:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
01.02.2001 – Nieczynna biblioteka – Bezimienny: L. Gustavsson & A. Eriksen
2 posters
Bezimienny
01.02.2001
Dni przeplatały się pozorną tęsknotą, która raz po raz dotykała opuszkami ramienia młodej kobiety. Wracała ona skrupulatnie w chwilach, kiedy enigmatyczne listy spisane przez brata czyniły zeń tajemnicę.
Mieli bowiem umowę, a choć trzymać mieli ją w głębi serca, czasem pragnęła krzyczeć, wyrzucając cały żal, jaki tłamsił jej dziewczęcy umysł. Potrzebowała wszak u swego boku mężczyzny, który był dla niej istotny i pomagał przedrzeć się przez meandry niezrozumiałej codzienności i zakazanej magii, która pozostawiając znamiona w tunelach żył, stawała się nierozerwalnym aspektem egzystencji. W ścianach czaszki huczało od niemych próśb, które nigdy nie zdołały ulecieć spomiędzy pełnych warg o karminowym odcieniu,
dlatego z taką złością rozczytywała się w kolejnych literach.
Nie było go.
Zniknął i pozbawił ją poczucia bezpieczeństwa, jednocześnie niczego nie tłumacząc. W równym konturze ciągu zaokrąglonych znaków, prosił ponownie o przysługę. Obiecywał jednocześnie, że będzie ostatnią, dlatego w swej kobiecej naiwności, Lisbeth ugięła się pod naporem emocjonalnych wzruszeń, które wciąż obejmowały drobną sylwetkę, kiedy to po raz pierwszy zetknęła się z obojętnością ojca.
Odkąd Leif wyjechał – ona także stała się bardziej zdystansowana do pomysłów spisywanych na pergaminie.
Postać pannicy Gustavsson przemierzała kolejne przecznice, by wreszcie dotrzeć pod wskazany adres. Ciemny płaszcz otulał wątłą, damską kompleksję, a serce kołatało w piersi, tworząc ucisk zakrawający o pierścienie żeber. Pozorny strach zawisł nad jej głową, nim nacisnęła klamkę drzwi gmachu starego budynku. Pustka biła od okiennic, za których fasadą mrok obejmował wnętrze. Porozrzucane księgi zdobiły podniszczoną podłogę, nadając temu jeszcze więcej powagi i cudacznej melancholii, która dotykać mogła tych, którzy zapamiętali ów obiekt.
Oddech spłycił się, gdy wreszcie szeptem udało jej się otworzyć wrota porzuconego przedsionka, a kroki stawiane w głąb sieni jawiły się jak niepewność i lęk przed tym, co miało przynieść spotkanie z (nie)znajomym. Nie oczekiwała niebezpieczeństwa, lecz swoistego rodzaju dywagacji o tym, dlaczego Leif nie zjawił się osobiście.
Niechętnie rozejrzała się po wnętrzu, gdzie woń starawych stronnic unosiła się i drażniła nozdrza, a nim pojęła – kto na nią czekał, złość zdążyła wymierzyć srogi policzek. Poczuła enigmatyczne uderzenie na bladej skórze, która od chłodu panującego na zewnątrz i roznieconych uczuć, skropiła poliki szkarłatem. Błękit tęczówek osiadł na męskiej twarzy, zaś palce zacisnęły się na połach płaszcza. Torba nagle zaczęła ciążyć, a niedowierzanie w irracjonalny występek brata przyczyniło się do utraty chwilowej świadomości.
- Nie sądziłam, że jeszcze się spotkamy – powiedziała siląc się na obojętność w tonie, w którym wibrowały skrajne emocje. Wspomnienia zetknęły się z teraźniejszością, a nikły uśmiech uniósł kąciki warg, gdy taksowała go leniwie – zachodząc w głowę – d l a c z e g o Leif zataił prawdę.
- Właściwie… Nie przypuszczałam, że intrygą dojdzie do sytuacji, w której znowu przyjdzie nam rozmawiać – rozbawienie zawisło nad Lisbeth, która w tym momencie stawiała kolejne kroki na rozsianych foliałach. Podłoga skrzypiała, drażniąc swym dźwiękiem utartą nad ich głowami ciszę, dlatego zbliżyła się do Agnara, by przyjrzeć mu się z dozą ciekawości – jak wiele zmian zdołało zrosić jego oblicze. - Spodziewałeś się Leifa?
Agnar Eriksen
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Łowca i morderca - zadziwiające jak te dwa słowa się ze sobą splatały w nierozerwalny węzeł. Łowca i okrutnik - kolejna para, przyległych do siebie słów, tak bardzo sprzecznych, że tworzyły istny oksymoron. Przyzwyczaił się, że patrzono na niego krzywo, że szeptano za plecami; wyrabiano sobie o nim opinię nim się odezwał. Gdy zaś do Łowcy dokładali Eriksen widział te iskry podejrzliwości, zmieszane ze strachem zalewającym im trzewia. Od tego niedaleka droga do okrzyknięcia go krwawym zdrajcą. Zapalając papierosa nie interesowała go opinia innych. Świat nic się nie zmieniał, nie był bardziej obskurny i paskudny niż wcześniej. Dostrzegali zwyczajnie więcej.
Pływał w jego brudzie często, ponieważ praca wymagała od niego tropienia, śledzenia i wtapiania się w tłum. Stawania się cieniem, który idzie wzdłuż ścian i nikt nie zwraca na niego uwagi. Oczami w ciemności, które świeciły złowrogo, ale gdy już je dostrzeżono, było za późno na ucieczkę.
Miał odebrać paczkę. Nieduży artefakt, który mógł pomóc w dalszej pracy, w wytropieniu kolejnej bestii, nierzadko w ludzkim ciele. Łowca Potworów, ale kim były te potwory? Ludzie uwielbiają wymyślać stwory, wtedy sami sobie wydawali się mniej paskudni. O wiele lepiej się czuli wiedząc, że za rogiem czai się demon, kiedy oni sami głodzili babcię staruszkę i bili lejcami wychudzonego psa przy budzie. Ludzie to gnidy.
Zapach starych ksiąg i osadzającym się na nich kurzu uderzył w nozdrza łowcy, który przechadzał się pomiędzy wąskimi korytarzami. Końcówka papierosa jarzyła się w ciemności złowieszczą czerwienią, kiedy przystanął i opierając się o ścianę czekał na starego kumpla. Stałe miejsce ich spotkań, zapomniane przez galdrów, omijali je, nie raczyli nawet rzucić okiem w stronę przybytku, który kiedyś był świątynią wiedzy.
