Salonik völvy
3 posters
Mistrz Gry
Salonik völvy Sro 24 Sty - 0:39
Salonik völvy
Osobne pomieszczenie oddzielone podwójnymi drzwiami, wprowadzające egzotyczną aurę, gdzie czas gładko ulega zatrzymaniu. Otoczenie poddane jest łagodnemu blaskowi płomieni świec, które oświetlają subtelnie pomieszczenie. Centralna część sali poświęcona jest do odprawiania rytuału seidr – na środku znajduje się stolik, na którego powierzchni leży wzmacniająca czary różdżka i dwa mieszczące się na przeciwko siebie siedzenia. W zacisznym zakątku rozkwita magiczna roślina, której liście zwiastują tajemnicze moce natury, opadając kryształowymi kroplami rosy. Na wzorzystym dywanie układają się kamienie o różnych barwach, zioła oraz enigmatyczne symbole. Antyczna lampa oliwna w rogu pokoju rzuca delikatne cienie na ściany, a wygodne pufy w różnych odcieniach i kształtach stwarzają eleganckie miejsce dla tych, którzy pragną zgłębić sekrety przyszłości.
Właścicielka: Margrét Jäderholm
Margrét Jäderholm
Re: Salonik völvy Wto 30 Sty - 1:12
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
05.05.2001
Kiedy Margrét wstawała rano, nie był to tylko początek kolejnego dnia, ale także moment, w którym rodziły się nowe pomysły i strategie. Jej umysł był już aktywny, nawet zanim otworzyła oczy, snując plany i rozważając możliwe scenariusze. W ciszy poranka, otaczając się atmosferą spokoju i koncentracji, zanurzała się w myślach, analizując aktualną sytuację oraz jakie kolejne kroki powinna podjąć, by jak najszybciej wspiąć się w hierarchii Magisterium.
Codziennie rano czytała gazety, słuchała plotek i odczytywała wiadomości ze swoich źródeł, by zdobyć jak najszerszy obraz rzeczywistości, żeby wiedzieć, jak się w nim odnaleźć. Szczególnie w niepewnych czasach Ślepców, bo przecież ostatnie czego potrzebowali, to wojna między sobą. Podziały przeszkadzały jej w osiągnięciu celu, nawet jeśli potencjalnie miały szansę wynieść ją wyżej, to wciąż nie wiadomo, kto zwycięży spór i po czyjej stronie lepiej się opowiedzieć. Jej wizje milczały w tym względzie, a nadal miała zbyt mało informacji, by podjąć świadomą decyzję. Błądziła we mgle, próbując wybadać nastroje i rozłożenie sił, bo samej było jej bliżej wciąż do Magisterium i obecnego Profety.
W porannych przemyśleniach rozważała również każdy aspekt swojego biznesu - od aktualnych trendów w magicznym świecie po potrzeby i oczekiwania swoich klientów. Ambicja nakazywała jej udoskonalać swój interes, by czerpać jak największe zyski, a że działała zarówno legalnie, jak i nielegalnie, to jej uwaga była rozproszona na rożne kategorie produktów. Ponadto dochodziła tu odpowiednia doza ostrożności, żeby nikt nie mógł jej wydać przed Kruczymi Strażnikami - ci po "ujęciu" Nørgaarda nabrali wiatru w żagle i panoszyli się nawet w Przesmyku. Każdy, kto miał odrobinę oleju w głowie musiał teraz schować głowę w piasek i przeczekać niebezpieczny moment, by potem wynurzyć się ze zdwojoną siłą. Planowała swoje kroki z precyzją i wnikliwością, wyznaczając cele na dany dzień i strategie, jak osiągnąć sukces. Nie było miejsca na przypadkowość czy spontaniczność - każda decyzja była starannie przemyślana i opracowana. Jej umysł był jak sieć spętana możliwościami i rozważaniami, ale jednocześnie elastyczna i gotowa na zmiany. Była gotowa dostosować się do każdej sytuacji, ale nigdy nie traciła z oczu swojego celu.
Gdy przekraczał próg sklepu, drzwi skrzypiały cicho, jakby witali przybyszów do krainy pełnej mrocznych sekretów i nieodgadnionych mocy. Jej kroki były przemyślane i ostrożne, gdy przechodziła przez mroczne korytarze swojego sklepu, wypełnione zapomnianymi tajemnicami i starożytnymi artefaktami. Każdy przedmiot, każdy talizman, wydawał się nosić ze sobą ciężar nieznanego i niebezpieczeństwa.
