:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem
4 posters
Prorok
02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:49
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
02.02.2001
Nikt nie słuchał starego Fredholma – mówiono, że jest szaleńcem i ma skłonność do rozpowiadania bzdur, które mąciły umysł skuteczniej niż sprzedawany w „Bjärze” alkohol, choć jego głos przebrzmiewał zatem przez panujący w lokalu gwar, mało kto zwracał na niego uwagę; wydawało się, że klienci znieczulili się nawet na głośne, pełne rzężenia okrzyki, którymi starzec próbował zjednać sobie tłum i jak gdyby nigdy nic wciąż prowadzili własne rozmowy, jedynie kątem oka oglądając się na brodatego mężczyznę, który zazwyczaj uderzał kuflem w blat drewnianego stołu, rozpowiadając historie, które nawet w obliczu zalewającego miasto mroku sprawiały wrażenie nieprawdopodobnych. Zazwyczaj – tym razem jego głos brzmiał bowiem inaczej i chociaż ciężko było stwierdzić, czym dokładnie dzisiejszy wieczór różnił się od wszystkich poprzednich i dlaczego słowa mężczyzny nagle nie ginęły w kakofonii panującego w „Bjärze” hałasu, było w nich coś, co nie pozwalało wyprzeć ich z umysłu. Jakkolwiek uparcie nie próbowalibyście bowiem pozbyć się zawodzenia Fredholma spod świadomości, to wdzierało się do niej na przekór staraniom, osiadając na brzegach skroni patyną drażniącego przeczucia, że tym razem starzec nie mylił się zupełnie – coś żyło w jego piwnicy i coś z całą pewnością nie miało dobrych zamiarów.
– To był największy bydlak jakiego widziałem! – rozchylił ramiona, próbując najwyraźniej ukazać wielkość opisywanego stworzenia, lecz nie będąc w stanie pochwycić w ten sposób jego gabarytów. – Przeżyłem już ponad sto pięćdziesiąt zim, więc wiem co mówię, potrafię rozpoznać potwora! Będziecie wspominać moje słowa, kiedy zakradnie się do waszych domów, zapamiętacie starego Fredholma, który ostrzegał was wszystkich przed niebezpieczeństwem! – zawołał, wymachując ręką nad głową, aż piwo z trzymanego w dłoni kufla wylało się poza brzegi i mężczyzna zaklął gromko, gdy po długiej, posiwiałej brodzie spłynęły mu krople jasnego trunku. Następnie oblizał z niesmakiem usta i ściągnął gniewnie brwi, sięgając obłędnym spojrzeniem w głąb baru; niektórzy powiadali, że był wyrocznią i oszalał przez nawiedzające go wizje, inni że popadł w amok, gdy jego żona została zamordowana we własnym mieszkaniu, jedno pozostawało jednak jasne – Fredholm z pewnością nie zachował pełni zmysłów, pojedyncze głowy, które zwróciły się w jego stronę, zaraz zajęły się więc na nowo prowadzonymi wcześniej rozmowami, a starzec przysiadł przy ladzie, mamrocząc pod nosem kolejne słowa.
– Pożałują, że mnie nie słuchali… tak, tak, będą powtarzać między sobą moje słowa i błagać bogów, by wybaczyli im tę ignorancję… nie wiedzą, co ukrywa się tuż pod ich nosem… pająk karmi się krwią w podziemiach kamienicy… – oboje znajdowaliście się dostatecznie blisko, by słyszeć jego szemranie i chociaż słowa sprawiały, że ciałem wstrząsał chłodny dreszcz, ciężko było wyłowić z nich jakiś rozsądek. Dopiero kiedy mężczyzna znów poderwał się gwałtownie, przewracając drewniany stołek, który upadł z hukiem na ziemię, część osób otwarcie zwróciła na niego uwagę. – Wszyscy jesteście tchórzami! Parszywymi tchórzami! – zakrzyknął, a spomiędzy jego ust prysnęło kilka kropel śliny. – Młody Pettersen sam poszedł zgromić potwora! Ha, ha, ha! Bydlak pewnie już go pożarł, od dwóch godzin nie ma po nim śladu!
Bezimienny
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:50
Odkąd przypadkiem wpadłeś na Isabellę w jednym z twoich ulubionych barów na Starym Mieście, o wiele ostrożniej zacząłeś dobierać kolejne miejscówki, by niechcący nie spotkać nikogo znajomego. Masz gorszy okres w życiu i nie chciałbyś, by ktoś zobaczył cię w podobnym stanie, a Forsteder wydawało się stosunkowo bezpieczną dzielnicą, do której w rzeczywistości nie zaglądałeś prawie nigdy. To nie była twoja ulubiona okolica, nie znałeś niemal niczego z wyjątkiem charakterystycznego, najbardziej popularnego Placu Grünerløkka, do karczmy „Bjära”, która nie cieszyła się zbyt dobrą renomą wśród galdrów, trafiając zupełnie przygodnie. Byłeś tu zaledwie wczoraj, choć tylko na jednym miodzie pitnym, pojawiłeś się i dziś zwiedziony tym, że lokal jest otwarty całodobowo. Już poprzedniego wieczoru słyszałeś bredzenie starego Fredholma, jednak nie zwracałeś na niego szczególnej uwagi – niemal wszyscy, słusznie wyczuwając, że jesteś nowicjuszem, doradzali ci, by traktować go z przymrużeniem oka. Zapewne uczyniłbyś tak ponownie, celowo ignorując jego bujne opowieści na temat rzekomego potwora, gdyby nie fakt, że było w jego zachowaniu coś innego w stosunku do wczoraj. Musiał być w tym jakiś powód; ludzie sami niekiedy traktowali cię jak niezrównoważanego szaleńca, nie dowierzając w twoje wizje, dlatego w pewnym momencie, gdy mężczyzna gwałtownie się podniósł, przewracając drewniany stołek, który upadł z hukiem na ziemię, postanawiasz go uspokoić.
– Odynie, na spokojnie – podnosisz niespodziewanie swój głos jako jedna z niewielu osób, mając odwagę do niego zagadać, po czym podchodzisz do niego żwawym krokiem, starając się brzmieć w dalszym ciągu przekonująco i wiarygodnie: – To co, to może usiądzie pan obok mnie przy barze i opowie wszystko o tym potworze-pająku? – Spojrzał na niego poważnie, kiwając głową w kierunku drewnianej lady i mając nadzieję, że stary mężczyzna cię posłucha. W końcu nie chciałbyś przypadkiem od niego oderwać. – Na co dzień rzadko bywam w tej okolicy, ale znam się trochę na faunie i florze, może będę mógł jakoś pomóc w rozwiązaniu tego problemu... I kim jest ten cały Pettersen? – Jeszcze do końca nie wiesz, co masz o tym wszystkim myśleć, jednak wrodzony instynkt nieustannie ci podpowiada, że powinieneś dowiedzieć się nieco więcej na ten temat i wyciągnąć do niego pomocną dłoń. Czyżby to sami bogowie wystawiali cię po raz kolejny na próbę, chcąc sprawdzić, jak zachowasz się w podobnej sytuacji?
– Odynie, na spokojnie – podnosisz niespodziewanie swój głos jako jedna z niewielu osób, mając odwagę do niego zagadać, po czym podchodzisz do niego żwawym krokiem, starając się brzmieć w dalszym ciągu przekonująco i wiarygodnie: – To co, to może usiądzie pan obok mnie przy barze i opowie wszystko o tym potworze-pająku? – Spojrzał na niego poważnie, kiwając głową w kierunku drewnianej lady i mając nadzieję, że stary mężczyzna cię posłucha. W końcu nie chciałbyś przypadkiem od niego oderwać. – Na co dzień rzadko bywam w tej okolicy, ale znam się trochę na faunie i florze, może będę mógł jakoś pomóc w rozwiązaniu tego problemu... I kim jest ten cały Pettersen? – Jeszcze do końca nie wiesz, co masz o tym wszystkim myśleć, jednak wrodzony instynkt nieustannie ci podpowiada, że powinieneś dowiedzieć się nieco więcej na ten temat i wyciągnąć do niego pomocną dłoń. Czyżby to sami bogowie wystawiali cię po raz kolejny na próbę, chcąc sprawdzić, jak zachowasz się w podobnej sytuacji?
Nieznajomy
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:51
Powinnaś przewidzieć — powinnaś wiedzieć — że nie skończy się tylko na jednym razie; że gdy ponownie pozwolisz przypomnieć sobie rozlewające się po twoim ciele ciepło, gdy znów poczujesz to nieoczywiste uczucie bycia jednocześnie tak lekką, jakby przewrócić cię mógł cudzy oddech i na tyle ciężką, że nie byłabyś w stanie ruszyć się z miejsca bez czyjejś pomocy, znów będziesz chciała wejść w skórę tej dziewczyny, którą zdecydowałaś się zostawić przed laty z rozrywającym serce bólem w jednej z midgardzkich spelun (choć wolisz nazywać je lokalami o większej przystępności społecznej) — podobnej do tej, której drzwi niemal same otworzyły się przed tobą dzisiejszego wieczora, w której choć wzrok stałych bywalców lepi się do ciebie tak intensywnie, jakbyś była ogniem przyciągającym ćmy, winę za ten stan rzeczy jesteś w stanie bez mrugnięcia okiem przypisać nie sobie, nie własnym umiejętnościom, a krążącemu żywo w ich krwiobiegu alkoholowi. Powinnaś przewidzieć, że jeśli tylko ponownie pozwolisz się sobie zatracić — a wiedziałaś, że nie będzie inaczej, jeśli znów nie zaczniesz brać nadgodzin i nie zabunkrujesz się w ascetycznym wnętrzu szpitala — świat w jednej chwili wymknie ci się spod kontroli, a dekoncentracja, z którą tak zacięcie walczyłaś, na powrót wkradnie się w każdy aspekt twojego życia. Nigdy jednak nie lubiłaś spekulować, dając się swobodnie nieść życiowym prądom, zdając się na nie w taki sam sposób, w jaki powierzasz się morskiej toni.
Tak samo od wejścia do „Bjäry” dajesz się unieść gwarowi, któremu siły i rozpędu nadaje donośny, nieco histeryczny głos przy barze. Kontuar jest na tyle obszerny — i ku twojemu zdumieniu wcale niechętnie oblegany przez klientelę — że z powodzeniem znajdujesz przy nim miejsce dla siebie, pozwalając się wciągnąć w wir niesionej się po karczmie opowieści: nie tyle nieprawdopodobnej, co raczej opowiadanej w sposób niemożliwy do przyswojenia. Sącząc oszczędnie miód pitny, przyglądasz się Fredholmowi — i chociaż nie jesteś zaskoczona jego nieoczekiwaną, gwałtowną reakcją sprowokowaną brakiem odzewu na przedstawiane z ożywieniem fakty, ostry odgłos przewróconego na posadzkę krzesła sprawia, że serce podchodzi ci do gardła, a po dłoni zaczyna ściekać strużka wylanego napoju.
— Kiedy go pan widział? Tego największego bydlaka. — Dyskretnie ocierasz wylany alkohol chusteczką, przysuwając się nieco bliżej mężczyzny i Eliasa Rosenkrantza, którego kilkukrotnie miałaś sposobność widywać podczas większych uroczystości. Witasz go zdawkowym skinieniem głowy, większość uwagi poświęcając Fredholmowi. — Kiedy to się zaczęło? Proszę opowiedzieć na spokojnie — dodajesz z ciepłym uśmiechem, każde słowo oblekając w aurę. Bardziej niż odpowiedzi chcesz go wyłącznie uspokoić — gwar prowadzonych wciąż w lokalu rozmów szumi ci w głowie na tyle przyjemnie, że nie chciałabyś, aby znów przerwany został wybuchem starego galdra.
Tak samo od wejścia do „Bjäry” dajesz się unieść gwarowi, któremu siły i rozpędu nadaje donośny, nieco histeryczny głos przy barze. Kontuar jest na tyle obszerny — i ku twojemu zdumieniu wcale niechętnie oblegany przez klientelę — że z powodzeniem znajdujesz przy nim miejsce dla siebie, pozwalając się wciągnąć w wir niesionej się po karczmie opowieści: nie tyle nieprawdopodobnej, co raczej opowiadanej w sposób niemożliwy do przyswojenia. Sącząc oszczędnie miód pitny, przyglądasz się Fredholmowi — i chociaż nie jesteś zaskoczona jego nieoczekiwaną, gwałtowną reakcją sprowokowaną brakiem odzewu na przedstawiane z ożywieniem fakty, ostry odgłos przewróconego na posadzkę krzesła sprawia, że serce podchodzi ci do gardła, a po dłoni zaczyna ściekać strużka wylanego napoju.
