:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
24.09.2000 – Pub „Ślepy Kozioł” – Bezimienny: I. Hallström & Nieznajomy: S. Nygaard
2 posters
Bezimienny
24.09.2000 – Pub „Ślepy Kozioł” – Bezimienny: I. Hallström & Nieznajomy: S. Nygaard Czw 22 Sie - 11:03
24.09.2000
Pękaty, gliniany kubek stał na wytartym blacie ustronnego stolika; nurkując w jątrzącym się, wszechobecnym gwarze, zamówiła miód pitny, wręczony jej wkrótce później przez ponurego barmana, o jednolicie znużonym, poszatkowanym liniami zmarszczek obliczu. Wewnątrz naczynia, kołysał się smętnie trunek w niemal nienaruszonym stanie - nie przepadała za alkoholem, nigdy nie podążając śladami innych, zgromadzonych w obskurnej sali klientów, którym rozpuszczał i deformował twarze, odrzucając zawzięte, dawne fasady kłamstw, których nęcił obłudą o zapomnieniu, o umniejszaniu ciężaru trosk, których rozsądek pływał, dusząc się w narzuconym kalectwie przybieranego stanu. Nie - w przeciwieństwie do nich, była trzeźwa do bólu, trzeźwa i przepełniona pewnością o celu swojej wizyty, czujna, przeczesująca wzrokiem kołtuny dynamicznego tłumu, aby wyłonić jedną, oczekiwaną postać. Ćmiła papierosa, rozglądając się z możliwie największą, zachowaną dyskrecją. Nieokiełznane, kłębiące się towarzystwo miało przysłużyć się w charakterze zasłony; śmiechy, wybuchające z armat zdrapanych pijaństwem gardeł, skutecznie tłumiły wszelkie, zawierane transakcje. Wewnątrz Przesmyku, rozbestwienie mieszało się z kalkulacją.
- Jak pewnie podejrzewasz - głos przemknął w oznace powitania, kiedy ujrzała kobietę - nie byłam w stanie przekazać wszystkiego w liście - wyznała tę oczywistość, odrobinę leniwie, nie spiesząc się, dzieląc, dawkując informacje niczym pigułki rzetelnie wydzielanego lekarstwa. W dostarczonej do Nygaard wiadomości, prosiła jedynie o spotkanie bez podawania przyczyn, ufając, że będzie najlepszym wyjściem spośród dostępnych opcji; słowo pisane miało nieszczęsną tendencję do opadania na dno niewzruszonej uwagi, scalenia się z resztą kopert, by stracić do resztek cenny kruszec znaczenia; z drugiej strony, było też obarczone znacznie większym ryzykiem i pochwyceniem przez nadgorliwe służby. Obrana przez nią strategia, zakładała scenariusz zwięzłego, jednak podzielonego na określone etapy, pierwszego - jeszcze mglistego wtajemniczenia. Myśli, niczym cylindry zawiłej, eterycznej machiny, pracowały wytrwale, planując, jak zawsze, sekwencje poczynań z właściwym, zapobiegawczym wyprzedzeniem. Tymczasem, sama oczekiwała, aż towarzyszka rozmowy rozsiądzie się, a spotkanie przybliży się nieopodal punktu swej kulminacji.
Nieznajomy
Re: 24.09.2000 – Pub „Ślepy Kozioł” – Bezimienny: I. Hallström & Nieznajomy: S. Nygaard Czw 22 Sie - 11:04
Ten dzień rozpoczął się bardzo przyjemnie dla Sanne. Dlaczego? Miała bowiem okazję oddać się części swojej demonicznej natury, choć chyba tej mniej 'szkodliwej', przynajmniej dla otoczenia, a mianowicie była popływać w jeziorze. Ze względu na porę i zdecydowanie zimną pogodę, nie było nikogo kto spędzał by czas pływając bądź urządzając sobie piknik w pobliżu, co dało Sanne okazję do rozkoszowania się zarówno wodą jak i samotnością. To wprawiło ją w lepszy niż zazwyczaj nastrój.
