Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    03.11.2000 – Plac Sigrid Undset – E. Munch & Bezimienny: V. Volden

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    03.11.2000

    Nieustanny upał dręczył mnie już trzeci dzień z rzędu. Słońce w zenicie stale uszkadzało i tak wyblakłe tynki zaniedbanych kamienic. Przechodząc obok nich, wydawało mi się, że słyszę, jak skwierczą, przyprawiając mnie o ból głowy. Jako mieszkanka północy nie jestem zupełnie przyzwyczajona do takiego ekstremalnego dla mnie gorąca, a na domiar złego nienawidzę ciepłej pogody. Najbardziej pasuje mi zachmurzona jesień, czyli tak jak było do tego feralnego Vinternettene. Słyszałam, że ludzie obwiniają o to Bernsena, ale szczerze nie byłabym co do tego taka pewna. Chociaż jego zniknięcie wydawało się podejrzane.
    Zmierzch obejmował Midgard, a sam Przesmyk wydawał się powoli świecić pustkami. Dźwięk moich ciężkich butów odbijał się od ścian kamienic, gdy kierowałam się w stronę umówionego wcześniej miejsca. W dłoni ściskałam wcześniej zlecony płócienny woreczek. Narobił mi on sporo problemów, gdy próbowałam odebrać go od jakichś zawziętych ćpunów. Bronili go nieźle, ale wciąż niewystarczająco. Zdobycz była dla mnie pewnego rodzaju przepustką, którą miałam zaraz wykorzystać. Byłam niemiłosiernie spragniona tej karmazynowej cieczy. Minął już tydzień ciągłego oczekiwania, mogłam ponownie oddać się tej rozkoszy. Euforia towarzysząca temu zjawisku jest nie do opisania. Czujesz, jak nabierasz powoli sił, a utracony czas powraca. Niedoskonałości znikają, a ty pragniesz więcej, więcej i więcej, ale jak na złość nie możesz przesadzić. Skutki byłyby wtedy odwrotne do wcześniejszych, nad czym zawsze mocno ubolewam. Wierzę, że po odpowiednim zrozumieniu magicznego potencjału naszej krwi, będę w stanie zminimalizować efekt przedawkowania albo zupełnie go ominąć.
    Po niedługim czasie dotarłam do znajomego mi placu. Zmierzch dodawał mu tylko uroku, mimo że czas go nie oszczędził. Duża część mieszkańców Przesmyku wracało teraz do domostw. Taka pora nie należy do najbezpieczniejszych w tych rejonach. W przeciwieństwie do nich ja raczej wychodzę wtedy na ulicę. Jest to dla mnie czas, w którym załatwiam większość spraw ze ślepcami, takimi jak ta. Stanęłam gdzieś z boku, gdzie widok człowieka bez interesu do tego miejsca nie sięga i z lekką niecierpliwością czekałam na zleceniodawcę.
    Ślepcy
    Egon Munch
    Egon Munch
    https://midgard.forumpolish.com/t872-egon-munch#4667https://midgard.forumpolish.com/t905-egon-munch#4674https://midgard.forumpolish.com/t906-kasjmirull#4682https://midgard.forumpolish.com/f100-egon-munch


    Trzeciego dnia listopada był już u kresu swojej wytrzymałości, która, z każdym dniem coraz bardziej nadwątlona, była słaba i łamliwa jak szreń, wdzierająca się w umysł bolesnym pragnieniem zażycia, lecz świerzbiąca również podskórnie, szarpiąca za niewydolne organy i przykurczone mięśnie, wyżynająca żołądek jak mokrą ścierkę, przyprawiając go o torsje, chociaż z ust skapywała już zazwyczaj tylko ślina lub krew, obmierzła flegma przetrawionych wnętrzności. Ze zgrozą przypominał sobie rzucane ku niemu lżące oskarżenia, insynuacje, od których dawniej się odgradzał, bo uzależniony oznaczało zależny, zależny od czego, zależny od kogo? Czy miał na nadgarstkach kajdany, których nie widział? Czy niósł ciężar, nie czując, jak ten napiera uparcie na jego barki? Wzbraniał się przed nimi butną, niepohamowaną agresją, lecz dzisiaj nie posiadał już niczego, co pozwalałoby mu oszukać świat, wykreować upragnioną fatamorganę zrównoważenia przed własnymi, zaczerwienionymi oczami, przed dłońmi, które drżały w konwulsjach, przed ciałem, które w ostatecznym akcie defensywy buntowało się i fortyfikowało, jednocześnie błagając o litość i o zbawienną dawkę narkotycznej substancji.
    Szedł krokiem nierównym, trochę paralitycznym, trochę zastałym, jakby coś istotnie ograniczało jego mobilność, mrugał za często i zbyt nerwowo, co i raz zaciskając powieki, jak gdyby nawet pogrążone w półmroku ulice Przesmyku były dla niego zbyt jasne, żółtym światłem latarni wbijając się, jak szpadą, w osłabiony umysł, którego wnętrze przypominało wrzącą, rozgotowaną zupę. Wyglądał – eufemizując – źle, z twarzą bladą jak u ducha, rachitycznym, ledwo trzymającym się na nogach ciałem i zatrzymanych w bursztynowym odmęcie źrenicach, tak nieruchomych, jak gdyby zostały uwięzione w kalafonii. Czuł na sobie pojedyncze spojrzenia, pełne wstrętu bądź niepokoju, jak gdyby był zarażonym wścieklizną psem, z pyskiem toczonym pianą, o tej godzinie dzielnica ulegała jednak znacznemu przerzedzeniu, a ludzie niechętnie rozglądali się wokół siebie, przemykając jak karaczany po brukowanych ulicach, by jak najszybciej schronić się w bezpiecznym karcerze mieszkania. On sam szczególnie się nie przejmował – gdyby ktoś chciał pozbawić go dzisiaj życia, przyjąłby śmierć z wdzięcznością, byle uwolnić się od dolegliwości targanego abstynencją organizmu.
