:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
19.12.2000 – Jadalnia – M. Pakarinen & Bezimienny: C. Iversen
2 posters
Bezimienny
19.12.2000 – Jadalnia – M. Pakarinen & Bezimienny: C. Iversen Nie 25 Sie - 23:56
19.12.2000
Wolny dzień, w tym wypadku sobota, zapowiadał się wyjątkowo spokojnie. Nie miał umówionych żadnych spotkań, w pracy wszystko było zapięte na ostatni guzik, a jeśli nie, to odpowiednie, wyznaczone osoby miały się tym zająć; jego nielegalna działalność chwilowo nie potrzebowała jego uwagi, mimo że przedświąteczny okres jest dość gorący w tym zakresie, każdy chce się zaopatrzyć w większą ilość nielegalnych substancji i podzielić się ze znajomymi lub rodziną, w zależności od zażyłości lub charakteru relacji. Nie jemu oceniać, skoro słono na tym zarabiał.
Rzadko ma okazję tak po prostu odpocząć, bo albo coś wymaga jego uwagi, albo musi być w fabryce, albo wypełnia papiery, a tych nigdy nie brakuje. Na wszystko trzeba mieć pozwolenia, dokumentację, rachunki, a potem tylko kontrole przychodzą. Do tej pory radził sobie bez zarzutów, ojciec dobrze go przygotował do roli właściciela, bo i sam potrafił wykonać potrzebną robotę, ale potrafił też zarządzać swoimi ludźmi i pozwolić im działać, żeby on nie musiał - no i w niektórych kwestiach zwyczajnie nie potrafił, bo na samym wytwarzaniu się nie znał, a raczej znał tylko podstawy, które nie były wystarczające. Ale od nadzorowania pracowników składających auta byli menedżerowie oraz testerzy, więc nie musiał nawet kiwnąć palcem, bo wystarczy oddelegować do zadań odpowiednich ludzi.
Tym sposobem miał wolną sobotę i nie wiedział, co z nią zrobić. Wstał rano, wypił kawę w kuchni i zjadł śniadanie, a potem z braku lepszych zajęć poszedł do gabinetu zgłębiać lekturę, która wyjątkowo opornie mu szła. Dotyczyła historii świata, bo Colborn lubi być zorientowany, ale nie mógł przez nią przebrnąć. Po godzinie sięgnął po przyjemniejsze pozycje kryminału, co miało go rozluźnić i nastroić na resztę dnia.
Tak się wczytał, że stracił rachubę czasu i gdy spojrzał na zegarek zorientował się, że już pora obiadowa. Zwykle obiady jadał w pracy albo na mieście, bo nie był mistrzem gotowania, ale dzisiaj nie planował wychodzić z domu, więc ruszył do kuchni, żeby sprawdzić stan spiżarni, czy da się coś z tego wyklepać. Ostatecznie postawił na prostotę, choć gotowanie zajęło mu dłużej, niż pierwotnie zakładał, a przecież potłukł tylko mięso na kotlety, zrobił puree ziemniaczane, a starte buraczki miał w słoiku. Czasami kupował swojskie przetwory od lokalnych sprzedawców, skoro sam nie potrafił ich zrobić.
Nieznajomy
Re: 19.12.2000 – Jadalnia – M. Pakarinen & Bezimienny: C. Iversen Nie 25 Sie - 23:56
Mira spędzała świąteczny czas głównie z rodziną. Mieszkała w Midgardzie, gdzie pracowała, ale odwiedzała krewnych w Helsinkach, gdy tylko mogła. I tym razem wybierała się do domu, by z nimi miło spędzić czas. Kupiła prezenty, które czekały już na zapakowanie. Sama także co jakiś czas otrzymywała drobne podarki. Jednak tego dnia wydarzyło się coś, czego się nie spodziewała. Anonimowy prezent zawierał księgę. Mira nie znała zaklęć i rytuałów, które tam zobaczyła, mogła się domyślać, że coś jest z tym wszystkim nie tak. Rozsądek mówił, by poszła z tym do Kruczej Straży, ale nie chciała podnosić alarmu zbyt wcześnie. Przecież nikt nie powiedział, że to musi być księga z dziedziny magii zakazanej, prawda? Wyglądała podejrzanie i Mira nie miała pojęcia dlaczego trafiła akurat w jej ręce. No cóż, sama sobie z tym nie poradzi.
Ponieważ obracała się w różnym gronie znajomych, pomyślała sobie, że pokaże to jakiejś zaufanej osobie. Nie żeby coś sugerowała. Każdy miał swoje życie i robił z nim, co chce. Nie musiała się zagłębiać w historię innych ludzi. Nikogo też nie chciała podejrzewać o coś złego.
Kiedy się zdecydowała na wyjście, wrzuciła znalezisko do torby i ciepło się ubrała. Później zostało jej tylko wybrać kogoś, kogo może to zainteresować.
Pomyślała o Colbornie. Ceniła go, nie tylko za charakter i umiejętności. Ale to już była inna historia…
Pakarinen nie chciała mu przeszkadzać, ale coś takiego nie można lekceważyć. Kto wie, może mężczyzna coś z tego zrozumie? Jeśli nie, pomyślą o tym wspólnie i może coś wymyślą. Ostatnim czego by chciała to pytania oficerów. Tam pójdzie w ostateczności.
Nie zapowiedziała swojej wizyty, toteż nie wiedziała, czy zastanie Colborna w domu. Mimo to udała się tam. Najwyżej poczeka aż ten wróci.
Nie musiała się długo dobijać do drzwi, na swoje szczęście. Kiedy zobaczyła Iversena, odetchnęła z ulgą. Jego mina wyrażała zaskoczenie, ale nic w tym dziwnego, w końcu jej się nie spodziewał. Zwykle się gdzieś umawiali, tym razem było wyjątkowo inaczej.
- Witaj – odezwała się w końcu. - Przeszkadzam? - zapytała taktownie. Liczyła na to, że jest sam.
I tak by ją wpuścił do środka. Zawsze to robił.
- Dawno się nie widzieliśmy, stęskniłam się – mówiła całkiem szczerze. Dobrze się czuła w jego towarzystwie. Poza tym jak tu nie zwrócić uwagi na tak przystojnego mężczyznę? Dodatkowo nie był głupi, wręcz przeciwnie. Miał wiele do zaoferowania, a Mira przepadała za inteligentnymi osobami. Nadal nie powiedziała mu, z czym przyszła. Nie w tym miejscu, musiała wejść do środka.
Ponieważ obracała się w różnym gronie znajomych, pomyślała sobie, że pokaże to jakiejś zaufanej osobie. Nie żeby coś sugerowała. Każdy miał swoje życie i robił z nim, co chce. Nie musiała się zagłębiać w historię innych ludzi. Nikogo też nie chciała podejrzewać o coś złego.
Kiedy się zdecydowała na wyjście, wrzuciła znalezisko do torby i ciepło się ubrała. Później zostało jej tylko wybrać kogoś, kogo może to zainteresować.
Pomyślała o Colbornie. Ceniła go, nie tylko za charakter i umiejętności. Ale to już była inna historia…
Pakarinen nie chciała mu przeszkadzać, ale coś takiego nie można lekceważyć. Kto wie, może mężczyzna coś z tego zrozumie? Jeśli nie, pomyślą o tym wspólnie i może coś wymyślą. Ostatnim czego by chciała to pytania oficerów. Tam pójdzie w ostateczności.
Nie zapowiedziała swojej wizyty, toteż nie wiedziała, czy zastanie Colborna w domu. Mimo to udała się tam. Najwyżej poczeka aż ten wróci.
Nie musiała się długo dobijać do drzwi, na swoje szczęście. Kiedy zobaczyła Iversena, odetchnęła z ulgą. Jego mina wyrażała zaskoczenie, ale nic w tym dziwnego, w końcu jej się nie spodziewał. Zwykle się gdzieś umawiali, tym razem było wyjątkowo inaczej.
- Witaj – odezwała się w końcu. - Przeszkadzam? - zapytała taktownie. Liczyła na to, że jest sam.
I tak by ją wpuścił do środka. Zawsze to robił.
- Dawno się nie widzieliśmy, stęskniłam się – mówiła całkiem szczerze. Dobrze się czuła w jego towarzystwie. Poza tym jak tu nie zwrócić uwagi na tak przystojnego mężczyznę? Dodatkowo nie był głupi, wręcz przeciwnie. Miał wiele do zaoferowania, a Mira przepadała za inteligentnymi osobami. Nadal nie powiedziała mu, z czym przyszła. Nie w tym miejscu, musiała wejść do środka.
Bezimienny
Re: 19.12.2000 – Jadalnia – M. Pakarinen & Bezimienny: C. Iversen Nie 25 Sie - 23:56
Zaczęło mu burczeć w brzuchu, gdy tylko zapach gotowanego jedzenia zaczął rozchodzić się po kuchni. Zdecydowanie za późno zabrał się za robotę, ale brak doświadczenia w gotowaniu nie pomagał, więc wszystko trwało bardzo długo. Na szczęście zbliżał się ku końcowi, a wtedy usłyszał pukanie.
