Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Karczma „Bjära”

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Karczma „Bjära”
    „Bjära” nie cieszy się w Midgardzie dobrą renomą, choć wiele osób wciąż odwiedza to miejsce, korzystając z niskich cen i faktu, że lokal otwarty jest całodobowo. Często zatrzymują się tutaj przejezdni, nieświadomi obskurności starej karczmy, która, wybudowana na placu Grünerløkka przeszło sto lat temu, nigdy nie przeszła gruntownego remontu - w przeciwieństwie do okolicy. Niektórzy powiadają nawet, że pod spróchniałymi deskami podłogi mieszkają koboldy, które kradną alkohol i uprzykrzają życie pechowym klientom, właściciel szynku niewiele robi sobie jednak z tych pogłosek, licząc przede wszystkim na obecność stałych bywalców lokalu.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    19.06.2001

    Już dawno odgrażała się Agnarowi, że któregoś dnia już ona mu pokaże, kto tu kogo przepije. Eriksen po dziś dzień nie dowierzał, ile potrafiła wypić Brazylijka, bo przecież takie chuchro nie mogło pić więcej niż rodowity Skandynaw – takich komentarzy nasłuchała się na pęczki, odkąd była w Midgardzie, jeśli tylko następował temat alkoholu i odporności na niego. Vaia zawsze odgrażała się, że jak chcą, to pokaże swój mocny łeb, ale praca zazwyczaj nie ułatwiała znalezienia chwili na porządne chlańsko, zwłaszcza, gdy tak naprawdę w każdej chwili mogli dostać wezwanie na akcję. Wprawdzie Agnar był łowcą Gleipniru, ale poziom wolnego czasu był mniej więcej taki sam, jak u wysłanników. W każdej chwili coś mogło się wydarzyć, Vaia była tego w pełni świadoma.
    Ale w końcu taki wieczór się nadarzył, gdzie mogli znaleźć odpowiednie miejsce i sprawdzić, które z nich będzie w stanie wypić więcej. Złośliwe błyski w czarnych oczach Vai mówiły jasno, że była święcie przekonana, że to jej przypadnie w udziale wygrana. Ale tak naprawdę nawet, gdyby tak się nie stało, to i tak stawiała, że będzie to świetna zabawa. A szczęśliwy kot, którym aktualnie była, to kot potrafiący się bawić.
    „Bjära” była dosyć obskurną karczmą. Przynajmniej tak słyszała i podobnoż też nie miała zbyt dobrej renomy – Barros nie miała pojęcia, dlaczego. Karczma jak karczma. Jest barman, jest tanio, jest alkohol, jest gdzie dupę posadzić. I przy okazji w razie czego Agnar miał blisko do domu, gdyby już odpuścił picie. Vi mogła mieć trochę dalej, albo po prostu iść kimać do niego, wątpiła, żeby był z tym jakiś problem. Do karczmy przyszła jako pierwsza tak naprawdę z jednego konkretnego powodu – chciała mieć pewność, że w razie co nic im nie zagrozi i będą mieli stolik przy ścianie. Nigdy nie twierdziła, że nie miała lekkiej paranoi, zgodnie z którą jakiekolwiek siedzenia tyłem do okna lub drzwi w jej wypadku nie wchodziły w grę. A że udało się dorwać miejsce w kąciku? Tym lepiej dla niej.
    Zdążyła obejrzeć sobie alkohole i stwierdzić, że powinna znaleźć tu coś dla siebie. W zasadzie wyjąwszy whisky – tak zwaną rudą na myszach – której nie znosiła, mogła wypić chyba wszystko. Oczywiście preferowała słodkie alkohole, ale pewnie Agnar wręcz przeciwnie. Ale w sumie skandynawskie alkohole też mieli, a w razie czego w kolorowej torbie znajdowała się flaszka aguardente na zapicie. Aguardente była słodka, przynajmniej ta, którą miała Vaia. I cholernie mocna, ale tego było za mało, żeby mogła się z Agnarem uchlać. Tak czy tak przygotowała odpowiednią ilość kasy, żeby mieli z czego pić – skoro wstawiona robiła się po czterech flaszkach, to kasa musiała się zgadzać.
    - Tutaj! – pomachała z krzesła na widok Eriksena, szczerząc się z pełnią radości widocznej w całej sylwetce. Wcale nie wyglądała już na taką zmarnowaną, jak podczas ich ostatniego spotkania. Sfatygowana kurtka wisiała na krześle, a Vaia bezczelnie świeciła nagimi ramionami w kolorze karmelu. Przynajmniej bluzka była na tyle długa, by zasłaniać najnowszą bliznę po nieudanej akcji z początku miesiąca.
    - Co pijemy? Byle nie whisky, błagam. Nie znoszę tego świństwa. – zrobiła śliczne oczka. Żeby zakład miał moc, musieli w końcu pić to samo, albo chociażby o tej samej mocy.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Obiecywał Vai od wielu tygodni, że w końcu się spotkają, gdzie będą mogli usiąść i zwyczajnie pić. Kobieta zaś wzięła sobie do serca pokazanie, że nie jest chuchrem. Nie musiała jego do tego przekonywać. Widział ją nie raz w akcji i zdawał sobie sprawę, że to tylko pozory. Nigdy nie miała być czempionem podnoszenia ciężarów, ale była silna i szybka, inaczej nie siedziałaby w Kruczej.
    Ostatnie dni były przepełnione pracą, to że jedna organizacja się uspokoiła nie świadczyło o tym, że nagle cały Midgard się opanował.
    Wręcz przeciwnie. Natura nie znosiła pustki, zawsze musiała ją wypełnić. Tak samo było z ludźmi i ich aglomeracjami. Tam gdzie umierała jedna organizacja, tam na jej truchle wyrastały kolejne, a to oznaczało, że Łowcy mieli pełne ręce roboty.
    Wyjście w ramach oderwania się od codziennych spraw mogło okazać się zbawienne do zachowania równowagi w życiu.
    Vai wybrała miejsce, które miało swoją historię. Nazywane dość niepochlebnie i cieszące się złą opinią posiadało stałych bywalców. Agnar był jednym z nich. To właśnie w takich lokalach szukał potencjalnych informatorów, a sam gospodarz też potrafił mu wskazać kim warto się zainteresować.
    Wchodząc do karczmy nie traktował jej jak speluny, ponieważ nią nie była. Miała swój charakter dzięki temu, że właściciel nie zdecydował się na jej remont jak to czynili jego sąsiedzi. Jeżeli chciałeś poznać okoliczny folklor należało się udać do „Bjära”.
    Vai już siedziała przy stoliku. Jak zawsze z widokiem na drzwi i bar. Nigdy nie pozwalała sobie siedzieć tyłem. Czujna nawet wtedy kiedy miała wolne. Być może dlatego tak dobrze się dogadywali.
    Spodziewał się, że zastrzeże od razu rdzawy trunek. Lubiło się bądź nienawidziło, nie było niczego pośrodku. Nie przepadał za słodkimi trunkami, także rum również odpadał. -Koniak albo Porto. - Zasugerował siadając po drugie stronie stołu. Porto też było słodkawe, ale zdecydowanie mniej od rumu. -Chyba, że gin? - Rzucił kobiecie uważne spojrzenie. Gin potrafił być zdradliwy, zwłaszcza jak dodawało się do niego wodę i cytrynę. Wchodziło niczym sok, ale próba wstania często kończyła się lądowaniem na ziemi.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Im dłużej tu siedziała, tym bardziej nie rozumiała złej renomy Bjäry. Wcale nie była obskurna, choć nie świeciła wyremontowanym, nowoczesnym wnętrzem – no i co z tego? W takich przybytkach najlepiej się piło, miały najlepsze historie i najwięcej można było usłyszeć czy się dowiedzieć. Paradoksalnie w głowie Vai takie właśnie miejsca były najbezpieczniejsze, bo umiała się w nich odnaleźć. Wiedziała, czego się spodziewać. A nierzadko miały swoje niepisane zasady, dzięki czemu nawet taki paranoik jak ona mógł się odnaleźć.
