Główna część sklepu
3 posters
Mistrz Gry
Główna część sklepu Wto 12 Gru - 17:22
Główna część sklepu
Tajemnicze i urokliwe miejsce, pełne dźwięków zaklęć i iskrzących się przedmiotów. W głębi sklepu rozmieszczone są starannie ułożone półki, na których ustawione są magiczne przedmioty, eliksiry i artefakty. Atmosferę podkreślają delikatne światła kulek gazowych unoszących się w powietrzu, tworząc aurę tajemnicy. Na starym drewnianym stole leżą starożytne księgi z zaklęciami i rytuałami. W kącie znajduje się stół z mikroskopijnymi narzędziami, a w otoczeniu unoszą się delikatne wonie kadzideł, dodając magii do atmosfery. Drewniane skrzynie przechowują amulety, talizmany i klejnoty, każdy z nich emanujący własnym blaskiem. Niektóre artefakty są umieszczone w szybo-zamkniętych gablotach, zabezpieczając przed przypadkowymi interakcjami. Przeszywający dźwięk dzwonka sygnalizuje wejście kupca, który może tu odkryć niezwykłe moce.
Właścicielka: Margrét Jäderholm
Nik Holt
Re: Główna część sklepu Nie 24 Gru - 22:02
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
12.05.2001
Prawdą było, że Niklas nie wybrzydzał w klienteli. Tak długo, jak klient płacił, nie robił problemów i jasno precyzował swoje oczekiwania, blondyn starał się skrupulatnie wypełniać nawet najwymyślniejsze listy zakupowe. Nie zadawał pytań po co, na co i dlaczego - no, czasem zadawał, ale to w bardzo rzadkich przypadkach - po prostu podawał przybliżony termin realizacji zlecenia. W razie zmian terminów zawsze wysyłał Sansę z odpowiednią informacją. Bądź co bądź rośliny były bardzo delikatnymi ingrediencjami, które były bardzo łatwe do zniszczenia, a potem nie nadawały się już do niczego. Czasem jednak, za odpowiednią opłatą, niekoniecznie finansową, decydował się zamówienia dostarczać osobiście wprost do domu klienta, ale zawsze robił to w jakimś własnym celu i dla własnej korzyści. Na podobnej stopie działała właśnie jego umowa z Margrét. W wyjątkowych przypadkach był na tyle miły, by wpaść do niej z zamówieniem, co nierzadko wiązało się z kolejnymi, a może i nawet poleceniami innym osobom
O jego dyskrecji nie trzeba było wiele mówić, była oczywistością w tym fachu.
Spakował zamówienie w kilka pojemników, jako że tym razem kobieta złożyła je całkiem spore. Oczywiście nie obyło się bez cichego narzekania, żeby ułożyć to wszystko do kupy, ale jakoś mu poszło. Upewnił się, że Herbaarium jest zamknięte tak porządnie, gdyby ktoś wpadł na durny pomysł włamania się narzucił na siebie skórzany płaszcz i z torbą mieszczącą w sobie pudełko dla Margrét ruszył w stronę jej sklepiku. Po prawdzie to nawet nie miał daleko, z jego sklepu do Przesmyku Lokiego było całkiem blisko, ale nadal ten kawałek musiał przejść. Dlatego nieodłączną częścią wyposażenia mężczyzny był nóż, włożony w takie miejsce, by łatwo było go wyciągnąć i użyć - zwykle do obrony, choć czasem i groźby się zdarzały. Może i nie mieszkał w Midgardzie super długo, ale prócz przyjaciół zdołał narobić sobie również i wrogów, czym się nie przejmował ani trochę. W końcu żył i miał się dobrze, czyż nie?
Trasę do sklepu z artefaktami przebył całkowicie spokojnie, bez żadnych chętnych, którzy chcieliby go niepokoić. Cicho pogwizdywał pod nosem, z twarzą ukrytą pod kapturem płaszcza, ot tak nawet dla własnej wygody. Ani on ani Margrét nie byliby zadowoleni, gdyby z pudełkiem z ingrediencjami coś się stało, nie wspominając o ewentualnych stratach. Poza tym tak po prawdzie nie on jeden łaził tu zakapturzony, więc nie wyróżniał się ze zwyczajowych bywalców Przesmyku. Zapowiadało się na szybkie, proste wykonanie zlecenia i odebranie zapłaty. No ale niestety, tylko się zapowiadało. Tuż przed sklepem swojej zleceniodawczyni zrzucił z głowy kaptur, jednak zanim zdążył zapukać, z budynku ktoś wyszedł i nie był to zdecydowanie dobry omen. Na widok Niklasa mężczyzna aż przystanął, a sam Nik z odruchu sięgnął ukradkiem po nóż ukryty w płaszczu, gdyby doszło do czegoś gorszego niż tylko nieprzyjemnej wymiany zdań. Ta natomiast była pewna, nienawiść obydwu panów była stosunkowo głośna wśród wspólnych znajomych.
Wymiana zdań zaczęła się najpierw od drwin, potem przeszła już w głośniejsze wyzwiska, zwracające uwagę i słyszalne nawet w sklepie. Ani jeden ani drugi nie chciał odpuścić. Niewiele także brakowało, by argumenty słowne przerzuciły się na te siłowe, jako że kłótnia trwała w najlepsze. Różnicą było jedynie podejście - klient Marg był agresywny, a Nik swoim zwyczajem lodowato uprzejmy, choć równie podły co tamten i nie przebierał w słowach. Poważnie jednak zaczęło się robić, gdy na powietrzu pojawiły się noże - choć nie sposób powiedzieć, kto zaczął pierwszy.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Margrét Jäderholm
Re: Główna część sklepu Nie 21 Sty - 1:13
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
Wewnętrzna złość nie opuszczała jej od połowy kwietnia, kiedy doszły ją słuchy o śmierci Lauge Nørgaarda i zamieszaniu w Magisterium. Cały proces toczony od stycznia obrócił się popiół, wszystkie starania, jej działania spełzły na niczym; bardzo nie lubiła, kiedy jej działa okazywały się bezużyteczne. Przegrupowanie w szereach Migisterium miało swoje plusy, bo w ogólnym chaosie można wkraść się w łaski odpowiednich osób na wysokich stanowiskach, tym samym awansując w hierarchii. Minusem był fakt, że wszystkie informacje spowite były tajemnicą, więc nie wiedziała gdzie kierować pierwsze kroki, komu ufać i jak postępować. Nie była również w stanie wywołać żadnej wizji, a nie zwykła działać po omacku. Trwała więc w zawieszeniu, skupiając się na codziennych obowiązkach. Dochodzące ją plotki o Profecie Trygve do tej pory ignorowała, próbując najpierw wybadać nastroje, a te były napięte. Nie mogła sprzymierzyć się z przegraną stroną, dlatego decyzja nie należała do najprostszych. Czekała na moment, w którym będzie mogła się wykazać, przy okazji zaskarbiając sobie łaski Profety.
Praca w sklepie dawała jej odpowiednią równowagę - zajęta obowiązkami, nie miała czasu się nudzić, a jednocześnie miała wystarczająco dużo czasu, żeby rozmyślać nad kolejnymi działaniami i opracowywać strategię. Jej umysł nigdy nie spał, a ambicja zjadała ją żywcem, szczególnie w okresie zastoju. Musiała zagryźć zęby i funkcjonować normalnie, nie dając po sobie poznać. Kruczy tylko czekali na jakiekolwiek oznaki słabości, polując na ślepców, jakby kolekcjonowali kity lisów, a tak naprawdę znakując ich tym wstrętnym, uwłaczającym piętnem. Chętnie sama wypaliłaby odpowiedni znak na czole któregoś Kruczego półgłówka. Funkcję volvy ograniczyła obecnie do niezbędnego minimum, tylko do zaufanych klientów, a choć przestrzegała wszelkich środków ostrożności, to jednak odczuwała pewną dozę niepokoju. Śmierć Nørgaarda dobitnie uzmysłowiła jej, że każdemu może podwinąć się noga, a konsekwencje były nieodwracalne.
Rozsądek podpowiadał jednak, że nie może przejmować się na zapas i poza tym, co jest w stanie zrobić, nie może nic ponadto, a zamartwianie się jeszcze nikomu się nie przydało, dlatego odłożyła na bok natrętne myśli, skupiając się na pracy.
Poza standardową obsługą klientów, czekała dziś na przesyłkę specjalną. Rzadkie rośliny nie znajdowały się w zakresie jej specjalności, dlatego miała od tego odpowiedniego człowieka. Nie potrzebowała ich dla siebie, obracała towarem, by jak najwięcej zyskać, a te rośliny były potrzebne do uwarzenia śmiercionośnej mikstury, którą następnie sprzeda na czarnym rynku. Wszystkiego musiała dopilnować sama, inaczej nie miałaby pewności wykonania dobrej roboty, dlatego dostawca miał się pojawić w przeciągu godziny. Czekając, porządkowała półki, by jak najlepiej zaprezentować produkty. Wysłała nawet swojego ochroniarza po dodatkowy regał - od czasu do czasu zmieniała jej się koncepcja ułożenia sklepu. Pechowo zawsze, kiedy nie było go w pobliżu, musiało wydarzyć się jakieś zamieszanie.
W normalnych okolicznościach krzyki przed sklepem w żadnym stopniu by jej nie obeszły, ale tym razem stała blisko okna, poprawiając przedmioty na wystawie. Najpierw rozpoznała znajome głosy, odrobinę zniekształcone przez barierę ściany, dlatego podeszła do okna, by upewnić się, że zna sprawców zamieszania. I faktycznie, jeden z jej klientów przekrzykiwał się z dostawcą roślin. Przeklęła pod nosem, najbardziej martwiąc się o siebie - rozróba pod sklepem mogła skierować niepotrzebną uwagę kruczych, poza tym w trakcie bójki jej paczka mogła ucierpieć, wobec tego musiała się wtrącić.
Otworzyła z impetem drzwi sklepu, jednocześnie odezwała się donośnym głosem, nieznoszącym sprzeciwu.
- PANOWIE - pierwszym sukcesem było ich odstąpienie od siebie i spojrzenie na nią, osobę, która śmiała im przeszkodzić. Nie interesowały ją prywatne zatargi między nimi, aczkolwiek wolałaby żeby się nie pozabijali, bo z obu czerpała jakieś korzyści. - Odstraszacie mi klientów, a słowa, którymi się posługujecie, nie przystoją w obecności damy. Niestety wszystko słyszałam, ale nalegam, żebyście rozwiązywali konflikty w innym miejscu i czasie.
