Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    17.10.2000 – Drewniane molo – F. Bergman & Bezimienny: S. Lundqvist

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    17.10.2000

    Dzień zaczął się dla Steina normalnie, niczym nie wyróżniając się od poprzednich. Wstał z łóżka, wypił kawę, przeczytał gazetę. Nie miał dziś żadnych pilnych spraw do załatwienia. Zapowiadało się na to, że wynudzi się dziś jak mops. A raczej mógłby się wynudzić gdyby nie to, że w mało czym był tak dobry, jak znajdowanie sobie zajęcia.
    W związku z tym zaraz po śniadaniu z zadowoleniem zasiadł do książek i notatek na temat starożytnych run, które zalegały na jego biurku już od tygodnia. Przetarł i założył okulary, odetchnął znajomym zapachem starego papieru i atramentu, po czym wziął się do pracy. Od miesiąca próbował skończyć pisanie długiego i szczegółowego artykułu na temat współczesnej interpretacji alfabetu runicznego oraz jej znaczenia w składaniu konkretnych klątw, z przykładami. Jako, że opracowań na ten temat było niewiele, a najbardziej znaczących i przydatnych nie mógł wynieść poza uniwersyteckie biblioteki - szło mu dużo wolniej i oporniej niż by sobie tego życzył.
    Mimo przeciwności, zgromadzone materiały wystarczyły, aby zapewnił sobie robotę do popołudnia. Gdy plecy całkiem mu zdrętwiały, a oczy zaczęły szczypać od intensywnego wpatrywania się w rzędy znaków, uznał, że czas na przerwę. Zrobił sobie kolejny kubek kawy, spoglądając jednocześnie za okno. Pogoda nie nastrajała pozytywnie. Niebo było szare i ponure, gruba warstwa chmur straszyła nadchodzącym deszczem. Nie wiadomo dlaczego, ale właśnie w tym momencie przypomniało mu się coś, czemu już od paru dni obiecywał sobie poświęcić uwagę. Westchnął z irytacją, a jego wzrok na moment zatrzymał się na poruszanych wiatrem gałęziach drzew. Oparł dłonie o blat przed sobą, pochylając się lekko i przymykając oczy. Wiedział, że nie powinien tego dłużej odkładać. W końcu zobowiązał się interesować rodzinnymi interesami. Nie rozmyślając dłużej dopił kawę, odłożył pusty kubek do zlewu i ruszył w stronę wyjścia.
    Chłód i wilgoć sprawiały, że świerzbiła go skóra (a raczej to co z niej zostało) na rękach, gdy wkraczał na stare, drewniane molo. Okolica była całkowicie pusta. Zdawało się, że jedyny ruch jest wykonywany przez niewielkie fale, pluskające przy umieszczonych w wodzie palach i burtach zacumowanego przy nich langskipa.
    To właśnie statek był tym, co go tu ściągnęło. I trzeba przyznać, że robił wrażenie. Długi, o solidnej konstrukcji, mocnych burtach i szerokim żaglu - wydawał się nie pasować do tego zapomnianego miejsca. Kołysał się lekko na wodzie, jakby w każdej chwili miał odpłynąć w zbierającą się na horyzoncie mgłę.
    Nie znał szczegółów jego pojawienia się akurat tutaj, ale ojciec wyraźnie zażądał, aby zajął się tą sprawą. Jego zadaniem było dopilnować, aby prace zostały zakończone w terminie, a okręt opuścił Midgard możliwie jak najszybciej. Niestety nie był łaskaw poinformować go, jak tak właściwie jego osoba miałaby się do tego przyczynić… Nie było tajemnicą, że Stein mocno umiarkowanie znał się na langskipach, a ograniczone informacje nie pomagały w przyspieszeniu czegokolwiek. Nie wiedząc za bardzo co właściwie ma robić, zaczął od rzucenia okiem na to cudo rzemiosła. Zaskakująco szybko znalazł coś, co zbudziło jego ciekawość.
    Powoli i uważnie przeszedł po pomoście, zbliżając się do burty okrętu. Przed chwilą dostrzegł na niej znajome znaki i postanowił przyjrzeć się im bliżej.
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Godziny w dokach Lundqvistów płynęły niezwykle monotonnie. Początkowo przyjmował to z uszczypnięciem niezadowolenia, choć karcił się za to każdego wieczoru, gdy wracał znużony po całym dniu dłubania w przeznaczonym mu projekcie przebudowy knary. Pierwsze zdania, niezwykle odtwórcze i nie pozwalające na faktyczne ukazanie kunsztu, były niezbędne, by brnąć dalej z zamiarami. Większość czynności wykonywał w doskonałym odizolowaniu, dbając o dyskrecję otrzymanych instrukcji i o własne bezpieczeństwo. Nie mógł się narażać na jakiekolwiek  podejrzliwe spojrzenia padające na strudzone pracą plecy. Miał to szczęście, że idealnie wpasował się w otoczenie, przystając zupełnie do grupy innych robotników zaprawionych w boju działania na rzecz swych pracodawców. Nie wybiegał jednak zbyt daleko w rozmowy z nowo poznanymi rzemieślnikami  i marynarzami – ograniczał się do prostych pogaduszek na tematy zupełnie błahe i umilające codzienność.
