Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Nie nazwę tego miejsca domem (I Reinikainen & F. Bergman, listopad 2000)

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Grzebałam patykiem w mokrej ziemi, obserwując chatkę na skraju lasu, którą przyjdzie mi traktować jako własną przez najbliższe tygodnie? Miesiące? Lata? Bogowie, oby nie lata, Midgard nie był taki ładny... Kijek wchodził w błoto coraz głębiej, raz na jakiś czas ochlapują mi buty i grube rajtuzy, schowane pod sukienką (którą sama sobie uszyłam z materiałów, co je dostałam od starej Hilppy z naszej wioski, chociaż byłam pewna, że to jakiś jej używany koc, ale byłam wdzięczna... To bez znaczenia zresztą dla tej historii). Nieco porośnięty trawą dach, popękane drewno robiące za elewacje, ukruszony schodek i na pół połamany płot wcale nie zachęcały. Nie, żebym ja sama żyła w Finlandii w jakiś luksusach, ale na pewno wszystko było zadbane. Koło domku rosły kwiatki i zioła, na ganku stał bujany fotel, a na nim dziergany pled, okna zawsze były umyte, a komin przetkany (chociaż tutaj już potrzebowałam cudzej pomocy, bo sama nie potrafiłam tego robić).
    Przyświecało mi jednak przetrwanie, przeprowadziłam się do Midgardu, bo potrzebowałam zarobić pieniądze, które pomogłyby mi dalej radzić sobie samej w Laponii. Nie miałam jakiegoś wielkiego planu na przyszłość, oprócz tego, aby zarobić możliwie dużo, zaoszczędzić co się da, a potem kupić nowe doniczki, zdobyć sadzonki i materiały i wrócić do domu, aby zamknąć się we własnej chatce do końca swoich dni. Nie chodziło tylko o mnie czy moje zachcianki, lisy i wiewiórki też coś musiały jeść.
    Naprawdę wdzięczna jestem, że mi pomagasz — wymruczałam, chociaż wcale nie wydawałam się być przesadnie zadowolona z faktu, że teraz tutaj przyjdzie mi mieszkać. — Jakbyś mi wziął, naprawił ten schodek chociaż odrobinę, to bym cię wyściskała całego, naprawdę! Bo tak to ja się boję, że coś krzywo stanę, przewrócę się i sobie wszystkie zęby wybije — a domek postawiony był na odludziu, tak więc nikt nie usłyszałby jęków wzmocnionych uciekającą z dziąseł krwią. — Ale ładnie jest, ogólnie to ładnie, podoba mnie się… — westchnęłam głęboko gdy Poziomka wskoczyła na moje ramie, pożerając znalezionego w okolicy orzecha. Tylko głupek by się nie zorientował, że wcale mi się nie podobało, ale prawda była taka, że nie za bardzo miałam wybór. Znacznie bardziej wolałabym wrócić do swojego prawdziwego domu... No trudno. Trza było jakoś żyć.
    Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobiła, prawdę mówię. Pewno bym się gdzieś zaszyła pod jakimś kamieniem, a tak to mnie będzie i ciepło w zadek i w nos — uśmiechnęłam się szczerze, odrzucając kijek od siebie, za którym pognał jeden z lisów. Te zawsze do mnie lgnęły, zresztą, dobrze nam się rozmawiało. Fárbauti, który jakimś cudem znalazł to miejsce i ulokował mnie tu, był więcej niż dobroczyńcą, a ja naprawdę wszystko bym mogła dla niego zrobić! Był jak rodzina, albo i lepiej!
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Przyszedł pod chatkę uzbrojony w najprostsze narzędzia, bez których rzemieślnik nie mógł się obyć, nawet jeśli zamierzał korzystać z magii. Tutaj mógł pozwolić sobie na komfort ułatwiania sobie życia zaklęciami, gdyż domostwo było oddalone od ciekawskich oczu, a sama właścicielka doskonale zdawała sobie sprawę z jego natury. Wybrał to miejsce nieprzypadkowo i musiał sporo się natrudzić, by znaleźć odpowiedni nieużytek gotów przyjąć w swe nieco spróchniałe progi nowego lokatora. Poruszył kilka kontaktów, aby Iiris zaznała odrobiny spokoju w mieście, którego specyfika potrafiła zawrócić w głowie i zniechęcić. Sam nie pamiętał, kiedy przyzwyczaił się do gwaru i ruchu, którego nie był w stanie uświadczyć mieszkając jeszcze na Islandii. Rozumiał doskonale wybór dziewczyny, choć równocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że nie będzie jej tu wygodnie, że będzie narzekać, lub silić się na udawaną radość. Nie miał jej tego za złe. Nie mógł, gdyż sam podzielał do pewnego momentu jej los, był podobnie niechętnie nastawiony i raczej rozczarowany tym, co zaoferował mu Midgard.
    Zatrzymał się przed drzwiami, ustawił narzędzia na progu i sam położył dłonie na biodrach, przyglądają się jeszcze raz staruteńkiej budowli. Opuścił okręgi szarobłękitnych tęczówek na wygięte w łuk plecy zielarki. Pokiwał głową i wypuścił z ust powietrze z dźwiękiem wyrażającym dobrotliwą pobłażliwość. Żal sączył się z jej słów i jedynie zupełna ignorancja umożliwiałby mu, aby pozostał głuchym na to, co faktycznie wyrażała.
    Tak, zaraz się zabiorę za reperację. Przeglądałem trochę wnętrze i chyba będziesz potrzebowała kilku nowych mebli, zajmę się też tym – zaoferował i czując, że stopy powoli mu kostniały, spojrzał z utęsknieniem do pogrążonego w mroku pokoju. Izba kuchenna była całkiem przestronna, wystarczająca dla osoby mieszkającej w pojedynkę, najpierw jednak musiał naprawić rzeczony schodek, który mógłby być źródłem potencjalnej katastrofy. Przykucnął i spojrzał na spróchniałe drewno oraz dwa sterczące gwoździe, które wyzierały jeszcze bardziej pod naporem ludzkiego ciała. – Obawiam się, że trzeba będzie wymienić całą stopnicę, bo zjadły ją doszczętnie korniki –.westchnął. Wyglądało na to, że będzie musiał odbić kawałek drewna i przygotować nowy. Podniósł się po wstępnym rozeznaniu i rozprostował kości. Przyniósł kilka desek na wszelki wypadek i zdawało się, że będzie w stanie zmontować z nich coś całkiem solidnego. Działał dalej, zerkając co jakiś czas przez ramię.