    Wychwytując spojrzeniem kobiecą sylwetkę, jako jedyną nie przejawiającą nerwowego pośpiechu, wciągnął ze świstem powietrze, czując jak niecierpliwość pali mu żyły, rozprzestrzeniając się po krwioobiegu tak, jak gdyby zamiast krwi ktoś wlał mu arterie smołę.
    Masz to? – proste pytanie zastygłe na wierzchu języka, podążające za wzrokiem, który uniósł się ku górze, gromiąc nieznajomą rozgorączkowanym spojrzeniem, w którym kryła się burzliwa popędliwość, uczucie, które rozdzierało go od środka i które z uporem starał się ukrywać, świadom kieratu, na jaki skazywali go jej podobni, złośliwie rozciągający gumę czasu, jak gdyby jego cierpienie sprawiało im perwersyjną radość, satysfakcję z własnej, niepodważalnej wyższości. Wartkim ruchem zanurkował dłonią do kieszeni, drżącymi palcami wychwytując zmięty banknot i podając go Volden, małodusznie zakładając, że takiej właśnie opłaty od niego oczekiwała, że widok pieniędzy skłoni ją do współpracy. – Pośpiesz się. – warknął, teraz już wyraźnie rozeźlony, z trudem zmuszając się do stania sztywno w miejscu.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Plac z każdą minutą oddawał się bardziej mroku. Powoli zaczynałam wątpić, że ten galdr tu przyjdzie. W sumie nie wiem, czemu się tak dziwie. Mogłam w liście bardziej sprecyzować godzinę. Miałam do załatwienia jeszcze parę spraw na mieście, ale byłam na razie zbyt rozdrażniona przez doskwierające mi pragnienie, więc z wyraźną niecierpliwością tupałam, w wybranym przez siebie rytmie, butem o brukowany chodnik, co raz rozglądając się i wzdychając ciężko. Pomimo wieczoru, temperatura nadal się utrzymywała, nie pomagając mi w oczekiwaniu na zleceniodawcę.  Czułam, jak ubrania przyklejają się do mojej skóry, przez wszechobecny na niej pot. Mogłam się ubrać troszkę lżej...
    Dopiero po dłuższej chwili zauważyłam zbliżającą się w moją stronę męską sylwetkę. Od razu wiedziałam, że jest to osoba, na którą czekam. Wpatrując się cały czas, obserwowałam, jak z każdym krokiem się zbliżał. Serce zabiło mi szybciej na samą myśl o absorpcji jego krwi, więc uśmiechnęłam się zalotnie, gdy byłam w stanie zobaczyć jego twarz. Nie przejęłam się zbytnio jego stanem, przez pragnienie był tylko dla mnie kamieniem milowym do zaznania długo wyczekiwanej ulgi.
    - Mam... - Pomachałam mu przed oczami płóciennym woreczkiem, żeby jeszcze bardziej zrobić mu ochotę na jej zawartość. Cofnęłam jednak rękę, gdy zobaczyłam w jego dłoni banknot o niemałym nominale. Nie powstrzymałam się i rozbawiona parsknęłam śmiechem. Przy okazji to i tak byłoby za mało za cały trud, który włożyłam w zdobyciu tego świństwa. - Och... Czyżbym ci wcześniej nie wspomniała o formie zapłaty..? - Powiedziałam, nie ukrywając mojego rozweselenia na widok pieniędzy. Gdy trochę się uspokoiłam, przybliżyłam się do mężczyzny. - Jeżeli chcesz dostać zawartość tego woreczka, to... - Stanęłam na palcach, żeby zbliżyć swoje usta do ucha wyższego bruneta.  - ...zapłacisz mi swoją krwią - Po chwili dodałam powoli szeptem, tak żeby mój zleceniodawca na pewno zrozumiał i następnie znowu się oddaliłam, a złowrogi, spragniony uśmiech już stale gościł na moim licu. Znowu ujawniłam mu woreczek z narkotykiem, którego mężczyzna wyraźnie pragnął. Zupełnie nie bałam się z nim pogrywać. Był dla mnie zwykłą bezbronną owieczką, która zrobiłaby wszystko, żeby znowu być na haju. Spodziewałam się, że na początku się wzburzy, ale koniec końców się skusi. Oddałby pewnie nawet więcej niż samą krew.
    Starałam się utrzymywać z nim stale kontakt wzrokowy, a moje pytające spojrzenie jakby samo zadawało pytanie - "Dobijemy targu?"
