:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
06.02.2001 – Przed budynkiem – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard
2 posters
Agnar Eriksen
06.02.2001 – Przed budynkiem – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Sob 9 Gru - 21:22
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
06.02.2001
Teoretycznie to miał być spokojny patrol, niczym nie różniący się od innych, ale czy mógł mówić spokoju kiedy społeczeństwo oszalało? Widział przecież co się dzieje na ulicach, widział plakaty, słuchał radia, czytał gazety i co najważniejsze miał wgląd w raporty jakie znajdowały się na jego biurku w Gleipnirze. Dzisiejsze wydarzenie nie powinno być dla niego chlebem powszednim, powinno zaskakiwać, a jednak tak nie było.
Odprowadzeni przez Kruczą Straż na posterunek mieli złożyć zeznania. Co jakiś czas zerkał na dwie kobiety, w tym jedna wyraźnie przerażona nie mogła mówić o tym, że Krucza się nią dobrze zajęła. Agnar zaś z rezygnacją patrzył na oficerów, którzy zdawali się, że biegają po biurze jak kurczaki z odciętymi głowami. Co takiego się u nich działo, że tak bardzo stracili w oczach społeczności galdrów. Co za paradoks, że to Łowca zaczynał się cieszyć większym zaufaniem, a przecież nigdy tak nie było. Złożył zeznania ze spokojem, wskazując na swoje spostrzeżenia dotyczące ciała. Miał nadzieję, że obojętność wobec tych informacji była jedynie grą i realnie się nad problemem pochylą jak tylko będą mieli okazję.
Wychodząc przed budynek sięgnął po papierosa, które zapalił i zaciągając się wypuścił spory kłąb dymu w powietrze. Powinien sam zgłosić u siebie incydent i być może za parę dni wrócić w to samo miejsce i sprawdzić co mogło zaatakować kobietę, którą spotkali. Wydawało się, że została przez kogoś zaatakowana, ale kimś tym raczej nie był zwykły człowiek. Coś go jednak powstrzymywało przed odejściem. Młoda kobieta, która nieopatrznie odkryła trupa. W tym momencie drzwi się uchyliła i ona sama pojawiła się w zasięgu wzroku Agnara.
-Jak się czujesz? - Zapytał od razu. Nie codziennie znajduje się zwłoki w trakcie niewinnego spaceru po lesie. Na którym, po prawdzie, nie powinna nawet być, ale przecież nie był tu od tego aby ją moralizować czy wskazywać właściwe zachowanie. Dorosła kobieta mogła sama decydować o tym co robi, ważne, że z rozwagą bez narażania siebie i innych. -Zaopiekowali się nią? - Dopytał jeszcze o drugą kobietę.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
Re: 06.02.2001 – Przed budynkiem – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Sob 9 Gru - 21:23
Chociaż luty obfitował już w sytuacje niecodzienne, jak chociażby potyczka z dwójką nieprzyjemnych typów przy Kruczej Fontannie, to z pewnością nie spodziewała się, że dzisiejszy dzień zacznie od znalezienia martwego ciała, a potem składania zeznań na komendzie. Nie czuła się swobodnie, spowiadając się dokładnie z powodu swojej wizyty w lesie, jednak opowiedziała wszystko — od ciała, o które się potknęła, po przybycie Agnara a następnie znalezienie kobiety w głębszej części lasu. Wspomniała również o tym, co jej ona powiedziała — o białych oczach, które z pewnością należały do ślepców. Nie mogła stwierdzić z całkowitą pewnością, aczkolwiek czuła, że nie została potraktowana zbyt poważnie przez oficera.
Kobiety, z którą tu przybyli, nie widziała już nigdzie, gdy opuściła salę, w której zdawała zeznania. Nie było również jej płaszcza, więc zmuszona była opuścić budynek jedynie w grubym, wełnianym swetrze i szaliku. Przed nim z zaskoczeniem odkryła, że mężczyzna nie udał się już do domu (bądź lasu, sama nie wiedziała, gdzie przebywał najczęściej).
Zmrużyła lekko brwi, gdy porzucił stosowaną wcześniej formę grzecznościową, jednak troska w jego głosie zdawała się być szczera. Uznała również, że zważając na okoliczności, jakie wspólnie przeżyli, mogą sobie odpuścić nazywanie się per pan czy panna.