— Kiedy go pan widział? Tego największego bydlaka. — Dyskretnie ocierasz wylany alkohol chusteczką, przysuwając się nieco bliżej mężczyzny i Eliasa Rosenkrantza, którego kilkukrotnie miałaś sposobność widywać podczas większych uroczystości. Witasz go zdawkowym skinieniem głowy, większość uwagi poświęcając Fredholmowi. — Kiedy to się zaczęło? Proszę opowiedzieć na spokojnie — dodajesz z ciepłym uśmiechem, każde słowo oblekając w aurę. Bardziej niż odpowiedzi chcesz go wyłącznie uspokoić — gwar prowadzonych wciąż w lokalu rozmów szumi ci w głowie na tyle przyjemnie, że nie chciałabyś, aby znów przerwany został wybuchem starego galdra.
Prorok
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:51
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Fredholm najwyraźniej nie spodziewał się, że ktoś go dzisiaj wysłucha – jego słowa zwykły grzmieć w tle z rytmicznością przywodzącą na myśl riff wyjątkowo obskurnej, przestarzałej melodii, a stali bywalcy „Bjäry” nauczyli się wygłuszać ich znaczenie, pozwalając, by zatopiły się w tło zaniedbanego baru; starzec mógłby ogłosić nadejście Ragnaröku, a żaden z klientów przybytku nie zwróciłby nawet twarzy w stronę okna. Być może była to jedynie kwestia waszego nieobycia, lecz tym razem coś w głosie mężczyzny wydawało się przyciągać uwagę, zmuszać do wysłuchania tego, co miał do powiedzenia, nawet jeśli w pierwszym odruchu każdy, kto zachował jeszcze pełną funkcjonalność zmysłów, chciałby odsunąć się od niego jak najdalej – można by przyjąć, że to narastająca w mieście atmosfera grozy nie pozwalała puścić podobnego zagrażania mimo uszu, niezależnie od tego, jaki był faktyczny powód waszego zainteresowania, mężczyzna zauważył swoją szansę i zamierzał uczynić wszystko, aby ją wykorzystać.
– Nie mówiłbyś nic o spokoju, gdybyś widział to samo co ja! – zagrzmiał, zwracając się w stronę Eliasa, a jego jasno niebieskie oczy wydawały się zalśnić na tle pociemniałej, nastroszonej zarostem twarzy. – Wszyscy młodzi jesteście tacy sami… – zaniósł się zachrypłym, rzężącym kaszlem, po czym splunął flegmą na podłogę pod ladą. – Tacy sami – powtórzył, widząc, że nikt inny nie zwracał na niego uwagi, nie zamierzał jednak pozwolić sobie utracić waszego zainteresowania. Usiadł twardo na miejscu wskazanym przez Rosenkrantza, uderzając pięścią o blat w wymownej prośbie o kufel piwa – barman był najwyraźniej przyzwyczajony do niewyszukanych manier swojej klienteli, za chwilę postawił bowiem przed Fredholmem napełniony po brzegi pokal, bez słowa znikając za kontuarem. Mężczyzna przymrużył oczy, pociągając długi łyk, który przybrudził jego posiwiałą brodę warstwą białej piany. – Nikt mi nie wierzył, kiedy mówiłem, że w piwnicy mieszka coś przerażającego. Wzięli mnie za szaleńca! Stary Fredholm znowu opowiada brednie, ha, ha, ha! Powiedziałem Pettersonowi, że pająk go pożre, jeśli nie pójdzie go nakarmić. To dobry chłopak, znam go odkąd był brzdącem, ale brakuje mu wyobraźni, myślał, że nałapie w słoik owadów i bestia się zadowoli! – starzec zaniósł się ochrypłym śmiechem, dopiero po chwili odwracając głowę, by spojrzeć z zainteresowaniem na Kristę – kobieta, która interesowała się jego szaleńczymi wywodami, była jeszcze większą rzadkością, więc Fredholm uśmiechnął się z zadowoleniem, ukazując szereg małych, nabiegłych próchnicą zębów.
– Wiedziałem o jego istnieniu już od dawna, słyszałem, jak wędrował nocą po kamienicy – zapewnił, stukając palcem w płatek lewego ucha. – Dopiero wczoraj zdałem sobie sprawę, jak wyrósł. Jak długo żyję, nie widziałem tak ogromnego pająka. – rozemocjonował się, rozciągając ramiona na boki, jakby próbował objąć nimi wielkość opisywanej bestii. – Wielki jak koń! Petterson pewnie dawno leży już przetrawiony na dnie jego żołądka.
– Nie mówiłbyś nic o spokoju, gdybyś widział to samo co ja! – zagrzmiał, zwracając się w stronę Eliasa, a jego jasno niebieskie oczy wydawały się zalśnić na tle pociemniałej, nastroszonej zarostem twarzy. – Wszyscy młodzi jesteście tacy sami… – zaniósł się zachrypłym, rzężącym kaszlem, po czym splunął flegmą na podłogę pod ladą. – Tacy sami – powtórzył, widząc, że nikt inny nie zwracał na niego uwagi, nie zamierzał jednak pozwolić sobie utracić waszego zainteresowania. Usiadł twardo na miejscu wskazanym przez Rosenkrantza, uderzając pięścią o blat w wymownej prośbie o kufel piwa – barman był najwyraźniej przyzwyczajony do niewyszukanych manier swojej klienteli, za chwilę postawił bowiem przed Fredholmem napełniony po brzegi pokal, bez słowa znikając za kontuarem. Mężczyzna przymrużył oczy, pociągając długi łyk, który przybrudził jego posiwiałą brodę warstwą białej piany. – Nikt mi nie wierzył, kiedy mówiłem, że w piwnicy mieszka coś przerażającego. Wzięli mnie za szaleńca! Stary Fredholm znowu opowiada brednie, ha, ha, ha! Powiedziałem Pettersonowi, że pająk go pożre, jeśli nie pójdzie go nakarmić. To dobry chłopak, znam go odkąd był brzdącem, ale brakuje mu wyobraźni, myślał, że nałapie w słoik owadów i bestia się zadowoli! – starzec zaniósł się ochrypłym śmiechem, dopiero po chwili odwracając głowę, by spojrzeć z zainteresowaniem na Kristę – kobieta, która interesowała się jego szaleńczymi wywodami, była jeszcze większą rzadkością, więc Fredholm uśmiechnął się z zadowoleniem, ukazując szereg małych, nabiegłych próchnicą zębów.
– Wiedziałem o jego istnieniu już od dawna, słyszałem, jak wędrował nocą po kamienicy – zapewnił, stukając palcem w płatek lewego ucha. – Dopiero wczoraj zdałem sobie sprawę, jak wyrósł. Jak długo żyję, nie widziałem tak ogromnego pająka. – rozemocjonował się, rozciągając ramiona na boki, jakby próbował objąć nimi wielkość opisywanej bestii. – Wielki jak koń! Petterson pewnie dawno leży już przetrawiony na dnie jego żołądka.
Bezimienny
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:52
Potrafisz postawić się w sytuacji Fredholma – ciebie też ludzie nierzadko ignorują, nie słuchając tego, co masz do przekazania. Robi to notorycznie twój ojciec, który wszystkie twoje słowa traktuje z przymrużeniem oka, podobnie jak Elisa, dobrze wiedząc, że w rzeczywistości wcale nie jesteś wyrocznią, lecz od dziecka cierpisz na napadowość magiczną. Przeraża cię wizja, że mógłbyś być taki sam, jak ten starzec – nieważne, co powie, nikt go nie słucha, dlatego pod wpływem impulsu postanawiasz dowiedzieć się, co się wydarzyło, będąc zdania, że w jego wypowiedzi może być ziarnko prawdy. W Midgardzie dzieje się ostatnio wiele dziwnych, niepokojących rzeczy, które – choć omijają cię z różnych względów, co zazwyczaj tłumaczysz opatrznością boską – to coś ci podpowiada, by mimo wszystko sprawdzić wiarygodność historii stałego bywalca „Bjäry”. Kiedy wreszcie udaje ci się starca uspokoić, przy okazji zapraszając go do baru, zauważasz jeszcze Kristę, do której skinąłeś na powitanie głową. Nawet jeśli Rosenkrantzowie osobiście nie przepadali za Forsbergami, a wasza wspólna historia była naznaczona licznymi niesnaskami, to nigdy nie miałeś okazji jej poznać – kojarzyłeś ją tylko z widzenia, jak większość osób z klanów magicznych, z nielicznymi wchodząc w bardziej zażyłe interakcje. W międzyczasie dopijasz swoją whisky, wysłuchując tego, co mężczyzna miał do powiedzenia.
– Cóż, nie wszyscy są tacy sami. – Mimo że nie zgadzasz się z jego stwierdzeniem, to nie chcesz się pod żadnym pozorem kłócić, w związku z czym nie przerywasz mu już do momentu, aż nie uznasz tego za słuszne. – To wszystko brzmi... niepokojąco. Nie rozumiem, dlaczego nikt wcześniej się tym nie zainteresował. – Jeśli to prawda, dodajesz w myślach, upijając ostatni łyk alkoholu. Spoglądasz na niego z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy, zastanawiając się jednocześnie, z jakiego powodu cała sytuacja najpewniej nie została zgłoszona służbom bezpieczeństwa. Od pewnego czasu coraz więcej mówiło się o różnych bestiach krążących po Midgardzie i jego okolicach; czyżby to, co mówił Fredholm o gigantycznym pająku, było prawdą? – Może nie jest jeszcze za późno, by mu pomóc? – Zazwyczaj daleko ci do kogoś, kto bezinteresownie oferuje swoją pomoc obcym osobom; przeważnie nie obchodzą cię inni ludzie, lecz tym razem, wybitnie znużony codziennością, nie masz lepszego zajęcia. – Gdzie znajduje się ta cała kamienica? To blisko stąd? Może moglibyśmy sprawdzić, co jest w tej piwnicy? – próbujesz od niego wyciągnąć informacje na temat miejsca, w którym przebywa rzekomy pająk. Zerkasz przy tym porozumiewawczo na Kristę, mając nadzieję, że do was dołączy – w końcu jako Forsberg z pewnością znała się na magicznych zwierzętach.
– Cóż, nie wszyscy są tacy sami. – Mimo że nie zgadzasz się z jego stwierdzeniem, to nie chcesz się pod żadnym pozorem kłócić, w związku z czym nie przerywasz mu już do momentu, aż nie uznasz tego za słuszne. – To wszystko brzmi... niepokojąco. Nie rozumiem, dlaczego nikt wcześniej się tym nie zainteresował. – Jeśli to prawda, dodajesz w myślach, upijając ostatni łyk alkoholu. Spoglądasz na niego z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy, zastanawiając się jednocześnie, z jakiego powodu cała sytuacja najpewniej nie została zgłoszona służbom bezpieczeństwa. Od pewnego czasu coraz więcej mówiło się o różnych bestiach krążących po Midgardzie i jego okolicach; czyżby to, co mówił Fredholm o gigantycznym pająku, było prawdą? – Może nie jest jeszcze za późno, by mu pomóc? – Zazwyczaj daleko ci do kogoś, kto bezinteresownie oferuje swoją pomoc obcym osobom; przeważnie nie obchodzą cię inni ludzie, lecz tym razem, wybitnie znużony codziennością, nie masz lepszego zajęcia. – Gdzie znajduje się ta cała kamienica? To blisko stąd? Może moglibyśmy sprawdzić, co jest w tej piwnicy? – próbujesz od niego wyciągnąć informacje na temat miejsca, w którym przebywa rzekomy pająk. Zerkasz przy tym porozumiewawczo na Kristę, mając nadzieję, że do was dołączy – w końcu jako Forsberg z pewnością znała się na magicznych zwierzętach.
Nieznajomy
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:52
Rozczarowałabyś każdego, kto, zdając się wyłącznie na noszone przez ciebie nazwisko, uznałby cię za osobę kompetentną w kwestiach związanych z wszelkiego rodzaju stworzeniami — tymi magicznymi, jak i pozbawionymi przez naturę niezwykłych przymiotów — bo poza elementarną wiedzą wyniesioną z akademickich zajęć, niewiele więcej wiesz o magicznej faunie niż przeciętni galdrowie. Mimo że zawsze poczuwałaś się w obowiązku do podążania przetartym przez pierwszych Forsbergów szlakiem, mimo że chichot losu sprawił, że sama więcej wspólnego masz z zaklętymi stworzeniami niż można byłoby się spodziewać po typowym przedstawicielu twojego klanu, Norny w swojej przewrotności nie obdarowały cię ręką do zwierząt i łatwością w przyswajaniu na ich temat wiedzy. Mimo że był czas, kiedy naprawdę chciałaś — bez względu na trudności w osiągnięciu tego postanowienia — stać się integralną częścią w trybikach rodzinnej hodowli, obecnie bez żalu wobec siebie przyjmujesz fakt, że pogubiłaś się w stawianych ci oczekiwaniach, ostatecznie wybierając drogę bliższą własnemu sercu, nie zaś rozsądkowi, który bezwzględnie podatny miał być familijnym dyrektywom.