    Ślepcy
    Egon Munch
    Egon Munch
    https://midgard.forumpolish.com/t872-egon-munch#4667https://midgard.forumpolish.com/t905-egon-munch#4674https://midgard.forumpolish.com/t906-kasjmirull#4682https://midgard.forumpolish.com/f100-egon-munch


    Czerwie zniecierpliwienia pełzały mu pod skórą, wgryzając się w żyły, których splątany labirynt zdawał się przelewać przez niego gorącym olejem, wypalając wnętrzności od środka, tkanka po tkance, mięsień po mięśniu, narząd po narządzie, dopóki nie pozostaną jedynie kości, kruche i łamliwe jak patyki, ułożone w ogniskowy stos. Nie powinien był balansować na granicy, zbyt blisko krawędzi, której otwarta paszcza łypała na niego złowrogo, przyprawiając o mdłości, chociaż w torsjach pluć mógł jedynie śliną, której cierpki posmak żłobił mu podniebienie, pokrywając je czerwonym nalotem. Pod opuszczonymi powiekami widział twarz Görana, wygiętą w rozeźlonym paroksyzmie pogardy, grymas rozczarowanego niezadowolenia roztaczający sromotne preludium dla kary, która miała zsunąć się po chropowatości jego języka i powalić go hukiem na kolana. Zamrugał nerwowo, pocierając dłonią skroń, by przegonić z umysłu portret byłego opiekuna, zatrzymując natomiast spojrzenie na rysach starszej kobiety, która spoglądała na niego z filuternym rozbawieniem – znał ten wyraz twarzy ze swych licznych ekscesów, tym razem przyprawił go jednak o ciarki, korowód dreszczy zsuwający się zimną falą wzdłuż wypukłych szpulek kręgosłupa.
    Kurczowo zaciskany banknot szeleścił na wietrze, wyśmiany przez nieznajomą, której niespodziewany dyszkant wplótł się w nerwowe szemranie wiatru. Egon ściągnął nieco brwi, wyginając usta w nieprzyjemnym, cierpkim grymasie, taksując nieznajomą szablą rozeźlonego spojrzenia, mimo samopoczucia wciąż przezornie zaostrzoną, gotową przebić miękkie powłoki ciała i wznieść się wokół niego ciemnym nimbem gorejących w piersi afektacji, rozszczekanych kundli gniewu, które poczynały szarpać się na swych żelaznych łańcuchach, warcząc i plując śliną, prezentując karbowanie czarnego podniebienia. Zaczynało kręcić mu się w głowie, mimo to z uporem stał w miejscu, powstrzymując rękę przed podparciem dłoni o brukowaną fasadę jednej z kamienic, niewzruszony wobec erupcji rozbawionego śmiechu. Temperatura, która już wcześniej zaskoczyła go nietypową eskalacją, zdawała się teraz wzrosnąć gwałtownie, jak gdyby ktoś zagotowywał wodę w żeliwnym kotle, sprawiając, że czerwona wstęga termometru pięła się łapczywie aż po samą górę, a po karku spływały pojedyncze strugi potu, od którego ubranie lepiło się nieprzyjemnie.
    Dłoń ze zmiętym banknotem zacisnął w pięść, gdy Volden nachyliła się w jego stronę, wypełniając kilka centymetrów dzielącej ich przestrzeni ciepłem swojego oddechu, od którego dusznej konsystencji zrobiło mu się niedobrze; poczuł, jak jej miękkie, karminowe wargi niemal dotykają pojedynczych włosków na jego uchu.
    Co? – cofnął się o krok do tyłu, kiedy z gardła wydobyło się pojedyncze słowo, artykulacja zamoczona w niecierpliwym gniewie, frustrującej niemocy, która pożerała go od środka, nakazując spoglądać wygłodniałym wzrokiem na trzymaną przez kobietę sakiewkę, którą ta rozmyślnie podrygiwała mu przed oczami. Odruchowo wziął jej odpowiedź za przekorną żartobliwość, w obliczu której na jego lico wpełzło widmo pulsującego w żyłach gniewu, sfrustrowanej rozpaczy, która błagała go w myślach, aby dał jej upust. – Pokurwiło cię? Bierz ten pieprzony banknot i nie rób ze mnie idioty. – zęby zazgrzytały cicho, kiedy zacisnął żuchwę, ściągając podejrzliwie brwi i ciskając sztyletem ostrzegawczego rozdrażnienia w roześmiany kontur jej uśmiechu, brązowe cętki wzburzenia błysnęły tymczasem z złotej kalafonii tęczówek, gdy szarpnął się do przodu, chwytając jej przedramię w ciasny karcer swych kościstych palców. – Nie przyszedłem, żeby się targować. – była od niego niższa, mimo to nie był pewien, czy byłby w stanie odebrać jej woreczek siłą; chociaż jeszcze tego nie wiedział, Volden miała rację – oddałby za niego znacznie więcej niż własną krew.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Pomimo zachodu słońca, duszne powietrze jakby wciąż stało na placu. Atmosfera wydawała się przez to gęstsza. Mężczyzna widocznie nie czuł się najlepiej, a ja nie byłam stuprocentowo pewna, czy jest to wina jego możliwego zespołu odstawienia, czy po prostu źle trawi ten upał. Ja sama też czułam duży dyskomfort z tego powodu. Materiał ubrań nieprzyjemnie kleił się do mojej skóry, a pragnienie tylko wzmagało moją potliwość i rozdrażnienie.
