Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Dom przy latarni

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Dom przy latarni
    Połączony z latarnią dom latarniczki. Bardzo przytulny, z mnóstwem drewnianych elementów. Za niewielką opłatą mogą się tu zatrzymać badacze fauny i flory wodnej, by mieć doskonały punkt wypadowy do swoich badań. Całość składa się z parteru na którym mieszka właścicielka domu - jest tam jej sypialnia, mała spiżarnia i połączony z kuchnią mały salon. W środku kominek i mnóstwo książek. Na piętrze są dwa małe pokoje dla gości, druga łazienka i niewielki schowek.
    Widzący
    Ingvar Guildenstern
    Ingvar Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t1944-ingvar-guildenstern#22104https://midgard.forumpolish.com/t1954-ingvar-guildensternhttps://midgard.forumpolish.com/t1955-pellehttps://midgard.forumpolish.com/


    01.05.2001

    Niesprzyjające warunki atmosferyczne to błahy pretekst, by zmienić swoje plany, więc ignoruję głos rozsądku, który próbuje mnie przekonać do pozostania w łóżku. Ignoruję chłód, który wdziera się pod ciepłą odzież ochroną. Ignoruję wzburzony nieokiełznanym temperament morza, które za wszelką cenę chce udowodnić mi, żebym został na lądzie. Spienione fale przywodzą na myśl toczące się gęstą pianę z pyska chorego na wściekliznę psa - są równie agresywne, co bezpański kundel walczący o przetrwanie i nieustępliwe, jak każde skierowane pod adresem Gulidensternów kłamliwe słowa uwiecznione na stronach plotkarskiego szmatławca. Dyktuję im swoje warunki - z upartością wijącą się w plątanie żył, z dumnie uniesiona ku słońcu głową, z zastygłą na rysach twarzy pewnością siebie.
    Mgła przerzedza się bliżej linii lądu, kiedy na horyzoncie pojawia się złota tarcza słońca. Latania, dotychczas ukryta w gęstej, białej mgle, wyjawia mi swoje obskurne tajemnice, w formie wiekowych ścian, z którymi czas rozliczył się bezlitośnie, jednak dopóki spełnia swoją funkcje i wskazuje drogę zabłąkanym żeglarzom, nie wymaga remontu, a przynajmniej tak twierdzi mój ojciec. Ja, osoba, która spędziła pod jej dachem nie jedną noc, nie podzielam jego zdania, ale póki co remont portu północnego stoi wyżej w kolejce priorytetów.
    Uśmiech układający się na moich wargach, uwarunkowany jej obecnością, wygląda jak marna imitacja zadowolenia, albo nawet parodia tego grymasu. Coraz rzadziej się uśmiechem. Moja twarz zwykle wykrzywia pełen zgorzknienia wyraz, jakby cała radość życia, jaka czerpałem, rozpłynęła się razem z znikającym z chodników śniegiem. Z dobrym humorem rozstałem się w dniu pogrzebu Silje. Mam wrażenie, że wraz z jej ciałem, na dnie trumny spaczął także on.
    - Kim jest dla ciebie jestem? - śmieję się, chociaż mój śmiech, unoszący się w powietrzu razem z skroplonym w parę obłokiem oddechu, brzmi nienaturalnie w otaczającej nas przestrzeni - zagłusza uderzające o brzeg falę i szum odbijającego się od fasady latarni wiatru. – Złotą rybką spełniającą życzenia?
    Owszem. Tym właśnie jestem. Tym jednym dniem w miesiącu, kiedy Sigri może prosić o co tylko chce i mieć pewność, że upragnione przedmioty znajdą się na dnie jednej z dwóch skrzyń, bo tylko tym drobnym gestem mogę jej podziękować za to, że stanowi jeden z jaśniejszych punktów na mapie moich podróży.
    Nie protestuję, kiedy jej przeszukuje, jakby ich obecność była ważniejsza od mojej i z praktycznego punktu widzenia. Jestem jej jednym łącznikiem ze światem zewnętrznym. Zapasy, które jej zwożę, umożliwiają jej przetrwania na tym pozbawionym ludzkiego ciepła bezludziu.