- Mira - ni to pytanie, ni stwierdzenie opuściło usta mężczyzny, gdy otworzył drzwi swego domu i ujrzał w nich rudowłosą kobietę, z którą dziś się przecież nie umawiał. Zwykle dogadywali termin wcześniej ze względu na jego napięty harmonogram, ale tym razem przyszła bez zapowiedzi i jego zdziwienie jest wymalowane na twarzy, w pozytywnym znaczeniu, bo cieszy się, że ją widzi. Dawno nie mieli okazji do rozmowy i przypuszczał, że do końca roku nie uda im się spotkać, a tu taka niespodzianka. Gdzieś z tyłu głowy odzywa się cichy głosik, że wizyta nie jest pozbawiona powodu i kobieta czegoś od niego potrzebuje, ale tymczasowo zignorował go - i tak za chwilę wszystkiego się dowie, prawda?
- Ależ skąd, wejdź - zaprasza ją do środka, przepuszczając w drzwiach i dobrze jej się przyglądając, żeby ocenić, czy ta wizyta była i dla niej niespodziewana, czy jednak zdążyła się odpowiednio przygotować. Bez zdziwienia stwierdził w myślach, że wygląda pięknie, zamiast tego nachyla się i przytula ją na powitanie, chłonąc jej zapach, jakby go uzależniał - poniekąd tak było, już dawno zauważył, że reaguje na nią inaczej, niż na inne kobiety, może nie w rażący sposób, ale wyczuł subtelną różnicę.
- Świetnie trafiłaś, mam dziś wolny dzień i właśnie przygotowywałem obiad, będzie mi miło, jeśli do mnie dołączysz - zaprosił ją dalej, przez salon i jadalnię, prosto do kuchni, w której jedzenie dochodziło i za moment będzie gotowe.
Nie dopytywał o powód przybycia, zostawił tę kwestię otwartą, jeśli będzie chciała, to mu powie.
- Siadaj. Napijesz się czegoś? - jak to dobry gospodarz, chciał ją ugościć najlepiej, jak potrafi. Mogła wybrać krzesło przy wyspie kuchennej, a mogła usiąść trochę dalej przy stole jadalnianym.
Bez względu na to, co wybierze do picia, on zaczął szukać sobie whisky, bo skoro żadne obowiązki nie krępowały jego rąk, a dodatkowo zyskał teraz miłego gościa, mógł odrobinę podbić wrażenia przyjemnym oszołomieniem spowodowanym alkoholem. Przy okazji rozglądał się za nakryciem do stołu, tak rzadko jadał obiady w domu, że nie pamiętał, w której szufladzie leżą, a przecież nie wypada inaczej podejmować gościa.
- Mira - ni to pytanie, ni stwierdzenie opuściło usta mężczyzny, gdy otworzył drzwi swego domu i ujrzał w nich rudowłosą kobietę, z którą dziś się przecież nie umawiał. Zwykle dogadywali termin wcześniej ze względu na jego napięty harmonogram, ale tym razem przyszła bez zapowiedzi i jego zdziwienie jest wymalowane na twarzy, w pozytywnym znaczeniu, bo cieszy się, że ją widzi. Dawno nie mieli okazji do rozmowy i przypuszczał, że do końca roku nie uda im się spotkać, a tu taka niespodzianka. Gdzieś z tyłu głowy odzywa się cichy głosik, że wizyta nie jest pozbawiona powodu i kobieta czegoś od niego potrzebuje, ale tymczasowo zignorował go - i tak za chwilę wszystkiego się dowie, prawda?
- Ależ skąd, wejdź - zaprasza ją do środka, przepuszczając w drzwiach i dobrze jej się przyglądając, żeby ocenić, czy ta wizyta była i dla niej niespodziewana, czy jednak zdążyła się odpowiednio przygotować. Bez zdziwienia stwierdził w myślach, że wygląda pięknie, zamiast tego nachyla się i przytula ją na powitanie, chłonąc jej zapach, jakby go uzależniał - poniekąd tak było, już dawno zauważył, że reaguje na nią inaczej, niż na inne kobiety, może nie w rażący sposób, ale wyczuł subtelną różnicę.
- Świetnie trafiłaś, mam dziś wolny dzień i właśnie przygotowywałem obiad, będzie mi miło, jeśli do mnie dołączysz - zaprosił ją dalej, przez salon i jadalnię, prosto do kuchni, w której jedzenie dochodziło i za moment będzie gotowe.
Nie dopytywał o powód przybycia, zostawił tę kwestię otwartą, jeśli będzie chciała, to mu powie.
- Siadaj. Napijesz się czegoś? - jak to dobry gospodarz, chciał ją ugościć najlepiej, jak potrafi. Mogła wybrać krzesło przy wyspie kuchennej, a mogła usiąść trochę dalej przy stole jadalnianym.
Bez względu na to, co wybierze do picia, on zaczął szukać sobie whisky, bo skoro żadne obowiązki nie krępowały jego rąk, a dodatkowo zyskał teraz miłego gościa, mógł odrobinę podbić wrażenia przyjemnym oszołomieniem spowodowanym alkoholem. Przy okazji rozglądał się za nakryciem do stołu, tak rzadko jadał obiady w domu, że nie pamiętał, w której szufladzie leżą, a przecież nie wypada inaczej podejmować gościa.
Nieznajomy
Re: 19.12.2000 – Jadalnia – M. Pakarinen & Bezimienny: C. Iversen Nie 25 Sie - 23:57
Col nigdy jej nie wyrzucił. Uśmiechnęła się ciepło, szczerze i weszła do środka. Zdjęła z siebie ciepłe odzienie i buty, bo nie chciała w nich siedzieć. Wygodniej było po prostu się ich pozbyć.
- Mam szczęście, to dobrze – wyraźnie się rozluźniła. Nie chciała jeszcze podawać powodu swojego przyjścia. Na wszystko przyjdzie czas.
- Dołączę z przyjemnością – powiedziała zgodnie z prawdą. Nigdy nie wychodziła od niego zbyt szybko. Miała do niego po prostu słabość, co tu ukrywać.
Usiadła na pierwszym lepszym miejscu i pokiwała głową.
- Może to nie pora, ale nie pogardziłabym czymś mocniejszym – odparła, śledząc mężczyznę wzrokiem. - Tak, to chyba dobry wybór – pokiwała głową. Mira nie unikała alkoholu, chociaż nie można powiedzieć, by go nadużywała. Na rozluźnienie wystarczało. Atmosfera zawsze robiła się dużo milsza, gdy pociągnęło się kilka łyków.
Nadal nie poruszała tematu księgi. Dojdzie i do tego. Wszystko miało swój czas.
- Co u ciebie słychać? - zapytała. - Jak interesy? - zainteresowała się Mira.
- Wybacz, że ostatnio mnie nie widać. Nie chciałam się pakować bez zaproszenia, ale tak jakoś wyszło – mogła iść do innych osób, ale nikt nie popatrzy na to z dystansem jak właśnie Colborn.
Inni natychmiast poradziliby jej odstawić znalezisko do Kruczej Straży, on jakoś chyba nie chciał mieć z nimi nic wspólnego, prawie tak bardzo jak ona.
- Przyniosłam coś, czego nie rozumiem. Pomyślałam, że może masz więcej kontaktów, by dowiedzieć się co to jest, bez żadnych dodatkowych problemów – miał znajomości, w końcu różni ludzie przychodzili do niego. Może ktoś mógłby coś pomóc.
- Ale może najpierw zjedzmy i napijmy się – tak, na zupełnie trzeźwo lepiej nie zaczynać.
- Nie chcę, byś pomyślał, że przychodzę tylko w tej sprawie. Naprawdę tęskniłam – miała do niego słabość, nie wiedziała, czy to dobrze czy źle. Lubiła go i ceniła, nawet jeśli nie dzielił się z nią zbyt wieloma tajemnicami. Ale cóż, ona także ukrywała coś o sobie. Taki układ im chyba pasował, bo potrafili się dobrze bawić w swoim towarzystwie. To było dla niej bardzo ważne. Mimo wszystko mu ufała na swój sposób i czasem coś ciekawego i przydatnego powiedziała.
- Mam szczęście, to dobrze – wyraźnie się rozluźniła. Nie chciała jeszcze podawać powodu swojego przyjścia. Na wszystko przyjdzie czas.
- Dołączę z przyjemnością – powiedziała zgodnie z prawdą. Nigdy nie wychodziła od niego zbyt szybko. Miała do niego po prostu słabość, co tu ukrywać.
Usiadła na pierwszym lepszym miejscu i pokiwała głową.
- Może to nie pora, ale nie pogardziłabym czymś mocniejszym – odparła, śledząc mężczyznę wzrokiem. - Tak, to chyba dobry wybór – pokiwała głową. Mira nie unikała alkoholu, chociaż nie można powiedzieć, by go nadużywała. Na rozluźnienie wystarczało. Atmosfera zawsze robiła się dużo milsza, gdy pociągnęło się kilka łyków.
