Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Dyżurka

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Dyżurka
    Pośród pedantycznie czystych gabinetów i sterylnych, białych sal zajmowanych przez pacjentów nie może zabraknąć miejsca, w którym medycy zaznaliby chwili spokoju. Zwykle jednak sami pracownicy nie mają jednak zbyt wiele czasu, by relaksować się na stojącej tu kanapie. Dyżurka wyposażona jest dodatkowo w ekspres do kawy oraz niewielką chłodziarkę, pracownicy medyczni mogą wyjść z niej także na kwadratowy, zadaszony spadzistym dachem balkon, skąd rozpościera się malowniczy widok na całe ogrody szpitalne, po których najczęściej spacerują powracający do zdrowia pacjenci.
    Widzący
    Oiva Kesät
    Oiva Kesät
    https://midgard.forumpolish.com/t3895-oiva-kesat#40698https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    23.07.2001


      Panie Kesät, z przykrością musimy poinformować o przełożeniu Pana wizyty na termin 23 lipca, z uwagi na niedyspozycję doktora Vestergaarda. Za wszelkie niedogodności przepraszamy i zapraszamy w nowowyznaczonym terminie.
      Co chyba jakieś jaja? - tak brzmiała pierwsza myśl w głowie Oivy, kiedy otrzymał list ze szpitala informujący go na krótko przed wizytą, że ta zostaje przełożona. A podobno terapia z psychiatrą miała być kluczowym elementem procesu leczenia i rehabilitacji. Kolokwialnie mówiąc, sranie w banie. Skoro by tak było to po dwóch wizytach wiadomo by było, że z jego głową było wszystko w porządku i nie trzeba na siłę robić z niego wariata, który nie chciał mówić. Czy którykolwiek z tych lekarzy z idealnie ułożonymi włosami, w perfekcyjnie wyprasowanych fartuchach kiedykolwiek czuł jak głos fizycznie więźnie mu w gardle? Budził się zlany potem od koszmarów, które wcale nie były wytworem wyobraźni, a obrazem przeszłości, który szkarłatem wbił się w umysł, duszę i serce? Tak właśnie sądził, że nie. No, ale... z uwagi na niedyspozycję musiał odwlec w czasie wizytę, której i tak odbywać nie chciał. Dla Oivy to miała być formalność. Potrzebował kwitu, który jasno wykluczyłby nieistniejące blokady w jego głowie, obawy przed ponownym przemówieniem.
      Dlaczego musiał czekać akurat na niego?
      Podobno to znakomity - powoli zaczynał pałać nienawiścią do tego słowa - specjalista, którego umiejętności miały ułatwić terapię komuś z jego przypadłością. Czyli z tym, że był niemową, tak? Czemu nawet personelowi szpitala wymówienie tego słowa przychodziło z taką trudnością? Była to fałszywa delikatność? Próba bycia poprawnym? A może oni również widzieli to, co widział Oiva - porażkę, przypadek beznadziejny, zmarnowane życie? Nie miał pojęcia co bardziej go irytowało - nadmierna delikatność zawsze mieszająca się z politowaniem czy jej kompletny brak.
      Gdy przestąpił próg szpitala pewna sympatyczna kobieta o kasztanowych lokach poprowadziła go labiryntem korytarzy w stronę pomieszczenia, które znajdowało się w trochę innej części niż same gabinety lekarskie. Przez kilka ostatnich miesięcy zdążył dosyć dobrze poznać rozkład szpitala, powoli orientując się w jego dobowym rytmie, nawet jeżeli w chaosie i mnogości przypadków trudno było dopatrzyć się jakichkolwiek schematów. No, ale podobno Oiva zawsze był bystry, zawsze był znakomity. Sfrustrowany wypuścił powietrze z ust i pożałował, że na terenie szpitala ciężko mogło być o miejsce, w którym mógłby dać się pochłonąć rytuałowi palenia papierosa, bo niezmiernie brakowało mu ustnika mielonego między wargami, smaku tytoniu na języku. Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, do którego wpuściła go kobieta, komunikując, że pan doktor zaraz do niego dołączy. Ściągnięte do środka brwi wyrażały konsternację, ale nie próbował z nią dyskutować - nie żeby miał ku temu warunku - i po prostu z wolna przeszedł przez szerokość pokoju, pozwalając swoim krokom odbić się echem po dyżurce, aby skończyć swoją wędrówkę na kanapie. Wyciągnął swobodnie nogi do przodu, krzyżując je w kostkach. W końcu miał jeszcze czas, prawda? O ile pan doktor zechce dzisiaj zaszczycić go swoją obecnością i nie spotkają go kolejne nieoczekiwane niedyspozycje.
