Iiris Reinikainen
Gość
Iiris Reinikainen Sob 20 Lis - 22:26
GośćGość
Gość
Gość
Iiris Reinikainen
Wychowała mnie babcia, co pod pierzyną trzymała gorące kamienie, aby grzały ją w stopy. W kominku zawsze tańczył płomień, a miękka owcza skóra służyła mi za siedzisko, gdy obserwowałam ją przy pracy. Nigdy nie nazwała mnie błędem, chociaż w głębi duszy czułam, że w jego wyniku przyszłam na świat.
Tego co mnie stworzył, nigdy przy nas nie było, a skoro nie poznałam go, to jest dla tej historii całkowicie nieistotny. Przynajmniej na razie. Babcia opowiadała, że był jednym z tych chłopców, którzy przychodzili wieczorami, a potem uciekali w las z podobnymi sobie, aby patykami gonić za zającem. Mama była uczynna, podobno miała ciepłe serce i szczególnie lubiła ptaki. Przysłuchiwała się im cały dzień, siedząc na kuchennym parapecie, zamiast pisać zadane przez nauczycielkę w wiejskiej szkółce wypracowania. Długie lata później stałam się taka jak ona, a przynajmniej pragnę w to wierzyć. Miała talent do alchemii, tak mówiła babcia, ale nie dane jej było z niego skorzystać, bo umarła, rodząc mnie. Życie za życie, śmierć za śmierć. Pod swoje skrzydła wzięła mnie więc ona, najwspanialsza znachorka, jaką kiedykolwiek znałam. Babuszka.
Od najmłodszych lat pragnęłam czerpać od niej wiedzę, chwytając się jej ciepłej duszy. Gdy widziałam jak pomarszczonymi palcami rozrywa tojad, albo mieli korę wierzby, zachwycałam się zapachami, próbując pomóc. Często mi nie pozwalała, twierdząc, że jestem na to zbyt młoda i jeszcze zrobię sobie krzywdę. Dzisiaj wiem, że nie chodziło o moje zranienie, a to, że chciała, abym była gotowa. Rozbudziła głód wiedzy, a ja sama musiałam zacząć jej szukać i w końcu to zrobiłam. W szmatkę spakowałam mały bukłak, maść na ukąszenia, a także kanapkę z kozim serem i ruszyłam w świat z tym tobołkiem pełnym niczego dobrego.
Zawsze było tu zimno. Od kiedy tylko pamiętam, śnieg pokrywał torfowiska i stare lasy. Mróz zaciskał się na gardle, a zamarznięte powietrze, które wypuszczałam z ust, zamykało mnie w szklanej bańce. Finlandię w tamtym konkretnym momencie postrzegałam jako ograniczenie mojej wolności. Dziś jest mi domem. Wokół Laponii przez wieki krążyły przedziwne legendy, ale babcia mówiła, że to zabobony dla małych dzieci, a prawdziwa magia, prawdziwe baje i koszmary, chowamy my sami w naszych słowach i czynach. Wkrótce miałam się o tym przekonać. Z tobołkiem wędrowałam przez zaspy, przyglądając się niespodziewającym się towarzystwa zwierzętom. Wzbudzały we mnie szacunek, były majestatyczne i wolne, tak więc nie podchodziłam bliżej. Sarny, które zbliżały się do naszej chatki, wyglądały inaczej, niż dzikie niedźwiedzie. Lisy, które dokarmiałam kawałkami chleba, nie onieśmielały mnie tak, jak łosie. Obserwowałam je niczym ciekawski szpak. Wtedy zdawać mi się mogło, że idę już cały rok. Dziś wiem, że zajęło to ledwie parę godzin. Aż w końcu drobna stopa zsunęła się z urwiska i poleciałam w dół.
Świat na chwilę przystanął, zamarł czas, w oczekiwaniu na to co się ze mną stanie.
Lot nie trwał długo. Porywy wiatru odsuwały mnie od kruszącej się skały, a okoliczne ptaki otwarcie wyśmiewały mój stan, życząc mi wszystkiego złego, skoro byłam aż tak głupia, że spadłam. Niedoczekanie Wasze, głupie ptaki! W końcu miękko spadłam na śnieg, obijając sobie tyłek. Szok przerwał ciszę, gdy stanął przede mną prawdziwy potwór, monstrum wielkości czterech mnie, albo i nawet ośmiu! Dumny renifer. Nigdy wcześniej nie widziałam żadnego z takiego bliska, ale pamiętałam, że babcia mówiła, że trzeba traktować je z szacunkiem. Przedstawiłam się, kiwnęłam grzecznie głową, a ten kazał mi wsiąść na swój grzbiet i powiedział, że odwiezie mnie do domu. Cały mój tobołek roztrzaskał się dookoła, ale i tak było tam jedno wielkie nic. Przystałam na tę propozycję, w duchu radując się i podskakując. Na tamten moment nie myślałam o tym, dlaczego właściwie go rozumiem. Dzisiaj już wiem. Babcia nie była na mnie zła, bo wśród swoich codziennych bardzo ważnych zadań, nie zauważyła nawet, że mnie nie ma. Myślała, że podążam własnymi ścieżkami, zwyczajnie nie wiedziała, że aż tak daleko. Nie opowiedziałam nikomu, co tak naprawdę robiłam, chociaż oskarżali mnie o lenistwo, bo obawiałam się, że i tak by mi nie uwierzyli. Opadłyby im szczęki, jakby się tylko dowiedzieli! Świat poza domem był przerażający, a ja szczerze wątpiłam we własne możliwości, skoro wybryki kończyły się obitą pupą i przemarzniętymi palcami. Zgubiłam wtedy rękawiczkę. Więcej się nie wychylałam.