Nadal nie poruszała tematu księgi. Dojdzie i do tego. Wszystko miało swój czas.
- Co u ciebie słychać? - zapytała. - Jak interesy? - zainteresowała się Mira.
- Wybacz, że ostatnio mnie nie widać. Nie chciałam się pakować bez zaproszenia, ale tak jakoś wyszło – mogła iść do innych osób, ale nikt nie popatrzy na to z dystansem jak właśnie Colborn.
Inni natychmiast poradziliby jej odstawić znalezisko do Kruczej Straży, on jakoś chyba nie chciał mieć z nimi nic wspólnego, prawie tak bardzo jak ona.
- Przyniosłam coś, czego nie rozumiem. Pomyślałam, że może masz więcej kontaktów, by dowiedzieć się co to jest, bez żadnych dodatkowych problemów – miał znajomości, w końcu różni ludzie przychodzili do niego. Może ktoś mógłby coś pomóc.
- Ale może najpierw zjedzmy i napijmy się – tak, na zupełnie trzeźwo lepiej nie zaczynać.
- Nie chcę, byś pomyślał, że przychodzę tylko w tej sprawie. Naprawdę tęskniłam – miała do niego słabość, nie wiedziała, czy to dobrze czy źle. Lubiła go i ceniła, nawet jeśli nie dzielił się z nią zbyt wieloma tajemnicami. Ale cóż, ona także ukrywała coś o sobie. Taki układ im chyba pasował, bo potrafili się dobrze bawić w swoim towarzystwie. To było dla niej bardzo ważne. Mimo wszystko mu ufała na swój sposób i czasem coś ciekawego i przydatnego powiedziała.
Bezimienny
Re: 19.12.2000 – Jadalnia – M. Pakarinen & Bezimienny: C. Iversen Nie 25 Sie - 23:57
Biorąc pod uwagę, jak często zdarzały mu się dni wolne, to naprawdę miała szczęście, że zastała go w domu. Miał teraz czas i okazję, żeby odpowiednio zająć się gościem, zwłaszcza że przyjęła jego propozycję dołączenia do wspólnego obiadu.
Towarzystwo kobiety zawsze sprawiało mu przyjemność i było przyjemną odskocznią od codziennych trudności czy obowiązków. Nie mogli widywać się tak często, jak by tego chciał, dlatego zwykle wykorzystywał każdą minutę, która się nadarzała. Teraz, co prawda, nie był aż tak przygotowany, bo zaskoczyła go swoim przyjściem, ale na pewno sobie poradzą.
- Dobry wybór - powtórzył po niej, stawiając przed nią szklankę z whisky. W ręce trzymał drugą szklankę i podniósł ją w krótkim toaście. Sunął wzrokiem po jej twarzy i sylwetce, wypatrując zmian, ale wyglądała tak samo jak wtedy, gdy widział ją ostatnim razem.
- Praca wre na tyle, że nie mam czasu na życie towarzyskie - zaśmiał się i machnął ręką, bo osoba z zewnątrz nie jest w stanie zorientować się, że zapracowanie Colborna wynika nie tylko z jego firmy, ale także z nielegalnej działalności. Podjął wszelkie środki bezpieczeństwa, by nikt niepożądany nie dowiedział się o jego działaniach - oddelegowywał odpowiednich ludzi do zadań, w których nie mógł lub nie chciał uczestniczyć, ale faktem jest, że pracował więcej niż przeciętny człowiek, żeby wszystko miało ręce i nogi. Dwie działalności = dwa razy więcej pracy, ale takie życie mu odpowiadało, nie narzekał.
A jednocześnie, kiedy mógł, korzystał z życia, spotykał się ze znajomymi, imprezował, bo inaczej chyba by zwariował, jak jego ojciec.
- Cieszę się, że przyszłaś. Zbyt rzadko się ostatnio widywaliśmy - stwierdził, chcąc jednocześnie zapewnić, że jej niespodziewana wizyta jest mile widziana i nie ma powodu do niepokoju.
W międzyczasie nakrył do stołu i zaczął wykładać obiad. Nie była to królewska uczta, bardziej zwyczajny obiad, bo nie spodziewał się gości, ale miał nadzieję, że jego starania nie okażą się daremne.
- Och? Pokaż, jeśli sam nie będę miał odpowiedniej wiedzy, znajdę kogoś, kto pomoże - zapewnił, choć jeszcze nie wiedział, z czym ma do czynienia. Ogólny zarys niewiele mu dawał, więc nie wysuwał pochopnych wniosków, a kobiecie najwyraźniej nie spieszyło się do konkretów, więc nie naciskał.
- Smacznego - powiedział, stawiając przed nią talerz z obiadem i zaraz sam zajął miejsce u szczytu stołu, pełniąc funkcję głowy rodziny i gospodarza, czyli zgodnie z obecnym stanem.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza, podczas której oboje mogli oddać się przyjemności jedzenia i picia, od czasu do czasu pozwalając sobie na ukradkowe spojrzenia i uśmiechy.
- Nie pomyślę. Ja też za tobą tęskniłem, nawet chciałem do ciebie pisać, ale w ostatnim czasie byłem zawalony robotą. Przed świętami i końcem roku wszystkie działy firmy potrzebują szczególnej uwagi - nie chciał jej zanudzać detalami, dlatego nie rozwijał tematu, ale jednocześnie podzielił się problemem, z którym ostatnio się mierzył. I nie, nie narzekał, bo tak było każdego roku i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale chciał też, żeby Mira miała podgląd na jego życie w ostatnim czasie. Nie byli ze sobą ściśle związani, a jednak chciał, żeby wiedziała, że nie ignorował jej ze względu na inne osoby, tylko przez kwestie związane z pracą.
- A jak twoje życie w ostatnim czasie?
Towarzystwo kobiety zawsze sprawiało mu przyjemność i było przyjemną odskocznią od codziennych trudności czy obowiązków. Nie mogli widywać się tak często, jak by tego chciał, dlatego zwykle wykorzystywał każdą minutę, która się nadarzała. Teraz, co prawda, nie był aż tak przygotowany, bo zaskoczyła go swoim przyjściem, ale na pewno sobie poradzą.
- Dobry wybór - powtórzył po niej, stawiając przed nią szklankę z whisky. W ręce trzymał drugą szklankę i podniósł ją w krótkim toaście. Sunął wzrokiem po jej twarzy i sylwetce, wypatrując zmian, ale wyglądała tak samo jak wtedy, gdy widział ją ostatnim razem.
- Praca wre na tyle, że nie mam czasu na życie towarzyskie - zaśmiał się i machnął ręką, bo osoba z zewnątrz nie jest w stanie zorientować się, że zapracowanie Colborna wynika nie tylko z jego firmy, ale także z nielegalnej działalności. Podjął wszelkie środki bezpieczeństwa, by nikt niepożądany nie dowiedział się o jego działaniach - oddelegowywał odpowiednich ludzi do zadań, w których nie mógł lub nie chciał uczestniczyć, ale faktem jest, że pracował więcej niż przeciętny człowiek, żeby wszystko miało ręce i nogi. Dwie działalności = dwa razy więcej pracy, ale takie życie mu odpowiadało, nie narzekał.
A jednocześnie, kiedy mógł, korzystał z życia, spotykał się ze znajomymi, imprezował, bo inaczej chyba by zwariował, jak jego ojciec.
- Cieszę się, że przyszłaś. Zbyt rzadko się ostatnio widywaliśmy - stwierdził, chcąc jednocześnie zapewnić, że jej niespodziewana wizyta jest mile widziana i nie ma powodu do niepokoju.
W międzyczasie nakrył do stołu i zaczął wykładać obiad. Nie była to królewska uczta, bardziej zwyczajny obiad, bo nie spodziewał się gości, ale miał nadzieję, że jego starania nie okażą się daremne.
- Och? Pokaż, jeśli sam nie będę miał odpowiedniej wiedzy, znajdę kogoś, kto pomoże - zapewnił, choć jeszcze nie wiedział, z czym ma do czynienia. Ogólny zarys niewiele mu dawał, więc nie wysuwał pochopnych wniosków, a kobiecie najwyraźniej nie spieszyło się do konkretów, więc nie naciskał.
- Smacznego - powiedział, stawiając przed nią talerz z obiadem i zaraz sam zajął miejsce u szczytu stołu, pełniąc funkcję głowy rodziny i gospodarza, czyli zgodnie z obecnym stanem.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza, podczas której oboje mogli oddać się przyjemności jedzenia i picia, od czasu do czasu pozwalając sobie na ukradkowe spojrzenia i uśmiechy.
- Nie pomyślę. Ja też za tobą tęskniłem, nawet chciałem do ciebie pisać, ale w ostatnim czasie byłem zawalony robotą. Przed świętami i końcem roku wszystkie działy firmy potrzebują szczególnej uwagi - nie chciał jej zanudzać detalami, dlatego nie rozwijał tematu, ale jednocześnie podzielił się problemem, z którym ostatnio się mierzył. I nie, nie narzekał, bo tak było każdego roku i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale chciał też, żeby Mira miała podgląd na jego życie w ostatnim czasie. Nie byli ze sobą ściśle związani, a jednak chciał, żeby wiedziała, że nie ignorował jej ze względu na inne osoby, tylko przez kwestie związane z pracą.