      O kurwa, jednak się pojawił.
      To była pierwsza myśl w jego głowie, kiedy usłyszał delikatnie skrzypienie zawiasów, a do środka wszedł elegancki mężczyzna o ciemnych włosach. Sam Oiva podniósł się nieśpiesznie, wspierając ciężar swojego ciała dłońmi o kolana, gdy to na nich dźwigał się ku górze. Lewa dłoń wsunęła się do kieszeni, w której znajdowało się urządzenie przypominające małe, przenośne radio. Miało ono pomagać mu komunikację. Prawa dłoń wysunęła się w stronę lekarza. - Oiva Kesät, miło w końcu pana poz-nać - syntetyczny głos, nie do końca zsynchronizowany z ruchem warg Oivy wydostał się na zewnątrz, dochodząc z okolic jego kieszeni, a nie krtani. Nauczył się próbować poruszać wargami, kiedy używał swojego translatora myśli, jak nazywała to urządzenie jego siostra, aby ci nie czuli się nieswojo. Ten jednak miał swoje niedoskonałości, tym razem zaciął się delikatnie na ostatnim słowie. Mimo to stalowoniebieskie spojrzenie nie uciekło, a patrzyło prosto na lekarza. Miejmy to już za sobą.
      
    Widzący
    Henrik Vestergaard
    Henrik Vestergaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3778-henrik-vestergaardhttps://midgard.forumpolish.com/t3781-henrik-vestergaard#39319https://midgard.forumpolish.com/t3783-fala#39330https://midgard.forumpolish.com/f83-henrik-vestergaard


    Gdy trzynastego lipca postanowił w panice opuścić własny dom na czas nieokreślony, wymówił się chwilową niedyspozycją w listach do szpitalnej sekretarki i prywatnych pacjentów (w takich chwilach żałował, że nie ma sekretarki również w prywatnym gabinecie; ale z drugiej strony od prawie piętnastu lat nie opuścił żadnego dnia w pracy, więc de facto nie istniały takie chwile). Ucieczka do morza była skutkiem desperacji, niepewności i własnych nieprzepracowanych traum — tak długo ukrywał przed światem foczą skórę i własną tożsamość, że odkrycie prawdy przez Islę zupełnie nim rozchwiało. I nikt nie wiedział, że mało brakowało, a nie wróciłby do pacjentów (choć o niektórych troszczył się jak o własnych przyjaciół, bo przyjaciół miał niewielu) ani do pracy, którą uwielbiał, ani do miasta, które kochał. Selkie nieustannie walczyły z pokusą zniknięcia w morzu, a ta była niedawno bardzo realna. Równie realna jak dziewiętnaście lat temu, gdy znalazł w skrzyni foczą skórę i pierwszy raz dotarło do niego czym kim jest. Wtedy zdołał nie skoczyć z pokładu statku do morza i dopłynął jakoś z Londynu do Midgardu, ale w zamian spalił za sobą wszystkie mosty oraz dawny dom.
    Mało brakowało, by zrobił to znowu — tak bardzo był niedysponowany. Mało brakowało, by nigdy nie przyszedł na spotkanie z Oivą Kesät.
    Po tygodniu spędzonym w foczej postaci wyjaśnił sobie jednak wszystko z Islą, zdecydował się obdarzyć drugą osobę ostrożnym zaufaniem i spróbował przekonać samego siebie, że świat nie zawali się ponownie. Że niemożność wydobycia głosu z własnego gardła gdy Is nieśmiało pytała czy może się wprowadzić nie była tym samym, co dosłowna niezdolność do wypowiedzenia (a nawet pomyślenia) jakiegokolwiek słowa sprzeciwu wobec ojca i macochy, którzy w młodości zabrali mu skórę.
    Że jeszcze może być dobrze.
    Dlatego wrócił — dziś po raz pierwszy do pracy, po odespaniu nerwów. Wypoczęty i w dobrym humorze, wcale nie wyglądał jak ktoś, kogo niedawno zmogła niedyspozycja.
    Wręcz przeciwnie.
