Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Czytelnia

    +4
    Mistrz Gry
    Bylgja Hallström
    Mildri Rovelstad
    Prorok
    8 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Czytelnia
    W Wielkiej Bibliotece znajduje się specjalnie wydzielona czytelnia, przeznaczona do czytania oraz nauki – przestronna sala otoczona jest licznymi regałami, pełnymi książek z rozmaitych dziedzin, nie brakuje w niej również pomocy naukowych, takich jak ogromne globusy, mapy czy arkusze zawierające przeprowadzone pod egidą Kolegium badania. Wewnątrz ustawione są liczne stoły, najczęściej pięcio- bądź sześcioosobowe, na samą salę rzucone zostało natomiast zaklęcie wyciszające, która uniemożliwia wykonywania głośnych dźwięków, tym samym przymuszając korzystających z czytelni galdrów do posługiwania się półszeptem i zachowywania spokoju.
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    25.05.2001

    Po galdrach, ubranych w lśniące perły klanowego nazwiska, spodziewano się wielu rzeczy, a dziś, przede wszystkim, spodziewano się ich obecności w Wielkiej Bibliotece. Przestronna czytelnia, zazwyczaj przepełniona była szmerem rozmów, prowadzonych ukradkiem pomiędzy regałami i cichym szelestem przepychających się między okładkami kartek, jakby wnętrza grubych woluminów próbowały wydostać się poza ciasnotę ciemnego druku lub ukradkiem przecisnąć się przez szparę uchylonego marginesu – dzisiaj wewnątrz panował jednak gwar niosących się echem dyskusji, głosy zgromadzonych wewnątrz galdrów podnosiły się tembrem pod ciemną kopułę sufitu, obce i nieadekwatne, w ostoi tymczasowego milczenia brzmiące tak, jak rozbrzmieć mogłoby przekleństwo wypowiedziane przy rodzinnym stole lub śmiech w ponurym otoczeniu cmentarza. Tym razem nikt nie zawracał jednak uwagi na hałas, Pasterze nie przyciskali palca do ściągniętych ust, pomiędzy stolikami nie przeciskały się syki zgorszonej reprymendy – cisza zawinęła ogonem i przykucnęła w kącie zamkniętej czytelni, tuż przy szerokich, drewnianych drzwiach, które odgradzały zrzeszonych w środku galdrów od reszty świata.
    Posłańcy Hemroda zostali oficjalnie rozwiązani przez jarlów przeszło dekadę temu – słuch o nich zaginął wśród marmurowych ścian posiadłości Rady, zdusił się pomiędzy frędzlami grubych, zdobionych dywanów i przypalił ćmie skrzydła pod kryształowym żyrandolem, prawie każdy, kto spoglądał w politykę głębiej niż na pierwszą stronę gazet, wiedział jednak, że stowarzyszenie nigdy w rzeczywistości nie zakończyło swojej działalności, a co ważniejsze – nie zrzekło się wpływu na życie społeczne galdrów. Wraz z upływem czasu pogłoski dotyczące nadchodzącej reaktywacji stawały się coraz głośniejsze – przenikały nie tylko przez mury Instytutów i rodowe posiadłości klanów,  ale wypływały na ulice miasta, wsiąkając pomiędzy brukowania chodników, stając w witrynach sklepów i ciążąc w powietrzu, które, mimo nadchodzącej wiosny, niekiedy wciąż wydawało się duszne i odrętwiałe. W końcu wieści o spotkaniu w wygłuszonej czytelni Wielkiej Biblioteki sięgnęły również niżej miejskiego łańcucha pokarmowego – pomiędzy nazwiska mniej zamożnych rodzin, dla których nie było miejsca w zebraniach Rady i młodych polityków, zdeterminowanych, by zaangażować się w nadchodzące zmiany. Reformy wydawały się plenić zbyt szybko, aby cokolwiek zdążyło jeszcze je powstrzymać.
    Moi drodzy – spośród panującego w pomieszczeniu gwaru przebrzmiał w końcu jeden głos, wyraźniejszy i bardziej donośny niż pozostałe. Andor Eriksen miał dopiero dwadzieścia pięć lat, choć kiedy przemawiał w tłumie, zawsze wyglądał na starszego; odziedziczył po dziadku rosłą, postawną budowę ludzi, którzy rodzili się z dłońmi ukształtowanymi pod srebrną rękojeść, jego wzrok – burzliwy i wyzywający – zdradzał jednak zaangażowanie, którego brakowało Håkonowi i zasiadającym obok niego jarlom. Rada stawała się coraz starsza – zauważali to nawet jej zagorzali poplecznicy. Kiedy w czytelni zrobiło się ciszej, a spojrzenia powoli skierowały się w stronę jednego ze stołów, Andor uśmiechnął się triumfalnie i chrząknął głośno, zwracając na siebie okruchy rozpierzchłej po sali uwagi. – Wiem, że niektórzy z was wciąż opłakują stratę Kasandry Nørgaard, w obliczu upadku społeczeństwa nie możemy jednak pozostać bezczynni. Łzy nie naprawią krzywd, na które latami przyzwalała Rada. Nie możemy bezradnie przyglądać się jak nasi ojcowie odwracają wzrok od rzeczywistości. – mężczyzna podążył spojrzeniem przez tłum, poszukując słów aprobaty, w czytelni panował jednak tylko nerwowy szmer – Andor szarpnął dłonią za oparcie krzesła, sprawiając, że przez pomieszczenie przegryzło się bolesne skrzypienie drewna o podłogę, po czym stanął na nim, wywyższając się ponad zgromadzonych galdrów. – Nie chcą, aby ludzie myśleli samodzielnie i zaczęli zadawać pytania. Próbowali nas uciszyć – odpowiedzmy im krzykiem!  

    INFORMACJE

    W pierwszej turze każdy z obecnym powinien opisać powód swojej obecności na spotkaniu, możecie również opisać swoje powiązania lub poglądy związane z Posłańcami Hemroda. Jeżeli chcecie od razu włączyć się w rozmowę, przysługuje wam pojedynczy rzut kością k100 na charyzmę – im wyższy wynik, tym większa szansa na uzyskanie aprobaty zgromadzonych w czytelni galdrów. Pod pierwszym postem każdy z was powinien wymienić posiadany przez siebie ekwipunek, wraz z przysługującymi mu bonusami.


    CZAS NA ODPOWIEDŹ: 72h (do 18.01, 23:59)
    Widzący
    Dahlia Tordenskiold
    Dahlia Tordenskiold
    https://midgard.forumpolish.com/t1392-dahlia-tordenskioldhttps://midgard.forumpolish.com/t1416-dahlia-tordenskiold#12228https://midgard.forumpolish.com/t1415-ljuv#12226https://midgard.forumpolish.com/f134-halvard-i-dahlia-tordenskiold


    Spotkamy się na miejscu, tymi słowami żegnała męża o poranku, gdy upominały się o niego obowiązki w Oslo. Przez myśl jej nie przyszło, że w takim dniu jak ten będzie mierzyć się sama z widmem rewolucji, na którą mieli nadzieję Posłańcy Hemroda. Nie wiedziała o nich wiele. Przed dziesięcioma laty myśli Dahlii kręciły się wokół innych tematów, choć polityka zawsze była obecna w jej życiu - i to w dużym stopniu. Dziadek i jego bracia, ojciec i stryjkowie - nigdy nie tracili okazji do dyskusji, w domu Hallströmów nie mogło być inaczej, lecz kiedy zrzeszenie to rozwiązywano, Dahlia wolała kręcić piruety na lodzie. Przez te dziesięć lat nie wracała do nich myślami, zajęta studiami i przede wszystkim życiem rodzinnym. Dziś przez wzgląd na swoją rodzinę właśnie przekroczyła próg Kolegium Sprawiedliwości, aby udać się do wielkiej biblioteki, mając na sobie elegancką, czarną sukienkę o minimalistycznym kroju, spod której odznaczał się już ciążowy brzuch, a stukot wysokich obcasów odbijał się echem po korytarzu.
    Znalazłszy się w czytelni, gdzie gęstniało z każdą chwilą od kolejnych galdrów i to także spoza klanów, spojrzeniem szukała swojego męża. Widziałeś Halvarda?, spytała ojca, gdy przywitała się zarówno z nim, jak i dziadkiem. On pokręcił jednak głową. Cały czas spoglądała w stronę drzwi, na przemian z zegarkiem na srebrnej bransoletce. Pojawiały się kolejne twarze, ale nie ta przez panią Tordenskiold wyczekiwana. Umiłowana.
    Zajęła jedno z miejsc siedzących, starała się usiąść jak najbliżej Rady, przekonana, że mąż będzie chciał znaleźć się jak najbliżej centrum wydarzeń. Dahlia nie mogła pozwolić już sobie na niewygodę, ból pleców coraz częściej dawał jej się we znaki. W nocy znów nie spała dobrze.
    Tego właśnie się spodziewała. Rozkrzyczanych i rozgniewanych młokosów, rwących się do władzy, a nie mających ku temu ani odpowiednich kompetencji, ani należytego doświadczenia. Spojrzenie jasnych oczu pani Tordenskiold zogniskowało się na twarzy młodego Eriksena; dzieliło ich zaledwie pięć lat, to niewiele, może spodziewali się że będzie po ich stronie, lecz nie mogłaby wystąpić przeciwko Radzie. Nie przeciw swemu dziadkowi, przeciw dziadkowi swego męża, których darzyła ogromnym szacunkiem. Szczerze wierzyła, że istniejący system, hierarchia władzy, która skupiała się w rękach najstarszych i najbardziej doświadczonych członków najpotężniejszych magicznych rodzin, jest więcej niż dobry.
    Jeszcze nie teraz..., myślała, przygryzając wargę zanim zdecydowała się odezwać. Mąż powinien być przy niej. To on powinien powiedzieć to, co cisnęło się jej na usta.
    - Rada nigdy nie dawała swego przyzwolenia na krzywdę galdrów - wyrzekła Dahlia, dbając o to, aby jej głos zabrzmiał spokojnie, niemal beznamiętnie. - Krzykiem? Gniew nigdy nie podpowiada słów, których wysłuchać należy.
    Nie wstawała, jeszcze nie, miała jednak nadzieję, że donośniejszy głos zostanie wysłuchany przez zebranych. Jej stan nie miał związku z sytuacją, musiała jednak myśleć przede wszystkim o dziecku; myślała o nim i swoim najstarszym synu, gdy decydowała się przybyć do Kolegium Sprawiedliwości. Myślała o ich przyszłości. Ragnvald w w dalekiej przyszłości miał sam stać się członkiem Rady i nie zamierzała pozwolić, by ktokolwiek odebrał mu należne dziedzictwo.


    | ekwipunek: medalion z prasiolitem (raz na fabularny miesiąc, pod wpływem silnych emocji, zapewnia bonus +3 do zaklęć defensywnych, noszony na co dzień gwarantuje stały bonus +2 do magii użytkowej)
    Atut: Złotousty (I) – +3 do rzutu kością na dowolne czynności związane z charyzmą.

    Charyzma: 1 (k100) + 15 (statystyka) + 3 (atut) = 19 :(


    FAMILY, DUTY, HONOR


    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Dahlia Tordenskiold' has done the following action : kości


    'k100' : 1
    Widzący
    Mildri Rovelstad
    Mildri Rovelstad
    https://midgard.forumpolish.com/t2364-mildri-rovelstad#28012https://midgard.forumpolish.com/t2387-mildri-rovelstad#28182https://midgard.forumpolish.com/t2388-kjeks#28187https://midgard.forumpolish.com/f182-mildri-i-rjan-rovelstad


    Nie wchodziła do czytelni Wielkiej Biblioteki z głową zadartą wysoko ku górze i z pełnym przekonaniem o słuszności swojej obecności w tym miejscu. Skupiony wyraz twarzy nie zdradzał jak wiele wątpliwości skrywała przed swoimi towarzyszami, którzy szli z nią ramię w ramię, widocznie podekscytowani tym, co mogło się wydarzyć wkrótce w sali wypełnionej studencką masą – głośną i zaciekawioną. Uważnym wzrokiem Mildri próbowała uchwycić jak najwięcej, ale wciąż miała wrażenie, że tak wiele ucieka jej uwadze. Wnętrze znała doskonale, zjadała tutaj zęby na woluminach dotyczących współczesnych odkryć z dziedziny biologii, a gdy w zmęczeniu przygryzała końcówkę ołówka w wyobraźni kreśliła kolejne trasy na mapach i globusach wyeksponowanych w czytelni. To nie one teraz ściągały jej zainteresowane spojrzenie na dłużej, nieopisany rwetes nie był codzienny w tej scenerii.