- A jak twoje życie w ostatnim czasie?
Nieznajomy
Re: 19.12.2000 – Jadalnia – M. Pakarinen & Bezimienny: C. Iversen Nie 25 Sie - 23:57
Mira naprawdę lubiła towarzystwo Cola. Był szczery, czasem aż za bardzo, ale to jej nie przeszkadzało. Sama starała się być uczciwa wobec niego, ale nie o wszystkim mogła powiedzieć. Każdy ma jakieś tajemnice, czy swoje grzechy. I to było w porządku, bo każdy miał swoje życie i własne problemy, czy wzloty i upadki.
- Na zdrowie – uraczyła się alkoholem. Jakoś nie przejmowała się tym, czy wypada pić czy nie o takiej porze. Dawno przestała się zastanawiać nad takimi głupotami. Życie w trasie też rządziło się własnymi prawami, toteż nauczyła się jakoś dopasowywać do innych.
- To prawda – przyznała. - Musimy nadrobić zaległości – celowo powiedziała coś, co może zostać odebrane na różne sposoby. Nic nie poradzi, że miała do tego przystojniaka słabość.
Mira natychmiast pokazała mu swoje znalezisko.
- Wiem z pewnością, że tego u siebie nie chcę. Możesz to wziąć, sprzedać, czy komuś podrzucić – powiedziała, z podejrzliwością patrząc na tę rzecz. - Ja zapewne próbowałabym to spalić, bo trochę podejrzanie wygląda – uważała się za neutralną osobę, jeśli chodziło o galdrów i magię zakazaną. Nie oceniała i nie wtryniała się w życie innych. Tak było jej najwygodniej, póki nie wchodziła innym w drogę, nie było problemów.
Gdy została poczęstowana obiadem, z przyjemnością zajęła się jedzeniem. Potrzebowała tego, a wiadomo przecież, że najlepiej smakuje coś w dobrym towarzystwie, a na to nie mogła narzekać.
Posiłek i trunek naprawdę zaspokajały jej potrzeby.
- Tak myślałam – odparła. - Nie chciałam ci przeszkadzać, nie lubię nachodzić innych bez zaproszenia. Czasem jednak wychodzi to na dobre – uniosła szklaneczkę z alkoholem i wzniosła go jak do toastu.
- Dobrze, że trafiłam w porę i nie muszę się teraz tobą dzielić z innymi – powiedziała zalotnie. Nic nie poradzi na to, że lubi mężczyzn i chętnie spędza z nimi czas. Oczywiście tylko z wybranymi.
- Cóż... – zaczęła, wodząc palcem po krawędzi szklanki. - Powiedzmy, że nastała monotonia. Lubię swoją pracę i poszerzanie wiedzy, ale jak wiesz, nic się nie może dla mnie równać z bardziej sprzyjającymi porami roku. Podróże, występy, to lubię najbardziej – przyznała.
- Zima to dla mnie najgorszy okres w roku. Zostaje pisanie, nagrywanie, ale to też nie jest reguła. Nie lubię się nudzić – mruknęła.
- Dobrze, że jest kilka osób, na które zawsze można liczyć – uśmiechnęła się do Cola.
- Znasz mnie, nie usiedzę w jednym miejscu, już taka moja natura. Lubię jednak wracać do tego, co znam, ale wszystko zależy od tego, co lub kto to jest – on zawsze mógł liczyć na to, że jego nazwisko wysoko znajdowało się na jej liście.
- Na zdrowie – uraczyła się alkoholem. Jakoś nie przejmowała się tym, czy wypada pić czy nie o takiej porze. Dawno przestała się zastanawiać nad takimi głupotami. Życie w trasie też rządziło się własnymi prawami, toteż nauczyła się jakoś dopasowywać do innych.
- To prawda – przyznała. - Musimy nadrobić zaległości – celowo powiedziała coś, co może zostać odebrane na różne sposoby. Nic nie poradzi, że miała do tego przystojniaka słabość.
Mira natychmiast pokazała mu swoje znalezisko.
- Wiem z pewnością, że tego u siebie nie chcę. Możesz to wziąć, sprzedać, czy komuś podrzucić – powiedziała, z podejrzliwością patrząc na tę rzecz. - Ja zapewne próbowałabym to spalić, bo trochę podejrzanie wygląda – uważała się za neutralną osobę, jeśli chodziło o galdrów i magię zakazaną. Nie oceniała i nie wtryniała się w życie innych. Tak było jej najwygodniej, póki nie wchodziła innym w drogę, nie było problemów.
Gdy została poczęstowana obiadem, z przyjemnością zajęła się jedzeniem. Potrzebowała tego, a wiadomo przecież, że najlepiej smakuje coś w dobrym towarzystwie, a na to nie mogła narzekać.
Posiłek i trunek naprawdę zaspokajały jej potrzeby.
- Tak myślałam – odparła. - Nie chciałam ci przeszkadzać, nie lubię nachodzić innych bez zaproszenia. Czasem jednak wychodzi to na dobre – uniosła szklaneczkę z alkoholem i wzniosła go jak do toastu.
- Dobrze, że trafiłam w porę i nie muszę się teraz tobą dzielić z innymi – powiedziała zalotnie. Nic nie poradzi na to, że lubi mężczyzn i chętnie spędza z nimi czas. Oczywiście tylko z wybranymi.
- Cóż... – zaczęła, wodząc palcem po krawędzi szklanki. - Powiedzmy, że nastała monotonia. Lubię swoją pracę i poszerzanie wiedzy, ale jak wiesz, nic się nie może dla mnie równać z bardziej sprzyjającymi porami roku. Podróże, występy, to lubię najbardziej – przyznała.
- Zima to dla mnie najgorszy okres w roku. Zostaje pisanie, nagrywanie, ale to też nie jest reguła. Nie lubię się nudzić – mruknęła.
- Dobrze, że jest kilka osób, na które zawsze można liczyć – uśmiechnęła się do Cola.
- Znasz mnie, nie usiedzę w jednym miejscu, już taka moja natura. Lubię jednak wracać do tego, co znam, ale wszystko zależy od tego, co lub kto to jest – on zawsze mógł liczyć na to, że jego nazwisko wysoko znajdowało się na jej liście.
Bezimienny
Re: 19.12.2000 – Jadalnia – M. Pakarinen & Bezimienny: C. Iversen Nie 25 Sie - 23:57
Szczerość Colborna jest bardzo wybiórcza, ale chce uchodzić za prawdomównego i dla szerszej publiczności może sprawiać takie wrażenie. Tak naprawdę rzadko się otwiera, a o pewnych sprawach po prostu nie mówi, nawet najbliższym. Przezorny zawsze ubezpieczony - jeśli ktoś o czymś nie wie, to po pierwsze go to nie boli, a po drugie jest odcięty od ewentualnego ryzyka. Nie, żeby był altruistą, bo myślał przede wszystkim o swoim bezpieczeństwie, ale jednocześnie podświadomie nie chciał narażać życia i zdrowia osób, do których zdołał się przywiązać po tym jego życiowym koszmarze.
- Zdrowie - zawtórował kobiecie z uśmiechem, nie odrywając od niej wzroku. Dawno jej nie widział i musiał sprawdzić, czy cokolwiek się zmieniło w jej wyglądzie, choć do tej pory nie wyłapał niczego szczególnego, wyglądała tak dobrze, jak zawsze.
Kolejne jej słowa skwitował drobnym uśmieszkiem, interpretując je na swoją korzyść. Ich układ był dla niego więcej niż zadowalający, więc oczywiste, że nie chciał jego końca, ale starał się też niczego nie wymuszać i nie przyspieszać, by naturalny kurs ich znajomości nie zboczył na inny tor.
- Hm, faktycznie wygląda podejrzanie - stwierdził po wstępnym obejrzeniu księgi. Bardzo przypominała te, z którymi miał już do czynienia, ale nie chciał tego pokazać przed Mirą, która przecież nie zdawała sobie sprawy z jego prawdziwej tożsamości. Nie musiał dawać przedmiotu do nikogo innego, by poznać jego wartość i specjalizację, ale warto byłoby lepiej się z nim zapoznać, a teraz nie miał ku temu sposobności, więc odłożył księgę na komodę.
- Zajmę się tym, zweryfikuję wartość i sprzedam albo wyrzucę, wtedy się rozliczymy - w większości była to prawda, tak zamierzał zrobić, ale była też trzecia opcja, bo jeśli przedmiot okaże się przydatny dla niego, to sobie go zostawi. Wtedy pewnie skłamie, że sprzedał i przekaże jej kwotę, którą uzna za stosowną cenę. - W jaki sposób taka książka dostała się w twoje ręce?
Nie podejrzewał jej o nielegalne działania, ale może ktoś z jej znajomych? Nie kontrolował jej, nie wiedział, w jakim kręgu się obraca i nawet specjalnie go to nie obchodziło - jest przecież na tyle dojrzała, że wie, co robi, bierze odpowiedzialność za swoje czyny, a Col nie był w pozycji, by mówić jej, co ma robić.