    Och, przestań, dałabyś sobie pewnie radę, ale skoro masz kogoś, kto może ci w tym pomóc, to nie ma zupełnie żadnych powodów, żebyś z tego nie skorzystała. – Życie w surowych warunkach Lemmenjoki i nauki Babuszki dały jej wspaniałą podstawę do przetrwania nawet w najtrudniejszych warunkach, jednak bywały takie momenty, gdy lepiej było chwycić się ręki wyciągniętej w życzliwości, a tej (zarówno jak i dobrych słów) Bergman miał dla niej niewyczerpane pokłady.
    Suche drewno skrzypnęło, gdy nachylił się ponownie, by wyciągnąć sterczące, zardzewiałe gwoździe. Siłował się z nimi przez chwilę, lecz w końcu odpuszczały jeden po drugim i odpadały na ubitą, zmrożoną ziemię.  
    Zabrałaś wszystko, co najpotrzebniejsze już ze sobą i zabezpieczyłaś resztę dobytku w Lemmenjoki? – zapytał zupełnie zapobiegliwie, jakby wiedział, że w starej chacie mogło kryć się wiele tajemnic, o których ani on, ani młoda Reinikainen nie wiedzieli, a których mogła strzec Babuszka. – Czasami tęsknię za podróżami w twoje rodzinne strony. Pamiętam, że gdy byłem tam pierwszy raz, oczarowało mnie to miejsce. – Ostatni z gwoździ spadł z głuchym łoskotem, a szkutnik począł odrywać deskę przypominającą sito. Drewno kruszyło się pod jego palcami i pachniało wilgocią oraz charakterystyczną wonią pleśni. Pod stopnicą szaro było od pajęczyn i znalazł nawet małe gniazdko, prawdopodobnie myszy, choć jego właścicielki dawno nie było w okolicy.


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    To też nie tak, że było mi wybitnie źle albo że popadałam w jakąś listopadową chandrę. Z natury byłam dość szczęśliwym człowiekiem,  jedyne co to po prostu tęskno mi było za domem. Tymczasem teraz żyłam tutaj. Basta. Chatka znaleziona przez Bergmana nie była szczytem marzeń, ale szczerze? O niczym piękniejszym nie mogłam śnić, w obawie, że przyjdzie mi żyć w jakiejś małej kamiennej klitce, gdzie po ulicy jeździły te dziwne pojazdy, co strasznie hałasowały. Najgorsza wichura i burza nie były tak przerażające, jak wynalazki śniących. W Laponii, chociaż przyszło mi obcować ze śniącymi, tak raczej było głucho i miło, a tutaj aż roiło się od dziwaków. Przynajmniej był las i były zwierzęta, to pośród nich czułam się najlepiej, bo mogłam porozmawiać sobie z kimś inteligentnym.
    Jesteś dobrym człowiekiem, naprawdę… Tak bardzo mi pomagasz i robisz wszystko, żeby mi było dobrze i wygodnie. Odwdzięczę ci się, jak tylko będę mogła — moje oczy wyrażały, że wierzę w to, co mówię, bo w istocie tak było. Co prawda zdawałam sobie sprawę, że mężczyzna para się magią, która nie wszystkim się podoba, ale mi nic do tego, sama ją poznałam, Babuszka też ją potrafiła, a przecież była doskonała w każdym milimetrze od dużego palca u nogi aż po czubek siwej łepetyny.
    Co te korniki takie nieprzyjemne dla schodków? W sumie dziwię się, jakbym ja była takim kornikiem, to bym zdecydowanie bardziej lubiła świeże i pachnące drewno, a nie wychodzone i skrzypiące. Nie jestem pewna, co im odbiło, nigdy nie rozmawiałam z żadnym — wzruszyłam ramionami na wieść o tym, że to małe robaczki były przyczyną mojej niedoszłej zguby, teraz na szczęście naprawianej przez jednego z najwspanialszych ludzi w tym mieście (i w ogóle w całej Skandynawii, choć miałam mało porównania, bo nie znałam zbyt wielu). — Mogę ci jakoś pomóc? Pewno młotkiem to nie ma co mi machać, ale jakbyś chciał jakiegoś światła, to... O poczekaj — podbiegłam szybko w jego stronę, ochlapując sobie rąbki sukienki, na co akurat w tym momencie nie zwróciłam szczególnej uwagi. Upierze się przecież. — Geisl Mikill — wypowiedziałam, a następnie powstałą kulę światła pociągnęłam w stronę nieszczęsnych schodków. No zimno było, jak ja cię sunę, a ja nawet nie miałam pod ręką gorącej wody. Kociołek do grzania herbaty gdzieś tam leżał już w środku pomiędzy resztą moich rzeczy. Nie rozdwoję się przecież.
    Babuszka zawsze mówiła, że jak się ma przyjaciół, to trzeba ich trzymać bardzo blisko, bo są cenni — odpowiedziałam dumna i zadowolona, że w swoim życiu mam takiego Bergmana, który był dla mnie niczym najlepszy na świecie całym wujek. Jego pomoc była nieoceniona, a ja dobrze wiedziałam, chociaż twierdził inaczej, że pewnie bym ten schodek ignorowała i w końcu wyrżnęła jak długa na ziemię przez niego.
    Tak jest. Renifer strzeże dróżki, a w środku zamieszkali państwo Tubylscy, zostawiłam im uchylone okno i poleciłam wpuszczać wróble — oczywiste było, że wspomniana rodzina była familią lisów, które często u mnie bywały. Pan Tubylski, jego żona i trójka dzieci. Nie byli idealnymi lokatorami, ale na pewno potrafili dobrze pilnować domostwa. Chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, co ma na myśli Fárbauti, ale uznałam, że lisia opieka wystarczy. Zresztą, zamierzałam tam przecież bywać dla pewności (no i żeby dosypać ziarna do karmnika dla ptaków, wszak zima szła). — No bo rzadko strasznie bywasz. Wiesz? Co cię tu w ogóle trzyma? — jak babcia jeszcze żyła, to miałam wrażenie, że Bergman bywał w Laponii częściej, ale po prostu byłam młodsza i mogło mi się zdawać.
    Podskoczyłam nieco w górę, gdy upadła ostatnia deska, a następnie, dostrzegając, że nie jestem tu jedynym mieszkańcem, nieco zapiałam z zachwytu, co mogło przypominać gody myszy. — Spójrz, zostawiła kubraczek! — palcem wskazałam na przeżarty do połowy żołądź. Mała myszka, moja nowa koleżanka-sąsiadka, gdzieś tutaj musiała przecież być. Instynktownie rozejrzałam się więc na boki, ale wokół była cisza.