    Praca nad nowym systemem wymagającym zachowywania idealnych warunków przy transporcie zwierząt i innych cennych przedmiotów, narzucała niezwykłą precyzję i oddanie. Każda decyzja wymagała przemyślenia, rozważenia dostępnych alternatyw i ewentualnych konsekwencji nieumiejętnego zaaplikowania ochrony. Zdecydowanie był mistrzem w swym fachu, tworząc z niepozornych desek cielska statków, wycinając zmyślne systemy zapadek i przekładni, wkomponowując półpokład w pozornie idealną strukturę starej łodzi. Wszystko to szło niezwykle gładko, choć starał się nie narzucać tempa nad wyraz. Owszem, jego pracodawcy oczekiwali sprawnego wywiązania się z umowy, jednak nie zamierzał ryzykować ekscytacją młodzika porywającego się na wykonanie poważnej pracy w kilka dni, byle zadowolić przełożonych. Każdy z elementów miał swój moment na pochylenie się nad nim i na dokładne zmodyfikowanie podług wyznaczonych instrukcji.
    Myśli Bergmana zdawały się rozszczepiać w tych dniach, wędrując w zupełnie odmiennych kierunkach – połowicznie pozostając przy działaniach związanych ze statkiem, w reszcie natomiast, rejestrując dokładnie to, co działo się dookoła. Zdołał poznać ledwo ułamek osób pochodzących z klanu – tych najbliższych dokom i interesowi, dzięki któremu rodzina mogła zachować swój status (i tak nadszarpnięty przez niewybredne plotki często pokrywające się z rzeczywistością).
    Zdecydowali się wyprowadzić knarę, by zacumować ją nieopodal starego, rozchwianego molo. Zupełnie nie rozumiał tego zabiegu, jednak zwiastował on w miarę nudny, spokojny dzień. Projekt oczekiwał na drobne szlify i konsultacje, w których uczestniczyć miała osoba do tej pory Bergmanowi zupełnie nieznana, jeśli szło o osobiste spotkanie. Wiedział jednak o nim o wiele więcej, niż nieświadomy niczego mężczyzna mógłby się spodziewać. Szkutnik nie znał dokładnego dnia spotkania, każda kolejna chwila wyciągała się w nieskończoność powodując zniecierpliwienie pełzające tuż pod powierzchnią skóry.
    Majacząca w wilgotnym powietrzu sylwetka pojawiła się w momencie, gdy ślepiec przechadzał się po pokładzie knary, chłonąc drobne skrzypnięcia drewna uginającego się pod wpływem ciężaru ciała. Czujne spojrzenie śledziło nieznajomą postać, stopniowo zyskującą kolejne cechy, których mógł dopatrzeć się szkutnik. Początkowo nie zaburzał całej sytuacji, pozwolił nieznajomemu, aby przyjrzał się runom wyciosanym na ozdobnym, okalającym cały okręt pasie – jeden z dodatków, które postanowił dołożyć od siebie, by ustabilizować całość statku. Okręt wymagał nałożenia znaków ochronnych, by wprowadzone zmiany konstrukcyjne nie zaburzyły jego funkcjonowania. Niestety, takie przedsięwzięcia wymagały zaprzęgnięcia pokaźnych pokładów magii, sama natura i umiejętność technicznego budowania langskipów nie wystarczała.
    Spoglądał na mężczyznę z zaciekawieniem, w ustach mieląc kolejne głoski imienia, które ten nosił. Znał je, choć nie zamierzał się przyznać. Kolejny raz próbował doszukać się jakichkolwiek rysów podobieństwa znaczących twarz krewniaka – podobnie jak uczynił to analizując postać Judith. Tu jednak bliskość zdawała się być jeszcze bardziej natrętna, niebezpieczna, wciskająca w głowę wspomnienie o dziadku Sigsteinna. Zacisnął delikatnie palce, nim zdecydował się, aby sprawnym ruchem zejść z pokładu na trzeszczące i rozpadające się już molo.
    Stopy uderzyły o wilgotne podłoże wywołując nagłe głuche echo niosące się po pustej okolicy.
    To z panem mam zapewne konsultować kwestie używanych do zabezpieczeń run? – Wyrzucił z siebie, po czym zatrzymał się bliżej przybysza. – Fárbauti Bergman – dodał pospiesznie, żeby dopełnić uprzejmości. – Knara jest niezwykle stara, przez co wymaga dodatkowego wzmocnienia. – Lundqvistom zależało na tym, aby wszystko działało jak najlepiej, sam więc zaproponował, aby dla pewności wszystko jeszcze raz przemyśleć i omówić. Los w swej zawrotności postawił przed nim Sigsteinna.


