myślałem. - uraczył Björna półprawdą i półkłamstwem, wzruszając ramionami. Czasami łapał się na nostalgii za Kenaz, ale nie był pewien na ile była to chęć powrotu, a na ile tęsknota za prostotą dawnych dni. Chętnie przyjmował zaproszenia na gościnne seminaria, czasami z obowiązku odwiedzał wykłady własnego ojca. Nie myślał jednak by wrócić na poważnie, nie miał na to czasu — pochłaniały go inne, zgniłe zainteresowania. - Rywalizowalibyśmy wtedy o jeden wakat. - wytknął, uśmiechając się drapieżnie. Perspektywa powrotu nagle zdała się mniej nudna, ale Verner nie był pewien, czy brakuje mu uczelni czy rywalizacji z Björnem. Spoważniał, słuchając o znużeniu rutyną Guildensterna, bo na jakimś poziomie to rozumiał — by zaraz usłyszeć, że nie rozumie. Nie mógł się już powstrzymać i przewrócił oczyma.
    - Najpierw wytykasz mi, że nie rozumiem ekwilibrystyki alchemicznej - no dobrze, na pewno nie rozumiał tego tak dobrze jak Björn, (a właściwie to chodziło o zainteresowanie, nie zrozumienie, ale lubił odwracać kota ogonem), ale potrafił czytać cudze doktoraty ze zrozumieniem! - A teraz, że nie ciekawi mnie odejście od rutyny? Jeszcze pomyślę, że chcesz obrazić moją ciekawość naukową i ciekawość świata. - zauważył, nie spodziewając się, że ta wymiana zdań będzie zaledwie preludium do momentu, w którym Björn prawdziwie go obrazi. - Nie dramatyzuj, Guildenstern. - powtórzył po nim jego własne słowa, bo choć kilka lat temu wychwycona w głosie rywala zazdrość napełniłaby go satysfakcją, to dziś wybrzmiewała gorzko. Jesteś zdrowy, zapewne nie zaznałeś jeszcze prawdziwej straty, jesteś dziedzicem, a nie ślepcem - wyliczał gorzko w myślach, ale jego riposta była raczej ugrzeczniona: - Tobie uszło płazem wybranie kariery nietypowej dla swojego klanu. - i choć nie zamieniłby badania trucizn na nic innego (poza ich robieniem) to może tego, tej wolności wyboru, też trochę mu zazdrościł.
    - Widać, że nigdy nie hodowałeś tulipanów. - jeśli Björn chciał go obrazić to właśnie mu się udało, nie były nudne. Jedyna pamiątka po dziecku, o którym bał się nawet myśleć, nie mogła być nudna. - Pewnie nawet nigdy nie widziałeś odmiany ciemnej jak noc, z postrzępionymi jak kły płatkami. - zarzucił mu. - I nie zobaczysz, bo jest tylko w mojej szklarni. Dobry gospodarz by cię tam zaprosił, ale skoro nie jesteś zainteresowany... - wzruszył ramionami, a jego oczy na moment odzyskały dawny ogień i werwę. Tylko na moment, bo Guildenstern naprawdę nie był zainteresowany tulipanami, obnażając wreszcie sens swoich prowokacji. Dobrze, że zdążył odłożyć kieliszek, bo na pewno by się udławił. Przez chwilę spoglądał zresztą na Björna szeroko otwartymi oczyma, jak ktoś, kto boi się że się przesłyszał (albo raczej, znów zasnął na jawie i doświadczył wyjątkowo ironicznych halucynacji). Potem parsknął gniewnie, odsuwając się o krok.
    - Upiłeś się własnym winem, Guildenstern? - wyzywająco uniósł podbródek, oburzeniem chcąc kupić sobie chociaż kilka sekund na namysł. Wymyślić coś sensownego. To niemożliwe - tłukło mu się wokół czaszki i uparcie zajmowało jego myśli, świat zdawał się zwolnić, a serce i oddech przyśpieszyć i pamiętał (bo Siri opisała mu to, rzucając zaklęcie wywołujące lęki), że ludzie chyba w ten sposób odczuwali strach. Bał się porażki naukowej z Björnem, ale nigdy nie sądził, że będzie bać się jego.
