:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
11.02.2001 – Park Ruchomych Rzeźb – V. Räikkönen & Bezimienny: C. Iversen
3 posters
Viggo Räikkönen
11.02.2001 – Park Ruchomych Rzeźb – V. Räikkönen & Bezimienny: C. Iversen Pon 27 Lis - 22:38
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
11.02.2001
Dostrzegł go, mimowolnie wodząc butelkowozielonymi oczami, wśród palety podchmielonych twarzy zebranych w pubie, jego wyróżniała się na ich tle nieznacznie, ale nie zdradzała objawów pijaństwa, co było odstępstwem od reguły w tej okolicy, w tej mordowni dziwnym trafem on sam, był drugim wyjątkiem. Siedząc na skraju barowej lady przegryzał od czasu, do czasu słoną przekąskę podstawioną przez barmana w tym podłym lokalu, nawet obsługa piła. Kolejnym czynnikiem, jaki przyciągał uwagę fina na mężczyznę siedzącego przy niewielkim stoliku, blisko wyjścia, był fakt, że wedle tego, co sam Räikkönen wiedział, ten powinien od co najmniej pół roku grzać celę w niesławnym forcie Nordkinn. Zmrużone powieki sondowały twarz znajomego – nieznajomego, uważnie próbując po najdrobniejszych szczegółach wyrozumieć, o co chodziło z rozmowy, którą ten prowadzi. Nic to jednak nie dawało, a rozdrażnienie, jak i pewna doza ciekawości zaczynały dokuczać najemnikowi w sposób, jaki sugerował jasno, iż ten od dawien dawna, nie miał styczności z ciekawszymi tematami i rzucał się w swej skorupie samotności na byle drobiazg przyciągający jego uwagę.
Nie wiedział, czym dyktowane było jego zachowanie, lecz w momencie, gdy obiekt obserwacji wstał i wyszedł z lokalu Fin, zrobił dokładnie to samo i trzymając dystans szedł jego krokiem. Po drodze pozwalając wyobraźni domysłów snuć nierealne scenariusze, choćby taki, że jego dawnemu znajomemu jednak udało się nawiać, co było rzeczą praktycznie niewykonalną, ale nie niemożliwą. Nie podejrzewał go o takie umiejętności, ani tym samym możliwości, lecz szczytem kretyństwa pozostawało chodzenie po nocy i zaglądanie do tak ludnych miejsc, kiedy istniała spora szansa na to, że ktoś cię rozpozna i połączy kropki. Od samego początku podejrzewał, że to jakiś przebieraniec, lecz chciał mieć pewność, a wyrok, jaki na nim zapadł wykona, bez zmrużenia okiem, ot nawet złodzieje powinni mieć jakieś zasady, niekoniecznie moralne.
– Ragnvald! – Krzyk rozdarł nocną ciszę, niosąc się głuchym echem przez opustoszałą przestrzeń parku. Śnieg skrzył się w nikłym świetle latarni, a para obficie buchała z ust, przy każdym oddechu. Najemnik przyspieszył kroku i bez zbędnej kurtuazji wymierzył mężczyźnie cios – ostre kopnięcie w piszczel, miało go podciąć i chwilowo uniemożliwić ucieczkę. – Kim jesteś? – Pada pytanie, a nieprzyjemny dziwnie kojarzący się z warknięciem głos wydaje się, być znacznie bardziej srogi, niż mróz, który ściskał Midgard w swych ramionach.
celność: 2 – przeciwnik zostaje poprawnie trafiony ciosem przez gracza;
aak: 48 + 25 +3 + 7 = 83
Mistrz Gry
11.02.2001 – Park Ruchomych Rzeźb – V. Räikkönen & Bezimienny: C. Iversen Pon 27 Lis - 22:38
The member 'Viggo Räikkönen' has done the following action : kości
#1 'k6' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 48
#1 'k6' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 48
Bezimienny
Nie lubił takich wieczorów, kiedy na ostatnią chwilę okazywało się, że musi coś załatwić, bo ktoś niżej w hierarchii sknocił sprawę i mógł albo tracić czas na wtajemniczanie kolejnej osoby, która i tak nie zrobiłaby tego tak dobrze, albo samemu ubrudzić rączki i wyjść w pole - rzadko to robił, ale niekiedy było to konieczne. Tak jak tego wieczoru.
Oczywiście nie mógł pokazać się w podejrzanym barze w swojej normalnej postaci, jeszcze ktoś by go wypatrzył i doniósł do gazet albo rozpowiadał na mieście, że Iversen stacza się w rynsztoku, zamiast prowadzić przykładne życie biznesmena, jak to robił do tej pory. Jego przykrywka musiała być nieskalana żadną złą myślą, dlatego musiał się posiłkować jedną z twarzy, które do tej pory przybierał. Musiał to być ktoś przezroczysty, więc jego wybór padł na mężczyznę, który najmniej zapadał w pamięć.
W barze nie wypił ani jednego piwa, bo spotkanie i rozmowa z kontrahentem całkowicie zajęła jego myśli. Ponadto w obcej skórze nie lubił się odurzać w obawie, że po ogłupieniu powie coś niestosownego lub zdradzi się jakimś szczegółem. Nawet na trzeźwo istniało takie ryzyko, choć nikłe, w przeciwieństwie do stanu poalkoholowego. Rozmowa przebiegła pomyślnie, choć dłuższe tłumaczenie zdążyło go już zmęczyć. Nie rozglądał się specjalnie, czy ktoś go obserwuje, to wywołałoby zbędne zainteresowanie jego osobą, więc unikał wszelkich podejrzanych gestów.
I już myślał, że sprawa załatwiona - wyszedł z baru i kierował się do domu, a choć pozostawał ostrożny, to nie zorientował się, że ktoś za nim idzie do momentu, w którym czyjś krzyk przedarł ciszę nocnej głuszy. Odwrócił się momentalnie, wyczulony na tego typu zagrywki i tylko dzięki szybkiej reakcji udało mu się w porę odskoczyć, by nie oberwać w piszczel. Zmierzył przeciwnika wzrokiem, ale nie jego twarz nic mu nie mówiła. Czyżby jakiś jego wróg? Osobisty na pewno nie, ale postać, którą przybrał chyba nie była aż tak przezroczysta, jak mu się wydawało. Nie był Ragnvaldem i teraz musiał szybko wymyślić sposób, jak uwolnić się od natręta. Mógł go przekonać kłamstwami lub powalić pięściami, ewentualnie zaklęciem. Zwykle unikał takich bezpośrednich starć, ale nie miał tu drogi ucieczki, więc naprężył ciało z zamiarem pchnięcia mężczyzny od siebie - niezbyt mocno, ale żeby się odczepił.
- Czego chcesz? - warknął, szykując się na kolejny cios. Celowo nie odpowiedział na jego pytanie, najwyraźniej mężczyzna miał już swoją wersję. Wolałby nie uciekać się do ostateczności, ale jeśli nie przestanie drążyć…
obrona udana: 86 + 10 + 2 = 98 > 83
atak:8+ 10 + 2 + 5 = 25
celność: 5 (krytyczny sukces, postać trafia przeciwnika zgodnie ze swoim zamiarem, przez co otrzymuje bonus +5 do rzutu na dany cios)
Oczywiście nie mógł pokazać się w podejrzanym barze w swojej normalnej postaci, jeszcze ktoś by go wypatrzył i doniósł do gazet albo rozpowiadał na mieście, że Iversen stacza się w rynsztoku, zamiast prowadzić przykładne życie biznesmena, jak to robił do tej pory. Jego przykrywka musiała być nieskalana żadną złą myślą, dlatego musiał się posiłkować jedną z twarzy, które do tej pory przybierał. Musiał to być ktoś przezroczysty, więc jego wybór padł na mężczyznę, który najmniej zapadał w pamięć.