Obiad to znacznie przyjemniejszy temat, a mężczyzna odczuł przebłysk zadowolenia, że nie spożyje go w samotności, jak to zwykle miało miejsce.
- Zawsze jesteś tu mile widziana - zapewnił ze szczerym, niewymuszonym uśmiechem, opuszczając nieco niżej widelec. - Po prostu często jestem poza domem, ale dzisiaj świetnie trafiłaś.
Nie wierzył w przeznaczenie, ale gdyby wierzył, to pewnie przypisałby mu zasługi za ten wolny dzień, który może spędzić z bliską mu kobietą. Prędzej uwierzyłby w skrupulatnie zaplanowaną akcję poprzedzoną wnikliwą obserwacją, a dopiero ewentualnie w szczęśliwy zbieg okoliczności.
- Jestem cały do twojej dyspozycji - kwestii dzielenia się nie poruszył, bo nie byli na wyłączność, mogli spotykać się, z kim chcieli, chociaż w jego przypadku większość czasu i tak zajmowała praca, więc i najczęściej spotykał się z Mirą. W przypływie samotności mógł też iść do klubu i spróbować szczęścia w przypadkowym podrywie, ale rzadko miał chęć na takie akty desperacji.
- Zimą w ogóle nie podróżujesz? - nie znał jej harmonogramu, nie znał się też na szczegółach jej pracy, więc, zamiast zgrywać wszechwiedzącego, wolał uzyskać od niej rzetelną odpowiedź.
- Sam nie mogę narzekać na nudę przez natłok pracy, ale jeśli będziesz chciała się spotkać, napisz wiadomość i ustalimy dogodny termin - u niego było dokładnie odwrotnie, zamiast mniej, to miał więcej pracy i nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek, bo mogło to powodować opóźnienia. Pomijając okoliczności, w jakich odziedziczył firmę, jest dla niego naprawdę ważna i stara się ze wszystkich sił prowadzić ją najlepiej, jak potrafi i rozwijać.
- Dobrze, że wracasz. Jesteś jedną z niewielu stałych osób w moim życiu - już nie raz jej to mówił, całkowicie szczerze. Niewielu ludzi lubił, jeszcze mniejszemu gronu był w stanie częściowo zaufać, więc można powiedzieć, że na jego liście jej nazwisko również znajduje się wysoko.
- Gdzie podróżowałaś ostatnio? Działo się coś ciekawego na występach? - wrócił na moment do jedzenia, dając jej czas i przestrzeń do wypowiedzi i rozwinięcia tematu, jeśli zechce.
- Zdrowie - zawtórował kobiecie z uśmiechem, nie odrywając od niej wzroku. Dawno jej nie widział i musiał sprawdzić, czy cokolwiek się zmieniło w jej wyglądzie, choć do tej pory nie wyłapał niczego szczególnego, wyglądała tak dobrze, jak zawsze.
Kolejne jej słowa skwitował drobnym uśmieszkiem, interpretując je na swoją korzyść. Ich układ był dla niego więcej niż zadowalający, więc oczywiste, że nie chciał jego końca, ale starał się też niczego nie wymuszać i nie przyspieszać, by naturalny kurs ich znajomości nie zboczył na inny tor.
- Hm, faktycznie wygląda podejrzanie - stwierdził po wstępnym obejrzeniu księgi. Bardzo przypominała te, z którymi miał już do czynienia, ale nie chciał tego pokazać przed Mirą, która przecież nie zdawała sobie sprawy z jego prawdziwej tożsamości. Nie musiał dawać przedmiotu do nikogo innego, by poznać jego wartość i specjalizację, ale warto byłoby lepiej się z nim zapoznać, a teraz nie miał ku temu sposobności, więc odłożył księgę na komodę.
- Zajmę się tym, zweryfikuję wartość i sprzedam albo wyrzucę, wtedy się rozliczymy - w większości była to prawda, tak zamierzał zrobić, ale była też trzecia opcja, bo jeśli przedmiot okaże się przydatny dla niego, to sobie go zostawi. Wtedy pewnie skłamie, że sprzedał i przekaże jej kwotę, którą uzna za stosowną cenę. - W jaki sposób taka książka dostała się w twoje ręce?
Nie podejrzewał jej o nielegalne działania, ale może ktoś z jej znajomych? Nie kontrolował jej, nie wiedział, w jakim kręgu się obraca i nawet specjalnie go to nie obchodziło - jest przecież na tyle dojrzała, że wie, co robi, bierze odpowiedzialność za swoje czyny, a Col nie był w pozycji, by mówić jej, co ma robić.
Obiad to znacznie przyjemniejszy temat, a mężczyzna odczuł przebłysk zadowolenia, że nie spożyje go w samotności, jak to zwykle miało miejsce.
- Zawsze jesteś tu mile widziana - zapewnił ze szczerym, niewymuszonym uśmiechem, opuszczając nieco niżej widelec. - Po prostu często jestem poza domem, ale dzisiaj świetnie trafiłaś.
Nie wierzył w przeznaczenie, ale gdyby wierzył, to pewnie przypisałby mu zasługi za ten wolny dzień, który może spędzić z bliską mu kobietą. Prędzej uwierzyłby w skrupulatnie zaplanowaną akcję poprzedzoną wnikliwą obserwacją, a dopiero ewentualnie w szczęśliwy zbieg okoliczności.
- Jestem cały do twojej dyspozycji - kwestii dzielenia się nie poruszył, bo nie byli na wyłączność, mogli spotykać się, z kim chcieli, chociaż w jego przypadku większość czasu i tak zajmowała praca, więc i najczęściej spotykał się z Mirą. W przypływie samotności mógł też iść do klubu i spróbować szczęścia w przypadkowym podrywie, ale rzadko miał chęć na takie akty desperacji.
- Zimą w ogóle nie podróżujesz? - nie znał jej harmonogramu, nie znał się też na szczegółach jej pracy, więc, zamiast zgrywać wszechwiedzącego, wolał uzyskać od niej rzetelną odpowiedź.
- Sam nie mogę narzekać na nudę przez natłok pracy, ale jeśli będziesz chciała się spotkać, napisz wiadomość i ustalimy dogodny termin - u niego było dokładnie odwrotnie, zamiast mniej, to miał więcej pracy i nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek, bo mogło to powodować opóźnienia. Pomijając okoliczności, w jakich odziedziczył firmę, jest dla niego naprawdę ważna i stara się ze wszystkich sił prowadzić ją najlepiej, jak potrafi i rozwijać.
- Dobrze, że wracasz. Jesteś jedną z niewielu stałych osób w moim życiu - już nie raz jej to mówił, całkowicie szczerze. Niewielu ludzi lubił, jeszcze mniejszemu gronu był w stanie częściowo zaufać, więc można powiedzieć, że na jego liście jej nazwisko również znajduje się wysoko.
- Gdzie podróżowałaś ostatnio? Działo się coś ciekawego na występach? - wrócił na moment do jedzenia, dając jej czas i przestrzeń do wypowiedzi i rozwinięcia tematu, jeśli zechce.
Nieznajomy
Re: 19.12.2000 – Jadalnia – M. Pakarinen & Bezimienny: C. Iversen Nie 25 Sie - 23:58
Mirę nawet nie obchodziło to, co zawierała książka. Nie jej sprawa, tylko dziwnym trafem dotarło to do niej, zupełnie jakby ktoś podejrzewał, że może znaleźć się w godnych rękach. Nieważne, niech zniknie i znajdzie miejsce gdzie indziej.
- Zrób, co uznasz za słuszne – podsumowała. Naprawdę chciała tylko się tego pozbyć. Miała przeróżne znajomości, ale nie o wszystkich wszystko wiedziała, wiadomo. Kilka osób zajmowało się czymś podejrzanym, lecz nie wnikała w temat. Pakarinen była bardzo dyskretną osobą, w końcu sama miała swój własny sekret.
- Mam taką nadzieję – odparła. Przepadała za towarzystwem Cola, po prostu. I szczerze tęskniła za nim, kiedy długo się nie widzieli. Był ciekawym człowiekiem, do tego wiedział jak dogodzić kobiecie. Ich znajomość balansowała na granicy przyjaźni i romansu, co odpowiadało im obojgu. Miło spędzali czas i to było dobre. Nie przeszkadzało im wcale to, co robią, gdy się nie widzą. Mira nie flirtowała z każdym, trzeba ją było zainteresować swoją osobą. Colborn zawsze był bardzo wysoko na jej liście (chociaż nie była ona długa).
Wysłuchała kolejnych słów, a jej niebieskie oczy nie spuszczały wzroku z mężczyzny. Naprawdę tęskniła, ba, potrzebowała bliskości, gdyż ostatnimi czasy sama zajmowała się pracą. Zabawne, że parowano ją z jednym z muzyków, a tymczasem oni traktowali się jak rodzeństwo. Mira nie szukała przygód w gronie muzyków. Była dość stała w uczuciach, nie zmieniała facetów jak rękawiczki, trzymała się tych, do których miała zaufanie i których ceniła.
