:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok
3 posters
Prorok
Re: 27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Sro 13 Paź - 17:48
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
27.11.2000
To była chwila – krótki, chochlikowaty wybryk losu, jak przypadkowy, donośny szum w próżni; zdarzenie tak niemożliwe, że niemal przeoczone przez dziesiątki przebywających nieopodal osób. Donośny, rozdzierający serca krzyk przedarł się przez wieczorną aurę i kakofonię dźwięków dobiegających z Domu Jarlów, burząc dotychczasowy, niemal idylliczny spokój, jaki panował tego dnia w Midgardzie – pomijając wyłącznie te chwile trwogi i harmidru, jakie wywołane były przygotowaniami do corocznej aukcji Tordenskioldów.
Zdawało się jednak, że w pierwszej chwili nikt nie zwrócił uwagi na ten jawny akt agresji wymierzony wprost w serce ciszy: nikt nie przerwał prowadzonych rozmów; nikt nie porzucił w pół gestu nadgryzionego kawałka ciasta; z niczyich ust nie wydostało się kluczowe pytanie: czy coś słyszałeś? Dopiero kiedy przez ogrody Domu Jarlów zaczęła biec w wyraźnym popłochu ciemna sylwetka, zwracając na siebie uwagę pilnujących wydarzenia członków Kruczej Straży i nielicznych gości, którzy zdecydowali się zaczerpnąć mroźnego, listopadowego powietrza, w niektórych osobach zaczęły wzrastać wątpliwości zasiane pełnym obaw widokiem i co jakiś czas rozlegającymi się krzykami nadbiegającego człowieka.
– Kolejny! Kolejny! Na litościwych bogów, to się znowu dzieje! – Zawodzenie niosło się pomiędzy równo przystrzyżonymi krzewami, wcale nie gubiąc się w roślinnym labiryncie. Wręcz przeciwnie, larum zdawało się odnajdywać dokładnie drogę do uszu właściwych osób: czujnych na wszelkie odstępstwa od normy, gotowych do natychmiastowego podjęcia działań – tych uspokajających, jak również ratunkowych. – Kolejny trup! Tuż pod nosem Rady! To nasz koniec! Wszystkich nas powybijają, jak skvadery. – Kiedy tajemnica sylwetka znalazła się bliżej gmachu Domu Jarlów, można było już bez żadnych wątpliwości dostrzec, że jest to jedna z uczestniczek aukcji. Ubrana w szykowną, granatową sukienkę wyszywaną złotymi nićmi, wyglądałaby niezwykle elegancko, gdyby w trakcie szaleńczego biegu przez ogrody jej zapewne wcześniej perfekcyjne uczesanie obecnie wyglądało jak ptasie gniazdo, a równie starannie wykonany makijaż rozpływał się pod falą zalewających jej twarz łez.
Untamo Sorsa
Re: 27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Sro 13 Paź - 18:08
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Powoli zaczynał sądzić że naprawdę pojawił się tu po nic, a jedyne co mógłby kierować jego działaniami to jakaś dziwna samolubność, w której to próbował poszukać choćby małego szczegółu który zajmie mu musli na dłużej niż chwilę. Użalanie się nad sobą nie chciało jednak szybko odejść od tego rozbitego człowieka, a przed chwilą odbyta rozmowa z Heddą tylko utwierdziła go w przekonaniu, że był gotowy każdy wątek wykorzystać bardziej jako odnośnik do własnej, ubranej w czarne szaty sytuacji, niż jako odskocznię od problemów życia codziennego.
Pewnie nie powinien brać wolnego w pracy. Pewnie nie powinien zostawać ze swoimi myślami sam na sam. Teraz to wie, dlatego postara się być mądrzejszy następnym razem.
Chłodny powiew powietrza, który to wdarł się w jego nodrza przy zaciągnięciu solidnego oddechu otrzeźwiał go i nie pozwalał łzom płynąć. Od ponad tygodnia nie ryczał już, wychowany w kulcie mniej skorego do emocji, jednak wyjątkowo skorego do ich odczytywania. Oczy zamknięte w parodii medytacji otwarły się zatem dopiero wtedy, kiedy do uszu wdarł mu się przeraźliwy krzyk. Początkowo wzbudził on tylko niepewność, dysonans który zmusił do zastanowienia nad tym czy kilka chwil temu na pewno nie zasnął na stojąco. Utwierdzając się w przekonaniu że jeden z pilnujących Kruczych Strażników wciąż stał w tym samym miejscu, z twarzą teraz już jakby zaaferowaną zdarzeniem, Sorsa pozbierał się do kupy.
W sam raz na czas, by przy przejściu kilku kroków do przodu móc ujrzeć źródło krzyków w pełnej okazałości. Roztrzęsiona kobieta, no tak - jego cholerna słabość. Tak samo jak zagubione dziecko czy ich wspólna kompozycja.
– Tu jest pani bezpieczna - wyszedł ze zdaniem tak, jakby był tego pewny. Przyzwyczaił się już w końcu do udawania twardziela byle tylko ludzie poczuli się.przdz to lepiej. Nauczył się też, że w takich przypadkach narzucanie fizycznego kontaktu mogło być zrozumiane nieopatrznie lub odnieść efekt odwrotny od zamierzonego. Stąd tylko przeszedł te kilka dzielących ich teraz kroków by jedynie móc podeprzeć kobietę, gdyby ta w amoku emocji chciałaś osunąć się na zimny bruk.
Jeżeli szukał oderwania od swoich smutnych wspomnień i zanurzenie się w czyichś traumatycznych mogło wystarczyć - to chyba właśnie to znalazł.
– Usiądź tam - zaproponował, gotowy podprowadzić kobietę do znajdującej się niedaleko ławeczki, przy której kilak chwil temu ktoś palił papierosy.
Pewnie nie powinien brać wolnego w pracy. Pewnie nie powinien zostawać ze swoimi myślami sam na sam. Teraz to wie, dlatego postara się być mądrzejszy następnym razem.
Chłodny powiew powietrza, który to wdarł się w jego nodrza przy zaciągnięciu solidnego oddechu otrzeźwiał go i nie pozwalał łzom płynąć. Od ponad tygodnia nie ryczał już, wychowany w kulcie mniej skorego do emocji, jednak wyjątkowo skorego do ich odczytywania. Oczy zamknięte w parodii medytacji otwarły się zatem dopiero wtedy, kiedy do uszu wdarł mu się przeraźliwy krzyk. Początkowo wzbudził on tylko niepewność, dysonans który zmusił do zastanowienia nad tym czy kilka chwil temu na pewno nie zasnął na stojąco. Utwierdzając się w przekonaniu że jeden z pilnujących Kruczych Strażników wciąż stał w tym samym miejscu, z twarzą teraz już jakby zaaferowaną zdarzeniem, Sorsa pozbierał się do kupy.
W sam raz na czas, by przy przejściu kilku kroków do przodu móc ujrzeć źródło krzyków w pełnej okazałości. Roztrzęsiona kobieta, no tak - jego cholerna słabość. Tak samo jak zagubione dziecko czy ich wspólna kompozycja.
– Tu jest pani bezpieczna - wyszedł ze zdaniem tak, jakby był tego pewny. Przyzwyczaił się już w końcu do udawania twardziela byle tylko ludzie poczuli się.przdz to lepiej. Nauczył się też, że w takich przypadkach narzucanie fizycznego kontaktu mogło być zrozumiane nieopatrznie lub odnieść efekt odwrotny od zamierzonego. Stąd tylko przeszedł te kilka dzielących ich teraz kroków by jedynie móc podeprzeć kobietę, gdyby ta w amoku emocji chciałaś osunąć się na zimny bruk.
Jeżeli szukał oderwania od swoich smutnych wspomnień i zanurzenie się w czyichś traumatycznych mogło wystarczyć - to chyba właśnie to znalazł.
– Usiądź tam - zaproponował, gotowy podprowadzić kobietę do znajdującej się niedaleko ławeczki, przy której kilak chwil temu ktoś palił papierosy.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Prorok
Re: 27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Sob 16 Paź - 17:37
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Rozgorączkowany wzrok kobiety przesuwał się nerwowo po otoczeniu, jakby niezdolny zarzucić kotwicy trzeźwego skupienia na postać, w której mogłaby znaleźć oparcie dla własnego przerażenia, pomocną dłoń zatrzymującą się swym afirmacyjnym ciężarem na jej podrygujących szlochem ramionach. Makijaż spłynął jej ciemnymi wstęgami po policzkach, gdy oczy zaszły zaczerwienieniem łez, włosy, dotąd trzymane wsuwkami ciasno przy głowie, rozwichrzyły się natomiast, stając wokół twarzy puchem skołtunionej aureoli. Oddychała głęboko, a z każdym wdechem burgund sukienki opierał jej się na piersiach, falując satynowymi pasmami eleganckiej falbany.
– Pan nie rozumie, proszę mi wierzyć… widziałam kolejnego trupa, zostawili go tam na znak przestrogi, a teraz wszystkich nas zabiją! – zaczęła, wpierw próbując zamknąć ton głosu w kurancie łagodnego opanowania, zaraz znów zanosząc się jednak szlochem, strachem, który zalśnił w jej szeroko otwartych oczach, źrenicach drżących zaaferowaniem, niezdolnych w pełni wyłowić kształtu stojącego przed nią mężczyzny, jego barczystej sylwetki i zakłopotanej miny, z jaką próbował ostrożnie dodać jej otuchy. – Nikt nie jest bezpieczny. – zaprzeczyła mu z żalem, kręcąc głową na boki i ukrywając twarz w dłoniach, by zaraz znów zanieść się płaczem, żałosnym i bezsilnym.
Pochłonięta przez własne emocje, dała zaprowadzić się do stojącej nieopodal ławki, wzdychając cicho, gdy opadła na jej nierówne, drewniane siedzisko, nagle wyraźnie zakłopotana, z pąsowymi kałużami rozrysowującymi się na bladej twarzy w obliczu kilku zaniepokojonych spojrzeń, przyglądającym jej się z wyczekującą obawą, karkiem zesztywniałym jak gdyby w przeczuciu, że niebawem dowiedzą się czegoś zatrważającego. Siedząc, wciąż drżała, rozglądając się z niepokojem po barwnej scenerii zieleńca, który, dotąd obleczony aurą spokoju i ulgi od tętniącego wewnątrz budynku gwaru podniosłych głosów, zdawał się teraz tekturowy i antypatyczny, pozostawiający na ciele odruchową dropiatość gęsiej skórki.
