:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Marzec-kwiecień 2001
26.02.2001 – Warsztat „Tellefsen i synowie” – G. Almstedt & V. Räikkönen
2 posters
Viggo Räikkönen
Re: 26.02.2001 – Warsztat „Tellefsen i synowie” – G. Almstedt & V. Räikkönen Sro 29 Mar - 14:34
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
26.02.2001
Kiełkujące ziarno irytacji narastało z każdym pokonanym krokiem w kierunku warsztatu, jakby zduszona dotychczas złość powoli wychylała się zza kurtyny względnego spokoju, jaki został zmącony niewypałem, bo tak, a nie inaczej, mógł określić ten rzekomy „wynalazek” zakupiony po wpływem impulsu od człowieka imieniem Gösta, ten wpierw obiecywał i zapewniał reklamując, ów artefakt, jako coś, co faktycznie sprosta oczekiwaniom klienta i ten bez żalu wydał ciężko zapracowane talary na przedmiot, jaki w ostateczności był felernym dziadostwem niewartym funta kłaków. Tak podminowany Räikkönen dawno nie był, nic go bowiem bardziej nie drażniło tak bardzo, jak umyślne wykorzystanie i nabicie w butelkę przez jakiegoś cwaniaka, który myśli, że znalazł kolejnego frajera, jakiego może bez strachu wydymać na kasę. Jeśli wynalazca, ten krętacz pospolity tak właśnie myślał, to cholernie się zdziwi, gdy ujrzy go w progu warsztatu, do którego najemnik zmierzał, by wymierzyć w swoim mniemaniu sprawiedliwość. Nic innego go w chwili obecnej nie obchodziło i niczego bardziej nie pragnął, jak odzyskać własne pieniądze, choćby i musiał je wyrwać z gardzieli tegoż oszusta.
Wparował do środka z hukiem otwieranych gwałtownie drzwi, bez namysłu skierował się do lady, niosąc za sobą powiem mrozu i płatki śniegu, które poczęły dekorować drewnianą podłogę w progu warsztatu. Butelkowozielone oczy rozbłysły gniewnym płomieniem na widok znajomej twarzy, a wydobyty z kieszeni płaszcza przedmiot zalśnił wpierw w dłoni, a następnie przeciął, tę niewielką przestrzeń między nimi i uderzył o ścianę za mężczyzną.
– Bezwartościowy szmelc, gówno! – Wysyczał przez zaciśnięte zęby i dopadł postaci wynalazcy w prawdziwie niedźwiedzim chwycie przeciągając, ku sobie przez ladę. – Jesteś mi winny talary – wolno cedził słowa do mężczyzny, którego przygniatał przedramieniem, by mieć drugą rękę wolną, tak w razie potrzeby wymierzenia argumentów w dyskusji, chociaż pozycja pracownika nie była zbyt dogodna, a blat lady zapewne nie był miejscem, w jakim ten oczekiwał się znaleźć podczas rozmowy z klientem. Tak jednak Viggo nie wyglądał, jakby zbierało mu się na żarty, a wyczuwalny od wejścia gniew musiał zostać, gdzieś przelany, tudzież w jakiś sposób rozładowany. Dla Gösty rozpoczęła się walka z czasem, by zażegnać konflikt i nieprzyjemnego klienta, nim ten obnaży swą drugą naturę, z jaką niezwykle trudno dyskutować. Przedramię na piersi zaznaczyło się wyraźnym dociskiem, a urękawiczona pięść trzymała zmiętą koszulę, chociaż dwa pierwsze guziki nie wiedzieć kiedy zrejterowały pozostawiając po sobie smutne i samotne nitki. Najemnik oddychał głęboko, a mimo warstwy zimowego odzienia ruch klatki piersiowej i barków był widoczny dla oka. Widać było, że nie stracił jeszcze w zupełności głowy.
Gösta Almstedt
Re: 26.02.2001 – Warsztat „Tellefsen i synowie” – G. Almstedt & V. Räikkönen Wto 18 Kwi - 22:49
Gösta AlmstedtWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tärnaby, Szwecja
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Zawód : domokrążca, kolekcjoner
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : chrząszcz
Atuty : obrońca (I), obeznany (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 6 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 21 / magia zakazana: 9 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 15
Traktował warsztat jak ciasną, szklaną klepsydrę, w której czas nigdy nie ulegał zmianie – przez pomieszczenie przysypywały się ziarna tych samych, dawno zużytych minut, stłoczonych w szczelinach drewnianych lameli, wśród bliznowaciejących rys parkietu i bruzdach szarych listew; podczas gdy miasto postarzało się pod jego nieobecność, zyskując nowe zmarszczki i pierwsze, siwe włosy, “Tellefsen i synowie” nie zmieniło się ani trochę – w kątach wciąż zbierały się sfora kurzu, pod ścianą stały metalowe stelaże urządzeń, a nad drzwiami wisiał ten sam zepsuty zegar, który cztery lata później wciąż wskazywał godzinę czwartą popołudniu. Zamykał za sobą drzwi i czuł się, jakby znów był rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty czwarty, na języku stygł mu jeszcze posmak intensywnej, ziołowej herbaty, a wzdłuż nadgarstka prześwitywała jedynie ławica cienkich, błękitnych żył – nie wiedział jeszcze, że kajdanki pozostawiły na ciele okrężne, purpurowe sińce, a symbol więziennego tatuażu wtapia się w ramię dużo głębiej niż pod wierzchnią warstwę naskórka, przyciągał na siebie jedynie oczy o jasnych, życzliwych tęczówkach i głaskał Elisę po głowie, kiedy nie mogła zasnąć; zamykał za sobą drzwi i znów przebywał w rzeczywistości, która wrzała sztubackim entuzjazmem, ciepła jak lato w Tärnaby i pozbawiona zmartwień – nawet ten świat, ukryty pomiędzy cienistymi uliczkami dzielnicy, musiał jednak w końcu pęknąć pod naciskiem dłoni, rozłamać się wraz z szczękiem zawiasów rdzewiejącej ościeżnicy.