Widząc więc wzrok Rosenkrantza, wiesz już, że dla niego na pewno staniesz się dzisiejszego wieczora rozczarowaniem, bo zainteresowanie, które przyciąga cię ku Fredholmowi i snutej przez niego opowieści, niewiele wspólnego ma z samym stworzeniem, o którym opowiada, więcej natomiast ze skutkami jego obecności we wspominanej przez mężczyznę piwnicy. By ukryć rozbawienie, które kiełkuje śmiało na skutek kolejnych rewelacji wygłaszanych przez staruszka, upijasz kolejny łyk alkoholu, dyskretnie prosząc barmana o podanie ci jeszcze całej butelki — bo chociaż nie wiesz, czy potrzebna będzie ci do obłaskawienia Fredholma, bestii spędzającej mu sen z powiek, czy ostatecznie sama będziesz wymagała dodatkowego znieczulenia, jesteś przekonana, że okaże się niezbędnym elementem dalszej części wieczoru.
— To karygodne zaniedbanie ze strony Kruczej Straży — mówisz niemal nadąsanym tonem, prowokacyjnie winę chcąc zrzucić na oficerów, ciekawa reakcji mężczyzny. Nie zostawiasz mu jednak wystarczającej przestrzeni na wylewną odpowiedź, kontynuując myśl, jaka zaczepiła się wystarczająco mocno twojej świadomości, by spróbować dowiedzieć się więcej na temat osobliwego pająka. — Zgłaszał pan ten przypadek pracownikom Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt? Albo komuś z Wydziału Badań Magicznej Flory i Fauny? Jestem prze… Przekonana, że byliby tym zjawiskiem zafascynowani — zapewniasz trochę bardziej podekscytowanym głosem, dłonią wskazując na Eliasa, jakby chcąc podchwycić rzucony przez niego pomysł. — My zresztą też. Jeśli się pospieszymy, na pewno znajdziemy Pettersona, bo w ciągu dwóch godzin jego ciało nie zdążyło się nawet dobrze rozpuścić, a w innej formie nie zostanie przyswojone. — Końcówkę zdania wypowiadasz, nie kryjąc już rozbawienia. Chichot — ni to drwiny, ni szczerego ubawu — plącze ci się między słowami i między myślami, które krążą wokół wyobrażonej postaci gargantuicznego pająka przemieszczającego się niezauważenie po klatce schodowej kamienicy. Chociaż twoja wiara w słowa Fredholma jest krucha i niepewna, bez zawahania wstajesz od kontuaru, uiszczając rachunek i dopijając ostatnie łyki miodu, którego słodkawy smak nieuzasadnienie zagrzewa cię do działania.
Widząc więc wzrok Rosenkrantza, wiesz już, że dla niego na pewno staniesz się dzisiejszego wieczora rozczarowaniem, bo zainteresowanie, które przyciąga cię ku Fredholmowi i snutej przez niego opowieści, niewiele wspólnego ma z samym stworzeniem, o którym opowiada, więcej natomiast ze skutkami jego obecności we wspominanej przez mężczyznę piwnicy. By ukryć rozbawienie, które kiełkuje śmiało na skutek kolejnych rewelacji wygłaszanych przez staruszka, upijasz kolejny łyk alkoholu, dyskretnie prosząc barmana o podanie ci jeszcze całej butelki — bo chociaż nie wiesz, czy potrzebna będzie ci do obłaskawienia Fredholma, bestii spędzającej mu sen z powiek, czy ostatecznie sama będziesz wymagała dodatkowego znieczulenia, jesteś przekonana, że okaże się niezbędnym elementem dalszej części wieczoru.
— To karygodne zaniedbanie ze strony Kruczej Straży — mówisz niemal nadąsanym tonem, prowokacyjnie winę chcąc zrzucić na oficerów, ciekawa reakcji mężczyzny. Nie zostawiasz mu jednak wystarczającej przestrzeni na wylewną odpowiedź, kontynuując myśl, jaka zaczepiła się wystarczająco mocno twojej świadomości, by spróbować dowiedzieć się więcej na temat osobliwego pająka. — Zgłaszał pan ten przypadek pracownikom Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt? Albo komuś z Wydziału Badań Magicznej Flory i Fauny? Jestem prze… Przekonana, że byliby tym zjawiskiem zafascynowani — zapewniasz trochę bardziej podekscytowanym głosem, dłonią wskazując na Eliasa, jakby chcąc podchwycić rzucony przez niego pomysł. — My zresztą też. Jeśli się pospieszymy, na pewno znajdziemy Pettersona, bo w ciągu dwóch godzin jego ciało nie zdążyło się nawet dobrze rozpuścić, a w innej formie nie zostanie przyswojone. — Końcówkę zdania wypowiadasz, nie kryjąc już rozbawienia. Chichot — ni to drwiny, ni szczerego ubawu — plącze ci się między słowami i między myślami, które krążą wokół wyobrażonej postaci gargantuicznego pająka przemieszczającego się niezauważenie po klatce schodowej kamienicy. Chociaż twoja wiara w słowa Fredholma jest krucha i niepewna, bez zawahania wstajesz od kontuaru, uiszczając rachunek i dopijając ostatnie łyki miodu, którego słodkawy smak nieuzasadnienie zagrzewa cię do działania.
Prorok
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:53
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Midgard zamieszkiwało wielu szaleńców – ludzi, których rozsądek stopniał pod grubą kopułą czaszki, wariatów zamykanych przez rodzinę pod skoblem drzwi do własnej sypialni, nieszczęśników nie będących w stanie rozróżnić rzeczywistości od tego, co istniało jedynie w ich umysłach; ciężko było stwierdzić, do której grupy należał stary Fredholm – historie, które przekazywali stali bywalcy karczmy, nigdy nie podążały jednakowym scenariuszem, a sam starzec wydawał się zagubiony we wszystkim, co nim mawiano, za każdym razem odpowiadając na pytania w odmienny sposób, zmieniając szczegóły i przestawiając chronologię wydarzeń tak, by te łatwiej spływały mu po nabrzmiałym alkoholem języku. Nikt w rzeczywistości nie wiedział, kim był, a czasem można było wręcz odnieść wrażenie, że nie wiedział o tym nawet sam Fredholm – jego tożsamość nie zmieniała jednak faktu, że Petterson zszedł pod podłogę kamienicy i od kilku godzin nie wrócił; nawet jeżeli piwnicy nie zamieszkiwał ogromny pająk, z pewnością znajdowało się tam coś, co nie pozwalało mu wydostać się z powrotem na powierzchnię.
– Ostrzegałem! Ha, wielokrotnie ostrzegałem ten motłoch, że w kamienicy grasuje pająk. Nikt mnie nie słuchał, uważali mnie za szaleńca! – zagrzmiał, uderzając pięścią w blat, po czym spoglądając w stronę Eliasa, nawet gwałtowny wyraz oburzenia nie przyciągnął jednak uwagi przesiadującej w Bjärze klienteli, która najwyraźniej nauczyła się wygłuszać kierowane w ich stronę ubliżenia lub przynajmniej zapijać je dostateczną ilością alkoholu. Młody Rosenkrantz zyskał sobie jednak uznanie rozemocjonowanego starca, którzy przymrużył lekko oczy, spoglądając na niego z uwagą, jakby dopiero teraz – wbrew dotychczasowemu pośpiechowi – zastanawiał się, czy powinien zdradzać mu podobne informacje, w końcu chrząknął jednak głośno, przecierając palcami wiechcie siwego zarostu. – Niedaleko, wcale niedaleko... – wymamrotał pod nosem. – Jak skończy z Pettersonem, przyjdzie też po was. Pożre każdego! – na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz na kształt uśmiechu, choć jego krzywe, zabrudzone próchnicą zęby sprawiały, że grymas wydawał się raczej groźny niż pełen rozbawienia. – Nie mógłbym odmówić mu kolejnego posiłku. – co w niepokojący sposób brzmiało jak zgoda, brzmiało jak zaproszenie.
W tej samej chwili Fredholm zwrócił głowę w stronę Kristy, krzywiąc się z pogardliwym niezadowoleniem na wzmiankę o Kruczej Straży – ktoś o równie gwałtownym temperamencie z pewnością miał w przeszłości zatargi z prawem; niektórzy mawiali nawet, że starzec odsiedział swoje lata za grubymi murami Nordkinn.
– Krucza Straż prędzej zeszczałaby się w gacie niż zajrzała do piwnicy, gdzie mieszka ogromny pająk! – parsknął, spluwając na blat pojedynczymi kropelkami śliny. – Nie mam czasu na biurokrację, nawet ci głupcy nie chcą otworzyć oczu na prawdę – dodał zaraz, po czym wykonał dłonią niedbały gest w stronę zebranej wewnątrz klienteli. Wasza chęć do pomocy najwyraźniej musiała go jednak ucieszyć – nagłym, chwiejnym ruchem wstał od stołu, po czym zatoczył się w stronę wyjścia, gotowy zaprowadzić was pod wspomnianą kamienicę. Krista, choć nie mogła przypomnieć sobie żadnego zwierzęcia, które spełniałoby opis krwiożerczej bestii opisywanej przez oszalałego starca, pomyślała o czymś, co musiała wyciągnąć jeszcze z lat spędzonych w akademii – pająki zawsze odstraszał zapach mięty.
W tej turze przenosimy się do dziwnej kamienicY, pod której próg zaprowadził was Fredholm – możecie od razu założyć, że otworzył on przed wami drzwi do piwnicy, gdzie prowadzą strome, pogrążone w mroku schody. Nie musicie wykonywać w temacie rzutu kością k6, każdemu z was przysługuje natomiast rzut kością k100 – na dowolne zaklęcie przygotowawcze lub spostrzegawczość, której próg powodzenia wynosi 60.
– Ostrzegałem! Ha, wielokrotnie ostrzegałem ten motłoch, że w kamienicy grasuje pająk. Nikt mnie nie słuchał, uważali mnie za szaleńca! – zagrzmiał, uderzając pięścią w blat, po czym spoglądając w stronę Eliasa, nawet gwałtowny wyraz oburzenia nie przyciągnął jednak uwagi przesiadującej w Bjärze klienteli, która najwyraźniej nauczyła się wygłuszać kierowane w ich stronę ubliżenia lub przynajmniej zapijać je dostateczną ilością alkoholu. Młody Rosenkrantz zyskał sobie jednak uznanie rozemocjonowanego starca, którzy przymrużył lekko oczy, spoglądając na niego z uwagą, jakby dopiero teraz – wbrew dotychczasowemu pośpiechowi – zastanawiał się, czy powinien zdradzać mu podobne informacje, w końcu chrząknął jednak głośno, przecierając palcami wiechcie siwego zarostu. – Niedaleko, wcale niedaleko... – wymamrotał pod nosem. – Jak skończy z Pettersonem, przyjdzie też po was. Pożre każdego! – na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz na kształt uśmiechu, choć jego krzywe, zabrudzone próchnicą zęby sprawiały, że grymas wydawał się raczej groźny niż pełen rozbawienia. – Nie mógłbym odmówić mu kolejnego posiłku. – co w niepokojący sposób brzmiało jak zgoda, brzmiało jak zaproszenie.
W tej samej chwili Fredholm zwrócił głowę w stronę Kristy, krzywiąc się z pogardliwym niezadowoleniem na wzmiankę o Kruczej Straży – ktoś o równie gwałtownym temperamencie z pewnością miał w przeszłości zatargi z prawem; niektórzy mawiali nawet, że starzec odsiedział swoje lata za grubymi murami Nordkinn.
– Krucza Straż prędzej zeszczałaby się w gacie niż zajrzała do piwnicy, gdzie mieszka ogromny pająk! – parsknął, spluwając na blat pojedynczymi kropelkami śliny. – Nie mam czasu na biurokrację, nawet ci głupcy nie chcą otworzyć oczu na prawdę – dodał zaraz, po czym wykonał dłonią niedbały gest w stronę zebranej wewnątrz klienteli. Wasza chęć do pomocy najwyraźniej musiała go jednak ucieszyć – nagłym, chwiejnym ruchem wstał od stołu, po czym zatoczył się w stronę wyjścia, gotowy zaprowadzić was pod wspomnianą kamienicę. Krista, choć nie mogła przypomnieć sobie żadnego zwierzęcia, które spełniałoby opis krwiożerczej bestii opisywanej przez oszalałego starca, pomyślała o czymś, co musiała wyciągnąć jeszcze z lat spędzonych w akademii – pająki zawsze odstraszał zapach mięty.
W tej turze przenosimy się do dziwnej kamienicY, pod której próg zaprowadził was Fredholm – możecie od razu założyć, że otworzył on przed wami drzwi do piwnicy, gdzie prowadzą strome, pogrążone w mroku schody. Nie musicie wykonywać w temacie rzutu kością k6, każdemu z was przysługuje natomiast rzut kością k100 – na dowolne zaklęcie przygotowawcze lub spostrzegawczość, której próg powodzenia wynosi 60.