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Przyjemność czerpana z prostej pracy była miłą odmianą w rzeczywistości usłanej bardziej wymagającymi i złożonymi zleceniami. Reperacja schodka nie należała do trudnych i mogła być uczyniona w mgnieniu oka, lecz zamierzał ten czas spożytkować nie tylko na działanie, ale i na rozmowę z dziewczyną, której naprawdę już bardzo długi czas nie widział. Nie miał czasu, aby zaglądać do domku w Laponii i chyba czuł spore wyrzuty sumienia, dlatego tak sumiennie starał się nieść jej pomoc w zadomowieniu się nieco bliżej, tu, w Midgardzie. Sądził, że była to słuszna decyzja, zwłaszcza dla młodej damy, choć zapewne Babuszka próbowałaby wejść z nim w polemikę. To, że sama prowadziła pustelniczy niemal żywot nie oznaczało przecież, że powinna była uczyć podobnego swojej wychowanki. Może myślał o tym nieco w oderwaniu od własnej osoby, bo sam przecież spędził większość życia w oddaleniu od społeczeństwa, jednak chciał, aby Iiris miała łatwiej. Kiedy zaczęła kręcić się bliżej i zapaliła kulę światła, uśmiechnął się łagodnie i pokiwał w podziękowaniu głową. Wciąż zajmował się czyszczeniem i przygotowywaniem schodków pod gruntowny remont.
    Zupełnie się zgadzam z jej słowami — przyznał i odłożył na chwilę narzędzia. — Tutaj czasami dość trudno, aby znaleźć porządnych ludzi, ale istnieją. Trzymaj się mnie, a powiem ci, z kim warto rozmawiać i gdzie szukać konkretnego wsparcia. Ja mogę w pewnym stopniu ci go udzielać, lecz wiesz, że sam nie znam się na każdej sprawie tego świata, stąd dobrze mieć dość szerokie kontakty. — Rzeczowe wyjaśnienie kreśliło przed Iiris konieczność asymilacji w społeczeństwie, by nie poddać się zupełnej izolacji. Sam na początku tak próbował i niewiele dobrego wynikło z unikania mieszkańców miasta, gdyż było to odbierane za coś zupełnie osobliwego, a przecież nie zależało im na tym, by zwracać na siebie niepotrzebną uwagę i podejrzliwość. Należało żyć w miarę zwyczajnym, prostym życiem, udzielać się w grzecznościowych rozmowach i witać sąsiadów. Zupełna podstawa, lecz niezwykle ważna. — Możemy się za jakiś czas wybrać wspólnie do miasta, wtedy pokażę ci najważniejsze miejsca. Dobrego piekarza, bo dobry piekarz i pachnący chleb, to niezwykle ważna rzecz — dodał jeszcze żartobliwie, układając na twarzy wyraz ciepłej życzliwości sprawiającej, że ostre rysy szkutnika łagodniały i zdawały się bardziej przystępne.
    Gdy początkowo tłumaczyła się z tego, w jaki sposób zabezpieczyła swój dobytek, nie rozumiał, co ma na myśli i jakich Tubylskich wprowadziła do swych włości, aby wpuszczali wróble. Słuchał jednak w zupełnym skupieniu, spoglądając na jej rozemocjonowaną buźkę.
    A…ha… — Przeciągające się głoski utknęły gdzieś pomiędzy jednym szurnięciem deską, a drugim. — Grunt, żeby było faktycznie bezpiecznie, choć ja preferuję tradycyjne kłódki i dobre zamki w drzwiach, no chyba, że jakieś zaklęcie ochronne — wytłumaczył jej dokładnie, lecz nie chciał strofować Iiris w żaden sposób zdając się na zdrowy rozsądek właścicielki chatki. Następne stwierdzenie nieco wytrąciło go z równowagi, gdyż nie miał pojęcia, co powinien jej odpowiedzieć. Nie potrafił podzielić się pełną szczerością oraz tym, że przecież przybył tu w związku z gniewem, który pielęgnował w sobie od lat i w związku z zemstą, której pragnął bardziej, niż czegokolwiek w swoim życiu. Dopiero z czasem zaczął dostrzegać inne aspekty przeprowadzki. Nim więc złożył słowa, zajął się mierzeniem odpowiedniego kawałka drewna. Zaznaczył, gdzie wymaga przycięcia, lecz wcześniej należało uporać się z brudem panującym wewnątrz konstrukcji.
    Iiris, moja droga, przynieś coś, aby zgarnąć cały ten brud, bo nie chcę ryzykować, że coś znowu się tu zalęgnie. — Odsunął się nieco i dodał jeszcze jedno, widząc radość związaną z myślą o mysiej lokatorce. — Myślisz, że wróci? Bo jeśli tak, musisz znaleźć dla niej inne lokum. Nowe deski nie będą miały takiej szpary, aby się tam wcisnęła. — Nie chciał wyrządzić krzywdy małemu stworzeniu, nawet jeśli w oczach ludzi było szkodnikiem. — A wracając do twojego pytania, to… cóż. Może nie wydaję się stary, ale jednak lata mi uciekają. Życie na Islandii miało swoje spore minusy. Czysty pragmatyzm, słońce. Poza tym... mam tu kogoś  — wytłumaczył dość zdawkowo, uciekając zaraz do pracy przy stopnicy. Nie lubił się zwierzać, jednak słowa same wypłynęły w natłoku chowanych emocji.


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Bycie sierotą nie należało do najprostszych zadań na całym świecie, ale nie opłakiwałam tego faktu, szanując i dziękując za czas, jaki przyszło mi spędzić z Babuszką. Poza tym miałam przecież wujaszka złotą rączkę i gdzieś tam na pewno był jeszcze mój ojciec. To wszystko na raz sprawiało, że nie mogłabym prosić o więcej. Należało cieszyć się z tego, co jest, nawet jeśli Fárbauti nie odwiedzał mnie już, a o ojcu słuch zaginął. To nic. Nauczyłam się żyć sama i nawet było mi z tym faktem dobrze, przecież zawsze miałam do kogo gębę otworzyć. Już na pewno nie miałam mu za złe, że nie bywał u mnie tak często, jak kiedyś, spodziewałam się, że ma inne zmartwienia na głowie. Sam fakt, że pomagał mi teraz znaleźć sobie miejsce w zupełnie innym świecie, sprawiał, że pod powiekami aż gromadziły mi się łzy szczęścia, chociaż wizja zamieszkania tutaj nawet na krótkie miesiące gdzieś tam w środku kuła.
    Kiwałam głową, gdy tylko zgodził się ze słowami Babci. Jakże się nie zgadzać, jak to najmądrzejsza kobieta była w całej Laponii?