W barze nie wypił ani jednego piwa, bo spotkanie i rozmowa z kontrahentem całkowicie zajęła jego myśli. Ponadto w obcej skórze nie lubił się odurzać w obawie, że po ogłupieniu powie coś niestosownego lub zdradzi się jakimś szczegółem. Nawet na trzeźwo istniało takie ryzyko, choć nikłe, w przeciwieństwie do stanu poalkoholowego. Rozmowa przebiegła pomyślnie, choć dłuższe tłumaczenie zdążyło go już zmęczyć. Nie rozglądał się specjalnie, czy ktoś go obserwuje, to wywołałoby zbędne zainteresowanie jego osobą, więc unikał wszelkich podejrzanych gestów.
I już myślał, że sprawa załatwiona - wyszedł z baru i kierował się do domu, a choć pozostawał ostrożny, to nie zorientował się, że ktoś za nim idzie do momentu, w którym czyjś krzyk przedarł ciszę nocnej głuszy. Odwrócił się momentalnie, wyczulony na tego typu zagrywki i tylko dzięki szybkiej reakcji udało mu się w porę odskoczyć, by nie oberwać w piszczel. Zmierzył przeciwnika wzrokiem, ale nie jego twarz nic mu nie mówiła. Czyżby jakiś jego wróg? Osobisty na pewno nie, ale postać, którą przybrał chyba nie była aż tak przezroczysta, jak mu się wydawało. Nie był Ragnvaldem i teraz musiał szybko wymyślić sposób, jak uwolnić się od natręta. Mógł go przekonać kłamstwami lub powalić pięściami, ewentualnie zaklęciem. Zwykle unikał takich bezpośrednich starć, ale nie miał tu drogi ucieczki, więc naprężył ciało z zamiarem pchnięcia mężczyzny od siebie - niezbyt mocno, ale żeby się odczepił.
- Czego chcesz? - warknął, szykując się na kolejny cios. Celowo nie odpowiedział na jego pytanie, najwyraźniej mężczyzna miał już swoją wersję. Wolałby nie uciekać się do ostateczności, ale jeśli nie przestanie drążyć…
obrona udana: 86 + 10 + 2 = 98 > 83
atak:8+ 10 + 2 + 5 = 25
celność: 5 (krytyczny sukces, postać trafia przeciwnika zgodnie ze swoim zamiarem, przez co otrzymuje bonus +5 do rzutu na dany cios)
Mistrz Gry
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
#1 'k100' : 86
--------------------------------
#2 'k6' : 4
#1 'k100' : 8
--------------------------------
#2 'k6' : 5
#1 'k100' : 86
--------------------------------
#2 'k6' : 4
#1 'k100' : 8
--------------------------------
#2 'k6' : 5
Viggo Räikkönen
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Nie poddał się fali irytacji, gdy przeciwnik odpowiednio wcześniej zaalarmowany podniesionym głosem uniknął spotkania z zaśnieżonym brukiem, co prawda była to prowokacja, a ta na celu miała wyciągnięcie z podejrzanego wszystkiego, co ten wie, lecz wystarczył rzut oka na twarz „znajomego”, aby zrozumieć, że ten nie zamierzał mu tego w żadnym wypadku ułatwiać. To jedynie wzmogło chęć zrozumienia tego, co widział, bo wszak rozsądek podpowiadał, iż to nie może być Ragnvald, prawda? Gazety rozpisywałyby się o zuchwałej ucieczce i zbiegu krążącym na wolności, a Krucza Straż deptałaby mu po piętach, nawet jeśli typ poszedł na współpracę i go zwolnili tymczasowo, to nie daliby mu wszak wolnej ręki do latania po barach, chociaż obserwował go, to przypomniał sobie nagle, że ten nie przez ten czas nie zmoczył ust alkoholem, co było wręcz niepodobne do tego człowieka, który jak wszyscy z kręgu zainteresowanych wiedzieli nie stronił od piwa i mocniejszych trunków, zatem jaka siła kontrolowała w kajdanach wstrzemięźliwości jego wewnętrzne demony? Tego nie wiedział, lecz podejrzewał, że wór z odpowiedziami niedługo się rozsupła, a Fin dostanie to, czego oczekiwał.
Jego odepchnięcie, było nieznaczne jakby niechętne. Räikkönen, nawet nie zrobił kroku w tył, aby zachować równowagę, nie było to zwyczajnie konieczne. Czyżby jego znajomy, aż tak opadł z sił? Ślepiec zmrużył podejrzliwie powieki na dźwięk słów przebierańca, tak nie reaguje się, na kogoś, kogo się zna i komu jest się winnym przysługę. Nie spodobało mu się to z miejsca podejrzliwy zaczął się niepokoić odrobinę zaistniałą sytuacją. Zachodząc w głowę: po co ktokolwiek, chwiałby wcielać się w tę rolę, w tę osobę. Znał magię wiedział, że istne cuda można wyczyniać, a galardowie byli obdarowani przez bogów przeróżnymi darami, stąd nie wątpił, w rzeczy pozornie niemożliwe, a jednak musiał się upewnić.
– Co… nie poznajesz mnie? – Zabrzmiał pełen pretensji z udawanym teatralnym manieryzmem zadarł głowę, aby nikłe światło latarni oświetliło lepiej profil. – Odpowiedz. – Głos, był cichy, lecz dobitnie trafiał do adresata, miał go jak na talerzu, wokół pusto i tylko twarze zastygłe w skale, mogły przyglądać się kolejnym czynom najemnika. Ten zaatakował nie czekając, nawet na odpowiedź rzekomego znajomka wystosował lewy sierpowy i… przeliczył się. Powierzchnia, po której stąpali, była pokryta nieznaczną warstwą śniegu, a pod nią zdradliwie czaił się lód, gdy więc w momencie nagłego zrywu Räikkönen ruszył gwałtownie opierając ciężar wyprowadzanego ciosu na prawej nodze poczuł, że grunt dosłownie wymyka mu się spod nóg i traci równowagę. O mały włos nie upadając.
Wstał szybko, lecz trzymał dystans od nieznajomego z jego perspektywy mogło to wyglądać zabawnie, ot pijaczek, który przyplątał się tu za nim i doszukuje się w nim znajomka od wieczorków przy pokerze. Niestety prawda była gorsza, a drzemiąca irytacja w Finie wzrastała z każdą minutą, tym samym grożąc eskalacją, czegoś, co definitywnie, miało ochotę wyrwać się z klatki ludzkiego ciała.
obrona: udana
14 + 3 + 25 = 42
atak: niecelny
Jego odepchnięcie, było nieznaczne jakby niechętne. Räikkönen, nawet nie zrobił kroku w tył, aby zachować równowagę, nie było to zwyczajnie konieczne. Czyżby jego znajomy, aż tak opadł z sił? Ślepiec zmrużył podejrzliwie powieki na dźwięk słów przebierańca, tak nie reaguje się, na kogoś, kogo się zna i komu jest się winnym przysługę. Nie spodobało mu się to z miejsca podejrzliwy zaczął się niepokoić odrobinę zaistniałą sytuacją. Zachodząc w głowę: po co ktokolwiek, chwiałby wcielać się w tę rolę, w tę osobę. Znał magię wiedział, że istne cuda można wyczyniać, a galardowie byli obdarowani przez bogów przeróżnymi darami, stąd nie wątpił, w rzeczy pozornie niemożliwe, a jednak musiał się upewnić.
