:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
17.01.2001 – Klubokawiarnia „Hämärä” – Z. Damgaard & K. Tiedemann
Gość
Re: 17.01.2001 – Klubokawiarnia „Hämärä” – Z. Damgaard & K. Tiedemann Pią 14 Paź - 16:02
GośćGość
Gość
Gość
17.01.2001
Nie chciała rezygnować z możliwości rozmowy. Nie mogłaby przegapić okazji, która sama się natrafiła. Jeśli Zacharias żałował tego, co powiedział, za późno na odwrót. Musiała tę szansę wykorzystać i postara się nie sprawić, że mężczyzna ucieknie. Wiedziała, że był w tym dobry, ale minęło tyle lat, do tego mieli już na głowie obowiązki, a także przeżyte różne chwile, że mogli porozmawiać jak dorośli ludzie, w końcu! Potrzeba było lat, by się spotkać i skonfrontować z przeszłością, ale co tam. Lepiej późno niż wcale.
- Długą – potwierdziła. Mieli co opowiadać, chociaż zatają równie wiele faktów. Nie o wszystkim była gotowa pomówić. Mimo to cieszyła się z okazji. Otrzymała szansę, więc jej nie zmarnuje.
- Z pewnością nas gdzieś wpuszczą. Poza tym znam kilka miejsc nierzucających się w oczy, gdzie można wejść bez większego problemu o tej porze. Byłoby dobrze móc się napić czegoś w ciepłym pomieszczeniu, a nie sterczeć na zewnątrz – wydawało jej się, że onieśmielała Zacha swoim zachowaniem. Wydawało się, jakby tamtej pamiętnej nocy nic się nie stało. I nie padły różne słowa, nie popłynęły żadne łzy. Ależ skąd, miała to na uwadze, ale patrzyła na to inaczej, niż by się mogło wydawać. Rozmijali się zarówno celowo, jak i przypadkiem, bo nie przecięły się ich drogi, aż do tej chwili. Katharina uznała to za coś więcej, a nie przypadek. Dzieci sprawiły, że ich rodzice znowu na siebie wpadli. I to było cudowne.
- Może pójdziemy w tamtą stronę? - zaproponowała kierunek. - Jest tam kilka ciekawych lokali, może nas nie odprawią – dodała, a potem po prostu ruszyła przed siebie. Zach zrównał się z nią, a kiedy tak szli, od czasu do czasu zerkała na niego, starając się wyczytać coś z jego twarzy. Zmężniał, ale ciągle widziała w nim tamtego chłopaka, który się z nią przyjaźnił. Mijający czas obchodził się z nim jak z winem – im starszy, tym lepszy? Nie wiedziała tego, lecz jako kobieta zwracała też uwagę na wygląd. Ciągle był przystojny – musiała to przyznać.
Oczywiście zastanawiała się, jaki był jego charakter. Wiedziała co nieco o jego życiu, oraz tym, że nie ustatkował się. Nie było mu łatwo w życiu. Nie chciała mu wypominać tego, co było kiedyś. Chciała znowu wiedzieć, że ma w nim przyjaciela. Tęskniła za nim, po prostu. Nie chciała go stracić jeszcze raz.
Błądzili uliczkami, zupełnie jakby nie znali celu, ale było inaczej. Po drodze dogadali się jakiego miejsca szukają i uznali, że miejsce mniej uczęszczane o tej porze, będzie najlepszym wyborem. Chcieli mieć jak najwięcej prywatności, a o tę było często trudno. Znaleźli jednak to, czego szukali.
Udało im się wejść do środka i stwierdzili, że mogą tam usiąść, rozgrzać się czymś ciepłym i porozmawiać – oby szczerze.
Kiedy pozbyli się wierzchniego odzienia, zajęli miejsce przy wolnym stoliku i mogli odetchnąć.
- Tu chyba będzie dobrze – powiedziała kobieta. - Przydałoby się kiedyś zajrzeć o późniejszej porze, ponoć jest tutaj ciekawie i skocznie – dodała.
- Przypominają mi się dawne czasy, teraz wyrwać się z domu wieczorem nie jest łatwo – miała na myśli oczywiście swoją córkę. Nie żałowała, że ją ma, a skąd. Miło było gdy czasem ktoś się nią zajął, a Katharina mogła gdzieś pójść i spotkać się z rodziną czy przyjaciółmi.
