Księgarnia Mimira
3 posters
Mistrz Gry
Księgarnia Mimira Nie 13 Gru - 19:40
Księgarnia Mimira
Niepozorna księgarnia na placu Ymira Starszego mieści się wśród wąskich, szemranych ulic, ciągnących się pomiędzy murowanymi fasadami starych gmachów. Chociaż niewątpliwie wiele osób słyszało o tym miejscu przypadkiem, mało kto faktycznie był w środku, a jeszcze mniej osób potrafi wskazać dokładne położenie, w którym znajduje się wejście do księgarni. Wszystko dlatego, że sam lokal ukryty jest wśród budynków za pomocą magii, która nie tylko nie każdemu umożliwia odnalezienie drzwi wejściowych, lecz sprawia także, że księgarnia za każdym razem zmienia swoje położenie pomiędzy przecznicami. Na szczęśliwców, którym uda się jednak dostać do środka, czeka labirynt wypełnionych książkami regałów i biblioteczek, gdzie, pośród barwnych i niekiedy zakurzonych tytułów, znaleźć można cenne, białe kruki oraz dzieła zapomniane nawet przez wybitnych literatów i intelektualistów skandynawskich.
Henrik Vestergaard
Re: Księgarnia Mimira Nie 30 Cze - 21:33
Henrik VestergaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Londyn, Anglia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : selkie
Zawód : psychiatra
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : pająk
Atuty : polityk (I), lider (I), uzdrowiciel (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 22 / magia lecznicza: 27 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 1 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 14
21.06.2001
- Pokażę ci moje ulubione miejsce w Midgardzie. - obiecał, gdy opuszczali z Islą tereny Midsommar. Czuł się zobligowany wynagrodzić jej jakoś
Kluczyli uliczkami Midgardu, które dziś zdawały się nieco bardziej puste — większość Midgardczyków bawiła się na święcie — ale Henrik miał nadzieję, że Księgarnia Mimira będzie otwarta. Po drodze opowiadał Isli o przyjaźni łączącej Mimira z Odynem, o oryginalnym wydaniu Szekspira, które kiedyś tutaj znalazł (nie powinien wspominać ludziom, którzy jeszcze nie domyślili się, że jest Anglikiem, że czyta Szekspira w oryginale, ale jakoś mu się wypsnęło) i o tym, że księgarnia co jakiś czas zmienia lokalizację i że znalezienie jej wśród uliczek będzie przygodą. I szukali i kluczyli wśród zaułków, aż Henrik triumfalnie znalazł drzwi i szarmancko otworzył je przed Islą i pokazał jej regały zastawione książkami i wtedy, zanim przekroczył próg, zorientował się, że nigdzie nie widzi tej jej cholernej norki i że nie pamięta kiedy widział ją ostatnio. Rozejrzał się panicznie, ale był absolutnie pewien, że Viggo nie wbiegł do środka i nie zniknął w labiryncie książek — a zatem musiał zniknąć w labiryncie ulic i zaułków, gdy tutaj szli. Zaułków, z których niektóre prowadziły wgłąb dzielnicy Ymira Starszego, poza odrestaurowane rejony, w miejsca, w które nie powinni zapuszczać się galdrowie ani tym bardziej norki. Henrik zamrugał panicznie i już prawie otwierał usta, by zapytać Isli gdzie jest Viggo, ale coś ścisnęło mu gardło — niksa nie znała zupełnie tego miasta, zniknięcie norki ją przerazi, a on mógłby rzucić się w znajome uliczki i odszukać przybrańca prędzej, przecież nie odszedłby daleko bez swojej pani z uwagi na łączącą ich magię, nie mógł odejść daleko...
- Rozejrzysz się? Ja wyjdę jeszcze na chwilkę na ulicę… zapamiętać numery domów. - skłamał prędko, całując ją w policzek by nie zobaczyła jego zaalarmowanego spojrzenia. Nie rozumiała magii ukrywającej księgarnię przed innymi, więc może jego wymówka nie była idiotyczna.
I wyszedł i skręcił i zaczął rozglądać się za norką i usłyszał irytujący głos proszący go o kilka monet, ale po pierwsze nie miał czasu, a po drugie obejrzał się przez ramię na żebraka i zobaczył wzrokiem Odyna, że nieznajomy już myśli o tym, na jaki rodzaj alkoholu je przeznaczyć. Pokręcił głową i odwrócił się by odejść pośpiesznie w akompaniamencie gróźb i wyzwisk, do których zdążył się w takich sytuacjach przyzwyczaić. Nie powinien odwracać się od żebraka plecami, ale jego własne myśli zaprzątała chwilowo zaginiona norka i nie patrzył już w myśli nieznajomego i zrobił to (coś, czego nie robił nigdy w sytuacjach zagrożenia!) i nie zauważył jak tamten wznosi lewą rękę (będąc zresztą w polu widzenia ślepego oka) i nagle zaklęcie trafiło go w plecy i sam ten fakt sprawił, że poczuł strach, obezwładniający strach, i odwrócił się prędko aby odpowiedzieć nie tarczą (na to za późno!) a kontrofensywą, ale nie miał już dłoni, miał łapki. A żebrak odbiegał już w zaułek i wszystko było tak... wysoko, a sam Henrik był tak nisko.
Henrik bywał już foką, ale nigdy nie bywał czymś z małymi łapkami i czymś tak niewielkim i nienawidził tracić kontroli i z wrażenia zapomniał już o zaginionej norce i pognał prosto do księgarni, z powrotem, do jakiegokolwiek bezpiecznego miejsca. Przemiany w zwierzę nie powinny go szokować, przyzwyczaił się do nich, ale to ciało było obce i nie wiedział jak wyzwolić się z zaklęcia i w ostatniej chwili wpadł do księgarni przez uchylone drzwi...
...a tam stała ona, trzymając Viggo — zaginionego Viggo, sprawcę całego zamieszania! — w ramionach. Henrik chciał pisnąć bezradnie, by poprosić Islę o pomoc, ale złość wzięła nagle górę i prychnął wściekle na inną norkę, śmierdzącą teraz jak konkurencja i intruz. Vestergaard nie był jeszcze świadomy tego, czym jest, ale oto stał na ziemi, przed Islą, jako wyjątkowo ładna norka o kruczoczarnym futrze.
Isla Löve
Re: Księgarnia Mimira Pon 1 Lip - 1:25
Isla LöveWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vaasa, Finlandia
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : niksa
Zawód : bezrobotna
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : żbik
Atuty : akrobata (I), pani natury (II), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 5
Ale Viggo nigdzie nie odbiegł.
Niemalże z premedytacją przesiadywał w głębokiej kieszeni sukienki Isli, zwinięty w kłębek i drzemiący, bo kołysanie podczas jej kroków zawsze wprawiało go w nastrój odpowiedni do drzemki. Nie wiedział nawet, że kluczyli uliczkami owianymi niezbyt pochlebną sławą, tak jak nie wiedziała tego sama niksa. Głodnymi oczyma chłonęła każdy skrawek mijanego pejzażu, raz po raz zasypując Henrika lawiną pytań - dlaczego krzykliwe napisy na sklepowych wystawach były tak duże i ordynarne, dlaczego nie wszyscy hodowali na parapetach begonie, skoro były ładne, dlaczego niektórzy upijali się w blasku dnia i co było w tym rytuale tak ekscytującego, skoro na drugi dzień bolała głowa, dlaczego mężczyzna w lewitujących butach unosi się nad ziemią, zamiast na nią spaść (choć trzeba przyznać, że tak się na nią zapatrzył, że prawie rąbnął w uliczną latarnię), oraz dlaczego ktoś wykłócał się o pieniądze w lombardzie, skoro trwało święto i wszyscy powinni się cieszyć. Niewiedza nie była dla niej powodem do wstydu, a Isla zaspokajała ją z żarliwym głodem, jakby próbowała połknąć na raz wszystkie te informacje i na zawsze je sobie przyswoić. Tyle ją ominęło przez Vaasę… Choć myśli o tym bolały i smakowały zdradą.
- Masz dziwne hobby - skomentowała jego wymówkę na temat potrzeby zapamiętania numerów budynków, ale kim była, żeby mu tego odmawiać? Odprowadziła go wzrokiem i obróciła się wreszcie, żeby wreszcie spojrzeć na bibliotekę, a tam… Och, bogowie. Och, słodcy, przepotężni bogowie! Jej powieki otworzyły się szeroko jak spodki. Nigdy nie widziała tylu książek; szkolne podręczniki zostały spalone przez Vaasę, kiedy tylko Isla skończyła naukę, natomiast Henrik przynosił jej po kilka pozycji, które miała na własność i które hołubiła jak największe skarby - ale to? Tu było co najmniej sto książek! Nie umiała policzyć kolorowych grzbietów, na których wdzięczyły się tytuły, i czuła się tak, jakby wkroczyła do zakazanego, świętego wymiaru. Ile tu było historii! Ile opowieści czekających na odkrycie! Uniosła dłoń i położyła ją na piersi, bo jej płuca zdały się za małe, by pomieścić oddech. Była oczarowana, absolutnie i porażająco. Ile czasu zajęłoby jej przeczytanie tych wszystkich tomiszczy? Na nogach lekkich jak pióra wykonała kilka kroków naprzód, powoli wkraczając do nowo odkrytego sacrum. Henrik naprawdę wolał patrzeć teraz na fasady budynków, zamiast odkrywać fantazję spisaną tuszem na pachnącym papierze? Gdzie on się podziewał? Serce niespokojnie dzwoniło w jej piersi jak wicher, co chyba wyczuł Viggo; norka wystawiła łebek poza kieszeń i zgrabnie wspięła się po jej sukience na jej ramiona, zahaczając pazurkami o błękitny materiał, którego najwyraźniej w ogóle nie szanowała - ale Isla była zbyt przytłoczona i zlękniona zastaną książnicą, żeby ją za to zganić.
Więc zamarła. Na środku przejścia pomiędzy regałami, zamrożona mirażem emocji, które opadły na nią jak ciężki welon - ekscytacją, ale i poczuciem niesprawiedliwości, bo nagle zrozumiała ile straciła lat, wypełniając wyobraźnię tym, co otaczało ją na co dzień: naturą i duchami, które w niej widziała. Tylko tym. Ale tu? Tu kryła się wyobraźnia tysięcy umysłów i Isla naraz nie umiała sobie z tym poradzić, nie mogła tego przetworzyć. Niepewnie wychyliła się za jeden księgozbiór i powiodła wzrokiem po grzbietach woluminów błagających o jej uwagę, ale zanim zdążyła po jakiś sięgnąć, do jej uszu doszedł dźwięk łapek szurających o polerowaną posadzkę. Nie spodziewała się tu zwierząt (czy to normalne w Midgardzie, że biegały po budynkach? jeśli tak, podobało się jej to), zajrzała więc za róg, a tam czekała na nią norka. Kolejna! O atramentowym, lśniącym futrze i bystrych paciorkach oczu, jak gdyby na coś czekająca. Albo na kogoś.
- Och, cześć - sapnęła niemal wdzięcznie, bo takie zwierzęta były czymś, co znała - w porównaniu do wołających jej imię książek, spośród których nie wiedziała nawet, po jaką sięgnąć. - Cześć - powtórzyła i zniżyła się do kucek. Viggo w jej ramionach poruszył się niespokojnie i zawęszył w powietrzu. - Kim jesteś? - spytała miękko, po czym spojrzała to na jedną, to na drugą norkę i w jej wzroku pojawiła się iskierka (niepoprawnego) zrozumienia. - Przyszłaś za nim, śliczna? Może nie znalazł twojego wianka, ale i tak jest doskonałym kawalerem - stwierdziła z matczyną czułością i zabujała ramionami, lecz wtedy Viggo gwałtownie wspiął się na jej ramię, jakby próbował jak najdalej odsunąć się od intruza, którego bacznie obserwował, wręcz sztyletując go spojrzeniem. Nigdy nie lubił Henrika, ale teraz? Kiedy Henrik próbował naśladować jego tożsamość? Kiedy próbował się do niego upodobnić jak tania podróbka, żeby jeszcze bardziej zdobyć przychylność Isli? Nie było mu dość, temu zachłannemu, nadętemu brzydalowi? - Chodź, podejdź bliżej. Błyszczysz jak dama - westchnęła, a z jej oczu stopniowo wycofywało się spłoszenie samotnym zmierzeniem się z mnogością bibliotecznej oferty. Łatwiej było jej patrzeć na to zwierzę, obce ale piękne, i udawać, że nie stała na tle utraconych lat w świecie, do którego matka zaryglowała jej drzwi. Niksa wyciągnęła dłoń ku przybyłemu stworzeniu, ale wtedy Viggo zręcznie zsunął się z jej ramienia i stanął pomiędzy nimi, łypiąc na Henrika, cały najeżony. Za tę zniewagę był gotów go pogryźć.
Niemalże z premedytacją przesiadywał w głębokiej kieszeni sukienki Isli, zwinięty w kłębek i drzemiący, bo kołysanie podczas jej kroków zawsze wprawiało go w nastrój odpowiedni do drzemki. Nie wiedział nawet, że kluczyli uliczkami owianymi niezbyt pochlebną sławą, tak jak nie wiedziała tego sama niksa. Głodnymi oczyma chłonęła każdy skrawek mijanego pejzażu, raz po raz zasypując Henrika lawiną pytań - dlaczego krzykliwe napisy na sklepowych wystawach były tak duże i ordynarne, dlaczego nie wszyscy hodowali na parapetach begonie, skoro były ładne, dlaczego niektórzy upijali się w blasku dnia i co było w tym rytuale tak ekscytującego, skoro na drugi dzień bolała głowa, dlaczego mężczyzna w lewitujących butach unosi się nad ziemią, zamiast na nią spaść (choć trzeba przyznać, że tak się na nią zapatrzył, że prawie rąbnął w uliczną latarnię), oraz dlaczego ktoś wykłócał się o pieniądze w lombardzie, skoro trwało święto i wszyscy powinni się cieszyć. Niewiedza nie była dla niej powodem do wstydu, a Isla zaspokajała ją z żarliwym głodem, jakby próbowała połknąć na raz wszystkie te informacje i na zawsze je sobie przyswoić. Tyle ją ominęło przez Vaasę… Choć myśli o tym bolały i smakowały zdradą.
- Masz dziwne hobby - skomentowała jego wymówkę na temat potrzeby zapamiętania numerów budynków, ale kim była, żeby mu tego odmawiać? Odprowadziła go wzrokiem i obróciła się wreszcie, żeby wreszcie spojrzeć na bibliotekę, a tam… Och, bogowie. Och, słodcy, przepotężni bogowie! Jej powieki otworzyły się szeroko jak spodki. Nigdy nie widziała tylu książek; szkolne podręczniki zostały spalone przez Vaasę, kiedy tylko Isla skończyła naukę, natomiast Henrik przynosił jej po kilka pozycji, które miała na własność i które hołubiła jak największe skarby - ale to? Tu było co najmniej sto książek! Nie umiała policzyć kolorowych grzbietów, na których wdzięczyły się tytuły, i czuła się tak, jakby wkroczyła do zakazanego, świętego wymiaru. Ile tu było historii! Ile opowieści czekających na odkrycie! Uniosła dłoń i położyła ją na piersi, bo jej płuca zdały się za małe, by pomieścić oddech. Była oczarowana, absolutnie i porażająco. Ile czasu zajęłoby jej przeczytanie tych wszystkich tomiszczy? Na nogach lekkich jak pióra wykonała kilka kroków naprzód, powoli wkraczając do nowo odkrytego sacrum. Henrik naprawdę wolał patrzeć teraz na fasady budynków, zamiast odkrywać fantazję spisaną tuszem na pachnącym papierze? Gdzie on się podziewał? Serce niespokojnie dzwoniło w jej piersi jak wicher, co chyba wyczuł Viggo; norka wystawiła łebek poza kieszeń i zgrabnie wspięła się po jej sukience na jej ramiona, zahaczając pazurkami o błękitny materiał, którego najwyraźniej w ogóle nie szanowała - ale Isla była zbyt przytłoczona i zlękniona zastaną książnicą, żeby ją za to zganić.
Więc zamarła. Na środku przejścia pomiędzy regałami, zamrożona mirażem emocji, które opadły na nią jak ciężki welon - ekscytacją, ale i poczuciem niesprawiedliwości, bo nagle zrozumiała ile straciła lat, wypełniając wyobraźnię tym, co otaczało ją na co dzień: naturą i duchami, które w niej widziała. Tylko tym. Ale tu? Tu kryła się wyobraźnia tysięcy umysłów i Isla naraz nie umiała sobie z tym poradzić, nie mogła tego przetworzyć. Niepewnie wychyliła się za jeden księgozbiór i powiodła wzrokiem po grzbietach woluminów błagających o jej uwagę, ale zanim zdążyła po jakiś sięgnąć, do jej uszu doszedł dźwięk łapek szurających o polerowaną posadzkę. Nie spodziewała się tu zwierząt (czy to normalne w Midgardzie, że biegały po budynkach? jeśli tak, podobało się jej to), zajrzała więc za róg, a tam czekała na nią norka. Kolejna! O atramentowym, lśniącym futrze i bystrych paciorkach oczu, jak gdyby na coś czekająca. Albo na kogoś.
- Och, cześć - sapnęła niemal wdzięcznie, bo takie zwierzęta były czymś, co znała - w porównaniu do wołających jej imię książek, spośród których nie wiedziała nawet, po jaką sięgnąć. - Cześć - powtórzyła i zniżyła się do kucek. Viggo w jej ramionach poruszył się niespokojnie i zawęszył w powietrzu. - Kim jesteś? - spytała miękko, po czym spojrzała to na jedną, to na drugą norkę i w jej wzroku pojawiła się iskierka (niepoprawnego) zrozumienia. - Przyszłaś za nim, śliczna? Może nie znalazł twojego wianka, ale i tak jest doskonałym kawalerem - stwierdziła z matczyną czułością i zabujała ramionami, lecz wtedy Viggo gwałtownie wspiął się na jej ramię, jakby próbował jak najdalej odsunąć się od intruza, którego bacznie obserwował, wręcz sztyletując go spojrzeniem. Nigdy nie lubił Henrika, ale teraz? Kiedy Henrik próbował naśladować jego tożsamość? Kiedy próbował się do niego upodobnić jak tania podróbka, żeby jeszcze bardziej zdobyć przychylność Isli? Nie było mu dość, temu zachłannemu, nadętemu brzydalowi? - Chodź, podejdź bliżej. Błyszczysz jak dama - westchnęła, a z jej oczu stopniowo wycofywało się spłoszenie samotnym zmierzeniem się z mnogością bibliotecznej oferty. Łatwiej było jej patrzeć na to zwierzę, obce ale piękne, i udawać, że nie stała na tle utraconych lat w świecie, do którego matka zaryglowała jej drzwi. Niksa wyciągnęła dłoń ku przybyłemu stworzeniu, ale wtedy Viggo zręcznie zsunął się z jej ramienia i stanął pomiędzy nimi, łypiąc na Henrika, cały najeżony. Za tę zniewagę był gotów go pogryźć.