Bezimienny
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:53
Jesteś w stanie mu uwierzyć, a przynajmniej próbujesz to zrobić, w końcu ludzie też niejednokrotnie postrzegają cię jako niespełna rozumu szaleńca. Wmawiasz sobie, że jesteś wyrocznią, nawet jeśli mężczyźni nie są w tej roli szanowani, nie chcąc się przyznać, że tak naprawdę cierpisz na napadowość magiczną, o której nie wie prawie nikt, z wyjątkiem twojej najbliższej rodziny. Łatwiej ci żyć z myślą, że jesteś wyjątkowy, a dar zesłali na ciebie sami bogowie, choć niektórzy patrzą na ciebie z niewymowną pogardą, nie słuchając twoich przepowiedni – zupełnie jak w przypadku starego Fredholma, który co wieczór opowiada niestworzone historie o gigantycznym pająku, lecz nikt nie chce mu uwierzyć na słowo. Postanawiasz to zweryfikować, na ile jego opowieści są zgodne z prawdą – byłoby to w końcu o wiele lepszym zajęciem, niż upijanie się na umór kolejny dzień z rzędu, mimo że powoli zaczynasz się czuć lepiej, godząc się z tym, co się wydarzyło w ostatnich tygodniach. Spoglądasz kątem oka na Kristę, rzucając jej porozumiewawcze spojrzenie; wszystko jednoznacznie wskazywało na to, że mieliście szansę, by Fredholm zaprowadził was do kamienicy. Przeciągasz się lekko, od razu narzucając na siebie kurtkę i uiszczając rachunek u barmana.
– Nie da się ukryć, karygodne – potwierdzasz wyraźnie słowa kobiety, w dalszym ciągu słuchając tego, co starszy mężczyzna miał ostatecznie do powiedzenia. Fredholm w końcu zakończył swoją gadaninę i zatoczył się w stronę wyjścia, gotowy zaprowadzić pod wspomniany budynek. Podnosisz się więc z drewnianego krzesła, a następnie podążasz żwawym krokiem za nim i Forsberg. Nie pozostało wam w tym momencie nic innego, jak sprawdzić, co w rzeczywistości znajdowało się w tajemniczej piwnicy i upewnić się, czy na pewno grasował tam ten gargantuiczny pająk czy był to tylko urojony wymysł starca, który należało zwyczajnie zignorować, jak poczyniła to stała klientela „Bjäry”. – Dobra, chodźmy szybko, nim będzie za późno. – Myślami jesteś przy Pettersenie, zastanawiając się w trakcie drogi, czy jeszcze uda wam się zdążyć na czas, jeśli faktycznie coś mu się stało. Kiedy wreszcie dotarliście do miejsca, o którym mówił Fredholm, westchnąłeś tylko ciężko pod nosem – słyszałeś o nim wcześniej, mówiło się, że to dziwna kamienica. Od samego wejścia czuć było przytłaczającą, nieznaną magię, która od niego biła, a utwierdziłeś się tylko w tym przekonaniu, schodząc do piwnicy stromymi, pogrążonymi w mroku schodami. Rozglądasz się uważnie, w nadziei, że coś dostrzeżesz.
– Nie da się ukryć, karygodne – potwierdzasz wyraźnie słowa kobiety, w dalszym ciągu słuchając tego, co starszy mężczyzna miał ostatecznie do powiedzenia. Fredholm w końcu zakończył swoją gadaninę i zatoczył się w stronę wyjścia, gotowy zaprowadzić pod wspomniany budynek. Podnosisz się więc z drewnianego krzesła, a następnie podążasz żwawym krokiem za nim i Forsberg. Nie pozostało wam w tym momencie nic innego, jak sprawdzić, co w rzeczywistości znajdowało się w tajemniczej piwnicy i upewnić się, czy na pewno grasował tam ten gargantuiczny pająk czy był to tylko urojony wymysł starca, który należało zwyczajnie zignorować, jak poczyniła to stała klientela „Bjäry”. – Dobra, chodźmy szybko, nim będzie za późno. – Myślami jesteś przy Pettersenie, zastanawiając się w trakcie drogi, czy jeszcze uda wam się zdążyć na czas, jeśli faktycznie coś mu się stało. Kiedy wreszcie dotarliście do miejsca, o którym mówił Fredholm, westchnąłeś tylko ciężko pod nosem – słyszałeś o nim wcześniej, mówiło się, że to dziwna kamienica. Od samego wejścia czuć było przytłaczającą, nieznaną magię, która od niego biła, a utwierdziłeś się tylko w tym przekonaniu, schodząc do piwnicy stromymi, pogrążonymi w mroku schodami. Rozglądasz się uważnie, w nadziei, że coś dostrzeżesz.
Mistrz Gry
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:53
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 80
'k100' : 80
Nieznajomy
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:54
Będąc młodszą, gdy w głowie niewiele jeszcze miałaś poukładane i wiedzy również nie miałaś w niej zadowalającej ilości, nigdy nie stroniłaś od podejmowania ryzyka, jakbyś tylko w ten sposób mogła udowodnić, że jesteś godna noszenia rodowego nazwiska. Na porządku dziennym znajdowały się twoje wycieczki do rodzinnego rezerwatu: mało którą odbywałaś jednak pod czujnym okiem dorosłych, gdy po dziesiątkach wysłuchanych wieczorami opowieści gotowa byłaś sam na sam mierzyć się z rezydującymi w hodowli ormami, wieczorami, kiedy pracowników było już najmniej, zakradając się do pomieszczeń z okazami najbardziej niestabilnymi — agresywnymi i tymi, których życie było zagrożone, bo przekonana byłaś, że potrafisz sobie z nimi poradzić. Nie zrażały cię niepowodzenia i świadomość, że kolejnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia; że zamiast na zadrapaniach i powierzchownych ranach, twoja przygoda skończy się w dużo poważniejszych sposób; że zamiast stażysty, nakryta zostaniesz przez któregoś z krewnych, który nie będzie miał skrupułów, by o twoich ekscesach zameldować od razu jarlowi. A gdy w końcu ormy przestały budzić twoją ekscytację w takim stopniu, jak poprzednio, przekonywałaś pracowników rezerwatu, by zabierali cię na wyjazdy terenowe w odległe części półwyspu, byś poznawać mogła również storsjöodjurety i selmy nie na kartach podręczników, ale w ich naturalnym środowisku.
Obecnie nieco lepiej znasz swoje możliwości i ograniczenia, nieco bardziej świadoma jesteś konsekwencji swoich działań — wiesz, że nie ze wszystkim będziesz w stanie sobie poradzić. Więc mimo tego, że dziarskim krokiem, z osobliwym entuzjazmem podążasz za Fredholmem i Eliasem, zdajesz sobie sprawę z tego, że nie wypada ci przedwcześnie uznawać sytuacji z góry za opanowaną, szczególnie w obliczu pozostawiających wiele do życzenia słów starszego mężczyzny. Wpatrując się przez całą drogę w jego plecy, z głowy nie potrafisz wyrzucić słów groźby o zapewnieniu pajęczej bestii kolejnego posiłku. Dreszcze — ni to podniecenia, ni strachu — przechodzą cię w chwili, gdy Fredholm otwiera przed wami piwniczne drzwi, a w nozdrza uderza cię zapach stęchlizny i czegoś jeszcze, mdląco słodkawego.
— Hitta. — Dość niepewnie, wciąż nieprzyzwyczajona jeszcze do panującego wewnątrz mroku, wypowiadasz formułę zaklęcia, nieświadomie myśląc o niezwykłych właściwościach mięty i jej działaniu na wszelkiego rodzaju pajęczaki. Kiedy więc po kilku chwilach w twoich dłoniach pojawia się doniczka, z której gęsto wyrastają łodygi aromatycznego, kręcącego cię w nosie ziela, uśmiechasz się do siebie z politowaniem, jakby zupełnie nieprzekonana o tym, że w razie niebezpieczeństwa będziesz w stanie się obronić — nie wspominając o tym, że udałoby ci się pomóc Rosenkrantzowi. — Widzisz tam coś? — dopytujesz szeptem tak cichym, że ledwie słyszysz samą siebie. Postępujesz jednak do przodu, wyciągając przed siebie dłoń, by w mroku przywrzeć rozwarte szeroko palce do barku Eliasa.
Hitta (Venire) – sprowadza niemagiczny przedmiot, o którym się pomyśli, do rąk. Próg: 20.
10 (k100) + 10 (staty) + 3 (atut) = 23/20
Obecnie nieco lepiej znasz swoje możliwości i ograniczenia, nieco bardziej świadoma jesteś konsekwencji swoich działań — wiesz, że nie ze wszystkim będziesz w stanie sobie poradzić. Więc mimo tego, że dziarskim krokiem, z osobliwym entuzjazmem podążasz za Fredholmem i Eliasem, zdajesz sobie sprawę z tego, że nie wypada ci przedwcześnie uznawać sytuacji z góry za opanowaną, szczególnie w obliczu pozostawiających wiele do życzenia słów starszego mężczyzny. Wpatrując się przez całą drogę w jego plecy, z głowy nie potrafisz wyrzucić słów groźby o zapewnieniu pajęczej bestii kolejnego posiłku. Dreszcze — ni to podniecenia, ni strachu — przechodzą cię w chwili, gdy Fredholm otwiera przed wami piwniczne drzwi, a w nozdrza uderza cię zapach stęchlizny i czegoś jeszcze, mdląco słodkawego.
— Hitta. — Dość niepewnie, wciąż nieprzyzwyczajona jeszcze do panującego wewnątrz mroku, wypowiadasz formułę zaklęcia, nieświadomie myśląc o niezwykłych właściwościach mięty i jej działaniu na wszelkiego rodzaju pajęczaki. Kiedy więc po kilku chwilach w twoich dłoniach pojawia się doniczka, z której gęsto wyrastają łodygi aromatycznego, kręcącego cię w nosie ziela, uśmiechasz się do siebie z politowaniem, jakby zupełnie nieprzekonana o tym, że w razie niebezpieczeństwa będziesz w stanie się obronić — nie wspominając o tym, że udałoby ci się pomóc Rosenkrantzowi. — Widzisz tam coś? — dopytujesz szeptem tak cichym, że ledwie słyszysz samą siebie. Postępujesz jednak do przodu, wyciągając przed siebie dłoń, by w mroku przywrzeć rozwarte szeroko palce do barku Eliasa.
Hitta (Venire) – sprowadza niemagiczny przedmiot, o którym się pomyśli, do rąk. Próg: 20.
10 (k100) + 10 (staty) + 3 (atut) = 23/20
Mistrz Gry
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:54
The member 'Nieznajomy' has done the following action : kości
'k100' : 10
'k100' : 10
Prorok
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:54
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Kamienica nie napawała optymizmem – poszarzałe, naciekłe patyną mury ginęły w panującej na zewnątrz mgle, która wokół budynku wydawała się gęstnieć, jakby bure obłoki próbowały wedrzeć się do środka przez pęknięcia w nieszczelnych oknach, krakelurę rozrysowanych na murach rozstępów i bruzdy wśród odstających dachówek, wszystkich dość zardzewiałych, by skrzypieć przy każdym, silniejszym podmuchu wiatru. Musiały istnieć powody, dla których ludzie omijali to miejsce, stroniąc się szerokim łukiem od bijącej zza drzwi wilgoci i osobliwego, dusznego zapachu stęchlizny, który unosił się w powietrzu jak ciężkie westchnienie domostwa, jakkolwiek łatwo byłoby nie wierzyć staremu Fredholmowi, miejsce sprawiało bowiem wrażenie nawiedzonego – pytanie, czy rzeczywiście przez pająka czy może tylko przez osnowę obłąkanych, starczych domysłów.
Mężczyzna jako jedyny wyglądał na niezrażonego ponurą atmosferą wokół kamienicy – uśmiechnął się tylko dumnie, a spod jego spierzchłych warg wyłoniły się szczerbate, pożółkłe zaniedbaniem zęby; w innych okolicznościach jego zachowanie mogłoby okazać się podejrzane, każde z was było jednak zbyt skupione na czyhającym w piwnicy pająku, by zwracać uwagę na starca, który kręcił się nerwowo za waszymi plecami, szepcząc pod nosem kolejne, niewyraźne przekleństwa i zarzekając się bogom na swą prawdomówność – był to być może pierwszy raz, kiedy ktokolwiek spośród klientów Bjäry zwrócił na niego uwagę. Najwyraźniej nie wszędzie miano do niego niechętny stosunek, drzwi kamienicy rozchyliły się bowiem z posłusznym skrzypieniem, jeszcze zanim sięgnął dłonią do klamki, a przed wami ukazało się wnętrze budynku, z zaciemnionym korytarzem schodów wiodących do piwnicy – pomieszczenie nie sprawiało wrażenia zachęcającego, póki co niewiele poza nieprzyjemną, zatęchłą wonią i panującymi wokół ciemnościami mogło jednak naprowadzać was na wniosek, że wśród fundamentów przebywał odżywiający się mięsem pająk, lecz myśl ta, napoczęta szaleńczą gadaniną Fredholma, wciąż ciążyła na świadomości.