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Znaki, których kształt go zaciekawił, były oczywiście runami. Same symbole były mu doskonale znane i choć statek zdawał się być nadszarpnięty zębem czasu, odczytał je bez najmniejszych problemów. Nie był niestety w stanie określić jak dawno zostały wyryte w drewnie tylko na podstawie oceny samego pisma, choć miały dosyć współczesny "rys". Ale o technikach rzeźbienia miał raczej niewielkie pojęcie, więc nawet nie próbował zgadywać. Mimo tego wszystkiego czuł przemożną i niezrozumiałą potrzebę (biorąc pod uwagę, że ten typ zaklinania nie leżał w jego kompetencjach), aby zgłębić temat. Przede wszystkim intrygowało go, czy zostały umieszczone na łodzi głównie w celach dekoracyjnych (takie przypadki wcale nie były aż tak rzadkie, jak mogło by się wydawać) czy jednak posiadały zapieczętowaną w sobie moc. Biorąc pod uwagę, że statek należał do jego rodu, bardziej prawdopodobna była ta druga wersja, ale i tak nie mógł się powstrzymać od sprawdzenia. Zresztą co miał teraz lepszego do roboty?
    Zdjął rękawiczkę i wyciągnął ściśle pokrytą bliznami rękę w stronę run. Wyprostował palce, jakby chciał odbić ślad swojej dłoni na burcie. Zbliżał ją coraz bardziej, czekając na znajome mrowienie w opuszkach, które zawsze towarzyszyło "przeskokowi" energii magicznej pomiędzy jej nośnikami. Był przy tym na tyle skupiony, że obecność Bergmana zauważył dopiero, gdy zatrzeszczały stare deski, z których skonstruowane było molo.
    Wyprostował się, nie dając po sobie poznać zaskoczenia i na powrót zakładając rękawiczkę. Jednocześnie mimowolnie uniósł lekko brwi, słysząc jego pytanie. Ah... A więc do tego chciał go wykorzystać ukochany tatko. Czasami na prawdę nie wiedział co kieruje tym człowiekiem i czego tak właściwie od niego oczekuje. Jakby nie dało się powiedzieć wprost... A może to po prostu objaw niezadowolenia z odwołania kolejnej zorganizowanej przez ciotkę randki w ciemno? Westchnął w duchu. Kolejna sprawa którą powinien się zainteresować. Gdyby tylko nie było to tak czasochłonne i uciążliwe...
    - Na to wygląda. - odparł, z trudem powstrzymując się, aby nie zabrzmiało to ironicznie. Mężczyzna zapewne by tego nie zrozumiał, a niepotrzebne im były błędne domysły już na początku współpracy. - Sigsteinn Lundqvist. Miło mi poznać. - również się przedstawił, podając mu rękę. Nadal miał na niej rękawiczkę, co może nie było zgodne z zasadami dobrego wychowania, ale Stein miał to gdzieś. Nie cierpiał jak ktoś się zawieszał, spoglądając na nieapetyczne ślady po jego wypadku.
    Zmrużył ledwo zauważalnie oczy, starając sobie przypomnieć, skąd kojarzy imię i nazwisko Fárbautiego. Nic jednak nie przychodziło mu do głowy, więc uznał, że pewnie ktoś z rodziny wspominał o szkutniku przy okazji rozmowy o statkach. Tak czy siak, postanowił nie poświęcać tej myśli więcej czasu. Zamiast tego, gdy temat zszedł na knarę, ponownie skierował na nią spojrzenie. - Rozumiem. Chętnie zapoznam się z propozycjami oraz rzucę okiem na to, co już zostało zrobione. - powiedział, chociaż wewnętrznie aż jęknął na samą myśl. Zapowiadało się, że to przedsięwzięcie zajmie mu dużo więcej czasu niż przewidywał, co oznaczało mniej czasu na jego własną pracę. Nie miał jednak innego wyjścia niż zakasać rękawy i wziąć się do roboty. - Proszę prowadzić.
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Początkowo obserwował tylko i wyłącznie jego plecy. Śledził ruchy, które wykonywał oraz dłoń podążającą wzdłuż żłobień układających się w runiczny zapis. Ten był starym wytworem szkutnika odpowiadającego za stworzenie knary. Bergman nie naniósł w tym miejscu ani jednego nacięcia – wzory bardziej ozdobne, zakorzenione w tradycji nie miały rzeczywistego wpływu na samą łódź. Materia, która wymagała przedyskutowania znajdowała swoje miejsce na wymienionych wręgach i kilu. Konstrukcja pokładu służącego do przemytu była sprawą kolejną. Nie zamierzał jednak zasypywać swego towarzysza wszystkimi informacjami w jednej chwili.