Cofnął się o krok, trzask rzuconego o ścianę przedmiotu sprawił jednak, że wzdrygnął się mimowolnie, sięgając wzrokiem w stronę rozbitych fragmentów artefaktu, zanim spojrzał na mężczyznę, który wszedł do warsztatu, a nawet wtedy w jego oczach tlił się jeszcze połysk urażonego żalu – pamiętał każdego klienta, który dokonał zakupu, podobnie jak pamiętał każdy przedmiot, jaki kiedykolwiek sprzedał, choć wiele przechodziło przez jego życie jedynie przypadkiem, pozostawiając szorstkie otarcie na skraju opuszki, cień zainteresowania w rogu źrenicy, sentyment do dłoni, które go stworzyły. Wypięte spod konstrukcji sprężyny dogorywały tymczasem drżeniem pod jego stopami, metal rozkruszył się w miejscu, gdzie uderzył o twardą podłogę, a przezroczyste szkiełko rozprysło się na drobne, kryształowe fragmenty; po karku przeszedł mu dreszcz chwilowej odrazy, więc ściągnął brwi w instynktownej frustracji, ciasna przestrzeń za ladą pozostawiała jednak niewiele miejsca do manewru i nim zdążył pochylić głowę, mężczyzna chwycił go za brzeg koszuli i szarpnięciem przeciągnął przez blat, dociskając policzek do szorstkiej nawierzchni drewna.
– Szmelc? – prychnął zdławionym głosem, próbując wyrwać się spod ciężaru cudzego ramienia, które przypierało jego kark mocniej do niewysokiego stołu. – Nie przyjmuję zwrotów, bo nie sprzedaję… taniego... żelastwa – wycedził, odginając głowę, by spojrzeć na nachyloną nad nim twarz rozeźlonego mężczyzny. – To niemożliwe, żeby nie działał. – ton głosu wpadł w podjudzoną gniewem desperację; mógł nosić na nadgarstku piętno więziennego tatuażu, jego wynalazki zawsze były jednak solidne i dopracowane – czy to możliwe, że przez cztery lata zapomniał własnej techniki? Wypuścił z ręki przedmiot, w którym magia była defektywna i naderwana? Pokręcił głową na boki. – Musiałeś źle go użyć.
Cofnął się o krok, trzask rzuconego o ścianę przedmiotu sprawił jednak, że wzdrygnął się mimowolnie, sięgając wzrokiem w stronę rozbitych fragmentów artefaktu, zanim spojrzał na mężczyznę, który wszedł do warsztatu, a nawet wtedy w jego oczach tlił się jeszcze połysk urażonego żalu – pamiętał każdego klienta, który dokonał zakupu, podobnie jak pamiętał każdy przedmiot, jaki kiedykolwiek sprzedał, choć wiele przechodziło przez jego życie jedynie przypadkiem, pozostawiając szorstkie otarcie na skraju opuszki, cień zainteresowania w rogu źrenicy, sentyment do dłoni, które go stworzyły. Wypięte spod konstrukcji sprężyny dogorywały tymczasem drżeniem pod jego stopami, metal rozkruszył się w miejscu, gdzie uderzył o twardą podłogę, a przezroczyste szkiełko rozprysło się na drobne, kryształowe fragmenty; po karku przeszedł mu dreszcz chwilowej odrazy, więc ściągnął brwi w instynktownej frustracji, ciasna przestrzeń za ladą pozostawiała jednak niewiele miejsca do manewru i nim zdążył pochylić głowę, mężczyzna chwycił go za brzeg koszuli i szarpnięciem przeciągnął przez blat, dociskając policzek do szorstkiej nawierzchni drewna.
– Szmelc? – prychnął zdławionym głosem, próbując wyrwać się spod ciężaru cudzego ramienia, które przypierało jego kark mocniej do niewysokiego stołu. – Nie przyjmuję zwrotów, bo nie sprzedaję… taniego... żelastwa – wycedził, odginając głowę, by spojrzeć na nachyloną nad nim twarz rozeźlonego mężczyzny. – To niemożliwe, żeby nie działał. – ton głosu wpadł w podjudzoną gniewem desperację; mógł nosić na nadgarstku piętno więziennego tatuażu, jego wynalazki zawsze były jednak solidne i dopracowane – czy to możliwe, że przez cztery lata zapomniał własnej techniki? Wypuścił z ręki przedmiot, w którym magia była defektywna i naderwana? Pokręcił głową na boki. – Musiałeś źle go użyć.
Viggo Räikkönen
Re: 26.02.2001 – Warsztat „Tellefsen i synowie” – G. Almstedt & V. Räikkönen Nie 21 Maj - 17:02
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Najemnik był wyraźnie rozdrażniony, jego wtargnięcie nie pozostawało w tej kwestii złudzeń – zawiódł się na urządzeniu, które zakupił od Gösty, chociaż ten zarekomendował je, bez cienia zawahania, tak teraz jego resztki leżały na drewnianej podłodze, a wyrolowany klient w sposób daleki od kulturalnego domaga się zwrotu pieniędzy. Gdy ten zaczął mówić, berserker mimowolnie poluzował chwyt na tyle panował jeszcze nad sobą, że trzymał się w swoim mniemaniu, jakichś szczątków kultury. Chociaż samo zachowanie daleki było od poprawnego, tak złość, jaką obudziła przykra niespodzianka sprawiły, że nie zastanawiał się długo i zapragnął wymierzyć sprawiedliwość. Z początku planował wepchnąć siłą, ów niesprawny artefakt jego stwórcy prosto do gęby, lecz w chwili przekroczenia progu warsztatu zadowolił się rzutem nad jego głową, czym i tak wywołał zamierzony efekt, a przynajmniej z takiego wyszedł założenia.
W momencie, kiedy Gösta mówił Fin mierzył go nieprzychylnym wzrokiem, jakby wyczulony na wszelkie uwagi w stosunku do niego.
– Nie działał. – Warknął ucinając temat, każdy na miejscu wynalazcy tłumaczyłby się w ten sposób. Stąd chęć zamknięcia tego tematu, lecz ten nagle poruszył wrażliwą strunę, której Viggo nie zamierzał lekceważyć.