    Nigdy nie zbadał tego naukowo — nie miał odwagi nie tylko zgłębiać tematu, co konfrontować się z własnym tchórzostwem — ale intuicyjnie czuł, że oddzielenie selkie od morza wpływa na nie źle. Na pewno w przypadkach utraty skóry i niewoli, ale u siebie niepokoiło go co innego. Każdą przemianę w morzu okupywał lękiem o to, czy nie zostanie wykryty, więc z biegiem lat zaczął przemieniać się coraz rzadziej i rzadziej. Prawie trzy lata, tyle nie było go w morzu. Z każdym miesiącem czuł się coraz bardziej zmęczony i stęskniony, jak narkoman cierpiący na syndrom odstawienia. Możliwe (niepewne, bo niezbadane), że z każdym miesiącem jego aura słabła, jak wtedy gdy był nastolatkiem i choć wciąż był przez wszystkich lubiany i przystojny, to w niewoli był pozbawiony swojego uroku.
    Może to z powodu niewoli (a może z powodu paranoi) stał się wyczulony na dostrzeganie tej aury we wzroku innych. W odróżnieniu od wielu galdrów przeklętych obdarzonych genetykami, wychował się bez świadomości istnienia własnego czaru; nieświadom, że może wpływać na pragnienia innych samym uśmiechem. Jego własne interakcje z innymi zawsze były stłumione oczekiwaniami ojca i macochy, ale w młodości podchodził do nich naturalnie, jak każdy człowiek. Czasem zastanawiał się, czy to odróżnia go od wychowanych w miastach niks, huldr i fossegrimów (i tak, selkie też, ale nie lubił myśleć o innych selkie), którzy dorastali naginając innych  ludzi do własnej woli. Czasami zastanawiał się, czy dzięki temu jest szlachetniejszy, normalniejszy, bardziej umiarkowany. A czasami myślał o sobie sprzed dziewiętnastu lat, o tym jak pierwszy raz w życiu zachłysnął się własną aurą i odkrywał jej granice i jak manipulował innymi by przetrwać w nieznanym sobie mieście; i nie był pewny ile było w tym woli przetrwania, a ile zabawy.
    Tak czy siak, spróbował przestać.
    Tyle, że część własnych genów była niezależna od niego. Dlatego dziś, gdy obudził się w dobrym humorze i pierwszy raz od kilku tygodni wyspany, od razu wychwycił we wzroku recepcjonistki i pielęgniarek, że może powinien był ubrać się… gorzej. Poprawił nerwowo mankiety koszuli, świadom błysku we własnym oku i sprężystego kroku i nieświadom tego, że Oiva Kesät pracował przez lata z kimś podobnie, nienaturalnie posągowym. Przyśpieszył, by nie przyciągać dłużej spojrzeń, a w drodze na spotkanie przejrzał jeszcze raz teczkę pacjenta, odesłanego do niego przez innego specjalistę. Uśmiechnął się pod nosem z wyraźną satysfakcją (aż zamrugał, czując na sobie wzrok kolejnej pielęgniarki) — lubił być polecany, lubił być lepszy, lubił trudne przypadki. Całkiem czekał na spotkanie z Kesätem, zanim nie przełożył go z powodu prywatnego końca świata.
    Zapukał do dyżurki, przybrawszy na usta serdeczny — ale nie nadmiernie czarujący — uśmiech. Wzbudzić zaufanie, ocieplić pacjenta, i tak dalej. Prędko zlustrował Oivę wzrokiem, uświadamiając sobie, że wyglądał jak jeden z mężczyzn, którzy przed laty budzili jego zaufanie. Jak jeden ze stróżów prawa, do których uśmiechał się promiennie by nie pytali o jego dokumenty zanim dokończył załatwiać formalności związane z tożsamością Henrika Vestergaarda. Nie każdy Kruczy Strażnik był taki, innych wolał intuicyjnie unikać, choć chętnie współpracował z każdym dopóki płacili lub dopóki mógł tym podbudować własną pozycję.
    - Dzień dobry. - wyciągnął rękę i nie spuścił wzroku ze stalowoniebieskich oczu pacjenta, choć był zaintrygowany urządzeniem. Jeśli Oiva wolał udawać, że to normalna rozmowa, niech tak będzie. - Doktor Henrik Vestergaard, miło mi. - wychwycił w końcu i uśmiechnął się przepraszająco, choć urządzenie nie zarejestrowało tonu jakim chciał to przekazać Oiva. Miał być subtelnie karcący, neutrlany, serdeczny? Widział w teczce pacjenta, że to radio ma swoje limity, więc wątpił aby Oiva wplatał w rozmowy słowa niepotrzebne, czysto kurtuazyjne.