    Byłam zaskoczona aż takim dużym wybuchem złości w mężczyźnie, ale zachowałam kamienną twarz. Również zaskoczył mnie ciśnięty ostrzegawczo sztylet w moją stronę, który skutecznie rozproszył mnie na tyle, że dałam się złapać boleśnie za ramię. Również przybrałam karmazynowe barwy złości, ale mimo tego zaśmiałam się prosto w jego twarz i zaczęłam po chwili groźnie:
    - Co ty sobie kurwa wyobrażasz? To nie ty tutaj proponujesz. Zapłacisz na moich warunkach albo wypierdalaj - Zmarszczyłam czoło, a twarz przybliżyłam jeszcze bliżej jego lica. Czułam, że mężczyzna chce kontrolować sytuacje. Nie mogłam mu na to pozwolić, nie takiemu karaluchowi. Byłoby to dla mnie zbyt upokarzające. Szybkim ruchem wyrwałam się z jego mocnego uścisku i postawiłam trzy kroki do tyłu. Zmiana planów. - Nie... inaczej... Zgadzasz się albo po prostu spalę tę sakwę. Nie mam najmniejszego zamiaru tracić czasu na takiego śmiecia - Położyłam narkotyk na wewnętrznej stronie dłoni, gotowa, żeby w każdym momencie zamienić go w popiół, patrząc na mężczyznę z wyższością, żeby pokazać mu, że to ja kontroluje wszystko, co się dzieje na tym placu. Dawał również wrażenie, że wcale nie zdaje sobie sprawy, z kim aktualnie rozmawia. - I nawet nie próbuj kombinować, jeden zły ruch i połamię ci obie nogi - Ostrzegłam go z szyderczym uśmiechem. Byłam wewnętrznie całkowicie poważna i gotowa na następną możliwą ofensywę ćpuna. Czułam się też pewnie, pokonałabym go bez najmniejszego problemu magią, czy gołymi rękoma, a patrząc na niego, zdawałam sobie sprawę, że w takim stanie zemdleje przy pierwszym lepszym oszołomieniu.
    - tik-tak... tik-tak... tik-tak... - Powtarzałam stale w jak najbardziej możliwy denerwujący sposób w oczekiwaniu na reakcję mężczyzny, który albo się zgodzi, albo spale jego cenny woreczek. Nie jest wcale powiedziane, że nawet po spaleniu tego woreczka z odrobiną siły zaczerpnę z niego trochę krwi, ale wolałabym tego nie robić. Przez pogodę szybciej straciłabym siły przy wymianie zaklęć, a noc dopiero się zaczyna, przez co nie mogę pozwolić sobie na jakieś przyszłe momenty słabości.
    Ślepcy
    Egon Munch
    Egon Munch
    https://midgard.forumpolish.com/t872-egon-munch#4667https://midgard.forumpolish.com/t905-egon-munch#4674https://midgard.forumpolish.com/t906-kasjmirull#4682https://midgard.forumpolish.com/f100-egon-munch


    Kolejne sekundy, leniwe i roztopione od gorąca, z trudem przeciskały się przez wąskie gardło klepsydry czasu, sprawiając, że zardzewiałe sprzęgła umysłu ocierały się o siebie z cierpkim chrobotem, a blada skóra nakryła się nie tylko kroplami potu, lecz również dropiatością gęsiej skórki, świerzbiącą niecierpliwością, wobec której z trudem musiał powstrzymywać się, by paznokciami nie rozdrapać przedramion do kości, własnoręcznie wysączyć z żył szkarłat posoki, która zdawała się wrzeć w zapadniętym labiryncie krwioobiegu. Czuł, jak ubranie lepiło mu się do karku, pojedyncze kosmyki brudnych włosów lgnęły do mokrej od znoju twarzy, ciało, choć okryte szeroką, zarzuconą na ramiona kurtką, drżało, wstrząsane falami gwałtownych dygotów – każdy nerw szarpał boleśnie, mimo to, spojrzenie, wciąż piorunujące kobietę spod osuniętych kotar powiek, jak ślepia dzikiego zwierzęcia, pozostawało niezachwiane w swej gniewnej determinacji, buńczucznym pragnieniu wygranej, które z każdą kolejną minutą ulatniało się z niego jednak jak para, owijając włóczkę myśli wobec jednego tylko pragnienia; zawartości trzymanego przez nią woreczka.
    Groźba, chociaż możliwie wystawiona mu tylko na pokaz, rozbrzmiała w umyśle głośnym dzwonem niecierpliwej rozpaczy, frustracji doprowadzającej go na skraj bezsilności, tłukąc w piersi nawałnicą gorszących mdłości, którym nie folgował już być może tylko dlatego, że żołądek miał pusty i wyżęty do sucha, skręcony jak kawałek brudnego materiału, rzuconego od niechcenia na mokrą podłogę. Gdyby rzeczywistość trzymała go pewniej w drewnianych ramach zdrowego rozsądku, pokusiłby się zapewne o ofensywę, szarpnięcie zaklęcia zdolnego wyrwać z rąk Volden to, co, jak sądził, bezsprzecznie mu się należało, teraz, kołysząc się na skraju przytomności, jego spojrzenie złagodniało jednak wyraźnie, straciło iskry wcześniejszego wzburzenia, wygładzając się jak zalany oliwą ocean, kontrastując perfidię kobiecego śmiechu w upokarzającym wyrazie kapitulacji. Błysk siły zelżał widocznie, a mięśnie, jak rażone atrofią, rozprostowały wnyki zaciśniętych na jej przedramieniu palców, które opadły bezwładnie wzdłuż bioder, gdy jego sylwetka zachwiała się nieznacznie, przylegając prawym barkiem do murowanej fasady jednej z kamienic.
    Gniew, który skrzył iskrami na poszarzałym pogorzelisku jego umysłu, był zbyt słaby, by skutecznie przeciwstawić się nieznajomej, przywiędły i stłumiony ciężką kołdrą bolesnego dyskomfortu, w jakie wprawiał go kierat samopoczucia, dolegliwości z trudem utrzymujące ciało w pozycji stojącej, sprawiające, że wzrok, jak żelazna kotwica, zatrzymał się na lnianej objętości woreczka, siłą błagalnego spojrzenia próbując wydobyć z środka jego zawartość, upragnione remedium narkotyku, którego brak palił wnętrzności żywym ogniem. Tik-tak, kościste palce szarpały nerwowo za brzeg wyświechtanego rękawa, tik-tak, pot spływał cienką stróżką wzdłuż kręgosłupa, przesiąkając przez materiał brudnego ubrania, tik-tak, żołądek skurczył się spazmatycznie, zmuszając go, by pochylił się do przodu, wciąż nie zdejmując jednak wzroku z materiału opasłej kiesy, tik-tak, Valborg uśmiechnęła się triumfalnie, a on wykrzywił w odpowiedzi usta w niewyraźnym paroksyzmie gorzkiej uległości.
