Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Gwiazdy...? Nie, koty tańczą na lodzie! (Ø. Rovelstad & R. Nørgaard, Jul - 27.12.2000)

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Jul było jednym z najszczęśliwszych okresów w roku. A jeśli coś było szczęśliwe, to prędzej czy później wkradały się w niego nutki szaleństwa. Tak po prawdzie Rúna była ostatnią osobą, którą można było oskarżyć o coś szalonego. Nauczona tego, by zawsze się pilnować i uważać na siebie, rzadko kiedy robiła cokolwiek, co mogłoby jej zaszkodzić. A sporty, jakiekolwiek, na pewno w jej stanie były bardzo szkodliwe. Jednak jakby na to nie spojrzeć, użycie odpowiedniego argumentu sprawiało, że dziewczyna od czasu do czasu zgadzała się nawet na największe głupoty, bo inaczej nie dało się nazwać pomysłu zimowego wypadu na lodowisko.
    Problem polegał tylko na tym, że ruda nie miała zielonego pojęcia, jak jeździć na łyżwach, a co dopiero jak jeździć tak, by się w ogóle nie wywalić. Patrząc na to, że każdy wypadek tego typu mógł być dla niej potencjalnie śmiertelny, nie powinna w ogóle zgadzać się na taki wypad. Ale nawet ona, poukładana pani naukowiec ze stopniem doktora, czasem miała ochotę po prostu się powygłupiać i zrobić coś szalonego.
    Na lodowisko szykowała się naprawdę długo. Zrezygnowała z długiej spódnicy, uważając, że to proszenie się o kłopoty, jednak wcale to nie znaczyło, że zrezygnowała z niej w ogóle. Po prostu spódnica teraz zamiast do kostek sięgała jej ledwo do kolan, choć nogi jako takie i tak zasłaniał ciepły materiał legginsów. Kurtka sięgała jej ledwo za tyłek, kolorystycznie nie odbiegając zanadto od ładnie dobranego zestawienia ubrań, pasujących do rudych włosów, pozwalając drobnemu, szczupłemu ciału nie zmarznąć gdzieś po drodze. Bezpiecznie ukryta w zapinanej kieszeni kurtki spoczywała także piersiówka z krwinkowarem, tak na wszelki wypadek i jakiś bandaż, żeby mogła zabezpieczyć ranę, gdyby się taka pojawiła. Jedyne, z czego nie mogła całkowicie zrezygnować, to z butów na obcasie, dlatego łyżwy, które przyniosła ze sobą, były tymi do tak zwanej jazdy figurowej. No i na tym skończyło się jakiekolwiek szczęście kobiety. Znajomi, z którymi miała udać się na ten jakże emocjonujący wypad postanowili ją wystawić, nie informując w żaden sposób o zmianie jakiegokolwiek terminu.
    Nie dało się ukryć, że zrobiło jej się przykro. Ale przecież skoro już tu przyszła, to przecież nie zrezygnuje z tego pomysłu, prawda? Chociaż pewnie powinny. Zamieniła własne buty na łyżwy i od razu prawie zaliczyła glebę, nieprzyzwyczajona w ogóle do tego typu obuwia. Po namyśle ściągnęła włosy w warkocz, który zapchała pod kurtkę, by włosy nie leciały jej na oczy i jako tako utrzymując równowagę weszła na taflę lodu. Głównym plusem był fakt, że lodowisko posiadało barierki, których mogła się złapać, bo nie była na tyle szalona, by skierować się na sam środek tafli, ledwo utrzymując się na nogach. Przynajmniej po krótkiej chwili udało jej się załapać równowagę i mogła zacząć bardzo niepewne próby sunięcia na łyżwach zamiast robienia zwyczajnych kroków. Skomplikowane obliczenia, niczym te do wykresów magii teoretycznej, pomogły jej jako tako zacząć się poruszać. Popełniła tylko jeden jedyny błąd. Nie wliczyła w nie śliskości lodu i dobrze naostrzonych łyżew. To nie było to, że się poślizgnęła. Po prostu łyżwy pojechały do przodu, nie chcąc słuchać Nørgaardówny, do tego zdążyły się nieco rozpędzić. A Rúna nie miała najmniejszego pojęcia, jak w ogóle je zatrzymać.
