Salon
3 posters
Mistrz Gry
Salon Sro 6 Paź - 21:51
Salon
Mieszkanie Guildensterna znajduje się na ostatnim piętrze kamienicy, a jego najważniejszą częścią jest salon, gdzie Björn spędza najwięcej czasu. To niezwykle przestronne i jasne pomieszczenie, gdzie mieści się kanapa w kolorze pomarańczowym, drewniany stolik na samym środku, pod którym leży wzorzysty dywan na środku czy liczne książki na ścianie, będące głównym elementem wystroju. Jego uzupełnieniem są rośliny doniczkowe, a także rzeźby i obrazy jego ulubionych, najczęściej zagranicznych artystów. Z salonu można także wyjść na taras, skąd rozpościera się niezwykle malowniczy widok na Port Północny.
Verner Forsberg
Re: Salon Czw 11 Lip - 23:12
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
05.07.2001
Magisterium na ciebie czeka. Przygląda ci się. I ja też zamierzam cię obserwować, baczniej niż zwykle.
Słowa Björna dźwięczały mu w uszach przez okrągły miesiąc, choć — gdy nerwowo oglądał się przez ramię wychodząc z domu, w szanowanych dzielnicach, w sklepach alchemicznych i na Przesmyku Lokiego — wcale nie czuł na sobie wzroku rywala. Zaraz po tym, jak pozbył się go z domu, spakował walizkę ze swoim najcenniejszym dobytkiem (czyli recepturami, gotówką i cebulkami tulipanów), a w podręcznej sakiewce zaczął nosić więcej pieniędzy i klejontów niż zwykle by w razie konieczności ucieczki nie rozpoczynać nowego życia od zera. Być może powinien był uciec od razu, bo choć nie chciał tego przyznać przed Guildensternem, to ten zdołał wyprowadzić go z równowagi, onieśmielić, rozbroić i obrazić. Jeśli wpadł na jego trop, to Verner faktycznie nie był taki sprytny jak mu się wydawało.
Przywykł do tego, że Björn jest o wiele inteligentniejszy niż jego własna rodzina i większość znajomych, ale nie spodziewał się aż takiej bezwzględności w obliczu prezentowanych mu wymówek oraz prób zmiany tematu. Wyniósł z tamtego spotkania ostrzeżenie — będzie musiał lepiej przemyśleć strategię samoobrony na wypadek wykrycia. Nie był pewien, co jeszcze miał wynieść z wizyty Björna, prawdziwy sens jego słów nieustannie mu umykał. Nie opuścił domu od razu, nie chcąc dać rywalowi tej satysfakcji, ale Krucza Straż faktycznie nie pojawiła się w progu. Najpierw wziął to za grę na przeczekanie, ale mijały tygodnie i nikt go nie ścigał. Guildenstern na niego nie doniósł, choć jego słowa wystarczyłyby przynajmniej do rewizji domu. Czyli grał w inną grę. Verner rozważał to, co Björn naprawdę chciał mu zainsynuować, jego świadomość odnośnie tego, czym jest Magisterium. Zagadkowe słowa Björna o tym, że organizacja mu się przygląda, wypowiedziane z nadmierną pewnością siebie.
Forsberg miał wszystkie poszlaki na tacy i był na tyle inteligentny, by nieśmiało złożyć je w pewną hipotezę, ale uparcie wypierał ją ze świadomości.
To niemożliwe — myślał, ilekroć jego wyobraźnia zestawiała słowa "Björn" i "Magisterium" i "Przesmyk Lokiego" w jeden obraz. To niemożliwe, bo to zbyt szalone i niesamowite i piękne, by było prawdziwe. Björn nie mógł być po jego stronie. Nie perfekcyjny dziedzic Guildensternów. Pierwszy syn, przedstawiciel konserwatywnego stronnictwa, wychowywany na przyszłego jarla. Miałby do stracenia jeszcze więcej niż Verner, a Verner zdecydował się oślepnąć poniekąd dlatego, że po diagnozie i śmierci córki przestał cenić własne życie. To niemożliwe — myślał dalej, uparcie, aż zaczął lękać się, że jego podświadomość płata mu figle i skłania do myślenia życzeniowego i że pożegnalne słowa Björna były jedynie wytworem wyobraźni albo okrutną halucynacją zesłaną przez menadę. To niemożliwe, bo inny alchemik z klanu, który odnalazł drogę do Magisterium (i to w dodatku drugi najzdolniejszy alchemik na Kenaz, zaraz po Vernerze, który w gorsze dni stawiał nawet talent Björna ex aequo swojego), to zbyt piękna wizja by była prawdziwa. To niemożliwe, bo zaślepiony Björn — w odróżnieniu od Siri, której polityczne sprawy nie interesowały i której najbliższa rodzina wiedziała o jej zgniliźnie — byłby chyba jedyną osobą na świecie zdolną zrozumieć aspiracje i położenie Vernera. To niemożliwe, bo to byłby niezmiernie fortunny zbieg okoliczności albo ścieżka wytyczona przez same Norny, a one były okrutne i odebrały Vernerowi córkę i zdrowie, więc na pewno nie podarowałyby mu takiego prezentu. W głębi duszy uważał, że nie zasługuje na bratnią duszę.
Roztrząsał to tak długo, aż postanowił przestać, aż pierwszego lipca otrzymał list od Magisterium. List wyraźnie odnoszący się do jego alchemicznych zdolności. Może istniało na to perfekcyjnie racjonalne wyaśnienie, jak dyskretne rozprowadzanie trucizn po Przesmyku (choć po pogróżkach Björna Verner nieco przyhamował), a może...
… musiał to sprawdzić. Okłamywałby siebie, udając, że będzie w stanie zapomnieć o zagadkowej wizycie Björna i o emocjach płonących między nimi jak oddech orma.
Tym razem samemu postanowił zaskoczyć rywala w jego własnym domu, żeby wiedział jakie to "miłe" uczucie. Poza tym — co uświadomił sobie z pewnym zdziwieniem — nigdy tam nie był. Wybrał datę okrągły miesiąc po wizycie Guildensterna, bo mimo wszystko nie chciał zaskakiwać go tak całkiem i miał sentyment do symbolizmu.
Zadzwonił do drzwi o zachodzie słońca, gdy widok na port z ostatniego piętra kamienicy musiał być piękny. Bardziej niż krajobrazów był jednak ciekaw mieszkania oraz wyrazu twarzy rywala.
Uśmiechnął się promiennie, gdy Björn otworzył drzwi. W rękach trzymał przewiązaną kokardą butelkę szampana — drogiego. Przyniesienie trunku było w dobrym tonie, podobnie jak zignorowanie faktu, że miesiąc temu groził Björnowi otruciem.
- Nie przeszkadzam? - zapytał niewinnie, ale i tak przestąpił próg mieszkania, zakładając, że Björn nie otworzyłby mu gdyby faktycznie przeszkadzał i że przyłapanie go w towarzystwie byłoby zresztą podwójnie zabawne (spróbował cofnąć się pamięcią do studenckich lat i przypomnieć sobie cokolwiek o sprawach sercowych Björna, ale ku własnemu zaskoczeniu uświadomił sobie, że nie zwracał na to uwagi — mógłby natomiast wyliczyć większość eliksirów przyrządzonych przez rywala, każdy jego błąd w sztuce alchemii, oraz każde wyróżnienie i pochwałę profesorów). - Jesteśmy sami? - upewnił się, bo mimo wszystko nie miał zamiaru nieostrożnie poruszać trudnych tematów. Przesunął spojrzeniem po rzeźbach i obrazach, usiłując ocenić, czy mu się podobają. Podobała mu się biblioteczka na książki i impulsywnie postanowił, że zamówi u stolarza taką samą, ale sekundę później przypomniał sobie, że jeszcze Björn ją kiedyś zobaczy i to byłoby strasznie upokarzające. - Myślałem o naszym ostatnim spotkaniu. Wzburzyłem cię, choć nie rozumiem czym, a mimo wszystko nie chciałbym by tkwiły między nami złe emocje. To na przeprosiny. - wyciągnął w stronę Björna butelkę z obłudną hipokryzją kogoś, kto przez lata podsycał tkwiące między nimi złe emocje.
Björn Guildenstern
Re: Salon Czw 25 Lip - 19:34
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Jego śledztwo trwało, a Björn Guidelstern z alchemika tymczasowo zmienił się w detektywa, który wpadł na trop i nie zamierzał przestać. Wiedział, że powinien był się skupić na doktoracie, ale jego obrona przypadała na koniec miesiąca, w związku z czym Björn znajdował wymówki, by skupić się na Vernerze, nawet jeśli on sam o tym nie wiedział. Ostatnie spotkanie tylko uświadomiło mu, że miał rację — nie mylił się w swoich osądach, był tego niemal pewien, musiał jednak znaleźć jeszcze inne dowody, które potwierdziłby jego przypuszczenia. Nie chciał angażować w to Kruczej Straży — po dłuższym zastanowieniu uznał to za zbyt ryzykowne, co jeszcze mogłoby rzucić cień podejrzeń na niego samego. Czaił się zatem w zakamarkach Przesmyku Lokiego, dyskretnie wypytując o Vernera, który — jak udało mu się ustalić — miał szerszy zasięg działań, niż ktokolwiek przypuszczał. Miał swoje kontakty i informatorów, choć czasami wydawało mu się, że cienie obserwują jego każdy ruch, ale to tylko zwiększało jego determinację w odkrywaniu prawdy. Każda zdobyta informacja przybliżała go do prawdy o Vernerze, podobnie jak nieustanne plotki utwierdzały go w przekonaniu, że był blisko.
Po ostatniej konfrontacji udało mu się dowiedzieć, że Verner nie zniknął. Gdyby tak zrobił, ściągnąłby na siebie tylko podejrzenia, a tego właśnie Forsberg chciał uniknąć. Verner, choć bystry i przebiegły, był również ostrożny i doskonale wiedział, jak manipulować otoczeniem, by odwrócić od siebie uwagę. W mniemaniu młodego Guildensterna zasłanianie się żałobą było bardzo wygodne, podobnie jak prowadzenie pozornie normalnej i rutynowej egzystencji, by nie wzbudzać podejrzeń. Björn wiedział, że to była część większej gry, znał doskonale jej zasady, sam był bowiem jej częścią. Był ślepcem, zgniłym od środka i uzależnionym od magii zakazanej tak jak on, mimo że żadne przed sobą nie chciało się do tego na głos przyznać i odsłonić się przed drugą osobą. Björn był niemal przekonany, że Verner celowo kreował wizerunek ofiary, osoby dotkniętej osobistą tragedią, by zyskać współczucie i zaufanie otoczenia — w ten sposób mógł przecież kontynuować swoje drugie życie bez wzbudzania podejrzeń. A Björn doskonale wiedział, na czym to polegało — od pewnego czasu udawało mu się z powodzeniem godzić dwa, tak diametralnie różne i zupełnie niewspółgrające ze sobą światy.
Choć przez ostatnie tygodnie nie stanęli twarzą w twarz, Björn był bliżej Vernera, niż mogłoby mu się wydawać. Spodziewał się, że w pewnym momencie dojdzie do ich ponownego spotkania. Przygotowywał się na tę chwilę od dłuższego czasu, mając nadzieję, że będzie mógł skonfrontować Vernera i zdemaskować jego prawdziwe intencje. Nie przewidywał jednak, że Forsberg postanowi go uprzedzić i odwiedzi go w jego mieszkaniu, co w tym przypadku mogło oznaczać tylko jedno: że sprawy przybrały poważny obrót. Dla Björna w tej chwili stało się jasne, że gra, którą prowadzą, właśnie osiągnęła punkt kulminacyjny. Verner przyszedł tutaj, by wybadać grunt i najpewniej odnieść się do ich ostatniej, nie do końca przyjemnej konfrontacji, lecz czy udało mu się połączyć kropki i imię Björna z Magisterium — nie miał pojęcia. Podejrzewał za to, że wszystko najprawdopodobniej rozstrzygnie się w najbliższym czasie, skoro zdecydował się złożyć mu osobistą wizytę w jego skromnych progach.
