Viljam Hallström
Gość
Viljam Hallström Nie 27 Gru - 20:05
GośćGość
Gość
Gość
Viljam Hallström
Widzisz w nim posągową dumę i surowość Hallströmów, gdy wiedziony przez plan dnia, rozpoczyna spokojny spacer wzdłuż alejki. Nie ustaje po pierwszym pokonanym kilometrze. Przechodzi pewnie na butach powściągliwości obok służby, racząc zarządcę kurtuazyjnym ukłonem. Zatacza przy tym szerokie koło wokół dobrze znanego sobie monumentu i zwalnia tuż przed głównym wejściem, gotowy do przekroczenia progu. Ostatecznie nie uchodzi w cień budowli, jak można przewidywać, a jedynie wymija drzwi do Sanktuarium, rozpoczynając nowy cykl wędrówki.
Przechadzka wzdłuż włości zwykle koi, ale nie dziś. Mimo usilnej próby uspokojenia się, ma bowiem wrażenie, że z każdym kolejnym krokiem rośnie w nim wątpliwość. Zdradliwa obawa o przyszłość rodu, jaka zakorzenia się u podwalin świadomości wbrew jego woli i kiełkuje wraz z każdą, z osobna przemyślaną decyzją.
Ambicji i sprawiedliwości nie da się oszukać – doszukując się w swoich decyzjach wad – tych małych uchybnięć, które zwiastują rychłą porażkę – odnajduje w przeszłości kilka z nich, co wcale go nie zadowala. Widzi je oczami doświadczeń i wie, że ciężar wyborów oraz zawiązanych koligacji nigdy wcześniej nie był tak miażdżący, jak w dniu, gdy zdaje sobie sprawę z tego, że być może zawodzi. Być może wcale nie jest tym, za kogo się dotychczas miał.
To nie jego wina, że ewoluuje. Choć sam tego nie uznaje – ma prawo do generowania nowych pragnień. W całym magicznym świecie nie ma bowiem rzeczy tak zmiennej, jak uczucia, a te... tlą się migotliwą łuną tuż przy sercu, jakby zaraz miały zgasnąć (jakby nigdy ich nie było?). I sam już nie wie, ile z nich rzeczywiście zostało. Ile z nich uciekło, a ile się skryło. Powinien czuć mocniej... a potrafi tylko zasądzić rozsądkiem. Więc gdy patrzy na swą narzeczoną z odległości niepełnej wyciągniętej ręki, z niewiadomych przyczyn wie już, że dzielą ich nie centymetry, a dalekie kilometry.
To wtedy wraca myślami do dnia oświadczyn...
Jedna dłoń tkliwie dotykająca cudzej ręki, tchnąca ciepłem. Rozgrzana w promieniach zachodzącego słońca, niby płaszcz bezpieczeństwa i elegancji, spoczywa miękko na aksamicie dziewczęcej skóry.
Druga w zaciśniętej luźno pięści trzymająca związane z pracą myśli. Jakby w ujęciu palców chciał złapać alternatywne historie oskarżonych – historie czekające na przemyślenie i przeinterpretowanie, które on łapie pod opuszki i pod analizę, jak gdyby już teraz znalazł się w bliskości z sądem.
Jedno kolano na posłaniu z trawy, wsiąkające wilgoć, usztywnione w pięknej pozie. Mimo tego ani drgnie. Tego dnia nic mu nie przeszkadza – ani wyspa, namoknięta od jesiennych deszczy, która zastyga we mgle i zasysa w sobie soki żywotności, ani wyobrażenie o tym, że być może gdzieś tam, w kątach jednego z pokoi, pozostawia tęsknotę. Tęsknotę za czymś, czego w słowach określić jeszcze nie potrafi.
Drugie wzniesione, jakby szukało drogi do wolności. Sposobu na wyrwanie się z cugów wymagań i tej bezdennej pustki, jaką tworzy przywiązanie do obowiązujących ich praw i sprawiedliwości. Sprawiedliwość ma swą jedną, plądrującą umysł przywarę – nie ma w niej miejsca na uczucie... a mimo tego, gdzieś tam, w splendorze myśli, drzemią w nim nieposkromione pokłady emocji – czasem wyrażane w trosce o nią, innym razem w bezwzględnym skupieniu się na sztuce.
To wtedy wraca myślami do dnia, gdy wycofał się z mecenatu nad nim...
Patrzy na Niego w absolutnej ciszy. Ten mężczyzna jest jak posąg wyciosany w twórczym kruszywie talentu. Naniesiony gładko na fundament życia i osadzony twardo przed publiką jako autorytet, idol, czy artysta, uchodzi za współczesnego boga piękności i malarskiego kunsztu. To ołtarz ludzkich pragnień otoczony dobrą czcią. Mężczyzna o unikatowym wyczuciu, który głębią kolorów dociera do najtwardszych nawet serc.
Nie ma w nim krzty niepewności. Nie brakuje zalet. A jednak... nawet na tak solidnym materiale pojawia się widoczna skaza. Uszczerbek na moralności, którego nikt się nie spodziewa.
Tym trudniej znieść gorycz zawodu, gdy włączając do rozmyślań rozsądek, stawia artyście bezwzględny sąd. Posąg – jak mniema – to tylko ułuda. Sypie się za jednym tylko tknięciem, jakby stworzony nie z kamienia, a ze znacznie delikatniejszego kruszcu.