Henrik Vestergaard
Re: Księgarnia Mimira Sro 3 Lip - 18:05
Henrik VestergaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Londyn, Anglia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : selkie
Zawód : psychiatra
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : pająk
Atuty : polityk (I), lider (I), uzdrowiciel (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 22 / magia lecznicza: 27 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 1 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 14
Podobało mu się pokazywanie Isli miasta, podobały mu się jej pytania, podobało mu się, że na wiele z nich znał odpowiedzi. Podobało mu się jej rozbiegane spojrzenie i to, że w świąteczny dzień ściągali na ulicach mniej spojrzeń niż na Midsommar. Jej entuzjazm przywodził mu na myśl jego własne wspomnienia, własną ekscytację gdy ujrzał Midgard po raz pierwszy. I chociaż Londyn też był ogromny, to nic nie mogło dorównać zachłyśnięciu się wolnością i magią w mieście przeznaczonym dla galdrów. Oglądał wtedy ulice i ludzi z podobną ciekawością, jak ona.
Tyle, że w odróżnieniu od niego, ona się nie bała.
Opowiadał jej więc o wszystkim, chętnie, czasem poważnie, a czasem śmiejąc się z własnej niewiedzy. Opowiadał o alkoholikach, których leczył i o tym jak działają lombardy i o różnorodnych sklepach i o skrzydlatych butach i tylko pytanie o begonie skwitował milczeniem, bo jego własny balkon też był przecież pusty. Nie chciał, żeby źle pomyślała o tym balkonie, ale nie chciał też jej okłamywać, choć przecież ten dylemat był nieistotny — bo Isla nigdy nie zobaczy jego domu ani jego balkonu. Mogła natomiast zobaczyć miejsce, które było dla niego niczym dom jeszcze zanim kupił budynek, w którym teraz mieszkał. Księgarnię, w której poprawiał sobie humor i uciekał od rzeczywistości od lat. Tutaj będą mogli porozmawiać o sprawach ciekawszych niż begonie, zgubią się w labiryncie półek, z dala od ludzkich oczu, otoczeni historiami, a na drogę do Finlandii kupi Isli jakąś piękną historię.
Plan był idealny, ale zrujnował go Viggo i teraz Henrik znalazł się w swojej ulubionej księgarni w zupełnie tragikomicznych okolicznościach, nie jako przewodnik Isli, a jako ofiara jakiegoś wyjątkowo złośliwego zaklęcia. Ktoś znowu go skrzywdził, ktoś go tknął, ktoś go zaskoczył, a to przecież nie miało prawa się stać i chyba powinien być przerażony i przez moment był przerażony, ale potem zobaczył Islę. Poczuł zapach kwiatów i jeziora, jeszcze wyraźniejszy dla zwierzęcych nozdrzy.
Usłyszał jej melodyjny głos i parsknął cicho, bezskutecznie usiłując zmusić swój język do posłuszeństwa: to ja, to Henrik, to ja, pomocy!
Nie udało się, rzecz jasna. Z gardła norki wydobyły się jedynie nieartykułowane dźwięki, podobne do tych wydawanych przez Viggo (czy i on usiłował czasem mówić?). Spojrzał na Islę z rozpaczliwą desperacją, ale wtedy ona spojrzała na niego i kucnęła i powiedziała "cześć" i na sekundę uwierzył, że go rozpoznała. Po jego wzroku? Po kruczym futerku? Prawie sapnął z ulgą, ale wtedy zaczęła mówić dalej i...
...co?!
Wzięła go za samiczkę? I to, co mówiła o pójściu za Viggo... szukał go, ale w innym celu! Oburzenie potrwało jednak krótko, bo Isla wyciągnęła rękę, a on rozpaczliwie zapragnął podejść bliżej i pozwolić jej wpleść palce w jego futro (przez głowę przemknęło mu zarówno wspomnienie tego, jak wplatała palce w jego włosy; jak i zupełnie niedorzeczna myśl o tym, że gdyby zobaczyła go w foczej postaci — nie, nieważne, nigdy nie zobaczy go w foczej skórze) i spróbować się uspokoić i coś wymyślić, albo przeczekać, może zaklęcie minie...
Przybliżył się więc, chętnie, ale wtedy Viggo znowu wszystko zepsuł i zagrodził mu drogę.
To twoja wina! - syknął albo pomyślał Henrik, obnażając ząbki i prychając wściekle na konkurencyjną norkę. Za to, w jakiej sytuacji go postaawił, był gotów go pogryźć! Na razie spróbował go wyminąć i zwinnie przybliżyć się do Isli, swojej Isli.
na sprawność (zwinność) przechytrzyć Viggo!
Tyle, że w odróżnieniu od niego, ona się nie bała.
Opowiadał jej więc o wszystkim, chętnie, czasem poważnie, a czasem śmiejąc się z własnej niewiedzy. Opowiadał o alkoholikach, których leczył i o tym jak działają lombardy i o różnorodnych sklepach i o skrzydlatych butach i tylko pytanie o begonie skwitował milczeniem, bo jego własny balkon też był przecież pusty. Nie chciał, żeby źle pomyślała o tym balkonie, ale nie chciał też jej okłamywać, choć przecież ten dylemat był nieistotny — bo Isla nigdy nie zobaczy jego domu ani jego balkonu. Mogła natomiast zobaczyć miejsce, które było dla niego niczym dom jeszcze zanim kupił budynek, w którym teraz mieszkał. Księgarnię, w której poprawiał sobie humor i uciekał od rzeczywistości od lat. Tutaj będą mogli porozmawiać o sprawach ciekawszych niż begonie, zgubią się w labiryncie półek, z dala od ludzkich oczu, otoczeni historiami, a na drogę do Finlandii kupi Isli jakąś piękną historię.
Plan był idealny, ale zrujnował go Viggo i teraz Henrik znalazł się w swojej ulubionej księgarni w zupełnie tragikomicznych okolicznościach, nie jako przewodnik Isli, a jako ofiara jakiegoś wyjątkowo złośliwego zaklęcia. Ktoś znowu go skrzywdził, ktoś go tknął, ktoś go zaskoczył, a to przecież nie miało prawa się stać i chyba powinien być przerażony i przez moment był przerażony, ale potem zobaczył Islę. Poczuł zapach kwiatów i jeziora, jeszcze wyraźniejszy dla zwierzęcych nozdrzy.
Usłyszał jej melodyjny głos i parsknął cicho, bezskutecznie usiłując zmusić swój język do posłuszeństwa: to ja, to Henrik, to ja, pomocy!
Nie udało się, rzecz jasna. Z gardła norki wydobyły się jedynie nieartykułowane dźwięki, podobne do tych wydawanych przez Viggo (czy i on usiłował czasem mówić?). Spojrzał na Islę z rozpaczliwą desperacją, ale wtedy ona spojrzała na niego i kucnęła i powiedziała "cześć" i na sekundę uwierzył, że go rozpoznała. Po jego wzroku? Po kruczym futerku? Prawie sapnął z ulgą, ale wtedy zaczęła mówić dalej i...
...co?!
Wzięła go za samiczkę? I to, co mówiła o pójściu za Viggo... szukał go, ale w innym celu! Oburzenie potrwało jednak krótko, bo Isla wyciągnęła rękę, a on rozpaczliwie zapragnął podejść bliżej i pozwolić jej wpleść palce w jego futro (przez głowę przemknęło mu zarówno wspomnienie tego, jak wplatała palce w jego włosy; jak i zupełnie niedorzeczna myśl o tym, że gdyby zobaczyła go w foczej postaci — nie, nieważne, nigdy nie zobaczy go w foczej skórze) i spróbować się uspokoić i coś wymyślić, albo przeczekać, może zaklęcie minie...
Przybliżył się więc, chętnie, ale wtedy Viggo znowu wszystko zepsuł i zagrodził mu drogę.
To twoja wina! - syknął albo pomyślał Henrik, obnażając ząbki i prychając wściekle na konkurencyjną norkę. Za to, w jakiej sytuacji go postaawił, był gotów go pogryźć! Na razie spróbował go wyminąć i zwinnie przybliżyć się do Isli, swojej Isli.
na sprawność (zwinność) przechytrzyć Viggo!
Mistrz Gry
Re: Księgarnia Mimira Sro 3 Lip - 18:05
The member 'Henrik Vestergaard' has done the following action : kości
'k100' : 32
'k100' : 32
Isla Löve
Re: Księgarnia Mimira Sro 3 Lip - 18:14
Isla LöveWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vaasa, Finlandia
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : niksa
Zawód : bezrobotna
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : żbik
Atuty : akrobata (I), pani natury (II), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 5
Dziwne, wszystko w Midgardzie określiłaby jako dziwne. Pozycje menu wypisane kredą na potykaczach ustawionych przed garstką otwartych dzisiaj lokali, kolorowe szyldy wypełnione zbyt idealnym i równym pismem (jak to robiono? jej zawsze chybotało się to w jedną, to w drugą stronę, kiedy próbowała starannie coś napisać), produkty i przyrządy widoczne za przeszklonymi wystawami zamkniętych sklepów, śpiewy nieznanych piosenek szumiące jak podmuch wiatru. A potem - samotność w imperium pachnącym pergaminem, papierem i skórą, strach pełgający pod skórą, narośl paniki zaciskająca się na gardle. Na szczęście wszystko to odeszło jak ręką odjął, wystarczyło, że zobaczyła stojącą nieopodal istotę, tak cudownie niewinną, piękną i swojską, że Isla wręcz nie mogła powstrzymać ulgi przesączającej się przez jej oddech. Mogła udawać, że znajduje się na brzegu jeziora, a zauroczona Viggo pannica to dzikie zwierzę, zwabione jego charakterem oraz urodą w pobliże ich chatki. Nie rozumiała jedynie, dlaczego jej przybraniec nie wydaje się tym faktem zadowolony.
Był samotnikiem, tak, ale skoro ona zdołała znaleźć szczęście, on również powinien móc cieszyć się życiem w ten sposób.
Tyle że najwyraźniej było mu do tego bardzo daleko. Kiedy nieznajoma istota poruszyła się w ich kierunku, dźwięki wydawane przez Viggo stały się donośniejsze, bardziej ostrzegawcze. Isla potrafiła rozróżnić ich melodie i mniej więcej dopasować je do jego emocji, ale nie pojmowała skąd się one w nim wzięły; jej wyciągnięta w kierunku samiczki dłoń zawisła w powietrzu, a oczy zmrużyły się delikatnie, sięgnąwszy najeżonego przybrańca. Tkwił pomiędzy nimi jak przepaść albo obronny gargulec. A kim ty jesteś, capie, żeby mi mówić o winie? Wyglądam ci na jednego z twoich świrów, którym to wmówisz?, zdawał się prychać w odpowiedzi na konkurenta, wreszcie jak równy z równym.
- Viggo, czemu tak się zachowujesz? Nie bądź niemiły dla koleżanki - pouczyła go Isla, niestety jednak na próżno, bo w tym momencie Henrik w futerku znów ruszył naprzód i sprowokował nemezis do ataku. Ząbki ostre jak igiełki zostały obnażone, zwinne i szybkie ciało rzuciło się na ciemniejszą sylwetkę, zwijając się z nią w kłębek wijących się kończyn, choć przynajmniej nie zdołał go pogryźć. - Viggo! - pisnęła przestraszona. - Przestań! Natychmiast przestańcie! - zawołała do obu okładających się norek, pomiędzy które wsunęła dłonie, próbując je rozdzielić. Może nie było to najrozsądniejsze, bo zamiast futra Henrika, zęby przygrańca zatopiły się w wierzchu jej dłoni, na co niksa wydała z siebie przeciągły, bolesny syk, ale nie cofnęła się ani nie odpuściła. Zamiast tego zacisnęła dłoń wokół podłużnego ciałka swojego przyjaciela i majtnęła nim do tyłu stanowczo, aczkolwiek ostrożnie, tak, by mimo wszystko nie zrobić mu krzywdy. Ale to on zaczął, to ten stary kozioł, skarżył się w duchu Viggo, jeszcze przez moment wyrywający się z dłoni Isli, ale kiedy zobaczył kilka kropel krwi spływających po jej jasnej skórze, natychmiast spuścił z tonu i zamarł w jej dłoniach. - Co w ciebie wstąpiło? Opiłeś się miodu na zabawie? - spytała przybrańca z naganą, po czym spojrzała na norkę o błyszczącym, atramentowym futerku. Trzeba było jej oddać, że dzielnie stawiła czoło zapalczywości jej kompana, a skoro Isla miała go już w swoich objęciach, zdążyła delikatnie wsunąć opuszki palców w kożuch nieładnie potraktowanej towarzyszki. - Przepraszam cię za niego. Zwykle jest milszy - szepnęła, bo gdzieś z boku dobiegło ją wymowne kaszlnięcie, uświadamiające jej, że w pobliżu znajdował się ktoś, kto słuchał, jak rozmawia z norkami. Dzieci zawsze się z niej za to śmiały. - Nic ci nie jest? - zapytała Henrika, wciąż nieświadoma, że to on znajdował się pod ciemnym runem, i ostrożnie pogładziła czubek jego głowy. W porównaniu do pokazu Viggo, jej dotyk był łagodny i miękki, absolutnie nienapastliwy, mówiący wręcz, że przy pierwszej oznace nieufności lub bólu - cofnie rękę. Póki jednak nie dał jej tego do zrozumienia, głaskała go z czułością, wzrokiem poszukując na nim śladów bijatyki (w tym samym czasie jej czworonożny przyjaciel wciąż gromił go spojrzeniem, wijąc się lekko, jak gdyby oczekiwał rundy drugiej, ale przez fakt przypadkowego ugryzienia, przez które bolało go serce, nie mógł się zmusić do ponownego ataku). Było jej tak wstyd za zachowanie przybrańca, pierwszy raz naprawdę nie umiała zrozumieć, dlaczego postąpił w taki sposób. Bywał terytorialny, tak, ale ta piękna dama przyszła tu przecież dla niego, a on tak ją potraktował…
35 to rzut viggo, nie mój, ja tu tylko głaszczę i łagodzę konflikt
Był samotnikiem, tak, ale skoro ona zdołała znaleźć szczęście, on również powinien móc cieszyć się życiem w ten sposób.
Tyle że najwyraźniej było mu do tego bardzo daleko. Kiedy nieznajoma istota poruszyła się w ich kierunku, dźwięki wydawane przez Viggo stały się donośniejsze, bardziej ostrzegawcze. Isla potrafiła rozróżnić ich melodie i mniej więcej dopasować je do jego emocji, ale nie pojmowała skąd się one w nim wzięły; jej wyciągnięta w kierunku samiczki dłoń zawisła w powietrzu, a oczy zmrużyły się delikatnie, sięgnąwszy najeżonego przybrańca. Tkwił pomiędzy nimi jak przepaść albo obronny gargulec. A kim ty jesteś, capie, żeby mi mówić o winie? Wyglądam ci na jednego z twoich świrów, którym to wmówisz?, zdawał się prychać w odpowiedzi na konkurenta, wreszcie jak równy z równym.
- Viggo, czemu tak się zachowujesz? Nie bądź niemiły dla koleżanki - pouczyła go Isla, niestety jednak na próżno, bo w tym momencie Henrik w futerku znów ruszył naprzód i sprowokował nemezis do ataku. Ząbki ostre jak igiełki zostały obnażone, zwinne i szybkie ciało rzuciło się na ciemniejszą sylwetkę, zwijając się z nią w kłębek wijących się kończyn, choć przynajmniej nie zdołał go pogryźć. - Viggo! - pisnęła przestraszona. - Przestań! Natychmiast przestańcie! - zawołała do obu okładających się norek, pomiędzy które wsunęła dłonie, próbując je rozdzielić. Może nie było to najrozsądniejsze, bo zamiast futra Henrika, zęby przygrańca zatopiły się w wierzchu jej dłoni, na co niksa wydała z siebie przeciągły, bolesny syk, ale nie cofnęła się ani nie odpuściła. Zamiast tego zacisnęła dłoń wokół podłużnego ciałka swojego przyjaciela i majtnęła nim do tyłu stanowczo, aczkolwiek ostrożnie, tak, by mimo wszystko nie zrobić mu krzywdy. Ale to on zaczął, to ten stary kozioł, skarżył się w duchu Viggo, jeszcze przez moment wyrywający się z dłoni Isli, ale kiedy zobaczył kilka kropel krwi spływających po jej jasnej skórze, natychmiast spuścił z tonu i zamarł w jej dłoniach. - Co w ciebie wstąpiło? Opiłeś się miodu na zabawie? - spytała przybrańca z naganą, po czym spojrzała na norkę o błyszczącym, atramentowym futerku. Trzeba było jej oddać, że dzielnie stawiła czoło zapalczywości jej kompana, a skoro Isla miała go już w swoich objęciach, zdążyła delikatnie wsunąć opuszki palców w kożuch nieładnie potraktowanej towarzyszki. - Przepraszam cię za niego. Zwykle jest milszy - szepnęła, bo gdzieś z boku dobiegło ją wymowne kaszlnięcie, uświadamiające jej, że w pobliżu znajdował się ktoś, kto słuchał, jak rozmawia z norkami. Dzieci zawsze się z niej za to śmiały. - Nic ci nie jest? - zapytała Henrika, wciąż nieświadoma, że to on znajdował się pod ciemnym runem, i ostrożnie pogładziła czubek jego głowy. W porównaniu do pokazu Viggo, jej dotyk był łagodny i miękki, absolutnie nienapastliwy, mówiący wręcz, że przy pierwszej oznace nieufności lub bólu - cofnie rękę. Póki jednak nie dał jej tego do zrozumienia, głaskała go z czułością, wzrokiem poszukując na nim śladów bijatyki (w tym samym czasie jej czworonożny przyjaciel wciąż gromił go spojrzeniem, wijąc się lekko, jak gdyby oczekiwał rundy drugiej, ale przez fakt przypadkowego ugryzienia, przez które bolało go serce, nie mógł się zmusić do ponownego ataku). Było jej tak wstyd za zachowanie przybrańca, pierwszy raz naprawdę nie umiała zrozumieć, dlaczego postąpił w taki sposób. Bywał terytorialny, tak, ale ta piękna dama przyszła tu przecież dla niego, a on tak ją potraktował…
35 to rzut viggo, nie mój, ja tu tylko głaszczę i łagodzę konflikt
Mistrz Gry
Re: Księgarnia Mimira Sro 3 Lip - 18:14
The member 'Isla Löve' has done the following action : kości
'k100' : 35
'k100' : 35
Henrik Vestergaard
Re: Księgarnia Mimira Sro 3 Lip - 20:19
Henrik VestergaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Londyn, Anglia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : selkie
Zawód : psychiatra
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : pająk
Atuty : polityk (I), lider (I), uzdrowiciel (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 22 / magia lecznicza: 27 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 1 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 14
Jak ty na mnie prychasz?! Isla myśli, że jesteś miły, a ty... ty ją wykorzystujesz! - oburzył się momentalnie Henrik, nieświadom, że w oczach prychającej norki to on sam wygląda na pasożyta w chatce nad jeziorem. Nic o mnie nie wiesz! - warknął, obnażając ząbki, nieświadom, że w oczach Viggo to pewnie ta niewiedza (i ilość rzeczy, których o Henriku nie wiedziała Isla) mogła być problemem; że wszechobecny zapach soli i morza , zapomniany dla ludzi i bardziej wyczuwalny dla norek musiał dosłownie kłuć go w nozdrza. Spróbował wyminąć go z godnością, ale spóźnił się o moment. Zgodnie z jego przewidywaniami, zgrywający niewiniątko Viggo okazał się prymitywnym brutalem. W ludzkim ciele miałby opory przed skrzywdzeniem przybrańca Isli. Opory niestety nie zniknęły w ciele norki — ludzki umysł wciąż podpowiadał mu, że to przybraniec Isli, okiełznując zwierzęcy instynkt, powstrzymując przed pogryzieniem rywala. Spróbował osłonić się łapkami, ewidentnie niewprawiony w pojedynkach w ciele norki i choć w swojej arogancji bardzo chciał wygrać tą walkę o honor, to prawdopodobnie przegrałby ją boleśnie gdyby nie interwencja Isli. Syknęła, a ludzka świadomość Henrika rozpoznawała, że tak syczą pacjenci gdy ich coś boli. Skulił się i cofnął lekko, najpierw z troską spoglądając na dłoń Isli, a potem z niemą furią na norkę. Ach, chwila, nie musiał być niemy, Isla go teraz nie zrozumie, więc — ku własnemu zaskoczeniu — mógł pozwolić sobie na całą gamę negatywnych emocji, a tych miał w sobie sporo. Warknął przeciągle, utrzymując kontakt wzrokowy z Viggo. Skrzywdziłeś ją, ty dzikusie! W tym momencie szczerze go nienawidził — za wystrychnięcie na dudka jego, za (s)krzywdzenie Isli, za uwięzienie w tym żałosnym ciele. Jak długo w nim zostanie? Co, jeśli na zawsze? Będzie musiał wtedy zostać przy Isli i chronić jej przed tym psychopatą, bezsprzecznie. Ale jako norka nie przeczyta przecież, czy zerwanie rytuału z psychopatycznym przybrańcem jest w ogóle możliwe, chyba, że nauczy się przewracać strony książki pyszczkiem!