    W takim razie odczuł pewnie przełożenie wizyty. Henrik westchnął w duchu, ale spojrzenie dalej miał pokerowe. - Przepraszam za moją wcześniejszą niedyspozycję i dziękuję za dostosowanie się do nowego terminu. - obwieścił pogodnie, jakby bezrobotny weteran z Kruczej Straży był równie zabieganym człowiekiem jak on. Dumni mężczyźni lubili przecież pozory. Nie wiedział, czy Oiva do nich należy, ale wolał założyć, że tak.
    - Rozumiem, że mój poprzednik omówił z panem zalety wykorzystania Daru Odyna w terapii? Pana obecność tutaj biorę za zgodę, ale i tak poproszę o nią pana osobiście. Jeśli - gdy - zdejmę opaskę - czarną, zasłaniającą lewe oko - będę mógł zyskać wgląd w myśli, emocje i słowa, których pana obecna... pomoc nie jest w stanie oddać. Ze swojej strony obiecuję powstrzymać się przed spoglądaniem zbyt głęboko, ale muszę uprzedzić, że jako dar od boga - trudno było powiedzieć ile razy podpierał się argumentem religijnym i na ile w niego wierzył, a na ile używał do marketingu, ale Oiva mógł wychwycić w jego tonie głosu wyraźną dumę - nie jest to metoda naukowa i dlatego bywa nieprzewidywalna. Może się zdarzyć, że danego dnia Odyn lub pański opór nie pozwolą zobaczyć mi niczego... - może też się zdarzyć, że zobaczę więcej niżbym chciał, dodał w myślach, ale nie na głos. Zresztą, przecież to implikował. -… ale skoro będziemy spotykać się regularnie i systematycznie, pozostaję optymistyczny względem długoterminowych wyników. - uśmiechnął się promiennie, może nazbyt promiennie.
    Widzący
    Oiva Kesät
    Oiva Kesät
    https://midgard.forumpolish.com/t3895-oiva-kesat#40698https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Ucieczka przed tym, co napawało strachem, nie była mu obca — podobnie, jak utrzymywanie przed wszystkimi, a w szczególności przed samym sobą, że w ogóle nie próbował skryć się przed swoją przeszłością. Bo nie było przed czym, prawda? Jego problem jawił się w paskudnie poszarpanej bliźnie na gardle, dotyczył fizycznego uszkodzenia jego ciała i ułomności z tego wynikającej, a nie z nieprawidłowości w jego głowie. To, co? Każda osoba miewająca koszmary, powinna udać się do psychiatry? Samemu sobie wmawiał, że myśli, które czasem nawiedzały go, gdy wpatrywał się zbyt długo w chropowatą strukturę chodnika, siedząc w oknie swojego mieszkania były normalne, zdarzały się każdemu, albo w ogóle ich nie było. Wymazywał je ze świadomości, podobnie jak ten jeden wypadek, chwila nieuwagi i decyzja podjęta w ogniu chwili, wymazały jego z życia, jakie dotychczas prowadził.
      Nawet nie widział, że usychał. Odcięty od czegoś, co niegdyś stanowiło trzon tego, kim był, jego codzienności, w której czuł się w pełni sobą. A może nie chciał tego widzieć? Tego, że dni zlewały się w jedno, a gorycz niemalże materializowała się niemożliwymi do przełknięcia grudkami na jego języku, kiedy zbyt dobrze znana mu wiewiórka przynosiła list, który znowu miał spocząć na dnie pudełka, wciśniętego pod łóżko. Utwierdził się w przekonaniu, że stan, w którym się obecnie znajdował był jedynie przejściowy, że to nie mogło być to. I być może dlatego nie rozumiał, skąd w głowach lekarzy pojawił się niedorzeczny pomysł, że być może to właśnie blokady w jego głowie nie pozwalały mu mówić. Nonsens — przecież chciał na nowo przywdziać kruczy mundur, odzyskać swoje poprzednie życie, stać się Oivą, którego widok w lustrzanym odbiciu nie przyprawiał go o skręt żołądka. Oivą, który nie był słaby i tak bardzo zależny od otaczających go osób, czy wadliwego urządzenia, które może i pozwalało na wychylenie nosa zza swojej skorupy, ale czy faktycznie dawało szansę na normalność? I czym w ogóle miała być ta normalność? Bo czy tak naprawdę było możliwym wrócić do tego co było, zanim szkarłat jego krwi na dobre wsiąknął w płytkie wyrwy w nierównej powierzchni chodnika?