    - Uwaga…! – jęknęła, z nawet z nutkami rozpaczy, widząc przed sobą czyjeś plecy. Cóż, miała ogromną nadzieję, że osobnik po prostu zjedzie jej z drogi, a ona zatrzyma się na barierce, zapewne dorabiając się przy tym kilku siniaków. Byle tylko nie poszła krew, bo będzie źle.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Chłód był jak ciężki oddech, który rozpulchnia płuca i grzęźnie między żebrami w wyrywku przykrótkiej chwili przed nurkowaniem w ciemną i niepoznaną toń. Dziś ciemna była toń nieba, nieznacznie jednak spłoszona przez reflektory krzykliwych, ulicznych świateł - noc polarna w swej pełnej i rozłożystej krasie. Tylko eliksir Frei chronił go przed zamknięciem w samej postaci kota bez przerwy przez ciąg tygodni, kiedy wyłączne słońce pochylone rozgrzanym czołem nad krawędziami miasta było ledwie iluzją utkaną działaniem magii. Nie mógł przedawkować mikstury, mierząc się wówczas z wyjątkowo dotkliwym ciosem konsekwencji, chcąc mimo tego snuć życie własnym niezmiennym rytmem, codziennością, która wrosła pod skórę, spisana gęsto alchemią i sprzedawaniem specyfików przy ladzie rodzinnego sklepu. Lubił puls własnej pracy, puls obowiązków i niemiarowość czerpanych pokątnie w wolnym czasie przyjemności - nawet, jeśli spotykał się z bezustanną krytyką ze strony krewnych, na każde z ich gromkich wzruszeń zachował wzruszenie ramion, by udać się swoją stronę. Kochał dlatego i nienawidził Jul, ciesząc się z ciepła bliskich, z prezentów, które mógł wręczyć Mildri i które sam mógł otrzymać, nienawidził z kolei krewnych, ich słów i ich spojrzeń, ambicji oraz rozpaczy usiłującej wskrzesić truchło dawnej świetności ich rodziny. Nie byli w stanie pogodzić się z wyznaczonym losem, spróbować teraz na nowo, w zamian za to jedynie błądząc w dymie przeszłości i gryząc gorzką frustrację. Chłód był jak ciężki oddech i wspinał się po nasadzie naprężonego karku, zaglądał pod poły płaszcza, wertując ciało przez wszystkie stronice tkanek aż po filary kości.
    Właściwie sam nie był pewny, dlaczego postanowił przyjść dzisiaj na lodowisko - możliwe, że dziecięca nostalgia, rozbudzona we wnętrzu czaszki okazała się dostatecznie donośna, hałasując nieznośnymi i niezdolnymi do odrzucenia żądaniami. Możliwe, że za czymś tęsknił, możliwe, że czegoś szukał, fragmentów chłopięcych czasów, gdy z beztroską radością korzystał z uroków zimy i znanych wśród galdrów sportów. Bez większych, narzuconych obciążeń zastanowienia przekroczył progi niewielkiej wypożyczalni, dobierając dla siebie rozmiar magicznych łyżew - później pozostało już tylko ruszyć na śliską taflę. Często wybierał miejsca, targany podszeptami intuicji, udawał się przed siebie bez żadnych, poczynionych rozważań, bez pomysłu, bez planów na nadchodzący, ulotny bukiet momentów.
    - Co u… - chuja, cisnęło się nie-rozkosznie na język, kiedy usłyszał nagłe, zupełnie niespodziewane ostrzeżenie. Przyspieszył, pozwalając właścicielce kobiecego głosu zetknąć się z przystanią barierek, samemu zatrzymując się nieopodal, chcąc skontrolować sytuację i w razie ewentualnych, piętrzących się problemów pomóc jej w uniknięciu dotkliwszego upadku. Serce zabiło szybciej, kiedy odwrócił głowę i dostrzegł znajomą twarz - tak, kojarzył ją dobrze, robiła regularnie zakupy w skromnym, alchemicznym sklepie Rovelstadów.
    - Na litość bogów - w głosie zadźwięczało przejrzyście szczere przejęcie. - Rúna… Rúna Nørgaard, prawda? - postanowił mimo wszystko dopytać. Zmarszczył brwi, usiłując odnaleźć się w rozsypanej kapryśnie sytuacji - smakowała obecnie kwaśną niedogodnością.
    - Nic ci nie jest? - spróbował się na początku dowiedzieć, banalnie i równocześnie niezbędnie.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Bywały takie dni, takie chwile, gdy calutkie życie przelatywało komuś przed oczami i chyba w taki sposób czuła się w tej chwili. Ręce miała wyciągnięte do przodu, chyba tylko i wyłącznie w wyrazie jakiejś dziwnej nadziei, że zamortyzują upadek, niwelując zbyt wielkie ryzyko rozcięcia skóry o cokolwiek. Tafla lodowiska nie wyglądała na ostrą, czego nie mogła powiedzieć o ostrzach łyżew, choć wpadnięcie pod nie raczej jej nie groziło.
    Jednak płynąc przed siebie, w nieuchronnym zderzeniu z plecami niespodziewanej ofiary lub barierką, jeśli zapłaszczona osoba zejdzie jej z drogi, widziała niczym wieszczka upadek, rozcięcie i krew rozlewającą się z lodowiska. W tle nie wiadomo czemu leciało Show must go on i scena była tak surrealistycznie nieziemska, że coś po prostu musiało ją przerwać, wbrew piosence to show absolutnie nie mogło trwać. I też zakończyło się.
    Gwałtownie.
    Boleśnie.
    Łups.
    Ostrzeżona istota była uprzejma ruszyć się z miejsca, posyłając rudzielca na barierkę, na której to wyparowała z głuchym łupnięciem. Uderzenie było na tyle silne, że wyrwało z płuc ogrzane już zimowe powietrze, nie pozwalając jednak nabrać go ponownie. Pewnym było, że skończy się to na siniakach, miała jednak nadzieję, że tylko na nich.