    - Obrażasz mnie w moim własnym domu. - własne słowa docierały do niego jak z oddali, gdy próbował sobie wyobrazić co doradziłaby mu teraz Asterin (pozbyć się problemu? Ale jak miał pozbyć się Björna Guildensterna? Ze złością uświadomił sobie, że chyba wcale nie chciał, ale co jeśli musiał?), a co Siri (z pokorą przyjąć swój los? Uciekać? Zadumać się nad sensem dalszej ścieżki?), a gdy ich wyobrażone rady okazały się żałośnie niekonkretne i w dodatku ze sobą sprzeczne, gorzko pożałował, że nie ma zaufanego męskiego przyjaciela wśród ślepców. Potrzebował teraz konkretów, jak nigdy, a w zamian musiał zdać się improwizację.
    Cofnął się o krok i przesunął tak, by zagrodzić Björnowi wyjście. Nie był świadom, że Guildenstern znał już wyraz jego oczu, gdy był nad czymś całkowicie skupiony. Spoglądał teraz na rozmówcę tak samo, jak na wyjątkowo trudny problem alchemiczny, nieświadomie zdradzając mu zbyt wiele — trafność własnych podejrzeń.
    Björn znał go zbyt dobrze, by nie zorientować się, że wbił szpilę głębiej niż zwykle; że niewinny Verner reagowałby zupełnie inaczej i pękał w tym momencie ze szczerego śmiechu.
    - To absurdalne - powiedział o wiele bardziej słabo niż zamierzał, bo choć dla uczciwego galdra te oskarżenia brzmiałyby absurdalnie, to były boleśnie celne. - co dzisiaj robisz. Jeśli miałbyś rację, powinieneś być na komendzie - teraz albo nigdy, czemu n i e m a cię na komendzie? Był przekonany, że Björn z satysfakcją obserwowałby jego upadek z bezpiecznego dystansu zamiast mu go zapowiadać - albo nie pić wina w moim domu. Myślisz, że gdybym miał coś do ukrycia, to nie rozsmarowałbym trucizny na kieliszkach i nie spalił receptury na indywidualnie opracowane antidotum? - nie zrobił tego (ani nigdy nikogo w ten sposób nie zastraszał) ale uświadomił sobie, że to doskonały pomysł. Z pewnością możliwy dla kogoś szalonego i zgniłego, jeśli za takiego uważał go Björn Guildenstern.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Prawda — powtórzył to słowo po Vernerze, skupiając się, by wybrzmiało szczególnie mocno. — Nie tylko nauka powinna dążyć do prawdy, ale też ludzie. — Ponosili jednak klęskę, z Björnem i Vernerem na czele, przyzwyczajonych do klanowych konwenansów, które były fundamentem ich tożsamości. Klanowe zasady często przysłaniały ich zdolność do uczciwości i bezstronności, a w świecie, gdzie każdy krok był nadzorowany przez niewidzialną rękę jarlów, prawda była nieuchwytnym ideałem, często zakopanym pod warstwami intryg i półprawd. — Wygrałby wtedy lepszy, ale wątpię, byś podniósł rękawicę — skwitował gorzko Guildenstern, wsłuchując się w jego dalsze słowa. Björn był świadomy tego, że wiele rzeczy uchodziło mu płazem, co wielokrotnie zarzucał mu Brage, lecz nie lubił myśleć o sobie w ten sposób. — Cóż… Możesz tak pomyśleć, jeśli chcesz — dodał po chwili namysłu, choć Verner jeszcze nie miał pojęcia, jaki w rzeczywistości był prawdziwy powód jego dzisiejszej wizyty. I na pewno nie było nim wysłuchiwanie opowieści na temat terapeutycznego działania tulipanów.