– Co… nie poznajesz mnie? – Zabrzmiał pełen pretensji z udawanym teatralnym manieryzmem zadarł głowę, aby nikłe światło latarni oświetliło lepiej profil. – Odpowiedz. – Głos, był cichy, lecz dobitnie trafiał do adresata, miał go jak na talerzu, wokół pusto i tylko twarze zastygłe w skale, mogły przyglądać się kolejnym czynom najemnika. Ten zaatakował nie czekając, nawet na odpowiedź rzekomego znajomka wystosował lewy sierpowy i… przeliczył się. Powierzchnia, po której stąpali, była pokryta nieznaczną warstwą śniegu, a pod nią zdradliwie czaił się lód, gdy więc w momencie nagłego zrywu Räikkönen ruszył gwałtownie opierając ciężar wyprowadzanego ciosu na prawej nodze poczuł, że grunt dosłownie wymyka mu się spod nóg i traci równowagę. O mały włos nie upadając.
Wstał szybko, lecz trzymał dystans od nieznajomego z jego perspektywy mogło to wyglądać zabawnie, ot pijaczek, który przyplątał się tu za nim i doszukuje się w nim znajomka od wieczorków przy pokerze. Niestety prawda była gorsza, a drzemiąca irytacja w Finie wzrastała z każdą minutą, tym samym grożąc eskalacją, czegoś, co definitywnie, miało ochotę wyrwać się z klatki ludzkiego ciała.
obrona: udana
14 + 3 + 25 = 42
atak: niecelny
Mistrz Gry
The member 'Viggo Räikkönen' has done the following action : kości
#1 'k100' : 14
--------------------------------
#2 'k6' : 1
--------------------------------
#3 'k100' : 34
#1 'k100' : 14
--------------------------------
#2 'k6' : 1
--------------------------------
#3 'k100' : 34
Bezimienny
Wpadł jak śliwka w kompot i tak jak zwykle starał się unikać zainteresowania, przemykać niezauważenie uliczkami Midgardu pod postaciami, które tylko mu przyszły do głowy, ale też które miał zakodowane jako te, do których wracał. Zwykle wszystko przebiegało bez zarzutów i nikt nie próbował z nim dyskutować, a nawet jeśli to szybko ucinał temat i odchodził w swoją stronę, czasami próbował wmówić, że dana osoba z kimś go pomyliła, bo nigdy nie odwzorowywał czyjegoś wyglądu kropka w kropkę, by uniknąć takich sytuacji. Teraz znalazł się pod ścianą, a uparty, najpewniej podchmielony mężczyzna nie zamierzał odpuścić.
Może jednak uda mu się go spławić? To dość dziwne, by na znajomego rzucać się od razu z pięściami, ale może takie miał zwyczaje. Albo znał się ze swoim kolegą wyśmienicie i to była ich forma powitania, albo mieli jakiś zatarg, może w grę wchodziły długi? Ciężko coś wywnioskować po kilku pierwszych sekundach, jeśli nie ma podanych informacji na tacy. Dopiero kolejne pytanie odrobinę bardziej nakierowało na tor myślenia przeciwnika. Nie spodziewał się, że tak szybko połączy fakty i zostanie zdemaskowany. Nie mógł tego zrobić po samym sposobie chodzenia, a przecież od razu zaczął atak — wniosek z tego prosty, obserwował go od dłuższego czasu, może nawet od początku? Może faktycznie chodziło o jakiś dług, a może po kilku głębszych szukał zaczepki i padło na niego. Musiał jakoś sobie poradzić albo dojdzie do mniej przyjemnych czynności. Na pewno nie chciał robić przedstawienia publicznie, szczególnie przy zwiększonej ilości Kruczych, patrolujących ulice późnymi wieczorami.
- Odpierdoliło ci już do reszty? - warknął i cofnął się o krok, dając jasno do zrozumienia, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Szczególnie po tym, jak sam z siebie poślizgnął się przy próbie wyprowadzenia ciosu. Żałosne. Szkoda, że nie wywrócił się i nie złamał sobie karku, oszczędziłoby mu to kłopotów.
W głowie próbował przeanalizować, czy wie cokolwiek o osobie, której twarz ukradł, ale na razie nie był w stanie przypomnieć sobie żadnych istotnych faktów, które mogłyby przemawiać za nim. Jak udowodnić, że jesteś kimś, kim nie jesteś?
- Nie mam na ciebie czasu. Ostrzegam, nie wchodź mi w drogę albo pożałujesz - niski głos brzmiał może niepozornie, ale była to tzw. cisza przed burzą. Jeśli przeciwnik nie przestanie na niego nacierać, w ruch pójdzie cięższy kaliber. Nie chciał tego robić, bo takie zwieńczenie wieczoru nie było mu w żadnym stopniu potrzebne, ale nie on prowokował kolejne ciosy, nie on próbował powalić tego drugiego. Nieznajomy nałykał się za dużo testosteronu i teraz próbował chyba coś sobie udowodnić, ale Colborn nie chciał wchodzić w zbędne dyskusje. Z drugiej strony wiedział, że tak szybko nie odpuści, więc żeby ponownie pokazać mu, żeby się odczepił, jeszcze raz spróbował go odepchnąć i bez względu na to, czy mu się udało, zacząć się wycofywać.
atak: 1 + 10 + 2 = 13
Może jednak uda mu się go spławić? To dość dziwne, by na znajomego rzucać się od razu z pięściami, ale może takie miał zwyczaje. Albo znał się ze swoim kolegą wyśmienicie i to była ich forma powitania, albo mieli jakiś zatarg, może w grę wchodziły długi? Ciężko coś wywnioskować po kilku pierwszych sekundach, jeśli nie ma podanych informacji na tacy. Dopiero kolejne pytanie odrobinę bardziej nakierowało na tor myślenia przeciwnika. Nie spodziewał się, że tak szybko połączy fakty i zostanie zdemaskowany. Nie mógł tego zrobić po samym sposobie chodzenia, a przecież od razu zaczął atak — wniosek z tego prosty, obserwował go od dłuższego czasu, może nawet od początku? Może faktycznie chodziło o jakiś dług, a może po kilku głębszych szukał zaczepki i padło na niego. Musiał jakoś sobie poradzić albo dojdzie do mniej przyjemnych czynności. Na pewno nie chciał robić przedstawienia publicznie, szczególnie przy zwiększonej ilości Kruczych, patrolujących ulice późnymi wieczorami.
- Odpierdoliło ci już do reszty? - warknął i cofnął się o krok, dając jasno do zrozumienia, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Szczególnie po tym, jak sam z siebie poślizgnął się przy próbie wyprowadzenia ciosu. Żałosne. Szkoda, że nie wywrócił się i nie złamał sobie karku, oszczędziłoby mu to kłopotów.