– Źle użyć? – Uśmiechnął się upiornie i docisnął mężczyznę do blatu. – Używałem jak zaleciłeś; krok po kroku, wedle twych wytycznych, a jednak w chwili największej próby zawiódł mnie. – Warknął, tak jakby urażony tym, że ktokolwiek mógłby zasugerować szulerowi, że jest na tyle nieporadny, iż z prostym mechanizmem artefaktu, będzie miał problem. – Nie zjebałem. – Upierał się przy swoim rozdrażniony mężczyzna. – I fakt. Nie było to tanie żelastwo, więc tym bardziej, powinieneś czuć się winny, że nie działało, kiedy tego potrzebowałem. – Nie zamierzał nakreślać wynalazcy, w jakiej sytuacji zawiódł się na jego dziele, lecz było niemal oczywiste, że chciał czegoś związanego z wykonywaną przez siebie profesją, stąd również brała się ta fala frustracji, kiedy nie mógł wykorzystać nowego zakupu i musiał uciekać się do innych metod nie zawsze takich, jakie z początku zaplanował.
Dłonie coraz mocniej zaciskały się na materiale koszuli, by po dłuższej chwili ustąpić i nieco wycofać się. Nie chciał poddać się agresji na tym etapie, zależało mu by sprzedający się wyłącznie ukorzył i przeprosił za swój błąd, nie chciał go krzywdzić, bardziej niż to konieczne.
W momencie, kiedy Gösta mówił Fin mierzył go nieprzychylnym wzrokiem, jakby wyczulony na wszelkie uwagi w stosunku do niego.
– Nie działał. – Warknął ucinając temat, każdy na miejscu wynalazcy tłumaczyłby się w ten sposób. Stąd chęć zamknięcia tego tematu, lecz ten nagle poruszył wrażliwą strunę, której Viggo nie zamierzał lekceważyć.
– Źle użyć? – Uśmiechnął się upiornie i docisnął mężczyznę do blatu. – Używałem jak zaleciłeś; krok po kroku, wedle twych wytycznych, a jednak w chwili największej próby zawiódł mnie. – Warknął, tak jakby urażony tym, że ktokolwiek mógłby zasugerować szulerowi, że jest na tyle nieporadny, iż z prostym mechanizmem artefaktu, będzie miał problem. – Nie zjebałem. – Upierał się przy swoim rozdrażniony mężczyzna. – I fakt. Nie było to tanie żelastwo, więc tym bardziej, powinieneś czuć się winny, że nie działało, kiedy tego potrzebowałem. – Nie zamierzał nakreślać wynalazcy, w jakiej sytuacji zawiódł się na jego dziele, lecz było niemal oczywiste, że chciał czegoś związanego z wykonywaną przez siebie profesją, stąd również brała się ta fala frustracji, kiedy nie mógł wykorzystać nowego zakupu i musiał uciekać się do innych metod nie zawsze takich, jakie z początku zaplanował.
Dłonie coraz mocniej zaciskały się na materiale koszuli, by po dłuższej chwili ustąpić i nieco wycofać się. Nie chciał poddać się agresji na tym etapie, zależało mu by sprzedający się wyłącznie ukorzył i przeprosił za swój błąd, nie chciał go krzywdzić, bardziej niż to konieczne.
Gösta Almstedt
Gösta AlmstedtWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tärnaby, Szwecja
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Zawód : domokrążca, kolekcjoner
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : chrząszcz
Atuty : obrońca (I), obeznany (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 6 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 21 / magia zakazana: 9 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 15
Pamiętał każdy przedmiot, który udało mu się sprzedać – chował ich duplikaty do kieszeni skroni, by za każdym razem, kiedy zamykał oczy, przesuwać po nich myślani w ten sam sposób, w jaki mógłby przesuwać palcem po żywych mechanizmach, ich żelaznych grzbietach i pyskach uzębionych w metalowe gwoździe, znał na pamięć ciemne znaczenia run i trzewia zaklętych pod skórą inkantacji; nic, co oddał w cudze dłonie, nie mogło być zawodne – nie w intencjach, które nosiło, nie w mechanizmie wiążącej je magii, nie w sposobie działania, więc kiedy mężczyzna chwycił go za kołnierz, jego głos przebrzmiał zelżywą obelgą, rozjątrzoną pod skórą jak świeża rana. Szarpnął się, Viggo docisnął go jednak mocniej do blatu, aż poczuł, jak drewniana zadra przebiła mu skórę na policzku, rozrywając tkankę kłującym zaczerwienieniem – po czteroletnim pobycie w Nordkinn ciało miał przyzwyczajone do gniewu, a skórę rozmiękłą tam, gdzie dłonie często zaciskały się w pięści; znał ból lepiej niż znał czułość, mimo to wykrzywił usta w grymasie i stęknął cicho, kiedy mężczyzna ucisnął mu kark nasadą kciuka, opierając siłę swojej dłoni w debrze ruchomych kręgów.
– Moje wynalazki nie zawodzą – powtórzył uparcie, wpatrując się we fragmenty roztrzaskanego o ścianę mechanizmu, rozkruszone gniewem runy, których przestawiony szyk leżał na podłodze, niepomny swego pierwotnego zastosowania. Palce najemnika coraz mocniej zaciskały się na jego koszuli, by w końcu zelżeć i wypuścić zmięty materiał kołnierza – pozbawiony oporu, wycofał się głębiej z ladę, rozprostowując dłońmi ubranie, choć czuł się, jakby próbował jednocześnie rozprostować własną skórę, wygładzić nabrzmiałe nerwy i sprawić, by wspomnienia więziennej brutalności wycofały się z powrotem na tył umysłu. Chrząknął cicho, czując szorstkość unoszącego się gardłem kaszlu, zaraz przeniósł jednak spojrzenie z powrotem na twarz Viggo – niewzruszone.