    Na tę karczmę wpadła całkiem przypadkiem, ale patrząc w ostatecznym rozrachunku – gdzie nikt nawet nie spojrzał w jej stronę na dłuższą metę, co bardzo sobie ceniła – pewnie będzie wpadać częściej. Może sama, pogadać z osobnikiem za barem, a może i czasem wyciągnie kogoś do towarzystwa. Byle alkohol był dobry, a towarzystwo znośne, więcej tak naprawdę nie potrzebowała. A w końcu z przypadku poznawało się najfajniejszych ludzi – bądź co bądź samego Agnara poznała całkowicie przypadkiem.
    - Porto dobre. Słodkawe. Słabe, jak na wino przystało, ale lubię. Koniaku chyba nie piłam. A nawet jeśli, to nikt mi nie mówił, co polewa. – drgnięcie kącików ust wskazywało, że nie była to taka rzadka sytuacja. Jak każdy miała swoje ulubione alkohole, ale o ile nie trafiała na coś, czego naprawdę z całego serca nienawidziła, to nie wybrzydzała w procentach. Co dają, to brać, a jak jeszcze stawiają, to już na pewno się nie zadaje pytań, co leją.
    - No to co? O co się zakładamy? – hazard podobno był czymś złym, rzecz jasna zależy, kogo się pytało, ale w każdym była ta drobinka hazardzisty. Vi nie grywała w karty, przynajmniej nie dla forsy, ani w tym samym celu w kości, ale wyzwania czy innego typu zakłady jak najbardziej. Jeszcze w Brazylii stawiali zakłady o różne rzeczy, czasem o konkretne osoby, co miało swoje własne lokalne zasady, a Vaia uwielbiała te momenty, gdy po cichu lub całkiem jawnie kibicowało się konkretnym osobom. Wygrana miała wtedy drugorzędne znaczenie, choć czasem, na złość niektórym, leciały całkiem mocne kwoty.
    Kiedy oboje zdecydowali się już na konkretny alkohol dźwignęła tyłek z krzesła i bardzo cichym, kocim krokiem podeszła do szynkwasu, z szerokim uśmiechem zamawiając od razu po dwie flaszki na łebka. Prawdziwe chlanie zaczynało się jej zdaniem od 5 butelek, ale do tego kiedyś dojdą. Zresztą istniała opcja, że potem przerzucą się na coś mocniejszego.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Gdy był młodszy spędzał więcej czasu w miejscach takie jak to. To właśnie w takich przybytkach zdobywał szlify walki na pięści, sprawdzając jak nauki nabyte na szkoleniach przełożą się na prawdziwe życie. Znał ruchy kolegów rekrutów, wiedział jak wyprowadzają ciosy, przyzwyczaił się do ich umiejętności. W karczmach tego typu miał szansę na poznanie innych metod walki - walki ulicznej, brudnej i pełnej fałszywych ruchów. Wielokrotnie wracał z podbitym okiem i złamanym nosem, obitą szczęką i licznymi siniakami na ciele. Wracał z czym jeszcze - z wiedzą.
    Nauczył się wiele, nabył nowe umiejętności, stawał się coraz lepszy na treningach, ponieważ w trakcie starć zawsze bacznie obserwował przeciwnika, a potem jego techniki wykorzystywał i sprawdzał na kolegach. Tym właśnie miał być Łowca - obserwatorem, człowiekiem, który wykorzysta każdą sposobność, aby być jeszcze lepszym. Tylko dlatego przeżył i przetrwał w tym świecie tak długo. Nie był jeszcze kaleką, nie zakończył swojej aktywnej służby w wieku trzydziestu lat, tylko zbliżając się do czterdziestki nadal wychodził na misje.
    -Gdybyś piła koniak, wiedziałabyś.- Odparł swobodnie pewien tego co mówi. Trunek ten miał charakterystyczny smak, nie do pomylenia z niczym innym. Słysząc pytanie oparł się o krzesło zastanawiając się przez chwilę. Zmrużył przy tym oczy, w charakterystyczny dla siebie sposób, by dłużej rozmyślał. -Mam lepszy pomysł. Znam pewną grę. - Zastukał palcami w blat stołu. Zabawa, o której wspomniał urozmaicała wieczory rekrutom, ale też braciom Eriksen kiedy zimowe zawieruchy trzymały ich całymi dniami w murach domu, skąd nie było gdzie się udać. -Nazywa się “Nigdy przenigdy”. Polega na tym, że mówię coś co może dotyczyć ciebie. Chociażby… Nigdy przenigdy nie uderzyłaś słabszego od siebie. Jeżeli się mylę - ja piję, jeżeli jest to prawda - pijesz ty. I nie jeden łyk. A całą zawartość szklanki. - Wskazał na puste jeszcze naczynia. -Potem mówisz ty i tak na zmianę. Kto pierwszy padnie. - Otworzył pierwszą butelkę i rozlał jej zwartość do czekających naczyń. Teraz pozostało czekać, czy Vai podejmie wyzwanie. Był niemal pewien, że tak się stanie. Być może nawet doda coś od siebie do zasad.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    W takich miejscach Vaia czuła się w pewien sposób jak u siebie. Były znajome, wyglądały bardzo podobnie – ale nie pod kątem wystroju, ale przede wszystkim atmosfery. Nie różniła się aż tak mocno od tego, co znała zarówno z faweli, jak i w późniejszym czasie z portów różnego rodzaju, a co najważniejsze, były to całkiem dobre wspomnienia. Przyjemne można rzec, przypominające przede wszystkim dawną beztroskę. Tylko głupiec bałby się takich miejsc, a przede wszystkim głupiec, który nie potrafił pojąć podstawowych reguł rządzących takimi miejscami. Vaia nie miała tego problemu – najpierw należało usiąść, rozejrzeć się i się nie wychylać. A dalej wszystko szło już samo.
    A że przy okazji w takiej karczmie można było zaliczyć mordobicie bez zobowiązań… To była chyba pierwsza rzecz, której nauczył ją Alejandro. Jeśli możesz się z kimś zmierzyć bez konsekwencji i potem pójść chlać jak równy z równym bez względu na to, kto wygra – zrób to. Nigdy nie wiesz, kiedy będzie to przydatne. Więc dokładnie to robiła, a że karczmy były ku temu wręcz idealne…
    - Wierzę na słowo. Kiedyś mi dasz spróbować. – stwierdziła bez namysłu. Skoro Eriksen wspominał o koniaku, to pewnie ten napitek gdzieś posiadał. Barros nie miała żadnego problemu z próbowaniem nowych trunków, chociaż nie uważała się w żadnym wypadku za alkoholiczkę. Mogła przecież nie pić i nie zawsze to robiła. A że czasem alkoholem zapijała ataki paniki… Każdy miał swoje słabości.