– Dlaczego nikt nie reaguje? – spytała ze smętnym rozżaleniem, lecz przez ton jej głosu po raz pierwszy przebiła się nuta rozdrażnienia, złości zaklętej w wygiętym kąciku ust, paroksyzmie wyrażającym ogrom targających nią niesprawiedliwości. – Chcecie, żeby was wszystkich dopadli?! – krzyknęła, wodząc spojrzeniem po zgromadzonych, by w końcu zatrzymać chłodny błękit spojrzenia bezpośrednio na twarzy Untamo, jak gdyby otuchy miała dodać jej jakaś gwałtowna reakcja, okrzyki zgrozy roznoszące się echem po ogrodowych alejach.
– Proszę jej nie słuchać, przecież to wariatka. – mężczyzna, który wcześniej stał nieopodal z kieliszkiem szampana, zbliżył się teraz do ławki, obrzucając kobietę sfrustrowanym spojrzeniem, Sorsę natomiast – wyrazem złośliwego politowania. Był wysoki i szczupły, ze złotą kaskadą włosów opadającą mu na kark gładką taflą; czystej krwi Midgardczyk, zwykł o sobie mówić, a przy tym również rasowy golden retriever – beztroski, lśniący i drogi.
– Wiem, co widziałam. – nieznajoma wycedziła słowa sprzeciwu, karcąc go ponurym spojrzeniem, po czym zerkając na oficera z pełnym determinacji wyczekiwaniem.
– Pan nie rozumie, proszę mi wierzyć… widziałam kolejnego trupa, zostawili go tam na znak przestrogi, a teraz wszystkich nas zabiją! – zaczęła, wpierw próbując zamknąć ton głosu w kurancie łagodnego opanowania, zaraz znów zanosząc się jednak szlochem, strachem, który zalśnił w jej szeroko otwartych oczach, źrenicach drżących zaaferowaniem, niezdolnych w pełni wyłowić kształtu stojącego przed nią mężczyzny, jego barczystej sylwetki i zakłopotanej miny, z jaką próbował ostrożnie dodać jej otuchy. – Nikt nie jest bezpieczny. – zaprzeczyła mu z żalem, kręcąc głową na boki i ukrywając twarz w dłoniach, by zaraz znów zanieść się płaczem, żałosnym i bezsilnym.
Pochłonięta przez własne emocje, dała zaprowadzić się do stojącej nieopodal ławki, wzdychając cicho, gdy opadła na jej nierówne, drewniane siedzisko, nagle wyraźnie zakłopotana, z pąsowymi kałużami rozrysowującymi się na bladej twarzy w obliczu kilku zaniepokojonych spojrzeń, przyglądającym jej się z wyczekującą obawą, karkiem zesztywniałym jak gdyby w przeczuciu, że niebawem dowiedzą się czegoś zatrważającego. Siedząc, wciąż drżała, rozglądając się z niepokojem po barwnej scenerii zieleńca, który, dotąd obleczony aurą spokoju i ulgi od tętniącego wewnątrz budynku gwaru podniosłych głosów, zdawał się teraz tekturowy i antypatyczny, pozostawiający na ciele odruchową dropiatość gęsiej skórki.
– Dlaczego nikt nie reaguje? – spytała ze smętnym rozżaleniem, lecz przez ton jej głosu po raz pierwszy przebiła się nuta rozdrażnienia, złości zaklętej w wygiętym kąciku ust, paroksyzmie wyrażającym ogrom targających nią niesprawiedliwości. – Chcecie, żeby was wszystkich dopadli?! – krzyknęła, wodząc spojrzeniem po zgromadzonych, by w końcu zatrzymać chłodny błękit spojrzenia bezpośrednio na twarzy Untamo, jak gdyby otuchy miała dodać jej jakaś gwałtowna reakcja, okrzyki zgrozy roznoszące się echem po ogrodowych alejach.
– Proszę jej nie słuchać, przecież to wariatka. – mężczyzna, który wcześniej stał nieopodal z kieliszkiem szampana, zbliżył się teraz do ławki, obrzucając kobietę sfrustrowanym spojrzeniem, Sorsę natomiast – wyrazem złośliwego politowania. Był wysoki i szczupły, ze złotą kaskadą włosów opadającą mu na kark gładką taflą; czystej krwi Midgardczyk, zwykł o sobie mówić, a przy tym również rasowy golden retriever – beztroski, lśniący i drogi.
– Wiem, co widziałam. – nieznajoma wycedziła słowa sprzeciwu, karcąc go ponurym spojrzeniem, po czym zerkając na oficera z pełnym determinacji wyczekiwaniem.
Untamo Sorsa
Re: 27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Sob 16 Paź - 18:49
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Łatwo było mówić o tym by jej nie słuchać.
Sorsa spojrzał spod uniesionych brwi na salonowego pieska, który raczył wtrącić się w to wszystko. Zlustrował go od góry do dołu i doszedł do wniosku, że nie ma nawet ochoty otwierać dla niego ust. W powiewie złośliwości stwierdził nawet, że i tak pewnie nic nie trafiłoby do tej głupiej, blond czupryny, posypanej blaskiem tak złotym, jak ten uciekający ze złotych monet które pewnie odziedziczył po dziadkach czy rodzicach, podsuwajacych mu koryto pod nos.
Sorsa nie był w tym świecie najbardziej zgorzkniały - z pewnością znalazłoby się wielu gorszych niż on. Nie potrafił jednak zrozumieć tego jak nieczułe potrafiły pozostawać niektóre warstwy społeczne, a szczególnie te kreujące się na swoiste elity. Starszy Inspektor od młodości musiał udowadniać ludziom swoją wartość - najpierw starając się zmyć z siebie bierzmo bękarta, a potem biedaka. Teraz nie mógł postąpić więc inaczej, jak próbować chociaż pokazać się od lepszej, szlachetniejszej strony. W końcu jeżeli ktoś na tym świecie był Kruczym Strażnikiem z powołania, z całą pewnością tym kimś mógł być Untamo Sorsa.
– Proszę, posiedź chwilę i uspokój emocje, dobrze? - powiedział, jakby nie dopuszczając do wiadomości że kobieta faktycznie może próbować oszukać ich wszystkich i wyprowadzić w szczere pole swoimi czarnymi wizjami. - Gdzie byłaś kiedy znalazłaś ciało? To daleko stąd?
Nie usiadł obok. Pewnie głównie dlatego, by być może zaraz odsunąć się od ławki i samemu sprawdzić o czym mówi rzeczona „wariatka”. Gdyby w końcu wszystko co mówi okazało się prawdą, można byłoby poinformować o tym Kruczych Strażników obecnie znajdujących się na terenie Domu Jarlów i pełniących funkcje ochronne.
– Może powinnaś wytłumaczyć Kruczym Strażnikom gdzie to jest. Jest ich tu wielu, któryś na pewno mógłby udać się tam z tobą i zabezpieczyć ciało… - mówił spokojnie, chociaż nawet nie chciał myśleć o tym co będzie jeżeli jej zarzekanie faktycznie okaże się prawdą. Trup, po tak długim czasie występowania jedynie zaginięć, byłby po raz kolejny kpiną z ich systemu bezpieczeństwa wewnętrznego. Nie chciał jednak podsycać jej reakcji i prowokować nikogo innego do strachu, a co dalej idzie - tłumu do paniki.
Jako że nie był tu służbowo - mógł zasugerować jej jedynie profil działania. W końcu nie mógł mieć pewności że każdy ustawiony tu prewencjusz rozpozna go i będzie chciał wysłuchiwać jego rozkazów.
Sorsa spojrzał spod uniesionych brwi na salonowego pieska, który raczył wtrącić się w to wszystko. Zlustrował go od góry do dołu i doszedł do wniosku, że nie ma nawet ochoty otwierać dla niego ust. W powiewie złośliwości stwierdził nawet, że i tak pewnie nic nie trafiłoby do tej głupiej, blond czupryny, posypanej blaskiem tak złotym, jak ten uciekający ze złotych monet które pewnie odziedziczył po dziadkach czy rodzicach, podsuwajacych mu koryto pod nos.
Sorsa nie był w tym świecie najbardziej zgorzkniały - z pewnością znalazłoby się wielu gorszych niż on. Nie potrafił jednak zrozumieć tego jak nieczułe potrafiły pozostawać niektóre warstwy społeczne, a szczególnie te kreujące się na swoiste elity. Starszy Inspektor od młodości musiał udowadniać ludziom swoją wartość - najpierw starając się zmyć z siebie bierzmo bękarta, a potem biedaka. Teraz nie mógł postąpić więc inaczej, jak próbować chociaż pokazać się od lepszej, szlachetniejszej strony. W końcu jeżeli ktoś na tym świecie był Kruczym Strażnikiem z powołania, z całą pewnością tym kimś mógł być Untamo Sorsa.
– Proszę, posiedź chwilę i uspokój emocje, dobrze? - powiedział, jakby nie dopuszczając do wiadomości że kobieta faktycznie może próbować oszukać ich wszystkich i wyprowadzić w szczere pole swoimi czarnymi wizjami. - Gdzie byłaś kiedy znalazłaś ciało? To daleko stąd?
Nie usiadł obok. Pewnie głównie dlatego, by być może zaraz odsunąć się od ławki i samemu sprawdzić o czym mówi rzeczona „wariatka”. Gdyby w końcu wszystko co mówi okazało się prawdą, można byłoby poinformować o tym Kruczych Strażników obecnie znajdujących się na terenie Domu Jarlów i pełniących funkcje ochronne.
– Może powinnaś wytłumaczyć Kruczym Strażnikom gdzie to jest. Jest ich tu wielu, któryś na pewno mógłby udać się tam z tobą i zabezpieczyć ciało… - mówił spokojnie, chociaż nawet nie chciał myśleć o tym co będzie jeżeli jej zarzekanie faktycznie okaże się prawdą. Trup, po tak długim czasie występowania jedynie zaginięć, byłby po raz kolejny kpiną z ich systemu bezpieczeństwa wewnętrznego. Nie chciał jednak podsycać jej reakcji i prowokować nikogo innego do strachu, a co dalej idzie - tłumu do paniki.
Jako że nie był tu służbowo - mógł zasugerować jej jedynie profil działania. W końcu nie mógł mieć pewności że każdy ustawiony tu prewencjusz rozpozna go i będzie chciał wysłuchiwać jego rozkazów.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Prorok
Re: 27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Wto 19 Paź - 22:16
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Pociągnęła płaczliwie nosem, mankietem rękawa próbując ostrożnie otrzeć strugi łez, które wyżłobiły na jej gładkiej, bladej cerze ciemne wstęgi rozwodnionego makijażu, mimo to ramiona wciąż drżały jej widocznie, nakryte dropiatością gęsiej skórki – czy to z zimna, czy z zaaferowania, czy też może obu tych czynników złączonych w jeden, niefortunny riff. Wyczekiwała przecież tej aukcji od początku listopada, z roztargnieniem przymierzając to nowe kreacje, wirując po stokroć przed wysokim lustrem w rodzinnym domostwie, zastanawiając się, z policzkami pąsowymi od frustracji, gdy nadwyrężony zmysł decyzyjny odrzucał to nowe suknie, żaląc się do bogów, że nie stworzyli takiej, która mogłaby ulegać z pokorą pod siłą jej zmiennej woli – jak wszystko to mogło skończyć się tak sromotnym fiaskiem? Jak mogła pozwolić, by zniszczono jej uroczystość, na którą czekała tak długo?