Słysząc kroki, tak odmienne, od tych które znał wyprostował się i nasłuchiwał dalej czujnie. Nie spodziewał się kogoś innego, ale z drugiej strony, takie miejsce mogło być punktem spotkań wielu.
Wtedy ją dostrzegł, stawiająca niepewnie kroki, wkroczyła do środka zaciskając dłonie na torbie. Wypuścił kłąb dymu z ust i zgasił papierosa, jego resztki chowając w sakiewce. Nigdy nie zostawiał za sobą śladów.
Dwa niebieskie spojrzenia zetknęły się ze sobą, a on uśmiechnął się krzywo kącikiem ust.
-Ani ja. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. Siostra Leifa nie była mu obca, ale też nie stanowiła ścisłego grona znajomych, choć ufał jej tak jak ufał samemu mężczyźnie. Nie widzieli się jakiś czas, ciężko mu było określić jak długo. Nie liczył. Wyszedł z cienia by mogła wyraźnie dostrzec męską twarz, którą okalała przystrzyżona broda, a wokół oczu pojawiły się zmarszczki świadczące o wieku oraz znaczące doświadczeniem życiowym spojrzenie. -Intryga? - Uniósł nieznacznie jedną brew, a potem przyjrzał się jej uważnie. -Gdzie podział się twój brat? Wpadł w kłopoty, że wysłał siostrę?
Pływał w jego brudzie często, ponieważ praca wymagała od niego tropienia, śledzenia i wtapiania się w tłum. Stawania się cieniem, który idzie wzdłuż ścian i nikt nie zwraca na niego uwagi. Oczami w ciemności, które świeciły złowrogo, ale gdy już je dostrzeżono, było za późno na ucieczkę.
Miał odebrać paczkę. Nieduży artefakt, który mógł pomóc w dalszej pracy, w wytropieniu kolejnej bestii, nierzadko w ludzkim ciele. Łowca Potworów, ale kim były te potwory? Ludzie uwielbiają wymyślać stwory, wtedy sami sobie wydawali się mniej paskudni. O wiele lepiej się czuli wiedząc, że za rogiem czai się demon, kiedy oni sami głodzili babcię staruszkę i bili lejcami wychudzonego psa przy budzie. Ludzie to gnidy.
Zapach starych ksiąg i osadzającym się na nich kurzu uderzył w nozdrza łowcy, który przechadzał się pomiędzy wąskimi korytarzami. Końcówka papierosa jarzyła się w ciemności złowieszczą czerwienią, kiedy przystanął i opierając się o ścianę czekał na starego kumpla. Stałe miejsce ich spotkań, zapomniane przez galdrów, omijali je, nie raczyli nawet rzucić okiem w stronę przybytku, który kiedyś był świątynią wiedzy.
Słysząc kroki, tak odmienne, od tych które znał wyprostował się i nasłuchiwał dalej czujnie. Nie spodziewał się kogoś innego, ale z drugiej strony, takie miejsce mogło być punktem spotkań wielu.
Wtedy ją dostrzegł, stawiająca niepewnie kroki, wkroczyła do środka zaciskając dłonie na torbie. Wypuścił kłąb dymu z ust i zgasił papierosa, jego resztki chowając w sakiewce. Nigdy nie zostawiał za sobą śladów.
Dwa niebieskie spojrzenia zetknęły się ze sobą, a on uśmiechnął się krzywo kącikiem ust.
-Ani ja. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. Siostra Leifa nie była mu obca, ale też nie stanowiła ścisłego grona znajomych, choć ufał jej tak jak ufał samemu mężczyźnie. Nie widzieli się jakiś czas, ciężko mu było określić jak długo. Nie liczył. Wyszedł z cienia by mogła wyraźnie dostrzec męską twarz, którą okalała przystrzyżona broda, a wokół oczu pojawiły się zmarszczki świadczące o wieku oraz znaczące doświadczeniem życiowym spojrzenie. -Intryga? - Uniósł nieznacznie jedną brew, a potem przyjrzał się jej uważnie. -Gdzie podział się twój brat? Wpadł w kłopoty, że wysłał siostrę?
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
W świecie okraszonym odwieczną tajemnicą – wydawała się być zagubiona. Lawirowała na pograniczu rzeczywistości i enigmy, w której rozkochała się tonąć przed wieloma laty. Uciekała w ferworze emocji do irracjonalnych światów wyzbytych z ludzi, gdzie tempera wraz z akrylem sunęła po brudnawym płótnie, na którym uwydatniała własne obawy.
Obawy przed codziennością i darem, bo pomimo nieludzkich bytów, jakie ją otaczały – odnosiła nieodparte wrażenie, że przeszłość kroczy za nią raz po raz, dotykając delikatnie opuszkami ramienia, by wreszcie otworzyć paszczę i wgryźć się w bladą skórę wielkimi kłami. Serce biło więc gwałtownie z każdym stawianem krokiem, a wzrok nerwowo powodził po okolicy, gdy docierała w okolice starej biblioteki – zgodnie z wytycznymi brata. Nie wiedziała, czego się bowiem spodziewać, mimo iż zaufanie względem mężczyzny przekraczało prozaiczne granice rodzinnej relacji. Byli sobie bliżsi, dlatego też Lisbeth wielokrotnie poświęcała się i finalizowała interesy, których nigdy nie miała być częścią.
Uśmiech pojawił się więc na kobiecych wargach, kiedy przemierzała kolejne centymetry, czując pod powierzchnią podeszwy jak stare kartki ksiąg uginą się i trzeszczą. Oddychała spokojnie, taksując wzrokiem otoczenie, zaś szok uderzył w nią gwałtownie, gdy błękit tęczówek zetknął się z tymi męskimi. Nie jego spodziewała się po wymienionych listach z Leifem. To nie Agnar miał być w tym miejscu i nie on powinien z nią rozmawiać.
Ciało kobiety napięło się niczym struna, a ona sięgnęła do kieszeni po ozdobne opakowanie na papierosy, by zaraz potem zaciągnąć się dymem. Uspokajała emocje, które wypełniały szczelnie tunele żył, aż wreszcie zbliżyła się do niego o krok, by móc przyjrzeć mu się z dozą zaintrygowania.
Taksowała go, tak jak przed kilkoma miesiącami, a ciekawość zaczęła dudnić w ścianach czaszki.