    Oparła łokcie na stole, podpierając w ten sposób brodę i zmrużyła lekko oczy. Gry alkoholowe zawsze były ciekawsze niż zwykłe, a przy okazji czasem pozwalały na rozmowy, na które normalnie nie miałoby się odwagi. Testowane wielokrotnie i skutecznie. Kącik ust dziewczyny drgnął wyraźnie, gdy podał swój przykład. No to miałby pierwszą szklankę za sobą, bo jakby na to nie spojrzeć, Vi bardzo często lała słabszych od siebie. Między innymi na tym polegała jej praca, a za dzieciaka najczęściej korzystała z faktu, że znęcający się nad młodszymi dzieciakami zbiry były silniejsze od nich, ale nie od niej. A przynajmniej ona była od nich sprytniejsza. Mniejsza o to. Nie zmieniało to faktu, że grę jako taką znała.
    - To ja znam w trochę innej wersji. Oczywiście im więcej osób gra, tym zabawniej, ale to nie jest konieczność. Rzucam tekstem, na przykład „nigdy nie uciekałam od kogoś przez okno” i jeżeli ty uciekałeś, pijesz. Jeśli nie uciekałeś, well, piję ja. Na marginesie, miałbyś pierwszą szklankę za sobą. – puściła mu oczko, lekko rozbawiona samym pomysłem. Coś na zasadzie gry w prawda lub wyzwanie, ale w lepszej wersji. – Obie opcje są świetne. Acz można by dorzucić coś jeszcze do zasad. – przymrużyła oczy z satysfakcją. – Po trzech pomyłkach dodatkowa, karna szklaneczka. Co Ty na to? – w sumie czemu nie, ciekawiło ją, co wymyśli Agnar. Dlatego odchyliła się na krześle i jeszcze raz kontrolnie rozejrzała po karczmie.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Mówili, że wywołanie uśmiechu na twarzy Łowcy graniczy niemal z cudem, a oni sami nie należą do zbytnio zabawnych osób. Jakże krzywdząca opinia kiedy siedział w karczmie z dobrą kumpelą. Kobietą, która składała go wielokrotnie i jeszcze nie uciekła. Nie leżało to w jej naturze. Być może należało mieć odpowiedni charakter, aby zadawać się z Łowcami. Teraz mrużyła oczy przyglądając się Agnarowi z zadowoleniem, z miną kota, który zjadł całą miskę śmietanki.
    -Może być, dodajmy jednak, że po trzech złych odpowiedziach karniak, a po sześciu druga strona daje zadanie do wykonania. - Podnosił poprzeczkę jak za czasów kiedy dopiero był rekrutem w Gleipnirze, kiedy jeszcze na barkach nie nosił tyle doświadczeń co teraz, a ciało nie zdobiło tak wiele blizn. Dowodów, że uciekł Śmierci spod kosy. Powinien nie żyć już parę ładnych razy, ale zawsze wychodził ze starć. Z mniejszym lub większym pokiereszowanem, ale zawsze żywy.
    Zbliżali się do ustalenia zasad więc należało uzupełnić szklanki alkoholem. Płyn zalśnił w szkle zachęcająco, a oni siedzieli naprzeciwko siebie jak typowi oponenci w sparingu. Tym razem jednak nie miały iść w ruch pięści i mięśnie, a szklanki i słowa.
    Nie często pozwalał sobie na taką swobodę, wiedząc, że zawsze jest na służbie. Niezależnie gdzie aktualnie przebywał, jeżeli obok będzie działa się sprawa wymagająca wsparcia Łowcy jest zobligowany działać. Nie mógł sobie pozwolić na odcinanie się od swojego fachu. Zawsze na posterunku, ale od czasu do czasu, nawet Łowca musiał odpocząć. To był ten dzień, kiedy Agnar uznał, że chowa pierścień oraz wszystkie atrybuty wskazujące na to kim jest i pozwoli sobie na swobodę.
    Karczmarz zerkał na nich ukradkiem sprawdzając czy musi się wybitnie martwić o stan swojego przybytku, czy jednak może pozwolić sobie na zniknięcie na chwilę na zapleczu. Uznał najwidoczniej, że jeszcze nie stanowią zagrożenia, ponieważ zdecydował się na to drugie.
    -Rozpoczynaj. - Agnar podsunął szklankę w stronę Vai, a sam przyciągnął swoją do siebie. Gra została rozpoczęta, był ciekaw od czego zacznie. Czy spokojnie, a może uzna, że lepiej startować z wysokiej poprzeczki.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Składanie łowców było zabawnym zajęciem. Może nie dla samego faktu, że byli ranni, co że większość wyznawała podobny system dezynfekcji - najpierw wódka na rany a potem do gardła. Prawdopodobnie gdyby nie siedziała w Kruczej jako Wysłanniczka wylądowałaby w Gleipnirze, nawet jeśli popierała w pełni opinię Agnara z poprzednich rozmów - że największym potworem i tak i tak był człowiek. Ale uciekać nie zamierzała, za bardzo lubiła towarzystwo Eriksena i jego alkoholowe pomysły zresztą tak samo.
    - Uuuuuuuu, bardziej rozbudowana wersja prawda czy wyzwanie! No no no, szalejesz dzisiaj. - szeroki, koci uśmiech się jedynie powiększył. To już nie był kubeczek śmietanki, tylko wielka micha wraz z drugą pełną mięcha, czyli wszystko to, co kotki lubią najbardziej. Może i trochę zachowywali się jak dzieci, które zerwały się ze smyczy rodziców, ale czy komukolwiek to przeszkadzali? Vai na pewno nie. Był czas na powagę i był czas na śmiechy. Sięgnęła po swoją szklaneczkę, powoli przejeżdżając palcem po jej brzegu. Alkohol lśnił zachęcająco w świetle lamp w karczmie, miała widoki na świetną zabawę i była naprawdę zadowolona. Nie myślała o przyszłości albo o pracy, liczył się po prostu ten moment i dzisiejszy wieczór.
    - Hm hm hm. - skomentowała kwestię rozpoczęcia i zamyśliła się, patrząc uważnie na Agnara. Mieli sporo cech wspólnych, wiedziała o tym. Zapewne w wielu się także rozmijali, skoro jednak mieli sprawdzić, które z nich zdoła wypić więcej - oczywiście, że ona - to wypadało może zacząć od czegoś delikatnego? A wała tam. Vaia miała średnie podejście do delikatności, a Agnar raczej znał ją na tyle, by być tego świadomym. Jakby na to nie spojrzeć, Barros była dobrym materiałem na kumpelę czy zawodową partnerkę, o wiele jednak gorszym na tę życiową. Pogodziła się z tym faktem, kumple przydawali się mimo wszystko, pewne pytania jednak potrzebowały dużej dawki alkoholu. Dlatego delikatnie zmieniła pierwszy zamysł - takimi tekstami mogła walić na trzeźwo Estebanowi - i z błyskiem w oczach strzeliła pierwszym stwierdzeniem.
    - Never ever nie wyciągałeś celu misji ze śmietnika. - stwierdziła tonem graniczącym wręcz ze stuprocentową pewnością, skoro już wcześniej Agnar zaczął od bicia słabszych, to może pójść w tym właśnie kierunku. Poza tym to też była dobra opcja do lepszego poznania pracy łowców, Barros bywała bardzo ciekawskim koteczkiem, co nie zawsze wychodziło jej na dobre.
    Przy okazji spiorunowała wzrokiem tutejszego pijaczka, który ewidentnie szukał zaczepki. Dzięki czemu zresztą nasunęło jej się kolejne stwierdzenie, ale to najpierw musiała poczekać na reakcję Eriksena. Nie miała jednak ochoty na jakieś mordobicia, lepiej było więc odstraszać takich groźnym spojrzeniem złocistych oczu. Dziwnym trafem zmiana koloru oczu przeważnie wystarczyła, jedynie co głupsi prowokowali wtedy dalej.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    W tyle głowy jedynie liczył, że do tego przybytku nie zajrzą nowi rekruci. Nie dlatego, że miał się czego wstydzić, a dlatego, że będą chcieli się przyłączyć albo podzielą się na dwa obozy z kibicowaniem. Gdy sam był rekrutem właśnie tak robił.