      Nie umiał znaleźć odpowiedzi na te pytania i tym bardziej nie sądził, że ubrany w elegancki strój mężczyzna o ciemnych włosach i wyjątkowo błyszczącym spojrzeniu. Coś jest z nim nie tak pokraczna myśl, zaistniała w głowie mężczyzny, kiedy stalowoniebieskie spojrzenie, które nie zgubiło spostrzegawczości, jaką wyróżniał się w szeregach kruczych oficerów, analizowało sylwetkę psychiatry. Pewni ludzie, mieli w sobie to coś, ten czar, pewnego rodzaju aurę, która była wręcz nienaturalna. Przyciągali wzrok, wyróżniali się z tłumu w ten szczególnie przyjemny dla oka sposób. Świat zwykł naginać się do ich woli całkiem przychylnie. Niektórzy nazwaliby to czarującą osobowością, inni szczęściem — natomiast sam Oiva wiedział, że czasem to nie szczęście, czy charyzma odpowiadały za podobną przychylność losu, wyjątkowe zbiegi okoliczności. Sylwetka Harpy, jej złocistych loków, które skrzyły się w promieniach słonecznych oraz spojrzenie, pod którym uginali się świadkowie, nieco wyraźniej zarysowała się w jego głowie.
      - Oczywiście - oszczędna w słowach odpowiedź popłynęła wprost z urządzenia. A miałem jakiś wybór, pajacu? Frustracja sama wylewała się z jego myśli i nawet nie próbował jej hamować — jeszcze nie próbował. Z jakiegoś powodu pogodność mężczyzny niesamowicie go drażniła. Zupełnie jakby naturalna podejrzliwość Oivy kazała mu nie wierzyć w szczerość tej pozytywnej nuty rozświetlającej głos mężczyzny. Podobnie, jak nie ujmował go ten przepraszający uśmiech. Naprawdę miał w to uwierzyć? W to, że sumienie eleganckiego psychiatry, którego wyprasowane pod linijkę mankiety wystawały spod materiału marynarki delikatnie, sugerując, że z potrzeby zachowania pozorów lub obsesji w pogoni za perfekcją poprawiał je jeszcze przed wejściem do dyżurki, miał przejąć się zmarnowaniem czasu okaleczonego, zepchniętego na margines społeczeństwa weteranem, któremu szacunek okazywało się jedynie na ceremonii wręczenia medalu za zasługi na już teraz bezpowrotnie zakończonej służbie. Może i był niemy — ale wbrew temu, co próbowano mu zasugerować, jeszcze nie postradał zmysłów. Cierpliwie słuchał monologu mężczyzny, który musiał lubić brzmienie własnego głosu. Jego próba zamaskowania rozbawienia na ociekające patosem określenie swej umiejętności darem od boga była niechlujna. Nie można było mu zarzucić braku kultury, ale bystre oko dostrzegłoby drgnięcie kącika ust, delikatne napięcie warg, powstrzymujących się od rozciągnięcia się w uśmiechu. Wiara była ostatnio bardzo chwiejna w sercu Oivy — prawdę mówiąc nigdy nie pokładał w nich wielkich nadziei. Wszystko, co osiągnął, osiągnął pracą własnych rąk, tęgością własnego umysłu i żaden dar, czy przekleństwo (jak niekiedy mówiono w przypadku ludzi obdarzonych wyjątkowymi genami) nie został mu zesłany. - A jak to działa?- krótkie pytanie, na którego rozwinięcie musieli chwilę poczekać. - Będę czuł pana obecność w mojej głowie? - syntetyczny głos raz jeszcze odbił się echem po cichym pomieszczeniu. O Darze Odyna słyszał jedynie w teorii, nigdy nie był wystawiony na jego działanie. Jego twarz pozostawała bez wyrazu. Jego nie cieszyły te spotkania, nie widział ich jako okazji do poszerzenia kręgów swojej znajomości, przyjemnych rozmów o niczym. Widział to jako to, czym były — wizytą u lekarza, które jego zdaniem były stratą czasu. Wyczekujące spojrzenie było wlepione w sylwetkę Henrika. - Miejmy to za sobą - wyrzucił z siebie i radio nie musiało mieć umiejętności nadawania wypowiedziom tonu, żeby domyślić się, co autor miał na myśli.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.