we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989)
2 posters
Bezimienny
we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:30
Elektronicznym, płynącym z głośników dźwiękom daleko do skomplikowanych kompozycji wielkich artystów. Ciężkie, rytmiczne brzmienie wprowadza wychudzone ciało w drgania. Tańczy wśród tłumu, nie bacząc na otoczenie, z ciężkim oddechem wprowadza do płuc wilgotne powietrze. W żyłach pospiesznie krąży krew, napędzana kolejnymi szklankami wychylonego alkoholu zmieszanego z płynnym złotem. Słodki narkotyk oczyszcza spojrzenie, pozwala przychylnie nastawić się do otaczającego świata, przepędzić z głowy niechciane myśli.
Każdego ranka budzi się z bólem głowy, ćmiącym smętnie, pulsującym rytmicznie, jakby w takt klubowej muzyki, zupełnie jakby nadal była na imprezie, a nie we własnym łóżku, wśród zatęchłej pościeli. W drodze do Instytutu odpala jednego papierosa od drugiego, popija podłą kawą, by wykrzesać z siebie odrobinę energii, by podtrzymać nakładaną co dzień maskę przykładnej, wzorowej studentki. Wszystko to, by wieczorem znów tu wrócić, by odciąć się i nie myśleć.
Odgarnia z twarzy zapocone kosmyki włosów, jakie lepią się do skroni i policzków. Nigdy ich nie związuje, bo pozwalają skryć się za ich kurtyną w dowolnym momencie, odwrócić wzrok, okazać brak zainteresowania, udać ślepotę. Stale utrzymuje, że nie chce nic czuć ani widzieć. Wciąż powtarza, jak to ma wszystko w poważaniu i z niedbalstwem w ruchach oraz głosie wyraża dezaprobatę wobec tych, którzy się przejmują, biorąc życie na poważnie. Nie chce być jedną z nich, nie może - tylko tak jest w stanie przetrwać do następnego dnia, do kolejnych zajęć, do egzaminów i końca studiów, bo przecież z dyplomem w ręku może zdziałać wszystko.
Wszystko, czyli co?
O tym też nie chce myśleć, pozostawia przyszłość w przyszłości, w odległej niewiadomej, do której woli nie zaglądać, mimo usilnych prób Norn. To one wpychają do gardła kolejne wizje, nacinają powieki, by rozewrzeć je szeroko, by siedzieć i patrzeć, nigdy nie mrugać, słuchać ich woli, tak jak nakazuje przeznaczenie. Z trudem radzi sobie z kolejnym dniem, z nasilającym się przeświadczeniem, że coś robi źle, że coś jest nie tak, jak powinno. Ma niemal pewność, że działa wbrew ich woli, sięgając doń wybiórczo, wyłącznie przy własnych, błahych zachciankach. Tym samym ściąga na siebie ich gniew i niezadowolenie, a wyrocznia pada tylko na kolana, rozpościera ramiona i ze łzami w oczach błaga o skrócenie cierpienia, odebranie daru, wielkiego przekleństwa, jakie traktuje wyłącznie jak nieśmieszny żart.
Nawet dziś charakterystyczny ścisk w żołądku mówi, że coś się wydarzy. Nie podsuwa odpowiedzi, żadnych konkretów, jakie rzuciłyby jasne światło na wieczorne historie wysnuwane w dusznych, klubowych oparach. Pozostawia za to z przekonaniem, że należy pozostać w gotowości na wszelką ewentualność, na serię (nie)fortunnych zdarzeń.
Opiera się o ladę baru i kiwa dłonią na obsługę. Nie musi już nic mówić, zbyt dobrze ją tu znają, by zignorować, odmówić czy też zadawać durne pytania. W następnej chwili wychyla kolejną porcję podłej wódki z brudnego, zapalcowanego szkła. Wlewany w siebie płyn na niewiele się zdaje - galdryjskie geny wzmagają tolerancję, a płynąca w żyłach krew Fenrisa Helgusona, naczelnego pijaka Húsavík tylko im dopomaga - ale nie może odmówić sobie zabawy ani marnej iluzji. Gorycz drapie w gardło, domagając się papierosa, nieodłącznego elementu tego rytuału. Nie rozgląda się wokół w poszukiwaniu ofiary czy naiwniaka, otępiałe zmysły mówią jasno co się zaraz wydarzy. Mrowienie w opuszkach palców, kładący się na ramiona ciężar i to dobrze znane sobie przeświadczenie, że jedyne, co może teraz zrobić, to czekać.
Każdego ranka budzi się z bólem głowy, ćmiącym smętnie, pulsującym rytmicznie, jakby w takt klubowej muzyki, zupełnie jakby nadal była na imprezie, a nie we własnym łóżku, wśród zatęchłej pościeli. W drodze do Instytutu odpala jednego papierosa od drugiego, popija podłą kawą, by wykrzesać z siebie odrobinę energii, by podtrzymać nakładaną co dzień maskę przykładnej, wzorowej studentki. Wszystko to, by wieczorem znów tu wrócić, by odciąć się i nie myśleć.
Odgarnia z twarzy zapocone kosmyki włosów, jakie lepią się do skroni i policzków. Nigdy ich nie związuje, bo pozwalają skryć się za ich kurtyną w dowolnym momencie, odwrócić wzrok, okazać brak zainteresowania, udać ślepotę. Stale utrzymuje, że nie chce nic czuć ani widzieć. Wciąż powtarza, jak to ma wszystko w poważaniu i z niedbalstwem w ruchach oraz głosie wyraża dezaprobatę wobec tych, którzy się przejmują, biorąc życie na poważnie. Nie chce być jedną z nich, nie może - tylko tak jest w stanie przetrwać do następnego dnia, do kolejnych zajęć, do egzaminów i końca studiów, bo przecież z dyplomem w ręku może zdziałać wszystko.
Wszystko, czyli co?
O tym też nie chce myśleć, pozostawia przyszłość w przyszłości, w odległej niewiadomej, do której woli nie zaglądać, mimo usilnych prób Norn. To one wpychają do gardła kolejne wizje, nacinają powieki, by rozewrzeć je szeroko, by siedzieć i patrzeć, nigdy nie mrugać, słuchać ich woli, tak jak nakazuje przeznaczenie. Z trudem radzi sobie z kolejnym dniem, z nasilającym się przeświadczeniem, że coś robi źle, że coś jest nie tak, jak powinno. Ma niemal pewność, że działa wbrew ich woli, sięgając doń wybiórczo, wyłącznie przy własnych, błahych zachciankach. Tym samym ściąga na siebie ich gniew i niezadowolenie, a wyrocznia pada tylko na kolana, rozpościera ramiona i ze łzami w oczach błaga o skrócenie cierpienia, odebranie daru, wielkiego przekleństwa, jakie traktuje wyłącznie jak nieśmieszny żart.
Nawet dziś charakterystyczny ścisk w żołądku mówi, że coś się wydarzy. Nie podsuwa odpowiedzi, żadnych konkretów, jakie rzuciłyby jasne światło na wieczorne historie wysnuwane w dusznych, klubowych oparach. Pozostawia za to z przekonaniem, że należy pozostać w gotowości na wszelką ewentualność, na serię (nie)fortunnych zdarzeń.
Opiera się o ladę baru i kiwa dłonią na obsługę. Nie musi już nic mówić, zbyt dobrze ją tu znają, by zignorować, odmówić czy też zadawać durne pytania. W następnej chwili wychyla kolejną porcję podłej wódki z brudnego, zapalcowanego szkła. Wlewany w siebie płyn na niewiele się zdaje - galdryjskie geny wzmagają tolerancję, a płynąca w żyłach krew Fenrisa Helgusona, naczelnego pijaka Húsavík tylko im dopomaga - ale nie może odmówić sobie zabawy ani marnej iluzji. Gorycz drapie w gardło, domagając się papierosa, nieodłącznego elementu tego rytuału. Nie rozgląda się wokół w poszukiwaniu ofiary czy naiwniaka, otępiałe zmysły mówią jasno co się zaraz wydarzy. Mrowienie w opuszkach palców, kładący się na ramiona ciężar i to dobrze znane sobie przeświadczenie, że jedyne, co może teraz zrobić, to czekać.
Agnar Eriksen
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:31
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Opijanie kolejnego sukcesu w podejrzanej spelunie gdzie nikt go nie znał, brzmiał jak świetny plan na wieczór. Wiedziny rytmem muzyki, która wdzierała się pod skórę i tak zostawała krążył od klubu do klubu wypijając szota za szotem. Noc była jeszcze młoda, a on czuł w żyłach jak jest gorąca i domaga się czystego szaleństwa, wyładowania emocji i energii, która rozpierała ciało. Przystanął przed drzwiami słysząc jak elektryczna muzyka wibruje, rozchodzi się po murach, przesiąka w powietrzu i nęci go by wkroczył do środka.
Klepnięcie po plecach od kolegów sprawiło, że wkroczył w parne i duszne wnętrze, które odbierało oddech.
Młody Łowca, początkujący, który szukał adrenaliny wszędzie czuł się w wielkim tłumie jak na łowach. Każdy tutaj mógł być potencjalnym zagrożeniem. Zmysły wyostrzone, uważne, czujne i spotęgowane przez alkohol, który krążył po całym organizmie. Młody mężczyzna pragnący wciąż podniety, szukający niebezpieczeństwa, które sprawi, że serce zacznie bić szybciej, nie zważając na swoją przyszłość i to jak ją kreuje. Nie to przecież ważne co przyniesie los, nie jest ważne jakie będą następne dni, byle móc wciąż żyć na granicy, ruszyć o świecie z łukiem na plecach na kolejny patrol. Wypatrywać bystrym wzrokiem wroga, by wrazić strzałę prosto w serce. Nim się upije minie wiele godzin, galdra trudno spić, a Eriksena jeszcze ciężej.
Pewnym krokiem przemierzył salę, w rytmie muzyki przecisnął się do baru, którego lada lepiła się od rozlanych trunków.
“To ona” - usłyszał młody łowca tuż przy uchu, a palce kumpla wskazują chudą dziewczynę wychylającą kolejnego szota z matowego szkła. Słynna wróżbitka, która każdej nocy upija się w klubach, podąża z prądem rzeczywistości, zatraca się dźwiękach elektrycznej muzyki. Czy chciał ją poznać? Okazji się nie odmawia. Sięgając po paczkę papierosów podchodzi bliżej zamawiając kolejne szoty. Dostrzegł to spojrzenie łaknące używki drapiącej w gardle. Podsunął paczkę, a następnie odpalił jej papierosa i swojego, machnął na barmana aby polał następną kolejkę.