    Jak sobie radzi Sgiridur, Ingvar? Nie postradała jeszcze zmysłów?, ojciec za każdym razem zadawał te same pytanie, a ja z każdym razem odpowiadam, że jest równie twarda, co mury latarni, ale on - czego ojciec nie wie - kruczą się pod zębem wygryzającego się w nie czasu i modlę się o przychylność morski bóstw, żeby ja nie spotkał podobny los.
    - Ile lat jesteś zamknięta w tej wieży, księżniczko? - kontynuuję, nie tłumiąc żartobliwego tonu błagającego się między słowami. – Już dawno przekroczyłeś limit trzech życzeń.
    Tak, zrealizowałem wszystkie jej zachcianki. Rozbawiony błysk w mojej spojrzenie to potwierdza, podobnie jak szerszy uśmiech rozciągający się na ustach kuzynki, kiedy otwiera wieko drugiej skrzyni.
    - Wiem, że jestem, dlatego witasz mnie zawsze z tym samym entuzjazmem.
    Nie oczekuję od niej żadnego "cześć, jak się masz?", nie oczekuję żadnej kurtuazji. W tej zamkniętej do naszej obecności przestrzeni, gdzie jednym spoiwem łączącym nas z rzeczywistością, są nasze głos, wystarczyła radość w spojrzeniu, wino i orzechy. Oraz świadomość, że możemy na siebie liczyć. W jej towarzystwie mogę pozwolić sobie na chwile rozluźnienia, bo wiem, że nie spojrzy na mnie ani karcąco, ani oceniająco. Czasem tu, w tej latarni, czuję się bardziej w domu, niż w Burzowym Przylądku, który z roku na rok staje się coraz bardziej odległy i obcy – jak nieznany, majaczący na horyzoncie nieznany ląd . Dziecięca radość, która w formie śmiechów niosła się po korytarzach, zniknęła. Teraz są pustym, pozbawionym życia echem przeszłości.
    - Przy kawie opowiedz mi o tym tupie, co go znalazłaś na plaży. Chcę znać wszystkie szczegóły.
    Nie czekam na specjalne zaproszenie - wchodzę do środka i zamykam za sobą drzwi. Pocieram dłoń o dłoń, by przywrócić do nich krążenie i idę za nią do niewielkiego, wydzielonego na kuchnie pomieszczenia. Zdejmuję kurtkę, przewieszam ją przez oparcie krzesła i siadam na drugim, przy niewielkim stole. Dopiero teraz, kiedy ciepło panujące w środku, przenika pod ubranie, uświadamiam sobie, że nie tylko ręce mi zmarzły; chłód wypędził niemal całe ciepło z mojego organizmu.
    Widzący
    Sigríður Guildenstern
    Sigríður Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t2327-sigriur-guildenstern#27524https://midgard.forumpolish.com/t2337-sigriur-guildenstern#27661https://midgard.forumpolish.com/t2338-espresso#27662https://midgard.forumpolish.com/f96-latarnia-morska


    Ostatnie krople kolumbijskiej kawy skapywały właśnie do serwera, gdy Sigríður zdała sobie sprawę, że będzie mieć zakwasy  od tych kilku-kilkunastu uśmiechów, które wymieni z Ingvarem. Choć uważała, że ma w sobie dużo więcej beztroski niż jej kuzyn, to mogliby rywalizować o tytuł najmniej uśmiechniętego człowieka w  tej części magicznej Skandynawii. Ona nie miała zbyt wielu okazji, by ktokolwiek zobaczył jej rozciągające się w “grymasie” wargi; on przez ciężar serca rzadko pozwalał sobie na takie fanaberie. A jednak, gdy się spotykali bili własne rekordy. Później, gdy się rozstaną, jedyne co im zostanie po spotkaniu to potrzeba jogi twarzy, puste butelki po winie i wspomnienie kilku udanych żartów. Tym razem jednak latarniczka zamierzała zapewnić mu nieco atrakcji i to nie tylko w postaci mrocznych opowieści o jej nienajlepszym stanie psychicznym od ostatniego znaleziska na plaży. Wiedziała jednak, że i od tego nie ucieknie. Jakkolwiek bardzo by chciała udawać, że nic się nie wydarzyło, miała świadomość, że dopóki nie zajmie się tematem, ten będzie ją drążył niczym wilk leniwie obgryzający kość.
    Najpierw jednak przyjemności.
    - Jesteś najbrzydszą złotą rybką, jaką widziałam. Ale spełniasz życzenia lepiej niż te małe dziwolągi.