    Drapieżna myśl wypełzła w jednej chwili z umysły nabrzmiałego od setki równie niebezpiecznych idei. Nie teraz, nie w tym momencie. Nie powinien rozpraszać się, dając upustu swym pragnieniom zbyt mocno wyrywającym w przyszłość. Jeszcze raz postarał się o to, aby na twarzy zagościła swoboda człowieka przypadkowo złapanego przy pracy.
    Odwzajemnił gest mężczyzny, wyciągając przed siebie dłoń – pod palcami wyczuł strukturę rękawiczki, której Sigsteinn zdecydował nie ściągać, chroniąc tym samym delikatną i jakże osobistą materię przeszłości. Isak nie przywiązywał większej wagi do tego, czy powitanie nie uchybiało pewnym zasadom, wszak był jedynie prostym szkutnikiem, niekoniecznie mającym czas na rozważanie niuansów dobrych manier. Włożył w gest pewność i zdecydowanie, choć nie mógł zapomnieć o ostrożności wymaganej przy schorzeniu, które posiadał. Każdy zbyt energiczny gest zwiastował ciemną wybroczynę powstającą na strukturze jasnej skóry. Być może klątwa krwi, która dręczyła go od dziecka, nie należała do najgwałtowniejszej w swych objawach – uwydatniając raczej koszmary senne, niż nieustające krwotoki, jednak musiał pamiętać o swym obciążeniu genetycznym.
    Również, miło mi poznać. Słyszałem, że jest pan niezrównany w swym fachu. – Słowa pochwały bardzo szybko wypłynęły z ust Bergmana, jednak zostały stosownie opakowane w ton, który nieszczególnie wskazywał na to, że szkutnik z przesadą stara się schlebiać jednemu ze swych pracodawców. Stwierdził jedynie fakt, który został mu przekazany przez wujka Judith i bardzo szybko przeszedł do porządku dziennego, skinąwszy głową, aby Sigsteinn podążył za nim.
    Musimy wejść na pokład. Pokażę panu ogólny schemat. Chodzi o runy wzmacniające kil i wręgi. Znam się nieco na tym, sam potrafię dobierać znaki, jednak specjalizuję się w magii twórczej, czasami pewne niuanse mogą mi umknąć. Bardzo nalegano na tę konsultację. – Wzruszył ramionami, sprawnie przeskakując na pokład knary, delikatnie poruszającej się w rytm fal. Podchodząc do jednej z drewnianych skrzyń, zgarnął z jej wieka kilka zwiniętych w rulon papierów, przekazując je w dłonie łamacza klątw. Zachęcił, aby ten zapoznał się ze szkicem szkieletu łodzi oraz wstępnym zapisem run. – Jestem oszczędny. Nie chciałem rozpisywać nic skomplikowanego. Użyłem sprawdzonych połączeń. Czasami lepsze jest wrogiem dobrego – wyjaśnił ubogi rozkład znaków. Chodziło o runy wzmacniające konstrukcję, nadające jej nowych właściwości, nie mogących być jedynie osiągnieciem dobrego drewna i spoiwa z materialnego surowca. Odwrócił się do swojego towarzysza i zebrał myśli. – Mam wątpliwości co do ucieszenia runy Jera. Wprawdzie wskazuje na naturalność cyklu życia i często pomaga w zbieraniu pozytywnych plonów, jednak niesie ze sobą widmo wpadnięcia w niekoniecznie pozytywny schemat działania. Dla łodzi coś tak stałego, powtarzającego się może być dobre. W pewien sposób wzmocni jeszcze jej budowę, ale… no właśnie… – znaczące zawieszenie głosu zwiastowało, że mężczyzna mocno zastanawia się nad drobnymi niuansami; choć sam stwierdził wcześniej, że jest raczej oszczędny  i wszystko stara się traktować z należytą prostotą, w rozmowie ze specjalistą, zaczynał zwracać uwagę na maleńkie mankamenty swoich decyzji. Zwłaszcza w interesie tak ryzykownym, jaki prowadzili Lundqvistowie, każdy szczegół mógł oznaczać zwycięstwo bądź ogromną porażkę.


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Przez tę krótką chwilę, gdy jego dłoń prawie dotykała burty, nie wyczuł nic. Absolutnie nic. Najwyraźniej nikt nie włożył w te runy nawet odrobiny energii. Tym samym spełniło się jego pierwsze przypuszczenie, że zostały tu umieszczone wyłącznie dla efektu wizualnego - choć przyjął ten fakt z lekkim zdziwieniem i rozczarowaniem. Nie miał jednak okazji nad tym pomyśleć, bo jego uwaga skupiła się na Bergmanie.
