:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Marzec-kwiecień 2001
28.03.2001 – Salon – V. Räikkönen & M. Jäderholm
2 posters
Viggo Räikkönen
Re: 28.03.2001 – Salon – V. Räikkönen & M. Jäderholm Nie 2 Lip - 0:10
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
28.03.2001
Wczesnowiosenny poranny deszczyk przerodził się całodniową szarugę, która osiadła nad Midgardem i jego okolicami. Szarości dnia dopełniała gęsta mgła, co jak zjawa przemykała bezszelestnie pomiędzy drzewami. Paradoksalnie mężczyzny ta pogoda nie odstraszyła, wręcz przeciwnie z uśmiechem powitał pierwsze krople deszczu na swej twarzy, gdy przed nastaniem świtu wyruszył w głąb gęstwiny leśnej podążając biegiem strumienia. Pies wierny towarzysz, kroczył śladem najemnika, co rusz znikając między drzewami po to, tylko by pojawić się niespodzianie tuż przed nim. Wyruszył z zamiarem złowienia kilku ryb na kolację od dłuższego czasu, chodził mu po głowie tego typu wypad, a ostatnio musiał przyznać to szczerze niewiele, miał czasu na takie wycieczki. Był zajętym człowiekiem dnie całe spędzał w roli ochroniarza, natomiast wieczorami często, bywał w kasynie skubiąc na drobne kwoty jeleni. Dni zatem mijały mu na jako takiej pracy, bo uczciwie mówiąc specjalnie się nie przemęczał. Czy jednak mu to przeszkadzało, cóż nie. Cieszył się jednakże z każdej możliwie wolnej chwili i spędzał ją z czworonożnym przyjacielem, gdyby nie on zapewne mocniej odczuwałby samotność, a tej miał już szczerze mówiąc dość na resztę życia.
Gdy pokonywał kolejne przeszkody na swej drodze, czy to zwalony omszały pień, czy kamienny wąwóz myślami wracał do Margrét, ta ostatnimi dniami stała się, jakby nieobecna, bardziej zamyślona i nieprzyjemna. Znał ją od lat i potrafił odgadywać jej humorki i nastroje, niemal czytając z jej twarzy, lecz najemnikowi wydawało się, że coś jeszcze dręczy, czy raczej zajmuje umysł jego kochanki. Oczywistym było, że nie zapytał jej wprost, o to. Wychodził z jakże słusznego założenia, iż sama mu powie, jeśli uzna to za konieczne, była indywidualistką, niezależna i pewna swego, jednocześnie świadoma swych mocnych i słabych stron. Viggo zatem nie wtrącał się w jej rozważania, a gdy potrzebowała wytchnienia dawał je. Doskonale potrafiąc wyczuć nastroje przełożonej, nigdy zresztą nie cechowała go natarczywość. Z czymkolwiek ta się mierzyła, był tego pewien, że poradzi sobie z jego pomocą, albo i bez niej. W gruncie rzeczy mogła to być zwyczajna drobnostka, a on nazbyt się martwi jej stanem.
Wrócił polowania wczesnym popołudniem, akurat kiedy przestało padać, wątpił jednak w całkowitą zmianę pogody i z grymasem patrzył na nadciągające ze wschodu ołowiane gęste masy chmur. Ryby pozostawił przed domem, a będąc na ganku poczuł nutę znajomych perfum. Pies wyczuwając znajomą osobę pierwszy wbiegł do środka przez uchylone drzwi. On sam wkroczył chwilę później otaczając Margrét dłuższym spojrzeniem. Widocznie rozgościła się i słusznie, była niemal u siebie. Z zadowoleniem przyjął fakt, że rozpaliła w kominku, zwykle to on się tym zajmował.
– Na kolację mamy rybę – powiadomił ją, będąc w progu sypialni. Zrzucał z siebie przemoczone ubrania i zmieniał je na, coś suchego oraz wygodnego, po czym usiadł obok blondynki na kanapie i bez słowa pocałował ją w policzek. Był zimny i zmarznięty, a deszcz, chociaż wiosenny wychłodził go
Margrét Jäderholm
Re: 28.03.2001 – Salon – V. Räikkönen & M. Jäderholm Nie 9 Lip - 23:13
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
Ponury dzień dopełniał ramy kiepskiego humoru Margrét. Ostatnie dni nie były dla niej łaskawe, przez co nie czuła się najlepiej. Starała się ukryć prawdziwe emocje, przynajmniej na czas pracy i interakcji z klientami. Nie znosiła braku profesjonalizmu, więc sama robiła wszystko, żeby w pełni wywiązywać się z obowiązków służbowych, przyjmując nabywców w sklepie z uśmiechem i cierpliwością, zupełnie jakby nie miała ochoty zamordować każdego z nich. Działo się tak za każdym razem, gdy czuła się przytłoczona. Niewiele się ostatnio działo, jej życie zalała monotonia dnia codziennego, ale to tylko przypominało jej o nadchodzących decyzjach, o kolejnych krokach. Wiedziała, że Magisterium wkrótce o coś poprosi, a ona nie odmówi.
Miała wiele na głowie, próba zaplanowania czegokolwiek wiązała się z przewidywaniem wszelkich przeciwności losu, żeby nic nie było w stanie jej zaskoczyć. Drobne problemy w pracy i z rodzicami powodowały, że stała się wycofana, dość nieprzyjemna w odbiorze dla najbliższych. A że najwięcej czasu spędzała ze swoim ochroniarzem, tak to on najbardziej tego doświadczał. Na szczęście po tylu wspólnych latach doskonale wiedział, kiedy potrzebowała oddechu, a kiedy bliskości. Był jej oparciem i często rozumieli się bez słów, dlatego mimowolnie szukała jego towarzystwa, gdy czuła ciężar na swoich barkach, którego dłużej nie potrafiła znieść.
Nie zastała go w domu, ale miała klucze, więc weszła do środka i w pierwszej kolejności rozpaliła w kominku, bo chłód przedzierał się przez najdrobniejsze szczeliny między deskami. Marzec przynosił nadzieję na rychłą wiosnę, dlatego temperatury były już przyzwoite, ale nadal zbyt niskie, by zostawić chatkę bez ogrzewania. Rozsiadła się na kanapie i zaczęła czytać książkę dla oderwania myśli od nurtujących ją kwestii.
Od lektury oderwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Czworonóg wbiegł do domu pierwszy i rzucił się, żeby ją powitać, ta jednak nie wyciągnęła do niego ręki, bo w pomieszczeniu rozległ się smród mokrego psa. Z cichym westchnięciem kobieta podniosła się, żeby zapalić świeczkę zapachową, która pomoże zwalczyć odór. Odkąd wróciła do jego życia, dbała, by w jego domu nie zabrakło podstawowych środków i przedmiotów, których mogłaby potrzebować. Wolała spać we własnej sypialni, ale czasem potrzebowała odskoczni i odpoczynku, dlatego zostawiała gwar miasta na rzecz niewielkiej chatki pośród drzew i jej właściciela.
- Musisz go wykąpać - mruknęła, gdy mężczyzna przebierał się w suche ubrania, nie spuszczając z niego wzroku. Kiwnęła głową na informację o kolacji. Zwykle to on dbał o przyrządzanie posiłków, często przypominał jej o jedzeniu, podtykając pod nos pełne talerze.
Gdy usiadł obok, poczuła się po prostu dobrze, jakby był brakującym elementem układanki. Westchnęła ciężko i oparła głowę o jego ramię. Przez koszulkę przebijał chłód, ale nie przeszkadzało jej to.
- Dobrze, że już jesteś - powiedziała cicho, rzadko zdobywając się na podobne słowa. Zwykle zostawiała to w sferze niewypowiedzianych oczywistości, ale dziś znalazła się we wrażliwym stanie i potrzebowała go.