    Bycie kurduplem wśród wielkoludów miało jednak niewielką zaletę - barierki były na tyle wysokie, że nie skończyła przewieszona przez nie wpół i nawet jakoś udało jej się utrzymać na nogach. Powolutku wciągnęła powietrze, bardzo powoli, sprawdzając, czy w ogóle może to zrobić. Warkocz złośliwie wyleciał jej spod kurtki, poniewierając się teraz po ramionach na wpół rozpleciony. I nawet usłyszenie własnego nazwiska nie załamało jej tak bardzo, jak w zasadzie powinno. Sprawdziła tylko, czy jest w stanie ustać na nogach i kurczowo trzymając się barierki odwróciła się powolutku, by sprawdzić, kto właściwie zainteresował się jej losem.
    - Wygląda na to, że nic. - nadal miała drobne problemy z oddychaniem, nie mogąc wziąć głębszego oddechu, ale przynajmniej chwilowo nie dolegało jej nic więcej. Zgarnęła z oczu kilka rudych kosmyków i przyjrzała się mężczyźnie, czując w sumie wstyd, że bez jakiejkolwiek wiedzy zapchała się na lód.
    - Ørjan Rovelstad! - pisnęła z delikatnym zaskoczeniem, wciągając spory haust lodowatego powietrza i tym samym łapiąc się za obtłuczone wypadkiem żebra. - Jak miło Cię widzieć. - rozpromieniła się, całkiem szczerze zresztą, bo w końcu nigdy nie była kimś, kto oszukiwał w chociażby tak błahych sprawach. Zresztą znała Rovelstada z jego sklepu, w którym miała w zwyczaju zaopatrywać się w eliksiry nasenne, choć oczywiście nie tylko u niego, by nie wzbudzać podejrzeń. Czasem także zaopatrywała się w eliksir pomagający przy krwotokach, choć rzecz jasna nigdy w ilościach hurtowych.
    Zaskakującym było spotkanie na lodowisku, ale w sumie dlaczego Rúna miała to nazywać zaskakującym? Mało kogo znała na tyle blisko, by wiedzieć, jak spędzał wolny czas poza pracą czy nauką. Wystawiona przez znajomych cieszyła się za to ze spotkania, widząc rozmowę jako świetny pretekst do tego, by nie próbować nawet ruszać się z miejsca. Chociaż może gdyby nauczyła się jeździć, to polubiłaby ten sport?
    - Całkiem sporo tu ludzi. Wybacz, że prawie na Ciebie wjechałam. To naprawdę nie było specjalnie. - uśmiechnęła się nieśmiało, próbując delikatnie wybadać, czy Ørjan w ogóle miał ochotę na pogawędkę. Nie chciała mu się narzucać, skoro właściwie cała ta rozmowa była wywołana jej głupimi pomysłami.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Nie stracił - pomimo erozji lat - chłopięcego entuzjazmu, który, utwardzony krokami na ścieżce dorosłości zbyt często kurczył się, wiotczał i zanikał, obtoczony panierką szarawej kaskady pyłu. Wierzył, że potrafił się cieszyć - tak samo, jak cieszył się kilkanaście lat wcześniej, odczuwać radość bezdenną, nienadgryzioną przez wyszczerbione kły rutynowych trosk. Wizyta na lodowisku miała jedno zadanie, zadanie, aby upewnić go w posiadanym pod skórą przeświadczeniu, w błaganiach drobnego chłopca, który usilnie prosił, by nie ulegał zmianom. Czasami, kiedy zaglądał w kształt swojego odbicia, bał się krzepnącej na konstelacji rysów, nieuchronnej dojrzałości, bał się zmian, które mogłyby sprawić, że z każdym dniem przypominałby coraz bardziej ojca, że stałby się zaprzeczeniem wszystkiego, w co usiłował wierzyć.
    Każdy, zamówiony eliksir niósł osobliwą historię, szept niedostępnych słów i motywów znanych tylko nabywcy, zamkniętych szczelnie tak jak zawartość niewielkiej buteleczki. Wzrastały one, pęczniały, wydłużały się nieustannie niczym łodygi cieni pełznące z zuchwałością po podłożu - większość szanujących się alchemików nie chciało jednak zadawać większej ilości pytań od zupełnie niezbędnych. Rúna pozyskiwała z ich rodzinnego sklepu eliksiry medyczne, nie wiedział jednak, czy korzysta z nich sama, czy  gromadzi je w interesie innej, bliskiej jej osoby. Wiedział,  w zamian za to, że cera kobiety mogła wydawać się chorobliwie blada, a jej postura, szczupła oraz pozornie krucha, budziła w nim odruchową, spisaną instynktem troskę.
    - Domyśliłem się - pozwolił sobie na lekki, mało zobowiązujący uśmiech kreślący się w spontanicznym i w pełni szczerym odruchu na jego fizjonomii. Nie posądzał ją o celowość, co więcej, w jego odczuciu sprawiała wrażenie przynajmniej odrobinę niepewnej i zagubionej. Dużo ludzi, tak, dużo ludzi, gęsto, szczodrze naniesione sylwetki na owalną soczewkę lodowiska. Szum, gwar oraz wszechobecna, szerząca się dynamiczność, drżenia włókienek mięśni, ostre języki łyżew szorujące skotniałą, mętnie-bladą powierzchnię.