Serce biło mu mocno, za mocno jak na drobne ciało norki i to bolało, i bolał też zapach metalicznej krwi Isli; ale nie bolał sposób, w jaki go głaskała. Pozwolił jej na to, przymykając oczy i czując się (ir)racjonalnie zazdrosny o Viggo, który pomimo swojej agresji siedział teraz wygodnie w jej ciepłych objęciach. Pisnął cicho, żałośnie, to ja, a potem opuścił głowę, czując jak kręci mu się w głowie i...
...całe szczęście, że kaszlący wymownie za regałem czytelnik nie zdążył wychylić się w ich stronę i (sądząc po odgłosie oddalających się kroków) postanowił znaleźć się jak najdalej od rozmawiającej z norkami wariatki; bo nagle na płytkach nie rozciągała się atramentowa norka, a klęczał na czworakach Henrik. Nadal czuł we włosach fanatomowy dotyk jej dłoni i zerknął na nią kontrolnie, z kiepsko tajonym przerażeniem, badając, czy nie cofnęła ręki. Potem zerknął na własne dłonie, usiadł na podłodze (tłumiąc myśl, że wygląda to mało godnie) i odetchnął głęboko.
- Ktoś na zewnątrz - mnie zaatakował, nie, nie chciał jej tak straszyć… -… rzucił na mnie złośliwe zaklęcie zamieniające w zwierzę! - wyjaśnił jej prędko, z szeroko otwartymi oczyma i gorączkowym szeptem. - Przepraszam, przestraszyłem cię - ale głównie siebie - i jesteś ranna, pokaż… - łagodnie wyciągnął dłoń w jej stronę, ale jeszcze zanim zdążyła zdecydować czy mu ją podać, kreślił gorączkowo w powietrzu znak zaklęcia. - Sárr. - szepnął przepraszająco, chcąc zahamować krwotok. Kątem oka zerknął na Viggo, oskarżycielsko. Choć nie był to chyba dobry moment na takie diagnozy, to i tak wyrwało mu się: - Ugryzł cię kiedyś wcześniej? Obawiam się, że twój przybraniec może mieć problemy psychologiczne. - a, wbrew gniewnym parsknięciom Viggo, był przecież fachowcem. Poza tym, diagnozowanie norki to wygodna odskocznia od tego, jak mocno nadal biło mu serce i jak bardzo był samemu przestraszony wcześniejszym zajściem.
Serce biło mu mocno, za mocno jak na drobne ciało norki i to bolało, i bolał też zapach metalicznej krwi Isli; ale nie bolał sposób, w jaki go głaskała. Pozwolił jej na to, przymykając oczy i czując się (ir)racjonalnie zazdrosny o Viggo, który pomimo swojej agresji siedział teraz wygodnie w jej ciepłych objęciach. Pisnął cicho, żałośnie, to ja, a potem opuścił głowę, czując jak kręci mu się w głowie i...
...całe szczęście, że kaszlący wymownie za regałem czytelnik nie zdążył wychylić się w ich stronę i (sądząc po odgłosie oddalających się kroków) postanowił znaleźć się jak najdalej od rozmawiającej z norkami wariatki; bo nagle na płytkach nie rozciągała się atramentowa norka, a klęczał na czworakach Henrik. Nadal czuł we włosach fanatomowy dotyk jej dłoni i zerknął na nią kontrolnie, z kiepsko tajonym przerażeniem, badając, czy nie cofnęła ręki. Potem zerknął na własne dłonie, usiadł na podłodze (tłumiąc myśl, że wygląda to mało godnie) i odetchnął głęboko.
- Ktoś na zewnątrz - mnie zaatakował, nie, nie chciał jej tak straszyć… -… rzucił na mnie złośliwe zaklęcie zamieniające w zwierzę! - wyjaśnił jej prędko, z szeroko otwartymi oczyma i gorączkowym szeptem. - Przepraszam, przestraszyłem cię - ale głównie siebie - i jesteś ranna, pokaż… - łagodnie wyciągnął dłoń w jej stronę, ale jeszcze zanim zdążyła zdecydować czy mu ją podać, kreślił gorączkowo w powietrzu znak zaklęcia. - Sárr. - szepnął przepraszająco, chcąc zahamować krwotok. Kątem oka zerknął na Viggo, oskarżycielsko. Choć nie był to chyba dobry moment na takie diagnozy, to i tak wyrwało mu się: - Ugryzł cię kiedyś wcześniej? Obawiam się, że twój przybraniec może mieć problemy psychologiczne. - a, wbrew gniewnym parsknięciom Viggo, był przecież fachowcem. Poza tym, diagnozowanie norki to wygodna odskocznia od tego, jak mocno nadal biło mu serce i jak bardzo był samemu przestraszony wcześniejszym zajściem.
Mistrz Gry
Re: Księgarnia Mimira Sro 3 Lip - 20:19
The member 'Henrik Vestergaard' has done the following action : kości
'k100' : 10
'k100' : 10
Isla Löve
Re: Księgarnia Mimira Czw 4 Lip - 13:26
Isla LöveWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vaasa, Finlandia
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : niksa
Zawód : bezrobotna
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : żbik
Atuty : akrobata (I), pani natury (II), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 5
W mgnieniu oka to, co pozwoliło jej zapomnieć o napięciu wskrzeszonym przez samotność w ogromnej książnicy, zaczęło się przed nią zmieniać. Drobne łapki wydłużały się jak rozciągana guma, kształt łebka przeistaczał się w większą i okrąglejszą formę, szkielet budował w inny łuk, sierść przeszyła własny pled w materiały znajomych ubrań… Patrzyła na to oniemiała: na norkę, która nagle stała się Henrikiem, jej Henrikiem, klęczącym na czworakach i wyraźnie poruszonym, jednocześnie pobladłym i zaczerwienionym. Nie rozumiała tego. Nie wiedziała co się wydarzyło ani tym bardziej jaki był tego powód, a dłoń, którą wcześniej gładziła czoło zwierzęcia, zamarła teraz na boku jego głowy, dotykając policzka. Wystraszyła się, to prawda: poczuła oplatające ją nitki przerażenia, bo przenigdy nie pomyślałaby, że miły letni dzień przekształci się w jego dzikie spojrzenie i bijatykę z Viggo. Czemu rzucili się sobie do gardeł? Czyżby przybraniec go nie poznał?
- Henriku - szepnęła, mając nadzieję, że wypowiedzenie na głos jego imienia pozwoli jej zrozumieć, że to naprawdę on. A on już mówił, już tłumaczył, słowami, które w duszy Isli zasiały kolejne ziarno strachu. Przecież nie tak to wszystko miało wyglądać, miał tylko wyjść na chwilę, żeby oddać się pasji i zapamiętać ważne dla niego numery na plakietkach przytroczonych do fasad budynków. Nie było go co najwyżej kilka minut… - Dlaczego? - spytała z obawą, natychmiast przylegając do niego, kiedy usiadł na podłodze. Rękę, w której spoczywał Viggo, profilaktycznie cofnęła do tyłu, drugą natomiast owinęła wokół jego szyi, wplótłszy palce w jego włosy, które łagodnie przeczesała. - Czyli Midgard też potrafi być niebezpieczny - wymamrotała cicho, ledwo słyszalnie, jak echo powtarzając słowa Vaasy. Czy Henrik miał tu jakichś wrogów? Nie wyobrażała sobie tego, był wrażliwy, czuły i życzliwy (mimo że na samym początku ich znajomości oskarżył ją o próbę utopienia), a skoro ktoś taki jak on został uderzony psotnym zaklęciem, nawet w ramach nieudanego żartu, to chyba znaczyło, że każdy mógł paść jego ofiarą. Nie podobała się jej ta myśl, ale zgryzła ją między zębami i pokręciła głową, widząc malujące się na jego twarzy przejęcie. - Nie, to nic, ja… - urwała, ponieważ z jego ust już spływała nazwa inkantacji.
Drobinki karminu momentalnie przestały sączyć się z niewielkiej ranki złożonej z harmonijki zwierzęcych ząbków. Viggo, jak gdyby skruszony, skulił się w zagłębieniu jej łokcia i zwinął w kłębek, łagodnie trącając ją nosem. Wiedziała, że nie chciał zrobić jej krzywdy, dotychczas ani razu nawet na nią nie prychnął, nie tak agresywnie, jak zrobił to dziś względem Henrika w obcej formie, nie miała więc mu tego za złe.
- Nie. Nie rozumiem, co między wami zaszło - westchnęła, spoglądając na czerwonawy ślad po ugryzieniu. - Naprawdę nigdy się tak nie zachowuje. Nigdy niczego ani nikogo nie zaatakował - usprawiedliwiała przybrańca, swojego wieloletniego przyjaciela, z policzkami muśniętymi rumieńcem wyrzutów sumienia, po czym uniosła ku Henrikowi zlękniony i niedowierzający wzrok dużych oczu. To, o czym mówił, nie mogło być prawdą. A jeśli? Isla zamrugała spłoszona i przeniosła spojrzenie na Viggo, wciąż muskającego ją nosem. - To chyba… Miasta dla nas obojga są nowe, Henriku. Obce. Ogromne. Żadne z nas jeszcze ich nie rozumie ani nie czuje się w nich do końca bezpiecznie - mówiła szeptem, jednocześnie przyznając się do własnych emocji, których on, mądry i spostrzegawczy, najpewniej był świadomy. Pod wrzącą ekscytacją oraz ciekawością drzemała niepewność. Ostrożność. - Viggo też musi się do tego przyzwyczaić - dodała łagodnie, by przybraniec wiedział, że nie żywiła do niego urazy, nie potrafiłaby przecież tego zrobić. Potem jej uwaga na nowo zogniskowała się na ukochanym, na mężczyźnie, który wciąż siedział na połyskującej podłodze i dochodził do siebie po zmieniającym jego kształt czarze; przesunęła opuszkami po krzywiznach jego twarzy. - Przepraszam. Nie powinien był cię… zaczepiać - powiedziała i delikatnie dotknęła czubkiem nosa jego policzka, wytyczywszy ścieżkę od kości pod okiem aż do dołu żuchwy. Pachniał teraz trochę inaczej, ale przez bukiet zapachów wciąż przebijała się charakterystyczna woń jego ciała. - Już wszystko dobrze? Kto ci to zrobił? - poczuła w trzewiach oddech wrzącej wody, złość, która pomknęła w stronę mglistej sylwetki galdra dokuczającego Vestergaardowi. - Czy to bolało? - zapytała, nie precyzując, czy ma na myśli bójkę z Viggo, czy sam proces zaklęcia wpływający na kształt jego kości i wielkość sylwetki. Może chodziło jej o wszystko razem, o każdą rzecz, która spotkała go na przestrzeni tych kilku minut. Przycisnęła wargi do jego szczęki w długim i lekkim pocałunku, bo strach, który Henrik próbował ukrywać, a który bił od niego jak cienista aura, nie pozostał przez nią niezauważony. Och, Isla tak się o niego martwiła, tak wciąż o niego bała, mieszając własny strach przed bibliotecznym ogromem z troską o mężczyznę, na którym jej zależało; ich serca kołatały się niemalże w jednym rytmie.
- Henriku - szepnęła, mając nadzieję, że wypowiedzenie na głos jego imienia pozwoli jej zrozumieć, że to naprawdę on. A on już mówił, już tłumaczył, słowami, które w duszy Isli zasiały kolejne ziarno strachu. Przecież nie tak to wszystko miało wyglądać, miał tylko wyjść na chwilę, żeby oddać się pasji i zapamiętać ważne dla niego numery na plakietkach przytroczonych do fasad budynków. Nie było go co najwyżej kilka minut… - Dlaczego? - spytała z obawą, natychmiast przylegając do niego, kiedy usiadł na podłodze. Rękę, w której spoczywał Viggo, profilaktycznie cofnęła do tyłu, drugą natomiast owinęła wokół jego szyi, wplótłszy palce w jego włosy, które łagodnie przeczesała. - Czyli Midgard też potrafi być niebezpieczny - wymamrotała cicho, ledwo słyszalnie, jak echo powtarzając słowa Vaasy. Czy Henrik miał tu jakichś wrogów? Nie wyobrażała sobie tego, był wrażliwy, czuły i życzliwy (mimo że na samym początku ich znajomości oskarżył ją o próbę utopienia), a skoro ktoś taki jak on został uderzony psotnym zaklęciem, nawet w ramach nieudanego żartu, to chyba znaczyło, że każdy mógł paść jego ofiarą. Nie podobała się jej ta myśl, ale zgryzła ją między zębami i pokręciła głową, widząc malujące się na jego twarzy przejęcie. - Nie, to nic, ja… - urwała, ponieważ z jego ust już spływała nazwa inkantacji.
Drobinki karminu momentalnie przestały sączyć się z niewielkiej ranki złożonej z harmonijki zwierzęcych ząbków. Viggo, jak gdyby skruszony, skulił się w zagłębieniu jej łokcia i zwinął w kłębek, łagodnie trącając ją nosem. Wiedziała, że nie chciał zrobić jej krzywdy, dotychczas ani razu nawet na nią nie prychnął, nie tak agresywnie, jak zrobił to dziś względem Henrika w obcej formie, nie miała więc mu tego za złe.
- Nie. Nie rozumiem, co między wami zaszło - westchnęła, spoglądając na czerwonawy ślad po ugryzieniu. - Naprawdę nigdy się tak nie zachowuje. Nigdy niczego ani nikogo nie zaatakował - usprawiedliwiała przybrańca, swojego wieloletniego przyjaciela, z policzkami muśniętymi rumieńcem wyrzutów sumienia, po czym uniosła ku Henrikowi zlękniony i niedowierzający wzrok dużych oczu. To, o czym mówił, nie mogło być prawdą. A jeśli? Isla zamrugała spłoszona i przeniosła spojrzenie na Viggo, wciąż muskającego ją nosem. - To chyba… Miasta dla nas obojga są nowe, Henriku. Obce. Ogromne. Żadne z nas jeszcze ich nie rozumie ani nie czuje się w nich do końca bezpiecznie - mówiła szeptem, jednocześnie przyznając się do własnych emocji, których on, mądry i spostrzegawczy, najpewniej był świadomy. Pod wrzącą ekscytacją oraz ciekawością drzemała niepewność. Ostrożność. - Viggo też musi się do tego przyzwyczaić - dodała łagodnie, by przybraniec wiedział, że nie żywiła do niego urazy, nie potrafiłaby przecież tego zrobić. Potem jej uwaga na nowo zogniskowała się na ukochanym, na mężczyźnie, który wciąż siedział na połyskującej podłodze i dochodził do siebie po zmieniającym jego kształt czarze; przesunęła opuszkami po krzywiznach jego twarzy. - Przepraszam. Nie powinien był cię… zaczepiać - powiedziała i delikatnie dotknęła czubkiem nosa jego policzka, wytyczywszy ścieżkę od kości pod okiem aż do dołu żuchwy. Pachniał teraz trochę inaczej, ale przez bukiet zapachów wciąż przebijała się charakterystyczna woń jego ciała. - Już wszystko dobrze? Kto ci to zrobił? - poczuła w trzewiach oddech wrzącej wody, złość, która pomknęła w stronę mglistej sylwetki galdra dokuczającego Vestergaardowi. - Czy to bolało? - zapytała, nie precyzując, czy ma na myśli bójkę z Viggo, czy sam proces zaklęcia wpływający na kształt jego kości i wielkość sylwetki. Może chodziło jej o wszystko razem, o każdą rzecz, która spotkała go na przestrzeni tych kilku minut. Przycisnęła wargi do jego szczęki w długim i lekkim pocałunku, bo strach, który Henrik próbował ukrywać, a który bił od niego jak cienista aura, nie pozostał przez nią niezauważony. Och, Isla tak się o niego martwiła, tak wciąż o niego bała, mieszając własny strach przed bibliotecznym ogromem z troską o mężczyznę, na którym jej zależało; ich serca kołatały się niemalże w jednym rytmie.
