Jan-Erik Nystrom
Gość
Jan-Erik Nystrom Pią 10 Gru - 16:16
GośćGość
Gość
Gość
Jan-Erik Nystrom
Na początku nie ma zupełnie nic oprócz małego dziwnego dziecięcia, przesadnie skrzeczącego i zuchwałego. Jak ma nie krzyczeć, gdy sprowadzili go na ten bestialski i surowy świat? Przychodzi tu w dostatku, a los dopiero gotuje się na przyjęcie śmiałka. Przyciasne uściski matki ustają, zanim będzie nawoływał ją do siebie. Ciepła i przyjemna w głosie, oddana własnemu dziecku, niczym prawdziwa rodzicielka, ustępuje temu, którego donośna mowa doprowadza do młodzieńczej rozpaczy. Ojciec nie zna przebaczenia, ciężką dłonią trzyma rodzinę w należnym porządku.
Pan domu jest hardym Kruczym Strażnikiem. Na sam wpierw oficerem, a potem dowódcą i w końcu u kresu swojego życia komendantem szwedzkiego wydziału, lecz jego losy są tu bez znaczenia. Liczy się to, co przekazuje w swoich genach, a potem w niechybnych czynach. Syn pragnie nigdy nie być taki jak on, więc niepostrzeżenie dąży do tego, by stać się jeszcze gorszym. Matka zaś w domowym zaciszu dzierga dzieciom wełniane kubraczki, lub waży podstawowe wywary, nigdy zresztą nie nauczywszy się więcej, bo on jej nie pozwala.
Jan-Erik wychowuje się w Göteborgu, silnie chłonąc miłość do ojczyzny, której w żadnym razie nie ma zamiaru opuszczać. Los wiele lat później postanawia jednak swoje. Dzień swój rozpoczyna od musztry, prowadzonej przez rozkochanego we własnym postępowaniu ojca, kończy zaś na tradycyjnej zupie z gęsiej krwi, jakiej to życzy sobie głowa rodziny. Chłopiec przy stole nie odzywa się niepytany, głowę trzymając nisko. Miłym mu jest las, swojskim jezioro, koszmarnym jedynie rodzinny dom, każący chować każdą najdrobniejszą myśl, w imię bycia mężczyzną. Jest zbyt młody, by pamiętać o krzywdzie, o otwartej dłoni uderzającej w policzek rozpłakanej matki, ale zostaje to w jego rozumie. Niepostrzeżenie i na długie lata, obrazy mienią się, grzejąc sobie miejsca.
Edukację kończy w Akademii Raido, w myśl tego, że musi. Kto zresztą dałby wybór kilkunastoletniemu dziecku? Ten poszedłby w tango z własnym sumieniem, kończąc najpewniej na ulicy, jako kawałek mięsa. Na to rodziciele nie mogą pozwolić, tworząc przed nim przyszłość godnego następcy ojca, zaś przed siostrą, godnej żony. W takiej wierze jest chowany, co by kobieta nie zapomniała o damskim przeznaczeniu, a mężczyzna o opiece nad kruchą istotą. Lata później przypomni sobie o tym w najtrudniejszych okolicznościach.
Ojciec bije go pasem, pośród krzyków wygłaszając jednak nauki, które Jan zapamięta do końca swych dni. Stosuje się do wszystkich zaleceń, nie ucieka od obowiązków, choćby miały być one nieprzyjemnymi. Srogość słów mężczyzny, który w jego życiu był panem i nad jego życiem piastował reżim, kaleczą dziecięce myśli. Posłusznym jest i spokojnym, tak jak sobie ojciec życzy, tak aby tylko nie ukarał za krnąbrność i butność. Rodzicielka nie odzywa się nie słowem, niemo przyzwalając na wszystkie te przeciwności, młodsza siostra zamyka usta, pozostając oczkiem w głowie, której przeznaczenie kusi do bycia żoną, nic więcej. Oddycha spokojnie, nie raz głowę trzymając pod wodą, pragnąc jedynie pasować, spełnić wymogi i stać się takim, jakim pragnął go ojciec. Wtem nastaje ciemność, a Petter Nystrom umiera, pozostawiając po sobie pustkę i szczęście.