Nie miała na dziś wyznaczonych żadnych klientów w swoim sklepie, co zadecydowała o tym, że postanowiła, że zrobi sobie cały dzień wolny. Jeżeli ktoś z ulicy chciałby skorzystać z jej usług, a takich ludzi nie było tak dużo, zazwyczaj przybywali z polecenia i wcześniej się kontaktowali. Teraz mogła wrócić do domu i nie niepokojona przez nikogo, po przyjemnej kąpieli po prostu rozkoszować się wylegiwaniem się w łóżku.
Aż do momentu kiedy otrzymała wiadomość, a raczej zaproszenie na spotkanie. W sumie czemu nie, samo zaproszenie prezentowało się dosyć ciekawie, a i Sanne lubiła nawet miejsce, w którym to spotkanie miało się odbyć. Czuła się w nim dużo lepiej niż w większości innych miejsc i przybytyków w Midgardzie. Nie musiała tam aż tak bardzo udawać kogoś kim nie jest, a to już bardzo się liczyło. Poza tym mogła tam dosyć łatwo wtopić się w tłum. Odeszła na chwilę by zamówić dobrą whisky, a kiedy wróciła rozsiadła się wygodnie.
-Oczywiście. Zapisany papier to czasem bardzo niebezpieczne narzędzie. odparła lakonicznie, a kiedy przyniesiono jej whisky upiła nieco trunku, po czym z bardzo neutralnym wyrazem twarzy oczekiwała cierpliwie ttego co będzie dalej, sprawiając wrażenie nadzwyczaj opanowanej, pewnej siebie, ale i nieco chłodnej. Nie miała zamiaru ponaglać, ani zasypywać swojej rozmówczyni pytaniami.
Kiedy w końcu dotarła na spotkanie, lekko i z gracją skinęła głową, po czym w ramach odpowiedzi uniosła kąciki ust do góry w chwilowym uśmiechu, jakby oczywistością było to co jej rozmówczyni powiedziała i znak, że nie trzeba jej przypominać takich rzeczy.
Nie miała na dziś wyznaczonych żadnych klientów w swoim sklepie, co zadecydowała o tym, że postanowiła, że zrobi sobie cały dzień wolny. Jeżeli ktoś z ulicy chciałby skorzystać z jej usług, a takich ludzi nie było tak dużo, zazwyczaj przybywali z polecenia i wcześniej się kontaktowali. Teraz mogła wrócić do domu i nie niepokojona przez nikogo, po przyjemnej kąpieli po prostu rozkoszować się wylegiwaniem się w łóżku.
Aż do momentu kiedy otrzymała wiadomość, a raczej zaproszenie na spotkanie. W sumie czemu nie, samo zaproszenie prezentowało się dosyć ciekawie, a i Sanne lubiła nawet miejsce, w którym to spotkanie miało się odbyć. Czuła się w nim dużo lepiej niż w większości innych miejsc i przybytyków w Midgardzie. Nie musiała tam aż tak bardzo udawać kogoś kim nie jest, a to już bardzo się liczyło. Poza tym mogła tam dosyć łatwo wtopić się w tłum. Odeszła na chwilę by zamówić dobrą whisky, a kiedy wróciła rozsiadła się wygodnie.
-Oczywiście. Zapisany papier to czasem bardzo niebezpieczne narzędzie. odparła lakonicznie, a kiedy przyniesiono jej whisky upiła nieco trunku, po czym z bardzo neutralnym wyrazem twarzy oczekiwała cierpliwie ttego co będzie dalej, sprawiając wrażenie nadzwyczaj opanowanej, pewnej siebie, ale i nieco chłodnej. Nie miała zamiaru ponaglać, ani zasypywać swojej rozmówczyni pytaniami.
Kiedy w końcu dotarła na spotkanie, lekko i z gracją skinęła głową, po czym w ramach odpowiedzi uniosła kąciki ust do góry w chwilowym uśmiechu, jakby oczywistością było to co jej rozmówczyni powiedziała i znak, że nie trzeba jej przypominać takich rzeczy.
