:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Retrospekcje
Końskie zaloty (J. Andersen & B. Vargas, 16 IX 1991)
Blanca Vargas
Końskie zaloty (J. Andersen & B. Vargas, 16 IX 1991) Sob 16 Gru - 17:24
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
16 IX 1991 r.
Brazylia
Brazylia
Od dwóch tygodni wodziła za Jo maślanymi oczami, zapracowując sobie na metkę zadurzonej po uszy. Raptem dwa tygodnie wpadła na niego po nocy w jednym z korytarzy Instytutu i od tamtej pory niespecjalnie potrafiła przestać o nim myśleć. Banał? Jak cholera, a jednak to było przecież bardzo w stylu Blanki.
Miała dwadzieścia lat i wszystko przeżywała zbyt mocno, zbyt intensywnie - zbyt szybko.
Wiejski festyn w jednej z osad nieopodal Salwadoru był niczym w porównaniu do karnawału w Rio, a jednak, proponując Joachimowi wspólną wycieczkę do królestwa zabawnych gier, karuzel i tanich upominków dla turystów czuła się niemal tak samo, jakby zabierała go na znaną, międzynarodową fiestę. Rumieniła się przy tym strasznie i plątała - codzienna elokwencja prysnęła w tym momencie jak mydlana bańka - a gdy, o dziwo, mimo popisu jej nieudolności się zgodził, resztę dnia spędziła we własnym pokoju, niedowierzając, że to się dzieje.
Teraz, stojąc u bram festynu - wielkiego, zdobionego roślinami łuku, z daleka zapowiadającego nadchodzący kicz - czuła się dziwnie. Nic o Jo nie wiedziała. Dosłownie nic, poza tym, że nie był stąd - co było widać na pierwszy rzut oka, i co słyszało się też w jego koślawym hiszpańskim - i że raczej prędzej niż później miał wracać do domu, do Norwegii.
Nie była pewna, gdzie dokładnie była Norwegia. Jak dotąd nie studiowała map Europy zbyt uważnie - może teraz powinna.
No więc, nic nie wiedziała. Nie byłaby w stanie powiedzieć, co dokładnie robił w Instytucie, dlaczego był tam po nocy, jaki był jego ulubiony kolor, co lubił. Wiedziała natomiast, jakie wrażenie pozostawił po niej tego pierwszego spotkania - i jak bardzo, jak desperacko wręcz pragnęła spotkać go znowu. Na zajęciach. W uczelnianej stołówce.
Albo właśnie tu, na wiejskim festynie.
- Strasznie je lubię - mówiła teraz, zadzierając głowę na ozdobny łuk i tylko przelotnie, kątem oka zerkając na blondyna u jej boku. - Te festyny. Są cholernie kiczowate, ale... - Wzruszyła lekko ramionami. - Zawsze jest zabawnie - stwierdziła z przekonaniem i uśmiechnęła się miękko.
Trochę skrępowana, poprawiła zawieszony na ramieniu plecak i chrząknęła cicho.
- Idziemy? - spytała, już po chwili - nie do końca przemyślanie - sięgając po dłoń Jo i ciągnąc go za sobą dalej. Co robi, uzmysłowiła sobie dopiero kilka kroków dalej, gdzieś między budką z pieczonymi kasztanami a namiotem luster - i z cichym sapnięciem natychmiast puściła mężczyznę, czerwieniąc się po czubek nosa.
- Przepraszam - rzuciła natychmiast, zażenowana. - Ja po prostu... Ja... - zacięła się, wreszcie potrząsnęła głową. - Po prostu chodźmy.
Blanca Vargas miała dwadzieścia lat i niespecjalnie potrafiła zachowywać się wśród ludzi. Nie wiedziała, co lubi; nie wiedziała; co może, nie wiedziała, czego pragnie - jeszcze nie.
Poza towarzystwem Jo. Tego akurat chciała bardzo - za bardzo.
Poprowadziła go - już nie dotykając, idąc po prostu o pół kroku przed nim - dalej, finalnie wpadając w tłum turystów błądzących to tu, to tam, zatrzymujących się przy losowych stoiskach i obżerających się watą cukrową. Nie spieszyła się, dając i sobie, i Jo czas, by rozejrzeć się, zorientować, co dzieje się wokół.
I milczała, po pierwszych potknięciach wyraźnie zbyt skrępowana, by spróbować jeszcze raz.
- Tam dalej jest stoisko pani Alziry - było jedynym, co wydusiła z siebie na przestrzeni kilku ostatnich minut. - Jest w okolicy dosyć znana, piecze fantastyczne ciastka i do wielu z nich dodaje jakieś wróżby. Albo zagadki. Albo po prostu pocieszne rysunki.