    Pośród wszystkich osób zgromadzonych tłumnie odnajdywała znajome twarze, część z nich regularnie mijała na korytarzach Instytutu Kenaz. Nie skinała na nich głową, nieprzekonana co do tego, czy w tym zgiełku zostanie zauważona. Wieść o przywróceniu do życia studenckiej organizacji poniosła się szybko szeptem przez brać żaków, szukając podatnego gruntu. Nie potrzeba było wiele, niepewność dotycząca jutra połączona z poczuciem opuszczenia przez władzę wzmagała niechęć, wrogość. Mildri widziała to w oczach jej kolegów, słyszała w ich tonie, nie chcieli dłużej pozostawać bezczynni, płynąć wraz z rzecznym nurtem, gdy coraz bardziej obawiali się, że kierunek prądu powiedzie ich w miejsce mroczne, rzuci ich na przybrzeżne kamienie i doprowadzi do rozbicia statku. Chcieli chwycić ten ster i trzymać go jak najmocniej, samodzielnie nadając tempo, a to była szansa.

    „Powinnaś z nami pójść, Mildri”, usłyszała z ust Petera, kiedy razem z Nadją planowali przybycie. Jej milczenie nie mogło przecież umknąć kolegom z roku, którzy coraz mocniej oczekiwali tego dnia i wszystkiego, co mógł przynieść. „Nie udawaj, że podoba ci się to, co robi Rada!”, wybrzmiało oskarżycielsko, a tego nie umiała już zignorować. Ton zdawał się być bardziej dotkliwy niż sama sugestia o jej poparciu, a oblane czerwienią policzki mogłyby sugerować wstyd związany z niepopularnymi poglądami. Jej powściągliwość nie wynikała z braku zrozumienia dla rówieśników oraz ich gniewu. Nie ignorowała ich głosu, a im dłużej się w niego wsłuchiwała, w jej świadomości coraz wyraźniejsze stawało się własne spojrzenie, ukształtowane gdzieś na przestrzeni lat, ale nigdy nie ubrane w konkretne zdania.

    Nie wiedziała, gdzie dokładnie powinni zająć miejsce ani kogo dokładnie oczekiwano. Nie miała też odwagi zadać tego pytania Peterowi ani Nadji. Mogło się okazać, że informacja ta padła jakiś czas wcześniej, omijając ją, gdy Mildri rozproszona była innymi czynnościami. W momencie, gdy padło wśród kolejnych wyartykułowanych nadziei nazwisko „Eriksen”, ten sam młody mężczyzna przemówił bez lęku przed obliczami jarlów. Popatrzyła po zebranych, czekając na jakąś reakcję. Sama nachyliła się widocznie w kierunku Andora, ale słychać go było idealnie. Głos stworzony do tego, by za nim podążać. Spróbowała nawet niezauważalnie zbliżyć się w jego stronę, przesuwając powoli pomiędzy stojącymi. Wzrost nie pozwalał jej na komfortowe obserwowanie przedstawicieli klanów, jacy zdecydowali się stawić czoła grupie buntujących się studentów. Kozaki na wysokim obcasie dodawały kilka cennych centymetrów, gdzieś pomiędzy głowami próbowała dojrzeć kobietę, która odpowiedziała samozwańczemu przywódcy.

    Gniew bywał złym doradcą, ale gniew jaki rozgorzał w młodych sercach nie miał na celu strawić wszystko swoim płomieniem. Nie miała w sobie jednak na tyle odwagi, by zabrać głos, a pociągnięte półprzezroczystą pomadką usta zacisnęły się, by powstrzymać jakikolwiek dźwięk. Nie, nie, miała tylko po cichu patrzeć, co się stanie.

    Ekwipunek: medalion w kształcie kociego oka (raz na fabularny miesiąc przez II tury pozwala poruszać się bezszelestnie bez uruchamiania zasadzek; +2 do magii użytkowej)



    pretty little girl, she shines knowing she is young. silly little girl, she tries thinking she is good and wise

    Widzący
    Edgar Oldenburg
    Edgar Oldenburg
    https://midgard.forumpolish.com/t3515-edgar-oldenburg#35335https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Edgar, jako aspirujący polityk i działacz społeczny, nie mógł przejść obojętnie obok wydarzeń z udziałem Posłańców Hermoda. Pomimo że grupa ta wielokrotnie wywoływała wśród galdrów uzasadnione kontrowersje, a ostatnie lata były obarczone licznymi skandalami, Edgar był zaintrygowany, jak potoczą się tym razem ich losy. Nie mógł zignorować zaproszenia, ponieważ z Posłańcami zgadzał się w jednym kluczowym punkcie: Stara Gwardia musiała ustąpić miejsca, aby młodzi mieli wreszcie szansę kierować polityką. Niegdyś niezniszczalny mur powoli się rozpadał, ujawniając błędy przeszłości. Niedawno Kasandra Nørgaard, która była uznawana za jeden z filarów Przymierza Pierwszych, opuściła ziemski padół, a jej miejsce zajęła zagadkowa, mało znana szerszej publiczności debiutantka, młodsza siostra Selma. W kuluarach coraz częściej krążyły z kolei plotki o kolejnych zmianach na najwyższych szczeblach, co budziło dodatkowe zainteresowanie, mobilizując przy okazji młodych ludzi do działania. Jego zdaniem Rada desperacko potrzebowała odświeżenia, jeśli nadal chciała być oparciem dla magicznego świata galdrów i działać na tych samych zasadach. Edgar obawiał się, że brak zmian mógłby prowadzić do upadku instytucji, a jako przedstawiciel rodu Oldenburgów nie mógł na to pozwolić. Choć nie był wywrotowcem ani rewolucjonistą, to jednocześnie nie znał innego świata niż ten, który kształtowała Rada. Ale Rada musiała się zmienić.
    Nigdy? — Wydźwięk kpiny w głosie Edgara, wyłaniającego się z cienia, był nie do przegapienia. — Część Rady zawsze rozgraniczała galdrów na tych lepszych i gorszych. Na bogatych i biednych. Na widzących i ślepców. I nie, nie było to tylko Przymierze Pierwszych — zaczął donośnym głosem mężczyzna, jednocześnie czując, że zaintrygowane spojrzenia zgromadzonych w czytelni osób zwrócono niespodziewanie w jego stronę. Oldenburgowie, ze względu na swoją historię i pochodzenie, balansowali na granicy dwóch światów — i takie też były poglądy Edgara, który potrafił dostrzec hipokryzję po obu stronach barykady. — Nie mówiąc już o tym, jak w ostatnich latach czy nawet tygodniach ucierpiały osoby z genetykami. Tworzono narracje dotyczące tego, kogo należy szanować, a kogo nie — wymienił konsekwencje polityki Ludvika Hallströma. — Jesteśmy podzieleni, nawet tu, między nami, w Radzie. Pod każdym możliwym względem. Gdzie to nas wszystko zaprowadziło? Do krwawego konfliktu ze ślepcami, do śmierci setki galdrów, do wzrostu wskaźnika przestępstw w Ymirze Starszym, nad którym tracimy kontrolę, do coraz większej aktywności Wyzwolonych. — Oldenburg nie miał w tym przypadku żadnych wątpliwości, że ostatnie miesiące można było określić jednym słowem: katastrofą.
    Mam wiele do zarzucenia każdej ze stron — odpowiedział szczerze Oldenburg, nie wstrzymując się przed wystosowaniem krytyki pod adresem obu stronnictw. — Gniew, który w nas rośnie, jest uzasadniony, ale nie jest rozwiązaniem. Nie w tej sytuacji — zbliżał się do końca swojej wypowiedzi Edgar. Wiedział, że teraz muszą skupić się na poszukiwaniu rozwiązania, które zjednoczyłyby Radę. — Musimy przerwać ten krąg wzajemnej nieufności i nienawiści. Niech nasze działania będą ukierunkowane na wspólny cel, na zjednoczenie naszej społeczności — zakończył, starając się przekazać swoją wizję przyszłości opartej na współpracy.

    ekwipunek: złotousty sygnet
    charyzma: 95 (k100) + statystyka: 20 +3 (atut: złotousty) = 118
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Edgar Oldenburg' has done the following action : kości


    'k100' : 95
    Widzący
    Bylgja Hallström
    Bylgja Hallström
    https://midgard.forumpolish.com/t3514-bylgja-hallstromhttps://midgard.forumpolish.com/t3540-bylgja-hallstrom#35517https://midgard.forumpolish.com/t3539-mushttps://midgard.forumpolish.com/


    Bylgja nie uznawała stron - nie tych, o których mówiono w gazetach. Strony, przymierza i polityczne gry przypominały jedynie płyciznę wielkiego oceanu, nagłą mieliznę, po której można było chodzić zupełnie niepotrzebnym, bezsensownym spacerem, nigdy nie zanurzając stopy w głębokich wodach, prawdziwych wodach. Bylgja Hallström nie wybierała więc stron, wybierała jedynie to, co służyło jej rodzinie. Niezależnie od konfliktu, każda droga prowadzić musiała do tego, co jej najbliższe. Wbrew pozorom i publicznie wypowiadanym przez nią słowom nie dbała o Przymierze Pierwszych, czasem nie dbała nawet o samą Radę. Była po prostu tam, gdzie być powinna i robiła to, co do niej należało. Miała obowiązki większe niż czcze przepychanki jej znudzonych kuzynów, przesadnie ambitnych chłopców z wielkich klanów i starych wujów, którzy widywali świat jedynie przez jedno okno ich rezydencji.
    Nie przeczyła, gdy nazywano ją konserwatystką, pozostawała reprezentantką swojego dziedzictwa wbrew wszelkim swoim wątpliwościom — zawsze wierzyła w ład i zasady. Była pewna, że świat charakteryzował pewien układ sił, którego naruszenie wiązało się z chaosem. Nie była jednak głupia ni zatwardziała, rozumiała, iż Midgard się zmienia, Przymierze Pierwszych natomiast od dawna nie było w stanie za zmianami tymi nadążyć. Liczyła na to, iż w Radzie pojawią się młodsze głosy podążające za tradycją, w teorii Posłańcy Hermoda mieli głosy takie zapewnić. Polityka wciąż jednak śmierdziała stęchlizną z jednej strony i dezorganizacją z drugiej. Wiedziała, że musi stawić się na spotkaniu, że powinna tam być, lecz gdy w bibliotecznej sali odezwał się głos młodego Eriksena, poczuła powolny wydech irytacji opuszczający jej nozdrza. Nigdy za nim nie przepadała, podobnie zresztą jak za całą jego rodziną, choć od kiedy zaczęli opowiadać się głośniej po stronie Pierwszych, musiała swoją niechęć pogrzebać pod językiem. Andor był młody, w jej mniemaniu za młody o kilka lat, zbyt dumny, zbyt narwany — tak, miała nadzieje na młode głosy, ale on był ledwie absolwentem studiów i nie zdążył wyjść jeszcze dobrze z ciepłego domu swoich rodziców.
    Nie chciała się odzywać bardziej niż wypadało. Siedziała niedaleko Eriksena, a jej postawa — choć elegancka — zdradzała pewne znudzenie, które kryło się w zarzuconej na nogę nodze, przechylonej delikatnie głowie i sposobie, w jaki palce jej dłoni co jakiś czas zahaczały o kołnierz szyfonowej koszuli. Delikatnie wodziła wzrokiem po każdej twarzy, która odważyła się wypowiedzieć. Gdy za jej plecami rozległ się dystyngowany, gładki głos Dahlii, niemal się uśmiechnęła. Siostra jej męża była przykładem kogoś, kto sztywno trzyma się wyznaczonego ideału i zawsze mówi to, czego od niej oczekiwano, nie pozwalając sobie nawet na najmniejsze pęknięcia. Teraz, choć odzywała się tak krótko, cała jej istota krzyczała o tym, kim jest i kim powinni być wszyscy. Była obrazem kobiety, która dumnie stoi po dobrej stronie. Była młoda, piękna i w ciąży, pachnąc luksusem klanu swojego męża. Bylgja nigdy jej nie zazdrościła, na swój sposób ją jednak podziwiała. Nikt nie doceniał siły, którą nosiły w sobie kobiety takie jak Dahlia.
    Sama nie była pewna, czego się spodziewała, lecz usłyszała głośne uderzenia własnego serca, nim dotarł do niej głos Edgara. Starała się go nie słuchać, jak zwykle ignorować jego obecność, tak jakby jej świadomość mogła przebić ją na wylot, lecz mimowolnie skupiła się na każdym jego słowie, każdym uniesieniu gniewu, każdym zarzucie; wyłapywała zmiany w jego tonie, ten charakterystyczny sposób, w jaki zwracał się do wszystkich i do każdego z osobna — zawsze miała racje, był stworzony do polityki. Ludzie powinni za nim iść, tak jak ona kiedyś, lecz przecież czas jej słabości minął. Musiała być silniejsza.
    Piękna mowa, panie Oldenburg — odezwała się więc w ślad za nim. Lekko, z gracją morskiej bryzy, wstała z miejsca, splatając dłonie za plecami. — Wszyscy na pewno doceniamy pana zaangażowanie. — Jak zwykle byłą idealnie wyprostowana, jakby z całej siły próbowała stać się wyższa, ważniejsza, lepiej widoczna. Dziś przypominała jak zwykle świetnie urodzoną panią profesor, w swoim znakomicie dopasowanym tweedzie, wiązanych butach na obcasie i z ustami koloru ciemnej wiśni. — Odwaga jest chlubną cechą, a potrzeba jej bez wątpienia sporo, by wytykać Radzie dzielenie galdrów na biedniejszych i bogatszych, jednocześnie korzystając z jednej z największych fortun naszej społeczności — jej słowa nie były złośliwe, mówiła z grzecznym wdziękiem, delikatnie jedynie unosząc kąciki ust. — Rozumiem naturalnie tak silne emocje, lecz muszę panu przyznać, iż nigdy nie przepadałam za rzucaniem podobnych oskarżeń bez sugerowania rozwiązania. Oczywiście, wszyscy możemy powiedzieć, że jest źle, ale powinniśmy również zadać sobie pytanie, dlaczego tak jest. Czy winą rady są krwawe ataki ślepców? Czy winą nas tutaj zgromadzonych jest przemoc, której przecież zawsze musieliśmy się obawiać? Jest bez wątpienia stalą częścią naszego świata i wszyscy, my jak i każdy inny prawy obywatel Midgardu, ma prawo się przed nią bronić — jej głos stał się głośniejszy, emanował pewnością siebie, nie można było w nim jednak odnaleźć choćby krzty wrogości lub urazy. — Co proponujesz, Edgarze? — zwróciła się do niego, pierwszy raz wbijając wzrok w jego twarz. Zadrżała lekko pod materiałem ubrania, niezauważalnie, lecz wystarczająco by zakląć w myślach. — Powinniśmy narażać na niebezpieczeństwa uczciwych ludzi, ludzi którzy, przypomnę ci, pracują również dla twojej rodziny, by spełnić mrzonki o równości? Mamy litować się nad tymi, którzy wybrali drogę zniszczenia i dawać przyzwolenie na ten terror? — Uniosła podbródek i przebiegła spojrzeniem po zgromadzonych w czytelni osobach, na sekundę wyłapując w tłumie twarz swojej studentki. — Masz rację, gniew nie jest rozwiązaniem. — Uśmiechnęła się raz jeszcze. — Lecz dobrotliwość też jeszcze nigdy nim nie została. — Słabość. Oto czego żądał. — Być może Rada w istocie potrzebuje zmian i młodszych głosów, nie należy jednak zapominać o historii i zasadach, dzięki którym wciąż tu jesteśmy.