— Czy mam wyjście, by odpowiedzieć coś innego? — zapytał Björn, gdy otworzył drzwi Forsbergowi. Ten dzień musiał nadejść i — jak się okazało — miało to być właśnie dzisiaj. — Wejdź. Jesteśmy sami. — Zamknął za nim ciężkie drzwi do mieszkania, starając się za wszelką cenę ukryć swoje zdziwienie spowodowane niezapowiedzianymi odwiedzinami Vernera. — Mam nadzieję, że nie postanowiłeś spełnić swojej obietnicy — nawiązał do jego gróźb związanych z otruciem, gdy odebrał od niego prezent w postaci wina. — Przyszedłeś się pogodzić? Czy może chcesz mi coś więcej powiedzieć? — Przyznać mi rację? Björn uśmiechnął się z lekką drwiną i wskazał na fotel w salonie. — Usiądźmy, Verner. Jeśli masz coś do powiedzenia, to chętnie wysłucham. Ja wszystko, co chciałem, powiedziałem ostatnim razem. Nie zmieniłem swoich podejrzeń. — Po tym, jak młody Guildenstern przyniósł szkło do alkoholu, usiadł na kanapie, obserwując już każdy ruch Forsberga.
Po ostatniej konfrontacji udało mu się dowiedzieć, że Verner nie zniknął. Gdyby tak zrobił, ściągnąłby na siebie tylko podejrzenia, a tego właśnie Forsberg chciał uniknąć. Verner, choć bystry i przebiegły, był również ostrożny i doskonale wiedział, jak manipulować otoczeniem, by odwrócić od siebie uwagę. W mniemaniu młodego Guildensterna zasłanianie się żałobą było bardzo wygodne, podobnie jak prowadzenie pozornie normalnej i rutynowej egzystencji, by nie wzbudzać podejrzeń. Björn wiedział, że to była część większej gry, znał doskonale jej zasady, sam był bowiem jej częścią. Był ślepcem, zgniłym od środka i uzależnionym od magii zakazanej tak jak on, mimo że żadne przed sobą nie chciało się do tego na głos przyznać i odsłonić się przed drugą osobą. Björn był niemal przekonany, że Verner celowo kreował wizerunek ofiary, osoby dotkniętej osobistą tragedią, by zyskać współczucie i zaufanie otoczenia — w ten sposób mógł przecież kontynuować swoje drugie życie bez wzbudzania podejrzeń. A Björn doskonale wiedział, na czym to polegało — od pewnego czasu udawało mu się z powodzeniem godzić dwa, tak diametralnie różne i zupełnie niewspółgrające ze sobą światy.
Choć przez ostatnie tygodnie nie stanęli twarzą w twarz, Björn był bliżej Vernera, niż mogłoby mu się wydawać. Spodziewał się, że w pewnym momencie dojdzie do ich ponownego spotkania. Przygotowywał się na tę chwilę od dłuższego czasu, mając nadzieję, że będzie mógł skonfrontować Vernera i zdemaskować jego prawdziwe intencje. Nie przewidywał jednak, że Forsberg postanowi go uprzedzić i odwiedzi go w jego mieszkaniu, co w tym przypadku mogło oznaczać tylko jedno: że sprawy przybrały poważny obrót. Dla Björna w tej chwili stało się jasne, że gra, którą prowadzą, właśnie osiągnęła punkt kulminacyjny. Verner przyszedł tutaj, by wybadać grunt i najpewniej odnieść się do ich ostatniej, nie do końca przyjemnej konfrontacji, lecz czy udało mu się połączyć kropki i imię Björna z Magisterium — nie miał pojęcia. Podejrzewał za to, że wszystko najprawdopodobniej rozstrzygnie się w najbliższym czasie, skoro zdecydował się złożyć mu osobistą wizytę w jego skromnych progach.
— Czy mam wyjście, by odpowiedzieć coś innego? — zapytał Björn, gdy otworzył drzwi Forsbergowi. Ten dzień musiał nadejść i — jak się okazało — miało to być właśnie dzisiaj. — Wejdź. Jesteśmy sami. — Zamknął za nim ciężkie drzwi do mieszkania, starając się za wszelką cenę ukryć swoje zdziwienie spowodowane niezapowiedzianymi odwiedzinami Vernera. — Mam nadzieję, że nie postanowiłeś spełnić swojej obietnicy — nawiązał do jego gróźb związanych z otruciem, gdy odebrał od niego prezent w postaci wina. — Przyszedłeś się pogodzić? Czy może chcesz mi coś więcej powiedzieć? — Przyznać mi rację? Björn uśmiechnął się z lekką drwiną i wskazał na fotel w salonie. — Usiądźmy, Verner. Jeśli masz coś do powiedzenia, to chętnie wysłucham. Ja wszystko, co chciałem, powiedziałem ostatnim razem. Nie zmieniłem swoich podejrzeń. — Po tym, jak młody Guildenstern przyniósł szkło do alkoholu, usiadł na kanapie, obserwując już każdy ruch Forsberga.
Verner Forsberg
Re: Salon Pią 26 Lip - 0:24
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
- Z każdej sytuacji jest jakiejś wyjście. - wzruszył ramionami z nonszalanckim uśmiechem, który nie sięgał oczu. Potrafił udawać szczerą wesołość, ale tym razem nie chciał i piorunował Björna wymownym wzrokiem. Ostatnio Guildenstern go zaskoczył i prawie znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Ciągnący się przez miesiąc impas stał się jednak męczący. Verner był w stanie zmusić się do cierpliwości, ale nigdy nią nie grzeszył — zwłaszcza odkąd dowiedział się, że będzie żył o połowę krócej niż chciał. Musiał doprowadzić do rozstrzygnięcia się tej konfrontacji. Czasem nachodziły go nawet myśli, czy Björn przeciągnął ją wtedy złośliwie? Czy wyszedł z jego domu chcąc obserwować, jak Verner ucieka w popłochu lub przez miesiąc wije się jak tchórz? Niedoczekanie, choć Guildenstern doczekał się jednak jakiejś reakcji — bo choć Forsberg nie przestał bywać w Przesmyku to robił to ostrożniej i samemu rozglądał się uważniej. Przekupił nawet jednego z zaufanych pośredników, by miał oczy dookoła głowy i trafił tym samym na plotkę, że ktoś widział kiedyś kogoś w wieku i ogólnikowo-być może-odpowiadającego-rysopisowi-Björna. Tyle, że plotka i sama obecność w Przesmyku to o wiele za mało. To mógł być każdy, a Guildenstern mógł się tam zgubić. Czy dziedzic klanu byłby na tyle szalony by zapuszczać się w takie miejsca? Verner tego nie wiedział i dotychczas się tego po tym nie spodziewał… ale potem Björn złożył mu niezapowiedzianą wizytą i próbował go (całkiem skutecznie) zastraszać. Bez obstawy Kruczej Straży. I wiedział, czym jest Magisterium.
Tak czy siak, musieli jakoś z tego wybrnąć. Na szali leżał spokój ducha Forsbergai doktorat Björna, a stres na pewno nie służył zdrowiu.
Rozejrzał się uważnie po mieszkaniu (tym samym umknęło mu zdziwienie Björna, które Guildenstern zresztą całkiem skutecznie ukrył), lustrując wzrokiem oryginalne dzieła sztuki.
- Nie sądziłem, że masz tak... nowoczesny gust. - nie znał się na sztuce dobrze, ale u Guildensternów spodziewałby się modeli statków, a nie dzieł zagranicznych artystow. - Który obraz jest twoim ulubionym? - odezwał się, bo pomimo szczerej chęci przejścia do sedna, nie mógł sobie odmówić drobnej zmiany tematu. Może właśnie dlatego tak potrafił działać Björnowi na nerwy, w Kenaz płynnie przechodząc od debaty o eliksirach do krytykowania polityki Przymierza Pierwszych po złośliwą ocenę piw w studenckim barze. Dygresje były w stanie rozproszyć wielu rozmówców, ale Verner odnajdywał się w meandrach własnego umysłu i potrafił potem powrócić do tematu.
- Przekonajmy się, jeśli masz odwagę. - błysnął zębami w uśmiechu, gdy Björn odebrał od niego butelkę. - Choć trudno ukryć truciznę w szampanie. Wiesz, że ostatnio w teatrze podali mi taniego szampana? Takie paskudztwa powinny być klasyfikowane jako trujące. Tak czy siak, mogę wziąć pierwszy łyk. - zaoferował pojednawczo, jakby wcale nie słyszał ani nie podsycał plotek o odporności Forsbergów na trucizny. Jego własna tolerancja wynikała głównie z mikrodozowania sobie toksycznych składników. Przy kimś innym mógłby udawać, że mity o rodzinie Forsbergów są jedynie głupstwem, ale gdy miał dwadzieścia lat demonstracyjnie zjadł wilczą jagodę, spoglądając Guildensternowi głęboko w oczy. Chyba w ramach młodzieńczego dowcipu — nie wiedział, co sobie wtedy myślał, ani że Norny splotą teraz ich losy tak dziwacznie.
- Myślisz, że możemy się pogodzić? - odbił pałeczkę i rozparł się w fotelu. Widział jeden scenariusz, w którym byłoby to możliwe, ale wciąż zdawał się nieprawdopodobny.
Gdy Björn poszedł po kieliszki, Verner udawał, że przesuwa wzrokiem po książkach na jego półce. W istocie zbierał się w sobie, po raz ostatni rozważając prawdopodobieństwo wmówienia Björnowi, że to zmiennokształtny ukradł jego twarz. Z szacunku dla inteligencji rozmówcy porzucił ten plan i wziął głęboki oddech.
- Ja też powiedziałem, że się o ciebie martwię, ale chyba mi nie uwierzyłeś. - nachylił się lekko w fotelu w jego stronę. Utrzymywał kontakt wzrokowy — już od dzieciństwa nauczył się tego podczas kłamania, choć właściwie wcale nie był pewien czy kłamie, czy jednak trochę się o niego martwi. - A choć w świetle naszej rywalizacji to może wydać się nieprawdopodobne, to martwię się. Świat to nie jest pracownia alchemiczna, a życie nie rządzi się logicznymi prawami nauki. - gdyby byli przyjaciółmi, zwierzyłby mu się z tego, jak niebezpieczni są ludzie na Przesmyku Lokiego i z tego, że jeden z nich próbował go (Vernera! Forsberga! Doktora toksykologii Forsberga!!!) otruć choć w teorii obydwoje mieli działać na korzyść Magisterium. Że był to świat, w którym nazwiska ani tytuły naukowe się nie liczyły. Że wciąż bał się trochę tego świata, a bezpieczniej czuł się przy kobiecie o trzy głowy niższej od siebie. - Wybrałeś się na Przesmyk Lokiego, hm? - uniósł wyzywająco brodę do góry, jakby był tego pewien (choć nie był). - I pewnie, chcąc poznać wszystkie arkana alchemii, próbowałeś kupić Księgę Gullveig? - dodał wręcz protekcjonalnie. - Myślisz, że jesteś jedynym alchemikiem, który miał taki pomysł? Że wrobisz mnie w coś albo rozgrzeszysz własne sumienie, bo też znam się na truciznach? Wiedza jest kusząca, ale trzeba wiedzieć kiedy przestać, Björn. - zacytował pewnego psychiatrę-hipnotyzera, który w przeciwieństwie do niego wierzył w możliwość kontrolowania uzależnienia od zakazanej magii. - Przed nami świetlana kariera, żaden z nas nie byłby na tyle głupi, by ją zmarnować. - dodał zniżając głos i świadomie grając na tej dwuznaczności. Też nie odrywał od Björna wzroku, jak wtedy gdy ryzykował własnym zdrowiem i jadł wilcze jagody. Przede mną jedno życie, więc go nie zmarnuję. Nie będę cenzurował własnej ciekawości ani unikał wiedzy zakazanej. — tak wyglądałaby prawda o jego świetlanej karierze, ale może postrzegali te prawdy inaczej.
Tak czy siak, musieli jakoś z tego wybrnąć. Na szali leżał spokój ducha Forsberga
Rozejrzał się uważnie po mieszkaniu (tym samym umknęło mu zdziwienie Björna, które Guildenstern zresztą całkiem skutecznie ukrył), lustrując wzrokiem oryginalne dzieła sztuki.
- Nie sądziłem, że masz tak... nowoczesny gust. - nie znał się na sztuce dobrze, ale u Guildensternów spodziewałby się modeli statków, a nie dzieł zagranicznych artystow. - Który obraz jest twoim ulubionym? - odezwał się, bo pomimo szczerej chęci przejścia do sedna, nie mógł sobie odmówić drobnej zmiany tematu. Może właśnie dlatego tak potrafił działać Björnowi na nerwy, w Kenaz płynnie przechodząc od debaty o eliksirach do krytykowania polityki Przymierza Pierwszych po złośliwą ocenę piw w studenckim barze. Dygresje były w stanie rozproszyć wielu rozmówców, ale Verner odnajdywał się w meandrach własnego umysłu i potrafił potem powrócić do tematu.