Patrzy więc na niego i nie odpowiada. Pierwszy raz. Pierwszy cholerny raz, nie poddając się jego zwodzącej aurze. To zaszło za daleko, to uzależnia. Ponad przykrymi ochłapami prawdy, jakimi karmi go artysta, nie ma przecież nic więcej. Nie wiedział o tym wcześniej. Dopiero, gdy przekracza granicę zażyłości, której przekroczyć nie jest gotów – w paraliżu decyzyjnym niesiony przywiązaniem do logiki – odrywa się od hipnotyzującego uroku mężczyzny.
Fakty odkrywają przed nim więcej, niżby chciał – fasadę obłudy, jaką artysta miesiącami sowicie i dokładnie przed nim budował. Fakty są też niezaprzeczalne. Z nimi kłócić się nie może. Choć piękne są obrazy tego twórcy i piękna jest rama znajomości, w jakiej zamknęli się oboje, piaski kłamstwa... one piękne nie są. A przecież za pięknem gonił, obejmując mecenatem nową, śmiałą duszę. To piękno właśnie miało być odbiciem dla suchego prawa, jakim pałał się na co dzień.
To wtedy wraca myślami do dnia, gdy poszedł za rodowym sztandarem...
W jednej tylko chwili zastyga obietnica przyszłości. Jest jak lodowiec, który zasnuwając przestrzeń chłodem, zatrzymuje człowieka w punkcie, w którym zamarzł lód. Dla niego przeznaczone jest prawo i sąd, dla innych – być może rozrywki. Jedno pozostaje niezmienne: duch czasu i mechanizm dojrzewającej psychiki, traktuje wszystkich po równo.
Nie oszczędza nikogo – Hallströma dopada z równą napastliwością. Czas i dojrzałość zapuszczają korzenie na skrawku myśli, czy pragnień, gdzie z wolna, na peryferii umęczonego przez rygorystyczne wychowanie umysłu, rozwija się w imponujących rozmiarów dzielnicę. Dzielnicę o ścianach powyginanych i zmiętych od wieloletniego użytku.
Im większa jest przestrzeń (pełna nauki, czy wyrzeczeń), tym większe rodzą się ambicje. Piętrzą się i mnożą, jak architektoniczne klocki, ustawione w nienagannie prostym rzędzie. Nie wystarczy bowiem wizja zajęcia godnego go stołka... on sięgnąwszy po tytuł sędziego, brnie dalej. Pnie się po szczeblach kariery wzwyż. Zamyka swój wizerunek w jarzmie perfekcjonisty i nim ktokolwiek zdąży podważyć wydany przez niego wyrok, determinacją wyniesioną do ostatecznej granicy rozsądku rozsadza wątpliwość o tym, jakoby mógł się mylić.
Jego dokonania w prawie i konsekwentny sąd świadczą na jego korzyść. Tak właśnie wygląda miasto sprawiedliwości, które od lat i z dumą buduje.
To wtedy zaczyna rozumieć, kim się stał...
Zamknął w czterech kwadratach zimnych ścian. Zaryglował drzwi, oplombował okna. Uziemił. Ciasno tam, że nawet w szczelinę nie wejdą. Ale wyrywają się, próbują. Do ścian podchodzą – przystają. Do ścian podchodzą i walą. Do ścian podbiegają i... TRACH! Rozbijają się. Na kawałki, na długo – wciąż smutnosame. Pełzną po ziemi i zbierają. Się. Same w sobie. Na ślepo, na gorąco, na złość i na umór. Próbują znów. Tym razem do drzwi. Proszę, wypuść. Błagają. Jęczą i skrzeczą, krzyczą i proszą. A on milczy. Chowa je za elegancją, za dojrzałością, za powagą. Za skromnie wypuszczanym słowem (czasami) i za savoir-vivre (często). Sam przed sobą je chowa, gdy musi. Do sprawiedliwości ucieka, by nie myśleć o nich. Nie chce, nie może i nie wypuści. Wizytę złoży im tylko wieczorem. Gdy wróci. Zaprosi do łóżka, utuli. Zapłacze z nimi (rzadko). Zakryje kołdrą i wyszepta czule: Moje emocje. Moje.
Gość
Re: Viljam Hallström Nie 27 Gru - 21:59
GośćGość
Gość
Gość
KARTA ROZWOJU
Mistrz Gry
Re: Viljam Hallström Wto 29 Gru - 14:28
Karta zaakceptowana
Jesteś Hallströmem z krwi i kości, który odnalazł swoje powołanie w wymierzaniu sprawiedliwości. Nie brakuje ci charyzmy i ambicji, ale jest też w tobie coś, co bez wątpienia odróżnia cię od pozostałych członków twojego klanu. W końcu rzadko kto zajmuje się u was mecenatem. A tobie przecież nie brakuje wrażliwości, Viljamie, mimo że tak bardzo ukrywasz swoje emocje przed całym światem.
Jesteś sędzią w Kolegium Sprawiedliwości, dlatego chciałbym podarować ci coś, co przyda ci się nie tylko w twojej pracy, ale także w codziennym życiu. Tosygnet prawdy , który otrzymałeś w prezencie od ojca – dzięki niemu raz w miesiącu łatwiej jest przejrzeć ci kłamstwa innych osób. Pierścień automatycznie zmienia kolor na czarny, stając się potwierdzeniem dla twoich podejrzeń i obniżając próg na kłamstwo o -5. Dodatkowo dodaje ci +2 do charyzmy.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinieneś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
Jesteś sędzią w Kolegium Sprawiedliwości, dlatego chciałbym podarować ci coś, co przyda ci się nie tylko w twojej pracy, ale także w codziennym życiu. To
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinieneś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!