W głowie próbował przeanalizować, czy wie cokolwiek o osobie, której twarz ukradł, ale na razie nie był w stanie przypomnieć sobie żadnych istotnych faktów, które mogłyby przemawiać za nim. Jak udowodnić, że jesteś kimś, kim nie jesteś?
- Nie mam na ciebie czasu. Ostrzegam, nie wchodź mi w drogę albo pożałujesz - niski głos brzmiał może niepozornie, ale była to tzw. cisza przed burzą. Jeśli przeciwnik nie przestanie na niego nacierać, w ruch pójdzie cięższy kaliber. Nie chciał tego robić, bo takie zwieńczenie wieczoru nie było mu w żadnym stopniu potrzebne, ale nie on prowokował kolejne ciosy, nie on próbował powalić tego drugiego. Nieznajomy nałykał się za dużo testosteronu i teraz próbował chyba coś sobie udowodnić, ale Colborn nie chciał wchodzić w zbędne dyskusje. Z drugiej strony wiedział, że tak szybko nie odpuści, więc żeby ponownie pokazać mu, żeby się odczepił, jeszcze raz spróbował go odepchnąć i bez względu na to, czy mu się udało, zacząć się wycofywać.
atak: 1 + 10 + 2 = 13
Mistrz Gry
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'k6' : 2
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'k6' : 2
Viggo Räikkönen
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Paskudny uśmiech wypłynął na oblicze Fina, ten czuł pismo nosem w pierwszym momencie podejrzewał, lecz w chwili starcia nabrał, niemal stuprocentowej pewności, że mężczyzna przed nim, chociaż wygląda i mówi jak Ragnvald, tak naprawdę nim nie jest.
– To zuchwałe kraść czyjąś twarz, wręcz cuchnie arogancją. – W butelkowozielonych oczach rozgorzał płomień gniewu, nigdy ze wspomnianym nie był w relatywnie dobrych stosunkach, aby bronić jego osoby, ale czuł na sobie ciężar wymierzenia lekcji złodziejowi tożsamości. Oczywistym, było iż pokusa mordobicia w żadnym wypadku nie grała tutaj pierwszych skrzypiec, a wszystko to czynione było w duchu pewnej solidarności ludzi wyklętych, ale skłamałby mówiąc, że nie czuje dreszczyku ekscytacji na myśl o odkryciu prawdziwego „Ja” złodzieja.
Jego kwaśne słowa wywołały jedynie uśmiech politowania na twarzy najemnika, ten przestał krążyć wokół swojego przeciwnika, ba pozwolił, aby ten nieznacznie złamał odległość ich dzielącą, nieco ciekaw tego, co zrobi. Chociaż jego słowa i utkana w nich groźba, mogły zastanawiać, tak Viggo nie cofnął się i oczekiwał konkretnych argumentów, które jednak nie padły, a przynajmniej nie w sposób taki, jaki ten ich oczekiwał. Gdyż kolejne pchnięcie, nawet nie ruszyło z miejsca zawodowego szulera, a złośliwy uśmiech na moment odsłonił biel szkliwa.
– Niektóre kobiety, mają więcej krzepy – posłał mu oczko i cofnął się o pół kroku, jakby z zamiarem odejścia, lecz była to jedynie zmyłka, ot pułapka, na jaką co mniej bywali w mordowniach zwykle się nabierali. Zwinny ruch bioder i tułowia nagle zaowocował wystrzeleniem prawego prostego, aby rozbić ewentualną gardę przeciwnika, chociaż wątpił, by ten zdołał zasłonić się w porę, tak w odwodzie mógł kontynuować natarcie, lecz na chwilę obecną bardziej ciekawiła go prawda skryta płytko pod powierzchnią, niżeli salwa i pokaz pełnej siły berserkera. Koniec końców nie chciał nikogo zabijać, a jedynie nauczyć pokory.
– Daje ci ostatnią szansę powiesz mi kim jesteś, albo twoje truchło zalegnie w pobliskim rowie, mów. – Ponaglił, niemal warknięciem. Iskry w oczach najemnika błysnęły złowieszczo, a on sam nie wyglądał, jakby rzucał słowa na wiatr.
obrona: udana
atak: 25 + 3 + 7 + 50 = 85
celność: 2 - pomyślne
– To zuchwałe kraść czyjąś twarz, wręcz cuchnie arogancją. – W butelkowozielonych oczach rozgorzał płomień gniewu, nigdy ze wspomnianym nie był w relatywnie dobrych stosunkach, aby bronić jego osoby, ale czuł na sobie ciężar wymierzenia lekcji złodziejowi tożsamości. Oczywistym, było iż pokusa mordobicia w żadnym wypadku nie grała tutaj pierwszych skrzypiec, a wszystko to czynione było w duchu pewnej solidarności ludzi wyklętych, ale skłamałby mówiąc, że nie czuje dreszczyku ekscytacji na myśl o odkryciu prawdziwego „Ja” złodzieja.
Jego kwaśne słowa wywołały jedynie uśmiech politowania na twarzy najemnika, ten przestał krążyć wokół swojego przeciwnika, ba pozwolił, aby ten nieznacznie złamał odległość ich dzielącą, nieco ciekaw tego, co zrobi. Chociaż jego słowa i utkana w nich groźba, mogły zastanawiać, tak Viggo nie cofnął się i oczekiwał konkretnych argumentów, które jednak nie padły, a przynajmniej nie w sposób taki, jaki ten ich oczekiwał. Gdyż kolejne pchnięcie, nawet nie ruszyło z miejsca zawodowego szulera, a złośliwy uśmiech na moment odsłonił biel szkliwa.
– Niektóre kobiety, mają więcej krzepy – posłał mu oczko i cofnął się o pół kroku, jakby z zamiarem odejścia, lecz była to jedynie zmyłka, ot pułapka, na jaką co mniej bywali w mordowniach zwykle się nabierali. Zwinny ruch bioder i tułowia nagle zaowocował wystrzeleniem prawego prostego, aby rozbić ewentualną gardę przeciwnika, chociaż wątpił, by ten zdołał zasłonić się w porę, tak w odwodzie mógł kontynuować natarcie, lecz na chwilę obecną bardziej ciekawiła go prawda skryta płytko pod powierzchnią, niżeli salwa i pokaz pełnej siły berserkera. Koniec końców nie chciał nikogo zabijać, a jedynie nauczyć pokory.
– Daje ci ostatnią szansę powiesz mi kim jesteś, albo twoje truchło zalegnie w pobliskim rowie, mów. – Ponaglił, niemal warknięciem. Iskry w oczach najemnika błysnęły złowieszczo, a on sam nie wyglądał, jakby rzucał słowa na wiatr.
obrona: udana
atak: 25 + 3 + 7 + 50 = 85
celność: 2 - pomyślne
Mistrz Gry
The member 'Viggo Räikkönen' has done the following action : kości
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'k6' : 2
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'k6' : 2
Bezimienny
Miał dzisiaj sporego pecha, ale ta sytuacja skłoni go przynajmniej do refleksji i następnym razem bardziej ostrożnie będzie dobierał twarz. Może powinien pomyśleć nad nowymi opcjami, może stare już się opatrzyły i zbyt często je wykorzystywał, więc złośliwe Norny akurat teraz wsadziły go na minę?