    - Mam nadzieję, że mój krwinkowar okaże się nieprzydatny - stał, zatrzymany nieopodal, również w pobliżu barierek, licząc, że początkowy strach przed wypadkiem na dobre opuści przestrzenie płuc jego towarzyszki. Ponury, chociaż prawdziwy żart skwitował jedynie drobnym podciągnięciem swoich kącików ust. Nie spieszył się, ewidentnie mając zasoby czasu, aby zamienić więcej niż kilka słów. Przez ułamek momentu zastanowił się, czy Rúna jest sama - czy nie powinna wracać do osób, z którymi wybrała się na lodowisko.
    - Jeśli miałaś długą przerwę w jeżdżeniu - przypomniał - nie przejmuj się. Szybko sobie przypomnisz - sam nie jeździł nadzwyczaj dobrze i już na pewno nie nadawał się na nauczyciela. Swoje umiejętności mógł określić przymiotnikiem co najwyżej poprawnych, nic więcej - nie uczęszczał często w to miejsce, czerpiąc nauki jeszcze z okresu Akademii.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Tak jakby się zastanowić, chyba nigdy wcześniej nie miała okazji toczyć dyskusji z Ørjanem poza sklepem alchemicznym, żyjąc po części w pewnego rodzaju pędzie i mimo wszystko nie będąc aż tak śmiałą i towarzyską, jak można by ją o to posądzać. Lubiła przebywanie z konkretnym gronem osób, które mniej czy bardziej akceptowały jej specyficzny sposób bycia, w pełni świadoma tego, że dla innych jej szczerość mogła być krępująca. Od dawna nie była dzieckiem, by tego nie zauważać.
    Z kotołakiem jednak sprawa miała się inaczej. To prawda, że jako dziecko zastanawiała się, czy osoby obdarzone tą genetyką miały piękne kocie uszy i ogony w tej postaci, ale bardzo szybko jej przeszło. No i nawet jeśli spotkali się w sklepie, to nigdy nie chciała zabierać mu czasu bardziej, niż było to konieczne. Zresztą alchemicy zawsze byli oblegani, na ich usługi zawsze był popyt, sama Rúna korzystała z usług co najmniej trzech czy czterech różnych alchemików, by niełatwo było wyciągnąć jej tajemnicę na światło dzienne.
    Wyjątkowo teraz jej cera była nieco zarumieniona, zarówno od chłodu jak i zawstydzenia drobnym wypadkiem, cała reszta pozostała jednak bez zmian, a strach przed kolejnym upadkiem przechodził zwiewany mroźnym powietrzem. W końcu stać na łyżwach umiała. To nie było trudne, zwykła kwestia równowagi, z którą radziła sobie dobrze. Inaczej było z jazdą, ale tej chwilowo nie zamierzała uskutecznić. Byłoby to zbyt niebezpieczne.
    Skinęła głową na słowa mężczyzny, dosyć wdzięczna, że nie próbował zaprzeczać jej słowom, tylko uznał zawartą w nich prawdę. Wielu mogłoby zacząć się spierać, że to wszystko było zaaranżowane, nie o takich rzeczach w końcu słyszała. Na wszelki wypadek mocno trzymała się barierki, gdyby nogi miały jej się rozjechać, ale zaczepiona bezpiecznie ząbkami z przodu łyżew była względnie ustabilizowana na śliskim podłożu. Przynajmniej nie groziła już, że wpadnie na Rovelstada, dorabiając mu zapewne mnóstwo siniaków.
    - Ja też mam taką nadzieję. Ale póki nie ma ran, to nie potrzeba krwinkowaru. – stwierdziła pogodnie, bo na szczęście na barierce nie było nic, co mogłoby przerwać delikatną skórę, wywołując powódź krwi z nawet najmniejszej ranki. Jej kąciki ust również powędrowały w górę, udzielał jej się spokój mężczyzny, który najwyraźniej jednak nie miał jakichś istotnych spraw do załatwienia i został na drobną pogawędkę. Pogawędkę, którą była bardziej niż chętna kontynuować, bo przecież rozmowa w trakcie jazdy byłaby znacznie utrudniona, a tak gdy stali nieco poza głównym nurtem szczęśliwych łyżwiarzy, mogli rozmawiać bez przeszkód dla siebie i innych.
    Jednak kolejne słowa kotołaka wywołały o wiele głębszą czerwień na policzkach kobiety, zlewając się kolorem prawie z kosmykami włosów okalających jej twarz, które zaraz to odgarnęła nerwowym ruchem.
    - Nie miałam przerwy w jeżdżeniu. – powiedziała z głębokim westchnięciem, tonem pełnym zawstydzenia. – Ale nie można sobie przypomnieć czegoś, czego nigdy się nie uczyło. – no i masz babo placek, można być inteligentnym i wiedzieć mnóstwo o swojej pasji i zainteresowaniach i jednocześnie być bardzo głupim w kwestii wychodzenia pierwszy raz na lód. – Myślałam tylko, że to trochę prostsze, jak już udało mi się w miarę zrozumieć, o co chodzi w sunięciu na łyżwach po lodzie. – wzruszyła lekko ramionami, bo w końcu mleko się rozlało. Nie dało się przecież ukryć, że nie miała zielonego pojęcia, co tak naprawdę robi.
