:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard
4 posters
Bezimienny
06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:12
06.02.2001
Śnieg otulił jej zimowe, skórzane buty. Czuła jak mróz mimo wszystko przebija się przez grubą warstwę jej rajtuz oraz skarpetek. Szczypał ją w odkryte warstwy skóry, chociaż nie było ich za dużo. Słońce dopiero zaczęło nieśmiało łaskotać białą pierzynę, nie było być wcześniej, niż szósta rano. Ubrana była w gruby, wełniany płaszcz, który zakrywał niemal całą jej sylwetkę i ciemną czapkę. Chociaż często ryzykowała odmrożenia dla odpowiedniej stylizacji, tym razem nie miała zamiaru ryzykować. Szczególnie że nie spodziewała się żadnego towarzystwa o tej porze czy w tym miejscu.
Udała się tutaj w poszukiwaniu kamieni runicznych, potrzebnych do badań w instytucie. Szła wolnym krokiem, bawiąc się dłonią skrytą pod rękawiczką swoją bransoletką z koralikami runicznymi. Ukryta w białym śniegu i głuchej, leśnej ciszy, czuła się dziwnie spokojna. Może minęła się z powołaniem – być może to właśnie leśne życie było jej pisane, a gwar miasta jedynie potęgował jej wewnętrzne poczucie niepokoju. Pokręciła głową, prowadząc dialog sama ze sobą. Nie. Czy tego chciała, czy nie, była stworzona do egzystowania między ludźmi.
Zawędrowała do polany zza ściany drzew, w pierwszym odruchu oczarowana jej widokiem. Musiała zejść ze ścieżki już jakiś czas temu, w zamyśleniu skręcając w głąb lasu. Nie poznawała tego miejsca, ale jednocześnie nie czuła się zgubiona. Bardziej zaintrygowana. Stała na widoku, obserwując obsypane białą pierzyną drzewa oraz swój oddech zamieniający się w parę.
Rozejrzała się dookoła, wracając myślami do obecnego miejsca. Była mimo wszystko pośrodku lasu, rozsądek nakazywał zachować czujność. Zaczęła iść środkiem polany, gdzie śnieg sięgał jej do piszczeli. Trochę nawykiem przed przeniesieniem ciężaru na następną stopę, robiła kółko drugą, sprawdzając podłoże. Gdy miała osiem lat, wpadła do roztapiającego się już na wiosnę jeziora niedaleko ich rodzinnej posiadłości. Do dziś pamięta ogromny chłód, który przeszył jej kości i dygotanie, którego nie mogła się wyzbyć przez długi czas. Siedziała potem zakopana gryzącymi kocami obok kominka i Malthe podawał jej herbatę z imbirem na rozgrzanie. Ocierał jej plecy, aby krążąca w jej żyłach krew szybciej ogrzała jej ciało. Tak przynajmniej Idzie się wydawało. Dzisiaj nie jest pewna, czy jest to ostatnie jej pozytywne wspomnienie związane z bratem; dziwny przejaw czułości z jego strony, czy może wyśniła to sobie, spragniona jakiekolwiek uwagi ze strony rodziny. Może to Lasse wpadł w lodowate objęcia, może to nad nim pochylali się z troską, a ona jedynie patrzyła na to wszystko z drugiego końca pokoju.
Tutaj, pośrodku niczego, kusiła ją myśl o ucieczce. Mogła przecież iść tak przed siebie w nieskończoność. Mogła uciec, wyjść i nikt by jej nigdy więcej nie zobaczył. Mogła, ale jedyna osoba, przed którą tak naprawdę chciała się schować, to była ona sama. Niestety, zawsze będzie sobie już towarzyszyć; od jadowitych szeptów swoich myśli nigdy się nie uwolni.
Agnar Eriksen
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:13
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Papieros jarzył się w kąciku ust kiedy stał pod drzewem, obserwując w ciszy las. A ten, chociaż pokryty grubą warstwą śniegu, żył. Dostrzegł wprawnym okiem ślady lisa oraz zająca i łani, które przemknęły zaraz po tym jak spadła kolejna, świeża warstwa białego puchu. Dym z papierosa mieszał się ze spokojnym oddechem łowcy. Nasłuchiwał.
Ciche skrobanie, skrzypienie pod naciskiem małej łapy. Kolejne leśne stworzenie wyczuło obecność człowieka. Eriksen dopalił papierosa, po czym niedopałek schował do sakiewki przywiązanej do pasa. Prostym zaklęciem zatarł za sobą ślady i poprawił łuk na ramieniu.
Zima bywa zdradliwa. Jej piękno, zwodnicze i niebezpieczne zachęcało do samotnych wycieczek, a te ostatnio stały się dość modne. Zwłaszcza wśród młodych galdrów, którzy znajdowali w tym pewien romantyzm. Nie było nic romantycznego w byciu rozszarpanym przez wygłodniałe stado wilków.
Eriksen często zapuszczał się poza leśne ścieżki szukając kolejnych tropów potworów, o których coraz częściej mówiono. Plotki czy nie, miał obowiązek je sprawdzić. Przystanął przy krzaku, którego bezlistne gałęzie, zdawały się być powyginane w nienaturalny sposób. Dostrzegł na nich kłębki sierści, ujął je w palce i po chwili wiedział, że jakiś czas temu przechodził tu ryś, który znaczył swój teren. Wspaniałe stworzenia, które potrafił obserwować godzinami podziwiając ich majestat.
Cisza, a jednocześnie obezwładniający krzyk lasu, dźwięczał mu w uszach. Czujny i wyczulony na każdy niespodziewany i oczekiwany dźwięk, wędrował dalej. Nie uciekał przed niczym, ani przed nikim. Świadom kim jest i na czym polega jego praca oddawał się jej w pełni. Nie angażował się wielką politykę rodów, nie chciał wkraczać w gniazdo żmij, chociaż jarl co jakiś czas przypominał Agnarowi kim jest i jaka jest jego rola w rodzinie. A ta przedstawiała mu alternatywy, których nie chciał brać pod uwagę.
Nagle przystanął.
W oddali usłyszał dźwięk, który skupił całą jego uwagę.
|Ekwipunek:
-łuk myśliwski (występuje w zestawie z niekończącymi się strzałami, +3 do spostrzegawczości, raz w fabularnym miesiącu pozwala wykonać strzał z sukcesem trafienia bez względu na wynik k6)
- bestiariusz łowcy (+2 do rozpoznawania gatunków magicznych stworzeń)
- myśliwski bolas (3 sztuki)
- pierścień łowcy
- srebrny sztylet
Ciche skrobanie, skrzypienie pod naciskiem małej łapy. Kolejne leśne stworzenie wyczuło obecność człowieka. Eriksen dopalił papierosa, po czym niedopałek schował do sakiewki przywiązanej do pasa. Prostym zaklęciem zatarł za sobą ślady i poprawił łuk na ramieniu.
Zima bywa zdradliwa. Jej piękno, zwodnicze i niebezpieczne zachęcało do samotnych wycieczek, a te ostatnio stały się dość modne. Zwłaszcza wśród młodych galdrów, którzy znajdowali w tym pewien romantyzm. Nie było nic romantycznego w byciu rozszarpanym przez wygłodniałe stado wilków.
Eriksen często zapuszczał się poza leśne ścieżki szukając kolejnych tropów potworów, o których coraz częściej mówiono. Plotki czy nie, miał obowiązek je sprawdzić. Przystanął przy krzaku, którego bezlistne gałęzie, zdawały się być powyginane w nienaturalny sposób. Dostrzegł na nich kłębki sierści, ujął je w palce i po chwili wiedział, że jakiś czas temu przechodził tu ryś, który znaczył swój teren. Wspaniałe stworzenia, które potrafił obserwować godzinami podziwiając ich majestat.
Cisza, a jednocześnie obezwładniający krzyk lasu, dźwięczał mu w uszach. Czujny i wyczulony na każdy niespodziewany i oczekiwany dźwięk, wędrował dalej. Nie uciekał przed niczym, ani przed nikim. Świadom kim jest i na czym polega jego praca oddawał się jej w pełni. Nie angażował się wielką politykę rodów, nie chciał wkraczać w gniazdo żmij, chociaż jarl co jakiś czas przypominał Agnarowi kim jest i jaka jest jego rola w rodzinie. A ta przedstawiała mu alternatywy, których nie chciał brać pod uwagę.
Nagle przystanął.
W oddali usłyszał dźwięk, który skupił całą jego uwagę.
|Ekwipunek:
-łuk myśliwski (występuje w zestawie z niekończącymi się strzałami, +3 do spostrzegawczości, raz w fabularnym miesiącu pozwala wykonać strzał z sukcesem trafienia bez względu na wynik k6)
- bestiariusz łowcy (+2 do rozpoznawania gatunków magicznych stworzeń)
- myśliwski bolas (3 sztuki)
- pierścień łowcy
- srebrny sztylet
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Prorok
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:13
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Z dala od przecznic miasta, gdzie śnieg topniał wzdłuż krawężników, przeobrażając się w błotnistą pecynę pod niezliczonymi podeszwami butów, zima dziczała – biały puch, nienaruszony ludzką obecnością, falował podmuchami mroźnego wiatru, przypominając sierść ogromnego, pogrążonego we śnie zwierzęcia, z którego karku wyrastały wiecznie zielone sosny, kiwające się łagodnie na obrzeżach krajobrazu. Krocząc pośród gęstych zarośli, na ziemi dostrzec można było jedynie drobne ślady zwierzęcej obecności – płytkie wgniecenia łap i zatarte wklęsłości jelenich racic, otaczająca polanę knieja wydawała się jednak spokojna, jakby zatrzymana poza grozą pustoszącą sumienia galdrów, gdzieś daleko od krwawych zbrodni i wypełniających gazety nekrologów; wokół panowała cisza tak przekonująca, że niewiele brakowało, by uwierzyć w idyllę bezludnej okolicy.
Ida, która jako pierwsza wkroczyła na rozległy obszar obwiązanej lasem polany, nie mogła przewidzieć tego, co ukrywało się głęboko pod świeżą warstwą śniegu – tym razem nie była to zamarznięta tafla jeziora, zdolna pęknąć pod nieuważnie stawianą stopą, tym razem w lutowym krajobrazie czaiło się coś znacznie bardziej przerażającego. Warstwa białego puchu, lekka i miękka po nocnych opadach, ustępowała posłusznie pod okrężnym ruchem nogi, aż do momentu, gdy podeszwa buta zahaczyła o coś dużego i twardego, przylegającego zmarzliną do skutej lodem gleby – Ida potknęła się do przodu, na moment tracąc równowagę i przewracając się na kolana. Być może intuicja, a być może zwykła ciekawość nakazała w tej chwili obejrzeć się za siebie i odgarnąć gruby kożuch śniegu, gdy ten usunął się jednak z przeszkody, kobiecym oczom nie ukazał się ani zeschnięty korzeń ani porzucona gałąź, ale para jasnych, bladoniebieskich oczu, które wpatrywały się w nią martwym, nieobecnym wzrokiem.
Okrzyk zgrozy rozerwał pozorną harmonię okolicy, docierając echem do uszu znajdującego się niedaleko Agnara – dźwięk był wystarczająco niepokojący, by kark zesztywniał niepokojem, a wzdłuż kręgosłupa zsunęły się ciarki złowieszczego przeczucia; praca w Gleipnirze musiała wyczulać na poczucie strachu, tym razem nie sposób było oprzeć się jednak impulsowi skierowania się ku prześwitującej spomiędzy drzew polanie, gdzie mężczyzna mógł ujrzeć postać młodej kobiety, a obok niej prześwitujący spod śniegu kształt, który już z odległości w złowróżbny sposób przypominał bezwładne, ludzkie ciało.
Ida, która jako pierwsza wkroczyła na rozległy obszar obwiązanej lasem polany, nie mogła przewidzieć tego, co ukrywało się głęboko pod świeżą warstwą śniegu – tym razem nie była to zamarznięta tafla jeziora, zdolna pęknąć pod nieuważnie stawianą stopą, tym razem w lutowym krajobrazie czaiło się coś znacznie bardziej przerażającego. Warstwa białego puchu, lekka i miękka po nocnych opadach, ustępowała posłusznie pod okrężnym ruchem nogi, aż do momentu, gdy podeszwa buta zahaczyła o coś dużego i twardego, przylegającego zmarzliną do skutej lodem gleby – Ida potknęła się do przodu, na moment tracąc równowagę i przewracając się na kolana. Być może intuicja, a być może zwykła ciekawość nakazała w tej chwili obejrzeć się za siebie i odgarnąć gruby kożuch śniegu, gdy ten usunął się jednak z przeszkody, kobiecym oczom nie ukazał się ani zeschnięty korzeń ani porzucona gałąź, ale para jasnych, bladoniebieskich oczu, które wpatrywały się w nią martwym, nieobecnym wzrokiem.
Okrzyk zgrozy rozerwał pozorną harmonię okolicy, docierając echem do uszu znajdującego się niedaleko Agnara – dźwięk był wystarczająco niepokojący, by kark zesztywniał niepokojem, a wzdłuż kręgosłupa zsunęły się ciarki złowieszczego przeczucia; praca w Gleipnirze musiała wyczulać na poczucie strachu, tym razem nie sposób było oprzeć się jednak impulsowi skierowania się ku prześwitującej spomiędzy drzew polanie, gdzie mężczyzna mógł ujrzeć postać młodej kobiety, a obok niej prześwitujący spod śniegu kształt, który już z odległości w złowróżbny sposób przypominał bezwładne, ludzkie ciało.