– Nie czuję się winny – odparł, nie siląc się dłużej na życzliwy ton. – Tak jak mówiłem... źle go użyłeś, tego rodzaju magia wymaga dużej precyzji. – zdawał się nie widzieć gniewu, który świtał w oczach najemnika, nie pamiętać bólu jego zaciśniętej dłoni, nie brać pod uwagę, że mógł zostawić go na podłodze warsztatu ze skrwawionym brzuchem i pustymi kieszeniami – zawsze bardziej od własnego bezpieczeństwa obchodziła go prawda, a teraz oskarżenie gryzło go pod skronią jak czerw; nigdy nie wypuszczał z rąk niczego, co nie było dokończone, teraz zaczynała narastać w nim jednak obawa, że więzienna stagnacja mogła pozostawić po sobie trwalszą bliznę niż początkowo sądził – Kinnarodden odebrało mu dom, przyjaźń i cztery lata pomysłów, które sczezły pod betonową ścianą; co jeśli odebrało mu również talent? – Opowiedz mi, jak go użyłeś – odparł, nie zdając sobie sprawy z zuchwałości wypowiedzianej prośby. – Błędy się zdarzają, ale naprawianie ich nie leży w moich kompetencjach.
– Moje wynalazki nie zawodzą – powtórzył uparcie, wpatrując się we fragmenty roztrzaskanego o ścianę mechanizmu, rozkruszone gniewem runy, których przestawiony szyk leżał na podłodze, niepomny swego pierwotnego zastosowania. Palce najemnika coraz mocniej zaciskały się na jego koszuli, by w końcu zelżeć i wypuścić zmięty materiał kołnierza – pozbawiony oporu, wycofał się głębiej z ladę, rozprostowując dłońmi ubranie, choć czuł się, jakby próbował jednocześnie rozprostować własną skórę, wygładzić nabrzmiałe nerwy i sprawić, by wspomnienia więziennej brutalności wycofały się z powrotem na tył umysłu. Chrząknął cicho, czując szorstkość unoszącego się gardłem kaszlu, zaraz przeniósł jednak spojrzenie z powrotem na twarz Viggo – niewzruszone.
– Nie czuję się winny – odparł, nie siląc się dłużej na życzliwy ton. – Tak jak mówiłem... źle go użyłeś, tego rodzaju magia wymaga dużej precyzji. – zdawał się nie widzieć gniewu, który świtał w oczach najemnika, nie pamiętać bólu jego zaciśniętej dłoni, nie brać pod uwagę, że mógł zostawić go na podłodze warsztatu ze skrwawionym brzuchem i pustymi kieszeniami – zawsze bardziej od własnego bezpieczeństwa obchodziła go prawda, a teraz oskarżenie gryzło go pod skronią jak czerw; nigdy nie wypuszczał z rąk niczego, co nie było dokończone, teraz zaczynała narastać w nim jednak obawa, że więzienna stagnacja mogła pozostawić po sobie trwalszą bliznę niż początkowo sądził – Kinnarodden odebrało mu dom, przyjaźń i cztery lata pomysłów, które sczezły pod betonową ścianą; co jeśli odebrało mu również talent? – Opowiedz mi, jak go użyłeś – odparł, nie zdając sobie sprawy z zuchwałości wypowiedzianej prośby. – Błędy się zdarzają, ale naprawianie ich nie leży w moich kompetencjach.
Viggo Räikkönen
Re: 26.02.2001 – Warsztat „Tellefsen i synowie” – G. Almstedt & V. Räikkönen Wto 13 Cze - 16:58
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Oddychał głęboko starając się opanować zbudzoną ze spokojnego snu furię, ta nie brała jeńców, a widok zmasakrowanego ciała wynalazcy i zniszczony warsztat nie leżały interesie najemnika, dlatego też starał się jakkolwiek panować nad sobą, by nie puścić hamulców i zachować jako takie relacje ze sprzedającym. W gruncie rzeczy mógłby go zrozumieć – przekonany o niezawodności swoich artefaktów, z trudem przyjmował ich zwroty zwłaszcza postępując w taki sposób, lecz Viggo był zły, a kiedy gniew przesłaniał karmazynową chustą wzrok, tak w ten czas rozsądek cichł stłamszony przez negatywną emocję. I być może sytuacja potoczyłaby się inaczej, gdyby Gösta był mniej uparty, a swoje zdrowie i życie cenił trochę bardziej. Bo zaczął znów swą wątpliwą dla rozpatrzenia przemowę, która jedynie prowokowała najemnika.
– Nie wkurwiaj mnie. – Mruknął, kiedy tamten skończył. Wymierzając weń spojrzeniem godzącym, jak rozżarzone do czerwoności żelazo. Szeroka pierś poczęła falować gwałtowniej, jakby synchronizowała się z falami ogarniającej berserkera agresji wymierzonej w mężczyznę naprzeciwko. Zaciśnięte do bólu pięści zbielały na knykciach, a z twarzy Räikkönena odpłynęła krew pozostawiając upiorną maskę trupiej bladości z dwoma rozpalonymi węglikami, miast oczu. Dalsze słowa straciły sens, a Fin cofnął się o krok i ostatkiem silnej woli zagryzł szczęki. Strużka krwi spłynęła mu z kącika ust meandrując wąską nitką, wśród szczeciny zarostu.
Zapadła cisza przerywana jedynie smętnym tykaniem zegara.
– Zawołaj właściciela. – Rzekł poważnym tonem, hamując chęć rozszarpania sprzedawcy na drobne kawałki. Przynajmniej chwilowo, bo ochota pozostawała. Cóż to byłaby za ironia losu – wynalazca i wynalazek rozczłonkowani na deskach warsztatu, miły ten obraz przesłonił na chwil kilka oczy wzburzonego klienta, nieco go uspokajając. Był o, włos od przemiany, a wyczuwał, że dziś, gdyby do niej doszło, gdyby tylko nadstawił ucha temu słodko przekonywującemu głosikowi z tyłu głowy, to nie powstrzymałby się i zrobił rzeźnię.