Zacharias Damgaard
Re: 17.01.2001 – Klubokawiarnia „Hämärä” – Z. Damgaard & K. Tiedemann Sob 15 Paź - 19:38
Zacharias DamgaardWidzący
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : były pracownik naukowy i wykładowca instytutu Ansuz (teoria magii przemiany), obecnie przedstawiciel E.Damgaard Kaffe
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 25 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 8 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 18
Milczenie nie jest dla mnie typowe, zwłaszcza w obecności kobiet. Rzadko czuję niepewność, a dzisiaj towarzyszy mi ona niemal przez całą drogę do lokalu. Niewiele mówię, wydaję się bardzo bierny, bo kiwam tylko głową i odpowiadam, kiedy wymaga tego sytuacja. Gula w gardle rośnie z każdą chwilą, bo zbliżamy się do dzielnicy portowej i powoli zaczynają przed nami majaczyć ciepłe światła za szybami licznych kawiarni i restauracji. Ludzi również jest więcej, chodnik zdaje się być bardziej wąski, dlatego nie mogę trzymać pierwotnego dystansu. Idziemy ramię w ramię. Zerkam na nią ukradkiem i wciąż nie wierzę, że postanowiłem zaproponować jej coś tak szalonego. Dziwi mnie jej podejście – chyba wiele emocji zdołała przepracować, w przeciwieństwie do mnie. Nigdy nie kwapiłem się, by dotykać spraw bolesnych; wciąż tkwię w czymś na kształt żałoby po Mamie, mam w pamięci wyjście z Kath i towarzyszące mi odczucia. Kolekcjonuję takie przeżycia i układam je na własnych barkach, a z biegiem lat zaczynam coraz bardziej uginać się pod ich ciężarem. Brakuje mi sił, przyjmuję jednak postawę człowieka niestrudzonego i spycham kłopoty coraz głębiej, pokazuję beztroskę i nie chcę brać odpowiedzialności za własne czyny. Jestem kiepski w znoszeniu bólu – zarówno fizycznego jak i psychicznego. Boję się panicznie chwil próby, a teraz najbardziej boję się pytań Kath. Bo na pewno zacznie pytać. Miała nadzieję, że spotkamy się w momencie, gdy moje życie będzie bardziej poukładane, tymczasem chyba jestem jeszcze dalej od owego porządku, niż w czasach naszej młodości.
Bez słowa godzę się, by wybrała sama miejsce, w którym usiądziemy. Idę posłusznie i patrzę tylko przez niskie okna piwnicy z nadzieją, że paskudna pogoda wcisnęła wszystkich przechodniów do wnętrza, tym samym blokując nam możliwość otrzymania stolika. Niestety, tak się nie dzieje. Lokal jest spokojny, ruch umiarkowany, a kilka miejsc wyraźnie nie ma swoich właścicieli. Zresztą, to miejsce mniej popularne, przyjmujące ludzi znających hasło, a jak widać, dzisiaj ich jak na lekarstwo. Wchodzę za nią do środka i zdejmuję jednym ruchem płaszcz, bo wita nas przyjemne ciepło. W powietrzu unosi się zapach kawy i herbaty przyprawionej korzennymi mieszankami. Kiedy zajmujemy miejsce, pomagam jej uporać się z okryciem wierzchnim i siadam naprzeciwko. Słucham jej wypowiedzi i opieszale kiwam głową. Niby się uśmiecham, choć wcale nie jest mi wesoło. Nie wiem, czy wyczuwa moją niepewności i umiarkowaną radość na owo spotkanie.
— Racja, sporo się tu dzieje wieczorami. — Bywałem tu swego czasu bardzo często, zwłaszcza kiedy nauczałem i korzystałem z wyjść z moimi podopiecznymi. Często w podobnych warunkach wykładałem im dodatkowe, bardziej skomplikowane zagadnienia, zwykle w asyście muzyki i przeróżnych trunków. Kochałem tamte czasy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Naprawdę niewiele się tu zmieniło, choć moje życie wywróciło się do góry nogami. Chyba i Kath czuje nostalgię w owym miejscu, bo zaraz wspomina o własnych doświadczeniach oraz o tęsknocie. Czuję ukłucie. Już niemal zapomniałem, że często, samoistnie, podobne myśli nawiedzały nasze głowy w tym samym momencie. Chciałbym jej o tym powiedzieć, ale gryzę się w język i rozsiadam nieco wygodniej. Zastanawiam się, co zamówić i myślę, że porcja alkoholu być może rozluźniła by mnie nieco i pomogła wytrwać.