Wwiercała spojrzenie w obu mężczyzn, próbując wpędzić ich w poczucie winy, że sprawiają drobnej, niewinnej kobiecie problemy. Nic tak nie działa na męskie ego, jak chęć pomocy atrakcyjnej kobiecie. Zatrzymała wzrok na dostawcy i uśmiechnęła się delikatnie.
- Czekałam na pana. Zapraszam - cofnęła się w przejściu, by go przepuścić i dopiero po zamknięciu drzwi, wróciła za ladę. - Mam nadzieję, że moja przesyłka nie ucierpiała w tym starciu.
Praca w sklepie dawała jej odpowiednią równowagę - zajęta obowiązkami, nie miała czasu się nudzić, a jednocześnie miała wystarczająco dużo czasu, żeby rozmyślać nad kolejnymi działaniami i opracowywać strategię. Jej umysł nigdy nie spał, a ambicja zjadała ją żywcem, szczególnie w okresie zastoju. Musiała zagryźć zęby i funkcjonować normalnie, nie dając po sobie poznać. Kruczy tylko czekali na jakiekolwiek oznaki słabości, polując na ślepców, jakby kolekcjonowali kity lisów, a tak naprawdę znakując ich tym wstrętnym, uwłaczającym piętnem. Chętnie sama wypaliłaby odpowiedni znak na czole któregoś Kruczego półgłówka. Funkcję volvy ograniczyła obecnie do niezbędnego minimum, tylko do zaufanych klientów, a choć przestrzegała wszelkich środków ostrożności, to jednak odczuwała pewną dozę niepokoju. Śmierć Nørgaarda dobitnie uzmysłowiła jej, że każdemu może podwinąć się noga, a konsekwencje były nieodwracalne.
Rozsądek podpowiadał jednak, że nie może przejmować się na zapas i poza tym, co jest w stanie zrobić, nie może nic ponadto, a zamartwianie się jeszcze nikomu się nie przydało, dlatego odłożyła na bok natrętne myśli, skupiając się na pracy.
Poza standardową obsługą klientów, czekała dziś na przesyłkę specjalną. Rzadkie rośliny nie znajdowały się w zakresie jej specjalności, dlatego miała od tego odpowiedniego człowieka. Nie potrzebowała ich dla siebie, obracała towarem, by jak najwięcej zyskać, a te rośliny były potrzebne do uwarzenia śmiercionośnej mikstury, którą następnie sprzeda na czarnym rynku. Wszystkiego musiała dopilnować sama, inaczej nie miałaby pewności wykonania dobrej roboty, dlatego dostawca miał się pojawić w przeciągu godziny. Czekając, porządkowała półki, by jak najlepiej zaprezentować produkty. Wysłała nawet swojego ochroniarza po dodatkowy regał - od czasu do czasu zmieniała jej się koncepcja ułożenia sklepu. Pechowo zawsze, kiedy nie było go w pobliżu, musiało wydarzyć się jakieś zamieszanie.
W normalnych okolicznościach krzyki przed sklepem w żadnym stopniu by jej nie obeszły, ale tym razem stała blisko okna, poprawiając przedmioty na wystawie. Najpierw rozpoznała znajome głosy, odrobinę zniekształcone przez barierę ściany, dlatego podeszła do okna, by upewnić się, że zna sprawców zamieszania. I faktycznie, jeden z jej klientów przekrzykiwał się z dostawcą roślin. Przeklęła pod nosem, najbardziej martwiąc się o siebie - rozróba pod sklepem mogła skierować niepotrzebną uwagę kruczych, poza tym w trakcie bójki jej paczka mogła ucierpieć, wobec tego musiała się wtrącić.
Otworzyła z impetem drzwi sklepu, jednocześnie odezwała się donośnym głosem, nieznoszącym sprzeciwu.
- PANOWIE - pierwszym sukcesem było ich odstąpienie od siebie i spojrzenie na nią, osobę, która śmiała im przeszkodzić. Nie interesowały ją prywatne zatargi między nimi, aczkolwiek wolałaby żeby się nie pozabijali, bo z obu czerpała jakieś korzyści. - Odstraszacie mi klientów, a słowa, którymi się posługujecie, nie przystoją w obecności damy. Niestety wszystko słyszałam, ale nalegam, żebyście rozwiązywali konflikty w innym miejscu i czasie.
Wwiercała spojrzenie w obu mężczyzn, próbując wpędzić ich w poczucie winy, że sprawiają drobnej, niewinnej kobiecie problemy. Nic tak nie działa na męskie ego, jak chęć pomocy atrakcyjnej kobiecie. Zatrzymała wzrok na dostawcy i uśmiechnęła się delikatnie.
- Czekałam na pana. Zapraszam - cofnęła się w przejściu, by go przepuścić i dopiero po zamknięciu drzwi, wróciła za ladę. - Mam nadzieję, że moja przesyłka nie ucierpiała w tym starciu.
Nik Holt
Re: Główna część sklepu Sro 24 Sty - 18:37
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Powoli zaczynał szykować się do obrony. Nie zamierzał wywoływać bójki w Przesmyku, przede wszystkim dlatego, że po prostu było jasno. Po wuja mu na głowie jakiś debil, który ściągnie mu na głowę strażników? Wiedział jednak, że ta gnida nie odpuści, więc nóż nożem, ale już szykował w głowie odpowiednie zaklęcie. W normalnych walkach mógłby uważać użycie magii za dyshonor, któremu poddawali się tylko słabi, nie potrafiący walczyć uczciwie, ale to nie była uczciwa walka. A przynajmniej nie zamierzał ją za takową uważać, bo facet był zdolny do wszystkiego. Nie miał ochoty zostać ranny, miał za wiele planów na najbliższe dni.
Otwarcie drzwi sklepu i donośny głos jego dzisiejszej klientki sprawiły, że lekko wykrzywił wargi, z satysfakcją zauważając, że tamten drugi się cofnął. On sam jedynie się przesunął, po to tylko, by nie wpaść na Margrét. Raczej by tego nie doceniła, a po jaką cholerę miał zrażać do siebie klientkę, która całkiem dobrze płaciła? Skrzyżował tylko ręce na piersi, ukradkiem chowając nóż w rękaw kurtki, tak na wszelki, gdyby była konieczność natychmiastowego wyciągnięcia przedmiotu.
- Skoro szanowna pani wszystko słyszała, to i powinna słyszeć, że ja się jedynie broniłem. Obrona to przywilej każdego, czyż nie? – spytał tyleż niewinnie, co i bezczelnie. Tamten aż się najeżył, ale nie sposób było dyskutować z faktami. Oczywiście Nik nie miał problemu z kłamstwami, ale takimi, które były trudne do sprawdzenia. Skoro kobieta niby słyszała całość kłótni, to jaki miałby cel w rzucaniu jakichkolwiek kłamstw. Za to z rozbawieniem obserwował, jak jego przeciwnik wił się i przepraszał blondynkę za te kłopoty. Sam nie zrobił tego z jednego powodu – jemu to dokumentnie zwisało, on sprawiał problemy wszystkim i sam był jednym wielkim chodzącym problemem. Każdy, kto z nim pracował, musiał brać to pod uwagę. Odbił jej spojrzenie z najniewinniejszą minką, na jaką było go stać, w ogóle nie przejęty tym świdrującym wzrokiem. Tamtego niech męczy, najwyraźniej działało.
Nie przeciągał jednak struny. Czasem lepiej było odpuścić. Dwóch bijących się w Przesmyku facetów było normą, ale jak doliczyć do tego babę udającą niewinną, to już robiło się zbiegowisko. Niezwracanie na siebie uwagi było zwyczajnie podstawą. Nie oglądając się za siebie wszedł do sklepiku, czekając, aż kobieta wejdzie za nim i przede wszystkim zamknie drzwi. Nie zamierzał się rządzić w cudzym miejscu.
- Masz mnie za ignoranta? – spytał z lekkim zaskoczeniem, unosząc w górę brew. Naprawdę uważała, że nie zabezpieczyłby roślin tak, by nie ucierpiały nawet, gdyby wpadł na niego rozwścieczony berserk? – Zabezpieczyłem je. – powiedział, z delikatną nutką urazy w głosie.
Tyle razy już jej coś dostarczał i zawsze w stanie idealnym do wykorzystania. Żadnych uszkodzeń, żadnych problemów, wszystko wedle życzenia. A tu takie oskarżenia. Holt pokręcił tylko głową, w wyrazie lekkiego politowania i wyciągnął pudełko, faktycznie zabezpieczone, o dziwo zarówno przed urazami mechanicznymi jak i magicznymi. Dlatego też najpierw zaczął rozwijać warstwy mechaniczne, magię na końcu zostawiając Margrét, by nie wyskoczyła z oskarżeniami o jakieś fałszerstwa czy coś. Kij wie, co jej nadepnęło na odcisk, a Nik bardzo nie lubił takich oszczerstw, zwłaszcza, gdy do swojego biznesu podchodził bardzo poważnie. Może nawet czasem zbyt poważnie.
- Wszystko zgodnie z zamówieniem. Wbrew wcześniejszej informacji udało mi się dorwać wszystko w terminie. – rośliny były jakie były, zdarzały się obsuwy w zamówieniach, bo po prostu musiał przekopać kilka miejsc w ich poszukiwaniu. A to już trochę trwało. Choć skoro znalazł swój "szczęśliwy totem" w szukaniu roślin, to kto wie, może przy tych rzadkich zdecyduje się jeszcze wykorzystać mężczyznę?
Otwarcie drzwi sklepu i donośny głos jego dzisiejszej klientki sprawiły, że lekko wykrzywił wargi, z satysfakcją zauważając, że tamten drugi się cofnął. On sam jedynie się przesunął, po to tylko, by nie wpaść na Margrét. Raczej by tego nie doceniła, a po jaką cholerę miał zrażać do siebie klientkę, która całkiem dobrze płaciła? Skrzyżował tylko ręce na piersi, ukradkiem chowając nóż w rękaw kurtki, tak na wszelki, gdyby była konieczność natychmiastowego wyciągnięcia przedmiotu.