— Koszmarnie — przyznała szczerze, lekko zazdrośnie zerkając na papierosa, którego palił. Jej paczka została w płaszczu. Kolejny z kolekcji, który utraciła w tym tygodniu. — Proszę wybaczyć bezpośredniość, ale czy mogłabym się poczęstować? Moje zostały… cóż, mam nadzieję, że będą dobrze tej kobiecie służyć. Z pewnością się jej przydadzą — wzruszyła lekko ramionami, jakby chciała ukryć przejęcie w jej głosie. Jej przeraźliwy wzrok wciąż nawiedzał myśli Idy; nie potrafiła pojąć, jak to jest widzieć, jak ktoś, kogo się kocha umiera.
— Nie mam pojęcia, gdy wyszłam, już jej nie było. Biorąc jednak pod uwagę ich zachowanie — ściszyła nieco głos, czując spojrzenie budynku na swoich plecach. — obawiam się, że nie. Byli strasznie protekcjonalni, nie uważasz?
Wprawdzie Ida była przyzwyczajona, że mężczyźni zwracali się do niej, jak do kogoś znacznie prostszego niż była. Na uczelni szczególnie, koledzy z roku wchodzili jej w słowo lub zakładali z góry, że nie ma pojęcia, o czym mówi. Często wyprowadzani byli z błędu, rzecz jasna, dość szybko.
Kobiety, z którą tu przybyli, nie widziała już nigdzie, gdy opuściła salę, w której zdawała zeznania. Nie było również jej płaszcza, więc zmuszona była opuścić budynek jedynie w grubym, wełnianym swetrze i szaliku. Przed nim z zaskoczeniem odkryła, że mężczyzna nie udał się już do domu (bądź lasu, sama nie wiedziała, gdzie przebywał najczęściej).
Zmrużyła lekko brwi, gdy porzucił stosowaną wcześniej formę grzecznościową, jednak troska w jego głosie zdawała się być szczera. Uznała również, że zważając na okoliczności, jakie wspólnie przeżyli, mogą sobie odpuścić nazywanie się per pan czy panna.
— Koszmarnie — przyznała szczerze, lekko zazdrośnie zerkając na papierosa, którego palił. Jej paczka została w płaszczu. Kolejny z kolekcji, który utraciła w tym tygodniu. — Proszę wybaczyć bezpośredniość, ale czy mogłabym się poczęstować? Moje zostały… cóż, mam nadzieję, że będą dobrze tej kobiecie służyć. Z pewnością się jej przydadzą — wzruszyła lekko ramionami, jakby chciała ukryć przejęcie w jej głosie. Jej przeraźliwy wzrok wciąż nawiedzał myśli Idy; nie potrafiła pojąć, jak to jest widzieć, jak ktoś, kogo się kocha umiera.
— Nie mam pojęcia, gdy wyszłam, już jej nie było. Biorąc jednak pod uwagę ich zachowanie — ściszyła nieco głos, czując spojrzenie budynku na swoich plecach. — obawiam się, że nie. Byli strasznie protekcjonalni, nie uważasz?
Wprawdzie Ida była przyzwyczajona, że mężczyźni zwracali się do niej, jak do kogoś znacznie prostszego niż była. Na uczelni szczególnie, koledzy z roku wchodzili jej w słowo lub zakładali z góry, że nie ma pojęcia, o czym mówi. Często wyprowadzani byli z błędu, rzecz jasna, dość szybko.
Agnar Eriksen
Re: 06.02.2001 – Przed budynkiem – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Sob 9 Gru - 21:23
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Nie należał do dobrych pocieszycieli, na wszystkie bestie świata, był nawet dość chłodny w obejściu, trzymający dystans, ale nie był bezduszny. Doskonale wiedział, że pewne widoki dla niego już spowszechniały, na innych nadal robiły wrażenie. Nie miał w zwyczaju wywyższać się, chociaż mógł, ale nie widział w tym sensu. Wystarczyło, że jego rodzina miała wielu wrogów, on sam nie musiał tworzyć kolejnych. Nie spodziewał się innej odpowiedzi, na posterunku panowała nerwowa atmosfera, a oficerowi zdawali się zapominać, że mają do czynienia z ludźmi, którzy czekali na przyjęcie.