- Wyjechał – ucięła krótko, gdyż sama nie wiedziała, co w rzeczywistości działo się z bratem. Znikał tuż po tym, gdy pojawiał się w szarości dni, nie tłumacz niczego. Obszerne listy pisywał do niej rzadko, które również wyzbyte były ze słów szczerości. Okraszone były ironią i sarkazmem, a buńczuczna natura mężczyzny dawała o sobie znać w każdej spisanej sentencji.
- Rozumiem, że jesteś niepocieszony? – pytanie wydawało się dość ironiczne.
Papieros dogasał w dłoni, chwilę później lądując pod kobiecym butem. - Ufam, że jakkolwiek uda nam się porozumieć… Nie planowałam tego ani nie wiedziałam, że to z tobą jest umówiony mój brat… Poprosił mnie o przysługę, co raczej nie powinno cię dziwić, prawda? – głos Lisbeth był spokojny, mimo iż brzmiała w nim nuta pokracznego rozbawienia.
- Jakie tym razem prowadzicie interesy? – ciekawość wygrała, a dłoń zsunęła się do torby, w której znajdował się nietypowy przedmiot.
Potrzebowała zapewnienia, że będzie bezpieczna.
Obawy przed codziennością i darem, bo pomimo nieludzkich bytów, jakie ją otaczały – odnosiła nieodparte wrażenie, że przeszłość kroczy za nią raz po raz, dotykając delikatnie opuszkami ramienia, by wreszcie otworzyć paszczę i wgryźć się w bladą skórę wielkimi kłami. Serce biło więc gwałtownie z każdym stawianem krokiem, a wzrok nerwowo powodził po okolicy, gdy docierała w okolice starej biblioteki – zgodnie z wytycznymi brata. Nie wiedziała, czego się bowiem spodziewać, mimo iż zaufanie względem mężczyzny przekraczało prozaiczne granice rodzinnej relacji. Byli sobie bliżsi, dlatego też Lisbeth wielokrotnie poświęcała się i finalizowała interesy, których nigdy nie miała być częścią.
Uśmiech pojawił się więc na kobiecych wargach, kiedy przemierzała kolejne centymetry, czując pod powierzchnią podeszwy jak stare kartki ksiąg uginą się i trzeszczą. Oddychała spokojnie, taksując wzrokiem otoczenie, zaś szok uderzył w nią gwałtownie, gdy błękit tęczówek zetknął się z tymi męskimi. Nie jego spodziewała się po wymienionych listach z Leifem. To nie Agnar miał być w tym miejscu i nie on powinien z nią rozmawiać.
Ciało kobiety napięło się niczym struna, a ona sięgnęła do kieszeni po ozdobne opakowanie na papierosy, by zaraz potem zaciągnąć się dymem. Uspokajała emocje, które wypełniały szczelnie tunele żył, aż wreszcie zbliżyła się do niego o krok, by móc przyjrzeć mu się z dozą zaintrygowania.
Taksowała go, tak jak przed kilkoma miesiącami, a ciekawość zaczęła dudnić w ścianach czaszki.
- Wyjechał – ucięła krótko, gdyż sama nie wiedziała, co w rzeczywistości działo się z bratem. Znikał tuż po tym, gdy pojawiał się w szarości dni, nie tłumacz niczego. Obszerne listy pisywał do niej rzadko, które również wyzbyte były ze słów szczerości. Okraszone były ironią i sarkazmem, a buńczuczna natura mężczyzny dawała o sobie znać w każdej spisanej sentencji.
- Rozumiem, że jesteś niepocieszony? – pytanie wydawało się dość ironiczne.
Papieros dogasał w dłoni, chwilę później lądując pod kobiecym butem. - Ufam, że jakkolwiek uda nam się porozumieć… Nie planowałam tego ani nie wiedziałam, że to z tobą jest umówiony mój brat… Poprosił mnie o przysługę, co raczej nie powinno cię dziwić, prawda? – głos Lisbeth był spokojny, mimo iż brzmiała w nim nuta pokracznego rozbawienia.
- Jakie tym razem prowadzicie interesy? – ciekawość wygrała, a dłoń zsunęła się do torby, w której znajdował się nietypowy przedmiot.
Potrzebowała zapewnienia, że będzie bezpieczna.
Agnar Eriksen
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Wyczuwał i dostrzegał każdą zmianę drganie mięśni, zmieniony chód, wahanie i sztywnienie ciała. Tropienie, szukanie wyrobiło w nim pewne odruchy, kiedy sam stał nieruchomo i jedynie uważnie obserwował drugą osobę. Nie zdradzał się ze swoich myśli, dokładnie pilnując każdego swojego ruchu. Wahanie i niepewność naznaczyły jej sylwetkę kiedy sięgała po papierosy. Dawał jej czas na oswojenie się z sytuacją. Leif był draniem, że wykorzystywał do swojej pracy siostrę. Nigdy go nie pytał czy wdrożył ją w swoje działa, ale najwidoczniej kiedy robiło się gorąco to uznał, że skorzysta z lojalności kobiety.
Nigdy nie odnosił się do kobiety negatywnie czy też, w sposób, który inni by nazwali nagannym. Ogłada jaką wpoiła mu matka jeszcze w latach szczenięcych była dobrze zakodowana, a praca Łowcy nie wyprała z niego wszystkich emocji. Enigmatyczna odpowiedź wywołała krzywy uśmiech na twarzy mężczyzny, który uznał, że nie będzie drążył, ponieważ nic mu do tego co Leif robił ze swoim życiem, póki efekty jego działań nie odbijały się na Agnarze. Jak na razie nie mógł narzekać na dyskretne działa galdra. Atakowała go, czego nie bardzo rozumiał, bo raczej nie dał jej powodów do bycia kąśliwą niczym żmija.
-Zaskoczony. - Odparł zgodnie z prawdą. Nie byli z Leifem bliskimi przyjaciółmi. Takowych relacji łowca zwykł unikać, ponieważ wiedział, że pewnego dnia mógł zwyczajnie nie wrócić, a jego truchło będzie leżało rozszarpane przez pazury. Łowcy raczej nie dożywali sędziwej starości. Takowych można było policzyć na palcach jednej dłoni, a zwykle nosili na sobie wiele blizn, które świadczyły o tym, że uciekli śmierci spod kosy. -Kiedy tak stawiasz sprawę, zaczynam się zastanawiać czy w jakiś sposób cię uraziłem, Lisbeth? - nachylił się nieznacznie w stronę kobiety uważnie się jej przyglądając. Nie sądził, że istniał jakiś powód jej niechęci, ale najwyraźniej się mylił. Budowała swego rodzaju mur między nimi, stawiała grubą granicę, za którą mogła się schować.