    W porządku. – z trudem wydobył głos z wąskiej cieśniny krtani, bursztyn jego spojrzenia błysnął jednak nagląco, próbując przymusić ją do działania – jak bolesne mogło być? Z pewnością nie bardziej niż wszystko, co zdołał dotąd przeżyć, z pewnością nie bardziej niż to, co przeżywał teraz.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Zawsze to działa. Zagrozisz jakiemuś ćpunowi, że spalisz towar i od razu wylizałby ci podeszwy butów, tylko żeby nie widział, jak jego trucizna zamienia się w drobny pył. Żałośnie nawet się patrzy nawet na taką zmianę usposobienia.
    - Jednak potrafisz współpracować - Uśmiechnęłam się złośliwie, spoglądając w oczy spoconemu mężczyźnie. Dosłownie zdawało mi się, że zaraz zwymiotuje, ale nie byłam zbytnio pewna, czym było to spowodowane. Ważne, że nie musiałam się z nim więcej użerać, teraz będzie z górki. - ...ale z racji tego, że wcześniej nie wykazałeś się manierami, najpierw zapłacisz, a potem dostaniesz sakiewkę - Wydawał się u schyłku swojej cierpliwości, ale mimo to i tak postawiłam dalsze warunki. Skąd wiem, że zaraz mi gdzieś nie ucieknie. Przed chwilą dosyć sprawnie rzucał tym sztyletem.  - Słońce, nie ruszaj się teraz - Oblizałam tylko usta i przystąpiłam do pochłaniania jego krwi. Poczułam lekką adrenalinę na samą myśl o nadciągającej posoce i przypływie sił. Moje oczy stały się całkowicie czarne, a na skórze pojawiły się charakterystyczne, czarne tętniące żyły, natomiast z mężczyzny powoli zaczęły wydostawać się  czerwone strużki jego krwi, które kierowane były prosto do mojego krwiobiegu.
    Po krótkiej chwili zakręciło mi się w głowie, a zaklęcie przestało działać. Brzuch podszedł mi do gardła, a ja momentalnie straciłam równowagę. Podparłam się o pobliski murek, żeby uchronić się przed upadkiem. Miałam wrażenie, że w każdym momencie mogę zemdleć.
    - Kurwa... co... jest... z... tobą… nie tak... - Wykrztusiłam, ciężko oddychając. Nie wiedziałam, czy nie mam halucynacji, wszystko wkoło wirowało, a serce jakby miało mi wyskoczyć z klatki. Pogoda w żaden możliwy sposób nie pomagała mi przetrwać tego stanu.
    Mężczyzna ewidentnie musiał mieć tę krew... zatrutą? Nie jestem pewna, co to było, bo pierwszy raz przydarzyło mi się coś takiego. Powinnam przecież czuć się lepiej, a nie powstrzymywać się przed wymiotami. Następnym razem nie ugaduję się z ćpunami.

    Magia Krwi: 19+25+5=49
    Ślepcy
    Egon Munch
    Egon Munch
    https://midgard.forumpolish.com/t872-egon-munch#4667https://midgard.forumpolish.com/t905-egon-munch#4674https://midgard.forumpolish.com/t906-kasjmirull#4682https://midgard.forumpolish.com/f100-egon-munch


    Dna sięgał już wcześniej wiele razy – ostentacyjnie odginał bark, by zwiesić bezwładnie rękę, przesunąć palcami po piachu, pozwolić, by jego drobiny wdarły się za paznokcie, uderzał plecami o grunt, podnosząc się z niego uparcie, choć wiele razy nie chciał, przekonany, że nie jest w stanie. Z gniewnym grymasem uwięzionym na stałe pomiędzy przeciwnymi kącikami ust sprzeciwiał się surowym rygorom ojca i animalistycznej tresurze, jakiej poddawał go Göran, lecz ostatecznie, niezależnie od tego, jak przekonująco by nie udawał, jak konsekwentnie nie grawerował na swojej twarzy dowodów odwagi i niezależności, przegrywał; przegrywał całe życie i przegrał również dzisiaj, żałosny i upodlony, sprowadzony do przymusu błagalnego uwłaczenia, z jakim wzrok zatrzymał się rozpaczliwie na zawartości podrygującego w karcerze cudzej pieści woreczka, jedynej rzeczy, która z powodzeniem zdołałaby podnieść go z powrotem na nogi – przynajmniej na jakiś czas.