Czas mijał jej dziś w zawrotnym tempie, bo od rana miała pełne ręce roboty: najpierw zajęła się zaległymi listami oraz pakowaniem paczek do klientów. W międzyczasie obsługiwała nabywców z różnymi oczekiwaniami, próbując zaspokoić ich potrzeby. Doskonale wiedziała, że zadowolony klient nie dość, że wróci, to jeszcze poleci sklep innym osobom. W południe odwiedził ją klient, z którym miała do czynienia od lat i potrzebował szczególnego rodzaju usług - jej w postaci volvy. Słono kasowała za tę procedurę, bo nie tylko zajmowała więcej czasu niż przeciętny klient, ale również obciążała ją psychicznie, wysysała energię, ale zgodziła się, wiedząc, na co się pisze.
Rytuał seidr przebiegł bez zarzutów, a mężczyzna dowiedział się tego, co chciał, choć odpowiedź nie była tak przyjemna, jak mógłby się tego spodziewać. Zapłacił, choć przypuszczała, że szybko nie wróci. Zmęczona rytuałem siedziała w fotelu z przymkniętymi powiekami, oddychając miarowo, próbowała uspokoić puls i wrócić do normalności.
Toke Tougaard
Re: Salonik völvy Pon 5 Lut - 19:11
Toke TougaardŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Aarhus, Dania
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : zmiennokształtny
Zawód : złodziej wspomnień, kontratenor
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : akrobata (I), złotousty (II), dziecko Lokiego
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 10 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Był rozdrażniony - co wyraźnie rysowało się w zmarszczonych, lekko przymrużonych oczach sprawiających wrażenie, że przewierca wzrokiem każdą napotkaną na drodze postać, brwiach wygiętych w kształt przywodzący na myśl równoboczne trójkąty pozbawione podstawy i ustach zaciśniętych w cienką kreskę. Był to ten szczególny rodzaj głębokiej irytacji, który potrafiła wzbudzić w nim jedynie Thea. Dostrzegł kątem oka ten, w swoim przeświadczeniu, miałki, nieco komiksowy wyraz twarz w jednej z mijanych witryn, a w zdrowej tęczówce pojawił się na moment wyraz wzgardy do samego siebie, tak przecież dbał o to, aby pozostać nieprzeniknionym. Pod własną twarzą już niemal bezbłędnie opanował zdolność nie okazywania żadnych emocji, najmniejszy mięsień nie śmiał mu drgnąć, chyba, że sam tak sobie zamierzył. Jednak przybierając zmiennokształtną maskę koncentrował się przede wszystkim na tym, aby nie pozwolić jej opaść.
Popchnął drzwi do sklepiku dłonią opartą na witrynie, rozglądając się kontrolnie na wszystkie strony, pozostawiając na niej efemeryczny ślad szczupłych palców, który zniknął równie szybko jak się pojawił. Wahał się przez moment, upewniwszy się jednak, że poza nim w przybytku Margrét nie znajduje się żaden inny klient, pozwolił zasłonie obcego lica opaść z twarzy i przybrał na powrót wystudiowany wyraz własnego ja, wciąż odczuwaną irytację skrywając pod lekko ironicznym uśmiechem. Poczekał aż ciemne żyły, które pojawiły się pod skórą znikną, aby lekkim krokiem ruszyć w głąb sklepu w poszukiwaniu właścicielki.
- Czyżbym przeszkodził we wczesnopopołudniowej drzemce? - rzucił od progu, mierząc wzrokiem drobną postać skrywającą w sobie, o czym przekonał się już parokrotnie, nie tak delikatny wnętrze. Minęło już trochę czasu odkąd odrzucił pozory gry, którą prowadzili między sobą jeszcze jakiś czas temu. Chociaż próbował wymazać z jej pamięci obraz swojej prawdziwej twarzy, ten uparcie powracał do niej w wizjach niczym posyłane w dół i w górę yo-yo, zupełnie jakby przeznaczenie chciało dać im do zrozumienia, że ich drogi nie zbiegły się ze sobą zupełnym przypadkiem. Mimo to właśnie takiego wymiaru - narzuconej im przez okoliczności akcydentalności - nadawał ich relacji, a trwałym ogniwem nieustannie łączącym ich ścieżki był nie kto inny, a Thea Tougaard, która - miał wrażenie - robiła wszystko, aby doprowadzić nie tylko do swojego, ale i jego upadku. Jego młodsza siostra miała zdaje się wrodzoną zdolność do wplątywania się graniczące z absurdem sytuacje, nic sobie przy tym nie robiąc z wynikających z nich konsekwencji. Posuwała się do działań tak lekkomyślnych jak przyniesienie do jego własnego mieszkania tajemniczych przedmiotów, prawdopodobnie artefaktów wykradzionych z cudzych, szemranych salonów, o których nie wątpił, że mogłyby być opatrzone klątwą. Jej drobne, jak je nazywał, kradzieże, sprawiały, że wzbierało w nim wzburzenie i coś na kształt niepokoju - nie wiedział czy bardziej o siebie czy o nią, bo chociaż Thea pozostawała nieznośną kulą u nogi, uczucie jakim ją darzył ktoś bardziej obeznany w emocjach zapewne nazwałby tłumioną czułością.