- Skoro szanowna pani wszystko słyszała, to i powinna słyszeć, że ja się jedynie broniłem. Obrona to przywilej każdego, czyż nie? – spytał tyleż niewinnie, co i bezczelnie. Tamten aż się najeżył, ale nie sposób było dyskutować z faktami. Oczywiście Nik nie miał problemu z kłamstwami, ale takimi, które były trudne do sprawdzenia. Skoro kobieta niby słyszała całość kłótni, to jaki miałby cel w rzucaniu jakichkolwiek kłamstw. Za to z rozbawieniem obserwował, jak jego przeciwnik wił się i przepraszał blondynkę za te kłopoty. Sam nie zrobił tego z jednego powodu – jemu to dokumentnie zwisało, on sprawiał problemy wszystkim i sam był jednym wielkim chodzącym problemem. Każdy, kto z nim pracował, musiał brać to pod uwagę. Odbił jej spojrzenie z najniewinniejszą minką, na jaką było go stać, w ogóle nie przejęty tym świdrującym wzrokiem. Tamtego niech męczy, najwyraźniej działało.
Nie przeciągał jednak struny. Czasem lepiej było odpuścić. Dwóch bijących się w Przesmyku facetów było normą, ale jak doliczyć do tego babę udającą niewinną, to już robiło się zbiegowisko. Niezwracanie na siebie uwagi było zwyczajnie podstawą. Nie oglądając się za siebie wszedł do sklepiku, czekając, aż kobieta wejdzie za nim i przede wszystkim zamknie drzwi. Nie zamierzał się rządzić w cudzym miejscu.
- Masz mnie za ignoranta? – spytał z lekkim zaskoczeniem, unosząc w górę brew. Naprawdę uważała, że nie zabezpieczyłby roślin tak, by nie ucierpiały nawet, gdyby wpadł na niego rozwścieczony berserk? – Zabezpieczyłem je. – powiedział, z delikatną nutką urazy w głosie.
Tyle razy już jej coś dostarczał i zawsze w stanie idealnym do wykorzystania. Żadnych uszkodzeń, żadnych problemów, wszystko wedle życzenia. A tu takie oskarżenia. Holt pokręcił tylko głową, w wyrazie lekkiego politowania i wyciągnął pudełko, faktycznie zabezpieczone, o dziwo zarówno przed urazami mechanicznymi jak i magicznymi. Dlatego też najpierw zaczął rozwijać warstwy mechaniczne, magię na końcu zostawiając Margrét, by nie wyskoczyła z oskarżeniami o jakieś fałszerstwa czy coś. Kij wie, co jej nadepnęło na odcisk, a Nik bardzo nie lubił takich oszczerstw, zwłaszcza, gdy do swojego biznesu podchodził bardzo poważnie. Może nawet czasem zbyt poważnie.
- Wszystko zgodnie z zamówieniem. Wbrew wcześniejszej informacji udało mi się dorwać wszystko w terminie. – rośliny były jakie były, zdarzały się obsuwy w zamówieniach, bo po prostu musiał przekopać kilka miejsc w ich poszukiwaniu. A to już trochę trwało. Choć skoro znalazł swój "szczęśliwy totem" w szukaniu roślin, to kto wie, może przy tych rzadkich zdecyduje się jeszcze wykorzystać mężczyznę?
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Margrét Jäderholm
Re: Główna część sklepu Wto 30 Sty - 23:06
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
W jej wnętrzu tli się gniew niczym płomień ukryty w mrocznych zakamarkach jaskini. Wulkan, który płacze lawą gorących emocji, wściekłości i rozpaczy. Burza, która rozbija się w jej duszy, szarpiąc ją jak żagiel w szalejącym sztormie. W jej oczach, które patrzą jak lodowate strefy arktyczne, nie ma miejsca na ujawnienie wewnętrznego chaosu. Jej gesty są precyzyjne, a głos spokojny, nieuchwytny jak błękitne niebiosa w bezchmurny dzień. Gdy patrzy na nią świat, widzi jedynie maskę spokoju, która skrywa potężne fale gniewu i rozpaczy. Jest mistrzynią sztuki udawanego opanowania, pozostając niezdobyta w obliczu przeciwności, jak mistyczna królowa w swoim zamku z lodu.
Mężczyźni nie są w stanie dojrzeć jej prawdziwych emocji ani powodu ich powstania, a ona nie zamierzała się obnażać. Próbowała jedynie wyciszyć konflikt, by nie dostać rykoszetem. Stoi w drzwiach swojego sklepu i czeka na rozwój wydarzeń, czy udało jej się ugasić pożar, czy męska próżność nie zna granic i zignorują kobietę, wracając do konfliktu? Wszystkiego mogła się spodziewać, ale z ulgą stwierdziła, że zaczęli się wycofywać.
- Nie obchodzi mnie kto zaczął. Jeśli ktoś rozstrzyga konflikty przed moim sklepem, naraża mnie na straty - wyjaśnia krótko swoją perspektywę, nie wchodząc w rolę sędziego. Nie zamierzała rozstrzygać, kto miał rację, bo ta sprawa w żadnym stopniu jej nie dotyczyła, a nie pchała się w niepotrzebne zatargi. Jedyne czego chciała uniknąć to interwencji Kruczych tuż pod jej sklepem. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęli tu węszyć i odkryli jej nielegalne działalności.
Przeprosiny ze strony drugiego mężczyzny, skwitowała kiwnięciem głowy - ten doskonale wiedział, że nie warto z nią zaczynać, bo łatwo przegrać. Nie odkrywała wszystkich kart, nie zdradzała swoich umiejętności, ale ten tutaj wiedział, że osiąga swoje cele w ten czy inny sposób. Może myślał, że ma odpowiednie zaplecze, nie obchodziły jej szczegóły. Najważniejsze, że przestali robić cyrk przed jej drzwiami i Nik znalazł się ostatecznie w środku z jej przesyłką.
- W pewnych kwestiach... - zaczęła, posyłając mu delikatny uśmiech, by rozładować niepotrzebne napięcie. - Nie znam się na roślinach, ale nawet ja wiem, że są podatne na obrażenia - odparła, nie widząc w swoim pytaniu nietaktu. Owszem, dotąd dostarczał jej towary bez zarzutu, ale podczas konfliktów i szarpaniny łatwo uszkodzić paczkę, nawet taką dobrze zabezpieczoną. Niemniej poczekała, aż mężczyzna wyciągnie do niej rękę z pudełkiem, odebrała przesyłkę i zaczęła ją rozpakowywać, by ocenić stan roślin. Wiedziała, czego potrzebuje i jak to powinno wyglądać, żeby mogła przekazać je dalej, dlatego oglądała zawartość, żeby ocenić faktyczny stan zamówienia. Mało komu ufała na słowo honoru, wszystko sama musiała zweryfikować. Robiła to za każdym razem, więc Nik miał trochę czasu, żeby rozejrzeć się po sklepie. Od jego ostatniej wizyty przybyło kilka nowych artefaktów, a stare znalazły już kupców. Potrzebowała nowości, między innymi stąd to zamówienie - jej handlarskie ścieżki były zawiłe, ale na każdej wychodziła wzbogacona.
- Świetnie. Twoja zapłata - wyciągnęła w jego kierunku dłoń z odliczoną kwotą powiększoną o bonus za szybkość realizacji i dobry stan roślin. Potrafiła docenić jego starania i nie mógł narzekać na wynagrodzenie.
Zapakowała rośliny z powrotem do pudełka i schowała je pod ladą, gdzie poczeka na innego kuriera. - Następne zamówienie będę potrzebowała za dwa miesiące, szczegóły przekażę standardową ścieżką. Potrzebujesz jakiegoś artefaktu?
Mężczyźni nie są w stanie dojrzeć jej prawdziwych emocji ani powodu ich powstania, a ona nie zamierzała się obnażać. Próbowała jedynie wyciszyć konflikt, by nie dostać rykoszetem. Stoi w drzwiach swojego sklepu i czeka na rozwój wydarzeń, czy udało jej się ugasić pożar, czy męska próżność nie zna granic i zignorują kobietę, wracając do konfliktu? Wszystkiego mogła się spodziewać, ale z ulgą stwierdziła, że zaczęli się wycofywać.
- Nie obchodzi mnie kto zaczął. Jeśli ktoś rozstrzyga konflikty przed moim sklepem, naraża mnie na straty - wyjaśnia krótko swoją perspektywę, nie wchodząc w rolę sędziego. Nie zamierzała rozstrzygać, kto miał rację, bo ta sprawa w żadnym stopniu jej nie dotyczyła, a nie pchała się w niepotrzebne zatargi. Jedyne czego chciała uniknąć to interwencji Kruczych tuż pod jej sklepem. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęli tu węszyć i odkryli jej nielegalne działalności.
Przeprosiny ze strony drugiego mężczyzny, skwitowała kiwnięciem głowy - ten doskonale wiedział, że nie warto z nią zaczynać, bo łatwo przegrać. Nie odkrywała wszystkich kart, nie zdradzała swoich umiejętności, ale ten tutaj wiedział, że osiąga swoje cele w ten czy inny sposób. Może myślał, że ma odpowiednie zaplecze, nie obchodziły jej szczegóły. Najważniejsze, że przestali robić cyrk przed jej drzwiami i Nik znalazł się ostatecznie w środku z jej przesyłką.
- W pewnych kwestiach... - zaczęła, posyłając mu delikatny uśmiech, by rozładować niepotrzebne napięcie. - Nie znam się na roślinach, ale nawet ja wiem, że są podatne na obrażenia - odparła, nie widząc w swoim pytaniu nietaktu. Owszem, dotąd dostarczał jej towary bez zarzutu, ale podczas konfliktów i szarpaniny łatwo uszkodzić paczkę, nawet taką dobrze zabezpieczoną. Niemniej poczekała, aż mężczyzna wyciągnie do niej rękę z pudełkiem, odebrała przesyłkę i zaczęła ją rozpakowywać, by ocenić stan roślin. Wiedziała, czego potrzebuje i jak to powinno wyglądać, żeby mogła przekazać je dalej, dlatego oglądała zawartość, żeby ocenić faktyczny stan zamówienia. Mało komu ufała na słowo honoru, wszystko sama musiała zweryfikować. Robiła to za każdym razem, więc Nik miał trochę czasu, żeby rozejrzeć się po sklepie. Od jego ostatniej wizyty przybyło kilka nowych artefaktów, a stare znalazły już kupców. Potrzebowała nowości, między innymi stąd to zamówienie - jej handlarskie ścieżki były zawiłe, ale na każdej wychodziła wzbogacona.
- Świetnie. Twoja zapłata - wyciągnęła w jego kierunku dłoń z odliczoną kwotą powiększoną o bonus za szybkość realizacji i dobry stan roślin. Potrafiła docenić jego starania i nie mógł narzekać na wynagrodzenie.
Zapakowała rośliny z powrotem do pudełka i schowała je pod ladą, gdzie poczeka na innego kuriera. - Następne zamówienie będę potrzebowała za dwa miesiące, szczegóły przekażę standardową ścieżką. Potrzebujesz jakiegoś artefaktu?