    Gdy już skończyli wymieniać uprzejmości, Stein miał okazję nieco lepiej mu się przyjrzeć. Byli podobnego wzrostu, postury, koloru włosów i oczu. Chyba nawet wiek mieli zbliżony, a przynajmniej takie miał wrażenie opierając się wyłącznie na obserwacji. Tak właściwie to mogli by mówić, że są braćmi i prawdopodobnie nie wzbudziło by to w nikim wątpliwości. Jedyne co wyraźnie ich różniło, to aura - chociaż było to uczucie na tyle niejasne, że nie był w stanie określić na czym dokładnie ta różnica polega.
    Nie zauważył cienia, który przemknął po twarzy jego rozmówcy tuż przed tym, jak podali sobie ręce. Uścisk jego dłoni był pewny, choć nieprzesadnie mocny. Stein nie zauważył również żadnego grymasu na jego twarzy, który świadczyłby o jakiejkolwiek niechęci z powodu nie zdjęcia rękawiczek, za co Lundqvist natychmiast obdarzył go uznaniem. Świadczyło to o tym, że mężczyzna nie jest przesadnie wrażliwy na punkcie protokołów i nie będzie się przejmował tego typu pierdołami, co było kolejną cechą, która ich łączyła. Albo że doskonale udaje, bo tej opcji wcale nie wykluczał. Tak czy siak sympatia Steina do tego człowieka odrobinę wzrosła, co było dobrym początkiem znajomości.
    - Wiem, że nic nie wiem. Ale staram się robić co trzeba, jak trzeba i staram się to robić jak najlepiej. - odpowiedział na pochwałę z lekkim, i nieco krzywym, uśmiechem. Nie przyszedł tu szukać poklasku tylko zrobić swoje, i tego się trzymajmy. Nie warto się rozwodzić nad tym, jakim Stein jest bucem, jeśli chodzi o to, czyje uznanie ceni, a czyje nie... Na szczęście temat nie był kontynuowany, więc na razie pomińmy to milczeniem (:p).
    Podążył za snycerzem w milczeniu, skupiając się na jego słowach. Jednocześnie zerkał cały czas pod nogi, aby uniknąć dziur po złośliwie znikających deskach i nieprzyjemności związanych z sytuacją, gdyby w taką dziurę wpadł. Odprężył się nieco dopiero na pokładzie knary, która mimo swojego wieku stanowiła dużo stabilniejszą i bardziej przewidywalną powierzchnię.
    Uniósł nieco brwi, słysząc o tym, że jego ojciec nalegał na konsultację. Naprawdę nie miał pojęcia, co ten człowiek ma w głowie i co próbuje uzyskać… Przemilczał to jednak, bo co miał właściwie powiedzieć? Co najwyżej może sobie westchnąć (tylko po co?), a i tak musi zrobić to, co ma być zrobione. Choćby po to, aby ojciec dał mu na pare dni spokój. Chociaż czasem zastanawiał się, czy słowo "runa" nie zaczęło aktywować w głowie jego rodzica automatycznie myśli "oho, trzeba tam posłać Sigiego, żeby na to zerknął".
    Odebrał od Fárbautiego papiery, po czym podszedł do skrzyni z której ten wcześniej je zgarnął. Rozłożył je i po kolei, z uwagą, oglądał. Na pierwszy rzut oka niewiele mu one mówiły, ale po dłuższej chwili musiał przyznać, że szkice są naprawdę dobrze narysowane i opisane. Nawet taki laik jak on był w stanie przy wzmożonym skupieniu zorientować się co i jak. Mniej przy tym zwracał uwagę na szczegóły konstrukcji, o której nie miał za bardzo pojęcia, a bardziej na rozmieszczenie i rodzaj użytych run.
    - I bardzo dobrze... - mruknął w odpowiedzi na uwagę Bergmana, coraz bardziej pochłonięty analizą połączeń i rodzaju użytych znaków. Pochylił się lekko nad papierami, zmarszczył lekko czoło. Odruchowo zaczął pocierać i rozcierać o siebie dłonie, co nieświadomie robił zawsze, gdy się mocno koncentrował. W tym wypadku musiał poruszyć pokłady rzadko używanej wiedzy na temat zaklinania, która choć była rodzoną i nieodłączną siostrą klątwołamactwa, to jednak stanowiła inną dziedzinę, nie leżącą w bezpośrednim kręgu zainteresowań Steina. Ostatnio jego zainteresowania mocniej niż zwykle weszły na ten grunt, ale nie dość mocno, aby mógł na zawołanie oceniać już złożone wiązania run.