    Rzut: 54 + 15 (stata) + 5 (atut - lider) = 74
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bylgja Hallström' has done the following action : kości


    'k100' : 54
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Biblioteka wyglądała, jakby nie mogła udźwignąć narastającego w niej gwaru – wysokie regały nachylały się w kierunku młodego Eriksena, nie mogąc dosłyszeć jego głosu z przeciwległej strony sali, choć tembr niósł się echem pod stiukowym sufitem, stworzony do tego, aby go słuchać, szorstki papier, uwięziony pomiędzy książkami wiecznością historii galdrów szeleścił w cichym sprzeciwie, nieprzyzwyczajony do doniosłego krzyku lub nieufny wobec słów, które ciążyły toporem nad ugiętym kręgosłupem Rady, obrazy wiszące na ścianach zwracały tymczasem wzrok w kierunku zgromadzonych członków klanów, wgniatając źrenice, jak dwa wskazujące palce, w ich odwrócone plecy. Andora to nie zniechęcało – jarlowie czuwający pomiędzy kartkami historycznych woluminów, pracownicy biblioteki zebrani po przeciwnej stronie drzwi, z uchem dociśniętym do hebanowego drewna i surowe twarze ludzi, których wrogi grymas poprzedzał szanowane nazwisko; sprawiał wrażenie, jakby cały świat leżał przed nim na podobieństwo rozmokłej gliny, którą mógłby objąć dłońmi i stworzyć z niej coś pięknego, nie zważając na ceglasty mamraj, zasychający pod paznokciami. Dopiero kiedy przez panujący w czytelni chaos przenizała się cienka struna głosu Dahlii – tak różna od tembru młodego Eriksena, spokojna i beznamiętna, jak dyrygencka batuta – na twarzy mężczyzny pojawiła się pojedyncza zmarszczka, wąski łuk osiadający płytko pomiędzy brwiami. Był od kobiety młodszy, lecz spoglądał na nią tak, jak mógłby spoglądać belfer, karcący dziewczynkę, która odezwała się niepytana.
    Zapomniała pani już o tym, co działo się w mieście w ciągu ostatnich miesięcy? Ludziach, którzy zmarli na skutek karygodnej niefrasobliwości Rady, która nie potrafiła poradzić sobie z rosnącą liczbą zaginięć? Ludziach, których – do dzisiaj – wciąż nie odnaleziono? – Andor zrobił kilka kroków wprzód, wciąż nie odrywając wzroku od smukłej, kobiecej twarzy – członkowie klanów nigdy nie byli chętni do zmian, jak gdyby obawiali się, że tektoniczne poruszenie rzeczywistości odbierze im nagromadzony latami majątek. – Jarlowie okazali się bezskuteczni, nie tylko przyzwolili na krzywdę galdrów, ale, można powiedzieć, sami do niej doprowadzili. Pamiętajmy, że Lauge Nørgaard należał do tej samej starszyzny, która teraz pragnie, aby się im podporządkować. Niech pani pomyśli o swoim dziecku – mężczyzna uniósł głowę, rozglądając się po sali, po czym znów spojrzał na Dahlię, jej ciążowy brzuch, odstający pod aksamitnym materiałem sukni. – Jako matka na pewno chciałaby pani, aby żył w świecie, który będzie dla niego bezpieczny.
    Andor Eriksen nie musiał długo przekonywać zgromadzonego w czytelni tłumu – duża część zgromadzonych poruszyła się bowiem z aprobatą, kiedy Edgar wygłosił swoją przemowę, niektórzy szeptali pomiędzy sobą słowa ekscytacji, inni zaciskali usta w ciasną linię, lecz nie odwracali wzroku od Oldenburga, sądząc, że w ten sposób nie zdradzą po sobie tego, co – świadomie lub nie – myślała już większość mieszkańców miasta: stara gwardia musi odejść.
    Panie Oldenburg – odezwał się w końcu, pozwalając, by na usta wpłynęła mu krzywizna zadowolonego uśmiechu – kiedy unosił głowę, wyglądał dokładnie jak swój ojciec. – Cieszę się, że podziela pan moje zdanie. Nie należy być ślepym na destabilizację, która nastąpiła w Radzie po odejściu Kasandry – jarlowie nie potrafią poradzić sobie z problemami, z jakimi boryka się miasto. Jak długo możemy jednak czekać na ich przyzwolenie do działania? Jak długo możemy pokornie skłaniać głowy, odmawiając sobie gniewu? Wielkie zmiany nigdy nie zachodziły w milczeniu. – stało się jasne, że Andor Eriksen miał jeden cel – wzbudzić w galdrach emocje, sprawić, że nie będą potrafili dłużej zniżać głosów do szeptu. – Niech nam pani przypomni – tym razem skierował słowa w stronę Bylgji; choć na jego wargach wciąż kołysał się uśmiech, twarz nabrała jednak większej powagi, która, gdyby znajdowali się dzisiaj w uniwersyteckiej auli, mogłaby uchodzić za strach – nie tak dawno był w końcu jej studentem, jednym z lepszych – jednak wciąż, człowiekiem siedzącym w ławie, podczas gdy ona zadawała pytania; dzisiaj role się odwróciły. – Jakimi zasadami się pani kieruje? Z pewnością nie może pani zgadzać się z niekompetencją Rady, która pozwoliła, aby ślepcy dokonali masowego mordu na mieszkańcach miasta? Ich obowiązkiem jest zapewnienie ludziom bezpieczeństwa. Czuje się pani bezpieczna? – Andor się wyprostował, odzyskując animusz. – Profesor Hallström?

    INFORMACJE

    Każdemu z was przysługuje rzut kością k100 na charyzmę – im wyższy wynik, tym większa szansa na przebicie się przez tłum i uzyskanie aprobaty zgromadzonych w czytelni galdrów.


    CZAS NA ODPOWIEDŹ: 72h (do 25.01, 23:59)
    Widzący
    Dahlia Tordenskiold
    Dahlia Tordenskiold
    https://midgard.forumpolish.com/t1392-dahlia-tordenskioldhttps://midgard.forumpolish.com/t1416-dahlia-tordenskiold#12228https://midgard.forumpolish.com/t1415-ljuv#12226https://midgard.forumpolish.com/f134-halvard-i-dahlia-tordenskiold


    Oczywiście, że nie zapomniała o tym, co działo się w mieście przez ostatnie kilka miesięcy. Każdego wieczora, gdy mąż spóźniał się na kolację nawiedzały ją ponure myśli o tym, że i on mógł znaleźć się na celowniku ślepców przez swoje dziedzictwo.
    - Niefrasobliwości Rady, czy braku kompetencji Kruczej Straży? Pilnowanie porządku i bezpieczeństwa w mieście to ich obowiązek - przypomniała Dahlia poirytowanym tonem, nie zamierzając się zgodzić na tak rozmytą odpowiedzialność, która obarczała winą jarlów za dokonywane morderstwa. Śledziła twarz młodszego Eriksena, wyrażającą poirytowanie i protekcjonalność; poczuła się znów jak mała dziewczynka, która odpowiedziała błędnie na pytanie ojca. Pod warstwą pudru policzki pani Tordenskiold zaczerwieniły się lekko. Czuła się zawstydzona sobą: brzmieniem głosu, którego nie poznała, podszytą emocjamai wypowiedzią, bo choć chciała dobrze, to może i zadziałała na szkodę Rady, która potrzebowała głosu spokojnego i wyważonego. Zwłaszcza w obliczu tego, że przeciwko jarlom obracali się młodzi dziedzicowie klanów. Na Edgara Oldenburga Dahlia przeniosła wzrok z nieukrywaną irytacją, który nieoczekiwanie (przynajmniej w jej wyobraźni) stał się głosem buntowników. Starała się słuchać wszystkich uważnie, lecz jej stan nie ułatwiał skupienia; w pewnym momencie pożałowała nawet, że w ogóle tutaj przyszła (buty nagle zaczęły nieprzyjemnie cisnąć w małe palce, szew sukienki po prostu istniał, a młody Tordenskiold pod jej sercem chyba się obudził i uznał, że to dobra pora na gimnastykę), nieustannie zerkała też w kierunku drzwi, jakby oczekiwała, że w końcu wpadnie tu jej mąż i zajmie głos, powie wszystko, co sama by chciała - w sposób zdecydowanie bardziej wyważony i spokojny. Miała ochotę wejść w słowo Oldenburgowi tyle razy, ale za każdym razem gryzła się w język, uznając, że powinna to sformułować inaczej - tylko że nie miała na to czasu.
    - Wszyscy pamiętamy o ofiarach morderstw, za które winą obarczacie Radę, a teraz pragniecie wpuścić prawdziwych winnych między nas? - żachnęła się Dahlia głośno, nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. Spojrzała na młodszą dziewczynę, która miała bystre spojrzenie, a plotła takie głupoty, z nieukrywaną dezaprobatą. Miała wielkie nadzieje, że Bylgja nie pozwoli Oldenburgowi mieć ostatniego słowa, bo takiego wariata aż szkoda słuchać….


    FAMILY, DUTY, HONOR


    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Dahlia Tordenskiold' has done the following action : kości


    'k100' : 38
    Widzący
    Mildri Rovelstad
    Mildri Rovelstad
    https://midgard.forumpolish.com/t2364-mildri-rovelstad#28012https://midgard.forumpolish.com/t2387-mildri-rovelstad#28182https://midgard.forumpolish.com/t2388-kjeks#28187https://midgard.forumpolish.com/f182-mildri-i-rjan-rovelstad


    Stanęła na palcach i zrezygnowała z tego pomysłu równie szybko, gdy zachwiała się i niemal nie wpadła na stojących przed nim młodych mężczyzn, którzy tak samo jak ona chcieli być jak najbliżej Andora Eriksena. Stanowili jednak wyłącznie tło dla największej, najjaśniej błyszczącej gwiazdy przykuwającej uwagę wszystkich wokół, sami nie zabierali głosu. Być może zgadzali się w pełni, być może brakowało im odwagi. Nadstawiając uszu Mildri uważnie śledziła rozwój dyskusji, jaki miał miejsce przed jej oczami.

    Rozpoznała przystojną twarz jednego z przedstawicieli klanów, która bardziej pasowała do aktora niż do urzędnika Stortingu, a jednak to ta druga etykieta opatrzyła dotąd każde jego zdjęcie, na jakie natknęła się w prasie. Pan Oldenberg nie bał się zabrać głosu i chociaż w jego słowach wybrzmiał brak pochwały dla rewolucji, jakiej wydawało się, że potrzebowali studenci, młodzi dorośli wchodzący w ten świat z poczuciem niesprawiedliwości, która kreowała tę rzeczywistość – nie odcinał się od potrzeby zmiany. Lekki uśmiech rozjaśnił jej twarz, kiedy skinęła głową bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. Ten sam uśmiech przybladł, gdy usłyszała głos o wiele lepiej jej znany.