Wypuścił dymek kącikiem ust.
-By zapomnieć czy by widzieć? - Zapytał gdy szkło znów się zapełniło alkoholem.
Klepnięcie po plecach od kolegów sprawiło, że wkroczył w parne i duszne wnętrze, które odbierało oddech.
Młody Łowca, początkujący, który szukał adrenaliny wszędzie czuł się w wielkim tłumie jak na łowach. Każdy tutaj mógł być potencjalnym zagrożeniem. Zmysły wyostrzone, uważne, czujne i spotęgowane przez alkohol, który krążył po całym organizmie. Młody mężczyzna pragnący wciąż podniety, szukający niebezpieczeństwa, które sprawi, że serce zacznie bić szybciej, nie zważając na swoją przyszłość i to jak ją kreuje. Nie to przecież ważne co przyniesie los, nie jest ważne jakie będą następne dni, byle móc wciąż żyć na granicy, ruszyć o świecie z łukiem na plecach na kolejny patrol. Wypatrywać bystrym wzrokiem wroga, by wrazić strzałę prosto w serce. Nim się upije minie wiele godzin, galdra trudno spić, a Eriksena jeszcze ciężej.
Pewnym krokiem przemierzył salę, w rytmie muzyki przecisnął się do baru, którego lada lepiła się od rozlanych trunków.
“To ona” - usłyszał młody łowca tuż przy uchu, a palce kumpla wskazują chudą dziewczynę wychylającą kolejnego szota z matowego szkła. Słynna wróżbitka, która każdej nocy upija się w klubach, podąża z prądem rzeczywistości, zatraca się dźwiękach elektrycznej muzyki. Czy chciał ją poznać? Okazji się nie odmawia. Sięgając po paczkę papierosów podchodzi bliżej zamawiając kolejne szoty. Dostrzegł to spojrzenie łaknące używki drapiącej w gardle. Podsunął paczkę, a następnie odpalił jej papierosa i swojego, machnął na barmana aby polał następną kolejkę.
Wypuścił dymek kącikiem ust.
-By zapomnieć czy by widzieć? - Zapytał gdy szkło znów się zapełniło alkoholem.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:31
Nigdy nie nazwałaby się słynną, o mianie wróżbitki nie wspominając. Mało tu takich, którzy interesują się jej przepowiedniami, najczęściej uciekając, gdy wymsknie się jej o słowo za dużo. Choć daleka jest od chwalenia się swoim darem, to alkohol zwykł czasem mówić zamiast niej. Opowiada o ponurym życiu i o koszmarach, spędzających z powiek sen. Większość klubowej klienteli woli się bawić, nie myśleć o pozostawionej za drzwiami rzeczywistości, unikają ją więc szerokim łukiem ze spojrzeniem pełnym niechęci czy dezaprobaty. Są jednak tacy, których to, co mroczne, szczególnie interesowało. Lgną do niej spragnieni opowieści i narkotycznych wizji, lecz te nie zawsze odpowiadają ich oczekiwaniom.
Nie dziwi się, gdy tuż obok wyrasta męska sylwetka. Tylko lekko zadziera brodę, mimo wszystko spoglądając nań spode łba, dopiero na widok podsuwanego papierosa obdarowuje go chochliczym uśmiechem. Niespiesznie zaciąga się dymem, długo lustruje jego twarz, sunąc tylko zielenią spojrzenia po szorstkim policzku aż po błękit jasnych tęczówek. A więc to ty, przebiega przez jej myśl, choć nie wie jeszcze czy stanie się dlań dziś towarzyszem, ofiarą, a może katem. Odzywa się dopiero wtedy, gdy w dłoń trafia kolejne szkło.
- To zależy co chcesz mi pokazać. - Dla tych słów wspina się na palcach i wspiera szczupłą dłoń na jego ramieniu. Ciepłem przepełnionego procentami oddechu owiewa policzek i płatek ucha; nie może sobie odmówić tej bliskość. Sam ją wymusza, podchodząc tak blisko i podpuszczając los. Przepocona w tańcu koszulka klei się jego, (nie)świadomie pozostawia nań swój zapach. Czy zdaje sobie sprawę z tego, z kim rozmawia?
- To zabawne, że nawet na to nie mamy wpływu. - Odsuwa się na pół kroku i prostuje plecy, papieros znów ląduje między spierzchniętymi wargami. - Jak raz zobaczysz, to później nie możesz już zapomnieć, choćbyś bardzo chciał. Każda próba kończy się fiaskiem, a mimo to próbujesz dalej. - Obłok gryzącego dymu unosi się ku górze, tak jak ciemne brwi wyroczni w towarzystwie szerszego uśmiechu. Próbuje przeanalizować postać, wywnioskować kim jest zastany galdr, lecz upojony mieszanką używek umysł prędko porzuca wszelkie starania, poddając się intuicji. Lekko przechyla głowę na bok i mruży oczy. - Coś mi mówi, że nie należysz do tych, co plują sobie w brodę. Poszukujesz wyzwań? - Takich też tu było sporo, łaknących zabawy, czegoś co wzburzy krew, zmusi do działania. Nie zawsze jednak dostawali to, o co prosili. Odurzonej złotą radością Abigel nawet nie było ich żal.
Nie dziwi się, gdy tuż obok wyrasta męska sylwetka. Tylko lekko zadziera brodę, mimo wszystko spoglądając nań spode łba, dopiero na widok podsuwanego papierosa obdarowuje go chochliczym uśmiechem. Niespiesznie zaciąga się dymem, długo lustruje jego twarz, sunąc tylko zielenią spojrzenia po szorstkim policzku aż po błękit jasnych tęczówek. A więc to ty, przebiega przez jej myśl, choć nie wie jeszcze czy stanie się dlań dziś towarzyszem, ofiarą, a może katem. Odzywa się dopiero wtedy, gdy w dłoń trafia kolejne szkło.
- To zależy co chcesz mi pokazać. - Dla tych słów wspina się na palcach i wspiera szczupłą dłoń na jego ramieniu. Ciepłem przepełnionego procentami oddechu owiewa policzek i płatek ucha; nie może sobie odmówić tej bliskość. Sam ją wymusza, podchodząc tak blisko i podpuszczając los. Przepocona w tańcu koszulka klei się jego, (nie)świadomie pozostawia nań swój zapach. Czy zdaje sobie sprawę z tego, z kim rozmawia?
- To zabawne, że nawet na to nie mamy wpływu. - Odsuwa się na pół kroku i prostuje plecy, papieros znów ląduje między spierzchniętymi wargami. - Jak raz zobaczysz, to później nie możesz już zapomnieć, choćbyś bardzo chciał. Każda próba kończy się fiaskiem, a mimo to próbujesz dalej. - Obłok gryzącego dymu unosi się ku górze, tak jak ciemne brwi wyroczni w towarzystwie szerszego uśmiechu. Próbuje przeanalizować postać, wywnioskować kim jest zastany galdr, lecz upojony mieszanką używek umysł prędko porzuca wszelkie starania, poddając się intuicji. Lekko przechyla głowę na bok i mruży oczy. - Coś mi mówi, że nie należysz do tych, co plują sobie w brodę. Poszukujesz wyzwań? - Takich też tu było sporo, łaknących zabawy, czegoś co wzburzy krew, zmusi do działania. Nie zawsze jednak dostawali to, o co prosili. Odurzonej złotą radością Abigel nawet nie było ich żal.
Agnar Eriksen
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:31
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Sny nawiedzające młodego łowcę często pełne były brutalności i znaków, których do końca nie rozumiał i nie garnął się do tego aby odkryć ich znaczenie. Nie uciekał przed nimi wiedząc, że chłód poranka szybko ich wspomnienie wywieje i nie pozwoli by do kolejnej nocy znów zawitały w jego umyśle. Wróżbitka kołysze się przy ladzie baru, pachnie potem zmieszanym z tanią wódką i dymem papierosów, używek. Wyczuwa to od razu, niczym myśliwy na polowaniu, który szuka słabości u ofiary. Czy wiedziała, że się zjawi?
Myśl niechciana zaczęła się kotłować pod czaszką, przegnana łykiem taniej wódki wypalającej ścieżkę w gardle, w dół do żołądka.
Nieznacznie obrócił twarz gdy była tak blisko, oddechy zmieszały się ze sobą gdy niebieskim spojrzeniem oczu omiótł kontury jej twarzy. Zaciągając się wypuszcza kolejny kłąb dymu uśmiechając się półgębkiem na śmiałe słowa.
-Ponoć możesz przewiercić człowieka na wylot. - Rzuca jej wyzwanie tak jak wielu przed nim, ale on nie lęka się swojej przyszłości. Z pełną świadomością wkracza na brutalną ścieżkę, którą chce kroczyć. Przytrzymuje od niechcenia jej łokieć kiedy się odsuwa pół kroku, ale nie dalej. Nachyla się delikatnie w jej stronę by zostać owianym dymem, który opuścił kobiece usta. Uśmiecha się wilczo, z iskrą w oku, która pulsuje tak jak światła w przydymionym klubie. -To może nie próbuj, tylko się poddaj temu. - Kolejne podpuszczenie, kolejne sprawdzanie kim jest wróżbitka, która każdego wieczora stara się zapomnieć, ale nigdy nie może.
Papieros ląduje między palcami gdy strąca nadmiar popiołu by znów końcówka mogła zajarzyć się złowróżbną czerwienią. -Chyba znalazłem. - Odparł patrząc bezwstydnie na nią, nie udając, że zaczepił w jakimś celu, a może w paru. Nie był niewiniątkiem, młokosem, który udawał, że jest szarmanckim chcąc zaimponować. -Co lepsze? Poddać się losowi, sprawdzić czy wizja się spełni czy walczyć z nią i pomimo tej walki, nadal się spełni. - Zaciągnął się po raz kolejny nadal nie puszczając kruchego łokcia.
Myśl niechciana zaczęła się kotłować pod czaszką, przegnana łykiem taniej wódki wypalającej ścieżkę w gardle, w dół do żołądka.
Nieznacznie obrócił twarz gdy była tak blisko, oddechy zmieszały się ze sobą gdy niebieskim spojrzeniem oczu omiótł kontury jej twarzy. Zaciągając się wypuszcza kolejny kłąb dymu uśmiechając się półgębkiem na śmiałe słowa.
