Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    13.10.2000 – Zapomniany grobowiec, Hovde – B. Holstein

    Widzący
    Bertram Holstein
    Bertram Holstein
    https://midgard.forumpolish.com/t755-bertram-holsteinhttps://midgard.forumpolish.com/t817-bertram-holsteinhttps://midgard.forumpolish.com/t818-stjarna#3445https://midgard.forumpolish.com/f112-bertram-holstein


    13.10.2000

    Przywołana kula światła wtoczyła się do grobowca przed nim, niemrawa i zataczająca się w powietrzu łagodnym kołysaniem, jakby utrzymująca ją magia z trudem opierała się odurzeniu, w które coraz silniej wtrącała go bliskość pełni. Pokonując ostrożnie gwałtowny ustęp za wejściem, czuł się nieprzyjemnie otumaniony, świadomy wprawdzie własnych działań, zarazem wyrwany gdzieś na zewnątrz siebie, a może przeciwnie – wciśnięty tak głęboko w głąb swojej niezdarnej fizyczności, że stawała mu się niczym więcej niż klaustrofobiczną pułapką, zamykającą się coraz ściślej na świadomości przeobrażającej się wcześniej niż to obce, osłabione ciało, które musiał w końcu rozszarpać; miał coraz większą ochotę je rozszarpać i wreszcie wydostać się na zewnątrz. Musiał wiedzieć, że nie było to jego własne pragnienie, że dyktował mu je szlam klątwy burzący się w żyłach, a jednak teraz, w tej mijającej nieprzebłaganie chwili przed przemianą, zdawało mu się, że należało do niego bardziej niż jakiekolwiek inne pragnienie, jakakolwiek inna myśl czy uczucie kiedykolwiek wcześniej.
    Mdła poświata obnażała przed nim zatęchłą grotę, prześmierdłą wilgocią i ziemią, odorem przegniłych, martwych korzeni, zepsutym powietrzem zalegającym w środku przez brak przewiewu. Wynurzała mu z ciemności powyginane sylwetki wpuszczonych przez sklepienie macek, sięgających w głąb wzgórza w poszukiwaniu wody, i wynurzała strach, zbutwiały i lepki, zalegający wszędzie tam, gdzie nie sięgało światło, wgryziony w glebę i kamień, zalęgnięty w każdej szczelinie tego miejsca, w nawracających falach wspomnień uderzających go wraz z nagłymi nudnościami, w tłukącym się w piersi sercu, roznoszącym lodowaty piołun niepokoju wszędzie, gdzie sięgał dudniący puls – w ściśnięte trzewia, w zdrętwiałe kończyny, rozwidlenia nerwów w opuszkach palców, w dzwoniącą ciszę, kurczącą się wokół niego przestrzeń grobowca, jakby chciał go sobie zawłaszczyć, zamknąć w klatce budzącego się w nim lęku i poczucia winy. Nie stawiał mu oporu; bo był zbyt wyczerpany, bo uciekające minuty przesypywały mu się przez palce i rykoszetowały szumiącą hurmą w skroniach, przyćmiewając mu wszystko wokół i wszystko w nim, wszystko poza udręczeniem i podchodzącym do gardła strachem.
    Słyszał chrapliwy oddech dobiegający zza przeźrocza wejścia powlekającego się srebrem pełni, sapliwy szmer węszenia i pazury uderzające o kamienie wyzierające z kobierca mchu, szelest gęstej zasłony roślinności poruszonej kosmatym łbem wsuwającym się do środka; przedzierali się pospiesznie przez przerzedzający się las, w oddali łyskały światła wioski, kołysząca się sylwetka ojca przesłaniała mu je co chwilę, nie odzywali się do siebie od dłuższego czasu, a kiedy uniósł dłoń do skroni wyczuł na palcach ciepłą jeszcze krew ich kłótni – kroki Lave ucichły nagle, przystanął parę metrów przed nim, podnosząc pobrużdżone niepokojem czoło z nagłym przejęciem, odwrócił głowę, jego mocno wyciosany profil z orlim nosem ściągała nerwowość, otwierał już usta, odwracając ku niemu wzrok, ale ich spojrzenia nigdy się nie spotkały. Szarpnięcie bólu w barku odebrało