Bezimienny
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:13
Śnieg skrzypiał kojąco pod jej butami, a okrągłe ruchy stopami stały się mechaniczne. Rutyna kroków i niezmieniający się horyzont uspokajał ją, znalazła w nim harmonię, której dawno nie była w stanie zaznać. W kontraście z cichym, gładkim śniegiem i potężnymi drzewami, ona czuła się taka nieznacząca. Ona i jej problemy, wydawały się czymś, co należało do miasta — tutaj czas płynął innym torem, rzeczywistość kreowała się w innych barwach. Śnieg, pomimo swojego mrozu, osładzał jej poranioną duszę, jak syrop stworzony z roztworu cukru. Podobnie jak słodycze, była to zgubna przyjemność, szybko ukazując zepsucie spod białej, puszystej warstwy.
Poniesiona rytmicznymi ruchami, zbyt obecna w swojej głowie, a za mało w rzeczywistości, poczuła tylko, jak noga zahacza się jej o coś twardego, a ona całą sobą wpada w śnieg. Skosztowała parzące zimno na skórze swojej twarzy i odczuła wyraźną różnicę temperatury, gdy śnieg wpadł jej między materiał płaszcza a rękawiczek. Długie, kasztanowe włosy zlepiły się ze sobą, a mrugające z zaskoczenia rzęsy obsypane były białym puchem. Oprócz zbitych kolan i urażonej dumy nie odczuła, jakby stało się jej coś poważnego. Wciąż siedząc na ziemi, otrzepała pozostały śnieg z twarzy, niemal od razu żałując, że go tam nie pozostawiła. Coś wystawało spod śniegu, gdzie jeszcze przed chwilą utknęła jej stopa. Na kolanach, ze zgubnym zaciekawieniem, odgarnęła resztę śniegu.
Chłód, którego nie doświadczyła jeszcze w swoim życiu, przeszył ją całą. Zaczęła trząść się, jednak nie z mrozu śniegu, w którym siedziała. Krzyk rozbrzmiał w jej uszach, dopiero po chwili dotarło do niej, że był jej własny. Niesiony daleko, daleko poza horyzont drzew, wystarczyć mógł całą zwierzynę, która się tam skrywała. Spod białej warstwy patrzyły się na nią niebieskie oczy młodego mężczyzny; tak znajome, że szpilki lodu wbiły jej się prosto w serce i przebiły je na wylot. W pierwszym odruchu, całkowitej, kompulsywnej histerii przekonana była, że widzi twarz swojego brata. Wychudzone lico być może było efektem czegoś zupełnie innego, może za życia trup nie przypominał wcale Lasse, może to Lasse za życia przypominał truchło. Zaczęła w panice odgarniać jeszcze mocniej śnieg, wciąż krzycząc; błagając Normy, aby nie była to prawda. Nie, gdy ostatnim jej wspomnieniem było…
Z każdą grudą śniegu, twarz truposza oddalała się od twarzy jej tak dobrze znanej. Miał inny nos, nie miał piegów, a linia włosów położona była zbyt wysoko. Nie przyniosło to jednak ulgi, jedynie świadomość, że właśnie go dotknęła. Śmierć patrzyła się jej prosto w twarz, jakby palcem nakazując, że ona będzie następna. Odskoczyła do tyłu, nadal znajdują się na ziemi, z przerażeniem tak wymownym na twarzy, że nie sposób było pomylić go z niczym innym.
Poniesiona rytmicznymi ruchami, zbyt obecna w swojej głowie, a za mało w rzeczywistości, poczuła tylko, jak noga zahacza się jej o coś twardego, a ona całą sobą wpada w śnieg. Skosztowała parzące zimno na skórze swojej twarzy i odczuła wyraźną różnicę temperatury, gdy śnieg wpadł jej między materiał płaszcza a rękawiczek. Długie, kasztanowe włosy zlepiły się ze sobą, a mrugające z zaskoczenia rzęsy obsypane były białym puchem. Oprócz zbitych kolan i urażonej dumy nie odczuła, jakby stało się jej coś poważnego. Wciąż siedząc na ziemi, otrzepała pozostały śnieg z twarzy, niemal od razu żałując, że go tam nie pozostawiła. Coś wystawało spod śniegu, gdzie jeszcze przed chwilą utknęła jej stopa. Na kolanach, ze zgubnym zaciekawieniem, odgarnęła resztę śniegu.
Chłód, którego nie doświadczyła jeszcze w swoim życiu, przeszył ją całą. Zaczęła trząść się, jednak nie z mrozu śniegu, w którym siedziała. Krzyk rozbrzmiał w jej uszach, dopiero po chwili dotarło do niej, że był jej własny. Niesiony daleko, daleko poza horyzont drzew, wystarczyć mógł całą zwierzynę, która się tam skrywała. Spod białej warstwy patrzyły się na nią niebieskie oczy młodego mężczyzny; tak znajome, że szpilki lodu wbiły jej się prosto w serce i przebiły je na wylot. W pierwszym odruchu, całkowitej, kompulsywnej histerii przekonana była, że widzi twarz swojego brata. Wychudzone lico być może było efektem czegoś zupełnie innego, może za życia trup nie przypominał wcale Lasse, może to Lasse za życia przypominał truchło. Zaczęła w panice odgarniać jeszcze mocniej śnieg, wciąż krzycząc; błagając Normy, aby nie była to prawda. Nie, gdy ostatnim jej wspomnieniem było…
Z każdą grudą śniegu, twarz truposza oddalała się od twarzy jej tak dobrze znanej. Miał inny nos, nie miał piegów, a linia włosów położona była zbyt wysoko. Nie przyniosło to jednak ulgi, jedynie świadomość, że właśnie go dotknęła. Śmierć patrzyła się jej prosto w twarz, jakby palcem nakazując, że ona będzie następna. Odskoczyła do tyłu, nadal znajdują się na ziemi, z przerażeniem tak wymownym na twarzy, że nie sposób było pomylić go z niczym innym.
Agnar Eriksen
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:13
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Ciche szuranie? Skrobanie? Kroki? Przystanął chcąc wyłowić dźwięki, próbował odróżnić te charakterystyczne dla lasu zimą od tych, które nie powinny w ogóle wybrzmieć. Gdy miał już odpuścić i pójść w drugą stronę, gdy już uznał, że to jego umysł płata mu figle, usłyszał przeraźliwy krzyk. Mroził krew w żyłach, sprawiał, że zawrócił gwałtownie. Kobiecy głos wibrował w mroźnym powietrzu, osadzał się na przysypanych śniegiem gałęziach; budził grozę w pięknie zimowego krajobrazu.
Nie namyślając się dłużej ruszył szybkim krokiem w stronę dochodzącego krzyku. Nie minęło wiele czasu nim zobaczył kobiecą figurę, siedziała w śniegu, a obok niej kształt pod świeżą warstwą śniegu. Już wiedział, że to nie kłoda, ani zwodniczy kształt zaspy.
-Już do pani idę! - Zawołał w jej stronę. Mówienie o spokoju nic nie pomagało, a mogło jedynie drażnić lub wzbudzić irytację. Zależało mu na tym, aby zwróciła na niego uwagę. Skupiła się przez chwilę na czymś innym niż trup, o którego się potknęło. Bowiem widział już niebieskie, martwe oczy wpatrujące się w pustkę przed nimi. Zbliżając się dostrzegł znajomą twarz. Młoda dziewczyna nie była mu obca, choć nie miał okazji, by zamienić z nią więcej niż słowa zdawkowego powitania. Doskonale wiedział, że ma przed sobą przedstawicielkę rodziny Nørgaard. Ledwie dzień wcześniej przestrzegał Isabellę przed samotnymi wyprawami do lasu. Ot, miał znów żywy przykład jak to się kończy. Nie żywy zresztą też. -Nic ci się nie stało? - Zapytał jeszcze, powoli pochylając się nad trupem. Spojrzał w zamarłą twarz. Widział w swoim życiu nieraz śmierć. Ta niczym nie różniła się od innych. Uniósł pochmurny wzrok koloru nieba na Idę. Westchnął cicho, po czym sięgnął ku torbie. Zawsze miał przy sobie piersiówkę. Podał ją kobiecie. -Przyda ci się. - Nie przyjmował odmowy. Nie dość, że było cholernie zimno, to jeszcze siedziała na śniegu i trzęsła się jak osika. Zakładał, że z pomieszania strachu i chłodu jaki ich otaczał. Zima w Midgardzie, jak w całej Skandynawii, nie należała do przyjaznych dla ludzi.
Nie namyślając się dłużej ruszył szybkim krokiem w stronę dochodzącego krzyku. Nie minęło wiele czasu nim zobaczył kobiecą figurę, siedziała w śniegu, a obok niej kształt pod świeżą warstwą śniegu. Już wiedział, że to nie kłoda, ani zwodniczy kształt zaspy.
-Już do pani idę! - Zawołał w jej stronę. Mówienie o spokoju nic nie pomagało, a mogło jedynie drażnić lub wzbudzić irytację. Zależało mu na tym, aby zwróciła na niego uwagę. Skupiła się przez chwilę na czymś innym niż trup, o którego się potknęło. Bowiem widział już niebieskie, martwe oczy wpatrujące się w pustkę przed nimi. Zbliżając się dostrzegł znajomą twarz. Młoda dziewczyna nie była mu obca, choć nie miał okazji, by zamienić z nią więcej niż słowa zdawkowego powitania. Doskonale wiedział, że ma przed sobą przedstawicielkę rodziny Nørgaard. Ledwie dzień wcześniej przestrzegał Isabellę przed samotnymi wyprawami do lasu. Ot, miał znów żywy przykład jak to się kończy. Nie żywy zresztą też. -Nic ci się nie stało? - Zapytał jeszcze, powoli pochylając się nad trupem. Spojrzał w zamarłą twarz. Widział w swoim życiu nieraz śmierć. Ta niczym nie różniła się od innych. Uniósł pochmurny wzrok koloru nieba na Idę. Westchnął cicho, po czym sięgnął ku torbie. Zawsze miał przy sobie piersiówkę. Podał ją kobiecie. -Przyda ci się. - Nie przyjmował odmowy. Nie dość, że było cholernie zimno, to jeszcze siedziała na śniegu i trzęsła się jak osika. Zakładał, że z pomieszania strachu i chłodu jaki ich otaczał. Zima w Midgardzie, jak w całej Skandynawii, nie należała do przyjaznych dla ludzi.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Prorok
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:14
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Zimą spokój bywał zdradliwy – zbyt łatwo było uwierzyć warstwie bieli, która sprawiała, że wszystko wydawało się czyste i pozbawione skazy, zupełnie jakby ktoś nakrył zarysowany blat stołu jasnym obrusem, ukrywając wady w drewnie, zasłaniając wszelkie ślady po tym, że był kiedyś używany; śnieg szybko topniał jednak w zetknięciu z ludzką skórą, roztapiał się złowrogim ciepłem rzeczywistości, ujawniając brud kryjący się pod spodem, okrucieństwo świata, które skryć mogło się jedynie za fatamorganą zmęczonej wyobraźni. Być może przez chwilę tak właśnie było – umysł błagał, by leżące w śniegu ciało ujawniło się jedynie przewidzeniem, okrutnym psikusem, błękitne oczy były jednak zbyt wyraziste, zbyt ludzkie, by mogły okazać się złudzeniem.
Krzyk Idy zburzył ostatnie pozory panującego wokół polany spokoju, płosząc stado ptactwa na pobliskich gałęziach, które wzniosły się ku niebu ciemną chmurą zbierającej się nad lasem grozy. Agnar, który przemierzał knieję niedaleko miejsca, gdzie spod śniegu wyłoniło się martwe ciało, musiał zatem usłyszeć nie tylko sam dźwięk, ale także brzmiące w nim przerażenie – jeszcze zanim udało mu się wybiec na otwartą przestrzeń, odgłos był dostatecznym dowodem na to, że w okolicy działo się coś niedobrego. Istotnie – nawet oczy denata sprawiały wrażenie zlęknionych i wprawdzie nie sposób było stwierdzić, czy wyraz ten był ostatnim, jaki nawiedził jego twarz przed śmiercią czy może odbijał jedynie wasz strach, skoro ciało nie posiadało już duszy, którą można by przejrzeć przez otwory źrenic.
Wiatr zawiał mocniej, jakby nawet przyroda wzdrygnęła się niespodziewanym odkryciem, a spod śniegu wyłoniła się reszta sinej twarzy mężczyzny, sztywne ciało prześwitujące spod warstwy bieli, która nagle wydawała się zbyt jasna i czysta, by skrywać pod sobą coś podobnego. Pozostawało jasne, że nie mogliście pozostawić zmarłego w tym miejscu, pod skroń zaczęły nasuwać się jednak kolejne pytania – czy nieznajomy był kolejną ofiarą ślepców? A może miał miejsce jedynie nieszczęśliwy wypadek?
Macie możliwość lepszego przyjrzenia się ciału zmarłego – każde z was może wykonać rzut kością k6, aby uzyskać dodatkowe informacje. Jeżeli wylosujecie ten sam wynik, jedno z was może wykonać przerzut.