    Poczuł szarpnięcie gniewu, który poruszył się nerwowo w piersi, ostatecznie zacisnął jednak tylko palce, dociskając paznokcie do miękkiej powierzchni śródręcza, na którym w efekcie pojawiły się półksiężyce czerwonych śladów – nie miał siły się jej sprzeciwiać, chociaż pragnienie użycia magii, prawie równie silne, co bolesne marzenie zażycia, sprawiło, że poczuł, jak pod cienką płachtą skóry przemyka świerzbiący dygot dolegliwego dyskomfortu, jakby ktoś wsunął mu pod tkankę nóż i pchnął ostrzem jak najdalej, nie bacząc na rozcięte żyły. Za sprawą wypowiedzianego przez kobietę zaklęcia, krew podburzyła się, spowalniając tempo, jakim folgowała dotąd w korowodzie jego wnętrzności, a źrenice rozszerzyły się tak gwałtownie, że przez chwilę sprawiały wrażenie, jakby miały całkiem przysłonić pożółkłą kalafonię tęczówek – zrobiło mu się słabo, mimo to nie potrafił odwrócić wzroku od karminowych wiązek juchy, które zawisły w powietrzu, żywotne niby jakieś osobliwe, nieznane światu stworzenia, po czym zniknęły, przepływając posłusznie ku objęciom drugiego krwioobiegu. Fala anomalnych upałów wciąż sączyła się z nienakrytego obłokami nieba, sprawiając, że ciało, jednocześnie spocone i szarpane febrycznym drżeniem, zdawało się kołysać i rozpływać, niczym ułuda fatamorgany wykwitająca na falującej piachem pustyni.
    Drgnął, kiedy Valborg straciła równowagę, a jego przyćmione spojrzenie przesunęło się ku jej twarzy, nagle o dwa odcienie bledszej, wykrzywionej w niezdrowym paroksyzmie, na który nie potrafił odpowiedzieć niczym innym, jak tylko złośliwym, poniekąd napełnionym satysfakcją uśmiechem.
    Nie smakuje? – warknął szorstko, chociaż głos wciąż drżał mu wyraźnie, nie w pełni utrzymany na wodzy rozdrażnionych samopoczuciem zmysłów. Widząc, jak kobieta z trudem podpiera się dłonią o pobliski murek, wyprostował się powoli, mimo osłabienia, otrzeźwiony nagłym, dufnym animuszem. – Nie masz dość wyrobionego podniebienia. – zawyrokował, a jego gardłowy tembr wybrzmiał głuchym echem na pustej przestrzeni placu – po raz kolejny skrócił odległość, jaka ich dzieliła, rzucając się ku kobiecie z groźnym szarpnięciem i zaciskając palce na materiale jej kołnierza, by siłą pociągnąć ją ku pozycji stojącej. – Teraz dawaj mi to, po co przyszedłem. Rzygać możesz potem.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Włożyłam dużo pracy w doskonaleniu sztuki krwi. Miałam wielkie szczęście, że udało mi się znaleźć kogoś, kto za ogromną opłatą nauczył mnie tej umiejętności. Kilka miesięcy poświęciłam na poznanie tej tajemnej mocy, harując jak wół, gdy robiłam nawet najprostsze zlecenia, żeby zarobić na lekcje. Mimo wszystko opłaciło mi się to. Jestem jednym z nielicznych najemników, którzy to opanowali, więc automatycznie zleceniodawcy bardziej ufają moim umiejętnościom.
    Niestety ma to też swoje złe strony. Szybko się uzależniłam, przez co po tych 7 dniach jestem bardzo agresywna i rozdrażniona, póki nie zaspokoję tej pokusy. Z mojej medycznej wiedzy wiem, że detoks po takim "narkotyku" byłby naprawdę okropny. Nie jestem nawet pewna, czy bym go przeżyła, ale i tak nie zamierzałabym odpuścić tej umiejętności. Dłuższa młodość i szybka regeneracja są jednak warte takiej ceny, szczególnie przy takim zawodzie, który wykonuję.
    Powoli dochodziłam do siebie, po tej przedziwnej absorpcji. Nigdy nie miałam takiej sytuacji, więc nawet sam szok doprowadzał mnie do zawrotów głowy. Miał aż tak skażoną krew, że te wszystkie substancję narkotyzujące przeszły razem z nią? W sumie nie jestem pewna, czy zdarzyło mi się wcześniej pobierać krew z narkomanów, ale mam teraz nauczkę na przyszłość. Pomimo nawet takiego krótkiego pobrania, udało mi się zaspokoić pragnienie, ale nie będę ryzykować używaniem mocy przed minięciem tygodnia.
    Ledwo dochodziło do mnie, co mężczyzna mówił. Próbowałam się wyprostować, ale nagłe szarpnięcie ku górze, mnie uprzedziło. Tylko czubkami butów dotykałam ziemi. Sakiewka z narkotykiem stale znajdowała się w mojej zaciśniętej dłoni. Zagryzłam zęby, gdy uderzył we mnie smród potu mężczyzny. Jego słowa krążyły mi po głowie, a wspomnienia z przeszłości zaczęły pokazywać mi się przed oczami. Już dawno temu postanowiłam sobie, że nie będę tą słabą osobą.
