Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Scena Nedergaarda

    4 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Scena Nedergaarda
    Scena Nedergaarda to bez wątpienia największa i najbardziej reprezentatywna sala w Nationaltheatret – zgodnie z kolorystyką całego teatru, jest utrzymana w biało-perłowej tonacji z oszczędnymi złoceniami i ręcznie malowanym sufitem. Na wygodnych, bordowych fotelach może pomieścić się nawet 900 osób; nie jest to wprawdzie największy teatr znany galdrom, z całą pewnością jest jednak warty odwiedzenia. Atmosferę głównej sceny dopełniają dekoracyjne kurtyny w odcieniach srebra i purpury – wszystko to niewątpliwie wpływa na odbiór licznych sztuk, które odbywają się na tej sali, zawsze okraszane salwą oklasków i uznania.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    13 VI 2001 r.


    Verner nigdy nie należał do osób cierpliwych, więc gdy zapadła decyzja o wspólnym obejrzeniu pewnego skrzypka "Upiora w operze", natychmiast spróbował zarezerwować bilety na kolejny wieczór. Bilety były wyprzedane, ponieważ niektórzy z muzyków mieli podpisywać po spektaklu autografy. Jedynie ucementowało to decyzję Forsberga, że choć "Upiór" będzie grywany jeszcze długo, to muszą pojawić się na widowni akurat dzisiaj. Gdy Verner się na coś uparł, potrafił być bardzo przekonujący i skuteczny, więc w południu triumfalnie posłał do Siri wiewiórkę o tym, że odkupił bilety w loży z doskonałym widokiem na orkiestrę. Dopisał jeszcze, że samemu pójdzie w smokingu, mając nadzieję (choć nie mając pewności), że przyjaciółka pojmie aluzję i też ubierze się wystrzałowo.
    Widział tą wersję musicalu po raz pierwszy w życiu — w przeciwieństwie do Siri, która dzięki jego determinacji obejrzy ją dwukrotnie w ciągu doby — ale nieszczególnie skupiał się na treści, co chwila błądząc wzrokiem po muzykach. Był wśród nich i on we własnej osobie: zaskroniec, który okazał się boa dusicielem; niegodny udzielonego mu bardzo niechętnie kredytu zaufania. Verner wziął Siri za rękę, gdy rozbrzmiały pierwsze takty skrzypiec, a potem nie puszczał już jej dłoni, domyślając się jak musiała się czuć wczoraj gdy przyszła tu zupełnie sama.
    I to wszystko przez Inge. Obrzydliwie szczęśliwego, jak zawsze gdy grał na tych swoich skrzypcach; posągowego jak z żurnala (pasowaliby do siebie z Reginą gdyby postawić ich obok siebie na okładce, Verner zresztą doskonale wiedział, że żona spoglądała na muzyka z lekkim rozmarzeniem); uśmiechniętego i tak... normalnego. Nigdy do nich nie pasował, nigdy nie powinni się z nim zadawać, Verner nigdy nie rozumiał, czego szukał w ich towarzystwie. Przez jakiś czas podejrzewał nawet, że z pozoru niewinny Fjelde założył się z kimś, że poderwie Siri, więc pilnował jej jak czujny jastrząb. Najwyraźniej Inge odnalazł przy nich to, czego potrzebował (choć Forsberga frustrowało, że nadal nie wiedział, co to było), bo zniknął, potwierdzając wszystkie podejrzenia Forsberga o tym, że nigdy nie powinien był udzielać mu kredytu zaufania. Verner zawsze źle znosił odrzucenie, o czym do końca życia będzie przypominać mu wypalona na dłoni Asterin pieczęć, ale Inge nie odrzucił przecież tylko jego. Odrzucił Siri, zadrwił z niej, podeptał jej przyjaźń i zaufanie. Siri o sarnich oczach, Siri, która miała dla niego samo dobro. Siri, która zdaniem Forsberga była zbyt delikatna jak na ten świat. Myślał o tym wszystkim gniewnie, gdy śledził rozgrywkę między posępnym Upiorem i pięknym jak lalka wicehrabią, który przypomniał sobie o Christine dopiero, gdy zaczęła osiągać sukcesy. Co jakiś czas zerkał na skrzypka, podłego i uroczego jak Raoul, i nakręcał się dalej.
    Spadł żyrandol, opadła kurtyna, publiczność podniosła się do stojącej owacji, ale ze swojego miejsca Verner nie musiał wstawać aby doskonale widzieć scenę i orkiestrę. Nie uniósł nawet dłoni do oklasków, bo niektórzy na nie nie zasługiwali.
    Obsługa sceny zaczęła przynosić członkom obsady prezenty i kwiaty, ale przekupiony przez Vernera chłopak przepchnął się pomiędzy kolegami i jako pierwszy wręczył skrzypkowi pojedynczą, żółtą różę przewiązaną czarną wstążką. Forsberg mocniej ścisnął dłoń Siri i nachylił się do przodu, chcąc wychwycić minę Inge. Mówi ci to coś, czy już całkiem o mnie zapomniałeś? Znienawidzony kwiat Vernera, kolor symbolizujący zdradę. Z bliska Fjelde mógł doskonale dostrzec, że róża wcale nie jest świeża, płatki zaczęły już wysychać a łodyga miała niepokojąco czarny kolor, jakby ktoś celowo przez całą noc moczył kwiat w zgniłej wodzie albo robił z rośliną jeszcze gorsze rzeczy.
    - Chodźmy, zanim zrobi się tłok. - zwrócił się do Siri zanim oklaski jeszcze wybrzmiały i zerwał się z miejsca. Zaoferował jej ramię i nie odzywał się już nic, zdeterminowany i blady i prowadzący ją do foyer. Zmarszczył brwi, widząc, że pomimo jego zapobiegawczości i tak ustawiła się tam kolejka. Samych kobiet. Zacisnął szczękę tak mocno, że aż zęby go rozbolały, wspominając wyczytane w prasie plotki o tym, jakoby Inge Fjelde uczył się muzyki od samych fossegrimów. Miał ochotę otruć jego menadżerkę i wykrzyczeć Inge, że chyba oszalał i że jak będzie tak sobie dalej pogrywał to Wyzwoleni rozdmuchają te pieprzone plotki i rzucą się na niego z pałkami, ale prędko przypomniał sobie, że to już nie jego sprawa. Fjelde doskonale radził sobie sam.
    Przepchał się bliżej przodu kolejki. Poszedłby na sam przód, gdyby nie to, że jego uśmiech już nie działał i że kilka kobiet syknęło na niego gniewnie. Jedna z nich ośmieliła się zwrócić mu uwagę, więc z promiennym uśmiechem obwieścił jej, że - Jestem wieloletnim przyjacielem Inge Fjelde i nie jest pani w jego typie - chyba, że będzie mógł panią porzucić i wykorzystać, ale takie głupie gęsi właśnie tego chcą, prawda? - dopowiedział sobie w myślach, ale bardzo łaskawie nie dodał tego na głos. Siri mogła dostrzec, że odchrząknął cicho, jakby samo słowo przyjaciel — choć wypowiedziane gniewnie, jako kłamstwo — uwierało go nieprzyjemnie w gardle.
    - Jak się czujesz? - upewnił się cicho, mocniej obejmując przyjaciółkę ramieniem i pozwalając jej skryć głowę w jego klatce piersiowej na wypadek gdyby cały teatralny gwar i tłum w kolejce były dla niej nadmiernie stresujące. Niezależnie od jej odpowiedzi, musiał jednak dopiąć swego i spojrzeć w oczy pieprzonemu Inge Fjelde choćby po to, by upewnić się, że skrzypek raz na zawsze zostawi Siri w spokoju. Mógłby go potem wziąć na stronę i poprosić by wyjechał do Francji, do Nowego Jorku, jak najdalej, bo Siri bardzo lubi teatr i jego obecność wszystko tu psuje.
    Z jego wzrostem trudno było się ukryć, ale strategicznie stanął za kimś nieco wyższym, a potem obsada wyszła wreszcie do foyer, rozbrzmiały oklaski (do których Verner znów się nie przyłączył), a oni wreszcie poruszyli się naprzód, by po chwili stanąć tuż przed stolikiem przy którym Inge Fjelde podpisywał autografy.
    - Kopę lat! - odezwał się pierwszy, zabijając blondyna wzrokiem i uśmiechając się promiennie. - I co za zbieg okoliczności! Nie poznałem wcale twojej gry, prawda, Siri? Najmocniej wybijał się fortepian, a sopran Christine prawie zagłuszył instrumenty smyczkowe. - skłamał, bo skrzypcowych solówek nie dało się zignorować. Grał jeszcze lepiej niż przed dwu i pół laty, choć wtedy Verner myślał, że lepiej grać się nie da. - Tak czy siak, gratulacje! Tournée - prawie wypluł to słowo, nie znosił tych wszystkich jego tras koncertowych i tych wszystkich jego kolegów z zespołu i choć intelektualnie odczuwał żal po śmierci matki Inge, to emocjonalnie cieszył się nawet z tego, że zginęli - sprowadza cię do Midgardu?
    Widzący
    Inge Fjelde
    Inge Fjelde
    https://midgard.forumpolish.com/t3770-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3771-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3772-asikhttps://midgard.forumpolish.com/


    W samym występie nie było dziś niczego szczególnego – odbyli próbę jak zawsze, z uśmiechami rzucanymi sobie za plecami nieco zbyt poważnego dyrygenta, który mimo upływu czasu nie chciał przyzwyczaić się do obecności Ogórka pod krzesłem Inge i łypał na niego gniewnie. Jakby bał się, że jedna mała wydra w którymś momencie wyrwie się przed siebie, wpadnie między instrumenty, wywoła chaos, który zrujnuje przedstawienie i całą jego karierę.
    Inge uważał, że obawy mężczyzny, gdy pierwszy raz przyszedł prowadzić orkiestrę były uzasadnione, ale teraz po wielu miesiącach? To musiało być coś osobistego – przecież po takim czasie każdy nauczyłby się, że tam gdzie dopatruje się problemu, wcale go nie ma – blondyn uśmiechał się jednak miękko, kiwając lekko głową za każdym razem, gdy dyrygent upominał go, by pilnował swojej wydry.
    Jak podczas każdego występu Ogórek ani drgnął spod krzesła, zwijając się w rogalik i wtulając bokiem w stopę fossegrima, chowając oczka przed światłami skierowanymi na scenę tak, że pod pewnymi kątami oślepiały muzyków. Kiedy nie grał, kołysał lekko głową do melodii pozostałych instrumentów, wsłuchiwał się w czyste, mocne głosy Christine i Upiora... A potem spektakl się skończył. Jak zawsze za szybko, jakby gwałtownie, chociaż cała historia już wybrzmiała. Inge musiał odpychać od siebie myśli, by dopisać do niej coś jeszcze – potrafiłby skomponować muzykę, ale czy poprowadzić postacie i fabułę? Nie. Pewnie nie.