Margrét stała się pewnego rodzaju powiernikiem nieprzemyślanych szaleństw jego młodszej siostry, bo to właśnie w jej ręce trafiały potem te podejrzane przedmioty, a jej ekspertyza już nie raz pozwoliła im uniknąć najgorszego.
Popchnął drzwi do sklepiku dłonią opartą na witrynie, rozglądając się kontrolnie na wszystkie strony, pozostawiając na niej efemeryczny ślad szczupłych palców, który zniknął równie szybko jak się pojawił. Wahał się przez moment, upewniwszy się jednak, że poza nim w przybytku Margrét nie znajduje się żaden inny klient, pozwolił zasłonie obcego lica opaść z twarzy i przybrał na powrót wystudiowany wyraz własnego ja, wciąż odczuwaną irytację skrywając pod lekko ironicznym uśmiechem. Poczekał aż ciemne żyły, które pojawiły się pod skórą znikną, aby lekkim krokiem ruszyć w głąb sklepu w poszukiwaniu właścicielki.
- Czyżbym przeszkodził we wczesnopopołudniowej drzemce? - rzucił od progu, mierząc wzrokiem drobną postać skrywającą w sobie, o czym przekonał się już parokrotnie, nie tak delikatny wnętrze. Minęło już trochę czasu odkąd odrzucił pozory gry, którą prowadzili między sobą jeszcze jakiś czas temu. Chociaż próbował wymazać z jej pamięci obraz swojej prawdziwej twarzy, ten uparcie powracał do niej w wizjach niczym posyłane w dół i w górę yo-yo, zupełnie jakby przeznaczenie chciało dać im do zrozumienia, że ich drogi nie zbiegły się ze sobą zupełnym przypadkiem. Mimo to właśnie takiego wymiaru - narzuconej im przez okoliczności akcydentalności - nadawał ich relacji, a trwałym ogniwem nieustannie łączącym ich ścieżki był nie kto inny, a Thea Tougaard, która - miał wrażenie - robiła wszystko, aby doprowadzić nie tylko do swojego, ale i jego upadku. Jego młodsza siostra miała zdaje się wrodzoną zdolność do wplątywania się graniczące z absurdem sytuacje, nic sobie przy tym nie robiąc z wynikających z nich konsekwencji. Posuwała się do działań tak lekkomyślnych jak przyniesienie do jego własnego mieszkania tajemniczych przedmiotów, prawdopodobnie artefaktów wykradzionych z cudzych, szemranych salonów, o których nie wątpił, że mogłyby być opatrzone klątwą. Jej drobne, jak je nazywał, kradzieże, sprawiały, że wzbierało w nim wzburzenie i coś na kształt niepokoju - nie wiedział czy bardziej o siebie czy o nią, bo chociaż Thea pozostawała nieznośną kulą u nogi, uczucie jakim ją darzył ktoś bardziej obeznany w emocjach zapewne nazwałby tłumioną czułością.
Margrét stała się pewnego rodzaju powiernikiem nieprzemyślanych szaleństw jego młodszej siostry, bo to właśnie w jej ręce trafiały potem te podejrzane przedmioty, a jej ekspertyza już nie raz pozwoliła im uniknąć najgorszego.
Margrét Jäderholm
Re: Salonik völvy Wto 5 Mar - 23:20
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
Słyszała otwierane drzwi, które za moment zamknęły się niedelikatnym trzaśnięciem. Miała wystarczająco dużo zabezpieczeń, by nie martwić się kradzieżami, szczególnie że kiedy ona zajęta była rytuałem albo obsługą klientów z "czarnego rynku", całego przybytku pilnował wtedy jej prywatny ochroniarz, czający się w cieniu, gotowy wkroczyć w odpowiednim momencie. Było już paru śmiałków, którzy źle skończyli na takich próbach i chyba poczta pantoflowa zadziałała na tyle dobrze, że odstraszyła potencjalnych złodziei, bo od dłuższego czasu był w tym zakresie spokój.