-Ponoć możesz przewiercić człowieka na wylot. - Rzuca jej wyzwanie tak jak wielu przed nim, ale on nie lęka się swojej przyszłości. Z pełną świadomością wkracza na brutalną ścieżkę, którą chce kroczyć. Przytrzymuje od niechcenia jej łokieć kiedy się odsuwa pół kroku, ale nie dalej. Nachyla się delikatnie w jej stronę by zostać owianym dymem, który opuścił kobiece usta. Uśmiecha się wilczo, z iskrą w oku, która pulsuje tak jak światła w przydymionym klubie. -To może nie próbuj, tylko się poddaj temu. - Kolejne podpuszczenie, kolejne sprawdzanie kim jest wróżbitka, która każdego wieczora stara się zapomnieć, ale nigdy nie może.
Papieros ląduje między palcami gdy strąca nadmiar popiołu by znów końcówka mogła zajarzyć się złowróżbną czerwienią. -Chyba znalazłem. - Odparł patrząc bezwstydnie na nią, nie udając, że zaczepił w jakimś celu, a może w paru. Nie był niewiniątkiem, młokosem, który udawał, że jest szarmanckim chcąc zaimponować. -Co lepsze? Poddać się losowi, sprawdzić czy wizja się spełni czy walczyć z nią i pomimo tej walki, nadal się spełni. - Zaciągnął się po raz kolejny nadal nie puszczając kruchego łokcia.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:31
Przytoczona pogłoska brzmi jak komplement; mimo iż wcale o nie nie zabiega, to zawsze miło usłyszeć coś na swój temat. Nie wyszarpuje się z uścisku, pozwala mu na gest, złudne przekonanie o posiadanej kontroli. Tacy, jak on, zawsze chcą być górą, myśli Abigel, zamykając kolejnego delikwenta w szufladce opatrzonej etykietą i instrukcją obsługi. Wedle wyroczni każdy działa wedle upatrzonego schematu, nawet jeśli utrzymuje, że wcale tak nie jest. Przystaje, nie chcąc odsuwać się już dalej, dając mu pozorne wrażenie, jakoby złapała się na zarzuconą przynętę.
Śmieje się w głos, szczerze pijackim głosem i kręci głową z niedowierzaniem. Dawno na jej drodze nie stanął tak bezczelny typ, bynajmniej potrafiący złapać zainteresowanie na dłużej, niż czas potrzebny do wypalenia jednego papierosa. Krótkim spojrzeniem sięga trzymanego w palcach peta, jeszcze trzy minuty.
- Przed losem nie da się uciec, nie można go uniknąć. - Beztroska tonu wsparta przez wzruszenie ramion; ta rzucona oczywistość mogła wydawać się wyświechtana, puszczona mimochodem i na odczepkę, tyle że największe prawdy mają to do siebie, że zdają się brzmieć fałszywie. To nie treść je takimi robi, a przekonanie obłudników, którzy nie chcą wierzyć przepowiedniom, bo nie odpowiada ich gustom, bo nie pasuje do oczekiwań, samodzielnie zaplanowanej przyszłości. Tacy, jak on, nie chcą znać swojej przyszłości, gówno ich obchodzi, kolejne prawidło, równie wytarte, co słuszne, pozwala nie brać go na poważnie. Dla Fenrisdóttir jasnym jest, że zaczepia ją tylko w jednym celu i wcale nie ma zamiaru się przed tym bronić.
- Niespodzianki są ciekawsze od pełnej otwartości. Gdzie w tym element zaskoczenia, dreszczyk emocji? - Oblizuje spierzchnięte usta, pozwalając by papieros przez chwilę palił się sam, celowo dając mu jeszcze moment, by podjąć decyzję. - Kiedy nie można się zaskoczyć, a wszystko staje się przewidywalne, traci na wartości. A ja tracę zainteresowanie. - Przerzucanie się wyzwaniami brzmi jak dobra ciekawa rozrywka, ale również tylko na krótki czas. Po kilku zdaniach będzie w stanie poznać jego sposób myślenia, zorientować się czym się interesuje, czego chce, jakim jest galdrem. Wystarczy parę słów, by wpaść w kolejną pętlę.
Nie zawiedź mnie.
Śmieje się w głos, szczerze pijackim głosem i kręci głową z niedowierzaniem. Dawno na jej drodze nie stanął tak bezczelny typ, bynajmniej potrafiący złapać zainteresowanie na dłużej, niż czas potrzebny do wypalenia jednego papierosa. Krótkim spojrzeniem sięga trzymanego w palcach peta, jeszcze trzy minuty.
- Przed losem nie da się uciec, nie można go uniknąć. - Beztroska tonu wsparta przez wzruszenie ramion; ta rzucona oczywistość mogła wydawać się wyświechtana, puszczona mimochodem i na odczepkę, tyle że największe prawdy mają to do siebie, że zdają się brzmieć fałszywie. To nie treść je takimi robi, a przekonanie obłudników, którzy nie chcą wierzyć przepowiedniom, bo nie odpowiada ich gustom, bo nie pasuje do oczekiwań, samodzielnie zaplanowanej przyszłości. Tacy, jak on, nie chcą znać swojej przyszłości, gówno ich obchodzi, kolejne prawidło, równie wytarte, co słuszne, pozwala nie brać go na poważnie. Dla Fenrisdóttir jasnym jest, że zaczepia ją tylko w jednym celu i wcale nie ma zamiaru się przed tym bronić.
- Niespodzianki są ciekawsze od pełnej otwartości. Gdzie w tym element zaskoczenia, dreszczyk emocji? - Oblizuje spierzchnięte usta, pozwalając by papieros przez chwilę palił się sam, celowo dając mu jeszcze moment, by podjąć decyzję. - Kiedy nie można się zaskoczyć, a wszystko staje się przewidywalne, traci na wartości. A ja tracę zainteresowanie. - Przerzucanie się wyzwaniami brzmi jak dobra ciekawa rozrywka, ale również tylko na krótki czas. Po kilku zdaniach będzie w stanie poznać jego sposób myślenia, zorientować się czym się interesuje, czego chce, jakim jest galdrem. Wystarczy parę słów, by wpaść w kolejną pętlę.
Nie zawiedź mnie.
Agnar Eriksen
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:31
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Lubił swój schemat i rytm jaki wyznaczał każdy dzień. A jednak, mimo to, emocje i wyzwania były tym czego szukał. Oderwanie się choć na chwilę od rutyny, poszukanie podniety, pochwycenie jej w dłonie, wyciśnięcie do cna i pójście dalej. Czuł, widział, że już go oceniła. Wydała wyrok, nałożyła łatkę ale bawiła się dalej więc wykrzywił usta w cierpkim uśmiechu wyrzucając sobie, że sam dał się złowić jak leszcz przez swoją ciekawość i szukanie rozrywki. Mógł winić samego siebie, że Eriksena przechwyciła wyrocznia, choć gdyby to on ją przechytrzył to byłoby coś. Musiała wiedzieć, że przyjdzie, zaczepi, zacznie rozmowę by wciągnąć ją w rozmowę, której zwykle nie spotyka się w taki miejscu, nie w rytmie elektronicznych nut, które wwiercają się niemiłosiernie w mózg. Jej śmiech temu wtóruje wyśmiewając jego naiwność. Młody łowca musi się jeszcze wiele nauczyć.
-Skoro tak, to czemu mu się nie poddajesz? - Drąży dalej zaciekawiony, a nie po to aby zbajerować i wykorzystać okazję. Intryguje bo w pijackich oparach przebija się rozsądek i pewna gorycz kobiety, która widzi za wiele, a inni nie chcą tego pojąć. Uciekają. Tak jak teraz kilka par oczu zerka ku nim, nie rozumiejąc czemu rozmawiają. -Można wyrocznię zaskoczyć, czy każdy gest widzisz nim inni pomyślą? - Jawnie się drażni pokazując, że za nic ma jej postawę i pogardę dla Eriksenowej osoby. Nie przyszedł po to aby słuchać pustych pochlebstw. -I rzucasz wyzwanie wiedząc, że nikt mu nie sprosta? - Dogasza swojego papierosa w przepełnionej popielniczce i daje znak barmanowi aby polał jeszcze jednego. Wypija szybkim ruchem, odstawia z głuchym stukiem na lepką ladę stołu puszczając jej łokieć. Może odejść znudzona, a może zostać. -Gdy zamkniesz oczy? Gdy wyłączysz widzenie, zdasz się na inne zmysły? - Zerka na nią z ukosa czekając aż zgasi swojego papierosa, aż wykona gest by mógł odciągnąć ją od lady baru, by poddała się w pulsującym sercu klubu, zatopiła się w muzyce obejmującej ich swoimi mackami. Zadając pytania zmuszał ją do odpowiedzi, zastanowienia się, nie zaś szufladkowania Eriksena.
-Skoro tak, to czemu mu się nie poddajesz? - Drąży dalej zaciekawiony, a nie po to aby zbajerować i wykorzystać okazję. Intryguje bo w pijackich oparach przebija się rozsądek i pewna gorycz kobiety, która widzi za wiele, a inni nie chcą tego pojąć. Uciekają. Tak jak teraz kilka par oczu zerka ku nim, nie rozumiejąc czemu rozmawiają. -Można wyrocznię zaskoczyć, czy każdy gest widzisz nim inni pomyślą? - Jawnie się drażni pokazując, że za nic ma jej postawę i pogardę dla Eriksenowej osoby. Nie przyszedł po to aby słuchać pustych pochlebstw. -I rzucasz wyzwanie wiedząc, że nikt mu nie sprosta? - Dogasza swojego papierosa w przepełnionej popielniczce i daje znak barmanowi aby polał jeszcze jednego. Wypija szybkim ruchem, odstawia z głuchym stukiem na lepką ladę stołu puszczając jej łokieć. Może odejść znudzona, a może zostać. -Gdy zamkniesz oczy? Gdy wyłączysz widzenie, zdasz się na inne zmysły? - Zerka na nią z ukosa czekając aż zgasi swojego papierosa, aż wykona gest by mógł odciągnąć ją od lady baru, by poddała się w pulsującym sercu klubu, zatopiła się w muzyce obejmującej ich swoimi mackami. Zadając pytania zmuszał ją do odpowiedzi, zastanowienia się, nie zaś szufladkowania Eriksena.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:31
Dlaczego się nie poddaje? Czasem wciąż zadaje sobie to pytanie, niechętnie poszukuje odpowiedzi, bo i ta nie przynosi ukojenia. Po co ta walka z przeznaczeniem, po co ucieczka? Potrząsa głową, strąki ciemnych włosów ledwie się poruszają pod ciężarem potu i wznoszonego podczas tańca kurzu.