    Powoli podniosłam dłoń z sakiewką ku dłoni mężczyzny i gdy już miała trafić w jego ręce, rozpoczęłam inkantację:
    - Læ! - Łatwopalny materiał momentalnie spłonął, wraz z jego zawartością, zabarwiając płomień na charakterystyczny fioletowy kolor. Korzystając z momentu, w którym mężczyzna prawdopodobnie był zaskoczony nagłym obrotem sprawy, uderzył we mnie nagły przypływ adrenaliny i zebrałam siły w prawej nodze, która wymierzyła nagłe kopnięcie, celowane prosto na brzuch mężczyzny, a ja tym samym uwolniłam się z jego uścisku. Ledwo utrzymałam równowagę, ale z trudem się wyprostowałam i z szyderczym uśmieszkiem odezwałam się wreszcie:
    - Pierdol się…
    Ślepcy
    Egon Munch
    Egon Munch
    https://midgard.forumpolish.com/t872-egon-munch#4667https://midgard.forumpolish.com/t905-egon-munch#4674https://midgard.forumpolish.com/t906-kasjmirull#4682https://midgard.forumpolish.com/f100-egon-munch


    Ze zmiętym materiałem kołnierza, zamkniętym ciasno w karcerze poczerwieniałych, choć śliskich od potu palców, sądził, że zwyciężył, a triumf ten, lśniący schizofrenicznym blaskiem w złotych obręczach tęczówek, okazał się być zardzewiałym gwoździem w konstrukcji jego nadwątlonego nietrzeźwością rozsądku. Krew, przesączająca się boleśnie tunelami żył, wrzała, przepalając się przez ich giętkie ścianki (czuł – był pewien – że posoka wylewa się poza arterie, przesiąka przez narządy, nadaje skórze ten obmierzły, morowy odcień, nakrapiany dropiatością wybroczyn i zadrapań), skroń huczała groźnie, obijając się mdłymi falami o skalisty brzeg świadomości, dłonie drżały, a mimo to trzymał je zakleszczone na materiale kurtki, za grubej na anomalię listopadowej kanikuły.
    Tego, co zrobiła Valborg jednak nie przewidział – zaklęcie ledwo wydobyło się spomiędzy ust, spływając posłusznie po języku, rozsuwając wargi i sprawiając, że kobiece oczy zaszły bielą gęstej mgły, a przez płótno okrągłej twarzy przebiła się sieć czarnych węży. Parciana sakiewka, wraz z jej lukratywną zawartością, zalśniła jasnym, pomarańczowym płomieniem, który odbił się pozłotą na dnie jego rozszerzonych źrenic, po czym zgasł zupełnie, przesypując się przez palce popiołem i skrawkami przepalonego materiału – w gwałtownym odruchu, wpierw jedynie somatycznym, później dopiero docierającym do synaps umysłu tchnieniem impulsywnego gniewu, poczuł, jak wnętrzności zaciskają mu się w pięść, żołądek zalega ciężarem pod mostkiem, a nudności unoszą się pod próg gardła, wstępując na czoło kroplami potu, od których lepiły mu się włosy, brudne i posklejane. Gdyby nie siła animalistycznych afektów, byłby zapewne poddał się jej zupełnie, uderzył kolanami o twardy bruk opustoszałego placu, pozwolił, by utrata krwi nakryła umysł ciemną winietą nagłego omdlenia – zamiast tego szarpnął się jednak, zaciskając palce mocniej na jej kołnierzu i zginając rękę w łokciu, by zmniejszyć odległość, jaka ich dzieliła, wyrwać jej grunt spod cienkich podeszw butów.
    Nie tylko on odzyskał werwę pod wpływem nagłego zastrzyku adrenaliny, Valborg żachnęła się bowiem przeciwko jego brutalności, próbując wymierzyć silne kopnięcie w miękki fragment podbrzusza, chociaż rozluźnił uścisk palców, pozwalając jej uwolnić się z ich szponiastych wnyków, osłabienie po inkantacji wciąż trzymało się jednak uparcie kobiecego ciała, a cios chybił, ledwie zderzając kościstą wypukłość kolana z jego prawym udem. Parsknął cicho, choć nie bez złości – uczucia rozjątrzonego jak ogień na suchej trawie jego wnętrza, ukrywającego w sobie cień narastającego strachu, histerii, która dopadała trawiony głodem organizm, nienasycony umysł domagający się choćby paliatywnej kropli upragnionej substancji; zaschło mu w ustach i poczuł się jak wędrowiec pośród rozgrzanych piasków pustyni, któremu rozmyślnie odebrano od spierzchniętych warg ostatni łyk świeżej wody. Nie był w stanie wyszarpnąć z siebie lżących słów kontrataku, był zbyt osłabiony, by posłużyć się odpowiednim zaklęciem, zacisnął jednak palce w obuch pięści, jedną ręką znów chwytając za kołnierz, a drugą wprawnym, wysłużonym doświadczeniem ciosem wymierzając uderzenie prosto w szczękę Volden – ciało poruszało się zazwyczaj w ślad za głową, a ona i tak ledwo zachowywała pozory równowagi.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Gorąc nie pomagał mi w tej sytuacji. Czułam krople potu spływające po czole i jak ubrania lepiły się do skóry. Nudności  w tym wszystkim nie pomagały. Żołądek zaczął mi się powoli uspokajać, a zawroty głowy dawały się mniej we znaki, mimo że kolana nagle pozostawały mi miękkie. Nie było czasu na zaklęcia w tej sytuacji, inkantacja zbyt bardzo by mnie spowolniła, a ja nie mogłam się odsłonić, bo i tak byłam już wystarczająco wyczerpana.
    Ku mojemu zdziwieniu nie trafiłam, a moje kolano otarło się jedynie o kolec biodrowy mężczyzny. Znowu mój kołnierz, padł ofiarą uścisku mężczyzny, gdy ten mnie przyciągnął do siebie. Moje podeszwy ponownie zaczynały się stopniowo odrywać od gruntu, gdy siłą mnie unosił ku  swojej spoconej i brudnej twarzy. Zapach potu i innych świństw ponownie uderzył w moje nozdrza, a ja starałam się odchylić twarz od jego lica. Nie było mi już tak do śmiechu, gdy spojrzałam się w oczy mężczyzny. Widziałam w nich tylko i wyłącznie żądzę krwi, nie mogłam już dłużej się tu bawić. Spalony woreczek obudził w nim bestię, która chciała jedynie mnie zabić, zemścić się. W środku zaczynałam czuć przerażenie. Szczególnie że plac jakby nagle opustoszał i tylko powoli wyławiający się księżyc był świadkiem tej walki.