    Nie zdążyłem się jeszcze upić, ale tobie się coś pomyliło, jeśli myślisz, że zwiedziesz mnie jakimiś tulipanami — odpowiedział twardo Björn, czując jak jego palce coraz mocniej zaciskają się na szkle. Jeszcze trochę, przeszło mu przez myśl, gdy zaczął coraz wyraźniej zauważać pierwsze sukcesy swojej prowokacji. Widział jego oburzenie na twarzy; czuł, że osiągnął zamierzony efekt, a jego słowa trafiają w czuły punkt przeciwnika. Młody Guildenstern znał ten wzrok, który potwierdzał tylko trafność podejrzeń śmiało wysuwanych pod jego adresem. — Mnie nie okłamiesz, Forsberg — wyartykułował Björn, a jego głos był jak stal, nieugięty i bezlitosny. Verner swoim ciałem zagrodził mu wyjście z mieszkania, lecz Guildenstern nie ruszył się ze swojego miejsca, nie spuszczając z niego wzroku. Atmosfera wokół nich zgęstniała, a napięcie w powietrzu było niemal namacalne. Każdy oddech zdawał się być cięższy, każdy dźwięk w tle — głośniejszy. — Skąd wiesz, że akurat nie byłem, a Krucza Straż nie czeka za drzwiami na mój znak? — blefował po raz kolejny, siląc się na pewność siebie.
    Gdybyś chciał mi coś zrobić, już dawno by się tak stało. — Verner był mistrzem w swoim fachu i doskonale znał się na truciznach; na pewno lepiej od Björna, który nie przewidział podobnego scenariusza w tej sytuacji. Gdyby zamierzał się go pozbyć, mógłby to zrobić z niebywałą łatwością, dlatego też Guildenstern zmrużył jedynie oczy, próbując trafnie ocenić szczerość swojego rozmówcy. — Ale nie zmienia to faktu, że coś ukrywasz. — Podniósł się wreszcie ze swojego miejsca, zbliżając się wolnym, niespiesznym krokiem w jego stronę. — Izolujesz się od ludzi. Migasz się od czarowania. Co, pewnie nawet teraz nie rzucisz żadnego zaklęcia? — prowokował go coraz bardziej Guildenstern. — Krążą o tobie plotki w miejscach, w których nie powinny. Magisterium, coś ci to mówi? — Liczył na jakikolwiek gest, nawet najmniejszy ruch, który go zdradzi. Wpatrywał się intensywnie w Vernera, starając się dostrzec choćby najdrobniejszą zmianę w jego mimice czy napięciu mięśni.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    Skwitował jego dziwny przytyk — bądź dziwnie filozoficzną, niepasującą do klanowych konwenansów uwagę — jedynie lekkim uniesieniem brwi i nieprawdziwym, sztucznym uśmiechem. - Oczywiście. - rzucił tak lekko, jakby oddychał wypowiedzianym właśnie kłamstwem. Oczywiście, że powinniśmy dążyć do prawdy i to oczywiste, że do niej nie dążymy. Rzadko żałował własnej nieszczerości, nauczywszy się jej równie wcześnie jak nauczył się rozróżniać podstawowe gatunki roślin — gdy tylko zrozumiał, że jest nieco inny od swoich rówieśników. Może wziąłby wezwanie do prawdy na poważniej gdyby wypowiedział je ktoś inny, ktoś kogo Verner mógłby podejrzewać o prostolinijność albo wręcz naiwność. Ale nie Björn, nie dziedzic Guildensternów. Zanim Forsberg oślepł miał wrażenie, że na arenie politycznej pożarliby się jeszcze bardziej niż w pracowni alchemicznej (i na mniej równych warunkach, bo Verner dziedzicem nigdy nie był ani nie będzie), choć z mniejszą dozą satysfakcji — i był wtedy nawet wdzięczny Nornom za to, że mogli się poznać w nieco prawdziwszych okolicznościach. Teraz jednak wiedział już, że ich światy rozplotły się bezpowrotnie, a Norn już od dawna nienawidził.