-Proszę - bez wahania wyciągnął z kieszeni płaszcza papierosy, następnie zapalił tego, który wzięła Ida. Dostrzegł, że nie ma na sobie okrycia wierzchniego, które podarowała rannej kobiecie. Za chwilę zmarznie jak tylko dłużej postoi na tym mrozie. Obejrzał się na drzwi i dał znać dłonią, aby poczekała chwilę. Nie miał zamiaru się patyczkować, im dłużej przebywał w towarzystwie Kruczych tym bardziej działali mu na nerwy. Nie miał interesu w tym, aby doprowadzać do porządku zasady wśród Kruczych, miał swoją organizację, która miewał swoje wady; jednak momentami łowcy potworów bywali bardziej ludzcy niż ci, którzy ludziom mieli służyć i ich ochraniać. Dlatego też chwilę mu zajęło nim wrócił z płaszczem, który od razu podał Idzie.
-Nazywa się Marit Dahlem - Tyle udało mu się ustalić i to czystym przypadkiem. Zaciągnął się papierosem i kiwnął głową. -Uprzejmością nie grzeszyli. - Zgodził się, bo mocno uderzyło w niego ich zachowanie. -Słyszałem, że coś mówiła. Coś istotnego? - Sam wtedy był zajęty słuchaniem tyrady od oficera i wskazywanie co powinni zrobić.
-Proszę - bez wahania wyciągnął z kieszeni płaszcza papierosy, następnie zapalił tego, który wzięła Ida. Dostrzegł, że nie ma na sobie okrycia wierzchniego, które podarowała rannej kobiecie. Za chwilę zmarznie jak tylko dłużej postoi na tym mrozie. Obejrzał się na drzwi i dał znać dłonią, aby poczekała chwilę. Nie miał zamiaru się patyczkować, im dłużej przebywał w towarzystwie Kruczych tym bardziej działali mu na nerwy. Nie miał interesu w tym, aby doprowadzać do porządku zasady wśród Kruczych, miał swoją organizację, która miewał swoje wady; jednak momentami łowcy potworów bywali bardziej ludzcy niż ci, którzy ludziom mieli służyć i ich ochraniać. Dlatego też chwilę mu zajęło nim wrócił z płaszczem, który od razu podał Idzie.
-Nazywa się Marit Dahlem - Tyle udało mu się ustalić i to czystym przypadkiem. Zaciągnął się papierosem i kiwnął głową. -Uprzejmością nie grzeszyli. - Zgodził się, bo mocno uderzyło w niego ich zachowanie. -Słyszałem, że coś mówiła. Coś istotnego? - Sam wtedy był zajęty słuchaniem tyrady od oficera i wskazywanie co powinni zrobić.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
Re: 06.02.2001 – Przed budynkiem – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Sob 9 Gru - 21:23
Martwe ślepia pozostały w niej nadal, swoją obecność objawiając drżeniem rąk, gdy włożyła papierosa między suche wargi. Cieszyła się, że nie musiała sama go odpalić, podejrzewając, że przywoływanie teraz płomieni magią mogłoby być zgubne w skutkach. Gdy zniknął za drzwiami, ona oparła się plecami o ścianę budynku, głęboko zaciągając się papierosowym dymem, jak lekarstwem na rozszarpane nerwy. Starała się myśleć o wszystkim — o czymkolwiek, tak właściwie, byle nie o śmierci zakopanej w śniegu. Zastanawiała się, co musi kogoś pchnąć do tego, aby odebrać życie; czy łatwo było to zrobić. Do wspomnień wkrada jej się moment, sprzed miesiąca, może więcej, gdy sama stała nad drobną dziewczyną, pełna wściekłości, o której istnieniu nie myślała. Czy gdyby okoliczności były nieco inne, ulica bardziej pusta, to posunęłaby się tak daleko?
Wolała wierzyć, że nie.
— Dziękuję — powiedziała, uśmiechając się do mężczyzny, następnie przytrzymując papierosa jedynie ustami, zarzuciła na siebie płaszcz, czując niemal od razu, jak jej ciało odcina się od mroźnego powietrza. Przyglądała się uważnie jego twarzy, gdy mówił, na nowo próbując przypomnieć sobie wszystkie informacje, jakie na jego temat posiadała. Był milszy, niż się spodziewała, chociaż miły był w pewnym chłodzie, niemal takim samym, jak otaczające ich powietrze. Osobliwe połączenie. — Tak — zaczęła, robiąc przerwę w wypowiedzi, aby zaciągnąć się i wypuścić dym. — Mówiła, że mieli oczy białe jak śnieg. — Przypatrywała się ostrożnie jego reakcji. Nie wątpiła, by miał problem ze zrozumieniem, co miała na myśli — nie wyglądał na kogoś głupiego. — Nie wiem jednak, czy jej uwierzyli. Nie mogła jednak kłamać, prawda? Dlaczego miałaby — zastanawiała się głośno, licząc, że mężczyzna podzieli się własnymi przemyśleniami.