    Profesor Hallström przemawiając w czytelni była tak samo poważna i rzeczowa jak w auli wykładowej, gdy słowa jej wybrzmiewały dostojnie i dźwięcznie. Umiała podjąć tę rękawicę z wdziękiem, a sama ta poza zapewne niejednego zdołała przekonać do jej racji. Panna Rovelstad doskonale przecież pamiętała moment pierwszego spotkania i zachwytu wiedzą, ale też klasą wykładowczyni. Jak bardzo bolał ją zatem ten dzień, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że pani Bylgja miała w sobie też ten pierwiastek niezłomności, którego nie młode serce nie umiało przyjąć ze spokojem i przed którym protestowało boleśnie łopocząc w jej piersi. Powinna się spodziewać, godnie nosiła nazwisko męża.

    Andor zadawał każdemu pytania, zwracał się głównie do członków klanów, synów i córek jarlów, gdy nestorzy rodów milczeli – och, jakież to wygodne – ale to dotyczyło każdego galdra, każdego widzącego mieszkańca Skandynawii. Dlaczego mieli tylko przytakiwać lub kręcić głową bez słowa?

    Mildri wiele rzeczy robiła nagle. Ciotka Edel użyłaby prędzej określenia „bez pomyślunku”, ale to nie tak, że w trakcie dziewczyna nie myślała. Nie było momentu, żeby w jej głowie nie rozbijały się kolejne pomysły, refleksje. Myśli bywało po prostu czasami tak dużo, że nawet nie umiała zarejestrować chwili, kiedy te wydostały się na zewnątrz, dając się poznać wszystkim.

    Dobrotliwość nie może być rozwiązaniem? Czy rządy twardej ręki to najlepsze, co możemy zrobić? Nie ma niczego pomiędzy tymi dwiema ścieżkami, żadnej trzeciej drogi?

    Na dobre dotarło do niej, że zajęła głos, kiedy poczuła spojrzenia spoczywające na niej. Kolejny szmer poniół się po czytelni, Peter syknął na nią, widocznie nie spodziewając się, że tak skończy się ich wizyta w Wielkiej Bibliotece. Innym razem Mildri uznałaby, że na tych kluczowych dla niej pytaniach zakończy i wycofa się w głąb tłumu, scalając się w nim. Tak się nie stało, tkwiła w tym samym miejscu unosząc lekko podbródek do góry i w determinacji zaciskając wargi, widocznie rozważając, na jak wiele może sobie pozwolić. Wdech-wydech. Wdech-wydech. Złożyła dłonie z przodu, stawiając krok w przód.

    Jeżeli skazujemy kogoś na życie poza społeczeństwem, wykluczamy go… czego go w ten sposób uczymy? Gniewu na społeczeństwo, które nie daje mu szansy, choć czasami te osoby nie zdążyły popełnić jakiekolwiek przestępstwo, a przez uprzedzenia uznajemy ich już za przegranych. Łatwiej zejść na złą ścieżkę, gdy przepełnia nas rozpacz i rozgoryczenie — starała się mówić jak najwyraźniej, popatrując na boki, szukając w oczach zebranych znaku na to, że zgadzają się z nią. Wierzyła w to, co mówi. W nauce szukało się powodów, jakie prawa rządziły biologią i chemią. Społeczeństwem również musiały kierować pewne zasady, zło nie zawsze musiało być wrodzone. — Nie twierdzę, że mamy akceptować zło, jakie czynią. Ja… ja również jestem przerażona tym, co miało miejsce w Midgardzie i jak na niego wpłynęło. Ale uważam, że dzielenie ludzi na samym wstępie na tych, po których spodziewamy się samych najgorszych rzeczy i całą resztę, to nie jest jedyne wyjście.

    Zaskoczyło ją, jak niewielkie było drżenie jej głosu. Brzmiała jak osoba, która wierzyła głęboko w swoje ideały i ugruntowane poglądy, którymi dzieliła się nie pierwszy raz. Nie przejmowała się nawet tym, że wieść o pannie Rovelstad opowiadającej się za postępowymi ideami poniesie się zapewne prędko, kiedy zostanie rozpoznana, a reakcje nie będą wyłącznie przychylne. Nie można wstydzić się własnych przemyśleń.

    Charyzma: 10 (bazowa) + 76 (rzut poniżej) = 86



    pretty little girl, she shines knowing she is young. silly little girl, she tries thinking she is good and wise

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Mildri Rovelstad' has done the following action : kości


    'k100' : 76
    Widzący
    Edgar Oldenburg
    Edgar Oldenburg
    https://midgard.forumpolish.com/t3515-edgar-oldenburg#35335https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Ludzie byli coraz bardziej sfrustrowani ostatnimi miesiącami, które wpisały się jako jedne z najbardziej brutalnych i krwawych okresów we współczesnej historii galdrów. Solidne fundamenty, na których opierało się ich zrozumienie świata, zaczęły się niebezpiecznie chwiać, a na ich murach pojawiały się coraz większe, trudne do zatuszowania pęknięcia. Pomimo desperackich prób naprawy, rozwiązania proponowane przez konserwatywną część Rady były kruche i tymczasowe, niezdolne rozwiązać problemów. Edgar pragnął czegoś więcej niż ulotnego efektu, który tylko tymczasowo łagodził konsekwencje. Stan obecnej polityki nie pozostawiał go obojętnym, a marazm panujący w Radzie, pod pieczą Starej Gwardii, budził w nim niepokój. W obliczu tej frustracji ludzie zaczęli szukać nowych inspiracji i liderów, gotowych podjąć się trudnego zadania odbudowy społeczeństwa. Czuł, że w społeczeństwie narastało pragnienie zmiany, prawdziwej odnowy, która przyniosłaby trwałe rezultaty. Wybór między utrzymaniem starego porządku a otwarciem się na nowe możliwości stał się nieuchronny. Nie był jedynym, który chciał innego, lepszego świata, lecz był świadomy, że bardziej konserwatywne ugrupowania będą dla nich przeszkodą. Kiedy w kontrze do jego wypowiedzi niespodziewanie głos zabrała Bylgja, Edgar momentalnie spoważniał. Mógł spodziewać się jej obecności — wzrokiem jednak nie wychwycił nigdzie jej męża, co tylko zachęciło go do tego, by się z nią skonfrontować.
    My, wszyscy tu zgromadzeni, jesteśmy uprzywilejowani — odpowiedział jej zgodnie z prawdą Edgar. Zawsze był poddawany zarzutom z powodu swojego pochodzenia z rodu Oldenburgów, jednego z najstarszych i najbogatszych w magicznej Skandynawii. Niemniej jednak ci, którzy go dobrze znali, zdawali sobie sprawę, że z rodowego majątku mężczyzna zazwyczaj korzystał z umiarem, a jeśli już to czynił, to zazwyczaj z myślą o celach charytatywnych i społecznych. — Również ja, pani Guil... Hallström — skorygował się niemalże przepraszająco, posyłając w jej stronę lekki, nieco wymuszony uśmiech, jakby przejęzyczenie, którego się niemal dopuścił, było uczynione z premedytacją. — Gdybyśmy jednak część tego, co posiadamy, przeznaczali na szczytne inicjatywy, nie tylko od święta i w blasku fleszy magicznych mediów... Mogę również zapewnić, że wszelkie informacje dotyczące mojego majątku są ogólnodostępne i transparentne, gdyby ktoś miał, co do tego wątpliwości. Wystarczy złożyć odpowiedni wniosek w Departamencie Finansów w Stortingu, aby uzyskać dostęp do oświadczeń majątkowych każdego polityka. — Edgar Oldenburg, choć dumny ze swojego dziedzictwa, nie chciał być postrzegany jako kolejny przedstawiciel klanowych elit, korzystający z przywilejów bez zastanawiania się nad potrzebami społeczeństwa. Pragnął, aby ludzie widzieli go nie tylko przez pryzmat rodowodu, ale także jako jednostkę zaangażowaną w rozwiązywanie problemów społecznych.
    Powtarzamy te same błędy bez ustanku, pani Hallström. Nie uczymy się na nich jako społeczeństwo. Niestety, przemoc zawsze była obecna, lecz pragnę przy tym zauważyć, że konflikt ze ślepcami zaostrzył się w momencie, w którym wprowadzono pieczęć Lokiego. To był punkt zapalny, historii galdrów nieznane są wcześniej bowiem tak brutalne, masowo popełniane morderstwa, jak miało to miejsce w ostatnich latach czy miesiącach — wytłumaczył Edgar swój punkt widzenia, rozglądając się po twarzach uczestników zgromadzenia w poszukiwaniu aprobaty dla swoich słów. — Nie możemy żyć w strachu, ze żadnej ze stron Rady nie ma przyzwolenia na przemoc, ale dlaczego nie spróbować czegoś innego, skoro segregacja nie przyniosła upragnionego skutku, lecz pogłębiła jedynie konflikt? Ślepcy powinni być traktowani jak osoby chore, uzależnione od magii zakazanej i izolowane w specjalnych placówkach, a nadrzędnym celem wszystkich medyków na całym świecie powinna być praca nad remedium na uzależnienie od magii zakazanej. To rozwiązanie forsuje Przymierze Środka. Jeśli zostawimy dalej ślepców samych sobie, będą się rozprzestrzeniać. Prawo magiczne okazało się w wielu przypadkach mało skuteczne, podobnie jak niszczenie ksiąg, które przyniosło tylko rozwiązanie na chwilę. Ślepców jest więcej, niż kiedykolwiek w naszej historii — zakończył swoją wypowiedź Oldenburg, pozwalając, by Andor Eriksen poprowadził dalej spotkanie.
    Owszem, Andorze, wielkie zmiany nigdy nie zachodziły w milczeniu, lecz muszą być przede wszystkim przemyślane i poparte konkretnymi postulatami. W jednym się zgadzamy: Rada nie ma siły, której nam teraz potrzeba — zauważył Edgar, otwierając jednocześnie przestrzeń dla innych uczestników, aby podzielili się swoimi spostrzeżeniami. W tym samym momencie do głosu doszła nieznana mu dotąd rudowłosa kobieta. Choć Edgar nie znał jej personalnie — nie mógł przecież kojarzyć wszystkich obecnych, to jej słowa rezonowały z jego własnymi poglądami. Była dla Oldenburga wspólnym mianownikiem w tłumie różnych opinii, a on potrzebował poparcia, zwłaszcza wśród młodych, rozczarowanych polityką ludzi.

    korzystam z właściwości złotoustego sygnetu, który gwarantuje mi krytyczny sukces w zakresie przykuwania uwagi, perswazji i przekonywania do swojej racji
    Widzący
    Bylgja Hallström
    Bylgja Hallström
    https://midgard.forumpolish.com/t3514-bylgja-hallstromhttps://midgard.forumpolish.com/t3540-bylgja-hallstrom#35517https://midgard.forumpolish.com/t3539-mushttps://midgard.forumpolish.com/