    Uśmiechając się szeroko na dźwięk oklasków, wstał z krzesła i skłonił się publiczności wraz z resztą skrzypków, niemal odruchowo odwracając się w kierunku obsługi wnoszącej kwiaty dla aktorów. Zawsze lubił oglądać potężne, słodko pachnące bukiety, jakie zwykle dostawała śpiewaczka odgrywająca rolę Christine z jej ulubionych lilii, ale tym razem jego uwagę zwrócił drobny chłopak wręczający mu pojedynczy kwiat przewiązany czarną wstążką. Żółta róża, wyraźnie nadwiędnięta i zblakła wyglądała osobliwie jako podziękowanie za występ – szczególnie z cmentarnym przybraniem. Inge zmarszczył lekko brwi, gdy przeszedł go dreszcz niepokoju, ale zaraz starł z twarzy nieprzyjemny wyraz, na powrót skłaniając usta, by utworzyły uśmiech. Zdarzało mu się dostawać od fanek i fanów przeróżne rzeczy, niektóre z nich bardzo osobliwe, złożył więc kwiat na karby czyjegoś specyficznego gustu, nie dopatrując się w nim niczego więcej. Obsługa teatru po prostu wyrzuci go w pierwszej kolejności, bo Inge nie zwykł zabierać kwiatów wręczanych po niektórych spektaklach – było tego zwyczajnie zbyt dużo, żeby pomieściły się w jego domu w lesie.
    Słysząc ciche ziewnięcie i jękliwy pisk, pochylił się do Ogórka, zaraz podnosząc zwierzę i pozwalając mu się ułożyć tak, by łapkami wspierał się na ramieniu Inge, rozglądając ciekawsko na gości. Blondyn splótł mu ręce pod tylnymi łapkami, stabilnie utrzymując prawie dziesięć kilo wagi przy sobie – nigdy nie lubił, by jego wydra biegała po ziemi w dużych skupiskach ludzi, bo zwyczajnie nie ufał, że ktoś nie zrobi jej krzywdy. Całe szczęście Ogórek lubił być noszony, czy to na rękach czy w otwartym plecaku.
    Felerny kwiat odłożył na tyłach sceny tam, gdzie reszta obsady i muzyków składała swoje wiązanki, będąc jednym z pierwszych, którzy wyszli do gości porozmawiać o sztuce i rozdać autografy, jeśli tego właśnie sobie życzyli. Inge lubił tę część – brylowanie wśród ludzi, którzy doceniali sztukę, których oczy błyszczały z podniecenia, a głos nabierał wyższych niż zwykle oktaw, gdy dyskutowali o czymś, co wywoływało u nich silne emocje. Uśmiechał się wtedy szeroko, zachęcał, by mówili dalej, karmiąc się ich entuzjazmem nie mniej niż samą muzyką – nie zawsze pamiętał, by ciasno trzymać przy sobie aurę rozdmuchaną wcześniejszą grą, ale dopóki nie robił nią nikomu krzywdy, chyba nie powinien się martwić? Zdawał sobie sprawę, że tak czy siak sznur fanek czekających na niego zawsze będzie dłuższy niż fanów. To pozostawało niezmienne, nieważne co robił z aurą.
    Zsadził Ogórka na blat jednego z okrągłych stolików, przy których leżały już przygotowane ozdobne pamflety z przedstawienia oraz czyste karty z grubego, czerpanego papieru gotowe na podpisy. Wydra wyciągnęła się w górę na tylnych łapkach, przednie trzymając uroczo przy sobie i zaczęła rozglądać się po oczekującym tłumie – blondyn zapewne zainteresowałby się zachowaniem przybrańca, gdyby nie kobieta stojąca na przodzie kolejki. A to był błąd. Karygodny wręcz.
    Gdyby podążył za wzrokiem Ogórka albo podzielił się z nim polem widzenia, może zauważyłby znajome sylwetki – jedną wysoką, tak samo jak on i drugą mniejszą, wyraźnie usiłującą zniknąć w tłumie.
    Zdążył złożyć dwa podpisy, szarmancko skomplementować kobiety, które podeszły do stolika i usłyszeć komplement na temat swojej gry podczas solowej partii skrzypiec, zanim szum podekscytowanych głosów i miłą atmosferę teatru jak bicz przeciął znajomy, zimny głos.
    Inge zadrżał mimowolnie, czując jak serce w jednej chwili zaczęło wybijać szaleńczy rytm, a po plecach spłynął mu zimny pot. Zapragnął wczołgać się pod obrus i ukryć pod stolikiem, ale odważnie, z delikatnie tylko drżącym uśmiechem podniósł głowę, napotykając wzrok Vernera.
    Wzrok, który – był tego pewien – gdyby mógł, położyłby go trupem na miejscu.
    Odruchowo, niespecjalnie nad tym panując, splótł palce na wysokości brzucha, wyłamując je sobie w stawach – drgnął na imię Siri, dopiero wtedy przenosząc wzrok na drobną kobietę, którą obejmował Forsberg.
    Nie zmieniła się nic. Absolutnie nic, nieważne jak długo jej nie widział. Verner właściwie też nie.
    Zamrugał nagle, intensywnie, gubiąc na moment uśmiech i odzyskując go tylko siłą przyzwyczajenia, stojąc w miejscu jak słup soli, z sercem galopującym dziko w piersi. Uszczypliwości Forsberga nie bolały go aż tak, jak zapewne pragnął tego jego stary kolega.
    - To nie tournee – zaczął powoli, cicho, umykając spojrzeniem od twarzy Sirkku. - Jestem członkiem orkiestry. Na stałe – wyjaśnił, chociaż Verner przecież nie o to pytał. Jego chłodny, ostry ton miał w sobie nutę zarzutu. - Gram też na przyjęciach – dodał, chociaż poczuł się nagle bardzo głupio.
    Zastanawiał się czasem, jakby to było, odezwać się do tych osób, które zostawił, wyjeżdżając nagle z Midgardu i co by im powiedział. Przeprosiny, one na pewno pojawiały się pierwsze w jego idealnym wyobrażeniu, ale teraz nie mógł się zmusić do tego, by je z siebie wydusić. Zły czas i złe miejsce. Niezdolny powiedzieć nic więcej, Inge po prostu patrzyłby na nich dwoje, może po chwili zacząłby się zastanawiać, czy te zaborcze obejmowanie ramion Siri przez Vernera coś znaczyło – gdyby nie Ogórek. Kochany, słodki Ogórek, który jak gdyby nigdy nic przesunął się na stoliku w kierunku Sirkku, wyciągając do niej długą mordkę i popiskując tęsknie, zanim wsparł się łapkami na jej ramieniu, łaskocząc policzek wąsikami.
    - Ogórek, weź się zachowuj! – jęknął cicho, wyciągając rękę, by odciągnąć zwierzaka.
    Ślepcy
    Sirkku Järvelä
    Sirkku Järvelä
    https://midgard.forumpolish.com/t3708-sirkku-jarvela#37889https://midgard.forumpolish.com/t3718-sirkku-jarvela#38043https://midgard.forumpolish.com/t3719-unelma#38047https://midgard.forumpolish.com/f136-sirkku-jarvela


    Nie była pewna, czy zgodziłaby się na to wspólne wyjście z Vernerem, gdyby wiedziała, że będzie to jutro, na tę samą sztukę, w dodatku z możliwością zdobycia autografów. Nie była pewna czy, gdyby pomyślała chociaż przez chwilę i przypomniała sobie, jak impulsywny potrafił być Forsberg – czy w ogóle wspomniałaby mu o teatrze, o Inge, o tym całym ciągu niefortunnych zdarzeń, przez który wylądowała pod ścianą kawiarni, przerażona, z wizją szalejącej fali niszczącej wszystko, co znała.
    Z drugiej strony, to przecież nie był pierwszy raz, kiedy niefortunnie na coś się zgodziła, a Verner nie tracił czasu.
    W efekcie, czy tego chciała czy nie (nie chciała; nie chciała tym bardziej, im bliżej byli teatru, sceny, orkiestry, jego), byli tu teraz, eleganccy w tłumie eleganckich ludzi, w całym tym blichtrze, wśród pięknych świateł, pięknych aktorów, pięknej historii, pięknej muzyki.
    Wiedziała, że Verner nie śledził historii. Zerkała na niego raz po raz, skubiąc nerwowo materiał swoich ciemnogranatowych spodni albo, dla odmiany, brzeg rękawa marynarki. Zerkała i doskonale wiedziała, gdzie utknął wzrok Forsberga, bo to było przecież to samo miejsce i ta sama blond czupryna, która uwięziła wczoraj także ją. Trzymała mocno dłoń Vernera, splotła palce z jego i, w jakimś sensie, czuła się lepiej, że teraz czuł to samo, że teraz cały ból dzielił się na nich dwoje, że...
    Nie wiedziała, w którym momencie Christine odśpiewała swoją najpiękniejszą arię, kiedy Upiór złożył na jej wargach pierwszy pocałunek, kiedy złość wicehrabii rozgorzała gwałtownym, nieokiełznanym ogniem. Podobnie jak Verner, nie wstała i nie biła braw na koniec, w jej przypadku to nie było jednak wyrachowanie. Järvelä skuliła sie przy boku Forsberga, schowała buzię w jego ramieniu i przez chwilę oddychała, oddychała, oddychała, łapczywie chłonąc zapach przyjaciela i w ten sposób odwlekając panikę.
    Nie widziała róży, nie widziała niepokoju Inge, nie widziała zupełnie niczego – nawet wtedy, gdy Verner podniósł się z miejsca i zaoferował jej ramię. Przyjęla je odruchowo, bo to był przecież Forsberg, jej Forsberg, który nigdy nie zrobił jej krzywdy i który podpaliłby cały świat, gdyby tylko w ten sposób mógł zapewnić jej bezpieczeństwo. Verner był synonimem komfortu, w jego towarzystwie mogła nierzadko myśleć trochę mniej, bać się trochę mniej, pilnować trochę mniej. Ufała Vernerowi, więc dała mu poprowadzić się, gdzie chciał – oszołomiona szła za nim, z nim jak bezwolna lalka, stawiała krok za krokiem i strzelała na boki nie całkiem obecnym spojrzeniem dużych, sarnich oczu.
    Nie prowadził ich do szatni i nie zabrał jej stąd, gdzieś daleko, gdzieś, gdzie nie byłoby już duchoty Midgardu, gdzie mogłaby odetchnąć głęboko rześkim powietrzem wieczora, gdzie...
    - Nie – szepnęła cicho, mocniej zacisnęła dłoń na ramieniu Forsberga. – Verner, nie, ja...
    Chyba jej nie słyszał. Na pewno nie usłyszał, mówiła przecież tak cicho, zbyt cicho, by sama słyszała swoje słowa. Verner poprowadził ją wzdłuż kolejki, minął jedną, drugą, trzecią z czekających – same kobiety – rzucił coś o przyjacielu i o tym, że...
    Coś zakłuło ją pod żebrami, jakby igła – rozgrzana najpierw w płonącym ognisku, rozjarzona do białości i wsunięta potem gładko, niemal czule w żywe mięso, między ścięgna, mięśnie, kości.
    Objął ją i wtuliła się w niego mocniej – i nie odpowiedziała, bo nie wiedziała, co miałaby. To nie teatr jej przecież przeszkadzał, nie ludzie, gwar, nie światła i kolory.