Henrik Vestergaard
Re: Księgarnia Mimira Pon 8 Lip - 18:15
Henrik VestergaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Londyn, Anglia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : selkie
Zawód : psychiatra
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : pająk
Atuty : polityk (I), lider (I), uzdrowiciel (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 22 / magia lecznicza: 27 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 1 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 14
Czasami łudził się, że zostawił za sobą pecha na angielskim wybrzeżu. Kochał Midgard właśnie z powodów, dla których Isla się go bała — miasto było terra incognita, zupełnie nieznane, tak jak on był tutaj dla wszystkich nieznajomy. Pytała go dzisiaj, ile czasu zajęło mu oswojenie miasta i nie był pewien. Możliwe, że od samego początku pociągała go możliwość zaczęcia wszystkiego od zera. A możliwe, że nigdy — bo pomimo zbudowania życia na nowo, pomimo szczęścia i łaski od samego Odyna, pomimo ostrożności, wciąż zdarzały się tak pechowe dni jak dzisiejszy. Na pozór nie stało się nic złego: samemu był winny własnego nastroju na Midsommar, a szaleńcy i żebracy to nieustanna tkanka miejskiego życia i naprawdę powinien był po prostu dać mu kilka monet albo być ostrożniejszy (myśląc o tym, jak uniknąć takich sytuacji, podświadomie obwiniał o nie siebie — ale zawsze robił to w stresie, zbyt rozgorączkowany by połączyć wyrzuty sumienia z tymi, które wzbudzano u niego przed dwoma dekadami). Gdyby był sam, otrzepałby się teraz i prędko wrócił do domu, gdzie próbowałby głęboko oddychać i wmawiać sobie, że nic się nie stało. Ewentualnie rozmyślałby nad tym, czy uraził jakoś bogów (oczywiście, że tak, masz w sobie krew demona - myślał czasem, a potem drżącymi palcami dotykał zaślepionego oka i próbował sobie wytłumaczyć, że Odyn jednak widzi w nim człowieka), skoro te wszystkie nieprzyjemne sytuacje skumulowały się akurat na Midsommar.
Ale nie był sam. A na twarzy Isli, w jej skonfundowanej minie i przestraszonym spojrzeniu, widział, że stało się.
- To ja. - bąknął w założeniu uspokajająco, choć w gardle czuł gorycz wypowiadanego kłamstwa. Owszem, nie był już norką, ale z każdą godziną stawało się jasne, że nie był też Henrikiem, którego poznała nad jeziorem. Powinien być kimś, kto spędzi z nią miło czas, a potem pozwoli o sobie zapomnieć — czy to dlatego Norny go dziś karały, bo przekroczył tą granicę i zaprosił Islę na Midsommar? Chciał być kimś, kto mógłby bawić się z nią beztrosko i podarować jej dzień, na który miała pewnie nadzieję. A sumienie (i oskarżycielskie spojrzenie Viggo, choć demonstracyjnie starał się nie patrzeć na szaloną norkę) podpowiadało mu, że wykorzystywał jej naiwność i brak pytań w sprawie odporności na urok niksy i że zawsze będzie wcielał się przy niej w fałszywą rolę. Henrika Vestergaarda, "normalnego człowieka", rolę, która zrosła się z nim równie mocno, jakby wyciosał na własnej twarzy blizny i liczył, że maska kłamstw wrośnie w miękką skórę.
Przytulił ją, intuicyjnie wyczuwając jej strach równie mocno, jak ona jego. Prędko znalazł zresztą potwierdzenie dla własnych obserwacji, w jej cichym szepcie; Midgard potrafi być niebezpieczny.
- Ludzie potrafią być niebezpieczni. - wyrwało mu się zanim przemyślał własne słowa, bo w te słowa święcie wierzył. - Czy tutaj, czy... - urwał, nie chcąc psuć jej humoru, ale obydwoje widzieli czaszki niebezpiecznych ludzi na dnie jeziora. Z troską zerknął na jej dłoń, gotów rzucić kolejne zaklęcia, ale ranka była niewielka — wystarczyło, że zatamował krwotok. Wyrzucił z siebie frustrację względem norki, prędzej wybaczyłby Viggo pogryzienie siebie niż Isli, ale ona — zgodnie z przewidywaniami, choć wciąż budząc w Vestergaardzie rozczarowanie — zaczęła bronić przybrańca. Pieprzony oszust, zgrywający niewiniątko. Zacisnął lekko usta, wiedząc, że nie jest obecnie w dobrej pozycji do uświadomienia Isli, że jej jedyny przyjaciel to agresywny psychopata. Zerknął kątem oka na Viggo, mrożąc go spojrzeniem - teraz to wina M i d g a r d u, tak?!
- Zawsze reaguje tak na inne norki? - westchnął, spuszczając znacząco z tonu, ale nie poddając się całkiem. Mógłby uspokoić Islę, bo logiczny wniosek — że pewnie, zaczarowany, pachniał jak niepokojąca hybryda norki i człowieka i zaklęcia — usprawiedliwiłby agresję Viggo. Mógłby, ale nie zrobił tego. Viggo nie zasługiwał na usprawiedliwienia, bo Henrik był obecnie absolutnie przekonany o tym, że jego agresja wcale nie była spowodowana konfuzją ani dezorientacją ani zaklęciem. To było personalne.
I może nie powinien tym przejmować się aż tak, przybraniec Isli nie musiał go lubić, przecież nie brał z Islą ślubu ani nic — ale i tak czuł się jakoś obco, smutno, jak zawsze gdy był nieakceptowany.
- Nie przepraszaj za niego, to przecież nie twoja wina - że jest podły. Było mu bardzo przykro, że Isla, tak naiwna i dobra, trafiła na okrutnego przybrańca. Myślał, że więź z tymi stworzeniami ma być budująca dla obydwu stron. Nakręcanie się w niechęci do Viggo pomogło mu uciec od własnych myśli i przeżyć, ale Isla prędko — zbyt prędko — sprowadziła go na ziemię.
- Och, jakiś żebrak. Zwykle tu jest bezpiecznie, ale czasami w sąsiedniej dzielnicy... może to przypadek, może to był tylko głupi dowcip. - załagodził szybko, nie rozumiejąc dlaczego właściwie go broni.Bo tak było łatwiej, bo od młodości kazano mu brać winę na siebie w takich sytuacjach, bo w tą ścieżkę uciekła teraz jego podświadomość.
A potem zapytała o to, o czym desperacko nie chciał jego myśleć, choć jego serce biło zbyt prędko, a na karku czuł zimny pot.
Czy bolało?
- Nie. - odpowiedział od razu, automatycznie, kłamstwo spłynęło z jego ust w wyuczonym obronnym odruchu. Czy boli? pytała czasem Beatrice i nauczył się wtedy, że żadna z odpowiedzi nie jest właściwa, bo ona będzie przesuwać granice dalej; ale że przy "nie" znudzi się szybciej niż przy "tak"; i nauczył się zastygać i pozorować obojętną minę i nigdy, przenigdy nie zdradzać prawdy o ile nie kazała mu odpowiedzieć szczerze. Zamrugał prędko, zaskoczony wspomnieniami i tym, jak naturalnie przyszła mu ta odpowiedź i tym, że wcale nie jest prawdziwa. Wziął głębszy wdech, tłumiąc odruch odsunięcia się od Isli — nie zasługiwała na to, nie robiła nic złego, choć nie był teraz w stanie odwzajemnić jej czułości. - Może trochę. - sprostował ciszej, czując się irracjonalnie winny kolejnego kłamstwa. - Głównie to, że nie wiedziałem co się dzieje ani kiedy to się skończy. Ale już jest dobrze. - uniósł lekko dłonie, by ją przytulić. Też zdawała się cała roztrzęsiona — jego nieobecnością, tym wszystkim, zachowaniem Viggo? W zaaferowaniu nie wpadło mu jeszcze do głowy, że to same książki mogły tak ją przytłoczyć, że i ona zmaga się teraz z ogromem kłamstw, jakimi karmiono ją w dzieciństwie. Wiedział tylko, że zawsze lubiła książki, które jej przynosił.
- Oprowadzić cię po księgarni? - wyszeptał, zbierając się by wstać i podając jej rękę. Mimo wszystko, ludzie go tu znali. Mógł tu przyjść z norką (niechętnie), ale nie powinni siedzieć na podłodze pomiędzy półkami, zwłaszcza, że tylko fantastyczne opowieści mogły uratować jeszcze ten dzień.
Ale nie był sam. A na twarzy Isli, w jej skonfundowanej minie i przestraszonym spojrzeniu, widział, że stało się.
- To ja. - bąknął w założeniu uspokajająco, choć w gardle czuł gorycz wypowiadanego kłamstwa. Owszem, nie był już norką, ale z każdą godziną stawało się jasne, że nie był też Henrikiem, którego poznała nad jeziorem. Powinien być kimś, kto spędzi z nią miło czas, a potem pozwoli o sobie zapomnieć — czy to dlatego Norny go dziś karały, bo przekroczył tą granicę i zaprosił Islę na Midsommar? Chciał być kimś, kto mógłby bawić się z nią beztrosko i podarować jej dzień, na który miała pewnie nadzieję. A sumienie (i oskarżycielskie spojrzenie Viggo, choć demonstracyjnie starał się nie patrzeć na szaloną norkę) podpowiadało mu, że wykorzystywał jej naiwność i brak pytań w sprawie odporności na urok niksy i że zawsze będzie wcielał się przy niej w fałszywą rolę. Henrika Vestergaarda, "normalnego człowieka", rolę, która zrosła się z nim równie mocno, jakby wyciosał na własnej twarzy blizny i liczył, że maska kłamstw wrośnie w miękką skórę.
Przytulił ją, intuicyjnie wyczuwając jej strach równie mocno, jak ona jego. Prędko znalazł zresztą potwierdzenie dla własnych obserwacji, w jej cichym szepcie; Midgard potrafi być niebezpieczny.
- Ludzie potrafią być niebezpieczni. - wyrwało mu się zanim przemyślał własne słowa, bo w te słowa święcie wierzył. - Czy tutaj, czy... - urwał, nie chcąc psuć jej humoru, ale obydwoje widzieli czaszki niebezpiecznych ludzi na dnie jeziora. Z troską zerknął na jej dłoń, gotów rzucić kolejne zaklęcia, ale ranka była niewielka — wystarczyło, że zatamował krwotok. Wyrzucił z siebie frustrację względem norki, prędzej wybaczyłby Viggo pogryzienie siebie niż Isli, ale ona — zgodnie z przewidywaniami, choć wciąż budząc w Vestergaardzie rozczarowanie — zaczęła bronić przybrańca. Pieprzony oszust, zgrywający niewiniątko. Zacisnął lekko usta, wiedząc, że nie jest obecnie w dobrej pozycji do uświadomienia Isli, że jej jedyny przyjaciel to agresywny psychopata. Zerknął kątem oka na Viggo, mrożąc go spojrzeniem - teraz to wina M i d g a r d u, tak?!
- Zawsze reaguje tak na inne norki? - westchnął, spuszczając znacząco z tonu, ale nie poddając się całkiem. Mógłby uspokoić Islę, bo logiczny wniosek — że pewnie, zaczarowany, pachniał jak niepokojąca hybryda norki i człowieka i zaklęcia — usprawiedliwiłby agresję Viggo. Mógłby, ale nie zrobił tego. Viggo nie zasługiwał na usprawiedliwienia, bo Henrik był obecnie absolutnie przekonany o tym, że jego agresja wcale nie była spowodowana konfuzją ani dezorientacją ani zaklęciem. To było personalne.
I może nie powinien tym przejmować się aż tak, przybraniec Isli nie musiał go lubić, przecież nie brał z Islą ślubu ani nic — ale i tak czuł się jakoś obco, smutno, jak zawsze gdy był nieakceptowany.
- Nie przepraszaj za niego, to przecież nie twoja wina - że jest podły. Było mu bardzo przykro, że Isla, tak naiwna i dobra, trafiła na okrutnego przybrańca. Myślał, że więź z tymi stworzeniami ma być budująca dla obydwu stron. Nakręcanie się w niechęci do Viggo pomogło mu uciec od własnych myśli i przeżyć, ale Isla prędko — zbyt prędko — sprowadziła go na ziemię.
- Och, jakiś żebrak. Zwykle tu jest bezpiecznie, ale czasami w sąsiedniej dzielnicy... może to przypadek, może to był tylko głupi dowcip. - załagodził szybko, nie rozumiejąc dlaczego właściwie go broni.
A potem zapytała o to, o czym desperacko nie chciał jego myśleć, choć jego serce biło zbyt prędko, a na karku czuł zimny pot.
Czy bolało?
- Nie. - odpowiedział od razu, automatycznie, kłamstwo spłynęło z jego ust w wyuczonym obronnym odruchu. Czy boli? pytała czasem Beatrice i nauczył się wtedy, że żadna z odpowiedzi nie jest właściwa, bo ona będzie przesuwać granice dalej; ale że przy "nie" znudzi się szybciej niż przy "tak"; i nauczył się zastygać i pozorować obojętną minę i nigdy, przenigdy nie zdradzać prawdy o ile nie kazała mu odpowiedzieć szczerze. Zamrugał prędko, zaskoczony wspomnieniami i tym, jak naturalnie przyszła mu ta odpowiedź i tym, że wcale nie jest prawdziwa. Wziął głębszy wdech, tłumiąc odruch odsunięcia się od Isli — nie zasługiwała na to, nie robiła nic złego, choć nie był teraz w stanie odwzajemnić jej czułości. - Może trochę. - sprostował ciszej, czując się irracjonalnie winny kolejnego kłamstwa. - Głównie to, że nie wiedziałem co się dzieje ani kiedy to się skończy. Ale już jest dobrze. - uniósł lekko dłonie, by ją przytulić. Też zdawała się cała roztrzęsiona — jego nieobecnością, tym wszystkim, zachowaniem Viggo? W zaaferowaniu nie wpadło mu jeszcze do głowy, że to same książki mogły tak ją przytłoczyć, że i ona zmaga się teraz z ogromem kłamstw, jakimi karmiono ją w dzieciństwie. Wiedział tylko, że zawsze lubiła książki, które jej przynosił.
- Oprowadzić cię po księgarni? - wyszeptał, zbierając się by wstać i podając jej rękę. Mimo wszystko, ludzie go tu znali. Mógł tu przyjść z norką (niechętnie), ale nie powinni siedzieć na podłodze pomiędzy półkami, zwłaszcza, że tylko fantastyczne opowieści mogły uratować jeszcze ten dzień.
Isla Löve
Re: Księgarnia Mimira Pon 8 Lip - 20:26
Isla LöveWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vaasa, Finlandia
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : niksa
Zawód : bezrobotna
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : żbik
Atuty : akrobata (I), pani natury (II), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 5
Nie zawsze potrafiła być dla niego tak silną, wrosłą w ziemię opoką, na jaką zasługiwał. Nie zawsze potrafiła stanąć na wysokości zadania i zmazać z niego lęk, którego źródła jej nie wyjawił, a o które ona nie pytała, żeby nie zaogniać jego ran. Pierwszy raz widziała dziś wyraźniejszy symbol dawnych blizn, które nosił gdzieś pod płachtą skóry, ukryte i niewidzialne gołym okiem. Jedynie źrenica pokryta bielmem błogosławieństwa wyłowiłaby je tak szybko, żeby zdołała zareagować, zanim te emocje zaczęły wykluwać się z kokonów jak stado rozbieganych, kąsających go pajęczaków. Żałowała więc - nie tego, że pojawili się w Midgardzie (chociaż nawet tego przestawała być pewna), ile tego, że nikt nigdy nie nauczył jej, w jaki sposób skutecznie pomagać. Nie była mądra jak Henrik, nie znała schematów potrzebnych do rozpracowania zagadek umysłów, i w tej chwili właśnie to sprawiało jej przykrość, przemieszane z lękiem przed monstrualną biblioteką, w której drzemało zbyt wiele słów i zbyt wiele stron.
Niewypowiedziane wnioski zawisły między nimi jak ciężka ołowiana chmura. Zawstydzona, spuściła wzrok; to była pozostawiona przez Vaasę podwodna kolekcja, dzieło jej życia, najważniejsze zaraz po córce. Smętne pogórki kości, które nie pamiętały już własnego człowieczeństwa. Isla była inna: ilekroć ludzie nad jej jeziorem okazywali się niebezpieczni, po wszystkim z całych sił wyciągała ich rozpulchnione od wody ciała na brzeg i chowała ich w ziemi, wśród krzewów albo kwiatów. To w końcu byli czyiś synowie, czyiś bracia, czyiś ojcowie… Po śmierci wybaczała im zamiary, z którymi wyciągali po nią ręce, i prosiła, żeby oni w odpowiedzi wybaczyli to, co im zrobiła. W mieście, sądziła, było inaczej. Sztywny kolektyw zasad powinien zabraniać bezpodstawnych ataków na dobrych obywateli, takich jak Henrik. Okrutnie było jej przykro, że w dniu, który zaplanowali na wspólne liźnięcie Midgardu i jego tradycji, ktoś nieustannie sprawiał mu psikusy, i że na dodatek zrobił to sam Viggo. Przybraniec posłał Vestergaardowi butne, nieskruszone spojrzenie, czując na sobie jego wzrok, ale tym razem nie prychnął, żeby nie alarmować Isli.
- Nie, właściwie bardzo lubi inne zwierzęta. Chyba bardziej niż ludzi - odpowiedziała cicho, wyraźnie skruszona. - Powiedziałabym, że z żabami mają nawet jakieś małe, sekretne przyjęcia - dodała, choć wiedziała, że to, co mówi, wcale nie zmaże urazy Henrika i że nie miała prawa tego po nim oczekiwać. Nic nie usprawiedliwiało jednak jej jako opiekunki norki umoszczonej w jej ramionach; powinna była jakoś temu zapobiec, wyczuć zamiary Viggo i w porę złapać go przed wystosowaniem pierwszego ataku, ale zawiodła, tak spektakularnie zawiodła. A nie chciała, żeby się nie lubili - jako dwaj najważniejsi w jej życiu mężczyźni, których bardzo pragnęła jakoś ze sobą pojednać. - Poniekąd moja - zaprotestowała na słowa Henrika. - Nasza więź z Viggo jest silna, zawsze była, ale nie wychwyciłam w porę tego, co się stanie. I przez to daliście sobie nawzajem bęcki - westchnęła, pokręciwszy głową. Może gdyby Vaasa wciąż była na miejscu, nauczyłaby ją jak przewidywać takie rzeczy, wyczuwać ich drgania na splocie łączącym ze sobą dusze człowieka i zwierzęcia, a teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej Isla odczuła brak prawdziwego przygotowania.