mu na chwilę przytomność, nagła migawkowa ciemność, przechodząca w przeraźliwą ciągłość, bo wyczarowane światło zgasło razem z nim; wspierając się o nierówność ściany, próbował ostrożnie osunąć się na ziemię, ale nogi ugięły się pod nim nagle i uderzył kolanami o kamienie wybijające się z gruntu. Leżał chyba w tym samym miejscu, trzymając się za bark tak, jak robił to teraz, ojciec nigdy po niego nie przyszedł, musiał sam wywlec się na światło poranka, dotargać swoje rany – nie ciało, nie czuł już ciała, były tylko jątrzące się rany, w tkankach i w przerażonej ciszy, jaka go wypełniła – do Hovde, upaść przed drzwiami pierwszego domu, nie pamiętał, czy udało mu się zapukać, chyba po prostu tam leżał i czekał, na ojca, na ulgę, na własny krzyk, który nigdy się z niego nie wydarł.
    Dzisiaj wciąż nie potrafił pozwolić sobie na krzyk, choć rozsadzał mu gardło wetknięty weń jak żywe, szarpiące się stworzenie, drapiące wściekle krtań; zaciskając zęby, dyszał coraz płycej, wypuszczając ze ścisku piersi znękane jęki, przekleństwa rzucane z wściekłością, która w milczeniu grobowca przełamywała się wpół i obnażała surowy miękisz paniki. Wilk zrzucał z niego owczą skórę; darł ją na wygiętym grzbiecie, przetasowując wyłamywane kręgi, ostrzył zęby na trzeszczących wyrostkach kolczystych, rozszczepiał stawy z świdrującym świadomość chrzęstem i składał je na nowo, z kruszonych kości wygniatał nowe formy jak z podatnej gliny. Mroczyło go co chwilę, ale nigdy na tyle, by uciec od bólu, choć chwytał się tych odłamków ogłuszenia z rozpaczliwą nadzieją; przekleństwo rozcierało go między zębami rozsadzającymi dziąsła jak wydarty z truchła strzęp, przyduszało szorstkim językiem o palące podniebienie, ale nie przełykało w ciemność nieświadomości, bo krążący w organizmie eliksir wprowadzał ją w drżące torsje. Pot spływał mu po czole i twarzy, kamuflował łzy, których nie potrafił powstrzymać – pełnia zastała go nieprzygotowanego i wycieńczonego, zaprowadzała spustoszenie, nie natykając się na żaden opór, co zdawało się rozwścieczać ją tylko bardziej; dręczyła go w minutach rozwlekających się w nieskończoność dłuższą niż zazwyczaj i boleśniejszą niż pamiętał, grała na czas, chwytała za kostki, kiedy próbował uciekać ku jaśniejącym w umyśle punktom pocieszających wspomnień i myśli, agresywnie wciągała z powrotem w ogłuszające trzeszczenie czaszki, chrobot przecierających się na nowo szwów.
    Ból nie odchodził jeszcze długo później, kiedy leżał na zwilgotniałej ziemi, przypominając sobie układ labiryntu nerwów w wilczym ciele. W końcu musiał zebrać siły, podnieść się i zanurzyć w zdziczałą puszczę, wywęszyć rozpoznawane już machinalnie tropy tutejszych populacji, podążyć za nowymi, przebyć comiesięcznie powtarzany szlak paralelny do ścieżki wydeptanej dekadę temu. Ojciec nigdy po niego wrócił, pewnie zgubił się w puszczy, pewnie zatrzasnęła go w swoich sidłach, omamiła równoległymi liniami pni tworzących niekończący się korytarz prowadzący donikąd, do nieszczęścia czającego się w sierpniowej pełni, powinien go znaleźć, zanim zapadnie zmierzch, przestrzec go, żeby nie próbował go ratować, żeby uciekał do wioski albo grobowca, pokaże mu drogę do grobowca, schowają się w nim razem, rano wrócą razem.

    Bertram z tematu


    Like a force to be reckoned with mighty ocean or a gentle kiss I will love you with every single thing I have. You know I will take my heart clean apart if it helps yours beat




    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.