    Wiedziała, że Verner nie odpuści i ten jeden chyba miała mu to trochę za złe.
    Zmusiła się, by słuchać. Patrzeć. By widzieć, jak artyści wyszli do swojej widowni, słyszeć brawa – i słowa Vernera. W którymś momencie objęła Forsberga w talii – nie wiedziała kiedy – wsunęła mu dłoń pod marynarkę, kurczowo wczepiła się w jego koszuli i nawet on, nawet ta cienka, miękka warstwa materiału była cieplejsza niż dłonie Sirkku.
    Kopę lat, mówił Verner, i Järvelä nieświadomie policzyła, znowu policzyła, co do dnia podsumowała cały ten czas, kiedy jego nie było.
    Sopran Christine prawie zagłuszył instrumenty smyczkowe, mówił Verner i Siri w duchu – tylko w swojej wyobraźni – protestowała gwałtownie, kręciła głową, że nie, wcale nie, że przecież brakowało jej tchu, że doskonale wiedziała, kiedy grał Inge (choć przecież skrzypków bylo w orkiestrze więcej) i że mogłaby słuchać więcej, wciąż więcej, bo nie miała dosyć przecież nawet wtedy, jeszcze w szkole, gdy Fjelde dopiero się uczył, gdy instrument nie leżał jeszcze w jego dłoniach zbyt dobrze, gdy...
    Jestem członkiem orkiestry na stałe, powiedział Inge i nic nigdy nie bolało Sirkku tak, jak gorycz, żal, tęsknota, nadzieja, pragnienie kotłujące się w niej teraz jak dziki, szalejący żywioł.
    Chyba na nią patrzył – nie była pewna, nie uniosła jeszcze wzroku, wciąż błądziła nim wzdłuż stolika, między ludźmi, pośród świateł. Może obaj na nia patrzyli, Inge i Verner, Verner i Inge – mogli patrzeć obaj, bo przecież obaj byli jej, te lata temu, jeszcze na studiach, przecież wtedy wszystko wyglądało inaczej, bo byli blisko, i obaj byli dla niej, i...
    Uniosła wzrok, bo wąsiki załaskotały jej policzek, drobne łapki wsparły się na jej ramieniu – i gdy raz napotkała spojrzenie błękitnych oczu, nie potrafiła się już od nich uwolnić.
    - Nie – zaprotestowała gwałtownie. – Nie, zostaw – powtórzyła cicho, machinalnie gładząc krótkie futerko, przytulając czule Ogórka do piersi, przytrzymując go przy sobie tak, jak robiła to wcześniej wielokrotnie, nierzadko podkarmiając pochowanymi po kieszeniach smakołykami.
    Patrzyła na Inge, tylko na Inge, bo tak długo nie mogła, a nie wiedząc wcześniej, że go straci – nie mogła odpowiednio napatrzeć się na zapas. Patrzyła więc teraz, sprawdzała, co się zmieniło – i nie potrafiła wskazać niczego, czego by nie znała. Może nieco głębsze cienie pod oczami, może ostrzej zarysowane rysy twarzy – ale te przecież mieli wszyscy, cała trójka, bo to chyba po prostu oznaki dorastania.
    Kalejdoskop obrazów gnał jej przez głowę, wspomnienia ze szkoły przeplatały się z tymi studenckimi, słodycz weekendów spędzanych u Inge mieszała się z obrazem pogrzebu jego mamy i innych, tych wszystkich jego kolegów, z którymi grał i których chodziła chodzić, bo było coś pięknego, coś naprawdę doskonałego w tym, jak muzykowali i jakie tony potrafiły wydawać ich instrumenty.
    - Cześć – wyszeptała teraz nagle, cicho, wciąż gładząc Ogórka, może trochę zbyt mocno, zbyt desperacko. – Cześć, Inge.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    Inge wydawał się speszony.
    Speszony.
    Zniknął bez słowa, zostawił Siri bez żadnych wyjaśnień, latami udawał sympatię do Vernera by wyparować na kolejne lata. I był speszony. Tak speszony, że wyłamywał sobie palce ze speszenia. To niezdrowe, na starość popsują mu się stawy, a w przeciwieństwie do Vernera Inge dożyje starości. Miał ochotę siłą chwycić go za ręce i odczepić je od siebie, ale po pierwsze Inge zawsze był trochę silniejszy, a po drugie Siri nie chciałaby żeby robił sceny.
    Spojrzenie Vernera stało się jeszcze bardziej lodowate, o ile to w ogóle było możliwe. Słysząc słowa Inge, czuł jednak nie zimno, a gorącą złość, zupełnie jakby wypił Oddech Orma. Palący gniew rozsadzał mu czaszkę i od dziecka był dobry w tłumieniu takich uczuć i odkładaniu ich na lepszy czas, ale przez ostatnie lata sporo się zmieniło. On się zmienił, choć może Inge nawet tego nie zauważył albo go to nie obchodziło. Oprócz znajomych płomieni gniewu czuł teraz nowy głód, nieustanny i nieopuszający go od czasu przemiany. Emocje podsycały ten głód, który mógł ukoić zakazaną magią. Czy Siri też się tak czasem czuła? Czy Asterin przyjęłaby go w środku nocy, gdyby wysłał jej wiewiórkę, że musi pilnie poćwiczyć? (Z kim i jak spędzała tą noc?) Pewnie nie. Nigdy nie była resztą świata, który tak chętnie próbował naginać do swej woli. Mógł pomarzyć, by dzięki wyobrażeniu przemocy nie stracić panowania nad sobą. Odkąd weszli do teatru był zresztą jak w gorączce, skupiony na celu i może niedostatecznie skupiony na Siri, którą mocno tulił do siebie, ale której szepty protestu utonęły wcześniej w połach jego marynarki.
    - Na stałe. - powtórzył chrapliwie, na moment lekko zbity z tropu. Na stałe. I nic im nie powiedział. I tak po prostu sobie tutaj grał, a Siri tak po prostu go tutaj zobaczyła, a potem była taka smutna i dostała ataku choroby. (Verner nie był pewien, czy te wydarzenia były skorelowane, ale gniew kazał mu sądzić, że tak). - Gratulacje. - odchrząknął i powtórzył jadowicie. - Jak miło, że nam powiedziałeś. - zadrwił lodowato, jakby znów poznawał Inge od nowa i jakby wciąż był tamtym podejrzliwym Vernerem z początku ich znajomości. Ale nie był. Rysy twarzy mu się wyostrzyły, postarzał się, jak oni wszyscy, ale gdzieś po drodze stracił też zdrowie i córkę hamulce i teraz piorunował Fjelde obcym wzrokiem człowieka, który nie ma już nic do stracenia.
    - Czyli można cię wynająć na przyjęcie? Każde? Urodzinowe - zamrugał, urodziny były zbyt blisko wyobrażeń o przyjęciach urodzinowych, których nie doczekała Magnolia - Albo zaręczynowe? - dodał złośliwie, by uciec od tamtych myśli. - Ile za to bierzesz, Inge? A może teraz grasz tylko dla innych klanów, może wzgardziłbyś zaproszeniem od Forsbergów? - drążył, nie starając się nawet specjalnie by dwuznaczności zamaskowały to, o co naprawdę wiercił mu dziurę w brzuchu. Przestaliśmy być ci potrzebni, więc z kim zadajesz się teraz, Ahlströmami? - Kiepsko dobierałeś na studiach przyjaźnie, Ahlströmowie już dawno temu załatwiliby ci stałe miejsce w orkiestrze. - wysyczał, nie hamując cisnących się na usta myśli i postępując o krok bliżej stołu. Kątem oka widział wydrę, nawet ona go ignorowała, ale wtem za jego plecami rozbrzmiał kobiecy głos.
    Czy mogli państwo się pośpieszyć? Wszyscy czekamy tu na autografy! - pisnęła, a Verner odwrócił się jak oparzony i zgromił ją spojrzeniem (dając Siri i Inge i wydrze odrobinę przestrzeni; w powietrzu rozumiało ciche cześć Inge, a on miał ochotę krzyczeć).
    - Nie moglibyśmy, bo nie dostaliśmy jeszcze autografu. - warknął do nieznajomej, nie starając się nawet kryć swojej wrogości, a potem odwrócił się w stronę stołu. - Chcemy autograf, prawda, Siri? - zagaił, podnosząc dłoń jakby znów chciał objąć przyjaciółkę, ale nie wiedział jak to zrobić gdy tuliła wydrę, więc w zamian chwycił w dłonie jedną z pustych kartek leżących na stole. Podsunął ją w stronę Inge, spoglądając na niego wyzywająco.
    - Piszesz takie personalizowane, prawda? Jesteśmy Verner i Siri - dla ciebie Sirkku, ale mówił zbyt szybko i tego nie przemyślał - na wypadek gdybyś zapomniał. Napisz nam miłe życzenia dla znajomych ze studiów i jakiś motywacyjny cytat o ignorowaniu innych ludzi. - zażądał, złośliwie używając lodowatego tonu, jakim zwracał się do kelnerów. Nie pamiętał, by kiedyś dał Inge odczuć dzielącą ich różnicę klasową (prawdopodobnie byłaby bardziej odczuwalna zanim Fjelde zaczął robić zawrotną karierę), ale kiedyś musi być ten pierwszy raz.
    Widzący
    Inge Fjelde
    Inge Fjelde
    https://midgard.forumpolish.com/t3770-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3771-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3772-asikhttps://midgard.forumpolish.com/


    Powinien był się spodziewać, że w końcu trafi na kogoś ze swojej przeszłości, skoro wrócił do Midgardu – mówiła też o tym jego terapeutka, którą jeszcze odwiedzał, choć już nie tak często jak na początku. Wcale nie sądził, by był na to gotowy, po prostu ignorował temat, bo wywoływało w nim za duży dyskomfort choćby pomyśleć, że miałby spojrzeć w twarz komuś, kto coś dla niego znaczył, a został w tyle. Inge był tchórzem wtedy, tuż po symbolicznym pogrzebie mamy i teraz. Nic się nie zmieniło. Tylko szok nie pozwolił mu uciec, gdy dotarły do niego słowa Vernera. Odpowiadał na jego słowa odruchowo, nie widząc innej drogi, kiedy osaczał go złością (do której miał pełne prawo) i chłodem, którego Inge nie miał okazji doświadczać wobec siebie. Wystarczyło te parę lat na studiach, by wiedział, że Forsberg potrafił być… Cóż. Gdyby nie poznał go bliżej dzięki Sirkku, chyba nie próbowałby znaleźć się w jego najbliższym otoczeniu. Verner nie szczędził złośliwości tym, których nie uważał za godnych swojej uwagi, nie miał tych samych społecznych hamulców, które Inge wyssał z mlekiem matki, ale... We wszystko, czym zajmował się na poważnie, wkładał serce. Potrafił być opiekuńczy, czasem aż do przesady – aż do momentów, gdy pyskował ludziom mającym problem z Sirkku tak długo, że Inge czasem wsuwał się między nich i swoją aurą odwracał uwagę. Łatwo wybuchał i często marudził, ale Fjelde nabył w którymś momencie pewności, że jeśli tylko by tego potrzebował, Verner rzuciłby wszystko i mu pomógł.