Odkleiła się od ściany, czując potrzebę rozchodzenia stresu, który nadal w niej kołatał. Czuła go wyraźnie w środku, jakby coś wyżerał zdesperowany. Bała się, ile jeszcze takich momentów wytrzyma, aż sama zacznie majaczyć, jak ta kobieta — widzieć biel oczu w każdym przechodniu, z lękiem odwracać się za siebie, czy Pieczęć Lokiego nie wyciąga po nią ręki. Ramię wciąż ją bolało, od ostatniej potyczki — nawet teraz, już kilka dni później, czuła wyraźnie straty cielesne, które poniosła. Naprawdę starała się ich nie nienawidzić, ale ślepcy sami sobie w tej kwestii nie pomagali.
— Proszę mi wybaczyć, ale nie jestem zbyt dobrze poinformowana o — zatrzymała się w półkroku, próbując znaleźć odpowiednio dyplomatyczne słowa. — o twoim zawodzie. Ale dobrze rozumiem, że nie masz w tej sprawie żadnej jurysdykcji? — dopytała, wracając na nowo pod płaszcz form grzecznościowych, nie chcąc ryzykować, iż ktoś zinterpretuje ich rozmowę opacznie. Znała jednak odpowiedź. Podejrzewała, że Agnar Eriksen mógłby być w tej sprawie znacznie bardziej kompetentny niż Marit Dahlem, czy jakikolwiek inny Kruczy.
Wolała wierzyć, że nie.
— Dziękuję — powiedziała, uśmiechając się do mężczyzny, następnie przytrzymując papierosa jedynie ustami, zarzuciła na siebie płaszcz, czując niemal od razu, jak jej ciało odcina się od mroźnego powietrza. Przyglądała się uważnie jego twarzy, gdy mówił, na nowo próbując przypomnieć sobie wszystkie informacje, jakie na jego temat posiadała. Był milszy, niż się spodziewała, chociaż miły był w pewnym chłodzie, niemal takim samym, jak otaczające ich powietrze. Osobliwe połączenie. — Tak — zaczęła, robiąc przerwę w wypowiedzi, aby zaciągnąć się i wypuścić dym. — Mówiła, że mieli oczy białe jak śnieg. — Przypatrywała się ostrożnie jego reakcji. Nie wątpiła, by miał problem ze zrozumieniem, co miała na myśli — nie wyglądał na kogoś głupiego. — Nie wiem jednak, czy jej uwierzyli. Nie mogła jednak kłamać, prawda? Dlaczego miałaby — zastanawiała się głośno, licząc, że mężczyzna podzieli się własnymi przemyśleniami.
Odkleiła się od ściany, czując potrzebę rozchodzenia stresu, który nadal w niej kołatał. Czuła go wyraźnie w środku, jakby coś wyżerał zdesperowany. Bała się, ile jeszcze takich momentów wytrzyma, aż sama zacznie majaczyć, jak ta kobieta — widzieć biel oczu w każdym przechodniu, z lękiem odwracać się za siebie, czy Pieczęć Lokiego nie wyciąga po nią ręki. Ramię wciąż ją bolało, od ostatniej potyczki — nawet teraz, już kilka dni później, czuła wyraźnie straty cielesne, które poniosła. Naprawdę starała się ich nie nienawidzić, ale ślepcy sami sobie w tej kwestii nie pomagali.
— Proszę mi wybaczyć, ale nie jestem zbyt dobrze poinformowana o — zatrzymała się w półkroku, próbując znaleźć odpowiednio dyplomatyczne słowa. — o twoim zawodzie. Ale dobrze rozumiem, że nie masz w tej sprawie żadnej jurysdykcji? — dopytała, wracając na nowo pod płaszcz form grzecznościowych, nie chcąc ryzykować, iż ktoś zinterpretuje ich rozmowę opacznie. Znała jednak odpowiedź. Podejrzewała, że Agnar Eriksen mógłby być w tej sprawie znacznie bardziej kompetentny niż Marit Dahlem, czy jakikolwiek inny Kruczy.