Musiał obcować z ludźmi, a to znaczy znosić ich, chociaż bywało to upierdliwe i najchętniej odizolowałby się, od nich pozostając w swej samotni. To miewał momenty, gdy wspinał się na wyżyny kultury osobistej, a w jego wykonaniu to już i tak było wiele, ale w takich sytuacjach nie zamierzał się powstrzymywać, a że z natury był impulsywny, to go momentami ponosiło.
Obrażony na Goste nie zamierzał z nim już rozmawiać, chyba że ten ugnie się do jego zażalenia i przyzna się do pomyłki.
– Nie wkurwiaj mnie. – Mruknął, kiedy tamten skończył. Wymierzając weń spojrzeniem godzącym, jak rozżarzone do czerwoności żelazo. Szeroka pierś poczęła falować gwałtowniej, jakby synchronizowała się z falami ogarniającej berserkera agresji wymierzonej w mężczyznę naprzeciwko. Zaciśnięte do bólu pięści zbielały na knykciach, a z twarzy Räikkönena odpłynęła krew pozostawiając upiorną maskę trupiej bladości z dwoma rozpalonymi węglikami, miast oczu. Dalsze słowa straciły sens, a Fin cofnął się o krok i ostatkiem silnej woli zagryzł szczęki. Strużka krwi spłynęła mu z kącika ust meandrując wąską nitką, wśród szczeciny zarostu.
Zapadła cisza przerywana jedynie smętnym tykaniem zegara.
– Zawołaj właściciela. – Rzekł poważnym tonem, hamując chęć rozszarpania sprzedawcy na drobne kawałki. Przynajmniej chwilowo, bo ochota pozostawała. Cóż to byłaby za ironia losu – wynalazca i wynalazek rozczłonkowani na deskach warsztatu, miły ten obraz przesłonił na chwil kilka oczy wzburzonego klienta, nieco go uspokajając. Był o, włos od przemiany, a wyczuwał, że dziś, gdyby do niej doszło, gdyby tylko nadstawił ucha temu słodko przekonywującemu głosikowi z tyłu głowy, to nie powstrzymałby się i zrobił rzeźnię.
Musiał obcować z ludźmi, a to znaczy znosić ich, chociaż bywało to upierdliwe i najchętniej odizolowałby się, od nich pozostając w swej samotni. To miewał momenty, gdy wspinał się na wyżyny kultury osobistej, a w jego wykonaniu to już i tak było wiele, ale w takich sytuacjach nie zamierzał się powstrzymywać, a że z natury był impulsywny, to go momentami ponosiło.
Obrażony na Goste nie zamierzał z nim już rozmawiać, chyba że ten ugnie się do jego zażalenia i przyzna się do pomyłki.
Gösta Almstedt
Gösta AlmstedtWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tärnaby, Szwecja
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Zawód : domokrążca, kolekcjoner
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : chrząszcz
Atuty : obrońca (I), obeznany (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 6 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 21 / magia zakazana: 9 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 15
Spotkał wcześniej ludzi takich jak Viggo – mężczyzn o szerokich ramionach i zaciśniętych pięściach, ze śliną zawsze skwaśniałą przekleństwem; przechowywali swój gniew płytko pod skórą, aby w każdej chwili po niego sięgnąć i byli przyzwyczajeni, że dostają od świata wszystko, czego pragną – nawet jeżeli będą musieli odebrać to siłą, zerwać złote nici norn i zapleść je sobie wokół knykci, jakby ciągnęli za zwierzęcą uprząż. Znał sposób, w jaki złość rozsuwała się po ich fizjonomii, najpierw marszcząc skórę pomiędzy brwiami, a potem napinając policzki i kłębiąc się wokół powiek, wyraz, który pojawił się na twarzy Viggo, sprawił jednak, że kark zdrętwiał mu pamiętnym przestrachem, a wzdłuż kręgosłupa osunęła się pareza zimnego dreszczu – wydawało mu się, że oblicze mężczyzny uległo zmianie i przez chwilę przypominało bardziej zwierzę niż człowieka, kiedy spojrzał jeszcze raz, rysy znów ułożyły się jednak tym samym gniewem, znajomym i przewidywalnym.
– Krwawisz – odparł spokojnie, choć odruchowo zapragnął cofnąć się do tyłu, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nie miał gdzie – plecy przylegały mu do chłodnej ściany, a tylna część podeszwy wspierała się o drewnianą listwę. Instynkt, sprowadzony do mrowienia palców i przyspieszonego tętna, nakazywał mu go nie denerwować, dziecięcy upór stroszył się jednak i szemrał, udając większego, niż był w rzeczywistości – nigdy nie był człowiekiem wiary, wierzył jednak w swoje umiejętności, wierzył w każdy z przedmiotów, który skręcał i wysycał magią, wierzył, że był dobry w tym, co robił, sugestia, że mógłby sprzedać mężczyźnie wadliwy patent, wżęła mu się tymczasem pod skórę drzazgą podejrzliwej wrogości, zbyt gwałtownej, by potrafił przytłumić ją zdrowym rozsądkiem. Więzienie nauczyło go milczenia i pokory, dziś dłużej nie krępowały go jednak żelazne kraty, ramiona nie ciąży groźbą nagany, języka nie pętał gruzeł, który sprawiał, że w chłodnych, wąskich korytarzach Nordkinn zaklęcia pokładały się i cichły, nigdy nie wybrzmiewając na strunach krtani.
– Nie mam właściciela. – przyparł plecy mocniej do ściany, po czym przymusił wargi do uprzejmego uśmiechu. – Odpiął mnie ze smyczy. Podobno za dużo szczekałem... – głos drgał mu rozdrażnioną przekorą, zdrowa źrenica uważnie śledziła jednak ruchy Viggo, a przełknięte pod język zaklęcia podchodziły coraz bliżej dolnej linii zębów. – Może jutro po mnie wróci, możesz sprawdzić wtedy. Podobno ludzie czasem tęsknią nawet za tym, czego nie chcieli – odparł, unosząc sugestywnie brwi i wykonując subtelny ruch głową w kierunku drzwi, jakby próbował wyprosić Viggo na zewnątrz. – Jeżeli nie powiesz mi, jak dokładnie go użyłeś, nie będę w stanie ci pomóc – dodał zaraz, prawie z troską, choć wyraz jego twarzy zdradzał urażoną zgryźliwość.