- Naprawdę muszę tłumaczyć, że nie wszystko w życiu jest tak proste? - Jeden z kącików ust drga, ledwie dostrzegalnie, zdradza wymuszenie i wkładany wysiłek. - Na szczęście nie ma rzeczy niemożliwych. - Kolejny frazes, mogący niejako stać w sprzeczności z poprzednim stwierdzeniem o przeznaczeniu. Nic jednak nie pada bez namysłu czy nieroztropnie. Zawiłe nitki losu, tkane przez prządki, próbuje badać i rozwikłać, rozpoznać, co uplecione. Czy można mieć na to wpływ, a może to tylko kolejna iluzja, której rozwikłać nie sposób, syzyfowe zajęcie dla poszukujących odpowiedzi? Nagły ból w skroni wybija się i ćmi, od nadmiaru myśli, od kolejnej podjętej próby, jaka skazana była na fiasko.
Łapie ją pod włos, zmyślnie podpuszcza zszargane nerwy. Drażni się, niby od niechcenia, pozornie nie dając tego, czego chce. Od miejsca na wypuszczonym z uścisku łokciu rozchodzi się delikatne mrowienie, pozostawia niedosyt. Można zaskoczyć wyrocznię, obejść podejrzenia, wybić się z zatoczonego kręgu, lecz nie zawsze jest to łatwe. Nie, gdy ma się do czynienia z przeświadczoną o znajomości praw i struktur, obytą w powtarzalności schematów.
Nie tutaj, mówi gest potrząśnięcia głową. Papieros gaśnie sam, zduszony w popielniczce, dociśnięty chudymi palcami. Rozgląda się pobieżnie tym swoim wpół zamglonym spojrzeniem i odwraca, ruszając w kierunku wyjścia. Nie chwyta go za rękę, nie ogląda się, bo ma pewność, że podąży za nią. Pochwyca rzucony gdzieś wcześniej niedbale płaszcz, ale nie nakłada go na spocony kark. Mimo środku lata na zewnątrz panuje chłód, wiatr smaga wątłe ciało i studzi rozgrzane policzki. Samo serce Midgardu, gdzie blade uliczne światła nigdy nie gasną, donośne głosy galdrów nie milkną, spajając się w trudną do rozpoznania masę. Spacer nie trwa długo, zaledwie kilka kroków do bocznego przejścia, by pchnąć stare drzwi wąskiej kamienicy, i po schodach na drugie piętro. Nie używa klucza ani inkantacji, nie ma powodu, by zamykać mieszkanie, widać czuje się bezpiecznie w miejscu, gdzie nikt nie zasypia. W ciasnocie kawalerki znaleźć można wszystko, czego potrzeba do podstaw funkcjonowania. Na niewielkim kuchennym blacie kubki kilka kubków po kawie, w rogu krzesło zastawione stosem ksiąg o historycznych traktatach z runicznymi inskrypcjami. Rozłożony na podłodze pod oknem materac nosi wciąż ślady porannej bitwy, wyzwolenia się z ramion Mániego. Rzuca płaszcz w kąt, do innych szmat noszonych na zmianę bez wyczucia stylu. Półmrok rozświetla rzucone gardłowo Dagr, kilka ustawionych przy parapecie i na podłodze wpół dopalonych świec jarzy się ciepłym płomieniem. Zza cienkich ścian dochodzi wciąż rytmiczny puls muzyki, osadzony nad klubem lokal chłonie każdy jej dźwięk.
- Zamknięcie oczu nie gwarantuje braku widzenia - odzywa się wreszcie, zwracając ku męskiej sylwetce. - Gdyby to było takie proste, wystarczyłoby je wydłubać. - Podchodzi bliżej, co na niewielkiej przestrzeni nie jest żadnym wyczynem. Zamykając się w ciasnocie intymności łatwo przejść w kolejną skrajność - duszny, klaustrofobiczny lęk przed bezwzględnym odarciem do namacalnej, acz niefizycznej nagości. - Norny to atencyjne suki. Kiedy chcą coś pokazać, nie ma przed tym ucieczki. Łapczywie zgarniają w swoje objęcia, pochłaniają w każdym calu, całkowicie przejmują uwagę. - Wsuwa chłodnie dłonie po materiał jego koszuli, ostrożnie, jakby był to element ceremonii, odszukuje spojrzenie nieznajomego. - Żeby je zagłuszyć, wszystkie zmysły muszą skupić się na jednym.
- Naprawdę muszę tłumaczyć, że nie wszystko w życiu jest tak proste? - Jeden z kącików ust drga, ledwie dostrzegalnie, zdradza wymuszenie i wkładany wysiłek. - Na szczęście nie ma rzeczy niemożliwych. - Kolejny frazes, mogący niejako stać w sprzeczności z poprzednim stwierdzeniem o przeznaczeniu. Nic jednak nie pada bez namysłu czy nieroztropnie. Zawiłe nitki losu, tkane przez prządki, próbuje badać i rozwikłać, rozpoznać, co uplecione. Czy można mieć na to wpływ, a może to tylko kolejna iluzja, której rozwikłać nie sposób, syzyfowe zajęcie dla poszukujących odpowiedzi? Nagły ból w skroni wybija się i ćmi, od nadmiaru myśli, od kolejnej podjętej próby, jaka skazana była na fiasko.
Łapie ją pod włos, zmyślnie podpuszcza zszargane nerwy. Drażni się, niby od niechcenia, pozornie nie dając tego, czego chce. Od miejsca na wypuszczonym z uścisku łokciu rozchodzi się delikatne mrowienie, pozostawia niedosyt. Można zaskoczyć wyrocznię, obejść podejrzenia, wybić się z zatoczonego kręgu, lecz nie zawsze jest to łatwe. Nie, gdy ma się do czynienia z przeświadczoną o znajomości praw i struktur, obytą w powtarzalności schematów.
Nie tutaj, mówi gest potrząśnięcia głową. Papieros gaśnie sam, zduszony w popielniczce, dociśnięty chudymi palcami. Rozgląda się pobieżnie tym swoim wpół zamglonym spojrzeniem i odwraca, ruszając w kierunku wyjścia. Nie chwyta go za rękę, nie ogląda się, bo ma pewność, że podąży za nią. Pochwyca rzucony gdzieś wcześniej niedbale płaszcz, ale nie nakłada go na spocony kark. Mimo środku lata na zewnątrz panuje chłód, wiatr smaga wątłe ciało i studzi rozgrzane policzki. Samo serce Midgardu, gdzie blade uliczne światła nigdy nie gasną, donośne głosy galdrów nie milkną, spajając się w trudną do rozpoznania masę. Spacer nie trwa długo, zaledwie kilka kroków do bocznego przejścia, by pchnąć stare drzwi wąskiej kamienicy, i po schodach na drugie piętro. Nie używa klucza ani inkantacji, nie ma powodu, by zamykać mieszkanie, widać czuje się bezpiecznie w miejscu, gdzie nikt nie zasypia. W ciasnocie kawalerki znaleźć można wszystko, czego potrzeba do podstaw funkcjonowania. Na niewielkim kuchennym blacie kubki kilka kubków po kawie, w rogu krzesło zastawione stosem ksiąg o historycznych traktatach z runicznymi inskrypcjami. Rozłożony na podłodze pod oknem materac nosi wciąż ślady porannej bitwy, wyzwolenia się z ramion Mániego. Rzuca płaszcz w kąt, do innych szmat noszonych na zmianę bez wyczucia stylu. Półmrok rozświetla rzucone gardłowo Dagr, kilka ustawionych przy parapecie i na podłodze wpół dopalonych świec jarzy się ciepłym płomieniem. Zza cienkich ścian dochodzi wciąż rytmiczny puls muzyki, osadzony nad klubem lokal chłonie każdy jej dźwięk.
- Zamknięcie oczu nie gwarantuje braku widzenia - odzywa się wreszcie, zwracając ku męskiej sylwetce. - Gdyby to było takie proste, wystarczyłoby je wydłubać. - Podchodzi bliżej, co na niewielkiej przestrzeni nie jest żadnym wyczynem. Zamykając się w ciasnocie intymności łatwo przejść w kolejną skrajność - duszny, klaustrofobiczny lęk przed bezwzględnym odarciem do namacalnej, acz niefizycznej nagości. - Norny to atencyjne suki. Kiedy chcą coś pokazać, nie ma przed tym ucieczki. Łapczywie zgarniają w swoje objęcia, pochłaniają w każdym calu, całkowicie przejmują uwagę. - Wsuwa chłodnie dłonie po materiał jego koszuli, ostrożnie, jakby był to element ceremonii, odszukuje spojrzenie nieznajomego. - Żeby je zagłuszyć, wszystkie zmysły muszą skupić się na jednym.
Agnar Eriksen
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:32
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Unosi nieznacznie brwi do góry słysząc kolejne frazesy jakimi karmi siebie i teraz jego, niczym ochłap rzucony na ziemię byle tylko zadowolić pierwsze potrzeby, wskazać jak wszystko jest bez znaczenia. Sztuczna, wykreowana teatralnie obojętność, która aż kłuje w oczy.
-Wymówka, która jest tak banalna, że aż wyświechtana. - Odpowiada trochę zawiedziony grający dalej w grę, której zasady obydwoje doskonale znali. Reguły były proste, choć wystarczy wejść na błędne pole kiedy los bywa złośliwy i cofnąć się na start. Nie zawsze chce się zacząć od nowa. Uznała, że warto grać dalej więc odbija się od lady by ruszyć za nią przez tłum nie odrywając oczu od chudej sylwetki, która sprawnie wymija wijących się w tańcu ludzi. Miasto pulsuje, nie pozwala o sobie zapomnieć, wiedzie dziwnymi ścieżkami, które wszyscy zwą poetycko przeznaczeniem. A to zwykły, najprostszy los spleciony z wielu nitek jakie przędą Norny. Według Eriksena miały niezła zabawę kiedy je plątały i patrzyły jak galdrowie się miotają w pajęczej sieci. Przytrzymuje stare drzwi kamienicy nie oglądając się za siebie. Koledzy być może odprowadzali go wzrokiem ale nie zważał na to. Milczy stawiając dalsze kroki, wchodząc do kawalerki, która zdaje się nigdy nie spać podobnie jak dzielnica, w której byli. Szybki rzut okiem by utwierdzić się w przekonaniu, że wróżbitka nigdy nie śpi. Utrzymuje swój umysł w stanie czuwania, nie pozwala aby wizje ją dopadły, aby stały się namacalne.
Nie chciał też spać, poddając się losowi, pozwalając aby prowadził go prostą ścieżką. Przystaje w niedbałej pozie czując jak swoją obecnością praktycznie zajmuje większość mieszkania.