- Nawet jeśli, to co ci do tego? Nie widzę tu poszkodowanych — wywrócił teatralnie oczami, jakby nie obeszły go słowa mężczyzny. Przyczepił się jak rzep i teraz Colborn musiał się go pozbyć, tym czy innym sposobem. Upór, jakim emanował nieznajomy był raczej niespotykany, ale jeśli dobrze odczytał sytuację, to zwyczajnie znał Ragnvalda. Czy na tyle, by się za niego bić? Czy był kimś w rodzaju samozwańczego stróża prawa? Bo domyślał się, że gdyby trafił na kruczego, to już dawno usłyszałby konkretne zarzuty albo od razu nastąpiłaby próba aresztowania.
Ta cała sytuacja działała mu na nerwy coraz bardziej, a o ile na początku wolał to zbyć i udać się w swoim kierunku, tak teraz ciężko było się wymigać, z napierającym na niego mięśniakiem, który nie wiedział, kiedy sobie odpuścić. Nie było sensu już udawać Rangvalda, a cały blef zdał się na nic i musiał teraz inaczej kombinować. W miejscu publicznym ciężko o dogodne warunki do morderstwa, byłoby z tego więcej problemów niż pożytku. Prychnął z niecierpliwością na kolejny kąśliwy komentarz, ale nie wdawał się już w dyskusje, że wcale nie potrzebuje krzepy, że wystarczą mu inne umiejętności, o których być może zaraz się przekona. Nie spodziewał się ciosu, nie kiedy przeciwnik cofnął się, jakby chciał odejść. Nie zdążył nawet podnieść ręki, kiedy zamroczony uderzeniem, upadł na biały puch — przynajmniej nie miał twardego lądowania. Potrząsnął głową, próbując odzyskać rezon, ale złość coraz bardziej ogarniała jego ciało.
- Po co? Chcesz mnie wydać, czy poskarżyć się swojemu kochankowi? Inaczej chyba nie broniłbyś tak bardzo jego twarzy - zaczął spekulować, choć widmo spełnionej groźby majaczyło mu przed oczami. Nie chciałby tak skończyć, dlatego doszedł do wniosku, że żarty się skończyły i czas na cięższą artylerię.
- Zostaw mnie w spokoju, odejdź i zapomnij, że mnie spotkałeś - czarne żyły ozdobiły jego twarz, gdy hipnozą próbował nakłonić mężczyznę, by udał się w swoją stronę. Po uderzeniu czuł się odrobinę zamroczony, dlatego miał wrażenie, że siła perswazji nie jest zbyt mocna, choć miał ogromną nadzieję, że tym razem to wystarczy.
obrona nieudana: 7+10=17 <
hipnoza: 23 + 20 = 43
- Nawet jeśli, to co ci do tego? Nie widzę tu poszkodowanych — wywrócił teatralnie oczami, jakby nie obeszły go słowa mężczyzny. Przyczepił się jak rzep i teraz Colborn musiał się go pozbyć, tym czy innym sposobem. Upór, jakim emanował nieznajomy był raczej niespotykany, ale jeśli dobrze odczytał sytuację, to zwyczajnie znał Ragnvalda. Czy na tyle, by się za niego bić? Czy był kimś w rodzaju samozwańczego stróża prawa? Bo domyślał się, że gdyby trafił na kruczego, to już dawno usłyszałby konkretne zarzuty albo od razu nastąpiłaby próba aresztowania.
Ta cała sytuacja działała mu na nerwy coraz bardziej, a o ile na początku wolał to zbyć i udać się w swoim kierunku, tak teraz ciężko było się wymigać, z napierającym na niego mięśniakiem, który nie wiedział, kiedy sobie odpuścić. Nie było sensu już udawać Rangvalda, a cały blef zdał się na nic i musiał teraz inaczej kombinować. W miejscu publicznym ciężko o dogodne warunki do morderstwa, byłoby z tego więcej problemów niż pożytku. Prychnął z niecierpliwością na kolejny kąśliwy komentarz, ale nie wdawał się już w dyskusje, że wcale nie potrzebuje krzepy, że wystarczą mu inne umiejętności, o których być może zaraz się przekona. Nie spodziewał się ciosu, nie kiedy przeciwnik cofnął się, jakby chciał odejść. Nie zdążył nawet podnieść ręki, kiedy zamroczony uderzeniem, upadł na biały puch — przynajmniej nie miał twardego lądowania. Potrząsnął głową, próbując odzyskać rezon, ale złość coraz bardziej ogarniała jego ciało.
- Po co? Chcesz mnie wydać, czy poskarżyć się swojemu kochankowi? Inaczej chyba nie broniłbyś tak bardzo jego twarzy - zaczął spekulować, choć widmo spełnionej groźby majaczyło mu przed oczami. Nie chciałby tak skończyć, dlatego doszedł do wniosku, że żarty się skończyły i czas na cięższą artylerię.
- Zostaw mnie w spokoju, odejdź i zapomnij, że mnie spotkałeś - czarne żyły ozdobiły jego twarz, gdy hipnozą próbował nakłonić mężczyznę, by udał się w swoją stronę. Po uderzeniu czuł się odrobinę zamroczony, dlatego miał wrażenie, że siła perswazji nie jest zbyt mocna, choć miał ogromną nadzieję, że tym razem to wystarczy.
obrona nieudana: 7+10=17 <
hipnoza: 23 + 20 = 43
Mistrz Gry
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
#1 'k100' : 7
--------------------------------
#2 'k100' : 23
#1 'k100' : 7
--------------------------------
#2 'k100' : 23
Viggo Räikkönen
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Nic mu do tego…
To prawda. Nieznajomy, miał w tym względzie pełną słuszność, niemniej jednak Viggo był człowiekiem, który jasno trzymał się wytyczonych zasad, a nawet jeśli za wspomnianym poszkodowanym całej tej sytuacji nie przepadał, wręcz był mu zwyczajnie obojętny jak większość społeczeństwa, tak swoim zachowaniem szukał powodu do bójki – prowokował. Chciał się w końcu odprężyć, ot wyładować, a sytuacja trafiła się wprost idealna, co prawda jego przeciwnik wydawał się zbity z tropu zupełnie, a także wyglądał na pozbawionego jakichkolwiek umiejętności związanych z samoobroną. Nie wymagał przecież tak wiele, prawda? Tylko tyle, by obić pysk jeden drugiemu i wrócić do swoich zadań. Na chwilę obecną pomijając poślizg pojedynek wydawał się, być bardzo jednostronny, a to nie działało zachęcająco, wręcz miało efekt przeciwny i przez myśl najemnika przemknęła uwaga, aby to zakończyć i dać mężczyźnie święty spokój.
– Czy ty mnie słuchasz? – podirytowany pozwolił sobie na swobodną grę, wobec przeciwnika. Jego narracja budziła skojarzenie z rozpieszczonym bogaczem, który przywykł do wydawania poleceń. Mężczyzna nie mógł wiedzieć, że takim zachowaniem, wyłącznie pogorszy swój już i tak opłakany stan. Zamiast wybrać kompromis, ten postanowił na ponowne oszukiwanie, a to nie wróżyło niczego dobrego.
Najemnikowi nie podobało się to, jak ten zaczyna kluczyć, jak błądzi za nim wzrokiem i jak nagle zaczęło mu zależeć, by zapomniał, że go spotkał. To uruchomiło w przewrażliwionym na manipulację berserkerze alarm ostrzegawczy. Tak prosta perswazja nie podziała na niego, nic z tego.