Słyszała odgłosy kroków, a po ciężarze stąpania spodziewała się mężczyzny lub rosłej kobiety w traperach wojskowych. Nie żeby miało to dla niej większe znaczenie, nie podniosła nawet powiek, czekając aż klient sam ją odnajdzie, jeśli faktycznie potrzebował asysty - choć po cichu miała nadzieję, że jednak zrezygnuje i zostawi ją w spokoju. I nie, to nie tak, że nie chciała zarobić, ale rytuał seidr pozbawił ją większości energii, a krótki odpoczynek nie zrekompensował straty, dlatego nie paliła się do powitania klienta. Właściwie nigdy się do tego nie paliła, jej sklep był o tyle specyficzny, że jeśli ktoś wiedział po co przyszedł to nie zawracał jej głowy, a jeśli miał pytania i potrzebował pomocy, to zwracał się bezpośrednio, taka forma odpowiadała jej najbardziej. Nie znosiła nachalności u sprzedawców, dlatego sama tego nie praktykowała.
Kąciki ust drgnęły, gdy usłyszała znajomy głos w saloniku. Nietrudno było ją odnaleźć, ale sam fakt, że się pofatygował, świadczył o tym, że czegoś od niej potrzebował. Nie otwierała jeszcze oczu, choć była w gotowości. Nie ufała nikomu, a tym bardziej osobom, z którymi robiła jakiekolwiek interesy.
- Gdybym chciała się zdrzemnąć, zamknęłabym sklep - odparła z delikatnym uśmiechem, otwierając powoli oczy. Nie była przecież szarym pracownikiem, to miejsce należało do niej, więc jeśli miałaby inne priorytety, to nie wahałaby się zawiesić na chwilę działalność. Zaczepka nie była teraz istotna. - Jeśli liczyłeś na seans, to niestety dziś usługa została wyczerpana - nie do końca była to prawda, musiałaby kilka godzin odpocząć, zregenerować się, żeby podjąć się kolejnego rytuału, natomiast kosztowałoby to trzy razy więcej niż normalnie. Wątpiła jednak, by Toke chciał ją zapytać o swoją przyszłość.
Widząc twarz mężczyzny zawsze odczuwała delikatny dysonans. Znała jego sekret, on poznał część jej i właściwie na tym opierała się cała ich relacja, natomiast nie była do końca świadoma ile razy Toke mieszał jej w głowie, próbując wyrzucić siebie z pamięci kobiety. O ile to mu się udawało, tak jej dar przewidywania przyszłości uparcie wplatał jego sylwetkę w obrazy i zawsze kończyło się tak samo. Nie rozumiała do końca, co czuje, kiedy go widzi i nie pokazywała tego wprost, jedynie po odczytaniu jej myśli mógł się dowiedzieć, że jej dezorientacja może częściowo wynikać z luk, które stworzył w jej pamięci, jakby wiedziała, że powinna o czymś pamiętać, ale nie miała pojęcia o czym.
- Domyślam się, że to nie jest towarzyska wizyta. Siostra daje w kość? - nietrudno było zgadnąć, o co chodzi, gdy właśnie na tym polegała ich relacja; ona pomagała w kwestii tajemniczych przedmiotów skradzionych przez jego siostrę, a on od czasu do czasu użyczał jej swoich twarzy, kiedy potrzebowała kogoś do zadań specjalnych, tych bardziej dyplomatycznych.
Słyszała odgłosy kroków, a po ciężarze stąpania spodziewała się mężczyzny lub rosłej kobiety w traperach wojskowych. Nie żeby miało to dla niej większe znaczenie, nie podniosła nawet powiek, czekając aż klient sam ją odnajdzie, jeśli faktycznie potrzebował asysty - choć po cichu miała nadzieję, że jednak zrezygnuje i zostawi ją w spokoju. I nie, to nie tak, że nie chciała zarobić, ale rytuał seidr pozbawił ją większości energii, a krótki odpoczynek nie zrekompensował straty, dlatego nie paliła się do powitania klienta. Właściwie nigdy się do tego nie paliła, jej sklep był o tyle specyficzny, że jeśli ktoś wiedział po co przyszedł to nie zawracał jej głowy, a jeśli miał pytania i potrzebował pomocy, to zwracał się bezpośrednio, taka forma odpowiadała jej najbardziej. Nie znosiła nachalności u sprzedawców, dlatego sama tego nie praktykowała.
Kąciki ust drgnęły, gdy usłyszała znajomy głos w saloniku. Nietrudno było ją odnaleźć, ale sam fakt, że się pofatygował, świadczył o tym, że czegoś od niej potrzebował. Nie otwierała jeszcze oczu, choć była w gotowości. Nie ufała nikomu, a tym bardziej osobom, z którymi robiła jakiekolwiek interesy.