    - Sądzę, że użycie tej runy nie jest złym pomysłem. - powiedział, opierając się o skrzynię i sięgając do kieszeni po papierośnicę. - Nie uważam się za specjalistę w zaklinaniu, ale sądzę, że problem o którym mówisz powinno rozwiązać dołożenie Eihwaz lub innej runy, która ustabilizuje działanie Jera. - dodał, wkładając jeden z papierosów do ust. A może nie konkretna runa jest problemem, tylko jej położenie w konstelacji? Na pewno będzie wymagało to dłuższej pracy, jeśli Bergman chce uzyskać odpowiedź choćby zbliżoną do satysfakcjonującej.
    Uniósł dłoń w celu zapalenia i nagle zamarł. Stał na drewnianym statku. Drewnianym i starym. Co prawda na wodzie, ale jednak. Czy właśnie popełnił, a raczej chciał popełnić, jakieś faux pas...? Wiedział, że nie wolno palić w stajni (z wiadomych względów), ale tak po prawdzie to nie orientował się, jakie zasady panują na statkach. - Mogę tu zapalić…? - zapytał, unosząc wzrok na swojego rozmówcę.
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Nabrzmiały pęcherz nienawiści był tworem niezwykle delikatnym, a każdy zbyt mocny ruch mógł nieść ryzyko rozerwania cieniutkiej błony chroniącej otoczenie przed zalewem cuchnącą, mazistą treścią. Isak pielęgnował go z niezwykłą pieczołowitością, odwlekając w czasie to, co zdawało się zupełnie nieuniknione. Rozejście się po organizmie latami zbieranego jadu było wręcz niemożliwe, chyba, że był gotów przyjąć fakt własnego unicestwienia na rzecz zachowania status quo świata.
    Ze spokojem pozwolił, aby przybysz przyjrzał się mu dokładnie, choć nie mógł pozbyć się wrażenia, że dokonuje zbyt szczegółowej analizy jego osoby. Mając związane ręce, nie starł uśmiechu jaki naciągnął chwilę wcześniej na twarz, choć wolałby, aby kąciki ust zadrgały w nerwowym tiku. Nie był paranoikiem, nie nawykł rozbierać wydarzeń na najdrobniejsze części składowe. Ne doszukiwał się spisków, a pomimo tego – po ludzku – zareagował nieuzasadnioną niepewnością, maskowaną profesjonalizmem rzemieślniczego fachu. Lundqvist podążył za nim zupełnie posłusznie na pokład statku, wiedziony obowiązkiem jaki zrzucił na jego barki ojciec. Bergman zamierzał wyciągnąć z tego spotkania coś więcej, niżli tylko prostą analizę znaków runicznych. Okazja zdawała się być doskonałą, aby zaspokoić ciekawość. Każdy krok wykonywał jednak niezwykle ostrożnie, podobnie jak jego towarzysz, stawiający z namaszczeniem stopy, by przypadkiem nie wpaść pomiędzy zdradzieckie wyrwy w spróchniałych deskach pomostu.
    Szkic knary opuścił dłonie właściciela, aby znaleźć się w zasięgu czujnych oczu łamacza klątw. Nie chcąc przeszkadzać Steinowi, a mając świadomość, że powiedział wszystko, co na ten mement było istotne, oddalił się nieco i wychylił delikatnie ponad burtą, by spojrzeć w mętną taflę wody. Studium twarzy, które odtworzyła na swej powierzchni było niewyraźne i drgające w niespokojności zupełnie oddającej niepoukładane myśli kotłujące się pod zwichrzoną, rozjaśnioną wspomnieniami letniego słońca, czupryną. Szarobłękitne tęczówki spoglądały spod zmęczonych, opadających nieco bardziej niż zwykle, powiek. Nawet przywiązując największą wagę do swojego stanu zdrowia, nie mógł pozbyć się wszystkich oznak przekleństwa toczącego ciało. Przetarł dłonią czoło i nakrył na chwilę oczy, by w końcu odwrócić się do Lundqvista i pokiwać lekko głową w odpowiedzi na jego słowa. Z niezwykłą ciekawością chłonął każdą reakcję mężczyzny, sposób w jaki zachowywał się, rozczytując naniesione na szkic runy. Palce prawej dłoni powędrowały ku brodzie, gdy zaczął rozważać propozycję wyrzuconą przez klątwołamacza.
    Eihwaz… – powtórzył bezwiednie, naprędce przywołując z odmętów pamięci wszystkie konfiguracje zapisów zawierających wskazaną runę. Nieco odtwórczo, korzystał z dobrze poznanych, utartych rozwiązań. – To ma sens – przyznał w końcu odrywając palce od twarzy. Pytanie, które pojawiło się następnie, wywołało zduszoną falę śmiechu.