Pokręciła głową na boki, jakby chciała tym gestem nie tylko zaprzeczyć, ale też strzepać z ramion rozhisteryzowane przejęcie, które ustąpiło teraz grymasowi cierpkiej irytacji, niechęci, z jaką skontrastowała spojrzenie z nonszalancją stojącego przed nim nieznajomego i wyrzutu, który skierowała ku Sorsie, gdy ten nie zareagował na jego uszczypliwe słowa – Midgard pogrążał się w chaosie, toczony wciąż nowymi nagłówkami gazet, wciąż nowymi zbrodniami, zaginięciami i katastrofami, tymczasem ci mężczyźni, a wraz z nimi całe, zgromadzone w ogrodach stadko przypadkowych gapiów, zdawali się zupełnie nieprzejęci jej słowami, jak gdyby nie tylko w nie nie wierzyli, ale przede wszystkim nie chcieli w nie uwierzyć.
– Pan sobie ze mnie żartuje. – zawyrokowała srogo, a jej głos, dotąd płaczliwy i przerywany, nabrał właściwej dźwięczności. – Ktoś leży tam martwy, a pan każe mi posiedzieć i uspokoić emocje? Doprawdy niedługo zacznę sądzić, że prawdziwą zarazą nie jest wcale magia zakazana, a apatia, której wszyscy tak ochoczo folgują! – odparła butnie, zaskarbiając sobie pogardliwy chichot obcego mężczyzny, który, najwyraźniej tracąc zainteresowanie, wywrócił tylko oczami, odchodząc kilka kroków na bok. Kobieta tymczasem westchnęła ciężko, spoglądając z obawą w stronę głównego budynku. – Tam, na lewo od wejścia, między krzakami… najwyżej kilka minut. Cały był we krwi. – wyjaśniła, a jej wcześniejsza żarliwość wyparowała, ustępując dreszczom widocznego zaniepokojenia.
Dopiero w obliczu kolejnej propozycji Untamo, na twarzy nieznajomej rozrysowało się niezadowolone zdziwienie, a kąciki ust drgnęły niechętnie, jakby miała zaraz na ponów zanieść się płaczem.
– Wolałabym, żeby pan... poszedł ze mną. – odpowiedziała, nachylając się tak, by oprzeć brodę o ramię Sorsy, po czym unieść wdzięcznie wzrok na jego spięte surowym nieprzekonaniem lico. – Zanim znajdę strażnika, który weźmie mnie na poważnie, komuś może stać się krzywda. – westchnęła smętnie i chociaż w tonie jej głosu przebijała się nuta pijanej teatralności, nie ulegało wątpliwościom, że rzeczywiście wierzyła we własne zeznania; rzeczywiście była przerażona tym, co zobaczyła. Cokolwiek to było.
Pokręciła głową na boki, jakby chciała tym gestem nie tylko zaprzeczyć, ale też strzepać z ramion rozhisteryzowane przejęcie, które ustąpiło teraz grymasowi cierpkiej irytacji, niechęci, z jaką skontrastowała spojrzenie z nonszalancją stojącego przed nim nieznajomego i wyrzutu, który skierowała ku Sorsie, gdy ten nie zareagował na jego uszczypliwe słowa – Midgard pogrążał się w chaosie, toczony wciąż nowymi nagłówkami gazet, wciąż nowymi zbrodniami, zaginięciami i katastrofami, tymczasem ci mężczyźni, a wraz z nimi całe, zgromadzone w ogrodach stadko przypadkowych gapiów, zdawali się zupełnie nieprzejęci jej słowami, jak gdyby nie tylko w nie nie wierzyli, ale przede wszystkim nie chcieli w nie uwierzyć.
– Pan sobie ze mnie żartuje. – zawyrokowała srogo, a jej głos, dotąd płaczliwy i przerywany, nabrał właściwej dźwięczności. – Ktoś leży tam martwy, a pan każe mi posiedzieć i uspokoić emocje? Doprawdy niedługo zacznę sądzić, że prawdziwą zarazą nie jest wcale magia zakazana, a apatia, której wszyscy tak ochoczo folgują! – odparła butnie, zaskarbiając sobie pogardliwy chichot obcego mężczyzny, który, najwyraźniej tracąc zainteresowanie, wywrócił tylko oczami, odchodząc kilka kroków na bok. Kobieta tymczasem westchnęła ciężko, spoglądając z obawą w stronę głównego budynku. – Tam, na lewo od wejścia, między krzakami… najwyżej kilka minut. Cały był we krwi. – wyjaśniła, a jej wcześniejsza żarliwość wyparowała, ustępując dreszczom widocznego zaniepokojenia.
Dopiero w obliczu kolejnej propozycji Untamo, na twarzy nieznajomej rozrysowało się niezadowolone zdziwienie, a kąciki ust drgnęły niechętnie, jakby miała zaraz na ponów zanieść się płaczem.
– Wolałabym, żeby pan... poszedł ze mną. – odpowiedziała, nachylając się tak, by oprzeć brodę o ramię Sorsy, po czym unieść wdzięcznie wzrok na jego spięte surowym nieprzekonaniem lico. – Zanim znajdę strażnika, który weźmie mnie na poważnie, komuś może stać się krzywda. – westchnęła smętnie i chociaż w tonie jej głosu przebijała się nuta pijanej teatralności, nie ulegało wątpliwościom, że rzeczywiście wierzyła we własne zeznania; rzeczywiście była przerażona tym, co zobaczyła. Cokolwiek to było.
Untamo Sorsa
Re: 27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Czw 21 Paź - 18:50
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Untamo skrzywił się na kolejne emocjonalne reakcje niewiasty. Doskonale przyzwyczaił się do nich przez lata życia tylko i wyłącznie z kobietami w domu rodzinnym – w końcu wszyscy ojczymowie którzy pojawiali się w jego życiu byli tylko przelotni, nie pozostawiający absolutnie żadnego wpływu na jego wyuczoną postawę męskości. Pewnie gdyby był z nieznajomą bliżej, wiedziałby jak ulżyć jej w strachu i rozpaczy, teraz jednak bał się nawet usiąść bliżej niż to mile widziane. Nie każdy w końcu czuł się swobodnie osaczany tak przez obcego mężczyznę…
Ale nie było tu czego rozważać, w końcu gdy Untamo otoczony swoją aurą smutku i patrzący na kobietę szczenięcym, niepewnym spojrzeniem, tak niepasującym do jego wieku czy zajmowanego w społeczeństwie stanowiska, został oblepiony wręcz obecnością tak gorliwie niezadowolonej niewiasty… Struchlał. Spojrzał głęboko w jej oczy zastanawiając się czy ta nie żartuje. Nie dostrzegł tam rozbawienia, co nieco uspokoiło nerwy, jednak jedna rzecz nie dawała mu spokoju.
- Najpierw drwisz sobie ze mnie i moich metod, a teraz chcesz iść tam tylko ze mną? – powiedział, zanim pomyślał. Właściwie – powiedział to tak zupełnie bezmyślnie, że za krótką chwilę zmrużył oczy w pełnym niezadowoleniu nad własnym, tak porywczo głupim zachowaniem. Spuścił głowę, jakby zepchnięty pod ścianę i gotowy na ukorzenie się przed światem. Nie na długo jednak, bo po chwili wstał, ignorując to jak zachowuje się wobec niego nieznajoma kobieta. – Jeżeli faktycznie mówisz prawdę, obecność strażników prędzej czy później i tak będzie potrzebna. Mnie na pewno wezmą na poważnie, nie musisz się martwić.
Nachylił się ku kobiecie i klepnął ją delikatnie w ramię, byle tylko pokrzepić ją lub co gorsza – możliwe zintensyfikować jej gadanie. W takich momentach sam wiedział co było dla nich lepsze. Albo nie – chciał myśleć, że wie co robi. Wybity z rytmu, poza pracą, został nagle postawiony przed obowiązkami które zleciłby komuś innemu. Niczym dziwnym nie powinno chyba być to, że próbował szukać wyjścia jakie dobrze znał. W końcu po tylu latach każdy dorobiłby się już głęboko osadzonych w umyśle nawyków…
- W momencie gdy ktoś mówi ci o zwłokach i krwi, nie idziesz nigdzie samemu – powiedział kobiecie. Przy okazji wyhaczył wzrokiem pilnujących wydarzenia Kruczych Strażników, do których podszedł, co jakiś czas próbując spojrzeć ku kobiecie i upewnić się, że ta nie postanowiła zapłakać się na śmierć czy udać się na miejsce zbrodni z powrotem, w pojedynkę czyli tak jak jej odradzał.
Przedstawił się licząc na to, że zostanie rozpoznany. Przekazał im uzyskane od kobiety informacje, które zresztą, sami mogli chwilę temu posłyszeć podczas jej wylewnego objawienia. Zapytał czy są w stanie dla świętego spokoju puścić z nią kogoś, za razem nie zagrażając bezpieczeństwu innych gości. Jako osoba która zwykle myślała dość chłodno chciał też upewnić się, że możliwie wysłana za nią osoba będzie bezpieczna. W końcu o ile ciała mogło nie być tu teraz, mogłoby zostać złożone za murami już za kilka chwil, a dodatkowo słowa o jej szaleństwie... Może to wszystko prawda?
Gdyby strażnicy nie chcieli z nim rozmawiać, musiałby pewnie rozmówić się z przełożonym albo co gorsza – załatwić to na własną rękę.
Ale nie było tu czego rozważać, w końcu gdy Untamo otoczony swoją aurą smutku i patrzący na kobietę szczenięcym, niepewnym spojrzeniem, tak niepasującym do jego wieku czy zajmowanego w społeczeństwie stanowiska, został oblepiony wręcz obecnością tak gorliwie niezadowolonej niewiasty… Struchlał. Spojrzał głęboko w jej oczy zastanawiając się czy ta nie żartuje. Nie dostrzegł tam rozbawienia, co nieco uspokoiło nerwy, jednak jedna rzecz nie dawała mu spokoju.