– Wkurwiasz mnie – stwierdził, oczywistość, a dłoń zaciśnięta w pięść mimowolnie wystrzeliła do przodu celując w usta przeciwnika. Miał ochotę je rozbić na krwawą miazgę. Wcale go nie obeszło, że ten, z którym walczy, był ślepcem, wręcz to zbył, być może jego rywal wykorzysta ten zabieg, by spróbować sztuki negocjacji ponownie, jednakże jeśli będzie to robił, jak dotychczas, to Räikkönen marnie widział wyniki tej operacji.
obrona przed hipnozą: 42 + 10=52
atak: 56 + 3 + 7 + 25 = 91
celność: 4
To prawda. Nieznajomy, miał w tym względzie pełną słuszność, niemniej jednak Viggo był człowiekiem, który jasno trzymał się wytyczonych zasad, a nawet jeśli za wspomnianym poszkodowanym całej tej sytuacji nie przepadał, wręcz był mu zwyczajnie obojętny jak większość społeczeństwa, tak swoim zachowaniem szukał powodu do bójki – prowokował. Chciał się w końcu odprężyć, ot wyładować, a sytuacja trafiła się wprost idealna, co prawda jego przeciwnik wydawał się zbity z tropu zupełnie, a także wyglądał na pozbawionego jakichkolwiek umiejętności związanych z samoobroną. Nie wymagał przecież tak wiele, prawda? Tylko tyle, by obić pysk jeden drugiemu i wrócić do swoich zadań. Na chwilę obecną pomijając poślizg pojedynek wydawał się, być bardzo jednostronny, a to nie działało zachęcająco, wręcz miało efekt przeciwny i przez myśl najemnika przemknęła uwaga, aby to zakończyć i dać mężczyźnie święty spokój.
– Czy ty mnie słuchasz? – podirytowany pozwolił sobie na swobodną grę, wobec przeciwnika. Jego narracja budziła skojarzenie z rozpieszczonym bogaczem, który przywykł do wydawania poleceń. Mężczyzna nie mógł wiedzieć, że takim zachowaniem, wyłącznie pogorszy swój już i tak opłakany stan. Zamiast wybrać kompromis, ten postanowił na ponowne oszukiwanie, a to nie wróżyło niczego dobrego.
Najemnikowi nie podobało się to, jak ten zaczyna kluczyć, jak błądzi za nim wzrokiem i jak nagle zaczęło mu zależeć, by zapomniał, że go spotkał. To uruchomiło w przewrażliwionym na manipulację berserkerze alarm ostrzegawczy. Tak prosta perswazja nie podziała na niego, nic z tego.
– Wkurwiasz mnie – stwierdził, oczywistość, a dłoń zaciśnięta w pięść mimowolnie wystrzeliła do przodu celując w usta przeciwnika. Miał ochotę je rozbić na krwawą miazgę. Wcale go nie obeszło, że ten, z którym walczy, był ślepcem, wręcz to zbył, być może jego rywal wykorzysta ten zabieg, by spróbować sztuki negocjacji ponownie, jednakże jeśli będzie to robił, jak dotychczas, to Räikkönen marnie widział wyniki tej operacji.
obrona przed hipnozą: 42 + 10=52
atak: 56 + 3 + 7 + 25 = 91
celność: 4
Mistrz Gry
The member 'Viggo Räikkönen' has done the following action : kości
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'k100' : 56
--------------------------------
#3 'k6' : 4
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'k100' : 56
--------------------------------
#3 'k6' : 4
Bezimienny
Uczepił się jak rzep psiego ogona, pieprzony mściciel, co to myśli, że wszystko wie najlepiej. Gdzie te czasy, kiedy ludzie pilnowali swojego nosa i nie wściubiali go w cudze sprawy?
- To ty nie słuchasz. Daj mi spokój i zajmij się swoimi problemami - odparł, ciągle nad wyraz spokojny. Nie przejmował się napastnikiem aż tak bardzo, bo choć miał się za nie wiadomo kogo, tak do tej pory nie udało mu się prawidłowo znokautować przeciwnika. Nie żeby sam popisał się jakimiś wielkimi umiejętnościami, bo do tej pory nie pokazał ich wcale, ale przynajmniej trzymał się na nogach. Nie chciał konfrontacji, chciał zmienić twarz i iść do domu bez żadnych dodatkowych przeszkód. Wystarczyło mu wrażeń, jak na jeden wieczór. Że też musiał wybrać tę przeklętą twarz - od dziś oficjalnie znika z jego katalogu gotowych wizerunków.
I jak na złość hipnozę chuj strzelił i nawet taki intelektualny matoł był w stanie się oprzeć. Musiał mu chwilę wcześniej mocno przydzwonić, że teraz nie był w stanie go nakłonić do swojej woli. Tak to jest, jak coś szło źle, to efektem domina sypało się wszystko po kolei. Załatwił jedno, to teraz miał kolejne zmartwienie.
- Jest na to prosta rada. Odejdź w swoją stronę - powiedział ze zniecierpliwieniem, bo skoro był tak zirytowany, to mógł zejść mu z oczu, by okaz irytuacji mógł odejść w zapomnienie, ale nie, ten uparcie próbował się bić, jak nieokrzesany neandertalczyk, który siłą próbuje pokazać swoją dominację. Czy naprawdę nie ma na to lepszych sposobów? Mógł uderzać worek bokserski, jeśli chciał się wyżyć, a nie zaczepiać na ulicy przypadkowych ludzi.
Kolejny cios, przed którym nie zdołał się w pełni obronić. Odskoczył w bok, ale pięść przejechała mu po policzku, tworząc drobne otarcie. Nie poddawał się, tylko skąd ta nieustępliwość? Miał dość tej potyczki, a także tego osiłka.
- Dobra, starczy. Wygrałeś, już możesz odpuścić - wywrócił oczami i machnął dłonią imitując wywieszenie białej flagi. Ile można się szarpać nie o swoją sprawę? A skoro jest taki nieustępliwy w takiej kwestii, to może będzie w stanie się przydać w innych?
- Nie szukasz roboty? Przydałby mi się ktoś o twojej krzepie i upartości - zaczął się zastanawiać, oceniając przy okazji na ile lojalny byłby z niego pracownik, na ile rzetelnie wykonywałby powierzone obowiązki. - Przemyśl to. Nie dość, że będziesz mógł obić komuś mordę, to jeszcze ci za to zapłacę.
68 + 10 +2 = 80
91>80 - lekkie obrażenia
- To ty nie słuchasz. Daj mi spokój i zajmij się swoimi problemami - odparł, ciągle nad wyraz spokojny. Nie przejmował się napastnikiem aż tak bardzo, bo choć miał się za nie wiadomo kogo, tak do tej pory nie udało mu się prawidłowo znokautować przeciwnika. Nie żeby sam popisał się jakimiś wielkimi umiejętnościami, bo do tej pory nie pokazał ich wcale, ale przynajmniej trzymał się na nogach. Nie chciał konfrontacji, chciał zmienić twarz i iść do domu bez żadnych dodatkowych przeszkód. Wystarczyło mu wrażeń, jak na jeden wieczór. Że też musiał wybrać tę przeklętą twarz - od dziś oficjalnie znika z jego katalogu gotowych wizerunków.
I jak na złość hipnozę chuj strzelił i nawet taki intelektualny matoł był w stanie się oprzeć. Musiał mu chwilę wcześniej mocno przydzwonić, że teraz nie był w stanie go nakłonić do swojej woli. Tak to jest, jak coś szło źle, to efektem domina sypało się wszystko po kolei. Załatwił jedno, to teraz miał kolejne zmartwienie.