Bezimienny
Re: 24.09.2000 – Pub „Ślepy Kozioł” – Bezimienny: I. Hallström & Nieznajomy: S. Nygaard Czw 22 Sie - 11:04
Korzyści, zobowiązania. Z biegiem lat poznawała smak interesów, rzeczowy bukiet starannie dobranych zdań. Ludzi nie należało zjednywać strachem; musieli jednak znać własne miejsce na kondygnacjach hierarchii. Musieli szanować tego, kto miałby czelność obwołać się ich zwierzchnikiem.
Wszystko, by kiedyś nastał nowy, nieznany świt.
- Jestem tutaj dlatego, że chciała tak inna osoba - aromat miodu pitnego tlił się jeszcze na ustach, podrażniał widmowym akcentem wrażliwy łuk podniebienia. Fundamentalną rzecz wyjaśniła jeszcze na samym początku, pragnąc być pod tym względem niemal do bólu konkretna. Osoba, spoczywająca za nią jak cień, która przysłała ją, zaleciła, by ruszyć ku innym ślepcom, musiała pozostać jeszcze w charakterze enigmy. Nie mogła, bez otrzymania opinii Sanne, ujawnić jej tożsamości. Nie tak szybko. Wpływowi ludzie najczęściej kryją się pośród cieni.
- Osoba, która ujawni się w odpowiednim czasie - postanowiła zapewnić. Ręka oplotła się wokół ucha naczynia i uchyliła dzbanek. Musiała stwarzać pozory towarzyskiego spotkania. Gwar nadal, nieustępliwie szeleścił między ich sylwetkami, wkradał się, wlewał szczodrze do uszu. Tym lepiej - słowa ginęły prędko, nie mając szans na złapanie się w sieć świadomości postronnych..
- Słyszała dużo o tobie i o twoich zdolnościach - na jej obliczu ponownie zajaśniał uśmiech, szczery i równocześnie pełen oszczędnej zagadkowości. - To oczywiste, że są niezwykle przydatne - alchemia była potężną bronią, co więcej, Sanne oprócz warzenia trucizn i innych, wyjętych spod prawa eliksirów, poznała również arkana magii zakazanej. Domyślała się, że Nygaard będzie osobą dążącą nie tyle do polepszenia biznesu, co również własnych zdolności. Smak władzy i smak potęgi tworzyły najdoskonalszy pokarm.
- Zainteresowana? - dopytała, ciekawa obecnych wrażeń, towarzyszących kobiecie. Nie spieszyła się; z drugiej strony, nie miała zamiaru niczego sztucznie przedłużać.
Wszystko, by kiedyś nastał nowy, nieznany świt.
- Jestem tutaj dlatego, że chciała tak inna osoba - aromat miodu pitnego tlił się jeszcze na ustach, podrażniał widmowym akcentem wrażliwy łuk podniebienia. Fundamentalną rzecz wyjaśniła jeszcze na samym początku, pragnąc być pod tym względem niemal do bólu konkretna. Osoba, spoczywająca za nią jak cień, która przysłała ją, zaleciła, by ruszyć ku innym ślepcom, musiała pozostać jeszcze w charakterze enigmy. Nie mogła, bez otrzymania opinii Sanne, ujawnić jej tożsamości. Nie tak szybko. Wpływowi ludzie najczęściej kryją się pośród cieni.
- Osoba, która ujawni się w odpowiednim czasie - postanowiła zapewnić. Ręka oplotła się wokół ucha naczynia i uchyliła dzbanek. Musiała stwarzać pozory towarzyskiego spotkania. Gwar nadal, nieustępliwie szeleścił między ich sylwetkami, wkradał się, wlewał szczodrze do uszu. Tym lepiej - słowa ginęły prędko, nie mając szans na złapanie się w sieć świadomości postronnych..