- Tak zrobię – nie trzeba ją było długo przekonywać. Na kolejne słowa odpowiedziała zgodnie z prawdą. - U mnie jest tak samo. Mam do ciebie słabość, ale nie mam nic przeciwko – po chwili znalazła się przy nim, oparła się o stół i w dłoniach trzymała szklaneczkę z alkoholem.
- Ostatnimi czasy gramy w Skandynawii, nie ruszamy się za daleko. Na wiosnę zaczynamy trasę po Europie Wschodniej – uśmiechnęła się. - Zagramy też krótko po nowym roku w Midgardzie. Zakończymy tym samym promocję ostatniej płyty – pierwszy koncert w Midgardzie i ostatni w tym samym miejscu, ale po wielu miesiącach.
- Będę miała trochę czasu dla siebie, dla bliskich i przyjaciół. Trzeba będzie się skupić na pracy dla Komisji. Szczęśliwie podróżując mogę się uczyć – musiała być na bieżąco z nowinkami śniących, by naprawdę w pełni wtopić się w tłum i udawać jedną z nich.
- Europa jest niesamowita. Warto zwiedzać, gdy ma się okazję. Najbardziej podobało mi się we Francji – przyznała, uśmiechając się do wspomnień.
- Ale mimo wszystko lubię wrócić do tego co znam i jest mi bliskie.
- Zrób, co uznasz za słuszne – podsumowała. Naprawdę chciała tylko się tego pozbyć. Miała przeróżne znajomości, ale nie o wszystkich wszystko wiedziała, wiadomo. Kilka osób zajmowało się czymś podejrzanym, lecz nie wnikała w temat. Pakarinen była bardzo dyskretną osobą, w końcu sama miała swój własny sekret.
- Mam taką nadzieję – odparła. Przepadała za towarzystwem Cola, po prostu. I szczerze tęskniła za nim, kiedy długo się nie widzieli. Był ciekawym człowiekiem, do tego wiedział jak dogodzić kobiecie. Ich znajomość balansowała na granicy przyjaźni i romansu, co odpowiadało im obojgu. Miło spędzali czas i to było dobre. Nie przeszkadzało im wcale to, co robią, gdy się nie widzą. Mira nie flirtowała z każdym, trzeba ją było zainteresować swoją osobą. Colborn zawsze był bardzo wysoko na jej liście (chociaż nie była ona długa).
Wysłuchała kolejnych słów, a jej niebieskie oczy nie spuszczały wzroku z mężczyzny. Naprawdę tęskniła, ba, potrzebowała bliskości, gdyż ostatnimi czasy sama zajmowała się pracą. Zabawne, że parowano ją z jednym z muzyków, a tymczasem oni traktowali się jak rodzeństwo. Mira nie szukała przygód w gronie muzyków. Była dość stała w uczuciach, nie zmieniała facetów jak rękawiczki, trzymała się tych, do których miała zaufanie i których ceniła.
- Tak zrobię – nie trzeba ją było długo przekonywać. Na kolejne słowa odpowiedziała zgodnie z prawdą. - U mnie jest tak samo. Mam do ciebie słabość, ale nie mam nic przeciwko – po chwili znalazła się przy nim, oparła się o stół i w dłoniach trzymała szklaneczkę z alkoholem.
- Ostatnimi czasy gramy w Skandynawii, nie ruszamy się za daleko. Na wiosnę zaczynamy trasę po Europie Wschodniej – uśmiechnęła się. - Zagramy też krótko po nowym roku w Midgardzie. Zakończymy tym samym promocję ostatniej płyty – pierwszy koncert w Midgardzie i ostatni w tym samym miejscu, ale po wielu miesiącach.
- Będę miała trochę czasu dla siebie, dla bliskich i przyjaciół. Trzeba będzie się skupić na pracy dla Komisji. Szczęśliwie podróżując mogę się uczyć – musiała być na bieżąco z nowinkami śniących, by naprawdę w pełni wtopić się w tłum i udawać jedną z nich.
- Europa jest niesamowita. Warto zwiedzać, gdy ma się okazję. Najbardziej podobało mi się we Francji – przyznała, uśmiechając się do wspomnień.
- Ale mimo wszystko lubię wrócić do tego co znam i jest mi bliskie.
Bezimienny
Re: 19.12.2000 – Jadalnia – M. Pakarinen & Bezimienny: C. Iversen Nie 25 Sie - 23:58
Kiwnął głową, skoro dała mu dowolność i nie obchodziło jej, co wydarzy się dalej z książką, zamierzał postąpić według własnego uznania. Co nie zmienia faktu, że dobrze byłoby znać źródło albo chociaż powód, czemu ją otrzymała, żeby uniknąć nieporozumień albo nieprzyjemności, a brak odpowiedzi nieco go zastanowił. Nie ufał nikomu w pełni, więc jakiś margines na jej świadome działanie przeciw niemu pozostawał, ale nie chciał w to wierzyć. To byłoby bardzo głupie, podsuwać mu taki przedmiot, z ukrytym zamiarem, który prędzej czy później odkryje.
- Mira, w jaki sposób weszłaś w posiadanie tej książki? - zapytał ponownie, zatrzymując na niej wyczekujące spojrzenie, ale nuta podejrzliwości była skryta zbyt głęboko, by mogła ją dostrzec.
Jego przezorna natura oraz nieciekawe doświadczenia nakazywały mu ostrożność nawet w przyjacielskich relacjach, gdzieś z tyłu głowy złośliwy głosik ostrzegał go przed zdradą na każdym kroku. Nie pomagał fakt, że wiele osób mierzył własną miarą, więc ciężko było kogoś szczerze cenić, ale Mira byłaby jedną z ostatnich osób, które podejrzewałby o podstępną intrygę względem niego.
- Nie musisz mieć nadziei, mówię ci to wprost. Chyba nie wątpisz w moje słowa? - podniósł jedną brew, co podkreśliło rozbawienie malujące się na jego twarzy. Nie kadziłby jej bez celu, a nie potrzebował nic od niej, więc jedyna słuszna opcja to taka, że mówi prawdę. W swojej ogólnej obłudzie starał się mówić jak najwięcej szczerze, bo w kłamstwach dość łatwo się pogubić, a i tak miał ich trochę do spamiętania, co przychodziło mu dość naturalnie, więc można się tu zastanowić, czy przystosowało go do tego gówniane dzieciństwo, czy może urodził się socjopatą. Ciężko o diagnozę bez odpowiednich badań, a kamuflował się doskonale.
W romansach i tak zwanej przyjaźni z Mirą starał się być na tyle prawdziwy, na ile tylko mógł, dlatego czerpie przyjemność ze spędzania z nią czasu.
- Nie powinnaś przyznawać się do słabości... teraz mogę to wykorzystać - mruknął z zadowoleniem, kiedy stanęła przed nim, choć jego oczy nie zdradzały za wiele, jak zwykle. Podszedł bliżej, dłońmi złapał za krawędź stołu, o który się opierała, po obu jej stronach, zatrzaskując ją w tej małej pułapce.
- Jeśli termin będzie współgrał z moim kalendarzem, chętnie przyjdę - chodziło oczywiście o koncert w Midgardzie, bo na podróże po Europie jak szalony, nastoletni fan, zwyczajnie nie miał czasu. I chęci, był na to za stary.
- Zazdroszczę, nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałem wakacje. Ale może w nadchodzącym roku wygospodaruje chociaż dwa tygodnie na jakąś podróż - myślał już o tym wcześniej, ale do tej pory nie udało mu się wyjechać nawet na tydzień. Większość jego podróży w życiu dotyczyło pracy, ale coś tam przy okazji zobaczył, także bez narzekania.
- Co ci się najbardziej podobało we Francji? - zapytał, przechylając lekko głowę, jakby próbował odczytać jej myśli i wyciągając dłoń do jej twarzy, by schować za ucho pasmo włosów opadające na jej niebieskie oczy.
- Mira, w jaki sposób weszłaś w posiadanie tej książki? - zapytał ponownie, zatrzymując na niej wyczekujące spojrzenie, ale nuta podejrzliwości była skryta zbyt głęboko, by mogła ją dostrzec.
Jego przezorna natura oraz nieciekawe doświadczenia nakazywały mu ostrożność nawet w przyjacielskich relacjach, gdzieś z tyłu głowy złośliwy głosik ostrzegał go przed zdradą na każdym kroku. Nie pomagał fakt, że wiele osób mierzył własną miarą, więc ciężko było kogoś szczerze cenić, ale Mira byłaby jedną z ostatnich osób, które podejrzewałby o podstępną intrygę względem niego.