    - Wątpisz, a jednak próbujesz mnie wybadać. - wytknął z uśmiechem rywalowi, bo rozumiał już, że chyba właśnie to było celem dzisiejszego spotkania. Nie rozumiał jednak, co chciał wybadać Björn i że wakat w Kenaz wcale się dzisiaj nie liczył.
    - Nie są jakieś - wystąpił w obronie tulipanów nieco żarliwiej niż zamierzał, ale szybko zacisnął usta, przypomniawszy sobie, że rozmawia z rywalem, a nie z przyjacielem. Ilmari nie zrozumiałby mojego doktoratu, ale zrozumiałby tulipany — przemknęła mu przez głowę nieproszona myśl i nagle poczuł się w tym wielkim salonie bardzo osamotniony, ale prędko odegnał wszelkie sentymenty, bo musiał się skupić. Zwłaszcza, że na początku spotkania nie zakładał nawet, jak daleko posunie się Björn i ile silnej woli będzie musiał dziś z siebie wykrzesać aby utrzymać pokerową twarz. Zastąpił gościowi drogę do wyjścia i obserwował go czujnie, usiłując nie dać po sobie poznać nagłego stresu. Uświadomił sobie — z opóźnieniem — że być może nigdy nie doceniał w pełni Björna, albo nigdy nie zobaczył go takiego jak dzisiaj. Ich temperamenty spotykały się czasem we wspólnej pasji do alchemii, ale kiedy indziej zdawały się odmiennie jak ogień i woda. Do dziś Vernera irytowało to, że Björn bywa spokojny niczym tafla jeziora i trudno wyprowadzić go z równowagi; ale dziś zdawał się inny. Jako Guildenstern miał przecież morze we krwi, a nadciągał sztorm.
    - Nie widzieliśmy się ponad rok, a nadużywasz mojej gościnności. - upomniał go. - Pracowałem w Kruczej Straży. - parsknął. - Wiesz, co tam mówili o takich jak my, niezależnie od naszych osiągnięć czy doktoratów? - może zaoferować mu tą prawdę, skoro tak nalegał. - Że jesteśmy rozpieszczonymi chłopcami. - zniżył ton, usiłując ukryć gorycz, którą do dziś wzbudzał w nim komentarz przełożonego i postąpił o krok do przodu. - Gdyby istniały jakiekolwiek uzasadnione podejrzenia na cokolwiek, nikt nie puściłby cię w niebezpieczeństwo samego, złoty chłopcze. - tego nie wiedział, ale chyba idealistycznie chciał wierzyć, że jego samego nikt nie rzuciłby przed laty ślepcom na pożarcie. - Może się stało. - zakpił, nie mogąc się powstrzymać. Trucizny działają przecież z opóźnieniem i korciło go, by zobaczyć w oczach Björna ten sam strach, który samemu próbował teraz ukryć. Zacisnął mocniej zęby, gdy Björn ruszył w jego stronę, ale nie cofnął się. Izolacja, aż tak było ją widać? Oskarżenia boleśnie przypomniały mu, że roztropniej będzie upublicznić wiadomość o chorobie, nawet kosztem własnej dumy. W szarych oczach na moment zatańczył ogień, gdy Björn zaczął go prowokować do rzucania zaklęć — cholera, umiejętnie, czy on zawsze był taki wkurzający? Guildenstern celnie obliczył swoją skuteczność, ale rozmawiał z kimś, kto od dzieciństwa skrywał i opóźniał własną skłonność do okrucieństwa. Verner nie wybuchał, nie mógł sobie na to pozwolić — ilekroć czuł złość, czekał na okazję by wyładować ją na kimś słabszym i w bezpiecznych okolicznościach. Te takie nie były.
    Skupiając się na powściągnięciu własnej złości, popełnił jednak fatalny błąd. Magisterium.
    Powinien teraz unieść brwi, udać zaskoczenie, spytać, co to w ogóle jest.
    Powinien, ale nie zrobił tego, przeoczył to, nieświadomie dając Björnowi sygnał, którego ten tak potrzebował. Wzrok nadal miał skupiony, a kąciki jego ust drgnęły lekko, jakby powstrzymywał cisnące się na język słowa i gorączkowo myślał nad innymi.