1,2 – twarz mężczyzny nagle wydaje ci się niepokojąco znajoma. Szybko zdajesz sobie sprawę, że widziałeś ją już na jednym z wielu wiszących w mieście plakatów, z tym że wówczas nad głową posiadał ogromny napis POSZUKIWANY. Próbujesz przypomnieć sobie jego imię, aż w końcu zdajesz sobie sprawę, że leży przed tobą Anders Olsson – dziennikarz gazety Orakel, który zaginął w zeszłym tygodniu.
3,4 – wiatr odgarnął warstwę śniegu, a ty zauważyłeś, że poza przebarwieniami spowodowanymi odmrożeniem, ciało mężczyzny pokryte jest także zaschniętymi ranami, wokół których na skórze powstały rozległe sińce. Obrażenia nie wyglądają jak coś, co można by zadać człowiekowi bez pomocy magii.
5,6 – nagle zauważasz, że martwe ciało nie jest jedynym, co ukrywało się pod warstwą śniegu, wśród zagarniętej na bok bieli lśnią bowiem ostro zakończone wyrośla, przypominające elementy szkieletu. Niektóre z nich przebiły ciało mężczyzny, nie sposób jednak stwierdzić, czy były bezpośrednią przyczyną jego śmierci.
Krzyk Idy zburzył ostatnie pozory panującego wokół polany spokoju, płosząc stado ptactwa na pobliskich gałęziach, które wzniosły się ku niebu ciemną chmurą zbierającej się nad lasem grozy. Agnar, który przemierzał knieję niedaleko miejsca, gdzie spod śniegu wyłoniło się martwe ciało, musiał zatem usłyszeć nie tylko sam dźwięk, ale także brzmiące w nim przerażenie – jeszcze zanim udało mu się wybiec na otwartą przestrzeń, odgłos był dostatecznym dowodem na to, że w okolicy działo się coś niedobrego. Istotnie – nawet oczy denata sprawiały wrażenie zlęknionych i wprawdzie nie sposób było stwierdzić, czy wyraz ten był ostatnim, jaki nawiedził jego twarz przed śmiercią czy może odbijał jedynie wasz strach, skoro ciało nie posiadało już duszy, którą można by przejrzeć przez otwory źrenic.
Wiatr zawiał mocniej, jakby nawet przyroda wzdrygnęła się niespodziewanym odkryciem, a spod śniegu wyłoniła się reszta sinej twarzy mężczyzny, sztywne ciało prześwitujące spod warstwy bieli, która nagle wydawała się zbyt jasna i czysta, by skrywać pod sobą coś podobnego. Pozostawało jasne, że nie mogliście pozostawić zmarłego w tym miejscu, pod skroń zaczęły nasuwać się jednak kolejne pytania – czy nieznajomy był kolejną ofiarą ślepców? A może miał miejsce jedynie nieszczęśliwy wypadek?
Macie możliwość lepszego przyjrzenia się ciału zmarłego – każde z was może wykonać rzut kością k6, aby uzyskać dodatkowe informacje. Jeżeli wylosujecie ten sam wynik, jedno z was może wykonać przerzut.
1,2 – twarz mężczyzny nagle wydaje ci się niepokojąco znajoma. Szybko zdajesz sobie sprawę, że widziałeś ją już na jednym z wielu wiszących w mieście plakatów, z tym że wówczas nad głową posiadał ogromny napis POSZUKIWANY. Próbujesz przypomnieć sobie jego imię, aż w końcu zdajesz sobie sprawę, że leży przed tobą Anders Olsson – dziennikarz gazety Orakel, który zaginął w zeszłym tygodniu.
3,4 – wiatr odgarnął warstwę śniegu, a ty zauważyłeś, że poza przebarwieniami spowodowanymi odmrożeniem, ciało mężczyzny pokryte jest także zaschniętymi ranami, wokół których na skórze powstały rozległe sińce. Obrażenia nie wyglądają jak coś, co można by zadać człowiekowi bez pomocy magii.
5,6 – nagle zauważasz, że martwe ciało nie jest jedynym, co ukrywało się pod warstwą śniegu, wśród zagarniętej na bok bieli lśnią bowiem ostro zakończone wyrośla, przypominające elementy szkieletu. Niektóre z nich przebiły ciało mężczyzny, nie sposób jednak stwierdzić, czy były bezpośrednią przyczyną jego śmierci.
Bezimienny
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:14
Słyszała w uszach echo własnego krzyku i dudnienie serca, które chciało przecisnąć się przez żebra i wyskoczyć z jej klatki piersiowej. Gdzieś w tle, bardzo stłumione, usłyszała okrzyki kogoś innego — męski głos, który oznajmiał, że do niej idzie. W amoku odwróciła wzrok od martwego delikwenta i przeniosła go w stronę, z której dobiegał głos, akurat w momencie, gdy mężczyzna pojawił się obok. Gdyby nie to, że rozpoznała jego twarz, to z pewnością zareagowałaby strachem i kolejnymi krzykami, zakładając, że wrócił, aby dokończyć, co zaczął z kolegą obok. Oczywiście znajomość mężczyzny nie sprawiała, że nie był on mordercą, jednak Ida nie żyła w świecie, gdzie takie podejrzenia rzuca się na porządku dziennym.
Angara Eriksena znała, chociaż głównie z widzenia. Kilka razy rozmawiał z jej ojcem czy starszym bratem, oni sami zamienili jednak ze sobą być może pięć słów. Łącznie. Na spotkaniach klanów niespecjalnie interesowały ją osoby, takie jak on — swoją energię skupiała na umykaniu niebieskiemu spojrzeniu oczu jej matki, czy wymykaniu się nudnych rozmów o polityce. Ciężko było jednak egzystować w ich świecie bez, chociażby podstawowej wiedzy o przyszłych jardach. Sama wątpiła, aby on wiedział, jak ma na imię.
— Co? — spytała, wyrwana z własnej głowy przez pytanie, które jej zadał. Ono dotarło z lekkim opóźnieniem, które jednak sprawiło, że jej własne pytanie było niepotrzebne i z lekka ośmieszające. — Nie wiem, chyba nie — odpowiedziała zgodnie z prawdą, ze wzrokiem jednak utkwionym nadal w trupiej twarzy. Czuła, że zaraz zwymiotuje.
Jakby czytając jej w myślach, wyciągnął w jej stronę piersiówkę. Drżącą od strachu dłonią sięgnęła po nią i wzięła z niej potężnego łyka, nie myśląc o tym zbyt mocno. Skrzywiła się momentalnie i poczuła, jak wypala jej przełyk. Ale podziałało. Wyrwało ją z wiru własnych przemyśleń i dopiero teraz dotarło do niej, że nadal siedzi w śniegu, co w takiej pogodzie nie jest zbyt dobrym pomysłem.
— Przepraszam, byłby pan tak uprzejmy? — spytała, wyciągając w jego stronę rękę. Aby pomógł jej wstać. Jeśli tego nie zrobił, to o własnych siłach podniosła się i otrzepała ze śniegu, czując, jak topnieje jej już pod płaszczem i moczy wierzchnią warstwę ubrań.
Zmusiła się, aby spojrzeć jeszcze raz na ciało, krzywiąc się niemal od razu.
— Odynie — powiedziała, z trudem powstrzymując zawartość swojego żołądka przed wydostaniem się na śnieg. Wypiła kolejnego łyka, tym razem gotowa na palenie w gardle. — Dziękuję — oddała mu piersiówkę, uznając, że trzymanie się jej dłużej mogłoby być uznane za niegrzeczne. Nie można przecież tracić manier, nawet w obliczu takiego znaleziska, powiedziałaby jej matka. — Co to? — spytała, mając na myśli zawartość piersiówki, chociaż wpatrywała się nadal w zimne, błękitne ślepia martwego mężczyzny. Sama nie wiedziała, czemu pyta o takie głupoty.
Było w nim coś znajomego. Z początku podejrzewała, że to dlatego, iż przypomina jej brata, ale im dłużej się w niego wpatrywała, tym z większą pewnością mogła stwierdzić, że były to jedynie początkowe omamy zmieszane z szokiem i strachem. Niemniej jednak — kogoś jej przypomina, miała wrażenie.
— Chyba go znam — myśli na głos, podchodząc krok bliżej, co zdaje się błędem, bo bliskość trupa znowu powoduje w niej ścisk w żołądku. Robi więc krok do tyłu, jakby chowając się za mężczyzną przed samą śmiercią.
Intensywnie myśli, jego twarz kojarzy jej się z bielą papieru, jednak nie może pojąć dlaczego. Wzrok wbija w jakiś bliżej nieokreślony punkt, aby nie musieć skupiać się na żadnym konkretnym widoku. Może widziała go w gazecie? Nie, ale z pewnością na jakiejś kartce. Ulotce? Plakacie? Tak, plakacie! — Jest poszukiwany — mówi wreszcie, trochę podekscytowanym tonem, który być może nie przystoi ze względu na okoliczności. — Przepraszam — dodaje cicho.
Nadal nie patrzy w stronę martwego ciała, jednak rozgląda się po okolicy, jakby oczekiwała, że zaraz śnieg cały stopnienie i na polanie ukaże się morze pełne takich denatów. Wyjdą z ziemi, złapią ją za kostki i pociągną za sobą na dno. Wzdrygnęła się przerażona na samą myśl i czuła, że znowu zaczyna się lekko trząść.
— Wygląda jak Anders Olsson, dziennikarz z gazety Orakel. Plakaty z nim wiszą w Midgardzie od tygodnia — wyjaśnia. Sama nie wie, dlaczego mu to wszystko mówi. Nie wie za bardzo, jakie są procedury, gdy znajdzie się martwe ciało pośrodku niczego. Miała nadzieję, że Eriksen bardziej znał się, na tym, co robi. A przynajmniej wyglądał na takiego. Głównym pytaniem jednak, które siliło się jej na język było — jak? Jak umarł, dlaczego umarł i czy przyczyna jego śmierci, dalej jest wśród nich?
— Myśli pan, że on został…? — nie skończyła zdania, licząc, że cisza będzie wymowniejsza niż słowa.
Angara Eriksena znała, chociaż głównie z widzenia. Kilka razy rozmawiał z jej ojcem czy starszym bratem, oni sami zamienili jednak ze sobą być może pięć słów. Łącznie. Na spotkaniach klanów niespecjalnie interesowały ją osoby, takie jak on — swoją energię skupiała na umykaniu niebieskiemu spojrzeniu oczu jej matki, czy wymykaniu się nudnych rozmów o polityce. Ciężko było jednak egzystować w ich świecie bez, chociażby podstawowej wiedzy o przyszłych jardach. Sama wątpiła, aby on wiedział, jak ma na imię.
— Co? — spytała, wyrwana z własnej głowy przez pytanie, które jej zadał. Ono dotarło z lekkim opóźnieniem, które jednak sprawiło, że jej własne pytanie było niepotrzebne i z lekka ośmieszające. — Nie wiem, chyba nie — odpowiedziała zgodnie z prawdą, ze wzrokiem jednak utkwionym nadal w trupiej twarzy. Czuła, że zaraz zwymiotuje.
Jakby czytając jej w myślach, wyciągnął w jej stronę piersiówkę. Drżącą od strachu dłonią sięgnęła po nią i wzięła z niej potężnego łyka, nie myśląc o tym zbyt mocno. Skrzywiła się momentalnie i poczuła, jak wypala jej przełyk. Ale podziałało. Wyrwało ją z wiru własnych przemyśleń i dopiero teraz dotarło do niej, że nadal siedzi w śniegu, co w takiej pogodzie nie jest zbyt dobrym pomysłem.
— Przepraszam, byłby pan tak uprzejmy? — spytała, wyciągając w jego stronę rękę. Aby pomógł jej wstać. Jeśli tego nie zrobił, to o własnych siłach podniosła się i otrzepała ze śniegu, czując, jak topnieje jej już pod płaszczem i moczy wierzchnią warstwę ubrań.
Zmusiła się, aby spojrzeć jeszcze raz na ciało, krzywiąc się niemal od razu.
— Odynie — powiedziała, z trudem powstrzymując zawartość swojego żołądka przed wydostaniem się na śnieg. Wypiła kolejnego łyka, tym razem gotowa na palenie w gardle. — Dziękuję — oddała mu piersiówkę, uznając, że trzymanie się jej dłużej mogłoby być uznane za niegrzeczne. Nie można przecież tracić manier, nawet w obliczu takiego znaleziska, powiedziałaby jej matka. — Co to? — spytała, mając na myśli zawartość piersiówki, chociaż wpatrywała się nadal w zimne, błękitne ślepia martwego mężczyzny. Sama nie wiedziała, czemu pyta o takie głupoty.
Było w nim coś znajomego. Z początku podejrzewała, że to dlatego, iż przypomina jej brata, ale im dłużej się w niego wpatrywała, tym z większą pewnością mogła stwierdzić, że były to jedynie początkowe omamy zmieszane z szokiem i strachem. Niemniej jednak — kogoś jej przypomina, miała wrażenie.
— Chyba go znam — myśli na głos, podchodząc krok bliżej, co zdaje się błędem, bo bliskość trupa znowu powoduje w niej ścisk w żołądku. Robi więc krok do tyłu, jakby chowając się za mężczyzną przed samą śmiercią.