    Proszę się nie krępować – stwierdził i machnął dłonią zachęcająco. – Gdyby ta krypa miała spłonąć przez fajki, zrobiłaby to już dawno temu, patrząc na zamiłowania kapitana. – Miał wrażenie, że wszystko, co nie było drewniane, przesiąkał na tym statku zapach parszywego tytoniu. – Pomimo wieku, jest bardzo dobrze chroniona, byle iskra jej nie zaszkodzi – uspokoił Sigsteinna, widząc zawahanie odciskające się w jego gestach. Każda z desek była tu przesiąknięta magią w takim stopniu, że nie sposób było zatopić masywnego cielska knary bez zmyślnych zabiegów lub bez boskiej ingerencji. Krzyżując ręce na piersi, przeszedł jeszcze kilka kroków i usiadł na drugiej ze skrzyń, stojących w zasięgu jego wzroku. – Na co dzień, nie obcuje pan ze statkami? – zagadnął zupełnie odbiegając od tematu run. Uwaga była na tyle istotna, że klan Lundqvist pozostawał w ciągłym połączeniu z wodami okalającymi Skandynawię, opierając swoje interesy na handlu, walcząc o morską potęgę z klanem Guildenstern.


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Stein nie czuł się pewnie w zaklinaniu, co zresztą było już wspomniane. Nie dlatego, że nie był w tym wystarczająco dobry (choć na pewno duuuużo, duuużo gorszy niż w klątwołamactwie), a raczej że według miary którą sam sobie ustalił - we własnym odczuciu nie był dość dobry. Tak naprawdę trochę opierał wiedzę właśnie na łamaniu zbiorów run, bo wiedząc jakie połączenia są mocne i stabilne (a więc trudne do złamania) mógł niejako odwrócić proces w swojej głowie. Był to oczywiście trudniejszy i dużo bardziej uciążliwy sposób na radzenie sobie z wyzwaniami zaklinania, które przed nim postawiono. Ale nie raz już się przekonał, że często zaskakująco skuteczny. Niewątpliwie pomagała tu też po prostu jego doskonała znajomość run jako takich oraz ich działania. Jeśli wiedział co i kiedy usunąć, albo gdzie uderzyć aby zachwiać konstrukcją - mimowolnie wiedział też jak można coś obejść lub uniknąć pewnych błędów.
    Oczywiście mógł również polecić zaklinacza, obracając się w środowisku znał i nawet współpracował z niektórymi. Tę opcję wykluczał jednak rodzaj interesów, do których miał posłużyć statek. Stein, mimo że niekoniecznie szczególnie popierał działalność, którą zaczęła prowadzić jego rodzina, bynajmniej nie zamierzał psuć reputacji rodu. Znaczy jeszcze bardziej niż już sami to zrobili przez swoje zadufanie, nieostrożność i przekonanie, że nikt i nic nie może im zaszkodzić. Z drugiej strony w zaangażowaniu osoby trzeciej przeszkadzał również fakt, że Sigi był ambitny i miał wysokie mniemanie o swoich umiejętnościach, co w połączeniu z inteligencją, ciekawością i, mimo wszystko, pewną dozą zdrowej pokory - stanowiło specyficzną mieszankę. Mieszankę, która sprawiała, że mimo wewnętrznego marudzenia na swój los, zwyczajnie chciał spróbować zabawić się runami na inny niż zwykle sposób. A jego doświadczenie i pewność siebie sprawiały, że nie obawiał się porażki. To przekonanie umocnił w nim poniekąd również profesjonalizm Bergmana. Dzięki temu Lundqvist miał poczucie, że to rzeczywiście głównie konsultacja, a najważniejsze elementy są już zwyczajnie sprawdzone i przyklepane. Podsumowując - statek, jego załoga i załadunek nie popadną w tarapaty, bo pewien klątwołamacz umieścił runę w złym miejscu.
    - Wolę zapytać, nie wiem jakie zwyczaje panują na pokładzie. - uśmiechnął się krzywo, jednocześnie wkładając papierosa między zęby i odpalając go z wyraźnym zadowoleniem wymalowanym na twarzy. Zaciągnął się solidnie i wypuścił kłąb dymu, zupełnie nie różniący się kolorem od wiszących im nad głowami chmur.
    - Oglądam je z brzegu średnio raz w tygodniu. - parsknął śmiechem, a w tonie jego głosu można było dosłyszeć nutę przekornej wesołości. - Niestety, ku zgrozie mojej wspaniałej rodziny, mam inne zainteresowania. - dodał jeszcze. - A pan? Szkutnictwo jest spełnionym marzeniem czy tylko sposobem zarabiania na chleb? - zagadnął, choć zrobił to bardziej dla podtrzymania rozmowy niż z ciekawości.