    - Ty za to radzisz sobie chyba całkiem dobrze? – przekrzywiła głowę z wyrazem zaciekawienia na twarzy, bo przecież to, że zjechał jej z drogi nie znaczyło, że potrafił jeździć jak wszyscy pozostali, z których niektórzy szaleli wręcz na lodzie, wykonując nawet różne dziwne figury, którym przypatrywała się przez chwilę z zachwytem.
    - Jak to pięknie wygląda! – zwróciła uwagę Ørjana na jedną z takich jakże niebezpiecznych i pięknych figur, wykonanych akurat przez parę łyżwiarzy. Widać było, że mają spore doświadczenie w jeździe, a kto wie, może i trenowali całkiem profesjonalnie, a nie tylko dla zabawy?
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Nie sądził, aby był kiedykolwiek dobrym nauczycielem, nawet w samej alchemii - miał osobowość wydartą z szeregu niezbędnych cech. Kierowała nim, całkiem prawdopodobnie, pospolita oraz spłycona samolubność, nie widział siebie samego w roli prowadzącego szeroko pojętą dydaktykę, tak samo jak nie chciał siebie zobaczyć na czwartym, sugerowanym przez krewnych stopniu wtajemniczenia. Zagłębiał się w zapomniane notatki, w rodzinne, porzucone przepisy eliksirów, równocześnie niechętny, aby kontynuować czerpanie wiedzy na instytucie.
    - Nie byłbym taki pewny - postanowił ją mimo wszystko pouczyć. - Nie wszystkie rany zobaczysz gołym okiem - martwił się, najzwyczajniej; każdy z eliksirów miał powód, dla którego został zakupiony przez osobę odwiedzającą sklep. Nie chciał o tym myśleć zbyt długo, zazwyczaj nie roztrząsając motywacji swoich klientów, osoba Nørgaard wzbudziła w nim jednak troskę chwytającą go znacznie głębiej niż początkowo przewidywał.
    - Zaczynałem w dzieciństwie - powiedział szczerze. - Nie jeżdżę jakoś cudownie, ale znam trochę podstaw - nie omieszkał jej przyznać. Nie był dobrym łyżwiarzem i nie chciał, aby kobieta postrzegała go w taki sposób, wszelkie umiejętności zawdzięczał naukom sportów w okresie wczesnej edukacji. Samotne wyjście na lodowisko nie było zbytnio rozsądne, ale nie miał zamiaru jej oceniać, chcąc jedynie doglądać, aby przez niego nie wyrządziła sobie żadnej krzywdy.
    - Pięknie i niebezpiecznie - wyszeptał. - To głównie kwestia praktyki - wzruszył nieznacznie ramionami. Talent oraz praktyka, tak samo jak w innych pasjach, tworzyły niezmienny duet spleciony w sylwetkę klucza do osiągnięcia sukcesu. Zawsze, kiedy istniały osobno, traciły na swej wartości, nie jawiąc się w pełnej krasie. Sam wiedział o tym wprost doskonale w przypadku warzenia eliksirów. Naturalna intuicja była zaledwie jednym, godziny spędzone na przygotowaniach oraz doglądaniu kociołka stanowiły zupełnie odrębną i często nawet ważniejszą kwestię.
    Dalej już nie był pewny, w jaki sposób powinien się zachować - nie czuł się dobrze z myślą zachęcania kobiety do dalszej próby jazdy, zwłaszcza, gdy okazała się ona na tyle ryzykowna. Nie chciał również jej rugać, ani tym bardziej wyśmiać jej zapędów. Czuł się niezręcznie w powstałej wokół nich sytuacji, błądząc w niej jak we mgle, gdzie jedynie wystawiał przed siebie bezradnie dłonie, nie ciesząc się pełnią zmysłów.
    - Następnym razem spróbuj przyjść tutaj z kimś, kto będzie chciał cię nauczyć. Na mnie niestety nie licz, nie jestem w tej kwestii żadnym autorytetem… - chciał brzmieć najzupełniej serdecznie. - Co nie oznacza, że nie mam zamiaru dotrzymać ci teraz towarzystwa - dodał z lekkim uśmiechem; nie narzucał jej oczywiście swojej obecności, choć nie ukrywał przed sobą, że czuł się poniekąd odpowiedzialny za jej aktualne bezpieczeństwo.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Uśmiechnęła się delikatnie w stronę kotołaka, delikatnie zaskoczona jego troską, choć było to dosyć miłe, na swój sposób. Rúna nie brała pod uwagę, że jego słowa mogłyby być czymkolwiek innym, dlatego też tym bardziej nie zamierzała ani się spierać ani w jakikolwiek umniejszać temu, co do niej mówił. Krwotoki wewnętrzne zresztą też udało jej się przeżyć, gdy była o wiele młodsza i o wiele, wiele mniej uważna. Dlatego też skinęła mu głową.