Intensywnie myśli, jego twarz kojarzy jej się z bielą papieru, jednak nie może pojąć dlaczego. Wzrok wbija w jakiś bliżej nieokreślony punkt, aby nie musieć skupiać się na żadnym konkretnym widoku. Może widziała go w gazecie? Nie, ale z pewnością na jakiejś kartce. Ulotce? Plakacie? Tak, plakacie! — Jest poszukiwany — mówi wreszcie, trochę podekscytowanym tonem, który być może nie przystoi ze względu na okoliczności. — Przepraszam — dodaje cicho.
Nadal nie patrzy w stronę martwego ciała, jednak rozgląda się po okolicy, jakby oczekiwała, że zaraz śnieg cały stopnienie i na polanie ukaże się morze pełne takich denatów. Wyjdą z ziemi, złapią ją za kostki i pociągną za sobą na dno. Wzdrygnęła się przerażona na samą myśl i czuła, że znowu zaczyna się lekko trząść.
— Wygląda jak Anders Olsson, dziennikarz z gazety Orakel. Plakaty z nim wiszą w Midgardzie od tygodnia — wyjaśnia. Sama nie wie, dlaczego mu to wszystko mówi. Nie wie za bardzo, jakie są procedury, gdy znajdzie się martwe ciało pośrodku niczego. Miała nadzieję, że Eriksen bardziej znał się, na tym, co robi. A przynajmniej wyglądał na takiego. Głównym pytaniem jednak, które siliło się jej na język było — jak? Jak umarł, dlaczego umarł i czy przyczyna jego śmierci, dalej jest wśród nich?
— Myśli pan, że on został…? — nie skończyła zdania, licząc, że cisza będzie wymowniejsza niż słowa.
Mistrz Gry
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:14
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 10
'k100' : 10
Mistrz Gry
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:15
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k6' : 1
'k6' : 1
Agnar Eriksen
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:16
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Praca nauczyła go cierpliwości i spokoju, jaki należało zachować w każdej sytuacji. Zwłaszcza takiej niecodziennej, która wystawia ludzi na zdarzenia zahaczające o prawdziwy koszmar. Natrafienie na trupa w środku lasu było właśnie czymś takim. Poczekał, aż pociągnie solidny łyk alkoholu, który miał przywrócić ją do świata żywych. Widział jak spojrzeniem błądzi wśród zmarłych, wciąż nie pojmując co się wokół niej dzieje. Gdy trzeźwym wzrokiem trafiła na twarz Agnara już wiedział, że wróciła. Podał dłoń, aby mogła wstać ziemi, a gdy się upewnił, że nie padnie mu zemdlona na ziemię mógł skupić się na niecodziennym znalezisku.
-Bimber.- Odpowiedział zgodnie z prawdą. Zima nie sprzyjała utrzymaniu ciepła, a alkohol był najgorszą formą rozgrzewania się jeżeli bywał przedawkowywany. Teraz miał na celu obudzenie umysłu, zebranie się w sobie, czego młoda kobieta potrzebowała. Zakręcił piersiówkę i przykucnął obok trupa. Dłonią odgarnął resztę śniegu, w czym pomógł mocniejszy podmuch wiatru. -Anders Olsson… - Powtórzył za nią ściągając nieznacznie brwi. -Tak.. wygląda na to, że to on. - Co robił pośrodku lasu, czy też wybrał się na nieopatrzną wycieczkę, która skończyła się dla niego tragicznie? Rozejrzał się uważnie po okolicy, ale nic charakterystycznego się nie rzuciło mu w oczy. Słysząc pytanie Idy uniósł na nią spojrzenie. Nadal tu tkwiła, najwidoczniej zbyt przejęta tym co się stało, aby odejść. Poprawił chustę zawiązaną wokół szyi, a następnie odsłonił fragment kurtki denata. Nie bał się dotykać trupa, ten już nic im nie zrobi poza patrzeniem upiornie w przestrzeń. -Te ślady… - wskazał na wybroczyny. -Wskazują na udział osób trzecich. Nie jestem jednak patologiem… - Znał jedną osobę, która mogła dokonać oględzin zwłok. Wcześniejsze podeskcytowanie Idy odebrał z lekkim rozbawieniem, nie pasującym do sytuacji, ale zmarłego i tak to nie zaboli. Nie żył, miał gdzieś co inni robią i czy się śmieją czy go opłakują. Wszystkie te zachowania ważne były dla żywych i dla ich poczucia przyzwoitości. -Przynajmniej Krucza będzie wiedzieć gdzie znajduje się zagubiony człowiek. - Czy była to robota Ślepców czy denat wdał się w kłótnie i bójkę, z której nie wyszedł cało? Czy może trafił właśnie na ślady bestii, o której się mówi od dłuższego czasu? Jedno było pewna, nie mógł tego tak zostawić. Należało to zgłosić. Nie chciał jednak trupa zostawiać, aby przypadkiem ktoś inny się teraz nie napatoczył. -Da pani radę wrócić i powiadomić kogo trzeba?
-Bimber.- Odpowiedział zgodnie z prawdą. Zima nie sprzyjała utrzymaniu ciepła, a alkohol był najgorszą formą rozgrzewania się jeżeli bywał przedawkowywany. Teraz miał na celu obudzenie umysłu, zebranie się w sobie, czego młoda kobieta potrzebowała. Zakręcił piersiówkę i przykucnął obok trupa. Dłonią odgarnął resztę śniegu, w czym pomógł mocniejszy podmuch wiatru. -Anders Olsson… - Powtórzył za nią ściągając nieznacznie brwi. -Tak.. wygląda na to, że to on. - Co robił pośrodku lasu, czy też wybrał się na nieopatrzną wycieczkę, która skończyła się dla niego tragicznie? Rozejrzał się uważnie po okolicy, ale nic charakterystycznego się nie rzuciło mu w oczy. Słysząc pytanie Idy uniósł na nią spojrzenie. Nadal tu tkwiła, najwidoczniej zbyt przejęta tym co się stało, aby odejść. Poprawił chustę zawiązaną wokół szyi, a następnie odsłonił fragment kurtki denata. Nie bał się dotykać trupa, ten już nic im nie zrobi poza patrzeniem upiornie w przestrzeń. -Te ślady… - wskazał na wybroczyny. -Wskazują na udział osób trzecich. Nie jestem jednak patologiem… - Znał jedną osobę, która mogła dokonać oględzin zwłok. Wcześniejsze podeskcytowanie Idy odebrał z lekkim rozbawieniem, nie pasującym do sytuacji, ale zmarłego i tak to nie zaboli. Nie żył, miał gdzieś co inni robią i czy się śmieją czy go opłakują. Wszystkie te zachowania ważne były dla żywych i dla ich poczucia przyzwoitości. -Przynajmniej Krucza będzie wiedzieć gdzie znajduje się zagubiony człowiek. - Czy była to robota Ślepców czy denat wdał się w kłótnie i bójkę, z której nie wyszedł cało? Czy może trafił właśnie na ślady bestii, o której się mówi od dłuższego czasu? Jedno było pewna, nie mógł tego tak zostawić. Należało to zgłosić. Nie chciał jednak trupa zostawiać, aby przypadkiem ktoś inny się teraz nie napatoczył. -Da pani radę wrócić i powiadomić kogo trzeba?
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Mistrz Gry
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:16
The member 'Agnar Eriksen' has done the following action : kości
'k6' : 4
'k6' : 4
Prorok
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:17
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Denat nie mógł już nikomu zagrozić – wprawdzie jego obecność nawet za życia nigdy nie wywoływała u nikogo dreszczy – mimo to atmosfera wydawała się zagęszczać strachem, tężejąc wraz z ciałem, które pokrywało się szronem wybarwiających skórę odmrożeń. Nawet błękitne oczy zmarłego, wpatrzone w martwy punkt na niebie, sprawiały wrażenie zamarzniętych, jakby można było zdrapać z nich szadź panującego na dworze mrozu i odkryć kolor, który przybrały za życia. Chociaż sytuacja wciąż osuwała się ciarkami po zesztywniałym karku, cienka nić spostrzeżeń, za które pochwyciła Ida, poczęła rozplątywać kłębek stłumionych pod śniegiem tajemnic – Anders Olsson był znany, choć jego twarz nie wszystkim kojarzyła się dobrze; miał cięte pióro i zbyt klarowne myśli, które przelewały się na papier tak, jakby dziurawiły go na wskroś, okoliczności jego zaginięcia pozostawały jednak nieznane, a plakaty, które rozwieszono na miejskich fasadach, rwały się podmuchami wiatru lub spadały na ziemię, ginąc pod śniegiem i podeszwami nieuważnie stawianych butów. W mediach pojawiały się pogłoski, że pisał pod pseudonimem, po kryjomu przeciwstawiając się Radzie, dzisiaj jego tożsamość była jednak nieodparta, a dzięki spostrzegawczości Agnara jaśniejsze stawały się także okoliczności jego śmierci.
Sińce i rany na ciele, które wyłoniły się spąsowiałą purpurą spod warstwy białego puchu, nie pozostawiały wątpliwości, że Olsson nie odszedł z tego świata z własnej woli, a nawet – ktoś musiał bardzo się postarać, żeby się go pozbyć. Oboje staliście zatem przed trudną sytuacją – morderstwa potrafiły chwytać parezą nawet śmiałych oficerów Kruczej Straży, wam daleko było tymczasem do profesjonalistów; więc dlaczego żadne z was nie wezwało jeszcze odpowiednich służb? Ze strachu, wątpliwości, zaskoczenia? Okolica wydawała się opustoszała i chociaż ciało wyglądało, jakby leżało w śniegu przynajmniej od wczorajszego wieczora, a krew dawno zatopiła się w świeżą warstwę białego puchu, ryzyko, że zostaniecie wzięci za podejrzanych w zbrodni, wciąż gryzło strapioną sytuacją świadomość. Z waszej dwójki to Eriksen potrafił zachować trzeźwy umysł, ledwie zwrócił się jednak z prośbą w stronę Idy, kiedy lasem szarpnął gwałtowny podmuch wiatru, wraz z którym do waszych uszu dotarł także nowy, potęgujący niepokój dźwięk wytłumionego wichrem szemrania – wprawdzie nie raz mawiano, że mordercy mają w zwyczaju powracać na miejsce zbrodni.
Każdemu z was przysługuje rzut kością k100 na spostrzegawczość – próg powodzenia wynosi 65 (liczony oddzielnie dla każdego z was). W przypadku jeżeli nikomu nie uda się go wyrzucić, w następnych kolejkach możecie wykonywać rzuty do skutku, rozglądając się po okolicy.
Sińce i rany na ciele, które wyłoniły się spąsowiałą purpurą spod warstwy białego puchu, nie pozostawiały wątpliwości, że Olsson nie odszedł z tego świata z własnej woli, a nawet – ktoś musiał bardzo się postarać, żeby się go pozbyć. Oboje staliście zatem przed trudną sytuacją – morderstwa potrafiły chwytać parezą nawet śmiałych oficerów Kruczej Straży, wam daleko było tymczasem do profesjonalistów; więc dlaczego żadne z was nie wezwało jeszcze odpowiednich służb? Ze strachu, wątpliwości, zaskoczenia? Okolica wydawała się opustoszała i chociaż ciało wyglądało, jakby leżało w śniegu przynajmniej od wczorajszego wieczora, a krew dawno zatopiła się w świeżą warstwę białego puchu, ryzyko, że zostaniecie wzięci za podejrzanych w zbrodni, wciąż gryzło strapioną sytuacją świadomość. Z waszej dwójki to Eriksen potrafił zachować trzeźwy umysł, ledwie zwrócił się jednak z prośbą w stronę Idy, kiedy lasem szarpnął gwałtowny podmuch wiatru, wraz z którym do waszych uszu dotarł także nowy, potęgujący niepokój dźwięk wytłumionego wichrem szemrania – wprawdzie nie raz mawiano, że mordercy mają w zwyczaju powracać na miejsce zbrodni.
Każdemu z was przysługuje rzut kością k100 na spostrzegawczość – próg powodzenia wynosi 65 (liczony oddzielnie dla każdego z was). W przypadku jeżeli nikomu nie uda się go wyrzucić, w następnych kolejkach możecie wykonywać rzuty do skutku, rozglądając się po okolicy.
Bezimienny
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:17
Jej gardło było ściśnięte od niewidzialnej guli, czuła jej kwas spływający po jej krtani. Opanowanie mężczyzny było z jednej strony kojące; jego oczy kusiły ją o wrażenie, że wie, co mówi oraz co robi. Z drugiej jednak czuła narastającą panikę, że sama nie jest w stanie taka być — zdystansowana do tego, co zobaczyła. Nie było to pierwsze martwe ciało, jakie ujrzała w życiu, jednak pierwsze, które nie leżało umyte i namoczone w balsamie, skryte za chwile kołdrą z wierzby czy dębu, a następnie wtulone w chłodne objęcia ziemi. To leżało na niej, całe na widoku, wżerające się w je umysł, aż zostanie tam na zawsze.
Zamknęła oczy, ale on dalej na nią patrzył.
Zdawała sobie sprawę z jego słów, jeszcze zanim je potwierdził, jednak usłyszenie tego na głos wbiło ją mocniej w ziemię. To nie był wypadek, ktoś pomógł mu takim się stać. Ktoś siłą zabrał z niego życie, a Ida stała w szoku, że potrafił. Spojrzała na swojego towarzysza z przypadku; na jego spokój i opanowanie, i spytała samą siebie — czy on by potrafił? Czy gdyby pojawili się tu teraz Kruczy, to pomyśleliby, że to jego sprawka? Potrafiłby, na pewno by potrafił — w pewnym momencie ludzie muszą przecież zaczynać przypominać zwierzęta.