Miała wiele na głowie, próba zaplanowania czegokolwiek wiązała się z przewidywaniem wszelkich przeciwności losu, żeby nic nie było w stanie jej zaskoczyć. Drobne problemy w pracy i z rodzicami powodowały, że stała się wycofana, dość nieprzyjemna w odbiorze dla najbliższych. A że najwięcej czasu spędzała ze swoim ochroniarzem, tak to on najbardziej tego doświadczał. Na szczęście po tylu wspólnych latach doskonale wiedział, kiedy potrzebowała oddechu, a kiedy bliskości. Był jej oparciem i często rozumieli się bez słów, dlatego mimowolnie szukała jego towarzystwa, gdy czuła ciężar na swoich barkach, którego dłużej nie potrafiła znieść.
Nie zastała go w domu, ale miała klucze, więc weszła do środka i w pierwszej kolejności rozpaliła w kominku, bo chłód przedzierał się przez najdrobniejsze szczeliny między deskami. Marzec przynosił nadzieję na rychłą wiosnę, dlatego temperatury były już przyzwoite, ale nadal zbyt niskie, by zostawić chatkę bez ogrzewania. Rozsiadła się na kanapie i zaczęła czytać książkę dla oderwania myśli od nurtujących ją kwestii.
Od lektury oderwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Czworonóg wbiegł do domu pierwszy i rzucił się, żeby ją powitać, ta jednak nie wyciągnęła do niego ręki, bo w pomieszczeniu rozległ się smród mokrego psa. Z cichym westchnięciem kobieta podniosła się, żeby zapalić świeczkę zapachową, która pomoże zwalczyć odór. Odkąd wróciła do jego życia, dbała, by w jego domu nie zabrakło podstawowych środków i przedmiotów, których mogłaby potrzebować. Wolała spać we własnej sypialni, ale czasem potrzebowała odskoczni i odpoczynku, dlatego zostawiała gwar miasta na rzecz niewielkiej chatki pośród drzew i jej właściciela.
- Musisz go wykąpać - mruknęła, gdy mężczyzna przebierał się w suche ubrania, nie spuszczając z niego wzroku. Kiwnęła głową na informację o kolacji. Zwykle to on dbał o przyrządzanie posiłków, często przypominał jej o jedzeniu, podtykając pod nos pełne talerze.
Gdy usiadł obok, poczuła się po prostu dobrze, jakby był brakującym elementem układanki. Westchnęła ciężko i oparła głowę o jego ramię. Przez koszulkę przebijał chłód, ale nie przeszkadzało jej to.
- Dobrze, że już jesteś - powiedziała cicho, rzadko zdobywając się na podobne słowa. Zwykle zostawiała to w sferze niewypowiedzianych oczywistości, ale dziś znalazła się we wrażliwym stanie i potrzebowała go.
Viggo Räikkönen
Re: 28.03.2001 – Salon – V. Räikkönen & M. Jäderholm Pon 10 Lip - 11:20
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Entuzjazm czworonoga nie został zgaszony brakiem kontaktu z blondynką, której ten dawno nie widział i chciał za wszelką cenę ją powitać. Obserwował jej ruchy i zachowanie, a w tym chłodnym obyciu zrozumiał, że nie jest miłym gościem i żadnej pieszczoty z jej strony nie dostanie, zatem zdał się wyłącznie na obserwację i sapanie przysiadając naprzeciwko niej, od czasu do czasu merdając ogonem, jakby wyczekując przyzwolenia na zbliżenie się.
Viggo dostrzegł kątem oka tę sytuację i uśmiechnął się kwaśno pod nosem. Szczerość komentarza Margrét nie przypadła mu do gustu, bowiem dbał o czworonoga, a to, że po powrocie ze spaceru w deszczowy dzień, był mokry i specyficznie pachniał, mógł zniwelować jedynie wytarciem go ręcznikiem, acz i to niewiele dawało. Być może przywykł do tego zapachu i niezbyt mu on przeszkadzał. Nie winił jednak blondynki za to, że i ona nie przywykła do tego i reagowała, cóż jego zdaniem odrobinkę przesadnie, mimo to, wolał zachować swe myśli wyłącznie dla siebie wyczuwając jej humor. Mruknął niezrozumiale w odpowiedzi i pogłaskał owczarka, który zachęcony zbliżył się jeszcze bardziej do dwójki dorosłych na kanapie, chociaż już mniej sapał. Najemnik podejrzewał, że zaraz pies się położy i odpocznie po długiej wędrówce.
– Przyjemna pogoda nie ma co, ale plus taki, że czuć już wiosnę – objął złotowłosą ramieniem i przyciągnął do siebie. Dostrzegał wiele zarówno książkę, którą czytała przed jego przyjściem, jak i kiepski humor oraz słowa, jakimi go uraczyła. Dlatego też nie zamierzał się z nią spierać, ani wykłócać o żadne drobnostki. Potrafił, kiedy chciał, być spolegliwy, a przynajmniej wobec niej.
– Lubię, jak do mnie przychodzisz – prawdą było, że podobał mu się ten obrazek, a także co za tym szło zapach kobiety wypełniający jego dom, jej dotyk widoczny w kilku miejscach rzeczy, jakie nosiła, kiedy tu przebywała. Nie było tego tyle, by mógł śmiało powiedzieć, że tu mieszkała, ale wystarczyło, aby nadać nieco innej atmosfery.
– Masz ochotę napić się czegoś? – Pytanie zadał wstając i w przelocie całując skroń Margrét. Te drobne czułości, tak spontaniczne wydawały się mężczyźnie na miejscu, zwłaszcza teraz. Zwykle był, nieco bardziej stonowany w wyrażaniu ich, ale miał swoje momenty.
Viggo dostrzegł kątem oka tę sytuację i uśmiechnął się kwaśno pod nosem. Szczerość komentarza Margrét nie przypadła mu do gustu, bowiem dbał o czworonoga, a to, że po powrocie ze spaceru w deszczowy dzień, był mokry i specyficznie pachniał, mógł zniwelować jedynie wytarciem go ręcznikiem, acz i to niewiele dawało. Być może przywykł do tego zapachu i niezbyt mu on przeszkadzał. Nie winił jednak blondynki za to, że i ona nie przywykła do tego i reagowała, cóż jego zdaniem odrobinkę przesadnie, mimo to, wolał zachować swe myśli wyłącznie dla siebie wyczuwając jej humor. Mruknął niezrozumiale w odpowiedzi i pogłaskał owczarka, który zachęcony zbliżył się jeszcze bardziej do dwójki dorosłych na kanapie, chociaż już mniej sapał. Najemnik podejrzewał, że zaraz pies się położy i odpocznie po długiej wędrówce.
– Przyjemna pogoda nie ma co, ale plus taki, że czuć już wiosnę – objął złotowłosą ramieniem i przyciągnął do siebie. Dostrzegał wiele zarówno książkę, którą czytała przed jego przyjściem, jak i kiepski humor oraz słowa, jakimi go uraczyła. Dlatego też nie zamierzał się z nią spierać, ani wykłócać o żadne drobnostki. Potrafił, kiedy chciał, być spolegliwy, a przynajmniej wobec niej.
– Lubię, jak do mnie przychodzisz – prawdą było, że podobał mu się ten obrazek, a także co za tym szło zapach kobiety wypełniający jego dom, jej dotyk widoczny w kilku miejscach rzeczy, jakie nosiła, kiedy tu przebywała. Nie było tego tyle, by mógł śmiało powiedzieć, że tu mieszkała, ale wystarczyło, aby nadać nieco innej atmosfery.