- Przekonajmy się, jeśli masz odwagę. - błysnął zębami w uśmiechu, gdy Björn odebrał od niego butelkę. - Choć trudno ukryć truciznę w szampanie. Wiesz, że ostatnio w teatrze podali mi taniego szampana? Takie paskudztwa powinny być klasyfikowane jako trujące. Tak czy siak, mogę wziąć pierwszy łyk. - zaoferował pojednawczo, jakby wcale nie słyszał ani nie podsycał plotek o odporności Forsbergów na trucizny. Jego własna tolerancja wynikała głównie z mikrodozowania sobie toksycznych składników. Przy kimś innym mógłby udawać, że mity o rodzinie Forsbergów są jedynie głupstwem, ale gdy miał dwadzieścia lat demonstracyjnie zjadł wilczą jagodę, spoglądając Guildensternowi głęboko w oczy. Chyba w ramach młodzieńczego dowcipu — nie wiedział, co sobie wtedy myślał, ani że Norny splotą teraz ich losy tak dziwacznie.
- Myślisz, że możemy się pogodzić? - odbił pałeczkę i rozparł się w fotelu. Widział jeden scenariusz, w którym byłoby to możliwe, ale wciąż zdawał się nieprawdopodobny.
Gdy Björn poszedł po kieliszki, Verner udawał, że przesuwa wzrokiem po książkach na jego półce. W istocie zbierał się w sobie, po raz ostatni rozważając prawdopodobieństwo wmówienia Björnowi, że to zmiennokształtny ukradł jego twarz. Z szacunku dla inteligencji rozmówcy porzucił ten plan i wziął głęboki oddech.
- Ja też powiedziałem, że się o ciebie martwię, ale chyba mi nie uwierzyłeś. - nachylił się lekko w fotelu w jego stronę. Utrzymywał kontakt wzrokowy — już od dzieciństwa nauczył się tego podczas kłamania, choć właściwie wcale nie był pewien czy kłamie, czy jednak trochę się o niego martwi. - A choć w świetle naszej rywalizacji to może wydać się nieprawdopodobne, to martwię się. Świat to nie jest pracownia alchemiczna, a życie nie rządzi się logicznymi prawami nauki. - gdyby byli przyjaciółmi, zwierzyłby mu się z tego, jak niebezpieczni są ludzie na Przesmyku Lokiego i z tego, że jeden z nich próbował go (Vernera! Forsberga! Doktora toksykologii Forsberga!!!) otruć choć w teorii obydwoje mieli działać na korzyść Magisterium. Że był to świat, w którym nazwiska ani tytuły naukowe się nie liczyły. Że wciąż bał się trochę tego świata, a bezpieczniej czuł się przy kobiecie o trzy głowy niższej od siebie. - Wybrałeś się na Przesmyk Lokiego, hm? - uniósł wyzywająco brodę do góry, jakby był tego pewien (choć nie był). - I pewnie, chcąc poznać wszystkie arkana alchemii, próbowałeś kupić Księgę Gullveig? - dodał wręcz protekcjonalnie. - Myślisz, że jesteś jedynym alchemikiem, który miał taki pomysł? Że wrobisz mnie w coś albo rozgrzeszysz własne sumienie, bo też znam się na truciznach? Wiedza jest kusząca, ale trzeba wiedzieć kiedy przestać, Björn. - zacytował pewnego psychiatrę-hipnotyzera, który w przeciwieństwie do niego wierzył w możliwość kontrolowania uzależnienia od zakazanej magii. - Przed nami świetlana kariera, żaden z nas nie byłby na tyle głupi, by ją zmarnować. - dodał zniżając głos i świadomie grając na tej dwuznaczności. Też nie odrywał od Björna wzroku, jak wtedy gdy ryzykował własnym zdrowiem i jadł wilcze jagody. Przede mną jedno życie, więc go nie zmarnuję. Nie będę cenzurował własnej ciekawości ani unikał wiedzy zakazanej. — tak wyglądałaby prawda o jego świetlanej karierze, ale może postrzegali te prawdy inaczej.
Björn Guildenstern
Re: Salon Nie 11 Sie - 20:35
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
— Skoro tak uważasz — odpowiedział sceptycznie Björn, nie do końca zgadzając się ze słowami Forsberga. Guildenstern od zawsze był człowiekiem praktycznym, kierującym się chłodną logiką i trzeźwą oceną sytuacji. W życiu spotkał wielu ludzi, którzy wierzyli, że każde wyzwanie da się pokonać, że każdą przeszkodę można obejść lub sforsować. Jednak z biegiem lat, wraz z doświadczeniem i niejednym rozczarowaniem, w jego umyśle zakorzeniło się głębokie przekonanie, że nie każda sytuacja ma swoje wyjście, a przekonał się o tym zwłaszcza w momencie, w którym stał się ślepcem. Były chwile, kiedy próbował wszystkich dostępnych mu środków, by odwrócić przemianę, by cofnąć się o krok, ale i tak przyszło mu stawić czoła porażce. Takie momenty wyryły w nim ślad, który trudno było zignorować, lecz dzięki temu Björn zrozumiał, że nie na wszystko miał wpływ. Niektóre wydarzenia były wynikiem sił, które wykraczały poza ludzką kontrolę — czasami była to kwestia przypadku, czasem zbiegu okoliczności, a niekiedy potęga samych Norn, której nie można przewidzieć ani powstrzymać.
— Jak widać, ludzie czasami potrafią zaskakiwać. — Każdy detal, od drewnianych mebli po chłodne odcienie bieli, był wyrazem jego osobistych upodobań i świadomym odcięciem się od tradycji. To, co dla niego było nowym początkiem, dla jego rodziców stanowiło jednak szpilę wbitą prosto w serce. W ich oczach nieco zbyt nowoczesny gust Björna był niemal prowokacją, znakiem, że ich syn najstarszy syn, dziedzic Guildensternów, nie podziela ich wartości i tradycji. Choć wiele się zmieniło, odkąd się tu przeprowadził, a wnętrza wypełniły się książkami i roślinami, to nie przypominały wnętrz Kamiennej Fortecy. — Nie zrozum mnie źle, Vernerze, ale nie sądzę, byś go znał. Artysta nie pochodzi nawet ze Skandynawii — uciął z premedytacją temat ulubionego obrazu, zmuszając się do obdarzenia Forsberga sztucznym uśmiechem. Guildenstern, podobnie jak pozostali członkowie jego rodziny, nigdy nie był wielkim entuzjastą sztuki — znał się na niej tyle, na ile wypadało z racji pochodzenia, a to, co posiadał, było wynikiem nie osobistych upodobań Björna, lecz zasługą osobistych, wybitnych doradców.
— Cóż za zniewaga. Mam nadzieję, że świat ci się nie zawalił — skomentował gorzko Björn, z ledwie ukrywanym uczuciem politowania. Słuchał opowieści swojego rywala, ale zamiast wzbudzić w nim współczucie czy zainteresowanie, wywołały jedynie cyniczny uśmiech na jego twarzy. Zastanawiał się, jak potoczy się dzisiejszy wieczór; czy Verner zdobędzie się przed nim na odwagę i przyzna się do swojej prawdziwej, zgniłej natury. Przypomniał sobie plotki o odporności Forsbergów na trucizny — nigdy nie wiedział, na ile były one prawdą, lecz nie chciał ich lekceważyć, zwłaszcza że w głowie miał sytuację z młodzieńczych lat, gdy z satysfakcją w oczach zjadł przy nim wilczą jagodę. Björn zamarł, oczekując na nieuniknione skutki zatrucia, ale nic się nie stałe — Verner pozostał niewzruszony, jakby to, co właśnie zrobił, było najnaturalniejszą rzeczą na świecie. To zdarzenie, choć odległe, pozostawiło w Björnie pewien niepokój, który dał o sobie właśnie znać. Było to coś więcej niż zwykła sztuczka, coś, co dalej kazało mu wierzyć, że w plotkach o Forsbergach mogło być ziarno prawdy.
— Chcesz się pogodzić? — zakpił Björn, czując, jak wzbiera w nim fala niedowierzania i gniewu. Absurdalność tej propozycji była niemal groteskowa. Verner Forsberg, jego odwieczny rywal, teraz mówił o pojednaniu? To było nie do pomyślenia, gdyż w odczuciu młodego Guildensterna był on ostatnią osobą, z którą mógłby się pogodzić, a już na pewno nie po wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. — I mówisz jeszcze, że się o mnie martwisz? Radzę sobie lepiej, niż myślisz. — W tym samym momencie zdecydował się na ryzyko i wypił alkohol przyniesiony przez Forsberga. — Nie musisz mi tłumaczyć, jaki jest świat. Jeśli już zapomniałeś, widziałem więcej od ciebie. Poza tym, w nic cię nie wrabiam, lepiej zastanów się, dlaczego inni mówią o tobie, że jesteś ślepcem. Chyba przestałeś u w a ż a ć. Leif Haraldson. Mówi ci to coś? To właśnie twój klient rozpowiada o tobie takie plotki, Vernerze... — Björn blefował, nie miał okazji z nim nawet rozmawiać, choć podczas ostatniego śledztwa udało mi się zupełnie przypadkiem ustalić, że Haraldson był jednym z jego klientów.
— Jak widać, ludzie czasami potrafią zaskakiwać. — Każdy detal, od drewnianych mebli po chłodne odcienie bieli, był wyrazem jego osobistych upodobań i świadomym odcięciem się od tradycji. To, co dla niego było nowym początkiem, dla jego rodziców stanowiło jednak szpilę wbitą prosto w serce. W ich oczach nieco zbyt nowoczesny gust Björna był niemal prowokacją, znakiem, że ich syn najstarszy syn, dziedzic Guildensternów, nie podziela ich wartości i tradycji. Choć wiele się zmieniło, odkąd się tu przeprowadził, a wnętrza wypełniły się książkami i roślinami, to nie przypominały wnętrz Kamiennej Fortecy. — Nie zrozum mnie źle, Vernerze, ale nie sądzę, byś go znał. Artysta nie pochodzi nawet ze Skandynawii — uciął z premedytacją temat ulubionego obrazu, zmuszając się do obdarzenia Forsberga sztucznym uśmiechem. Guildenstern, podobnie jak pozostali członkowie jego rodziny, nigdy nie był wielkim entuzjastą sztuki — znał się na niej tyle, na ile wypadało z racji pochodzenia, a to, co posiadał, było wynikiem nie osobistych upodobań Björna, lecz zasługą osobistych, wybitnych doradców.
— Cóż za zniewaga. Mam nadzieję, że świat ci się nie zawalił — skomentował gorzko Björn, z ledwie ukrywanym uczuciem politowania. Słuchał opowieści swojego rywala, ale zamiast wzbudzić w nim współczucie czy zainteresowanie, wywołały jedynie cyniczny uśmiech na jego twarzy. Zastanawiał się, jak potoczy się dzisiejszy wieczór; czy Verner zdobędzie się przed nim na odwagę i przyzna się do swojej prawdziwej, zgniłej natury. Przypomniał sobie plotki o odporności Forsbergów na trucizny — nigdy nie wiedział, na ile były one prawdą, lecz nie chciał ich lekceważyć, zwłaszcza że w głowie miał sytuację z młodzieńczych lat, gdy z satysfakcją w oczach zjadł przy nim wilczą jagodę. Björn zamarł, oczekując na nieuniknione skutki zatrucia, ale nic się nie stałe — Verner pozostał niewzruszony, jakby to, co właśnie zrobił, było najnaturalniejszą rzeczą na świecie. To zdarzenie, choć odległe, pozostawiło w Björnie pewien niepokój, który dał o sobie właśnie znać. Było to coś więcej niż zwykła sztuczka, coś, co dalej kazało mu wierzyć, że w plotkach o Forsbergach mogło być ziarno prawdy.
— Chcesz się pogodzić? — zakpił Björn, czując, jak wzbiera w nim fala niedowierzania i gniewu. Absurdalność tej propozycji była niemal groteskowa. Verner Forsberg, jego odwieczny rywal, teraz mówił o pojednaniu? To było nie do pomyślenia, gdyż w odczuciu młodego Guildensterna był on ostatnią osobą, z którą mógłby się pogodzić, a już na pewno nie po wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. — I mówisz jeszcze, że się o mnie martwisz? Radzę sobie lepiej, niż myślisz. — W tym samym momencie zdecydował się na ryzyko i wypił alkohol przyniesiony przez Forsberga. — Nie musisz mi tłumaczyć, jaki jest świat. Jeśli już zapomniałeś, widziałem więcej od ciebie. Poza tym, w nic cię nie wrabiam, lepiej zastanów się, dlaczego inni mówią o tobie, że jesteś ślepcem. Chyba przestałeś u w a ż a ć. Leif Haraldson. Mówi ci to coś? To właśnie twój klient rozpowiada o tobie takie plotki, Vernerze... — Björn blefował, nie miał okazji z nim nawet rozmawiać, choć podczas ostatniego śledztwa udało mi się zupełnie przypadkiem ustalić, że Haraldson był jednym z jego klientów.