Jego pytanie wyrwało ją z rozmyślań i pustego spojrzenia w jego dłonie, jakby oczekiwała, że pojawi się na nich krew. — Chyba… chyba tak — opowiedziała, sama nie znając prawdy, kryjącej się za jej słowami. Reszta lasu zdawała się zmienić, już nie była przyjemną, spokojną ostoją z daleka od zgiełku miasta. Stała się przerażającą głuszą, pełną ciasnych drzew i cieni, które wprawdzie były potworami. Strach ogarniał ją na nowo, przejmował stery. Już miała się go wyzbyć, strząsnąć go z siebie jak okruchy francuskiego ciasta, gdy las przemówił własnym głosem.
Coś szemrało z niego, czyżby cienie zbudziły się do życia? Przez głowę jej przeszło, że może wcale nie natknęła się na skończone dzieło. Być może był to projekt w połowie skończony, a oni niegrzecznie wleźli butami w czyjś warsztat. Najpierw spojrzała w stronę źródła dźwięku, jednak prócz przeraźliwiej bieli śniegu, nie widziała nic więcej. Zrobiła więc krok do tyłu, chowając się odważnie za mężczyznę, by to on stał na pierwszym planie między nią a tajemniczym dźwiękiem.
— Czy pan też to słyszał? — wyszeptała, mając ogromną nadzieję, że powie nie i wyśmieje ją, że umysł się jej plącze i zdecydowanie powinna wracać do miasta. To tak naprawdę był żart; inscenizacja, pan Olsson ma się dobrze, dołączył do trupy teatralnej i ćwiczą nowy spektakl z udziałem publiczności.
Olsson jednak się nie podnosił i nikt nie bił braw.
Zamknęła oczy, ale on dalej na nią patrzył.
Zdawała sobie sprawę z jego słów, jeszcze zanim je potwierdził, jednak usłyszenie tego na głos wbiło ją mocniej w ziemię. To nie był wypadek, ktoś pomógł mu takim się stać. Ktoś siłą zabrał z niego życie, a Ida stała w szoku, że potrafił. Spojrzała na swojego towarzysza z przypadku; na jego spokój i opanowanie, i spytała samą siebie — czy on by potrafił? Czy gdyby pojawili się tu teraz Kruczy, to pomyśleliby, że to jego sprawka? Potrafiłby, na pewno by potrafił — w pewnym momencie ludzie muszą przecież zaczynać przypominać zwierzęta.
Jego pytanie wyrwało ją z rozmyślań i pustego spojrzenia w jego dłonie, jakby oczekiwała, że pojawi się na nich krew. — Chyba… chyba tak — opowiedziała, sama nie znając prawdy, kryjącej się za jej słowami. Reszta lasu zdawała się zmienić, już nie była przyjemną, spokojną ostoją z daleka od zgiełku miasta. Stała się przerażającą głuszą, pełną ciasnych drzew i cieni, które wprawdzie były potworami. Strach ogarniał ją na nowo, przejmował stery. Już miała się go wyzbyć, strząsnąć go z siebie jak okruchy francuskiego ciasta, gdy las przemówił własnym głosem.
Coś szemrało z niego, czyżby cienie zbudziły się do życia? Przez głowę jej przeszło, że może wcale nie natknęła się na skończone dzieło. Być może był to projekt w połowie skończony, a oni niegrzecznie wleźli butami w czyjś warsztat. Najpierw spojrzała w stronę źródła dźwięku, jednak prócz przeraźliwiej bieli śniegu, nie widziała nic więcej. Zrobiła więc krok do tyłu, chowając się odważnie za mężczyznę, by to on stał na pierwszym planie między nią a tajemniczym dźwiękiem.
— Czy pan też to słyszał? — wyszeptała, mając ogromną nadzieję, że powie nie i wyśmieje ją, że umysł się jej plącze i zdecydowanie powinna wracać do miasta. To tak naprawdę był żart; inscenizacja, pan Olsson ma się dobrze, dołączył do trupy teatralnej i ćwiczą nowy spektakl z udziałem publiczności.
Olsson jednak się nie podnosił i nikt nie bił braw.
Mistrz Gry
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:18
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 45
'k100' : 45
Agnar Eriksen
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:18
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Zimno zdawało się jeszcze bardziej przeszywać i wdzierać się pod ubranie. Niecodzienne znalezisko powinno być od razu zgłoszone. Chciał młodą kobietę oddalić od miejsca zbrodni widząc w jakim jest stanie. Mogła wrócić do miasta, do ciepłego miejsca, gdzie sprzyjająca jej osoba otoczy ją opieką i pozwoli zapomnieć o tym miejscu i zdarzeniu. Wtedy wezwana Straż będzie mogła zająć się sprawą. Zabójca, co do zasady, nie wzywa Kruczej. Choć i takich nie brakowało - przekonany o własnym geniuszu, wodzących za nos stróżów prawa. Dostrzegł zlękniony wzrok Idy, która patrzyła to na niego, to na trupa. Czy widziała w nim mordercę? Być może właśnie zaczęła snuć takie domysły. Czy mógłby zabić? Oczywiście, że tak. Na swoich rękach miał krew; zawsze przelana w imię służby i dbania o bezpieczeństwo mieszkańców.
Zerknął na nią ponownie, nie wiedząc czy znajdzie w sobie tyle siły, aby samej pójść od miasta. Czy las teraz jej nie przerażał, kiedy wcześniej jawił się przyjemną ucieczka i ukojeniem dla umysłu. Teraz tak nie było, a dziewczyna uświadomiła sobie, że las skrywał wiele tajemnic, w tym tych mrocznych, o których nie chciało się mówić na głos. Gdy miała się już ruszyć usłyszał szmer. Las zaczął mówić, ale czy swoim głosem? Ida zamarła, a potem schowała się za jego plecami. Odruchowo uniósł ramię w bok, chcąc bardziej ją sobą zasłonić.
Nie mógł teraz jej puścić samej.
-Tak… słyszę. - Mruknął, a drugą dłonią zaczął formować zaklęcie, które miało powiadomić Kruczą Straż o tym co się dzieje i być może wystraszyć napastnika, który czaił się za drzewami. A być może było to zwierzę. Skoncentrowany na rzucaniu zaklęcia nie zwrócił zbytnio uwagi na otoczenie. -Lögrejörgun.
Snop niebieskiego światła mógł dać im czas, ale najważniejsze, że służby zostały poinformowane. Sztylet był pod ręką, wszystkie mięśnie napięte, gotowy do stoczenia walki i obrony czujnie się rozglądał i nasłuchiwał kolejnych szmerów. -Proszę się trzymać mnie blisko. - Zalecił kobiecie, chyba, że powie inaczej, ale wtedy będzie kazał jej uciekać i biec ile tylko sił miała w nogach.
Rzut na spostrzegawczość: 32 (porażka)
Lögrejörgun (Adiuvate scelum) – Przywołuje snop niebieskiego światła; informuje Kruczą Straż o konieczności natychmiastowej interwencji. Użycie zaklęcia bez powodu grozi wymierzeniem kary.
Próg: 5
Statystyki Agnara: magia użytkowa 15
k100 75 + 15 = 90
Zerknął na nią ponownie, nie wiedząc czy znajdzie w sobie tyle siły, aby samej pójść od miasta. Czy las teraz jej nie przerażał, kiedy wcześniej jawił się przyjemną ucieczka i ukojeniem dla umysłu. Teraz tak nie było, a dziewczyna uświadomiła sobie, że las skrywał wiele tajemnic, w tym tych mrocznych, o których nie chciało się mówić na głos. Gdy miała się już ruszyć usłyszał szmer. Las zaczął mówić, ale czy swoim głosem? Ida zamarła, a potem schowała się za jego plecami. Odruchowo uniósł ramię w bok, chcąc bardziej ją sobą zasłonić.
Nie mógł teraz jej puścić samej.
-Tak… słyszę. - Mruknął, a drugą dłonią zaczął formować zaklęcie, które miało powiadomić Kruczą Straż o tym co się dzieje i być może wystraszyć napastnika, który czaił się za drzewami. A być może było to zwierzę. Skoncentrowany na rzucaniu zaklęcia nie zwrócił zbytnio uwagi na otoczenie. -Lögrejörgun.
Snop niebieskiego światła mógł dać im czas, ale najważniejsze, że służby zostały poinformowane. Sztylet był pod ręką, wszystkie mięśnie napięte, gotowy do stoczenia walki i obrony czujnie się rozglądał i nasłuchiwał kolejnych szmerów. -Proszę się trzymać mnie blisko. - Zalecił kobiecie, chyba, że powie inaczej, ale wtedy będzie kazał jej uciekać i biec ile tylko sił miała w nogach.
Rzut na spostrzegawczość: 32 (porażka)
Lögrejörgun (Adiuvate scelum) – Przywołuje snop niebieskiego światła; informuje Kruczą Straż o konieczności natychmiastowej interwencji. Użycie zaklęcia bez powodu grozi wymierzeniem kary.
Próg: 5
Statystyki Agnara: magia użytkowa 15
k100 75 + 15 = 90
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Mistrz Gry
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:18
The member 'Agnar Eriksen' has done the following action : kości
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'k100' : 73
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'k100' : 73
Bezimienny
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:19
Słyszała wyraźnie uderzenie swojego serca, nawet przez wszystkie warstwy zimowych ubrań, które miała na sobie. Ono było chyba bardziej skore do ucieczki, niż Ida, która sparaliżowana strachem stała za plecami mężczyzny, które jeszcze przed chwilą posądzała (nawet jeśli przez ułamek sekundy i czysto hipotetycznie) o prawdopodobieństwo popełnienia tej zbrodni, nad którą stoją.
Czy jemu też przemknęło przez myśl, że mogła to zrobić, a jej strach był jedynie wyśmienitą grą aktorską? Nie znał jej, przecież — nie naprawdę. Mogła być psychopatą, który mierzył metr sześćdziesiąt pięć i udawał przerażoną damę z dobrego domu. Oczywiście, nie była.
Dopiero jego gest, tak bardzo wyraźnie odruchowy, utwierdził ją w przekonaniu, że on tutaj również znalazł się przypadkiem. Nie próbowałby jej przecież osłonić, gdyby chciał, aby podzieliła los martwego dziennikarza. Lubiła się tak przynajmniej łudzić, pomimo swojego lekkiego oburzenia, że on nie uważa jej zdolnej do morderstwa.
Dopiero gdy wymówił zaklęcie, poczuła się bardzo głupio, że sama na to nie wpadła. Bardzo nie chciała, aby jej rola tutaj ograniczyła się do tchórzliwego (aczkolwiek rozsądnego) chowania się za jego plecami. Zaczęła więc rozglądać się mocniej za źródłem niepokojącego dźwięku, mając nadzieje, że tym razem dostrzeże coś, co będzie mogło ich uspokoić albo przygotować na to, co ich czeka. Jakiś zarys cienia, sylwetki, może zwierzęce oczy skryte w krzakach. Czuła, jak adrenalina pulsuje jej w żyłach i w ustach pojawiło się znajome uczucie; niepokojąco ekscytujące uczucie.
Pokiwała głową, szybko się orientując, że on tego nie widzi, gdy stoi za nim.
— Dobrze — powiedziała, dłonią chwytając delikatnie materiał jego kurtki, jednak skupiona była głównie na swoim celu zlokalizowania, cóż, czegokolwiek.
Czy jemu też przemknęło przez myśl, że mogła to zrobić, a jej strach był jedynie wyśmienitą grą aktorską? Nie znał jej, przecież — nie naprawdę. Mogła być psychopatą, który mierzył metr sześćdziesiąt pięć i udawał przerażoną damę z dobrego domu. Oczywiście, nie była.
Dopiero jego gest, tak bardzo wyraźnie odruchowy, utwierdził ją w przekonaniu, że on tutaj również znalazł się przypadkiem. Nie próbowałby jej przecież osłonić, gdyby chciał, aby podzieliła los martwego dziennikarza. Lubiła się tak przynajmniej łudzić, pomimo swojego lekkiego oburzenia, że on nie uważa jej zdolnej do morderstwa.
Dopiero gdy wymówił zaklęcie, poczuła się bardzo głupio, że sama na to nie wpadła. Bardzo nie chciała, aby jej rola tutaj ograniczyła się do tchórzliwego (aczkolwiek rozsądnego) chowania się za jego plecami. Zaczęła więc rozglądać się mocniej za źródłem niepokojącego dźwięku, mając nadzieje, że tym razem dostrzeże coś, co będzie mogło ich uspokoić albo przygotować na to, co ich czeka. Jakiś zarys cienia, sylwetki, może zwierzęce oczy skryte w krzakach. Czuła, jak adrenalina pulsuje jej w żyłach i w ustach pojawiło się znajome uczucie; niepokojąco ekscytujące uczucie.
Pokiwała głową, szybko się orientując, że on tego nie widzi, gdy stoi za nim.
— Dobrze — powiedziała, dłonią chwytając delikatnie materiał jego kurtki, jednak skupiona była głównie na swoim celu zlokalizowania, cóż, czegokolwiek.