    Andor był taki młody, tak pięknie przepełniony nadzieją — głupią nadzieją, która często płonęła w sercach mężczyzn takich jak on. Był idealistą. Jej dziadek zawsze nazywał idealizm nierozsądnym. Świat nie jest przychylnym miejscem, gdy nie widzi się jego zła — mawiał wtedy i spoglądał na nią z powagą, a jego oczy przypominały zimne, styczniowe niebo nad Morzem Północnym. Młody Eriksen przypominał swojego ojca w swojej równoczesnej twarzy i mocnym głosie, lecz Bylgja potrafiła wyobrazić sobie, że charakter miał inny — cieplejszy, zaogniony pasją, nadal pełen chłopięcej porywczości. Dostrzegała wahanie w jego spojrzeniu, gdy się do niej odezwał, ten przebłysk zdenerwowania, który widywała na twarzach swoich studentów. Wiedziała doskonale, że ludzie ich wychowania niewielu rzeczy boją się tak jak autorytetów, pozwoliła więc sobie na przybranie takiej roli. Westchnęła głęboko i wzniosła spojrzenie do sufitu, upodabniając się nagle do zrezygnowanej nauczycielki. Gdy patrzyła mu w oczy, robiła to tak, jakby stała wyżej, choć mężczyzna przerastał ją o połowę głowy. Nie przywykła do uginania karku przed byle kim.
    Cóż, tak jak mówiłam, Rada nie jest idealna — powiedziała, a jej głos, gładki i zimny jak kamień, poniósł się echem po czytelni. — Nie lubię o tym mówić, lecz osobiście uważam, że wiele lat byliśmy zbyt… liberalni. — Uniosła podbródek. Wyraz jej twarzy nie był groźny, sprawiał wrażenie łagodnego, niemal współczującego. — Sprawa Ślepców zabrnęła za daleko. Być może należało już wcześniej działać radykalniej. Miast marnować czas na idiotyczne pieczęcie i pieniądze na bezużyteczne cele w Fort Nordkinn, trzeba było im po prostu podciąć gardła. Uśmiechnęła się delikatnie na brzmienie własnych myśli, niewypowiedzianych, choć jak zwykle głośnych w skroniach. Humanitarnie i szybko, krew łatwo będzie posprzątać.
    Zaskoczył ją delikatny głos panny Rovelstad. Obróciła lekko głowę, odnajdując jej łagodny, dziewczęcy profil. Przez kilka chwil nie potrafiła skupić się na jej słowach, zszokowana odwagą i pewnością siebie, choć jej znajomy — ładny, denerwujący chłopaczyna, którego widywała na wykładach — syczał ku niej uciszająco. Bylgja podniosła brwi i nieomal zaśmiała się, gdy doszło do niej, że dziewczyna zwraca się również do niej.
    To piękne idee, Panno Rovelstad — odparła więc, przychylając z zaciekawieniem głowę. — Jednak większość tych ludzi podzieliła się sama. Większość z nich ma wolną wolę. Nauka zakazanej magii to nie wypadek, to nie rów, do którego się wpada przez nieuwagę i kilka zaklęć uśmiercających kwiatki doniczkowe lub uliczne koty. To przemoc, aktywne poszukiwanie zła. Co najważniejsze — to wybór.
    Nie chciała przypominać sobie o obecności Edgara — nie chciała widzieć jego twarzy. Zaciskając usta w wąską, wiśniową linię próbowała uciekać od jego głosu, on jednak nie podzielał jej sentymentu. Poczuła, jak krew gotuje się niebezpiecznie w żyłach, nadając jasnej skórze nadgarstków różowy kolor. Mimowolnie sięgnęła dłonią w bok, pragnąc chwycić za ramię swojego męża, jednak gdy palce spotkały się z zimnym powietrzem, przypomniała sobie, że Augusta z nią nie ma. Jak zwykle. Był w pracy, a ona stała tutaj i musiała spojrzeć Edgarowi w oczy.
    Ach, więc jest pan człowiekiem wielkiego serca. Niebywałe — odezwała się, nie kryjąc nawet swojej fałszywej, wymuszonej uprzejmości. Cholerny Edgar i jego cholernie złote zasady. Panie Oldenburg. — Uśmiechnęła się, udając, że nie usłyszała jego przejęzyczenia. Wiedział doskonale, co próbował zrobić. — Chore? — prychnęła nagle z oburzeniem. W przeciągu sekundy jej ton się zmienił — nie była to zmiana wielka, lecz gwałtowna. Na miejsce sztucznej uprzejmości wsunęła się szorstka, chłodna surowość. Głos miała nadal spokojny, lecz w oczach rozbłysło coś niebezpiecznego — rozjaśnione, błękitne płomyki gniewu. — C h o r e — powtórzyła, tym razem wolniej, jakby próbowała zrozumieć jego słowa. Jak mógł być tak nierozsądny? Jak oni wszyscy mogli być tak nierozsądni. — Mamy społeczeństwo, którym trzeba się zająć, biedę którą należy wyleczyć, genetyki które należy zresocjalizować, pozycję, którą trzeba wzmacniać, naukę którą powinniśmy rozwijać! Mamy ludzi, którzy nas potrzebują! Nie możemy pozwolić na to, by naszym nadrzędnym celem było l e c z e n i e ludzi, którzy podjęli decyzje, by zatruć się zakazaną magią — Miała być spokojna, planowała się nie angażować, lecz nie umiała. To już nie była gra ani przepychanka ludzi na szczycie. Chodziło o rzeczywiste niebezpieczeństwo i o ludzi, których próbowano je odebrać. Bylgja poczuła mdłości układające się na dnie żołądka. Czuła się winna, gdy przejmowała się w ten sposób — latami wmawiała sobie, że los jednostek nie jest ważny, że użalanie się nad niesprawiedliwością było domeną ludzi słabych. Starała się z całej siły wygryźć z siebie tą słabość, ta jednak odrastała w jej ciele za każdym razem jak uporczywy guz. — Oczywiście, że ślepców jest więcej, Edgarze. Czego mają się bać? Naszego współczucia? Pieczęci? To nic nie znaczy — mówiła ciszej, niemal przez zęby. — Przybędzie ich więcej, jeżeli jedyną karą za ich obrzydliwe wybory okaże się sponsorowane przez Radę sanatorium.

    Rzut: 54 + 15 (stata) + 5 (atut - lider) = 74
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bylgja Hallström' has done the following action : kości


    'k100' : 54
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Wnętrze czytelni – zazwyczaj wyściełane chłodnym i powściągliwym milczeniem – zapełniło się ciepłym gwarem rozmów, jak gdyby szmer słów wgryzał się pomiędzy pęknięcia drewnianych regałów, wiązł pomiędzy stronami książek i wypełniał puste miejsca w tłumie, sprawiając, że biblioteka wydawała się bardziej duszna i zatłoczona niż w rzeczywistości. Jedynie Andor został nietknięty burzącym się w pomieszczeniu chaosem – jego jasna twarz, która wciąż nosiła ślady dziecięcego ferworu, wznosiła się ponad grupą zebranych w bibliotece galdrów, a wysokie czoło przypominało słońce wznoszące się łagodnie zza linii horyzontu, kiedy pochylał głowę, wystarczyło jednak przyjrzeć mu się uważniej, aby podejrzewać, że ściągnięte usta były przyszyte do warg uprzejmą fastrygą, wzbraniającą kąciki ust przed wzniesieniem się do uśmiechu, a spod ciemnych przesłon źrenic nieustannie wyłaniał się połysk zadowolenia, którego nie potrafił ukryć nawet w sztywnej posturze, podtrzymywanej stelażem sztruksowej marynarki. Wydawał się zauważyć niepokój w gestach Dahlii i gdyby nie jego ciągle zapewnienia, że pragnął lepszego życia dla wszystkich mieszkańców miasta, można by podejrzewać, że bawiła go jej kobieca nieporadność, chwiejna i niewprawna, gdy nie podtrzymywały jej silne ramiona męża.
    Próbuje pani zachować twarz – stwierdził, pochylając się lekko i unosząc brwi tak, jakby dopiero zastanawiał się nad dalszą częścią zdania, choć słowa miał już wcześniej ułożone wygodnie na podniebieniu. – Wszyscy wiemy jednak, że Krucza Straż zawsze była, jest i będzie zależna od woli Rady. Oficerowie robią jedynie to, co nakażą im robić jarlowie, mają obroże przewiązane wokół szyi i zwracają głowę tam, gdzie akurat pociągnie ich smycz. – uśmiechnął się przekornie, choć sprawiał wrażenie, jakby musiał oszczędzać radosne grymasy i nigdy nie podciągał ich dość wysoko, aby utworzyły wąskie zmarszczki na jego policzkach. – Zapomina pani, pani Tordenskiold – zwrócił się uprzejmie, splatając dłonie na piersi. – Przyczyną największej ilości morderstw była osoba blisko związana z Radą, tą samą, której tak usilnie próbuje pani bronić. Lauge Nørgaard stał bezpośrednio za zaginięciami i zginął, nigdy nie żałując czynów, które popełnił. – Andor Eriksen był z siebie zadowolony, na skutek czego napięte ściegi, łączące dotąd jego fizjonomię, zaczęły się napinać i pękać, zdradzając zdławione pod spodem emocje, które powoli, lecz jednostajnie wzbierały w lśniących kącikach oczu. Sprawiał wrażenie zaskoczonego, gdy pośród zasłużonych członków magicznych klanów odezwała się również młoda kobieta – wcześniej nie zauważył jej twarzy w tłumie, teraz zadarł jednak brodę, spoglądając jej w oczy.
    Należy wprowadzić poważne zmiany, nikt nas nie usłyszy, jeżeli będziemy opowiadali się tylko szeptem. – pokręcił głową, a w jego spojrzeniu pojawił się drapieżny błysk – krótki i przelotny, do pomylenia z przypadkowym refleksem światła. – Cieszę się, że młode pokolenie dojrzewa do poglądów takich jak pani. Ślepcy są częścią naszego społeczeństwa, nigdy nie uda nam się zdusić ich wykluczeniem – na miejsce jednej głowy wyrosną dwie następne. – kilka osób stojących obok Angora pochyliło się ku sobie, wymieniając zaniepokojone szepty, mężczyzna wciąż stał jednak w swojej niewzruszonej, wyprostowanej pozie, jakby pragnął przyznać jej rację bardziej otwarcie – ma pani rację, ślepcy nie są przegrani – lecz słowa z jakiegoś powodu nie opuściły jego ust. Młodzi przedstawiciele klanów wydali z siebie cichy pomruk, lecz pokiwali zgodnie głowami, przysuwając się bliżej, jakby wyczuwali wagę sytuacji i obawiali się, że nie słyszą wszystkiego. Dopiero Edgar Oldenburg pochłonął jednak zainteresowanie zgromadzonych – miał autorytet wśród młodych ludzi, którym bliżej było do aspirujących polityków Środka niż mężczyzn i kobiet, istniejących gazetach od zawsze i tak często, że wydania Orakla wydawały się zaczynać i kończyć ich imieniem. Nie ulegało wątpliwościom, że galdrowie potrzebowali gwałtownej zmiany – czegoś, co pozwoliłoby im unieść na ramionach ciężar nowej, odmienionej rzeczywistości.
    Sugeruje pan zatem, że pieczęć Lokiego powinna zostać zniesiona? – spytał, nie zwracając uwagi na szmer, który przepłynął przez zgromadzony w czytelni tłum jak morska fala. – Prawo magiczne nas zawiodło. – odezwał się niespodziewanie nowy głos, surowy i głośny, lecz niezaprzeczalnie kobiecy – Aina Vanhanen podeszła do przodu, stając obok Andora, od którego była niemal o głowę wyższa – przypominała łanię, wyłaniającą się z lasu w blasku ślepiących świateł. – Próbowaliśmy dokonać tego, co forsowała Rada, lecz bezwzględność i dyskryminacja sprawiały nam jedynie więcej bólu, doprowadziły do strat, które są w tej chwili nieodwracalne. – kobieta zwróciła się w stronę Bylgji, jako jedyna z niewielu zdolna podtrzymać głowę wysoko pod ciężarem jej akademickiego spojrzenia. – Nie pozbędziemy się ich wszystkich, możemy jednak dowiedzieć się, jak im pomóc. Magia zakazana zawsze była chorobą, pasożytem, który rozprzestrzenił się w naszym społeczeństwie. Pan Oldenburg ma rację – obecna polityka każe nam uwierzyć, że różnice są wszystkim, a współczłowieczeństwo niczym, naszym obowiązkiem powinno być tymczasem usprawnianie społeczeństwa, nie umniejszanie mu. Co pani proponuje? Mamy urządzić na nich polowania? Zamknąć wszystkich w więzieniu? Nie możemy skazywać ludzi na śmierć, bo popełnili w życiu błąd. – jej głos stał się obcy i cięty jak żyletka, Andor uśmiechnął się tymczasem triumfalnie, jedynie tym razem jego uśmiech wydawał się inny – zbyt szeroki i odkształcony, jakby przynależał do cudzej twarzy. Coś, niewątpliwie, uległo zmianie, lecz nie wszyscy zdołali jeszcze dostrzec różnicę.

    INFORMACJE

    Każdemu z was przysługują dwa rzuty kością k100 – pierwszy z nich na charyzmę, decydujący o uzyskaniu aprobaty i zainteresowania tłumu, a drugi na spostrzegawczość, gdzie próg powodzenia wynosi 60.