    Nagle podniósł pięść, która zaczęła pędzić prosto na moją żuchwę. Nie wahał się, a ja musiałam myśleć niewyobrażalnie szybko. Zacisnęłam zęby i z całych sił spróbowałam pociągnąć moje ciało ku ziemi, próbując się wyzwolić  z jego uścisku. Kołnierz porwał się, zostawiając koronkę w strzępach, ale mimo wszystko nie byłam wystarczająco szybka. Kostki mężczyzny drasnęły moją kość policzkową, przerywając ciągłość skóry w tamtym miejscu, co wyzwoliło powolną drużkę mojej krwi. Z drugiej strony chciałam złapać się za uszkodzony policzek dłonią, ale nie było czasu. Musiałam wykorzystać to, że znalazłam się przy ziemi. Znowu zamachnęłam się moim ciężkim butem, celując prost w kolano mężczyzny. Chciałam je wybić ze stawu, lecz nie byłam na tyle trzeźwa, żeby utrzymać się, kucając na jednej nodze, przez co ciężka podeszwa zmierzyła, na skutek nagłej utraty równowagi, na kostkę mężczyzny.
    Ślepcy
    Egon Munch
    Egon Munch
    https://midgard.forumpolish.com/t872-egon-munch#4667https://midgard.forumpolish.com/t905-egon-munch#4674https://midgard.forumpolish.com/t906-kasjmirull#4682https://midgard.forumpolish.com/f100-egon-munch


    Valborg była lżejsza, niż się spodziewał, kiedy szarpnął ją za kołnierz, przymuszając stopy, by oderwały się od brukowanej powierzchni placu i uniosły w powietrze, czubkami butów ocierając się o nierówno ułożoną spiralę chodnika – zgiął rękę w łokciu, siłą zmniejszając odległość, jaka ich dzieliła i wykrzywiając usta w nieprzyjemnym, groźnym uśmiechu, przy którym spod pobladłych warg wychynęło pożółkłe szkliwo zębów, równie krzywych co te, które wyrwano mu z dziąseł dzieciństwa. Dostrzegł błysk strachu w oczach kobiety, tym silniej podżegający w nim poczucie triumfu, głośne i intensywne, lecz niezdolne całkiem przyćmić gniewu, który jątrzył się w piersi, przesuwając się ku głębinom podbrzusza i sprawiając, że żołądek ściskał się spazmatycznie, w rozpaczliwym zaaferowaniu doskwierał żalem za upragnionym remedium, które tak raptownie spopielało tuż przed jego oczami, nie pozostawiając po sobie nic, jak tylko pociemniałe sadzą kawałki materiału, które raptem porwał wiatr, pozostawiając go z dojmującym poczuciem straty.
    Palce odruchowo zacisnęły się w obuch pięści, paznokcie wgryzły w miękkie płótno śródręcza – wściekłość, która przyczaiła się w barku, szarpnęła za łokieć, wymierzając cios, kobieta szarpnęła się jednak wystarczająco mocno, by chybił, ledwie zderzając knykcie z jej miękkim policzkiem, pozostawiając na nim piętno karminowej czerwieni. Kołnierz, za którymi chwycił, rozdarł się, gdy Valborg cofnęła się do tyłu, przecinając odgłosy ciężkich oddechów i zgrzytających o siebie zębów charakterystycznym, szeleszczącym wizgiem – podążył wzrokiem ku kawałkowi materiału, który wciąż trzymał usilnie w dłoni i tym mocniej, w nieobłaskawionym rozdrażnieniu, zacisnął na nim palce, po czym rzucił na ziemię, przydeptując go ciężką podeszwą, jakby dusił zwierzę, które nieopatrznie podsunęło mu się pod but.
    Usta wykrzywiły się w paroksyzmie triumfalnego uśmiechu, gdy Valborg runęła na bruk, mimo determinacji odsłonięta na jego ciosy, nim zdołał jednak pochylić się do przodu, wysunięta przez nią noga przecięła powietrze, nie trafiając wprawdzie we wrażliwy zawias kolana, lecz uderzając ciężką podeszwą w kostkę, wokół której rozlało się echo nagłego bólu. Potknął się pod wpływem tego ciosu, wymierzonego niecelnie, jak gdyby przypadkiem, nie stracił jednak zupełnie równowagi, chwiejąc się tylko, by zaraz rozgrzane do czerwoności złoto cienkich, skrytych pod szerokością źrenic tęczówek, utkwić gniewnie na twarzy przeciwniczki.
    Suka. – przekleństwo wydarło się spomiędzy zaciśniętych zębów, chociaż broda jawnie mu drżała, dłonie musiał wciąż zaciskać w pięści, by nie ujawnić nerwowego dygotu, jaki nimi zawładnął. Kolejny cios zagnieździł się już w spiętych barkach, kiedy w oddali rozległo się echo cudzych kroków, obce, niepokojące, zagłuszające pozorną ciszę panującego w mieście upału. Drgnął wyraźnie, zagryzając wnętrze lewego policzka i rozdzierając cienką błonę, jaka go pokrywała, sprawiając, że na języku pojawił się mdły, metaliczny posmak krwi. – Zapłacisz mi za to. – warknął, spluwając na ziemię zaczerwienioną od posoki śliną, po czym wycofując się w cień, by z trudem przymusić się do szybszego kroku i zniknąć w jednej z bocznych, szemranych alejek.

    Egon i Valborg z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.