— Mhm, fakt — zgadzam się, nawet jeśli sam dość dużo kombinuję, by wiele nie utracić z życia “przed Samuelem”. Nie chcę wciąż się podporządkować, jest mi ciężko z nowymi obowiązkami i chyba wciąż zawodzę dzieciaka, wymigując się ze wspólnych wieczorów; czy to pracą, czy przesiadywaniem w swoim królestwie na strychu, czy też zwyczajnie uciekając z domu pod pretekstem ważnych spraw. Na szczęście moje obowiązki są dość płynnie rozłożone w czasie, więc nieszczególnie ktokolwiek się mnie czepia. Mogę pozwolić sobie na opiekunkę, więc nie jest aż tak źle. Rozumiem jednak, że Kath ma zupełnie inne podejście i zapewne jest odmiennym typem rodzica.
— To… czego się napijesz? Ja stawiam — informuję ją i zerkam na ustawioną na stoliku rozpiskę napojów. — Korzenne piwo? Kawa? Ja chcę glögg. — Nie zamierzam się rozdrabniać. Jest już dość późno, nie mam żadnych obowiązków, a Sam poszedł do jednego z kolegów. Matka chłopca miała go odprowadzić za kilka godzin.
Bez słowa godzę się, by wybrała sama miejsce, w którym usiądziemy. Idę posłusznie i patrzę tylko przez niskie okna piwnicy z nadzieją, że paskudna pogoda wcisnęła wszystkich przechodniów do wnętrza, tym samym blokując nam możliwość otrzymania stolika. Niestety, tak się nie dzieje. Lokal jest spokojny, ruch umiarkowany, a kilka miejsc wyraźnie nie ma swoich właścicieli. Zresztą, to miejsce mniej popularne, przyjmujące ludzi znających hasło, a jak widać, dzisiaj ich jak na lekarstwo. Wchodzę za nią do środka i zdejmuję jednym ruchem płaszcz, bo wita nas przyjemne ciepło. W powietrzu unosi się zapach kawy i herbaty przyprawionej korzennymi mieszankami. Kiedy zajmujemy miejsce, pomagam jej uporać się z okryciem wierzchnim i siadam naprzeciwko. Słucham jej wypowiedzi i opieszale kiwam głową. Niby się uśmiecham, choć wcale nie jest mi wesoło. Nie wiem, czy wyczuwa moją niepewności i umiarkowaną radość na owo spotkanie.
— Racja, sporo się tu dzieje wieczorami. — Bywałem tu swego czasu bardzo często, zwłaszcza kiedy nauczałem i korzystałem z wyjść z moimi podopiecznymi. Często w podobnych warunkach wykładałem im dodatkowe, bardziej skomplikowane zagadnienia, zwykle w asyście muzyki i przeróżnych trunków. Kochałem tamte czasy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Naprawdę niewiele się tu zmieniło, choć moje życie wywróciło się do góry nogami. Chyba i Kath czuje nostalgię w owym miejscu, bo zaraz wspomina o własnych doświadczeniach oraz o tęsknocie. Czuję ukłucie. Już niemal zapomniałem, że często, samoistnie, podobne myśli nawiedzały nasze głowy w tym samym momencie. Chciałbym jej o tym powiedzieć, ale gryzę się w język i rozsiadam nieco wygodniej. Zastanawiam się, co zamówić i myślę, że porcja alkoholu być może rozluźniła by mnie nieco i pomogła wytrwać.
— Mhm, fakt — zgadzam się, nawet jeśli sam dość dużo kombinuję, by wiele nie utracić z życia “przed Samuelem”. Nie chcę wciąż się podporządkować, jest mi ciężko z nowymi obowiązkami i chyba wciąż zawodzę dzieciaka, wymigując się ze wspólnych wieczorów; czy to pracą, czy przesiadywaniem w swoim królestwie na strychu, czy też zwyczajnie uciekając z domu pod pretekstem ważnych spraw. Na szczęście moje obowiązki są dość płynnie rozłożone w czasie, więc nieszczególnie ktokolwiek się mnie czepia. Mogę pozwolić sobie na opiekunkę, więc nie jest aż tak źle. Rozumiem jednak, że Kath ma zupełnie inne podejście i zapewne jest odmiennym typem rodzica.