    Uwielbiała mu dogryzać.
    W przeciwieństwie do złotej rybki, gdyby Ingvar został złapany przez jakichkolwiek niepomyślnych mu galdrów, nie zgodziłby się na łaskę w postaci darowania życia i uwięzienia w stawie miłosierdzia. Prędzej runęłoby niebo, a wzgórza zaczęły lewitować, niż zgodziłby się na ograniczenie jego wolności. Dlatego też Sigríður nigdy nie próbowała robić tego w żaden sposób. Nie była wobec niego protekcjonalna, nigdy niczego nie kazała mu bezwzględnie zrobić (tu liczyła na jego rozsądek, choć z tym było ciężko, gdy wlał w siebie zbyt dużą ilość alkoholu), starała się nim nie manipulować dla własnych korzyści… Oczywiście nie mówiąc o sytuacjach, gdy chciała  się z nim trochę podrażnić. Nie naruszała jednak jego granic, a przynajmniej starała się nie robić tego. W zamian mogła liczyć na to samo. Dobrze znali gry, w które grali ze sobą.
    - Do księżniczki mi daleko, bliżej do Baby Jagi z opowieści śniących. Zjem każde dziecko, które tu dotrze i nie wysprząta Medvindovi boksu- odpowiedziała mu i nagle się zamyśliła. - Rzeczywiście, to już… ponad siedem lat. Ale bardzo cię proszę, bądź dalej moją złotą rybką, będę już miła.
    Kuchnia powitała ich dębową podłogą, owocowo-czekoladowym zapachem kofeiny i chłodną bryzą nurkującą do słonecznego wnętrza przez uchylone okno. Latarniczka wiele włożyła serca w przekształcenie domu, by pieścił zmysły, dawał poczucie bezpieczeństwa i zwyczajnie był dostowany do jej potrzeb. Wciąż jednak najwięcej dobra dawała mu natura. Niczym nie zastąpiłaby porannych promieni słonecznych wpadających przez okno, wietrzystych ramion Njorda wygrywających najwspanialszego melodie i i widoku przepełnionego magią Jeziora Golddajávri. Robiła jednak co mogła, by ludzkie dłonie podołały wyzwaniu kreowania przyjaznego otoczenia. Nawet jeśli panował w nim nieład… Jak teraz, w kuchni, z czego kobieta zdawała sobie sprawę tylko wtedy, gdy ktoś ją odwiedzał i to z reguły zbyt późno, by zmienić ten stan rzeczy. Zgarnęła więc na szybko z jednego krzesła worek z liną, z drugiego swój podkoszulek, a ze stołu śrubokręt i fiolkę z kroplami nasennymi. Zaprosiła Ingvara, by usiadł. Domyślając się, że po podróży mógł trochę zmarznąć rzuciła mu koc z pomieszczenia obok i po chwili podała kawę, chleb, konfiturę, brunost i ewidentnie zimne już gofry.
    - Opowiem ci wszystko, Ingvar… - gdy to mówiła jej twarz pociemniała. Oczy widziały coś, czego nikt inny teraz nie mógł, brwi zmarszczyły się, a z ust spełzł uśmiech. Zaraz jednak wzięła głęboki wdech i popatrzyła na niego. - Ale w zamian ty serwujesz mi jakąś dobrą historię. Chcę wiedzieć wszystko - o czym mówi się na ulicach Midgardu, nad czym łamie sobie głowę szanowny Hallmund Guildenstern… chociaż nie, powiedz mi lepiej, czy jeszcze nie zabiłeś Björna. I komu jeszcze sprzedajesz te uśmiechy, bo nie możesz rezerwować ich wyłącznie dla gburowatej kuzynki.
    Napiła się kawy i podgrzała zaklęciem gofry.
    Latarniczka miała doskonały mechanizm wyparcia. Wiedziała jednak, że musi spróbować odtworzyć w głowie wydarzenia sprzed kilku dni. Wspomniała już o nich w liście do Guildensterna, ale po zamknięciu koperty poczuła jakby została zwolniona z pamiętania. Tak naprawdę jednak nie zapomniała ani na chwilę, jedynie nie ubierała konsekwencji ostatnich wydarzeń w mroczne słowa i obrazy.
    Prawda była taka, że choć widywała już trupy, ten jeden, odkryty niedawno na jej spokojnej wyspie, uruchomił w niej dziwny, nowy lęk.