– Krwawisz – odparł spokojnie, choć odruchowo zapragnął cofnąć się do tyłu, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nie miał gdzie – plecy przylegały mu do chłodnej ściany, a tylna część podeszwy wspierała się o drewnianą listwę. Instynkt, sprowadzony do mrowienia palców i przyspieszonego tętna, nakazywał mu go nie denerwować, dziecięcy upór stroszył się jednak i szemrał, udając większego, niż był w rzeczywistości – nigdy nie był człowiekiem wiary, wierzył jednak w swoje umiejętności, wierzył w każdy z przedmiotów, który skręcał i wysycał magią, wierzył, że był dobry w tym, co robił, sugestia, że mógłby sprzedać mężczyźnie wadliwy patent, wżęła mu się tymczasem pod skórę drzazgą podejrzliwej wrogości, zbyt gwałtownej, by potrafił przytłumić ją zdrowym rozsądkiem. Więzienie nauczyło go milczenia i pokory, dziś dłużej nie krępowały go jednak żelazne kraty, ramiona nie ciąży groźbą nagany, języka nie pętał gruzeł, który sprawiał, że w chłodnych, wąskich korytarzach Nordkinn zaklęcia pokładały się i cichły, nigdy nie wybrzmiewając na strunach krtani.
– Nie mam właściciela. – przyparł plecy mocniej do ściany, po czym przymusił wargi do uprzejmego uśmiechu. – Odpiął mnie ze smyczy. Podobno za dużo szczekałem... – głos drgał mu rozdrażnioną przekorą, zdrowa źrenica uważnie śledziła jednak ruchy Viggo, a przełknięte pod język zaklęcia podchodziły coraz bliżej dolnej linii zębów. – Może jutro po mnie wróci, możesz sprawdzić wtedy. Podobno ludzie czasem tęsknią nawet za tym, czego nie chcieli – odparł, unosząc sugestywnie brwi i wykonując subtelny ruch głową w kierunku drzwi, jakby próbował wyprosić Viggo na zewnątrz. – Jeżeli nie powiesz mi, jak dokładnie go użyłeś, nie będę w stanie ci pomóc – dodał zaraz, prawie z troską, choć wyraz jego twarzy zdradzał urażoną zgryźliwość.
Viggo Räikkönen
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Słowa… te same i niezmienne, podszyte złudną pewnością siebie. Dostrzegał to, że się bał, ale strach ten paradoksalnie dodawał mu siły do miotania wciąż drażniących słów w kierunku berserkera. Spotykał na swojej drodze różnych ludzi, wielu z nich prezentowało upór godny lepszej sprawy, niezależnie od tego, czy słusznie trzymali się swego, nie potrafili odpuścić. Widywał ludzi aroganckich i pysznych przeświadczonych o swojej wyższości nad resztą społeczeństwa i tak, jak oni gardzili szarym ludkiem, tak Viggo gardził nimi. Gösta był wynalazcą, człowiekiem złotą rączką, który w zaciszu czterech ścian warsztatu potrafił stworzyć artefakty magiczne, przelewając weń tę energię, był jednak tylko człowiekiem – zdolnym do pomyłek. Gdyby potrafił posypać czoło popiołem i przyznać się, a nie szedł w zaparte, gdyby ta przeklęta upartość nie dyktowała słów, którymi rzucał w rozgniewanego klienta, może inaczej by to „niefortunne” spotkanie przebiegło.
Milczał z powagą odmalowaną na twarzy ze wzrokiem wbitym w blat lady oddzielający ich; mógł uciec, może by dał radę? Było jednak za późno, aby zastanawiać się i roztrząsać tę kwestię. Wkurwiony berserker przeskoczył, przez przeszkodę pokonując ją, od niechcenia i runął na wynalazcę, wbijając jego wątłe ciało w ścianę.
Klient stracił cierpliwość.
Zwierzęce atrybuty poczęły wyłaniać się na ciele Räikkönena, ten cofnął się o pół kroku od swej ofiary, którą oszołomił wcześniejszym pchnięciem, teraz jednak zamierzył się do uderzenia, stąd brało się wycofanie, chciał uderzyć z impetem. Pięść, niby kometa przemknęła po półokręgu znajdując koniec swego lotu na szczęce Gosty. Jego dłonie ponownie poderwały ciało wynalazcy i z siłą przycisnęły do ściany.
– Zjebałeś to, a co gorsze udało ci się mnie wkurwić – warknął głucho i zamierzył się do uderzenia głową. Uderzenie, mogło być zaskakujące, ale nie miało, aż takiego impetu. Räikkönen nie chciał go zabić, a jedynie wstrząsnąć wątłym ciałem i wysłać wiadomość do uśpionego rozsądku o trochę pokory, coby załagodzić sytuacje, miast ją jeszcze utrudniać. Najemnik pomimo złości, która pragnęła owładnąć całym ciałem, liczył, że jego ofiara zrozumie swą sytuację i nie pogorszy swego położenia. Bo naprawdę nie chciał go zabijać.
Milczał z powagą odmalowaną na twarzy ze wzrokiem wbitym w blat lady oddzielający ich; mógł uciec, może by dał radę? Było jednak za późno, aby zastanawiać się i roztrząsać tę kwestię. Wkurwiony berserker przeskoczył, przez przeszkodę pokonując ją, od niechcenia i runął na wynalazcę, wbijając jego wątłe ciało w ścianę.
Klient stracił cierpliwość.
Zwierzęce atrybuty poczęły wyłaniać się na ciele Räikkönena, ten cofnął się o pół kroku od swej ofiary, którą oszołomił wcześniejszym pchnięciem, teraz jednak zamierzył się do uderzenia, stąd brało się wycofanie, chciał uderzyć z impetem. Pięść, niby kometa przemknęła po półokręgu znajdując koniec swego lotu na szczęce Gosty. Jego dłonie ponownie poderwały ciało wynalazcy i z siłą przycisnęły do ściany.