- Słyszała dużo o tobie i o twoich zdolnościach - na jej obliczu ponownie zajaśniał uśmiech, szczery i równocześnie pełen oszczędnej zagadkowości. - To oczywiste, że są niezwykle przydatne - alchemia była potężną bronią, co więcej, Sanne oprócz warzenia trucizn i innych, wyjętych spod prawa eliksirów, poznała również arkana magii zakazanej. Domyślała się, że Nygaard będzie osobą dążącą nie tyle do polepszenia biznesu, co również własnych zdolności. Smak władzy i smak potęgi tworzyły najdoskonalszy pokarm.
- Zainteresowana? - dopytała, ciekawa obecnych wrażeń, towarzyszących kobiecie. Nie spieszyła się; z drugiej strony, nie miała zamiaru niczego sztucznie przedłużać.
Nieznajomy
Re: 24.09.2000 – Pub „Ślepy Kozioł” – Bezimienny: I. Hallström & Nieznajomy: S. Nygaard Czw 22 Sie - 11:04
Korzyści i zobowiązania, na tym opierał się świat i bardziej scalał on ludzi niż strach. Jeżeli próbujesz rządzić poprzez strach i kontrolę, prędzej czy później przegrasz, bo ludzie się zbuntują. Historia już wielokrotnie pokazywałą takie przykłady.
-Nie Ty pociągasz za sznurki, a ktoś inny, kto siedzi na wygodnym fotelu w cieniu. Rozumiem powiedziała, zakręciła szklanką ze swoją whisky by chwilę później wlać nieco jej zawartości do swoich ust i później gardła. Bogaty bukiet smakowy trunku rozlał się po jej podniebieniu. To zdecydowanie były przyjemne momenty.
-Niczego innego bym się nie spodziewała, a przynajmniej nie po dobrze funkcjonującej organizacji powiedziała tym razem odgarniając swoje długie, proste blond włosy z prawego ramienia i uśmiechnęła się lekko, w swoim zwyczaju unosząc kąciki ust do góry. Zgodnie z tym co robiła jej rozmówczyni, mądrze zresztą, trzeba było zachować pozory zwykłego spotkania, tak by nie przyciągać niczyjej uwagi na dłużej.
Oparła się mocniej na krześle i założyła nogę na nogę wciąż trzymając szklankę z góry i bawiąc się nią.
-Robię co w mojej mocy by utrzymać renomę i by moje usługi były...zabójczej jakości. Cieszę się, że moje starania by wyrobić sobie markę nie poszły na próżno. powiedziała tym razem uśmiechając się nieco szerzej niż zazwyczaj. Zdobycie szeroko rozumianej potęgi zawsze kusiło, wszak czy nie tego chce każdy z nas, nawet jeżeli boi się do tego przyznać? Sanne różniło to, że się nie bała. Ani teraz ani nigdy wcześniej.
-Owszem udało Ci się wzbudzić moje zainteresowanie moja droga odparła lekkop kiwając głową.
-Nie Ty pociągasz za sznurki, a ktoś inny, kto siedzi na wygodnym fotelu w cieniu. Rozumiem powiedziała, zakręciła szklanką ze swoją whisky by chwilę później wlać nieco jej zawartości do swoich ust i później gardła. Bogaty bukiet smakowy trunku rozlał się po jej podniebieniu. To zdecydowanie były przyjemne momenty.
-Niczego innego bym się nie spodziewała, a przynajmniej nie po dobrze funkcjonującej organizacji powiedziała tym razem odgarniając swoje długie, proste blond włosy z prawego ramienia i uśmiechnęła się lekko, w swoim zwyczaju unosząc kąciki ust do góry. Zgodnie z tym co robiła jej rozmówczyni, mądrze zresztą, trzeba było zachować pozory zwykłego spotkania, tak by nie przyciągać niczyjej uwagi na dłużej.
Oparła się mocniej na krześle i założyła nogę na nogę wciąż trzymając szklankę z góry i bawiąc się nią.