- Nie musisz mieć nadziei, mówię ci to wprost. Chyba nie wątpisz w moje słowa? - podniósł jedną brew, co podkreśliło rozbawienie malujące się na jego twarzy. Nie kadziłby jej bez celu, a nie potrzebował nic od niej, więc jedyna słuszna opcja to taka, że mówi prawdę. W swojej ogólnej obłudzie starał się mówić jak najwięcej szczerze, bo w kłamstwach dość łatwo się pogubić, a i tak miał ich trochę do spamiętania, co przychodziło mu dość naturalnie, więc można się tu zastanowić, czy przystosowało go do tego gówniane dzieciństwo, czy może urodził się socjopatą. Ciężko o diagnozę bez odpowiednich badań, a kamuflował się doskonale.
W romansach i tak zwanej przyjaźni z Mirą starał się być na tyle prawdziwy, na ile tylko mógł, dlatego czerpie przyjemność ze spędzania z nią czasu.
- Nie powinnaś przyznawać się do słabości... teraz mogę to wykorzystać - mruknął z zadowoleniem, kiedy stanęła przed nim, choć jego oczy nie zdradzały za wiele, jak zwykle. Podszedł bliżej, dłońmi złapał za krawędź stołu, o który się opierała, po obu jej stronach, zatrzaskując ją w tej małej pułapce.
- Jeśli termin będzie współgrał z moim kalendarzem, chętnie przyjdę - chodziło oczywiście o koncert w Midgardzie, bo na podróże po Europie jak szalony, nastoletni fan, zwyczajnie nie miał czasu. I chęci, był na to za stary.
- Zazdroszczę, nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałem wakacje. Ale może w nadchodzącym roku wygospodaruje chociaż dwa tygodnie na jakąś podróż - myślał już o tym wcześniej, ale do tej pory nie udało mu się wyjechać nawet na tydzień. Większość jego podróży w życiu dotyczyło pracy, ale coś tam przy okazji zobaczył, także bez narzekania.
- Co ci się najbardziej podobało we Francji? - zapytał, przechylając lekko głowę, jakby próbował odczytać jej myśli i wyciągając dłoń do jej twarzy, by schować za ucho pasmo włosów opadające na jej niebieskie oczy.
Nieznajomy
Re: 19.12.2000 – Jadalnia – M. Pakarinen & Bezimienny: C. Iversen Nie 25 Sie - 23:58
Mira opowiedziała o podrzuconym tomie, prosto pod jej drzwi. Jako szpieg magicznej społeczności, wiedziała, na co ma zwracać uwagę, gdy jest pośród innych osób. Nikt jej nie śledził, to było pewne. Ale w jakim celu ktoś jej to zostawił? Dobre pytanie. Wyjaśniła, że woli to przekazać dalej, niż odnieść służbom. Nie chciała kłopotów. Ostatnie, do czego dążyła to przesłuchania i wyjaśnienia. Zawsze można było to spalić i pozbyć się kłopotu. Nie było powodu, dla którego ktoś mógł jej to dać. Zastanawiała się, czy to był przypadek, czy pomyłka, bo nie wierzyła, że ktoś zostawił to celowo. Bo niby z jakiej paki?
Uśmiechnęła się do Cola, kiedy ten się do niej zbliżył. Miała nadzieję, że stęsknił się za nią tak, ja ona za nim.
- Może się tego nie boję? - odparła z pytaniem na ustach. Lubiła się z nim drażnić.
- Przyjdź, załatwię ci wejście za kulisy, gdybyś chciał się podzielić spostrzeżeniami – miała nadzieję, że przyjdzie. Mogłaby mu złożyć noworoczne życzenia i… pocałować, tak na szczęście.
Znów uraczyła się łykiem alkoholu, którego zaczynało powoli brakować w jej szklaneczce. Może pora była średnio odpowiednia na takie poczęstunki, ale nie odmawiała sobie przyjemności. Poza tym trunki dobrze na nią działały. Była odprężona i chciała, by równie swobodnie czuł się jej towarzysz.
- Podróże zawsze są dobre, nawet te krótkie i nieplanowane wcześniej. Można się zrelaksować, człowiek jest też o wiele bardziej spontaniczny i nie myśli tylko o tym, co musi zrobić. Robi to, co chce – zauważyła. Kiedy odgarnął jej kosmyk włosów z twarzy, uśmiechnęła się promiennie.
- Poza ładnymi widokami i mnóstwem zabytków? - podjęła temat. - Otwartość ludzi. Można przez spontaniczność poznać ciekawe osoby. No i podoba mi się tam kult miłości i zabawy. Na festiwalach można zobaczyć różne sceny, pary różnej płci, czy tej samej, splecione w uściskach. Oddanie się muzyce i płynięcie z nią na fali uniesień, czy też unoszenie się na wyciągniętych rękach tłumu – po prostu rozrywka, jakby świat miał się zaraz skończyć – Mira czuła się w takich miejscach o wiele młodsza, zresztą duchem miała o dziesięć lat mniej, a ciało? Ponoć nie wyglądała na swój wiek, tak mówiono.
Odłożywszy szklaneczkę na bok, poza obszar wyciągniętych rąk Cola, skierowała obie dłonie ku jego twarzy. Zaczęła wodzić po niej palcami, jakby ucząc się jej po raz kolejny na pamięć.
Nie narzekała na bycie singlem, mogła bez wyrzutów sumienia flirtować i rozkoszować się bliskością mężczyzny. Miłość krępowała człowieka, ale chciałaby i ją kiedyś poznać i jej doświadczyć od kogoś. Może kiedyś jej posmakuje, a póki co, robiła, co chciała.
Przyciągnęła go bliżej, ku sobie.
- Niesamowite jest to, ile świat może dać człowiekowi możliwości. Można się tym zachłysnąć, ale ja… jestem sentymentalna i lubię wracać do tego, co znam – tak, tego była pewna. Tak było dobrze.
Uśmiechnęła się do Cola, kiedy ten się do niej zbliżył. Miała nadzieję, że stęsknił się za nią tak, ja ona za nim.
- Może się tego nie boję? - odparła z pytaniem na ustach. Lubiła się z nim drażnić.
- Przyjdź, załatwię ci wejście za kulisy, gdybyś chciał się podzielić spostrzeżeniami – miała nadzieję, że przyjdzie. Mogłaby mu złożyć noworoczne życzenia i… pocałować, tak na szczęście.
Znów uraczyła się łykiem alkoholu, którego zaczynało powoli brakować w jej szklaneczce. Może pora była średnio odpowiednia na takie poczęstunki, ale nie odmawiała sobie przyjemności. Poza tym trunki dobrze na nią działały. Była odprężona i chciała, by równie swobodnie czuł się jej towarzysz.
- Podróże zawsze są dobre, nawet te krótkie i nieplanowane wcześniej. Można się zrelaksować, człowiek jest też o wiele bardziej spontaniczny i nie myśli tylko o tym, co musi zrobić. Robi to, co chce – zauważyła. Kiedy odgarnął jej kosmyk włosów z twarzy, uśmiechnęła się promiennie.
- Poza ładnymi widokami i mnóstwem zabytków? - podjęła temat. - Otwartość ludzi. Można przez spontaniczność poznać ciekawe osoby. No i podoba mi się tam kult miłości i zabawy. Na festiwalach można zobaczyć różne sceny, pary różnej płci, czy tej samej, splecione w uściskach. Oddanie się muzyce i płynięcie z nią na fali uniesień, czy też unoszenie się na wyciągniętych rękach tłumu – po prostu rozrywka, jakby świat miał się zaraz skończyć – Mira czuła się w takich miejscach o wiele młodsza, zresztą duchem miała o dziesięć lat mniej, a ciało? Ponoć nie wyglądała na swój wiek, tak mówiono.
Odłożywszy szklaneczkę na bok, poza obszar wyciągniętych rąk Cola, skierowała obie dłonie ku jego twarzy. Zaczęła wodzić po niej palcami, jakby ucząc się jej po raz kolejny na pamięć.
Nie narzekała na bycie singlem, mogła bez wyrzutów sumienia flirtować i rozkoszować się bliskością mężczyzny. Miłość krępowała człowieka, ale chciałaby i ją kiedyś poznać i jej doświadczyć od kogoś. Może kiedyś jej posmakuje, a póki co, robiła, co chciała.
Przyciągnęła go bliżej, ku sobie.
- Niesamowite jest to, ile świat może dać człowiekowi możliwości. Można się tym zachłysnąć, ale ja… jestem sentymentalna i lubię wracać do tego, co znam – tak, tego była pewna. Tak było dobrze.
Bezimienny
Re: 19.12.2000 – Jadalnia – M. Pakarinen & Bezimienny: C. Iversen Nie 25 Sie - 23:58
Z pozornie zrelaksowanym wyrazem twarzy słuchał jej opowieści, nie zdradzając żadnych większych emocji, nie wskazując nimi zainteresowania książką poza absolutnym minimum, które musiał wiedzieć do dalszych działań. Nie kwestionował jej wersji, nie doszukiwał się ukrytych motywów, nie miał ku temu powodów, skoro przyniosła mu książkę i prosiła o zajęcie się nią bez żadnych dodatkowych wymagań. Zresztą znał ją już na tyle dobrze, by nie spodziewać się po niej zasadzki lub oszustwa. Jeśli ktoś przypadkowo jej to podrzucił, Col tylko na tym skorzysta, a książka nie wyglądała na tak wartościową, by ktoś miał po nią wracać, więc kobieta powinna być bezpieczna.