    Wcześniej słuchała o dziwnych, rytualnych morderstwach w radio, słyszała o nich czasem, gdy wyprawiała się do miasta, oczywiście wspominał też o nich Ingvar. Nie bała się jednak zbyt bardzo i starała za mocno nie wczuwać w temat. Ona i tak niewiele mogła zrobić, by zapobiec tragediom. Szczerze też wątpiła, że ktoś miałby fatygować się na jej wyspę, by ją zabić. Z drugiej strony nikt nie znał powodu, dla których ludzie ginęli. Więc czemu by nie…
    Sigríður chrząknęła.
    - Słuchaj, nie słyszałeś żeby ktoś mi groził, co?
    Na zewnętrzny parapet okna wskoczył kot. Ten mały dzikus nigdy nie pozwolił się do końca oswoić. A miło byłoby czasem zanurzyć palce w puszystą słodycz… Zamiast tego można było liczyć na jego nieustanną kontrolę.
    Kot usiadł, przeniknął ich złotym spojrzeniem, po czym zaczął czyścić uszy.
    Widzący
    Ingvar Guildenstern
    Ingvar Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t1944-ingvar-guildenstern#22104https://midgard.forumpolish.com/t1954-ingvar-guildensternhttps://midgard.forumpolish.com/t1955-pellehttps://midgard.forumpolish.com/


    Wymiana uśmiechów między nami jest jak niezapisana obietnica, że, chociaż żaden z nas nie tryska entuzjazmem, staramy się zatrzymać przy sobie skrawki, tlącego się między nami szczęścia. Szukamy ich w swoim towarzystwie, w wymianie zdań, którą oplatają nici złośliwości. Przez jej "komplement" rozbawienia wspina się po ścianie mojego gardła i pogryza moje podniebie, zmuszając mnie do pogłębiania zwieszonego na ustach grymasu rozbawienia.
    - Moja wewnętrzna złota rybka wchodzi właśnie w fazę buntu, bo nie chcę spełniać życzeń Baby Jagi.- Siedem długich lat minęło jak dwa. A więc, kiedy Sigri została „zamknięta w tej twierdzi, miałem dwadzieścia lat.
    Nie czuję na sobie ciężaru jej spojrzenia, chociaż jego strumień obejmuje moją twarz - jest równie odlegle, co jej myśli. Z cieniami przecinającym jej skórę, przywodzi na myśl uciekające poza linie horyzontu słońce.
    Nie chcę rozdrapywać niezabliźnionych ran, wracać do traumatycznych wydarzeń sprzed kilku dni, ale jestem do tego poniekąd zmuszony. Sigiri kisi w sobie każdą emocje. Tu, na tym bezludzi, gdzie kot, fale, wiatr i blask bijący od latarni to jedyne towarzystwo, na jakie może liczyć, jest bardziej poddane na kłębiące się pod sklepieniem czaszki duszące myśli.
    Może powinna na tydzień lub dwa wrócić do Midgardu, odpocząć? Może zmiana otoczenia pomoże jej dojść do siebie?
    Może.
    Na razie tego nie proponuję. Na razie, w ramach wsparcie, zamyka swoją dłoń wokół jej ramienia, ale żadne słowa pocieszenia nie odnajdą drogę do moich warg. Skupiam się na drugiej części jej wypowiedzi, aby umożliwić jej chwilowe schronienie przed nieprzyjemnym doświadczeniem.
    - Björn - niestety żyje i wiedzie beztroskie życie, skutecznie unikając odpowiedzialność. - Nie kryję słyszalnej w moim głosie goryczy. Przy Sigiri nie muszę tłumić wszystkich uczuć, niektórym pozwalam wybrzmieć. – Paradoksalnie, przez ostatnie dwa miesiące, widywałem go częściej niż przez miniony rok.
    Mam wrażenie, że podświadomie, pod byle pretekstem, szukamy swojego towarzystwa, by nadgonić czas, który straciliśmy na kłótniach, chociaż złość nadal płynie wraz z krwią w naszych naczyniach krwionośnych. Nie mogę rozwiązać supła nienawiść, który zacisnął się na naszej relacji, a im wzmacnia się jego węzeł, tym mocniej pogrążamy się w wzajemnej niechęci, która - z miesiąca na miesiąc- przytłacza mnie coraz bardziej.