- Jest na to prosta rada. Odejdź w swoją stronę - powiedział ze zniecierpliwieniem, bo skoro był tak zirytowany, to mógł zejść mu z oczu, by okaz irytuacji mógł odejść w zapomnienie, ale nie, ten uparcie próbował się bić, jak nieokrzesany neandertalczyk, który siłą próbuje pokazać swoją dominację. Czy naprawdę nie ma na to lepszych sposobów? Mógł uderzać worek bokserski, jeśli chciał się wyżyć, a nie zaczepiać na ulicy przypadkowych ludzi.
Kolejny cios, przed którym nie zdołał się w pełni obronić. Odskoczył w bok, ale pięść przejechała mu po policzku, tworząc drobne otarcie. Nie poddawał się, tylko skąd ta nieustępliwość? Miał dość tej potyczki, a także tego osiłka.
- Dobra, starczy. Wygrałeś, już możesz odpuścić - wywrócił oczami i machnął dłonią imitując wywieszenie białej flagi. Ile można się szarpać nie o swoją sprawę? A skoro jest taki nieustępliwy w takiej kwestii, to może będzie w stanie się przydać w innych?
- Nie szukasz roboty? Przydałby mi się ktoś o twojej krzepie i upartości - zaczął się zastanawiać, oceniając przy okazji na ile lojalny byłby z niego pracownik, na ile rzetelnie wykonywałby powierzone obowiązki. - Przemyśl to. Nie dość, że będziesz mógł obić komuś mordę, to jeszcze ci za to zapłacę.
68 + 10 +2 = 80
91>80 - lekkie obrażenia
Mistrz Gry
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 68
'k100' : 68
Viggo Räikkönen
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Drażnił go.
Ale jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że przedłużający się „pojedynek” bo raczej nie można było tu mówić o wzajemnym oklepywaniu się, a jednostronnej wymianie ciosów przedłużał się niemiłosiernie z tego też powodu Viggo, coraz bardziej odczuwał irytację i niejako miał dość. Owszem sam zaczął, a przez moment, było nawet przyjemnie, lecz teraz czuł się zwyczajnie znudzony. Gość ewidentnie nie potrafił walczyć, wyłącznie walory fizyczne; to jest wzrost i masa ciała trzymały go jeszcze na nogach, oraz fakt, że Räikkönen obijał go dla zabawy, aniżeli ze smutnej konieczności. Jego gadanie było daremne, a typ zapominał, iż dostaje po mordzie wyłącznie dlatego, że podkradł w sposób bezczelny czyjąś twarz, tym samym Fin poczuł się w obowiązku zainterweniować, gdyż człeka do którego należała ów twarz znał i chociaż nie pałał do niego wielką sympatią, tak wypadało z czystej złodziejskiej przyzwoitości nauczyć aroganta manier.
Kiedy ten przyznawał wygraną Fin westchnął zrezygnowany, typ był gorszy od niejednej baby. Zamiast pomyśleć i pojąć istotę problemu, to ten wymyślał se jakieś banały i trwał w zakłamaniu. Przez moment, nawet najemnik zmartwił się, że obił pięknisia, zbyt mocno, bo ten zaoferował mu pracę… Złość w tym momencie mu zupełnie minęła, a na twarzy zakwitł drwiąco-prowokujący uśmiech, który przerodził się po paru sekundach w serdeczny śmiech. Bez wątpienia jego przeciwnik stracił głowę.
Gdy skończył się śmiać westchnął ciężko i w zamyśleniu podrapał się po szczecinie zarostu. Był zdumiony tą bezpośredniością w oferowaniu pracy, od razu poczuł wywyższający się ton i w gruncie rzeczy miał ochotę splunąć, lecz zachował tę demonstrację na inną okazję. Szkoda marnować śliny na takiego zadufanego buca.
– Spierdalaj. – Jasny komunikat. Nie zniży się do jego poziomu, nie będzie, bawił się w jego gierki, a że gość patrzył mu na desperata szukającego, jakiegokolwiek wyjścia z tej kabały, tym bardziej zasługiwał na wzgardę. Zamiast jak mężczyzna walczyć, nawet jeśli by przegrał, to przegrałby z honorem, ten szukał sposobu na wygraną marnymi sztuczkami i obietnicami pracy. Noż kurde szanujmy się trochę. Takie propozycje można składać przy drinku, po mordobiciu, widać że typ był zielony w obchodzeniu się z ludźmi natury Räikkönena.
Fin nie uraczył go już nawet spojrzeniem, ot odwrócił się i wrócił po swoich śladach do karczmy.
Viggo z tematu
Ale jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że przedłużający się „pojedynek” bo raczej nie można było tu mówić o wzajemnym oklepywaniu się, a jednostronnej wymianie ciosów przedłużał się niemiłosiernie z tego też powodu Viggo, coraz bardziej odczuwał irytację i niejako miał dość. Owszem sam zaczął, a przez moment, było nawet przyjemnie, lecz teraz czuł się zwyczajnie znudzony. Gość ewidentnie nie potrafił walczyć, wyłącznie walory fizyczne; to jest wzrost i masa ciała trzymały go jeszcze na nogach, oraz fakt, że Räikkönen obijał go dla zabawy, aniżeli ze smutnej konieczności. Jego gadanie było daremne, a typ zapominał, iż dostaje po mordzie wyłącznie dlatego, że podkradł w sposób bezczelny czyjąś twarz, tym samym Fin poczuł się w obowiązku zainterweniować, gdyż człeka do którego należała ów twarz znał i chociaż nie pałał do niego wielką sympatią, tak wypadało z czystej złodziejskiej przyzwoitości nauczyć aroganta manier.
Kiedy ten przyznawał wygraną Fin westchnął zrezygnowany, typ był gorszy od niejednej baby. Zamiast pomyśleć i pojąć istotę problemu, to ten wymyślał se jakieś banały i trwał w zakłamaniu. Przez moment, nawet najemnik zmartwił się, że obił pięknisia, zbyt mocno, bo ten zaoferował mu pracę… Złość w tym momencie mu zupełnie minęła, a na twarzy zakwitł drwiąco-prowokujący uśmiech, który przerodził się po paru sekundach w serdeczny śmiech. Bez wątpienia jego przeciwnik stracił głowę.
Gdy skończył się śmiać westchnął ciężko i w zamyśleniu podrapał się po szczecinie zarostu. Był zdumiony tą bezpośredniością w oferowaniu pracy, od razu poczuł wywyższający się ton i w gruncie rzeczy miał ochotę splunąć, lecz zachował tę demonstrację na inną okazję. Szkoda marnować śliny na takiego zadufanego buca.
– Spierdalaj. – Jasny komunikat. Nie zniży się do jego poziomu, nie będzie, bawił się w jego gierki, a że gość patrzył mu na desperata szukającego, jakiegokolwiek wyjścia z tej kabały, tym bardziej zasługiwał na wzgardę. Zamiast jak mężczyzna walczyć, nawet jeśli by przegrał, to przegrałby z honorem, ten szukał sposobu na wygraną marnymi sztuczkami i obietnicami pracy. Noż kurde szanujmy się trochę. Takie propozycje można składać przy drinku, po mordobiciu, widać że typ był zielony w obchodzeniu się z ludźmi natury Räikkönena.