-Robię co w mojej mocy by utrzymać renomę i by moje usługi były...zabójczej jakości. Cieszę się, że moje starania by wyrobić sobie markę nie poszły na próżno. powiedziała tym razem uśmiechając się nieco szerzej niż zazwyczaj. Zdobycie szeroko rozumianej potęgi zawsze kusiło, wszak czy nie tego chce każdy z nas, nawet jeżeli boi się do tego przyznać? Sanne różniło to, że się nie bała. Ani teraz ani nigdy wcześniej.
-Owszem udało Ci się wzbudzić moje zainteresowanie moja droga odparła lekkop kiwając głową.
Bezimienny
Re: 24.09.2000 – Pub „Ślepy Kozioł” – Bezimienny: I. Hallström & Nieznajomy: S. Nygaard Czw 22 Sie - 11:04
Uśmiechała się: lekko i naturalnie, czując słodkawy posmak nadchodzącego zwycięstwa. Czas zabłąkania, czas zagubienia, dobiegał już w stronę kresu; ślepcy musieli wydrzeć należną sobie pozycję pośród hierarchii galdrów. Marzyła, aby większość z nich wyszła wreszcie z ukrycia, siejąc należny respekt w sercach poukładanych, wyniosłych jarlów i innych obywateli klanów.
- Cieszę się - oznajmiła szczerze, bo rzeczywiście cieszyło ją aktualne podejście Sanne. Ze swojej strony, zamierzała wprowadzić ją jak najlepiej, jednak nie mogła przekraczać pewnej, wyznaczonej granicy. Resztę miała powierzyć całkiem innym osobom.
- Propozycja, w której pośredniczę, dotyczy więcej niż jednego zlecenia - chciała, aby powyższa kwestia okazała się jasna. Nie rozchodziło się o fiolkę mikstury, samotnej, uwarzonej trucizny, po przyrządzeniu której wszyscy rozejdą się w swoją stronę.
- To dłuższa forma współpracy - dodała - i znacznie większych korzyści - czego nietrudno jest się domyślić. Musieli pracować razem; nikt nie miał w odgórnym zamiarze żerować na cudzych umiejętnościach jak podstępny pasożyt. Sanne pracowała zbyt długo na swoją słuszną zresztą renomę, co sama, prawdziwie nie omieszkała podkreślić; wiedziała o każdej z zasad stanowiących fundament zdrowej wymiany korzyści.
- Precyzyjne instrukcje zostaną ci przekazane w niedalekiej przyszłości. Musiałam, na chwilę obecną, poznać twoją opinię - przyznała - …bo oczywiście masz możliwość odmówić - zmrużyła przez chwilę oczy. Nie zakładała podobnej opcji, jednak, w samej teorii, każdy mógł pozostawać obok; kto nie był z nimi, mógł być zrównany jednak z pojęciem wroga, zasadniczej przeszkody, jakiej nikt nie zawahał się bezwzględnie usunąć.
- Domyślałam się jednak, że nie planujesz wspomagać konkurencji - dodała. Domyślała się również, że sama Nygaard nie miała o części z nich najlepszego zdania. Każdy, kto znał się na alchemikach w Przesmyku, miał doskonałe pojęcie, gdzie powinien się zwrócić; część z nich stanowiła wprost nieudolną bandę oszustów o marnych umiejętnościach.
- Cieszę się - oznajmiła szczerze, bo rzeczywiście cieszyło ją aktualne podejście Sanne. Ze swojej strony, zamierzała wprowadzić ją jak najlepiej, jednak nie mogła przekraczać pewnej, wyznaczonej granicy. Resztę miała powierzyć całkiem innym osobom.
- Propozycja, w której pośredniczę, dotyczy więcej niż jednego zlecenia - chciała, aby powyższa kwestia okazała się jasna. Nie rozchodziło się o fiolkę mikstury, samotnej, uwarzonej trucizny, po przyrządzeniu której wszyscy rozejdą się w swoją stronę.
- To dłuższa forma współpracy - dodała - i znacznie większych korzyści - czego nietrudno jest się domyślić. Musieli pracować razem; nikt nie miał w odgórnym zamiarze żerować na cudzych umiejętnościach jak podstępny pasożyt. Sanne pracowała zbyt długo na swoją słuszną zresztą renomę, co sama, prawdziwie nie omieszkała podkreślić; wiedziała o każdej z zasad stanowiących fundament zdrowej wymiany korzyści.