Elias, który zszedł na dół pierwszy, mógł znacznie sprawniej przyzwyczaić oczy do panującego wewnątrz półmroku i kiedy przystanął u dołu schodów, rozglądając się po krypcie, zdał sobie sprawę, że musiała być ona w rzeczywistości mniejsza, niż można by się spodziewać, a w najgorszym wypadku zabałaganiona przez ogrom znajdujących się wewnątrz przedmiotów, których kontury wyłaniały się posłusznie z wszechobecnej szarości. Na to, co dostrzegł w kącie po przeciwnej stronie pomieszczenia, nie mogły jednak przygotować go żadne przepowiednie – z wnętrza piwnicy spoglądało na niego ośmioro lśniących oczu, spośród których każde miało co najmniej wielkość pięści; widok ten niemal w każdym obudziłby prosty odruch rozsądku – ucieczkę, lecz nim którekolwiek z was zdążyło zorientować się w nieobecności podążającego za wami starca, drzwi do piwnicy zamknęły się z głośnym hukiem, więżąc was w podziemiach kamienicy. Tym razem oboje mogliście dostrzec kontur potężnego, włochatego ciała, choć jedynie Elias zauważył, że z pająkiem coś było nie tak – kończyny miał wykrzywione i nieproporcjonalne, a poruszał się przy tym z odstręczającą paralitycznością. Jedynym odgłosem, jaki wciąż rezonował w pomieszczeniu, był tymczasem śmiech starego Fredholma.
Każde z was ma do wyboru jedną akcję – rzut kością k100 na magię natury w celu rozpoznania znajdującego się w piwnicy stworzenia (próg powodzenia wynosi 60) lub dowolne zaklęcie ofensywne, by zapobiec potencjalnemu niebezpieczeństwu.
Mężczyzna jako jedyny wyglądał na niezrażonego ponurą atmosferą wokół kamienicy – uśmiechnął się tylko dumnie, a spod jego spierzchłych warg wyłoniły się szczerbate, pożółkłe zaniedbaniem zęby; w innych okolicznościach jego zachowanie mogłoby okazać się podejrzane, każde z was było jednak zbyt skupione na czyhającym w piwnicy pająku, by zwracać uwagę na starca, który kręcił się nerwowo za waszymi plecami, szepcząc pod nosem kolejne, niewyraźne przekleństwa i zarzekając się bogom na swą prawdomówność – był to być może pierwszy raz, kiedy ktokolwiek spośród klientów Bjäry zwrócił na niego uwagę. Najwyraźniej nie wszędzie miano do niego niechętny stosunek, drzwi kamienicy rozchyliły się bowiem z posłusznym skrzypieniem, jeszcze zanim sięgnął dłonią do klamki, a przed wami ukazało się wnętrze budynku, z zaciemnionym korytarzem schodów wiodących do piwnicy – pomieszczenie nie sprawiało wrażenia zachęcającego, póki co niewiele poza nieprzyjemną, zatęchłą wonią i panującymi wokół ciemnościami mogło jednak naprowadzać was na wniosek, że wśród fundamentów przebywał odżywiający się mięsem pająk, lecz myśl ta, napoczęta szaleńczą gadaniną Fredholma, wciąż ciążyła na świadomości.
Elias, który zszedł na dół pierwszy, mógł znacznie sprawniej przyzwyczaić oczy do panującego wewnątrz półmroku i kiedy przystanął u dołu schodów, rozglądając się po krypcie, zdał sobie sprawę, że musiała być ona w rzeczywistości mniejsza, niż można by się spodziewać, a w najgorszym wypadku zabałaganiona przez ogrom znajdujących się wewnątrz przedmiotów, których kontury wyłaniały się posłusznie z wszechobecnej szarości. Na to, co dostrzegł w kącie po przeciwnej stronie pomieszczenia, nie mogły jednak przygotować go żadne przepowiednie – z wnętrza piwnicy spoglądało na niego ośmioro lśniących oczu, spośród których każde miało co najmniej wielkość pięści; widok ten niemal w każdym obudziłby prosty odruch rozsądku – ucieczkę, lecz nim którekolwiek z was zdążyło zorientować się w nieobecności podążającego za wami starca, drzwi do piwnicy zamknęły się z głośnym hukiem, więżąc was w podziemiach kamienicy. Tym razem oboje mogliście dostrzec kontur potężnego, włochatego ciała, choć jedynie Elias zauważył, że z pająkiem coś było nie tak – kończyny miał wykrzywione i nieproporcjonalne, a poruszał się przy tym z odstręczającą paralitycznością. Jedynym odgłosem, jaki wciąż rezonował w pomieszczeniu, był tymczasem śmiech starego Fredholma.
Każde z was ma do wyboru jedną akcję – rzut kością k100 na magię natury w celu rozpoznania znajdującego się w piwnicy stworzenia (próg powodzenia wynosi 60) lub dowolne zaklęcie ofensywne, by zapobiec potencjalnemu niebezpieczeństwu.
Bezimienny
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:55
Przez moment zastanawiasz się, co cię podkusiło, by posłuchać starego Fredholma i udać się do dziwnej kamienicy, by sprawdzić, czy ogromny pająk faktycznie był prawdziwy. Nie masz w naturze pomagać innym ludziom; zwykle jesteś skupiony wyłącznie na sobie, lecz w ostatnim czasie starasz się że sobą walczyć, czując, jak od środka niebezpieczne pożera cię pustka, wpychając cię w objęcia alkoholu. W końcu nie należy do tajemnic, że nie radzisz sobie zbyt dobrze – źle zniosłeś powrót Isabelli do Midgardu, nawet jeśli teoretycznie nic was już więcej nie łączyło. Nie rozumiesz swoich uczuć, podobnie jak tego, co tutaj właśnie robisz, gdy schodzisz krętymi schodami do pogrążonej w ciemnościach piwnicy. Podświadomość podpowiada ci, że będziesz tego żałować, lecz jest już zdecydowanie za późno, by się stąd wycofać; kątem oka zerkasz na Fredholma i Kristą z nadzieją, że uda wam się wyjść stąd cało. Rozglądasz się bacznie dookoła, próbując przyzwyczaić swój wzrok do mroku – początkowo nie dostrzegasz żadnego stworzenia w piwnicy, o którym mówił staruszek, lecz wystarczył zaledwie moment spędzony w podziemiach, byś niespodziewanie ujrzał ośmioro lśniących oczu, spośród których każde miało co najmniej wielkość pięści. Byłeś już gotów, by cofnąć się z przerażenia i zawrócić, lecz w tej samej chwili usłyszałeś jak drzwi do piwnicy zamknęły się z głośnym hukiem. Bez Fredholma.
– Kurwa – panikujesz cicho pod nosem, mimo że, jak przystało na kulturalnego młodzieńca z dobrego domu, nie masz w zwyczaju kląć publicznie. Zostałeś sam na sam z Kristą i niebezpiecznym pająkiem, a wszystko wskazywało na to, że Fredholm was oszukał, choć nie potrafiłeś zrozumieć, jaki ostatecznie miał w tym cel. – Zamknął nas – mówisz do Forsberg, naciskając kilka razy, być może nieco zbyt gwałtownie na klamkę, a potem spoglądasz w ciemność, próbując dostrzec pająka. Nie znasz się na nich, nigdy się nimi szczególnie nie interesowałeś, lecz to, co udało ci się dostrzec to wykrzywione i nieproporcjonalne kończyny; potwór poruszał się przy tym z odstręczającą paralitycznością, co sprawiło, że automatycznie pomyślałeś o dwóch rzeczach. – Słuchaj, on jest jakiś… dziwny. Nie wiem, czy ten pająk przypadkiem nie jest ranny... Albo jakiś zmutowany... Ale chyba będziemy musieli go pokonać – szepczesz do Kristy w pośpiechu, próbując zachować zimną krew i modląc się w myślach do samego Odyna, by udało ci się stąd wyjść bez najmniejszego szwanku. Jesteś samolubny i myślisz wyłącznie o sobie – w końcu bez najmniejszego wahania rzuciłbyś Kristę na pożarcie, gdybyś miał pewność, że dzięki temu się uratujesz. Nie pozostało wam jednak w tej sytuacji nic innego, jak zmierzyć się z pająkiem, skoro przeklęty Fredholm wyprowadził was w pole.
magia natury: 20 (statystyka) + 60 (k100) + 5 (atut) = 85/60
– Kurwa – panikujesz cicho pod nosem, mimo że, jak przystało na kulturalnego młodzieńca z dobrego domu, nie masz w zwyczaju kląć publicznie. Zostałeś sam na sam z Kristą i niebezpiecznym pająkiem, a wszystko wskazywało na to, że Fredholm was oszukał, choć nie potrafiłeś zrozumieć, jaki ostatecznie miał w tym cel. – Zamknął nas – mówisz do Forsberg, naciskając kilka razy, być może nieco zbyt gwałtownie na klamkę, a potem spoglądasz w ciemność, próbując dostrzec pająka. Nie znasz się na nich, nigdy się nimi szczególnie nie interesowałeś, lecz to, co udało ci się dostrzec to wykrzywione i nieproporcjonalne kończyny; potwór poruszał się przy tym z odstręczającą paralitycznością, co sprawiło, że automatycznie pomyślałeś o dwóch rzeczach. – Słuchaj, on jest jakiś… dziwny. Nie wiem, czy ten pająk przypadkiem nie jest ranny... Albo jakiś zmutowany... Ale chyba będziemy musieli go pokonać – szepczesz do Kristy w pośpiechu, próbując zachować zimną krew i modląc się w myślach do samego Odyna, by udało ci się stąd wyjść bez najmniejszego szwanku. Jesteś samolubny i myślisz wyłącznie o sobie – w końcu bez najmniejszego wahania rzuciłbyś Kristę na pożarcie, gdybyś miał pewność, że dzięki temu się uratujesz. Nie pozostało wam jednak w tej sytuacji nic innego, jak zmierzyć się z pająkiem, skoro przeklęty Fredholm wyprowadził was w pole.
magia natury: 20 (statystyka) + 60 (k100) + 5 (atut) = 85/60
Mistrz Gry
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:55
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 60
'k100' : 60
Nieznajomy
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:57
Zdarzało się, że w żartach, półserio, nazywano cię naiwną; że między wierszami poważnych rozmów snuły się nieprzyjemne domysły, jakobyś z łatwością dawała wiarę wszelkim opowieściom; że chociaż jesteś dobroduszna, taka poczciwość i otwartość na wszelkiego rodzaju insynuacje nie przystoi osobie o twojej renomie, a przede wszystkim — jak ostrym, nagannym tonem przestrzegała cię babka zawsze, gdy wieczorami zamykała za sobą drzwi do twojego pokoju, po kreślonych na dobrą noc opowieściach — z tak osobliwymi genami. Uważałaś jednak — i wciąż uważasz, mimo że życie wiele razy już zweryfikowało, jak niewiele jest racji w twoich przekonaniach — że nie w twojej gestii jest ocenianie prawdziwości cudzych słów, że nie masz obowiązku dociekania wiarygodności przedstawianych ci historii, bo nie ty powinnaś ponosić konsekwencje czyjejś nieuczciwości. Świat nie ma jednak w zwyczaju funkcjonować pod czyjekolwiek wyobrażenia, a ty nie stanowisz w tym przypadku jakiegokolwiek wyjątku. Dobitnie świadczy o tym huk zamykanych za wami drzwi.
Przyciągając mocniej do piersi doniczkę z zielem, robisz miejsce Eliasowi, który, być może w przypływie paniki, pospieszył po schodach, by sprawdzić, w jak fatalnym znajdujecie się położeniu. Z miękkim uśmiechem, formowanym szumiącym ci nadal w głowie alkoholem, przyjmujesz bez wyraźniejszego poruszenia jego stwierdzenie. Nie bardzo martwi cię świadomość zatrzaśnięcia w piwnicy, bo uspokaja cię myśl, że cała karczma wie, z kim i gdzie wyszliście — tkwi w tobie dość absurdalne przekonanie, że jeśli nie pojawicie się z powrotem na przestrzeni dłuższego czasu, znajdzie się ktokolwiek, kto zechce zaalarmować o waszym zaginięciu Kruczą Straż; nie bierzesz zupełnie pod uwagę, że klientela „Bjäry” prawdopodobnie znajduje się w gorszym stanie niż wasza dwójka razem wzięta, ani że wszyscy zgodnie mogliby dojść do wniosku, że splendorem zwycięstwa nad bestią będziecie dzielić się w zgoła innym miejscu niż podrzędny bar. Zamiast więc skupiać uwagę na znajdującym się za tobą wyjściu, spojrzenie kierujesz w głąb pomieszczenia, gdzie przyzwyczajonym coraz bardziej do mroku wzrokiem wyłuskujesz wreszcie z ciemności zarys potężnego cielska.