-Nie o to pytałem. - Odparł obserwując jak się zbliża, gdy w paru krokach znów są tak blisko, że oddechy się mieszają. Odpowiada wymijająco, nie odnosi się do tego co go ciekawiło. Nie miała uciekać przed wizją, miała ją pochwycić w dłonie. Galdrom przydarza się to co się przytrafia, a nie to na co zasługują. Akceptował to co dał los, nie raz śmiało sięgając wcześniej po to co na niego czekało. Przyjemne mrowienie rozchodzi się po skórze gdy chłód dłoni dotyka ciała; gdy szelest słów stapia się w jeden dźwięk. -Norny nam kurewsko zazdroszczą. - Odpowiedział z kąśliwym uśmiechem, odnalazła jego spojrzenie, bezruch trwał jedynie chwilę, jedno mrugnięcie powieki gdy zawładnął kobiecymi ustami. Nie pytał o zgodę, uzyskał ją już dużo wcześniej. Obejmował kruche ciało, które zdawało się, że mógł zgnieść w mocniejszym uścisku gdyby napiął bardziej mięśnie. Przez cienkie ściany, niczym z kartonu, przebija się dźwięk muzyki, który napędzał działania.
-Wymówka, która jest tak banalna, że aż wyświechtana. - Odpowiada trochę zawiedziony grający dalej w grę, której zasady obydwoje doskonale znali. Reguły były proste, choć wystarczy wejść na błędne pole kiedy los bywa złośliwy i cofnąć się na start. Nie zawsze chce się zacząć od nowa. Uznała, że warto grać dalej więc odbija się od lady by ruszyć za nią przez tłum nie odrywając oczu od chudej sylwetki, która sprawnie wymija wijących się w tańcu ludzi. Miasto pulsuje, nie pozwala o sobie zapomnieć, wiedzie dziwnymi ścieżkami, które wszyscy zwą poetycko przeznaczeniem. A to zwykły, najprostszy los spleciony z wielu nitek jakie przędą Norny. Według Eriksena miały niezła zabawę kiedy je plątały i patrzyły jak galdrowie się miotają w pajęczej sieci. Przytrzymuje stare drzwi kamienicy nie oglądając się za siebie. Koledzy być może odprowadzali go wzrokiem ale nie zważał na to. Milczy stawiając dalsze kroki, wchodząc do kawalerki, która zdaje się nigdy nie spać podobnie jak dzielnica, w której byli. Szybki rzut okiem by utwierdzić się w przekonaniu, że wróżbitka nigdy nie śpi. Utrzymuje swój umysł w stanie czuwania, nie pozwala aby wizje ją dopadły, aby stały się namacalne.
Nie chciał też spać, poddając się losowi, pozwalając aby prowadził go prostą ścieżką. Przystaje w niedbałej pozie czując jak swoją obecnością praktycznie zajmuje większość mieszkania.
-Nie o to pytałem. - Odparł obserwując jak się zbliża, gdy w paru krokach znów są tak blisko, że oddechy się mieszają. Odpowiada wymijająco, nie odnosi się do tego co go ciekawiło. Nie miała uciekać przed wizją, miała ją pochwycić w dłonie. Galdrom przydarza się to co się przytrafia, a nie to na co zasługują. Akceptował to co dał los, nie raz śmiało sięgając wcześniej po to co na niego czekało. Przyjemne mrowienie rozchodzi się po skórze gdy chłód dłoni dotyka ciała; gdy szelest słów stapia się w jeden dźwięk. -Norny nam kurewsko zazdroszczą. - Odpowiedział z kąśliwym uśmiechem, odnalazła jego spojrzenie, bezruch trwał jedynie chwilę, jedno mrugnięcie powieki gdy zawładnął kobiecymi ustami. Nie pytał o zgodę, uzyskał ją już dużo wcześniej. Obejmował kruche ciało, które zdawało się, że mógł zgnieść w mocniejszym uścisku gdyby napiął bardziej mięśnie. Przez cienkie ściany, niczym z kartonu, przebija się dźwięk muzyki, który napędzał działania.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:32
- Spoiler:
- Oczywiście, że nie widzi w tym sensu, nie dziwi to Fenrisdóttir w żadnym calu, ale nie oczekuje tego, nie w tej kwestii. Strzępienie języka jest bezcelowe, mało atrakcyjne, zwłaszcza w zestawieniu z nasuwającą się na myśl wizją szorstkości jego dłoni zaciskanej na linii karku. Wygląda na takiego, co to wie, jak nie szczędzić siły - kolejna ocena, tym razem służąca do podjęcia ostatecznej decyzji. Jeśli ma z kimś spędzić dzisiejszą noc, nie chce marnować czasu na chybienie.
- Prawda cię nie wyzwoli, nie chcesz jej znać. - Celowo unika odpowiedzi, bo i sama nie chce do niej zaglądać. Tak mocno zagnieżdża się w tylko sobie znanej rzeczywistości, wije sobie gniazdo, łapczywie wyrywa bezpieczny zakątek, z dala od ciekawskich pytań i wyczekujących spojrzeń. Bezczelność nieznajomego jeszcze miała odbić się jej czkawką, na żal i plucie w brodę miał jeszcze przyjść czas. Niepokój wdziera się do pokoju, zagląda w prześwitach między ciężkimi, zwieszonymi w oknach kurtynami, wnika do środka, nie czekając na zaproszenie, nie potrzebuje go. Wydała mu pozwolenie jeszcze kilka minut wcześniej, przyjmując od niego papierosa i postawioną kolejkę, dając wciągnąć się w dyskusję, pozornie niewinną i błahą. Kolejny dowód na to, by nie ufać przeznaczeniu, by z nim nie walczyć, ani nie przyjmować z otwartymi ramionami - jak chce, i tak przyjdzie, rujnując wszystko, co znane i bezpiecznie.
Czy było czego im zazdrościć? Na pewno nie Abigel, nie ciągłej ucieczki i zagłuszania ich szeptów. Nie życia w ukryciu, ograniczania potencjału, zamykania się na świat przez zwykły strach. On jest dumny i nieustraszony, czemu daje świadectwo na każdym kolejnym kroku. Nawet teraz, gdy zagarnia ją w ramiona i przyciska wargi do jej ust. Pocałunkom daleko od delikatności, lecz tej nikt nie oczekuje.
- Rozbieraj się - pada na wydechu polecenie tonem nieznoszącym sprzeciwu. Z zadziwiającą zwinnością wymyka się objęciom, także dlatego, że jej na to pozwala. Sama sięga do szlufek oraz paska, ciemne dżinsy z głuchym trzaskiem klamry lądują na drewnianej podłodze, gdzie czekają na resztę towarzystwa. Siada na środku łóżka i podpiera się z tyłu na ramionach, gdzie unosi wzrok, obserwując czujnie każdy ruch mężczyzny. Śledzi napięcie mięśni, wyłapuje (jeszcze) nieliczne blizny, błyszczą bielą w bladym świetle świec. Pozwala, by zajął miejsce obok, ale nim ten się jeszcze nachyli, by ponownie zakleszczyć ją w swoich objęciach, powstrzymuje go ruchem dłoni, trzyma na krótki dystans. Wznosi się na klęczki i niespiesznie zdejmuje koszulkę, drobny biust słabo odznacza się na klatce szczupłego ciała. Przechodzi przezeń cień dreszczu, stawiając włos na karku, zdradzając wzbudzone zainteresowanie.
- Wyzwania rzucam temu, kto wiem, że mu sprosta - mówi ściszonym głosem, gdy przesuwa dłonią po szorstkim policzku. - A ty mnie nie zawiedziesz. - Nie wie tego od Norn. Mówi jej o tym on sam, butą spojrzenia i wyzywającym uśmiechem.
Agnar Eriksen
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:32
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
- Spoiler:
- -Chrzanienie. - mruknął tylko na kolejne frazesy. Prawda to pojęcie względne, które zwykle nie miało znaczenia, bowiem nie istnieje prawda absolutna i nigdy nie mieli jej doświadczyć. Uwikłani w los nie mieli dziś z nim toczyć boju, a poddać się jego woli by czerpać nasycenie w neonowym świetle, w dudnieniu muzyki, która zdawała się odcinać małe mieszkanie od całej rzeczywistości, teraz smakującej wódką i papiersoami. Nie ma zamiaru wdawać się w filozoficzne rozmowy oraz drążenie tematu przyszłości oraz prawdy jaką widzenie ujawnia. Liczyły się inne zmysły, które drżały niczym u dzikiego zwierza, wyczulony na zapachy, dźwięki i gesty. Młody Łowca miał w planie podążać za instynktem, który przejął ciało i umysł. Nie zważał na przeznaczenie, na zamiary Norn, nie tym razem. Niech patrzą, niech przędą; nie będzie walczył przyjmując co mu dadzą w darze lub przekleństwie. A to było mu bliskie, krew Eriksenów, krew zdrajców, którzy nie wahali się wycinać czerwienią swoją ścieżkę ku potędze. On też sięgał po co mu się należało. Uciekała, ale nie przed nim, choć zdawało się, że jeszcze wątpi, że jeszcze iskra niepewności czai się w zakamarkach zamroczonego umysłu.
Łapczywymi ruchami warg zagarnął ją dla siebie, chcąc czerpać z tej chwili wszystko co tylko mógł wziąć dla siebie. Polecenie niczym bicz smagający powietrze, za którym idą czyny. Sięgając do paska spodni pozbywa się granicy, tak sztucznej i jednocześnie kruchej; przechodząc przez pokój ku materacowi ściąga sprawnym ruchem koszulę, która ląduje w nieładzie na ziemi.
Czujnym spojrzeniem patrząc co robi trwa w napięciu mięśni, blizny odznaczają się na ramionach, dowody bliskich spotkań z pazurami, z ostrzem broni. Drobne iskry światła przenikające przez ciężkie kurtyny drżą na szczytach piersi. Zdaje się być jeszcze bardziej krucha, niczym gałązka, którą mógłby złamać w palcach.
Pochlebstwo trąciło strunę napiętego ego, choć przyznawać się przed sobą nie chciał. Jednym, wprawnym ruchem zagarnął ją ku sobie by przylgnąć ciało do ciała. Poczuć żar i chłód jaki od niej bił. Złączone usta spijały pragnienie pożądania trawiące ciało mężczyzny niczym prawdziwy ogień. Jednym ramieniem podtrzymując kobietę, by dłonią sięgnąć do drobnej piersi i zacisnąć na niej palce, zaznaczając swoją obecność. Drażnił skórę, jak wcześniej umysł gdy byli w klubie. Bliskość i zapach ciała, które nosiło ślady wcześniejszej zabawy elektryzuje, oszołamia. Daleko mu do delikatności, gwałtowny i mocny w ruchach nie bierze jeńców znacząc zębami kobiecą szyję.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:32
- Spoiler:
Obserwując go bezwstydnie dochodzi do wniosku, że jest całkiem przystojny i gdyby nie to, że zwykła unikać podobnych znajomości na więcej, niż jedną noc, zaprosiłaby go ponownie. Daje mu to do zrozumienia czającym się w kącie ust uśmiechu, nie wypowiada na głos - bo po co?