    Tak jest! — odparłam dziarsko, szczerząc ząbki do mojego gościa (chociaż nie potrafiłam jeszcze nazwać tego miejsca własnym domem). — Będę unikać głupich i chcących mnie zranić ludzi i jakby coś się działo złego, to będę uciekać i nie używać przesadnie publicznie magii, bo nie będą mnie lubić. Rozumiem — ślepo mogłam zaufać jego słowom, ale w głębi ducha wiedziałam, że ma szczerą rację. Nie potrafiłam zrozumieć różnic z magii, o jakich wszyscy trąbili, nazywając osoby takie jak ja albo takie jak Bergman, albo takie jak Babuszka – złymi. Ale co ja mogłam? Wzruszyłam tylko ramionami.
    Zrobiłbyś to dla mnie? — niemal pisnęłam, rzucając się na szyję temu wspaniałemu człowiekowi. Pachnący świeży chleb o grubej i chrupiącej skórce, która przy przesunięciu po niej palcem wydaje takie przyjemne trzeszczenie, to marzenie. Jakbym miała tu piec chlebowy to i sama bym dała radę coś upichcić podobnego, ale nie było się co oszukiwać. Taki chleb jak piekł pan Ylermi w Lemmenjoki to ze świecą szukać, ale może ten midgardzki, o którym wspominał mężczyzna, choć troszkę się zbliży do niego zapachem. Rozmarzyłam się, przyznaję. — Jakby tak śmietany znaleźć i masło ubić… Och wyobrażasz sobie? Babcia dobre masło robiła — wspomniałam, zastanawiając się, czy w którejś z książek kucharskich znajdę jej pokreślony przepis, bo przecież to nie było takie hop siup, trzeba było dobrej soli dodać, dobrze swoje odczekać. Cały skomplikowany proces! O dziwo, zawsze lepiej wychodziły mi wywary.
    Domek po niej zabezpieczyłam, przynajmniej na moje oko, ale speszyłam się nieco, gdy niepewny głos Fárbautiego mieszał się z jego stukaniem w deski. Ja opierałam się gdzieś tam o balustradę, upewniając się, że świecę mu poprawnie, aby wszystko ładnie i przyjemnie widział.
    Ja to wiesz, że zawsze bliżej ze zwierzętami niż ze skomplikowaną magią… — odpowiedziałam, nieco niemrawo, teraz w obawie, że zaraz tam jakieś czupiradło wlezie i mi chałupę rozniesie. Szybko odrzucałam od siebie te myśli, przecież Tubylscy sobie poradzą.
    Gdy tylko polecił mi lecieć po szmatę, tak pobiegłam do środka, niemal wywalając się o odstającą nieco deskę (a to by było nieszczęście). Im prędzej mogłam, dorwałam kawałek ścierki, a do metalowego wiaderka wlałam ciepławej wody i dolałam trochę takiego płynu, co go robiłam z octu, oliwy i skrzypu. Do tego przekroiłam na pół cebulę (strasznie capiła, ale dobra była na korniki). Najlepiej schodziło na mokro, nikt mi nie wmówi, że nie. Przygotowując to wszystko, zdążyłam jeszcze krzyknąć ze środka:
    Skoro zostawiła kubraczek, to pewnie wróci. Nie martw się, porozmawiam z nią, by przychodziła o określonych porach, to ją będę wpuszczać na dom.
    Niosłam sobie wszystko spokojnie, czekając, aż mój wybawca nieco się odsunie, abym mogła zająć się czyszczeniem schodków i przygotowaniem ich przed zimą. I mogłabym tak sobie stać cierpliwie i nie powiedzieć ani słowa, gdyby nie to, co powiedział mi potem. To nie tak, że był jakiś bardzo stary, starsi ludzie chodzili po tym świecie. O słońcu to też się spodziewałam (źle wtedy kapusta rosła). Zatkało mnie, gdy powiedział, że kogoś tu ma.
    Nie podtrzymałam się i wypuściłam z rąk wiadro i cebulę, pozwalając, by woda zalała ziemię dookoła, a cebula potoczyła się gdzieś po liściach w las. Dłońmi zatkałam usta, a oczy otworzyłam szeroko.
    MASZ DZIEWCZYNĘ?! — pisnęłam jak poparzona. — PRAWDZIWĄ?! Jaka ona jest? Na pewno jest piękna! Gotuje ci dobrze? — byłam tak podekscytowana, że natychmiast zapomniałam o świecie dookoła.
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Cieszył się, że nie chciała szukać kłopotów. Była to podstawa, o którą zawsze bardzo zabiegał, dlatego skomentował jej obietnicę kiwnięciem głową, wyrażając aprobatę. Życie w społeczeństwie nastręczało wielu problemów, wymuszało ostrożność, zwłaszcza dla ludzi jego i jej pokroju. O ile w leśnej głuszy nie trzeba było przejmować się tym, czy ktoś akurat nie wtykał nosa w nieswoje sprawy, o tyle tutaj każde najdrobniejsze odstępstwo było zaraz traktowane podejrzliwością i nie brakowało delikwentów o wiele bardziej zajętych cudzym życiem, niż własnym. Ufał jednak, że Iiris miała naprawdę sporo zdrowego rozsądku i wiedziała, że brak rozwagi sprowadzi na nią tylko i wyłącznie problemy. Podobnie i na niego, gdyż czuł się w obowiązku, aby jej pomóc, jeśli wymagałaby tego sytuacja. Potrafił być lojalny, zwłaszcza gdy ktoś traktował go z identyczną powagą, szacunkiem i uważnością na jego potrzeby. Nigdy nie mógł zarzucić Babuszce, że odmówiła mu jakiejkolwiek pomocy; zawsze znajdował w jej chacie bezpieczeństwo i specjalne leczenie, kiedy tylko podupadał na zdrowiu, dlatego nie potrafił pozostawić jej wnuczki bez jakiegokolwiek wsparcia. Znalezienie chatki i naprawa schodka była jedynie małym ułamkiem, w który zamierzał się angażować – wiedział, że przeprowadzka do Midgardu ujawni jeszcze więcej obszarów, w których będzie musiała zwrócić się o wsparcie. Zrozumienie rządzących społeczeństwem mechanizmów nie należało do łatwych, a on, po wielu latach praktyki, dysponował potrzebnymi informacjami. Część z nich zdawała mu się oczywista, łatwa do przeoczenia, lecz łapał się na bezrefleksyjności, ilekroć Iiris reagowała ogromnym zdumieniem, bądź niewspółmierną radością i ekscytacją. Tak było i w tym przypadku. Odnalezienie dobrego piekarza było przecież czymś ważnym, choć prozaicznym. Zaśmiał się więc i gestem ją uspokoił.