Agnar Eriksen
Re: 06.02.2001 – Przed budynkiem – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Sob 9 Gru - 21:23
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Drobne szczegóły zdradzały poddenerwowanie całą sytuacją. Nie dziwił się temu i nie miał zamiaru wysmiewac młodej kobiety i jej lęków. On mógł być przyzwyczajony do różnych widoków z racji swojego zawodu, ona nie musiała. Dlatego pomógł odpalić jej papierosa, poczekał aż zaciągnie się dymem i uspokoi galopujące myśli.
Odbieranie życia, wbrew pozorom, nie było wcale trudne. Wystarczyło swoją myślą przekroczyć granicę, że jest to możliwe i w zasięgu dłoni. Tym samym, nagle wszystko stawało się proste - jeżeli można było nazwa odebranie życia kwestią - prostą. Miał na rękach wiele krwi, czy niewinnej, to już kwestia tego kogo spytasz.
Poczekał, aż się ubierze i będzie mogła dalej rozmawiać. Wspomnienie o białych oczach wcale go nie zdziwiło. Jedynie drgnięcie brwi zdradziło go z myśli. Jeżeli ślepcy zaatakowali kobietę w środku lasu, to co takiego miała, że nie bali się uczynić tego w biały dzień. Czy ten świat całkowicie zwariował czy może dopiero ukazywał swoje prawdziwe oblicze, które do tej pory było przed nimi zakryte zasłoną iluzji normalności?
-Wątpię, aby miała kłamać, chyba że jest świetną aktorką. - Wtrącił swoje parę groszy do tych rozmyślań. - Rany były jak najbardziej prawdziwe.
Zaciągnął się papierosem uważnie obserwując zachowanie Idy. Gotów zareagować gdyby okazało się, że stres zbytnio mocno się na niej odbija. Była niespokojna, zachowywała się jakby coś jeszcze ją trapiło, jakby pewne wspomnienia odżyły na nowo.
-Czy widziałaś ich kiedyś? Z bliska? - Czy znała ślepców? Czy obcowała z nimi? On sam zna przecież paru, lub takich którzy niebezpiecznie blisko dryfowali wokół zakazanej magii.
Kolejne pytanie sprawiło, że uniósł brwi nieznacznie.
-Zgadza się. Moje kompetencje tu się kończą. Nie jestem Kruczym Strażnikiem więc jedyne co mogę zweryfikować to fakt czy za atakiem stał człowiek czy zwierzę lub potwór. - Wyjaśnił i jednocześnie potwierdził spostrzeżenia Idy. -Zejdźmy z tego zimna. - Wskazał budynki naprzeciwko, mieściła się tam kawiarnia. Nie jakaś najlepsza w mieście, ale taka gdzie dają ciepłe napoje, a właśnie tego im teraz było trzeba. Przynajmniej jemu.
Odbieranie życia, wbrew pozorom, nie było wcale trudne. Wystarczyło swoją myślą przekroczyć granicę, że jest to możliwe i w zasięgu dłoni. Tym samym, nagle wszystko stawało się proste - jeżeli można było nazwa odebranie życia kwestią - prostą. Miał na rękach wiele krwi, czy niewinnej, to już kwestia tego kogo spytasz.
Poczekał, aż się ubierze i będzie mogła dalej rozmawiać. Wspomnienie o białych oczach wcale go nie zdziwiło. Jedynie drgnięcie brwi zdradziło go z myśli. Jeżeli ślepcy zaatakowali kobietę w środku lasu, to co takiego miała, że nie bali się uczynić tego w biały dzień. Czy ten świat całkowicie zwariował czy może dopiero ukazywał swoje prawdziwe oblicze, które do tej pory było przed nimi zakryte zasłoną iluzji normalności?
-Wątpię, aby miała kłamać, chyba że jest świetną aktorką. - Wtrącił swoje parę groszy do tych rozmyślań. - Rany były jak najbardziej prawdziwe.
Zaciągnął się papierosem uważnie obserwując zachowanie Idy. Gotów zareagować gdyby okazało się, że stres zbytnio mocno się na niej odbija. Była niespokojna, zachowywała się jakby coś jeszcze ją trapiło, jakby pewne wspomnienia odżyły na nowo.