— Żartujesz! — Oburzenie w twoim głosie sprawia, że wypowiedziane gwałtownie słowo brzmi donośniej niż się spodziewałaś, natychmiast więc przywołujesz samą siebie do porządku, resztę wypowiedzi oblekając w konfidencjonalny szept, jak gdyby mogło wam to pomóc w byciu mniej dostrzegalnymi dla zwierzęcia. — Po wielu osobach spodziewałabym się podobnego rozwiązania sprawy, ale nie po kimś, kto na co dzień obcuje z naturą. Jeśli to stworzenie jest ranne, w żadnym wypadku nie powinniśmy go pokonywać, tylko mu pomóc. — Wciąż szemrzący w twoich żyłach odległym echem przyjemności alkohol sprawia, że zaczyna ogarniać cię złość: na Fredholma, że zostawił was z gigantycznym problemem zupełnie samych, na Rosenkrantza, że wykazuje się w twojej obecności tak kuriozalnym brakiem zdrowego rozsądku, na mieszkańców tego dziwnego miejsca, że nie zdecydowali się wcześniej, a przede wszystkim skuteczniej, powiadomić o dręczącym ich kłopocie odpowiednich służb. — Seinn! — Wycelowane w majaczące w ciemności oczy zaklęcie, wypływa spomiędzy twoich warg razem z targającymi tobą emocjami, nadając inkantacji niemal niszczycielską siłę, a przynajmniej takie odnosisz wrażenie, bo nie masz wszak w zamiarze robienia krzywdy pająkowi, a jedynie zapewnienie wam kilku dodatkowych sekund na podjęcie właściwszych działań.
Seinn (Tarde) – spowalnia magiczne stworzenie lub człowieka (działa II tury). Próg: 30.
71 (k100) + 10 (staty) + 3 (atut) = 84/30
Przyciągając mocniej do piersi doniczkę z zielem, robisz miejsce Eliasowi, który, być może w przypływie paniki, pospieszył po schodach, by sprawdzić, w jak fatalnym znajdujecie się położeniu. Z miękkim uśmiechem, formowanym szumiącym ci nadal w głowie alkoholem, przyjmujesz bez wyraźniejszego poruszenia jego stwierdzenie. Nie bardzo martwi cię świadomość zatrzaśnięcia w piwnicy, bo uspokaja cię myśl, że cała karczma wie, z kim i gdzie wyszliście — tkwi w tobie dość absurdalne przekonanie, że jeśli nie pojawicie się z powrotem na przestrzeni dłuższego czasu, znajdzie się ktokolwiek, kto zechce zaalarmować o waszym zaginięciu Kruczą Straż; nie bierzesz zupełnie pod uwagę, że klientela „Bjäry” prawdopodobnie znajduje się w gorszym stanie niż wasza dwójka razem wzięta, ani że wszyscy zgodnie mogliby dojść do wniosku, że splendorem zwycięstwa nad bestią będziecie dzielić się w zgoła innym miejscu niż podrzędny bar. Zamiast więc skupiać uwagę na znajdującym się za tobą wyjściu, spojrzenie kierujesz w głąb pomieszczenia, gdzie przyzwyczajonym coraz bardziej do mroku wzrokiem wyłuskujesz wreszcie z ciemności zarys potężnego cielska.
— Żartujesz! — Oburzenie w twoim głosie sprawia, że wypowiedziane gwałtownie słowo brzmi donośniej niż się spodziewałaś, natychmiast więc przywołujesz samą siebie do porządku, resztę wypowiedzi oblekając w konfidencjonalny szept, jak gdyby mogło wam to pomóc w byciu mniej dostrzegalnymi dla zwierzęcia. — Po wielu osobach spodziewałabym się podobnego rozwiązania sprawy, ale nie po kimś, kto na co dzień obcuje z naturą. Jeśli to stworzenie jest ranne, w żadnym wypadku nie powinniśmy go pokonywać, tylko mu pomóc. — Wciąż szemrzący w twoich żyłach odległym echem przyjemności alkohol sprawia, że zaczyna ogarniać cię złość: na Fredholma, że zostawił was z gigantycznym problemem zupełnie samych, na Rosenkrantza, że wykazuje się w twojej obecności tak kuriozalnym brakiem zdrowego rozsądku, na mieszkańców tego dziwnego miejsca, że nie zdecydowali się wcześniej, a przede wszystkim skuteczniej, powiadomić o dręczącym ich kłopocie odpowiednich służb. — Seinn! — Wycelowane w majaczące w ciemności oczy zaklęcie, wypływa spomiędzy twoich warg razem z targającymi tobą emocjami, nadając inkantacji niemal niszczycielską siłę, a przynajmniej takie odnosisz wrażenie, bo nie masz wszak w zamiarze robienia krzywdy pająkowi, a jedynie zapewnienie wam kilku dodatkowych sekund na podjęcie właściwszych działań.
Seinn (Tarde) – spowalnia magiczne stworzenie lub człowieka (działa II tury). Próg: 30.
71 (k100) + 10 (staty) + 3 (atut) = 84/30
Mistrz Gry
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:57
The member 'Nieznajomy' has done the following action : kości
'k100' : 71
'k100' : 71
Prorok
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:57
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Cokolwiek motywowało działania starego Fredholma – gniew na mieszkańców miasta, który nieustannie zbywali jego opowieści niechętnym machnięciem ręki? złośliwość człowieka, którego w życiu nie czekało już wiele więcej niż dnie spędzone w obskurnym barze i noce przesypiane na komendzie Kruczej Straży? poczciwa dowcipność czerpana z naiwności, z jaką postanowiliście podążyć za nim w głąb zaciemnionej piwnicy? – szybko stało się jasne, że nie zamierzał po was wracać. Odległy, rzężący śmiech przez chwilę drżał jeszcze pomiędzy szczelinami zatrzaśniętych drzwi, lecz w końcu nawet on ucichł, a wnętrze piwnicy wypełniło jedynie szemranie pocierających o siebie odnóży i chrobot wygiętych szczęk, zakończonych ostrym, jadowitym pazurem. Pająk poruszył się tymczasem niespokojnie po przeciwnej stronie pomieszczenia, przestępując koślawo z nogi na nogę, których długie, patykowate segmenty wydawały się dygotać lekko pod ciężarem jego ogromnego odwłoka – stworzenie niewątpliwie wyglądało przerażająco, lecz kiedy zbliżyło się bliżej schodów, łypiąc na was czterema parami błyszczących oczu, wydawało się równie zaniepokojone jak wy sami i wyraźnie wzdrygnęło się przed Kristą, która trzymała w dłoniach doniczkę mięty, po czym odruchowo rozchyliło haczykowate żuwaczki, jakby zamierzało przymierzyć się do ataku. Szczęśliwie, rzucone przez kobietę zaklęcie skutecznie spowolniło drapieżnika, pozwalając jej odsunąć się bliżej schodów i jednocześnie dając czas Eliasowi, by lepiej przyjrzał się zwierzęciu.
Rosenkrantz, który na co dzień obcował z roślinami i spędził wiele czasu w rodzinnym przedsiębiorstwie, zauważył w tym czasie coś osobliwego – pająk co do żółto-brązowych znaczeń i krzyżowej plamy na lekko zwężonym odwłoku przypominał pospolity gatunek występujący w niemal każdym z zakrzewionych parków i zadbanych ogrodów w Europie. Jedyną różnicę stanowiła wielkość napotkanego przez was osobnika – podczas gdy pospolity krzyżak ogrodowy mierzył nie więcej niż dwadzieścia milimetrów, stojące przed wami zwierzę dorównywało wielkością dużego rozmiaru saliszakowi; czyżby stary Fredholm rzucił czar na znalezionego w piwnicy pajęczaka? A może za całą sytuacją kryła się znacznie większa intryga? Obawy mężczyzny mogła wzbudzić bowiem jeszcze jedna kwestia – podczas gdy jad pająka niewiele większego niż paznokieć nie był groźny dla człowieka, powodując jedynie niewielką opuchlizną i nieszkodliwą, punktową martwicę tkanek, zwierzę tak dużych rozmiarów mogło okazać się dla was znacznie bardziej niebezpieczne, a kiedy łyskało w waszą stronę czarnymi ślepiami mogliście szybko dojść do wniosku, że zaczynało szykować się do ataku. Co więcej – wnętrze piwnicy wcale nie wypełnione było kurzem, jak mogliście początkowo sądzić, ale lepką pajęczyną.
Każdemu z was przysługuje rzut kością k100 na dowolne zaklęcie.
Rosenkrantz, który na co dzień obcował z roślinami i spędził wiele czasu w rodzinnym przedsiębiorstwie, zauważył w tym czasie coś osobliwego – pająk co do żółto-brązowych znaczeń i krzyżowej plamy na lekko zwężonym odwłoku przypominał pospolity gatunek występujący w niemal każdym z zakrzewionych parków i zadbanych ogrodów w Europie. Jedyną różnicę stanowiła wielkość napotkanego przez was osobnika – podczas gdy pospolity krzyżak ogrodowy mierzył nie więcej niż dwadzieścia milimetrów, stojące przed wami zwierzę dorównywało wielkością dużego rozmiaru saliszakowi; czyżby stary Fredholm rzucił czar na znalezionego w piwnicy pajęczaka? A może za całą sytuacją kryła się znacznie większa intryga? Obawy mężczyzny mogła wzbudzić bowiem jeszcze jedna kwestia – podczas gdy jad pająka niewiele większego niż paznokieć nie był groźny dla człowieka, powodując jedynie niewielką opuchlizną i nieszkodliwą, punktową martwicę tkanek, zwierzę tak dużych rozmiarów mogło okazać się dla was znacznie bardziej niebezpieczne, a kiedy łyskało w waszą stronę czarnymi ślepiami mogliście szybko dojść do wniosku, że zaczynało szykować się do ataku. Co więcej – wnętrze piwnicy wcale nie wypełnione było kurzem, jak mogliście początkowo sądzić, ale lepką pajęczyną.
Każdemu z was przysługuje rzut kością k100 na dowolne zaklęcie.
Bezimienny
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:58
Myślisz egoistycznie – w końcu liczy się dla ciebie tylko to, by wydostać się z tego miejsca jak najszybciej. Nie przejmujesz się nagłym oburzeniem ze strony Kristy – nie zna cię przecież na tyle, by cię oceniać. W rzeczywistości nie liczy się dla ciebie dobro zwierząt, nawet jeśli znasz się na magii natury; w centrum świata stoisz przecież ty, nikt inny. To twoje życie jest najważniejsze – rzadko dostrzegasz cokolwiek poza czubkiem własnego nosa. Przeklinasz się jednak za swoją wyjątkową naiwność i chęć wyciągnięcia pomocnej dłoni – gdybyś nie uwierzył w ckliwą historię starego Fredholma, zapewne by cię tu nie było. Siedziałbyś wygodnie przy drewnianej ladzie, kolejny wieczór topiąc smutki w wysokoprocentowym alkoholu. Teraz jednak musisz zachować zimną krew, jeśli chcesz wyjść stąd w całości – spowolnienie tajemniczego stworzenia wydawało ci się dobrym rozwiązaniem, które dawało przynajmniej moment na zastanowienie się nad tym, jakie kroki poczynić dalej. Zerkasz kątem oka na Forsberg, po czym postanawiasz zrobić kilka kroków do przodu, przygotowując się do rzucenia zaklęcia. Przeszło ci przez myśl, by je dodatkowo unieruchomić, a potem mu się dokładnie przyjrzeć.
– Możesz myśleć, co chcesz, Krista – odzywasz się wreszcie poważnym głosem, licząc przy okazji, że wykonany przez nią czar okaże się choć trochę skuteczny. Przenosisz swój wzrok z Kristy na – Nawet ranne zwierzęta mogą być niebezpieczne, nawet bardziej, niż zwykle, a dla mnie, mimo wszystko, liczy się, by wyjść z tego przeklętego miejsca jak najszybciej. Nie zamierzam służyć za pożywienie. – Nie jesteś Forsbergiem, który od najmłodszych lat przebywał w towarzystwie stworzeń, lecz Rosenkrantzem i – jak przystało na typowego przedstawiciela swojej rodziny – masz rękę do roślin, skupiając się na faunie tylko z konieczności. Jednak teraz, gdy przypatrzyłeś się bliżej tajemniczemu pająkowi, bez problemu rozpoznałeś jego gatunek widywany w niemal każdym z zakrzewionych parków i zadbanych ogrodów w Europie. – Wygląda jak pospolity krzyżak ogrodowy, ale wielkością dorównuje saliszakowi – stwierdzasz po chwili zastanowienia, a w twojej głowie pojawia się myśl, że w takim przypadku jego jad najprawdopodobniej mógłby być groźny dla człowieka, dlatego nie pozostało ci nic innego, jak go obezwładnić, a później znaleźć rozwiązanie problemu z pomocą Kristy.
– Rætur – rzucasz wreszcie czar, chcąc, by wytworzone korzenie powstrzymały gargantuicznego pająka przed jakimkolwiek atakiem. – Uważaj, Krista, on może być jadowity... – ostrzegasz kobietę, licząc, że twoje zaklęcie okaże się wyjątkowo skuteczne. – W każdym razie, nie powinien być tak wielki... – Coś w tym wszystkim nie składało się w jedną, spójną całość. – Albo to tylko iluzja, którą wytworzył pieprzony Fredholm, by nas przestraszyć, albo faktycznie jest zmutowany. Jakieś pomysły, co z nim robimy? – pytasz po chwili namysłu, zerkając kątem oka na Forsberg i próbując przy okazji nie wpaść we wszechobecne, lepkie pajęczyny.