- Gdybym chciała się zdrzemnąć, zamknęłabym sklep - odparła z delikatnym uśmiechem, otwierając powoli oczy. Nie była przecież szarym pracownikiem, to miejsce należało do niej, więc jeśli miałaby inne priorytety, to nie wahałaby się zawiesić na chwilę działalność. Zaczepka nie była teraz istotna. - Jeśli liczyłeś na seans, to niestety dziś usługa została wyczerpana - nie do końca była to prawda, musiałaby kilka godzin odpocząć, zregenerować się, żeby podjąć się kolejnego rytuału, natomiast kosztowałoby to trzy razy więcej niż normalnie. Wątpiła jednak, by Toke chciał ją zapytać o swoją przyszłość.
Widząc twarz mężczyzny zawsze odczuwała delikatny dysonans. Znała jego sekret, on poznał część jej i właściwie na tym opierała się cała ich relacja, natomiast nie była do końca świadoma ile razy Toke mieszał jej w głowie, próbując wyrzucić siebie z pamięci kobiety. O ile to mu się udawało, tak jej dar przewidywania przyszłości uparcie wplatał jego sylwetkę w obrazy i zawsze kończyło się tak samo. Nie rozumiała do końca, co czuje, kiedy go widzi i nie pokazywała tego wprost, jedynie po odczytaniu jej myśli mógł się dowiedzieć, że jej dezorientacja może częściowo wynikać z luk, które stworzył w jej pamięci, jakby wiedziała, że powinna o czymś pamiętać, ale nie miała pojęcia o czym.
- Domyślam się, że to nie jest towarzyska wizyta. Siostra daje w kość? - nietrudno było zgadnąć, o co chodzi, gdy właśnie na tym polegała ich relacja; ona pomagała w kwestii tajemniczych przedmiotów skradzionych przez jego siostrę, a on od czasu do czasu użyczał jej swoich twarzy, kiedy potrzebowała kogoś do zadań specjalnych, tych bardziej dyplomatycznych.
Toke Tougaard
Re: Salonik völvy Nie 7 Kwi - 19:38
Toke TougaardŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Aarhus, Dania
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : zmiennokształtny
Zawód : złodziej wspomnień, kontratenor
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : akrobata (I), złotousty (II), dziecko Lokiego
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 10 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Sam nie wiedział, dlaczego obdarował ją czymś na kształt zdystansowanego zaufania. Dlaczego wracał, na próżno wmawiając swojej podświadomości, że robi to jedynie ze względu na Theę. Może chodziło właśnie o te luki w pamięci, uśpione niczym krater drzemiącego wulkanu wyszarpanych z umysłu wspomnień, który wybuchał raz za razem, mimo wysiłków i początkowego przekonania, że udało mu się go wygasić, sprawić, aby przez wieki - a więc w ich przypadku już na zawsze - nie doszło do kolejnej erupcji. Jednak kolejne zaklęcia zapomnienia rzucane na jej umysł nie działały tak jak powinny, zdawały się tworzyć na nim charakterystyczne pęknięcia, z których bez zapowiedzi wylewała się lawa prawdy, wyrwana z niej tak bezceremonialnie krótkim Endurminnig, a przywracana wizjami, zupełnie jakby świat, los, zapewne same Norny próbowały uparcie przekazać im istotę ich podszytej koniecznością znajomości.
Może właśnie dlatego wracał, dla tego ryzyka wdrapującego się po karku niczym stado zmierzających w kierunku mrowiska mrówek. Była w tym jakaś ukryta celowość, lekko drażniąca, bo niesprecyzowana i jeszcze pozbawiona kształtów. Mógł sobie wmawiać, że jedynie wykorzystywał jej umiejętności, że to on kontrolował sytuację, jednak doskonale zdawał sobie sprawę - ona zapewne też - że żadne z nich nie pociągało na nitki ich wspólnej historii. To jakaś niewidzialna siła wciąż sprowadzała ich na współdzielone ścieżki i już nie opuszczała go pewność, że czego by nie zrobił, jego prawdziwa twarz i tak wróci do niej w kolejnych wizjach. Nawet jeśli nie w kolejnych dniach, tygodniach czy miesiącach, to za parę lat. Mimo to swego czasu pieczołowicie, z dziką wręcz gorliwością, usuwał z jej głowy obrazy swojej przemiany, które zdradzały jej nie tylko tajemnicę jego licznych tożsamości, ale i czarnych żył wyzierających spod bladej skóry przy każdym użyciu magii, także tym wymaganym podczas cielesnej transformacji.