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Swobodnie wyprostował dłonie za sobą, opierając na nich ciężar zmęczonego korpusu. Drewno skrzyni ugięło się miękko i w odróżnieniu od  pokładu i zeschniętego molo nie trzeszczało tak bardzo złowieszczo. Wciąż z chęcią wędrował spojrzeniem po sylwetce klątwołamacza, jednak starał się czynić to na tyle dyskretnie i nienatarczywie, by towarzysz nie mógł zarzucić mu nic ponad dziecięcą ciekawość jednego ze swych pracodawców. Pomimo planów, jakie nosił w głębi serca, zamierzał powierzone mu zadania spełniać zupełnie rzetelnie i bez niepotrzebnego narażania klanu, gdyż budowanie zaufania stało na samym początku listy rzeczy koniecznych do wykonania, by w końcu dostać to, co upragnione. Pracował dla wielu ludzi, rodzin, przedsiębiorstw, wiedział co czynić i jak nie rzucać się w oczy, więc posiadaną wiedzę zamierzał w pełni wykorzystać, przyjmując na ten moment pozycje prostego rzemieślnika związanego kontraktem. Uniósł spojrzenie i śledził chmury leniwie przetaczające się po jesiennym niebie. Okolica, choć znajdowali się w centrum dzielnicy, zdawała się niezwykle spokojna i niemalże zatrzymana w czasie. Niechęć i obawy, jakie towarzyszyły osobom odwiedzającym molo, działały na jego korzyść i sprawiały, że właśnie tu można było nieco oderwać się od zgiełku miasta. Gdy kolejna z brudnych chmur przesunęła się spokojnie przez jego pole widzenia, opuścił szarobłękitne oczy i  zatrzymał je na poziomie twarzy Sigsteinna. Z łagodnym uśmiechem obserwował jak w końcu sięga po papierosa i zapala go bez obaw. Pokiwał głową w geście zrozumienia.
    Doceniam troskę. – Oddał mu słowa uznania, gdyż wiedział, że pytania które zadał nie wynikały ze złej woli, a jedynie z pragnienia zachowania się poprawnie na pokładzie statku. Isak miał wrażenie, że mało kiedy spotyka się ludzi podobnie ostrożnych i mających na względzie zasady panujące w konkretnych miejscach, co tym bardziej postanowił podkreślić we wdzięczności rodzącej się w głosie. – Raz w tygodniu, to i tak całkiem przyzwoity wynik. – Przyznał. Łatwiej było podążać z rodziną, niż czynić cokolwiek wbrew zasadom, które wyznawała. Tak sądził, choć sam nigdy nie miał okazji, aby wyróżnić się przekornością, gdyż ofiarowano mu jedynie strzępy rodziny – lichą namiastkę, którą musiał się zadowolić. – Jestem zdania, że obowiązki względem rodziny nie zawsze trzeba spełniać literalnie podług jej odwiecznych zasad. – Przyznał próbując odnieść się do słów wypowiedzianych przez Sigsteinna. Zdawało się, że im więcej osób z klanu poznawał, tym bardziej jawił mu się on nie jako jeden organizm, a jako rozczłonkowana struktura osób, które na różny sposób próbowały oderwać się od tego, czym Lundqvistowie byli. Choć zdawało się, że wysnuwa wnioski zbyt wcześnie, przebywając wśród nich zdecydowanie za krótko, to każdy z takich szczegółów i płynących z nich odczuć okazywał się na wagę złota. – Swoją obecną pracą jest pan w stanie wnieść wiele dobrego do klanu. Chociażby tak, jak teraz. – Wymownie wskazał na plany knary i materię, o której przed chwilą dyskutowali.
    Westchnął, gdy usłyszał pytanie padające z ust mężczyzny. Spojrzał ponownie w niebo, jednak jego twarz odbijała jedynie zupełny spokój.
    Chyba nie skłamię, jeśli powiem, że nie miałem prawdopodobnie innego wyboru, niż zostać szkutnikiem. – Niewiele rozminął się z prawdą. Ograniczenia, z którymi się spotykał, nie pozwalały na zbyt wielkie manewrowanie i dobieranie innych ścieżek rozwoju. Jednak, nawet jeśli była to konieczność, nie wyobrażał sobie innego sposobu na życie. W pewnym stopniu balansował wciąż niezwykle blisko tego, co czynili protoplaści klanu. O ironio. Od zawsze fascynowały mnie statki i drewno… możliwość kształtowania go podług własnej woli. Mieszkając na wyspie, bo większość życia spędziłem na Islandii, nie jest łatwo żyć w oderwaniu od langskipów. Są koniecznością, nieodzownym elementem. – Mówił to z niezwykłą czułością w głosie. – Na pewno tworzenie ich jest źródłem przyzwoitego, choć nie łatwego dochodu, więc dzięki rzemiosłu żyję sobie całkiem dobrze – przeszedł do meritum i zerknął na łamacza klątw. – Ale tak… wydaje mi się, że poniekąd spełniam się tworząc langskipy. I rzeźbiąc, bo również bliska jest mi snycerka. – Zakończył, jednak wydawało się, że mógłby opowiadać jeszcze więcej. Nie chciał jednak zamęczać swojego towarzysza.

    Fárbauti i Bezimienny z tematu


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.