Jan-Erik rozpoczął naukę bezpieczeństwa narodowego w Instytucie Tiwaz w imię narodowej siły i sprawiedliwości, zgodnie z tym czego życzyłby sobie ojciec, nie mogąc wyśnić sobie bytu innego niż te, które mu postanowił. Sam nie miał innych aspiracji, szczerze wierząc, że spełniając wolę rodziciela, spełni też swoją powinność wobec Bogów. Żonę bierze sobie młodo, uroczą studentkę z zaprzyjaźnionego instytutu uczy nie amorów, a oddania sprawie. Nim napisał ostatnie egzaminy, płodzi syna, tak jak mu przykazano. Sam zaś rozpoczyna swoją służbę dla wartości przekazywanych przez ojca, w imię wszystkich galdrów. Żona zostaje w domu, oddana opiece nad potomkiem, a choć początki zawsze są trudne, tak stosują się do tego co winno być, ku ich krwi. Szybko ze stażysty staje się oficerem, niedługo trwa, nim rusza w pierwsze misje, w końcu w swojej pracy widząc kochankę i porzucając na jej rzecz rodzinę, choć przecież to właśnie dla nich to robił. Marie zostaje w domu, tak jak została tam matka Jana, szyjąc kubraczki, karmiąc piersią i pieląc ogródek. Przenoszą swój dom na szwedzką wieś przy morskim wybrzeżu, gdzie niedaleko cumują statki śniących, a żywot toczy się ze błogością. Jan-Erik miłuje swą połowicę, choć nie tak, jak ta by tego pragnęła. Zaraz jednak rodzi się córka, oczko w głowie ojca i najpiękniejsza istota w tym świecie. To dla niej będzie pracował po godzinach. Poświęcając cały czas, który winny był rodzinie na służbę dla własnego kraju, Szwecji, co dla niego jest niczym królowa, w końcu zostaje pochwalony, a ze zwykłego prewencyjnego dzięki zauważonym staraniom i skrupulatności, stanie się Wysłannikiem Forsetiego, ryzykującym własnym wigorem, pragnącym zapewnić córce lepsze istnienie. Nieszablonowe myślenie nabyte w drodze treningu od ojca, wraz z dyscypliną, bez której nie może już żyć, dostaje możność, którą przyjmuje z wdzięcznością. Nazwisko byłego komendanta nie zapewnia mu pozycji, choć i takie szepty słyszy w korytarzach. To on w prewencyjnej służbie nie bał się stracić żywota, nie raz ponad własną rangę zachowując zimną krew, dociekając prawdy i odsłaniając ją w końcu. Bierze udział w zdemaskowaniu jednej z gromad ślepców, których od zarania swego rozsądku nienawidzi, jak przybłędy. To nie przez przypadek sam kolanem w klepisko wciska ich przywódcę, co jego twarz mieni się ohydztwem. Skupiony i wytrwały, dopełnia swego, a nagrodą ma być awans.
Miną lata, a on nie wybierze innej kobiety, całym sobą skupiając się na Marie, na jedynym synu, na jedynej córce, w gorączce niosąc im chleb, aby tylko byli zadbani. Syna tłamsi i trzyma na smyczy, od najmłodszych roków nie pozwalając zostać kimś innym, niż było mu przeznaczone, niż potomek Nystroma powinien być. Staje się swym własnym ojcem, chociaż bezustannie pragnął inaczej. Staje się potworem, który każe wstawać mu z ranka, ze studni wyciągać wodę, a baranom rozcinać gardła sztyletem, aby rodzicielka gotowa była przyrządzić ich mięso. Chłopska sielanka podparta jest bólem, który na niego sprowadza. Córkę niesie w ramionach na dach i pokazuje, że oto padół ziemski stoi otworem, że oto będzie miłowana i wielbiona. Wynosząc ją na królewski piedestał, przysięga, że nie zabraknie jej nic, bo nie widzi w niej samotnego siebie, a jedynie Marie. Przy domu pracuje sam, nie raz udając się do okolicznych śniących, aby ci uczyli go swych nowin technicznych. Twierdzi, że choć nie mogą żyć razem, tak wiedza o ich świecie da mu przewagę w zawodzie. Obserwuje ich nie raz z ukrycia, choć bez zamiłowania i bzika, tak z zaciekawieniem, oceną ich umiejętności, nie raz odległych od tego czego nauczał go ojciec.