— To… czego się napijesz? Ja stawiam — informuję ją i zerkam na ustawioną na stoliku rozpiskę napojów. — Korzenne piwo? Kawa? Ja chcę glögg. — Nie zamierzam się rozdrabniać. Jest już dość późno, nie mam żadnych obowiązków, a Sam poszedł do jednego z kolegów. Matka chłopca miała go odprowadzić za kilka godzin.
Gość
Re: 17.01.2001 – Klubokawiarnia „Hämärä” – Z. Damgaard & K. Tiedemann Wto 15 Lis - 16:41
GośćGość
Gość
Gość
Katharina była zadowolona z tego spotkania. Było zupełnie tak, jakby nie minęły lata, a oni wciąż byli młodzikami, którzy szukali szczęścia w różnych miejscach. Kat wolała nie wracać pamięcią do tamtego wieczora, po prostu. Łatwiej było wrzucić to do worka „stare dzieje”. Poza tym wybaczyła mu już dawno to, co robił. Bardzo chciała, aby on też nie wracał do tematu, ale nie mogła mu tego zabronić. Nie chciała pytać o jego błędy, porażki, chciała tylko wiedzieć, że naprawdę ma się już lepiej i znalazł coś, co mu uciekało sprzed nosa.
- Piwo będzie w porządku – odparła zapytana.
- Ach, naprawdę rzadko przychodzę w takie miejsca. Towarzystwo ma swoje obowiązki, jest zmęczone pracą i ledwo komu chce się wyjść gdziekolwiek – uśmiechnęła się.
- Muszę zatem korzystać z okazji – uśmiech nie znikał z jej twarzy. Była szczerze zadowolona z tego, że na siebie wpadli. Poza tym każdy powód do walki ze swoim byłym był dla niej przyjemny. Chciała mu dopiec. Od kiedy była taka złośliwa? Od dawna. Była tak cięta, jak tylko się dało. Ludzie znali ją z miłego usposobienia, niesienia pomocy i dobrego słowa, ale były jednostki, które miały ją za wredną babę. I dobrze.
- Wiesz... – zaczęła nowy wątek. - Cieszę się, że masz kogoś w życiu. Syn na pewno daje ci wiele powodów do dumy. Musi wnosić wiele ciepła do twojego świata. Dzieci są czasem lepszym odbiciem rodzica. Chciałabym, żeby moja córka taka była. By nie rezygnowała z wyciągania ręki do przyjaciela, nieważne, co by się działo – gdyby było inaczej w jej własnym życiu, być może coś by było inaczej. Może ona i Zach byliby razem? Kto wie… Pragnęła mu powiedzieć, jak bardzo bolało ją serce z racji rozłąki, albo jak chciała leczyć się z miłości, która złamała jej serce. Tak, ona kochała Zacha, ale nie przyznała tego na głos. Bardzo chciała powiedzieć mu, że w innym czasie, może gdyby nie była taka słaba, mogliby siedzieć razem jako rodzina, a nie przyjaciele, którzy nie rozmawiali ze sobą przez lata.
- Mam nadzieję, że następnym razem nie będzie nam pisane przypadkowe spotkanie – dodała, patrząc na jego oblicze, by móc wyczytać z niego jakieś emocje. Katharina nie chciała ponownie stracić kontaktu z mężczyzną. A on? Oto jest pytanie.
- Chciałabym cię zapytać o wiele spraw, ale nie mogę. Nie mam prawa do tego. Ale może… Cholera, muszę to powiedzieć, tęskniłam – była szczera. A gdyby jej nie wierzył, miała na to wiele dowodów. Dlaczego nie zrobiła pierwszego kroku do pojednania? Ponieważ chciała mieć pewność, że Zach porzuci to, co było złe i destrukcyjne. Potrzebowali tyle lat, by porozmawiać ze sobą. Co będzie dalej?
- Piwo będzie w porządku – odparła zapytana.
- Ach, naprawdę rzadko przychodzę w takie miejsca. Towarzystwo ma swoje obowiązki, jest zmęczone pracą i ledwo komu chce się wyjść gdziekolwiek – uśmiechnęła się.