- Nie po to tu przyszedłem - rzekł, opadając bezwładnie na jedną z puf. W jej delikatnym uśmiech, powiekach podnoszących się z wypracowanym rozleniwieniem, znajdował bolesne potwierdzenie, że doskonale wszystko pamiętała. Wiedziała. Że mimo wewnętrznej dezorientacji doskonale rozumiała sedno sprawy, to czym-kim był. Zmiennokształtnym. Ślepcem. Przynajmniej informację o Darze Odyna i wykradaniu wspomnień zdołał jeszcze zachować dla siebie. Nie musiał nawet sięgać po swój dar, po tylu kolejnych razach nauczył się już dostrzegać na jej twarzy charakterystyczny cień skrywanej w umyśle prawdy, nie pozwalający mu jednak od razu wyczytać z niej kłębiących się w środku emocji. Te pozostawały tajemnicą, dopóty dopóki nie zdecydował się skorzystać ze swojego pozornie ślepego oka. W jej wystudiowanych gestach i nieprzeniknionych rysach twarzy dostrzegał pastisz własnego odbicia.
Uśmiechnął się krzywo na jej zaczepkę, chociaż wcale nie było mu do śmiechu. Swobodnie zapadał się w miękkość pufy, półleżąc, opierając prawą kostkę na zgiętym w kącie prostym lewym kolanie, aby móc z tej pozycji obserwować jej oblicze, na którym tańczyły cienie zapalonych w pomieszczeniu świec.
- Liczyłem na to, że może udało ci się dowiedzieć skąd wzięła ten sztylet, który ci ostatnio przyniosłem… - zaczął. - A przede wszystkim ustalić, czy ktoś może ją przez niego namierzyć. Jeśli tak dalej pójdzie skończy jak Rosholtem i trafi do więzienia. - Westchnął teatralnie. - Byleby nie pociągnęła mnie za sobą. - Starał się ukryć irytację i to dziwne przeświadczenie, że Thea za kratkami wcale nie sprawiłaby mu tak wielkiej radości jakby można by na pierwszy rzut oka przypuszczać. - Poza tym… Mam do ciebie romans. Przysługa za przysługę. Jak zwykle. Chociaż ta jest pewnie o wiele bardziej wymagająca. I czasochłonna.
Może właśnie dlatego wracał, dla tego ryzyka wdrapującego się po karku niczym stado zmierzających w kierunku mrowiska mrówek. Była w tym jakaś ukryta celowość, lekko drażniąca, bo niesprecyzowana i jeszcze pozbawiona kształtów. Mógł sobie wmawiać, że jedynie wykorzystywał jej umiejętności, że to on kontrolował sytuację, jednak doskonale zdawał sobie sprawę - ona zapewne też - że żadne z nich nie pociągało na nitki ich wspólnej historii. To jakaś niewidzialna siła wciąż sprowadzała ich na współdzielone ścieżki i już nie opuszczała go pewność, że czego by nie zrobił, jego prawdziwa twarz i tak wróci do niej w kolejnych wizjach. Nawet jeśli nie w kolejnych dniach, tygodniach czy miesiącach, to za parę lat. Mimo to swego czasu pieczołowicie, z dziką wręcz gorliwością, usuwał z jej głowy obrazy swojej przemiany, które zdradzały jej nie tylko tajemnicę jego licznych tożsamości, ale i czarnych żył wyzierających spod bladej skóry przy każdym użyciu magii, także tym wymaganym podczas cielesnej transformacji.
- Nie po to tu przyszedłem - rzekł, opadając bezwładnie na jedną z puf. W jej delikatnym uśmiech, powiekach podnoszących się z wypracowanym rozleniwieniem, znajdował bolesne potwierdzenie, że doskonale wszystko pamiętała. Wiedziała. Że mimo wewnętrznej dezorientacji doskonale rozumiała sedno sprawy, to czym-kim był. Zmiennokształtnym. Ślepcem. Przynajmniej informację o Darze Odyna i wykradaniu wspomnień zdołał jeszcze zachować dla siebie. Nie musiał nawet sięgać po swój dar, po tylu kolejnych razach nauczył się już dostrzegać na jej twarzy charakterystyczny cień skrywanej w umyśle prawdy, nie pozwalający mu jednak od razu wyczytać z niej kłębiących się w środku emocji. Te pozostawały tajemnicą, dopóty dopóki nie zdecydował się skorzystać ze swojego pozornie ślepego oka. W jej wystudiowanych gestach i nieprzeniknionych rysach twarzy dostrzegał pastisz własnego odbicia.
Uśmiechnął się krzywo na jej zaczepkę, chociaż wcale nie było mu do śmiechu. Swobodnie zapadał się w miękkość pufy, półleżąc, opierając prawą kostkę na zgiętym w kącie prostym lewym kolanie, aby móc z tej pozycji obserwować jej oblicze, na którym tańczyły cienie zapalonych w pomieszczeniu świec.