    A on to zepsuł, nie potrafiąc wysłać choćby listu. Chociaż krótkiej notki, niekoniecznie przed wyjazdem, ale już później, w pierwszym czy drugim mieście w którym obserwował jak mijały kolejne dni, nie mając w sobie ani krzty chęci do życia. Mógł napisać do nich wszystkich – do Asbjorna, Sirkku, Vernera, starych współlokatorów, znajomych z kierunku muzycznego, menadżera zespołu, który już nie istniał. Dwa zdania, albo jedno, jeśli zamiast kropki postawiłby przecinek – Musiałem wyjechać, nie wiem, kiedy wrócę. I tak parę razy. Przecież potrafił unieść rękę i naskrobać parę krzywych słów? Tylko że nie. Wcale nie potrafił.
    Teraz już wiedział, że to była rozpacz, ale nie miało to żadnego znaczenia.
    Jak miło, że nam powiedziałeś.
    Drgnął, na moment zwieszając głowę, zanim przypomniał sobie, że poza Vernerem i Siri w teatrze było jeszcze mnóstwo innych ludzi, a przed nimi musiał grać dalej, dlatego po ledwie jednym chwiejnym oddechu zerknął z powrotem na twarz Forsberga. Bez słowa pozwolił mu chłostać się złośliwymi pytaniami, krzywiąc się tylko przez moment, mgnienie oka, kiedy wspomniał o Ahlströmach. Fakt, zaprzyjaźnienie się z ich dziećmi pozwoliłoby mu szybciej zrobić muzyczną karierę, ale nie byli cichą Sirkku o sarnich oczach i nie byli też ambitnym Vernerem. Mimo swojej miłości do skrzypiec, Inge wcale nie chciał, by wszystkie aspekty jego życia kręciły się tylko i wyłącznie dookoła muzyki. Był więcej niż tylko rękoma dzierżącymi instrument.
    - To by było oszustwo, Verner – powiedział, znów wyłamując palce, błogo nieświadom, jak bardzo irytuje to mężczyznę. Odruchowo zrobił niewielki krok w tył, kiedy się zbliżył, ale jego uwagę zaraz przykuł Ogórek łaszący się do Siri, jakby wciąż miała dla niego smakołyki poupychane w kieszeniach. Jakby miał głęboko w poważaniu dramaty rozgrywające się tuż obok – bo pewnie miał. Był nadzwyczaj inteligentnym zwierzęciem, ale nawet dzieląc się z nim czasem emocjami, blondyn zdawał sobie sprawę, że nie rozumie ich nawet w połowie, ale dzielnie pomaga dźwigać ciężar.
    Cześć, Inge.
    Wciągnął mocniej powietrze, ze smutnym ale wciąż tak samo pięknym uśmiechem, odpowiadając jej po prostu:
    - Hej, Siri.
    To było do przewidzenia, że reszta kolejki prędzej czy później zacznie się buntować przeciwko zajmowaniu jego uwagi przez jedną osobę czy parę, a bezczelność Vernera wcale nie pomagała. Wbijał mu jedną szpilkę za drugą, chyba pierwszy raz traktując go dokładnie tak samo, jak traktował wszystkich, których miał za poniżej swojej godności. Biel podsuniętej kartki zwaliła blondynowi na głowę wspomnienia tego, jak wpatrywał się w kupioną papeterię, gotową do napisania lakonicznych listów i jak później, wyjeżdżając dalej do kolejnego miasta wyrzucił ją do hotelowego śmietnika, niezdolny utrzymać długopisu czy pióra. Serce waliło mu jeszcze szybciej niż przed chwilą, jeszcze boleśniej i pragnął tylko uciec od tych uczuć, zanim kobieca dłoń lekko ujęła go pod ramię. Yulia, jego drobna menadżerka o charakterze rekina, musiała dostrzec z daleka, że coś było nie tak, a teraz przybywała na odsiecz jak rycerz w lśniącej zbroi.
    Było coś wyzywającego w jej uśmiechu, gdy skierowała go ku Vernerowi.
    - Państwo wybaczą, ale musimy nieco rozładować kolejkę, zanim ustawione za Państwem damy odnajdą swoje najbardziej krwiożercze instynkty – zaczęła, nieszczególnie przejęta, że tak otwarcie zwraca się do przedstawicieli klanów. - Nalegam, by poczekali Państwo w jednej z wnęk z kieliszkiem szampana w ręku. Pan na pewno może z tym pomóc Pani, skoro Ogórek był tak miły i chwilowo odebrał jej możliwość trzymania czegokolwiek innego niż jego pulchny tyłek. Inge z pewnością wróci do Państwa, kiedy tutaj skończy. Prawda?
    Paznokcie wbite delikatnie w ramię były jasną oznaką niezadowolenia, na którą Fjelde zdążył się nauczyć, by odpowiadać uśmiechem i ochoczym przytakiwaniem. Przez moment obserwował, jak Yulia odprowadza Siri i Vernera na bok, a sam ledwie oddech później znalazł się twarzą w twarz z pannami o twarzach muśniętych rumieńcem, jedna po drugiej proszących o mniej lub bardziej grzeczne dedykacje.
    Uśmiechał się do nich, chociaż policzki go bolały, a na karku czuł lodowate spojrzenie.
    Ślepcy
    Sirkku Järvelä
    Sirkku Järvelä
    https://midgard.forumpolish.com/t3708-sirkku-jarvela#37889https://midgard.forumpolish.com/t3718-sirkku-jarvela#38043https://midgard.forumpolish.com/t3719-unelma#38047https://midgard.forumpolish.com/f136-sirkku-jarvela


    Verner mówił. Mówił, mówił, mówił, i Sirkku nie wiedziała, czy bardziej była mu za to wdzięczna – zapełniał ciszę, ubierał w słowa cały jej żal i złość – czy raczej wiele by dała za to, by przestał. Kiedyś, nie tak dawno temu – a może dawno? nie pamiętała – uciszyła go klątwą, kilka prostych symboli zdławiło słowa w gardle Forsberga, dało jej upragniony moment ciszy. Teraz też by tak mogła, jeszcze raz nakreślić runy w ciele przyjaciela – i jeszcze raz zdjąć je, gdy Verner ochłonie.
    Nie chciała tego robić. Nie była dumna, że zrobiła to wtedy.
    Verner mówił więc, a Siri po prostu była, oddychała, mechanicznie gładziła Ogórka i patrzyła na Inge – gdy już raz uniosła na niego spojrzenie, nie mogła uciec nim nigdzie indziej. Była, ale tak jakby jej nie było – przynajmniej do czasu, gdy imię blondyna nagle spłynęło jej z języka (zaskakująco łatwo), i gdy jej własne imię rozbrzmiało w ustach Fjelde. Nie pamiętała, czy brzmiało tak samo te lata temu – czy wymawiał je tak samo miękko, tak samo melancholijnie, z tym samym odcieniem niebieskiego brzmiącym w dwóch sylabach. Pewnie nie. Wtedy było przecież zupełnie inaczej, więc jej imię też pewnie brzmiało lepiej.
    Drgnęła lekko, słysząc za sobą zniecierpliwiony głos, nie obejrzała się jednak nawet. Wiedziała, że Verner to załatwi. Forsberg w ogóle o wiele rzeczy dbał za nią, dla niej, kiedyś dla ich trójki, potem tylko dla nich dwojga.
    Patrzyła na kartkę podsuniętą Inge, odetchnęła bardzo powoli – i bardzo głęboko – na słowa Forsberga, nie protestując na nie jednak. Bo czy to rzeczywiście byłaby taka zła dedykacja, skoro wychodziło na to, że tym właśnie byli? Przyjaciółmi ze studiów, niczym więcej.
    Nie przewidziała, że w ich interakcji znajdzie się miejsce jeszcze dla kogoś – dla czwartej osoby, kobiety, tak bezpośredniej, tak rozkosznie próbującej być zabawną. Pulchny tyłek Ogórka, poważnie? Sirkku tego nie przewidziała, bo, gdyby ktoś ją zapytał, nie byłoby tu miejsca dla nikogo. Ani tej tutaj – menadżerki Inge? menadżerki orkiestry? organizatorki dzisiejszego wydarzenia? – ani całej tej kolejki za ich plecami, ani dla zebranych w foyer tłumów, dla innych artystów, i dla...
    Dla nikogo. Dla absolutnie nikogo poza nią, Inge i Vernerem.
    Nie powiedziała nic na nieudolne żarty blondynki, nie uśmiechnęła się też na nie jednak, w zasadzie – w ogóle na kobietę nie spojrzała. Patrzyła na Inge. Tylko na Inge. Na jego błękitne oczy, uśmiech – ten cholerny uśmiech – na dłonie, jeszcze do niedawna tak czule pieszczące skrzypce, na elegancki frak i jasny kołnierzyk koszuli. Patrzyła na mężczyznę, którego kiedyś znała – a którego nie była pewna, czy wciąż zna.
    Oczy pociemniały jej na dłoń zaciśniętą na ramieniu Inge, na łagodny uśmiech – tak zupełnie nie pasujący do wyraźnej determinacji i niezadowolenia skrzącego w oczach blondynki – na przytakiwanie Fjelde i na dłoń sunącą miękko po plecach skrzypka, gdy Siri z Vernerem znaleźli się już dość daleko, by nie psuć planów rządzącej się kobiety.
    Järvelä dała się odprowadzić, ale z pewnością nie dała się stłamsić, zdławić, zdeptać do poziomu irytującej petentki, zawracającej głowę lśniącej jasno gwiazdce wieczoru.
    Bez słowa – jeszcze bez słowa – posadziła Ogórka na najbliższym stoliku. Spodziewała się w zasadzie, że zwierzak ucieknie, gdy jednak został, rozglądając się tylko niepewnie, odetchnęła z sykiem i znów zaczęła kreślić trasy na jego grzbiecie, sunąc ręką w tę i z powrotem po krótkim futerku, nadstawiając dłoń, gdy wydra chciała otrzeć się o nią nosem.
    Bez słowa – jeszcze bez słowa – sięgnęła po kieliszek szampana i wypiła go na dwa łyki. Sięgnęła po drugi i ten sączyła już wolniej, pozwalając bąbelkom zaszumieć jej w głowie na równi z kipiącą złością.
    - Ona – rzuciła nagle krótko, szczekliwie, nie patrząc na Vernera, ale wiedząc, że słucha. – Sięga po coś, co nie jest jej – stwierdziła zimno, gdy w miejscu wcześniejszego skrępowania, lęku, niepewności rozgorzało... Coś. Coś, czego Siri nie była gotowa nazwać. Coś, co było złością, ale było też czymś więcej, jakimś rodzajem bólu, który palił ją w piersi jak szalejące inferno i rozlewał się goryczą na języku.
    Magia swędziała ją w dłoni, rozlewała się cieniem w jej oczach – nie bielmem ślepców, ale czymś gorszym, czymś mniej przewidywalnym, czymś, co nie zależało od uwalniania mocy, ale od samej myśli o niej – przypominała się głodem, z którym na co dzień Siri przecież sobie radziła, tylko teraz... Teraz nie. Nie całkiem.