Sięgnął do swojej torby wyciągając odpowiednią zapłatę. jaką wcześniej ustalili z Leifem.
-Te co zawsze. - Odparł niezrażony pytaniem.-Nadal poluję na potwory, a twój brat… ułatwia mi zadanie. -Często korzystał z jego pomocy, gdy musiał zająć się kolejnym tropem, a ten prowadził w ślepy zaułek. Wtedy też pomocna dłoń była niezbędna, a takowej Eriksen nie odmawiał. -Nie musisz się obawiać. Twoje zaangażowanie nie będzie odnotowane. - Tak jak nigdy nie było jej brata. Chronił swoich, dopóki ci nie zaczynali mu szkodzić.
Nigdy nie odnosił się do kobiety negatywnie czy też, w sposób, który inni by nazwali nagannym. Ogłada jaką wpoiła mu matka jeszcze w latach szczenięcych była dobrze zakodowana, a praca Łowcy nie wyprała z niego wszystkich emocji. Enigmatyczna odpowiedź wywołała krzywy uśmiech na twarzy mężczyzny, który uznał, że nie będzie drążył, ponieważ nic mu do tego co Leif robił ze swoim życiem, póki efekty jego działań nie odbijały się na Agnarze. Jak na razie nie mógł narzekać na dyskretne działa galdra. Atakowała go, czego nie bardzo rozumiał, bo raczej nie dał jej powodów do bycia kąśliwą niczym żmija.
-Zaskoczony. - Odparł zgodnie z prawdą. Nie byli z Leifem bliskimi przyjaciółmi. Takowych relacji łowca zwykł unikać, ponieważ wiedział, że pewnego dnia mógł zwyczajnie nie wrócić, a jego truchło będzie leżało rozszarpane przez pazury. Łowcy raczej nie dożywali sędziwej starości. Takowych można było policzyć na palcach jednej dłoni, a zwykle nosili na sobie wiele blizn, które świadczyły o tym, że uciekli śmierci spod kosy. -Kiedy tak stawiasz sprawę, zaczynam się zastanawiać czy w jakiś sposób cię uraziłem, Lisbeth? - nachylił się nieznacznie w stronę kobiety uważnie się jej przyglądając. Nie sądził, że istniał jakiś powód jej niechęci, ale najwyraźniej się mylił. Budowała swego rodzaju mur między nimi, stawiała grubą granicę, za którą mogła się schować.
Sięgnął do swojej torby wyciągając odpowiednią zapłatę. jaką wcześniej ustalili z Leifem.
-Te co zawsze. - Odparł niezrażony pytaniem.-Nadal poluję na potwory, a twój brat… ułatwia mi zadanie. -Często korzystał z jego pomocy, gdy musiał zająć się kolejnym tropem, a ten prowadził w ślepy zaułek. Wtedy też pomocna dłoń była niezbędna, a takowej Eriksen nie odmawiał. -Nie musisz się obawiać. Twoje zaangażowanie nie będzie odnotowane. - Tak jak nigdy nie było jej brata. Chronił swoich, dopóki ci nie zaczynali mu szkodzić.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
Napięcie smukłego ciała Lisbeth było niemalże palące. Czuła iskierki pod fakturą skóry, które raz po raz rozpalały w niej prostotę dualnych emocji. Złość policzkowała ją, a jednocześnie sentyment uderzał w nią ponownie, gdy spoglądała kątem oka na mężczyznę, który w tym momencie zdawał się być bardziej rzeczywisty niż kiedykolwiek wcześniej. Kłamstwem byłoby jednak twierdzić, iż pozostali dla siebie obojętni.
Serce ciemnowłosej zakołowało w piersi gwałtownie, kiedy wzrokiem taksowała twarz Agnara. Doszukiwała się w jego zuchwałym spojrzeniu swoistego rodzaju sekretów, które odarłyby ją z tajemnic, lecz nic takiego nie miało miejsca.
Niepewność interesów Leifa kiełkowała w jej głowie, tak samo jak chęć poznania wszelkich tajemnic, dlaczego tak mocno pragnęli pozostać w ukryciu. Nie rozumiała tego. Trzymała się z dala od machlojek brata, jednocześnie dopełniając w jego imieniu wszelkich spraw. Żywiła egoistyczną nadzieję, że to nie ona poniesie przykre konsekwencje męskich decyzji.
Zaskoczony
powtórzyła w myślach, a kąciki warg uniosły się ku górze. Nie oczekiwała od zeń niczego, jednocześnie mając nieodpartą nadzieję, że ich skrzyżowane ponownie żywoty są czymś więcej niż tylko prozą zrządzenia losu.
- Nie ty, Agnarze – odparła zgodnie z prawdą, mając za złe Leifowi, że nie umiał utrzymać ich relacji w okowach szczerości. Potrzebowała tego, tak samo jak świadomości – z kim miała się mierzyć. - Może jedynie jestem zła, iż nasze poprzednie spotkanie doprowadziło do nieznacznego końca znajomości, wszak emocje nigdy nie były dla nas dobre, prawda? – pytanie wydało się retoryczne, dlatego z taką bezczelnością w błękicie spojrzenia uniosła na niego tęczówki. Ciekawość rozpierała kobiecy umysł, gdy docierało do niej, że wszystko jest jedynie enigmą, którą wykreowali na potrzeby codziennej egzystencji.
Uniosła nieco brwi ku górze, gdy przekroczył granicę. Chciała skryć się przed światem, jednocześnie mając nadzieję, iż pod jego płaszczem bezpieczeństwa również mogła odnaleźć schronienie.
- Nie lękam się tego, że ktokolwiek dowie się o mojej obecności tutaj – zaczęła mówić powoli, robiąc krok w tył, a chwilę później wyciągając z torby niewielki pakunek owinięty w podniszczony papier. - Przeraża mnie wizja, że jutro ponownie będziemy udawać nieznajomych – tak jak przez ostatnie miesiące – dodała we własnym wyobrażeniu. On z pewnością wiedział, że nie znosiła rozstawać, nawet gdy przymus zwiastował iluzję równowagę.
Serce ciemnowłosej zakołowało w piersi gwałtownie, kiedy wzrokiem taksowała twarz Agnara. Doszukiwała się w jego zuchwałym spojrzeniu swoistego rodzaju sekretów, które odarłyby ją z tajemnic, lecz nic takiego nie miało miejsca.
Niepewność interesów Leifa kiełkowała w jej głowie, tak samo jak chęć poznania wszelkich tajemnic, dlaczego tak mocno pragnęli pozostać w ukryciu. Nie rozumiała tego. Trzymała się z dala od machlojek brata, jednocześnie dopełniając w jego imieniu wszelkich spraw. Żywiła egoistyczną nadzieję, że to nie ona poniesie przykre konsekwencje męskich decyzji.