Verner Forsberg
Re: Salon Wto 20 Sie - 3:57
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
- Alchemicy wciąż warzyliby receptury ze średniowiecza, gdyby nie znajdowali nowych wyjść i rozwiązań. - zripostował chłodno, nie mogąc powstrzymać się od złośliwości. Już od początku studiów lubił między wierszami anonsować Björnowi, że to on — syn alchemika, potomek Forsbergów — lepiej rozumie alchemię. Maskował w ten sposób zazdrość o to, że Björn może poświęcić się badaniom samodzielnie, bez upartych sugestii własnego ojca. Nie przejmował się też specjalnie logiką ani prawdziwością własnych metafor. Na każdego alchemika, który dokonał przełomowego eksperymentu, kilkoro z pewnością zostało poparzonych albo straciło życie przy wybuchu kociołka. Verner nie przejmował się w teorii takimi sprawami, choć w praktyce kupił niewybuchający kociołek.
- Tak. - przytaknął, bo Björn miał zaskakująco ładne i eleganckie mieszkanie. Zazdrościł mu tych półek pod sam sufit i walczył z własną dumą by nie spytać go o nazwisko stolarza. Guildenstern ułatwił mu tą walkę, niespodziewanie (czy aby na pewno niespodziewanie?) rozdrażniając jego ego. - Czy sugerujesz, że jestem ignorantem w sprawach sztuki ogółem, czy ignorantem w sprawach sztuki światowej? - zapytał, odwzajemniając sztuczny uśmiech i mrużąc oczy z niezadowoleniem. - Zaskocz mnie, może go znam. - nalegał uparcie, choć tak naprawdę nie interesował się sztuką i prawdopodobnie go nie znał. Nie mógł jednak tak po prostu poddać się przed Björnem.
- Co znaczyłoby nasze nazwisko, gdybyśmy tolerowali taniego szampana? - przewrócił oczami, kpiąc z politowania Guildensterna i usiłując sobie jakoś poradzić z narastającym napięciem. Widział cyniczny uśmiech rywala i nieustępliwość w jego oczach, podobną jak przed miesiącem, gdy Björn próbował go szantażować we własnym domu ale nigdy nie wypowiedział na głos warunków szantażu. Verner nadal czuł się jakby stąpał po kruchym lodzie i nadal wiedział zbyt mało — ale doskonale wiedział, że gra, którą właśnie rozpoczęli może skończyć się utratą nazwiska. Miesiąc temu ta perspektywa budziła w nim przerażenie, teraz pewnie też, ale strach zdawał się nieco znośniejszy. Teraz był przygotowany do ucieczki, teraz miał na Przesmyku Lokiego choć jedną prawdziwie bliską osobę, teraz i tak spędzał połowę nocy w mieszkaniu Asterin. Teraz zwrócił na siebie uwagę Magisterium, zupełnie tak jak mówił Björn — i właśnie to nie dawało mu spokoju.
- Chcę i chcę coś wyjaśnić. - obwieścił, piorunując rywala wzrokiem. Zmrużył lekko oczy, widząc jak Björn pije szampana, nie czekając nawet na niego. Nie powinien mu ufać, szafując takimi oskarżeniami. - Nie masz prawa wiedzieć, czym jest Magisterium. W co ty się wplątałeś, Guildenstern? - zapytał z naciskiem, wbijając się w słowa Björna, który znów zarzucił mu nieznajomość świata i naiwność. - Więcej czego, dzieł sztuki czy zabytków architektury nieskandynawskiej? Nie udawaj, że wiesz więcej o świecie, bo podróżowałeś po świecie gdy inni zakładali rodziny i kończyli doktoraty! - wytknął, ku własnemu zdziwieniu czując rosnący gniew. Nienawidził być traktowany protekcjonalnie, a irytacja zlała się ze strachem spowodowanym oskarżeniami Björna i wspomnieniem tego, że Magnolia umierała w swojej kołysce gdy rywal poznawał świat czyli pewnie siedział na jakiejś nudnej imprezie z jakimiś nudnymi dziewczynami w jakimś nudnym egzotycznym kraju. - Dość. - jego głos zgrzytnął lodowato, choć był niepewny czy walczy teraz z Guildensternem czy z niechcianymi wspomnieniami i emocjami.
Podniósł się z fotela, przeszedł za plecy Björna (nigdy nie był zbyt honorowy), korzystając z tego, że jest skupiony na szampanie. A więc to tak, dokopał się do Haraldsona? Dość, Verner nie był pewien czy myśli całkowicie trzeźwo (cierpliwość nie była jego mocną stroną), ale musi go powstrzymać zanim dokopie się również do Asterin albo do Sirkku. Uświadomić wścibskiemu rywalowi, że igra z ogniem i że magia zakazana to nie zabawa i że są rzeczy, które potrafią zranić bardziej niż pieprzone oceny na pieprzonych studiach. Ręce świerzbiły go uzależnieniem, emocje domagały się ujścia, inkantancja — ta pokazywana przez Siri, ta od której zaczynał i którą poczuł kiedyś na własnej skórze — sama znalazła się na ustach.
- Draumr mein. - syknął, mając nadzieję, że omamy rywala zasłonią bielmo na jego własnych oczach — które resztką przytomności spuścił w dół.
- Tak. - przytaknął, bo Björn miał zaskakująco ładne i eleganckie mieszkanie. Zazdrościł mu tych półek pod sam sufit i walczył z własną dumą by nie spytać go o nazwisko stolarza. Guildenstern ułatwił mu tą walkę, niespodziewanie (czy aby na pewno niespodziewanie?) rozdrażniając jego ego. - Czy sugerujesz, że jestem ignorantem w sprawach sztuki ogółem, czy ignorantem w sprawach sztuki światowej? - zapytał, odwzajemniając sztuczny uśmiech i mrużąc oczy z niezadowoleniem. - Zaskocz mnie, może go znam. - nalegał uparcie, choć tak naprawdę nie interesował się sztuką i prawdopodobnie go nie znał. Nie mógł jednak tak po prostu poddać się przed Björnem.
- Co znaczyłoby nasze nazwisko, gdybyśmy tolerowali taniego szampana? - przewrócił oczami, kpiąc z politowania Guildensterna i usiłując sobie jakoś poradzić z narastającym napięciem. Widział cyniczny uśmiech rywala i nieustępliwość w jego oczach, podobną jak przed miesiącem, gdy Björn próbował go szantażować we własnym domu ale nigdy nie wypowiedział na głos warunków szantażu. Verner nadal czuł się jakby stąpał po kruchym lodzie i nadal wiedział zbyt mało — ale doskonale wiedział, że gra, którą właśnie rozpoczęli może skończyć się utratą nazwiska. Miesiąc temu ta perspektywa budziła w nim przerażenie, teraz pewnie też, ale strach zdawał się nieco znośniejszy. Teraz był przygotowany do ucieczki, teraz miał na Przesmyku Lokiego choć jedną prawdziwie bliską osobę, teraz i tak spędzał połowę nocy w mieszkaniu Asterin. Teraz zwrócił na siebie uwagę Magisterium, zupełnie tak jak mówił Björn — i właśnie to nie dawało mu spokoju.
- Chcę i chcę coś wyjaśnić. - obwieścił, piorunując rywala wzrokiem. Zmrużył lekko oczy, widząc jak Björn pije szampana, nie czekając nawet na niego. Nie powinien mu ufać, szafując takimi oskarżeniami. - Nie masz prawa wiedzieć, czym jest Magisterium. W co ty się wplątałeś, Guildenstern? - zapytał z naciskiem, wbijając się w słowa Björna, który znów zarzucił mu nieznajomość świata i naiwność. - Więcej czego, dzieł sztuki czy zabytków architektury nieskandynawskiej? Nie udawaj, że wiesz więcej o świecie, bo podróżowałeś po świecie gdy inni zakładali rodziny i kończyli doktoraty! - wytknął, ku własnemu zdziwieniu czując rosnący gniew. Nienawidził być traktowany protekcjonalnie, a irytacja zlała się ze strachem spowodowanym oskarżeniami Björna i wspomnieniem tego, że Magnolia umierała w swojej kołysce gdy rywal poznawał świat czyli pewnie siedział na jakiejś nudnej imprezie z jakimiś nudnymi dziewczynami w jakimś nudnym egzotycznym kraju. - Dość. - jego głos zgrzytnął lodowato, choć był niepewny czy walczy teraz z Guildensternem czy z niechcianymi wspomnieniami i emocjami.
Podniósł się z fotela, przeszedł za plecy Björna (nigdy nie był zbyt honorowy), korzystając z tego, że jest skupiony na szampanie. A więc to tak, dokopał się do Haraldsona? Dość, Verner nie był pewien czy myśli całkowicie trzeźwo (cierpliwość nie była jego mocną stroną), ale musi go powstrzymać zanim dokopie się również do Asterin albo do Sirkku. Uświadomić wścibskiemu rywalowi, że igra z ogniem i że magia zakazana to nie zabawa i że są rzeczy, które potrafią zranić bardziej niż pieprzone oceny na pieprzonych studiach. Ręce świerzbiły go uzależnieniem, emocje domagały się ujścia, inkantancja — ta pokazywana przez Siri, ta od której zaczynał i którą poczuł kiedyś na własnej skórze — sama znalazła się na ustach.
- Draumr mein. - syknął, mając nadzieję, że omamy rywala zasłonią bielmo na jego własnych oczach — które resztką przytomności spuścił w dół.
Mistrz Gry
Re: Salon Wto 20 Sie - 3:57
The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości
'k100' : 67
'k100' : 67
Björn Guildenstern
Re: Salon Sro 18 Wrz - 21:46
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Choć wciąż nie potrafił przyznać tego na głos, czuł, że z Vernerem łączy go więcej, niż powinno. Ich relacja początkowo opierała się na rywalizacji w dziedzinie alchemii, która była nie tylko pasją, ale również ucieczką od trudnej rzeczywistości. Z czasem jednak zaczął dostrzegać, że między nimi jest coś głębszego, coś, czego nie potrafiłby wyjaśnić ani sobie, ani innym. To było jak tajemna nić, która nieświadomie splatała ich losy, nawet jeśli sama myśl wzbudzała w nim wstręt. Obaj zbłądzili. Verner, podobnie jak on, popełnił błędy, które wydawały się niewybaczalne. Przeszłość była jak cień, który ciągnął się za nimi, przypominając o czynach, których nie dało się cofnąć. To właśnie te wspólne doświadczenia sprawiały, że ich relacja nabierała nowego, nieoczekiwanego wymiaru. Czuł, że Verner paradoksalnie mógłby go zrozumieć, ale czy tego właśnie chciał? Czy naprawdę pragnął zaprzyjaźnić się z człowiekiem, który był jednocześnie jego najgroźniejszym rywalem? Zawarcie z nim paktu i powierzenie mu swojej najgłębszej tajemnicy wydawało się kuszące, ale jednocześnie ryzykowne. Czy Verner Forsberg był kimś godnym zaufania? Tego młody Guildenstern nie wiedział, a wątpliwości kłębiły się w jego umyśle, nie dając mu nawet chwili spokoju.
— Cóż… — Verner miał rację, choć Björn nie chciał tego przyznać. Przyczyną nie był sam fakt, że Verner miał słuszność, ale to, jak często dawało się odczuć jego poczucie wyższości. Verner pochodził z rodziny alchemików, był Forsbergiem z krwi i kości. Jego ród od pokoleń pielęgnował sztukę alchemii, co sprawiało, że Verner miał to, co można było uznać za naturalną przewagę. Tymczasem Björn nie miał takiego dziedzictwa. Smykałkę do alchemii odziedziczył po matce, nie po ojcu, a to sprawiało, że w świecie alchemików czuł się trochę jak intruz. Guildensternowie nie byli alchemikami – handlowali miksturami, owszem, ale nigdy ich nie tworzyli. Björn był w tym przypadku wyjątkiem, a jego ojciec nie potrafił zaakceptować tego wyboru życiowego syna, a czując to nieustanne porównanie, zmuszony był udawać pewność siebie, której czasem mu brakowało. — Wierz mi, nie chciałbym cię obrażać od ignorantów. — Björn odpowiedział wyuczonym, sztucznym uśmiechem, który miał za zadanie ukryć jego prawdziwe emocje. — To Diego Valverde — powiedział, wskazując na obraz. — Kupiłem jego obrazy, gdy byłem w Argentynie — dodał zgodnie z prawdą, Malarstwo Valverdego fascynowało go od lat, a dzieło, które przywiózł z podróży, stało się dla niego symbolem innego świata – świata, w którym nie musiał rywalizować ani udowadniać swojej wartości.