    - To chyba ty kręcisz się tam, gdzie nie powinieneś i zajmujesz tym, czy nie powinieneś. - wysyczał w zamian, atakując, jak zawsze gdy czuł się zaniepokojony. Gdzie Björn mógł usłyszeć plotki o Magisterium? Nieważne, najpierw musiał mu uświadomić, że to tylko plotki. - Wiem, w czym leży twój problem, Guildenstern. - westchnął teatralnie. Skoro Björn postanowił go prowokować, mógł odpłacić mu tym samym. Pod płaszczykiem, uprzejmości, jak zawsze wcześniej, w czasach, w których żaden nie oskarżał drugiego o magię zakazaną. - Może cię to zaskoczy, ale też czułem się przytłoczony doktoratem. Rozumiem, że myśli galopują wtedy nie tam, gdzie powinny. Myślisz, że szukając spisków dotyczących mnie, poczujesz się lepiej? - zapytał z udawaną troską. - Izoluję się, bo jestem nieuleczalnie chory, Guildenstern, ale choć nie wiedziałeś, to nawet ciebie nie podejrzewałem o taką nieuprzejmość, próbę żerowania na cudzej tragedii, chęć wciągnięcia mnie w swoje rozterki egzystencjonalne. Prawda jest taka, że oskarżanie ludzi o magię zakazaną to nieco ekstremalny sposób na przełamanie naukowej blokady, ale każdy student sięga po inne i wiedziałbyś o tym, gdybyś nie wyjechał. Miałbyś to wszystko już za sobą, a teraz na pewno jest ci trudniej. Nigdy nie powinieneś przerywać badań, potem ciężko do nich wrócić. - wypalił to wszystko na jednym wydechu, nie dając Björnowi dojść do słowa. - Obraziłeś mnie dziś, ale w sumie ci współczuję, a kpienie z twoich urojeń jednak przestało mnie bawić. Wątpię, czy z ekwilibrystyką pomogę ci naukowo, ale bezsprzecznie potrzebujesz pomocy. Porozmawiaj z promotorem, a mój ojciec zna dobrego... no wiesz, uzdrowiciela. Bez urazy, ale lepiej interweniować zanim twój psychiczny kryzys pójdzie dalej. - spodziewał się, że moment, w którym zdoła polecić rywalowi psychiatrę nigdy nie nadejdzie, a jeśli nadejdzie, to wraz ze smakiem satysfakcji. Ale dziś był po prostu zdesperowany.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Naciskał. Naciskał coraz bardziej — ostrymi jak brzytwa słowami i twardym spojrzeniem, by wydobyć z niego głęboko skrywaną prawdę; by przyznał się do swojej prawdziwej, przeżartej zgnilizną natury. Nie miał jeszcze potwierdzenia, że Verner Forsberg, ten Forsberg, był ślepcem, ale coraz bardziej zaczynał wierzyć w prawdziwość plotek rozsiewanych wśród mrocznych, wąskich zakątków Przesmyku Lokiego, jak i nieoficjalnych informacji z ramienia Magisterium, które w uzasadniony sposób interesowało się klanowiczami skalanymi magią zakazaną. Każde słowo miało teraz wyjątkowe znaczenie, każdy gest zbliżał go do odkrycia prawdy. Guildenstern musiał znaleźć sposób, by wyjść z tego nierównego pojedynku zwycięsko, od samego początku traktował bowiem dzisiejsze spotkanie jak kolejną potyczkę między nimi. Tym razem jednak wynik mógł być katastroficzny i śmiertelny — jeśli się pomylił, jeśli jakimś cudem przeszacował, a do samego końca nie mógł być pewien, czy to, co podejrzewa, jest prawdą, to nie mógł tego tak zostawić. Powątpiewał z kolei w to, że Verner połączył już wszystkie poszlaki w jedną, spójną całość; nie mógł podejrzewać Björna o bycie ślepcem, choć korciło go, by się ujawnić i zagrać va banque, ale w tej grze musiał być cierpliwy.