Czując wbijające się w szyję zęby spomiędzy kobiecych warg wydostaje się pierw zaskoczony syk bólu, a zaraz po tym zadowolony pomruk. Krew coraz szybciej krąży w ciele, rytm bijącego serca można z łatwością wyczuć na widocznych na bladej skórze żyłach, jak z wolna szykuje się do wyrwania z piersi. Obejmuje go udami, dosuwając ściśle do napiętego ciała, byleby dogłębnie poczuć jego pożądanie i zachłannie wpija się w usta. Wątłe ramiona otaczają jego, znacząc czerwone linie na galdrowych plecach, niosąc tym samym chwilowy ból, jaki nie pozostanie tam dla towarzystwa starych blizn. Coraz prędzej porusza biodrami, egoistycznie biorąc tylko to, czego chce. Wreszcie przeciągły jęk rozkoszy przebija się przez elektroniczną muzykę, kobieta wije się w orgastycznych spazmach, poddając się uniesieniu i satysfakcji.
Nagle ciało sztywnieje, a powietrze zatrzymuje się w płucach. Śpiew przyjemności gaśnie, głos grzęźnie w gardle, tęczówki zachodzą mgłą, wywracając się w oczodołach. Świadomość ulatuje z ciała; kiedy to pozostaje w męskich ramionach, umysł niknie.
Pojawia się w nicości, ogarnięta głęboką czernią bezkresnej pustki.
- Nie, nie, nie, tylko nie to - mamrocze do siebie, ale żaden dźwięk nie pada ze spierzchniętych ust. W palącej ciszy do uszu trafia kobiecy pisk, przerywa stan zawieszenia, potęguje niepokój.
Na wyciągnięcie ręki pojawia się piękna twarz kobiety, wykrzywiona w bólu. On trzyma ją, zagarniając jedną ręką, niemal nie wkładając w to żadnej siły. Nie znając jego intencji można doszukiwać się ciepłych uczuć, posądzić o wzruszenie. Tyle że jasnowłosa traci panowanie nad własnym ciałem, osuwa się bezwładnie na czarną posadzkę, stanowi istny obraz nędzy i rozpaczy, pogrzebanych nadziei na litość. Dopiero wtedy do nozdrzy Abigel dociera charakterystyczny zapach krwi, w ustach czuje jej metaliczny posmak, wywołujący mdłości. Czerwień spływa po męskiej dłoni, po ostrzu srebrnego sztyletu, skapując kolejnymi kroplami na pozostawione zwłoki.
Trzask!
Łamane kości wysuwają się z panewek. Chrzęst odbija się echem po pustce przestrzeni, wywołując na plecach lodowaty dreszcz. Złowieszczy warkot warga, świst puszczonej strzały, łoskot zawalonego na miękkość białego puchu cielska.
To on stoi znów nad truchłem, wykrzywiając usta w grymasie, wobec którego można mieć tylko mieszane uczucia - to triumf czy niesmak?
Tik, tok, niesie się mrukliwym tonem, wyrażającym pogardę. Abigel chce objąć się ramionami, wycofać i uciec, nim łowca zwróci się w jej stronę. Nie jest w stanie wykonać ruchu, grzęźnie w lodowatym śniegu i wybałusza tylko oczy, kiedy napotyka chłodny błękit, patrzący wprost na nią.
Budzi się ledwie kilka sekund później, gwałtownie i z trudem łapiąc haust powietrza. Zieleń oczu powraca na swoje miejsce, choć spojrzenie majaczy się w przestrzeni, wolno łapiąc ostrość. Bije od niego przerażenie, bezradność wobec pierwotnego strachu. Na czole wyroczni zbierają się krople potu, połamane i poobgryzane paznokcie chwytają, co najbliższe, trafiając na męskie ramiona, wbijają się boleśnie w skórę.
Agnar Eriksen
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:32
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
- Spoiler:
- Prawdopodobnie nigdy więcej się nie spotkają. Nie będzie dążył do tego aby ją odnaleźć. Teraz się spalali w pasji, w przyspieszonych oddechach, w każdym ruchu ciała, ale gdy to wszystko minie rozejdą się. Młody łowca nie szukał kogoś na dłużej, ot podążył za instynktem, za jawnym zaproszeniem i skorzystał z okazji napędzany alkoholem płynącym w żyłach, muzyką i rytmem miasta. Poddawał się chwili, nasłuchując dźwięków z kobiecego gardła uśmiecha się jedynie pod nosem, gdyż takiej melodii chciał teraz słuchać.
Połączenie ciał wyrywa z męskiej piersi syk połączony z pomrukiem dzikiego zwierza wibrującego w krtani. Spija z jej ust pragnienia, biorąc swoją cenę w szybkich ruchach bioder chcąc poczuć jej pragnienia, gorąc, który rozpala całe kobiece ciało. Warknął głucho gdy paznokcie przecięły skórę, a męska dłoń zacisnęła się na pośladku.
Czuje jak się przelewa przez ramiona, jak sięga po spełnienie w spazmach, które sprawiają, że mięśnie szczęki napinają się mocno. Pochylając głowę niżej zasysa szczyt piersi by pogłębić dzikie doznanie i gwałtowne spełnienie.
Wtem sztywnieje, zamiera w ramionach jakby odebrano jej oddech. Zieleń oczu zachodzi mgłą, przez chwilę nie wie co się dzieje. Nie rozumie tego stanu, więc przybierając poważny wyraz twarzy, marszczą brwi poprawia ją w objęciach ramion i ujmuje twarz w dłoń. Nim się orientuje kobiece usta spazmatycznie łapią powietrze, w spojrzeniu nie ma mgły spełnienia, a cichy obłęd i strach, kiedy to niebieskie stara się pochwycić to pełne pierwotnego lęku.
Czy się domyśla? Chyba tak, chyba rozumie, co właśnie nastąpiło. Norny przyjęły wyzwanie, zaśmiały się z tej dwójki, która myślała, że pozwolą im cieszyć się nocą w rytmie elektronicznej muzyki. Wbijane paznokcie boleśnie uświadamiają, że tej nocy nie zaśnie żadne z nich i to z innych powodów niż zakładał.
Nie puszcza jej, podtrzymuje nagie ciało kobiety, teraz drżące po wizji jaka ją nawiedziła. Dłoń, która była jeszcze przed sekundą we krwi odsuwa ze spoconego czoła wróżbitki kosmyki włosów.
-Dopadły cię. - Mruczy cicho.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:32
- Spoiler:
Wątłe ciało bezwładnie poddaje się jego ruchom, układa się prostowana, głowa obraca się zgodnie z gestem. Powracając do świata żywych, co w krainie tych galdrów jest ironicznym określeniem, niemrawo miota się w jego objęciach, próbując uspokoić skołatane serce po podróży umysłu. W uszach dźwięczy ostry pisk,; jak z oddali, znad tafli szumiącej wody dochodzi doń mrukliwy głos, zniekształcone słowa nie oddają ich pierwotnego, zamierzonego sensu. ”Dopadnę cię.”
Dopiero po chwili, gdy wzrok wreszcie ogniskuje się na pokrytej zarostem twarzy i orientuje się z kim ma do czynienia, rozpoznaje rysy, momentalnie kojarząc je z brutalem z wizji. Nagły krzyk wydziera się z kobiecej piersi i tnie ciasnotę ograniczonej przestrzeń. Wyrywa się od razu, szarpiąc się i uciekając na kraniec materaca, byle dalej od niego.
- N-nie, nie! Zostaw mnie! - wpada w panikę, mamrocze coś jeszcze pod nosem, a do oczu napływają łzy. - Zostaw, nie zabijaj! - Intuicyjnie obejmuje się ramieniem, wolną rękę wyciągając przed siebie, choć podskórnie wie, że na nic się to nie zda, kiedy morderca rzuci się na nią ogarnięty szałem.
Zmieszany w żołądku alkohol z kawą wywraca się i wywołuje mdłości. Wnętrzności podchodzą do gardła, a żółć drapie przełyk. Abigel zrywa się z miejsca, ale nie zdąży dobiec do zlewu, ani tym bardziej do sedesu w dzielonym z innymi lokatorami budynku kibla na półpiętrze. Ledwie trzymając się na drżących nogach zwija się w torsjach i zwraca na podłogę podłą wódkę. W powietrzu szybko unosi się smród wymiocin oraz moczu, kiedy po wewnętrznej stronie kobiecych ud spływa ciepła strużka, niewiele mająca wspólnego z lepkością pożądania. Wyrocznia wspiera się ręką o oparcie zastawionego runicznymi księgami krzesła, jeszcze przez moment walcząc z własnym ciałem, po czym pada na kolana, raniąc skórę o szorstkie deski. Pusty już żołądek tamuje mdłości, pozwala uspokoić skołatane znów serce i podjąć próbę zebrania myśli. Mimo to Fenrisdóttir nie zbiera się w sobie, daleko jej do silnej kobiety, jaką stać ma się w przyszłości. Po policzkach spływają łzy, kobieta zaczyna cicho łkać.
Agnar Eriksen
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:32
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Trwa cisza, w której pozwala jej dojść do siebie. Jest niczym ranne zwierzę, które szuka miejsca ucieczki gdzie może wylizać razy. Nie zna i nie rozumie tego stanu rzeczy, ale widział już w trakcie misji różne zachowania. Nie zważa na to, że okrywa ich jedynie ciężkie powietrze ciasnego mieszkania, a rytm muzyki nadal pulsuje tak bardzo nie pasując do tego co się teraz dzieje.
Przerażenie w oczach gdy wraca świadomość utkwione w jego twarzy, panika wykrzywiająca kobiece ciało gdy zaczyna krzyczeć. W pierwszym odruchu chce ją przytrzymać gdy się wyrywa, ale ostatecznie pozwala jej uciec na kraniec materaca. Chowa się tak jak ofiara przed drapieżnikiem. Chłodne spojrzenie świdruje kruchą i wątną postać, która kuli się w cieniu, a słabe światło świec tworzy groteskowe załamania na skurczonym ciele.