– Masz ochotę napić się czegoś? – Pytanie zadał wstając i w przelocie całując skroń Margrét. Te drobne czułości, tak spontaniczne wydawały się mężczyźnie na miejscu, zwłaszcza teraz. Zwykle był, nieco bardziej stonowany w wyrażaniu ich, ale miał swoje momenty.
Margrét Jäderholm
Re: 28.03.2001 – Salon – V. Räikkönen & M. Jäderholm Wto 11 Lip - 23:36
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
Obserwowała berserkera z neutralnym wyrazem twarzy, jakby z automatu, ale sposób, w jaki wodziła za nim spojrzeniem sugerował, że nie może się doczekać, aż usiądzie obok, choć nie powiedziałaby tego na głos. Wiele zdań i czułości nie przeszłoby jej przez gardło, ale na szczęście z Viggo nie musiała się o to martwić. Ich relacja była specyficzna, nie słyszała o drugiej takiej, ale to tylko dowodziło, że są wyjątkowi. Nie cierpiała łatek nadanych przez społeczeństwo, nie widziała się w roli dziewczyny, narzeczonej ani tym bardziej żony, była w tym wszystkim bardziej pierwotna, wierzyła prędzej w prawo własności, dlatego była zazdrosna i gdyby ją kiedykolwiek zdradził (mimo że w nomenklaturze nie są razem), to rozerwałaby go na strzępy, a genitalia rzuciła szczurom na pożarcie, jeszcze przed egzekucją, żeby mógł zobaczyć ich koniec. Nie ma mowy, by w swoim okrucieństwie wybaczyła mu taką skazę, byłby całkowicie przekreślony i choć odbiłoby to się również na niej w późniejszym czasie żałoby, tak nie okazałaby litości. Niemniej nie dopuszczała do siebie takiej możliwości, doskonale wiedząc, co mężczyzna czuje i że prędzej wyrwałby sobie język, niż posmakował ciała innej. Znali się doskonale, wyczuwali swoje nastroje i potrafili stanowić wzajemne oparcie, nie używając słów.
Na szczęście wyczuł ją momentalnie i postanowił zignorować uwagę o psie. Wiedziała, że ma na jego punkcie fioła i traktował go lepiej od większości ludzi. Nie miała z tym problemu, dopóki to ją stawiał na piedestale. Sama nawet lubiła tego sierściucha, chociaż przesadnie dbała o to, by nie zostawiał na jej ubraniach nawet włoska. Nie wzdrygała się jednak przed pogłaskaniem go, ale w tym mokro-śmierdzącym stanie był dla niej odrażający. Czekała ze zniecierpliwieniem aż przestanie sapać i się położy, choć głaskanie mężczyzny tylko zachęciło czworonoga do zmniejszenia dystansu.
Pogoda była w tym momencie ostatnim jej zmartwieniem, nie obchodziło ją, czy pada deszcz, czy śnieg, czy panuje wichura, czy gorączka (o ile śmierdzące zwierzęta nie zaburzały jej przestrzeni osobistej). Nie skomentowała, tylko wywróciła oczami. Brak mrozów równał się odnalezieniem ciał zalegających pod grubą warstwą lodu oraz szybszy rozkład tych bieżąco mordowanych, czyli nic dobrego. Jedyny plus to lżejsze stroje i brak konieczności nakładania na siebie pięciu warstw, by nie zamarznąć.
-Wiem - mruknęła, choć przypominało to bardziej westchnięcie. Wiedział, że zwykle wolała spędzać czas w jej mieszkaniu, a do niego przychodziła najczęściej zaznać odpoczynku, więc pewnie dlatego to lubił. Jego drobne czułości pozostawiała bez echa, choć było coś kojącego w drobnym zetknięciu męskich palców z delikatną skórą kobiety.
- Nie- odparła od razu, przekrzywiając głowę najpierw w lewo, potem w prawo, aż jej coś strzyknęło. - Mam okropnie spięty kark. Mógłbyś…?
Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się bokiem, by miał swobodny dostęp do fragmentu jej ciała w celu krótkiego masażu, jednocześnie zsuwając z ramion sweterek, którym nie przejmowała się na tyle, by go podtrzymywać. Ubranie opadło na wysokości bioder, pozostawiając ją bezbronną w teorii, w praktyce niedostępną. Uniosła jeszcze ręce i zebrała włosy na jedną stronę, by nie przeszkadzały w dalszych krokach.
Na szczęście wyczuł ją momentalnie i postanowił zignorować uwagę o psie. Wiedziała, że ma na jego punkcie fioła i traktował go lepiej od większości ludzi. Nie miała z tym problemu, dopóki to ją stawiał na piedestale. Sama nawet lubiła tego sierściucha, chociaż przesadnie dbała o to, by nie zostawiał na jej ubraniach nawet włoska. Nie wzdrygała się jednak przed pogłaskaniem go, ale w tym mokro-śmierdzącym stanie był dla niej odrażający. Czekała ze zniecierpliwieniem aż przestanie sapać i się położy, choć głaskanie mężczyzny tylko zachęciło czworonoga do zmniejszenia dystansu.
Pogoda była w tym momencie ostatnim jej zmartwieniem, nie obchodziło ją, czy pada deszcz, czy śnieg, czy panuje wichura, czy gorączka (o ile śmierdzące zwierzęta nie zaburzały jej przestrzeni osobistej). Nie skomentowała, tylko wywróciła oczami. Brak mrozów równał się odnalezieniem ciał zalegających pod grubą warstwą lodu oraz szybszy rozkład tych bieżąco mordowanych, czyli nic dobrego. Jedyny plus to lżejsze stroje i brak konieczności nakładania na siebie pięciu warstw, by nie zamarznąć.
-Wiem - mruknęła, choć przypominało to bardziej westchnięcie. Wiedział, że zwykle wolała spędzać czas w jej mieszkaniu, a do niego przychodziła najczęściej zaznać odpoczynku, więc pewnie dlatego to lubił. Jego drobne czułości pozostawiała bez echa, choć było coś kojącego w drobnym zetknięciu męskich palców z delikatną skórą kobiety.
- Nie- odparła od razu, przekrzywiając głowę najpierw w lewo, potem w prawo, aż jej coś strzyknęło. - Mam okropnie spięty kark. Mógłbyś…?
Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się bokiem, by miał swobodny dostęp do fragmentu jej ciała w celu krótkiego masażu, jednocześnie zsuwając z ramion sweterek, którym nie przejmowała się na tyle, by go podtrzymywać. Ubranie opadło na wysokości bioder, pozostawiając ją bezbronną w teorii, w praktyce niedostępną. Uniosła jeszcze ręce i zebrała włosy na jedną stronę, by nie przeszkadzały w dalszych krokach.
Viggo Räikkönen
Re: 28.03.2001 – Salon – V. Räikkönen & M. Jäderholm Sro 12 Lip - 0:31
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Ponura i milcząca, nie przepadał, gdy popadała w ten nastrój, zawsze zwiastował kłopoty, a gdy te się pojawiły zwykle, choć nie zawsze padały trupy. Musiał to przyznać, że ostatnie tygodnie, były jak na nich, bardzo spokojne. Obyło się, bez rozlewu krwi, przemian i innych aktów krzywdzenia bliźnich, to jednak mogło równie dobrze zwiastować ciszę przed nadchodzącą burzą, a o skutkach takowej wolał, nawet na tę chwilę nie myśleć zajęty wyłącznie tym, co tu i teraz.
Po czasie, gdy wpatrzony swymi butelkowozielonymi oczami oceniał faktyczne przyczyny, tego nastroju uznał, iż mogły one tyczyć spraw z zupełnie innej półki, być może chodziło o coś, czym nie chciała się dzielić, lecz widocznie siedziało jej to na trzewiach? Berserker pomyślał chwilę, co mogłoby wywołać taką reakcję u jego protektorki. Przetrawił w milczeniu i tę myśl, nie mogąc, jednak doszukać się przyczyny dał za wygraną i uległ chwili.