- Precyzyjne instrukcje zostaną ci przekazane w niedalekiej przyszłości. Musiałam, na chwilę obecną, poznać twoją opinię - przyznała - …bo oczywiście masz możliwość odmówić - zmrużyła przez chwilę oczy. Nie zakładała podobnej opcji, jednak, w samej teorii, każdy mógł pozostawać obok; kto nie był z nimi, mógł być zrównany jednak z pojęciem wroga, zasadniczej przeszkody, jakiej nikt nie zawahał się bezwzględnie usunąć.
- Domyślałam się jednak, że nie planujesz wspomagać konkurencji - dodała. Domyślała się również, że sama Nygaard nie miała o części z nich najlepszego zdania. Każdy, kto znał się na alchemikach w Przesmyku, miał doskonałe pojęcie, gdzie powinien się zwrócić; część z nich stanowiła wprost nieudolną bandę oszustów o marnych umiejętnościach.
Nieznajomy
Re: 24.09.2000 – Pub „Ślepy Kozioł” – Bezimienny: I. Hallström & Nieznajomy: S. Nygaard Czw 22 Sie - 11:04
Sanne była przyzwyczajona do działania sama, gdzieś na pograniczu tego co akceptowalne i nieakceptowalne, wszak poza truciznami potrafi zrobić też różnego rodzaju napary lecznicze. Do tego dochodziło ukrywanie jej pochodzenia, o czym wiedziała chyba tylko jej siostra. Dodatkowo Sanne była nieufna wobec innych, a nawet wrogo, przyzwyczajona do samotnej walki o swoje.
Jednak może, po raz pierwszy w życiu, zaufanie innym, którzy zdawali się mieć podobne poglądy i cele jak ona sama, nie skończy się źle. Po raz pierwszy postanowiła współdziałać z innymi, tym bardziej, że wyglądało na to, że jej reputacja będzie traktowana z szacunkiem.
-Kierunek tej rozmowy również sprawia, że się cieszę odparła, zgodnie z prawdą zresztrą. Czy to właśnie pierwszy krok na drodze, na końcu której będzie mogła sięgnąć po to co jak uważała, jej się należy, zamiast robić wszystko w ukryciu? Kto wie, jednak blondynka pozostawała optymistyczna.
-Dłuższa forma współpracy brzmi zdecydowanie bardziej interesująco oraz zachęcająco odparła kiwając lekko głową i popijając nieco ze swojej szklanki. Dłuższa seria zamówień zdecydowanie wydawała się bardziej ciekawa, większe szanse dla Sanne, żeby się wykazać i zbudować obopólne zachowanie.
-Będę oczekiwać dalszych instrukcji z niecierpliwością, możesz mi wierzyć. Nie mam w zwyczaju odmawiać ciekawym ofertom. odparła. Nie pozostanie nic innego jak czekać i robić swoje. Nie miała zamiaru naciskać ze swojej strony, kiedy chcą, kiedy uznają za słuszne, to się skontaktują.
-Nie mam w zwyczaju podejmować żadnej współpracy z tymi półgłówkami w mojej dziedzinie. Zbyt mocno pracowałam na swoją markę odparła unosząc po raz kolejny kąciki ust do góry w uśmiechu.
Jednak może, po raz pierwszy w życiu, zaufanie innym, którzy zdawali się mieć podobne poglądy i cele jak ona sama, nie skończy się źle. Po raz pierwszy postanowiła współdziałać z innymi, tym bardziej, że wyglądało na to, że jej reputacja będzie traktowana z szacunkiem.
-Kierunek tej rozmowy również sprawia, że się cieszę odparła, zgodnie z prawdą zresztrą. Czy to właśnie pierwszy krok na drodze, na końcu której będzie mogła sięgnąć po to co jak uważała, jej się należy, zamiast robić wszystko w ukryciu? Kto wie, jednak blondynka pozostawała optymistyczna.