    W postawie jaką dzisiaj przyjął było coś wyzwalającego, sprawiało, że problemy ludzi i potworów przestały mieć takie znaczenie. Po wszystkim będzie mógł wrócić do pracy, do tropienia… do zmagania się z echami przeszłości w postaci twarzy dawnych towarzyszy, którzy dawno powinni zostać zapomnieni.
    Wiedział, że kobieta nie odmówi podwyższonej stawce. Nie zawiódł się kiedy uśmiech objął całą twarz, a mowa ciała wyraźnie wskazywała, że właśnie zapaliła się do zabawy jeszcze bardziej.
    Teraz czekał na uderzenie, na pytanie, które zapewne będzie musiał okrasić piciem. Agnar swego czasu zrobił wiele głupich rzeczy, popełnił jeszcze więcej błędów, ale przynajmniej się na nich uczył. Tak przynajmniej sądził patrząc na swój wiek i to, że jeszcze żył w tym fachu. Pozostało mu więc cierpliwe czekanie, w głowie Barros się działo. Widział jak mruży oczy, jak analizuje wszystkie za i przeciw - od czego zacząć, jak rozpocząć grę, w której albo obydwoje ich poskłada albo jedno z nich wyjdzie zataczając szerokie kręgi sądząc, że idzie prosto.
    Nie bawił się swoją szklanką, siedział ze spokojem, z jedną dłonią opartą o ramię krzesła, a drugą na stole. Pierścień nie zdobił dłoni, nie zdradzał się kim jest. Acz jego cierpliwa postawa, brak odruchów, drobnych gestów, które ma każdy człowiek, świadczyły o tym, że przywykł do siedzenia w bezruchu długimi godzinami.
    W końcu padło stwierdzenie.
    Nigdy nie wyciągnął celu misji ze śmietnika.
    Uśmiechnął się krzywo pod nosem, zaśmiał do własnych myśli i wspomnień. Nim sięgnął po swoją szklankę, spojrzał bacznie na kobietę.
    -Pierwszy rok mojej pracy. Świeżo upieczony Łowca. Miałem ambicje i chęć wykazania się. Szukałem i kopałem w papierach. Nie chciałem tego co mi dawali, myślałem, że jest to poniżej moich umiejętności. Całe akta leżały obok kosza na śmieci w gabinecie szefa. Tak zdobyłem moją pierwszą bliznę. - Wskazał na swoje plecy. Vaia znała wszystkie jego blizny, więc musiała pamiętać tą jedną z brzydszych, grubych i poszarpanych. Sięgnął po swoją szklankę i wychylił całą zawartość. Następnie uzupełnił z butelki. -Nigdy przenigdy nie uderzyłaś kogoś tylko za to jak na ciebie krzywo spojrzał. - Mógł strzelać na ślepo, nie zawsze musiał trafiać w sedno, eliminacja jest wskazywała mu jej przeszłość. Również w ten sposób mógł ją lepiej poznać. Bo choć ta przedziwna znajomość nadal się utrzymywała, to powiedzieć, że znali się doskonale, to jak powiedzieć kłamstwo.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Im więcej osób tym zabawa była lepsza, choć obecność tak zwanych kibiców mogłaby być odrobinkę niezręczna. Podobno zarówno Kruczy jak i Łowcy powinni trzymać jakiś tam poziom i profesjonalizm, a pijacka prawda czy wyzwanie w dowolnym wariancie raczej „profesjonalna” nie była. Nie można było powiedzieć, żeby Vaia jakoś specjalnie się tym faktem przejmowała i stawiała, że Agnar też nie, skoro byli w barze, a nie w jego lub jej domu. Bardziej jednak przejmowała się, by nie rzucić pytaniem, które „przegięłoby pałę” niż faktycznym towarzystwem innych osób czy ewentualnych kibiców. Jej reputacja i tak była dosyć specyficzna.
    Roześmiała się cicho, gdy uchylił rąbka tajemnicy ze swoich początków jako Łowca. Sama Vaia nie siedziała w bezruchu, choć potrafiła to robić. Nie, ona kręciła się, wierciła i zmieniała pozycję, jakby rozpierała ją energia. Tak zresztą pewnie było, jak na kogoś, kogo duchowym zwierzakiem był kot.
    - Cóż, zawsze uważałam, że miejsce większości papierów jest w śmietniku. - puściła mu oczko ze zwycięskim uśmiechem. - Kiedyś goniliśmy jednego debila. Ukrył się w śmietniku. Nie wyobrażasz sobie, jak potem śmierdział… - westchnęła głęboko i wzdrygnęła się. Mundur z tamtej akcji musiała spalić i wziąć nowy przydział, nie dało się go doprać.
    Czekała teraz na pytanie Agnara i nie zawiodła się. Zaraz jednak zmarszczyła nosek, szukając w głowie odpowiednich wydarzeń. Czy walnęła kogoś kiedyś za krzywe spojrzenie...? Wykrzywiła wargi w ironicznym uśmiechu i jednym łykiem opróżniła szklankę, uzupełniając ją zaraz z butelki.
    - Był jeden taki. Wkurwiał mnie swoimi spojrzeniami i byłam bardzo bliska tego, żeby dać mu w mordę. Ale powstrzymałam się. W sumie to powstrzymałaBYM się, gdyby się nie odezwał. Wtedy już w ryj dostał… Nie był tym zachwycony. - wzruszyła lekko ramionami. Nie dało się ukryć, że pochodziła z miejsca, w którym siła wiodła prym i rządziła, a nie do każdego dało się przemówić. Czasem spuszczenie solidnego łomotu było jedyną opcją, by delikwent zrozumiał. - W sumie moi przełożeni też nie byli, ale cóż. Stało się, nie? - zaśmiała się, bo wcale nie czuła żalu z tego powodu.
    - Nigdy nie wywołałeś burdy po pijaku. - zmrużyła lekko oczy. Agnar nie wyglądał na kogoś, kto się upijał i robił awantury pod wpływem. No i nie miała pojęcia, jaką miał tolerancję na alkohol, choć nie był szczylem, by nie wiedzieć, na ile może sobie pozwolić. Była jednak ciekawa, na ile poprawnie prowadził się pan Eriksen, bo zdaje się, że Eriksenowie byli kimś wyżej politycznie. Nie, żeby Vaię to w jakikolwiek sposób obchodziło, liczył się charakter Łowcy, ale podobno chyba bójki po pijaku raczej nie należały do odpowiednich zachowań elit.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Starał się utrzymywać w tajemnicy to kim jest kiedy nie musiał świecić pierścieniem. Nie zawsze bowiem wiedza ta dla postronnych była przydatna, a wręcz nie raz szkodliwa i utrudniająca mu pracę.
    Łowcy mieli już pewną opinię w społeczeństwie, a nie była ona pochlebna, wręcz przeciwnie. Kruczy musieli bardziej uważać na to co robią i gdzie. Miasto miało to do siebie, że pełne były wścibskich oczu i gumowych uszu.
    Wobec tego on sam uważał na każdy krok jaki czynił, na słowa jakie wyrażał w miejscach publicznych. Dzisiaj jednak miał wolne, to oznaczało, że poluzował sznurki obowiązków i restrykcji.