Pies znudzony, a także zmęczony po wielogodzinnej wędrówce czuwał u stóp właściciela. Ogień w palenisku wesoło grał swą melodię, a jego języki skakały ochoczo po suchych szczapach. Wsłuchany w jej równy oddech wyłapywał momenty, gdy wstrzymywała go, jakby powstrzymując się wewnętrznie od rzucenia jakimś słowem. Przywykł do tego, był przy Margrét w wielu sytuacjach i wiedział, jak powinien z nią postępować. Łączyła ich nić przeznaczenia ukuta przez Norny, to zawsze było coś więcej, niż mogło się pozornie wydawać. Stąd brakowało mu słów, by nazwać tę relację, a słowa takie jak „partnerstwo” z trudem przeszłyby mężczyźnie przez gardło.
Jej prośba zelektryzowała go, momentalnie. Oczy zwrócone na plecy blondynki, nieznacznie się rozszerzyły, zapłonęły zielonkawym ogniem. Działała na niego za każdym razem tak samo intensywnie. Nigdy od czasu, gdy ich ścieżki się przecięły nie pożądał innej, to ślepe uczucie z latami jedynie utwierdzało się, a mężczyzna, nie odczuwał z tego tytułu szkody. Było mu dobrze z nią, w tej poplątanej, toksycznej i specyficznej relacji. Gdzie miłość przeplatała się z pierwotnym pożądaniem, a posłuszeństwo i lojalność, były niezachwiane. Co prawda miało to swą mroczną stronę, a sam przyznawał nieraz przed sobą, że z każdym kolejnym rokiem w Margrét, coraz mniej zostaje człowieczeństwa, bał się, iż pewnego dnia zostanie tylko piękna wydmuszka, a kobieta, której służył, zmieni się zupełnie w bezduszną poczwarę do szpiku przesiąkniętą krwią i myśli, tę miał on! Ślepiec, berserker, człowiek przed gniewem, którego drżał niejeden wróg. Skrzywił się i rozgrzał dłonie. Nie zamierzał dotykać jej ciała zimnymi łapami.
Jego ruchy były pewne, stanowcze, wypraktykowane. Kciuki charakterystycznie uciskały skórę na karku, kierując się ku górze, tym samym rozmasowując mięśnie, jednak to mu nie wystarczyło. Wstał i nakazał dotykiem, aby złotowłosa położyła się na kanapie, ta była twarda i śmiało mogła służyć do tego typu lekkich zabiegów. Nauczył się podstaw, mając do wyboru to, albo groźne spojrzenia i pomruki niezadowolenia, wybrał mniejsze zło. Bez słowa masował kobietę, starając się, aby jego dotyk nie pozostawił śladów na delikatniej skórze. Wiedział wszakże, jak ta była wrażliwa.
– Przygotować ci kąpiel? – Zapytał, cicho.
Po czasie, gdy wpatrzony swymi butelkowozielonymi oczami oceniał faktyczne przyczyny, tego nastroju uznał, iż mogły one tyczyć spraw z zupełnie innej półki, być może chodziło o coś, czym nie chciała się dzielić, lecz widocznie siedziało jej to na trzewiach? Berserker pomyślał chwilę, co mogłoby wywołać taką reakcję u jego protektorki. Przetrawił w milczeniu i tę myśl, nie mogąc, jednak doszukać się przyczyny dał za wygraną i uległ chwili.
Pies znudzony, a także zmęczony po wielogodzinnej wędrówce czuwał u stóp właściciela. Ogień w palenisku wesoło grał swą melodię, a jego języki skakały ochoczo po suchych szczapach. Wsłuchany w jej równy oddech wyłapywał momenty, gdy wstrzymywała go, jakby powstrzymując się wewnętrznie od rzucenia jakimś słowem. Przywykł do tego, był przy Margrét w wielu sytuacjach i wiedział, jak powinien z nią postępować. Łączyła ich nić przeznaczenia ukuta przez Norny, to zawsze było coś więcej, niż mogło się pozornie wydawać. Stąd brakowało mu słów, by nazwać tę relację, a słowa takie jak „partnerstwo” z trudem przeszłyby mężczyźnie przez gardło.
Jej prośba zelektryzowała go, momentalnie. Oczy zwrócone na plecy blondynki, nieznacznie się rozszerzyły, zapłonęły zielonkawym ogniem. Działała na niego za każdym razem tak samo intensywnie. Nigdy od czasu, gdy ich ścieżki się przecięły nie pożądał innej, to ślepe uczucie z latami jedynie utwierdzało się, a mężczyzna, nie odczuwał z tego tytułu szkody. Było mu dobrze z nią, w tej poplątanej, toksycznej i specyficznej relacji. Gdzie miłość przeplatała się z pierwotnym pożądaniem, a posłuszeństwo i lojalność, były niezachwiane. Co prawda miało to swą mroczną stronę, a sam przyznawał nieraz przed sobą, że z każdym kolejnym rokiem w Margrét, coraz mniej zostaje człowieczeństwa, bał się, iż pewnego dnia zostanie tylko piękna wydmuszka, a kobieta, której służył, zmieni się zupełnie w bezduszną poczwarę do szpiku przesiąkniętą krwią i myśli, tę miał on! Ślepiec, berserker, człowiek przed gniewem, którego drżał niejeden wróg. Skrzywił się i rozgrzał dłonie. Nie zamierzał dotykać jej ciała zimnymi łapami.
Jego ruchy były pewne, stanowcze, wypraktykowane. Kciuki charakterystycznie uciskały skórę na karku, kierując się ku górze, tym samym rozmasowując mięśnie, jednak to mu nie wystarczyło. Wstał i nakazał dotykiem, aby złotowłosa położyła się na kanapie, ta była twarda i śmiało mogła służyć do tego typu lekkich zabiegów. Nauczył się podstaw, mając do wyboru to, albo groźne spojrzenia i pomruki niezadowolenia, wybrał mniejsze zło. Bez słowa masował kobietę, starając się, aby jego dotyk nie pozostawił śladów na delikatniej skórze. Wiedział wszakże, jak ta była wrażliwa.
– Przygotować ci kąpiel? – Zapytał, cicho.
Margrét Jäderholm
Re: 28.03.2001 – Salon – V. Räikkönen & M. Jäderholm Czw 20 Lip - 23:26
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
Towarzystwo mężczyzny, choć niepozorne, przynosiło jej pewien rodzaj ukojenia, który był dla niej niezrozumiały, a po jakimś czasie dała sobie spokój z analizami i przyjęła stan rzeczy takim, jakim był. Mimo że kompletnie różni, to jednak coś ich łączyło, dzięki czemu często rozumieli się bez słów i w głębi duszy była wdzięczna Nornom za tę relację, choć nie przyznałaby się przed sobą, że mężczyzna aż tyle dla niej znaczy, w końcu byłaby to oznaka słabości, czegoś - coś, co wrogowie mogliby wykorzystać przeciw niej. Nie pchała się w niebezpieczne sytuacje, z rozwagą podchodziła do każdego nielegalnego działania, ale nie wykluczała osób, które chciałyby jej zrobić krzywdę; nauczyła się tej lekcji boleśnie, jeszcze w wieku nastoletnim, kiedy niepozorny atak nadszedł ze strony rówieśnika.
Viggo był przy niej cały czas, niezmiennie od tylu lat i żadna przerwa nie była w stanie na zawsze ich rozdzielić. Nawet teraz bez słowa spełniał jej potrzebę (a może bardziej zachciankę?), ulegając drobnej kobiecie, mimo że mógłby złamać ją w pół, gdyby tylko zechciał. Odwróciła się i czekała aż zacznie, a potem zgodnie położyła się na kanapie, żeby i jej było wygodniej, i jemu.