- Najpierw drwisz sobie ze mnie i moich metod, a teraz chcesz iść tam tylko ze mną? – powiedział, zanim pomyślał. Właściwie – powiedział to tak zupełnie bezmyślnie, że za krótką chwilę zmrużył oczy w pełnym niezadowoleniu nad własnym, tak porywczo głupim zachowaniem. Spuścił głowę, jakby zepchnięty pod ścianę i gotowy na ukorzenie się przed światem. Nie na długo jednak, bo po chwili wstał, ignorując to jak zachowuje się wobec niego nieznajoma kobieta. – Jeżeli faktycznie mówisz prawdę, obecność strażników prędzej czy później i tak będzie potrzebna. Mnie na pewno wezmą na poważnie, nie musisz się martwić.
Nachylił się ku kobiecie i klepnął ją delikatnie w ramię, byle tylko pokrzepić ją lub co gorsza – możliwe zintensyfikować jej gadanie. W takich momentach sam wiedział co było dla nich lepsze. Albo nie – chciał myśleć, że wie co robi. Wybity z rytmu, poza pracą, został nagle postawiony przed obowiązkami które zleciłby komuś innemu. Niczym dziwnym nie powinno chyba być to, że próbował szukać wyjścia jakie dobrze znał. W końcu po tylu latach każdy dorobiłby się już głęboko osadzonych w umyśle nawyków…
- W momencie gdy ktoś mówi ci o zwłokach i krwi, nie idziesz nigdzie samemu – powiedział kobiecie. Przy okazji wyhaczył wzrokiem pilnujących wydarzenia Kruczych Strażników, do których podszedł, co jakiś czas próbując spojrzeć ku kobiecie i upewnić się, że ta nie postanowiła zapłakać się na śmierć czy udać się na miejsce zbrodni z powrotem, w pojedynkę czyli tak jak jej odradzał.
Przedstawił się licząc na to, że zostanie rozpoznany. Przekazał im uzyskane od kobiety informacje, które zresztą, sami mogli chwilę temu posłyszeć podczas jej wylewnego objawienia. Zapytał czy są w stanie dla świętego spokoju puścić z nią kogoś, za razem nie zagrażając bezpieczeństwu innych gości. Jako osoba która zwykle myślała dość chłodno chciał też upewnić się, że możliwie wysłana za nią osoba będzie bezpieczna. W końcu o ile ciała mogło nie być tu teraz, mogłoby zostać złożone za murami już za kilka chwil, a dodatkowo słowa o jej szaleństwie... Może to wszystko prawda?
Gdyby strażnicy nie chcieli z nim rozmawiać, musiałby pewnie rozmówić się z przełożonym albo co gorsza – załatwić to na własną rękę.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Prorok
Re: 27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Pon 25 Paź - 22:37
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Kobieta westchnęła ciężko, kładąc dłonie na udach i zaciskając palce na luźnym materiale sukienki, jakby w ten sposób próbowała przywołać się do porządku, chociaż jej wysiłek wciąż tkwił wyraźnie rozrysowany w poruszonej wydarzeniem fizjonomii – widok martwego ciała zrobił na niej ogromne wrażenie, choć zapytana o szczegóły swojego makabrycznego odkrycia, zapewne nie potrafiłaby wskazać na wiele więcej ponad to, co w histerycznym zaaferowaniu zdążyła już mężczyźnie ujawnić lub co lukrowana strachem wyobraźnia nakazała sobie dopowiedzieć, snując bujne wnioski, w obecnej atmosferze miasta z taką łatwością napływające jej do ust, zatrzymujące się gorzkim posmakiem przerażenia na zaróżowionej powierzchni języka.
Poruszyła się wyraźnie na słowa Untamo, wyginając karminowe wargi w wyrazie smętnego niezadowolenia, zawstydzenia, które teraz zdawało się spełzać jej po ramionach, ciążyć ku ziemi, gdy nieumyślnie zgarbiła się do przodu, prychając cicho na afirmujące klepnięcie cudzej dłoni, po czym zawieszając wzrok w plecach Sorsy, gdy ten odwrócił się, zmierzając nieśpiesznym krokiem – wciąż nie bierze mnie na poważnie, pomyślała – w stronę stojących nieopodal oficerów Kruczej Straży, którzy, zajęci rozemocjonowaną rozmową, zauważyli go dopiero, gdy przystanął tuż obok. Z tej odległości nie mogła usłyszeć, co mówili, mimo to wytężała zmysły, siłą nadwyrężonej woli próbując odczytać pojedyncze słowa z niewyraźnego ruchu warg.
– Kogo moje oczy widzą, Untamo, prawie zapomniałem jak wyglądasz, tyle czasu cię nie widzieliśmy. – jeden z inspektorów, niespełna trzydziestoletni Egil, który na posterunku zwykł plątać się jak szczeniak pod nogami starszych przełożonych, odwrócił się energicznie, lecz na widok ponurego wyrazu, z jakim go skontrastowano, a zaraz potem znaczeniem kolejno wypowiedzianych słów, jego mina zwiędła, a krzaczaste brwi uniosły się ku górze w nieukrywanym przejawie niedowierzania. Dopiero kiedy ponad ramieniem Sorsy dostrzegł siedzącą na ławce kobietę, wciąż ocierającą załzawione oczy brzegiem rękawa, jego wargi rozcięły się w nieprzyjemnym grymasie, jakby był dzieckiem poproszonym przez rodziców o wyniesienie śmieci. – Widzisz… nie wydaje mi się, żeby było się czym kłopotać, spójrz na nią, ta kobieta jawnie zdążyła już wypić za dużo i teraz wyobraża sobie niestworzone rzeczy. – westchnął, wyraźnie niezadowolony, że przerwano mu rozmowę z partneremm, wepchnięto drzazgę nieprzyjemności w wesoły, wypełniony celebracją spokój organizowanej przez Tordenskioldów aukcji. – Zauważylibyśmy, gdyby ktoś tu kogoś mordował, nie? – zagryzł wargę, zwracając się do swojego towarzysza, po czym znów spoglądając na Untamo, wyraźnie rozdarty, choć wciąż uparcie tkwiący przy swym pierwszym, sztubackim postanowieniu, rozleniwionej pysze, która z niechęcią rozchodziła się po kościach.
Untamo może wykonać rzut kością k100 na charyzmę w celu przekonania młodego inspektora o wadze zasłyszanego od kobiety incydentu i nakłonienia go do zbadania wskazanych przez nieznajomą zarośli. Jeśli zdecyduje się tymczasowo zrezygnować z pomocy Kruczej Straży i samemu udać się we właściwym kierunku, rzuca kością k100 na spostrzegawczość. Powodzenie każdej akcji jest tym większe, im wyższy wynik kości.
Poruszyła się wyraźnie na słowa Untamo, wyginając karminowe wargi w wyrazie smętnego niezadowolenia, zawstydzenia, które teraz zdawało się spełzać jej po ramionach, ciążyć ku ziemi, gdy nieumyślnie zgarbiła się do przodu, prychając cicho na afirmujące klepnięcie cudzej dłoni, po czym zawieszając wzrok w plecach Sorsy, gdy ten odwrócił się, zmierzając nieśpiesznym krokiem – wciąż nie bierze mnie na poważnie, pomyślała – w stronę stojących nieopodal oficerów Kruczej Straży, którzy, zajęci rozemocjonowaną rozmową, zauważyli go dopiero, gdy przystanął tuż obok. Z tej odległości nie mogła usłyszeć, co mówili, mimo to wytężała zmysły, siłą nadwyrężonej woli próbując odczytać pojedyncze słowa z niewyraźnego ruchu warg.
– Kogo moje oczy widzą, Untamo, prawie zapomniałem jak wyglądasz, tyle czasu cię nie widzieliśmy. – jeden z inspektorów, niespełna trzydziestoletni Egil, który na posterunku zwykł plątać się jak szczeniak pod nogami starszych przełożonych, odwrócił się energicznie, lecz na widok ponurego wyrazu, z jakim go skontrastowano, a zaraz potem znaczeniem kolejno wypowiedzianych słów, jego mina zwiędła, a krzaczaste brwi uniosły się ku górze w nieukrywanym przejawie niedowierzania. Dopiero kiedy ponad ramieniem Sorsy dostrzegł siedzącą na ławce kobietę, wciąż ocierającą załzawione oczy brzegiem rękawa, jego wargi rozcięły się w nieprzyjemnym grymasie, jakby był dzieckiem poproszonym przez rodziców o wyniesienie śmieci. – Widzisz… nie wydaje mi się, żeby było się czym kłopotać, spójrz na nią, ta kobieta jawnie zdążyła już wypić za dużo i teraz wyobraża sobie niestworzone rzeczy. – westchnął, wyraźnie niezadowolony, że przerwano mu rozmowę z partneremm, wepchnięto drzazgę nieprzyjemności w wesoły, wypełniony celebracją spokój organizowanej przez Tordenskioldów aukcji. – Zauważylibyśmy, gdyby ktoś tu kogoś mordował, nie? – zagryzł wargę, zwracając się do swojego towarzysza, po czym znów spoglądając na Untamo, wyraźnie rozdarty, choć wciąż uparcie tkwiący przy swym pierwszym, sztubackim postanowieniu, rozleniwionej pysze, która z niechęcią rozchodziła się po kościach.
Untamo może wykonać rzut kością k100 na charyzmę w celu przekonania młodego inspektora o wadze zasłyszanego od kobiety incydentu i nakłonienia go do zbadania wskazanych przez nieznajomą zarośli. Jeśli zdecyduje się tymczasowo zrezygnować z pomocy Kruczej Straży i samemu udać się we właściwym kierunku, rzuca kością k100 na spostrzegawczość. Powodzenie każdej akcji jest tym większe, im wyższy wynik kości.
Untamo Sorsa
Re: 27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Pon 25 Paź - 22:47
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
No tak, ci młodzi chłopcy zawsze wiedzieli lepiej.
Słuchając jego słów aż uśmiechnął się tak, jak matka wtedy kiedy dziecko przy ludziach opowiada na głos o dziwnych sekretach które to rodzice zamiatają pod dywan. Poczuł się upokorzony wręcz tym, co posłyszał od niższego stopniem gówniarza. I należy podkreślić w tym wszystkim najistotniejszą kwestię – Untamo nie był człowiekiem szukającym sensacji. Nie lubił krzyczeć o swojej niedoli byle tylko zwrócić na siebie uwagę tłumu, który w najlepszej sytuacji mógłby mu współczuć lub próbować go poprzeć. Nie. Był po prostu dość wrażliwym, ale kryjącym to w sobie człowiekiem. Zaciskał zęby i szedł dalej, nawet pomimo przeciwności losu czy leniwych dupków trafiających teraz pod skrzydła straży.
- Jestem w trakcie urlopu.