Rætur – wytwarza pnącza korzeni, żeby unieruchomić przeciwnika. Próg: 45.
magia natury: 20 (statystyka) + 49 (k100) + 5 (atut) = 74/45
– Możesz myśleć, co chcesz, Krista – odzywasz się wreszcie poważnym głosem, licząc przy okazji, że wykonany przez nią czar okaże się choć trochę skuteczny. Przenosisz swój wzrok z Kristy na – Nawet ranne zwierzęta mogą być niebezpieczne, nawet bardziej, niż zwykle, a dla mnie, mimo wszystko, liczy się, by wyjść z tego przeklętego miejsca jak najszybciej. Nie zamierzam służyć za pożywienie. – Nie jesteś Forsbergiem, który od najmłodszych lat przebywał w towarzystwie stworzeń, lecz Rosenkrantzem i – jak przystało na typowego przedstawiciela swojej rodziny – masz rękę do roślin, skupiając się na faunie tylko z konieczności. Jednak teraz, gdy przypatrzyłeś się bliżej tajemniczemu pająkowi, bez problemu rozpoznałeś jego gatunek widywany w niemal każdym z zakrzewionych parków i zadbanych ogrodów w Europie. – Wygląda jak pospolity krzyżak ogrodowy, ale wielkością dorównuje saliszakowi – stwierdzasz po chwili zastanowienia, a w twojej głowie pojawia się myśl, że w takim przypadku jego jad najprawdopodobniej mógłby być groźny dla człowieka, dlatego nie pozostało ci nic innego, jak go obezwładnić, a później znaleźć rozwiązanie problemu z pomocą Kristy.
– Rætur – rzucasz wreszcie czar, chcąc, by wytworzone korzenie powstrzymały gargantuicznego pająka przed jakimkolwiek atakiem. – Uważaj, Krista, on może być jadowity... – ostrzegasz kobietę, licząc, że twoje zaklęcie okaże się wyjątkowo skuteczne. – W każdym razie, nie powinien być tak wielki... – Coś w tym wszystkim nie składało się w jedną, spójną całość. – Albo to tylko iluzja, którą wytworzył pieprzony Fredholm, by nas przestraszyć, albo faktycznie jest zmutowany. Jakieś pomysły, co z nim robimy? – pytasz po chwili namysłu, zerkając kątem oka na Forsberg i próbując przy okazji nie wpaść we wszechobecne, lepkie pajęczyny.
Rætur – wytwarza pnącza korzeni, żeby unieruchomić przeciwnika. Próg: 45.
magia natury: 20 (statystyka) + 49 (k100) + 5 (atut) = 74/45
Mistrz Gry
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:58
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 49
'k100' : 49
Nieznajomy
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:58
Serce trzepoce ci w klatce żeber niepoprawnie szybko — jakby przeczuwało, że sama, w równie prędkim tempie, także chciałabyś wydostać się z potrzasku, w jakim zostałaś uwięziona; jakby wiedziało, że ostatnie, na co masz ochotę, to przebywanie w ciemnej, niezbadanej przestrzeni z dostrzegającym wyłącznie czubek własnego nosa Rosenkrantzem. Mierzi cię dziwne poczucie niesprawiedliwości i czegoś jeszcze — co dotychczas było ci obce, a teraz wychynęło z ukrycia, jak to stworzenie przed wami — jakie swoimi słowami wzbudza w tobie mężczyzna. W karbach zachowawczego zachowania trzyma cię absurdalna myśl, że bez względu na sytuację, powinnaś zachowywać się tak, jakby patrzyło na ciebie pół Midgardu; jakby każde wypowiedziane tu — w tej zatęchłej, znajdującej się daleko poza zasięgiem ludzkiego wzroku i słuchu klitce — słowo mogło rychło trafić pomiędzy spragnione jakiejkolwiek sensacji strony Ratatoskra.
— Wiem. — Chłód, w jaki obleczone zostaje to jedno słowo, wyrzucone przez ciebie z zupełnie niepasującą ci pogardą, jest dojmujący i niemal odczuwalny. Wiesz przecież, jak zachowują się ranne zwierzęta; wiesz, że potrafią być wówczas nieprzewidywalne — choć tobie nigdy nie wydawały się wtedy niebezpieczne, zawsze były jedynie przestraszone i za wszelką cenę uniknąć chciały dalszego cierpienia, którego doszukiwały się w uniesionej ku nim dłoni, zbliżającej się obcej sylwetce, w kakofonii kierowanej ku nim mowy; wiesz, że powinnaś zachować odpowiednią, bezpieczną odległość, która w sytuacji, w jakiej się znajdujecie, jest prawie niemożliwa do uzyskania. Może wydawać się, że jesteś nierozsądną trzpiotką — nie jesteś w stanie zliczyć, jak wiele razy dostrzegano wyłącznie piękno twojej fizjonomii, jak wiele razy uwagę przykuwały tylko twoje kształty, bo nikogo nie obchodziły podsiadane przez ciebie kompetencje, nikogo nie obchodziło, czy możesz zabłysnąć czymś więcej niż topiącym serca uśmiechem — odbyłaś jednak solidną naukę w forsbergowskiej szkoły i coraz mniej masz w sobie wyrozumiałości dla tych, którzy ten fakt lekceważą. — Skoro tak zależy ci na czasie, dlaczego po prostu się nie teleportujesz? — W ostatniej chwili gryziesz się w język, żeby nie dopytać, czy nie jest na tak skomplikowaną magię zbyt pijany. Zamiast tego obierasz inną drogę rzucania w jego stronę uszczypliwych uwag, zbyt ośmielona przez stępiający ci zmysły alkohol. — Nie chcesz wrócić do domu z pustymi rękoma? Będziesz potrzebował pochwalić się zdobytym trofeum? A może masz nadzieję rano na pierwszej stronie Orakela przeczytać: Elias Rosenkrantz ratuje Midgard przez kolejnym zagrożeniem! Wielki, zły pająk nie jest już problemem dla mieszkańców Forsteder! — Parskasz krótkim, nerwowym śmiechem, zaraz jednak poważniejąc. W dwóch szybkich krokach podchodzisz do Eliasa i, stając na palcach, wolną dłonią sięgasz jego brody. Wici aury otulają go lekko, kiedy zwracasz się do niego następnymi słowami. — Nie wyjdziemy stąd, dopóki nie dowiemy się, o co tu chodzi. Geisl Mikill! — Inkantację wypowiadasz gładko, zabarwiona jest jednak gniewnymi tonami, których nie umiesz się zbyt szybko wyzbyć — wniknęły ci pod skórę na tyle głęboko, że nawet kiedy odwracasz się w stronę pająka i wnętrza piwnicy, by przyjrzeć się temu, co dotychczas skryte było w aksamitnych ciemnościach, by sprawdzić, czy poza wami znajduje się tu również Petterson, wciąż czujesz ich pulsowanie.
Geisl Mikill (Lux Maxima) – powoduje przywołanie kuli światła, która podąża za właścicielem i oświetla mu drogę. Zaklęcie działa przez V tur, w trakcie których można rzucać inne czary. Próg: 40.
28 (k100) + 10 (staty) + 3 (atut) = 41/40
— Wiem. — Chłód, w jaki obleczone zostaje to jedno słowo, wyrzucone przez ciebie z zupełnie niepasującą ci pogardą, jest dojmujący i niemal odczuwalny. Wiesz przecież, jak zachowują się ranne zwierzęta; wiesz, że potrafią być wówczas nieprzewidywalne — choć tobie nigdy nie wydawały się wtedy niebezpieczne, zawsze były jedynie przestraszone i za wszelką cenę uniknąć chciały dalszego cierpienia, którego doszukiwały się w uniesionej ku nim dłoni, zbliżającej się obcej sylwetce, w kakofonii kierowanej ku nim mowy; wiesz, że powinnaś zachować odpowiednią, bezpieczną odległość, która w sytuacji, w jakiej się znajdujecie, jest prawie niemożliwa do uzyskania. Może wydawać się, że jesteś nierozsądną trzpiotką — nie jesteś w stanie zliczyć, jak wiele razy dostrzegano wyłącznie piękno twojej fizjonomii, jak wiele razy uwagę przykuwały tylko twoje kształty, bo nikogo nie obchodziły podsiadane przez ciebie kompetencje, nikogo nie obchodziło, czy możesz zabłysnąć czymś więcej niż topiącym serca uśmiechem — odbyłaś jednak solidną naukę w forsbergowskiej szkoły i coraz mniej masz w sobie wyrozumiałości dla tych, którzy ten fakt lekceważą. — Skoro tak zależy ci na czasie, dlaczego po prostu się nie teleportujesz? — W ostatniej chwili gryziesz się w język, żeby nie dopytać, czy nie jest na tak skomplikowaną magię zbyt pijany. Zamiast tego obierasz inną drogę rzucania w jego stronę uszczypliwych uwag, zbyt ośmielona przez stępiający ci zmysły alkohol. — Nie chcesz wrócić do domu z pustymi rękoma? Będziesz potrzebował pochwalić się zdobytym trofeum? A może masz nadzieję rano na pierwszej stronie Orakela przeczytać: Elias Rosenkrantz ratuje Midgard przez kolejnym zagrożeniem! Wielki, zły pająk nie jest już problemem dla mieszkańców Forsteder! — Parskasz krótkim, nerwowym śmiechem, zaraz jednak poważniejąc. W dwóch szybkich krokach podchodzisz do Eliasa i, stając na palcach, wolną dłonią sięgasz jego brody. Wici aury otulają go lekko, kiedy zwracasz się do niego następnymi słowami. — Nie wyjdziemy stąd, dopóki nie dowiemy się, o co tu chodzi. Geisl Mikill! — Inkantację wypowiadasz gładko, zabarwiona jest jednak gniewnymi tonami, których nie umiesz się zbyt szybko wyzbyć — wniknęły ci pod skórę na tyle głęboko, że nawet kiedy odwracasz się w stronę pająka i wnętrza piwnicy, by przyjrzeć się temu, co dotychczas skryte było w aksamitnych ciemnościach, by sprawdzić, czy poza wami znajduje się tu również Petterson, wciąż czujesz ich pulsowanie.
Geisl Mikill (Lux Maxima) – powoduje przywołanie kuli światła, która podąża za właścicielem i oświetla mu drogę. Zaklęcie działa przez V tur, w trakcie których można rzucać inne czary. Próg: 40.
28 (k100) + 10 (staty) + 3 (atut) = 41/40
Mistrz Gry
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:58
The member 'Nieznajomy' has done the following action : kości
'k100' : 28
'k100' : 28
Prorok
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 21:59
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
W mieście coraz częściej pojawiały się pogłoski, że magia wymykała się spod kontroli, dziczała jak zwierzę, które, spędziwszy zbyt wiele czasu na wolności, nie wiedziało, jak ponownie ułożyć łeb pod czułość ludzkiej dłoni – morderstwa, których wieści obrastały strony gazet jak dzika winorośl, berchty wyrywające się spomiędzy żelaznych krat ogrodzenia, pająki urastające do wielkości pustoszących knieję wilczurów, o stwardniałych chityną żuwaczkach; nie ulegało wątpliwościom, że czary, które spowijały wnętrze kamienicy, sięgnęły także w głąb jej fundamentów, głęboko ku ciemnym, brudnym zaułkom piwnicy, gdzie w lepkie macki pajęczyn chwytał się nawet kurz, zbite wiechcie pyłu, przypominające kształtem ogromne, nieruchome ćmy. Niezależnie od podejrzeń, jakie nabrzmiewały w podżeganej strachem świadomości, sytuacja pozostawiała wam jednak niewiele czasu na przemyślenia – pająk, choć spowolniony zaklęciem Kristy, wciąż chwiał się bowiem na długich, zakrzywionych kończynach i poruszał się gniewnie w waszym kierunku, strosząc pokrywające odwłok włosy i łypiąc czterema parami oczu, które, choć czarne jak guziki, wydawały się lśnić drapieżną przestrogą; zwierzę żyło w piwnicy dość długo, by mieć świadomość swoich rozmiarów – co jeśli nie byliście pierwszym posiłkiem, jaki pozostawił mu Fredholm? Jedno pozostawało jasne – pająk musiał zostać unieszkodliwiony, zanim całe Forsteder obrośnie lepką, białą przędzą.