– Zjebałeś to, a co gorsze udało ci się mnie wkurwić – warknął głucho i zamierzył się do uderzenia głową. Uderzenie, mogło być zaskakujące, ale nie miało, aż takiego impetu. Räikkönen nie chciał go zabić, a jedynie wstrząsnąć wątłym ciałem i wysłać wiadomość do uśpionego rozsądku o trochę pokory, coby załagodzić sytuacje, miast ją jeszcze utrudniać. Najemnik pomimo złości, która pragnęła owładnąć całym ciałem, liczył, że jego ofiara zrozumie swą sytuację i nie pogorszy swego położenia. Bo naprawdę nie chciał go zabijać.
Gösta Almstedt
Gösta AlmstedtWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tärnaby, Szwecja
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Zawód : domokrążca, kolekcjoner
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : chrząszcz
Atuty : obrońca (I), obeznany (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 6 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 21 / magia zakazana: 9 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 15
Czuł niewygodne drapanie w gardle, jakby przełknął garść piachu i pojedyncze ziarna przykleiły mu się do podniebienia, kiedy rozchylił usta, zdał sobie jednak sprawę, że pecyna, która zebrała mu się pod grdyką, nie była rozdrażnieniem, ale śmiechem, tak drażniącym i nienaturalnym, że z trudem przełknął go wraz ze śliną – bał się mężczyzny, który stał przed nim, z ustami wygiętymi grymasem i spojrzeniem lśniącym od gniewu, jednocześnie miał jednak ochotę zanieść się śmiechem, zgiąć się pod nim jak pod ciosem pięści i zaczekać, aż okaże się równie bolesny. Ojciec zawsze powtarzał mu, że był zuchwałym dzieckiem, a matka uciskała go w bark, gdy zapomniał pochylić przed nim głowy i przeprosić za swoje zachowanie; zapominał, że ludzie zazwyczaj pragnęli być świadkiem cudzej pokory i zamiast wbijać wzrok we własne dłonie, sięgał nim nad linią oczu, nieświadomy, że tuż przed ciosem, mięśnie zwykły napinać się wzdłuż ramienia – powinien patrzeć ludziom na ręce, jeśli chciał uniknąć kolejnych siniaczeń. Nie potrafił tymczasem przyznać mężczyźnie racji – nawet z plecami przypartymi do ściany i dłońmi, które drżały lekko, gdy zacisnął je na brzegu kieszeni, był pewien, że przedmiot działał tak, jak powinien; po czterech latach więziennego stuporu jego palce nie zapomniały sposobu, w jaki obracały się szczerbienia metalu, wiedziały, jak spleść druty, by przewodziły prąd i potrafiły wyrysować w ziemi kształt każdej runy, jakby recytował w ten sposób nordycki alfabet. Przyzwyczaił się do strachu, ułożył go pod skórą jak drugą tkankę, wczesał we włosy, rozgryzł między zębami – tym razem, kiedy uniósł wzrok na twarz Viggo, coś uległo jednak wyraźnej zmianie.
Mężczyzna przeskoczył przez blat i przyparł go do ściany tak mocno, że poczuł, jak kręgi przesuwają mu się wzdłuż pleców, jakby zamiast kręgosłupa miał tam nawleczone na przędzę koraliki; jęknął cicho, a jego źrenice rozszerzyły się, gdy zauważył złowrogie ułożenie rysów na twarzy klienta – sposób, w jaki zmarszczki wokół nosa ułożyły się zwierzęcym gniewem, oczy pociemniały, a kiedy mówił, był niemal pewien, że widział jego zaostrzone zęby, wyłaniające się spod górnych warg. Potrafił radzić sobie z ludźmi, mężczyzna, który pchnął go na ścianę, nie był jednak człowiekiem; niezupełnie.
– P-przestań – zająknął się, bo głos miał zdławiony krtani, a serce uwięzione tak wysoko przy mostku, że czuł się, jakby mógł odkrztusić je na podłogę. Sapnął głośno, gdy nieznajomy uderzył go w twarz – knykcie rozbiły się o twardy łuk kości policzkowej, a jego oczy przeszkliły się w reakcji na palący ból, rozlany żarem wokół zaczerwienionej twarzy; szklane oko zdradziło się nienaturalnym połyskiem, odbijając obraz, zamiast zapadać się w głąb źrenicy. Ogień pulsował mu w tyle głowy pod wpływem uderzenia – ciało wciąż miał słabe i nieprzyzwyczajone do stawiania oporu; był pewien, że gdyby Viggo uderzył nim po raz kolejny, czaszka pękłaby mu o ścianę jak owoc granatu. – Nie mam pieniędzy – mruknął w końcu, czując, że brzeg kołnierza rozerwał mu się w miejscu, gdzie mężczyzna chwycił go za ubranie.
Mężczyzna przeskoczył przez blat i przyparł go do ściany tak mocno, że poczuł, jak kręgi przesuwają mu się wzdłuż pleców, jakby zamiast kręgosłupa miał tam nawleczone na przędzę koraliki; jęknął cicho, a jego źrenice rozszerzyły się, gdy zauważył złowrogie ułożenie rysów na twarzy klienta – sposób, w jaki zmarszczki wokół nosa ułożyły się zwierzęcym gniewem, oczy pociemniały, a kiedy mówił, był niemal pewien, że widział jego zaostrzone zęby, wyłaniające się spod górnych warg. Potrafił radzić sobie z ludźmi, mężczyzna, który pchnął go na ścianę, nie był jednak człowiekiem; niezupełnie.