    Nie kręcił się na krześle, ale siedział na nim z wyraźną swobodą i luzem, na który mało kiedy sobie pozwalał.
    Łowcy mieli to do siebie, że brali życie takim jakie jest, nigdy nie ubarwiali, nie oczekiwali spełniania wszystkich marzeń wiedząc, że kolejna misja może okazać się ich ostatnią. To sprawiało, że potrafili doceniać te drobne powody do szczęścia czy radości jakie niesie codzienność.
    Patrzył z leniwym uśmiechem jak towarzyszka wychyla kolejną szklankę i dzieli się z nim swoimi wspomnieniami. W kościach czuł, że każde z nich będzie równo pić. Znali się już a tyle dobrze, że wiedzieli jakie pytania zadawać.
    -Gdyby tylko się nie odzywali. - Zaśmiał się cicho słysząc opowieść. Znał to uczucie, że mógł odpuścić, ale gdy padały słowa nie było już odwrotu.
    Zastukał palcami w blat stołu, a pytanie zawisło nad nimi. To była gra, w której można było oszukiwać, bo kto sprawdzi, czy mówisz prawdę? To była też gra, w której można poznać drugą osobę, od tej strony jakiej się nie ujawnia przy herbatce. Westchnął zrezygnowany i wypił jednym haustem szklankę. Odstawił puste szkło na blat stołu. -Więcej niż raz. - Przyznał otwarcie zapewne ku zdumieniu Vai. Był młody, bywał porywczy i popełniał błędy, a gorąca krew Eriksenów nie potrafiła być zbyt długo trzymana w ryzach. Zresztą opinia zobowiązuje, a potomkowie Krwawego Topora choć należeli do Kręgu to nadal patrzono na nich z pewną dozą niepewności.
    Coś czuł, że spędzą tu o wiele więcej czasu niż pierwotnie zakładał. Uzupełnił szklanki.
    -Nigdy przenigdy nie nawrzeszczałaś na przedstawiciela władzy nie będąc sama w służbie. - Zakładał, że przy swoim temperamencie musiała kiedyś wyrazić swoje niezadowolenie z tego jak działał rzeczona władza. Ciekaw był jedynie czy poniosła z tego powodu jakieś konsekwencje.
    Butelka zaczynała być pusta.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Wścibskie oczy, uszy na sznurkach i nos węszący za każdym jednym skandalem – skąd ona to znała. Ale pilnowanie każdego kroku i gestu nigdy nie leżało w jej naturze, a jak ktoś miał z nią jakiś problem, to cóż. To był tylko i wyłącznie jego problem, bo na pewno nie Vai. Jakby miała się przejmować każdym po kolei, to chyba nie wychodziłaby z mieszkania. A że przy okazji zawsze była personą swobodną w kontaktach z innymi, to i teraz, poza służbą, była całkowicie swobodna przy Agnarze.
    Alkohol jedynie dodawał tego rozluźnienia, bo choć daleko jej było do wstawionej, nie dało się ukryć, że była bardziej „sobą” niż zazwyczaj. Zwłaszcza, gdy od czasu do czasu zdarzało jej się pokiwać głową czy ręką do taktu muzyki. Może gdyby ktoś zapuścił muzykę z jej stron, takie typowe skoczne rytmy, nie miałaby nic przeciwko pokiwania się na parkiecie. Na szczęście takie widoki nikomu nie groziły.
    - O to to to. Jakby jeden z drugim potrafili trzymać gęby na kłódkę, gdy trzeba, nie byłoby żadnego problemu. – pokiwała głową, bo to była najczęstsza spuszczania łomotu wszelkiej maści zatrzymanym i podejrzanym. Skoro jednak nie potrafili się przymknąć, to był to tylko i wyłącznie ich problem. Uniosła wysoko brwi, kiedy Agnar złapał za szklankę i wypił całą jej zawartość. Była prawie pewna, że to ona będzie teraz piła. Eriksen zdecydowanie nie wyglądał na takiego, a przy okazji „elity” nie robiły takich rzeczy.
    - No poparz, a nie wyglądasz. – nie dało się jednak ukryć, że Barros była tym faktem naprawdę rozbawiona i nawet nieco uszczęśliwiona. Czasem, gdy miewała gorsze momenty, potrafiła pofuczeć pod adresem Agnara, że był zbyt sztywny. Teraz wychodziło, że jednak nie był. Zmierzyła wzrokiem butelkę, stwierdzając, że jedno pytanie i będzie trzeba iść po kolejne. A potem padło pytanie w jej stronę i musiała parsknąć serdecznym śmiechem. Jasne, można było kłamać, oszukiwać i wymyślać, ale przecież nie po to zaczynali tę grę. Oszukiwanie nie miało sensu, a poza tym w innych okolicznościach nie było opcji na zadawanie tych mniej lub bardziej dyskretnych pytań.
    - O panie… - chichocząc cały czas wypiła zawartość własnej szklaneczki i wyszczerzyła ząbki. – Diego Soares hijo de puta! – położyła rękę na piersi, niczym w dzikiej wersji salutu policyjnego. – Miałam czternaście lat, byłam wściekła jak cholera i słyszała mnie cała fawela. Facet, mój przyszły komendant tak swoją drogą, był w ciężkim szoku. Gorsze było to, że ludzie to podchwycili. – niewinne spojrzenie Vai jasno mówiło o tym, że miała z tym bardzo wiele wspólnego. Inna rzecz, że wspomniany Diego na to zasłużył. – Zabawne było, jak się w końcu tropnął, że oficer Cortés to ta sama upiorna gówniara z faweli, która obiecała mu patrzyć na ręce… - przymrużyła po kociemu oczy i uzupełniła swoją szklaneczkę.
    - Idę po więcej. Nie ma co pić. – oznajmiła przed swoim pytaniem i dźwignęła tyłek z krzesła, zgarniając pustą butelkę. No, prawie pustą, ale opróżniła ją jednym łykiem z gwinta i faktycznie poszła do baru, by zaraz potem przynieść trzy następne. Szaleć to szaleć, a nie ścibolić po łyczku.
    - Dobra. Bójki po pijaku uskuteczniałeś, szanuję mocno, ale założę się, że nigdy nie mazałeś po ścianach obraźliwych graffiti pod adresem jednostek, których nie lubiłeś. Inaczej stracę całą wiarę w te resztki społeczeństwa. – odchyliła się na krześle, kładąc nogę na nogę i jedną z nich zaczepiając o stół, by nie polecieć na plecy razem z krzesłem. Ręce skrzyżowała na piersiach, a w oczach czaił się lekki błysk rozbawienia.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    -Długie lata praktyki. - Odparł z kamienną miną kiedy wspomniała, że nie zdradzał się tym, że potrafił pewne zasady łamać. Po prawdzie - łamał ich wiele, na ich miejsce tworząc nowe, te które jemu bardziej pasowały. Co ja co, ale Łowcy mieli kodeks, nie zaś regulamin. Tym się różnili od Kruczych. To zaś sprawiało, że pod pewnymi względami mieli większą swobodę. Korzystali z niej chętnie.
    Zadając kolejne pytania wiedział w co uderzać, a przynajmniej podejrzewał na tyle na ile znał kobietę. Wiedział, że ma gorący temperament i kiedy ktoś jej zalezie za skórę, nie ważne kim by był, nie zostawiłaby sprawy. Tym razem intuicja go nie myliła.
    Opowieść o tym jak wyzywała mundurowego, pod którym później pracowała, zupełnie go nie zdziwił, a sprawił, że jedynie się uśmiechnął pod nosem wyobrażając sobie tę scenę. To zaś nie było trudne.