Fin nie uraczył go już nawet spojrzeniem, ot odwrócił się i wrócił po swoich śladach do karczmy.
Viggo z tematu
Bezimienny
Nie można mu odmówić krzepy, bo jego ciosy faktycznie mogłyby zrobić krzywdę, gdyby był naprawdę zacięty i miał odpowiedniego przeciwnika. Col starał się robić wszystko, żeby uniknąć konfrontacji w tym ciele, a jednak przyczepił się do niego jak rzep psiego ogona i nie mógł sobie odpuścić, mimo że nie miał w tym żadnego interesu ani korzyści. Nie rozumiał jego zachowania, nie wiedział, dlaczego osiłek próbował go znokautować i co właściwie chciał udowodnić. Nie odpowiadał na żadne logiczne argumenty i biznesmen zaczynał przypuszczać, że w mózgu przeciwnika znajduje się niewiele oleju, więc szansa na porozumienie była niewielka.
Pozostało mu więc wykonywać uniki i nie prowokując zbytnio, czekał aż straci zapał na dalsze ataki. Gdyby był bardziej uciążliwy, zamierzał odpłacić pięknym za nadobne i huknąć go zakazanym zaklęciem, a jeśli okaże się zbyt twardym przeciwnikiem, zawsze pozostaje ucieczka i zemsta w mniej honorowy sposób. Nie musiał rozwiązywać konfliktów w danym momencie, a jak to mówią, zemsta smakuje lepiej na zimno, więc jeśli zaraz sobie nie odpuści, to przez kilka kolejnych miesięcy powinien dobrze oglądać się za ramię, by nie przeoczyć noża w plecy.
Na szczęście pomimo początkowego uporu i dużo zmarnowanej energii na mniej lub bardziej udane ciosy, mężczyzna zaczynał tracić zapał i powątpiewać w słuszność swej misji. Po poddaniu się nie czuł wyrzutów sumienia, to nie wpłynęło znacząco na jego poczucie wartości ani honor - nie widział go też w swoim przeciwniku, dlatego łatwiej było mu wywiesić białą flagę, żeby powołać się na jego aroganckie ego. Niech odejdzie ze świadomością, że wygrał potyczkę, a przy odrobinie szczęścia przestanie zaczepiać przypadkowych ludzi na ulicy. W zasadzie nie obchodziło go, kogo w dalszej kolejności zaczepi, byle nie jego.
Dopiero paskudny śmiech dowiódł, że sprawa się rozstrzygnęła i jednak obejdzie się bez rozlewu krwi. Udało mu się przynajmniej go rozbawić, to tyle, jeśli chodzi o jakiekolwiek porozumienie. Przynajmniej przestał rzucać się z pięściami, jak niedorobiony kangur. Całe szczęście nie wyglądał, jakby miał zamiar przyjąć ofertę pracy - wyglądał, jakby jej potrzebował, a raczej pieniędzy na poprawę standardu życia, ale jego zachowanie jasno wskazywało, że nie wziął go na poważnie. Może to i lepiej, nie chciałby mieć tak niestabilnego emocjonalnie pracownika, bo przewidywał, że nie byłby w stanie wywiązać się ze zleconych zadań, bo albo próbowałby robić po swojemu, psując misterny plan, albo nie słuchałby poleceń, tym samym utrudniając wykonanie zadania. Soczyste "spierdalaj" było kwintesencją tego spotkania, a Colborn z ulgą odnotował, że było jednocześnie zakończeniem, a myśl o nadchodzącym spokoju wypełniła jego umysł szczęściem.
Odprowadził wzrokiem tego osiłka, żeby nie przeoczyć jego rychłego powrotu, jeśli w trakcie zmieniłby zdanie. Dopiero kiedy był w dostatecznej odległości, odwrócił się w swoją stronę i skierował kroki do domu, przy ciemniejszych uliczkach, zmieniając szczegóły twarzy tak, by co skrzyżowanie każdy przechodzień miał przed oczami odrobinę inną twarz, by jak najbardziej zmniejszyć prawdopodobieństwo wykrycia lub rozpoznania. Dopiero w domu będzie mógł naprawdę odetchnąć.
Bezimienny z tematu
Pozostało mu więc wykonywać uniki i nie prowokując zbytnio, czekał aż straci zapał na dalsze ataki. Gdyby był bardziej uciążliwy, zamierzał odpłacić pięknym za nadobne i huknąć go zakazanym zaklęciem, a jeśli okaże się zbyt twardym przeciwnikiem, zawsze pozostaje ucieczka i zemsta w mniej honorowy sposób. Nie musiał rozwiązywać konfliktów w danym momencie, a jak to mówią, zemsta smakuje lepiej na zimno, więc jeśli zaraz sobie nie odpuści, to przez kilka kolejnych miesięcy powinien dobrze oglądać się za ramię, by nie przeoczyć noża w plecy.
Na szczęście pomimo początkowego uporu i dużo zmarnowanej energii na mniej lub bardziej udane ciosy, mężczyzna zaczynał tracić zapał i powątpiewać w słuszność swej misji. Po poddaniu się nie czuł wyrzutów sumienia, to nie wpłynęło znacząco na jego poczucie wartości ani honor - nie widział go też w swoim przeciwniku, dlatego łatwiej było mu wywiesić białą flagę, żeby powołać się na jego aroganckie ego. Niech odejdzie ze świadomością, że wygrał potyczkę, a przy odrobinie szczęścia przestanie zaczepiać przypadkowych ludzi na ulicy. W zasadzie nie obchodziło go, kogo w dalszej kolejności zaczepi, byle nie jego.
Dopiero paskudny śmiech dowiódł, że sprawa się rozstrzygnęła i jednak obejdzie się bez rozlewu krwi. Udało mu się przynajmniej go rozbawić, to tyle, jeśli chodzi o jakiekolwiek porozumienie. Przynajmniej przestał rzucać się z pięściami, jak niedorobiony kangur. Całe szczęście nie wyglądał, jakby miał zamiar przyjąć ofertę pracy - wyglądał, jakby jej potrzebował, a raczej pieniędzy na poprawę standardu życia, ale jego zachowanie jasno wskazywało, że nie wziął go na poważnie. Może to i lepiej, nie chciałby mieć tak niestabilnego emocjonalnie pracownika, bo przewidywał, że nie byłby w stanie wywiązać się ze zleconych zadań, bo albo próbowałby robić po swojemu, psując misterny plan, albo nie słuchałby poleceń, tym samym utrudniając wykonanie zadania. Soczyste "spierdalaj" było kwintesencją tego spotkania, a Colborn z ulgą odnotował, że było jednocześnie zakończeniem, a myśl o nadchodzącym spokoju wypełniła jego umysł szczęściem.
Odprowadził wzrokiem tego osiłka, żeby nie przeoczyć jego rychłego powrotu, jeśli w trakcie zmieniłby zdanie. Dopiero kiedy był w dostatecznej odległości, odwrócił się w swoją stronę i skierował kroki do domu, przy ciemniejszych uliczkach, zmieniając szczegóły twarzy tak, by co skrzyżowanie każdy przechodzień miał przed oczami odrobinę inną twarz, by jak najbardziej zmniejszyć prawdopodobieństwo wykrycia lub rozpoznania. Dopiero w domu będzie mógł naprawdę odetchnąć.
Bezimienny z tematu