Pod prysznicem rozważy dziś jak powinien odpyskować młodemu, celując pewnie w jego opieszałość, gówniarskie zagrywki czy zwyczajne, cholernie uciążliwe lenistwo. Teraz jednak pokiwał głową z jawną pogardą wymalowaną na twarzy. Gdyby mógł, splunąłby mu pod buty, jednak działanie na niekorzyść własnej instytucji, która rzeczywiście karmi go i ubiera, nie leżało w duchu wiernego ideałom Sorsy.
Musiał więc pocieszyć się tylko krótką pyskówką.
- Masz rację, Egil – przyznał, wsadzając dłonie w kieszenią swojego eleganckiego płaszcza, a wzrok powędrował ku górze tylko na moment. Nie potrafił w końcu spojrzeć mu w oczy, nie zdradzając chwilowej niechęci, nie w tym stanie, kiedy właściwie nie wiedział nigdy czy nie postanowi bez zapowiedzi popłakać się przygnieciony bzdurnym ciężarem małego impulsu przypominającego mu mniej samotne czasy. – Zauważyłbyś, w końcu jesteś tu służbowo, nie dla towarzystwa. Zapomniałem.
Ciężko było nie doszukać się w tym wszystkim drwiny. Wiedział, że raczej niewiele wskóra w przypadku tak fatalnego okazu. Złote czasy w których zasady i dyscyplina coś znaczyły już dawno minęły. Na szczęście staroświeckie myślenie Untamo nigdy nie przemijało, stąd mógł sobie po prostu pomarudzić.
Odchodząc już kilka kroków w tył uniósł dłoń w ramach tak serdecznego pożegnania. Może za kilka chwil foch mu minie – w końcu był zbyt wyrozumiały dla, co bądź, podopiecznych. Teraz kiedy znowu objawił siew towarzystwie wciętej nieco kobiety, nie mógł zrobić nic jak jedynie poprosić ją o wstanie.
- Nie myliłaś się, nikt nie chce wziąć tego na poważnie – powiedział, przerywając ciszę. – Ale ktoś musi. Obyś nie myliła się też tym razem. – Ciężko było ukryć, że nie lubił chodzić nigdzie sam na sam z młodszymi kobietami, w końcu to ile artykułów naczytał się o… Nieważne. Nieważne, nie każda sytuacja tego typu musiała być w końcu tak fatalna w skutkach. – Chodź, pokaż mi wszystko co widziałaś. Idź przodem. Ja pójdę zaraz za tobą.
spostrzegawczość: 6
Słuchając jego słów aż uśmiechnął się tak, jak matka wtedy kiedy dziecko przy ludziach opowiada na głos o dziwnych sekretach które to rodzice zamiatają pod dywan. Poczuł się upokorzony wręcz tym, co posłyszał od niższego stopniem gówniarza. I należy podkreślić w tym wszystkim najistotniejszą kwestię – Untamo nie był człowiekiem szukającym sensacji. Nie lubił krzyczeć o swojej niedoli byle tylko zwrócić na siebie uwagę tłumu, który w najlepszej sytuacji mógłby mu współczuć lub próbować go poprzeć. Nie. Był po prostu dość wrażliwym, ale kryjącym to w sobie człowiekiem. Zaciskał zęby i szedł dalej, nawet pomimo przeciwności losu czy leniwych dupków trafiających teraz pod skrzydła straży.
- Jestem w trakcie urlopu.
Pod prysznicem rozważy dziś jak powinien odpyskować młodemu, celując pewnie w jego opieszałość, gówniarskie zagrywki czy zwyczajne, cholernie uciążliwe lenistwo. Teraz jednak pokiwał głową z jawną pogardą wymalowaną na twarzy. Gdyby mógł, splunąłby mu pod buty, jednak działanie na niekorzyść własnej instytucji, która rzeczywiście karmi go i ubiera, nie leżało w duchu wiernego ideałom Sorsy.
Musiał więc pocieszyć się tylko krótką pyskówką.
- Masz rację, Egil – przyznał, wsadzając dłonie w kieszenią swojego eleganckiego płaszcza, a wzrok powędrował ku górze tylko na moment. Nie potrafił w końcu spojrzeć mu w oczy, nie zdradzając chwilowej niechęci, nie w tym stanie, kiedy właściwie nie wiedział nigdy czy nie postanowi bez zapowiedzi popłakać się przygnieciony bzdurnym ciężarem małego impulsu przypominającego mu mniej samotne czasy. – Zauważyłbyś, w końcu jesteś tu służbowo, nie dla towarzystwa. Zapomniałem.
Ciężko było nie doszukać się w tym wszystkim drwiny. Wiedział, że raczej niewiele wskóra w przypadku tak fatalnego okazu. Złote czasy w których zasady i dyscyplina coś znaczyły już dawno minęły. Na szczęście staroświeckie myślenie Untamo nigdy nie przemijało, stąd mógł sobie po prostu pomarudzić.
Odchodząc już kilka kroków w tył uniósł dłoń w ramach tak serdecznego pożegnania. Może za kilka chwil foch mu minie – w końcu był zbyt wyrozumiały dla, co bądź, podopiecznych. Teraz kiedy znowu objawił siew towarzystwie wciętej nieco kobiety, nie mógł zrobić nic jak jedynie poprosić ją o wstanie.
- Nie myliłaś się, nikt nie chce wziąć tego na poważnie – powiedział, przerywając ciszę. – Ale ktoś musi. Obyś nie myliła się też tym razem. – Ciężko było ukryć, że nie lubił chodzić nigdzie sam na sam z młodszymi kobietami, w końcu to ile artykułów naczytał się o… Nieważne. Nieważne, nie każda sytuacja tego typu musiała być w końcu tak fatalna w skutkach. – Chodź, pokaż mi wszystko co widziałaś. Idź przodem. Ja pójdę zaraz za tobą.
spostrzegawczość: 6
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Mistrz Gry
Re: 27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Pon 25 Paź - 22:47
The member 'Untamo Sorsa' has done the following action : kości
'k100' : 6
'k100' : 6
Prorok
Re: 27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Wto 2 Lis - 17:07
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Egil uśmiechnął się krzywo, nieudolnie ukrywając impertynencję swego zakłopotania za niewyraźnym grymasem, brwiami ściągniętymi w dowodzie niezadowolenia, które rozrysowało się zaraz na jego gładkiej twarzy, wśród wciąż jeszcze dziecinnych rysów, młodzieńczej fizjonomii nieskażonej przez lata ciężkiej pracy ani konsekwencje decyzji podejmowanych zbyt szybko, bez należytego pomyślunku. Mimo to, niewątpliwie wyczuł nutę drwiny, która przyczaiła się w słowach Untamo i spojrzał przekornie na swojego towarzysza, jak nieobyty młokos, wyśmiewający po kryjomu ponury, egzaltowany tradycjonalizm starszego pokolenia.
– Szkoda, żebyś miał zaprzątać sobie głowę podobnymi głupotami. Korzystaj z urlopu, ostatnio nie rozdają go pracownikom zbyt chętnie. – odpowiedział, siląc się na pozory uprzejmości, jego spojrzenie zdradzało jednak jawną niechęć do dalszej rozmowy, czające się tymczasem pod źrenicami pragnienie by powrócić do żartobliwej ględźby ze swym partnerem na straży – nie doświadczył jeszcze najwyraźniej przewrotnej niestabilności miasta, nie wiedział, że niebezpieczeństwo zwykło czyhać nawet tam, gdzie krajobraz pozornie skuty został spokojem.
Kobieta, na nowo poddana dogorywającym w jej piersi obawom, uniosła nerwowo głowę, gdy Sorsa przystanął obok, ponurą miną, a następnie również słowami, nie zwiastując niczego dobrego. Pociągnęła płaczliwie nosem, ocierając ostrożnie twarz i unosząc wzrok, żeby przeszklone spojrzenie zawiesić na licu starszego mężczyzny, w niemym, wciąż nieco urażonym oczekiwaniu – dopiero na niespodziewaną zgodę drgnęła wyraźnie, zerkając na niego niepewnie, nagle wahając się przed słusznością podjętego wyboru. Czując na sobie widmo oceniającego wzroku kilku skrycie przyglądających się jej przechodniów, chrząknęła jednak cicho, po czym oderwała plecy od bezpiecznego oparcia ławki, wstając i dłońmi wygładzając zmięte falbany zniszczonej biegiem sukni. Wpierw zamierzała oponować wobec sugestii Untamo, chcąc mieć go blisko przy sobie na wypadek, gdyby przy ciele denata wciąż krążyli jeszcze jego potencjalni zabójcy, ostatecznie skinęła jednak tylko głową, ruszając powolnym, nieco chwiejnym krokiem przed siebie, kiełznając pragnienie, by co chwilę odwracać głowę i upewniać się, że mężczyzna wciąż tam jest, przeczytała w swoim życiu jednak wystarczająco historii, by wiedzieć, że w podobnych sytuacjach nigdy nie wolno oglądać się za siebie.
– Wydawało mi się, że… gdzieś tutaj… – odezwała się w końcu, przystając w miejscu, zaledwie kilka metrów na tyłach budynku, gdzie schludnie przycięty ogród przeobrażał się w większą gęstwinę, zapomniane krzewy o kolczystych łodygach i trawę, spomiędzy której wyrastały pojedyncze, wiotkie pędy chwastów. – Widziałam go gdzieś tutaj, leżał w krzakach, cały zakrwawiony… na własne oczy… widziałam. – zaczęła nerwowo, kręcąc się w miejscu, jednocześnie rozpaczliwie spragniona udowodnić prawdziwość swoich spostrzeżeń i niechętna wobec odnawiania widoku, który tak silnie wstrząsnął jej wrażliwą psychiką. – Wyszłam tutaj, żeby zapalić papierosa, rozumie pan, siła uzależnienia, mój mąż nie wie, że nadal palę… i on leżał na ziemi… w krzakach gdzieś… wpadłam na niego zupełnie przypadkiem, chyba nadepnęłam mu obcasem na rękę.
Untamo wykonuje rzut kością k6.
– Szkoda, żebyś miał zaprzątać sobie głowę podobnymi głupotami. Korzystaj z urlopu, ostatnio nie rozdają go pracownikom zbyt chętnie. – odpowiedział, siląc się na pozory uprzejmości, jego spojrzenie zdradzało jednak jawną niechęć do dalszej rozmowy, czające się tymczasem pod źrenicami pragnienie by powrócić do żartobliwej ględźby ze swym partnerem na straży – nie doświadczył jeszcze najwyraźniej przewrotnej niestabilności miasta, nie wiedział, że niebezpieczeństwo zwykło czyhać nawet tam, gdzie krajobraz pozornie skuty został spokojem.