    Nim zdążył zasugerować, że kończy im się butelka Vai zerwała się z miejsca by pognać po dodatkowe. -Weź więcej! - Zawołał za nią, a gdy zobaczył trzy kolejne uniósł nieznacznie brwi. Albo miała taką wiarę w siebie albo małą w niego. Istniała opcja, że szła na żywioł nie mając zupełnie pojęcia czego może się spodziewać. Słysząc pytanie jakie padło przy stole pokiwał nieznacznie głową. -Nigdy nie malowałem graffiti. - Przyznał zgodnie uzupełniając szklanki na nowo. Teraz był jego czas na pytanie.
    Nachylił się nieznacznie w stronę kobiety i zmrużył oczy w zapowiedzi kolejnego pytania.
    -Nigdy… nie czytałaś poezji romantycznej. - Vai okazywała troskę, okazywała w specyficzny sposób swoje przywiązanie i oddanie do tych, na których jej zależało. Jednak czy miała w sobie tę słodką, uroczą nutę, którą ponoć mają wszystkie kobiety, ale nie u każdej jest ona tak rozwinięta.
    Rozsiadł się ponownie na krześle gotów wypić karniaka, za to, że trafił. Tak jak Vai przed chwilą, a tym samym nie zniszczył całkowicie wiary w przyzwoitość na świecie. Nie miał inklinacji do wandalizmu. Łamanie zasad to jedno, ale niszczenie mienia - to zupełnie odmienna kwestia.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Przymrużyła oczy. Leniwie, bezczelnie i arogancko, typowo jak zawsze, gdy odrzucała pozory bycia grzeczną ludzką istotą. Bo przecież nie była, była kocim chaosem, z czernią tęczówek iskrzących złotem.
    - Niezaprzeczalnie bardzo długie, hmmm? Chyba nie spojrzę więcej na ciebie w ten sam sposób. - oczywiście, że nie miała nic złego na myśli. Ale raczej było pewne, że jako ciekawska istota będzie się teraz zastanawiać, ile zasad złamał. I przede wszystkim w jaki sposób, że tak dobrze ukrywał się za fasadą pana porządnego. Lubiła osoby, które potrafiły się postawić. Złamać reguły systemu dla osiągnięcia swojego celu, gdy było trzeba to zrobić. Sama taka była. Prawo bywało dziurawe, a Vaia już dawno nauczyła się wyszukiwać te dziury.
    Uzupełnienie alkoholu było wręcz koniecznością, bo zabawa zaczynała się rozkręcać. Uniosła tylko kciuki w górę, słysząc, że ma zabrać więcej. To się chyba rozumiało samo przez siebie, ale najwyraźniej niektórzy potrzebowali się upewnić. A że po drodze muzyka przeszła w coś bardziej w jej guście, zrobiła kilka tanecznych kroków, zwracając przez chwilę na siebie uwagę. A zwłaszcza tym, jak zwinnie uniknęła dłoni co bardziej podchmielonych marynarzy, nie pozwalając się dotknąć i tym bardziej nie robiąc z tego afery.
    - No co? Ja mam mocną głowę. - powiedziała beztrosko, nic sobie nie robiąc z jego uniesionych brwi. Słysząc, że nie malował graffiti uśmiechnęła się z zadowoleniem i wypiła zawartość swojej szklanki. No, przynajmniej ten bastion nie upadł. Vaia nie traktowała tamtego jako wandalizm, przede wszystkim dlatego, że właściciel domu dopingował ją w działaniu, a w późniejszym czasie nawet i pomagał poprawiać napisy zmyte deszczem. Ot specyfika faweli, nie przepadali za gliniarzami. Dobrym było tylko to, że ograniczali się do graffiti i niewybrednych haseł, a nie rękoczynów.
    Następne pytanie wybiło ją z rytmu. Ewidentnie się zmieszała, a na policzkach pojawił się delikatny róż, który po chwili ściemniał, gdy założyła włosy za ucho, zagryzając dolną wargę.
    - Ani romantycznej ani żadnej innej. - przyznała z lekkim skrępowaniem. - Próbowałam, kiedyś, ale... nie rozumiem. Ładne to było, takie... kwieciste, ale kompletnie niezrozumiałe. Ja jestem prosta dziewczyna z ulic, gdzie mnie do górnolotnej poezji, zwłaszcza romantycznej. - wzruszyła lekko ramionami, nieco skrępowana własną szczerością i prawdą, która za nią szła. Za głupia była na wiersze i poetyckie porównania. Nie zamierzała się jednak przyznawać, że romantyczną prozę czytała kiedyś nagminnie, a i teraz jej się zdarzało w luźniejsze wieczory z książką. Pod jedną z szafek miała sporo tego schowanego.
    - A co, Ty czytałeś? - odbiła, z lekkim zaciekawieniem w głosie, trochę poza grą. Czerwień na policzkach powoli blakła, wyraz zmieszania na twarzy także znikał. - Za to nigdy nie miałeś romansu w pracy. - stwierdziła całkowicie bezczelnie, choć miało to drugie dno.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Zaczynali niebezpieczną grę, kiedy alkohol mieszał się coraz bardziej z krwią. Patrzył jak mruży oczy, jak burza włosów wije się wokół twarzy, gdy w końcu wyrzuca z siebie słowa niczym z procy.
    -A jak do tej pory patrzyłaś? - Rzucił lekko, jakby to nic nie znaczyło, ale za to wielce ciekaw czy chwyci przynętę, czy też sprytnie, niczym w figurze tańca przejdzie do kolejnego taktu. Zwróciła na siebie uwagę, nie sprawiło to, że napiął mięśnie gotów do walki, acz jedynie obserwował, wiedząc, że pięść kobiety będzie szybsza niż jego zryw gdyby do czegoś doszło. -Przekonujesz mnie, czy siebie? - Zapytał otwierając jedną z butelek i tym samym korzystając z chwili przerwy jaką mieli przed kolejnymi pytaniami. Rumieniec nie uszedł jego uwadze, choć go nie skomentował. Skrępowanie, pewna niepewność zaraz przykryta szybką pewnością siebie. Nie sądził, że kłamała, ale zrozumiał, że znalazł się blisko tematu, który wyraźnie ją krępował. Instynkt łowcy zawsze działał, nawet wtedy kiedy był po paru szklaneczkach, a teraz kolejnej, którą wychylił szybkim ruchem. Kupiła zdecydowanie mocniejszy alkohol teraz. Właściciel przybytku wyczuł, że ma przed sobą całkiem niezły zarobek.
    -Nawet Eriksenom zdarza się sięgać po dziwne lektury. - Odparł i wzruszył ramionami. -Nie rozumiem zachwytu. - Choć pojmował, że mogła się podobać. Być może był na to już zbyt gruboskórny, zbyt wiele lat spędził polując na potwory i stworzenia, kiedy nie znajomość poezji była ważna, a zupełnie inne atrybuty. Co nie zmienia faktu, że dobrej lekturze nie odmawiał. Kiedy bywały momenty, a tych było bardzo mało, że miał chwilę spokoju, że nie musiał nikogo ani niczego tropić, pozwalał sobie na dni z książką. Miał słabość, o dziwo, do baśni i legend. Jednak jak nie zapyta, to się nie dowie. Takie były zasady gry, a pytanie właśnie padło. Bardzo niebezpieczne.
    Niebieskie oczy utkwił w twarzy Vai zastanawiając się czy pcha ją w takie rozważania alkohol czy jeszcze trzeźwość umysłu.