Zaskoczony
powtórzyła w myślach, a kąciki warg uniosły się ku górze. Nie oczekiwała od zeń niczego, jednocześnie mając nieodpartą nadzieję, że ich skrzyżowane ponownie żywoty są czymś więcej niż tylko prozą zrządzenia losu.
- Nie ty, Agnarze – odparła zgodnie z prawdą, mając za złe Leifowi, że nie umiał utrzymać ich relacji w okowach szczerości. Potrzebowała tego, tak samo jak świadomości – z kim miała się mierzyć. - Może jedynie jestem zła, iż nasze poprzednie spotkanie doprowadziło do nieznacznego końca znajomości, wszak emocje nigdy nie były dla nas dobre, prawda? – pytanie wydało się retoryczne, dlatego z taką bezczelnością w błękicie spojrzenia uniosła na niego tęczówki. Ciekawość rozpierała kobiecy umysł, gdy docierało do niej, że wszystko jest jedynie enigmą, którą wykreowali na potrzeby codziennej egzystencji.
Uniosła nieco brwi ku górze, gdy przekroczył granicę. Chciała skryć się przed światem, jednocześnie mając nadzieję, iż pod jego płaszczem bezpieczeństwa również mogła odnaleźć schronienie.
- Nie lękam się tego, że ktokolwiek dowie się o mojej obecności tutaj – zaczęła mówić powoli, robiąc krok w tył, a chwilę później wyciągając z torby niewielki pakunek owinięty w podniszczony papier. - Przeraża mnie wizja, że jutro ponownie będziemy udawać nieznajomych – tak jak przez ostatnie miesiące – dodała we własnym wyobrażeniu. On z pewnością wiedział, że nie znosiła rozstawać, nawet gdy przymus zwiastował iluzję równowagę.
Agnar Eriksen
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Czekał na odpowiedź, ponieważ był jej bardziej niż ciekaw. Zdawała się być zdystansowana, a jednocześnie spięta, choć nie dawał powodów, by czuła się niepewnie w jego towarzystwie. Bywało, że budził niepokój, że odstraszał ponurą i dość chmurną postawą, ale nigdy nie zadawał bólu, gdy nie miał w tym celu.
Trwał w swoim życiu, nie przyciągając innych, starając się ich odcinać od siebie, więc słowa, które miały być pytaniem czysto retorycznym, zawisły w powietrzu domagając się odpowiedzi. Dźwięczały niczym sople lodu trącane przez wiatr, grożące oderwaniem się od kruchego sufitu, by swymi ostrymi szpikulcami przebić miękkie ciała.
-Zła? - Powtórzył za nią, a na ustach nadal błąkał się cień krzywego uśmiechu. -Przekuj złość w działanie, Lisbeth. - Odparł spokojnie będąc przekonanym, że to jedno z lepszych wyjść jakie mógł zaproponować. Tłumienie emocji doprowadzało do bólu, do myśli, które wżerały się w umysł jak kołatka w drewno. Zostawiały ślady, wyżłobione, głębokie i kręte. Nigdy nie mogli się już pozbyć. Dawno by oszalał przyjmując inną postawę. Trwała i jednocześnie zdawała się, że chce uciec. Z czego wynikała ta postawa? Gdzie kryło się jej źródło, bo choć widział ślad, to nie wiedział skąd się brał. A ona, skutecznie unikała odpowiedzi wprost, co nie powinno dziwić, skoro potrafiła zajrzeć za zasłonę, za kurtynę drugiego świata. Każdy z nich coś ukrywał, nawet on, skrywał się, chciał pozostać w bezpiecznym miejscu, ale takowe często opuszczał. Wiecznie w drodze, wiecznie w pościgu, od czasu do czasu łapiąc chwile oddechu i przysłowiowej normalności. Złudzenie, które znikało wraz z momentem założenia płaszcza na ramiona. Wraz z pierścieniem na dłoni, który budził strach, szacunek i pogardę jednocześnie. Uciekła w tył, nie ruszył za nią, dawał przestrzeń, pozwalał zachować poczucie bezpieczeństwa, kontroli nad tym co się dzieje.
Nie był jej wrogiem.
Sięgnął po pakunek oddają przy tym zapłatę za niego. Niebieskie spojrzenie spoczęło na kobiecej twarzy, gdyż po raz kolejny udało się jej go zaskoczyć. Nie tego się spodziewał. Przez chwilę trwał w milczeniu, zastanawiając się co chciała mu przekazać, bo przecież musiała wiedzieć, że nie powinna się przywiązywać. Nie do niego.
Ciche westchnienie opuściło płuca, mówiło wiele. Poddawało go w rezygnację, w swego rodzaju kapitulację kiedy uznał, że z jakiegoś powodu warto poddać się tej prośbie.
-Nigdy nie staniesz się nieznajomą. - Włożył pakunek do torby. -A w Midgardzie i poza nim jest wiele miejsc, których nie warto odwiedzać samej. Pytanie, czy nie będziesz żałować.
Trwał w swoim życiu, nie przyciągając innych, starając się ich odcinać od siebie, więc słowa, które miały być pytaniem czysto retorycznym, zawisły w powietrzu domagając się odpowiedzi. Dźwięczały niczym sople lodu trącane przez wiatr, grożące oderwaniem się od kruchego sufitu, by swymi ostrymi szpikulcami przebić miękkie ciała.
-Zła? - Powtórzył za nią, a na ustach nadal błąkał się cień krzywego uśmiechu. -Przekuj złość w działanie, Lisbeth. - Odparł spokojnie będąc przekonanym, że to jedno z lepszych wyjść jakie mógł zaproponować. Tłumienie emocji doprowadzało do bólu, do myśli, które wżerały się w umysł jak kołatka w drewno. Zostawiały ślady, wyżłobione, głębokie i kręte. Nigdy nie mogli się już pozbyć. Dawno by oszalał przyjmując inną postawę. Trwała i jednocześnie zdawała się, że chce uciec. Z czego wynikała ta postawa? Gdzie kryło się jej źródło, bo choć widział ślad, to nie wiedział skąd się brał. A ona, skutecznie unikała odpowiedzi wprost, co nie powinno dziwić, skoro potrafiła zajrzeć za zasłonę, za kurtynę drugiego świata. Każdy z nich coś ukrywał, nawet on, skrywał się, chciał pozostać w bezpiecznym miejscu, ale takowe często opuszczał. Wiecznie w drodze, wiecznie w pościgu, od czasu do czasu łapiąc chwile oddechu i przysłowiowej normalności. Złudzenie, które znikało wraz z momentem założenia płaszcza na ramiona. Wraz z pierścieniem na dłoni, który budził strach, szacunek i pogardę jednocześnie. Uciekła w tył, nie ruszył za nią, dawał przestrzeń, pozwalał zachować poczucie bezpieczeństwa, kontroli nad tym co się dzieje.