    To przecież nic takiego, Iiris, z największą przyjemnością ci to wszystko pokażę — stwierdził rozradowany. Czasami brakowało mu takich chwil, ufnego spojrzenia i czerpania przyjemności z przebywania z drugą osobą, będącą jakąś namiastką rodziny. — Wiesz, jest tu taki stareńki targ, ludzie handlują na nim swoimi wyrobami, myślę więc, że odnalezienie dobrej śmietany nie będzie aż tak trudne. Wiesz, to niby miasto, ale wciąż można podobne perełki wyszperać. — Dostawy do Midgardu były naprawdę pokaźne, a rynek zbytu na tyle duży, by zachęcać kolejnych lokalnych (tych z dalszych stron również) producentów jak i rolników do przywożenia swoich towarów.
    Wiem, wiem, ja tylko tak z czystej troski — wymamrotał w odpowiedzi na jej komentarz odnośnie dokładności zabezpieczenia domostwa i jego preferowanych sposobów dbałości o to, by nikt niepowołany nie dostał się do środka. Miał tylko nadzieję, że rodzina Tubylskich poradzi sobie w razie potrzeby z szabrownikami, jeśli pokusiłoby ich, aby połasić się na chatkę Iiris. Potem śledził już tylko, jak dziewczyna poderwała się z miejsca, by zniknąć w swym obecnym lokum. Lubił jej zapał do pracy i chęć niesienia pomocy. Uważał, że takie podejście było niezwykle pokrzepiające i dające dodatkową energię, której szczodre strugi również przelewały się w jego już nieco starsze ciało. Sam nie zawsze potrafił wykrzesać z siebie już tyle, częściej łapał się na momentach, w których potrzebował przystanąć, zastanowić się, złapać oddech i dopiero kontynuować.
    Mam nadzieję, że się nie pogniewa — odkrzyknął rozbawiony, lecz równie serdecznie nastawiony do przezorności Iiris. Ta krzątała się jeszcze chwilę w domku, on zaś wygarnął co większe paprochy z wnętrza schodków i przyjrzał się rozłupanej desce. Z przybornika wyciągnął kilka nowych gwoździ i przyszykował je sobie, odkładając na bok. Wtedy też dziewczyna pojawiła się przed jego oczami obładowana w specyfiki do czyszczenia. Ostry zapach cebuli świdrował go w nozdrzach, przez co odsunął się znacznie pozwalając na dokończenie porządków. Kolejna reakcja mogła być również spowodowana wonią, lecz nic bardziej mylnego. Nagłe mruganie oczami i rozwarcie ich do rozmiarów przypominających talary runiczne wynikało z ekscytacji, którą wzbudził nieśmiałym wyznaniem. Nie sądził, że aż tak bardzo ją to zdziwił. Tak właściwie, to powiedział tych kilka słów bez przemyślenia, czy powinien. Teraz jednak nie miał wyjścia i nie mógł zamieść tematu pod dywan. Zakrył twarz dłonią czując, że na policzkach wykwitają mu dwie plamy gorąca przybierające kolor czerwony.
    O bogowie… — jęknął gdzieś przez palce, trzymając jeszcze mocniej młotek w drugiej ręce. — No można tak powiedzieć, że mam dziewczynę. Prawdziwą — dodał stłumionym głosem. Spotykał się z Freją już od pewnego czasu, jednak wciąż ciężko było mu ubrać ich relację w realne ramy, w coś, co było faktem. Sam jeszcze nie okrzepł z podobną myślą. — To świeża sprawa. Znaczy, znam ją od wielu lat, ale — wzdrygnął się i zdał sobie sprawę, że strasznie się miesza, nawet w obecności o wiele młodszej dziewczyny. Może to poczucie winy? Świadomość, że przecież wiedziała, iż miał już żonę, że ta zmarła, a on w ogóle miał czelność znaleźć sobie kogoś innego? Chyba nie wypadało mu aż tak bardzo się czerwienić, lecz nie potrafił opanować uderzeń niezręczności. Spojrzał na Iiris spomiędzy rozcapierzonych palców. Odetchnął głęboko i odsłonił twarz. Prędzej, czy później, dowiedziałaby się przecież. — Gotuje… gotuje bardzo dobrze — zaśmiał się mimowolnie, gdyż przecież to jedzenie było pretekstem dla spotkania stawiającego ich relację na zupełnie innym poziomie. — Najpiękniejsza — westchnął jeszcze, powracając do stwierdzenia znachorki. Dopiero teraz zobaczył, że po drewnie ścieka woda, a cebula leży hen daleko. Zrobił się z tego niezły bałagan. — Chyba trzeba posprzątać — stwierdził i jakby nigdy nic począł się schylać, by wyzbierać porozrzucane rzeczy. Wciąż czuł się dość nieswojo i miał wrażenie, że zapoczątkował jedynie kolejną falę pytań.


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Zdawało się, że naprawdę w Midgardzie znajdę wszystko to, czego potrzebowałam. Miałam chałupę w lesie, naprawiony schodek, prawdziwego przyjaciela i, jak się wkrótce miało okazać, sąsiadkę mysz polną o wyjątkowym guście modowym. Czasami brakowało mi tylko Babuszki, ale świadomość, że jest tu człowiek, którego śmiało mogłabym nazwać wujem, jakoś rekompensowała mi jej brak.
    A wiesz może, czy... — zaczęłam nieco skrępowana, zaraz potem nogą próbując zrobić dziurę w ziemi, gdy kręciłam w niej butem. — Czy... — to wszystko było co najmniej bez sensu, ale no aż mnie szczypało, by spytać. — Wiesz może, czy jest tu mój tata? — wiedziałam, że się znali, ale rzadko o niego pytałam, próbując przyzwyczaić się do braku jego obecności w moim życiu. Babuszka zawsze mówiła, że chłopom nie można ufać, ale mi się zdaje, że po prostu chciała mnie chronić i to nie jest do końca prawda. Przecież wystarcza spojrzeć na Fárbautiego, chyba nikomu żyjącemu nie ufam tak mocno, jak jemu, a jest chłopakiem (tyle że starym). W mieście był targ, kamienice, pewnie nawet jakieś zbiegowiska większe, ale mi tęskno było do prawdziwych przyjaźni i rodziny. Zawsze byłam samotniczką, świetnie dogadywałam się ze zwierzętami, ale troszkę mnie kuło w gardle, gdy sobie tak myślałam, że nie będę mieć wnuczki. Zawsze chciałam mieć wnuczkę, by być jak Babuszka. Ciekawe, czy Bergman ma wnuczkę? Nie  zapytałam go o to, zawsze uznawałam zasadę, że im mniej wiem, tym lepiej śpię, a jakby chciał to, by mi przecież powiedział, o.