Dłoń wyciągnięta, jakby miała zatrzymać całe zło zbliżające się do niej. Nie drgnął nawet wiedząc, że najmniejszy nawet ruch spowoduje paniczną ucieczkę w trakcie której zrobi sobie krzywdę. Trwa i czeka, nieznośnie cierpliwy.
Patrzy jak kobieta szarpana torsjami zwija się na ziemi, jak chude dłonie starają się podnieść cały ciężar ciała, które teraz bezwładne nie chce się poddać jej woli. Mieszanina płynów ustrojowych dociera do Agnara, który zaciska mocniej zęby nie chcą czuć obrzydzenia, bo tak nie jest, czuje żałość do tej drobnej istoty, która nocami ucieka w zapomnienie.
Nie jest swobodny jak wcześniej, cały zesztywniały już zapominając o chwili uniesienia i ekstazy gdy jęczała w ramionach w spełnieniu nie zaś w panice i strachu.
W końcu spomiędzy ust wydobywa się ciche westchnienie kiedy podejmuje decyzję. Powoli i niespiesznie podnosi się z materaca. Instynkty ucieczki mogły sprawić, że zrobi coś głupiego, a jego szkolenia w Gleipnirze nauczyły paru prawideł. Nie miał jeszcze takiego doświadczenia jak specjaliści, którzy pewnie lepiej by poradzili sobie w tej sytuacji. Chciał się chełpić, że w czasie zbliżenia wywołał u wyroczni wizję, że był tak dobry ale nie czuł teraz dumy. Głupie szczeniackie myślenie, za które będzie sam siebie wyśmiewał za parę lat, gdy wizja wyroczni się spełni.
Szybkim spojrzeniem omiótł pomieszczenie szukając czegoś do okrycia kobiety, ale ostatecznie zrezygnował uznając, że nie będzie to rozsądne.
Powoli podszedł do niej wyciągając dłonie.
-Chodź. - Wydał krótkie polecenie starając się aby jego głos nie był zbyt szorstki. Tłumaczenie i próba zrozumienia co się stało mogło spalić na panewce. Ujął ją w ramiona podnosząc z ziemi. Nie zważając na wymiociny i mocz, który zaznaczył męskie ramię jak wcześniej zrobiły to kobiece paznokcie. Nie zważając na wyrywanie się i krzyk przeniósł kobietę na stół aby ją usadzić na ladzie. Następnie w zlewie napełnia miskę wodą i sięga po szmatkę, którą zwilża w wodzie, po czym podchodzi do niej i ociera z niezwykłą delikatnością usta i twarz.
Przerażenie w oczach gdy wraca świadomość utkwione w jego twarzy, panika wykrzywiająca kobiece ciało gdy zaczyna krzyczeć. W pierwszym odruchu chce ją przytrzymać gdy się wyrywa, ale ostatecznie pozwala jej uciec na kraniec materaca. Chowa się tak jak ofiara przed drapieżnikiem. Chłodne spojrzenie świdruje kruchą i wątną postać, która kuli się w cieniu, a słabe światło świec tworzy groteskowe załamania na skurczonym ciele.
Dłoń wyciągnięta, jakby miała zatrzymać całe zło zbliżające się do niej. Nie drgnął nawet wiedząc, że najmniejszy nawet ruch spowoduje paniczną ucieczkę w trakcie której zrobi sobie krzywdę. Trwa i czeka, nieznośnie cierpliwy.
Patrzy jak kobieta szarpana torsjami zwija się na ziemi, jak chude dłonie starają się podnieść cały ciężar ciała, które teraz bezwładne nie chce się poddać jej woli. Mieszanina płynów ustrojowych dociera do Agnara, który zaciska mocniej zęby nie chcą czuć obrzydzenia, bo tak nie jest, czuje żałość do tej drobnej istoty, która nocami ucieka w zapomnienie.
Nie jest swobodny jak wcześniej, cały zesztywniały już zapominając o chwili uniesienia i ekstazy gdy jęczała w ramionach w spełnieniu nie zaś w panice i strachu.
W końcu spomiędzy ust wydobywa się ciche westchnienie kiedy podejmuje decyzję. Powoli i niespiesznie podnosi się z materaca. Instynkty ucieczki mogły sprawić, że zrobi coś głupiego, a jego szkolenia w Gleipnirze nauczyły paru prawideł. Nie miał jeszcze takiego doświadczenia jak specjaliści, którzy pewnie lepiej by poradzili sobie w tej sytuacji. Chciał się chełpić, że w czasie zbliżenia wywołał u wyroczni wizję, że był tak dobry ale nie czuł teraz dumy. Głupie szczeniackie myślenie, za które będzie sam siebie wyśmiewał za parę lat, gdy wizja wyroczni się spełni.
Szybkim spojrzeniem omiótł pomieszczenie szukając czegoś do okrycia kobiety, ale ostatecznie zrezygnował uznając, że nie będzie to rozsądne.
Powoli podszedł do niej wyciągając dłonie.
-Chodź. - Wydał krótkie polecenie starając się aby jego głos nie był zbyt szorstki. Tłumaczenie i próba zrozumienia co się stało mogło spalić na panewce. Ujął ją w ramiona podnosząc z ziemi. Nie zważając na wymiociny i mocz, który zaznaczył męskie ramię jak wcześniej zrobiły to kobiece paznokcie. Nie zważając na wyrywanie się i krzyk przeniósł kobietę na stół aby ją usadzić na ladzie. Następnie w zlewie napełnia miskę wodą i sięga po szmatkę, którą zwilża w wodzie, po czym podchodzi do niej i ociera z niezwykłą delikatnością usta i twarz.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:33
Żałość to ostatnie, co chce wzbudzać, choć sama nie jest daleka od podobnych odczuć względem siebie. Od takich sytuacji chce uciekać, od kolejnych potknięć i wyrżnięcia głową o szorstkość podłoża. Od przeznaczenia, które mimo wszelkich stawianych barier chwyta za kark i siłą wrzuca z powrotem na ustalony tor. Nie słucha wymówek, ma w nosie sprzeciw, jego domeną jest bezwzględność i tej prawdy przychodzi boleśnie uczyć się co dnia.
- Nie! Zostaw mnie, odejdź! - krzyczy i wyrywa się jeszcze, nie chcąc pozwolić, by zabrał ją z miejsca. Choć moc wizji sprzyja przetrzeźwieniu, tak ciało mimo adrenaliny jest nadal osłabione. Nie radzi sobie z siłą jego ramion, które dobrze wiedzą jak pochwycić zwierzynę, by za bardzo nie wierzgała. Walka z nim jest bezcelowa, marnuje nań tylko energię, o czym prędko dowiaduje się, gdy ponownie dostaje mroczków przed oczami. Pośladki zderzają się z chłodem blatu, a ten w jednej chwili ogarnia całe ciało. Pospiesznie obejmuje się rękami i wbija wzrok w podłogę, czekając na rozwój wydarzeń. Klnie na swój los i na Norny, które w swej prześmiewczej naturze zsyłają na nią wizje makabrycznej przyszłości, lecz tylko tej odległej. Nie mówią jak radzić sobie tu i teraz, jak dotrwać do momentu, w którym przyszłość staje się teraźniejszością. Każą sobie radzić, lecz nie gwarantują przetrwania w jednym kawałku. Zmuszają do trwania, do gry wedle tylko sobie znanych zasad, wiedząc że złamią każdy opór i wszelki sprzeciw. Wiedzą, bo same to sobie zaplanowały.
Drży wciąż, trzęsie się, nie potrafiąc usunąć sprzed oczu wyobraźni martwych ciał i twarzy wykrzywionej w uśmiechu i satysfakcji. To samo lico pochyla się właśnie przed nią i wilgotną szmatką przesuwa po twarzy, ścierając pot i resztki wymiocin. Zaciska mocno powieki i z niechęcią odwraca profilem. Nie chce, by się do niej zbliżał, by jej dotykał ani pomagał. Chce, by odszedł i zniknął, nigdy więcej nie wracał.
- Jesteś mordercą - stwierdza wreszcie ochrypłym od wrzasków głosem. Nie ma pewności, czy nim jest czy dopiero się stanie, nie jest to istotne. Nie dla wyroczni, dla której czas jest pojęciem względnym i wszelkie wydarzenia rozciągające się na jego splecionych liniach widzi na raz. - Jaki w tym sens? - pyta, mrużąc wciąż oczy od spływających po powiekach zimnych kroplach. Woda w kranie musi płynąć wprost z lodowca. Nie czuje związanego z nagością wstydu. Powstrzymuje cieknące po policzkach łzy, nadal chaotycznie zgarnia powietrze, szloch wciąż trzyma się w jej piersi. Uspokaja się od delikatności dotyku, lecz daleko jej do jakiejkolwiek równowagi.
- Nie! Zostaw mnie, odejdź! - krzyczy i wyrywa się jeszcze, nie chcąc pozwolić, by zabrał ją z miejsca. Choć moc wizji sprzyja przetrzeźwieniu, tak ciało mimo adrenaliny jest nadal osłabione. Nie radzi sobie z siłą jego ramion, które dobrze wiedzą jak pochwycić zwierzynę, by za bardzo nie wierzgała. Walka z nim jest bezcelowa, marnuje nań tylko energię, o czym prędko dowiaduje się, gdy ponownie dostaje mroczków przed oczami. Pośladki zderzają się z chłodem blatu, a ten w jednej chwili ogarnia całe ciało. Pospiesznie obejmuje się rękami i wbija wzrok w podłogę, czekając na rozwój wydarzeń. Klnie na swój los i na Norny, które w swej prześmiewczej naturze zsyłają na nią wizje makabrycznej przyszłości, lecz tylko tej odległej. Nie mówią jak radzić sobie tu i teraz, jak dotrwać do momentu, w którym przyszłość staje się teraźniejszością. Każą sobie radzić, lecz nie gwarantują przetrwania w jednym kawałku. Zmuszają do trwania, do gry wedle tylko sobie znanych zasad, wiedząc że złamią każdy opór i wszelki sprzeciw. Wiedzą, bo same to sobie zaplanowały.
Drży wciąż, trzęsie się, nie potrafiąc usunąć sprzed oczu wyobraźni martwych ciał i twarzy wykrzywionej w uśmiechu i satysfakcji. To samo lico pochyla się właśnie przed nią i wilgotną szmatką przesuwa po twarzy, ścierając pot i resztki wymiocin. Zaciska mocno powieki i z niechęcią odwraca profilem. Nie chce, by się do niej zbliżał, by jej dotykał ani pomagał. Chce, by odszedł i zniknął, nigdy więcej nie wracał.