- Muszę zatem korzystać z okazji – uśmiech nie znikał z jej twarzy. Była szczerze zadowolona z tego, że na siebie wpadli. Poza tym każdy powód do walki ze swoim byłym był dla niej przyjemny. Chciała mu dopiec. Od kiedy była taka złośliwa? Od dawna. Była tak cięta, jak tylko się dało. Ludzie znali ją z miłego usposobienia, niesienia pomocy i dobrego słowa, ale były jednostki, które miały ją za wredną babę. I dobrze.
- Wiesz... – zaczęła nowy wątek. - Cieszę się, że masz kogoś w życiu. Syn na pewno daje ci wiele powodów do dumy. Musi wnosić wiele ciepła do twojego świata. Dzieci są czasem lepszym odbiciem rodzica. Chciałabym, żeby moja córka taka była. By nie rezygnowała z wyciągania ręki do przyjaciela, nieważne, co by się działo – gdyby było inaczej w jej własnym życiu, być może coś by było inaczej. Może ona i Zach byliby razem? Kto wie… Pragnęła mu powiedzieć, jak bardzo bolało ją serce z racji rozłąki, albo jak chciała leczyć się z miłości, która złamała jej serce. Tak, ona kochała Zacha, ale nie przyznała tego na głos. Bardzo chciała powiedzieć mu, że w innym czasie, może gdyby nie była taka słaba, mogliby siedzieć razem jako rodzina, a nie przyjaciele, którzy nie rozmawiali ze sobą przez lata.
- Mam nadzieję, że następnym razem nie będzie nam pisane przypadkowe spotkanie – dodała, patrząc na jego oblicze, by móc wyczytać z niego jakieś emocje. Katharina nie chciała ponownie stracić kontaktu z mężczyzną. A on? Oto jest pytanie.
- Chciałabym cię zapytać o wiele spraw, ale nie mogę. Nie mam prawa do tego. Ale może… Cholera, muszę to powiedzieć, tęskniłam – była szczera. A gdyby jej nie wierzył, miała na to wiele dowodów. Dlaczego nie zrobiła pierwszego kroku do pojednania? Ponieważ chciała mieć pewność, że Zach porzuci to, co było złe i destrukcyjne. Potrzebowali tyle lat, by porozmawiać ze sobą. Co będzie dalej?
Zacharias Damgaard
Re: 17.01.2001 – Klubokawiarnia „Hämärä” – Z. Damgaard & K. Tiedemann Wto 15 Lis - 22:21
Zacharias DamgaardWidzący
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : były pracownik naukowy i wykładowca instytutu Ansuz (teoria magii przemiany), obecnie przedstawiciel E.Damgaard Kaffe
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 25 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 8 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 18
Nigdy nie posiadałem zbyt wielu ograniczeń. nawet pracując na uczelni potrafiłem wygospodarować czas na wyprawy poprzez midgardzkie puby. Niewiele zmieniło się również później, kiedy wyrzucono mnie z pracy, jedynie podróżowałem więcej i przebywałem pośród zupełnie obcych mi ludzi. Może teraz, na przestrzeni ostatnich tygodni okrzepłem nieco bardziej w domowym zaciszu z konieczności opieki nad synem, choć i to nie zawsze jest wystarczającą przeszkodą. Próbuję jednak zrozumieć Kath – nie muszę się zbytnio wysilać, bo jeśli nadal faktycznie nie zmieniła swych przyzwyczajeń, obowiązki stawiała o wiele wyżej od przyjemności. W tym jednym nasze poglądy nieco się rozmijały, choć nadal dogadywaliśmy się bezbłędnie.
— Cieszę się, że wywołałem taką okazję… — próbuję się przemóc i znów na twarz przyoblekam uśmiech, lecz na próżno szukać w nim swobody. Zapewne w innych okolicznościach byłbym bardziej zadowolony. Może jednak powinienem odpuścić? Może powinienem dać za wygraną i przestać wyrzucać sobie minione czasy? Wyglądało na to, że ona zupełnie nie chciała pamiętać o tym, co uczyniłem. Jak daleko sięga jej dobroć? Robi mi się niewygodnie na samą myśl o poświęceniu, którego dokonuje. Nie powinna. Zdecydowanie nie powinna traktować mnie tak łaskawie. Tu chyba jest właśnie problem: mam jej za złe, że nie gromi mnie i nie wiesza na mnie psów za niewdzięczność. Byłoby mi łatwiej.