    Brawo. — Na ustach Guildensterna zagościł przez moment wyjątkowo kpiący uśmiech. — Trochę ci to zajęło, ale wreszcie się połapałeś, po co tutaj przyszedłem. By cię wybadać, przeszło mu niemal od razu przez myśl, gdy podniósł się gwałtownie z miejsca, stając jednocześnie naprzeciwko Vernera, który w dalszym ciągu zagradzał mu wyjście z mieszkania. — Nawet jeśli blefuję, a za drzwiami nie ma nikogo, to nie zmienia to w żaden sposób moich oskarżeń względem twojej osoby. — Choć niechętnie chciał to przyznać, to dobrze wiedział, że tym razem Verner miał rację, gdyż był świadomy tego, jak ich postrzegano. Nie pozwoliliby mu na bezpośrednią konfrontację; nikt o zdrowych zmysłach nie pozwoliłby dziedzicowi pojedynkować się ze ślepcem. — I nie wyjdę stąd, dopóki nie dowiem się prawdy — zapewnił go pewnym siebie głosem, ignorując jego słowa o nadużywaniu gościnności. Nie umknął jednak jego uwadze fakt, że Verner zignorował to, co powiedział o magii, a to był dla niego kolejny dowód na poparcie jego hipotezy. Był przecież taki sam — unikał rzucania zaklęć, pomimo tego, że nosił naszyjnik, który nakładał na niego iluzję.
    Dobrze słyszysz. Magisterium. — Nie każdy galdr wie, co to słowo oznacza, ale zorientowany ślepiec już tak. — Nie zapytasz co to? — próbował go dalej prowokować, lecz tym razem Verner zdecydował odpowiedzieć mu atakiem. Atakiem w postaci monologu, którego postanowił nie przerwać, dając mu szansę się obronić. Nie przekonał go jednak swoją rzewną historią; być może było coś w zachowaniu i wrodzonym uporze Björna naiwnego i lekkomyślnego, ale żadne ckliwe opowieści o chorobie Forsberga nie sprawiły, że zmienił zdanie. — Nie jestem tutaj, by żerować na twojej tragedii czy wciągnąć cię w moje rozterki egzystencjalne. Możesz próbować mnie nieudolnie obrażać i odwracać kota ogonem, mówić, że mam urojenia, ale obaj wiemy, że to nie jest prawda. Mam powody, by oskarżać cię o magię zakazaną — odpowiedział twardym głosem Björn, nie spuszczając ani na moment wzroku z Vernera, który raczył go kolejnymi złośliwościami. — Oszczędź mi już tego monologu. Przejdźmy do rzeczy. — Guildenstern poczuł, jak jego serce nieoczekiwanie przyspiesza. — Udowodnij. Rzuć zaklęcie. Pokaż, że się mylę i będziesz miał to z głowy. Proste, prawda?Pokaż, Vernerze, że jesteśmy po tej samej stronie barykady.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    Byli albo bywali tacy sami — inteligentni, uparci, łaknący wolności odnajdywanej w uwielbianej przez siebie dziedzinie nauki (która najwyraźniej przestała im wystarczać) i perfekcyjnie wcielający się w role idealnych klanowych synów. Może z innymi nazwiskami, w innym świecie, poznaliby się lepiej na piwie zamiast w ogniu wymienianych docinków, może któregoś dnia w jednym z barów padłaby ściszonym głosem nazwa zakazanej mikstury lub zaklęcia. Może inni ludzie oswoiliby taką rozmowę zamiast czynić z niej płomienną konfrontację. Ale Verner i Björn byli sobą, a ich upór łatwo mógł przerodzić się w impas.
    - A myślałem, że po to, by odwiedzić starego przyjaciela i porozmawiać o nauce. - parsknął, bo im usilniej Björn drążył swój temat, tym usilniej próbował go rozmydlić. - Prawdę mówiąc, rozważałem, czy ojciec wysłał cię na klanowe przeszpiegi, ale jemu pewnie w głowie te wasze statki.