Nik Holt
Re: Główna część sklepu Sro 7 Lut - 18:17
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Błękitne oczy Holta oziębiają się na odpowiedź kobiety. Nie obchodzi mnie, kto zaczął… W tym momencie zaczyna żałować, że nie przylał tamtemu, próbując zachować chociaż minimum kultury. Teraz już tego nie zrobi oczywiście, trochę za późno, zwłaszcza, że tamten niczym tchórz, którym rzecz jasna był, uciekł spod sklepu, ale jakiś niesmak wewnątrz pozostaje. Świat nie jest sprawiedliwy i Holt doskonale o tym wie, nigdy sprawiedliwy też nie był, ale nawet złodziej i handlarz bywa uczciwy. I bardzo nie lubi, gdy traktuje się go nieuczciwie.
Nie pozwala jednak, by cokolwiek z tego odbiło się na jego twarzy, w końcu jedynie przyniósł towar i chce uzyskać za niego zapłatę, bez względu na to, co sobie myśli blond panna. Współpraca jest mu w pewien sposób na rękę, zawsze to pewne źródło zarobku i nie może sobie pozwolić na utratę klientki, ale to nie znaczy, że pozwoli się w jakikolwiek sposób obrażać. Może jej darować niesprawiedliwość, do której jest przyzwyczajony od małego, ale na pewno nie daruje tego.
- Oczywiście, że są. Tak samo jak łatwo je zniszczyć podczas poszukiwań – dlatego to mnie płacisz za dostawy – jak i podczas wypreparowywania odpowiednich części. Ale czy kiedykolwiek, bez względu na okoliczności, przyniosłem Ci cokolwiek, co byłoby uszkodzone? – uniesienie brwi Nika wskazuje jasno, że ugodziła słowami w godność handlarza. Fakt, nigdy nie chwalił się, w jaki sposób zdobywa rośliny albo ile czasem kosztuje go przytarganie ich do miejsca docelowego, ale czy to od razu znaczy, że dopuściłby do zniszczenia czegokolwiek? Są w Przesmyku Lokiego, tutaj można spodziewać się wszystkiego, a zwłaszcza mordobicia. Sam by sobie nie darował, gdyby zniszczył towar. Na to najwyraźniej Margrét nie wpadła, ale ze zwykłej uprzejmości nie wytyka jej tego faktu.
Pozwala jej zapoznać się z pudełkiem i jego zawartością, w tym czasie przeglądając sobie zawartość sklepikowych półek. Artefakty, artefakty, jakieś nieznane mu przedmioty, kolejne artefakty. Aura fossegrima zaczyna delikatnie uwierać, więc w niewielkiej ilości wypuszcza ją, tak tylko trochę, by zwyczajnie przestała go drażnić pod skórą. A że będzie miało to wpływ na kobietę? Zawsze ma. Jest to ostatnia rzecz, którą Holt się przejmuje, jeszcze tego by mu brakowało.
- Cudownie. – odwraca się w jej stronę, by wziąć swoją dolę za zamówienie. Sprawnie przelicza jej ilość i unosi kącik ust w górę widząc dodatek za szkody moralne. Wypuszcza nieco więcej aury, ale wciąż do bezpiecznego poziomu. – Jak zawsze miło robić z Tobą interesy. – stwierdza swobodniej i od razu nieco grzeczniej. Dobra wypłata zawsze w cenie i na poprawę humoru. Na wargach Holta błąka się ten jego charakterystyczny, asymetryczny uśmieszek, gdy z większą ciekawością zaczyna rozglądać się po sklepie.
- Będę czekać. Jeśli to coś bardziej wymagającego, to lepiej wiedzieć już teraz. Wprawdzie mamy okres wzrostu roślin, ale to oznacza też wysyp amatorów, którzy skutecznie potrafią utrudnić poszukiwania. W zeszłym roku idioci zadeptali cały lament niksy, miałem ochotę kogoś udusić na ten widok. Tyle zmarnowanego składnika, te zdeptane nie nadawały się już do niczego. – wykrzywił wargi w niezadowoleniu, jednak pytanie o artefakt nasunęło mu coś, nad czym myślał już od dawna. Oparł się ostrożnie o jedną z szafek, krzyżując ręce na torsie.
- Wszyscy wiemy o genetykach takich jak huldra czy niksa lub ich męskie odpowiedniki. – zaczął tonem towarzyskiej pogawędki. – I wszyscy wiemy, jak bardzo są w stanie zawrócić w głowie. Tak sobie myślę. Czy istnieje coś, jakiś artefakt, pozwalający się przed tym bronić. Coś typu zakładasz takiej na szyję i puff, blokujesz całkowicie aurę? – zmrużył oczy, zastanawiając się nad tym. Jäderholm nie musi znać prawdziwych powodów pytania, ale oczywistym jest, że ktoś działający nielegalnie, jak Holt, woli zabezpieczyć się przed wszystkim, w każdy możliwy sposób. Nigdy nie wiadomo, na kogo trafi i co ten ktoś zechce mu zrobić.
Nie pozwala jednak, by cokolwiek z tego odbiło się na jego twarzy, w końcu jedynie przyniósł towar i chce uzyskać za niego zapłatę, bez względu na to, co sobie myśli blond panna. Współpraca jest mu w pewien sposób na rękę, zawsze to pewne źródło zarobku i nie może sobie pozwolić na utratę klientki, ale to nie znaczy, że pozwoli się w jakikolwiek sposób obrażać. Może jej darować niesprawiedliwość, do której jest przyzwyczajony od małego, ale na pewno nie daruje tego.
- Oczywiście, że są. Tak samo jak łatwo je zniszczyć podczas poszukiwań – dlatego to mnie płacisz za dostawy – jak i podczas wypreparowywania odpowiednich części. Ale czy kiedykolwiek, bez względu na okoliczności, przyniosłem Ci cokolwiek, co byłoby uszkodzone? – uniesienie brwi Nika wskazuje jasno, że ugodziła słowami w godność handlarza. Fakt, nigdy nie chwalił się, w jaki sposób zdobywa rośliny albo ile czasem kosztuje go przytarganie ich do miejsca docelowego, ale czy to od razu znaczy, że dopuściłby do zniszczenia czegokolwiek? Są w Przesmyku Lokiego, tutaj można spodziewać się wszystkiego, a zwłaszcza mordobicia. Sam by sobie nie darował, gdyby zniszczył towar. Na to najwyraźniej Margrét nie wpadła, ale ze zwykłej uprzejmości nie wytyka jej tego faktu.
Pozwala jej zapoznać się z pudełkiem i jego zawartością, w tym czasie przeglądając sobie zawartość sklepikowych półek. Artefakty, artefakty, jakieś nieznane mu przedmioty, kolejne artefakty. Aura fossegrima zaczyna delikatnie uwierać, więc w niewielkiej ilości wypuszcza ją, tak tylko trochę, by zwyczajnie przestała go drażnić pod skórą. A że będzie miało to wpływ na kobietę? Zawsze ma. Jest to ostatnia rzecz, którą Holt się przejmuje, jeszcze tego by mu brakowało.
- Cudownie. – odwraca się w jej stronę, by wziąć swoją dolę za zamówienie. Sprawnie przelicza jej ilość i unosi kącik ust w górę widząc dodatek za szkody moralne. Wypuszcza nieco więcej aury, ale wciąż do bezpiecznego poziomu. – Jak zawsze miło robić z Tobą interesy. – stwierdza swobodniej i od razu nieco grzeczniej. Dobra wypłata zawsze w cenie i na poprawę humoru. Na wargach Holta błąka się ten jego charakterystyczny, asymetryczny uśmieszek, gdy z większą ciekawością zaczyna rozglądać się po sklepie.
- Będę czekać. Jeśli to coś bardziej wymagającego, to lepiej wiedzieć już teraz. Wprawdzie mamy okres wzrostu roślin, ale to oznacza też wysyp amatorów, którzy skutecznie potrafią utrudnić poszukiwania. W zeszłym roku idioci zadeptali cały lament niksy, miałem ochotę kogoś udusić na ten widok. Tyle zmarnowanego składnika, te zdeptane nie nadawały się już do niczego. – wykrzywił wargi w niezadowoleniu, jednak pytanie o artefakt nasunęło mu coś, nad czym myślał już od dawna. Oparł się ostrożnie o jedną z szafek, krzyżując ręce na torsie.
- Wszyscy wiemy o genetykach takich jak huldra czy niksa lub ich męskie odpowiedniki. – zaczął tonem towarzyskiej pogawędki. – I wszyscy wiemy, jak bardzo są w stanie zawrócić w głowie. Tak sobie myślę. Czy istnieje coś, jakiś artefakt, pozwalający się przed tym bronić. Coś typu zakładasz takiej na szyję i puff, blokujesz całkowicie aurę? – zmrużył oczy, zastanawiając się nad tym. Jäderholm nie musi znać prawdziwych powodów pytania, ale oczywistym jest, że ktoś działający nielegalnie, jak Holt, woli zabezpieczyć się przed wszystkim, w każdy możliwy sposób. Nigdy nie wiadomo, na kogo trafi i co ten ktoś zechce mu zrobić.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Margrét Jäderholm
Re: Główna część sklepu Pią 15 Mar - 1:01
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
- Jeszcze nie - odparła z delikatnym uśmiechem na ustach, z rozbawieniem notując, jak wrażliwe jest męskie ego. Nie szuka przyjaźni, uczucia Nika nie są więc na jej liście priorytetów, dlatego sprzeczka przed sklepem nie interesowała jej personalnie, w końcu chroniła tylko swój interes. Nie występowała więc w roli sprawiedliwego sędziego, który pogłaszcze po główce za większą kulturę względem drugiego osobnika, to nie jej rola. Jako klientka miała prawo oczekiwać pełnego profesjonalizmu i odpowiedniego zachowania zarówno w sklepie, jak i przed nim, a ponadto towaru najwyższej jakości. Nie wchodziła w jego kompetencje, ale fakt, że nigdy wcześniej jej nie zawiódł w tym względzie, nie oznaczał, że nigdy tego nie zrobi w przyszłości. Nie ufała swoim dostawcom, a raczej udawała, że ufa, a tak naprawdę była przygotowana na najgorsze. To pozwalało jej ograniczyć niepowodzenia, bo zwykle miała plan B. W przypadku roślin byłoby to bardziej problematyczne, dlatego nawet najmniejsza wpadka spowodwałaby poważne konsekwencje.