Zamawiam napoje. Po jakimś czasie dostajemy je i możemy zatopić wargi w przyjemnym smaku alkoholu. Chyba tego mi teraz trzeba, zwłaszcza, że czuję drganie palców. skupiam się na szkole, gdy opowiada o swojej córce i o tym, co wydarzyło się w moim życiu. Kwaśny grymas spływa na moje oblicze. Wcale nie jestem pewien, czy to tak dobrze. Na swój sposób cieszę się z obecności Sama, lecz wciąż mam poczucie, że lepiej by mu było u kogoś innego. Ja nie potrafię dać dziecku takiej stabilności i bezpieczeństwa.
— Sam to zdolny dzieciak. Prawda, niejeden rodzic byłby dumny z takiej pociechy — wyznaję wreszcie, dość ugodowo, chcąc pociągnąć temat. Nie zwykłem milczeć zbyt długo, dlatego próbuję wykrzesać choć odrobinę entuzjazmu, bo musi czuć, że jest ze mną coś nie tak. Jej aluzja gasi jednak mój zapał. Patrzę na nią i wypuszczam powietrze z odgłosem przypominającym śmiech. — Kath, niepotrzebnie… — nie kończę jednak myśli, gryzę się w język i wciskam nos do oparów ciepłego napoju. Kręci mi się w głowie, bo rozgrzany alkohol łatwo uderza ostrością w nozdrza. Pociągam spory łyk. Próbuję zająć jakoś myśli. Nie chcę jej robić wyrzutów, zwłaszcza, że wykazuje gotowość do kolejnego, bardziej zaplanowanego spotkania. Jest we mnie jakaś część, która bardzo tego chce, reszta krzyczy, bym uciekał.
Spoglądam nerwowo na zegarek. Nie minęło jeszcze pół godziny odkąd tu siedzimy. W niskich, piwnicznych oknach widać dokładnie, że ulice są już zupełnie okryte wieczornym mrokiem. Kiedy mówi, że tęskniła, coś we mnie pęka i niemal krztuszę się własną śliną zmieszaną z winem. Nie potrafię wyrzucić z siebie podobnego wyznania, nawet jeśli wielokrotnie o niej myślałem przez wszystkie lata rozłąki. Początkowo nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca, wpadłem w wir przypadkowych znajomości i niekończących się imprez, nic jednak nie załatało pustki. Potem przywykłem – do wymijania się na korytarzu, do udawania, że wcale się nie znamy. Chyba na chwilę zapomniałem nawet. A teraz? Teraz już sam nic nie wiem.
— Ja… — zaczynam i znów zerkam na zegarek. Wszystko, byle nie puścić pary z ust. — Ja… Kath, ja muszę już iść, wygląda na to. Wybacz. — Znów chcę ją zostawić w samotności. Robi mi się niedobrze. — Miło mi się rozmawia, naprawdę cieszę się, ale powinienem pójść po Sama. — Jakby mogło być inaczej? Zasłaniam się dzieckiem. — Ureguluję rachunek zaraz — dodaję i szukam nerwowo portfela, byle nie patrzeć jej w oczy. — Wciąż bywam roztargniony, zapomniałem, że obiecałem mu być wcześniej, bo mieliśmy wieczorem przygotować kilka rzeczy na zajęcia z botaniki. — Zupełnie zapominam, że jej córka chodzi z nim do klasy i Kath zaraz pochwyci, że próbuję ją oszukać, bowiem botanikę wymyśliłem na poczekaniu.
— Cieszę się, że wywołałem taką okazję… — próbuję się przemóc i znów na twarz przyoblekam uśmiech, lecz na próżno szukać w nim swobody. Zapewne w innych okolicznościach byłbym bardziej zadowolony. Może jednak powinienem odpuścić? Może powinienem dać za wygraną i przestać wyrzucać sobie minione czasy? Wyglądało na to, że ona zupełnie nie chciała pamiętać o tym, co uczyniłem. Jak daleko sięga jej dobroć? Robi mi się niewygodnie na samą myśl o poświęceniu, którego dokonuje. Nie powinna. Zdecydowanie nie powinna traktować mnie tak łaskawie. Tu chyba jest właśnie problem: mam jej za złe, że nie gromi mnie i nie wiesza na mnie psów za niewdzięczność. Byłoby mi łatwiej.