Kobieta, na nowo poddana dogorywającym w jej piersi obawom, uniosła nerwowo głowę, gdy Sorsa przystanął obok, ponurą miną, a następnie również słowami, nie zwiastując niczego dobrego. Pociągnęła płaczliwie nosem, ocierając ostrożnie twarz i unosząc wzrok, żeby przeszklone spojrzenie zawiesić na licu starszego mężczyzny, w niemym, wciąż nieco urażonym oczekiwaniu – dopiero na niespodziewaną zgodę drgnęła wyraźnie, zerkając na niego niepewnie, nagle wahając się przed słusznością podjętego wyboru. Czując na sobie widmo oceniającego wzroku kilku skrycie przyglądających się jej przechodniów, chrząknęła jednak cicho, po czym oderwała plecy od bezpiecznego oparcia ławki, wstając i dłońmi wygładzając zmięte falbany zniszczonej biegiem sukni. Wpierw zamierzała oponować wobec sugestii Untamo, chcąc mieć go blisko przy sobie na wypadek, gdyby przy ciele denata wciąż krążyli jeszcze jego potencjalni zabójcy, ostatecznie skinęła jednak tylko głową, ruszając powolnym, nieco chwiejnym krokiem przed siebie, kiełznając pragnienie, by co chwilę odwracać głowę i upewniać się, że mężczyzna wciąż tam jest, przeczytała w swoim życiu jednak wystarczająco historii, by wiedzieć, że w podobnych sytuacjach nigdy nie wolno oglądać się za siebie.
– Wydawało mi się, że… gdzieś tutaj… – odezwała się w końcu, przystając w miejscu, zaledwie kilka metrów na tyłach budynku, gdzie schludnie przycięty ogród przeobrażał się w większą gęstwinę, zapomniane krzewy o kolczystych łodygach i trawę, spomiędzy której wyrastały pojedyncze, wiotkie pędy chwastów. – Widziałam go gdzieś tutaj, leżał w krzakach, cały zakrwawiony… na własne oczy… widziałam. – zaczęła nerwowo, kręcąc się w miejscu, jednocześnie rozpaczliwie spragniona udowodnić prawdziwość swoich spostrzeżeń i niechętna wobec odnawiania widoku, który tak silnie wstrząsnął jej wrażliwą psychiką. – Wyszłam tutaj, żeby zapalić papierosa, rozumie pan, siła uzależnienia, mój mąż nie wie, że nadal palę… i on leżał na ziemi… w krzakach gdzieś… wpadłam na niego zupełnie przypadkiem, chyba nadepnęłam mu obcasem na rękę.
Untamo wykonuje rzut kością k6.
1,2 – rozglądając się z kobietą po okolicy, dostrzegasz niewyraźny, ludzki kształt leżący bezwładnie pomiędzy zaroślami; towarzyszka również podąża wzrokiem w to samo miejsce i odskakuje z krzykiem, chwytając się kurczowo twojego ramienia
3,4 – rozglądając się po okolicy, udaje ci się dosłyszeć ciche jęknięcie dobiegające zza jednej z zarośniętych trawą ławek, gdzie ktoś poruszył się nerwowo, najwyraźniej próbując podnieść się z ziemi, zanim zaraz znów opadł na grunt z żałosnym stęknięciem
5,6 – chociaż próbujesz uważnie rozglądać się po okolicy, nie możesz nigdzie dostrzec denata, o którym mówiła kobieta, przestrzeń wydaje się cicha i zupełnie spokojna; być może towarzyszka rzeczywiście chciała tylko ściągnąć na siebie czyjąś uwagę?
3,4 – rozglądając się po okolicy, udaje ci się dosłyszeć ciche jęknięcie dobiegające zza jednej z zarośniętych trawą ławek, gdzie ktoś poruszył się nerwowo, najwyraźniej próbując podnieść się z ziemi, zanim zaraz znów opadł na grunt z żałosnym stęknięciem
5,6 – chociaż próbujesz uważnie rozglądać się po okolicy, nie możesz nigdzie dostrzec denata, o którym mówiła kobieta, przestrzeń wydaje się cicha i zupełnie spokojna; być może towarzyszka rzeczywiście chciała tylko ściągnąć na siebie czyjąś uwagę?
Untamo Sorsa
Re: 27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Wto 2 Lis - 17:09
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Podążając za kobietą słuchał jej zatroskanych słów. Trzymał obie dłonie poza kieszeniami, by w razie czego być gotowym zarówno na rzucenia czaru, jak i możliwe uspokojenie chwilowej towarzyszki, która w stresie mogłaby zareagować nieco zbyt wylewnie. Śledził otoczenie, jednak wbrew jej przekonaniu – on sam rozglądał się za siebie, w końcu będąc Strażnikiem przez długie lata, już dawno poznał się na historiach podczas których nieszczęśnik zapędzany był w pułapkę przez coś niewinnego – dziewczę, dziecko, chore zwierzę, a potem kończył okradziony, pobity albo jako pasza dla świń.
No dobrze, jeszcze nigdy nie uczestniczył w odkrywaniu sprawy paszy dla świń, jednak potrafił sobie wyobrazić, że jakiś psychol mógłby wpaść na tak bzdurny pomysł, w końcu skoro sam Sorsa, samozwańcza ostoja normalności wśród zepsucia arystokrackiego otoczenia, wpadł na ten pomysł, wątpił by nikt przed nim tego nie rozważył.
- Proszę się dobrze przypatrzeć… – mówił, gdy sam wiercił spojrzeniem w miejscach, w które i ona podążała wzrokiem. Czuł, że czasami co dwie głowy to nie jedna i gdy osoba bardziej zaaferowana może nie zauważyć wszystkich szczegółów, ktoś o zimnej krwi może wyciągnąć z tego więcej. Przestąpił kilka kroków za kobietą, by dojść do ławeczki, na której oddawała się wcześniej procesowi popalania. Jednak zamiast iść dalej za zestresowaną niewiastą, sam przystanął w pół kroku, widocznie zauważając drobny szczegół przyciągający jego uwagę. – A pani mąż gdzie jest w tym czasie? – powiedział od razu, jakby chcąc tym pytaniem zmusić ją do przystanięcia. Przekroczył kilka kroków kierunku interesującego elementu, a kiedy był w stanie zidentyfikować kształt… Powiedział tylko: - Znalazłem. Znalazłem, spójrz…
Lecz nim zdążył ku niej spojrzeć, zauważył, że ta już przylgnęła do jego ramienia i widziała dosłownie to samo co on. Ciało ludzie leżące w pobliżu. Teraz nie wiedzieli jeszcze czy dycha, ale to za chwilę miało się zmienić, w końcu Sorsa, wbrew temu jak przyszpilony wydawał się przez zaciskające się na nim palce kobiety, nie miał zamiaru jedynie stać i czekać, aż zwłoki łaskawie powstaną. Zwyczajnie położył dłoń na dłoni towarzyszki i delikatnie zsunął ją z siebie.
- To jest to o którym mówiłaś? – a mówiąc to, zaraz rzucił cicho prosty czar… - Lux – byle tylko rozświetlić nieco otoczenie. Chciał zbliżyć się do ciała i obejrzeć je z mniejszej odległości. Wątpił by było tu dużo krwi, o której mówiła, jednak mógł nie zauważyć tego z pewnej odległości. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że znajdował się tu sam. Sam, bez innych Strażników, którzy w tym czasie woleli napełniać brzuchy czy obgadywać zgromadzonych gości czy jego samego. Było mu zwyczajnie wstyd za własną organizację.
No dobrze, jeszcze nigdy nie uczestniczył w odkrywaniu sprawy paszy dla świń, jednak potrafił sobie wyobrazić, że jakiś psychol mógłby wpaść na tak bzdurny pomysł, w końcu skoro sam Sorsa, samozwańcza ostoja normalności wśród zepsucia arystokrackiego otoczenia, wpadł na ten pomysł, wątpił by nikt przed nim tego nie rozważył.
- Proszę się dobrze przypatrzeć… – mówił, gdy sam wiercił spojrzeniem w miejscach, w które i ona podążała wzrokiem. Czuł, że czasami co dwie głowy to nie jedna i gdy osoba bardziej zaaferowana może nie zauważyć wszystkich szczegółów, ktoś o zimnej krwi może wyciągnąć z tego więcej. Przestąpił kilka kroków za kobietą, by dojść do ławeczki, na której oddawała się wcześniej procesowi popalania. Jednak zamiast iść dalej za zestresowaną niewiastą, sam przystanął w pół kroku, widocznie zauważając drobny szczegół przyciągający jego uwagę. – A pani mąż gdzie jest w tym czasie? – powiedział od razu, jakby chcąc tym pytaniem zmusić ją do przystanięcia. Przekroczył kilka kroków kierunku interesującego elementu, a kiedy był w stanie zidentyfikować kształt… Powiedział tylko: - Znalazłem. Znalazłem, spójrz…
Lecz nim zdążył ku niej spojrzeć, zauważył, że ta już przylgnęła do jego ramienia i widziała dosłownie to samo co on. Ciało ludzie leżące w pobliżu. Teraz nie wiedzieli jeszcze czy dycha, ale to za chwilę miało się zmienić, w końcu Sorsa, wbrew temu jak przyszpilony wydawał się przez zaciskające się na nim palce kobiety, nie miał zamiaru jedynie stać i czekać, aż zwłoki łaskawie powstaną. Zwyczajnie położył dłoń na dłoni towarzyszki i delikatnie zsunął ją z siebie.
- To jest to o którym mówiłaś? – a mówiąc to, zaraz rzucił cicho prosty czar… - Lux – byle tylko rozświetlić nieco otoczenie. Chciał zbliżyć się do ciała i obejrzeć je z mniejszej odległości. Wątpił by było tu dużo krwi, o której mówiła, jednak mógł nie zauważyć tego z pewnej odległości. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że znajdował się tu sam. Sam, bez innych Strażników, którzy w tym czasie woleli napełniać brzuchy czy obgadywać zgromadzonych gości czy jego samego. Było mu zwyczajnie wstyd za własną organizację.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Mistrz Gry
Re: 27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Wto 2 Lis - 17:09
The member 'Untamo Sorsa' has done the following action : kości
'k6' : 2
'k6' : 2
Prorok
Re: 27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Pon 8 Lis - 22:27
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Zdenerwowanie kobiety wyraźnie narastało, pęczniejąc wprost proporcjonalnie do siły uścisku, z jakim zaciskała swoje długie, kościste palce na przedramieniu Untamo, nagle niezdolna wyszarpnąć z krtani ani słowa, kiwając tylko energicznie głową na jego pytania. Z trudem rozluźniła uścisk dłoni, gdy mężczyzna poruszył się do przodu – również zauważyła bezwładnie leżące w zaroślach ciało i nie chciała podchodzić choćby o krok bliżej, przerażona wprawdzie nie tyle samym wydarzeniem, co insynuacjami swej bujnej, dziecinnej jeszcze wyobraźni; chociaż makijaż uwydatniał jej rysy i podkreślał sklepienia kości policzkowych, wciąż była bardzo młoda, nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat. Cofnęła się o krok do tyłu, mrużąc oczy w sposób, który nasuwał na myśl, że mogłaby zaraz syknąć jak spłoszony wizgiem kocur.