Nie komentowała tego, choć nie rozumiała niemego oburzenia mężczyzny, bo wobec zaistniałych okoliczności jej reakcja była uzasadniona i nawet nie była niemiła. Fakt, że w Przesmyku Lokiego nie było najbezpieczeniej, nie oznaczał, że pozwalała na burdy przed jej sklepem. Właśnie na takie przypadki miała ochroniarza, który skutecznie rozdzielał towarzystwo albo siłą ustawiał do pionu. Nikt nie chciał wzbudzać podejrzeń, tym bardziej, gdy Krucza Straż rozpanoszyła się na dobre.
Ostatecznie stwierdziła, że urażona duma mężczyzny to nie jej problem i zaczęła przeglądać zawartość paczki, oceniając skład i stan roślin zgodnie ze swoją wiedzą. Podczas przekazywania zapłaty, poczuła się odrobinę lepiej, jakby ciśnienie z niej zeszło, a ciało mimowolnie się rozluźniło. Nieświadoma z kim ma do czynienia, nie odczuła tej subtelnej różnicy, kiedy jej obojętność względem dostawcy przeszktałcała się w podejrzany węzeł sympatii.
- Do końca tygodnia powinnam zebrać pełną listę - skinęła głową, w końcu zależało jej, żeby rośliny były w jak najlepszej kondycji, więc ułatwianie pracy mężczyźnie wiązało się bezpośrednio z jej zadowoleniem. - Dlatego sama nie pcham się do poszukiwań. Więcej byłoby szkody niż pożytku.
Potrafiła rozpoznać tylko te podstawowe rośliny, znaleźć przy okazji kilka okazów. Ale żeby wiedzieć co, gdzie, kiedy, to nie. Oparła się biodrem o blat, obserwując blondyna. Pytanie o taki artefakt już przewijało się w sklepie, dlatego nie była zaskoczona. I teoretycznie nic jej do tego, po co klient chce coś kupić, ale skoro utrzymywał towarzyski ton, pozwoliła sobie na więcej.
- Czemu pytasz? Dołączyłeś do tych Wyzwolonych maniaków? - zapytała, patrząc na niego badawczo. Nie pochwalała ich światopoglądu ani metod, wprowadzali tylko niepotrzebne zamieszanie. Z drugiej strony gdyby potwierdził i faktycznie polował na wynaturzenia, to pewnie i tak udzieliłaby mu odpowiedzi. - To skomplikowana kwestia. Wiem o eliksirach, to zdaje się bardziej dostępny sposób. Czasami w moje ręce wpadają takie artefakty, ale są niezwykle rzadkie i cenne ze względu na to, że magia w nich zawarta jest na tyle potężna, że doprowadza do samozniszczenia. Jeśli bardzo się tym interesujesz, mogę zamówić taki przedmiot, ale od razu ostrzegam, że nie będzie tani ani trwały.
Miała doświadczenie, więc wiedziała, co mówi i nawet z jej środkami nie byłaby w stanie permanentnie się zabezpieczyć przed wpływem niebezpiecznych aur. Domyślała się, że specyfika jego pracy bywa ryzykowna, w odludnych miejscach, w których rosną rzadkie rośliny pewnie łatwo spotkać niksę lub fossegrima, ale do tej pory nikomu nie udało się wynaleźć niezawodnego sposobu na walkę z ich wpływem.
Nie komentowała tego, choć nie rozumiała niemego oburzenia mężczyzny, bo wobec zaistniałych okoliczności jej reakcja była uzasadniona i nawet nie była niemiła. Fakt, że w Przesmyku Lokiego nie było najbezpieczeniej, nie oznaczał, że pozwalała na burdy przed jej sklepem. Właśnie na takie przypadki miała ochroniarza, który skutecznie rozdzielał towarzystwo albo siłą ustawiał do pionu. Nikt nie chciał wzbudzać podejrzeń, tym bardziej, gdy Krucza Straż rozpanoszyła się na dobre.
Ostatecznie stwierdziła, że urażona duma mężczyzny to nie jej problem i zaczęła przeglądać zawartość paczki, oceniając skład i stan roślin zgodnie ze swoją wiedzą. Podczas przekazywania zapłaty, poczuła się odrobinę lepiej, jakby ciśnienie z niej zeszło, a ciało mimowolnie się rozluźniło. Nieświadoma z kim ma do czynienia, nie odczuła tej subtelnej różnicy, kiedy jej obojętność względem dostawcy przeszktałcała się w podejrzany węzeł sympatii.
- Do końca tygodnia powinnam zebrać pełną listę - skinęła głową, w końcu zależało jej, żeby rośliny były w jak najlepszej kondycji, więc ułatwianie pracy mężczyźnie wiązało się bezpośrednio z jej zadowoleniem. - Dlatego sama nie pcham się do poszukiwań. Więcej byłoby szkody niż pożytku.
Potrafiła rozpoznać tylko te podstawowe rośliny, znaleźć przy okazji kilka okazów. Ale żeby wiedzieć co, gdzie, kiedy, to nie. Oparła się biodrem o blat, obserwując blondyna. Pytanie o taki artefakt już przewijało się w sklepie, dlatego nie była zaskoczona. I teoretycznie nic jej do tego, po co klient chce coś kupić, ale skoro utrzymywał towarzyski ton, pozwoliła sobie na więcej.
- Czemu pytasz? Dołączyłeś do tych Wyzwolonych maniaków? - zapytała, patrząc na niego badawczo. Nie pochwalała ich światopoglądu ani metod, wprowadzali tylko niepotrzebne zamieszanie. Z drugiej strony gdyby potwierdził i faktycznie polował na wynaturzenia, to pewnie i tak udzieliłaby mu odpowiedzi. - To skomplikowana kwestia. Wiem o eliksirach, to zdaje się bardziej dostępny sposób. Czasami w moje ręce wpadają takie artefakty, ale są niezwykle rzadkie i cenne ze względu na to, że magia w nich zawarta jest na tyle potężna, że doprowadza do samozniszczenia. Jeśli bardzo się tym interesujesz, mogę zamówić taki przedmiot, ale od razu ostrzegam, że nie będzie tani ani trwały.
Miała doświadczenie, więc wiedziała, co mówi i nawet z jej środkami nie byłaby w stanie permanentnie się zabezpieczyć przed wpływem niebezpiecznych aur. Domyślała się, że specyfika jego pracy bywa ryzykowna, w odludnych miejscach, w których rosną rzadkie rośliny pewnie łatwo spotkać niksę lub fossegrima, ale do tej pory nikomu nie udało się wynaleźć niezawodnego sposobu na walkę z ich wpływem.
Nik Holt
Re: Główna część sklepu Pon 18 Mar - 18:51
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Jeszcze nie.
Gdyby nie to, że była jedną z nielicznych znanych mu sprzedawców artefaktów i całkiem dobrze płaciła za rośliny, Nik zabrałby się stąd w cholerę i pewnie nie wrócił. Błękitne oczy pociemniały i nie odezwał się już słowem, ale był pewny, że będzie musiał znaleźć sobie innego klienta podobnego typu. Nie widział najmniejszego sensu w prowadzeniu biznesów z kimś, kto po tylu zrealizowanych transakcjach spodziewał się po nim, że pokpi sprawę. Jeżeli mu nie ufała, że zrealizuje zlecenie, to po co w ogóle je składała? Nik nie lubił takich sytuacji i wcale nie chodziło tu o ego. Jeżeli ktoś zaczynał powątpiewać w jego rzetelność, to prędzej czy później postanowi go oszukać, a chociaż sam był złodziejem, to biznes – jego własny – był rzeczą świętą. Nigdy w życiu nie nasrałby do swojego gniazda, a już na pewno nie w taki sposób. Margrét jednak właśnie stała się klientem, do którego musiał podchodzić z o wiele większą ostrożnością, niż do tej pory. Żadne pieniądze, nawet te największe, nie były warte rozwalenia zaufania pokładanego w relacji klient-sprzedawca.
Obserwował za to, jak sprawdzała przesyłkę – tego akurat za brak zaufania nie uważał. Podstawową maksymą było ufaj, lecz sprawdzaj – jakby na to nie patrzeć, Nik nadal był tylko zwykłym człowiekiem i jak każdemu mogły się zdarzyć pomyłki. To, że zawsze wielokrotnie upewniał się, że wszystko było na miejscu, nie znaczyło, że nie mógł czegoś przeoczyć. Jak wszyscy bywał zmęczony – nawet przemęczony – albo za długo siedział z dala od wody. W tym wypadku jednak wszystko było, jak trzeba, choć czasem zaczął się zastanawiać, ile zachodu trzeba byłoby włożyć, by oszukać jakiegoś klienta. Nie Jäderholm, ale Nik zwyczajnie był ciekawy. Może kiedyś to sprawdzi, na razie uśmiechnął się w duchu widząc, jak jego aura działa. Czasem, zwłaszcza w takich momentach, bawiło go to. Że wcale nie potrzebował wiele, by wzbudzić sympatię do swojej osoby. Muśnięcie aury, lekki uśmiech i… już. To tyle. Nie wyciągał jej jednak więcej, osiągnąwszy swój cel. Mimo wszystko wolał, żeby kobieta się nie zorientowała, że jej odczucia są niezbyt naturalne. Ale subtelny wpływ nie był łatwy do zauważenia, nie, gdy się go w ogóle nie szukało. Kolejny dobry argument za ukrywaniem swojego dziedzictwa.
- Do końca tygodnia… Jasne. Pasuje. – skinął głową, robiąc w głowie mentalną notkę, by oczekiwać wiadomości od Margrét w niedługim czasie. – I dlatego z tobą rozmawiam, a nie zastanawiam się, jak cię udusić. – powiedział uczciwie, ale z humorem w głosie. – Nawet studenci muszą się kiedyś nauczyć, ale przecież wtedy powinni iść z kimś doświadczonym… Eh, szkoda gadać. – machnął ręką, na poły rozbawiony, na poły załamany. W ogóle nie lubił bezmyślnego niszczenia natury. Składniki alchemiczne były w końcu naturą, w kategorii pieniężnej stojąc tylko trochę wyżej od zwykłych roślin. Ale dla miłośnika natury, którym był Holt, cała ta „zielenina” była cenna. Chociażby dla spokoju, który potrafiła mu zaoferować. Z tego jednak nie zamierzał zdradzać się przed kimkolwiek.