- Może później - szepnęła z przymkniętymi powiekami, oddając się przyjemności masażu, nawet jeśli miejscami sprawiał ból, gdy palcami rozbijał najbardziej spięte fragmenty ciała. Najwięcej było ich właśnie przy karku, może za wysoko zadzierała głowę albo poruszała się przesadnie wyprostowana, niczym struna. Dalej będzie to robić, bo nic tak nie oddaje pewności siebie, jak prawidłowa postawa. Rekompensowała w ten sposób pewne braki, które były niezależne od niej - w społeczeństwie jako kobieta była postrzegana jako słabsza, bardziej wrażliwa jednostka. Bardzo ciężko osiągnąć ten sam poziom władzy, co mężczyzna, a te kobiety, którym się to udało, płaciły słoną cenę. Margrét była zdolna do poświęceń w imię idei, dla Magisterium robiła wszystko, co mogła, ale ścieżka jej kariery była owiana mgłą, jakby już zawsze miała być tylko posłusznym pionkiem. Ambicja nie pozwalała jej osiąść na laurach, szczególnie że jej zdolności i determinacja już niejednokrotnie przysłużyły się organizacji. Musieli w końcu przejrzeć na oczy i właściwie ją docenić albo będzie musiała uciec się do bardziej drastycznych środków, by ją zauważono. Może nie tak od razu, w końcu jej wiek i doświadczenie nie były w stanie konkurować z wiekowymi ślepcami, pewno kroczącymi tą ścieżką od lat. Ona dopiero raczkowała, co też często jej wytykano - dlatego na co dzień robiła dobrą minę do złej gry, zaciskała zęby i wykonywała swoje obowiązki najlepiej, jak potrafiła. Masa pomniejszych problemów, w dzień taki jak ten, zbijała się w jedną śnieżną kulę. Próbowała uniknąć uderzenia, zbiegając w dół zbocza, ale powodowała tym samym, że kula stawała się coraz większa. Dopiero tutaj mogła zaznać chwilę odpoczynku od własnych myśli i otrzymać wsparcie, którego potrzebowała.
Po kilku minutach w bezruchu czuła się dużo bardziej odprężona i zrelaksowana. Podniosła się do pozycji siedzącej i wykonała powoli okrężny ruch głową, kończąc procedurę masażu. Posłała mężczyźnie czarujący uśmiech, jak zawsze, gdy dobrze się spisał i przysunęła się do niego, kładąc głowę na jego piersi. W takich dniach potrzebowała przede wszystkim ciepła, choć nigdy o to nie prosiła. On doskonale wiedział, że najlepszym sposobem były drobne czułości - przytulenia, głaskanie po włosach, drobne całusy. Westchnęła ciężko, jakby problemy całego świata leżały na jej wątłych barkach.
- Mogłabym zainwestować w ten domek... wiesz, żeby podnieść jego standard - zaproponowała nie pierwszy raz, bo chociaż sama zdążyła się przyzwyczaić do luksusu, tak nie kwestionowała jego chęci prostego życia w chatce zbudowanej własnymi rękoma. I tak biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, czuła się tutaj dobrze, ale zawsze pozostawała przestrzeń do poprawy.
Viggo był przy niej cały czas, niezmiennie od tylu lat i żadna przerwa nie była w stanie na zawsze ich rozdzielić. Nawet teraz bez słowa spełniał jej potrzebę (a może bardziej zachciankę?), ulegając drobnej kobiecie, mimo że mógłby złamać ją w pół, gdyby tylko zechciał. Odwróciła się i czekała aż zacznie, a potem zgodnie położyła się na kanapie, żeby i jej było wygodniej, i jemu.
- Może później - szepnęła z przymkniętymi powiekami, oddając się przyjemności masażu, nawet jeśli miejscami sprawiał ból, gdy palcami rozbijał najbardziej spięte fragmenty ciała. Najwięcej było ich właśnie przy karku, może za wysoko zadzierała głowę albo poruszała się przesadnie wyprostowana, niczym struna. Dalej będzie to robić, bo nic tak nie oddaje pewności siebie, jak prawidłowa postawa. Rekompensowała w ten sposób pewne braki, które były niezależne od niej - w społeczeństwie jako kobieta była postrzegana jako słabsza, bardziej wrażliwa jednostka. Bardzo ciężko osiągnąć ten sam poziom władzy, co mężczyzna, a te kobiety, którym się to udało, płaciły słoną cenę. Margrét była zdolna do poświęceń w imię idei, dla Magisterium robiła wszystko, co mogła, ale ścieżka jej kariery była owiana mgłą, jakby już zawsze miała być tylko posłusznym pionkiem. Ambicja nie pozwalała jej osiąść na laurach, szczególnie że jej zdolności i determinacja już niejednokrotnie przysłużyły się organizacji. Musieli w końcu przejrzeć na oczy i właściwie ją docenić albo będzie musiała uciec się do bardziej drastycznych środków, by ją zauważono. Może nie tak od razu, w końcu jej wiek i doświadczenie nie były w stanie konkurować z wiekowymi ślepcami, pewno kroczącymi tą ścieżką od lat. Ona dopiero raczkowała, co też często jej wytykano - dlatego na co dzień robiła dobrą minę do złej gry, zaciskała zęby i wykonywała swoje obowiązki najlepiej, jak potrafiła. Masa pomniejszych problemów, w dzień taki jak ten, zbijała się w jedną śnieżną kulę. Próbowała uniknąć uderzenia, zbiegając w dół zbocza, ale powodowała tym samym, że kula stawała się coraz większa. Dopiero tutaj mogła zaznać chwilę odpoczynku od własnych myśli i otrzymać wsparcie, którego potrzebowała.
Po kilku minutach w bezruchu czuła się dużo bardziej odprężona i zrelaksowana. Podniosła się do pozycji siedzącej i wykonała powoli okrężny ruch głową, kończąc procedurę masażu. Posłała mężczyźnie czarujący uśmiech, jak zawsze, gdy dobrze się spisał i przysunęła się do niego, kładąc głowę na jego piersi. W takich dniach potrzebowała przede wszystkim ciepła, choć nigdy o to nie prosiła. On doskonale wiedział, że najlepszym sposobem były drobne czułości - przytulenia, głaskanie po włosach, drobne całusy. Westchnęła ciężko, jakby problemy całego świata leżały na jej wątłych barkach.
- Mogłabym zainwestować w ten domek... wiesz, żeby podnieść jego standard - zaproponowała nie pierwszy raz, bo chociaż sama zdążyła się przyzwyczaić do luksusu, tak nie kwestionowała jego chęci prostego życia w chatce zbudowanej własnymi rękoma. I tak biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, czuła się tutaj dobrze, ale zawsze pozostawała przestrzeń do poprawy.
Viggo Räikkönen
Re: 28.03.2001 – Salon – V. Räikkönen & M. Jäderholm Nie 13 Sie - 17:06
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Lubił momenty, gdy niósł jej przyjemność, czasem były to proste rzeczy i czynności, które nie wymagały praktycznie niczego prócz chęci, bywało i tak, że wysilał się na coś więcej. Zamknięty w bańce tych chwil spędzanych z blondynka odczuwał, iż traci przysłowiowy pazur, jakby ze strasznego berserkera zmieniał się sukcesywnie w pluszaka, to była irytująca myśl. A jednak potrafiła odebrać sen podczas nocnych rozmyślań. Może starzeje się i zaczyna mieć coraz więcej pytań oraz wątpliwości? Droga jaką podążał, nigdy nie była usiana kwieciem, wręcz przeciwnie pełna cierni, niezrozumienia, bólu i przelanej krwi stawała się momentami męką. Czasy to jednak przeszłe już nie trawią go dawne bolączki, można powiedzieć nawet, że zapuścił korzenie, miał dom, psa, partnerkę, chociaż relacja ta specyficzna, tak jednak byli razem złączeni czymś więcej, niżeli tylko wysublimowanym określeniem partnerstwa z korzyściami i poczuciem wątpliwego bezpieczeństwa. Przynajmniej w jego ocenie, tak czuł, że było to coś więcej.