    - Niestety w tym masz rację… Może po prostu potem udam się tak na wszelki wypadek do medyka, żeby się nie niepokoić ewentualnymi niewidocznymi ranami. – powiedziała ciepło, jakoś tak… zrobiło jej się całkiem przyjemnie po tym, jak wystawili ją znajomi, z którymi się umówiła. Tego jednak w żadnym wypadku nie zamierzała Ørjanowi mówić, jeszcze by sobie pomyślał, że naprawdę nie ma z kim przyjść w takie miejsce, jakim było lodowisko.
    Cóż. Nie miała.
    - Ale Ty nie wjeżdżasz w innych, a ja… nie posiadam umiejętności, żeby tego nie robić. – roześmiała się, bo ubolewanie nad własnym brakiem umiejętności było po prostu głupie. Nie można potrafić w końcu wszystkiego, choć pewnie gdyby Rovelstad wytknął jej brak rozsądku w przychodzeniu tu samej, na pewno przyznałaby mu rację. Grunt to znać swoje wady, prawda? – Może i faktycznie to niebezpieczne, ale jakie widowiskowe… Aż przyjemnie się to ogląda, z bezpiecznego miejsca. – westchnęła w duchu, wiedząc, że nawet nie zdoła zbliżyć się do tych, którzy normalnie jeździli po tafli.
    Obserwując jednego z bywalców lodowiska, który przejechał na tyłku pół lodowiska, śmiejąc się głośno, pomyślała, że trochę mu zazdrości. Nawet gdyby jakimś cudem bezboleśnie nauczyła się jeździć, to jakikolwiek upadek, wpadka kogoś na nią czy utrata równowagi była potencjalnie śmiertelną sprawą. Co nie zmieniało faktu, że z wyraźną fascynacją przyglądała się innym tańczącym na lodzie osobistościom, które umilały sobie czas taką oto rozrywką. Nie była także świadoma zakłopotania kotołaka, może gdyby była, to zwyczajnie szybko by się pożegnała. Przez całe życie starała się być tą rozsądną, pilnującą się… Raz jeden chciała zrobić coś szalonego i bardzo szybko została sprowadzona na ziemię. Brutalnie, lecz bardzo prawdziwie. Przytrzymała się lekko barierki, ostrożnie zmieniając środek ciężkości własnego ciała, by ciężar przerzucić teraz na drugą nogę.
    - Nie ma sprawy. Nie oczekiwałam od Ciebie, że będziesz mnie uczyć czegokolwiek. – powiedziała prosto z mostu, z lekkim zaskoczeniem w głosie. Tak naprawdę Rúna nigdy od nikogo niczego nie oczekiwała, przyzwyczajona do tego, że powinna radzić sobie sama i to w taki sposób, by w żaden sposób nie zaszkodzić klanowi. – Postaram się kogoś takiego znaleźć. – dodała również bardzo dyplomatycznie, w pełni świadoma, że taka osoba się zwyczajnie nie znajdzie. A i ona nawet nie będzie miała kogo prosić. Serdecznie odechciało jej się wspólnych wypadów z kimkolwiek.
    Bycie z boku miało jeszcze jedną zaletę. Nie uczestnicząc w wydarzeniach Nørgaard umiała całkiem dobrze obserwować otoczenie. Także dostrzeżenie kogoś, kto rozpędził się za mocno nie nastręczało większego problemu. Wychyliła się, znienacka, łapiąc za rękaw Ørjana i pociągając go delikatnie w swoją stronę – sekundę później w jego miejscu zatrzymał się roześmiany dzieciak, obsypując śniegiem wszystkich wokół.
    - Widzieliście?! Umiem zatrzymać się w miejscu! – wrzasnął szczęśliwy, nie patrząc na to, że prawie wjechał w kotołaka. I lekceważąc rozmawiających galdrów pojechał dalej.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Nie mógł obwiniać Rúny za pospolitą lekkomyślność - zwłaszcza, kiedy sam nie należał do grona rozważnych osób, ulegając kaprysom powstającym pospiesznie pod zabudową czaszki. Błąkał się wielokrotnie po cienistych zaułkach skręconych w ciasne i tętniące ryzykiem supły labiryntów, zaczynał rozmowy z ludźmi, którym nie powinien zaufać i gościł w brzydkich lokalach z rozwodnionym alkoholem i duszącymi, rozwieszonymi jak gęste, pajęcze sieci tumanami tytoniowego dymu. Lubił pogłos ryzyka, jego dreszcz spływający po odsłoniętym karku jak przenikliwość szeptu, lubił grząską niepewność cieknącą po nierównościach rynny kręgosłupa. Był w stanie w pełni zrozumieć, co kierowało obecną towarzyszka rozmowy, dlaczego postąpiła w ten sposób, który dla innych, postronnych przedstawicieli wyższych sfer byłby wprost absurdalny. Wierzył, że każdy w życiu potrzebował choć odrobiny błogiej niedorzeczności - nie był jednak świadomy, nie w tym momencie, rzeczywistego zagrożenia czyhającego na zdrowie a nawet życie panny Nørgaard. Jej odpowiedź o znalezieniu nauczyciela przyjął ze spokojem, nie zagłębiając się w żaden sposób bardziej dociekliwymi pytaniami. Zamyślił się w krótkiej chwili, nie dostrzegając rozpędzonej sylwetki - gdyby nie interwencja kobiety, zamiast radosnego, chłopięcego okrzyku mogliby słyszeć płacz.