-Czy widziałaś ich kiedyś? Z bliska? - Czy znała ślepców? Czy obcowała z nimi? On sam zna przecież paru, lub takich którzy niebezpiecznie blisko dryfowali wokół zakazanej magii.
Kolejne pytanie sprawiło, że uniósł brwi nieznacznie.
-Zgadza się. Moje kompetencje tu się kończą. Nie jestem Kruczym Strażnikiem więc jedyne co mogę zweryfikować to fakt czy za atakiem stał człowiek czy zwierzę lub potwór. - Wyjaśnił i jednocześnie potwierdził spostrzeżenia Idy. -Zejdźmy z tego zimna. - Wskazał budynki naprzeciwko, mieściła się tam kawiarnia. Nie jakaś najlepsza w mieście, ale taka gdzie dają ciepłe napoje, a właśnie tego im teraz było trzeba. Przynajmniej jemu.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
Re: 06.02.2001 – Przed budynkiem – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Sob 9 Gru - 21:23
Pokiwała głową, ze skupieniem zaciągając się papierosem.
— Zgadzam się, jednak... ludzie potrafią lepiej kłamać, niż by się ich o to posądzało — dodała, uśmiechając się gorzko. Dziwiła się sama sobie, że ma w sobie jeszcze zdolność, aby zaufać obcej osobie niemal od razu — by wypatrywać w ich oczach szczerości, subtelne uniesienie brwi czy przyniesienie płaszcza interpretować, jako coś dobrego. Myślała, że to wszystko w niej już umarło, zakopane pod stosem trupów, które nie leżały tylko w lesie, a całym Midgardzie, zbudowanym na kłamstwie, oszustwie i gęsto przelanej krwi.
Jego pytanie utkwiło jej w przełyku, między śliną, którą miała właśnie przełknąć a myślą, którą miała przelać na słowa. W pierwszym instynkcie pomyślała o Irene; o zieleni jej oczu, bieli jej dłoni i czerni jej pieczęci. Nie potrafiła myśleć teraz o ślepcach bez widoku jej twarzy. Nie potrafiła zdecydować, czy w jej głowie wybielało to ich obraz, czy czerniało go jeszcze mocniej.
Wypuściła dym z ust, nadal milcząc.
Następną jej myślą było dwóch mężczyzn, u których sama poprosiła się o guza. Dotknęła własnego ramienia, czując pieczenie rozciętej skóry pod materiałem; bez wątpienia mu to nie umknęło, ale nie miała zamiaru się tłumaczyć. Wręcz czuła, że nie powinna, upominając się w głowie, że nie znają się zbyt dobrze. Ich klany nie są skłócone, ale również nie zawarły wielkiej przyjaźni, więc lepiej, aby nie zdradzała swoich skandalicznych i autodestrukcyjnych zachowań każdemu, kogo spotka.
— Raz czy dwa — wzruszyła ramionami. — Niezbyt przyjemne towarzystwo, herbaty z nimi nie pijam, jeśli o to pytasz. — Kłamstwo. Ludzie potrafią kłamać lepiej, niż by się ich o to posądzało. Ida nie dość, że piłą niejedną herbatę ze ślepcem, to doskonale wiedziała, która jest jej ulubiona. Ile miodu słodzi, w jakiej filiżance woli ją wypić oraz kiedy do herbaty należało dolać nalewki, aby lepiej smakowała. — A ty? Często ich spotykasz w... w swojej pracy?
— Szkoda, wydajesz się bardziej kompetentny niż ci Kurczy, a ta kobieta — głos jej się na chwilę zawahał, ugrzązł w krtani, a dłonie na nowo zadrżały. — Ta kobieta zasługuje na spokój i odpowiedzi. Wątpię, by od nich je dostała.
W odpowiedzi na propozycję, aby zmienić miejsce rozmów, pokiwała jedynie głową, gasząc papierosa o stojącą nieopodal popielniczkę, wrzucając go do środka. Nie oponowała przed wskazanym przez mężczyznę kierunkiem, niespecjalnie teraz przejmowała się tym, czy zaproponowana kawiarnia spełnia pewnie standardy i jakie dostaje recenzje. Jej żołądek był nieprzyjemnie ściśnięty, więc wątpiła, aby była w stanie wypić czy zjeść cokolwiek, oprócz gorzkiej, czarnej herbaty.