    -Widziałaś Łowców? - Zapytał rozbawiony, bo jak chodziło o kolegów po fachu, to kobiet było mało. Niewiele. Praktycznie się nie zgłaszały. Nic dziwnego, to była brudna i śmierdząca robota. Co innego informatorzy, bo co ciekawe, były to głównie kobiety. I to takie, które mocno igrały ogniem. -Nie miałem.
    Parę kobiet było, na krótko, nie oczekiwał niczego więcej. Zawsze mógł nie wrócić. Żonę już miał, pochował ją z synem, jak na razie do ożenku mu się nie spieszyło, a Jarl jak na razie zapomniał o jego istnieniu, za co był wdzięczny wszystkim siłom tego świata.
    Kolejny kieliszek został opróżniony, do karczmy zaczęło schodzić się coraz więcej ludzi. Zrobiło się głośniej i tłumnie. Teraz był jego czas na niewygodne pytanie, ale być może i sprawdzanie towarzyszki. -Nigdy nie odbiłaś innej mężczyzny.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Gra ewidentnie się rozkręcała, a Vaia nie miała nic przeciwko temu. Pytania były coraz bardziej ciekawsze, alkohol dodawał odwagi i pozwalał pozbyć się naturalnie powstałych granic. Coraz bardziej zacierała się linia pomiędzy tym, co wypada, a póki i Agnarowi to nie przeszkadzało, to Vi sama z siebie nie oponowała. Zresztą tak było ciekawiej. Przekrzywiła lekko głowę, pochylając się w jego stronę, z brodą opartą na splecionych dłoniach.
    - Zawsze wydawałeś się taki porządny. Zwłaszcza wtedy, jak wpadłam na ciebie na polowaniu. - wyszczerzyła się całkiem niewinnie, błądząc wzrokiem po twarzy Agnara i trochę niżej, zanim znów wróciła do jego oczu. W jej natomiast lśniły psotne, złotawe iskierki. - Chociaż chciałam cię ugryźć, nie przeczę. Z różnych powodów. - zastanowiła się na chwilę. Oj tak, zdecydowanie chciała go wtedy ugryźć. Raz, że ją wkurzył wtedy, chociaż potem musiała przyznać mu odrobinę racji, a dwa, że cóż. Był całkiem przystojny i nawet w jej typie. Co w żadnym stopniu nie zmieniało faktu, że cieszyła się z faktu, że jakoś się dogadali. Zwłaszcza, że w tamtych czasach wcale nie była łatwa w obsłudze. No, do teraz nie była.
    - Oczywiście, że ciebie, bo patrzysz podejrzliwie na te trzy flaszki. - stwierdziła bez wahania. W sumie nie była pewna, co konkretnie dał jej właściciel baru, miało być smaczne i nie być whisky. I zdaje się, że mężczyzna dostosował się do tej prośby. Nie dało się ukryć, że speszyła się na pytanie Agnara, ale nie broniła się przed odpowiedzią. A przecież zawsze mogła rzucić, że było to zbyt osobiste. Tyle, że nie było aż tak osobiste, a poza tym Vaia ufała Agnarowi. Inaczej przecież nie podjęłaby tej gry, w pełni świadoma, że zgadzając się na alkoholową zabawę prędzej czy później tematy zejdą na pytania czysto osobiste. Była skryta w kwestii swojej przeszłości, ale jakby na to nie spojrzeć, alkohol zawsze rozwiązywał język i dodawał odwagi. Przecież nie bez powodu trudne rozmowy z Esem odbywała głównie w towarzystwie jakiegoś alkoholu. Wtedy łatwiej było strawić pewne rzeczy.
    - No to jest nas dwoje. - uśmiechnęła się szeroko. Chociaż wizja poważnego łowcy czytającego poezję i to romantyczną była delikatnie rzecz biorąc przecząca wszystkiemu, co mówiono o Gleipnirze. - Swoją drogą proza lepsza. Do czytania. - palnęła dosyć ogólnie, bo nikt nie byłby w stanie jej wmówić, że Agnar nie czytał. Każdy czytał, ciekawiło ją tylko, co konkretnie czytał Eriksen. Zanotowała sobie to pytanie w głowie, choć jeszcze nie miała pomysłu, jak go użyć. W końcu gra opierała się bardziej na wyzwaniu niż pytaniach jako takich.
    Wbite w siebie spojrzenie sprawiło tylko, że uśmiechnęła się bardzo niewinnie. Nie była pijana, nie była nawet wstawiona. Była po prostu ciekawa, a alkohol dodawał nieco odwagi.
    - Widziałam. Ciężko was rozpoznać pod tymi płaszczami i chustami, chociaż uczciwie przyznam, że ciebie rozpoznałabym bez problemu. Ale to nadal nie jest odpowiedź. A co, nie macie kobiet? - jej uśmiech tylko się poszerzył. Była bezczelna? No jasne, że była. Do tego jednak Eriksen już dawno powinien się przyzwyczaić. Nie zawsze chciało jej się powstrzymywać z tym w życiu prywatnym. Wystarczyło, że musiała robić to w pracy. Słysząc odpowiedź po prostu uniosła szklankę, w toaście i wypiła jej zawartość jednym łykiem. - To już nie jest gin. - oceniła, ale bez specjalnych pretensji w głosie. Smakowało jej, zostawiając przyjemną ostrość na języku. Barros nie igrała z ogniem, ona nim była. Nie na darmo jej najlepszą wersją relaksu było ognisko w lesie czy na plaży. Byle pod gołym niebem. I mogła się wtedy wgapiać w płomienie.
    Oboje mogli nie wrócić, Vaia zawsze miała tendencję do podejmowania większego ryzyka niż powinna. Jakby uważała, że jest niezniszczalna, bo może i nawet była. W końcu nadal żyła. Nawet kiedy była tylko początkującym gliną szybko dorobiła się ksywki szurniętej. I niestety ciągnęła za sobą innych, choć nigdy nie pozwalała im się narażać, podstawiając się zawsze za towarzyszy. Tak jak ostatnio za Aravisa, co skończyło się rozwalonymi zaklęciem żebrami.
    - Nunca. - powiedziała bez wahania, kiedy zadał pytanie. Wyzwanie. Jak zwał tak zwał. Powinna na niego nasyczeć za tę sugestię, ale nie dzieliła się z Agnarem szczegółami rozwodu. Na każdego innego na pewno by nasyczała. - Nigdy, znaczy się. Choć przyznaję, raz jeden przypadkiem prawie do tego doszło. Na swoją obronę mam to, że byłam młoda i głupia, a gość był świetnym kłamcą i bajerantem. - po tylu szklaneczkach temat zdrad i odbijania facetów nie bolał aż tak. W sumie nawet nie bolał wcale, przynajmniej teraz. - Wchodzimy na niewygodne rzeczy, hmmm? - uśmiechnęła się szeroko, bez skrępowania. Poezja romantyczna ją krępowała, ale najwyraźniej romanse w pracy już nie. - Nigdy nikogo nie zdradziłeś. - strzeliła spokojnie. Specjalnie nie określała tu rodzaju zdrady, dlatego pytanie było bardzo szerokie.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Uśmiechnął się krzywo, półgębkiem bawiąc się przy tym pustą szklanką.