Mistrz Gry
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:19
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 82
'k100' : 82
Agnar Eriksen
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:19
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Zapadła cisza, którą rozwiewał jedynie wiatr kiedy snopy niebieskiego światła rozbiły się na niebie, wyraźnie dając znać, że stróże prawa są tutaj potrzebni. Nie pozostało im nic innego jak czekać, a to właśnie ta czynność była z tych najgorszych.
Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Ida może być mordercą. Jej przeraźliwy krzyk, który usłyszał, a potem spanikowane spojrzenie - tego nie dało się, aż tak dobrze udawać. Przerażenie było prawdziwe, namacalne, a odruch chowania się za nim tak naturalny dla przestraszonej osoby, że opuścił całkowicie gardę; skupił się na innym problemie.
Nie miał w planach dzisiaj umierać, nie chciał podzielić los dziennikarza więc w pełni skupiony skierował niebieskie spojrzenie ku leśnej gęstwinie. Śnieg leżał cicho na gałęziach, nie zdradzał się niczym, nie ujawniał kolejnych mrocznych sekretów, a tych na pewno było wiele. Czujnie wodził wzrokiem od drzewa do drzewa, zawieszał je dłużej na punkcie, który wydawał mu się podejrzany, a gdy upewnił się, że to jedynie cień, przechodził dalej. Nie ruszał się z miejsca dając kobiecie poczucie, jakiekolwiek, bezpieczeństwa. Świeży śnieg, nie został jeszcze naruszony przez zwierzynę, puchowa pokrywa przypominała pościel, kusiła złudną miękkością i obietnicą ukojenia, a do tej obydwojgu było bardzo daleko.
Poczuł jak drobne dłonie zaciskają się na materiale płaszcza, jak kurczowo wbija palce, a to sprawiło, że zrozumiał iż jest teraz za nią odpowiedzialna, aż do momentu kiedy odstawi ją w bezpieczne miejsce.
-Krucza niedługo się zjawi. - Dodał jeszcze mając nadzieję, że te oczywiste słowa dodadzą jej otuchy. Zmrużył oczy wypatrując potencjalnego niebezpieczeństwa. Czy rzeczywiście, gdzieś tam się czaiło?
Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Ida może być mordercą. Jej przeraźliwy krzyk, który usłyszał, a potem spanikowane spojrzenie - tego nie dało się, aż tak dobrze udawać. Przerażenie było prawdziwe, namacalne, a odruch chowania się za nim tak naturalny dla przestraszonej osoby, że opuścił całkowicie gardę; skupił się na innym problemie.
Nie miał w planach dzisiaj umierać, nie chciał podzielić los dziennikarza więc w pełni skupiony skierował niebieskie spojrzenie ku leśnej gęstwinie. Śnieg leżał cicho na gałęziach, nie zdradzał się niczym, nie ujawniał kolejnych mrocznych sekretów, a tych na pewno było wiele. Czujnie wodził wzrokiem od drzewa do drzewa, zawieszał je dłużej na punkcie, który wydawał mu się podejrzany, a gdy upewnił się, że to jedynie cień, przechodził dalej. Nie ruszał się z miejsca dając kobiecie poczucie, jakiekolwiek, bezpieczeństwa. Świeży śnieg, nie został jeszcze naruszony przez zwierzynę, puchowa pokrywa przypominała pościel, kusiła złudną miękkością i obietnicą ukojenia, a do tej obydwojgu było bardzo daleko.
Poczuł jak drobne dłonie zaciskają się na materiale płaszcza, jak kurczowo wbija palce, a to sprawiło, że zrozumiał iż jest teraz za nią odpowiedzialna, aż do momentu kiedy odstawi ją w bezpieczne miejsce.
-Krucza niedługo się zjawi. - Dodał jeszcze mając nadzieję, że te oczywiste słowa dodadzą jej otuchy. Zmrużył oczy wypatrując potencjalnego niebezpieczeństwa. Czy rzeczywiście, gdzieś tam się czaiło?
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Mistrz Gry
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:19
The member 'Agnar Eriksen' has done the following action : kości
'k100' : 89
'k100' : 89
Prorok
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:20
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Przyroda, dotąd zastygła w pozorze zimowego spokoju, nagle wydała się równie przejęta morderstwem – wiatr wzmógł się gwałtownie, przemykając świstem pomiędzy koronami drzew, a rosnące wokół polany sosny nastroszyły się jak drapieżne zwierzęta, otrzepując z igieł grudy puszystego śniegu. W końcu wszystko wokół ucichło, jakby nawet okoliczny las zamarł w obliczu niepokojącego szmeru, który przedarł się pomiędzy krzakami, przygłuszony i niewyraźny, z pewnością nie należący jednak do dogłosów, jakie zwykły wydawać zwierzęta – zbyt gwałtowny i nieskoordynowany, im dłużej wsłuchiwaliście się natomiast w jego brzmienie, schodząc z miękkiego gruntu polany, tym bardziej wydawał się przypominać ludzki głos; a może to tylko wyobraźnia płatała wam figle, nakierowując myśli na najgorszy z możliwych scenariuszy?
Agnar, który stał bliżej, mrużąc oczy w nerwowym wyczekiwaniu, aż coś wyłoni się z głębi kniei, mógł nagle zauważyć kształt ciemnej sylwetki, ledwo widoczny wśród gęstych drzew oraz panującego wokół miasta półmroku, lecz niewątpliwie prawdziwy. Ida, stojąc tuż za nim, nie miała tak dobrego widoku na miejsce, z którego jeszcze przed chwilą dobywały się niepokojące odgłosy, mogła jednak pierwsza usłyszeć zduszony okrzyk – a brzmiał on co najmniej niepokojąco, urywając się głuchym uderzeniem. Następnie okolica znów zamarła, jak gdyby sparaliżowana obawą przyroda oczekiwała na wasz ruch – samotne zagłębianie się między ciemne trzewia lasu nie wydawało się najrozsądniejszą z decyzji, lecz ktokolwiek zwrócił waszą uwagę, w tej chwili wciąż był jeszcze niedaleko; jeżeli zdecydujecie się go odnaleźć, teraz niewątpliwie nastał moment, by to uczynić.
W tym samym momencie snop niebieskiego światła, jaki wzbił się w powietrze, zamigotał i rozprysł się ponad knieją, informując Kruczą Straż o miejscu zdarzenia – oficerowie powinni przybyć na miejsce za kilka minut, ten czas mógłby jednak wciąż okazać się zbyt długi, by pochwycić tajemniczego człowieka, który ukrywał się pomiędzy drzewami; pytanie, czy idąc za nim, nie ryzykowaliście spotkania z prawdziwym mordercą. Ktoś, kto uczynił Olssonowi coś podobnego, z pewnością nie zawahałby się użyć magii także przeciwko potencjalnym świadkom.
Jeżeli zdecydujecie się zajrzeć głębiej w las w poszukiwaniu sprecyzowanego już źródła dźwięku, przysługuje wam rzut kością k100 na spostrzegawczość. Natomiast w przypadku, jeżeli któreś z was od razu zdecyduje się podjąć próbę schwytania tajemniczego nieznajomego, rzuca kością k100 na sprawność fizyczną.
Agnar, który stał bliżej, mrużąc oczy w nerwowym wyczekiwaniu, aż coś wyłoni się z głębi kniei, mógł nagle zauważyć kształt ciemnej sylwetki, ledwo widoczny wśród gęstych drzew oraz panującego wokół miasta półmroku, lecz niewątpliwie prawdziwy. Ida, stojąc tuż za nim, nie miała tak dobrego widoku na miejsce, z którego jeszcze przed chwilą dobywały się niepokojące odgłosy, mogła jednak pierwsza usłyszeć zduszony okrzyk – a brzmiał on co najmniej niepokojąco, urywając się głuchym uderzeniem. Następnie okolica znów zamarła, jak gdyby sparaliżowana obawą przyroda oczekiwała na wasz ruch – samotne zagłębianie się między ciemne trzewia lasu nie wydawało się najrozsądniejszą z decyzji, lecz ktokolwiek zwrócił waszą uwagę, w tej chwili wciąż był jeszcze niedaleko; jeżeli zdecydujecie się go odnaleźć, teraz niewątpliwie nastał moment, by to uczynić.
W tym samym momencie snop niebieskiego światła, jaki wzbił się w powietrze, zamigotał i rozprysł się ponad knieją, informując Kruczą Straż o miejscu zdarzenia – oficerowie powinni przybyć na miejsce za kilka minut, ten czas mógłby jednak wciąż okazać się zbyt długi, by pochwycić tajemniczego człowieka, który ukrywał się pomiędzy drzewami; pytanie, czy idąc za nim, nie ryzykowaliście spotkania z prawdziwym mordercą. Ktoś, kto uczynił Olssonowi coś podobnego, z pewnością nie zawahałby się użyć magii także przeciwko potencjalnym świadkom.
Jeżeli zdecydujecie się zajrzeć głębiej w las w poszukiwaniu sprecyzowanego już źródła dźwięku, przysługuje wam rzut kością k100 na spostrzegawczość. Natomiast w przypadku, jeżeli któreś z was od razu zdecyduje się podjąć próbę schwytania tajemniczego nieznajomego, rzuca kością k100 na sprawność fizyczną.
Bezimienny
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:21
Gdy miała siedem lat, usłyszała za domem ciche miałczenie; jak piszczenie dziecka, któremu chłód mroził struny głosowe. Z dziecięcą ciekawością ruszyła w stronę źródła dźwięku, aby odkryć tam cztery młode kotki. Tak małe, że ich oczy wciąż były zamknięte, a one nie potrafiły się poruszać samodzielnie. Piszczały za czymś; za matką, której nigdzie nie było w pobliżu. Nie wiedząc, co ma zrobić, zawołała najbliższego dorosłego, z przejęciem informując o swoim znalezisku. Gdy jakiś czas później spytała ogrodnika, co stało się z małymi kotkami, on odpowiedział, żeby się panienka nie martwiła. Nie cierpią.
Lata zajęło jej zrozumienie, co miał na myśli.
Schowana za plecami mężczyzny nie miała dobrego widoku na to, co być może on dostrzegł w lesie, jednak słuch nie zawiódł jej. Zduszony okrzyk dotarł do jej uszu, mrożąc krew w jej żyłach. Nie była jednak sparaliżowana ze strachu, nogi nie zdawały jej się wwiercone w mroźne podłoże. Spojrzała po raz ostatni na martwe ciało mężczyzny, łudząc się, że jego twarz wyglądała na samotną. Czy był sam w tych ostatnich momentach? Czy ktokolwiek o nim pamiętał, przyjdzie na jego pogrzeb? Obiecała sobie, że ona się pojawi; że go nie zapomni; że chociaż po śmierci będzie miał przyjaciela.
— Słyszał pan to? Ktoś może potrzebować pomocy — powiedziała, wychodząc spod jego ręki i puszczając materiał jego kurtki. Ida była osobą nie dość, że impulsywną, to z niebezpieczną ilością troski o bezpieczeństwo innych, do której nie zawsze lubiła się przyznawać. Nie czekała, aż Agnar zdecyduje za nią. Szybkim krokiem, który z chwilą zamienił się w bieg, wyrwała się do przodu, prosto do źródła, skąd dobiegał zduszony głuchym uderzeniem dźwięk.
Rzut na sprawność fizyczną: 42
Sprawność fizyczna: 7
Lata zajęło jej zrozumienie, co miał na myśli.
Schowana za plecami mężczyzny nie miała dobrego widoku na to, co być może on dostrzegł w lesie, jednak słuch nie zawiódł jej. Zduszony okrzyk dotarł do jej uszu, mrożąc krew w jej żyłach. Nie była jednak sparaliżowana ze strachu, nogi nie zdawały jej się wwiercone w mroźne podłoże. Spojrzała po raz ostatni na martwe ciało mężczyzny, łudząc się, że jego twarz wyglądała na samotną. Czy był sam w tych ostatnich momentach? Czy ktokolwiek o nim pamiętał, przyjdzie na jego pogrzeb? Obiecała sobie, że ona się pojawi; że go nie zapomni; że chociaż po śmierci będzie miał przyjaciela.
— Słyszał pan to? Ktoś może potrzebować pomocy — powiedziała, wychodząc spod jego ręki i puszczając materiał jego kurtki. Ida była osobą nie dość, że impulsywną, to z niebezpieczną ilością troski o bezpieczeństwo innych, do której nie zawsze lubiła się przyznawać. Nie czekała, aż Agnar zdecyduje za nią. Szybkim krokiem, który z chwilą zamienił się w bieg, wyrwała się do przodu, prosto do źródła, skąd dobiegał zduszony głuchym uderzeniem dźwięk.
Rzut na sprawność fizyczną: 42
Sprawność fizyczna: 7
Mistrz Gry
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:21
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 46
'k100' : 46
Agnar Eriksen
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:22
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Pierwsze odruchy zwykle były dyktowane szlachetnością, której należało się wystrzegać w chwilach zagrażających życiu. Nauczył się tego w trakcie szkolenia i pierwszych misji jako Łowca. Czujność i uwaga były teraz jego bronią, czymś co mogło ocalić im życie. Wtem dostrzegł ruch między drzewami, to nie było złudzenie. Ludzka sylwetka zamajaczyła, czy był to sprawca, który wrócił na miejsce zbrodni czy inny nierozważny zapuszczający się na samotne spacery pomimo wyraźnych ostrzeżeń.