    - Mało brakowało - odetchnął poniekąd z ulgą. Przysunął się jeszcze bliżej wytyczonej barierki, tak, jakby bał się, że identyczna sytuacja będzie w stanie się chwilę później powtórzyć. Na lodowisku znajdowało się obecnie dużo osób, cieszyło się nieuchronnym zainteresowaniem, co pogłębiało potencjalne zagrożenie.
    - Dziękuję.
    Nie wstydził się wypowiedzieć. Był pod wrażeniem spostrzegawczości Rúny - musiała być znakomitą obserwatorką nie tylko w codziennym życiu. Był zawiedziony swoim, niemiłym rozkojarzeniem - powinien bardziej uważać, szczególnie w jej obecności, skoro okazał się bardziej doświadczony od niej w przypadku jazdy na łyżwach. Czuł, że jedynym oraz stosownym wyjściem może być odsunięcie się, by zapobiec kolejnej, dużo gorszej kolizji.
    - Lepiej, jeśli oboje pójdziemy stąd na trybuny - zaproponował. W budce nieopodal lodowiska sprzedali ciepłe, rozgrzewające napoje, zdolne odrobinę umilić drogę powrotną na nowo do codzienności. Liczył, że Rúna nie będzie protestować, skoro sama zgodziła się, że potrzebuje na ten moment osoby zdolnej wyłożyć jej wszystkie, niezbędne podstawy, jakich on sam nie był w stanie jej skutecznie przekazać. Nie wydawał się dobrym kandydatem na opiekuna oraz nauczyciela, nie w tym kontekście i nie w tej, przytoczonej dziedzinie.
    - Myślisz, że możemy to uznać za przestrogę od Norn? - dopytał półżartobliwie - …a może już popadam w przesadę? - podobno przypadki nie istniały, co wyjątkowo wydawało się mottem klanu Nørgaardów, z jakiego pochodziły najbardziej szanowane wyrocznie. Był ciekawy, w jaki sposób zapatruje się na to Rúna - nie miał zamiaru brzmieć przy niej lekceważąco, w zamian za to traktując kobietę z czystą, serdeczną dociekliwością.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Łatwo było się domyślić, że był to jeden z ostatnich porywów lekkomyślności rudowłosej panny. Zresztą lekkomyślność była przyjemna tylko wtedy, gdy miało się z kim ją dzielić, a Rúna… cóż, Rúna zdecydowanie nie miała. I tak się zdarzało, nie miała zamiaru żalić się i narzekać na swój los. Cieszyła się, że nadal mogła zanurzać dłonie w pasjonujących księgach, że nadal mogła badać magię i jej wpływ. Tam trzeba było być bardzo rozważnym i ostrożnym, także lekkomyślność nie była wpisana w jej charakter. Chyba, że tak jak teraz, nie miała wyjścia w jakimś sensie. Trudno. Może za ileś lat znowu odważy się przyjść na lodowisko.
    - Uhm. Myślę, że powinien bardziej patrzyć, dokąd się kieruje. – skwitowała pod adresem chłopca, który przecież nawet nie obejrzał się na nich. Mogło dojść do jakiejś tragedii przecież, gdyby go nie zauważyła. – Nie ma sprawy. Cieszę się, że udało ci się uniknąć wypadku. – uśmiechnęła się ciepło do Ørjana, nie uważając swojego zachowania za cokolwiek wielkiego. Było całkowicie naturalne, przecież nie mogła pozwolić, żeby coś mu się stało, gdy mogła temu w bardzo prosty sposób zaradzić. Pomysł wyniesienia się z tafli, nawet jeśli przykry, miał całkiem sporo sensu. Westchnęła wewnętrznie, by skinąć potakująco głową w odpowiedzi. Tak będzie chyba bezpieczniej, zwłaszcza że rozmowa na zapełnionej tafli nie była bezpieczna.
    - Chyba masz rację. Jeszcze znowu ktoś na nas spróbuje wjechać i ktoś skończy ranny. – zmartwiła się, nie chcąc, by tą osobą został jej towarzysz. Bez większego wahania więc ostrożnie ruszyła się po tafli, przytrzymując się barierki, by skierować się do wyjścia. Wprawdzie chyba już pojęła, jak ślizgać się na łyżwach po lodzie, ale niestety nadal nie pojmowała, jak tym kierować i tym bardziej hamować. Wygodniej było więc trzymać się barierki, tak czuła się po prostu bezpieczniej, bez ryzyka wywinięcia jakiejś specjalnej gleby.