    CZAS NA ODPOWIEDŹ: 72h (do 07.02, 23:59)
    Widzący
    Dahlia Tordenskiold
    Dahlia Tordenskiold
    https://midgard.forumpolish.com/t1392-dahlia-tordenskioldhttps://midgard.forumpolish.com/t1416-dahlia-tordenskiold#12228https://midgard.forumpolish.com/t1415-ljuv#12226https://midgard.forumpolish.com/f134-halvard-i-dahlia-tordenskiold


    - Nigdy jej nie straciłam - odparła, starając się ukryć podirytowanie tonem głosu Eriksena, tą wyraźną protekcjonalnością jego postawy względem niej. To, że u jej boku zabrakło męża nie oznaczało, że może tak ją traktować, bez należnego szacunku; brak Tordenskiolda wyraźnie jednak odebrał Dahlii część pewności siebie, a burza hormonów, która przez ostatnie tygodnie całkowicie zawładnęła umysłem ciężarnej kobiety, nie polepszała sytuacji.
    - Lauge Nørgaard nie zasiadał bezpośrednio w radzie. Nie wywodził się nawet ze starego klanu, tak pozwolę sobie przypomnieć, nazwisko nosił po swojej szanownej małżonce, która pozostawała wszystkiego nieświadoma. Lauge Lundbäck działał w tajemnicy przed wszystkimi. Pozostawał martwy także i dla członków własnej rodziny. Proszę o tym nie zapominać. Nie możemy obwiniać wszystkich synów i córek klanów za czyny jednej czarnej owcy - zaprotestowała stanowczym i wyraźnie głośniejszym tonem, szczerze oburzona wypowiedzią Eriksena, która rozmywała odpowiedzialność ślepców. Nie powinien był być z siebie tak wyraźnie zadowolony, skoro powoływał się na błędne argumenty.
    Nie on jeden jednak sprawił, że serce Dahlii zabiło szybciej. Edgar Oldenburg sprawił, że zrobiło się jej wręcz gorąco - i to nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Gorąco ze złości i oburzenia, które przejawiło się w geście dłoni uniesionej do serca, jakby nie dowierzała własnym uszom.
    - Czego pan oczekuje, panie Oldenburg? Finansowania państwa z prywatnych kieszeni klanów? - spytała ostro, ogniskując spojrzenie na Edgarze; patrzyła na niego tak, jak patrzy się na kogoś niepełnego rozumu, kto oszalał. A mimo to w tym szaleństwie wydawał się niezwykle charyzmatyczny i pewny tego, co mówił - i to wydawało się pani Tordenskiold niebezpieczne. Nie wyobrażała sobie jednak, aby majątki, na które całe pokolenia pracowały przez wieki, miały zostać rozdane... ubogim. Wzdrygnęła się na samą myśl.
    - Błąd? - zawołała Dahlia, również wstając z miejsca, chcąc przykuć do siebie uwagę, by została wysłuchana. - Używanie magii zakazanej nazywa pani błędem? Błąd można popełnić na egzaminie, w pracy... Aby w organizmie zaszły tak znaczne zmiany, by ciało na stałe zostało zatrute magią zakazaną, z tego co mi wiadomo, potrzeba dużo częstszej praktyki. Praktyki zadawania bólu innym. Praktyki tortur. To nazywa pani błędem? Świadome krzywdzenie ludzi? Zadawanie bólu z pełną premedytacją? Mówicie o ślepcach jak o chorych, którzy nie mają wpływu na własne zachowanie, co jest absolutnie niedopuszczalne. To wyrachowani i bezwzględni ludzie, choć wcale nie są ludzcy. Wykorzystają naszą chęć pomocy i obrócą przeciwko nam. Oni jej nie potrzebują i nie chcą. Są zdegenerowani do cna. Rovelstad, oni już są na tej złej ścieżce od dawna. Pieczęć Lokiego wprawia ich w rozjuszenie, bo ludzie są ostrzeżeni. Prawo wciąż jest dla nich zbyt łagodne. Nie możemy na pewno pozwolić, by funkcjonowali wśród nas jak zwykli galdrowie. Pomyślcie trochę o tych, którzy sami obronić się nie potrafią! - wyrzekła z mocą, kładąc dłoń na własnym brzuchu, by podkreslić, że mówi o najmłodszych i najbardziej bezbronnych. Podjęła jednocześnie sowa Bylgji, z którą w stu procentach się zgadzała; uchwyciła jej spojrzenie i skinęła ledwo widocznie głową, jakby stanęła wraz z nią na wspólnym froncie.
    Wspólny front - wszyscy powinni się go trzymać.
    - Zmiany przede wszystkim nie powinny być wprowadzone w gniewie, złości i chęci wywołania buntu, chaosu. To ostatnie czego nam potrzeba. Tak jak powiedziała pani Hallström, mamy tyle do zrobienia, niektórzy z nas szukają zaś zwady, próbują wzniecić wśród nas iskrę niezgody, zamiast skupić się na tym, co najważniejsze - wzmocnieniu Kruczej Straży, aby skuteczniej strzegła naszego bezpieczeństwa i tropiła ślepców. Na edukacji oraz opiece nad młodszymi pokoleniami, aby zminimalizować ryzyko zejścia na złą drogę przez kolejnych galdrów. Musimy być w tym wszystkim jednomyślni i pamiętać, że Rada kieruje się dobrem wszystkich galdrów, jednakże tylko Bogowie są nieomylni. Władza znalazła się w rękach jarlów nie bez powodu. Tego chciały Norny. Ich woli nie wolno się sprzeciwiać - zagrzmiała pani Tordenskiold, powiódłszy spojrzeniem kolejno po wszystkich zebranych, których mogła dostrzec.

    1. charyzma - 91 *k100 + 15 (statystyka) + 3 (atut) = 109
    2. spostrzegawczość - 16


    FAMILY, DUTY, HONOR


    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Dahlia Tordenskiold' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 91

    --------------------------------

    #2 'k100' : 16
    Widzący
    Mildri Rovelstad
    Mildri Rovelstad
    https://midgard.forumpolish.com/t2364-mildri-rovelstad#28012https://midgard.forumpolish.com/t2387-mildri-rovelstad#28182https://midgard.forumpolish.com/t2388-kjeks#28187https://midgard.forumpolish.com/f182-mildri-i-rjan-rovelstad


    Nie było dane jej odczuć ulgę, mimo że uwaga galdrów otaczających ją zewsząd nie była zogniskowana wyłącznie na niej, mierząc z zainteresowaniem jej drobną sylwetkę czy wbijając je w plecy, jeżeli z ich perspektywy ciężko było dojrzeć twarz. Zbyt wiele działo się, by występ mógł zostać skradziony przez jednego aktora. Spojrzenie jasnych dziewczęcych oczu skakało między każdym z rozmówców, zapominając już o milczących jarlach. Musieli być zadowoleni, że sumiennie ukształtowane podług ich formy wnuczęta ruszyły naprzód bez ich pomocy, przemknęło jej przez myśl nim skupiła się na słowach pana Oldenberga. Ciężko było jej wyobrazić sobie podobne placówki, jak wiele osób musiałyby pomieścić? Dokładnych statystyk prowadzonych przez Kruczą Straż nie znała, nie uważała, żeby ta wiedza była powszechna. Wydawało jej się to tymczasowo na tyle rozsądne, że nie zamierzała występować przeciwko mężczyźnie.

    Długo nie pocieszyła się brakiem zainteresowania. Kiedy profesor Hallström zwróciła się do niej nazwiskiem zdawało jej się, że usłyszała kilka głośniejszych szeptów toczących się po czytelni i powtarzających je. Sława kotołaczej rodziny uzdolnionych alchemików i botaników zawsze jej towarzyszyła. Czasem było to pytanie Z tych Rovelstadów?, innym razem tylko ciche, ale jakże treściwe o. Pozbawiona anonimowości musiała postarać się jeszcze bardziej, nie chciała przynieść wstydu bratu ani Isli, której tutaj nie było, chociaż nawet z tego miejsca rozpoznawała jej dziadków. Przede wszystkim – nie mogła przynieść wstydu ojcu.

    Mówię nie tylko o ślepcach, pani profesor. Nie tylko oni zostali w naszym społeczeństwie zmarginalizowani i porzuceni na łaskę i niełaskę ludzi, którzy chętnie wyciągną rękę w ich stronę oferując coś, co nazwą wielkomyślnie pomocą — naprostowała łagodnie, bo chociaż dyskusja zeszła już wyłącznie na kwestię ślepczą, tę wywołującą najwięcej emocji. Jednak z uwagi na błogosławieństwo Frei płynące w jej żyłach, czyniące z nią odmieńca – szanowanego, poważanego, ale wciąż odmieńca – nie umiała ignorować tej kwestii. — Ale jeżeli wspomina pani o ich resocjalizacji, to cieszę się, źe w tej kwestii zgadzamy się — nieustannie czuła szacunek wobec akademiczki, chociaż odkrycie jej twarzy, której w trakcie zajęć dotyczących rozważań na temat morskiej biologii nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń. Zadra pozostawiona w sercu będzie dawać o sobie znać jeszcze długo, tego była pewna.

    Emocje zagościły już na dobre między nimi, bawiły się do woli tembrem głosu przemawiających, wykrzywiały ich twarze odkrywając to, co działo się naprawdę w głowach, a nie było tylko popisem teatralnym. Bawiliby się przednio, gdyby nie świadomość, że to nie przedstawienie. Po zsunięciu się kurtyny ci ludzie wciąż będą tymi, którzy o losie midgarczyków będą mieli do powiedzenia najwięcej, a panna Rovelstad, ku własnemu zaskoczeniu, czuła irytację tym faktem. Nie ma porozumienia? Kompromis był tylko mrzonką dla niższych klas, a ci na samej górze już do końca mieli się szarpać między sobą jak hieny, wyrywając każdy kawałeczek?

    Nie tylko ludzie noszący nazwiska wyniesione do panteonu klanu mają swoje przemyślenia. Wszyscy tworzymy społeczność galdrów i interesujemy się losami Midgardu, stąd tak liczna obecność — odpowiedziała młodemu Eriksenowi zachęcona do dalszego wywodu. Nie adresowała tego do konkretnej osoby, chciała tylko zachęcić innych do bardziej otwartego poparcia. — Myślę, że ktoś powinien zająć głos, kiedy z pewnością nie tylko ja jestem nie tyle zaskoczona tym, co słyszę, ale i zawiedziona — obejrzała się po studentach i innych młodych dorosłych otaczających ją, zatrzymując się na dłużej na Peterze i Nadji. Niewyraźny grymas oddawał dobrze to jak ciężko było jej słuchać tak okrutnych słów wypowiadanych przez osoby o pięknych twarzach, szytych na miarę ubraniach, przyozdobionych drogą biżuterią. Zachwycająca powierzchowność skrywająca mroczne wizje społeczeństwa. — Bo jeżeli dojdzie do tego, że będziemy z taką łatwością wymierzać sprawiedliwość zaostrzając podejmowane kroki wobec ślepców, to skąd obywatele mają mieć pewność, że to nie zajdzie dalej, że to nie inna grupa stanie się kolejnym wrogiem publicznym? Zastraszanie budzi nie tylko grozę, ale i bunt, spiski. A ja słuchając głosów bliskich mi osób wiem, że kolejne niepokoje przetaczające się ulicami naszego miasta to ostatnie, czego potrzebujemy.

    Spojrzała po kobietach, po Edgarze, a na koniec dopiero skupiła się na Andorze i jego towarzyszce. Stabilizacji. Tego potrzebowali. Nie vendetty za wszelką cenę, morderstw, terroru i publicznych mordów. To mogło dać rozrywkę na chwilę, chleba i igrzysk, potem przyjdzie realizacja. Historia lubiła się powtarzać i najwyraźniej nikogo niczego nie nauczyła.

    charyzma: 10 (bazowa) + 74 (rzut poniżej) = 84
    spostrzegawczość: 24 < 60 (nieudany)



    pretty little girl, she shines knowing she is young. silly little girl, she tries thinking she is good and wise

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Mildri Rovelstad' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 74