Aż przyszły moje trzynaste urodziny. Wyczekiwałam ich długo, byłam pewna, że uda mi się zobaczyć resztę świata, poznać ludzi, wszystkie tajemnice, które skrywa Finlandia, ale ten moment nigdy nie przyszedł. Po odebraniu od domowej edukacji o algebrze, podstawowych dziedzinach magicznych, języka i alchemii, babcia nie zgodziła się, abym opuściła dom. Myślę, że zrobiła to dlatego, że tak bardzo się o mnie bała, ale chociaż wtedy byłam na nią wściekła, dzisiaj nie żałuję, że nie dane mi było kontynuować szkolnej edukacji. Powiedziała mi o tym, wręczając zielnik, a także gorący kawałek miodowego placka, którym świętowałyśmy moje urodziny. Był słodki i na chwilę miał zagłuszyć uczucie bólu i zawiedzenia. Obiecała, że będzie nauczać mnie sama, że przejmę jej obowiązki i będę pichcić eliksiry, tworzyć maści, przygotowywać kadzidła i leczyć potrzebujących. Nie skłamię jeśli powiem, że na tamten moment nie marzyłam o tym, bo chciałam sama odkryć swoją ścieżkę. Postanowiłam jej jednak zaufać. Nie zawiodłam się. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele wiedziała na temat fauny i flory. Zwierzęta jadły jej z rąk, a zioła uginały się pod palcami, dokładnie tak jak tego od nich oczekiwała. Była słynna w całej wsi i nie było galdra, ni śniącego, który nie korzystałby z jej usług. Z początku pomagałam jej przy szatkowaniu niezbędnych ingrediencji, potem pozwoliła mi mieszać, a także przelewać gotowe wywary do odpowiednich fiolek. Następnie mogłam sama, oczywiście pod jej czujnym okiem, usiłować pracować, ale zawsze zgodnie z przepisami. Eliksir spokoju, albo Krwinkowar, albo nawet (wtedy wywoływało to we mnie duże zawstydzenie) Miesięczny Napar przestały stanowić dla mnie problem. Babuszka była zadowolona, że odciążam ją z najprostszych spraw, a ona sama mogła zająć się odpoczynkiem. Nikła w oczach, widziałam przez lata, jak starzeje się i traci siły, choć nigdy nie dała tego po sobie poznać. Wybierałam się z nią do jej przyjaciół, jak zwykła ich nazywać, którym opatrywała rany, radziła w prostych sprawach, a także pomagała przy dzieciach i zwierzętach, jeśli akurat były z nimi problemy. To po niej miałam tę mowę i słuch. Prosiła mnie wtedy, bym nie wspominała za głośno o moim darze, ale zawsze podpytywała, co tam takiego usłyszałam od psów albo wiewiórek, co w trawie piszczy.
Gdy skończyłam osiemnaście lat, babcia znacznie podupadła na zdrowiu. Krew lała się z jej płuc, gdy ja trzymałam jej zimną dłoń. Nie pomogły eliksiry, choć tak bardzo się starałam, nie pomogły maści rozgrzewające, ani kamienie pod stopami. Odeszła w nocy, spokojna i pogodzona z własną starością.
Było mi trudno, długie noce płakałam nad jej leśnym grobem, próbując zrozumieć, jak mogła mi to zrobić. Chciałam krzyczeć i wyć, nie nauczyła mnie przecież wszystkiego, a obiecała. Z żałoby wyrwał mnie człowiek, który przyszedł błagać o pomoc dla swojego dziecka. Niewiele myśląc, zostawiłam łzy za sobą, a sama pobiegłam ratować tamtego chłopca.
Od tamtej pory trudno było oderwać mnie od pracy. Wiele tygodni poświęciłam jedynie na to, aby przeczytać każdą książkę, jaką zostawiła w chatce babcia. Jej odręczne pismo rozpoznawałam z odległości, każda notatka, którą stworzyła, przybliżała mnie do zostania kimś ważnym dla społeczności, kimś tak oddanym sprawie jak ona.