Wciąż gładziła jego ramię, kiedy opowiadał jej z czyich dłoni spłynęło zaklęcie, które przemieniło go w zwierzę. Wciąż pamiętała spłoszone paciorki oczu umieszczone pomiędzy kępami lśniącego futra, czarnego jak bezchmurna i bezgwiezdna noc, pamiętała też dziki i spłoszony wyraz jego twarzy, kiedy odmienił się z powrotem. Nawet w tej chwili mówił o tamtym człowieku łagodnie, rozgrzeszał go; krew Isli zabulgotała jak wrzątek.
- Co za okrutny, niemiły, głupi dowcip - wymamrotała płomiennie. Tamten żebrak nie widział w nim tych emocji, ot, rzucił swoje zaklęcie i poszedł dalej, pewnie nie zastanawiając się, co wydarzy się później. - Jeśli go spotkamy, zamienię go w… w… w żuka. Chociaż nie, żuki są uprzejme. W komara też nie, bo wtedy się na nas zemści. Jakie zwierzę jest brzydkie? - w jej oczach odbiła się wręcz gwałtowna, pełna potrzeby kontemplacja. Ciężko było jej wybrać cokolwiek, kiedy w każdym zwierzęciu i każdej roślinie dostrzegała ogromne pokłady wartości oraz piękna, dlatego teraz jej głowa niemalże parowała od wysiłku, ale nie śmiałaby odpuścić, bo na szali leżała jej impulsywnie tkana zemsta. - Ach, wiem. Wiem. W larwę w kokonie - oznajmiła triumfalnie. - Chwilę sobie w nim pobędzie, a potem go wypuszczę. To go nauczy, żeby nie robić ci takich żartów - przemawiał przez nią żądny sprawiedliwości za jego krzywdę demon, którego na chwilę spuściła ze smyczy, ale i kobieta, która stała murem za swoim ukochanym, swoim wybranym.
Dzielnym, wrażliwym i nie do końca prawdomównym. Wyczuła, że jego pierwsza odpowiedź nadeszła zbyt szybko, żeby być szczera, ale nie naciskała na niego, zamiast tego trwając obok i pozwalając mu samemu dotrzeć do decyzji, czy zechce powiedzieć jej więcej, czy resztę zachowa dla siebie. To, że coś dodał, sprawiło jej ogromną ulgę. Isla wypuściła przytrzymane w płucach powietrze i pogładziła wierzch jego dłoni, wpatrzona w niego nienachalnie ciepłym i czułym wzrokiem.
- Byłeś odważny - szepnęła i uśmiechnęła się lekko. - Odważniejszy niż niejedna norka, gdyby zmieniono ją w człowieka, tak myślę - dodała i wtuliła się w niego, tym razem chłonąc bliskość jego ciała, żeby wytłumić szum własnego strachu wpisanego w ten dzień. Miał pięknie zbudowane ramiona, smukłe lecz silne, w których nie bała się prawie niczego, natomiast jego zapach zachęcał, żeby przymknęła oczy i na moment wyobraziła sobie ich gdzieś w ciemnej, bezdennej zawiesinie. W miejscu pośrodku ludzkiego i boskiego królestwa, gdzie nie istnieje czas, a jedyne, co jest prawdą, to oni, razem. - Oprowadzić? Ja… - zawahała się, jej powieki momentalnie podskoczyły ku górze, zdradzając lęk odrodzony w zielonkawych oczach. Viggo, który w tym czasie zsunął się do kieszeni jej sukienki, poruszył się w niej delikatnie, chyba obracając się wokół własnej osi. Nic ci nie grozi, zdawał się mówić, obronię cię przed strachem i zjem wszystkie książki, jeśli będzie trzeba. Ale do obrony miała też Henrika i pomyślała, że mimo paniki opinającej wnętrze jej gardła, przynajmniej spróbuje. Niepewnie więc podała mu dłoń i pozwoliła porwać się z podłogi, ostrożnym, przytłoczonym wzrokiem sięgając w dal głównego korytarza między regałami. Nic jej przy nim nie groziło; niczego nie musiała się bać, należało po prostu o tym pamiętać. - Tu jest tyle wszystkiego - zauważyła zdławionym głosem. - Tyle historii, cudzych wyobrażeń, fantazji… Skarb setek głów. Praca tysięcy dłoni - Isla przełknęła ślinę i odchrząknęła, z ulgą raz po raz spoglądając na Henrika, jak gdyby był jej bezpieczną latarnią wskazującą drogę przez morski sztorm. - Nigdy czegoś takiego nie widziałam - nie musiała tego mówić, wiedział. Wiedział i dlatego ją tu zaprosił, bo wiedział też, że jako dziewczyna, która materialnie posiadała prawie nic, na pewno to doceni - i doceniała. - Często tu przychodzisz? - zapytała, pamiętając, że nazwał to miejsce swoim ulubionym.
Niewypowiedziane wnioski zawisły między nimi jak ciężka ołowiana chmura. Zawstydzona, spuściła wzrok; to była pozostawiona przez Vaasę podwodna kolekcja, dzieło jej życia, najważniejsze zaraz po córce. Smętne pogórki kości, które nie pamiętały już własnego człowieczeństwa. Isla była inna: ilekroć ludzie nad jej jeziorem okazywali się niebezpieczni, po wszystkim z całych sił wyciągała ich rozpulchnione od wody ciała na brzeg i chowała ich w ziemi, wśród krzewów albo kwiatów. To w końcu byli czyiś synowie, czyiś bracia, czyiś ojcowie… Po śmierci wybaczała im zamiary, z którymi wyciągali po nią ręce, i prosiła, żeby oni w odpowiedzi wybaczyli to, co im zrobiła. W mieście, sądziła, było inaczej. Sztywny kolektyw zasad powinien zabraniać bezpodstawnych ataków na dobrych obywateli, takich jak Henrik. Okrutnie było jej przykro, że w dniu, który zaplanowali na wspólne liźnięcie Midgardu i jego tradycji, ktoś nieustannie sprawiał mu psikusy, i że na dodatek zrobił to sam Viggo. Przybraniec posłał Vestergaardowi butne, nieskruszone spojrzenie, czując na sobie jego wzrok, ale tym razem nie prychnął, żeby nie alarmować Isli.
- Nie, właściwie bardzo lubi inne zwierzęta. Chyba bardziej niż ludzi - odpowiedziała cicho, wyraźnie skruszona. - Powiedziałabym, że z żabami mają nawet jakieś małe, sekretne przyjęcia - dodała, choć wiedziała, że to, co mówi, wcale nie zmaże urazy Henrika i że nie miała prawa tego po nim oczekiwać. Nic nie usprawiedliwiało jednak jej jako opiekunki norki umoszczonej w jej ramionach; powinna była jakoś temu zapobiec, wyczuć zamiary Viggo i w porę złapać go przed wystosowaniem pierwszego ataku, ale zawiodła, tak spektakularnie zawiodła. A nie chciała, żeby się nie lubili - jako dwaj najważniejsi w jej życiu mężczyźni, których bardzo pragnęła jakoś ze sobą pojednać. - Poniekąd moja - zaprotestowała na słowa Henrika. - Nasza więź z Viggo jest silna, zawsze była, ale nie wychwyciłam w porę tego, co się stanie. I przez to daliście sobie nawzajem bęcki - westchnęła, pokręciwszy głową. Może gdyby Vaasa wciąż była na miejscu, nauczyłaby ją jak przewidywać takie rzeczy, wyczuwać ich drgania na splocie łączącym ze sobą dusze człowieka i zwierzęcia, a teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej Isla odczuła brak prawdziwego przygotowania.
Wciąż gładziła jego ramię, kiedy opowiadał jej z czyich dłoni spłynęło zaklęcie, które przemieniło go w zwierzę. Wciąż pamiętała spłoszone paciorki oczu umieszczone pomiędzy kępami lśniącego futra, czarnego jak bezchmurna i bezgwiezdna noc, pamiętała też dziki i spłoszony wyraz jego twarzy, kiedy odmienił się z powrotem. Nawet w tej chwili mówił o tamtym człowieku łagodnie, rozgrzeszał go; krew Isli zabulgotała jak wrzątek.
- Co za okrutny, niemiły, głupi dowcip - wymamrotała płomiennie. Tamten żebrak nie widział w nim tych emocji, ot, rzucił swoje zaklęcie i poszedł dalej, pewnie nie zastanawiając się, co wydarzy się później. - Jeśli go spotkamy, zamienię go w… w… w żuka. Chociaż nie, żuki są uprzejme. W komara też nie, bo wtedy się na nas zemści. Jakie zwierzę jest brzydkie? - w jej oczach odbiła się wręcz gwałtowna, pełna potrzeby kontemplacja. Ciężko było jej wybrać cokolwiek, kiedy w każdym zwierzęciu i każdej roślinie dostrzegała ogromne pokłady wartości oraz piękna, dlatego teraz jej głowa niemalże parowała od wysiłku, ale nie śmiałaby odpuścić, bo na szali leżała jej impulsywnie tkana zemsta. - Ach, wiem. Wiem. W larwę w kokonie - oznajmiła triumfalnie. - Chwilę sobie w nim pobędzie, a potem go wypuszczę. To go nauczy, żeby nie robić ci takich żartów - przemawiał przez nią żądny sprawiedliwości za jego krzywdę demon, którego na chwilę spuściła ze smyczy, ale i kobieta, która stała murem za swoim ukochanym, swoim wybranym.
Dzielnym, wrażliwym i nie do końca prawdomównym. Wyczuła, że jego pierwsza odpowiedź nadeszła zbyt szybko, żeby być szczera, ale nie naciskała na niego, zamiast tego trwając obok i pozwalając mu samemu dotrzeć do decyzji, czy zechce powiedzieć jej więcej, czy resztę zachowa dla siebie. To, że coś dodał, sprawiło jej ogromną ulgę. Isla wypuściła przytrzymane w płucach powietrze i pogładziła wierzch jego dłoni, wpatrzona w niego nienachalnie ciepłym i czułym wzrokiem.
- Byłeś odważny - szepnęła i uśmiechnęła się lekko. - Odważniejszy niż niejedna norka, gdyby zmieniono ją w człowieka, tak myślę - dodała i wtuliła się w niego, tym razem chłonąc bliskość jego ciała, żeby wytłumić szum własnego strachu wpisanego w ten dzień. Miał pięknie zbudowane ramiona, smukłe lecz silne, w których nie bała się prawie niczego, natomiast jego zapach zachęcał, żeby przymknęła oczy i na moment wyobraziła sobie ich gdzieś w ciemnej, bezdennej zawiesinie. W miejscu pośrodku ludzkiego i boskiego królestwa, gdzie nie istnieje czas, a jedyne, co jest prawdą, to oni, razem. - Oprowadzić? Ja… - zawahała się, jej powieki momentalnie podskoczyły ku górze, zdradzając lęk odrodzony w zielonkawych oczach. Viggo, który w tym czasie zsunął się do kieszeni jej sukienki, poruszył się w niej delikatnie, chyba obracając się wokół własnej osi. Nic ci nie grozi, zdawał się mówić, obronię cię przed strachem i zjem wszystkie książki, jeśli będzie trzeba. Ale do obrony miała też Henrika i pomyślała, że mimo paniki opinającej wnętrze jej gardła, przynajmniej spróbuje. Niepewnie więc podała mu dłoń i pozwoliła porwać się z podłogi, ostrożnym, przytłoczonym wzrokiem sięgając w dal głównego korytarza między regałami. Nic jej przy nim nie groziło; niczego nie musiała się bać, należało po prostu o tym pamiętać. - Tu jest tyle wszystkiego - zauważyła zdławionym głosem. - Tyle historii, cudzych wyobrażeń, fantazji… Skarb setek głów. Praca tysięcy dłoni - Isla przełknęła ślinę i odchrząknęła, z ulgą raz po raz spoglądając na Henrika, jak gdyby był jej bezpieczną latarnią wskazującą drogę przez morski sztorm. - Nigdy czegoś takiego nie widziałam - nie musiała tego mówić, wiedział. Wiedział i dlatego ją tu zaprosił, bo wiedział też, że jako dziewczyna, która materialnie posiadała prawie nic, na pewno to doceni - i doceniała. - Często tu przychodzisz? - zapytała, pamiętając, że nazwał to miejsce swoim ulubionym.
Henrik Vestergaard
Re: Księgarnia Mimira Sro 10 Lip - 20:42
Henrik VestergaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Londyn, Anglia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : selkie
Zawód : psychiatra
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : pająk
Atuty : polityk (I), lider (I), uzdrowiciel (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 22 / magia lecznicza: 27 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 1 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 14
Nie uczył jej jak pomagać samemu sobie, bo nigdy nie przyszło mu do główy, że pragnęłaby być dla niego opoką. Nie uczył nikogo, jak postępować z samym sobą, bo nikomu nie ufał. Nie myślał o tym wszystkim, bo nie chciał o tym myśleć — że nigdy nie miał rodziny ani bliskich (na fali rozgoryczenia przekreślił całą relację z matką) ani nikogo tak naprawdę bliskiego. Zbudował w Midgardzie nowe życie i nowe relacje, może niektóre nazwałby nawet na głos przyjaźniami i uśmiechnął się uprzejmie, ale w myślach trzymał wszystkich na bezpieczny dystans. Czy tego chciał (przeważnie chciał), czy nie, ciężar własnych przemilczeń uniemożliwiał mu zaufanie — bo ci wszyscy ludzie, włącznie z Islą, nie polubili (słowa pokochać nawet nie śmiał użyć ani pomyśleć) nigdy selkie, który próbował zrzucić w Midgardzie skórę poprzedniej tożsamości. Polubili Henrika Vestergaarda, normalnego człowieka o normalnej przeszłości i poukładanym życiu i trzymanej w ryzach psychice.
Nie zamierzał im dać szansy na polubienie kogokolwiek innego, bo to za duże ryzyko.
I nie sądził — okłamując samego siebie — by Isla chciała od niego czegokolwiek innego niż bliskości i dobrej zabawy. Niszczył dzisiaj tą zabawę, więc naturalnie czuł się winny. Wzrok Viggo jedynie zaogniał te wyrzuty sumienia, choć Henrik desperacko chciał obarczyć go całą winą za zajście pod księgarnią, a może i nawet za odciągnięcie Isli od słupa z majowymi wstążkami. Spojrzał na norkę ostro, lodowato, udowadniając jej swoją męskość z ludzkiej pozycji. Teraz był od Viggo wyższy i większy i choć utracił zwinność zwierzęcego ciała, to przybraniec nie ośmieli się już go zaatakować. Ale nadal będzie próbował być podstępny i z ciebie kpić - podpowiedział Henrikowi ponury głos pesymizmu i Vestergaard momentalnie się z tym zgodził.
- Pewnie nie przyzwyczaił się do ludzi. - westchnął, choć wcale nie chciał usprawiedliwiać tego potwora. Nie mógł jednak zignorować smutku w głosie Isli. - Może - może mógłby ją pocieszyć i dokuczyć Viggo na raz, po to studiował psychiatrię by móc usmażyć dwie pieczenie na ogniu społecznych zawiłości - musi się z nimi oswoić. Mógłbym go pogłaskać? - zapytał chytrze, wiedząc, że norka tego nie zniesie, ale że w obliczu przykrości i rany Isli ma chyba kiepskie pole manewru.
- Nie nawzajem - zaprotestował, zanim zdążył zaprotestować, że to nie jej wina. Urażona męska duma okazała się jeszcze silniejsza niż empatia. - ja tylko próbowałem umknąć. - ja jestem tu ofiarą!!! - A on jest bardziej doświadczoną - silniejszą - norką. Ocaliłaś mnie. - czy to ją uspokoi? - I to nie twoja wina, choć nie jestem pewien jak dokładnie działa wasza więź. - mówił, zastanawiając się nad tym, co czytał o przybrańcach. Niestety mniej niż o zwierzęcoustnych czy o innych genetykach lub zdolnościach powiązanych ze zwierzętami. W porównaniu do wybuchających berserkerów, czy zatracających się w zwierzęcej formie ludzi, galdrowie z przybrańcami zdawali się najbardziej stabilini psychicznie i wskutek tego najrzadziej odwiedzali jego gabinet. To powinno być optymistyczne, powinno prowadzić do konkluzji, że więź z przybrańcem jest beneficjalna dla zwierzęcia i dla człowieka. Henrik powinien się cieszyć, że Isla ma kogoś, kto zawsze dotrzyma jej towarzystwa i poprawi jej humor i wiedział o tym... ale czy Viggo był normalnym przybrańcem? Czy nie powinny być łagodniejsze, radośniejsze, mniej złośliwe? Może naprawdę miał problemy psychiczne, albo coś z rytuałem poszło nie tak, a Isla nawet tego nie wie?
Zamrugał z dezorientacją, gdy wybuchła i zaczęła grozić żebrakowi; zaślepione bielmem oko dostrzegało przebłyski jej złości i powagi i lojalności. Przez chwilę był zupełnie zdziwiony, bo nikt nigdy nie walczył w jego obronie, przez chwilę nie mówił nic, bo pytanie o najbrzydsze zwierzę wydawało się pułapką (nie mógł przecież orzec, że jest nim norka w jej ramionach), aż wreszcie roześmiał się, ale nie z niej, tylko — miał nadzieję – z nią, jak nad jeziorem.
- Na pewno zapamiętałby taką lekcję. - uśmiechnął się i przytknął czoło do jej czoła, płomienny wybuch żądzy sprawiedliwości skutecznie rozkojarzył go na chwilę od własnego strachu. Ale ten nigdy nie znikał, nie gdy Henrik musiał zastanowić się nad własnym bólem czy odwagą. Spróbował uśmiechać się dalej, ale uśmiech był nieco smutny, bo Isla nic o nim nie wiedziała — nie był odważny, był tchórzem i całe życie uciekał, ale wydawało mu się, że tylko tak zdoła przetrwać i zachować wolną wolę. Próbował nie myśleć o tym, czy nie stał się aby niewolnikiem własnego strachu. Z dwojga złego wolał już własny lęk niż cudze rozkazy i zachcianki. Prawdopodobnie gdyby odzyskał skórę po pogrzebie ojca, dwie dekady wolności wystarczyłyby by jakoś doszedł do siebie — ojciec bywał podły, ale nie był złym panem. I był jego ojcem. Ale rok z Beatrice nauczył go, do jakiego okrucieństwa zdolni są inni i wciąż, nawet po jej śmierci, nie mógł się podźwignąć.
Aż nagle jego lęk rozmył się, przytłoczony czymś innym i niespodziewanym.
Isla się bała. Wyraźnie i zobaczył to — wzrokiem własnym i wzrokiem ślepego oka, i prawdopodobnie czułby to nawet gdyby naprawdę oślepł na obydwoje oczu, bo jej lęk zdawał się teraz intensywny i wręcz namacalny — i słyszał w jaki sposób mówiła o książkach, oszołomiony i przytłoczony. I to on ją tu wziął, chcąc poprawić jej humor, a.…
...nie patrzył wcale na Viggo, bo wiedział, jak wielką pretensję zobaczy. Tak, przychodził to często, ale czy to nie uczyni go w oczach Isli i norki psychopatą?