- Może powinnaś - intensywne spojrzenie błękitnych oczu świdrowało kobietę, która w swojej pewności siebie nie zdawała sobie sprawy, z kim tak naprawdę rozmawia. Może nie przeszkadzałoby jej to? A może nie chciałaby mieć z nim nic do czynienia? Każde z nich miało swoje większe lub mniejsze tajemnice, a Col nigdy nie naciskał, by cokolwiek mu wyjawiała. I dzięki Odynowi, ona również nie naciskała.
- Nie obiecuję, ale postaram się - nie rzucał słów na wiatr, a przynajmniej starał się nie obiecywać, jeśli nie był pewny, czy będzie w stanie się wywiązać. Co prawda honor u mordercy to jak cnota u kurwy, ale w swojej głowie był odrobinę lepszym człowiekiem, niż w rzeczywistości. Lubił o sobie myśleć, że jest słowny i faktycznie starał się takim być, ale czy w zestawieniu ze wszystkimi okropnymi czynami, których się dopuścił, jego słowo było cokolwiek warte? Nie powinno, a jednak uchodził za dżentelmena, biznesmena i doskonale grał swoją rolę.
- Może są dobre, ale zwyczajnie brakuje mi czasu. Wykonuję obowiązki, które kiedyś dzielone były na obojga moich rodziców - gładkie kłamstwo przeszło przez jego usta, bo oczywiście matka nie zajmowała się niczym poza domem, a gdyby zajmował się wyłącznie firmą ojca, spokojnie znalazłby czas na przyjemności, ale zamiast tego wolał prowadzić nielegalną działalność i poświęcać cały swój czas na pracę.
- Czyli po prostu rozpusta? - zaśmiał się cicho, a następnie w milczeniu wpatrywał się w jej twarz, kiedy ona palcami wodziła po jego. Jej dotyk tak delikatny, że niemal kojący, wywołał blady uśmiech na jego twarzy.
Po jej słowach, gestach i jednoznacznemu przyciągnięciu, przysunął się maksymalnie, sadzając ją na stole, sam ustawił się dokładnie między jej nogami, łącząc ich w zmysłowym pocałunku. Nie był ślepy na jej znaki, nie chciał też walczyć ze swoją żądzą, która z każdą minutą bliżej niej wzrastała. To będzie przyjemny dzień.
- Może powinnaś - intensywne spojrzenie błękitnych oczu świdrowało kobietę, która w swojej pewności siebie nie zdawała sobie sprawy, z kim tak naprawdę rozmawia. Może nie przeszkadzałoby jej to? A może nie chciałaby mieć z nim nic do czynienia? Każde z nich miało swoje większe lub mniejsze tajemnice, a Col nigdy nie naciskał, by cokolwiek mu wyjawiała. I dzięki Odynowi, ona również nie naciskała.
- Nie obiecuję, ale postaram się - nie rzucał słów na wiatr, a przynajmniej starał się nie obiecywać, jeśli nie był pewny, czy będzie w stanie się wywiązać. Co prawda honor u mordercy to jak cnota u kurwy, ale w swojej głowie był odrobinę lepszym człowiekiem, niż w rzeczywistości. Lubił o sobie myśleć, że jest słowny i faktycznie starał się takim być, ale czy w zestawieniu ze wszystkimi okropnymi czynami, których się dopuścił, jego słowo było cokolwiek warte? Nie powinno, a jednak uchodził za dżentelmena, biznesmena i doskonale grał swoją rolę.
- Może są dobre, ale zwyczajnie brakuje mi czasu. Wykonuję obowiązki, które kiedyś dzielone były na obojga moich rodziców - gładkie kłamstwo przeszło przez jego usta, bo oczywiście matka nie zajmowała się niczym poza domem, a gdyby zajmował się wyłącznie firmą ojca, spokojnie znalazłby czas na przyjemności, ale zamiast tego wolał prowadzić nielegalną działalność i poświęcać cały swój czas na pracę.
- Czyli po prostu rozpusta? - zaśmiał się cicho, a następnie w milczeniu wpatrywał się w jej twarz, kiedy ona palcami wodziła po jego. Jej dotyk tak delikatny, że niemal kojący, wywołał blady uśmiech na jego twarzy.
Po jej słowach, gestach i jednoznacznemu przyciągnięciu, przysunął się maksymalnie, sadzając ją na stole, sam ustawił się dokładnie między jej nogami, łącząc ich w zmysłowym pocałunku. Nie był ślepy na jej znaki, nie chciał też walczyć ze swoją żądzą, która z każdą minutą bliżej niej wzrastała. To będzie przyjemny dzień.
Nieznajomy
Re: 19.12.2000 – Jadalnia – M. Pakarinen & Bezimienny: C. Iversen Nie 25 Sie - 23:59
Osobiście miała wrażenie, że zbyt często wymawiał się pracą, ale ne skomentowała tego. Brak pytań był jednym z najważniejszych punktów ich znajomości. I taki układ im chyba pasował, nie musieli się tłumaczyć, co ułatwiało im wszystko. Żadna strona nie naciskała na tą drugą i to było w tym wszystkim najlepsze.
- Będzie mi bardzo miło jeśli się uda – powiedziała z uśmiechem na ustach. Nie tylko jego zaprosiła, ale czy to takie ważne? Lubiła otaczać się ludźmi, których ceniła i z którymi potrafiła się dobrze bawić. Może nie było ich aż tak wielu, ale każdy stanowił niezwykle ciekawą jednostkę. Co było złego w tym, że była otwarta na znajomości? Chyba nic. Nie krzywdziła nikogo, nie łamała serc, ot po prostu korzystała z życia z tymi, którzy również tak czynili.
- Powinieneś kiedyś zająć się sobą i nie myśleć o obowiązkach, wiesz? Spontaniczny wyjazd dobrze by ci zrobił – rzekła z troską. Nie jej rzecz, co robił. A jednak mimo wszystko powinien znaleźć więcej czasu dla siebie. - Ale nie namawiam, każdy robi, co chce i to jest w tym wszystkim najlepsze – nie zamierzała się wtryniać w jego życie zawodowe i prywatne. Wystarczyło jej to, że mogła na niego liczyć w tej, czy innej sprawie.
- O, dobre słowo – odparła. - Idealne wręcz. Oczywiście wszystko w granicach dobrego smaku, co się dzieje później, można się domyślić, ale wiesz, większość chce po prostu dobrej zabawy. Nasza muzyka przyciąga nieco inne osobowości, ale kiedy pokręcisz się między ludźmi tu i tam, możesz zobaczyć wiele. Człowiek naprawdę potrzebuje kogoś, z kim może spędzić miło czas. Muzyka zbliża do siebie różne jednostki.
Gdy złączyli się w namiętnym pocałunku, było wiadomo, że to się nie mogło na tym skończyć. Pierwszy był tylko zapowiedzią, zwiastunem czegoś więcej i Mira się nie rozczarowała. Tak, to był naprawdę dobry pomysł, by odwiedzić Cola…
Mira i Colborn z tematu
- Będzie mi bardzo miło jeśli się uda – powiedziała z uśmiechem na ustach. Nie tylko jego zaprosiła, ale czy to takie ważne? Lubiła otaczać się ludźmi, których ceniła i z którymi potrafiła się dobrze bawić. Może nie było ich aż tak wielu, ale każdy stanowił niezwykle ciekawą jednostkę. Co było złego w tym, że była otwarta na znajomości? Chyba nic. Nie krzywdziła nikogo, nie łamała serc, ot po prostu korzystała z życia z tymi, którzy również tak czynili.
- Powinieneś kiedyś zająć się sobą i nie myśleć o obowiązkach, wiesz? Spontaniczny wyjazd dobrze by ci zrobił – rzekła z troską. Nie jej rzecz, co robił. A jednak mimo wszystko powinien znaleźć więcej czasu dla siebie. - Ale nie namawiam, każdy robi, co chce i to jest w tym wszystkim najlepsze – nie zamierzała się wtryniać w jego życie zawodowe i prywatne. Wystarczyło jej to, że mogła na niego liczyć w tej, czy innej sprawie.
- O, dobre słowo – odparła. - Idealne wręcz. Oczywiście wszystko w granicach dobrego smaku, co się dzieje później, można się domyślić, ale wiesz, większość chce po prostu dobrej zabawy. Nasza muzyka przyciąga nieco inne osobowości, ale kiedy pokręcisz się między ludźmi tu i tam, możesz zobaczyć wiele. Człowiek naprawdę potrzebuje kogoś, z kim może spędzić miło czas. Muzyka zbliża do siebie różne jednostki.
Gdy złączyli się w namiętnym pocałunku, było wiadomo, że to się nie mogło na tym skończyć. Pierwszy był tylko zapowiedzią, zwiastunem czegoś więcej i Mira się nie rozczarowała. Tak, to był naprawdę dobry pomysł, by odwiedzić Cola…
Mira i Colborn z tematu