- Jesteś mordercą - stwierdza wreszcie ochrypłym od wrzasków głosem. Nie ma pewności, czy nim jest czy dopiero się stanie, nie jest to istotne. Nie dla wyroczni, dla której czas jest pojęciem względnym i wszelkie wydarzenia rozciągające się na jego splecionych liniach widzi na raz. - Jaki w tym sens? - pyta, mrużąc wciąż oczy od spływających po powiekach zimnych kroplach. Woda w kranie musi płynąć wprost z lodowca. Nie czuje związanego z nagością wstydu. Powstrzymuje cieknące po policzkach łzy, nadal chaotycznie zgarnia powietrze, szloch wciąż trzyma się w jej piersi. Uspokaja się od delikatności dotyku, lecz daleko jej do jakiejkolwiek równowagi.
Agnar Eriksen
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:33
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Wierzgajaca kobieta nie pozwala mu iść, zaburza rytm kroków, a jednak idzie wciąż do przodu wiedząc w jakim kierunku zmierza. Krucha, ginie w męskich ramionach, które nie puszczają póki nie posadzą jej na stole. Nie zważa na swoją nagość, której się nie wstydzi. Jest czymś naturalnym i oczywistym, choć gdy parę kropel zimnej wody dotyka ciepłej skóry żałuje, że nie ma na sobie chociażby bielizny. Mokra szmatka ciąży w dłoni gdy ją wyciska do miednicy, a następnie ostrożnie obmywa kobiecą twarz.
Odwraca wzrok, nie chce na niego patrzeć, a dotyk sprawia, że aż cała się trzęsie. Widziała coś co sprawiło, że musiał jawić się jej potworem czy wręcz bestią zesłaną na jej nieszczęście. Nie dziwiło go to, bo ileż to razy w życiu słyszał, że jest obleczony w krew, tak jak każdy Eriksen. Nic nie mówi, a jedynie metodycznie myje kobietę. Następnie zmywa w ramienia ślady jej strachu, aby opłukać ścierkę i znów ją zmoczyć. Miskę z wodą odstawia obok niej wraz z kawałkiem wilgotnego materiału.
Niespiesznie podchodzi do swoich ubrań aby naciągnąć je na siebie, a z kieszeni spodni wyjąć paczkę papierosów. Odpala papierosy i jeden podaje wyroczni gdy ta mówi, że jest mordercą. Zdaje się nie być zaskoczony tym faktem, choć coś w nim jednak drgnęło.
-Jestem Łowcą. - Odpowiada spokojnie zaciągając się papierosem. Z ust uchodzi drobny dym, który unosi się ku górze aby rozpłynąć się pod sufitem, zapachem osiadając w farbie ścian. Miasto nadal pulsuje, ale zdaje się, że ciszej jakby wrzask wyroczni sprawił, że chciał dowiedzieć się więcej. Nikt z sąsiadów nie pukał do drzwi zmartwiony losem kobiety. Nikogo on nie obszedł. -Widziałaś jak kogoś zabijam? - Zapytał nim zaciągnął się ponownie. -Ma to sens. - Uśmiecha się ponuro, ponieważ on wie, że będzie miał prawdziwą krew na rękach, że szkolił się po to aby stać się łowcą demonów, potworów, które zagrażają społeczności galdrów. Przez chwilę stał nieruchomo, aż w końcu wrócił do materaca, z którego ściągnął koc i narzucił na ramiona kobiety. Następnie przeczesał włosy dłonią i skierował się do wyjścia. Wyczuwał kiedy jego obecność była już zbędna.
Odwraca wzrok, nie chce na niego patrzeć, a dotyk sprawia, że aż cała się trzęsie. Widziała coś co sprawiło, że musiał jawić się jej potworem czy wręcz bestią zesłaną na jej nieszczęście. Nie dziwiło go to, bo ileż to razy w życiu słyszał, że jest obleczony w krew, tak jak każdy Eriksen. Nic nie mówi, a jedynie metodycznie myje kobietę. Następnie zmywa w ramienia ślady jej strachu, aby opłukać ścierkę i znów ją zmoczyć. Miskę z wodą odstawia obok niej wraz z kawałkiem wilgotnego materiału.
Niespiesznie podchodzi do swoich ubrań aby naciągnąć je na siebie, a z kieszeni spodni wyjąć paczkę papierosów. Odpala papierosy i jeden podaje wyroczni gdy ta mówi, że jest mordercą. Zdaje się nie być zaskoczony tym faktem, choć coś w nim jednak drgnęło.
-Jestem Łowcą. - Odpowiada spokojnie zaciągając się papierosem. Z ust uchodzi drobny dym, który unosi się ku górze aby rozpłynąć się pod sufitem, zapachem osiadając w farbie ścian. Miasto nadal pulsuje, ale zdaje się, że ciszej jakby wrzask wyroczni sprawił, że chciał dowiedzieć się więcej. Nikt z sąsiadów nie pukał do drzwi zmartwiony losem kobiety. Nikogo on nie obszedł. -Widziałaś jak kogoś zabijam? - Zapytał nim zaciągnął się ponownie. -Ma to sens. - Uśmiecha się ponuro, ponieważ on wie, że będzie miał prawdziwą krew na rękach, że szkolił się po to aby stać się łowcą demonów, potworów, które zagrażają społeczności galdrów. Przez chwilę stał nieruchomo, aż w końcu wrócił do materaca, z którego ściągnął koc i narzucił na ramiona kobiety. Następnie przeczesał włosy dłonią i skierował się do wyjścia. Wyczuwał kiedy jego obecność była już zbędna.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
Re: we all have our curses (A. Fenrisdóttir & A. Eriksen, sierpień 1989) Sob 9 Gru - 21:33
Tkwi tak w milczeniu z wymalowanym na twarzy obrzydzeniem, nie ruszając się już wcale. Z miną cierpiętnicy godzi się na chłód dotyku, a cienka skóra zdradza szok różnicy temperatur. Drży wciąż w dreszczach obsypana ciarkami, opiera ręce na blacie stołu i zaciska palce na jego brzegu. Choć trzęsą się wciąż przeraźliwie, to nie łamią w łokciach pod naciskiem stresu. Nie patrzy na galdra, wsłuchując się w pustkę, złożoną z wytłumionych przez ściany elektronicznych riffów i ciężkiego oddechu mężczyzny. Czeka aż ten wypełni powzięte przez siebie zadanie; przymyka oczy na chrzęst przesuwanej po drewnianym blacie metalowej, odrapanej miski, ciemna brew skacze pod nagłym, niekontrolowanym skurczem.
Rozchyla na powrót powieki, gdy ten kieruje się ku odzieży i nasuwa spodnie. Nie odwraca wzroku, przyjmuje papierosa, wprowadza dym do płuc. Słysząc słowa krótkiego wyjaśnienia unosi kącik ust. Gdyby wszystko było takie łatwe, czarne i białe, inaczej by go oceniła - ale nie jest. Zbyt dobrze wie, że balans bywa załamany, zwłaszcza gdy igra się z przeznaczeniem.
- Wiem kim są Łowcy. Zabijaj lub będziesz martwy, tak? - burczy pod nosem, gdy jej twarz ginie za gęstą kurtyną dymu. - Granica jest cienka, prawdziwe zagrożenie łatwo pomylić z własnym strachem. Czego boisz się ty? - rzuca w eter, nie oczekując odpowiedzi, wszak w obliczu przyszłości wszystko może się jeszcze zmienić.
Wolną ręką łapie i naciąga na kark materiał koca, który zsuwa się po kościstym ciele. Kiedy galdr decyduje się opuścić mieszkanie, za co chwała Nornom, bo dłuższej chwili w jego towarzystwie nie chce już spędzać, wzdycha cicho, sięgając wzrokiem do prześwitów między zasłonami. Ciepły black ulicznych lamp mruga w cieniach, przywołując dobrze znany spokój.
- To przyjdzie szybciej, niż sądzisz - mruczy jeszcze, widząc jak ten stawia krok ku wyjściu. - Czas ucieka, tik tok.
Nie unosi za nim wzroku, nie chce mieć z nim nic więcej wspólnego. Szarości półświatka są jej nieobce, czuje się wśród nich swobodnie, niknąc między kolejnymi filarami i zasłonami dymu. Tyle że ten, który przekroczył dziś próg jej domu sięgnie po skrajność, jakiej jest zagorzałą przeciwniczką. Słyszy trzask zamykanych drzwi, zostaje sama. Jeszcze raz zaciąga się papierosem i klnie szpetnie pod nosem. Kolejna próba ucieczki przed przeznaczeniem kończy się porażką.
Abigel i Agnar z tematu
Rozchyla na powrót powieki, gdy ten kieruje się ku odzieży i nasuwa spodnie. Nie odwraca wzroku, przyjmuje papierosa, wprowadza dym do płuc. Słysząc słowa krótkiego wyjaśnienia unosi kącik ust. Gdyby wszystko było takie łatwe, czarne i białe, inaczej by go oceniła - ale nie jest. Zbyt dobrze wie, że balans bywa załamany, zwłaszcza gdy igra się z przeznaczeniem.
- Wiem kim są Łowcy. Zabijaj lub będziesz martwy, tak? - burczy pod nosem, gdy jej twarz ginie za gęstą kurtyną dymu. - Granica jest cienka, prawdziwe zagrożenie łatwo pomylić z własnym strachem. Czego boisz się ty? - rzuca w eter, nie oczekując odpowiedzi, wszak w obliczu przyszłości wszystko może się jeszcze zmienić.
Wolną ręką łapie i naciąga na kark materiał koca, który zsuwa się po kościstym ciele. Kiedy galdr decyduje się opuścić mieszkanie, za co chwała Nornom, bo dłuższej chwili w jego towarzystwie nie chce już spędzać, wzdycha cicho, sięgając wzrokiem do prześwitów między zasłonami. Ciepły black ulicznych lamp mruga w cieniach, przywołując dobrze znany spokój.
- To przyjdzie szybciej, niż sądzisz - mruczy jeszcze, widząc jak ten stawia krok ku wyjściu. - Czas ucieka, tik tok.
Nie unosi za nim wzroku, nie chce mieć z nim nic więcej wspólnego. Szarości półświatka są jej nieobce, czuje się wśród nich swobodnie, niknąc między kolejnymi filarami i zasłonami dymu. Tyle że ten, który przekroczył dziś próg jej domu sięgnie po skrajność, jakiej jest zagorzałą przeciwniczką. Słyszy trzask zamykanych drzwi, zostaje sama. Jeszcze raz zaciąga się papierosem i klnie szpetnie pod nosem. Kolejna próba ucieczki przed przeznaczeniem kończy się porażką.
Abigel i Agnar z tematu