Trzeba zauważyć, iż był prostym facetem i niewiele potrzebował od życia, a to co miał w zupełności mu wystarczyło. Ta prostota, miała swój niewątpliwy urok w jego ocenie. Czasem trawiony myślami dumał nad brzegiem jeziora, czy Margert celowo wybrała właśnie jego przez styl bycia i prostotę przekonana, iż będzie miała go w swych kleszczach i dzierżyła nad nim swą władzę? A może bywała znudzona jego osobą i potrzebowała innych bodźców od życia innego natchnienia i stróża, który byłby równie ambitny, co ona?
Spoglądając w jej oczy, pragnął doszukać się odpowiedzi, lecz ta pilnie strzegła swych najskrytszych myśli i nie wyjawiała mu ich treści. Gdy jej drobne ciało przywarło do niego otaksował ją spokojnym wejrzeniem i pozwolił, by złożyła na jego piersi głowę. Mimowolnie zaczął gładzić ją po włosach, wolno i delikatnie z uczuciem, którego pozornie trudno oczekiwać po człowieku takim jak on. Dłoń nie zboczyła z kursu, ani przez moment, nie miał zawahania, aby dotykać i gładzić inne regiony jej ciała. Pozostawał skupiony wyłącznie na jednym celu, nie można powiedzieć, iż był obojętny, lecz potrafił wyczuć kaprysy blondynki, ponadto nie był już napalonym głupim młodzikiem i potrafił czytać z kobiety, czego oczekiwała od niego.
– Yhm… – westchnął niechętnie. – Podoba mi się taki jaki jest. Jak zdechnę możesz zrobić z tą kupą drewna, co tylko zapragniesz. – Stwierdził ponuro i wrócił myślami do przyjemniejszych spraw, niżeli renowacje ruder.
Zmącona woda jeziora spokoju, jednakże pozostawała w ciągłym falowaniu i mężczyzna w pewnym momencie podniósł wzrok i nie wytrzymał. – Co cię gnębi? – Wolał zaradzić, niż pozwolić by problem narastał, preferując działanie od próżnego czekania. Ponadto obawiał się z lekka kolejnych szalonych pomysłów nekromantki.
Trzeba zauważyć, iż był prostym facetem i niewiele potrzebował od życia, a to co miał w zupełności mu wystarczyło. Ta prostota, miała swój niewątpliwy urok w jego ocenie. Czasem trawiony myślami dumał nad brzegiem jeziora, czy Margert celowo wybrała właśnie jego przez styl bycia i prostotę przekonana, iż będzie miała go w swych kleszczach i dzierżyła nad nim swą władzę? A może bywała znudzona jego osobą i potrzebowała innych bodźców od życia innego natchnienia i stróża, który byłby równie ambitny, co ona?
Spoglądając w jej oczy, pragnął doszukać się odpowiedzi, lecz ta pilnie strzegła swych najskrytszych myśli i nie wyjawiała mu ich treści. Gdy jej drobne ciało przywarło do niego otaksował ją spokojnym wejrzeniem i pozwolił, by złożyła na jego piersi głowę. Mimowolnie zaczął gładzić ją po włosach, wolno i delikatnie z uczuciem, którego pozornie trudno oczekiwać po człowieku takim jak on. Dłoń nie zboczyła z kursu, ani przez moment, nie miał zawahania, aby dotykać i gładzić inne regiony jej ciała. Pozostawał skupiony wyłącznie na jednym celu, nie można powiedzieć, iż był obojętny, lecz potrafił wyczuć kaprysy blondynki, ponadto nie był już napalonym głupim młodzikiem i potrafił czytać z kobiety, czego oczekiwała od niego.
– Yhm… – westchnął niechętnie. – Podoba mi się taki jaki jest. Jak zdechnę możesz zrobić z tą kupą drewna, co tylko zapragniesz. – Stwierdził ponuro i wrócił myślami do przyjemniejszych spraw, niżeli renowacje ruder.
Zmącona woda jeziora spokoju, jednakże pozostawała w ciągłym falowaniu i mężczyzna w pewnym momencie podniósł wzrok i nie wytrzymał. – Co cię gnębi? – Wolał zaradzić, niż pozwolić by problem narastał, preferując działanie od próżnego czekania. Ponadto obawiał się z lekka kolejnych szalonych pomysłów nekromantki.
Margrét Jäderholm
Re: 28.03.2001 – Salon – V. Räikkönen & M. Jäderholm Wto 29 Sie - 21:07
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
Nigdy nie widziała w nim przerażającej bestii, nie kiedy łączyły ich tak specyficzne przeżycia. Wiedziała, że nie jest potulnym barankiem i potrafi pokazać pazur, bo przecież z jego naturą nie ma żartów. Był przy niej delikatny i miękki, ale w kontakcie z innymi jego zachowanie różniło się diametralnie. Nie zastanawiała się nad tym, bo tak powinno przecież być.
- Tak myślałam - mruknęła z niezadowoleniem, kiedy odrzucił jej propozycję. Mogliby mieć tutaj mały pałacyk, jeśli tylko wyraziłby taką chęć, a jednak uparcie obstawiał przy swoim.
Z drugiej strony ceniła jego prostotę, fakt, że wie, czego chce i nie zmienia zdania pod wpływem impulsu. Wystarczyło mu to, co miał, tymczasem ona ciągle chciała więcej, dążyła do kolejnych sukcesów, próbowała wspiąć się po drabinie Magisterium, zamiast być tylko pionkiem. Aż dziwne, że potrafili się dogadać, mając tak skrajnie różne poglądy i wizje. Może fakt, że potrafili się nawzajem słuchać i ulegać kompromisom sprawił, że nadal trwali w niezmienionej formie. Najprawdopodobniej dzięki temu, że mężczyzna pozwalał jej na wiele, jeszcze więcej jej odpuszczał i często robił dokładnie to, czego chciała. Nikt inny nie potrafił jej dać tej namiastki szczęścia, nikt inny nie potrafił jej zrozumieć w taki sposób, jak on. Nie wyobrażała sobie, by coś mogło ulec zmianie i brała go za pewnik. Oboje byli na siebie skazani, ich los został przypieczętowany dawno temu i nie potrzebowali żadnej instytucji, która zwiąże ich niewidzialnym więzem do końca życia - już tak było. Tylko śmierć mogła ich trwale rozdzielić, a żadne z nich nie wybierało się jeszcze na tamten świat. A jeśli Niedźwiedź polegnie, to nawet po śmierci nie da mu spokoju. Doskonale wiedział, na co się pisze.
- Nic, z czym mógłbyś mi pomóc - odpowiedziała automatycznie, nawet nie rozważając zrzucenia ciężaru ze swoich barków. Delikatny masaż głowy wywoływał drobne mruknięcia od czasu do czasu, jako że uwielbiała takie kojące głaskanie po włosach. Czuła się wtedy trochę jak mała dziewczynka, a na taką pełną otwartość decydowała się tylko w jego obecności. - Dowiesz się pierwszy, gdy będę potrzebowała twojej krzepy.