    Zacisnęła dłoń w pięść raz i drugi, dławiąc pragnienie sięgnięcia po szalejący w niej żywioł.
    - Verner – rzuciła krótko, wypuściła powietrze z sykiem. – Nie wiem, czy chcę tu zostać. Nie wiem, czy chcę z nim rozmawiać. Nie wiem, czy w ogóle czegokolwiek chcę – rzuciła półgłosem, głos drżał jej nie z obaw tym razem, lecz z tłumionej złości.
    Sirkku była żywiołem o dwóch twarzach – tej, którą znała większość, słodkiej, niepewnej, niewinnej; i tej, która robiła z niej potwora, przed którym chciała Vernera ustrzec, nie pozwalając mu chodzić ze sobą, gdy realizowała zlecenia. Nie była pewna, którą maskę nosiła teraz. Może ani jedną, ani drugą, a jakąś pomiędzy – może taką, o której istnieniu nie wiedziała, albo taką, o której zapomniała przez ten czas, gdy Inge nie było w Midgardzie.
    Dopiła drugi kieliszek szampana. Po trzeci nie sięgnęła, bo zaciskana i rozprostowywana dłoń bolała ją zbyt mocno, by Siri ufała, że nie zniszczy delikatnego kieliszka; bo druga z dłoni wciąż spoczywała na futerku kręcącego się na stoliku Ogórka; bo jeśli wypiłaby jeszcze odrobinę więcej, przez szum musującego wina mogłaby nie słyszeć szeptu rozsądku nakazującego jej trzymać magię na uwięzi.
    Znów sięgnęła po rękę Vernera, znów splotła z nim palce - tylko po to, by nie odciskać we wnętrzu własnej dłoni podbiegających krwią półksiężyców własnych paznokci.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    To byłoby oszustwo - słowa Inge — istotne, bo jedyne— trzeszczały w jego uszach, splatając się z trzaskiem wyłamywanych palców. Nozdrza Vernera rozszerzyły się lekko, coś złowrogiego błysnęło w spojrzeniu; pięści innego mężczyzny zacisnęłyby się w tym momencie aby wyrównać rachunki, ale preferowaną bronią Forsberga były słowa.
    - A nasza przyjaźń nie była oszustwem? - zapytał, z założenia lodowato, choć słowa wybrzmiały nieco bardziej chrapliwie i surowo niż zakładał; jak gruchotane w moździerzu ingrediencje alchemiczne. Pewnie brzmiał tak, bo nie kpił ani nie pytał dla siebie. Inge był winien tą odpowiedź Siri, a Siri nie wykrzesa z siebie tego pytania. Inge milczał jednak, Inge nie odpowie szczerze, Inge był tchórzem. - Miło, że oszczędziłeś oszustwa Ahlströmom. - warknął gorzko, z wyraźnym podtekstem. I byłoby dla ciebie lepiej, gdybyś zaprzyjaźnił się z nimi, bo ja nie wybaczam.
    Ale może był jednak zbyt miękki, skoro jeszcze nie wywrócił tego stołu ani nie posłał do gazet jakiejś podłej plotki, ani nie polał skrzypiec Inge żrącym kwasem? Co dziwne, nawet o tym nie fantazjował, nie na poważnie. Fantazjował za (od sekundy) to o autografie, który podaruje Siri i pusta kartka wzbudzała jego antycypację, a zagubiony wyraz twarzy Inge — gorzką satysfakcję. Już miał spytać, czy mu podyktować, gdy niespodziewanie ktoś znów się wtrącił.
    Chciał się obrócić ze zniecierpliwieniem, ale nieoczekiwanie niska kobieta tak po prostu zastąpiła mu drogę.
    - Nie dostaliśmy jeszcze autografu. - syknął od razu, ale ona mówiła dalej, a on otwierał już usta aby znaleźć kolejne gniewne riposty, ale nagle zmrużył oczy. Jak drapieżnik lustrujący wzrokiem innego drapieżnika. - Proszę o niej nie mówić, jakby jej tu nie było. - przerwał, gdy jakże uprzejmie doradzała mu pomoc Siri z piciem szampana. Nie wyczuł żartu. Wychwycił za to, jakim tonem i jak obelżywie mówiła o wydrze. Nawet on nie mówiłby tak o wydrze, a był naprawdę wściekły. - Może pani nie umie pić szampana z wydrą w rękach, ale zaradniejsze kobiety jak najbardziej. - odparował, ale nie powiedział nic więcej, widząc jak palce tej baby zaciskają się na ramieniu Inge. Uśmiechnął się nagle, promiennie, czarująco. Uśmiechem niesięgającym oczu, o którym Siri doskonale wiedziała, że jest nieszczery, ale który wślizgiwał się jakoś w społeczne konwenanse. - Oczywiście. Poczekamy. Rozumiem, że o kwestii wynajęcia pana Fjelde na jakieś przyjęcie powinienem porozmawiać z panią? - zagaił, tak jakby Inge tu nie było, z pozoru łagodniejąc. Czekał na jej jakiekolwiek słowo w obronie skrzypka, ale po prostu zostali odprowadzeni do kąta. Jak dzieci. Jakby Inge ta baba też traktowała jak dziecko. Podążył za wzrokiem Siri i bardzo nie spodobało mu się to, co widział. Nie miała prawa. Nie miała prawa musztrować ich jak niegrzecznych petentów. Nie miała prawa zawłaszczać sobie jego talentu. Nie miała prawa stręczyć go jak lalkę tym wszystkim pannom, on był do cholery skrzypkiem, a nie aktorem.
    I nie miała prawa tak go dotykać.
    Zerknął kontrolnie na jego spojrzenie, nieobecne, na pusty uśmiech.
    Czy Asterin uśmiechała się do klientów tak samo?
    Sięgnął po lampkę szampana i zacisnął na niej dłoń tak mocno, że aż palce mu pobielały.
    Siri piła, a on milczał.
    Spoglądał ze swojego kąta w stronę Inge i Yulii, głównie na nią. Nie byli w Przesmyku Lokiego i w teorii w niczym nie przypominała tamtego (podstawionego, ale przez kogo?) pijaka, który pochwalił mu się pięć lat temu, że spał za pieniądze z jego małą żmiją; ale coś — i tym czymś mogła być po prostu nienawiść Vernera, wybuchająca nagle jak tani kociołek do eliksirów i nieodwracalna — zdawało się ich łączyć.
    A słowa Siri tylko to potwierdziły.
    - Prawda? Też to zauważyłem. - skwitował posępnie, bo miał po prostu przyprowadzić tu Siri, poniżyć Inge, zdobyć dla Siri jego przeprosiny i wyjść i już nie interesować się jego życiem. Upił łyk szampana, ale tylko po to, by odezwać się bardzo głośno:
    - To nie jest prawdziwy szampan. Smakuje jak tania podróbka. - ściągnął tym samym kilka spojrzeń gości ku sobie i kilka podejrzliwych spojrzeń na kieliszki, co miało poprawić jemu i Siri humor, ale zemsta zdawała się żałosna i nieadekwatna, a spojrzenie Jarveli wciąż było ciemne i smutne. Odruchowo powiódł wzrokiem po sali w poszukiwaniu dziennikarzy — własna reputacja znaczyła dla niego coraz mniej, więc mógłby naprędce zmyślić bajkę i opowiedzieć któremuś o tym, jak menadżerka Inge Fjelde próbowała go obmacać gdy był pijany i polecić im wywiad z własnym psychiatrą jako świadkiem ogromnej traumy (dwie zemsty na jednym ogniu!), ale taka zemsta niekoniecznie by zadziałała i też byłaby dziecinna i niekoniecznie zniszczy jej całe życie, i jednak trochę cenił własną reputację, a Siri zdawała się coraz bledsza i nienawidził widzieć jej w tym stanie. Zaczynał żałować, że ją tu przyprowadził. Zaczynał się martwić. Dopiero gdy się odezwała, wyczuł, że złość w jej słowach jest silniejsza niż smutek i paradoksalnie go to uspokoiło.
    - Myślałem, że to spotkanie będzie dowodem na to, że jest gnojem i że zamkniemy ten rozdział. - przyznał cicho, nachylając się do Siri. - Ale co jeśli to ona zabrania mu z nami rozmawiać? - zagaił, dolewając oliwy do ognia w spojrzeniu przyjaciółki. Nachylił się do jej ucha, jakby był jej czułym partnerem na tej imprezie, choć tak naprawdę robił to po to, by nikt ich nie słyszał.
    - Ja chciałbym wlać tej kobiecie wdowich łez do tego ohydnego szampana. -  syczał cicho, jak jadowity wąż. - Albo otruć ją spojrzeniem Jotuna i obserwować jak nie jest w stanie sięgnąć po nic więcej. - albo rzucić kilka torturujących zaklęć, ale intuicja podpowiadała mu, że to mało dyskretne wyjście i jeszcze Siri uznałaby je za nieeleganckie. - Ale ty - szepnął, oplatając rękę na ramieniu Siri. - ty potrafisz zniszczyć jej życie bardziej, prawda? - nie żartował, mówił całkowicie poważnie. Nigdy nie miał Siri za słodką, niewinną ani głupią (choć miała ją za taką menadżerką Inge!), ale choć nigdy nie pokazywała mu swojej drugiej twarzy, to i tak czasem się jej domyślał. I tak chciał ją zobaczyć. Chciał ją pobłogosławić i sączyć jej do ucha jadowite słowa. Kątem oka dostrzegł, że tłum rzednieje, a Inge zerka w ich stronę. Odchylił się lekko od ucha Siri i posłał mu promienny uśmiech.
    Widzący
    Inge Fjelde
    Inge Fjelde
    https://midgard.forumpolish.com/t3770-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3771-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3772-asikhttps://midgard.forumpolish.com/


    Inge poczuł ulgę, gdy obok niego pojawiła się Yulia i skierowała ku sobie lodowate spojrzenie Vernera. Niekoniecznie pochwalał jej metody – zawsze wydawała mu się zbyt pewna siebie, zbyt bezczelna – ale przecież właśnie takiej odsieczy potrzebował, kiedy nie potrafił jeszcze czasem odnaleźć własnego języka. Nie był pewien, czy kiedyś będzie potrafił wrócić do tej beztroski i brylowania w towarzystwie bez obaw, które czasem chwytały go niespodziewanie za gardło i nie pozwalały mówić. A kiedy on nie mógł, mówiła Yulia – czasem zbyt głośna, zbyt obcesowa, ale uchraniająca go przed nadmiarem obcej uwagi. Lubił ją. Lubił wystarczająco, żeby chodzenie z nią czasem do łóżka i pokazywanie, jak bardzo był wdzięczny, nie stanowiło tylko i wyłącznie obowiązku.
    A był wdzięczny – choćby za to, że nie został skazany na odpowiadanie Vernerowi, którego słowa cięły precyzyjnie i głęboko – nawet jeśli wdzięczność tę barwiła gorycz, że odnosiła się do jego... Że odnosiła się do Siri i Vernera w ten sposób. Jak do natrętów, much które należało przegonić.