Goni za tymi, których prawo brzydzi się, których galdrowie w obawie się wystrzegają. Wyniszcza ich kolebki, nie obawia się zaatakować, wszystko to czyniąc w imię większego dobra, które przekazało mu dowództwo. Nie ciszą, nie cierpliwością, a siłą, której zresztą niedobór nie ma, zdobywa uznanie. Rąbane w wiejskim domu drewno widnieje w muskulaturze, zaś mięśnie za kark chwytają kolejnych destruktorów, gotowych zlekceważyć plany szwedzkich widzących. Nie raz dziesięć, nie raz dwanaście godzin spędzonych w obowiązkach sprawia, że wreszcie zapomina o rodzinie. O nią troszczy się ślubna, zaś on, niczym dobry mąż, przynosi monety i oczekuje w zamian jedynie strawy i ciepłego boku, który mógłby wziąć w objęcia w noc polarną. Tęsknić, aby być innym niż ten, który go spłodził, tak więc pielęgnuje jego spuściznę, czyniąc syna lepszym, niż był sam. Dyscypliną trzyma domowe ognisko w kamiennej pięści, zapewniając dostatek i bezpieczeństwo, w zamian jednak nie przyjmując szlochów czy nieudolności. Córkę trzyma pod kloszem, nie dopuszczać, aby myślała inaczej, niż jej przykazano w boskich słowach, widzi w niej słabość, lecz nie tą, co w synu, nie tą, którą trzeba wyplewić, a tą, którą należy hołubić. Marie coraz częściej zostaje osamotniona, gdy to on pnie się po szczeblach kariery, sukcesywnie w pracy odnajdując telos i dolę. Ją rwie samotność i bezbronność, boli, że bez niego nie ułożyłaby sobie na nowo bytu, bo jedynym co potrafi, jest usługa domowi. W jej życiu pojawia się kochanek, którego dłonie napawają ją szczęściem, gdy to uświadamia sobie, że swojego męża już nie wielbi, że żądza ustąpiła prawidłowości, a choć spełnił jej prośbę, by życie toczyli na siole, tak to znacząco odbiega od pierwotnych wyobrażeń. Zanurza się w tym stanie, gdy Jan-Erik nie dostrzega inności, wciąż żądając jedynie wiktu i odchowania ich latorośli. Sam awansuje, a jako zastępca dowodzi teraz szwedzkim oddziałem Wysłanników. Jest respektowany i ceniony, a swoich oficerów trzyma w ciągłej gotowości, nie zezwalając na wytchnienie. Życie swe mając w pracy, szuka sposobności wykazania się, świadectwa, że jest godzien tego urzędu. Podejmuje się wyczerpującego treningu, spełnia bezwzględne wymagania, otrzymuje Jego łaskę, gdy to wisząc za nogi na plecionym sznurze ze starego drzewa, wypowiada kolejne inkantacje. Jucha spływa do głowy, a oko bieleje z każdą chwilą. Rodzi się w nim boski zaszczyt. Nader ambitny, nie dla pieniądza, a swej ważności, w swych rękach posiada dar Odyna. Wiele lat później posługuje się nim jedynie wtedy, gdy żąda tego obowiązek i cel. Ślubując sobie, że nie będzie jak własny ojciec, starannie nie korzysta z tej wiedzy w rodzinie, choć, jak się potem okaże, niemało by to ułatwiło.