- Skądże znowu. To jacyś wariaci. – nie musiał jej odpowiadać, ale odpowiedział od razu, wzdrygając się przy tym na sam pomysł. Swoją drogą to byłaby interesująca przykrywka próbować wytrzebić własny rodzaj, ale jednak nie. W końcu tylko w towarzystwie takich jak on nie musiał przejmować się własną aurą i fałszem, jaki niosła. – Bardziej kwestia tego, że rośliny, zwłaszcza rzadkie, rosną w różnych miejscach. Także w takich, w których teoretycznie nie powinienem się pokazywać, bo są zamieszkałe. Rozumiem chęć obrony swojego miejsca zamieszkania czy bytowania, ale prawdę mówiąc wolałbym nie skończyć z wypranym mózgiem. Nie zamierzam nikomu robić krzywdy, chcę tylko roślin, ale czasem niełatwo to wyjaśnić oburzonej huldrze. – zgrabnie przeplótł prawdę z kłamstwem, udzielając odpowiedzi blondynce. Nie mogła się do tego przyczepić, a w razie jakiegoś przypadku miałby dobrą wymówkę. A to, że liczył, że artefakt zablokuje jego własną aurę… To miała być jego słodka tajemnica.
- Szlag. – podsumował wywód kobiety. – Byłbym ciekawy, jak taki artefakt wygląda. Jeśli jesteś w stanie mi go sprowadzić, to jestem chętny. Z zapłatą się dogadamy. – machnął ręką, bo to nie było jakimś wielkim problemem dla niego. Gdyby przedmiot naprawdę działał, był skłonny bez mrugnięcia okiem zapłacić za niego nawet wygórowaną cenę. Niestety wątpił mimo wszystko, by było to możliwe.
Gdyby nie to, że była jedną z nielicznych znanych mu sprzedawców artefaktów i całkiem dobrze płaciła za rośliny, Nik zabrałby się stąd w cholerę i pewnie nie wrócił. Błękitne oczy pociemniały i nie odezwał się już słowem, ale był pewny, że będzie musiał znaleźć sobie innego klienta podobnego typu. Nie widział najmniejszego sensu w prowadzeniu biznesów z kimś, kto po tylu zrealizowanych transakcjach spodziewał się po nim, że pokpi sprawę. Jeżeli mu nie ufała, że zrealizuje zlecenie, to po co w ogóle je składała? Nik nie lubił takich sytuacji i wcale nie chodziło tu o ego. Jeżeli ktoś zaczynał powątpiewać w jego rzetelność, to prędzej czy później postanowi go oszukać, a chociaż sam był złodziejem, to biznes – jego własny – był rzeczą świętą. Nigdy w życiu nie nasrałby do swojego gniazda, a już na pewno nie w taki sposób. Margrét jednak właśnie stała się klientem, do którego musiał podchodzić z o wiele większą ostrożnością, niż do tej pory. Żadne pieniądze, nawet te największe, nie były warte rozwalenia zaufania pokładanego w relacji klient-sprzedawca.
Obserwował za to, jak sprawdzała przesyłkę – tego akurat za brak zaufania nie uważał. Podstawową maksymą było ufaj, lecz sprawdzaj – jakby na to nie patrzeć, Nik nadal był tylko zwykłym człowiekiem i jak każdemu mogły się zdarzyć pomyłki. To, że zawsze wielokrotnie upewniał się, że wszystko było na miejscu, nie znaczyło, że nie mógł czegoś przeoczyć. Jak wszyscy bywał zmęczony – nawet przemęczony – albo za długo siedział z dala od wody. W tym wypadku jednak wszystko było, jak trzeba, choć czasem zaczął się zastanawiać, ile zachodu trzeba byłoby włożyć, by oszukać jakiegoś klienta. Nie Jäderholm, ale Nik zwyczajnie był ciekawy. Może kiedyś to sprawdzi, na razie uśmiechnął się w duchu widząc, jak jego aura działa. Czasem, zwłaszcza w takich momentach, bawiło go to. Że wcale nie potrzebował wiele, by wzbudzić sympatię do swojej osoby. Muśnięcie aury, lekki uśmiech i… już. To tyle. Nie wyciągał jej jednak więcej, osiągnąwszy swój cel. Mimo wszystko wolał, żeby kobieta się nie zorientowała, że jej odczucia są niezbyt naturalne. Ale subtelny wpływ nie był łatwy do zauważenia, nie, gdy się go w ogóle nie szukało. Kolejny dobry argument za ukrywaniem swojego dziedzictwa.
- Do końca tygodnia… Jasne. Pasuje. – skinął głową, robiąc w głowie mentalną notkę, by oczekiwać wiadomości od Margrét w niedługim czasie. – I dlatego z tobą rozmawiam, a nie zastanawiam się, jak cię udusić. – powiedział uczciwie, ale z humorem w głosie. – Nawet studenci muszą się kiedyś nauczyć, ale przecież wtedy powinni iść z kimś doświadczonym… Eh, szkoda gadać. – machnął ręką, na poły rozbawiony, na poły załamany. W ogóle nie lubił bezmyślnego niszczenia natury. Składniki alchemiczne były w końcu naturą, w kategorii pieniężnej stojąc tylko trochę wyżej od zwykłych roślin. Ale dla miłośnika natury, którym był Holt, cała ta „zielenina” była cenna. Chociażby dla spokoju, który potrafiła mu zaoferować. Z tego jednak nie zamierzał zdradzać się przed kimkolwiek.
- Skądże znowu. To jacyś wariaci. – nie musiał jej odpowiadać, ale odpowiedział od razu, wzdrygając się przy tym na sam pomysł. Swoją drogą to byłaby interesująca przykrywka próbować wytrzebić własny rodzaj, ale jednak nie. W końcu tylko w towarzystwie takich jak on nie musiał przejmować się własną aurą i fałszem, jaki niosła. – Bardziej kwestia tego, że rośliny, zwłaszcza rzadkie, rosną w różnych miejscach. Także w takich, w których teoretycznie nie powinienem się pokazywać, bo są zamieszkałe. Rozumiem chęć obrony swojego miejsca zamieszkania czy bytowania, ale prawdę mówiąc wolałbym nie skończyć z wypranym mózgiem. Nie zamierzam nikomu robić krzywdy, chcę tylko roślin, ale czasem niełatwo to wyjaśnić oburzonej huldrze. – zgrabnie przeplótł prawdę z kłamstwem, udzielając odpowiedzi blondynce. Nie mogła się do tego przyczepić, a w razie jakiegoś przypadku miałby dobrą wymówkę. A to, że liczył, że artefakt zablokuje jego własną aurę… To miała być jego słodka tajemnica.
- Szlag. – podsumował wywód kobiety. – Byłbym ciekawy, jak taki artefakt wygląda. Jeśli jesteś w stanie mi go sprowadzić, to jestem chętny. Z zapłatą się dogadamy. – machnął ręką, bo to nie było jakimś wielkim problemem dla niego. Gdyby przedmiot naprawdę działał, był skłonny bez mrugnięcia okiem zapłacić za niego nawet wygórowaną cenę. Niestety wątpił mimo wszystko, by było to możliwe.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Margrét Jäderholm
Re: Główna część sklepu Wto 26 Mar - 0:38
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
To nic osobistego, nie ufała nikomu i gdyby tylko znała perspektywę Nika, przedstawiłaby mu, jak naiwnie patrzy na świat. Mógł szukać innych klientów, ale wykładała niemałą kasę, żeby otrzymać zamówienia, a nikt nie jest niezastąpiony. Nie korzystali z wzajemnych usług dlatego, że się lubili, tylko dlatego, że taki interes był opłacalny dla obojga. Na razie nie miała powodów, by kwestionować jego rzetelność, a jeśli taka sytuacja nastąpi, pewnie ich drogi się rozejdą, to czysty biznes. Nauczyła się jednak, że mężczyźni podchodzili bardziej emocjonalnie do takich kwestii, szczególnie jeśli ktoś nie zachwalał wprost ich kompetencji. Kruche, małe stworzonka.
Ostatecznie najważniejsze, że przesyłka dotarła bez zarzutów i wszystko w środku się zgadzało. Po wszelkich formalnościach mogli spędzić chwilę na rozmowie, szczególnie że temat interesował obojga.
Prychnęła śmiechem na wzmiankę o uduszeniu, choć nie odebrała tego jako żartu. Była w tej kwestii pewna siebie, że każda próba narażenia jej zdrowia i życia, przyniesie odwrotny skutek. Do tej pory każdy jej wróg kończył trzy metry pod ziemią, a choć nie szukała zwar na siłę, bo nie było jej to potrzebne, tak nie dawała sobie w kaszę dmuchać i nie bez powodu miała ochroniarza. Oczekiwała ataku w każdej chwili, żeby być przygotowaną na wszystko, więc uduszenie nie byłoby łatwym zadaniem. Mimo wszystko nie spodziewała się też z kim ma do czynienia, a wystarczyłaby jedna wizja, żeby wszystko się rozjaśniło.
- Być może powinieneś dorabiać jako korepetytor studentów, wtedy upieczesz dwie pieczenie na jednym ogniu - w końcu nie dość, że wpadnie dodatkowa kasa, to jeszcze nauczy młode umysły obchodzenia się z delikatnymi roślinami, co ograniczy w przyszłości zniszczenia. Nie, żeby w odwrotnej sytuacji sama chciała niańczyć niedoświadczone osoby, po prostu jej analityczny umysł od razu przechodził w stan rozwiązywania problemów i podsunęła oczywisty krok do poprawy.
Uśmiechnęła się lekko na wieść, że jednak nie dołączył do Wyzwolonych. Generalnie nie chciałaby zadzierać z całą organizacją, szczególnie taką, która dosłownie każdego potrafiła oskarżyć o demoniczną naturę i palić na stosie bez procesu. Nie, żeby sama nie zabijała w samosądzie, ale robiła to tylko w określonych przypadkach, które zbliżały ją do celu, a nie z tak bezużytecznego powodu, jak nienawiści. Nie rozumiała tych emocjonalnych osób, które unosiły się gniewem i reagowały impulsywnie, bo sama wszystko musiała przeanalizować i obliczyć, co jej się opłaca, a co nie, żeby podjąć odpowiednie kroki.
- Może by ci się podobało, podobno nieźle uwodzą - taki artefakt to bardzo skomplikowana sprawa, sprowadzenie go będzie dla niej wyzwaniem, ale jeśli miała na tym dobrze zarobić, to była skłonna podjąć próbę. Jej umysł automatycznie zaczął krążyć wokół odpowiednich dostawców, a także zaklinaczy, których znała. Może będzie w stanie pociągnąć za kilka sznurków i przy odrobinie szczęścia znajdzie gotowy egzemplarz. W innym przypadku będzie musiała zamówić do wykonania od podstaw.