    Wciągnął głębiej powietrze i zacisnął na moment usta w wąską kreskę, kiedy Forsberg pytał Yulię o wynajęcie go na przyjęcie, bo już to sobie wyobrażał – nieważne, jakich utworów zażyczyłby sobie Verner, skrzypce Inge z pewnością wydobywałyby z siebie tylko dźwięki przywodzące na myśl pieśni pogrzebowe. Uśmiech, do jakiego zaraz się zmusił, był wyuczony, wystarczająco promienny, by oszukać postronnych. A gdyby to nie wystarczyło, gdyby ktoś ze zmartwieniem zapytał, czy z nim wszystko w porządku, musnąłby go delikatnie aurą, odwrócił uwagę.
    Forsberg miał rację, kiedy mówił o oszustwach – nie wiedział tylko jak bardzo. W jednej chwili Inge zrozumiał, że jeśli jakimś cudem wybaczą mu zniknięcie, powie im obojgu o swojej naturze.
    Kiedy wpadł w ręce oczekujących fanek i fanów, odruchowo rozdawał już uśmiechy nie sięgające oczu, pieczałowicie podpisywał podsuwane mu karty grubego papieru i ustawiał się do zdjęć, lekko obejmując zarumienione kobiety, jeśli sobie tego życzyły. Odmawiał tylko, kiedy pytały, czy mogą potrzymać jego skrzypce – tych nie dawał dotykać nikomu. Z zasady. Był za bardzo związany ze swoim instrumentem, właściwie nigdy nie zostawiając go w domu, dzięki możliwości zmiany jego rozmiaru magią. Czuł się lepiej, mogąc wsunąć dłoń do kieszeni kurtki i namacać znajomy kształt.
    Nie był pewien, ile czasu minęło, zanim ustawiona do niego kolejka rozpierzchła się, przenosząc swoje zainteresowanie ku aktorom – i słusznie, byli przecież niezwykle utalentowanymi ludźmi. Inge stanowił tylko jeden element orkiestry, cieszący się większym zainteresowaniem niż inni ze względu na swoją przeszłość. Obrócił się powoli, jakby niepewnie, nie wiedząc, czy wolał zobaczyć czekających na niego dawnych znajomych, czy przekonać się, że już dawno wyszli z teatru, zostawiając Ogórka na jednym ze stołów. Byli tam. Ciągle byli, kręcąc resztkami szampana w wysokich kieliszkach i zerkając w jego stronę.
    Cholera.
    Ruszył w ich kierunku, odruchowo podnosząc rękę i odrobinę rozluźniając krawat, który zaczął go trochę uwierać w szyję. Wydra, którą Sirkku wciąż trzymała na rękach, zaczęła piszczeć na jego widok i odstawiona na podłogę w kilku długich susach znalazła się obok, kręcąc Inge kółka pod nogami jak rozradowany kot. Chociaż spięty i niepewny, nie mógł się nie zaśmiać, balansując nad Ogórkiem i próbując go nie nadepnąć. Wiedział, że jego wydra była na tyle sprytna i zwinna, by uciec, gdyby się potknął, ale nie potrafił do końca pozbyć się niepokoju związanego z przypadkowym zrobieniem jej krzywdy.
    - Przepraszam za Yulię – było pierwszym, co powiedział, kiedy znalazł się wystarczająco, blisko wnęki w której stali Verner i Sirkku, ale nie odważając się stanąć w niej razem z nimi. - Ona... Czasem bywa bardzo stanowcza – tłumaczył bez sensu, niespecjalnie wiedząc, co innego mógł powiedzieć.
    Ślepcy
    Sirkku Järvelä
    Sirkku Järvelä
    https://midgard.forumpolish.com/t3708-sirkku-jarvela#37889https://midgard.forumpolish.com/t3718-sirkku-jarvela#38043https://midgard.forumpolish.com/t3719-unelma#38047https://midgard.forumpolish.com/f136-sirkku-jarvela


    Słowa Vernera były szumem trochę tylko głośniejszym niż szum rozmów innych ludzi. Gdy smutek został zastąpiony złością, żal – rosnącym rozdrażnieniem, Sirkku zaczęło uwierać bardzo wiele rzeczy. Tłum ludzi. Cały ten blichtr i elegancja. Ta kobieta i to, że Inge pozwalał jej na dotyk, na bliskość, na coś, co może i nie zostało nazwane, co Järvelä jednak dostrzegała w tym, jak się do siebie odnosili. To, że Verner mówił – wciąż mówił, w przeciwieństwie do niej bez skrępowania ubierając w słowa swoje emocje – i to, że judził, podpuszczał ją, że...
    - Potrafię – odpowiedziała krótko. – Ale tego nie zrobię. Moje klątwy nie są dla niej – ucięła krótko, nagle niespecjalnie przejmując się tym, kto i co może usłyszeć.
    Zimne spojrzenie spoczywało na menadżerce – ale też na Inge, na jej jasnowłosym słońcu, które... Który...
    Wciągnęła powietrze z sykiem, czując, jak w sercu wrze jej coś zimnego, gorzkiego – coś, co tak cholernie bolało.
    Patrzyła, jak uśmiechał się do fanek i fanów (to nie był szczery uśmiech, nie taki, jaki pamiętała), jak podpisywał kolejne karty (starannie, czasem może aż za) i jak ustawiał się do zdjęć, obejmując tę czy inną kobietę (robił to tylko z przyzwyczajenia czy jednak sprawiało mu to przyjemność?). Patrzyła, jak kręcił głową przecząco, gdy o coś go pytano (o skrzypce, musiało chodzić o skrzypce, tych przecież nigdy nie dałby nikomu) i jak potem, po kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu uśmiechach, autografach, zdjęciach – jak w końcu spojrzał na nich, na nią i Vernera, jak spojrzał i w jego oczach pojawiło się coś, czego Sirkku nie potrafiła nazwać.
    Możliwe, że także wcale nie chciała.
    Patrzyła, jak Ogórek pognał ku swojemu panu i ten uśmiech – ten, gdy Inge balansował nad rozradowanym zwierzątkiem – był właśnie tym, który znała. Tym, który teraz ją bolał, bo nie był już uśmiechem, który by dzielili razem, całą trójką.
    Znalazł się obok – nie z nimi, ale obok nich – i zaczął mówić, niedużo, nieporadnie, i Siri nie mogła już tego słuchać.
    - Inge – rzuciła krótko, ostro, oschle, zupełnie nie tak, jak chciała wymawiać jego imię. – Inge, ona nie ma żadnego znaczenia. Żadnego. Ty masz znaczenie. I my. Ja i Verner. Ona jest nikim – skwitowała i skrzywiła się na własną gorycz.
    Gorycz hodowaną tak długo, jak długo Inge był tam, daleko, tam, gdzie nie chciał ani jej, ani Forsberga.
    Oddech rwał się jej, pierś unosiła w nierównym rytmie. Rumieńce na policzkach były rumieńcami alkoholu, złości, żalu, tęsknoty – być może wszystkiego po równo.
    Odetchnęła powoli raz.
    Drugi.
    - Tęskniłam za tobą – rzuciła z wyrzutem zamiast trzeciego oddechu. – Tęskniłam za tobą tak bardzo mocno, Inge.
    Verner mógł gotować się w swojej złości i ona też mogła to robić, ale przecież jej złość brała się z żalu, z bólu, z tęsknoty, ze zranionego serca, z poczucia odrzucenia tak głębokiego, jakiego nie sądziła, że kiedykolwiek doświadczy. Mogła się wściekać, mogła to zaciskać, to rozluźniać dłoń, czując w niej swędzenie magii, nijak jednak nie zmieniało to faktu, że to nie złość się liczyła, a wszystko inne.
    To, jak brakowało jej uśmiechów Inge.
    Jego ciepła, gdy ją przytulał.
    Beztroski, którą zarażał czasem nawet Vernera.
    Jego dobrego serca, troski, tego wszystkiego, czego ona i Forsberg nie potrafili do końca wyrazić, a co jeszcze na studiach spajało ich całą trójkę.
    I tego, kim był dla niej wcześniej, jeszcze w szkole. Przyjacielem, najlepszym jakiego miała.
    Złość paliła ją, zostawiając na języku gorzki posmak – ale to tęsknota wyduszała jej powietrze z płuc i to odrzucenie sprawiało, że traciła nad sobą kontrolę.
    Chciało jej się wyć, wykrzyczeć cały swój ból i może najbardziej ze wszystkiego uwierało ją teraz to, że nie mogła – nie tutaj, nie teraz.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    Prawie parsknął z niedowierzaniem, słysząc, że choć Siri zdawała się podzielać jego emocje względem Yulii to najwyraźniej nie była gotowa zabrnąć w zemście zbyt daleko (no tak, zawsze to on musiał jej bronić; on i Inge, ale Inge już z nimi nie było) — ale nagle zorientował się, że Siri mówi o klątwach potencjalnie za głośno, więc w zamian parsknął sztucznym śmiechem.
    - Bardzo zabawne. - rzucił, by obrócić jej słowa w dowcip na wypadek gdyby nie zdążył ich zagłuszyć. Jego spojrzenie pozostało lodowate, ale Siri nawet na niego nie patrzyła. - A moje sposoby są dla kogo mi się podoba. - syknął cicho, przekornie, mimo, że nie użyłby na tej krowie magii zakazanej gdyby Järvelä jawnie sobie tego nie życzyła.
    Tyle, że miał też sporo innych sposobów. Obrzydzanie lub niszczenie innym życia było jego hobby odkąd skończył cztery lata, a trucizny i bolesne zaklęcia były jedynie najnowszym dodatkiem do jego repertuaru w pełni legalnych, wręcz nieszkodliwych środków. Zacisnął usta, słysząc jak Siri syknęła, a potem wziął głęboki wdech i spróbował się uspokoić. Może faktycznie mógłby odpuścić (nienawidził tego słowa) albo wyżyć się na kimś innym, może nie powinien się nawet zniżać do tego by rozwiązać (bardziej lub mniej wyimaginowane) problemy Inge, może powinien posłuchać co Siri ma mu do powiedzenia, choć ona uparcie milczała...
    Może przestał tak mocno zaciskać szczękę, widząc jak Ogórek popiskiwał dość uroczo, najwyraźniej zraniony słowami tamtej krowy nieco mniej od Vernera. Może jego lodowate spojrzenie złagodniało na moment, gdy zobaczył jak Inge nachyla się do swojej wydry i śmieje szczerze.
    A potem Inge się odezwał i ze wszystkich słów jakie mógł powiedzieć wybrał te najmniej odpowiednie i jedną iskrą rozniecił z powrotem cały ogień nienawiści.
    - Przepraszasz za nią? - syknął z niedowierzaniem, bo w jego prywatnej hierarchii wartości nie było nic bardziej poniżającego dla mężczyzny niż przepraszać za jakąś kobietę. Co się stało z ich Inge? - Rozumiem, że ona nie ma ust? Jakoś potrafiła mówić, gdy upokorzyła mnie i Siri i oczekuję, że przeprosi nas osobiście. - skrzywił się, prawie wchodząc Inge w słowo, a gdy usłyszał o stanowczości Yulii, jego spojrzenie tylko pociemniało ostrzegawczo, bo nie mógł znieść tego, że Fjelde chyba boi się tej krowy. Inge zapamiętał go pewnie jako odrobinę mniej zgniłą moralnie osobę (a może nigdy nie wierzył, że Verner jest zgniłą moralnie osobą i — myślał gorzko Verner — dlatego ich znajomość musiała się skończyć), ale musiał pamiętać te wszystkie dziewczyny, którym zniszczył życie towarzyskie tylko dlatego, że powiedziały coś niemiłego o Siri.