— Jeśli jedyne, czym potrafisz się szczycić, to twoje nazwisko, to szczerze gratuluję. — Jego głos przeszedł w pełen sarkazmu ton, a teatralne przewrócenie oczami było jakby podsumowaniem całej sceny. — Ja? Ja nie mam prawa? — Podniósł głos, niemal natychmiast reagując na słowa, które padły z ust Vernera. Byli w tym momencie dwoma rekinami, krążącymi wokół siebie, gotowymi do ataku. — W co ty się wpakowałeś… — Wyrzucił z siebie słowa jak pocisk, licząc, że tym razem trafi w czuły punkt. Czekał na odpowiedź, na moment, w którym Forsberg, ten nadęty idiota, w końcu przyzna, że jest ślepcem. — Co z tego, że założyłeś rodzinę? — kontynuował bezlitośnie. — Jakie to teraz ma znaczenie? Zostałeś s a m, Vernerze. Nie masz nikogo. — Kolejne słowa spływały z jego ust niczym trucizna, precyzyjnie wymierzone, aby zranić jak najmocniej. Patrzył na Vernera z pewną satysfakcją, ale mimo to, nie poruszył się ani o milimetr, nawet wtedy, gdy tamten przeszedł za jego plecy. Każdy krok Forsberga odbijał się w jego świadomości jak echo, choć on sam nie drgnął. Dopiero, gdy usłyszał, jak chciał wypowiedzieć znajome zaklęcie, wypowiedział od razu Gera Kraptr, by przerwać jego działanie. Podniósł się niemal od razu i odwrócił, patrząc na niego z dziką satysfakcją. — Złapałem cię na gorącym uczynku.
Gera Kraptr (Finis Absoluta) – przerywa działanie zaawansowanych zaklęć (dotyczy zaklęć z I i II poziomu)
— Cóż… — Verner miał rację, choć Björn nie chciał tego przyznać. Przyczyną nie był sam fakt, że Verner miał słuszność, ale to, jak często dawało się odczuć jego poczucie wyższości. Verner pochodził z rodziny alchemików, był Forsbergiem z krwi i kości. Jego ród od pokoleń pielęgnował sztukę alchemii, co sprawiało, że Verner miał to, co można było uznać za naturalną przewagę. Tymczasem Björn nie miał takiego dziedzictwa. Smykałkę do alchemii odziedziczył po matce, nie po ojcu, a to sprawiało, że w świecie alchemików czuł się trochę jak intruz. Guildensternowie nie byli alchemikami – handlowali miksturami, owszem, ale nigdy ich nie tworzyli. Björn był w tym przypadku wyjątkiem, a jego ojciec nie potrafił zaakceptować tego wyboru życiowego syna, a czując to nieustanne porównanie, zmuszony był udawać pewność siebie, której czasem mu brakowało. — Wierz mi, nie chciałbym cię obrażać od ignorantów. — Björn odpowiedział wyuczonym, sztucznym uśmiechem, który miał za zadanie ukryć jego prawdziwe emocje. — To Diego Valverde — powiedział, wskazując na obraz. — Kupiłem jego obrazy, gdy byłem w Argentynie — dodał zgodnie z prawdą, Malarstwo Valverdego fascynowało go od lat, a dzieło, które przywiózł z podróży, stało się dla niego symbolem innego świata – świata, w którym nie musiał rywalizować ani udowadniać swojej wartości.
— Jeśli jedyne, czym potrafisz się szczycić, to twoje nazwisko, to szczerze gratuluję. — Jego głos przeszedł w pełen sarkazmu ton, a teatralne przewrócenie oczami było jakby podsumowaniem całej sceny. — Ja? Ja nie mam prawa? — Podniósł głos, niemal natychmiast reagując na słowa, które padły z ust Vernera. Byli w tym momencie dwoma rekinami, krążącymi wokół siebie, gotowymi do ataku. — W co ty się wpakowałeś… — Wyrzucił z siebie słowa jak pocisk, licząc, że tym razem trafi w czuły punkt. Czekał na odpowiedź, na moment, w którym Forsberg, ten nadęty idiota, w końcu przyzna, że jest ślepcem. — Co z tego, że założyłeś rodzinę? — kontynuował bezlitośnie. — Jakie to teraz ma znaczenie? Zostałeś s a m, Vernerze. Nie masz nikogo. — Kolejne słowa spływały z jego ust niczym trucizna, precyzyjnie wymierzone, aby zranić jak najmocniej. Patrzył na Vernera z pewną satysfakcją, ale mimo to, nie poruszył się ani o milimetr, nawet wtedy, gdy tamten przeszedł za jego plecy. Każdy krok Forsberga odbijał się w jego świadomości jak echo, choć on sam nie drgnął. Dopiero, gdy usłyszał, jak chciał wypowiedzieć znajome zaklęcie, wypowiedział od razu Gera Kraptr, by przerwać jego działanie. Podniósł się niemal od razu i odwrócił, patrząc na niego z dziką satysfakcją. — Złapałem cię na gorącym uczynku.
Gera Kraptr (Finis Absoluta) – przerywa działanie zaawansowanych zaklęć (dotyczy zaklęć z I i II poziomu)
Mistrz Gry
Re: Salon Sro 18 Wrz - 21:46
The member 'Björn Guildenstern' has done the following action : kości
'k100' : 94
'k100' : 94
Verner Forsberg
Re: Salon Sob 21 Wrz - 22:01
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
- Wierzę. - wycedził Verner z jadowitym uśmiechem, bo był przekonany, że Björn chciał go obrazić i wyzwać od ignorantów. Tylko nie miał odwagi zrobić tego wprost. Nawet tutaj, w prywatnym mieszkaniu Guildensterna, sam na sam, nie mogli się pozbyć dobrych manier i klanowych masek. Mimowolnie zaczął się zastanawiać, czy traktowałby rywala inaczej gdyby nie dzieliły ich własne rodziny. Może i krewni nie wtrącali się do studenckich znajomości i rywalizacji... ale gdy Verner zaczął się stykać z Björnem w Kenaz, wciąż próbował być dobrym Forsbergiem. Może i nie potrafił dzielić ani emocji ani wszystkich wartości swoich rodziców, ale wyszedł z domu, w którym pogardliwie wypowiadano się o Przymierzu Pierwszych i w którym ojciec odmawiał prawa do alchemii komukolwiek, kto nie robił tego od pokoleń. Odpędził tą niewygodną myśl, przekonany, że rywal działałby mu na nerwy tak czy siak. Nikt oprócz Asterin nie potrafił go tak rozzłościć, ale Verner uparcie odmawiał sobie w myślach nawiązania łączącej ich zależności czymś innym niż rywalizacją. Nawet, gdy Björn zajmował jego myśli częściej niż wykłady profesora albo i częściej niż alchemia i gdy wrogość zaczęła splatać się z zaborczością lub fascynacją i gdy po wyjeździe rywala Kenaz zdało się dziwne puste.
Nawet nazwisko malarza, które faktycznie nic mu nie mówiło, zdawało się prowokacją. Verner udał brak ignorancji i dumnie zadarł brodę, żeby jeszcze raz spojrzeć na obraz. Był dziwny, nietypowy dla Skandynawii i nawet dla Europy. Zdawał się spokojny i śmiały na raz. Regina nie chciałaby powiesić nic takiego w domu, ale płótno pasowało do wyobrażeń i koszmarów, w których w słonecznym salonie Forsbergów pogodnie bawi się mała dziewczynka. Verner zacisnął mocniej szczękę, bo w tym momencie miał ochotę spalić te bohomazy.
- A ty, Guildenstern? Proszę bardzo, poszczyćmy się ocenami na uczelni, jakby to coś zmieniało. - parsknął i też przewrócił oczyma. Kiedyś nazwisko i oceny i legalna alchemia zdawały się wszystkim. Teraz tamten świat zdawał się blady i szary. Bezbarwny i bez smaku i bez sensu, w porównaniu do uzależniającej potęgi krążącej w pociemniałych żyłach.
- Nie masz prawa! - odpowiedział, również podnosząc głos. Sprawiło mu to niepoprawną przyjemność, jakby maski wreszcie opadły. - Nawet doprowadzić zeszłomiesięcznej rozmowy do końca nie miałeś odwagi! - syknął wściekle, bo to on musiał się tu pofatygować. - Nie odwracaj kota ogonem! - odciął się na oślep, nie zamierzał mu nic zdradzać, aż…
… pierwszy raz nie znalazł zaczepki ani chyba nie miał ochoty jej znajdować, przez moment patrząc na Björna zupełnie oszołomiony. Nikt z klanów, nikt w ogóle, nie miał odwagi poruszać tematu ich śmierci w rozmowie w cztery oczy. Właśnie dlatego było to dla Vernera tak wygodne — mógł samemu zaskakiwać rozmówców wspominaniem Reginy i kryć się za tarczą żałoby. Myśl o żonie, poza pragmatycznym lękiem przed zostaniem złapanym, nie budziła w nim zresztą większych emocji.
Ale Björn odniósł się do nich obu, niszcząc tabu i trafiając w czuły punkt.
Przez kilka sekund Verner wyglądał na szczerze zranionego — widok, którego nigdy nie pozwolił rywalowi doświadczyć, niezależnie od tego ile by sobie docinali ani ile razy wybuchłby mu kociołek.
Nie masz nikogo — dźwięczało mu w uszach, zlewając się z podsłuchanymi przypadkiem słowami któregoś z wujów; bezdzietny wdowiec. Bezdzietny. Nawet w plotkach starca znalazło się miejsce dla Reginy, wdowiec, ale jego prawdziwą rodzinę wymazywali wszyscy (nawet on sam, uporczywie próbując nie myśleć o małej). I nie został mu nikt i nie zostanie po nim nikt i nawet wspomnienie wskrzeszonego w Midsommar romansu nie było wystarczająco intensywne by odpłacić Björnowi za ten cios. Zresztą, lepiej nie przyznawać się, kto mu został.
Dość — usłyszał swoje własne słowa i kroki gdy przechodził za plecy Björna i szumiało mu w uszach ze wściekłości.
Guildenstern się mylił, wszyscy się mylili. Po śmierci dziecka pozostała mu wściekłość — tląca się w jego sercu pewnie od zawsze, ale tym razem tak nienawistna i ogromna, że najpierw przekuł ją w truciznę dla Reginy, a potem w energię potrzebną do nauki zakazanej magii.
Znalazł w niej chwilowe ukojenie, sycząc inkantancję przeciw rywalowi, ale Guildenstern zerwał się z kanapy zwinnie i triumfalnie patrzył mu w oczy. W pokryte bielmem oczy.
I do Vernera dotarło, że rywal — łamiąc w swej prowokacji wszelkie maniery i świętości — zastawił na niego pułapkę i że do tego potrzeba było jednak pewnej odwagi.
- Nawet nie wiesz, co chciałem ci zrobić. Co mogę ci zrobić. - syknął, niepewny czy nadal jest wściekły czy przerażony czy jedno i drugie. Czy może rozczarowany, bo oczy Guildensterna nadal wyglądały tak samo i Verner nie wiedział już, co sobie wcześniej myślał ani na co miał nadzieję. - Gargan! - syknął na jednym wydechu, nie mając zamiaru tracić czasu. Słyszał zaklęcie, którego użył Björn wśród Kruczych Strażników. Samemu niepotrafił miał okazji go rzucać i nie wiedział, czy jego powtórne użycie mogłoby usunąć węże, ale postanowił zaatakować Guildensterna czymś trwalszym od halucynacji. Kupić sobie czas na dalsze ruchy, zająć Björna kilkoma gadami. Wiedział, jak musi się to skończyć, ale w głębi serca i tak odczuwał podświadomy opór – to wszystko to co innego niż atakowanie nieznajomego.
- Nakryłeś, i jak ma się to niby skończyć? Skoro twoim zdaniem nawet nie mam nic do stracenia? - zmusił usta do jadowitego uśmiechu, wiedząc, że z czarnymi żyłami i zamglonymi oczyma powinien wyglądać dla każdego szanującego się galdra jak szaleniec. Ktoś zgniły, obrzydliwy, ktoś kogo należy się bać.
Dlatego nie dawało mu spokoju pytanie, dlaczego Guildenstern nie złożył jeszcze donosu, i zdecydował się go prowokować sam na sam. Brakujący element układanki, który ciągle mu się wymykał.
spostrzegawczość: 43 (nie przejrzałem iluzji)
zakazana magia: 7+19 = 26
Gargan (Serpentia) – wyczarowuje stado węży, które gwałtownie atakują ofiarę.