- Liczyłem na to, że może udało ci się dowiedzieć skąd wzięła ten sztylet, który ci ostatnio przyniosłem… - zaczął. - A przede wszystkim ustalić, czy ktoś może ją przez niego namierzyć. Jeśli tak dalej pójdzie skończy jak Rosholtem i trafi do więzienia. - Westchnął teatralnie. - Byleby nie pociągnęła mnie za sobą. - Starał się ukryć irytację i to dziwne przeświadczenie, że Thea za kratkami wcale nie sprawiłaby mu tak wielkiej radości jakby można by na pierwszy rzut oka przypuszczać. - Poza tym… Mam do ciebie romans. Przysługa za przysługę. Jak zwykle. Chociaż ta jest pewnie o wiele bardziej wymagająca. I czasochłonna.
Margrét Jäderholm
Re: Salonik völvy Wto 9 Kwi - 0:37
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
Owszem, wiedziała. Nie kontrolowała tego, co dostaje w swoich wizjach, twarze pojawiały się w jej głowie, nawet te nieznane i też nie wiedziała, czy to jakaś wskazówka na przyszłość, czy będzie miała z daną osobą styczność, czy zwyczajnie odebrała podświadomie energię kogoś na ulicy, na kogo nawet nie zwróciła uwagi, a potem o nim "śniła" na jawie. Toke pojawiał się i znikał, tak jak w jej sklepie, ale widziała go niezmiennie w jednym kontekście - jak przybiera inne twarze. Jako zmiennokształtny mógł być naprawdę przydatny, dlatego starała się zachować dobre relacje, była miła, momentami flirtowała, byle współpraca dobrze się układała. A kiedy sama będzie czegoś potrzebować, będzie wiedziała, do kogo się zwrócić. Z nią nigdy nie było miło bezinteresownie, musiała widzieć albo zysk, albo przysługę, albo pożytek (aktualny lub potencjalny).
Tak, domyśliła się, że nie przyszedł dowiedzieć się, co go czeka w przyszłości. Niewielki odsetek inteligentnych osób się na to decydowało, większość wolała nie wiedzieć. Ona sama wolałaby nie wiedzieć, ale nie miała wyboru - wizje przychodziły nieproszone, często w najmniej pożądanych momentach. Po tylu latach zdołała się przyzwyczaić i starała się nie oceniać osób, które przychodziły do niej jako volvy. Najczęściej wychodziły załamane, bo nie uzyskiwały pozytywnej odpowiedzi. A najgorsza była chyba świadomość nieuchronnego losu, który pomimo prób zmiany, pozostanie nieugięty. Jeszcze parę lat temu próbowała wpływać na wydarzenia, by zmienić kierunek wizji, ale nieważne jak się starała, rezultat pozostawał taki sam. Z tego względu nie podejrzewała Toke o chęć poznania swojej przyszłości, choć może kiedyś się zaskoczy. Niektórych kierowały też inne pobudki, nie do końca zależne od nich. Z reguły wolała nie wnikać, bo niespecjalnie ją to obchodziło i zwyczajnie lepiej spała.
Nie odzywała się, czekając, aż sam zdradzi powód odwiedzin, w międzyczasie obserwując ruchy mężczyzny; badawcze spojrzenie, krzywy uśmiech, a na koniec opadnięcie na pufę. Zastanawiała się czasem, jakby to było posiadać umiejętności zarówno wyroczni, jak i zmiennokształtnego - czy taka kombinacja w ogóle była możliwa, czy jeden gen wyparłby drugi? O ile ułatwiłoby to jej pracę, o ile szybciej wspinałaby się na szczeblach Magisterium. Niestety to tylko fantazja, ale już hipnoza była marzeniem do spełnienia - to był jej kolejny cel, ale Toke raczej nie mógłby w tym pomóc.
- Udało mi się ustalić, że nikt ją przez niego nie namierzy, ale jeszcze nie wiem, skąd go wzięła - powiedziała zgodnie z prawdą. To trochę jak szukanie igły w stogu siana, a nie była przecież cudotwórczynią. Od razu zastrzegła, że to poszukiwanie może doprowadzić donikąd, a jednocześnie starała się zrobić wszystko, by poznać wszystkie szczegóły. Zadowolenie klienta jest kluczowe w tej branży.