    -Profesjonalizm. - Odpowiedział krótko na określenie go porządnym. Oprócz tego, że był Łowcą, nosił nazwisko z klanu. Rada zaś, nawet jeżeli nie słała listów, to uważnie przyglądała się temu co robią członkowie każdego z nich. Zerknął na pyszniące się butelki, które zapowiadały kolejne pytania, coraz bardziej śmiałe, coraz bardziej niewygodne. Cenił sobie to, że miał swoje sekrety i tajemnice, decydując się na tę grę, wiedział, że pewne mogą wyjść na światło dzienne lub też nie. Nie było powiedziane w zasadach, że ma od razu wyjaśniać i opowiadać historię swojego życia. Zasiać zaś ziarno niepewności zawsze mógł. -Gryzienie, zależy kiedy. - Odparł dość niefrasobliwie, nawet jak na niego. Po czym poczekał, aż trunek zostanie rozlany, a kolejne pytania i odpowiedzi zawisną w powietrzu. Stwierdzenie, że proza była ciekawsza od poezji, rumieniec i zawahanie dało mu już sporo podpowiedzi, by wysnuć własne wnioski na temat tego, co czytywała kobieta kiedy nikt nie patrzył na okładki książek.
    -Zdecydowanie wolę prozę, choć ostatnio upodobałem sobie literaturę faktu. - Mógł się podzielić tą informacją, tym samym zapewne, wytrącając jej pytanie z ręki jakie mogła zadać w trakcie trwającej gry. -Bardzo mało kobiet. Ściganie potworów jest bardziej atrakcyjne dla mężczyzn.- Głównie to byli mężczyźni, kobiety wolały bardziej… chlubną pracę, taką dawała chociażby Krucza. Gleipnir to balansowanie na granicy cienia i światła, babranie się w brudnych układach, nawiązywanie znajomości, które niektórzy mogli potępić. Takich, o jakie nikt by nie podejrzewał funkcjonariuszy Kruczej, tym się właśnie różnili. Z Kruczej można było odejść, Łowca umierał na misji, ginął z rąk kolegów. Mało kto odchodził na emeryturę. Nie było wielu członków Węzła, którzy dożyli by sędziwej starości.
    Nie leżało raczej w charakterze Vai odbijanie innych mężczyzn, czy uwodzenie oraz kuszenie, choć zapewne mógł się zdziwić. Znali się, ba! Mógł nawet stwierdzić, że siebie lubili, ale wątpił, aby znali się na tyle dobrze, aby móc dać sobie rękę uciąć za przeszłość tego drugiego.
    Zdecydowanie trunek w ich szklankach nie był ginem. Gospodarz wiedział co robił. Agnar jednak nie miał zamiaru wytaczać się z karczmy nie pamiętając niczego.
    Zdrada zaś była bolesnym tematem, ciężkim i dotykającym go bezpośrednio. Sam zaczął, musiał liczyć się z tym, że ten miecz miał dwa końce i w ostateczności, którymś z nich oberwie.
    Czy zdradził? Oczywiście, że tak. Samego siebie. Nie towarzyszy, nie braci, nie kobietę. W tych kwestiach był uczciwy, aż do bólu. Pewne zasady miał. Dziwnym trafem łatwo je łamał względem samego siebie.
    Przytrzymał dłużej palce na szklance nim bez słowa ją przechylił. Zmarszczył nieznacznie brwi i odsunął od siebie puste naczynie. Potoczył wzrokiem po zbierającym się tłumie, dotarło do niego, że muzykanci zaczęli głośniej grać i parę osób im się przygląda. Zbyt uważnie i zbyt bacznie, aby był to tylko przypadek. Wzbudzali ciekawość. A jego też pewnie parę twarzy kojarzyło - mógł być tym, który zabił ich brata, ojca, wuja czy też syna. Awantura była kwestią czasu, której dzisiaj chciał uniknąć.
    -Czas wyjść. - Oznajmił wstając powoli od stołu. Świdrujące spojrzenie wbiło się w jego plecy. -Zdecydowanie czas na mnie.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Profesjonalizm. Jasne, jasne. Szeroki uśmiech na twarzy Vai jasno wskazywał, że niespecjalnie mu wierzyła. Ale niech mu będzie, że był profesjonalny. W sumie mógł być, to, że w jej przypadku profesjonalizm bywał bardzo szerokim i chwiejnym pojęciem, nie oznaczało z góry, że u wszystkich było tak samo. Vaia uważała, że ma być przede wszystkim skuteczna w swojej pracy. Bycie profesjonalną niestety nierzadko temu przeszkadzało, zwłaszcza podczas wypytywania co poniektórych. Komentarz o gryzieniu skwitowała tylko uśmiechem i błyskiem w złocistych oczach. Dawno tak swobodnie nie dopuszczała kota do głosu, ale czasem jej się zdarzało, nawet przy Eriksenie. Kiedy już odważyła się być przy nim zwyczajnie tą kocią sobą, bez strachu przed odrzuceniem.
    - Faktu mówisz. Z ciekawości, jakieś przykłady? Ja tam od czasu do czasu lubię fantastykę, ale śniących. Miewają naprawdę ciekawe pomysły. – wybił jej pytanie z rąk, takie na przyszłość, ale nie przeszkadzało jej to. Pomijając rozrywkę płynącą z zabawy cieszyła się, że może mężczyznę poznać trochę bardziej, od tej prywatnej strony. Pewnie też i dlatego nie omijała pytań kierowanych we własną stronę, brać i dawać, nigdy tylko brać.
    - Szczerze? – potrząsnęła głową, gdy wspomniał o ściganiu potworów. – Kiedyś się nad tym zastanawiałam i tak naprawdę, gdyby nie czysto prywatne powody, to zamiast w Warcie pewnie skończyłabym w jakimś naszym odpowiedniku Gleipniru. U nas jest podobnych formacji z 3, więc wylądowałabym pewnie w jednej z nich. Technicznie nawet wylądowałam, zależy od definicji potwora. – uśmiechnęła się krzywo. Ale jako tako rozumiała, czemu kobiety nie przepadały za pracą w Gleipnirze. Nie kłamała, gdyby nie jej historia z Kartelem i śmierć dzieciaka zza ściany, pewnie olałaby skorumpowaną brazylijską „policję” i poszła polować na potwory. Chociaż nadal zgadzała się ze stwierdzeniem, że największymi potworami i tak byli ludzie.
    Patrzyła na Agnara z uwagą, gdy wziął i przepił szklanką. Nie powiedział ani słowa, nie ujawnił, co to była za zdrada, ale i tak Vaia poczuła się odrobinę nieswojo. Może nie powinna pytać? Dlatego bez słowa sięgnęła po własną szklankę, dopijając ją. Jej zdarzyło zdradzić się samą siebie i swoje zasady, bo dobro bliskich było ważniejsze od nich. Bo jeśli miała wybór iść za ideałami i spowodować, że ktoś zaatakuje Domingo albo Barrosów, to wolała odejść, bo nigdy nie chciała, by ktoś obrywał za nią. Przez nią. W tym wypadku to byłoby to samo.
    - Mmmm. – mruknęła, chcąc dodać, że szkoda, że tak szybko chce wychodzić, ale wtedy też dostrzegła spojrzenie wbijane w osobę łowcy. I natychmiast pojęła, o co chodzi. Powoli się podniosła, bardzo leniwie, rozciągając się na  całą długość i kocie oczy wbiła w delikwenta, na chwilę, przelotnie. Ale tak, by zauważył. – To pójdę z tobą. Nie chce mi się wracać samej. – stwierdziła, zgarniając pozostałe butelki. Będą na kiedyś, picie samej urządzało ją tylko w konkretnych przypadkach. Pomachała karczmarzowi w obietnicy, że kiedyś jeszcze tu wpadnie i wyszła za Agnarem. Jeśli miało dojść do bójki poza karczmą, to nie miała problemu, by spuścić komuś wpierdol. Koty były terytorialne. Vaia pilnowała tego, co było jej.

    Vaia i Agnar z tematu


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.