Lata mijają, aż w końcu noc polarna zwiastuje kres. Mężczyzna zadziera z nieodpowiednim człowiekiem. Węsząc i przeszukując, trafia do sedna, do źródła krzywdy czyhającej w liczących się ludziach o znaczących nazwiskach. Nie kapitulować, wierząc, że oto wypełnia swą misję wobec narodu szwedzkiego, ukochanego najpierw przez ojca, teraz przez niego. Ginie pierwszy z jego podwładnych, jego głowa ląduje pod nogami dowódcy, uprzedzając, aby zatrzymał się i nie podążał dalej. Nie podporządkowuje się, kontynuuje dochodzenie. Rozszarpane przez zwierzęta truchło dostarczone jest w bukowej trumnie na jego biurko, wtóra przestroga nie dociera, chociaż sam widok rzezi byłby w stanie wywołać torsje. W końcu pod stopami Jana znajduje się trzecie ciało, Marie grzebana jest sześć stóp pod ziemią. Ciało jej splamiła klątwa, gdy on spieszył za tymi, których wyznaczył sobie na cel. Nie było go przy niej, wartę trzymały dzieci, obserwując, jak ich matka umiera i ostatnim tchnieniem wyznaje miłość. Boleści rozrywają jego serce, a to łamie się, ale oblicze nie ukaże żadnej emocji, oprócz gniewu. Nie mija doba gdy dostaje list, znaczący, że kolejnymi będą jego dzieci. Wstrzymuje więc śledztwo i wycofuje się z niego. Potomstwo nie zazna już ciepłego głosu kołyszącego do snu, pozostawione same sobie. Nie potrafi zastąpić im matki, domowe obowiązki zrzuca na młodą córkę, syna zaś dyscyplinuje. Nie rozmawia o ekscytacjach, nigdy nie porusza tematu kochań, traktuje je jako zbyteczne. Został złamany.
Kolejne wiosny i kolejne zimy od jej śmierci odsuwają go od świata. Staje się gorzki i posępny, nie odczuwa już uciechy. A może to ułuda i zawsze taki był? Choć jego pozór świadczy o pewności siebie i zawziętości, tak od środka wyżerają go wyrzuty sumienia i potworne poczucie winy. Wie, że swoimi czynami doprowadził nie tylko do jej śmierci, ale i tego, że nie była z nim szczęśliwa. Pogrąża się w tych jaźniach, ciemnościami wpatruje w jej fotografię, umyślnie rozpaczając tylko wtedy, gdy nikt nie mógłby tego dostrzec. Nie godzi się z takim zakończeniem, nie potrafi pomimo tego znaleźć rozwiązania. Lekceważy resztę otoczenia, ze swoimi dziećmi na czele, aż w końcu znajoma twarz widnieje na zdjęciu w jednym z raportów. Oto dostrzega tam tego, którego lata temu zaniedbał. Dzwoni mu w uszach, a brzmienie tych dzwonów przypomina żałobną, bo oto traci własne dziecko, na poczet pułku ślepców, tak samo jak niegdyś stracił małżonkę. Rozmowa nie trwa długo, nie pada wiele słów, czuć jedynie swąd skóry, gdy to ojciec synowi wypala symbol wiarołomstwa, wieczną Pieczęć Lokiego, która nie zniknie już z jego dłoni i stale będzie naznaczeniem, jakiego wyboru dokonał. Nie ma tam krzyków, nie ma ojcowskich łez, chociaż serce łamie się na ideę, że krew z jego krwi dołączyła to tych, którzy śmieli odebrać życie jego matce. Mógł go tam zabić, spuścić posokę, odebrać żywot, tak samo jak wtedy, gdy mu je ofiarowywał, skąpany w miłości do Marie. Jego syn pierworodny umiera. Powstrzymuje się od innych ruchów resztką rodzinnego ciepła, choć wielu deklarowało, że nigdy jej nie miał. W papiery wpisuje fałszywe dane, niemogące połączyć go z potomkiem, zaś jemu każe wynosić się, jak najdalej, nie zbliżać do umiłowanej córki, aby i jej nie skaleczył, tak jak krzywdzi samego siebie. Obiecuje sobie, że będzie miał go widzącym oku, świadom ile krzywdy może uczynić, przekonany, że gdy przyjdzie pora i sposobność, tak jeden zabierze z tego świata drugiego.