Próg: 25
Nawet nazwisko malarza, które faktycznie nic mu nie mówiło, zdawało się prowokacją. Verner udał brak ignorancji i dumnie zadarł brodę, żeby jeszcze raz spojrzeć na obraz. Był dziwny, nietypowy dla Skandynawii i nawet dla Europy. Zdawał się spokojny i śmiały na raz. Regina nie chciałaby powiesić nic takiego w domu, ale płótno pasowało do wyobrażeń i koszmarów, w których w słonecznym salonie Forsbergów pogodnie bawi się mała dziewczynka. Verner zacisnął mocniej szczękę, bo w tym momencie miał ochotę spalić te bohomazy.
- A ty, Guildenstern? Proszę bardzo, poszczyćmy się ocenami na uczelni, jakby to coś zmieniało. - parsknął i też przewrócił oczyma. Kiedyś nazwisko i oceny i legalna alchemia zdawały się wszystkim. Teraz tamten świat zdawał się blady i szary. Bezbarwny i bez smaku i bez sensu, w porównaniu do uzależniającej potęgi krążącej w pociemniałych żyłach.
- Nie masz prawa! - odpowiedział, również podnosząc głos. Sprawiło mu to niepoprawną przyjemność, jakby maski wreszcie opadły. - Nawet doprowadzić zeszłomiesięcznej rozmowy do końca nie miałeś odwagi! - syknął wściekle, bo to on musiał się tu pofatygować. - Nie odwracaj kota ogonem! - odciął się na oślep, nie zamierzał mu nic zdradzać, aż…
… pierwszy raz nie znalazł zaczepki ani chyba nie miał ochoty jej znajdować, przez moment patrząc na Björna zupełnie oszołomiony. Nikt z klanów, nikt w ogóle, nie miał odwagi poruszać tematu ich śmierci w rozmowie w cztery oczy. Właśnie dlatego było to dla Vernera tak wygodne — mógł samemu zaskakiwać rozmówców wspominaniem Reginy i kryć się za tarczą żałoby. Myśl o żonie, poza pragmatycznym lękiem przed zostaniem złapanym, nie budziła w nim zresztą większych emocji.
Ale Björn odniósł się do nich obu, niszcząc tabu i trafiając w czuły punkt.
Przez kilka sekund Verner wyglądał na szczerze zranionego — widok, którego nigdy nie pozwolił rywalowi doświadczyć, niezależnie od tego ile by sobie docinali ani ile razy wybuchłby mu kociołek.
Nie masz nikogo — dźwięczało mu w uszach, zlewając się z podsłuchanymi przypadkiem słowami któregoś z wujów; bezdzietny wdowiec. Bezdzietny. Nawet w plotkach starca znalazło się miejsce dla Reginy, wdowiec, ale jego prawdziwą rodzinę wymazywali wszyscy (nawet on sam, uporczywie próbując nie myśleć o małej). I nie został mu nikt i nie zostanie po nim nikt i nawet wspomnienie wskrzeszonego w Midsommar romansu nie było wystarczająco intensywne by odpłacić Björnowi za ten cios. Zresztą, lepiej nie przyznawać się, kto mu został.
Dość — usłyszał swoje własne słowa i kroki gdy przechodził za plecy Björna i szumiało mu w uszach ze wściekłości.
Guildenstern się mylił, wszyscy się mylili. Po śmierci dziecka pozostała mu wściekłość — tląca się w jego sercu pewnie od zawsze, ale tym razem tak nienawistna i ogromna, że najpierw przekuł ją w truciznę dla Reginy, a potem w energię potrzebną do nauki zakazanej magii.
Znalazł w niej chwilowe ukojenie, sycząc inkantancję przeciw rywalowi, ale Guildenstern zerwał się z kanapy zwinnie i triumfalnie patrzył mu w oczy. W pokryte bielmem oczy.
I do Vernera dotarło, że rywal — łamiąc w swej prowokacji wszelkie maniery i świętości — zastawił na niego pułapkę i że do tego potrzeba było jednak pewnej odwagi.
- Nawet nie wiesz, co chciałem ci zrobić. Co mogę ci zrobić. - syknął, niepewny czy nadal jest wściekły czy przerażony czy jedno i drugie. Czy może rozczarowany, bo oczy Guildensterna nadal wyglądały tak samo i Verner nie wiedział już, co sobie wcześniej myślał ani na co miał nadzieję. - Gargan! - syknął na jednym wydechu, nie mając zamiaru tracić czasu. Słyszał zaklęcie, którego użył Björn wśród Kruczych Strażników. Samemu nie
- Nakryłeś, i jak ma się to niby skończyć? Skoro twoim zdaniem nawet nie mam nic do stracenia? - zmusił usta do jadowitego uśmiechu, wiedząc, że z czarnymi żyłami i zamglonymi oczyma powinien wyglądać dla każdego szanującego się galdra jak szaleniec. Ktoś zgniły, obrzydliwy, ktoś kogo należy się bać.
Dlatego nie dawało mu spokoju pytanie, dlaczego Guildenstern nie złożył jeszcze donosu, i zdecydował się go prowokować sam na sam. Brakujący element układanki, który ciągle mu się wymykał.
spostrzegawczość: 43 (nie przejrzałem iluzji)
zakazana magia: 7+19 = 26
Gargan (Serpentia) – wyczarowuje stado węży, które gwałtownie atakują ofiarę.
Próg: 25
Mistrz Gry
Re: Salon Sob 21 Wrz - 22:01
The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości
'k100' : 43, 7
'k100' : 43, 7
Björn Guildenstern
Re: Salon Sob 12 Paź - 19:45
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Nie potrafili. Nie potrafili pozbyć się dobrych manier i klanowych masek, choć magia zakazana już dawno zeżarła ich duszę. Udawali kogoś, kim w rzeczywistości nie byli — Björn stał się w przybieraniu masek mistrzem, mimo iż niekiedy bywał tym już szczerze zmęczony. Jego życie stało się nieustanną grą, w której każdy ruch wymagał staranności i wyczucia. W społeczeństwie, w którym się wychował, nie było miejsca na słabości. Uśmiech musiał być zawsze na miejscu, a głos brzmieć pewnie, dlatego codziennie rano, kiedy stawał przed lustrem, zmuszając się do założenia kolejnej maski, czuł, jak coraz bardziej to mu przeszkadza. W jego głowie kłębiły się ponure myśli, a serce biło szybciej na myśl o konieczności spełnienia oczekiwań rodziny, która zdawała się nie zauważać jego wewnętrznego cierpienia. Z jednej strony — nie potrafił się odciąć od świata, w którym się wychowywał, a z drugiej — Magisterium oferowało mu perspektywę na nowy początek — miejsce, gdzie mógłby odnaleźć sens, wolność i akceptację. Ta idea była kusząca, jednak przeszywająca obawa przed utratą rodziny nie pozwalała mu na podjęcie decyzji. Przynajmniej nie teraz.
— Dalej w tym tkwisz? W świecie uczelni? — odpowiedział Björn z kpiącym uśmiechem na twarzy. Choć Verner był i pozostawał jego największym rywalem z czasów akademickich, to nie widział w tym już powodów do przechwałki. Ten świat również wydawał mu się daleki i odległy, choć był jeszcze studentem i lada moment miał ukończyć doktorat. Jednak w ostatnich tygodniach instytutowe korytarze, wypełnione krzykiem studentów i zapachem książek, stały się dla Björna miejscem rutyny, które coraz mniej miało wspólnego z jego prawdziwymi pasjami. Czuł, że nauka oficjalnie wykładana w murach Kenaz nie przynosi mu już radości porównywalnej do tej z kiedyś — to, czego pożądał, było zakazane i niedostępne dla przeciętnego widzącego. — Och, nie pasowało ci zakończenie, Vernerze? Nie tak to sobie wyobrażałeś? — Nawiązał do ich ostatniego spotkania, które stało się powodem do zmiany dynamiki w ich relacji. Choć wycofanie się z tej rozmowy mogło być postrzegane jak ucieczka z pola bitwy, gdzie każda zasłona była kruchym kłamstwem, to wolał poczekać na reakcję Vernera.
— Tak? Co możesz mi zrobić? Pochwal się, czego się nauczyłeś — prowokował go jeszcze dalej, czując coraz większą satysfakcję, gdy po raz pierwszy w życiu zobaczył prawdziwą twarz Forsberga. Udało mu się go zranić, a ta emocjonalna chwila sprawiała, że Björn czuł się jak zwycięzca w grze. Forsberg, znany z chłodnej postawy i błyskotliwości, wydawał się teraz nagle wytrącony z równowagi. Jego oczy błyszczały z gniewu, a usta ściśnięte w cienkiej linii zdradzały, że walczy z wewnętrznymi demonami. — Gera — zakończył z powodzeniem jego zaklęcie, by po chwili dodać: — Tylko na tyle cię stać? Na węże? — W międzyczasie odłożył kieliszek szampana na stolik, wciąż kątem oka nie spuszczając z niego wzroku. — Wiesz, Vernerze, łączy nas więcej, niż myślisz... — dodał, po cichu i dyskretnie wypowiadając Niðurlægja. Miał nadzieję, że Verner zorientuje się, co rzucił.
Gera (Finis) – przerywa działanie podstawowych zaklęć (dotyczy zaklęć poziomu I).
21 (k100) + 24 (magia użytkowa) = 45/40
Niðurlægja (Deprimo) – ofiara zaczyna słyszeć ubliżające jej głosy, które nie omieszkają uderzać w słabe punkty jej psychiki. Głosów nie może usłyszeć nikt inny, nawet rzucający zaklęcie.
63 (k100) + 11 (magia zakazana) = 74/20
— Dalej w tym tkwisz? W świecie uczelni? — odpowiedział Björn z kpiącym uśmiechem na twarzy. Choć Verner był i pozostawał jego największym rywalem z czasów akademickich, to nie widział w tym już powodów do przechwałki. Ten świat również wydawał mu się daleki i odległy, choć był jeszcze studentem i lada moment miał ukończyć doktorat. Jednak w ostatnich tygodniach instytutowe korytarze, wypełnione krzykiem studentów i zapachem książek, stały się dla Björna miejscem rutyny, które coraz mniej miało wspólnego z jego prawdziwymi pasjami. Czuł, że nauka oficjalnie wykładana w murach Kenaz nie przynosi mu już radości porównywalnej do tej z kiedyś — to, czego pożądał, było zakazane i niedostępne dla przeciętnego widzącego. — Och, nie pasowało ci zakończenie, Vernerze? Nie tak to sobie wyobrażałeś? — Nawiązał do ich ostatniego spotkania, które stało się powodem do zmiany dynamiki w ich relacji. Choć wycofanie się z tej rozmowy mogło być postrzegane jak ucieczka z pola bitwy, gdzie każda zasłona była kruchym kłamstwem, to wolał poczekać na reakcję Vernera.
— Tak? Co możesz mi zrobić? Pochwal się, czego się nauczyłeś — prowokował go jeszcze dalej, czując coraz większą satysfakcję, gdy po raz pierwszy w życiu zobaczył prawdziwą twarz Forsberga. Udało mu się go zranić, a ta emocjonalna chwila sprawiała, że Björn czuł się jak zwycięzca w grze. Forsberg, znany z chłodnej postawy i błyskotliwości, wydawał się teraz nagle wytrącony z równowagi. Jego oczy błyszczały z gniewu, a usta ściśnięte w cienkiej linii zdradzały, że walczy z wewnętrznymi demonami. — Gera — zakończył z powodzeniem jego zaklęcie, by po chwili dodać: — Tylko na tyle cię stać? Na węże? — W międzyczasie odłożył kieliszek szampana na stolik, wciąż kątem oka nie spuszczając z niego wzroku. — Wiesz, Vernerze, łączy nas więcej, niż myślisz... — dodał, po cichu i dyskretnie wypowiadając Niðurlægja. Miał nadzieję, że Verner zorientuje się, co rzucił.
Gera (Finis) – przerywa działanie podstawowych zaklęć (dotyczy zaklęć poziomu I).
21 (k100) + 24 (magia użytkowa) = 45/40
Niðurlægja (Deprimo) – ofiara zaczyna słyszeć ubliżające jej głosy, które nie omieszkają uderzać w słabe punkty jej psychiki. Głosów nie może usłyszeć nikt inny, nawet rzucający zaklęcie.