Forma niedźwiedzia była ostateczną, skoro w żaden sposób nie potrafiła jej kontrolować. Viggo doskonale panował nad swoimi emocjami i miał do niej zaskakująco dużo cierpliwości, w końcu niejednokrotnie nacisnęła mu na odcisk, a jeszcze żyła. Nie chciałaby się z nim mierzyć, nie tylko ze względu na różnice sił.
- Chodzi o Magisterium. Czuję się trochę przytłoczona, nic takiego, przejdzie mi - mruknęła jeszcze, żeby chociaż naświetlić mu, czego dotyczył jej ogólny stan. Jemu mogło się to wydawać głupie, ale ona potrzebowała coś osiągnąć, być kimś istotnym w hierarchii. Proste życie nigdy jej nie wystarczało, nie po tym, co przeżyła. Teraz natomiast potrzebowała zrozumienia i czułości.
- Tak myślałam - mruknęła z niezadowoleniem, kiedy odrzucił jej propozycję. Mogliby mieć tutaj mały pałacyk, jeśli tylko wyraziłby taką chęć, a jednak uparcie obstawiał przy swoim.
Z drugiej strony ceniła jego prostotę, fakt, że wie, czego chce i nie zmienia zdania pod wpływem impulsu. Wystarczyło mu to, co miał, tymczasem ona ciągle chciała więcej, dążyła do kolejnych sukcesów, próbowała wspiąć się po drabinie Magisterium, zamiast być tylko pionkiem. Aż dziwne, że potrafili się dogadać, mając tak skrajnie różne poglądy i wizje. Może fakt, że potrafili się nawzajem słuchać i ulegać kompromisom sprawił, że nadal trwali w niezmienionej formie. Najprawdopodobniej dzięki temu, że mężczyzna pozwalał jej na wiele, jeszcze więcej jej odpuszczał i często robił dokładnie to, czego chciała. Nikt inny nie potrafił jej dać tej namiastki szczęścia, nikt inny nie potrafił jej zrozumieć w taki sposób, jak on. Nie wyobrażała sobie, by coś mogło ulec zmianie i brała go za pewnik. Oboje byli na siebie skazani, ich los został przypieczętowany dawno temu i nie potrzebowali żadnej instytucji, która zwiąże ich niewidzialnym więzem do końca życia - już tak było. Tylko śmierć mogła ich trwale rozdzielić, a żadne z nich nie wybierało się jeszcze na tamten świat. A jeśli Niedźwiedź polegnie, to nawet po śmierci nie da mu spokoju. Doskonale wiedział, na co się pisze.
- Nic, z czym mógłbyś mi pomóc - odpowiedziała automatycznie, nawet nie rozważając zrzucenia ciężaru ze swoich barków. Delikatny masaż głowy wywoływał drobne mruknięcia od czasu do czasu, jako że uwielbiała takie kojące głaskanie po włosach. Czuła się wtedy trochę jak mała dziewczynka, a na taką pełną otwartość decydowała się tylko w jego obecności. - Dowiesz się pierwszy, gdy będę potrzebowała twojej krzepy.
Forma niedźwiedzia była ostateczną, skoro w żaden sposób nie potrafiła jej kontrolować. Viggo doskonale panował nad swoimi emocjami i miał do niej zaskakująco dużo cierpliwości, w końcu niejednokrotnie nacisnęła mu na odcisk, a jeszcze żyła. Nie chciałaby się z nim mierzyć, nie tylko ze względu na różnice sił.
- Chodzi o Magisterium. Czuję się trochę przytłoczona, nic takiego, przejdzie mi - mruknęła jeszcze, żeby chociaż naświetlić mu, czego dotyczył jej ogólny stan. Jemu mogło się to wydawać głupie, ale ona potrzebowała coś osiągnąć, być kimś istotnym w hierarchii. Proste życie nigdy jej nie wystarczało, nie po tym, co przeżyła. Teraz natomiast potrzebowała zrozumienia i czułości.
Viggo Räikkönen
Re: 28.03.2001 – Salon – V. Räikkönen & M. Jäderholm Pią 1 Wrz - 16:38
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Bywały takie momenty w życiu z Margrét, że czuł się, niemal zbędny, ot bardzo przedmiotowe traktowanie z jej strony, jakoś bardzo mu nie przeszkadzało, ale miało swoje złe strony, między innymi taką, iż kobieta zdawała się zapominać, że jednak nie jest aż tak tępy, aby nie potrafić sklecić własnego zdania na jakiś temat. Wydawała się zupełnie go ignorować, jakby był podnóżkiem, to wydawało mu się nie na miejscu wychodząc z założenia, że miał swoje lata i służył wcześniej kobiecie podobnej jej, lecz znacznie potężniejszej, jednakże równie ambitnej, tak miał prawo nauczyć się pewnych rzeczy i wyciągnąć pomocne informacje, które w podobnych momentach, mógł przekazać blondynce. Jednak wychodził z założenia, że niepytany nie wyciągał pomocnej rady. Była młoda i jeszcze wiele musiała się nauczyć, a wolał, aby zyskiwała doświadczenie na własnej skórze ponosząc porażki, jak i sukcesy, wówczas te najlepiej smakują.
Pomrukiwał na jej słowa, a czasem przytakiwał, jednak im dalej w las tym, bardziej niechętny temu przysłuchiwaniu był i dał w końcu tego wraz, gdy z lekkością przesunął ją na wolne miejsce na kanapie i ześlizgnął się wprost na drewnianą podłogę, tuż obok psa, którego obdarzył ciepłym uśmiechem i serią uśmiechów oraz długim głaskaniem za uszami. W końcu położył się dokładnie obok niego i wsparty na łokciu spoglądał z dołu na kobietę.
– Dobrze wiedzieć, czego ode mnie dokładnie oczekujesz. – Burknął pod nosem, nieco urażony, tym w jaki sposób te słowa zaakcentowała. Chciał czasem pochwały, może odrobiny poczucia istotności w tych jej planach, a nie tylko być tym od mokrej roboty. Kiedy powiedziała, to czego się już od początku domyślał, westchnął głośno i położył się na wznak. – Daj sobie czasu, muszą się do ciebie przekonać. – Mruknął niezadowolony, że zaczyna podnosić ten temat z ziemi, ale uznał, że czasem trzeba. – Jesteś młoda i przepełnia cię ambicja, wręcz latasz na jej skrzydłach. Opanuj to. I daj na wstrzymanie, nie bądź jak rozwydrzony bachor w sklepie ze słodyczami. Masz ogromny potencjał i moje poparcie we wszystkim, co robisz, ale musisz też odpocząć. – Nieco podniósł się, odnajdując wzrokiem kobietę, za którą wskoczyłby w ogień. – A teraz. Chodź do mnie – oparł głowę o skraj dywanu i przymknął powieki. Nasłuchiwał odgłosów przyrody; lasu, ptaków, dzikich zwierząt przemykających na skraju polany, a także bicia własnego serca. Oddychał wolno wyczuwając woń lawendy i bzu, oraz nikłe kobiece perfumy, o trudnej do wydedukowania cenie, ale domyślał się, że były bajecznie drogie. – No chodź! – Ponaglił ją, bo znając życie zwlekałaby, i jeszcze dłużej myślała o tych wszystkich sprawach, kiedy trzeba było najzwyczajniej w świecie odpocząć.
Pomrukiwał na jej słowa, a czasem przytakiwał, jednak im dalej w las tym, bardziej niechętny temu przysłuchiwaniu był i dał w końcu tego wraz, gdy z lekkością przesunął ją na wolne miejsce na kanapie i ześlizgnął się wprost na drewnianą podłogę, tuż obok psa, którego obdarzył ciepłym uśmiechem i serią uśmiechów oraz długim głaskaniem za uszami. W końcu położył się dokładnie obok niego i wsparty na łokciu spoglądał z dołu na kobietę.