    --------------------------------

    #2 'k100' : 24
    Widzący
    Edgar Oldenburg
    Edgar Oldenburg
    https://midgard.forumpolish.com/t3515-edgar-oldenburg#35335https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Konserwatyści byli zbyt… liberalni? — Poruszony Edgar podniósł tylko brew, gdy usłyszał słowa Bylgji, próbując się powstrzymać od śmiechu. Jej nieoczekiwana obecność go rozpraszała; wolał, by jej tutaj nie było, lecz musiał się liczyć z tym, że była panią Hallström, a co za tym idzie — nieodłączną częścią jednego z najpotężniejszych klanów po stronie Przymierza Pierwszych. Ta skomplikowana, przytłaczająca mieszanka uczuć sprawiała, że niemal każde ich spotkanie było dla niego udręką, nie pozwalając mu na moment zapomnieć o przeszłości, która dla Edgara wciąż była wszechobecna, przebijając się co jakiś czas do teraźniejszości. — Czyli w takim razie to tak: teraz konserwatyści będą wreszcie prawdziwymi, radykalnymi konserwatystami z krwi i kości, a wcześniej stali po naszej stronie? — Było w głosie Oldenburga coś kpiącego, gdyż nie podobały mu się tłumaczenia Bylgji — już dawno nie potrafili się dogadać w sprawach światopoglądowych, co stwarzało napięcie w relacjach między nimi, a każda dyskusja stawała się tylko kolejnym etapem w ich trudnej, pełnej konfliktów i niewypowiedzianego żalu historii. Nic więc dziwnego, że Edgar coraz bardziej miał dość kompromisów, które wydawały się wręcz nieuniknione w obliczu różnic zdań.
    Proszę mi wierzyć, pani Tordenskiold, że najprawdopodobniej nawet nie wie pani, ile ma w skarbcu. I gdyby choć część przeznaczyć tego na szczytne inicjatywy i rozwój społeczności galdrów, nie zmieniłby się pani styl życia — zauważył pewnym głosem Oldenburg, świadomy podobnej sytuacji, w której sam się znajdował. Coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że bogactwo, jakie dysponowali, było ogromne, a nawet częściowe przeznaczenie go na szlachetne cele nie wpłynęłoby znacząco na ich tryb życia. — Nie, nie sugeruję, że pieczęć Lokiego powinna być zniesiona. Przynajmniej nie do momentu, w którym nie znajdziemy innych rozwiązań — kontynuował, starając się być sprawiedliwym i ostrożnym w swoich słowach. — Chciałem tylko zaznaczyć, że nie przyniosło to takiego efektu, jakby się początkowo spodziewano. Doprowadziło to z kolei do zaostrzenia się konfliktu między widzącymi a ślepcami, nie zmniejszając nawet częściowo ich populacji. — Oldenburg na moment zamilkł, pozwalając też, by inni się wypowiedzieli. Zgadzał się ze słowami Ainy Vanhanen — prawo magiczne zawiodło świat galdrów. Okazało się nieskuteczne, doprowadzając przy okazji do strat, które okazały się już nieodwracalne. Było za późno.
    To się nazywa akurat praca u podstaw, pani Hallström, skoro już tak bardzo pani martwi się o biedę, którą trzeba wyleczyć. — Przez moment miał się już nie odzywać, chcąc pozwolić, by inni ludzie, którzy przyszli na spotkanie Posłańców Hermoda mogli się wypowiedzieć, lecz nie potrafił się powstrzymać, by nie wdać się w polemikę z Bylgją. — Bieda jest jednym z czynników, która sprawia, że ludzi ciągnie w kierunku magii zakazanej. Osoby żyjące w ubóstwie, pozbawione środków do godnego życia, są bardzo często skłonne sięgać po magię zakazaną, która w ich wyobrażeniach przynosi obietnicę potęgi i siły. A skoro niczego nie posiadają, gdyż znajdują się na marginesie społeczeństwa, zapominają o wszelkich przestrogach, bo nie mają nic do stracenia. Magia zakazana rozprzestrzenia się jak zaraza, zwłaszcza w najniższych warstwach naszego społeczeństwa, a dopóki my nie spróbujemy innych rozwiązań, nigdy nie dowiemy, czy da się z tego wyleczyć. — Po tych słowach zwrócił swoją twarz w kierunku Dahlii, która według Edgara zagrała kartą w postaci ciąży, mającą przyciągnąć spojrzenia innych.
    Krucza Straż wykazała się wyjątkową niekompetencją, przez wiele miesięcy błądząc w mgle i nie potrafiąc zapobiec tragediom. Dawała też ciche wyzwolenie na działalność Wyzwolonych, którzy podburzają nastroje społeczeństwa. To mamy finansować? — zapytał  z wyraźnym niezadowoleniem w głosie Edgar, rozglądając się uważnie po twarzach pozostałych osób zgromadzonych w czytelni. — Zgadzam się z tym, że edukacja naszego społeczeństwa jest istotnym krokiem, by uchronić ich przed magią zakazaną, ale nie możemy jednocześnie przyjmować, że dla ślepców Ford Nordkinn, który z takim podejściem może szybko się przepełnić, jest jedynym rozwiązaniem. A budowanie nowych więzień wcale nam nie pomoże. Musimy zająć się problemem, który jest tu i teraz. Zacząć od resocjalizacji najlżejszych przypadków. — Bo wiedział, że dla niektórych było za późno; że nie mógł zbawić całego świata, choć — gdyby mógł — pewnie by się tego podjął.

    charyzma: 47 (k100) + statystyka: 20 +3 (atut: złotousty) = 70
    spostrzegawczość: 45
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Edgar Oldenburg' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 47

    --------------------------------

    #2 'k100' : 45
    Widzący
    Bylgja Hallström
    Bylgja Hallström
    https://midgard.forumpolish.com/t3514-bylgja-hallstromhttps://midgard.forumpolish.com/t3540-bylgja-hallstrom#35517https://midgard.forumpolish.com/t3539-mushttps://midgard.forumpolish.com/


    To, co pan nazywa konserwatyzmem, spora część z nas nazywała niezdecydowanym centrum — odparła zimno na zarzut Edgara, pozwalając sobie na to, by oderwać od niego wzrok i uciec nim w głąb sali. Ignorowanie go było najlepszym rozwiązaniem, lecz nawet teraz, nawet z twarzą zwróconą w przeciwnym kierunku, miała przed oczami zarys jego uśmiechu. — Powinniśmy być bardziej stanowczy — dodała, choć jej słowa brzmiały tak, jakby rzuciła je od niechcenia. Tym samym znużonym nieco wzrokiem uchwyciła młodą twarz studentki. Panna Rovelstad nie wyglądała już jak przerażone dziecko, a Bylgja wbrew sobie uniosła kącik ust, zadowolona z jej nowej, pewniejszej postawy. — Nie śmiem porównywać ślepców do ludzi, którzy zostali skazani na ostracyzm przez wzgląd na swoje urodzenie. To byłoby, naturalnie, niesprawiedliwe. — Poczuła potrzebę, by potraktować ją łagodniej, tak jakby dziewczyna była sarną wśród wilków.
    Kolejne salwy słów wywołały u niej zalążki migreny. Nie podobał się jej ciężki posmak powietrza w czytelni. Nigdy nie była kimś, kto wierzył w walkę i bunt — nigdy nie była kimś, kto mógł walczyć. Od kiedy pamiętała, uczono ją posłuszeństwa. Czasem sięgała po łyżeczkę do herbaty, by zjeść nią ciasto, a matka uderzała ją dłonią w nadgarstek, zostawiając na jasnej skórze blady ślad, różowy jak krem truskawkowy. Widelczyk — syczała, a Bylgja uświadamiała sobie, iż ciasto dawno przestało jej smakować. Posłuszeństwo było miarą jej wartości. Kiedy próbowała się kłócić, ojciec spoglądał na nią tak, jakby jej nie znał, więc poprawiała się i pochylała głowę jak zbesztany szczeniak.
    Chciała myśleć, że jest silna, lecz jej siła przypominała sztylet stępiony do bezzębnego ostrza obiadowego noża.
    Polowania to święta sztuka. Nie należy bezcześcić jej w taki sposób — odezwała się do kobiety, która zajęła głos. Jedyną rzeczą, która sprawiała, iż Aina Vanhanen była bardziej znośna od Andora okazywał się fakt, iż nie była mężczyzną, lecz nawet to było nikłym pocieszeniem w zaistniałej sytuacji. — Zaślepienie to nie błąd. To nie potkniecie lub jedna zła decyzja. To seria wielu okrutnych, obrzydliwych decyzji. To systematyczne wyrządzenie krzywdy. To aktywne p o s z u k i w a n i e zła — powtórzyła się z nieprzyjemnym, znudzonym syknięciem w głosie. Miała wrażenie, iż mogłaby mówić to w nieskończoność. Nie miała zamiaru słuchać o resocjalizacji ślepców, o leczeniu i dawaniu szans. Drugie szanse zawsze były tym, co niszczyło społeczeństwa — drugie szanse były przyzwoleniem na słabość, a słabość była niebezpieczna. — Nie jestem przeciwna wyciąganiu z kryzysów tych, którzy są na złej drodze, nie sprzeciwiam się edukacji i pomocy obywatelom, którzy dosięgnęli zakazanej magii. Wybaczcie mi jednak, iż nie umiem znaleźć w sobie współczucia wobec przemienionych ślepców i ich wyborów. — Zamilkła, pozwalając Dahlii mówić. Jej głos pobrzmiewał ciężką pewnością siebie i kobiecą elegancją, a na brzmienie jej słów Bylgja uśmiechnęła się delikatnie, niemal z dumą i pochwyciła jej spojrzenie, zupełnie jakby próbowała w ten sposób przekazać jej swoje wsparcie. Rozejrzała się po widocznie poruszonym tłumie, zachwycona tym chwilowym oburzeniem. Widziała tarze znajomych sympatyków Przymierza pierwszych rozjaśnione i przytakujące. Kolejny raz przeszło jej przez myśl, iż kobiet takich jak Dahlia nigdy nie docenia się wystarczająco, choć są o stokroć bardziej niebezpieczne niż ich mężowie.
    Mąż Kasandry Nørgaard nigdy nie był jednym z nas — przytaknęła jej z rozwagą, krzywiąc się na wspomnienie imienia tego mężczyzny. Nie potrafiła wyobrazić sobie obrzydzenia, które czuła Kasandra, jej bólu, który doprowadził do śmierci. Przeszedł ją krótki spazm drobnych drgawek — uważała samobójstwo za tchórzostwo, potrafiła jednak pojąć nienawiść, która nią kierowała — Choćby przez wzgląd na nią i jej pamięć powinniśmy uczynić co słuszne.
    Pragnęła z całego serca unikać wzroku Edgara, ignorować jego głos i jasne oznaki jego obecności. Oldenburg miał jednak pewien niezwykły talent — jako jeden z niewielu na tym świecie potrafił wzbudzić w niej prawdziwe, ogniste uczucia. Brzmienie jego kolejnych słów podeszło jej wiec do gardła żółcią. Znów musiała swój gniew ukrywać za maską bladej, skupionej twarz, lecz tym razem rumieniec furii wsunął się na policzki jak obłok mgły. Mimo własnych obietnic gwałtownie obróciła w jego stronę głowę — ciemne włosy zatańczyły wokół jej twarzy, turkusowe oczy rozbłysnęły wściekłością, którą usilnie chowała w zaciśniętych pięściach.
    Wiem, czym jest praca u podstaw, Edgarze. Ani ty, ani twoja wielka męska duma nie musicie mi tłumaczyć określeń ze szkolnego podręcznika — rzekła mocnym, gładkim głosem, zachowując twarz w surowej obojętności. — Rozumiem, iż śnisz o zgrywaniu wielkiego bohatera, zbawcy uciśnionych. Prędzej oddam jednak swój język i swoje nazwisko nim pozwolę robić to kosztem prawych galdrów. — Ironia własnych słów uderzyła ja dopiero po chwili. Oddala wszak obie te rzeczy kilka lat temu przy ślubnym kobiercu.

    Rzut:
    Charyzma - 40 + 15 (stata) + 5 (atut - lider) = 60
    Spostrzegawczość - 30 (XD)

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bylgja Hallström' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 40