- To... nikt nie przeczytał wszystkiego, co tu jest. Nikt na świecie. - zaczął ostrożnie, boleśnie niepewny jak ją pocieszyć. Pomagał pacjentom z różnymi fobiami, ale nikt nigdy nie bał się księgarni. Albo całego Midgardu, albo żebraków zmieniających ludzi w norki, albo po prostu spędzenia czasu w towarzystwie nieudacznika, który dał sobie zrobić coś takiego - dodał w myślach. - Nie musimy zwiedzić jej całej. Możemy zobaczyć kawałek. Wybrać jedną książkę z jednej półki. Jakie... historie lubisz? - czy w ogóle to wiesz, czy to taki sam dylemat jak mój ulubiony kolor? - Możemy zacząć od baśni, ale możemy też… iść. Przychodzę tu często, właśnie po to żeby nie musieć oglądać całej naraz. Ale mogę wrócić sam, jeśli ci się nie podoba. - chwycił łagodnie jej dłonie, odpychając myśl o tym, że nigdy nikomu nie pokazał tej księgarni, bo faktycznie zawsze przychodził tu sam.
Nie zamierzał im dać szansy na polubienie kogokolwiek innego, bo to za duże ryzyko.
I nie sądził — okłamując samego siebie — by Isla chciała od niego czegokolwiek innego niż bliskości i dobrej zabawy. Niszczył dzisiaj tą zabawę, więc naturalnie czuł się winny. Wzrok Viggo jedynie zaogniał te wyrzuty sumienia, choć Henrik desperacko chciał obarczyć go całą winą za zajście pod księgarnią, a może i nawet za odciągnięcie Isli od słupa z majowymi wstążkami. Spojrzał na norkę ostro, lodowato, udowadniając jej swoją męskość z ludzkiej pozycji. Teraz był od Viggo wyższy i większy i choć utracił zwinność zwierzęcego ciała, to przybraniec nie ośmieli się już go zaatakować. Ale nadal będzie próbował być podstępny i z ciebie kpić - podpowiedział Henrikowi ponury głos pesymizmu i Vestergaard momentalnie się z tym zgodził.
- Pewnie nie przyzwyczaił się do ludzi. - westchnął, choć wcale nie chciał usprawiedliwiać tego potwora. Nie mógł jednak zignorować smutku w głosie Isli. - Może - może mógłby ją pocieszyć i dokuczyć Viggo na raz, po to studiował psychiatrię by móc usmażyć dwie pieczenie na ogniu społecznych zawiłości - musi się z nimi oswoić. Mógłbym go pogłaskać? - zapytał chytrze, wiedząc, że norka tego nie zniesie, ale że w obliczu przykrości i rany Isli ma chyba kiepskie pole manewru.
- Nie nawzajem - zaprotestował, zanim zdążył zaprotestować, że to nie jej wina. Urażona męska duma okazała się jeszcze silniejsza niż empatia. - ja tylko próbowałem umknąć. - ja jestem tu ofiarą!!! - A on jest bardziej doświadczoną - silniejszą - norką. Ocaliłaś mnie. - czy to ją uspokoi? - I to nie twoja wina, choć nie jestem pewien jak dokładnie działa wasza więź. - mówił, zastanawiając się nad tym, co czytał o przybrańcach. Niestety mniej niż o zwierzęcoustnych czy o innych genetykach lub zdolnościach powiązanych ze zwierzętami. W porównaniu do wybuchających berserkerów, czy zatracających się w zwierzęcej formie ludzi, galdrowie z przybrańcami zdawali się najbardziej stabilini psychicznie i wskutek tego najrzadziej odwiedzali jego gabinet. To powinno być optymistyczne, powinno prowadzić do konkluzji, że więź z przybrańcem jest beneficjalna dla zwierzęcia i dla człowieka. Henrik powinien się cieszyć, że Isla ma kogoś, kto zawsze dotrzyma jej towarzystwa i poprawi jej humor i wiedział o tym... ale czy Viggo był normalnym przybrańcem? Czy nie powinny być łagodniejsze, radośniejsze, mniej złośliwe? Może naprawdę miał problemy psychiczne, albo coś z rytuałem poszło nie tak, a Isla nawet tego nie wie?
Zamrugał z dezorientacją, gdy wybuchła i zaczęła grozić żebrakowi; zaślepione bielmem oko dostrzegało przebłyski jej złości i powagi i lojalności. Przez chwilę był zupełnie zdziwiony, bo nikt nigdy nie walczył w jego obronie, przez chwilę nie mówił nic, bo pytanie o najbrzydsze zwierzę wydawało się pułapką (nie mógł przecież orzec, że jest nim norka w jej ramionach), aż wreszcie roześmiał się, ale nie z niej, tylko — miał nadzieję – z nią, jak nad jeziorem.
- Na pewno zapamiętałby taką lekcję. - uśmiechnął się i przytknął czoło do jej czoła, płomienny wybuch żądzy sprawiedliwości skutecznie rozkojarzył go na chwilę od własnego strachu. Ale ten nigdy nie znikał, nie gdy Henrik musiał zastanowić się nad własnym bólem czy odwagą. Spróbował uśmiechać się dalej, ale uśmiech był nieco smutny, bo Isla nic o nim nie wiedziała — nie był odważny, był tchórzem i całe życie uciekał, ale wydawało mu się, że tylko tak zdoła przetrwać i zachować wolną wolę. Próbował nie myśleć o tym, czy nie stał się aby niewolnikiem własnego strachu. Z dwojga złego wolał już własny lęk niż cudze rozkazy i zachcianki. Prawdopodobnie gdyby odzyskał skórę po pogrzebie ojca, dwie dekady wolności wystarczyłyby by jakoś doszedł do siebie — ojciec bywał podły, ale nie był złym panem. I był jego ojcem. Ale rok z Beatrice nauczył go, do jakiego okrucieństwa zdolni są inni i wciąż, nawet po jej śmierci, nie mógł się podźwignąć.
Aż nagle jego lęk rozmył się, przytłoczony czymś innym i niespodziewanym.
Isla się bała. Wyraźnie i zobaczył to — wzrokiem własnym i wzrokiem ślepego oka, i prawdopodobnie czułby to nawet gdyby naprawdę oślepł na obydwoje oczu, bo jej lęk zdawał się teraz intensywny i wręcz namacalny — i słyszał w jaki sposób mówiła o książkach, oszołomiony i przytłoczony. I to on ją tu wziął, chcąc poprawić jej humor, a.…
...nie patrzył wcale na Viggo, bo wiedział, jak wielką pretensję zobaczy. Tak, przychodził to często, ale czy to nie uczyni go w oczach Isli i norki psychopatą?
- To... nikt nie przeczytał wszystkiego, co tu jest. Nikt na świecie. - zaczął ostrożnie, boleśnie niepewny jak ją pocieszyć. Pomagał pacjentom z różnymi fobiami, ale nikt nigdy nie bał się księgarni. Albo całego Midgardu, albo żebraków zmieniających ludzi w norki, albo po prostu spędzenia czasu w towarzystwie nieudacznika, który dał sobie zrobić coś takiego - dodał w myślach. - Nie musimy zwiedzić jej całej. Możemy zobaczyć kawałek. Wybrać jedną książkę z jednej półki. Jakie... historie lubisz? - czy w ogóle to wiesz, czy to taki sam dylemat jak mój ulubiony kolor? - Możemy zacząć od baśni, ale możemy też… iść. Przychodzę tu często, właśnie po to żeby nie musieć oglądać całej naraz. Ale mogę wrócić sam, jeśli ci się nie podoba. - chwycił łagodnie jej dłonie, odpychając myśl o tym, że nigdy nikomu nie pokazał tej księgarni, bo faktycznie zawsze przychodził tu sam.
Isla Löve
Re: Księgarnia Mimira Czw 11 Lip - 10:32
Isla LöveWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vaasa, Finlandia
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : niksa
Zawód : bezrobotna
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : żbik
Atuty : akrobata (I), pani natury (II), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 5
Mimo tego, co sądził, ona kochała go całego. Z tajemnicami, których jej nie ujawniał, z przeszłością, o której jej nie mówił, z lękami, których przy niej nie nazywał. Z uśmiechem jaśniejszym niż słońce i dotykiem pozostawiającym na jej skórze pasma wrzących, przyjemnych dreszczy. Z ciężarem zaległym na jego ramionach i wymijającą półprawdą odpowiadającą na jej pytania. Kochała go z wadami, które usiłował przy niej zatuszować, a które ona wciąż dostrzegała wbrew jego staraniom. Dziś widać było, że przeznaczenie ich ze sobą związało - w postaci wstążki wplecionej w wianek, który Isla nosiła na głowie z dumą jako symbol jego zwycięstwa i jej własnej lojalności wobec niego. Dlaczego strach, który mieszkał w Henriku jak druga para wnętrzności, próbował mu wmówić, że to wszystko jest niemożliwe? Że na to nie zasłużył?
Co do Viggo jednak - miał rację. Ludzie odwiedzali ich rzadko, a kiedy to robili, znakomitą większość czasu spędzali zapatrzeni w Islę, niemal nie dostrzegający przybrańca, który z sokolą uwagą śledził ich ruchy i oceniał zamiary. Nikt także go nie dotykał, bo sam Viggo na to nie pozwalał. Ale pytanie Henrika tchnęło w jej serce naiwną nadzieję, że może tak mały, lecz ważny krok ku wykształceniu jego tolerancji wobec ludzi faktycznie zadziała.
- Jeśli pozwoli, to oczywiście - pokiwała ufnie i popatrzyła na przybrańca skłębionego w zagłębieniu jej łokcia. Norka zapiszczała w pierwszym obronnym odruchu, ale kiedy Viggo przypomniał sobie lęk i przejęcie w oczach swojej niksy, niechętnie spuścił z tonu i poruszył się w jej ramionach, zwijając się w ciaśniejszy kłębek. Jego lekko najeżona sierść była jedynym dowodem na to, jak obrzydliwa zdawała się dla niego perspektywa dotyku Vestergaarda, ale nie zaprotestował, kiedy Isla wyciągnęła ku niemu rękę z norką. W pewien sposób był jej to winien, a potem znajdzie sobie zbiornik wody, w której się wytapla, żeby zmyć z siebie brud tego degenerata i psychopaty. Bardzo dokładnie. - Tylko bądź delikatny - poprosiła z niepewnym uśmiechem, uważnie spoglądając na całą scenę. Nie chciała nadwyrężać Viggo, ale uwierzyła, że to mu pomoże i dzięki pojednaniu z Henrikiem będzie mu łatwiej przebywać w Midgardzie. - I ty też bądź delikatny - z czułością zwróciła się do norki, która już raz rzuciła się na oponenta, kiedy ten był niższy i pokryty sierścią. Może prędzej czy później zdołają się zaprzyjaźnić?
Przygasłe później emocje, związane sznurem wyrzutów sumienia, rozświetliły jego słowa. Ocaliłaś mnie. Naprawdę to zrobiła? Powstrzymała napaść przybrańca, kiedy ta już się działa, ale nie zdążyła uratować Henrika przed brzydkim zaklęciem, nie czuła się jak jego bohaterka… Ale skoro tak twierdził, skoro uważał, że to wystarczyło, poczuła ogromną ulgę. Lekkość wypełniającą jej kończyny tam, gdzie jeszcze chwilę temu znajdował się ciężar.
- Byłeś piękną norką, wiesz? - spytała cicho, splatając z nim palce. Może nie chciał tego słyszeć, bo doświadczenia były zbyt świeże i nieprzyjemne, ale Isla uważała, że to, co powie, będzie w stanie choć odrobinę osłodzić mu wydarzenia sprzed chwili. - Ciemną jak bezgwiezdna noc. Ze zdrowym, połyskującym futrem, na którym światło układało się jak na obrazie - szeptała. Byłoby lepiej, gdyby nie próbował już więcej nabierać doświadczenia w byciu zwierzęciem wbrew swojej woli, aczkolwiek jej samej uczucie przemiany w nurogęś zawsze kojarzyło się z euforią i wolnością. Ze zrzuceniem z siebie łańcuchów człowieczeństwa, które nie zawsze jej pasowały. - Kiedyś ci opowiem, jeśli będziesz chciał - zaproponowała odnośnie do więzi, która łączyła ją z Viggo, a kiedy tylko skończyła wypowiadać te słowa, norka zapiszczała w proteście. Najwyraźniej przybraniec nie chciał, żeby zdradzała mu ich prywatne, intymne sekrety.
Przymknęła powieki dopiero jak oparł czoło o jej czoło i przez moment po prostu razem istnieli. Dźwięk jego śmiechu przypominał łagodne dzwoneczki, których mogłaby słuchać bez końca; i chociaż miała nadzieję, że zdołają przegnać z jej serca cały strach, ten wciąż pozostał wczepiony w pompujący krew mięsień i w zawijasy myśli. Trudno było jej określić, czego dokładnie boi się w książnicy. Tego, że uzmysłowiła jej ile lat straciła w swojej chatce, nie wiedząc, że ludzie żyjący w swoich skupiskach tworzą tyle rzeczy - a nawet jeśli wiedziała, to nigdy dotąd tak naprawdę tego nie zrozumiała? Tego, że pomieszczenie było wielkie, a każdy, każdy jego kąt wypełniony był książkami? Tego, że łatwo byłoby się tu zgubić, zostać połkniętą przez regały? Isla nie umiała nazwać swoich emocji, patrzyła więc na Henrika w poszukiwaniu pomocy, jak spłoszona sarna, która zaczynała wracać do stada. Powoli wypuściła z płuc powietrze.
- Nie? Ty też? - zapytała trochę nieporadnie. Chyba myślała, że Vestergaard tego dokonał. - Kawałek - przytaknęła z ulgą, która zdawała się wręcz namacalna. Wielka powierzchnia Mimira zbyt ją onieśmielała, ale pomysł z wydzieleniem skrawka do poznania był niezwykle trafny i pozwolił jej emocjom odrobinę ostygnąć. Tym razem to on przekierował jej myśli: zastanowiła się nad tym, które powieści w jej skromnej kolekcji w fińskiej chatce sprawiły jej najwięcej radości. Wybór nie był duży, nie był też nawet ułamkiem tego, co zgromadzono w księgarni, ale zawsze była dumna ze swoich książek i bardzo o nie dbała. - O miłości. Ze szczęśliwym zakończeniem, smutnych nie lubię - zdecydowała i jej wargi wreszcie poruszyły się w cieniu uśmiechu. - I baśnie, tak, ale też szczęśliwe. Przeróżne, przygodowe, z rycerzami, nimfami i duchami, albo zwierzętami obdarzonymi ludzkim głosem - wyliczyła, a Henrik mógł zauważyć, że każde jej słowo odbiera mocy lękom. Mogli od nich zacząć; skinęła głową, zmusiwszy nogi do posłuszeństwa i podtrzymania wątłego ciężaru jej ciała. Jeszcze na moment oparła czoło o ramię mężczyzny, przymknęła powieki, chowając się w nim, żeby zebrać siły. - Nie podoba? - powtórzyła po nim z niedowierzaniem. - Nie, to nie tak. Ja… chciałabym przeczytać je wszystkie. I… i zazdroszczę tobie, wam, że mieliście ten zbiór od zawsze - przyznała z ukłuciem rumieńca parzącego policzki. - Ale tu jest wszystkiego tak dużo, że sama poczułam się mała - dodała, odsłaniając przed nim swoje nagie już emocje, które zdołała odszyfrować. To, co sprawiło, że zamarła w stresie i strachu, przyrównało ją do mrówki w otoczeniu gigantów, a kiedy została w księgarni sama, nie wiedziała jak sobie z tym poradzić. Z Henrikiem u boku było łatwiej, znacznie łatwiej. - Zacznijmy od baśni - poprosiła, zgodziwszy się na głos z jego pomysłem i uniosła głowę, by znów spojrzeć na wnętrze biblioteki. - Możesz mi pokazać swoje ulubione. Inne niż te, które już czytałam - a zapewne było ich wiele; Henrik czasem przynosił książki do jej chatki, a ona pochłaniała je niczym istota znająca tylko głód. A jeśli nie miał już więcej ulubieńców, na pewno znał tytuły, które po prostu lubił, a które z Isla z chęcią by poznała.
Co do Viggo jednak - miał rację. Ludzie odwiedzali ich rzadko, a kiedy to robili, znakomitą większość czasu spędzali zapatrzeni w Islę, niemal nie dostrzegający przybrańca, który z sokolą uwagą śledził ich ruchy i oceniał zamiary. Nikt także go nie dotykał, bo sam Viggo na to nie pozwalał. Ale pytanie Henrika tchnęło w jej serce naiwną nadzieję, że może tak mały, lecz ważny krok ku wykształceniu jego tolerancji wobec ludzi faktycznie zadziała.
- Jeśli pozwoli, to oczywiście - pokiwała ufnie i popatrzyła na przybrańca skłębionego w zagłębieniu jej łokcia. Norka zapiszczała w pierwszym obronnym odruchu, ale kiedy Viggo przypomniał sobie lęk i przejęcie w oczach swojej niksy, niechętnie spuścił z tonu i poruszył się w jej ramionach, zwijając się w ciaśniejszy kłębek. Jego lekko najeżona sierść była jedynym dowodem na to, jak obrzydliwa zdawała się dla niego perspektywa dotyku Vestergaarda, ale nie zaprotestował, kiedy Isla wyciągnęła ku niemu rękę z norką. W pewien sposób był jej to winien, a potem znajdzie sobie zbiornik wody, w której się wytapla, żeby zmyć z siebie brud tego degenerata i psychopaty. Bardzo dokładnie. - Tylko bądź delikatny - poprosiła z niepewnym uśmiechem, uważnie spoglądając na całą scenę. Nie chciała nadwyrężać Viggo, ale uwierzyła, że to mu pomoże i dzięki pojednaniu z Henrikiem będzie mu łatwiej przebywać w Midgardzie. - I ty też bądź delikatny - z czułością zwróciła się do norki, która już raz rzuciła się na oponenta, kiedy ten był niższy i pokryty sierścią. Może prędzej czy później zdołają się zaprzyjaźnić?
Przygasłe później emocje, związane sznurem wyrzutów sumienia, rozświetliły jego słowa. Ocaliłaś mnie. Naprawdę to zrobiła? Powstrzymała napaść przybrańca, kiedy ta już się działa, ale nie zdążyła uratować Henrika przed brzydkim zaklęciem, nie czuła się jak jego bohaterka… Ale skoro tak twierdził, skoro uważał, że to wystarczyło, poczuła ogromną ulgę. Lekkość wypełniającą jej kończyny tam, gdzie jeszcze chwilę temu znajdował się ciężar.