– Dobrze wiedzieć, czego ode mnie dokładnie oczekujesz. – Burknął pod nosem, nieco urażony, tym w jaki sposób te słowa zaakcentowała. Chciał czasem pochwały, może odrobiny poczucia istotności w tych jej planach, a nie tylko być tym od mokrej roboty. Kiedy powiedziała, to czego się już od początku domyślał, westchnął głośno i położył się na wznak. – Daj sobie czasu, muszą się do ciebie przekonać. – Mruknął niezadowolony, że zaczyna podnosić ten temat z ziemi, ale uznał, że czasem trzeba. – Jesteś młoda i przepełnia cię ambicja, wręcz latasz na jej skrzydłach. Opanuj to. I daj na wstrzymanie, nie bądź jak rozwydrzony bachor w sklepie ze słodyczami. Masz ogromny potencjał i moje poparcie we wszystkim, co robisz, ale musisz też odpocząć. – Nieco podniósł się, odnajdując wzrokiem kobietę, za którą wskoczyłby w ogień. – A teraz. Chodź do mnie – oparł głowę o skraj dywanu i przymknął powieki. Nasłuchiwał odgłosów przyrody; lasu, ptaków, dzikich zwierząt przemykających na skraju polany, a także bicia własnego serca. Oddychał wolno wyczuwając woń lawendy i bzu, oraz nikłe kobiece perfumy, o trudnej do wydedukowania cenie, ale domyślał się, że były bajecznie drogie. – No chodź! – Ponaglił ją, bo znając życie zwlekałaby, i jeszcze dłużej myślała o tych wszystkich sprawach, kiedy trzeba było najzwyczajniej w świecie odpocząć.
Margrét Jäderholm
28.03.2001 – Salon – V. Räikkönen & M. Jäderholm Sob 2 Wrz - 1:30
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
Przedmiotowe traktowanie nie wynikało z jej złej woli czy też braku głębszego uczucia (którego nie potrafiła nazwać), ale chodziło raczej o jej podejście do życia, o wcześniejsze doświadczenia. Mogła polegać tylko na sobie, a wszelki przejaw pomocy traktowała jako słabość. Odrobinę inaczej było z Viggo, z którym nauczyła się działać na odrębnych zasadach. Nie mieli idealnego schematu, ale potrafili zrozumieć się bez słów i współdziałać, żeby osiągnąć określony cel. Nie była przecież ignorantką, nie uważała, że wie wszystko i nikogo nie potrzebuje - przeciwnie, była bardzo świadoma swoich braków i starała się je zastąpić na możliwie najskuteczniejsze sposoby. Doceniała obecność mężczyzny bardziej, niż był tego świadomy i bardziej, niż sama była w stanie powiedzieć na głos. Nie potrafiła mówić o uczuciach, nigdy nie była tego nauczona, za to doskonale tłumiła w sobie wszystkie emocje, by dopiero po solidnej analizie mogły się wykształtować odpowiednie działania. Nienawidziła działać impulsywnie, bo wtedy nie miała szans przewidzieć konsekwencji; biorąc pod uwagę zawód i magię, jaką praktykowała, musiała być nader ostrożna.
Zesztywniała na ciele, gdy nagle ześlizgnął się na podłogę i wybrał miejsce obok psa. Zacisnęła usta w niezadowoleniu, ale nie skomentowała tego zachowania. Zirytowało ją, że wybrał towarzystwo czworonoga w momencie, kiedy potrzebowała jego bliskości. Była natomiast na tyle dumna, by nie reagować impulsywnie i nie skamleć o jego uwagę.
- Wiedziałeś to od początku - odparła chłodno, prostując się w plecach i błyskawicznie narzucając na ramiona zrzucony wcześniej sweterek. Owszem, całe założenie ich relacji polegało na tym, że był od brudnej roboty, że miał ją bronić i opiekować się nią, a także wykonywać inne zadania, które akurat były dla niej użyteczne. Oboje przystali na ten układ, a nawet więcej. Jego urażony ton tylko ją rozzłościł.
- Nie jestem jak rozwydrzony bachor. Gdybyś nie zauważył, stopniowo zyskuję ich zaufanie, robię to, czego oczekują i cierpliwie czekam na uznanie. Zniecierpliwienie okazuję tobie, być może błędnie - odparła z pozoru niewzruszona, ale jednak urażona jego porównaniem i tak krzywdzącym opisem. Nie musiała niczego opanowywać, jej ambicja nie wykraczała poza określony ramy, a fakt, że mówiła teraz głośno o swoich frustracjach wynikał z zaufania.
Uniosła brew, patrząc na niego, jakby co najmniej spadł z księżyca. Fakt, był prostym mężczyzną, który nie do końca rozumie złożoność kobiecej dumy i charakteru, ale czy naprawdę myślał, że będzie pokładała się na podłodze w towarzystwie psa, chwilę po tym, jak ją dwukrotnie - najpierw czynem, potem słowem - obraził?
- Pójdę już - stwierdziła tonem nieznoszącym sprzeciwu i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Inaczej wyobrażała sobie ten wieczór, ale może potrzebowała samotności. Nie potrafiła się z nim do końca porozumieć, a nie chciała dokładać sobie nerwów przez jego lekkomyślne słowa czy gesty. Ona odbierała wszystko inaczej, dlatego postanowiła wrócić do zacisza własnego mieszkania. Pożegnała się z nim dość oschle i opuściła dom z zaciętym wyrazem twarzy.
/Margrét i Viggo z tematu
Zesztywniała na ciele, gdy nagle ześlizgnął się na podłogę i wybrał miejsce obok psa. Zacisnęła usta w niezadowoleniu, ale nie skomentowała tego zachowania. Zirytowało ją, że wybrał towarzystwo czworonoga w momencie, kiedy potrzebowała jego bliskości. Była natomiast na tyle dumna, by nie reagować impulsywnie i nie skamleć o jego uwagę.
- Wiedziałeś to od początku - odparła chłodno, prostując się w plecach i błyskawicznie narzucając na ramiona zrzucony wcześniej sweterek. Owszem, całe założenie ich relacji polegało na tym, że był od brudnej roboty, że miał ją bronić i opiekować się nią, a także wykonywać inne zadania, które akurat były dla niej użyteczne. Oboje przystali na ten układ, a nawet więcej. Jego urażony ton tylko ją rozzłościł.
- Nie jestem jak rozwydrzony bachor. Gdybyś nie zauważył, stopniowo zyskuję ich zaufanie, robię to, czego oczekują i cierpliwie czekam na uznanie. Zniecierpliwienie okazuję tobie, być może błędnie - odparła z pozoru niewzruszona, ale jednak urażona jego porównaniem i tak krzywdzącym opisem. Nie musiała niczego opanowywać, jej ambicja nie wykraczała poza określony ramy, a fakt, że mówiła teraz głośno o swoich frustracjach wynikał z zaufania.
Uniosła brew, patrząc na niego, jakby co najmniej spadł z księżyca. Fakt, był prostym mężczyzną, który nie do końca rozumie złożoność kobiecej dumy i charakteru, ale czy naprawdę myślał, że będzie pokładała się na podłodze w towarzystwie psa, chwilę po tym, jak ją dwukrotnie - najpierw czynem, potem słowem - obraził?
- Pójdę już - stwierdziła tonem nieznoszącym sprzeciwu i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Inaczej wyobrażała sobie ten wieczór, ale może potrzebowała samotności. Nie potrafiła się z nim do końca porozumieć, a nie chciała dokładać sobie nerwów przez jego lekkomyślne słowa czy gesty. Ona odbierała wszystko inaczej, dlatego postanowiła wrócić do zacisza własnego mieszkania. Pożegnała się z nim dość oschle i opuściła dom z zaciętym wyrazem twarzy.
/Margrét i Viggo z tematu