    Latarniczka może to dostrzec w błękicie mojego spojrzenia.
    - Nie i zapewniam, że gdyby ktoś miał czelność grozić ci w mojej obecności, na zawsze rozstałby się ze swoim językiem.
    Uśmiech, błagający się na wargach, przygasa. Spojrzenie kieruję ku oczom Sigridur. Widzę na jej twarzy zatroskanie, które dosięga także mnie. Złowki na plaży są źródłem mojej zamartwienia.  
    To atak wymierzony w Gulidenseternów, a może proceder, który nie ma nic wspólnego z naszym nazwiskiem? W końcu fale, wypluwając na brzeg ciało, nie kierowały się żadnymi osądami.
    - Czyżbyś traktowała te truchło jak ostrzeżenie? Masz jakieś podejrzenia?
    Powiedz, Sigri, kto jest na tyle bezczelny, by ci grozić?
    Nie pogratuluję mu odwagi.
    Ignoruje obecność kota, która dostrzegam kątem oka. Nie przepadam za tym małym, zdradzieckim stworem. Swoim usposobieniem przypomina mu Björna. Nie można mu ufać, chodzi własnymi ścieżkami i respektuje tylko własne dobro. Czasem znika na kilka dni, ale zawsze wraca.
    - Björn II jeszcze nie wyniósł się na dobre? Jest równie uparty, co jego imiennik.
    Sierściach wynagradza  ironię w moim głośnie krótkim, pojedynczym prychnięciem. Kładę dłonie na blacie stołu, obawiając się, że za chwilę mogą znaleźć się w zasięgu kacich pazurów.
    Paskudna wbija we mnie bezbiałkowe ślepia. W półmroku kuchni świecą się na czerwono.
    Widzący
    Sigríður Guildenstern
    Sigríður Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t2327-sigriur-guildenstern#27524https://midgard.forumpolish.com/t2337-sigriur-guildenstern#27661https://midgard.forumpolish.com/t2338-espresso#27662https://midgard.forumpolish.com/f96-latarnia-morska


    Każdy młodszy od Sigríður miał prawo do buntu okresu dojrzewania. Faceci podobno przechodzą ten etap później, więc może na Ingvara-złotą rybkę przyszedł czas w wieku dwudziestu siedmiu lat. Nikt mu tego nie bronił.
    - Zawsze uważałam, że jesteś smarkaczem, ale o mnie mówiono to samo...
    Jej za to rodzice zabraniali zwracać się nieuprzejmie do stojącej wyżej w hierarchii części rodziny Guildensternów. Czasem nawet słuchała, ale gdy odkryła, jak wiele konwenansów łamał ten, którego powinna poważać, uznała, że nikt jej nie zabroni myśleć, że są sobie równi. A skoro są równi, może być wobec niego szczera albo czasem mu dopiec.
    Kiedy siedzieli razem w kuchni, popijając kawę i wymieniając słowa (tak głośne po dniach samotności!) latarniczka zauważyła, że jej ciało pozwala sobie na rozluźnienie. Wtedy poczuła, jak bardzo była zmęczona przez ostatnie dni. Tak bardzo, że jej ciało pozostawało w nieustannym trybie gotowości. Nie był to jeszcze idealny stan, w którym troski na chwilę oderwą się od jej kości, przenikną przez tkanki i zostaną na skórze gotowe do zmycia zaledwie wodą. Może i nie, ale wiedziała już, że ta chwila nadejdzie. Może wieczorem przy winie?
    Jego dłoń na jej ramieniu był niczym szal obejmujący szyję w wietrzny dzień - dawał komfort i bezpieczeństwo. Ale zaraz będzie musiała go poluźnić, by opowiedzieć o ciemności swojego serca. Cieszyła się, że pozwalał jej trochę to odwlekać. Nie za długo, ale jednak. Czasem pozory są miłą grą.
    Czasem pozory są jedynym, co wiemy o człowieku. Na przykład o bracie Ingvara.
    - Jest w tym naprawdę niezły, w unikaniu odpowiedzialności. Może też powinien zamknąć się w samotni jakiejś wyspy?
    Wyciągnęła nogi przed siebie i przytulając kubek parującej kawy obróciła w kierunku gościa.
    - Zapewne nie widywaliście się, by zacieśniać braterskie więzy? Czy może...