- Jak cierpliwy jesteś? Jeśli nie znajdę gotowego artefaktu, mogę zlecić jego wykonanie, ale to może potrwać kilka miesięcy. No i będę potrzebowała zaliczki, bezzwrotnej oczywiście, bo nawet jeśli nie uda mi się sprowadzić przedmiotu, mój czas i starania kosztują - przedstawiła sprawę jasno, bo zwyczajnie nie lubiła niedomówień w interesach. - I jeszcze raz podkreślam, że nie jest trwały, więc zastanów się, czy chcesz płacić krocie za coś, co rozpadnie się po kilku godzinach, no może dniach, w zależności od mocy artefaktu.
Ostatecznie najważniejsze, że przesyłka dotarła bez zarzutów i wszystko w środku się zgadzało. Po wszelkich formalnościach mogli spędzić chwilę na rozmowie, szczególnie że temat interesował obojga.
Prychnęła śmiechem na wzmiankę o uduszeniu, choć nie odebrała tego jako żartu. Była w tej kwestii pewna siebie, że każda próba narażenia jej zdrowia i życia, przyniesie odwrotny skutek. Do tej pory każdy jej wróg kończył trzy metry pod ziemią, a choć nie szukała zwar na siłę, bo nie było jej to potrzebne, tak nie dawała sobie w kaszę dmuchać i nie bez powodu miała ochroniarza. Oczekiwała ataku w każdej chwili, żeby być przygotowaną na wszystko, więc uduszenie nie byłoby łatwym zadaniem. Mimo wszystko nie spodziewała się też z kim ma do czynienia, a wystarczyłaby jedna wizja, żeby wszystko się rozjaśniło.
- Być może powinieneś dorabiać jako korepetytor studentów, wtedy upieczesz dwie pieczenie na jednym ogniu - w końcu nie dość, że wpadnie dodatkowa kasa, to jeszcze nauczy młode umysły obchodzenia się z delikatnymi roślinami, co ograniczy w przyszłości zniszczenia. Nie, żeby w odwrotnej sytuacji sama chciała niańczyć niedoświadczone osoby, po prostu jej analityczny umysł od razu przechodził w stan rozwiązywania problemów i podsunęła oczywisty krok do poprawy.
Uśmiechnęła się lekko na wieść, że jednak nie dołączył do Wyzwolonych. Generalnie nie chciałaby zadzierać z całą organizacją, szczególnie taką, która dosłownie każdego potrafiła oskarżyć o demoniczną naturę i palić na stosie bez procesu. Nie, żeby sama nie zabijała w samosądzie, ale robiła to tylko w określonych przypadkach, które zbliżały ją do celu, a nie z tak bezużytecznego powodu, jak nienawiści. Nie rozumiała tych emocjonalnych osób, które unosiły się gniewem i reagowały impulsywnie, bo sama wszystko musiała przeanalizować i obliczyć, co jej się opłaca, a co nie, żeby podjąć odpowiednie kroki.
- Może by ci się podobało, podobno nieźle uwodzą - taki artefakt to bardzo skomplikowana sprawa, sprowadzenie go będzie dla niej wyzwaniem, ale jeśli miała na tym dobrze zarobić, to była skłonna podjąć próbę. Jej umysł automatycznie zaczął krążyć wokół odpowiednich dostawców, a także zaklinaczy, których znała. Może będzie w stanie pociągnąć za kilka sznurków i przy odrobinie szczęścia znajdzie gotowy egzemplarz. W innym przypadku będzie musiała zamówić do wykonania od podstaw.
- Jak cierpliwy jesteś? Jeśli nie znajdę gotowego artefaktu, mogę zlecić jego wykonanie, ale to może potrwać kilka miesięcy. No i będę potrzebowała zaliczki, bezzwrotnej oczywiście, bo nawet jeśli nie uda mi się sprowadzić przedmiotu, mój czas i starania kosztują - przedstawiła sprawę jasno, bo zwyczajnie nie lubiła niedomówień w interesach. - I jeszcze raz podkreślam, że nie jest trwały, więc zastanów się, czy chcesz płacić krocie za coś, co rozpadnie się po kilku godzinach, no może dniach, w zależności od mocy artefaktu.
Nik Holt
Re: Główna część sklepu Pią 5 Kwi - 17:04
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Nie ona jedna nie ufała nikomu, Nik był taki sam. Za dobrze wiedział, co to znaczy zaufać i za dobrze wiedział, że bardzo mało osób na to zaufanie zasługiwało. Miał bardzo, bardzo wąskie grono osób, które mogły poszczycić się jego zaufaniem, ale jednocześnie i dopuszczał pewne widełki w przypadku handlu. Może i dobrze, że nie umiał czytać w myślach. Nawet bardzo dobrze, bo cienka granica leżała pomiędzy opłacalnością zleceń a wewnętrznym wkurzem, który potrafił zniweczyć wiele kwestii. Na razie jednak nie uważał, by musiał koniecznie rozwiązywać tę współpracę. Jeszcze nie zaszła mu za skórę na tyle, by to robił.
Paradoksalnie także Nik naprawdę żartował z tym uduszeniem. Nie miał w zwyczaju rzucać groźbami, on po prostu robił swoje. Czasem, od czasu do czasu, rzucił ostrzeżeniem. Nic więcej i nic mniej, zresztą nawet gdyby miał zamiar pozbyć się Margrét – po co miałby to robić? była opłacalnym zleceniodawcą – nie bawiłby się w żadne duszenie. Najmniej opłacalne usuwanie ludzi z tego świata, najbardziej czasochłonne i najłatwiejsze do spaprania. Jakby już miał zabierać się do usuwania kogokolwiek z powierzchni planety, to wolał bardziej niezawodne sposoby – jak chociażby odpowiednie roślinki dosypane do napoju i posiłku. Nadal jednak Jäderholm nie była osobą, której chciałby się pozbyć z tego świata. Bywała irytująca, ale nie był to powód, by się jej pozbywać. Gdy kiedyś irytacja przeważy, po prostu ich ścieżki się rozejdą i tyle.
- Jeszcze nie zwariowałem. – roześmiał się szczerze. – To byłoby gorsze od wyjaśniania klientom, że sami są sobie winni spapranego ich brakiem umiejętności eliksiru, a nie moich roślin. – wzdrygnął się delikatnie na samą myśl, że miałby się bawić w nauczanie kogokolwiek. Nie. Nie. I jeszcze raz nie. Nawet jeśli faktycznie to miało jakiś sens. – Zresztą wierzysz, że oni się kiedykolwiek nauczą? Żeby się czegoś nauczyć trzeba tego chcieć, a ci, którzy chcą, sami do tego doją. Reszta? Nie jest warta ani uwagi ani tym bardziej nerwów. – chyba jednak nie miał zbyt dobrego zdania o innych, ale cóż, to go mało ruszało. Stawiał też, że każdy alchemik czy botanik miał ten sam problem z niszczycielami roślin, zdawał sobie także sprawę, że u niego znaczyło to jednak zupełnie coś innego, bo patrzył przez dodatkowy pryzmat swojej genetyki.
Kontynuował jednak rozmowę, choć mógł ją zakończyć, bo dawała mu nowe spojrzenie na pewne rzeczy. Otwierała możliwości, o których wcześniej nie pomyślał, wzbudzając ciekawość, czy coś takiego faktycznie mogło istnieć. A jeśli mogło, to czy nie wytłumiłoby jego własnej aury? Mógłby wtedy nie przejmować się pewnymi kwestiami…
- Uwodzeniem nie zapełnię półek w sklepie. – rzucił, może nieco brutalnie, ale zgodnie z prawdą. Nie stronił od seksu – pomijając kwestię, że magia huldr na niego nie działała – i nie zamierzał stronić od przyjemności ciała, ale pieniędzy z tego mieć nie będzie. Był łowcą roślin, sprzedawał je każdemu, kto był na nie chętny, to był jego zarobek. Nie puszczanie się z różnymi osobami – to akurat robił czysto dla przyjemności. Tego jednak mówić na głos nie zamierzał, bo to nie była sprawa Margrét czy kogokolwiek innego.
Wyjątkowo też posłuchał kobiety, zamyślając się na dłuższą chwilę. Nadal był czujny, nie pozwalał sobie ani trochę na opuszczenie gardy, ale przemyśleć temat należało. Pieniądze były i odchodziły, nie zamierzał się przejmować zapłaceniem handlarce, ale czy na pewno chciał, by sprowadzała lub zlecała cokolwiek w jego imieniu? Nie. Na pewno nie. Dlatego w końcu podsunął w jej stronę część zapłaty, którą chwilę wcześniej sama mu przekazała.
- Wystarczająco cierpliwy, by poczekać na to, co mnie ciekawi. Zrobimy tak. Nie sprowadzaj ani nie zlecaj niczego takiego – rozejrzyj się, kto ma taki artefakt na stanie lub kto byłby w stanie go wykonać. A jak już uda ci się to ustalić, zwyczajnie daj mi znać – kto i jak go odnaleźć. A to dla ciebie, za poświęcony na to czas i fatygę. – powiedział spokojnie, uznając, że takie rozwiązanie będzie najlepsze. – A ja w tym czasie się zastanowię, czy skórka jest warta wyprawki. – dodał, bo tak naprawdę powątpiewał nawet, czy taki artefakt w ogóle będzie miał rację bytu.
Po tym również pożegnał się z kobietą, by wrócić do własnych zajęć. Nie była jedyną, której miał coś dostarczyć, miał jednak nadzieję, że faktycznie rozezna się w rynku. A jeśli nie? Mała strata. Nie zamierzał przecież polegać tylko na niej, to byłoby głupie z jego strony.
Nik z tematu
Paradoksalnie także Nik naprawdę żartował z tym uduszeniem. Nie miał w zwyczaju rzucać groźbami, on po prostu robił swoje. Czasem, od czasu do czasu, rzucił ostrzeżeniem. Nic więcej i nic mniej, zresztą nawet gdyby miał zamiar pozbyć się Margrét – po co miałby to robić? była opłacalnym zleceniodawcą – nie bawiłby się w żadne duszenie. Najmniej opłacalne usuwanie ludzi z tego świata, najbardziej czasochłonne i najłatwiejsze do spaprania. Jakby już miał zabierać się do usuwania kogokolwiek z powierzchni planety, to wolał bardziej niezawodne sposoby – jak chociażby odpowiednie roślinki dosypane do napoju i posiłku. Nadal jednak Jäderholm nie była osobą, której chciałby się pozbyć z tego świata. Bywała irytująca, ale nie był to powód, by się jej pozbywać. Gdy kiedyś irytacja przeważy, po prostu ich ścieżki się rozejdą i tyle.