Mężczyzna, który leżał na ziemi, poruszył się tymczasem wyraźnie w obliczu jaskrawej łuny posłanego zaklęciem światła – nie był martwy, właściwie nie był nawet ranny; chociaż jego biała, teraz niechlujnie zmięta koszula była wprawdzie pokryta czerwonymi plamami, po zmniejszeniu dystansu nietrudno było zdać sobie sprawę, że zarówno ich konsystencja, jak i zapach były dalekie od charakterystycznej, metalicznej woni krwi. Zatem wino.
– Kurwa, zgaś pan to światło. – słowa wydzierały się z ust nieznajomego niewyraźne i z trudem, gdy ten uniósł niezdarnie ręce, próbując osłonić oczy przed działaniem rzuconego przez Sorsę zaklęcia. – Człowiek próbuje… tutaj spa-ać… – jęknął żałośnie, a jego alkoholowy odór zdawał się teraz wedrzeć rozmyślnie w nozdrza z taką intensywnością, że o absurd zakrawał fakt, iż dotąd pozostawał tak długo niezidentyfikowany. Mężczyzna upoił się najwyraźniej wystawnością aukcyjnego przybytku i lawirował teraz na krawędzi przytomności, niezdolny nawet utrzymać ciała w sztywności pozycji siedzącej, kryjący się wśród krzewów niczym dzikie zwierzę, chociaż w jego przypadku można było przypuszczać, że wpadł w nie nieintencjonalnie, a obecny stan uniemożliwiał mu wydostanie się z ciasnego objęcia dzikich pnączy.
– Na Odyna… – kobieta, która dotąd stała z tyłu, przestąpiła kilka kroków do przodu, opierając się o barczyste ramię Untamo, wzdychając ciężko i nakrywając się pąsowymi plamami zakłopotania, widocznie zawstydzona swoją wcześniejszą histerią. – Przecież to Sigge Holmquist. – nagle ośmielona, nachyliła się ponad ramieniem towarzysza, z uwagą przyglądając się młodemu mężczyźnie, który usilnie próbował podnieść się do pozycji stojącej – z brudną, splamioną koszulą, napuchniętą od alkoholu twarzą i zmierzwionymi włosami nie wyglądał tak pięknie, jak na scenie, mimo to tkwiło w nim coś osobliwego, co z powodzeniem przyciągało intensywność kobiecego spojrzenia. – Moja siostrzenica za nim szaleje. – skwitowała, nareszcie pozwalając, by w jej spokojny ton wdarła się nuta pogardy. – Będę musiała wyrugować z niej tę niezdrową obsesję, nie dość, że to idiota, to jeszcze pijak! – wzburzyła się na moment, po czym znów westchnęła ciężko, najwyraźniej, mimo wszystko, kapitulując. – Nawet jeśli… chyba musimy go stąd zabrać, co?
Mężczyzna, który leżał na ziemi, poruszył się tymczasem wyraźnie w obliczu jaskrawej łuny posłanego zaklęciem światła – nie był martwy, właściwie nie był nawet ranny; chociaż jego biała, teraz niechlujnie zmięta koszula była wprawdzie pokryta czerwonymi plamami, po zmniejszeniu dystansu nietrudno było zdać sobie sprawę, że zarówno ich konsystencja, jak i zapach były dalekie od charakterystycznej, metalicznej woni krwi. Zatem wino.
– Kurwa, zgaś pan to światło. – słowa wydzierały się z ust nieznajomego niewyraźne i z trudem, gdy ten uniósł niezdarnie ręce, próbując osłonić oczy przed działaniem rzuconego przez Sorsę zaklęcia. – Człowiek próbuje… tutaj spa-ać… – jęknął żałośnie, a jego alkoholowy odór zdawał się teraz wedrzeć rozmyślnie w nozdrza z taką intensywnością, że o absurd zakrawał fakt, iż dotąd pozostawał tak długo niezidentyfikowany. Mężczyzna upoił się najwyraźniej wystawnością aukcyjnego przybytku i lawirował teraz na krawędzi przytomności, niezdolny nawet utrzymać ciała w sztywności pozycji siedzącej, kryjący się wśród krzewów niczym dzikie zwierzę, chociaż w jego przypadku można było przypuszczać, że wpadł w nie nieintencjonalnie, a obecny stan uniemożliwiał mu wydostanie się z ciasnego objęcia dzikich pnączy.
– Na Odyna… – kobieta, która dotąd stała z tyłu, przestąpiła kilka kroków do przodu, opierając się o barczyste ramię Untamo, wzdychając ciężko i nakrywając się pąsowymi plamami zakłopotania, widocznie zawstydzona swoją wcześniejszą histerią. – Przecież to Sigge Holmquist. – nagle ośmielona, nachyliła się ponad ramieniem towarzysza, z uwagą przyglądając się młodemu mężczyźnie, który usilnie próbował podnieść się do pozycji stojącej – z brudną, splamioną koszulą, napuchniętą od alkoholu twarzą i zmierzwionymi włosami nie wyglądał tak pięknie, jak na scenie, mimo to tkwiło w nim coś osobliwego, co z powodzeniem przyciągało intensywność kobiecego spojrzenia. – Moja siostrzenica za nim szaleje. – skwitowała, nareszcie pozwalając, by w jej spokojny ton wdarła się nuta pogardy. – Będę musiała wyrugować z niej tę niezdrową obsesję, nie dość, że to idiota, to jeszcze pijak! – wzburzyła się na moment, po czym znów westchnęła ciężko, najwyraźniej, mimo wszystko, kapitulując. – Nawet jeśli… chyba musimy go stąd zabrać, co?
Untamo Sorsa
Re: 27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Czw 11 Lis - 10:28
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
A nie mówiłem? – powiedziałby pewnie każdy, kto dziś odwodził go od pomysłu udania się kobietą, a raczej za jej domniemaniami o morderstwie. Oczywiście – Sorsa wciąż miał za złe tak wielką ignorancją wśród ludu, który w ten sposób nie popisał się wielka troską o wspólne bezpieczeństwo i zdrowie, jednak chwilowo, widząc w przystojnym faceciku duszę pijaczyny – zwyczajnie ręce opadły mu nad jego własnym pechem. W końcu jak inaczej nazwać coś, co przydarzyło się dziś Untamo, jeżeli nie ciągiem zdarzeń niefortunnych i wystawiających jego naiwność na wielka próbę.
Ale skoro chciał tylko pomóc, to chyba nie musiał być z siebie niezadowolony – w końcu miał okazję uspokoić kobietę, być może przy okazji, zupełnie niechcący przyczyniając się do jej zawstydzenia. Ale to nic złego – w końcu w takiej sytuacji oboje mieli powody do żenady – ona, która nakręciła aferę wokół „trupa” i on, który miał głupi nawyk wierzyć we wszystko co powiedzą mu pokrzywdzone kobiety, jakby wcale nie miał okazji padać już ofiarą emocjonalnych manipulacji od strony matki, córki i jeszcze kiedyś – własnej byłej niedoszłej żony.
Co jednak się stało, to fakt, że Untamo nie zaprzestał świecenia po twarzy denata. Zmrużył oczy i zaczął przyglądać się boskiej twarzy Siggiego… Której nie rozpoznał. Potem spojrzał z zaciekawieniem ku wciąż rozprawiającej coś towarzyszce podróży i zmarszczył brwi jeszcze mocniej.
- Kto to właściwe jest? Jakieś bożyszcze młodego pokolenia? – zapytał, po za kolejny tego wieczora żałując, że nie ma przy nim jego córki. Ta w końcu z pewnością przydałaby się mu nie tylko jej obecność, a może po prostu wiedza dotycząca otaczającego ich świata. On nie mógł znać każdego idola nastolatek, w końcu nie posiadał już nawet nastoletniego dziecka. Mógł jednak liczyć na to, że bardziej oczytana w świecie Klara postanowi oświecić biednego ojca, który już dawno nie pozostawał na czasie. – Mówisz to tak, jakby gwiazdy za moich czy twoich czasów były bardziej poukładane… To już nie są te czasy. Lepiej zajmij się tym, żeby siostrzenica nie skończyła tak samo. – Teraz to on pouczył kobietę, chociaż nie miał do tego absolutnie żadnego prawa. Przedstawił poniekąd po prostu swoje podejście. Odmawiając dzieciom niektórych rozrywek jeszcze bardziej prowokowało się je do łamania zasad. Sorsa nie wiedział tego kiedyś, mając tak mało ojcowskich wzorców i doszukując się ich gdziekolwiek się da. Teraz jednak posiadał skromne, bo skromne, ale doświadczenie.
- Byle nie na salę, bo ośmieszymy go do reszty – odpowiedział na zawahanie kobiety, kiedy ta jednak postanowiła okazać mężczyźnie rąbek łaski. Nie do końca rozumiał to podejście, wychodząc z założenia, że wszyscy nadużywający alkoholu na obcym terenie poniekąd pchali się w tarapaty… Jednak był w stanie docenić altruizm czy cokolwiek innego, kierującego obecnie rozchwianą do reszty kobietą. – To nie jest nasz obowiązek, sam się tak urządził. Ale jeżeli masz pomysł jak mu pomóc i potrzebujesz mojej asysty, to będę tu jeszcze chwilę… Mogę teleportować go w jakieś inne miejsce i tak mam już dość wrażeń na dziś.
Chociaż na usta cisnęło mu się, że to właśnie przez insynuacje kobiety poczuł się tak wymęczony, nie powiedział tego – nie chcąc sprawiać jej przykrości. W końcu dnia dzisiejszego i tak wiele osób zignorowało ją już na starcie, by ta miała wystarczająco dużo powodów do niezadowolenia. A może miała plan bawić się dalej.
Ale skoro chciał tylko pomóc, to chyba nie musiał być z siebie niezadowolony – w końcu miał okazję uspokoić kobietę, być może przy okazji, zupełnie niechcący przyczyniając się do jej zawstydzenia. Ale to nic złego – w końcu w takiej sytuacji oboje mieli powody do żenady – ona, która nakręciła aferę wokół „trupa” i on, który miał głupi nawyk wierzyć we wszystko co powiedzą mu pokrzywdzone kobiety, jakby wcale nie miał okazji padać już ofiarą emocjonalnych manipulacji od strony matki, córki i jeszcze kiedyś – własnej byłej niedoszłej żony.