Zamawiam napoje. Po jakimś czasie dostajemy je i możemy zatopić wargi w przyjemnym smaku alkoholu. Chyba tego mi teraz trzeba, zwłaszcza, że czuję drganie palców. skupiam się na szkole, gdy opowiada o swojej córce i o tym, co wydarzyło się w moim życiu. Kwaśny grymas spływa na moje oblicze. Wcale nie jestem pewien, czy to tak dobrze. Na swój sposób cieszę się z obecności Sama, lecz wciąż mam poczucie, że lepiej by mu było u kogoś innego. Ja nie potrafię dać dziecku takiej stabilności i bezpieczeństwa.
— Sam to zdolny dzieciak. Prawda, niejeden rodzic byłby dumny z takiej pociechy — wyznaję wreszcie, dość ugodowo, chcąc pociągnąć temat. Nie zwykłem milczeć zbyt długo, dlatego próbuję wykrzesać choć odrobinę entuzjazmu, bo musi czuć, że jest ze mną coś nie tak. Jej aluzja gasi jednak mój zapał. Patrzę na nią i wypuszczam powietrze z odgłosem przypominającym śmiech. — Kath, niepotrzebnie… — nie kończę jednak myśli, gryzę się w język i wciskam nos do oparów ciepłego napoju. Kręci mi się w głowie, bo rozgrzany alkohol łatwo uderza ostrością w nozdrza. Pociągam spory łyk. Próbuję zająć jakoś myśli. Nie chcę jej robić wyrzutów, zwłaszcza, że wykazuje gotowość do kolejnego, bardziej zaplanowanego spotkania. Jest we mnie jakaś część, która bardzo tego chce, reszta krzyczy, bym uciekał.
Spoglądam nerwowo na zegarek. Nie minęło jeszcze pół godziny odkąd tu siedzimy. W niskich, piwnicznych oknach widać dokładnie, że ulice są już zupełnie okryte wieczornym mrokiem. Kiedy mówi, że tęskniła, coś we mnie pęka i niemal krztuszę się własną śliną zmieszaną z winem. Nie potrafię wyrzucić z siebie podobnego wyznania, nawet jeśli wielokrotnie o niej myślałem przez wszystkie lata rozłąki. Początkowo nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca, wpadłem w wir przypadkowych znajomości i niekończących się imprez, nic jednak nie załatało pustki. Potem przywykłem – do wymijania się na korytarzu, do udawania, że wcale się nie znamy. Chyba na chwilę zapomniałem nawet. A teraz? Teraz już sam nic nie wiem.
— Ja… — zaczynam i znów zerkam na zegarek. Wszystko, byle nie puścić pary z ust. — Ja… Kath, ja muszę już iść, wygląda na to. Wybacz. — Znów chcę ją zostawić w samotności. Robi mi się niedobrze. — Miło mi się rozmawia, naprawdę cieszę się, ale powinienem pójść po Sama. — Jakby mogło być inaczej? Zasłaniam się dzieckiem. — Ureguluję rachunek zaraz — dodaję i szukam nerwowo portfela, byle nie patrzeć jej w oczy. — Wciąż bywam roztargniony, zapomniałem, że obiecałem mu być wcześniej, bo mieliśmy wieczorem przygotować kilka rzeczy na zajęcia z botaniki. — Zupełnie zapominam, że jej córka chodzi z nim do klasy i Kath zaraz pochwyci, że próbuję ją oszukać, bowiem botanikę wymyśliłem na poczekaniu.
Gość
17.01.2001 – Klubokawiarnia „Hämärä” – Z. Damgaard & K. Tiedemann Pon 28 Lis - 11:59
GośćGość
Gość
Gość
Z Zachariasem nigdy nie było łatwo. Ich przyjaźń jako dzieciaków zawsze była pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, a jednak potrafili się jakoś dogadać. A teraz? Katharina chciała podać mu rękę, pokazać, że może nie wszystko zostało zaprzepaszczone lata temu. Ich spotkanie się było dla niej symboliczne i widziała w tym nadzieję. Najwidoczniej Zach był innego zdania.
Zawsze lubił uciekać, odchodził w najmniej spodziewanym momencie. Tak samo zrobił teraz. Siedzieli, prowadzili rozmowę, racząc się swoimi trunkami, aż nagle mężczyzna po prostu postanowił odejść. Znowu.