    --------------------------------

    #2 'k100' : 30
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Atmosfera w czytelni sięgnęła temperatury wrzenia – coraz więcej twarzy, które dotąd zapełniały wnętrze biblioteki na podobieństwo nieruchomych, zawieszonych na ścianach obrazów, zaczynało zwracać się w stronę osób uczestniczących w dyskusji, marszczyć brwi i wykrzywiać usta w oburzonym grymasie, zbyt wyraźnym, aby słowa, które opuszczały rozchylone wargi, pozostawały szeptem, szmer rozmów wzmagał się zatem coraz bardziej, podduszając główny temat dyskusji. Galdrowie nigdy nie potrafili dojść do porozumienia – pragnęli zmiany, która miała wyraźny kontur i ostre krawędzie, tymczasem ich pomysły były puste i ociężałe, zderzały się ze sobą jak zaciśnięte pięści, które z każdym kolejnym ciosem krwawiły coraz bardziej. Konflikt pomiędzy opozycyjnymi klanami przybierał na sile, aż w końcu słowa, które ciągnęły za obie strony naciągniętego postronka, okazały się zbyt ciężkie, aby przeholować rację na jedną stronę, więc przestrzeń pomiędzy nimi przemęczała się i nadrywała, grożąc rychłym pęknięciem – oskarżenia nie dotyczyły już tylko polityki, ich determinacja zakrawała bowiem o dużo bardziej wrażliwy, osobisty obszar egzaltacji. Niektórzy galdrowie wymieniali pomiędzy sobą niezobowiązujące zawiązki pierwszych plotek, krytycznych i niedopracowanych, które prędzej czy później miały odnaleźć drogę na pierwsze strony gazet, wijąc sobie gniazdo pomiędzy czarnymi gałęziami nagłówków – jedynie Andor wydawał się zadowolony, wciąż stał bowiem wyprostowany, z uniesioną brodą i wzrokiem podążającym od jednego rozmówcy do drugiego, zawsze w ten sam sposób: nie poruszał głową, lecz jego źrenice sięgały przeciwnych krawędzi oczu, kołysząc się jak wahadło naściennego zegara. Gdyby ktokolwiek przyjrzał mu się dłużej, mógłby stwierdzić, że wyglądał niepokojąco – wyglądał nieprawdziwie – wszyscy byli jednak zbyt zajęci rozmową, nikt nie zwracał uwagi na Eriksena wystarczająco długo, aby zauważyć krakelurę jego oblicza, drobną skazę w miejscu, gdzie krawędź uśmiechu schodziła się z policzkiem, jakby fragment jego twarzy ulegał zupełnie innym emocjom.
    Prawdziwe nazwisko Lauge wywołało w tłumie wyraźne poruszenie – kilka osób pokiwało głowami, inni zwrócili się do  siebie nawzajem z wyrazem aprobaty: Lauge był skazą na płaskiej, oszlifowanej powierzchni magicznych klanów, wyrzucenie go poza nawias rodziny, której jarl zasiadał przy stole Rady, sprawiało jednak, że mógł stać się człowiekiem zupełnie obcym, wgryzionym w Przymierze Pierwszych jak czerw, stopniowo pożerający je na krawędziach.
    Lauge Lundbäck – powtórzył Andor, a grymas, który dotąd zakrzywiał kąciki jego ust, przeobraził się w płaską linię. – Należał do zamożnej rodziny. Rodziny, która od pokoleń zajmuje stanowiska w Kolegium, której członkowie pełnią obowiązki w Stortingu i Kruczej Straży, rodziny, którą obdarzyliśmy wystarczającym zaufaniem, aby przyzwolić na małżeństwo z Kassandrą Nørgaard, rodziny, która jedynie przypadkiem nie zasiada przy stole Rady. – mężczyzna uśmiechnął się krzywo, choć wargi drżały mu lekko, jakby ścieg, który dotąd podtrzymywał je w uprzejmym grymasie, wyraźnie się obluzował. – Lauge był jednostką – stwierdził, choć jego wzrok uniósł się już z twarzy Dahlii i zatoczył koło po pomieszczeniu. – Taką samą jak my wszyscy. Dlaczego ze ślepcami miałoby być inaczej? – jego słowa nie rezonowały jednak jak poprzednio, a przewaga kobiety zaczynała go drażnić – nie przyszedł tu dzisiaj, aby przegrać. – Kiedy ostatnio rozmawiała pani z Nornami? Wszyscy wiemy jak często potrafią zmieniać zdanie – odparł szyderczo, ale rozmowa parła już naprzód, dopuszczając do głosu młodsze osoby, nie tak ugruntowane w opiniach swoich ojców – Andor przysłuchiwał się Mildri i Edgarowi z satysfakcją, którą coraz trudniej było mu ukrywać pomiędzy rysami twarzy – pragnął nowego pokolenia, świeżych umysłów, kogoś, kto nie nosił na barkach historii swoich przodków, nie hołubił przeszłości w sposób, który zagrażał jej rozwojowi. – Wszyscy jesteśmy zawiedzeni – mężczyzna pokiwał głową, a jego głos zmiękł – stał się ciepły i patronizujący. – Moglibyśmy stworzyć razem coś wspaniałego. – młodzi przedstawiciele klanów kiwali głowami w ślad za nim: tak – wśród galdrów panuje wyniszczająca bieda, tak – ślepcy zazwyczaj pochodzą z najniższych warstw społecznych, tak – powinniśmy starać się ich uleczyć. Ludzie pragnęli zmiany – tej, którą proponowała Mildri i Edgar. Ludzie bali się zmiany – tej, przed którą broniły się Bylgja i Dahlia. Gdyby nie Aina Vanhanen, być może ktoś zauważyłby zmianę – nienaturalny spazm mimiki, przetarcie bladej skóry na policzku, prawe oko wybarwiające się złocistym odcieniem brązu. Gdyby nie ferwor rozmowy i nasrożone między galdrami konflikty, być może ktoś zauważyłby zmianę – obcy tembr głosu, dłoń zaciśniętą w pięść. Gdyby nie bezwiedne, ślepe zapatrzenie we własne słowa, być może ktoś zauważyłby zmianę – skurcz przechodzący przez twarz mężczyzny, aż Andor nie był już Andorem, ale kimś zupełnie innym.
    Zło – rozpoczęła Aina, zwracając się bezpośrednio do Bylgji. – Zawsze było zbyt łatwe do odnalezienia… – lecz przerwał jej krzyk z odległego kąta sali, zwracający wszystkie spojrzenia na Andora – czy też raczej na mężczyznę, który stał teraz na jego miejscu: niższym, o wilczym profilu i ciemnych oczach, pozornie zupełnie pozbawionych źrenic. Zmiennokształtny!, wrzasnął ktoś spomiędzy tłumu, na przemyślane decyzje było już jednak za późno – zgromadzeni w czytelni galdrowie zaczęli przepychać się między sobą, niektórzy usiłowali dobiec do podium, inni skierować się w stronę drzwi. Mężczyzna – kimkolwiek był – chwilowo zniknął wam z oczu, podsunął jednak pod skronie naglące pytanie: gdzie znajdował się prawdziwy Andor Eriksen?

    INFORMACJE

    Każdemu z was przysługuje rzut kością k100 na spostrzegawczość – próg powodzenia wynosi 50 i pozwala dostrzec Andora wśród tłoczących się wewnątrz czytelni galdrów. Wynik równy lub wyższy od 50 pozwala na wykonanie drugiego rzutu kością na dowolne zaklęcie (zgodnie z mechaniką pojedynków, zatem z uwzględnieniem rzutu k6 na celność). Wynik poniżej 50 oznacza, że postać została tymczasowo zepchnięta lub zagłuszona przez panujące w czytelni zamieszanie.


    CZAS NA ODPOWIEDŹ: 72h (do 21.02, 23:59)
    Widzący
    Dahlia Tordenskiold
    Dahlia Tordenskiold
    https://midgard.forumpolish.com/t1392-dahlia-tordenskioldhttps://midgard.forumpolish.com/t1416-dahlia-tordenskiold#12228https://midgard.forumpolish.com/t1415-ljuv#12226https://midgard.forumpolish.com/f134-halvard-i-dahlia-tordenskiold


    - Jeśli mamy oceniać wielopokoleniowe rodziny na podstawie jednej czarnej osoby, to daleko nie zajdziemy, panie Eriksen - skontrowała Dahlia podirytowanym tonem; w jej stanie trudno było zapanować nad emocjami, które buzowały w niej jak rój rozjuszonych pszczół na samą myśl o tym, że miałby runąć porządek świata jaki znała od zawsze. - Dlatego, że nie mamy w tym przypadku do czynienia z jednostką, a dużą grupą, więc to nie jest pojedynczy przypadek - wyjaśniła, nie chcąc pozwolić, aby inni galdrowie podążyli w tym błędnym kierunku, gdzie sprytnie próbował popchnąc ich Eriksen. Mężczyzna sprawiał na niej dziwne, nieprzyjemne wrażenie, jakby coś było z nim nie tak. Nie mogła oprzeć się tej myśli, im dłuzej na niego patrzyła. Wydawał się jakiś nienaturalny w swoim zachowaniu; w tym jak mówił i patrzył na innych. - Przypuszczam, że zwracam się do nich częściej, niż pan. Kiedy ostatnio był pan w świątyni, że tak dobrze pan je zna? - skontrowała, chcąc odwrócić kota ogonem, skoro próbował zrobić z niej idiotkę niemającą pojęcia o woli bogów. Wiara w Dziewięć Światów dla Hallströmów była od zawsze więcej niż ważna.
    Na słowa Edgara Oldenburga, próbującego przedstawić ją jako oderwaną od życia bogaczkę, która nie chce podzielić się swoim bogactwem z potrzebującymi, Dahlia Tordenskiold uniosła dłoń do serca w geście oburzenia, zaraz po tym przenosząc ją na brzuch, jakby nerwy mogły zaszkodzić rozwijającemu się pod sercem życiu.
    - Proszę mi wierzyć, że doskonale wiem - skłamała z kamienną twarzą, unosząc lekko brodę z dumą. - Nie jest to pańska, ani nikogo innego sprawa. Nie chodzi o zasobność skarbca, a sam fakt chęcia podniesienia ręki na własność prywatną, co jest sprzeczne z prawami do wolności - wygarnęła, wyglądając przy tym na wręcz obrażoną. Dlaczego ten człowiek miał w ogólne czelność myśleć o skarbach należących do jej rodziny? Śmieszne. - Powinniśmy zatem podjąć działania, które pomogą tym warstwom społecznym wyjść z ubóstwa. Więcej szkół, edukacji... Wędka, nie ryba, panie Oldenburg - wymądrzała się dalej, głęboko urażona sugestią finansowania niższych warstw społecznych środkami pochodzącymi z majątku Tordenskioldów.
    - Od kiedy jest pan specjaistą od resocjalizacji i psychologii, panie Oldenburg? Może pan przedstawić badania, bądź opinie ekspertów, które zapewnią nas, że "resocjalizacja najlżejszych przypadków" nie zagrozi bezpieczeństwu naszych dzieci? Głęboko w to wątpię - drążyła wciąż Dahlia, mrużąc przy tym oczy jak zirytowany kot, będący jej duchem opiekuńczym.
    Spojrzenie jasnych oczu pani Tordenskiold skupiło się znów na Andorze Eriksenie. W chwili, gdy stało się coś dziwnego - nienaturalny spazm mimiki, zmieniające kolor oko. Wciągnęła głośno powietrze, czując jak dreszcz niepokoju, zanim jednak zdążyła się odezwać, zrobił to ktoś inny - a później rozpętał się chaos. Ludzie biegali i przepychali się między sobą, a Dahlia mając na uwadze dobro swojego dziecka, starała się odsunąć jak najbliżej ściany. Szukała jednak wzrokiem tego, kto był sprawcą tego zamieszania i dostrzegła go.
    - To nie jest Andor Eriksen! To ktoś, kto się pod niego podszywa! Należy go zatrzymać natychmiast! - krzyknęła głośno, wskazując na tego mężczyznę palcem, w oskarżycielski sposób, w nadziei, że znajdzie się ktoś, kto podejmie próbę zatrzymania.


    FAMILY, DUTY, HONOR


    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Dahlia Tordenskiold' has done the following action : kości


    'k100' : 99
    Widzący
    Mildri Rovelstad
    Mildri Rovelstad
    https://midgard.forumpolish.com/t2364-mildri-rovelstad#28012https://midgard.forumpolish.com/t2387-mildri-rovelstad#28182https://midgard.forumpolish.com/t2388-kjeks#28187https://midgard.forumpolish.com/f182-mildri-i-rjan-rovelstad


    Umiała gadać jak najęta. Przychodziło jej to łatwo, kiedy nieprzerwany strumień świadomości w jej głowie mógł wreszcie znaleźć ujście na zewnątrz. Nigdy nie uważała się za osobę o wielkim posłuchu, chociaż bez trudu zauważyła, że jej opowieści — czy to dotyczące anegdotek życiowych, czy składających się na tłumaczenie materii wykładowej kolegom, gdy prosili ją o pomoc — były wysłuchiwane z uwagą i zrozumiałe. Dzisiejsze zaangażowanie było trudniejsze, nie wychodziła naprzeciw innych studentów, rówieśników z którymi znajdowała się na tej samej stopie. To byli ludzie decyzyjni, posiadający przywilej, o jakim ona mogła prawdopodobnie tylko pomarzyć. Rovelstadowie mimo szacunku galdrów nie zostali w ten sposób wywyższeni. Wychodząc przed szereg nie oczekiwała w rzeczywistości niczego, ale wzrok części zgromadzonych wyrażał szacunek. To było wyróżnienie, na które nie była przygotowana, ale napełniło ją nieoczekiwanie dumą.

    Nagły krzyk wyłoniony z tłumu wyrwał ją z jej chwili kontemplacji poświęconej temu zadowoleniu, jakie przyjemnie rozgrzało policzki z uderzeniami serca. Podniosła oczy ku Andorowi, dalej stojącemu na stworzonym sobie podeście i z niemym okrzykiem zdała sobie sprawę, że to nie był ten sam młody mężczyzna, którego słucha z uwagą. Nie rozpoznawała jego twarzy. Nie umiała powiedzieć, co poza szokiem i zagubieniem czuła teraz. Ktoś od początku podszywał się pod młodego galdra, panicza z rodu klanu? Nie, to musiał być dubler. A prawdziwy Andor właśnie uciekał przed nimi.

    Och, jak bardzo żałowała teraz, że jej ludzkie zmysły są tak słabe, a słuch nie jest tak wrażliwy, by z samą jego pomocą mogła zostać pokierowana w stronę uciekiniera. Zmrużyła oczy podczas rozglądania się w każdą stronę, starając przy tym nie tracić głowy. Nie było to proste, kiedy całe otoczenie zaczęło poruszać się w sposób chaotyczny. Ktoś przebiegł raz i drugi tuż przed jej twarzą, wchodzą w jej pole widzenia. Poczuła jak czyjaś dłoń oplatającą jej nadgarstek z dużą siłą i ciągnącą w stronę wyjścia. Nie zamierzała się poddać tej sile, uciekać od zagrożenia — czy na pewno nim było? Musiała się o tym przekonać.

    Wtedy go zobaczyła, nie mogła się pomylić. Jej niski wzrost nie pomagał dodatkowo w uchwyceniu wzrokiem postury Eriksena. Czy inni nie widzieli, że właśnie przebiega obok nich? Byli zbyt zajęci biegiem naprzód? Nie powinni mu odpuścić tego przedstawienia. Jakiekolwiek intencje przyświecały mu w zgromadzeniu tutaj tylu osób, jakkolwiek dyskusja była istotna w kontekście wydarzeń, jakie wzburzyły spokojem Midgardu — nie mogli zignorować tego, że stało się coś niezrozumiałego. A wątpliwości należało rozwiać. Była jeszcze na to okazja.

    Rætur! — powiedziała, wyciągając dłoń do Andora, z nadzieją, że korzenie wyrastające z podłogi zdołają unieruchomić jego nogi, by ucieczka nie była tak prosta w realizacji.

    magia natury: 20 (statystyka) + 5 (bo Freja mnie błogosławi) + 6 (rzut niżej) = 31 < 45 (nieudane)



    pretty little girl, she shines knowing she is young. silly little girl, she tries thinking she is good and wise




    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.