Co jednak się stało, to fakt, że Untamo nie zaprzestał świecenia po twarzy denata. Zmrużył oczy i zaczął przyglądać się boskiej twarzy Siggiego… Której nie rozpoznał. Potem spojrzał z zaciekawieniem ku wciąż rozprawiającej coś towarzyszce podróży i zmarszczył brwi jeszcze mocniej.
- Kto to właściwe jest? Jakieś bożyszcze młodego pokolenia? – zapytał, po za kolejny tego wieczora żałując, że nie ma przy nim jego córki. Ta w końcu z pewnością przydałaby się mu nie tylko jej obecność, a może po prostu wiedza dotycząca otaczającego ich świata. On nie mógł znać każdego idola nastolatek, w końcu nie posiadał już nawet nastoletniego dziecka. Mógł jednak liczyć na to, że bardziej oczytana w świecie Klara postanowi oświecić biednego ojca, który już dawno nie pozostawał na czasie. – Mówisz to tak, jakby gwiazdy za moich czy twoich czasów były bardziej poukładane… To już nie są te czasy. Lepiej zajmij się tym, żeby siostrzenica nie skończyła tak samo. – Teraz to on pouczył kobietę, chociaż nie miał do tego absolutnie żadnego prawa. Przedstawił poniekąd po prostu swoje podejście. Odmawiając dzieciom niektórych rozrywek jeszcze bardziej prowokowało się je do łamania zasad. Sorsa nie wiedział tego kiedyś, mając tak mało ojcowskich wzorców i doszukując się ich gdziekolwiek się da. Teraz jednak posiadał skromne, bo skromne, ale doświadczenie.
- Byle nie na salę, bo ośmieszymy go do reszty – odpowiedział na zawahanie kobiety, kiedy ta jednak postanowiła okazać mężczyźnie rąbek łaski. Nie do końca rozumiał to podejście, wychodząc z założenia, że wszyscy nadużywający alkoholu na obcym terenie poniekąd pchali się w tarapaty… Jednak był w stanie docenić altruizm czy cokolwiek innego, kierującego obecnie rozchwianą do reszty kobietą. – To nie jest nasz obowiązek, sam się tak urządził. Ale jeżeli masz pomysł jak mu pomóc i potrzebujesz mojej asysty, to będę tu jeszcze chwilę… Mogę teleportować go w jakieś inne miejsce i tak mam już dość wrażeń na dziś.
Chociaż na usta cisnęło mu się, że to właśnie przez insynuacje kobiety poczuł się tak wymęczony, nie powiedział tego – nie chcąc sprawiać jej przykrości. W końcu dnia dzisiejszego i tak wiele osób zignorowało ją już na starcie, by ta miała wystarczająco dużo powodów do niezadowolenia. A może miała plan bawić się dalej.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Prorok
27.11.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – U. Sorsa & Prorok Sob 13 Lis - 22:51
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Kobieta westchnęła cicho, opierając dłonie na biodrach, okrytych ciasno czerwienią satyny, zsuniętej teraz nisko i gładko po jej odzianych w kabaretki nogach – jej wzrok, wpierw wpatrujący się w pijanego mężczyznę z pełnym dezaprobaty politowaniem, przeniósł się teraz raptownie na twarz Untamo, spoglądając na niego spod wyraźnie uniesionych brwi.
– Nie bądź głupi, Sigge jest sławny, to piosenkarz. – żachnęła się z lekkim oburzeniem, lecz zaraz wywróciła tylko oczami, nieskora najwyraźniej kontynuować tematu i w duszy przyjemnie połechtana, że wciąż nadążała nad obsesjami kobiet młodszych od siebie, mimo że w oczach wielu z nich nieuchronnie stawała się coraz starsza – być może dlatego zmarszczyła lekko czoło, gdy towarzysz zestawił ich w sposób sugerujący, że mogliby kiedykolwiek uchodzić za ludzi zbliżonych do siebie wiekiem. Zmrużyła oczy i po raz kolejny zlustrowała go wzrokiem, z uwagą przyglądając się bruzdom zmarszczek i pojedynczym, siwym wstęgom przeplecionym przez szpaczy blond zaskakująco gęstych włosów – w myślach dawała mu maksymalnie sześćdziesiąt lat, lecz nie zdziwiłaby się, gdyby miał więcej; mężczyźni w tych czasach zwykli zaskakująco długo zachowywać swą sztubacką żywotność.
– Cóż, być może miałby słuszną nauczkę. – odparła z przekąsem, zagryzając lekko wargę i przenosząc wzrok z powrotem na Holmquista, który wciąż uparcie zasłaniał się ręką i mrużył oczy, jęcząc pod nosem niezrozumiałe słowa, których żadne z was nie potrafiło połączyć w logiczne zdanie – nawet jeśli miał piękny głos, w tym stanie być może rzeczywiście byłoby lepiej, gdyby milczał. – Ale masz rację, powinniśmy usadzić go gdzieś na uboczu, ktoś w końcu się zainteresuje, jak nie Krucza Straż, to te hieny z Ratatoskra. – odparła, a przez jej blade lico przemknął cień gorzkiej uszczypliwości. Dopiero po chwili, dostrzegając ponure znużenie na twarzy Sorsy, wyprostowała się, chrząkając cicho i przechodząc do przodu, by stanąć tuż nad młodzieńcem, tak blisko, że obcasem mało znów nie przydepnęła mu dłoni.
– Zajęłam panu już wystarczająco dużo czasu. – odrzekła spokojnie po krótkiej chwili namysłu. – Proszę mi tylko pomóc go podnieść i posadzić na ławce. – poleciła, a kiedy Sigge opadł nareszcie na drewniane siedzisko, półprzytomnie lustrując wzrokiem roślinną gęstwinę na tyłach budynku, kobieta znów westchnęła cicho, pocierając dłonią skroń. – Hlýr. – zaklęcie posłane w stronę nieszczęśnika zatrzymało nerwowe dygotanie, gdy zwróciła się tymczasem zakłopotana z powrotem do Sorsy, najwyraźniej równie zawstydzonego obrotem wydarzeń, co i ona, choć podświadomie liczyła, że uznał pąsowe plamy na jej twarzy za skutek chłodnego, listopadowego wiatru. – I tak nie mogę wrócić już do środka, wszyscy mnie widzieli, rozumie pan… moja reputacja została nadwątlona wystarczająco. Zajmę się nim, jestem ogromnie wdzięczna za pomoc i przepraszam... za całe to zamieszanie, ale na pewno pan rozumie, w tych czasach ciężko nie ulegać sugestiom gazet. – wsunęła kosmyk włosów za ucho, zerkając ukradkiem na Sigge – coś w jej zachowaniu sprawiało wrażenie, jakby tłumiła entuzjazm na myśl o pozostaniu z mężczyzną sama; być może rzeczywiście rozsądniej byłoby dłużej się w to nie mieszać.
Untamo z tematu
– Nie bądź głupi, Sigge jest sławny, to piosenkarz. – żachnęła się z lekkim oburzeniem, lecz zaraz wywróciła tylko oczami, nieskora najwyraźniej kontynuować tematu i w duszy przyjemnie połechtana, że wciąż nadążała nad obsesjami kobiet młodszych od siebie, mimo że w oczach wielu z nich nieuchronnie stawała się coraz starsza – być może dlatego zmarszczyła lekko czoło, gdy towarzysz zestawił ich w sposób sugerujący, że mogliby kiedykolwiek uchodzić za ludzi zbliżonych do siebie wiekiem. Zmrużyła oczy i po raz kolejny zlustrowała go wzrokiem, z uwagą przyglądając się bruzdom zmarszczek i pojedynczym, siwym wstęgom przeplecionym przez szpaczy blond zaskakująco gęstych włosów – w myślach dawała mu maksymalnie sześćdziesiąt lat, lecz nie zdziwiłaby się, gdyby miał więcej; mężczyźni w tych czasach zwykli zaskakująco długo zachowywać swą sztubacką żywotność.
– Cóż, być może miałby słuszną nauczkę. – odparła z przekąsem, zagryzając lekko wargę i przenosząc wzrok z powrotem na Holmquista, który wciąż uparcie zasłaniał się ręką i mrużył oczy, jęcząc pod nosem niezrozumiałe słowa, których żadne z was nie potrafiło połączyć w logiczne zdanie – nawet jeśli miał piękny głos, w tym stanie być może rzeczywiście byłoby lepiej, gdyby milczał. – Ale masz rację, powinniśmy usadzić go gdzieś na uboczu, ktoś w końcu się zainteresuje, jak nie Krucza Straż, to te hieny z Ratatoskra. – odparła, a przez jej blade lico przemknął cień gorzkiej uszczypliwości. Dopiero po chwili, dostrzegając ponure znużenie na twarzy Sorsy, wyprostowała się, chrząkając cicho i przechodząc do przodu, by stanąć tuż nad młodzieńcem, tak blisko, że obcasem mało znów nie przydepnęła mu dłoni.
– Zajęłam panu już wystarczająco dużo czasu. – odrzekła spokojnie po krótkiej chwili namysłu. – Proszę mi tylko pomóc go podnieść i posadzić na ławce. – poleciła, a kiedy Sigge opadł nareszcie na drewniane siedzisko, półprzytomnie lustrując wzrokiem roślinną gęstwinę na tyłach budynku, kobieta znów westchnęła cicho, pocierając dłonią skroń. – Hlýr. – zaklęcie posłane w stronę nieszczęśnika zatrzymało nerwowe dygotanie, gdy zwróciła się tymczasem zakłopotana z powrotem do Sorsy, najwyraźniej równie zawstydzonego obrotem wydarzeń, co i ona, choć podświadomie liczyła, że uznał pąsowe plamy na jej twarzy za skutek chłodnego, listopadowego wiatru. – I tak nie mogę wrócić już do środka, wszyscy mnie widzieli, rozumie pan… moja reputacja została nadwątlona wystarczająco. Zajmę się nim, jestem ogromnie wdzięczna za pomoc i przepraszam... za całe to zamieszanie, ale na pewno pan rozumie, w tych czasach ciężko nie ulegać sugestiom gazet. – wsunęła kosmyk włosów za ucho, zerkając ukradkiem na Sigge – coś w jej zachowaniu sprawiało wrażenie, jakby tłumiła entuzjazm na myśl o pozostaniu z mężczyzną sama; być może rzeczywiście rozsądniej byłoby dłużej się w to nie mieszać.
Untamo z tematu