Zdusił w sobie pierwszy odruch pognania za tym cieniem, sylwetką, która mogła wyjaśnić wiele lub pozostawić jeszcze więcej pytań. Ida, kurczowo trzymająca się jego płaszcza wyraźnie była czynnikiem, który nakazywał mu się dwa razy zastanowić.
Ciszy, zduszony okrzyk zmroził krew. Kolejna ofiara, która była tuż przed nimi, konała? Nie tylko on to usłyszał.
-Taaa… - mruknął, gotów teraz ruszyć w tym kierunku, ale chwilę jego wahania wykorzystała Ida, która porzuciła swoje obawy i lęk. Zapewne w wewnętrznej potrzebie działania uznała, że ruszy sama w głębię lasu. Ten zaś wydał się teraz dwa razy bardziej złowrogi. -Co do cholery? - westchnął zrezygnowany. Niebieskie światła wzbiły się w powietrze, Krucza powinna zaraz być, ale być może te ostatnie minuty będą najbardziej decydujące. Ruszył za Idą wiedząc, że nie może jej tak zostawić samej. A trup… ten się raczej nigdzie nie wybierał. Był na tyle odsłonięty, że Krucza zajdzie go bez problemu, a ich ślady na śniegu powinny doprowadzić stróżów prawa do nich, gdyby coś się wydarzyło. -Wolnej! - Dogonił kobietę. -Na nic się zdasz, jaka sama padniesz ofiarą.
Główna zasada polowań - Nie dać się złapać. Sięgnął po łuk oraz strzałę, musiał być gotowy na potencjalny atak.
Rzut na sprawność fizyczną: 23
Sprawność fizyczna: 20
Zdusił w sobie pierwszy odruch pognania za tym cieniem, sylwetką, która mogła wyjaśnić wiele lub pozostawić jeszcze więcej pytań. Ida, kurczowo trzymająca się jego płaszcza wyraźnie była czynnikiem, który nakazywał mu się dwa razy zastanowić.
Ciszy, zduszony okrzyk zmroził krew. Kolejna ofiara, która była tuż przed nimi, konała? Nie tylko on to usłyszał.
-Taaa… - mruknął, gotów teraz ruszyć w tym kierunku, ale chwilę jego wahania wykorzystała Ida, która porzuciła swoje obawy i lęk. Zapewne w wewnętrznej potrzebie działania uznała, że ruszy sama w głębię lasu. Ten zaś wydał się teraz dwa razy bardziej złowrogi. -Co do cholery? - westchnął zrezygnowany. Niebieskie światła wzbiły się w powietrze, Krucza powinna zaraz być, ale być może te ostatnie minuty będą najbardziej decydujące. Ruszył za Idą wiedząc, że nie może jej tak zostawić samej. A trup… ten się raczej nigdzie nie wybierał. Był na tyle odsłonięty, że Krucza zajdzie go bez problemu, a ich ślady na śniegu powinny doprowadzić stróżów prawa do nich, gdyby coś się wydarzyło. -Wolnej! - Dogonił kobietę. -Na nic się zdasz, jaka sama padniesz ofiarą.
Główna zasada polowań - Nie dać się złapać. Sięgnął po łuk oraz strzałę, musiał być gotowy na potencjalny atak.
Rzut na sprawność fizyczną: 23
Sprawność fizyczna: 20
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Mistrz Gry
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:22
The member 'Agnar Eriksen' has done the following action : kości
'k100' : 23
'k100' : 23
Prorok
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:23
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Las stawał się ciemniejszy, im głębiej wzrok zaglądał w jego trzewia, jakby przyroda przybrała kształt drapieżnego zwierzęcia, które powoli zamykało paszczę za waszymi plecami – wielu prawdopodobnie kwestionowałoby tak śmiałą decyzję, otaczająca polanę knieja mogła bowiem kryć dość niebezpieczeństw, by strach przed nią skutecznie wstrzymywał wędrowców na brzegu lasu, kroczących ledwie mielizną ciemnej gęstwiny. Być może to pobudzenie nieostygłego jeszcze strachu pchnęło was przez rosochate krzewy nienakreślonej ścieżki, a być może zasłyszany dźwięk rzeczywiście stawał się wyraźniejszy – szemranie narastało w miarę, jak poruszaliście się przez siebie, w końcu urywając się głuchym uderzeniem, które teraz nie mogło już wzbudzać wątpliwości, co do swego źródła. Ida, niespodziewanie wychodząca naprzód krótkiej pogoni, mogła zauważyć, że pomiędzy rozrosłymi liśćmi wilgotnej od śniegu paproci leżała młoda kobieta, która, uciekając, najwidoczniej potknęła się o jeden z konarów, zdzierając wnętrze dłoni o ukryty pod śniegiem grunt – uniosła na was wzrok, wzdrygając się płochliwie na widok Agnara, była jednak zbyt zmęczona, by znów poderwać się z ziemi i ruszyć biegiem przez nas; najwyraźniej morderca nie był dość przewidywalny, by powrócić na miejsce zbrodni, zachowanie kobiety skutecznie zaprzeczało tymczasem wszelkim, zwlekającym na świadomości podejrzeniom.
– N-nie chcia… nie chciałam, pr-przepraszam, nie róbcie… nie róbcie mi krzywdy, przestraszyłam się, myślałam, ż-że… – kobieta zaczęła płakać, wznosząc błagalne spojrzenie przemiennie ku wam obu, jakby w nadziei, że będziecie w stanie jej pomóc – teraz, kiedy podeszliście bliżej, mogliście zresztą zauważyć, że podczas ucieczki zgubiła płaszcz i miała odsłonięte ramiona, na których lśniły płytkie, krwawe nacięcia; drżała ze strachu, kiedy znów rozchyliła usta, przez gęstwinę przedarło się jednak światło cudzego zaklęcia i w pożółkłej łunie jaśniejącej, zawieszonej między drzewami kuli, stanęło dwóch oficerów Kruczej Straży. – Dlaczego państwo biegają po lesie? Zdają sobie państwo sprawę, na jakie niebezpieczeństwo są narażeni? Sprawca mógł znajdować się w pobliżu. – starszy mężczyzna ściągnął gniewnie brwi, podczas gdy jego twarz przybrała wyraz surowej dezaprobaty. – Kolega zaprowadzi państwa na komendę – dodał twardo, jakby nie przemawiał do dorosłych ludzi, ale do niesfornych dzieci – było po nim widać, że nie zamierzał znosić żadnego sprzeciwu. – Tam wyjaśnicie państwo co się stało, będziemy potrzebowali zeznań świadków – zatrzymał wzrok na kobiecie, która dygotała teraz na stojąco, choć jej spojrzenie nabiegło widocznym przebarwieniem ulgi.
Wyglądało na to, że zagadka morderstwa miała tymczasowo pozostać nierozwiązana – kiedy podążyliście za oficerami z powrotem w stronę polany, nieznajoma kobieta wypowiedziała jednak szeptem coś, czego nie dosłyszał żaden z kruczych strażników.
– N-nie chcia… nie chciałam, pr-przepraszam, nie róbcie… nie róbcie mi krzywdy, przestraszyłam się, myślałam, ż-że… – kobieta zaczęła płakać, wznosząc błagalne spojrzenie przemiennie ku wam obu, jakby w nadziei, że będziecie w stanie jej pomóc – teraz, kiedy podeszliście bliżej, mogliście zresztą zauważyć, że podczas ucieczki zgubiła płaszcz i miała odsłonięte ramiona, na których lśniły płytkie, krwawe nacięcia; drżała ze strachu, kiedy znów rozchyliła usta, przez gęstwinę przedarło się jednak światło cudzego zaklęcia i w pożółkłej łunie jaśniejącej, zawieszonej między drzewami kuli, stanęło dwóch oficerów Kruczej Straży. – Dlaczego państwo biegają po lesie? Zdają sobie państwo sprawę, na jakie niebezpieczeństwo są narażeni? Sprawca mógł znajdować się w pobliżu. – starszy mężczyzna ściągnął gniewnie brwi, podczas gdy jego twarz przybrała wyraz surowej dezaprobaty. – Kolega zaprowadzi państwa na komendę – dodał twardo, jakby nie przemawiał do dorosłych ludzi, ale do niesfornych dzieci – było po nim widać, że nie zamierzał znosić żadnego sprzeciwu. – Tam wyjaśnicie państwo co się stało, będziemy potrzebowali zeznań świadków – zatrzymał wzrok na kobiecie, która dygotała teraz na stojąco, choć jej spojrzenie nabiegło widocznym przebarwieniem ulgi.
Wyglądało na to, że zagadka morderstwa miała tymczasowo pozostać nierozwiązana – kiedy podążyliście za oficerami z powrotem w stronę polany, nieznajoma kobieta wypowiedziała jednak szeptem coś, czego nie dosłyszał żaden z kruczych strażników.
Bezimienny
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:23
Sama nie wiedziała dokładnie, skąd się biorą u niej irracjonalne impulsy i tendencje do nierozsądnego działania. Gdyby tylko zdała sobie z tego sprawę, zaraz by wyrwała z korzeniami te źródła i stała się zwykłą, rozsądną Idą, która pewnie nigdy nie znalazłaby się w tym lesie, a z pewnością już nie biegłaby w kierunku podejrzanie niebezpiecznego źródła dźwięku.
— To biegnij szybciej — odpowiedziała, pierwszy raz dzisiaj porzucając formę grzecznościową, gdy tylko mężczyzna ją dogonił. Zwolniła jednak, dalszą drogę pokonując już na równi z nim, gdyż z każdym krokiem las zadawał się ukrywać coraz więcej, coraz mniej światła wpuszczając między siebie. Spojrzała kątem oka, jak sięgnął po swój łuk, przez chwilę myśląc, że to całkiem imponujące, umieć strzelać z czegoś takiego.
Źródło szemrania zdawało się wyraźniejsze, aż wreszcie spomiędzy krzaków zobaczyła leżącą na ziemi kobietę. Przerażenie w jej oczach było pierwszym, co dostrzegła, jednak szybko zorientowała się, że źródłem jego jest mężczyzna z łukiem, nie ona. Odwróciła się na chwilę w kierunku Agnara, wysyłając mu wymowne spojrzenie, zerkając to na jego broń, to na kobietę.
— Straszy ją pan — powiedziała cicho, jednak bez wyrzutów w kierunku mężczyzny. Zwróciła się ponownie do kobiety, reagując niemal instynktownie na jej przerażenie. Bała się, więc trzeba było ją uspokoić. Zwróciła się do niej bezpośrednio, jednak nie zrobiła zbytniego kroku bliżej, nadal zachowawczo pozostając w zasięgu ręki Agnara.
— Nic ci nie zrobimy, spokojnie. Czego nie chciałaś? — zapytała ją, marszcząc brwi i próbując ułożyć w głowie sobie sens słów kobiety. Jej ramiona były pocięte, wprawdzie płytko, jednak w oczach Idy wyglądało to dość boleśnie.
Zanim jednak zdążyła o coś więcej zapytać, światło zaklęcia oświadczyło wszem wobec przybycie Kruczej Straży. W tym momencie jednak Ida niespecjalnie się z tego faktu cieszyła. Szczególnie że zdawali się mówić do niej (i do Agnara) jak do dzieci.
— Z takiego założenia wyszliśmy — mruknęła pod nosem, niezbyt pewna, czy ktokolwiek poza Agnarem był w stanie ją usłyszeć. Ida wychodziła z założenia, że Kurcza Straż niespecjalnie wywiązywała się ze swoich obowiązków ostatnio. Coraz więcej było doniesień o martwych ciałach w Midgardzie, coraz mniej, o rozwiązaniach tych wydarzeń. Czyżby ta również miała stać się kolejną historią bez odpowiedzi?
Nie powiedziała jednak nic więc doskonale nauczona, aby nie kłócić się zbyt otwarcie z osobami pewnych autorytetów, nawet jeśli wątpliwych. Powracała więc posłusznie za nimi na polanę, kierując się jednak bliżej kobiety. Chciała upewnić się, że wszystko z nią w porządku. — Nie jest pani zimo? Mogę dać pani płaszcz — zaoferowała, wiedząc, że skoro wracają zaraz na komendę, to wytrzyma jedynie w swoim grubym, wełnianym swetrze. Nachyliła się bliżej, słuchając szeptu kobiety, jakby oczekiwała odpowiedzi.
— To biegnij szybciej — odpowiedziała, pierwszy raz dzisiaj porzucając formę grzecznościową, gdy tylko mężczyzna ją dogonił. Zwolniła jednak, dalszą drogę pokonując już na równi z nim, gdyż z każdym krokiem las zadawał się ukrywać coraz więcej, coraz mniej światła wpuszczając między siebie. Spojrzała kątem oka, jak sięgnął po swój łuk, przez chwilę myśląc, że to całkiem imponujące, umieć strzelać z czegoś takiego.
Źródło szemrania zdawało się wyraźniejsze, aż wreszcie spomiędzy krzaków zobaczyła leżącą na ziemi kobietę. Przerażenie w jej oczach było pierwszym, co dostrzegła, jednak szybko zorientowała się, że źródłem jego jest mężczyzna z łukiem, nie ona. Odwróciła się na chwilę w kierunku Agnara, wysyłając mu wymowne spojrzenie, zerkając to na jego broń, to na kobietę.