    Czasem miałam wrażenie, że za mocno się o mnie martwił. W sensie, że widział problem tam, gdzie go nie było. Wiele razy już powtarzał, że muszę trzymać się z dala od kłopotów, ale mi przecież ani w głowie było szukanie ich. Fakt, czasem te znajdywały mnie. Choćby Pekka, to jest dopiero rozbójnik i hultaj. No, ale mam mu odmówić, jak przyjdzie wyleczyć połamany nos, albo obite żebra?
    Zawsze byłam pracowita i obowiązkowa, Babuszka mi tak mówiła. Pognałam więc jak pędziwiatr jakiś po gąbki i wiadra, aby upewnić się, że doczyszczę wszystko z leżącego tam od lat kurzu, błota i brudu. Najtrudniejszą zagwozdką pozostawała obecność myszy, ale już w głowie rodził mi się plan, że ze starego wiklinowego kosza zrobię jej pokoik i będzie mieszkać nie pod schodami, a ze mną w domu. Już wyobrażałam sobie te wszystkie długie rozmowy o ziołach i najlepszej pszenicy, o serach kozich i o tym, jak śmiesznie jest czasem uszczypnąć lisa w łapę. Wszystkie te rozmyślania bardzo szybko uciekły, gdy tylko Bergman wyznał mi sekret tak olbrzymi, że aż mną zatrzęsło. Przyznaję, mogłam być nieco ostrożniejsza, ale sprawa jego DZIEWCZYNY była znacznie ważniejsza niż cebula. Przynajmniej na ten moment. Patrzyłam więc z wybałuszonymi oczami prosto na niego i rozdziawiałam buzię w niedowierzaniu. Nie chciałam też, by mnie źle zrozumiał, że to niewiarygodne, że kogoś mógłby mieć, był przecież jeszcze całkiem staromłody i niebrzydki, ale jakoś tak przyzwyczaiłam się, że nie ma nikogo oprócz żony w grobie. Nie, żeby z leżeniem w grobie było coś złego, taka kolej rzeczy. Niemal machinalnie uśmiechnęłam się szeroko, jakby mi ktoś naciągał policzki.
    Daj spokój, ja posprzątam, a słuchaj — zaczęłam, odbierając mu z rąk pierwszą rzecz, jaką złapał. Przecież mówię, że posprzątam. Teraz są ważniejsze sprawy. — To jak to tak, że się znacie wiele lat, a świeża sprawa? Znaczy, ja wiem, że w starym wieku to inaczej się liczy świeżość, ojej... — zarumieniłam się i przykucnęłam tuż obok niego. — Nie chciałam tego powiedzieć. Znaczy się, nie jesteś stary, po prostu jesteś starszy niż ja, ale to nic złego, bo ja też nie jestem już taka młoda wcale! Babuszka była starsza niż ty jak umarła, masz jeszcze czas — znowu czułam, że zapętlam się we własnych niepotrzebnych rozważaniach. — Opowiadaj mnie tu, jak to wszystko się stało? I skąd ją znasz? Czy ona też…? No wiesz... — spojrzałam na własne, a potem na jego ręce jakby sugerując mu, że chodzi mi o tę magię, co jej tutaj ludzie nie za bardzo lubią. Mnie mógł przecież powiedzieć, nie pójdę do burmistrza tego zgłosić. — A jak ma na imię? Na pewno pięknie. Kiedy ją poznam? Przyprowadzisz ją tutaj? O nie! Muszę uszyć pokrowce na poduszki na kanapę, żeby było ładnie. I zrobię placek cebulowy! Tylko muszę kupić cebulę — wymieniałam, a chociaż zakręciłam się, tak wciąż ufnie wpatrywałam się w Fárbautiego, usiłując odnaleźć w nim wszystkie najważniejsze odpowiedzi na zadane przeze mnie wcześniej pytania. Dopiero jednak miałam zadać najważniejsze:
    Kochasz ją?
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Faktycznie, znał ojca Iiris dość dobrze. Kiedy był nieco młodszy, a Hrym jeszcze żył, spotykali się dość często. Była to jedna z tych osób, z którymi utrzymywał stały kontakt – nigdy nie miał zbyt wielu podobnych relacji. Nie zabiegał o takie zażyłości i chyba przywykł do ciągłej samotności. Dlatego tak dobrze rozumiał Babuszkę i jej podejście do życia. Nie dziwiła go izolacja – tak było łatwiej i bezpieczniej, bo jeśli gdzieś sięgały ludzkie oczy, trzeba było dokładać podwójnych starań, by nikt nie zaczął snuć dziwnych podejrzeń. Początkowo nie odpowiedział nic, rozważając, jakie informacje powinien jej przekazać – ona i jej ojciec nie mieli typowo rodzinnych więzi i zdawał sobie z tego sprawę. Czasami wręcz uważał, że wie o Iiris więcej, niż on, co nie napawało go zbytnim optymizmem. Wprawdzie nigdy nie doświadczył podobnego stanu; wyrzekł się ojcostwa świadomie, nie mógł znieść bowiem myśli, że istniało ryzyko przekazania dziecku felernej skazy choroby, którą był owładnięty. Poza tym, nigdy nie sądził też, że byłby dobrym opiekunem. Obranie ścieżki zakazanej magii stanowiło ryzyko, nastręczało wielu komplikacji. Utwierdzał się w swym przekonaniu jeszcze bardziej, kiedy spoglądał na własną historię i na historię Iiris. Obydwoje posiadali ojców ślepców i w żadnym przypadku nie skończyło się to dobrze.
    Więc — zaczął spokojnie, przyglądając się jej zmieszanej twarzyczce. Takie rozmowy nigdy nie przychodziły łatwo, choć musiały co jakiś czas powracać. — Przykro mi, Iiris, ale w ostatnim czasie nie widzieliśmy się, nie bywał w Midgardzie przynajmniej w przeciągu kilku miesięcy — wyznał. Nie mógł jej zapewnić, że jeśli byłoby inaczej, już dawno by ją poinformował. Bywały takie sytuacje, o których się nie wspominało. — Kiedy jednak rozmawialiśmy, prosił, abym co jakiś czas cię doglądał i pomagał, jeśli to będzie w mojej mocy. Choć wtedy jeszcze nie sądziłem, że przeprowadzisz się tutaj. Dlatego, powiem ci szczerze, że miałem plany odwiedzić w grudniu Lemmenjoki i sprawdzić, co u ciebie, ale mnie ubiegłaś. — Chciał dodać jej otuchy na tyle, na ile było to możliwe. Nie skłamał też przecież, gdyż ojciec dziewczyny dobrze znał łączące ich relacje i wielokrotnie słyszał o sympatii, którą Isaak żywił względem Iiris. Rola dobrego wujka weszła mu w krew i nieszczególnie się ukrywał z sentymentem, bo w pewnym stopniu zażyłość ta była dla niego źródłem satysfakcji i namiastką tego, czego miał nigdy już nie doświadczyć.