Nie chciała robić mu wyrzutów, ale to zabolało. Czuła, że ten czas, który mieli dla siebie mógł być bardzo ważny dla obojga, ale najwyraźniej się przeliczyła. Syn był dobrą wymówką. Najłatwiej było zrzucić wszystko na dzieci, ona też tak czasami miała. Co poradzić…
- Zach… - zaczęła, ale nie potrafiła dokończyć. Pokiwała tylko głową, pokazując, że doskonale to rozumie. Mimo to zrobiło jej się przykro i cały jej entuzjazm nagle wyparował. Tak bardzo chciała, by mogli znowu pomówić, spędzić trochę czasu w swoim towarzystwie, dowiedzieć się czegoś więcej o jego życiu, chciała po prostu rozmawiać i dojść do jakiegoś porozumienia. Chciała go w swoim życiu, w końcu łączyła ich przyjaźń, nawet jeśli przez lata trwała ona w zawieszeniu…
- Idź, syn nie może czekać – powiedziała. To było pożegnanie z jej strony. A kiedy mężczyzna wyszedł, Kath ukryła twarz w dłoniach. Emocje, jakie wywołało to spotkanie były naprawdę wielkie. Wyobrażała sobie te sceny inaczej, miała nadzieję, że nie odrzuci jej towarzystwa, że sobie wyjaśnią wszystko i dojdą do porozumienia. Tymczasem on po prostu uciekł i zostawił ją samą. Znowu.
Kiedy otarła łzy i uspokoiła się w końcu, postanowiła wyjść. Nie miała już co tu robić. Nie chciała siedzieć samotnie i myśleć nad tym, co być mogło, ale się nie wydarzyło. Przez całą drogę wspominała zachowanie Zachariasa i myślała nad tym, czy coś jeszcze dobrego z tego wyjdzie. Nie odzyskała humoru przez dłuższy czas, ale nikomu nie powiedziała, co ją męczy. Możliwe, że to nie miało już żadnego znaczenia.
Katharina i Zacharias z tematu
Zawsze lubił uciekać, odchodził w najmniej spodziewanym momencie. Tak samo zrobił teraz. Siedzieli, prowadzili rozmowę, racząc się swoimi trunkami, aż nagle mężczyzna po prostu postanowił odejść. Znowu.
Nie chciała robić mu wyrzutów, ale to zabolało. Czuła, że ten czas, który mieli dla siebie mógł być bardzo ważny dla obojga, ale najwyraźniej się przeliczyła. Syn był dobrą wymówką. Najłatwiej było zrzucić wszystko na dzieci, ona też tak czasami miała. Co poradzić…
- Zach… - zaczęła, ale nie potrafiła dokończyć. Pokiwała tylko głową, pokazując, że doskonale to rozumie. Mimo to zrobiło jej się przykro i cały jej entuzjazm nagle wyparował. Tak bardzo chciała, by mogli znowu pomówić, spędzić trochę czasu w swoim towarzystwie, dowiedzieć się czegoś więcej o jego życiu, chciała po prostu rozmawiać i dojść do jakiegoś porozumienia. Chciała go w swoim życiu, w końcu łączyła ich przyjaźń, nawet jeśli przez lata trwała ona w zawieszeniu…
- Idź, syn nie może czekać – powiedziała. To było pożegnanie z jej strony. A kiedy mężczyzna wyszedł, Kath ukryła twarz w dłoniach. Emocje, jakie wywołało to spotkanie były naprawdę wielkie. Wyobrażała sobie te sceny inaczej, miała nadzieję, że nie odrzuci jej towarzystwa, że sobie wyjaśnią wszystko i dojdą do porozumienia. Tymczasem on po prostu uciekł i zostawił ją samą. Znowu.
Kiedy otarła łzy i uspokoiła się w końcu, postanowiła wyjść. Nie miała już co tu robić. Nie chciała siedzieć samotnie i myśleć nad tym, co być mogło, ale się nie wydarzyło. Przez całą drogę wspominała zachowanie Zachariasa i myślała nad tym, czy coś jeszcze dobrego z tego wyjdzie. Nie odzyskała humoru przez dłuższy czas, ale nikomu nie powiedziała, co ją męczy. Możliwe, że to nie miało już żadnego znaczenia.
Katharina i Zacharias z tematu