— Straszy ją pan — powiedziała cicho, jednak bez wyrzutów w kierunku mężczyzny. Zwróciła się ponownie do kobiety, reagując niemal instynktownie na jej przerażenie. Bała się, więc trzeba było ją uspokoić. Zwróciła się do niej bezpośrednio, jednak nie zrobiła zbytniego kroku bliżej, nadal zachowawczo pozostając w zasięgu ręki Agnara.
— Nic ci nie zrobimy, spokojnie. Czego nie chciałaś? — zapytała ją, marszcząc brwi i próbując ułożyć w głowie sobie sens słów kobiety. Jej ramiona były pocięte, wprawdzie płytko, jednak w oczach Idy wyglądało to dość boleśnie.
Zanim jednak zdążyła o coś więcej zapytać, światło zaklęcia oświadczyło wszem wobec przybycie Kruczej Straży. W tym momencie jednak Ida niespecjalnie się z tego faktu cieszyła. Szczególnie że zdawali się mówić do niej (i do Agnara) jak do dzieci.
— Z takiego założenia wyszliśmy — mruknęła pod nosem, niezbyt pewna, czy ktokolwiek poza Agnarem był w stanie ją usłyszeć. Ida wychodziła z założenia, że Kurcza Straż niespecjalnie wywiązywała się ze swoich obowiązków ostatnio. Coraz więcej było doniesień o martwych ciałach w Midgardzie, coraz mniej, o rozwiązaniach tych wydarzeń. Czyżby ta również miała stać się kolejną historią bez odpowiedzi?
Nie powiedziała jednak nic więc doskonale nauczona, aby nie kłócić się zbyt otwarcie z osobami pewnych autorytetów, nawet jeśli wątpliwych. Powracała więc posłusznie za nimi na polanę, kierując się jednak bliżej kobiety. Chciała upewnić się, że wszystko z nią w porządku. — Nie jest pani zimo? Mogę dać pani płaszcz — zaoferowała, wiedząc, że skoro wracają zaraz na komendę, to wytrzyma jedynie w swoim grubym, wełnianym swetrze. Nachyliła się bliżej, słuchając szeptu kobiety, jakby oczekiwała odpowiedzi.
Agnar Eriksen
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:24
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Śnieg skrzypiąc uginał się pod stopami mężczyzny kiedy ten rzucił się biegiem za młodą kobietą. Ta była napędza adrenaliną, poniewaz gnała przed siebie w dzikim pędzie. Być może słusznie, ponieważ w ten sposób kupi dodatkowe sekundy. które mogły okazać się niezbędne w ratowaniu życia. Ponaglenie, aby biegł szybciej, skwitował krzywym uśmiechem, a gdy się zrównał z Idą, mógł spokojnie rozejrzeć się po okolicy. Otaczały ich strzeliste drzewa, choć nagie, nadal mogły ukrywać wroga, sprawcę, który przyszedł na miejsce zbrodni. Zamiast tego znaleźli szlochającą kobietę, która wyglądała na ofiarę jakieś napaści. Ku jego uldze, Ida nie rzuciła się od razu celem ratowania kobiety, tylko stała w bezpiecznej odległości.
Bez słowa schował łuk oraz strzałę, nie chcąc kobiety straszyć jeszcze bardziej i pozwolił, aby Ida nawiązała z nią kontakt. Zakładał, że jej pójdzie lepiej niż jemu, który wyraźnie ją przerażał.
W tym czasie miał chwilę, aby lepiej się jej przyjrzeć. Ocenić czy rany na ramionach stanowią efekt ataku zwierzęcia czy człowieka.
-Co się stało? - Zapytał w końcu kiedy obserwacja otoczenia nie przyniosła nowych informacji. Co robiła sama w lesie, czyżby też samotny spacer? Jednak jej stan nie wskazywał, aby zwyczajnie zgubiła drogę do domu. Wtedy też to niespodziewane spotkanie przerwało przybycie Kruczej Straży. Miał się odezwać, ale nim zdążył oficer rozpoczął swoją tyradę chcąc zbudować swój autorytet w najgorszy z możliwych sposobów. Fakt, że zupełnie nie przejął się stanem jednej z kobiet, sprawił, że jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej pochmurne. Komentarz Idy nie uszedł jego uwadze, bo choć znał paru Kruczych, z którymi regularnie współpracował, ten przedstawiciel nie był ich najlepszą wizytówką. A Krucza ostatnio nie miała zbytniego zaufania wśród mieszkańców Midgardu.
-Panie oficerze - zaczął spokojnie Łowca. -Cieszę się, że udało się wam dotrzeć na czas. - Wystąpił do przodu i wyciągnął dłoń na powitanie. -Agnar Eriksen, Łowca Gleipniru, w stopniu specjalisty. - Przedstawił się, co również na wstępie powinien zrobić oficer, ale uznał, że jest ponad to i lepiej traktować ludzi z góry.-Radzę zabezpieczyć teren, ciało, które znaleźliśmy, nosi na sobie podejrzane ślady. Poza tym, potrzebujemy medyka. - Wskazał na ranną kobietę, którą zajęła się Ida. -Byłbym wielce zobowiązany, gdyby nastąpiło to jak najszybciej.
Nie miał w zwyczaju uczyć innych jak wykonywać swoje obowiązki, ale zdawało się, że Kruczym wyraźnie nie na rękę było rzeczone wezwanie. Wyciągnął ponownie piersiówkę i podał kobiecie, nic więcej na razie nie mógł dla niej zrobić.
Bez słowa schował łuk oraz strzałę, nie chcąc kobiety straszyć jeszcze bardziej i pozwolił, aby Ida nawiązała z nią kontakt. Zakładał, że jej pójdzie lepiej niż jemu, który wyraźnie ją przerażał.
W tym czasie miał chwilę, aby lepiej się jej przyjrzeć. Ocenić czy rany na ramionach stanowią efekt ataku zwierzęcia czy człowieka.
-Co się stało? - Zapytał w końcu kiedy obserwacja otoczenia nie przyniosła nowych informacji. Co robiła sama w lesie, czyżby też samotny spacer? Jednak jej stan nie wskazywał, aby zwyczajnie zgubiła drogę do domu. Wtedy też to niespodziewane spotkanie przerwało przybycie Kruczej Straży. Miał się odezwać, ale nim zdążył oficer rozpoczął swoją tyradę chcąc zbudować swój autorytet w najgorszy z możliwych sposobów. Fakt, że zupełnie nie przejął się stanem jednej z kobiet, sprawił, że jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej pochmurne. Komentarz Idy nie uszedł jego uwadze, bo choć znał paru Kruczych, z którymi regularnie współpracował, ten przedstawiciel nie był ich najlepszą wizytówką. A Krucza ostatnio nie miała zbytniego zaufania wśród mieszkańców Midgardu.
-Panie oficerze - zaczął spokojnie Łowca. -Cieszę się, że udało się wam dotrzeć na czas. - Wystąpił do przodu i wyciągnął dłoń na powitanie. -Agnar Eriksen, Łowca Gleipniru, w stopniu specjalisty. - Przedstawił się, co również na wstępie powinien zrobić oficer, ale uznał, że jest ponad to i lepiej traktować ludzi z góry.-Radzę zabezpieczyć teren, ciało, które znaleźliśmy, nosi na sobie podejrzane ślady. Poza tym, potrzebujemy medyka. - Wskazał na ranną kobietę, którą zajęła się Ida. -Byłbym wielce zobowiązany, gdyby nastąpiło to jak najszybciej.
Nie miał w zwyczaju uczyć innych jak wykonywać swoje obowiązki, ale zdawało się, że Kruczym wyraźnie nie na rękę było rzeczone wezwanie. Wyciągnął ponownie piersiówkę i podał kobiecie, nic więcej na razie nie mógł dla niej zrobić.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Prorok
Re: 06.02.2001 – Mała polana – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Wto 12 Gru - 16:24
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Sytuacja w mieście naciekała winietą pogłębiającego się strachu, grozy, która coraz częściej odnajdywała stałe miejsce w sercach mieszkańców i zasiedlając się w nich jak w niedźwiedziej gawrze – mimo to, wbrew lub może w odpowiedzi na utrzymujące się nastroje, ludzie sprawiali wrażenie zesztywniałych i apatycznych, oswojonych z cudzą tragedią i widokiem łez, nieczułych na krew, która zdobiła fizjonomię Midgardu cętkowaniem karminowych piegów. Krucza Straż nie stanowiła od tej reguły wyjątku, a młody oficer, który przybył w odpowiedzi na wasze wezwanie, był uderzającym dowodem na szerzącą się pośród galdrów obojętność – być może widział już zbyt wiele podobnych sytuacji, by przejmować się kolejnym zaginionym, którego uznano za martwego na długo przed odnalezieniem ciała, kolejną zapłakaną kobietą, kolejnymi oskarżeniami, sugerującymi ospałość i niekompetencję władz. Wykonywał jedynie swoją pracę – był do niej przyzwyczajony i nie lubił dodatkowych, stawianych mu na drodze obowiązków.
– Postąpiliście słusznie, wzywając nas od razu. Takie rzeczy nigdy nie kończą się dobrze, kiedy ludzie próbują rozwiązywać je na własną rękę – odparł w odpowiedzi na słowa Agnara, a potem – w sposób, który można by ocenić za wymowny – spojrzał z niechęcią na kobietę, która przy pomocy Idy powoli podniosła się z ziemi, otrzepując śnieg z zadrapanych ramion i z wdzięcznością przyjmując płaszcz, zawisający na jej barkach przyjemnym, ogrzewającym ciężarem wełny. – Możemy pana zapewnić, że wiemy, jak postępować – dodał, najwyraźniej urażony, zaraz skinął jednak głową do swojego partnera, który wykonał pośpieszający ruch dłonią, chcąc wyprowadzić wszystkich z powrotem na odsłoniętą polanę. – Na komisariacie będzie czekał na państwa medyk i ciepła herbata, proszę się nie martwić – zapewnił, chcąc najwyraźniej rozmiękczyć nieprzyjemny, szorstki ton poprzedniego inspektora. W tym samym czasie nieznajoma, wciąż dygocąca na mrozie, wsparła się ostrożnie o ramię Idy, zbyt przestraszona, by zwrócić się o pomoc do kogokolwiek innego.
– Nie chciałam uciekać, ale to wszystko było takie okropne! Ten mężczyzna na polanie... – zaczęła, ale do oczu napłynęły jej łzy i przez jakiś czas pociągała tylko nosem, potykając się o stwardniałe grudy śniegu, żaden z oficerów nie zwrócił na nią jednak większej uwagi. W trakcie krótkiego spaceru z powrotem w okolicę miejsca zdarzenia jedynie Ida mogła dosłyszeć, że nieznajoma szepcze coś pod nosem i chociaż jej słowa częściowo zagłuszyło ciche skrzypienie śniegu, nietrudno było zdać sobie sprawę, że nie była jedynie przypadkową spacerowiczką. – Widziałam ich, mieli oczy białe jak śnieg... mój ukochany Andi... co oni mu zrobili... – co chwilę zanosiła się płaczem, słaniając się na nogach. Cokolwiek się wydarzyło, było już jednak w rękach Kruczej Straży; wy mogliście jedynie snuć domysły.
wszyscy z tematu
– Postąpiliście słusznie, wzywając nas od razu. Takie rzeczy nigdy nie kończą się dobrze, kiedy ludzie próbują rozwiązywać je na własną rękę – odparł w odpowiedzi na słowa Agnara, a potem – w sposób, który można by ocenić za wymowny – spojrzał z niechęcią na kobietę, która przy pomocy Idy powoli podniosła się z ziemi, otrzepując śnieg z zadrapanych ramion i z wdzięcznością przyjmując płaszcz, zawisający na jej barkach przyjemnym, ogrzewającym ciężarem wełny. – Możemy pana zapewnić, że wiemy, jak postępować – dodał, najwyraźniej urażony, zaraz skinął jednak głową do swojego partnera, który wykonał pośpieszający ruch dłonią, chcąc wyprowadzić wszystkich z powrotem na odsłoniętą polanę. – Na komisariacie będzie czekał na państwa medyk i ciepła herbata, proszę się nie martwić – zapewnił, chcąc najwyraźniej rozmiękczyć nieprzyjemny, szorstki ton poprzedniego inspektora. W tym samym czasie nieznajoma, wciąż dygocąca na mrozie, wsparła się ostrożnie o ramię Idy, zbyt przestraszona, by zwrócić się o pomoc do kogokolwiek innego.
– Nie chciałam uciekać, ale to wszystko było takie okropne! Ten mężczyzna na polanie... – zaczęła, ale do oczu napłynęły jej łzy i przez jakiś czas pociągała tylko nosem, potykając się o stwardniałe grudy śniegu, żaden z oficerów nie zwrócił na nią jednak większej uwagi. W trakcie krótkiego spaceru z powrotem w okolicę miejsca zdarzenia jedynie Ida mogła dosłyszeć, że nieznajoma szepcze coś pod nosem i chociaż jej słowa częściowo zagłuszyło ciche skrzypienie śniegu, nietrudno było zdać sobie sprawę, że nie była jedynie przypadkową spacerowiczką. – Widziałam ich, mieli oczy białe jak śnieg... mój ukochany Andi... co oni mu zrobili... – co chwilę zanosiła się płaczem, słaniając się na nogach. Cokolwiek się wydarzyło, było już jednak w rękach Kruczej Straży; wy mogliście jedynie snuć domysły.
wszyscy z tematu