-Dłuższa forma współpracy brzmi zdecydowanie bardziej interesująco oraz zachęcająco odparła kiwając lekko głową i popijając nieco ze swojej szklanki. Dłuższa seria zamówień zdecydowanie wydawała się bardziej ciekawa, większe szanse dla Sanne, żeby się wykazać i zbudować obopólne zachowanie.
-Będę oczekiwać dalszych instrukcji z niecierpliwością, możesz mi wierzyć. Nie mam w zwyczaju odmawiać ciekawym ofertom. odparła. Nie pozostanie nic innego jak czekać i robić swoje. Nie miała zamiaru naciskać ze swojej strony, kiedy chcą, kiedy uznają za słuszne, to się skontaktują.
-Nie mam w zwyczaju podejmować żadnej współpracy z tymi półgłówkami w mojej dziedzinie. Zbyt mocno pracowałam na swoją markę odparła unosząc po raz kolejny kąciki ust do góry w uśmiechu.
Bezimienny
Re: 24.09.2000 – Pub „Ślepy Kozioł” – Bezimienny: I. Hallström & Nieznajomy: S. Nygaard Czw 22 Sie - 11:05
Ziarno pierwszego planu wykiełkowało, puszczając na wolność pędy nieśmiałych, drobnych - jednak niepodważalnych - sukcesów. Najistotniejsza, w rzeczywistości była sama świadomość - świadomość, że nie są sami, zdani na łaskę oraz niełaskę chyboczącego losu. Szukali mocy, aby być równym bogom - nie mogli, wobec tego ukrywać się, pełzać w cieniach, oddychać kurzem zmieszanym z mdlącą stęchlizną.
- To zrozumiałe - zgodziła się z rozmówczynią. - W dzisiejszych czasach ciężko o alchemika, który nie dość, że będzie w stanie uwarzyć więcej niż banalny eliksir, dodatkowo jest godzien zaufania - podobnie jak wcześniej, wypowiadała się szczerze. Nie gustowała, przenigdy w czczych komplementach prawionych na pompatycznych przyjęciach elit. Prawda przedstawiała się prosto; gdyby potrzebowała trucizny, w celach pozbycia się namolnego wroga, wrośniętego jak cierń w jej ambicje, zgłosiłaby się do Nygaard bez żadnej, nagabującej ją wątpliwości.
Pełen profesjonalizm; kobieta nie zadawała najmniejszych, mało wygodnych pytań, nie próbowała dociekać, wykazując się cierpliwością. Wiedziała, że tego właśnie mogła się po niej spodziewać - i całe szczęście.
- Inni, z kolei, panicznie boją się tego, co jednomyślnie uznano za zakazane - postanowiła kontynuować. Ostatnim, powierzonym zadaniem było też wprowadzenie Sanne w całą, ogólną ideę współpracy. Współpracy, w którą angażowała się również ona. Każdy z nich, ślepców, miał własne, niezależne powody. Działając pokątnie, zdani sami na siebie, nie mogli nigdy osiągnąć wysokich i niedostępnych celów. Oprócz korzyści, istniały również stawiane zobowiązania. Czy było warto? Oczywiście, że tak.
- …i słusznie - dopowiedziała. Upiła łyk alkoholu. - Pewnie dostrzegłaś, jak niesłychanie bezsilna jest Krucza Straż. Zbrodnie, które się dokonały, zasiały postrach w obywatelach miasta - plaga nieznanych morderców grasowała bezkarnie po okolicach Midgardu. Wszystko wskazywało wręcz jawnie na zaistniałą ułomność, na łatwość aby połamać i pogruchotać kręgosłupy pewności widzących. Ludzie powinni lękać się zakazanej magii, potęgi, drzemiącej w niej, po którą znaczna część galdrów nie miała odwagi sięgnąć.