- Byłeś piękną norką, wiesz? - spytała cicho, splatając z nim palce. Może nie chciał tego słyszeć, bo doświadczenia były zbyt świeże i nieprzyjemne, ale Isla uważała, że to, co powie, będzie w stanie choć odrobinę osłodzić mu wydarzenia sprzed chwili. - Ciemną jak bezgwiezdna noc. Ze zdrowym, połyskującym futrem, na którym światło układało się jak na obrazie - szeptała. Byłoby lepiej, gdyby nie próbował już więcej nabierać doświadczenia w byciu zwierzęciem wbrew swojej woli, aczkolwiek jej samej uczucie przemiany w nurogęś zawsze kojarzyło się z euforią i wolnością. Ze zrzuceniem z siebie łańcuchów człowieczeństwa, które nie zawsze jej pasowały. - Kiedyś ci opowiem, jeśli będziesz chciał - zaproponowała odnośnie do więzi, która łączyła ją z Viggo, a kiedy tylko skończyła wypowiadać te słowa, norka zapiszczała w proteście. Najwyraźniej przybraniec nie chciał, żeby zdradzała mu ich prywatne, intymne sekrety.
Przymknęła powieki dopiero jak oparł czoło o jej czoło i przez moment po prostu razem istnieli. Dźwięk jego śmiechu przypominał łagodne dzwoneczki, których mogłaby słuchać bez końca; i chociaż miała nadzieję, że zdołają przegnać z jej serca cały strach, ten wciąż pozostał wczepiony w pompujący krew mięsień i w zawijasy myśli. Trudno było jej określić, czego dokładnie boi się w książnicy. Tego, że uzmysłowiła jej ile lat straciła w swojej chatce, nie wiedząc, że ludzie żyjący w swoich skupiskach tworzą tyle rzeczy - a nawet jeśli wiedziała, to nigdy dotąd tak naprawdę tego nie zrozumiała? Tego, że pomieszczenie było wielkie, a każdy, każdy jego kąt wypełniony był książkami? Tego, że łatwo byłoby się tu zgubić, zostać połkniętą przez regały? Isla nie umiała nazwać swoich emocji, patrzyła więc na Henrika w poszukiwaniu pomocy, jak spłoszona sarna, która zaczynała wracać do stada. Powoli wypuściła z płuc powietrze.
- Nie? Ty też? - zapytała trochę nieporadnie. Chyba myślała, że Vestergaard tego dokonał. - Kawałek - przytaknęła z ulgą, która zdawała się wręcz namacalna. Wielka powierzchnia Mimira zbyt ją onieśmielała, ale pomysł z wydzieleniem skrawka do poznania był niezwykle trafny i pozwolił jej emocjom odrobinę ostygnąć. Tym razem to on przekierował jej myśli: zastanowiła się nad tym, które powieści w jej skromnej kolekcji w fińskiej chatce sprawiły jej najwięcej radości. Wybór nie był duży, nie był też nawet ułamkiem tego, co zgromadzono w księgarni, ale zawsze była dumna ze swoich książek i bardzo o nie dbała. - O miłości. Ze szczęśliwym zakończeniem, smutnych nie lubię - zdecydowała i jej wargi wreszcie poruszyły się w cieniu uśmiechu. - I baśnie, tak, ale też szczęśliwe. Przeróżne, przygodowe, z rycerzami, nimfami i duchami, albo zwierzętami obdarzonymi ludzkim głosem - wyliczyła, a Henrik mógł zauważyć, że każde jej słowo odbiera mocy lękom. Mogli od nich zacząć; skinęła głową, zmusiwszy nogi do posłuszeństwa i podtrzymania wątłego ciężaru jej ciała. Jeszcze na moment oparła czoło o ramię mężczyzny, przymknęła powieki, chowając się w nim, żeby zebrać siły. - Nie podoba? - powtórzyła po nim z niedowierzaniem. - Nie, to nie tak. Ja… chciałabym przeczytać je wszystkie. I… i zazdroszczę tobie, wam, że mieliście ten zbiór od zawsze - przyznała z ukłuciem rumieńca parzącego policzki. - Ale tu jest wszystkiego tak dużo, że sama poczułam się mała - dodała, odsłaniając przed nim swoje nagie już emocje, które zdołała odszyfrować. To, co sprawiło, że zamarła w stresie i strachu, przyrównało ją do mrówki w otoczeniu gigantów, a kiedy została w księgarni sama, nie wiedziała jak sobie z tym poradzić. Z Henrikiem u boku było łatwiej, znacznie łatwiej. - Zacznijmy od baśni - poprosiła, zgodziwszy się na głos z jego pomysłem i uniosła głowę, by znów spojrzeć na wnętrze biblioteki. - Możesz mi pokazać swoje ulubione. Inne niż te, które już czytałam - a zapewne było ich wiele; Henrik czasem przynosił książki do jej chatki, a ona pochłaniała je niczym istota znająca tylko głód. A jeśli nie miał już więcej ulubieńców, na pewno znał tytuły, które po prostu lubił, a które z Isla z chęcią by poznała.
Henrik Vestergaard
Re: Księgarnia Mimira Czw 11 Lip - 20:34
Henrik VestergaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Londyn, Anglia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : selkie
Zawód : psychiatra
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : pająk
Atuty : polityk (I), lider (I), uzdrowiciel (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 22 / magia lecznicza: 27 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 1 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 14
Nie był świadom jak skutecznie zmanipulował Islę niewinną uwagą o głaskaniu przybrańca, dopóki nie poczuł na sobie bardzo oskarżycielskiego spojrzenia Viggo. Spróbował o tym nie myśleć, tak jak próbował wyprzeć ze świadomości wiele innych faktów — sposób, w jaki patrzyła na niego Isla, ochotę z jaką powracał do Finlandii, gorycz własnej zaborczości na Midsommar lub na myśl o końcu ich przygody i kolejnych gościach na brzegu jej jeziora. Wygodniej było nie myśleć. Bezpieczniej było nie myśleć. Skuteczniej było wmawiać sobie, że nigdy nie nauczył się spontaniczności, więc to ważny i zdrowy krok, pozwolić sobie na beztroskę z Islą. Był traktowany instrumentalnie tak długo, że wolał nie uświadomić sobie tego, że właśnie stał się oprawcą dla kogoś innego i równie nieświadomego — wolał łudzić się, że dla Isli to też jest spontaniczna przygoda i że jej ufność wcale nie łamie mu serca.
- Chyba pozwala...? - w jego głos pierwszy raz wkradło się lekkie powątpiewanie, ale jak się zaczyna to trzeba skończyć, a piski i najeżona sierść norki nie były przecież otwartym protestem. Pod ostrzałem wyczekującego spojrzenia Isli wyciągnął rękę i pogłaskał Viggo bardzo delikatnie: nie tyle z troski o komfort norki (no, może trochę), co dbając o to, by móc szybko cofnąć dłoń gdyby ten psychopata postanowił znienacka odgryźć mu palec. Ku jego zdziwieniu, futerko Viggo okazało się zaskakująco miękkie i może kuląc się w ramionach Isli nie był tak brzydki jak wtedy kiedy parskał i prychał. Szybko odgonił tą myśl i cofnął rękę by nie przedłużać cierpienia własnego oraz przybrańca. - Pozwolił i byłem delikatny. - pochwalił się triumfalnie, jakby ten sukces należał wyłącznie do niego. Inni mężczyźni opanowali sztukę chwalenia się tak prozaicznymi czynnościami do perfekcji, przechwalając się w jego gabinecie i w kawiarniach (często chodził jadać sam i równie często podsłuchiwał pary na randkach) pościeleniem łóżka albo zaparzeniem herbaty, i w ich słowach te czynności urastały do rangi ogromnego heroizmu. Jemu podobny ton nigdy nie przychodził równie odruchowo i gładko — może to jakaś umiejętność nabywana w okresie dojrzewania, której z oczywistych względów nie zdążył rozwinąć — ale chyba właśnie mu się udało.
- Tak? - rozpromienił się mimowolnie, choć w teorii nie lubił słuchać o własnej urodzie. Jesteś bardzo przystojny, mówiła przed laty o n a , czy zostawiłaby go w spokoju gdyby n i e był przystojny? Gdyby był przeciętny, normalny? Przed laty próbował doprowadzić się do stanu przeciętności, ale niemodne fryzury i pomięte koszule wcale nie pomagały, drażniąc jedynie jego samego — w końcu przestał i wrócił do typowej dla selkie schludności, uznając walkę z damskimi spojrzeniami za walkę z wiatrakami i licząc, że upływ czasu da mu w końcu zwycięstwo (ale miał czterdziestkę na karku i nadal nie czuł się swobodnie). Z tych samych powodów rzadko komplementował też urodę Isli, nieświadom, jak wielkiej wagi nabiorą przez to w jej sercu jego dzisiejsze słowa, że ładnie jej we wianku.
Ale w ustach Isli, albo w kontekście norek, to wszystko brzmiało inaczej i chyba mógł się tym trochę ucieszyć.
- Ładniejszą norką niż Viggo? - wyrwało mu się z łobuzerskim uśmiechem, a oczy na powrót rozbłysły, jak nad jeziorem. Wiedział, że Isla pewnie wybierze dyplomatyczną odpowiedź, ale w sercu i tak znał prawdę — na pewno każda norka była od Viggo ładniejsza. - Chętnie posłucham. - poprosił uparcie, udając, że nie rozumie protestu ukrytego w zwierzęcych piskach.
- Ja też nie. Chciałbym, ale nikt na świecie nie ma tyle czasu. - roześmiał się dźwięcznie, mocniej obejmując jej dłonie swoimi. - Kawałek to i tak sporo. - szepnął pokrzepiająco, jakby chcąc jej udowodnić, że nawet zerkając na jedną półkę poszerzy swój świat.
- Też je lubię. - wyrwało mu się, gdy poprosiła o szczęśliwe książki o miłości. Nikomu nigdy o tym nie mówił, nie wypadało, ale te bzdury (jak je nazywał, choć czytał je chętnie i chciwie) były jedyną namiastką szczęśliwego związku jaką mógł przeżyć, oczyma wyobraźni i poprzez nieistniejących bohaterów. Przeczytał zapewne więcej romansów niż wypadało komuś o jego wykształceniu i płci i mógłby polecić jakieś Isli, choć nieco się krępował, ale na szczęście zdecydowała się na coś prostszego. Baśnie, towarzyszące mu od zawsze. Od dzieciństwa nie czytał ich długo, od zniknięcia matki nie mógł spoglądać na te w swoim domu, a uświadomiwszy sobie przyczyny jej zniknięcia nie chciał spoglądać na nie w ogóle, ale w trzydzieste urodziny uznał, że czas dorosnąć i nie myśleć już o matce i dorośle kupił sobie kilkanaście tomów z baśniami, bo przecież zawsze je lubił i mimo wszystko zasługiwał na rzeczy, które lubił. - Baśnie łatwo oswoić - zauważył cicho, przesuwając lekko dłonią po jej plecach, spokojnie, Is. - Wszystkie są z pozoru różne, ale opowiadają trochę o tym samym, o problemach uniwersalnych dla każdej kultury. A zarazem, czytając o tych z obcej kultury, można trochę poznać świat. - tak poznał Skandynawię, zanim tu przyjechał. - Skoro chcesz... zabrałem cię tu, byś miała mały element tego zbioru. Mój prezent na Midsommar, wybierz cokolwiek chcesz. - poprosił (powinien był od tego zacząć, ale najpierw szukał zdradzieckiego Viggo, a potem był norką), odsuwając się lekko, by mogła zobaczyć jego uśmiech. - Jako norka czułem się tu jeszcze mniejszy. - puścił jej perskie oko, na pocieszenie, odważywszy się zażartować z traumy sprzed kilku minut. - Chodźmy, baśnie są tam. - pociągnął ją za rękę, pewnie — i bez rozproszeń przy innych półkach, dzisiaj chyba nie była na nie gotowa — prowadząc ją do sekcji z baśniami. - Niech pomyślę, lubię wiele... - zaczął, przesuwając palcami po grzbietach książek, aż zamarł. Zobaczył na półce edycję skandynawskich baśni, której nie było tu ostatnim razem, ale która miała bliźniaczy tytuł do...
-...matka czytała mi to w dzieciństwie. - wyrwało mu się pochopnie, gdy porwał książkę z półki by ją przekartkować i zobaczyć te same ilustracje i ten sam układ opowieści, który — choć w angielskim tłumaczeniu — widział w dzieciństwie. Kontrolnie zerknął jeszcze na spis treści, by ze smutnym uściskiem w sercu przekonać się, że nie ma tam baśni o matce fok (nie było jej nigdzie, musiała ją zmyślić), ale prędko odegnał myśli o matce i wręczył książkę Isli. - Przejrzyj ją sama, albo jakąkolwiek inną. - zachęcił.
- Chyba pozwala...? - w jego głos pierwszy raz wkradło się lekkie powątpiewanie, ale jak się zaczyna to trzeba skończyć, a piski i najeżona sierść norki nie były przecież otwartym protestem. Pod ostrzałem wyczekującego spojrzenia Isli wyciągnął rękę i pogłaskał Viggo bardzo delikatnie: nie tyle z troski o komfort norki (no, może trochę), co dbając o to, by móc szybko cofnąć dłoń gdyby ten psychopata postanowił znienacka odgryźć mu palec. Ku jego zdziwieniu, futerko Viggo okazało się zaskakująco miękkie i może kuląc się w ramionach Isli nie był tak brzydki jak wtedy kiedy parskał i prychał. Szybko odgonił tą myśl i cofnął rękę by nie przedłużać cierpienia własnego oraz przybrańca. - Pozwolił i byłem delikatny. - pochwalił się triumfalnie, jakby ten sukces należał wyłącznie do niego. Inni mężczyźni opanowali sztukę chwalenia się tak prozaicznymi czynnościami do perfekcji, przechwalając się w jego gabinecie i w kawiarniach (często chodził jadać sam i równie często podsłuchiwał pary na randkach) pościeleniem łóżka albo zaparzeniem herbaty, i w ich słowach te czynności urastały do rangi ogromnego heroizmu. Jemu podobny ton nigdy nie przychodził równie odruchowo i gładko — może to jakaś umiejętność nabywana w okresie dojrzewania, której z oczywistych względów nie zdążył rozwinąć — ale chyba właśnie mu się udało.
- Tak? - rozpromienił się mimowolnie, choć w teorii nie lubił słuchać o własnej urodzie. Jesteś bardzo przystojny, mówiła przed laty o n a , czy zostawiłaby go w spokoju gdyby n i e był przystojny? Gdyby był przeciętny, normalny? Przed laty próbował doprowadzić się do stanu przeciętności, ale niemodne fryzury i pomięte koszule wcale nie pomagały, drażniąc jedynie jego samego — w końcu przestał i wrócił do typowej dla selkie schludności, uznając walkę z damskimi spojrzeniami za walkę z wiatrakami i licząc, że upływ czasu da mu w końcu zwycięstwo (ale miał czterdziestkę na karku i nadal nie czuł się swobodnie). Z tych samych powodów rzadko komplementował też urodę Isli, nieświadom, jak wielkiej wagi nabiorą przez to w jej sercu jego dzisiejsze słowa, że ładnie jej we wianku.
Ale w ustach Isli, albo w kontekście norek, to wszystko brzmiało inaczej i chyba mógł się tym trochę ucieszyć.
- Ładniejszą norką niż Viggo? - wyrwało mu się z łobuzerskim uśmiechem, a oczy na powrót rozbłysły, jak nad jeziorem. Wiedział, że Isla pewnie wybierze dyplomatyczną odpowiedź, ale w sercu i tak znał prawdę — na pewno każda norka była od Viggo ładniejsza. - Chętnie posłucham. - poprosił uparcie, udając, że nie rozumie protestu ukrytego w zwierzęcych piskach.
- Ja też nie. Chciałbym, ale nikt na świecie nie ma tyle czasu. - roześmiał się dźwięcznie, mocniej obejmując jej dłonie swoimi. - Kawałek to i tak sporo. - szepnął pokrzepiająco, jakby chcąc jej udowodnić, że nawet zerkając na jedną półkę poszerzy swój świat.
- Też je lubię. - wyrwało mu się, gdy poprosiła o szczęśliwe książki o miłości. Nikomu nigdy o tym nie mówił, nie wypadało, ale te bzdury (jak je nazywał, choć czytał je chętnie i chciwie) były jedyną namiastką szczęśliwego związku jaką mógł przeżyć, oczyma wyobraźni i poprzez nieistniejących bohaterów. Przeczytał zapewne więcej romansów niż wypadało komuś o jego wykształceniu i płci i mógłby polecić jakieś Isli, choć nieco się krępował, ale na szczęście zdecydowała się na coś prostszego. Baśnie, towarzyszące mu od zawsze. Od dzieciństwa nie czytał ich długo, od zniknięcia matki nie mógł spoglądać na te w swoim domu, a uświadomiwszy sobie przyczyny jej zniknięcia nie chciał spoglądać na nie w ogóle, ale w trzydzieste urodziny uznał, że czas dorosnąć i nie myśleć już o matce i dorośle kupił sobie kilkanaście tomów z baśniami, bo przecież zawsze je lubił i mimo wszystko zasługiwał na rzeczy, które lubił. - Baśnie łatwo oswoić - zauważył cicho, przesuwając lekko dłonią po jej plecach, spokojnie, Is. - Wszystkie są z pozoru różne, ale opowiadają trochę o tym samym, o problemach uniwersalnych dla każdej kultury. A zarazem, czytając o tych z obcej kultury, można trochę poznać świat. - tak poznał Skandynawię, zanim tu przyjechał. - Skoro chcesz... zabrałem cię tu, byś miała mały element tego zbioru. Mój prezent na Midsommar, wybierz cokolwiek chcesz. - poprosił (powinien był od tego zacząć, ale najpierw szukał zdradzieckiego Viggo, a potem był norką), odsuwając się lekko, by mogła zobaczyć jego uśmiech. - Jako norka czułem się tu jeszcze mniejszy. - puścił jej perskie oko, na pocieszenie, odważywszy się zażartować z traumy sprzed kilku minut. - Chodźmy, baśnie są tam. - pociągnął ją za rękę, pewnie — i bez rozproszeń przy innych półkach, dzisiaj chyba nie była na nie gotowa — prowadząc ją do sekcji z baśniami. - Niech pomyślę, lubię wiele... - zaczął, przesuwając palcami po grzbietach książek, aż zamarł. Zobaczył na półce edycję skandynawskich baśni, której nie było tu ostatnim razem, ale która miała bliźniaczy tytuł do...