    Było to dziwne uczucie – nigdy wcześniej nie dostrzegał w sobie podobnego zmieszania i pewnej dozy zawstydzenia. Sytuacja jednak była nietypowa, ponieważ nie planował nigdy ponownie wchodzić w jakikolwiek związek. Śmierć żony była przecież okrutną tragedią, z którą nie potrafił pogodzić się przez wiele długich lat; nosił nieustanną żałobę w sercu okrytym kirem rozpaczy i bezsensowności. Jeszcze w pełni nie potrafił więc oswoić się z myślą o Frei i o ich bliskości, może w pewnym stopniu czuł, że zdradza nieboszczkę? Mógłby przecież przysiąc, że jego najdroższa nigdy nie chciałaby, aby zatracał się w  rozpaczy po kres dni – była dobra i wyrozumiała. A jednak, czuł ucisk na klatce piersiowej i mimowolnie jego policzki smagnęła gorąca fala. Przetarł dłonią czoło, śmiejąc się cicho pod nosem. Wszystko to było nagle bardziej skomplikowane, niż mogłaby przypuszczać Renikainen, zadając mu tak wiele różnych pytań. Dopiero jej własne zmieszanie sprawiło, że Bergman przełamał się nieco, a pierwotne spięcie opuściło naciągnięte do granic możliwości mięśnie barków.
    Spokojnie, spokojnie, wiem, że nie miałaś nic złego na myśli — oznajmił pojednawczo z nadzieją, że dziewczyna nie będzie już tak zakłopotana. Dopiero później zaczął rozmyślać, czy w ogóle będzie potrafił wszystko wyjaśnić jej na tyle, by zaspokoić ciekawość, ale i nie odzierać się z pełni prywatności, którą cenił przecież niezwykle. Usiadł na rozebranym schodku ostrożnie, by nie połamać konstrukcji. Wiedział, że na ten moment kontynuowanie pracy niewiele mu da. Skapitulował również z nachalną potrzebą sprzątania powstałego bałaganu, oddał młodej zielarce upuszczone wiaderko.
    Poznałem ją jeszcze nim przyjechałem do Midgardu na dobre, jakiś czas po śmierci Ormheiður. Tworzyłem dla niej ozdoby z drewna, bo widzisz, ona zajmuje się sztuką — ujął sprawę dość pobieżnie i na tyle prosto, by jego słuchaczka zrozumiała sedno sprawy. — Wymienialiśmy trochę korespondencji i zaprzyjaźniliśmy się ze sobą. No i to trwało tak przez te wszystkie lata, aż… — niekontrolowane westchnienie uciekło spomiędzy wąskich ust, a on zerknął na dziewczynę próbując wybadać, co teraz myśli o całej sprawie. — To dość skomplikowane, ona nie wie wszystkiego, póki co… — sprostował, choć nie wiedział, czy w ogóle byłby gotów przyznać się przed Freją do swojej prawdziwej natury. Świat nie był tak dobrym i przyjaznym miejscem. — Wiesz, Iiris, to dla mnie naprawdę dość świeża i zupełnie nowa sytuacja, ja sam… sam jeszcze nie potrafię się w tym odnaleźć, ale cenię twój entuzjazm i cieszę się, że tak pozytywnie patrzysz na całą sprawę. — Widział dobre i szczere intencje w jej zachowaniu, tylko, że nie był niczego jeszcze pewien. — Na pewno cię polubi — uspokoił ją zaraz. Nie chciał czynić jej żadnych przykrości. — Nosi imię po bogini Frei. — Ostatnie pytanie przysporzyło mu najwięcej kłopotu. Wiedział, jakie ma uczucia względem Frei, choć nigdy na głos się do nich nie przyznawał, stąd ponowna fala skrępowania. Uśmiechnął się lekko, przysłaniając dolną wargę kciukiem. Jego oczy zdradzały, że faktycznie żywi kobietę głębokim uczuciem, Iiris mogła się domyślić, choć język nie rozwinął się w żadną konkretną odpowiedź.


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nie musiałam mieć koniecznie ojca, żeby jakoś sobie tam rozsądnie żyć. Przyznaję, byłoby bardzo wygodnie móc z nim porozmawiać no i czasem wygadać się z tego, co mi akurat leżało na serduchu, ale nie była to sprawa jakiegoś życia i jakiejś śmierci. Mogłam więc sobie co najwyżej westchnąć, wzruszyć ramionami i iść dalej. Fakt, nie miałam już za bardzo rodziny... Mama zmarła jak mnie rodziła, Babuszka zresztą parę lat temu też odeszła z tego świata. Ani to rodzeństwa, ani to wujostwa. Sama. Samiutka jak paluszek. Uśmiechnęłam się szczerze, kręcąc głową w oznace, że absolutnie nic złego się nie stało.
    To nic, pewno jest zajęty i robi dużo ważnych rzeczy — tak sobie wyobrażałam, że przecież musiało naprawdę coś wyjątkowo istotnego mu wypaść, żeby tak w ogóle zerwał kontakt i poszedł w siną dal. Zawsze chciałam go spytać, co takiego spodobało mu się w mamci, ale nie miałam okazji... Jeszcze na pewno się trafi sposobność. Szczerze w to wierzyłam. Zaraz potem zresztą Bergman bardzo mnie uspokoił. — Oh, naprawdę tak powiedział? Ja uważam, że to bardzo miło z jego strony. No i z twojej też! Że chciałeś oczywiście! — trochę żałowałam, że podobnego spotkania nie możemy odbywać przed moją chatką w Laponii, bo nigdy nie nazwę tego miejsca domem. Ważne jednak kogo miałam obok siebie, a właśnie z narzędziami stał tutaj jeden z najlepszych, najmilszych, najukochańszych, najmądrzejszych i naprawdę (z ręką na sercu, przysięgam, że nie kłamię) wyjątkowo dobry człowiek. Był mi namiastką tego, czego już nie miałam, lecz nie był zastępstwem czy podróbką. Był szczerym i prawdziwym przyjacielem. Naprawdę zależało mi na jego losie i byłoby mi bardzo smutno, gdyby któregoś dnia zdecydował się umrzeć, zwłaszcza gdy, jak sam mówił, otwierało się przed nim wiele dobra, którego, nawet ja, nie za bardzo się spodziewałam. Nie to, że był brzydki czy jakiś głupi, albo nieprzyjemny w obyciu i wyjątkowo niefajnie pachnący. Właściwie, to jakby się tak nad tym głębiej zastanowić, to Fárbautiemu zupełnie nic nie brakowało. Miał dom i mnóstwo ciekawych historii do opowiedzenia, czego chcieć więcej od towarzysza całego życia. Być może moja reakcja była nieco nadwyrost, ale wynikała z tego, że nie spodziewałam się takiej sprawy. Setki zadawanych pytań gdzieś uciekły, razem z wodą z wiaderka, która służyć miała dokładnemu wyczyszczeniu mysich bobków. Słuchałam go wpatrzona jak w obrazek, bo naprawdę me serce wypełniało tylko szczęście!