— Zgadzam się, jednak... ludzie potrafią lepiej kłamać, niż by się ich o to posądzało — dodała, uśmiechając się gorzko. Dziwiła się sama sobie, że ma w sobie jeszcze zdolność, aby zaufać obcej osobie niemal od razu — by wypatrywać w ich oczach szczerości, subtelne uniesienie brwi czy przyniesienie płaszcza interpretować, jako coś dobrego. Myślała, że to wszystko w niej już umarło, zakopane pod stosem trupów, które nie leżały tylko w lesie, a całym Midgardzie, zbudowanym na kłamstwie, oszustwie i gęsto przelanej krwi.
Jego pytanie utkwiło jej w przełyku, między śliną, którą miała właśnie przełknąć a myślą, którą miała przelać na słowa. W pierwszym instynkcie pomyślała o Irene; o zieleni jej oczu, bieli jej dłoni i czerni jej pieczęci. Nie potrafiła myśleć teraz o ślepcach bez widoku jej twarzy. Nie potrafiła zdecydować, czy w jej głowie wybielało to ich obraz, czy czerniało go jeszcze mocniej.
Wypuściła dym z ust, nadal milcząc.
Następną jej myślą było dwóch mężczyzn, u których sama poprosiła się o guza. Dotknęła własnego ramienia, czując pieczenie rozciętej skóry pod materiałem; bez wątpienia mu to nie umknęło, ale nie miała zamiaru się tłumaczyć. Wręcz czuła, że nie powinna, upominając się w głowie, że nie znają się zbyt dobrze. Ich klany nie są skłócone, ale również nie zawarły wielkiej przyjaźni, więc lepiej, aby nie zdradzała swoich skandalicznych i autodestrukcyjnych zachowań każdemu, kogo spotka.
— Raz czy dwa — wzruszyła ramionami. — Niezbyt przyjemne towarzystwo, herbaty z nimi nie pijam, jeśli o to pytasz. — Kłamstwo. Ludzie potrafią kłamać lepiej, niż by się ich o to posądzało. Ida nie dość, że piłą niejedną herbatę ze ślepcem, to doskonale wiedziała, która jest jej ulubiona. Ile miodu słodzi, w jakiej filiżance woli ją wypić oraz kiedy do herbaty należało dolać nalewki, aby lepiej smakowała. — A ty? Często ich spotykasz w... w swojej pracy?
— Szkoda, wydajesz się bardziej kompetentny niż ci Kurczy, a ta kobieta — głos jej się na chwilę zawahał, ugrzązł w krtani, a dłonie na nowo zadrżały. — Ta kobieta zasługuje na spokój i odpowiedzi. Wątpię, by od nich je dostała.
W odpowiedzi na propozycję, aby zmienić miejsce rozmów, pokiwała jedynie głową, gasząc papierosa o stojącą nieopodal popielniczkę, wrzucając go do środka. Nie oponowała przed wskazanym przez mężczyznę kierunkiem, niespecjalnie teraz przejmowała się tym, czy zaproponowana kawiarnia spełnia pewnie standardy i jakie dostaje recenzje. Jej żołądek był nieprzyjemnie ściśnięty, więc wątpiła, aby była w stanie wypić czy zjeść cokolwiek, oprócz gorzkiej, czarnej herbaty.
Agnar Eriksen
Re: 06.02.2001 – Przed budynkiem – A. Eriksen & Bezimienny: I. Nørgaard Sob 9 Gru - 21:24
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Życie ludzkie zdawało się być jednym, wielkim kłamstwem, które toczyło się ciągle do przodu. Każdy kolejny dzień był powodem do tworzenia licznych kłamstw, byle przetrwać, byle chronić siebie i swoje poczucie bezpieczeństwa.
Ludzie w swojej naturze byli tchórzami, ale jeżeli aspirowali do czegoś więcej to potrafili wznieść się ponad swoje wyżyny tchórzostwa i zrobić rzeczywiście coś dobrego.
Ranna kobieta mogła oszukiwać, ale takiego bólu i strachu nie dało się zwyczajnie zagrać i trzymać tej farsy cały czas. Została zaatakowana, ale on sam nie mógł nic więcej zrobić. Przynajmniej w sprawie kobiety, ponieważ mógł wrócić na to samo miejsce i spróbować je zbadać. Chociaż znając delikatność Kruczych to zrobią wszystko, aby zniszczyć wszelkie ślady. Jakaś niechęć rosła w Łowcy do stróżów prawa.