    Zabił rozmówcę wzrokiem, gdy tak bezczelnie obwieścił, że stąd nie wyjdzie — ale uświadomił sobie, że może Guildenstern faktycznie ma rację. Uważaj, bo jeszcze naprawdę stąd nie wyjdziesz. — pomyślał z niepasującym do sytuacji przygnębieniem, które na krótki moment odbiło się w jego spojrzeniu. Björn igrał przecież z ogniem, z instynktem tak podstawowym jak chęć przetrwania. Verner liczył się z perspektywą zdemaskowania, ale w jego wyobraźni wciąż była odległa i dotyczyła błędu, jaki popełniłby w swoim otoczeniu, przy własnej rodzinie; a nie oskarżeń ciskanych znienacka przez naukowego rywala. Nie powinien go żałować tylko dlatego, że najwyraźniej był naiwny i że każdy jego nieszczęśliwy wypadek byłby wielką stratą dla świata naukowego.
    To za szybko — nie zdąży się przygotować, nie zdąży wynieść z domu kosztowności, nie zdąży ujrzeć snomierzu Ilmarego, nie zdąży przekonać się, czy bez klanowego nazwiska i fortuny Asterin wciąż będzie chciała z nim współpracować. Nie zdążył też odebrać od niej najcenniejszych lekcji, więc każda metoda uciszenia problemu będzie zbyt powolna i wręcz poniżająca dla klanowego dziedzica. Do głowy przyszła mu desperacka myśl, że może mógłby poprosić Siri o jakąś klątwę zapomnienia... Musiał się skupić, a czuł, że traci grunt pod nogami, choć Björn w teorii nie miał żadnych dowodów. Nie mógł dać się tak nastraszyć, a jednak ślepa (sic!) determinacja w oczach Guildensterna coraz mocniej go niepokoiła.
    - Oświeć mnie, co to? - zrozumiał swój błąd w kwestii Magisterium i pobladł lekko, ale uparcie postanowił grać dalej, choć teraz już niezbyt przekonująco. Brnął w swój monolog, odwracał kota ogonem, ale na Björna nie działało to nawet podczas kłótni o lepszą technikę krojenia ingrediencji roślinnych.
    - Brzmisz jak wariat. - skwitował, ale tym razem nie złośliwie. To wszystko było tak nagłe, tak dziwne. Co się z nami stało? - Jakie powody, plotki? Björn, nie odwiedza się ludzi i nie oskarża ich o magię zakazaną tak po prostu, co ty chcesz osiągnąć? - Można mieć rację i znaleźć się w niebezpieczeństwie, co ci strzeliło do głowy? Był przecież egoistą i wiedział, że nie wahałby się przed uciszeniem na zawsze kogoś innego niż dziedzic Guildensternów. W głębi serca wiedział też — i była to myśl niewygodna — że wcale nie powstrzymuje go nazwisko Björna, a coś innego, budowana przez lata rywalizacja. Najwyraźniej niechęć nie równała się nienawiści.
    - A ja nie mam zamiaru narażać własnego zdrowia i ignorować lekarskich zaleceń i czarować dla ciebie jak małpka w cyrku, bo masz jakieś przeczucie. Przekonaj się, czy Kruczy Strażnicy wyśmieją cię za przychodzenie na komisariat z jakąś szczeniacką rywalizacją i miejmy to z głowy. - a ja w tym czasie zabiorę stąd wszystkie wartościowe rzeczy i zniknę, albo poślę zaklęcie w twoje plecy. Jeszcze nie zdecydował i nie chciał decydować i przerażało go to. Myślał, że w stresie będzie myślał racjonalniej, że skrzywdzenie innych przyjdzie mu wtedy… łatwiej. Szybciej. Łatwo było to planować gdy "inni" nie mieli twarzy kolegi, którego w jakiś sposób szanował. - To nie studencki protest ani akademik, żebyś okupował mój salon, więc myślę, że wizyta dobiegła końca. - szarpnął mocno jego ramieniem, by choćby siłą poprowadzić go do przedpokoju. Poczuł, jak jego serce mimowolnie przyśpiesza. Podjął ostatnią, desperacką próbę by ocalić Björna przed samym sobą; próbę, której nie powinien podejmować i nic tu nie było proste.