    Latarniczka zawsze miała bardzo ambiwalentny stosunek do Björna Guildensterna. Z jednej strony zachowywał się wobec niej odpowiednio, nie zaznaczał jej niższej pozycji, nie komentował źle jej natury, rzadko komentował jej wybryki. Z drugiej strony Sigríður nie była w stanie do końca go polubić, przez pełne egzaltacji westchnienia jego rodziny: Nasz przyszły jarl! Złota Gwiazda Guildensternów. Uwielbiony przez Njorda. Rzygać się chciało. Przecież nie był nawet w stanie spędzić kilkunastu godzin na morzu! Mimo to… z jednej strony musiał próbować w to wierzyć, z drugiej wszystko wskazywało na to, że nakładano na niego brzemię, którego nie był w stanie nieść. Być może dlatego stał się taki nieznośny. Mała selkie obserwowała w ciszy te klanowe zawieruchy, słuchała wersji zdarzeń Ingvara, czasem nawet próbowała zrozumieć jego brata. I wtedy, gdy była już bliska wyrażenia empatii w stosunku do Björna, rozumiejąc jak sam gubił się w narzucanych mu wymaganiach ten zniknął. Po raz pierwszy, po raz drugi…
    Potem działy się rzeczy, których latarniczka nie chciała teraz roztrząsać, ale które nadkruszyły i tak wątłe zaufanie wobec starszego brata Ingvara. Jedno jednak musiała mu przyznać - z godną podziwu determinacją ziścił swój plan wyrwania się ze szponów rodziny i wkroczył na samodzielnie obraną ścieżkę: założył Pracownię Alchemiczną i to była ta jedyna rzecz, którą doceniała.
    Kawa skończyła się równie brutalnie, jak ich rodzinne ploteczki. Nie było już ratunku. Latarniczka wstała, jak gdyby nie mogąc się już chować za parą z gorącego napoju, musiała stanąć do walki. Ale to miało być tylko… a może aż… spojrzenie raz jeszcze w oczy ostatnich mrocznych zdarzeń.
    - Dzięki, Ingvar.
    Uśmiechnęła się szczerze. Nie życzyła nikomu uciętego języka, ale jakoś potrafiła sobie wyobrazić, że jakiś mógłby polecieć po tym, jak wypowiedział w obecności młodego Guildensterna o kilka nieroztropnych słów za dużo. Właściwie to było całkiem kojące. Nie zmieniało jednak faktu, że to ona musiała być gotowa na ucięcie tego, czy owego. Najlepszą obronę mogła zapewnić sobie tylko ona.
    Zaśmiała się słysząc znów to niechlubne imię “Björn II”. Dla niej kot był po prostu kochanym Dzikusem. Być może zwierzę przed każdym obnażał inne imię? A może miał już dosyć tych nieustannych wyzwisk godzących w jego kocią dumę?
    - Björn II kiedyś spocznie na moich kolanach, jakkolwiek to nie brzmi…
    Jej spojrzenie nie było jednak już obecne w ciasnej, choć przytulnej izbie. Widać było, że ruchy Sigríður są automatyczne, pozbawione jakiegokolwiek namysłu. Ingvar mógł więc patrzeć, jak próbuje ułożyć w głowie słowa, jak mierzy się z czymś uparcie, a jednocześnie zaczyna sprzątać ze stołu, wyciera plamy z blatu, otwiera lodówkę, wyjmuje małą rybkę i po uchyleniu okna rzuca ją kotu daleko. Ten chwyta ją z rozkosznym miauknięciem i już więcej nie wbija ślepi w jej rozmówcę.
    - Nie mam żadnych wiarygodnych podejrzeń, Ingvar. Nie mam, nie wiem…- mówi kobieta, a potem słowa wypływają jej z ust, jak potok trudny do zatrzymania: To jest najgorsze, analizuję wszystko. Opowiem ci wszystko po kolei, zabiorę cię w to miejsce, chciałabym usłyszeć w końcu, że wiadomo cokolwiek nowego na temat tych morderstw. Wiesz, to nie były pierwsze zwłoki, jakie widziałam. Ale te prześladują mnie do dzisiaj. To był bardzo brutalny widok. Chłopak, dorosły, ale młodszy od ciebie… Te runy, jego oczy, ręce… Chcesz od razu tam iść? A może dać ci najpierw nowy sweter?



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.