    Zacisnął mocno usta, słysząc słowa Siri — zgadzał się z nimi, ta krowa była nikim, ale zarazem nie zgadzał się z nimi, bo w przeciwieństwie do Siri nie mógł puścić płazem tego jak upokorzyła jego przyjaciółkę, jego samego, wydrę Inge, oraz przede wszystkim samego Inge. Siri nie rozumiała, to męskie sprawy. To kwestia gustu i honoru i spuszczania gardy przy niewłaściwych kobietach. Regina też chciała być jak Yulia, ale Verner nigdy jej na to nie pozwolił.
    Zacisnął mocniej palce na kieliszku, słysząc wyznanie tęsknoty i długo nie mówił nic, pozwalając tym słowom wybrzmieć, choć go zaniepokoiły. Siri obnażała się, raz jeszcze, przed Inge, a on znowu ją (ich?) zrani, a potem znowu zostaną sami.
    - A ja nie tęskniłem. - powiedział, choć nikt go nie pytał o zdanie. - Ale nie spodziewałem się, że masz tak zły gust, Fjelde. - wymownie chciał spojrzeć w stronę jego managerki, ale akurat zniknęła mu z oczu, więc bardzo wymownie spojrzał na korowód fanek, bardzo, bardzo próbując nie myśleć o tym, jak żałośnie smutno wybrzmiały teraz słowa Siri i jak musiała się czuć przyjaciółka. Gdy było ich jeszcze troje, nie rozumiał — tak w pełni — co to znaczy tęsknić, ale teraz już rozumiał, ilekroć śnił o Asterin i o małej księżniczce. - Masz nam coś do powiedzenia czy zamierzasz milczeć kolejne trzy - dwa i pół, ale Verner lubił hiperbolizować - lata? Śmiało, bo jeśli ta krowa znów odlicza ci czas i przyjdzie nam przerwać, to publicznie chlusnę jej w twarz szampanem. - zagroził szeptem, i akurat tą groźbę mógł stuprocentowo spełnić. Aż przestał pić, żeby zachować w kieliszku odpowiednio widowiskową ilość.
    Widzący
    Inge Fjelde
    Inge Fjelde
    https://midgard.forumpolish.com/t3770-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3771-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3772-asikhttps://midgard.forumpolish.com/


    Może powinien był uciec tak samo, jak zrobił to kiedyś – nie oglądać się na Vernera i Sirkku, a gwizdnąć tylko na Ogórka, by do niego przybiegł. Może powinien, bo tak z pewnością byłoby łatwiej, niż tłumaczyć ludziom, których wciąż kochał, dlaczego właściwie ich porzucił. Mieli prawo do żalu i złości, być może też nienawiści i Inge czuł gdzieś tam w środku, w miejscu gdzie leżało jego poczucie własnej wartości, że ich emocje były ważniejsze od jego. Że może powinien pozwolić im wybrzmiewać, zamiast próbować ułagodzić.
    To nie tak, Inge, powiedziałaby jego terapeutka o miękkim uśmiechu i oczach pełnych współczucia. Kiwnąłby głową, a ona wiedziałaby, że wcale się z nią nie zgadza. Że wstyd i żal wciąż były w nim żywe, nawet po upływie miesięcy. Nie był pewien, czy mu pomagała, czy wszystko stanęło w miejscu – może powinien poszukać kogoś innego, ale nie chciał znów od początku wszystkiego opowiadać i na nowo rozdrapywać ran, które przyschły, powoli się zabliźniając. Nie miał na to siły.
    Wrócił do nich, bo tylko to wydawało mu się odpowiednie, mimo strachu. Powiedział coś odruchowo o Yulii, próbując ją wytłumaczyć przed Siri i Vernerem, wygładzić jakoś to, co im powiedziała, chociaż czuł, że jej słowa wcale nie były na miejscu. To znaczy, z jej perspektywy na pewno były, bo przecież dbała tylko o niego, o jego wizerunek i odbiór, a Siri i Verner nic dla niej nie znaczyli. Znów bezwiednie splótł dłonie, wyłamując sobie palce, chociaż przecież doskonale wiedział, że nie powinien, bo stawy były dla skrzypka bardzo ważne.
    Słowa Vernera nie stanowiły dla niego zaskoczenia, ale szybko zdecydował, że ciągnięcie tego tematu nie miało sensu – wiedział, że Yulia nie przeprosi nikogo, jeśli sama nie uzna tego za stosowne. Wyprostował się mimowolnie, słysząc oschłość w głosie dawnej przyjaciółki – dźwięk, który przypominał mu trzaśnięcie bicza. Dziwny, niepasujący do jej uroczej buzi, chociaż Inge wiedział przecież, że potrafiła być czasem straszna. Nieprzewidywalna. Jakby miała w sercu dzikie zwierzę, które tylko udawało potulność, a on się na nią nabierał. Milczał, zagryzając wargę, gdy przyznała się do tęsknoty, bo chociaż chciał powiedzieć jej to samo – im obojgu – to przecież wiedział, co mu odpowiedzą. To samo, co on mówił sobie, gdy o nich myślał. Gdyby mu zależało, odezwałby się chociaż słowem, dał znać, że żyje. Jak łatwo umniejszał wagę swojego smutku, chociaż ten na długie miesiące odebrał mu wszystko.
    Kąt ust drgnął mu lekko, kiedy Verner bezczelnie stwierdził, że on nie tęsknił – skoro w ogóle to powiedział, musiało być odwrotnie, bo tak to już z Forsbergiem było. Łatwiej było znosić jego docinki, niż patrzeć w twarz zranionej Sirkku – kochanej Siri, która choć czasem straszna, nosiła też swoje serce na dłoni.
    Uniósł nieco prawą brew – nad lewą stroną twarzy nie miał tak dobrego panowania po wypadku, poza utratą oka chyba stracił też część czucia – ze zdumieniem słuchając o niedorzecznym planie chluśnięcia Yulii w twarz szampanem. Oczyma wyobraźni bardzo wyraźnie zobaczył jej szok, strużki napoju płynące po twarzy i mokre kosmyki lepiące się do czoła i nagle nie mógł powstrzymać chichotu coraz śmielej wydobywającego się z gardła.
    Dziwny był to śmiech – z początku beztroski, dźwięczny jak dzwonki, a potem z każdą chwilą coraz bardziej rzężący, ciężki, mokry. Inge nie był pewien, kiedy to się stało, ale podniósł dłoń, rękawem trąc dziko twarz wilgotną do łez, które nie chciały przestać płynąć. Jakby śmiech – szok? - zrobił wyrwę w tamie, utrzymującej wszystko w ryzach.
    Zaklął cicho, chociaż było to do niego zupełnie niepodobne, zaciskając mocno powieki i usiłując opanować dzikie kołatanie serca.
    - To... – zaczął po chwili z wyraźną chrypką, chociaż wcale nie opanował jeszcze swoich żałosnych reakcji. - To by się jej chyba... Chyba nie spodobało.
    Ślepcy
    Sirkku Järvelä
    Sirkku Järvelä
    https://midgard.forumpolish.com/t3708-sirkku-jarvela#37889https://midgard.forumpolish.com/t3718-sirkku-jarvela#38043https://midgard.forumpolish.com/t3719-unelma#38047https://midgard.forumpolish.com/f136-sirkku-jarvela


    Verner chciał przeprosin, Sirkku nie chciała niczego. Verner łaknął wynagrodzenia za upokorzenie, Siri go nie potrzebowała. Verner wreszcie oczekiwał od Inge jakichś słów, wyjaśnień – Jarveli nawet tego nie chciała.
    Nie pragnęła niczego poza tym, żeby...
    Szum, szum, szum. Ludzkie słowa zlewały się w jeden trzesczący szum, w którym tonęła złość Forbserga i jej własne rozgoryczenie. Gwar zebranych w foyer najpierw podsycał rozdrażnienie Sirkku, tylko po to, by zaraz pożreć je, przetrawić, wypluć – i zacząć wszystko od nowa.
    Cały ten błędny cykl przerwał się jak ucięty nożem na widok łez Inge.
    Mogła czuć bardzo wiele rzeczy, bardzo złych rzeczy – żadna z nich nie była jednak tak silna, tak gwałtowna, jak nagła czułość na widok bólu Fjelde. Bo chyba tym właśnie były te słone krople, prawda? Bólem. Żalem. Tęsknotą? Nie była pewna. Tak czy inaczej, wilgoć na policzkach blondyna była znajoma i trącała nuty, które o sto osiemdziesiąt stopni przestrajały uczucia samej Siri.
    Verner komentował, sączył swój jad, pieklił się – Inge próbował sobie z tym radzić, odpowiadać na złośliwe groźby, uszczypliwe uwagi. To nie było nic nowego. To, że Järvelä zamiast uczestniczyć w dyskusji, bez słowa wtuliła się w pierś Inge – też nie. Ich dynamika – dynamika najpierw jej i Fjelde, a potem już całej trójki – zawsze taka była. Pod pozorami złośliwości kryły się uczucia, których przynajmniej dwie trzecie ich małego stada nie potrafiło nazwać. Pod przykrywką uszczypliwości doskonale miało się ciepło i troska, którego wszyscy mieli dla siebie aż nadto. Verner zawsze komentował, Inge zawsze sobie z tym radził – lepiej lub gorzej, mniej lub bardziej udanym żartem, mniej lub bardziej przekonującą beztroską – a Siri zawsze ignorowała znaczną większość ich przekomarzań, zamiast słów mając dla nich dotyk.
    To nie było nowe, ale teraz, tutaj, nie było też do końca czymś znajomym.
    Wtuliła nos w koszulę Inge i kurczowo zacisnęła oczy, oddychając tylko głęboko, głęboko, głęboko, chłonąc znajomy zapach mężczyzny i jego ciepło. Nie zwracała uwagi na to, czy ją objął – zrobiła to sama, oplatając go ramionami w talii. Nie zastanawiała się, czy wtuli nos w jej włosy tak, jak robił to wielokrotnie przedtem – ona sama wciskała się w niego, wlepiała się w te wszystkie doskonale znane krzywizny, brała sobie to, czego sam, być może, nie byłby gotowy jej dać. Nie przejmowała się wreszcie tym, co zrobi, co pomyśli sobie Verner – po prostu wyciągnęła do niego w którejś chwili rękę, na ślepo odnalazła jego palce, przyciągnęła go bliżej siebie i bliżej Inge.
    - Nic już nie mów – wymamrotała, nie patrząc na Forbserga. – Nic nie mów, Verner, proszę cię – powtórzyła i sapnęła cicho.