    To najpiękniejsze imię, jakie słyszałam — wpatrzyłam się w niego oczami pełnymi zdumienia i nie kłamałam, absolutnie nie! Wyglądał, jakby miał piętnaście ledwo lat i poznał na potańcówce dziewczynę swoich marzeń, a ja za żadne skarby nie chciałam, by czuł się inaczej. — I ja na pewno też ją bardzo polubię. Wiesz, tak sobie myślę, że zasłużyłeś na nią. Podobno jak ktoś zajmuje się sztuką, to jest wrażliwy i ma bardzo dużo ciepła w środku, o tu — przyłożyłam palec na wysokości jego serca, uśmiechając się przy tym szeroko i oddychając z ulgą. — Jeśli ją lubisz, to na pewno jest cudowna. Nie mogę się doczekać, aż ją poznam! Ma małe dłonie? — pozornie niezwiązane z tematem pytanie było ekstremalnie wręcz ważne. Jak inaczej miałabym jej udziergać rękawiczki na zimę, nie wiedząc, jaki ma rozmiar i długość palców? Oczywiście tylko na oko. Fárbauti powinien się znać na takich miarach, w końcu zajmował się struganiem.
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Czuł, że musi na powrót odnaleźć równowagę w pracy, którą przecież miał wykonać. Przyszedł tu po to, aby zreperować schodki, nawet jeśli rozmowa płynęła dość swobodnie i oddalała ich od pierwotnego powodu spotkania. Tak bardzo zakłopotany nie był od wielu lat, a co najzabawniejsze, wszystko to uderzyło w niego przy Iiris. Może to kwestia jej bezpośredniości? Sam nie był przyzwyczajony do takiego sposobu wyrażania swoich myśli, zwykle odznaczał się bardzo dużą ostrożnością i ważył słowa na każdym kroku. Swoje emocje ukrywał bardzo sumiennie, jakby obawiał się, że zostaną odebrane jako słabość, lub co gorsza, ktoś wykorzysta je przeciwko niemu. Było to dość niedorzeczne, zwłaszcza, że teraz odsłaniał się przed dziewczyną, której intencje były najczystsze i najbardziej niewinne. Nigdy nie posądziłby jej o złe zamiary, a jednak nie mógł wyzbyć się zakorzenionych przed laty obaw. Wreszcie ruszył z miejsca, bo naprawdę musiał zająć czymś ręce. Pozbierał deski, które leżały porozrzucane dookoła i podszedł do swojej torby, aby wydobyć paczkę gwoździ oraz młotek. Spojrzał również, czy na pewno zapakował puszkę farby niezbędnej do zakonserwowania drewna stopnicy.
    Tak, ma naprawdę piękne imię — przyznał mimochodem, uśmiechając się do siebie. Nie mógł poradzić nic na to, że był naprawdę szczęśliwy. Nie doświadczał tej lekkości od wielu lat i sądził, że nigdy już nie będzie mu dane na nowo otworzyć przed kimś serca, bo takie historie nie zdarzały się zwykłym ludziom. Kiedy dziewczyna zaczęła mówić o usposobieniu artystów, zaśmiał się pod nosem. Wiedział, że bywało z tym przeróżnie, podobnie z wrażliwością na innego człowieka, lecz tak… nie myliła się co do Frei. Choć kobieta różniła się od jego pierwszej żony, to poruszała go bardzo mocno, wzbudzając kolejne fale uwielbienia, rozumiała bez słów i sprawiała, że czuł się bezpieczny oraz spokojny. Czasami tylko bał się, że los z niego drwi i ten stan nie będzie trwał wiecznie, że wydarzy się coś, co znów zmieni jego życie w koszmar pełen bólu i cierpienia. Nie chciał jednak o tym myśleć. Nachylił się nad schodkami i wygarnął z wnętrza trochę zaległych wiór. Odmierzył dokładnie deskę i zaznaczył, gdzie powinien przyciąć. Krzątał się tak przez chwilę próbując zebrać myśli. Pytanie Iiris wybiło go jednak ponownie z zadumy, bo zupełnie nie wiedział, co ma na celu. Spojrzał na nią pytająco.
    Dłonie? — Czuł, że zielarka układała już w głowie jakiś przewrotny plan. Otworzył lekko usta. — No cóż — zająknął się, wydobywając z papierowej torebki błyszczące gwoździe. — Są dość drobne, ale ma smukłe, długie palce — mimowolnie spojrzał na swoją dłoń i przypomniał sobie wszystkie te chwile, w których trzymał jej palce i ogrzewał swoim ciepłem, było to przyjemne doznanie. Pamiętał też momenty, w których oglądał jak przesuwają się zwinnie po klawiszach fortepianu, wygrywając najczulsze melodie. Lubił ją obserwować w takim stanie, były to najdroższe wspomnienia, najpiękniejsze momenty, które chciał zawsze mieć w pamięci. — Gra na fortepianie — dodał jeszcze, jakby był to fakt, którym musi się z nią podzielić. Potem uniósł lekko brwi i przyjrzał się dokładnie Iiris. — Ciekawość mnie zeżre, jeśli nie zapytam, co takiego planujesz… — teraz pozwolił sobie na szczery śmiech i podążył do swojej pracy, chcąc pozbawić deskę ostrych kantów w miejscu cięcia. — Nie musisz się z niczym spieszyć, dopiero co się tutaj wprowadzasz, zawsze bardzo dużo myślisz o innych, ale powinnaś też zadbać o siebie. — Mieli czas: ona na poznanie ludzi, on na oswojenie się z nową sytuacją. Choć to Iiris wprowadziła się niedawno do Midgardu i wszystko tu na miejscu było dla niej nowe, sam nie mógł wyzbyć się uczucia, że jest nowicjuszem, że świat dookoła niego zmienił się za sprawą Frei i znów musi uczyć się funkcjonować w zupełnie odmiennej rzeczywistości.

    Fárbauti i Iiris z tematu


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me




    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.