- Jest twoją słabością. To nie przepowiednia - nie mówi tego z podszytą groźbą, stwierdza raczej fakt. Nie zawracałby sobie głowy, gdyby jej los był mu obcy. Każde takie powiązanie wiązało się z ryzykiem, po pierwsze więzienia w ich przypadku, a po drugie z tym że ktoś nieprzychylny może to wykorzystać. Sama widziała w nim zbyt wiele potencjału do współpracy, żeby mu grozić. Ale też nie zamierzała mu nic radzić, bo zwyczajnie nie znała się na tym, nigdy nie rozwinęła normalnej, zdrowej relacji, więc nie miała kompetencji, żeby się odzywać. Mogła działać w znanym jej zakresie - co zobaczył po święcących się oczach na wieść o przysłudze. Interesy. Lubiła robić interesy.
- Romans i przychodzisz z pustymi rękami? - westchnęła ciężko, jakby zawiodła się absztyfikantem. Naturalnie zainteresował ją tematem, tym bardziej że to dawało jej przepustkę, by wezwać go, gdy będzie potrzebowała świeżej twarzy do brudnej roboty. - Będziesz musiał mi to wynagrodzić. Tymczasem zamieniam się w słuch.
Tak, domyśliła się, że nie przyszedł dowiedzieć się, co go czeka w przyszłości. Niewielki odsetek inteligentnych osób się na to decydowało, większość wolała nie wiedzieć. Ona sama wolałaby nie wiedzieć, ale nie miała wyboru - wizje przychodziły nieproszone, często w najmniej pożądanych momentach. Po tylu latach zdołała się przyzwyczaić i starała się nie oceniać osób, które przychodziły do niej jako volvy. Najczęściej wychodziły załamane, bo nie uzyskiwały pozytywnej odpowiedzi. A najgorsza była chyba świadomość nieuchronnego losu, który pomimo prób zmiany, pozostanie nieugięty. Jeszcze parę lat temu próbowała wpływać na wydarzenia, by zmienić kierunek wizji, ale nieważne jak się starała, rezultat pozostawał taki sam. Z tego względu nie podejrzewała Toke o chęć poznania swojej przyszłości, choć może kiedyś się zaskoczy. Niektórych kierowały też inne pobudki, nie do końca zależne od nich. Z reguły wolała nie wnikać, bo niespecjalnie ją to obchodziło i zwyczajnie lepiej spała.
Nie odzywała się, czekając, aż sam zdradzi powód odwiedzin, w międzyczasie obserwując ruchy mężczyzny; badawcze spojrzenie, krzywy uśmiech, a na koniec opadnięcie na pufę. Zastanawiała się czasem, jakby to było posiadać umiejętności zarówno wyroczni, jak i zmiennokształtnego - czy taka kombinacja w ogóle była możliwa, czy jeden gen wyparłby drugi? O ile ułatwiłoby to jej pracę, o ile szybciej wspinałaby się na szczeblach Magisterium. Niestety to tylko fantazja, ale już hipnoza była marzeniem do spełnienia - to był jej kolejny cel, ale Toke raczej nie mógłby w tym pomóc.
- Udało mi się ustalić, że nikt ją przez niego nie namierzy, ale jeszcze nie wiem, skąd go wzięła - powiedziała zgodnie z prawdą. To trochę jak szukanie igły w stogu siana, a nie była przecież cudotwórczynią. Od razu zastrzegła, że to poszukiwanie może doprowadzić donikąd, a jednocześnie starała się zrobić wszystko, by poznać wszystkie szczegóły. Zadowolenie klienta jest kluczowe w tej branży.
- Jest twoją słabością. To nie przepowiednia - nie mówi tego z podszytą groźbą, stwierdza raczej fakt. Nie zawracałby sobie głowy, gdyby jej los był mu obcy. Każde takie powiązanie wiązało się z ryzykiem, po pierwsze więzienia w ich przypadku, a po drugie z tym że ktoś nieprzychylny może to wykorzystać. Sama widziała w nim zbyt wiele potencjału do współpracy, żeby mu grozić. Ale też nie zamierzała mu nic radzić, bo zwyczajnie nie znała się na tym, nigdy nie rozwinęła normalnej, zdrowej relacji, więc nie miała kompetencji, żeby się odzywać. Mogła działać w znanym jej zakresie - co zobaczył po święcących się oczach na wieść o przysłudze. Interesy. Lubiła robić interesy.
- Romans i przychodzisz z pustymi rękami? - westchnęła ciężko, jakby zawiodła się absztyfikantem. Naturalnie zainteresował ją tematem, tym bardziej że to dawało jej przepustkę, by wezwać go, gdy będzie potrzebowała świeżej twarzy do brudnej roboty. - Będziesz musiał mi to wynagrodzić. Tymczasem zamieniam się w słuch.