Ida też nie mówiła mu wszystkiego. Nie spodziewa się zwierzania i odpowiadania wprost. Ruch dłonie nie uszedł jego uwadze, ale też nie miał zamiaru dopytywać. Należało teraz złapać oddech nim ich drogi się rozejdą i każde pójdzie w swoją stronę.
Sarkazm i ironia zawsze wskazywały na chęć ukrycia czegoś.
Kłamała.
Tak jak każdy kłamał każdego dnia. nie wykluczając jego samego.
-Regularnie. - Odparł, ponieważ nie było to coś co musiał ukrywać. W swojej pracy miał styczność nie raz ze ślepcami. Byli jego źródłem informacji. -Jednak też nie zapraszam ich na herbatę. - Dodał z przekąsem, gdyby wpadła na pomysł, że jest z nimi w świetnej komitywie i codziennie się z nimi widuje, aby wymienić się informacjami.
Skinął głową w podzięce na pochwałę jaką otrzymał, a następnie pchnął drzwi do kawiarenki, jaka mieściła się tuż obok. Nie był miejscem specjalnym. jej bliskość sprawiała, że zapewne połowa Kruczych przychodziła tu po swoją kawę. Ale akurat miał ochotę na lurę nim wróci do swoich zajęć.
Czy chciał się w to wszystko angażować? Czy chciał wrócić na miejsce zbrodni i wszystko wybadać?
-Nic więcej dla niej nie możemy zrobić. - Odparł podchodząc do lady, gdzie zamówił dwie kawy. Jedną z nich podał Idzie. W kawiarni nie było wielu ludzi, ale spodziewał się, że za jakąś godzinę nastąpi na nią szturm. -Nie był to miły widok.
Agnar i Ida z tematu
Ludzie w swojej naturze byli tchórzami, ale jeżeli aspirowali do czegoś więcej to potrafili wznieść się ponad swoje wyżyny tchórzostwa i zrobić rzeczywiście coś dobrego.
Ranna kobieta mogła oszukiwać, ale takiego bólu i strachu nie dało się zwyczajnie zagrać i trzymać tej farsy cały czas. Została zaatakowana, ale on sam nie mógł nic więcej zrobić. Przynajmniej w sprawie kobiety, ponieważ mógł wrócić na to samo miejsce i spróbować je zbadać. Chociaż znając delikatność Kruczych to zrobią wszystko, aby zniszczyć wszelkie ślady. Jakaś niechęć rosła w Łowcy do stróżów prawa.
Ida też nie mówiła mu wszystkiego. Nie spodziewa się zwierzania i odpowiadania wprost. Ruch dłonie nie uszedł jego uwadze, ale też nie miał zamiaru dopytywać. Należało teraz złapać oddech nim ich drogi się rozejdą i każde pójdzie w swoją stronę.
Sarkazm i ironia zawsze wskazywały na chęć ukrycia czegoś.
Kłamała.
Tak jak każdy kłamał każdego dnia. nie wykluczając jego samego.
-Regularnie. - Odparł, ponieważ nie było to coś co musiał ukrywać. W swojej pracy miał styczność nie raz ze ślepcami. Byli jego źródłem informacji. -Jednak też nie zapraszam ich na herbatę. - Dodał z przekąsem, gdyby wpadła na pomysł, że jest z nimi w świetnej komitywie i codziennie się z nimi widuje, aby wymienić się informacjami.
Skinął głową w podzięce na pochwałę jaką otrzymał, a następnie pchnął drzwi do kawiarenki, jaka mieściła się tuż obok. Nie był miejscem specjalnym. jej bliskość sprawiała, że zapewne połowa Kruczych przychodziła tu po swoją kawę. Ale akurat miał ochotę na lurę nim wróci do swoich zajęć.
Czy chciał się w to wszystko angażować? Czy chciał wrócić na miejsce zbrodni i wszystko wybadać?
-Nic więcej dla niej nie możemy zrobić. - Odparł podchodząc do lady, gdzie zamówił dwie kawy. Jedną z nich podał Idzie. W kawiarni nie było wielu ludzi, ale spodziewał się, że za jakąś godzinę nastąpi na nią szturm. -Nie był to miły widok.
Agnar i Ida z tematu
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.