– P-przestań – zająknął się, bo głos miał zdławiony krtani, a serce uwięzione tak wysoko przy mostku, że czuł się, jakby mógł odkrztusić je na podłogę. Sapnął głośno, gdy nieznajomy uderzył go w twarz – knykcie rozbiły się o twardy łuk kości policzkowej, a jego oczy przeszkliły się w reakcji na palący ból, rozlany żarem wokół zaczerwienionej twarzy; szklane oko zdradziło się nienaturalnym połyskiem, odbijając obraz, zamiast zapadać się w głąb źrenicy. Ogień pulsował mu w tyle głowy pod wpływem uderzenia – ciało wciąż miał słabe i nieprzyzwyczajone do stawiania oporu; był pewien, że gdyby Viggo uderzył nim po raz kolejny, czaszka pękłaby mu o ścianę jak owoc granatu. – Nie mam pieniędzy – mruknął w końcu, czując, że brzeg kołnierza rozerwał mu się w miejscu, gdzie mężczyzna chwycił go za ubranie.
Viggo Räikkönen
26.02.2001 – Warsztat „Tellefsen i synowie” – G. Almstedt & V. Räikkönen Sob 9 Wrz - 12:00
Viggo RäikkönenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Saariselkä, Finlandia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : berserker
Zawód : najemnik, zawodowy szuler
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : lider (I), pięściarz (II), niedźwiedzia furia
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Gniew pulsował podskórnie; łaskotał czule pragnąć, przejąć pełnię władzy nad ciałem, bestia w ciele domagała się krwi, wręcz jej oczekiwała, zbyt długa powściągliwość ją drażniła rozzuchwalona, mogłaby zdominować tlący się w zakamarkach czaszki rozsądek, który ostrzegał. Nie chciał krwi, nie chciał go krzywdzić, był rozżalony, zły, ot zawiódł się na nim, a oczekiwał zupełnie czegoś innego. Jego postawa sprawiała, że jakaś część Viggo pragnęła go pogruchotać, rozgnieść, stłamsić i porwać na części pierwsze, tak aby skończył jak swój wynalazek rzucony z chwilą przyjścia w ścianę, tuż obok jego głowy, by swoim rozbiciem dawał świadectwo swej nieprzydatności, rozczarowania klienta, który w dobrej woli zaufał wynalazcy i został oszukany.
Ta złość przejmowała, nad nim kontrolę dawała się we znaki w postaci iście zwierzęcego szczerzenia kłów i głuchego, gardłowego bulgotu, przywodzącego warczenie dochodzące z dna głębokiej studni. Ślepia mężczyzny przesłonięte kurtyną furii widziały jedynie ofiarę. Nozdrza wyczuwały strach, cały nim cuchnął. Najemnik czuł, jak ten się trzęsie nie mając szans na wyswobodzenie się, mógłby zostać pożarty, gdyby berserker uległ pokusie przeobrażając się w pełni. Nie miałby najmniejszych szans na ucieczkę, spod ostrza gilotyny.
Paradoksalnie słowa, jakie wypowiedział przywołały szczyptę opamiętania, co wyszła na lico. Butelkowozielone oczy zalśniły w przebłysku zrozumienia. Akceptacja tego faktu go uspokoiła, chociaż chwyt nie zelżał, ani o jotę, jedynie atrybuty zwierzęce, nagle poczęły częściowo zanikać. Chować się podskórnie, niby ślimaczek w swej skorupce.
– Zrobisz nowy, masz cztery dni. – Warknął, już nie tak gardłowo, znacznie bardziej przypominał w tym wszystkim złego klienta, niżeli zwierzę. Puścił wynalazcę niespodziewanie i pozwolił, aby ten odetchnął, by następnie złapać go ponownie za skraj odzienia i wejrzał mu głęboko w oczy. Jedno z nich zdawało się puste – martwe, szklane. – Oby tym razem działał – grzecznie poprosił, chcąc uniknąć niedomówień. Gösta musiał obmyślić jakiś idiotoodporny patent na mechanizm swojego wynalazku i instrukcję, którą zrozumie dosłownie każdy. W przeciwnym wypadku niedźwiedź powróci w paskudnym humorze. Odsunął się od wynalazcy i odwrócił plecami wyszedł za lady spokojniejszy nieco, ale wciąż wewnętrznie wrzał. Na progu warsztatu rzucił mu jeszcze ostatnie groźne spojrzenie i zniknął.
Viggo i Gösta z tematu
Ta złość przejmowała, nad nim kontrolę dawała się we znaki w postaci iście zwierzęcego szczerzenia kłów i głuchego, gardłowego bulgotu, przywodzącego warczenie dochodzące z dna głębokiej studni. Ślepia mężczyzny przesłonięte kurtyną furii widziały jedynie ofiarę. Nozdrza wyczuwały strach, cały nim cuchnął. Najemnik czuł, jak ten się trzęsie nie mając szans na wyswobodzenie się, mógłby zostać pożarty, gdyby berserker uległ pokusie przeobrażając się w pełni. Nie miałby najmniejszych szans na ucieczkę, spod ostrza gilotyny.
Paradoksalnie słowa, jakie wypowiedział przywołały szczyptę opamiętania, co wyszła na lico. Butelkowozielone oczy zalśniły w przebłysku zrozumienia. Akceptacja tego faktu go uspokoiła, chociaż chwyt nie zelżał, ani o jotę, jedynie atrybuty zwierzęce, nagle poczęły częściowo zanikać. Chować się podskórnie, niby ślimaczek w swej skorupce.
– Zrobisz nowy, masz cztery dni. – Warknął, już nie tak gardłowo, znacznie bardziej przypominał w tym wszystkim złego klienta, niżeli zwierzę. Puścił wynalazcę niespodziewanie i pozwolił, aby ten odetchnął, by następnie złapać go ponownie za skraj odzienia i wejrzał mu głęboko w oczy. Jedno z nich zdawało się puste – martwe, szklane. – Oby tym razem działał – grzecznie poprosił, chcąc uniknąć niedomówień. Gösta musiał obmyślić jakiś idiotoodporny patent na mechanizm swojego wynalazku i instrukcję, którą zrozumie dosłownie każdy. W przeciwnym wypadku niedźwiedź powróci w paskudnym humorze. Odsunął się od wynalazcy i odwrócił plecami wyszedł za lady spokojniejszy nieco, ale wciąż wewnętrznie wrzał. Na progu warsztatu rzucił mu jeszcze ostatnie groźne spojrzenie i zniknął.
Viggo i Gösta z tematu