Nie był jej wrogiem.
Sięgnął po pakunek oddają przy tym zapłatę za niego. Niebieskie spojrzenie spoczęło na kobiecej twarzy, gdyż po raz kolejny udało się jej go zaskoczyć. Nie tego się spodziewał. Przez chwilę trwał w milczeniu, zastanawiając się co chciała mu przekazać, bo przecież musiała wiedzieć, że nie powinna się przywiązywać. Nie do niego.
Ciche westchnienie opuściło płuca, mówiło wiele. Poddawało go w rezygnację, w swego rodzaju kapitulację kiedy uznał, że z jakiegoś powodu warto poddać się tej prośbie.
-Nigdy nie staniesz się nieznajomą. - Włożył pakunek do torby. -A w Midgardzie i poza nim jest wiele miejsc, których nie warto odwiedzać samej. Pytanie, czy nie będziesz żałować.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
Chłód przebijał się pod fasadą delikatnego oblicza Lisbeth, która z zuchwałością taksowała mężczyznę, jednocześnie nosząc w sobie sekrety absurdalnej przeszłości, która zaczynała paraliżować drobne, kobiece ciało. Chełpiła się bowiem bezgraniczną swobodą, uciekając od ludzi, by nie obawiać się nigdy więcej skrzywdzenia, jakie mogło opaść na jej ramiona.
Blizny przypominały wszak o przeszłości, która dotykała jej bladej skóry, delikatnie muskając zaróżowione policzki i przypominając o bezsensie własnych decyzji. Ryzykowała wiele, narażając się dla brata. I obiecywała sobie, że nigdy więcej tak nie zrobi, a mimo to stała teraz przed człowiekiem, do którego żywiła ogrom mieszanych uczuć.
Tęskniła, lecz nie mogła przyznać tego głośno.
- Owszem – odparła bez zastanowienia. - To przez to Leif wysyła mnie w temacie swoich spraw, bo zazwyczaj jego kontrahenci proszą o pewne przedmioty, które posiadały defekty, a ja… Powiedzmy, że je naprawiam – głos Gustavsson był delikatny, ciepły i przepełniony pewnego rodzaju poufałością. Opowiadała wszak o tym, co do tej pory owiane było tajemnicą i znali ją nieliczni. Agnar zdołał ją poznać przez wzgląd na zaufanie, którym obdarzała galdra, bo im dłużej to trwało – tym mocniej starała się pokonać własne lęki, dla których nie umiała ulec i dać się złamać.
Wypuściła powietrze ze świstem, po czym wsparła się o mebel ze starymi książkami. Faktura rękawiczek stała się uciążliwa, tak samo jak wyobrażenie o tym, co mogło wydarzyć się, gdyby nie chłód jaki przyświecał kobiecy umysł. Gdyby tylko odważyła się i przełamała wszelkie granice, rozmawialiby jak przed kilkoma miesiącami, jednakże ona zdawała się być przerażona potencjalnym wznowieniem kontaktu, chociaż w głębi duszy mogła pragnąć go ponad miarę.
- Przede wszystkim – nigdy nie pozwolę o sobie zapomnieć, lecz… – zawiesiła na moment ton, robiąc krok w stronę Eriksena, potem zaraz kolejny i jeszcze jeden. Znajdowali się blisko siebie, a ona była w stanie opisać intensywność koloru tęczówek, którymi taksował jej oblicze. - To lęk czy zaproszenie do wspólnego zwiedzania? Wiem, że to zapewne wiele, lecz czułabym się zapewne bezpiecznej – w twoim towarzystwie – jednakże nie wypowiedziała tych słów na głos.
Próbowała dostrzec reakcja i znaleźć odpowiedź na to, co najmocniej trwożyło jej umysł.
Blizny przypominały wszak o przeszłości, która dotykała jej bladej skóry, delikatnie muskając zaróżowione policzki i przypominając o bezsensie własnych decyzji. Ryzykowała wiele, narażając się dla brata. I obiecywała sobie, że nigdy więcej tak nie zrobi, a mimo to stała teraz przed człowiekiem, do którego żywiła ogrom mieszanych uczuć.
Tęskniła, lecz nie mogła przyznać tego głośno.
- Owszem – odparła bez zastanowienia. - To przez to Leif wysyła mnie w temacie swoich spraw, bo zazwyczaj jego kontrahenci proszą o pewne przedmioty, które posiadały defekty, a ja… Powiedzmy, że je naprawiam – głos Gustavsson był delikatny, ciepły i przepełniony pewnego rodzaju poufałością. Opowiadała wszak o tym, co do tej pory owiane było tajemnicą i znali ją nieliczni. Agnar zdołał ją poznać przez wzgląd na zaufanie, którym obdarzała galdra, bo im dłużej to trwało – tym mocniej starała się pokonać własne lęki, dla których nie umiała ulec i dać się złamać.
Wypuściła powietrze ze świstem, po czym wsparła się o mebel ze starymi książkami. Faktura rękawiczek stała się uciążliwa, tak samo jak wyobrażenie o tym, co mogło wydarzyć się, gdyby nie chłód jaki przyświecał kobiecy umysł. Gdyby tylko odważyła się i przełamała wszelkie granice, rozmawialiby jak przed kilkoma miesiącami, jednakże ona zdawała się być przerażona potencjalnym wznowieniem kontaktu, chociaż w głębi duszy mogła pragnąć go ponad miarę.
- Przede wszystkim – nigdy nie pozwolę o sobie zapomnieć, lecz… – zawiesiła na moment ton, robiąc krok w stronę Eriksena, potem zaraz kolejny i jeszcze jeden. Znajdowali się blisko siebie, a ona była w stanie opisać intensywność koloru tęczówek, którymi taksował jej oblicze. - To lęk czy zaproszenie do wspólnego zwiedzania? Wiem, że to zapewne wiele, lecz czułabym się zapewne bezpiecznej – w twoim towarzystwie – jednakże nie wypowiedziała tych słów na głos.
Próbowała dostrzec reakcja i znaleźć odpowiedź na to, co najmocniej trwożyło jej umysł.