- Jeszcze nie zwariowałem. – roześmiał się szczerze. – To byłoby gorsze od wyjaśniania klientom, że sami są sobie winni spapranego ich brakiem umiejętności eliksiru, a nie moich roślin. – wzdrygnął się delikatnie na samą myśl, że miałby się bawić w nauczanie kogokolwiek. Nie. Nie. I jeszcze raz nie. Nawet jeśli faktycznie to miało jakiś sens. – Zresztą wierzysz, że oni się kiedykolwiek nauczą? Żeby się czegoś nauczyć trzeba tego chcieć, a ci, którzy chcą, sami do tego doją. Reszta? Nie jest warta ani uwagi ani tym bardziej nerwów. – chyba jednak nie miał zbyt dobrego zdania o innych, ale cóż, to go mało ruszało. Stawiał też, że każdy alchemik czy botanik miał ten sam problem z niszczycielami roślin, zdawał sobie także sprawę, że u niego znaczyło to jednak zupełnie coś innego, bo patrzył przez dodatkowy pryzmat swojej genetyki.
Kontynuował jednak rozmowę, choć mógł ją zakończyć, bo dawała mu nowe spojrzenie na pewne rzeczy. Otwierała możliwości, o których wcześniej nie pomyślał, wzbudzając ciekawość, czy coś takiego faktycznie mogło istnieć. A jeśli mogło, to czy nie wytłumiłoby jego własnej aury? Mógłby wtedy nie przejmować się pewnymi kwestiami…
- Uwodzeniem nie zapełnię półek w sklepie. – rzucił, może nieco brutalnie, ale zgodnie z prawdą. Nie stronił od seksu – pomijając kwestię, że magia huldr na niego nie działała – i nie zamierzał stronić od przyjemności ciała, ale pieniędzy z tego mieć nie będzie. Był łowcą roślin, sprzedawał je każdemu, kto był na nie chętny, to był jego zarobek. Nie puszczanie się z różnymi osobami – to akurat robił czysto dla przyjemności. Tego jednak mówić na głos nie zamierzał, bo to nie była sprawa Margrét czy kogokolwiek innego.
Wyjątkowo też posłuchał kobiety, zamyślając się na dłuższą chwilę. Nadal był czujny, nie pozwalał sobie ani trochę na opuszczenie gardy, ale przemyśleć temat należało. Pieniądze były i odchodziły, nie zamierzał się przejmować zapłaceniem handlarce, ale czy na pewno chciał, by sprowadzała lub zlecała cokolwiek w jego imieniu? Nie. Na pewno nie. Dlatego w końcu podsunął w jej stronę część zapłaty, którą chwilę wcześniej sama mu przekazała.
- Wystarczająco cierpliwy, by poczekać na to, co mnie ciekawi. Zrobimy tak. Nie sprowadzaj ani nie zlecaj niczego takiego – rozejrzyj się, kto ma taki artefakt na stanie lub kto byłby w stanie go wykonać. A jak już uda ci się to ustalić, zwyczajnie daj mi znać – kto i jak go odnaleźć. A to dla ciebie, za poświęcony na to czas i fatygę. – powiedział spokojnie, uznając, że takie rozwiązanie będzie najlepsze. – A ja w tym czasie się zastanowię, czy skórka jest warta wyprawki. – dodał, bo tak naprawdę powątpiewał nawet, czy taki artefakt w ogóle będzie miał rację bytu.
Po tym również pożegnał się z kobietą, by wrócić do własnych zajęć. Nie była jedyną, której miał coś dostarczyć, miał jednak nadzieję, że faktycznie rozezna się w rynku. A jeśli nie? Mała strata. Nie zamierzał przecież polegać tylko na niej, to byłoby głupie z jego strony.
Nik z tematu
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Margrét Jäderholm
Re: Główna część sklepu Pon 8 Kwi - 0:59
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
Z jednej strony miał rację, że osoby, które faktycznie będą chciały się nauczyć, zrobią wszystko, żeby to zrobić, natomiast reszta będzie błądziła po omacku, przy okazji niszcząc rzadkie okazy. Ale może przy odpowiedniej nauce, udałoby im się zaszczepić jakąś mądrość tego zawodu i ograniczyć zniszczenia? Musieliby mieć nauczyciela, który wskaże im dobre od złego, który oceni, kto ma predyspozycje, a kto się w ogóle nie nadaje. W praktyce nikt nie miał czasu ani chęci, żeby niańczyć raczkujących botaników, więc rozumiała też podejście Nika. Sama także nie zdecydowałaby się na mentorowanie w swojej dziedzinie, ale bardziej dlatego, że to mało opłacalne. Po co się wysilać, skoro więcej można zarobić poprzez faktyczne zlecenia i bieżącą pracę?
- Mógłbyś się zdziwić - skwitowała pół żartem pół serio. Mogła mówić tylko z własnego doświadczenia, ale zdarzyło jej się otrzymać kilka artefaktów od zakochanego w niej głupka, który nie oczekiwał nic w zamian - i nic nie dostał, nie poszła z nim nawet na randkę, a wystarczył mu przelotny flirt. Takich przypadków nie było dużo, a jej profesja różniła się od pracy Nika, ale uważała, że należy wykorzystywać okazję, jeśli sama wpycha się drzwiami i oknami; przy odpowiedniej dozie ostrożności i rozsądku wychodzi z tego czysty zysk.
Niemniej nie zamierzała dawać teraz rad przedsiębiorczych, szczególnie że potencjalnie mieli właśnie ubić interes. Jeśli miałaby się nad tym zastanowić, to wydałoby jej się trochę dziwne, że tak mu zależy na podobnym artefakcie, bo o ile wcześniejsze argumenty jakoś za tym przemawiały, to przecież do tej pory jakoś funkcjonował (całkiem nieźle, z tego co obserwowała); ale nie zastanawiała się. Nie obchodziły ją powody, czy chce artefakt dla kogoś, dla siebie, czy chodzi o ochronę, czy inne niecne plany. Od lat nie kierowała się w życiu moralnością, nie zamierzała teraz zaczynać. Najważniejsze, że dobije targu i otrzyma wynagrodzenie. Była przy tym uczciwa w stosunku do klienta, nie pozwalała sobie na sprzedaże "kota w worku", bo zależało jej na dobrej opinii klientów, żeby do niej wracali. Szczegółowo opisywała działanie artefaktów, zaznaczała wszystkie wady i potencjalne efekty uboczne, żeby potem nikt nie mógł zarzucić jej braku profesjonalizmu. Oczywiście zdarzali się roszczeniowi idioci, ale na to już nie miała większego wpływu. Dość szybko potrafiła takich uciszać, więc z czasem było ich coraz mniej.
- Zgoda, poszukam gotowego produktu lub potencjalnego wykonawcę i dam znać… z jednym zastrzeżeniem. Nie zdradzam swoich dostawców, więc jeśli się zdecydujesz, będę pośredniczyć w całym procesie - gdyby rozdawała na prawo i lewo dane osób, które wykonują jej artefakty, z czasem zostałaby bez klientów. Zresztą producenci zwykle nie chcą użerać się z masą potencjalnych nabywających, wolą zlecać do postronnej osobie, w tym konkretnym przypadku - jej.
- Przemyśl to. Dzięki za dostawę - pożegnała się z nim, by na kolejną godzinę zniknąć w księgach. Próbowała odnaleźć jak najwięcej informacji o samym artefakcie, a potem będzie szukać w terenie. Musiała odpowiednio wycenić wartość, żeby nie zostać oszukaną, a potem oszacować, ile może zarobić. Ale! Nie samą pracą galdr żyje - z tą myślą poszła wypić kawę.
Margrét z tematu
- Mógłbyś się zdziwić - skwitowała pół żartem pół serio. Mogła mówić tylko z własnego doświadczenia, ale zdarzyło jej się otrzymać kilka artefaktów od zakochanego w niej głupka, który nie oczekiwał nic w zamian - i nic nie dostał, nie poszła z nim nawet na randkę, a wystarczył mu przelotny flirt. Takich przypadków nie było dużo, a jej profesja różniła się od pracy Nika, ale uważała, że należy wykorzystywać okazję, jeśli sama wpycha się drzwiami i oknami; przy odpowiedniej dozie ostrożności i rozsądku wychodzi z tego czysty zysk.
Niemniej nie zamierzała dawać teraz rad przedsiębiorczych, szczególnie że potencjalnie mieli właśnie ubić interes. Jeśli miałaby się nad tym zastanowić, to wydałoby jej się trochę dziwne, że tak mu zależy na podobnym artefakcie, bo o ile wcześniejsze argumenty jakoś za tym przemawiały, to przecież do tej pory jakoś funkcjonował (całkiem nieźle, z tego co obserwowała); ale nie zastanawiała się. Nie obchodziły ją powody, czy chce artefakt dla kogoś, dla siebie, czy chodzi o ochronę, czy inne niecne plany. Od lat nie kierowała się w życiu moralnością, nie zamierzała teraz zaczynać. Najważniejsze, że dobije targu i otrzyma wynagrodzenie. Była przy tym uczciwa w stosunku do klienta, nie pozwalała sobie na sprzedaże "kota w worku", bo zależało jej na dobrej opinii klientów, żeby do niej wracali. Szczegółowo opisywała działanie artefaktów, zaznaczała wszystkie wady i potencjalne efekty uboczne, żeby potem nikt nie mógł zarzucić jej braku profesjonalizmu. Oczywiście zdarzali się roszczeniowi idioci, ale na to już nie miała większego wpływu. Dość szybko potrafiła takich uciszać, więc z czasem było ich coraz mniej.
- Zgoda, poszukam gotowego produktu lub potencjalnego wykonawcę i dam znać… z jednym zastrzeżeniem. Nie zdradzam swoich dostawców, więc jeśli się zdecydujesz, będę pośredniczyć w całym procesie - gdyby rozdawała na prawo i lewo dane osób, które wykonują jej artefakty, z czasem zostałaby bez klientów. Zresztą producenci zwykle nie chcą użerać się z masą potencjalnych nabywających, wolą zlecać do postronnej osobie, w tym konkretnym przypadku - jej.
- Przemyśl to. Dzięki za dostawę - pożegnała się z nim, by na kolejną godzinę zniknąć w księgach. Próbowała odnaleźć jak najwięcej informacji o samym artefakcie, a potem będzie szukać w terenie. Musiała odpowiednio wycenić wartość, żeby nie zostać oszukaną, a potem oszacować, ile może zarobić. Ale! Nie samą pracą galdr żyje - z tą myślą poszła wypić kawę.
Margrét z tematu