    - Hmmmm. Bogowie mają różne sposoby ostrzegania przed niebezpieczeństwem, trzeba tylko chcieć jej zauważać… Więc kto wie, może naprawdę Norny chcąc nas ostrzec, że źle skończymy, jeśli będziemy tu dłużej przebywać. – zaśmiała się cicho, bo brak daru jasnowidzenia u jej osoby wcale nie był tajemnicą. Ale fakt, znaki bywały różne, nie trzeba było mieć do tego umiejętności widzenia przyszłości, by chcieć je dostrzec. Wprawdzie póki kotołak się nie odezwał nie traktowała tego w ten sposób, ale w końcu mógł mieć całkiem sporo racji.
    Na szczęście dotarcie do wyjścia nie zakończyło się żadną krzywdą i mogli wymienić łyżwy na normalne, wygodne obuwie. Teraz nie groziło jej przewrócenie się, mogła więc się rozluźnić, gdy szukała wejścia na trybuny.
    - Co powiesz na gorący napój, zanim pójdziemy na trybuny? – zaproponowała mężczyźnie, zastanawiając się, co właściwie powinna sama wybrać. Pewnie stanie na gorącej czekoladzie, na szczęście niespecjalnie musiała dbać o linię – nie, żeby się tym w ogóle przejmowała. Dlatego też pozostawiając kotołakowi czas na namysł zdążyła zorientować się, jak najszybciej dojść do budki z napojami i wrócić na trybuny unikając ewentualnego tłoku spragnionych zabawy dzieciaków.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    (Zbyt) często jest nierozważny. Przetrząsa zakamarki kaprysów, ulega nagłym zachciankom, nurkuje w półcieniach miejsc, których nie będzie częścią. Ciekawość może go zabić, jednak wciąż jej ulega, obdarza gładką ufnością jak bliską przyjaciółkę. Zbyt często jest nierozważny, więc nie powinien mieć prawa pouczać innych. Jego wędrówki proszą się o bukiety sińców w najlepszym, możliwym scenariuszu, lokale, które odwiedza, potrafią być nieprzyjemne, obskórne oraz cuchnące tanim, rozwodnionym alkoholem, gryzące nadmiarem dymu tytoniowego przewieszonego jak zgromadzone firanki. Rozumie, co za tym idzie, wybitnie decyzję Rúny, rozumie impuls, pod którego naporem zdecydowała się samotnie wyprawić na lodowisko, nie mając najmniejszego doświadczenia. Ktoś mógłby nagle powiedzieć, że identyczne rzeczy nie przystoiły damom, sam jednak nie miał w zwyczaju przykładać szczególnej wagi do restrykcyjnych wymogów konserwatywnych rodzin. Cieszył się, że nie urodził się członkiem klanu - wiedział, że nie był w stanie sprostać nawarstwiającym się wymaganiom stawianym przez jarla oraz strzegących dobrego imienia rodziców. Już nawet samo bycie Rovelstadem zdawało się mu męczące, męczyła go bezustanna presja w przywróceniu rodzinie świetności, męczył go własny ojciec oraz nużyli krewni. Był dumny z bycia kotołakiem, nie zmieniało to jednak faktu, że dostrzegał toksynę wypełniającą więzi pomiędzy jego krewnymi rozrastające się jak zdradliwy, rozgałęziony bluszcz.
    - To bardzo dobry pomysł.
    Cieszy się, nie udając w najmniejszym stopniu entuzjazmu. Twarz stoi mu się w uśmiechu, kąciki ust niemal z niewinną, nałożoną zadziornością unoszą się w spontanicznej reakcji. Spostrzeżenie panny Nørgaard było zupełnie słuszne - nie powinni w danej chwili stać w miejscu, wystawiać się na działanie bezlitosnego zimna i ryzykować ponownymi, być może bardziej groźnymi wypadkami. Lodowisko, tak jak zawsze, było przepełnione od dynamiki korzystających z niego ludzi, czasami zbyt nieostrożnie mknących tylko przed siebie. Rozgrzanie się parującym naparem nosiło w sobie wspomnienia - pamiętał, jak jeszcze z Mildri udawali się na sam koniec do skromnej, niewielkiej budki, by napić się czekolady. Miał oprócz tego słabość do rozmaitych słodkości dlatego niemalże nigdy nie odmawiał identycznych okazji pojawiających się tylko na linii aktualnego horyzontu. Dalszy czas miał upłynąć im na rozmowach i nie skutkować niczym, co przyprawiłoby któreś z nich o wizytę w Szpitalu im. Alberta Lindgrena - miał oprócz tego nadzieję, że kontuzja kobiety nie okaże się na tyle groźna, aby mogła ujawnić się z opóźnieniem nawet po ich rozmowie. Miał zamiar zapytać ją, czy aby na pewno wszystko - długoterminowo - skończyło się w dobry sposób, kiedy ponownie odwiedzi rodzinny, alchemiczny sklep Rovelstadów, nie życzył przecież nikomu nadmiernego korzystania z medycznych eliksirów, nawet, jeśli ich kupno przynosiło im zyski, był mimo tego świadomy, że w niektórych przypadkach stosowanie ich choćby profilaktycznie było absulutnie niezbędne. Nie rozmyślając już więcej, podążył za Rúną, pozbywając się wkrótce później łyżew i rozważając, co konkretnie zamówić na niepozorną przekąskę w przyjemnym, sympatycznym towarzystwie.

    Ørjan i Rúna z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.