63 (k100) + 11 (magia zakazana) = 74/20
Mistrz Gry
Re: Salon Sob 12 Paź - 19:45
The member 'Björn Guildenstern' has done the following action : kości
'k100' : 24, 63
'k100' : 24, 63
Verner Forsberg
Re: Salon Sob 12 Paź - 20:06
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
- Ja już się obroniłem. A jak twój doktorat? - odbił pałeczkę, nie zaprzeczając ani nie potwierdzając. Własnym zdaniem już dawno porzucił jakiekolwiek przywiązanie do Kenaz, wynosząc stamtąd całą dostępną mu wiedzę. Teraz musiał szukać dalej, śmielej, w nielegalnych arkanach. Nie chciał jednak przyznawać się do tego wprost, choć Björn ewidentnie z niego kpił. Był świadom, że Guildenstern poznał go jako obsesyjnie skupionego na nauce, ambitnego, syna profesora. Zbyt nagłe zrzucenie tej maski wzbudziłoby podejrzenia, a tych Björn i tak miał niebezpiecznie wiele. Zresztą… może i uciął więzy z uczelnią, ale najwyraźniej wciąż nie potrafił wyzbyć się dziwnej więzi z Björnem, być może wykraczającej już poza studencką rywalizację.
- Czy wyobrażałem sobie, że najdziesz mnie z dziwaczynymi oskarżeniami, a potem wyjdziesz bez słowa? Nie. - przytaknął i przewrócił oczami, wciąż udając porządnego galdra.
Do czasu.
Trudno było go zranić — trudniej niż ludzi odczuwających emocje normalniej — ale Guildensternowi na studiach udawało się wszystko to, co udać mu się nie powinno, a teraz udało mu się nawet to. Maski na moment opadły — i to wszystkie, nawet te, które Forsberg zakładał dla samego siebie, byleby funkcjonować bez bólu. Verner zobaczył w oczach Björna cień satysfakcji, tego chciałeś? A potem przyszła wściekłość. Tak wielka, że nie przewidział nawet jak łatwo Guildenstern może pozbyć się węży. Samemu przywoływał je podczas ćwiczeń by od razu je odwołać, ale... on ćwiczył. Liczył na efekt zaskoczenia, a tymczasem to rywal zaskoczył go chłodną reakcją.
Co możesz mi zrobić?
- Powinienem cię zabić. - skwitował głucho i lodowato, z pragmatyzmem, który powinien zaniepokoić i na który nie zdobyłby się nikt normalny. Tymczasem on już drugi raz (!!) nie potrafił się zdobyć na posłanie śmiertelnej wiązki w stronę Björna lub wlanie trucizny do jego kieliszka. Może zagroził mu na głos, żeby przekonać samego siebie. Podniósł dłonie i w akcie desperacji oraz motywacji spróbował wyobrazić sobie minę Asterin gdyby widziała, że już drugi raz przeciągał grę z kimś, kto go zdemaskował—
— i zamrugał, widząc czarne wstęgi pełzające po twarzy Björna. Zamiast rzucić tarczę, panicznie uszczypnął się w nadgarstek, bo pojedynek z rywalem to zdecydowanie najmniej odpowiedni moment na atak menady, a to, co widział… to nie mogła być prawda, prawda?
Oczywiście, że nie, idioto—
—chory, słaby
—nie masz nikogo, nikogo, nikogo
Usłyszał głosy tak realnie, jakby to Björn stał tuż obok i go wyzywał, ale wargi Guildensterna już się nie poruszały, a omamy... jeszcze nigdy nie były słuchowe.
Otworzył oczy szerzej, bo s ł y s z a ł już coś podobnego.
- Ty! - syknął.
Ty głupcze, naprawdę liczysz, że ktoś mógłby być równie żałosny jak ty?
- Gdzie się tego nauczyłeś? - postąpił o krok do przodu i machnął niecierpliwie ręką. - Gera! - musiał się skupić, musiał działać szybko, bo czerń znikała już z twarzy Björna. Verner wiedział za to, gdzie utrzymuje się dłużej. Wyciągnął rękę by znienacka chwycić Björna za przedramię, a wolną dłonią niecierpliwie podwinął rękaw jego koszuli, gotów się szarpać gdyby Guildenstern protestował.
Dopiero, gdy ujrzał czerń żył na przegubie, triumfalnie poderwał wzrok — z uśmiechem, jakiego Björn nigdy u niego nie widział (bo szczerym).
- No proszę. Dobrze się bawisz? - wyrzucił z siebie, ale bez pretensji, złość nagle z niego uleciała. Oczy miał roziskrzone, uśmiech coraz szerszy. Nie wątpił, że Björn odczuwa właśnie satysfakcję, ale pierwszy raz w ciągu ich znajomości odczuwał ją wspólnie z nim. Czy Guildenstern też wiedział już, co oznaczała ich decyzja?! Dwaj najzdolniejsi (i najskromniejsi...) alchemicy z Kenaz, oddający swe ciała i umysły magii zakazanej... i w dodatku znaleźli się na tej ścieżce niezależnie od siebie. Dla Vernera był to niezbity dowód, że ta ścieżka jest słuszna.
- Björn Guildenstern na drodze bez powrotu. Zaimponowałeś mi. - przyznał ekstatycznie, choć myślał, że prędzej umrze (cóż, przez menadę został skonfrontowany z faktem, że prawdopodobnie umrze prędzej niżby chciał) niż kiedykolwiek wypowie te słowa do swojego rywala.
Gera (Finis) – przerywa działanie podstawowych zaklęć, 39+5/40
- Czy wyobrażałem sobie, że najdziesz mnie z dziwaczynymi oskarżeniami, a potem wyjdziesz bez słowa? Nie. - przytaknął i przewrócił oczami, wciąż udając porządnego galdra.
Do czasu.
Trudno było go zranić — trudniej niż ludzi odczuwających emocje normalniej — ale Guildensternowi na studiach udawało się wszystko to, co udać mu się nie powinno, a teraz udało mu się nawet to. Maski na moment opadły — i to wszystkie, nawet te, które Forsberg zakładał dla samego siebie, byleby funkcjonować bez bólu. Verner zobaczył w oczach Björna cień satysfakcji, tego chciałeś? A potem przyszła wściekłość. Tak wielka, że nie przewidział nawet jak łatwo Guildenstern może pozbyć się węży. Samemu przywoływał je podczas ćwiczeń by od razu je odwołać, ale... on ćwiczył. Liczył na efekt zaskoczenia, a tymczasem to rywal zaskoczył go chłodną reakcją.
Co możesz mi zrobić?
- Powinienem cię zabić. - skwitował głucho i lodowato, z pragmatyzmem, który powinien zaniepokoić i na który nie zdobyłby się nikt normalny. Tymczasem on już drugi raz (!!) nie potrafił się zdobyć na posłanie śmiertelnej wiązki w stronę Björna lub wlanie trucizny do jego kieliszka. Może zagroził mu na głos, żeby przekonać samego siebie. Podniósł dłonie i w akcie desperacji oraz motywacji spróbował wyobrazić sobie minę Asterin gdyby widziała, że już drugi raz przeciągał grę z kimś, kto go zdemaskował—
— i zamrugał, widząc czarne wstęgi pełzające po twarzy Björna. Zamiast rzucić tarczę, panicznie uszczypnął się w nadgarstek, bo pojedynek z rywalem to zdecydowanie najmniej odpowiedni moment na atak menady, a to, co widział… to nie mogła być prawda, prawda?
Oczywiście, że nie, idioto—
—chory, słaby
—nie masz nikogo, nikogo, nikogo
Usłyszał głosy tak realnie, jakby to Björn stał tuż obok i go wyzywał, ale wargi Guildensterna już się nie poruszały, a omamy... jeszcze nigdy nie były słuchowe.
Otworzył oczy szerzej, bo s ł y s z a ł już coś podobnego.
- Ty! - syknął.
Ty głupcze, naprawdę liczysz, że ktoś mógłby być równie żałosny jak ty?
- Gdzie się tego nauczyłeś? - postąpił o krok do przodu i machnął niecierpliwie ręką. - Gera! - musiał się skupić, musiał działać szybko, bo czerń znikała już z twarzy Björna. Verner wiedział za to, gdzie utrzymuje się dłużej. Wyciągnął rękę by znienacka chwycić Björna za przedramię, a wolną dłonią niecierpliwie podwinął rękaw jego koszuli, gotów się szarpać gdyby Guildenstern protestował.
Dopiero, gdy ujrzał czerń żył na przegubie, triumfalnie poderwał wzrok — z uśmiechem, jakiego Björn nigdy u niego nie widział (bo szczerym).
- No proszę. Dobrze się bawisz? - wyrzucił z siebie, ale bez pretensji, złość nagle z niego uleciała. Oczy miał roziskrzone, uśmiech coraz szerszy. Nie wątpił, że Björn odczuwa właśnie satysfakcję, ale pierwszy raz w ciągu ich znajomości odczuwał ją wspólnie z nim. Czy Guildenstern też wiedział już, co oznaczała ich decyzja?! Dwaj najzdolniejsi (i najskromniejsi...) alchemicy z Kenaz, oddający swe ciała i umysły magii zakazanej... i w dodatku znaleźli się na tej ścieżce niezależnie od siebie. Dla Vernera był to niezbity dowód, że ta ścieżka jest słuszna.
- Björn Guildenstern na drodze bez powrotu. Zaimponowałeś mi. - przyznał ekstatycznie, choć myślał, że prędzej umrze (cóż, przez menadę został skonfrontowany z faktem, że prawdopodobnie umrze prędzej niżby chciał) niż kiedykolwiek wypowie te słowa do swojego rywala.
Gera (Finis) – przerywa działanie podstawowych zaklęć, 39+5/40
Mistrz Gry
Re: Salon Sob 12 Paź - 20:06
The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości
'k100' : 39
'k100' : 39
Björn Guildenstern
Re: Salon Wto 12 Lis - 11:11
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
— Bliżej niż dalej — odpowiedział twardo Björn, starając się zabrzmieć naturalnie, choć wiedział, że jego odpowiedź sprawi Vernerowi satysfakcję. Forsberg nie omieszkał nigdy przypominać mu, że czas ucieka, że doktorat to nie tylko formalność i wymaga pełnego zaangażowania. Było to dla Björna irytujące, ale nie bez znaczenia — wiedział, że miał jeszcze teoretycznie sporo pracy do wykonania, jednak mimo to głęboko wierzył, że jakoś wszystko się ułoży. W końcu zawsze mu się udawało — miał przecież opinię złotego dziecka, od zawsze osiągającego dobre wyniki w szkole i wzbudzającego podziw nauczycieli i rodziny. Doktorat jednak różnił się od poprzednich osiągnięć — wymagał bowiem cierpliwości i długotrwałego wysiłku. Choć Björn doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że mógłby poświęcić mu więcej czasu i dopracować ostatnie szczegóły, w głębi duszy liczył na to, że los znowu okaże się dla niego łaskawy. Ta odrobina beztroski, która zawsze przynosiła mu powodzenie, sprawiała, że nie czuł przymusu nadmiernego wysiłku, a gdy nadejdzie czas, po prostu temu podoła. Była to już tylko formalność. Formalność, którą miał załatwić już za kilka tygodni. — Cóż, życie pisze różne scenariusze, nie sądzisz? — dodał nieco kpiącym tonem głosu.
— Zabić? Potrafiłbyś? — Teraz jednak miał ważniejsze rzeczy na głowie niż doktorat. Bo długo wyczekiwana prawda wyszła na jaw. Björn Guildenstern i Verner Forsberg stanęli przed sobą twarzą w twarz, a ich maski, pieczołowicie budowane przez lata, zniknęły w jednej chwili. Obnażyli się wzajemnie, ukazując swoje prawdziwe, zgniłe oblicza, które próbowali ukryć przed całym światem. Obaj chcieli uchodzić za ludzi doskonałych i zasługujących na podziw, jednak rzeczywistość, która wychodziła na jaw, była zgoła inna. Za fasadą pozorów kryły się lata kłamstw, manipulacji, a być może także zbrodni, które nie były jeszcze odkryte. Björn nie wiedział, co dokładnie Forsberg miał na sumieniu, ale wyczuwał, że nie była to mała rzecz. W jego odczuciu Verner był człowiekiem, który potrafił działać w cieniu, bez skrupułów dążąc do celu; nic więc dziwnego, że młody Guildenstern zaczął nagle snuć podejrzenia, że to właśnie on sam mógł stać za niedawną śmiercią swojej najbliższych. Doskonale wiedział, nawet jeśli nie chciał się do tego przyznać na głos i publicznie, co magia zakazana potrafiła zrobić z człowiekiem, dlatego z każdą kolejną chwilą Björn stawał się bardziej podejrzliwy wobec Vernera.