Tamtego dnia zjawił się On. Dziwny pan o dziwnych oczach, który chciał jedynie maści na oparzenia. Był ode mnie starszy, a ja czułam od niego niepokój i tajemnicę, o której nie mogłam przestać myśleć. Nie wiem, co mnie do tego podkusiło, ale zaprosiłam go na herbatę. Chciał posłuchać o moim talentach, zobaczyć zasuszone zioła. Ja chciałam wiedzieć, co jest w jego głowie. Spędziliśmy razem długie godziny, nie mogąc oderwać od siebie wzroku. Opowiedział mi o zakazanej magii, której nigdy nie poznałam, o której babcia milczała. Wiedział o śmierci Babuszki, wspomniał o znachorce, która mieszkała tu przed laty, a którą poznał, gdy był jeszcze młodzieńcem. Wyjawił mi sekrety, że i ona się nią parała, że była w niej wybitna, a talent, który posiadła w swoich rękach powinna przekazać dalej. Nigdy tego nie zrobiła, ale dzisiaj myślę, że gdyby tylko dane jej było przeżyć więcej lat, to w końcu by mi o tym opowiedziała.
Odwiedził mnie jeszcze parę razy, zawsze przed pełnią i zawsze z tym samym dziwnym spojrzeniem. Nauczał zakazanych czarów, opowiadał o ich mocy i przeznaczeniu. Przerażały mnie, tak jak przerażały tamte niedźwiedzie, a jednak głód wiedzy nakazywał podążać tą ścieżką. Tłumaczyłam sobie, że nie robię tego dla siebie, a dla własnej wiedzy. Doświadczona znachorka musi ją posiadać, tak zawsze mówiła mi babcia. Bolało, ale przecież miałam na to leki. Mężczyzna powiedział mi wtedy, że zobaczę w swoim życiu jeszcze wiele raz od podobnej magii, a potem wyjawił sekret, który do dziś wywołuje we mnie uczucie niepokoju, poczucie, że zostałam oszukana.
Mój rodziciel, jak sam się nazwał, zniknął zaraz po wyjawieniu mi tego faktu, zanim zdążyłam odpowiedzieć. Nie planowałam go ukarać, a jednak pozbawił mnie nawet tej możliwości. Nie jestem pewna, jakie uczucia powoduje we mnie tamta gorzka chwila. Czy to ból i postronna nienawiść do niego, czy do samej siebie? Może nie chciał mnie, bo jestem mną? Minęło kilka lat, a ja wciąż nie znam odpowiedzi.
Nie pozostawiłam jednak swojego powołania, wciąż dostarczając eliksirów i ziół, a także lecząc potrzebujących. Nie dyskryminuję nikogo, choć czasem wrażenie, że Babuszka wcale nie przygotowała mnie na ten świat. Podróżowałam rzadko, wolałam trzymać się blisko domu, obok którego kręciły się sarny. Zawsze lubiłam z nimi rozmawiać, opowiadały mi o szerokich starych lasach, o dzikich koniach i wietrze co przesuwa chmury. Dziś jednak znalazłam się daleko od grobu babci, od zimowego krajobrazu, od mojej Laponii. Tam żyje się coraz trudniej, wszyscy garną do serca magicznego świata. Musiałam spróbować się tam odnaleźć, zarobić na chleb i odłożyć wystarczająco. To nie na stałe, zamierzam wrócić do domu.
Mistrz Gry
Re: Iiris Reinikainen Sob 27 Lis - 16:03
Karta zaakceptowana
Przez długie lata żyłaś z dala od cywilizacji – choć masz wrażenie, że babuszka nie przygotowała cię do tego świata, to teraz wreszcie możesz odkrywać go na własną rękę. Widzisz, że jest zupełnie inny, nie ma nic do czynienia z tym, w którym się wychowałaś, dlatego mam dla ciebie dobrą radę: uważaj na siebie. Midgard to nie Laponia, daleko mu do niej, a w dzisiejszych czasach może być niebezpiecznym miejscem. Miej oczy szeroko otwarte, droga Iiris.
W prezencie chciałbym podarować ci coś, co otrzymałaś w chwili śmierci swojej babki. To ręcznie wykonany wisior z drzewem życia na okręgu - dobrze znasz go także pod nazwą Yggdrasil. Zgodnie z jej słowami, które zapamiętasz do końca życia, miał pełnić funkcję ochronną: chronić cię nie tylko przed chorobami, ale także przed całym złem tego świata. Choć ma on dla ciebie niezwykle ważną wartość, to dodatkowo za każdym razem, gdy go nosisz na szyi, czujesz się silniejsza, dostajesz bowiem +3 do sprawności fizycznej.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
W prezencie chciałbym podarować ci coś, co otrzymałaś w chwili śmierci swojej babki. To ręcznie wykonany wisior z drzewem życia na okręgu - dobrze znasz go także pod nazwą Yggdrasil. Zgodnie z jej słowami, które zapamiętasz do końca życia, miał pełnić funkcję ochronną: chronić cię nie tylko przed chorobami, ale także przed całym złem tego świata. Choć ma on dla ciebie niezwykle ważną wartość, to dodatkowo za każdym razem, gdy go nosisz na szyi, czujesz się silniejsza, dostajesz bowiem +3 do sprawności fizycznej.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!