Agnar Eriksen
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Zainteresowała go kiedy rozmawiał z Lejfem, ustalali swoje zasady współpracy i wtedy się pojawiła. Niezapowiedziana, nieoczekiwanie wtargnęła w sam środek rozmowy. Wtedy jej spojrzenie mówiło, że widzi więcej, zagląda poza zasięg zwykłego patrzenia. Z czasem odkrył kim jest i na czym polega jej życie. Rozmowy płynęły same, niespiesznie, w swoim tempie, co jakiś czas zmieniając swój kurs, zahaczając o swego rodzaju intymność, lecz pewnej granicy nigdy nie przekroczyli. Pozwalał, aby dryfowali przy pewnym brzegu, na który nie weszli. Choć byli blisko, ale wtedy zniknął. Ruszył na szlak, nie było go dobry miesiąc jak nie dłużej, a gdy wrócił pochłonięty pracą nie odnawiał kontaktu. Zobaczenie jej teraz ponownie, było przedziwnym doświadczeniem. Uśmiechnął się pod nosem.
-Ten twój brat chyba nie docenia jakie ma w tobie wsparcie. - Nie zdziwiłby się jakby ten brał oddanie Lisbeth jako coś oczywistego i naturalnego. Skurczybyk potrafił zobowiązać swoją rodzinę do pomocy, a tak narażała samą siebie byle wykonać jego zlecenie. Pakunek, będący teraz w jego torbie był jasnym tego dowodem.
Najpierw cofała się, teraz powoli podchodziła bliżej, a on trwał w miejscu uważnie obserwując jej działania; do czego zmierzała. Trzynaście lat ich dzieli, zwykle nie było to problemem, nigdy się nie przywiązywał, to była jego główna zasada. Nie chciał też, aby one ulegały podobnym emocjom. Nigdy nie było wiadomo czy wróci czy nie zostanie rozszarpany na nadchodzącej misji. Patrzył ze spokojem w spojrzeniu na młodą kobiecą twarz, na której zmarszczki nie zdążyły jeszcze wyryć swojego śladu. To była jej decyzja, jeżeli będzie wyklinać ten dzień, to mogła winić jedynie siebie, a nie jego. Interesu dobili, zyskał to co chciał, mógł ruszać dalej, nie oglądając się za siebie, zajęty własnymi sprawami. Zamiast tego zaś podał jej swoje ramię. -Odprowadzę cię do domu.
Pierwsze kroki należało poczynić w jakimś kierunku. Nie była to ścieżka wybitnie niebezpieczna, ale mogła posiadać parę zdradzieckich zakrętów, które czyhały na nieuważnych przechodniów.
-Ten twój brat chyba nie docenia jakie ma w tobie wsparcie. - Nie zdziwiłby się jakby ten brał oddanie Lisbeth jako coś oczywistego i naturalnego. Skurczybyk potrafił zobowiązać swoją rodzinę do pomocy, a tak narażała samą siebie byle wykonać jego zlecenie. Pakunek, będący teraz w jego torbie był jasnym tego dowodem.
Najpierw cofała się, teraz powoli podchodziła bliżej, a on trwał w miejscu uważnie obserwując jej działania; do czego zmierzała. Trzynaście lat ich dzieli, zwykle nie było to problemem, nigdy się nie przywiązywał, to była jego główna zasada. Nie chciał też, aby one ulegały podobnym emocjom. Nigdy nie było wiadomo czy wróci czy nie zostanie rozszarpany na nadchodzącej misji. Patrzył ze spokojem w spojrzeniu na młodą kobiecą twarz, na której zmarszczki nie zdążyły jeszcze wyryć swojego śladu. To była jej decyzja, jeżeli będzie wyklinać ten dzień, to mogła winić jedynie siebie, a nie jego. Interesu dobili, zyskał to co chciał, mógł ruszać dalej, nie oglądając się za siebie, zajęty własnymi sprawami. Zamiast tego zaś podał jej swoje ramię. -Odprowadzę cię do domu.
Pierwsze kroki należało poczynić w jakimś kierunku. Nie była to ścieżka wybitnie niebezpieczna, ale mogła posiadać parę zdradzieckich zakrętów, które czyhały na nieuważnych przechodniów.
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.
Bezimienny
Zapominała wielokrotnie o interesach brata, przekraczając jego i jego gości granice. Lawirowała na pograniczu czegoś pokracznego, co było niezrozumiałe i cudaczne. Agnar zaskarbił sobie jej uwagę ponad miarę, dlatego z taką zuchwałością chciała poznawać go krok po kroku, by wreszcie stwierdzić, że stanowił swoistego rodzaju istotną część, lecz potem…
Zniknął.
Zdawał się dystansować, unikać, tak jak i ona.
Ostatnie tygodnie wydawały się więc być kluczowymi dla Lisbeth, która zaszyła się we własnej samotni, gdzie wielokrotnie starała się odkryć sekrety zwalczające klątwę zmagającą jej wnętrze. Marzyła o tym od dawna, wszak w każdym kontakcie z zaklętymi przedmiotami, zdawała się być ostrożniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
- Ty doceniłbyś? – spytała zuchwale, a przenikliwe spojrzenie osiadło na twarzy mężczyzny. Uśmiechnęła się do niego kącikiem ust, igrając z niewypowiedzianymi do tej pory słowami. Mogły być one kluczowe, tak samo jak chęć zgłębienia zaprzepaszczonego czasu, którego nie mieli szansy odzyskać.
Nie wiedziała więc czego oczekiwać od Agnara, gdy raz po raz prowadzili dysputy na tematy niszowe, jasne tylko im. Robiła to nieustannie, jakby pragnęła zaskarbić sobie odrobinę uwagi, a jednocześnie przekroczyć dotychczasową granicę, która trzymała ich w okowach konwenansów i zdrowego rozsądku.
Podała mu dłoń, zaciskając smukłe palce na męskim ramieniu, aż wreszcie skinęła głową. Zrobiła to, tak jak wiele razy wcześniej, zastanawiając się nad tym – czy istniała szansa, by spotkali się ponownie.
Wierzyła, że tak.
- Wierzę, że nasze spotkanie nie był tym, które można określić mianem ostatniego i bynajmniej będzie spowodowane za sprawą Leifa – odparła w pewnym momencie, spoglądając na niego z dozą akceptacji niemej propozycji, której nie wypowiedziała na głos. Zahaczali wszak o niedopowiedzenia, poprzez które komunikowali się od dawna.
Rozmowy wprost wydawały się być nie na miejscu.