Zwierzę wzdrygnęło się na zapach mięty i odskoczyło nerwowo do tyłu, przenosząc swą uwagę na Eliasa i choć nie miało ust zdolnych uchylić się w ten sposób, moglibyście przysiąc, że oblizało łakomie wargi – w tym samym momencie zaklęcie Kristy wypełniło pomieszczenie intensywnym, białym światłem, które nie tylko oślepiło drapieżnika, lecz ukazało waszym oczom liczne sploty pajęczyn, wypełniające ciasną przestrzeń piwnicy; niektóre rozciągały się na wysokość całej ściany, inne gromadziły się w kątach, tak gęste, że nie sposób było dostrzec ukrytej za nimi podłogi. Również wasze podeszwy okryte były cienką warstwą białych nici, które sprawiały, że buty lepiły się do podłogi, podsuwając pod skronie przerażające wyobrażenie, że moglibyście utknąć w tym miejscu na zawsze, gdyby jedno z was potknęło się o leżące na ziemi przedmioty.
Na szczęście Elias zareagował wystarczająco szybko, by pająk nie miał okazji podjąć się prawdziwego ataku – pnącza korzeni oplotły się ciasno wokół odwłoka zwierzęcia, przyciskając jego niewymiarowe, koślawe kończyny do nabrzmiałego ciała, aż to zachwiało się i upadło na podłogę, jeszcze przez chwilę próbując konwulsyjnie wyrwać się z ucisku zaklęcia, zanim zupełnie znieruchomiało. Wydawałoby się, że możecie nareszcie odetchnąć z ulgą – pytanie, co zrobić z uwięzionym w pnączach pająkiem; pozbyć się zagrożenia? Odesłać do rezerwatu? A może jedynie pomniejszyć i wypuścić na wolność? Wprawdzie wciąż był jedynie ogrodowym krzyżakiem.
Każdemu z was przysługuje jedna, dowolna akcja z użyciem kości.
Zwierzę wzdrygnęło się na zapach mięty i odskoczyło nerwowo do tyłu, przenosząc swą uwagę na Eliasa i choć nie miało ust zdolnych uchylić się w ten sposób, moglibyście przysiąc, że oblizało łakomie wargi – w tym samym momencie zaklęcie Kristy wypełniło pomieszczenie intensywnym, białym światłem, które nie tylko oślepiło drapieżnika, lecz ukazało waszym oczom liczne sploty pajęczyn, wypełniające ciasną przestrzeń piwnicy; niektóre rozciągały się na wysokość całej ściany, inne gromadziły się w kątach, tak gęste, że nie sposób było dostrzec ukrytej za nimi podłogi. Również wasze podeszwy okryte były cienką warstwą białych nici, które sprawiały, że buty lepiły się do podłogi, podsuwając pod skronie przerażające wyobrażenie, że moglibyście utknąć w tym miejscu na zawsze, gdyby jedno z was potknęło się o leżące na ziemi przedmioty.
Na szczęście Elias zareagował wystarczająco szybko, by pająk nie miał okazji podjąć się prawdziwego ataku – pnącza korzeni oplotły się ciasno wokół odwłoka zwierzęcia, przyciskając jego niewymiarowe, koślawe kończyny do nabrzmiałego ciała, aż to zachwiało się i upadło na podłogę, jeszcze przez chwilę próbując konwulsyjnie wyrwać się z ucisku zaklęcia, zanim zupełnie znieruchomiało. Wydawałoby się, że możecie nareszcie odetchnąć z ulgą – pytanie, co zrobić z uwięzionym w pnączach pająkiem; pozbyć się zagrożenia? Odesłać do rezerwatu? A może jedynie pomniejszyć i wypuścić na wolność? Wprawdzie wciąż był jedynie ogrodowym krzyżakiem.
Każdemu z was przysługuje jedna, dowolna akcja z użyciem kości.
Bezimienny
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 22:00
Słowa Kristy wcale cię nie przekonują; ignorujesz to, co powiedziała, skupiając się na obecnej sytuacji. Nie zależy ci na takiej sławie, a na pierwszych stronach Orakela wolałbyś widnieć z zupełnie innych powodów. W rzeczywistości daleko ci do heroicznego rycerza, który ratuje Midgard przed kolejnym zagrożeniem, a tym bardziej – przed pająkiem. Pająkiem, który w rzeczywistości wcale nie sprawiał wrażenia tak groźnego, jak początkowo mogło się wam wydawać. Nie do końca rozumiesz, dlaczego Fredholm próbował zastraszyć mieszkańców kamienicy, zwabiając was przypadkiem do tego miejsca – w końcu pokraczne stworzenie było jedynie zupełnie niegroźnym, ogrodowym krzyżakiem, nawet jeśli jego jad ze względu na aktualny rozmiar mógł teraz być groźny. Zaklęcie, które rzucasz po krótkim namyśle, znacząco spowalnia pająka, przyciskając go pnączami do lepkiej podłogi i dając wam chwilę na zastanowienie. Pozostawało teraz kluczowe pytanie: co z nim zrobić, by dłużej nie niepokoił lokatorów budynku? W twojej głowie pojawiło się kilka pomysłów, jak skutecznie rozwiązać ten problem, lecz jeden z nich wydawał ci się w tym przypadku najodpowiedniejszy – o ile twoja teoria okaże się prawdziwa. Nie zapytawszy Kristę o jej zdanie, postanawiasz użyć kolejnego czaru.
– Ganga undan. – Masz nadzieję, że zaklęcie cofnie efekty przemiany, a pająk lada moment wróci do swojego normalnego rozmiaru. Nawet jeśli wytworzone pnącza by go dłużej nie utrzymały, a on postanowiłby znienacka zaatakować, to w dalszym ciągu mieliście przewagę w postaci mięty trzymanej przez Forsberg – w końcu ogrodowy krzyżak automatycznie wzdrygnął się wcześniej na jej intensywny, charakterystyczny zapach, nerwowo odskakując do tyłu. – A nie teleportowałem się wcześniej, bo tego zwyczajnie nie lubię. Poza tym, w budynkach mieszkalnych często ona nie działa. Wątpię, by w tym przypadku było inaczej – zwracasz się do Kristy, mając nadzieję, że jest już po wszystkim. Nie chcesz się jednak przyznać, że teleportacja zwyczajnie ci nie służy. -– Nie widzę tu nigdzie Pettersona – stwierdzasz, gdy pomieszczenie rozświetla Geisl Mikill, a ty masz szansę przyjrzeć się bliżej wszechobecnym, lepkim w dotyku pajęczynom, które jeszcze bardziej sprawiły, że chciałeś się stąd jak najszybciej wydostać. Robisz kilka kroków do przodu, choć twoje buty lepiły się do podłogi, lecz nie zauważasz mężczyzny, o którym wspominał wcześniej stary Fredholm. Teraz przynajmniej masz nauczkę do końca życia, by nigdy nie ufać obcym ludziom i nie wierzyć w ich ckliwe historie.
Ganga undan (Reditio) – cofa efekty przemiany, przedmiot wraca do oryginalnej postaci. Próg: 55.
magia przemiany: 5 (statystyka) + 84 (k100) = 89/55
– Ganga undan. – Masz nadzieję, że zaklęcie cofnie efekty przemiany, a pająk lada moment wróci do swojego normalnego rozmiaru. Nawet jeśli wytworzone pnącza by go dłużej nie utrzymały, a on postanowiłby znienacka zaatakować, to w dalszym ciągu mieliście przewagę w postaci mięty trzymanej przez Forsberg – w końcu ogrodowy krzyżak automatycznie wzdrygnął się wcześniej na jej intensywny, charakterystyczny zapach, nerwowo odskakując do tyłu. – A nie teleportowałem się wcześniej, bo tego zwyczajnie nie lubię. Poza tym, w budynkach mieszkalnych często ona nie działa. Wątpię, by w tym przypadku było inaczej – zwracasz się do Kristy, mając nadzieję, że jest już po wszystkim. Nie chcesz się jednak przyznać, że teleportacja zwyczajnie ci nie służy. -– Nie widzę tu nigdzie Pettersona – stwierdzasz, gdy pomieszczenie rozświetla Geisl Mikill, a ty masz szansę przyjrzeć się bliżej wszechobecnym, lepkim w dotyku pajęczynom, które jeszcze bardziej sprawiły, że chciałeś się stąd jak najszybciej wydostać. Robisz kilka kroków do przodu, choć twoje buty lepiły się do podłogi, lecz nie zauważasz mężczyzny, o którym wspominał wcześniej stary Fredholm. Teraz przynajmniej masz nauczkę do końca życia, by nigdy nie ufać obcym ludziom i nie wierzyć w ich ckliwe historie.
Ganga undan (Reditio) – cofa efekty przemiany, przedmiot wraca do oryginalnej postaci. Próg: 55.
magia przemiany: 5 (statystyka) + 84 (k100) = 89/55
Mistrz Gry
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 22:00
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 84
'k100' : 84
Prorok
Re: 02.02.2001 – Dziwna kamienica – Ani gazetą, ani pantoflem Czw 22 Sie - 22:00
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Sytuacja rysowała się jako wyjątkowo odrażająca – pająk, który wielkością dorównywał niejednemu psu, mógł okazać się równie groźny, żuwaczki, mierzące prawie siedem centymetrów, łyskały bowiem groźnie w słabym, piwnicznym świetle, a pary błyszczących oczu mrugały do was spomiędzy pnączy w sposób, po którym ciężko było ocenić, czy stworzenie było przestraszone czy rozgniewane, jego reakcja mogła jednak nie różnić się w żadnym z tych przypadków – Elias, który nie raz natrafiał na krzyżaki pomiędzy pędami róż, wiedział, że zazwyczaj nie atakowały one niesprowokowane, jeśli jednak przypadkowo przygnieść je dłonią lub szturchnąć końcówką buta, potrafiły ugryźć wyjątkowo boleśnie i pozostawić po sobie nieprzyjemną, swędzącą opuchliznę. Nie ulegało wątpliwościom, że w przypadku pająka, który mieścił w sobie jeszcze więcej jadu i jeszcze więcej gniewu, takie ugryzienie mogło być nie tylko niebezpieczne, ale wręcz śmiertelne – wpanujących wewnątrz kamienicy okolicznościach nietrudno było wprawdzie wyobrazić sobie, jak objawy ukąszenia rozprzestrzeniają się tak, jak czyniły to zazwyczaj w drobnym, owadzim ciele – rozpuszczając trzewia i pozostawiając martwicę ciemnych plam w miejscu przebicia skóry.
Drapieżnik został na szczęście tymczasowo – a co najważniejsze: skutecznie – unieszkodliwiony i teraz podrygiwał jedynie w ciasnym splocie roślin, których łodygi opinały się na włochatym odwłoku i krępowały niezgrabne odnóża; takie rozwiązanie nie niwelowało jednak impasu, w jakim się znaleźliście, na szczęście Elias wykazał się wystarczającą trzeźwością myślenia, by uczynić to, co w tej sytuacji mogło zadziałać najlepiej – odwrócić działanie czaru. Czyżby stary Fredholm od początku chciał was jedynie oszukać? Jak wiele osób zaprowadził wcześniej w głąb ciemnej piwnicy? Może sam użył zaklęcia, by przeobrazić pochwyconego w słoik pająka? Te pytania pozostawały bez odpowiedzi, nawet gdyby któreś z was chciało bowiem przeprowadzić dokładne badania na uwięzionym w podziemiach stworzeniu, gdy tylko zaklęcie Rosenkrantza ugodziło w spuchnięty odwłok, ten skurczył się natychmiast, a pająk – przywrócony do normalnych rozmiarów – czmychnął w kąt kamienicy, gdzie nie sięgały nawet smugi rozjaśniającego wnętrze zaklęcia. Wyglądało na to, że mogliście odetchnąć z ulgą – zagrożenie, które czyhało w zakątkach dziwnej kamienicy, mogło zaszkodzić już tylko kilku nieuważnym, wlatującym przez okno owadom.
wszyscy z tematu
Drapieżnik został na szczęście tymczasowo – a co najważniejsze: skutecznie – unieszkodliwiony i teraz podrygiwał jedynie w ciasnym splocie roślin, których łodygi opinały się na włochatym odwłoku i krępowały niezgrabne odnóża; takie rozwiązanie nie niwelowało jednak impasu, w jakim się znaleźliście, na szczęście Elias wykazał się wystarczającą trzeźwością myślenia, by uczynić to, co w tej sytuacji mogło zadziałać najlepiej – odwrócić działanie czaru. Czyżby stary Fredholm od początku chciał was jedynie oszukać? Jak wiele osób zaprowadził wcześniej w głąb ciemnej piwnicy? Może sam użył zaklęcia, by przeobrazić pochwyconego w słoik pająka? Te pytania pozostawały bez odpowiedzi, nawet gdyby któreś z was chciało bowiem przeprowadzić dokładne badania na uwięzionym w podziemiach stworzeniu, gdy tylko zaklęcie Rosenkrantza ugodziło w spuchnięty odwłok, ten skurczył się natychmiast, a pająk – przywrócony do normalnych rozmiarów – czmychnął w kąt kamienicy, gdzie nie sięgały nawet smugi rozjaśniającego wnętrze zaklęcia. Wyglądało na to, że mogliście odetchnąć z ulgą – zagrożenie, które czyhało w zakątkach dziwnej kamienicy, mogło zaszkodzić już tylko kilku nieuważnym, wlatującym przez okno owadom.
wszyscy z tematu