    na sprawność! 34+5=39
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości


    'k100' : 34
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Björn czuł, że odkrył prawdę — im bardziej Verner zaprzeczał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że trafił w samo sedno. Każde zaprzeczenie Vernera, każde jego nerwowe spojrzenie, każdy gwałtowny ruch dłoni tylko utwierdzały Björna w jego przeczuciach. Chciał, by Verner powiedział mu wprost; by zrzucił maskę i przyznał się do wszystkiego. Przecież byli tacy sami — młodymi członkami znakomitych klanów, którzy dali się zwieść na manowce, przeżartymi na wskroś zgnilizną. W głębi duszy Björn czuł coś, co można by nazwać satysfakcją. Być może nie była to satysfakcja w tradycyjnym sensie, ale jakieś mroczne, perwersyjne zadowolenie z faktu, że nie był sam w swojej upadłości. Björn dostrzegał w ich ścieżkach, pomimo drobnych różnic, pewną paralelę. Byli jak dwa odbicia w krzywym zwierciadle, dwa aspekty tego samego upadku. Każdy z nich miał swoją własną historię, swoje własne demony, ale ostatecznie ich drogi prowadziły do tego samego miejsca — miejsca, gdzie ambicja i żądza władzy doprowadziły do moralnego bankructwa. Björn widział w Vernerze nie tylko przeciwnika, ale i bratnią duszę, kogoś, kto również zbłądził i pogrążył się w ciemności.
    Gdybym chciał cię szpiegować, wysłałbym kogoś zamiast mnie — powiedział Björn, patrząc prosto w zakłamane oczy Forsberga. W tych słowach była zarówno prawda, jak i ukryta groźba — Guildenstern doskonale wiedział, że jego obecność tutaj miała o wiele większe znaczenie niż jakiekolwiek szpiegowanie. Był tutaj, aby zmusić Forsberga do konfrontacji z rzeczywistością, do stanięcia twarzą w twarz z własnymi kłamstwami. Mam cię, pomyślał Björn z dziwnym, pełnym satysfakcji uczuciem, obserwując, jak Forsberg mota się niczym wąż złapany przez kłusownika. Już nie był jadowity, choć wciąż próbował stwarzać pozory groźnego i niebezpiecznego. Forsberg, kiedyś pełen pewności siebie, zdawał się w tym momencie zupełnie bezbronny, jakby jego dawna siła rozpłynęła się w powietrzu. Czuł, że miał nad nim przewagę i wreszcie mógł się odegrać, pokazać, że był od niego o wiele lepszy, nawet jeśli to było tylko osobiste złudzenie Björna i nie miało za wiele wspólnego z rzeczywistością.
    Teraz, teraz pytasz się co to?! Nie udawaj, Verner, prychnął z niemałym niezadowoleniem pod nosem, czując, jak Verner próbuje go oszukać, udając niewiedzę. To było jak gra, w której obaj doskonale znali zasady, ale jeden z nich postanowił udawać do samego końca, że nie wie, o co chodzi. Björn nie miał zamiaru na to pozwolić. — Gdybyś naprawdę nie wiedział, kim jest Magisterium, zadałbyś to pytanie wcześniej — dodał Guildenstern, a  jego głos pełen był ostrego tonu. — Nie jesteś taki sprytny, jak ci się wydaje, a ja nie jestem żadnym wariatem. Możesz wymigiwać się zaleceniami od medyków, ale nic ci to nie da — skomentował na sam koniec, gdy ciemnowłosy mężczyzna postanowił go z pomocą siły wyprosić z salonu. — Pamiętaj, Verner. Magisterium na ciebie czeka. Przygląda ci się. I ja też zamierzam cię obserwować, baczniej niż zwykle. — Choć dzisiejsza wizyta dobiegła końca, Björn wiedział, że to był dopiero początek ich wspólnej przygody.

    Björn z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.