-...matka czytała mi to w dzieciństwie. - wyrwało mu się pochopnie, gdy porwał książkę z półki by ją przekartkować i zobaczyć te same ilustracje i ten sam układ opowieści, który — choć w angielskim tłumaczeniu — widział w dzieciństwie. Kontrolnie zerknął jeszcze na spis treści, by ze smutnym uściskiem w sercu przekonać się, że nie ma tam baśni o matce fok (nie było jej nigdzie, musiała ją zmyślić), ale prędko odegnał myśli o matce i wręczył książkę Isli. - Przejrzyj ją sama, albo jakąkolwiek inną. - zachęcił.
Isla Löve
Re: Księgarnia Mimira Czw 11 Lip - 22:02
Isla LöveWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vaasa, Finlandia
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : niksa
Zawód : bezrobotna
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : żbik
Atuty : akrobata (I), pani natury (II), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 5
Okropnie zależało jej na tym, żeby Henrik i Viggo znaleźli nić porozumienia. Może niepewnie zawieszona w powietrzu dłoń o smukłych palcach - dłoń, którą ona polubiła całować i podgryzać; w której zagłębieniu skrywała policzek; którą nauczyła w jaki sposób obchodzić się z jej kwiatami, lub przynajmniej próbowała nauczyć - miała stać się pierwszym kamieniem milowym na drodze do ich przyjaźni? Z zapartym tchem patrzyła na rozwijający się pomiędzy nimi gest. Viggo na impulsywną sekundę obnażył ząbki, ale kiedy przypomniał sobie, że robił to wszystko dla Isli, natychmiast pozwolił wargom znów opaść w dół i zdusił pełne zdegustowania prychnięcie, wreszcie czując na sobie dotyk Vestergaarda. W najbardziej nierzeczywistych, najpotworniejszych przewidywaniach nie sądził, że kiedyś do tego dojdzie, a o to niepojęte właśnie się wydarzyło. Jednakże zdawał sobie sprawę ze wzroku swojej niksy: rozbłyskującego ulgą i zachwytem, emocjami norki, przed którą pojawiła się ławica dorodnych, pulchnych ryb wręcz pchających się do zwierzęcych szczęk. Znał ten rodzaj ulgi. Znał jej uczucia na tyle, by wiedzieć, że pod żadnym pozorem nie wolno mu przerwać pożal się Odynie pieszczoty, owego kruchego rozejmu, bo jeśli to zrobi, to to ją zrani. Łypnął zatem z odrazą na Henrika, ale się nie cofnął, mimo że w swojej duszy modlił się o jak najszybsze zakończenie tortury.
- Byłeś! Jest miękki, prawda? - ucieszyła się, przenosząc wzrok, by pochwycić nim spojrzenie Henrika. - To tajemnica, ale po tym, jak matka… jak przestała z nami mieszkać - nie nazwała tego w inny sposób, słowa nie chciały przejść jej przez gardło -, wykorzystałam zostawiony przez nią grzebień, żeby go czesać. Bardzo delikatnie. Wcześniej też był miły w dotyku, ale od tamtej pory stał się prawie aksamitny, jak babie lato - oznajmiła z dumą i przesunęła dłonią po grzbiecie Viggo, który tym razem wyprężył się z ochotą, najwyraźniej uważając to za nagrodę za cierpienia, których doznał pod palcami tego gburowatego oszołoma, którego z niewiadomego powodu Isla tak lubiła. - Poza mną - oraz Vaasą - jesteś jedynym człowiekiem, któremu pozwolił się dotknąć i nie podniósł przy tym alarmu - pochwaliła ukochanego, jak gdyby osiągnięcie należało przypisać jemu, nie zaś ascetycznej wspaniałomyślności przybrańca, który słysząc jej słowa, pisnął z niesmakiem. - Teraz Henrik na pewno już się na ciebie nie gniewa - zacmokała do przybrańca, słodkie, a przy tym nasycone lisim błyskiem spojrzenie posyłając także w kierunku galdra. Mówił, że ich bijatyka nie była jej winą, ale to rozgrzeszenie automatycznie nie rozszerzało się również na Viggo, natomiast Isla nie chciała, żeby pozostała pomiędzy nimi zadra zwaśnienia. Nie na jej warcie.
Aczkolwiek skomplementowanie jego zwierzęcej postaci mogło okazać się kolejnym klinem, wbitym pomiędzy nich jak wyzwanie. Na szczęście tym razem przybraniec nie zareagował popiskiwaniem czy prychnięciem, a to, co pomyślał sobie w duchu, oraz w jaki sposób skwitował chuderlawą formę Vestergaarda, pozostało jego słodką tajemnicą. Isli jednak podobał się sposób, w jaki oczy Henrika rozbłysły. Sposób, w jaki delikatna, niemal niedostrzegalna plama czerwieni musnęła jego policzki, a pierś naprężyła w podobieństwie do ptaka stroszącego pióra.
- Równie piękną - zaśmiała się na zarzuconą przez niego przynętę, całkiem sprytną. Nie istniało dla niej zwierzę ładniejsze od jej wieloletniego przyjaciela, ale dziś nie miała zamiaru urazić ani jednego, ani drugiego, skoro najwyraźniej z ochotą robili to sami; potem pokiwała głową. - Ale kiedy indziej. To dzień twoich cudów, nie moich - rzuciła miękko, ucieszona myślą, że będzie mogła opowiedzieć mu o czymś prawdziwie ważnym. Czymś baśniowym, niejednoznacznym, niedostępnym dla przypadkowego galdra. Czymś wykraczającym poza międzyludzkie więzi, często zbyt kruche i niepewne. Była przy tym ciekawa jakim stworzeniem okazałby się jego chowaniec; co przepowiedziałaby volva, gdyby spojrzała w duszę Henrika, jakiego towarzysza by mu wywróżyła?
- Może to dlatego, że połowę waszego życia, połowę doby, która pozostaje poza snem, połyka praca. Trawi soki takich możliwości i wchłania je, żeby napędzić energią coś innego - zastanowiła się, wnioskiem próbując odpędzić delikatne, ledwo słyszalne drżenie z nut swojego głosu. Organizm reagował na rozlewający się po jej żyłach strach, czuła się jak zbyt mocno rozciągnięty gobelin, którego szwy zaraz się rozprują, ale każde słowo i każda myśl pozwalały jej w jakimś stopniu o tym zapomnieć. - Gdybyś, zamiast czytać z ludzi, mógł czytać tylko z papieru, pewnie byłbyś już w połowie - dodała z bladym uśmiechem, delikatnie machnąwszy dłonią w kierunku wnętrza biblioteki, w połowie tego. Humor tym razem przychodził jej nieco opornie, ale silny dotyk Henrika, stabilność płynąca z jego bliskości oraz kojący ton jego głosu dekoncentrowały ją od trudności.
- Tak? - pochwyciła łagodnie, wreszcie z czymś, czemu najbliżej było do radości, kiedy przyznał, że znajdował sympatię dla romansów. Nie powinno jej to dziwić: był wrażliwym i czarującym kochankiem, zarówno nienasyconym, jak i czułym, szaleńczym i sennym, i zawsze potrafił sprawić, by poczuła się ważna. Jak dziś - odnalezieniem jej wstążki przy słupie majowym. Odruchowo dotknęła swojego wianka i uśmiechnęła się miękko. - Wspólny język całego świata - szepnęła z natchnieniem. Nigdy nie patrzyła na baśnie w taki sposób, dopiero on zwrócił na to jej uwagę i pozwolił wierzyć, że naprawdę tak było. - Bardzo dużo wiesz… cóż, o wszystkim - zachichotała, choć przy niej wiedzieć dużo wcale nie było dokonaniem wygórowanym, był jednak niewątpliwie najmądrzejszym, najbardziej obytym człowiekiem, jakiego w swoim życiu poznała. I należał do niej. - Naprawdę? - jej oczy, ponownie otwarte szeroko jak monety, poszybowały spojrzeniem do kolekcji regałów i tysięcy książek. Mogła wybrać jakąś z nich i zabrać ją do domu?
Z wrażenia aż zamilkła, pozwoliwszy Henrikowi prowadzić się przez labirynt korytarzy, które zdawały się przemawiać do nich w języku, który rozumiał tylko on. Był w Mimirze częstym gościem i kiedy nawigował ich z wprawą doświadczonego żeglarza, dotarło do niej, że naprawdę nie żartował. Moje ulubione miejsce w Midgardzie. Nie można było tego nie zrozumieć - nawet onieśmielona widziała piękno zaklęte w półkach wypełnionych wielokolorowymi okładkami książek, spośród których łowiła przypadkowe tytuły. Wokół nich panowała krystaliczna cisza, sprzyjająca lekturze, a powierzchnia księgarni gwarantowała, że jeśli chciało się pozostać samotnym, można było bez trudu uniknąć innych ludzi; obok strachu mieszkał więc również spokój.
- Chcę tę - zadecydowała impulsywnie, jeszcze zanim przyjęła od niego tom baśni. Coś, co towarzyszyło mu już od dzieciństwa, a co teraz również ona mogła poznać. Była w tym iskra przypominająca jej most łączący przeszłość z teraźniejszością, a jeśli potem o tym porozmawiają, jeśli wymienią się spostrzeżeniami, wnioskami, jeśli opowiedzą sobie o tym, która bajka okazała się ich ulubioną - również z przyszłością. Po chwili jednak jej wzrok przykuła oprawiona w czerwień książka, na której grzbiecie literami srebrnymi jak blask księżyca prężył się tytuł “Wieża wstążek”. Otaczała ją aura niemal syreniego śpiewu, tak uwodzącego, że niksa, nie bacząc na konwenanse, bez trudu ułożyła stopy na niższej półce regału, żeby móc jej dosięgnąć, a kiedy to nie pomogło, zamiast wspomóc się magią - po prostu wspięła się szczebel wyżej, zwinnie balansując na drewnianej krawędzi. - Albo tę… - zadumała się, kiedy zeskoczyła z powrotem na ziemię ze swoją zdobyczą i spojrzała na okładkę. Odciśnięta na niej ilustracja suchorytu przedstawiała wieżę okoloną lasem, na której szczycie mężczyzna i kobieta trzymali się za dłonie, a wokół ich nadgarstków powiewała szarfa, którą byli związani. - Znasz ją? - zapytała Henrika. - Nie wiem, która z nich jest ładniejsza - w jednej ręce: pewien wybór baśni jego dzieciństwa, w drugiej: nieczarterowane jeszcze wody, coś, co impulsywnie skusiło ją spośród setek egzemplarzy. Nie przeszło jej przecież przez myśl, że mogłaby wybrać dwie, bo w mniemaniu Isli jedna książka musiała kosztować małą fortunę.
Najwyraźniej jednak nie dla niego, bo kiedy wyszli z Mimira, zrobili to z obiema książkami, które przykuły jej uwagę.
Isla i Henrik z tematu
- Byłeś! Jest miękki, prawda? - ucieszyła się, przenosząc wzrok, by pochwycić nim spojrzenie Henrika. - To tajemnica, ale po tym, jak matka… jak przestała z nami mieszkać - nie nazwała tego w inny sposób, słowa nie chciały przejść jej przez gardło -, wykorzystałam zostawiony przez nią grzebień, żeby go czesać. Bardzo delikatnie. Wcześniej też był miły w dotyku, ale od tamtej pory stał się prawie aksamitny, jak babie lato - oznajmiła z dumą i przesunęła dłonią po grzbiecie Viggo, który tym razem wyprężył się z ochotą, najwyraźniej uważając to za nagrodę za cierpienia, których doznał pod palcami tego gburowatego oszołoma, którego z niewiadomego powodu Isla tak lubiła. - Poza mną - oraz Vaasą - jesteś jedynym człowiekiem, któremu pozwolił się dotknąć i nie podniósł przy tym alarmu - pochwaliła ukochanego, jak gdyby osiągnięcie należało przypisać jemu, nie zaś ascetycznej wspaniałomyślności przybrańca, który słysząc jej słowa, pisnął z niesmakiem. - Teraz Henrik na pewno już się na ciebie nie gniewa - zacmokała do przybrańca, słodkie, a przy tym nasycone lisim błyskiem spojrzenie posyłając także w kierunku galdra. Mówił, że ich bijatyka nie była jej winą, ale to rozgrzeszenie automatycznie nie rozszerzało się również na Viggo, natomiast Isla nie chciała, żeby pozostała pomiędzy nimi zadra zwaśnienia. Nie na jej warcie.
Aczkolwiek skomplementowanie jego zwierzęcej postaci mogło okazać się kolejnym klinem, wbitym pomiędzy nich jak wyzwanie. Na szczęście tym razem przybraniec nie zareagował popiskiwaniem czy prychnięciem, a to, co pomyślał sobie w duchu, oraz w jaki sposób skwitował chuderlawą formę Vestergaarda, pozostało jego słodką tajemnicą. Isli jednak podobał się sposób, w jaki oczy Henrika rozbłysły. Sposób, w jaki delikatna, niemal niedostrzegalna plama czerwieni musnęła jego policzki, a pierś naprężyła w podobieństwie do ptaka stroszącego pióra.
- Równie piękną - zaśmiała się na zarzuconą przez niego przynętę, całkiem sprytną. Nie istniało dla niej zwierzę ładniejsze od jej wieloletniego przyjaciela, ale dziś nie miała zamiaru urazić ani jednego, ani drugiego, skoro najwyraźniej z ochotą robili to sami; potem pokiwała głową. - Ale kiedy indziej. To dzień twoich cudów, nie moich - rzuciła miękko, ucieszona myślą, że będzie mogła opowiedzieć mu o czymś prawdziwie ważnym. Czymś baśniowym, niejednoznacznym, niedostępnym dla przypadkowego galdra. Czymś wykraczającym poza międzyludzkie więzi, często zbyt kruche i niepewne. Była przy tym ciekawa jakim stworzeniem okazałby się jego chowaniec; co przepowiedziałaby volva, gdyby spojrzała w duszę Henrika, jakiego towarzysza by mu wywróżyła?
- Może to dlatego, że połowę waszego życia, połowę doby, która pozostaje poza snem, połyka praca. Trawi soki takich możliwości i wchłania je, żeby napędzić energią coś innego - zastanowiła się, wnioskiem próbując odpędzić delikatne, ledwo słyszalne drżenie z nut swojego głosu. Organizm reagował na rozlewający się po jej żyłach strach, czuła się jak zbyt mocno rozciągnięty gobelin, którego szwy zaraz się rozprują, ale każde słowo i każda myśl pozwalały jej w jakimś stopniu o tym zapomnieć. - Gdybyś, zamiast czytać z ludzi, mógł czytać tylko z papieru, pewnie byłbyś już w połowie - dodała z bladym uśmiechem, delikatnie machnąwszy dłonią w kierunku wnętrza biblioteki, w połowie tego. Humor tym razem przychodził jej nieco opornie, ale silny dotyk Henrika, stabilność płynąca z jego bliskości oraz kojący ton jego głosu dekoncentrowały ją od trudności.
- Tak? - pochwyciła łagodnie, wreszcie z czymś, czemu najbliżej było do radości, kiedy przyznał, że znajdował sympatię dla romansów. Nie powinno jej to dziwić: był wrażliwym i czarującym kochankiem, zarówno nienasyconym, jak i czułym, szaleńczym i sennym, i zawsze potrafił sprawić, by poczuła się ważna. Jak dziś - odnalezieniem jej wstążki przy słupie majowym. Odruchowo dotknęła swojego wianka i uśmiechnęła się miękko. - Wspólny język całego świata - szepnęła z natchnieniem. Nigdy nie patrzyła na baśnie w taki sposób, dopiero on zwrócił na to jej uwagę i pozwolił wierzyć, że naprawdę tak było. - Bardzo dużo wiesz… cóż, o wszystkim - zachichotała, choć przy niej wiedzieć dużo wcale nie było dokonaniem wygórowanym, był jednak niewątpliwie najmądrzejszym, najbardziej obytym człowiekiem, jakiego w swoim życiu poznała. I należał do niej. - Naprawdę? - jej oczy, ponownie otwarte szeroko jak monety, poszybowały spojrzeniem do kolekcji regałów i tysięcy książek. Mogła wybrać jakąś z nich i zabrać ją do domu?
Z wrażenia aż zamilkła, pozwoliwszy Henrikowi prowadzić się przez labirynt korytarzy, które zdawały się przemawiać do nich w języku, który rozumiał tylko on. Był w Mimirze częstym gościem i kiedy nawigował ich z wprawą doświadczonego żeglarza, dotarło do niej, że naprawdę nie żartował. Moje ulubione miejsce w Midgardzie. Nie można było tego nie zrozumieć - nawet onieśmielona widziała piękno zaklęte w półkach wypełnionych wielokolorowymi okładkami książek, spośród których łowiła przypadkowe tytuły. Wokół nich panowała krystaliczna cisza, sprzyjająca lekturze, a powierzchnia księgarni gwarantowała, że jeśli chciało się pozostać samotnym, można było bez trudu uniknąć innych ludzi; obok strachu mieszkał więc również spokój.
- Chcę tę - zadecydowała impulsywnie, jeszcze zanim przyjęła od niego tom baśni. Coś, co towarzyszyło mu już od dzieciństwa, a co teraz również ona mogła poznać. Była w tym iskra przypominająca jej most łączący przeszłość z teraźniejszością, a jeśli potem o tym porozmawiają, jeśli wymienią się spostrzeżeniami, wnioskami, jeśli opowiedzą sobie o tym, która bajka okazała się ich ulubioną - również z przyszłością. Po chwili jednak jej wzrok przykuła oprawiona w czerwień książka, na której grzbiecie literami srebrnymi jak blask księżyca prężył się tytuł “Wieża wstążek”. Otaczała ją aura niemal syreniego śpiewu, tak uwodzącego, że niksa, nie bacząc na konwenanse, bez trudu ułożyła stopy na niższej półce regału, żeby móc jej dosięgnąć, a kiedy to nie pomogło, zamiast wspomóc się magią - po prostu wspięła się szczebel wyżej, zwinnie balansując na drewnianej krawędzi. - Albo tę… - zadumała się, kiedy zeskoczyła z powrotem na ziemię ze swoją zdobyczą i spojrzała na okładkę. Odciśnięta na niej ilustracja suchorytu przedstawiała wieżę okoloną lasem, na której szczycie mężczyzna i kobieta trzymali się za dłonie, a wokół ich nadgarstków powiewała szarfa, którą byli związani. - Znasz ją? - zapytała Henrika. - Nie wiem, która z nich jest ładniejsza - w jednej ręce: pewien wybór baśni jego dzieciństwa, w drugiej: nieczarterowane jeszcze wody, coś, co impulsywnie skusiło ją spośród setek egzemplarzy. Nie przeszło jej przecież przez myśl, że mogłaby wybrać dwie, bo w mniemaniu Isli jedna książka musiała kosztować małą fortunę.
Najwyraźniej jednak nie dla niego, bo kiedy wyszli z Mimira, zrobili to z obiema książkami, które przykuły jej uwagę.
Isla i Henrik z tematu