— Długo ci to zajęło — powiedział Björn z lekkim zawodem w głosie, przyglądając się Vernerowi, który właśnie odkrył prawdę. W jego spojrzeniu czaiła się teatralna mieszanka rozczarowania i ironii, ale też nutka uznania. Było coś niezwykłego w tej chwili — po tylu latach wzajemnych podejrzeń, nieufności i cichej rywalizacji, obaj nagle znaleźli się na tej samej drodze, której istnienia nigdy nie przewidzieli. — Kto by pomyślał, że obaj jesteśmy po tej samej stronie — dodał po chwili namysłu z nutą ironii, ale i odrobiną szczerości. Każdy z nich nosił swoją maskę, tworzył iluzję, ale prawda, jak to często bywa, miała tendencję do wychodzenia na jaw w najbardziej niespodziewanych momentach. Zupełnie jak teraz.
— Zabić? Potrafiłbyś? — Teraz jednak miał ważniejsze rzeczy na głowie niż doktorat. Bo długo wyczekiwana prawda wyszła na jaw. Björn Guildenstern i Verner Forsberg stanęli przed sobą twarzą w twarz, a ich maski, pieczołowicie budowane przez lata, zniknęły w jednej chwili. Obnażyli się wzajemnie, ukazując swoje prawdziwe, zgniłe oblicza, które próbowali ukryć przed całym światem. Obaj chcieli uchodzić za ludzi doskonałych i zasługujących na podziw, jednak rzeczywistość, która wychodziła na jaw, była zgoła inna. Za fasadą pozorów kryły się lata kłamstw, manipulacji, a być może także zbrodni, które nie były jeszcze odkryte. Björn nie wiedział, co dokładnie Forsberg miał na sumieniu, ale wyczuwał, że nie była to mała rzecz. W jego odczuciu Verner był człowiekiem, który potrafił działać w cieniu, bez skrupułów dążąc do celu; nic więc dziwnego, że młody Guildenstern zaczął nagle snuć podejrzenia, że to właśnie on sam mógł stać za niedawną śmiercią swojej najbliższych. Doskonale wiedział, nawet jeśli nie chciał się do tego przyznać na głos i publicznie, co magia zakazana potrafiła zrobić z człowiekiem, dlatego z każdą kolejną chwilą Björn stawał się bardziej podejrzliwy wobec Vernera.
— Długo ci to zajęło — powiedział Björn z lekkim zawodem w głosie, przyglądając się Vernerowi, który właśnie odkrył prawdę. W jego spojrzeniu czaiła się teatralna mieszanka rozczarowania i ironii, ale też nutka uznania. Było coś niezwykłego w tej chwili — po tylu latach wzajemnych podejrzeń, nieufności i cichej rywalizacji, obaj nagle znaleźli się na tej samej drodze, której istnienia nigdy nie przewidzieli. — Kto by pomyślał, że obaj jesteśmy po tej samej stronie — dodał po chwili namysłu z nutą ironii, ale i odrobiną szczerości. Każdy z nich nosił swoją maskę, tworzył iluzję, ale prawda, jak to często bywa, miała tendencję do wychodzenia na jaw w najbardziej niespodziewanych momentach. Zupełnie jak teraz.
Verner Forsberg
Re: Salon Wto 12 Lis - 23:01
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Zmrużył ze złością oczy, bo Björn znów starał się go sprowokować. Czy powinien być zaskoczony? Prowokowali się nawzajem przez całe studia – tylko czekając, aż drugi zagalopuje się w ripoście na tyle, by pomylić się nad kociołkiem. Teraz na szali nie była jednak kipiąca mikstura ani drogie ingrediencje, tylko wolność Forsberga. Nie mógł mu się przyznać do tego, że zabijał wcześniej; niezależnie jak bardzo chciał zbić go z tropu albo mu zaimponować.
- Pytanie, czy potrzebowałbym? - wycedził w zamian, próbując nie okazać własnego wahania. Dotychczas zabijał ludzi, którzy w żaden sposób nie byli mu potrzebni, a Guildenstern...
(przez chwilę szukał w myślach powodu, by uznać go za potrzebnego)
...znał się na alchemii.
- Myślisz, że trzeba znać magię zakazaną by potrafić kogoś zabić? - zakpił, próbując kupić sobie czas na decyzję i na przemyślenie tego, jak bardzo Björn może mu teraz zniszczyć życie; czy byłby skłonny negocjować? Czy już widział w nim mordercę (Verner nie podejrzewał nawet, że również mordercę dzieci), tak jakby czarne żyły o tym przesądzały? Pierwszego człowieka, w samoobronie nieopodal Przesmyka, zabił zanim jeszcze zaczął myśleć o magii zakazanej. Reginę otruł zanim oślepnął.
Okazało się jednak, że rywal jest świadomy, że świat nie jest czarno-biały; że sam znalazł się po stronie szarości. Zgniły dziedzic Guildensternów. Verner odrobinę za długo przytrzymał jego przegub, jak zahipnotyzowany wpatrując się w pociemniałe żyły dopóki nie powróciły do swojego normalnego koloru.
- Wiesz o mnie od Magisterium czy sam wydedukowałeś? - zapytał równie teatralnie, opuszczając dłonie. Podchwycił spojrzenie Björna i czas zdawał się na moment zwolnić. W tej chwili faktycznie było coś zaskakującego, coś magicznego. Coś, co zdawało się zmieniać między nimi wszystko, ale zarazem zdawało się zadziwiająco naturalne. Verner widział własną ścieżkę ku zakazanej magii jako naturalnę konsekwencję naukowej ciekawościi spaczonej moralności, logiczny szlak od badania trucizn do ostatecznego zatrucia. Świadomość, że utalentowany alchemik i dziedzic Guildensternów również oślepł sprawiała, że Forsberg jedynie utwierdził się w słuszności własnego wyboru. Świat nagle wydał się piękniejszy, choć to piękno wyglądało obecnie dla Vernera jak siatka czarnych żył i bielmo na oczach.
- Wypijmy za to. - zadecydował, łapiąc butelkę szampana. Pociągnął łyk zachłannie, prosto z gwinta, jakby wraz z maską praworządnego obywatela porzucił również maniery i konwenanse. Wyciągnał butelkę w stronę Björna i dotarło do niego, że choć na studiach wspinał się czasem na stoły i pił w podobny sposób dla zakładu lub by zaimponować dziewczynom, to nigdy nie bawili się w ten sposób razem. Zawsze w innych kręgach, nawet jeśli w tym samym w środowisku, jakby naprawdę ucieleśnili waśń ich klanów.
- Od jak dawna? - wyszczerzył zęby, wpatrując się w Björna intensywnie, z chciwą ciekawością z jaką przyglądał się czasem najładniejszym okazom roślin lub recepturom alchemicznym. - Nie, czekaj, wreszcie domyślę się samemu, zgodnie z twoim życzeniem. - powiedział, wciąż kryjąc się za maską ironii, ale widać było po nim ekscytację. - Twoje podróże. Wtedy nikt nie zauważyłby, że zniknąłeś na miesiąc. - wytknął triumfalnie i opadł na kanapę, rozpierając się wygodnie. - Co zrobisz teraz? Mi wszyscy dali spokój, bo jestem chory - i niepotrzebny, ukłuło go boleśnie w myślach, ale uśmiechnął się tylko szerzej, chcąc się skupić na pozytywach - ale tobie pewnie szukają już żony, dziedzicu Guildensternów. - przechylił lekko głowę, ciekaw jakie plany ma wobec Björna jarl. - Twój dziadek wypaliłby ci na dłoni pieczęć, a mój zesłał mnie do zamkniętej celi w wariatkowie. - obwieścił pogodnie, jakby komentował słoneczną pogodę. Tylko mięśnie na jego twarzy drgnęły lekko, na wspomnienie tego jak Forsbergowie nie wahali się odesłać go do... sanatorium przy niezwiązanych z oślepnięciem problemach ze stabilnością emocjonalną, czy jakkolwiek nazwał to potem Vestergaard. - Wszyscy nadal myślą, że się nie znosimy. Pomyśl, jak skutecznie możemy się dzięki temu nawzajem kryć, ile możemy osiągnąć. - paplał, z roziskrzonymi oczyma. Nigdy dotąd nie sądził, że brakuje mu towarzystwa kogoś, kto go rozumie — kogoś, kto w jakiś dziwny sposób wypełniłby lukę po Ilmarim — ale teraz rzucił się na tą szansę z niepodobnym do siebie (tego siebie, którego poznał Björn) entuzjazmem.
- Pytanie, czy potrzebowałbym? - wycedził w zamian, próbując nie okazać własnego wahania. Dotychczas zabijał ludzi, którzy w żaden sposób nie byli mu potrzebni, a Guildenstern...
(przez chwilę szukał w myślach powodu, by uznać go za potrzebnego)
...znał się na alchemii.
- Myślisz, że trzeba znać magię zakazaną by potrafić kogoś zabić? - zakpił, próbując kupić sobie czas na decyzję i na przemyślenie tego, jak bardzo Björn może mu teraz zniszczyć życie; czy byłby skłonny negocjować? Czy już widział w nim mordercę (Verner nie podejrzewał nawet, że również mordercę dzieci), tak jakby czarne żyły o tym przesądzały? Pierwszego człowieka, w samoobronie nieopodal Przesmyka, zabił zanim jeszcze zaczął myśleć o magii zakazanej. Reginę otruł zanim oślepnął.
Okazało się jednak, że rywal jest świadomy, że świat nie jest czarno-biały; że sam znalazł się po stronie szarości. Zgniły dziedzic Guildensternów. Verner odrobinę za długo przytrzymał jego przegub, jak zahipnotyzowany wpatrując się w pociemniałe żyły dopóki nie powróciły do swojego normalnego koloru.
- Wiesz o mnie od Magisterium czy sam wydedukowałeś? - zapytał równie teatralnie, opuszczając dłonie. Podchwycił spojrzenie Björna i czas zdawał się na moment zwolnić. W tej chwili faktycznie było coś zaskakującego, coś magicznego. Coś, co zdawało się zmieniać między nimi wszystko, ale zarazem zdawało się zadziwiająco naturalne. Verner widział własną ścieżkę ku zakazanej magii jako naturalnę konsekwencję naukowej ciekawości
- Wypijmy za to. - zadecydował, łapiąc butelkę szampana. Pociągnął łyk zachłannie, prosto z gwinta, jakby wraz z maską praworządnego obywatela porzucił również maniery i konwenanse. Wyciągnał butelkę w stronę Björna i dotarło do niego, że choć na studiach wspinał się czasem na stoły i pił w podobny sposób dla zakładu lub by zaimponować dziewczynom, to nigdy nie bawili się w ten sposób razem. Zawsze w innych kręgach, nawet jeśli w tym samym w środowisku, jakby naprawdę ucieleśnili waśń ich klanów.
- Od jak dawna? - wyszczerzył zęby, wpatrując się w Björna intensywnie, z chciwą ciekawością z jaką przyglądał się czasem najładniejszym okazom roślin lub recepturom alchemicznym. - Nie, czekaj, wreszcie domyślę się samemu, zgodnie z twoim życzeniem. - powiedział, wciąż kryjąc się za maską ironii, ale widać było po nim ekscytację. - Twoje podróże. Wtedy nikt nie zauważyłby, że zniknąłeś na miesiąc. - wytknął triumfalnie i opadł na kanapę, rozpierając się wygodnie. - Co zrobisz teraz? Mi wszyscy dali spokój, bo jestem chory - i niepotrzebny, ukłuło go boleśnie w myślach, ale uśmiechnął się tylko szerzej, chcąc się skupić na pozytywach - ale tobie pewnie szukają już żony, dziedzicu Guildensternów. - przechylił lekko głowę, ciekaw jakie plany ma wobec Björna jarl. - Twój dziadek wypaliłby ci na dłoni pieczęć, a mój zesłał mnie do zamkniętej celi w wariatkowie. - obwieścił pogodnie, jakby komentował słoneczną pogodę. Tylko mięśnie na jego twarzy drgnęły lekko, na wspomnienie tego jak Forsbergowie nie wahali się odesłać go do... sanatorium przy niezwiązanych z oślepnięciem problemach ze stabilnością emocjonalną, czy jakkolwiek nazwał to potem Vestergaard. - Wszyscy nadal myślą, że się nie znosimy. Pomyśl, jak skutecznie możemy się dzięki temu nawzajem kryć, ile możemy osiągnąć. - paplał, z roziskrzonymi oczyma. Nigdy dotąd nie sądził, że brakuje mu towarzystwa kogoś, kto go rozumie — kogoś, kto w jakiś dziwny sposób wypełniłby lukę po Ilmarim — ale teraz rzucił się na tą szansę z niepodobnym do siebie (tego siebie, którego poznał Björn) entuzjazmem.