Wszystko, co robił — robił dla nich, pragnąc uczynić z syna wytrzymałego mężczyznę, który nie zlęknie się światła, zaś z córki kruchą kobietę i wspaniałą matkę, taką jak Marie. Zostają sami, niedługo później przenosząc się do Midgardu, gdzie nie ma już błogości szwedzkiej wsi, a jest gawiedź, hałas i ścisk. Jest świadomy, że nie może odtąd być Wysłannikiem Forsetiego, nie wolno mu narażać się, że na służbie spotka własnego potomka, że w wyniku przypadku ugodzi go w pierś śmiertelnym zaklęciem. Ucieka więc jak tchórz, którym pod grubą skorupą zawsze przecież był. W sercu skandynawskiego świata rozpoczyna nowy żywot. Swego dowódcę prosi o przeniesienie oraz wykluczenie go z wydziału, gotów objąć inną posadę. W porozumieniu z komendantem midgardzkiego oddziału obejmuje rolę zastępcy dowódcy, bo jego praktyka, doświadczenie i umiejętności nie pozostają niezauważone. Tak jest mu wygodniej i nie chce wycofywać się z tej decyzji, choć marnuje potencjał, który mu pozostał. Jan-Erik więcej czasu spędza przy biurku, w akcję udając się od okazji. Obcina ryzyko, że na ścieżce stanie mu syn, prócz tego jest w stanie utrzymać i siebie i ukochaną córkę, która przecież właśnie wkracza w dorosłe życie. Szczędzi jej i sobie pieniądze, wierząc, że te szczęścia nie dają, a skromność popłaci.
Na końcu nie ma zupełnie nic oprócz dziwnego starca, wpatrującego się w pusty punkt na murze. W kieszonkowym zegarku trzyma ich wspólne zdjęcie. Fotografię rodziny, której nie potrafił utrzymać przy sobie. Tam spogląda na niego uśmiechnięta Marie, głowę opierająca o jego bark. Sam na rękach trzyma obydwoje dzieciąt, choć dzieli je różnica wieku.
Nie ma bólu, nie ma cierpienia.
Jest tylko przeszłość. Jest pięćdziesiąt straconych lat, jak kamień na szaniec, jak krew w piach.
Mistrz Gry
Re: Jan-Erik Nystrom Czw 23 Gru - 15:26
Karta zaakceptowana
Czy aby na pewno te ponad pięćdziesiąt przeżytych lat to tak całkiem stracony czas? Czy etap – najpierw szkolnej, a potem skoncentrowanej typowo na kruczych obowiązkach – nauki; czas, mimo że zbiegiem lat coraz oszczędniej ofiarowywany, poświęcony żonie i dzieciom; okres związany z pięciem się niestrudzenie – chociaż kosztem życia prywatnego – po szczeblach kariery, to naprawdę coś, czego żałujesz? Nawet na takich błędach należy się uczyć, przed Tobą, Janie-Eriku, wciąż jeszcze przynajmniej pięćdziesiąt kolejnych lat.
Mimo przeniesienia do Midgardu, mimo zmiany środowiska pracy, wciąż pozostajesz czynnym Kruczym Strażnikiem, oficerem, który nie zawaha się ruszyć w ogień akcji, dlatego, żebyś miał możliwość zaangażowania się jeszcze bardziej, w prezencie ofiarowuję Ci wisior przypominający głowę kruka, który w rozwartym dziobie trzyma czarną perłę. Wystarczy, że ściśniesz mocniej medalion w dłoni, by perła przybrała mlecznobiały kolor – wówczas Twoje zabielone oko przybiera normalną barwę, choć nie staje się na powrót widzące. To jednak wystarczy, abyś mógł lepiej wtopić się w tłum, nie przykuwając uwagi swoją umiejętnością. Dokonanie takiej zmiany możliwe jest jednak tylko raz na fabularny miesiąc. Dodatkowo posiadanie wisiora gwarantuje Ci stały bonus +3 do spostrzegawczości.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
Mimo przeniesienia do Midgardu, mimo zmiany środowiska pracy, wciąż pozostajesz czynnym Kruczym Strażnikiem, oficerem, który nie zawaha się ruszyć w ogień akcji, dlatego, żebyś miał możliwość zaangażowania się jeszcze bardziej, w prezencie ofiarowuję Ci wisior przypominający głowę kruka, który w rozwartym dziobie trzyma czarną perłę. Wystarczy, że ściśniesz mocniej medalion w dłoni, by perła przybrała mlecznobiały kolor – wówczas Twoje zabielone oko przybiera normalną barwę, choć nie staje się na powrót widzące. To jednak wystarczy, abyś mógł lepiej wtopić się w tłum, nie przykuwając uwagi swoją umiejętnością. Dokonanie takiej zmiany możliwe jest jednak tylko raz na fabularny miesiąc. Dodatkowo posiadanie wisiora gwarantuje Ci stały bonus +3 do spostrzegawczości.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!