    Nie była pewna, ile czasu minęło, nim uniosła głowę lekko, odruchowo sięgnęła do mokrych policzków Inge, otarła je miękko, palcami zbierając sól. Jeśli menadżerka Fjelde się im przyglądała – a było to przecież bardzo prawdopodobne, wręcz graniczące z pewnością – Siri nie była tego świadoma, bezpiecznie odgrodzona od kobiety przez Inge.
    Z drugiej strony, nie kłamała przecież mówiąc, że Yulia jest dla niej nikim. Była. Choćby świdrowała teraz plecy Fjelde wzrokiem, Järvelä wciąż nie miałaby dla niej nic poza zimną ignorancją, obojętnością.
    - Tęskniłam za tobą – powtórzyła wreszcie powoli, cicho – i tym razem już miękko, czule. Zawahała się. Cieszę się, że jesteś, chciała powiedzieć, ale słowa drażniły jej zaciśnięte gardło.
    Bo przecież to nie tak, że od ręki pozbyła się całego bólu, całej goryczy porzucenia.
    Nie uśmiechała się, spoglądając na Inge, ale w jej ciemnych oczach zalśniło coś, co nie było już złością (nie do końca) i nie było czystym żalem (ale raczej złamanym czymś ciepłym, dobrym, miękkim).
    Kątem oka zerknęła na Vernera.
    - Możesz? – spytała po prostu i odetchnęła cicho, nie precyzując. Nie musiała. Znali się przecież tak długo – tak cholernie długo.
    To nie był pierwszy raz, kiedy to Forsberga jako ostatniego trzeba było namawiać, by przytulił się i chociaż na chwilę przestał się stroszyć.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    Inge milczał, najwyraźniej trzymając się podjętego dwa i pół roku temu postanowienia albo wytycznych tego wrednego babska.
    Inge milczał, komunikując się z Vernerem jedynie za pomocą tików.
    Verner, ku własnej irytacji, je rozumiał. Miał odpowiedzi na każdy z tych gestów (nie wyłamuj sobie palców, chcesz zostać kalekim skrzypkiem?! i mylisz się, naprawdę wcale nie tęskniłem i ani się waż unosić na mnie brwi, to dobry plan, miałem lepszy, ale Siri nie chciała) i najchętniej by je wykrzyczał, ale ograniczył się do syczenia o tym co zrobi Yulii i doprowadził Inge do ataku śmiechu, a chwilę później do płaczu. Przechylił z ciekawością głowę, zapominając, że w takiej sytuacji powinno się solidarnie odwrócić wzrok od męskich łez.
    Przyglądał się płynącym po policzkach Inge kroplom wręcz natarczywie, właściwie dość osłupiały. Pamiętał, jak w dzieciństwie próbował doprowadzić ludzi do płaczu albo do śmiechu żeby wyczuć kiedy takie reakcje są odpowiednie i naturalne i nauczyć się je naśladować. Nigdy jednak nie doprowadził nikogo do śmiechu, który zmienia się w płacz i był dość zagubiony.
    Dopiero gdy Inge zaczął ocierać twarz rękawem, zerknął pytająco na Siri. Z jednej strony szedł tutaj z chęcią wywołania w Inge jakiejkolwiek reakcji i uwielbiał niegdyś doprowadzać ludzi do łez, ale z drugiej strony nigdy nie doprowadził Inge do płaczu i chyba nie wierzył, że naprawdę mu się to uda. Spojrzenie na przyjaciółkę było odruchowe i prędkie, jakby szukał u przyjaciółki ratunku, ale zarazem zląkł się, że ujrzy w jej sarnich oczach kolejny przebłysk rozczarowania, a to Inge rozczarowywał ją przez dwa i pół roku, nie on, dlaczego zatem czuł się dziś jakby też zrobił coś złego? Prędko odwrócił wzrok, w momencie, w którym Fjelde wreszcie wykrzesał z siebie jakieś słowa.
    - Inge...! - westchnął, z wrażenia porzucając pomysł mówienia mu po nazwisku i niechcący wkładając w to słowo emocje, których nie chciał ani zdradzić ani czuć. Rozbawienie, wzruszenie, zmartwienie. - O to chodzi że by się jej nie spodobało. - wyjaśnił, bo z powodu tych sprzecznych reakcji naprawdę zwątpił, że Inge wiedział, że o to chodzi. Zawsze był zbyt... niewinny, a choć przez lata zdążył nauczyć się zauważać mechanizmy działania Vernera, to co jeśli rozłąka zresetowała ten czas? Albo co, jeśli wreszcie zrozumiał i zobaczył zbyt wiele? — przemknęło nagle Forsbergowi przez myśl, a uporczywie wypierane ze świadomości podejrzenie że Inge wreszcie zobaczył prawdziwego jego i dlatego odszedł zmroziło go na chwilę. A to było dwa i pół lata temu i teraz zobaczyłby jeszcze więcej.
    I wtedy Siri przytuliła Inge, a on odruchowo cofnął się o krok, rozdarty pomiędzy wściekłością (nie powinna mu wybaczyć) i zmartwieniem (on znowu ją skrzywdzi) i poczuciem zupełnego wyobcowania i wrażenia, że ziemia wiruje (a więc jest ich dwoje i nie ma miejsca na troje i straci teraz Siri, nawet Siri) i świadomością, że z uwagi na Siri nie może jej tego zepsuć (choć, o ile jej nie straci, to on będzie widział jej smutek gdy Inge znowu zniknie). Dlatego milczał, choć nic z tego mu się nie podobało. Dlatego przestał kurczowo zaciskać dłoń na kieliszku szampana i opuścił rękę, a resztki trunku rozlały się na podłogę. Dlatego pozwolił Siri chwycić się za drugą dłoń i bezwolnie zbliżył się do nich, jak marionetka i przytulił do Siri i bardzo niezręcznie (wciąż trzymając pusty kieliszek, więc używając do tego głównie przegubu) poklepał Inge po plecach. Pytała czy mógł i mógł, przytulić się bardzo sztywno i zrobić to dla niej. Powinien poszukać wzrokiem managerki Inge i to sprawiłoby, że poczułby się lepiej, ale odruchowo zacisnął powieki.
    I to był błąd.
    Nieproszone wspomnienie, mgliste i niechciane; chwili w której Siri przytulała go tak samo mocno (bo jego rodzina wreszcie pozwoliła jej go zobaczyć po śmierci-o-której-nie-będzie-myślał i kryzysie psychologicznym Vernera), ale w której Inge nie było. Nie było.
    Nie było go w jedynej chwili, w której Vener chyba naprawdę go potrzebował, a teraz jest przecież już za późno. Dosłownie za późno, wstęgi czerni wiły się pod jego żyłami i chociaż Inge znał taką Siri od lat, to nie znał przecież takiego Vernera.
    Cofnął się jak oparzony. Już nie nastroszony, a —
    Nie będzie przy nich smutny, wszystko zepsuje, a Siri go o coś prosiła
    - Gdzie jest tylne wyjście? - wypalił, natarczywie, zmuszając usta do bladego uśmiechu. - Musimy iść na kolację, zapraszam, teraz, zaraz, szybko, zanim ktoś cię zatrzyma. - zażądał. Ostrygi i prawdziwy szampan nie poprawią mu humoru, ale może poprawią go Siri, a potem może ich zostawi i nie będzie już przeszkadzał (a nie przeszkadzał tylko osobom, które lubił szczerze).
    Widzący
    Inge Fjelde
    Inge Fjelde
    https://midgard.forumpolish.com/t3770-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3771-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3772-asikhttps://midgard.forumpolish.com/


    Właśnie dlatego Inge nie odzywał się po powrocie do Midgardu do nikogo, kogo znał wcześniej i na kim mu zależało – właśnie dlatego. Ze względu na nieprzewidywalność cudzych reakcji i jego własnych emocji, konsekwencji jakich nie potrafił zarysować we własnej głowie inaczej niż jako katastrof, które bał się przeżywać. Wiedział, że zrobił źle i wiedział, że chciał przeprosić, ale nie mógł się zdobyć na to, by pojawić się na cudzych progach bez zaproszenia. Jeszcze nie.
    Verner i Siri go zaskoczyli, nie dali zdecydować, czy chciał tego spotkania – i może mieli do tego pełne prawo. W końcu on nie dał im wyboru.
    Nie zdziwił się, że Forsberg westchnął na jego reakcję – była przecież żałosna, nieodpowiednia dla osoby w tym wieku – ale mimo wszystko miło było usłyszeć swoje imię a nie nazwisko, lub inne kolczaste określenie, jakie potrafił ukuć, by wedrzeć się komuś drzazgą w miękkie miejsce. Pokiwał głową, bo faktycznie, to było przecież oczywiste, że Verner nie oblewałby Yulii szampanem, by zrobić jej przyjemność – chociaż Inge znał kobiety, którym by się to spodobało, jeśli zaraz na scenę posypałyby się talary w ramach napiwku za występ.
    Wciągnął gwałtownie powietrze, gdy Sirkku zrobiła krok, obejmując go tak naturalnie i bez wahania, jak robiła to kiedyś, kiedy ich największymi problemami była nauka do testów i egzaminów. Powinien sobie odmówić jej bliskości, ale za bardzo tego potrzebował, żeby nie pochylić głowy i nie wtulić nosa w ciemne włosy Jarveli, obejmując ją jedną ręką. Z rozczuleniem i ukłuciem w sercu zauważył, że wciąż pachniała tak samo – suszonymi ziołami, a jej dłonie były wciąż ciepłe.
    Tęskniłam za tobą, koiło i bolało jednocześnie w jakimś dziwacznym paradoksie, którego nie próbował nawet odszyfrowywać. Jeszcze nie teraz, na pewno nie w towarzystwie Siri i Vernera – Vernera, który zachęcony przez kobietę, zbliżył się, ostrożnie wpasowując w kształt, jaki tworzyli. Inge wcale nie przeszkadzało, że go nie objął, bardziej skupiając się na Sirkku. Samo poklepanie po plecach wystarczyło, by dać mu cień nadziei, że może było jeszcze co naprawiać. Ogórek piszczał im cicho w nogach, domagając się uwzględnienia w czułościach.
    Verner odsunął się nagle, a w jego oczach Inge zobaczył błysk czegoś, co sam widywał jeszcze w lustrze – jakąś słabość, która domagała się miękkości. Coś, co przypominało sarnę poderwaną z leśnego poszycia przez zbyt głośny dźwięk. Zerknął na Siri, której zaofiarował delikatny, miękki uśmiech, po czym ocierając nos rękawem marynarki, kucnął po Ogórka, biorąc go na ręce. Balansując wydrą na jednej ręce, drugą wyjął z ręki Forsberga pusty kieliszek, zamieniając go na swojego przybrańca.
    - Chodźcie – rzucił prosto, kontrolnie zerkając przez ramię, czy w pobliżu nie czaiła się Yulia, po czym pewnym krokiem poprowadził Sirkku i Vernera za kulisy teatru, wyrzucając pusty kieliszek do pierwszego napotkanego śmietnika. W biegu zabrał torbę, z którą przyszedł tego wieczora i wyprowadził ich wszystkich wyjściem dla pracowników, z dala od tłumu.

    [z/t Verner, Sirkku, Inge]


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.