Zniknął.
Zdawał się dystansować, unikać, tak jak i ona.
Ostatnie tygodnie wydawały się więc być kluczowymi dla Lisbeth, która zaszyła się we własnej samotni, gdzie wielokrotnie starała się odkryć sekrety zwalczające klątwę zmagającą jej wnętrze. Marzyła o tym od dawna, wszak w każdym kontakcie z zaklętymi przedmiotami, zdawała się być ostrożniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
- Ty doceniłbyś? – spytała zuchwale, a przenikliwe spojrzenie osiadło na twarzy mężczyzny. Uśmiechnęła się do niego kącikiem ust, igrając z niewypowiedzianymi do tej pory słowami. Mogły być one kluczowe, tak samo jak chęć zgłębienia zaprzepaszczonego czasu, którego nie mieli szansy odzyskać.
Nie wiedziała więc czego oczekiwać od Agnara, gdy raz po raz prowadzili dysputy na tematy niszowe, jasne tylko im. Robiła to nieustannie, jakby pragnęła zaskarbić sobie odrobinę uwagi, a jednocześnie przekroczyć dotychczasową granicę, która trzymała ich w okowach konwenansów i zdrowego rozsądku.
Podała mu dłoń, zaciskając smukłe palce na męskim ramieniu, aż wreszcie skinęła głową. Zrobiła to, tak jak wiele razy wcześniej, zastanawiając się nad tym – czy istniała szansa, by spotkali się ponownie.
Wierzyła, że tak.
- Wierzę, że nasze spotkanie nie był tym, które można określić mianem ostatniego i bynajmniej będzie spowodowane za sprawą Leifa – odparła w pewnym momencie, spoglądając na niego z dozą akceptacji niemej propozycji, której nie wypowiedziała na głos. Zahaczali wszak o niedopowiedzenia, poprzez które komunikowali się od dawna.
Rozmowy wprost wydawały się być nie na miejscu.
Agnar Eriksen
Agnar EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 37 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : zamożny
Zawód : łowca Gleipniru w stopniu specjalisty
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : ryś
Atuty : twardziel (I), myśliwy (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 25 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Nie można było powiedzieć, że jest typem odludka, ale też nie bywał często wśród ludzi innych niż Łowcy czy starzy znajomi. Gdy był młodszy częściej mieszał się w tłumie, o wiele łatwiej nawiązywał kontakty czy też podłapywał rozmowy. Z czasem krew Eriksenów zaczęła w nim mocniej krążyć, a zwyczaje i przyzwyczajenia przyszły same. Pogłębiły się kiedy zmarła żona, zabierając ze sobą ich potomka. Nie kochał jej, nie wybuchła między nimi wielka miłość. Zbudowali między sobą pomoc szacunku i wzajemnego zrozumienia. Minęło parę ładnych lat, a on nie związał się z nikim na dłużej. Nie widział sensu i nawet gdy wyczuwał zainteresowanie to nie zachęcał do czegoś więcej, nieraz samemu się wycofując; wiedział, że da temu przyszłości, bo ta zwyczajnie była bardzo niepewna.
Zerknął na nią uważniej kiedy prowokowała. Wchodziła na kruchą krę rozmowy, licząc się tym, że ta może pęknąć w każdej chwili pod naporem pytań. Uśmiechnął się pod nosem.
-Być może - odparł niejednoznacznie, bo być może w pewnym momencie jej pomoc i wsparcie uznałby za coś oczywistego, co zawsze jest na wyciągnięcie dłoni.
Ruszył do wyjścia z biblioteki, gdzie powitało ich mroźne powietrze, uderzające w policzki. Chłodny wiatr poruszył połami płaszcza, a śnieg skrzypiał pod butami. W opadającym kurzu zapomnianych pomieszczeń osiadły ostatnie ich słowa.
-Spodziewam się, że twój brat spowoduje jeszcze nie jedno - Odparł, ponieważ nie łudził się, że Leif więcej się z nim nie skontaktuje, albo on sam z nim. Mężczyzn łączył pewna umowa, której żaden nie chciał złamać. Skręcił w jedną z uliczek doskonale znając drogę. Nie musiał pytać o kierunek. -Nic nie stoi na przeszkodzie kolejnym spotkaniom.
Spojrzał błękitem tęczówek na kobietę, a w kąciku ust nadal czaił się uśmiech który pojawił się jeszcze w bibliotece. -Wystarczy o nie poprosić.
Nigdy się nie narzucał, chyba, że wiedział iż nie ma innego wyjścia. Doskonale zrozumiał zaproszenie umiejscowione między słowami, zdaniami a oddechem.
Przeszli na drugą stronę, coraz bliżej celu tej krótkiej wędrówki.
Agnar i Lisbeth z tematu
Zerknął na nią uważniej kiedy prowokowała. Wchodziła na kruchą krę rozmowy, licząc się tym, że ta może pęknąć w każdej chwili pod naporem pytań. Uśmiechnął się pod nosem.
-Być może - odparł niejednoznacznie, bo być może w pewnym momencie jej pomoc i wsparcie uznałby za coś oczywistego, co zawsze jest na wyciągnięcie dłoni.
Ruszył do wyjścia z biblioteki, gdzie powitało ich mroźne powietrze, uderzające w policzki. Chłodny wiatr poruszył połami płaszcza, a śnieg skrzypiał pod butami. W opadającym kurzu zapomnianych pomieszczeń osiadły ostatnie ich słowa.
-Spodziewam się, że twój brat spowoduje jeszcze nie jedno - Odparł, ponieważ nie łudził się, że Leif więcej się z nim nie skontaktuje, albo on sam z nim. Mężczyzn łączył pewna umowa, której żaden nie chciał złamać. Skręcił w jedną z uliczek doskonale znając drogę. Nie musiał pytać o kierunek. -Nic nie stoi na przeszkodzie kolejnym spotkaniom.
Spojrzał błękitem tęczówek na kobietę, a w kąciku ust nadal czaił się uśmiech który pojawił się jeszcze w bibliotece. -Wystarczy o nie poprosić.
Nigdy się nie narzucał, chyba, że wiedział iż nie ma innego wyjścia. Doskonale zrozumiał zaproszenie umiejscowione między słowami, zdaniami a oddechem.
Przeszli na drugą stronę, coraz bliżej celu tej krótkiej wędrówki.
Agnar i Lisbeth z tematu
hunter
He no longer clung to the simplistic ideals
of right and wrong or good and evil.
He understood better than anyone
that dark and light were intertwined
in strange and complex ways.