- To zrozumiałe - zgodziła się z rozmówczynią. - W dzisiejszych czasach ciężko o alchemika, który nie dość, że będzie w stanie uwarzyć więcej niż banalny eliksir, dodatkowo jest godzien zaufania - podobnie jak wcześniej, wypowiadała się szczerze. Nie gustowała, przenigdy w czczych komplementach prawionych na pompatycznych przyjęciach elit. Prawda przedstawiała się prosto; gdyby potrzebowała trucizny, w celach pozbycia się namolnego wroga, wrośniętego jak cierń w jej ambicje, zgłosiłaby się do Nygaard bez żadnej, nagabującej ją wątpliwości.
Pełen profesjonalizm; kobieta nie zadawała najmniejszych, mało wygodnych pytań, nie próbowała dociekać, wykazując się cierpliwością. Wiedziała, że tego właśnie mogła się po niej spodziewać - i całe szczęście.
- Inni, z kolei, panicznie boją się tego, co jednomyślnie uznano za zakazane - postanowiła kontynuować. Ostatnim, powierzonym zadaniem było też wprowadzenie Sanne w całą, ogólną ideę współpracy. Współpracy, w którą angażowała się również ona. Każdy z nich, ślepców, miał własne, niezależne powody. Działając pokątnie, zdani sami na siebie, nie mogli nigdy osiągnąć wysokich i niedostępnych celów. Oprócz korzyści, istniały również stawiane zobowiązania. Czy było warto? Oczywiście, że tak.
- …i słusznie - dopowiedziała. Upiła łyk alkoholu. - Pewnie dostrzegłaś, jak niesłychanie bezsilna jest Krucza Straż. Zbrodnie, które się dokonały, zasiały postrach w obywatelach miasta - plaga nieznanych morderców grasowała bezkarnie po okolicach Midgardu. Wszystko wskazywało wręcz jawnie na zaistniałą ułomność, na łatwość aby połamać i pogruchotać kręgosłupy pewności widzących. Ludzie powinni lękać się zakazanej magii, potęgi, drzemiącej w niej, po którą znaczna część galdrów nie miała odwagi sięgnąć.
Nieznajomy
Re: 24.09.2000 – Pub „Ślepy Kozioł” – Bezimienny: I. Hallström & Nieznajomy: S. Nygaard Czw 22 Sie - 11:05
Przyjęcie tej świadomości, że nie jest się samemu było w tym wszystkim chyba dla Sanne najtrudniejsze. Do tej pory miała świadomość, że ma siostrę i to jako jedyne świadczyło o tym, że nie jest samotna na tym świecie. Poza tym jednak akceptowała fakt, a nawet pogodziła się z nim, że swoją działalność, ponieważ wykracza poza ustalone, przez kogoś kiedyś ramy, ramy, o których sama Sanna nie decydowała, musi wykonywać samotnie. Zmiana tego stanu rzeczy była oczywiście bardzo pozytywna, jednak również zaskakująca, co sprawia, że trochę pewnie minie, zanim się do końca z nią oswoi.
-Cóż, jako alchemik zdecydowanie staram się nie zawodzić… niezależnie od tego jakiego rodzaju zlecenie otrzymuje odparła, kończąc wypowiedź z lekkim szelmowskim uśmiechem, mającym dać do zrozumienia, że jakby potrzebne było usunięcie kogoś kto faktycznie jest cierniem, lub nawet drzazgą, to Sanne bez wahania się tego podejmie.
Sanne potrafiła zachować zimną krew, nie była też zwolenniczką zasypywania rozmówcy głupimi, dziecinnymi pytaniami. Na wszystko przyjdzie przecież czas, wystarczy trochę zaczekać.
-Z przykrością stwierdzam, że ludzie częściej niż nie, przypominają bezwolne owce, które boją się tego co zakazane, tylko dlatego, że ktoś im tak powiedział i postraszył. Nawet kiedy takie działanie byłoby w ich interesie. trzeba przyznać, że z każdym słowem taka idea współpracy podobała się jej coraz bardziej.
-Krucza Straż jest beznadziejna. Ale może jest to dobry czas by działać, kiedy system i wiara ludzi w niego jest osłabiona odparła z lekkim uśmiechem, popijając swój alkohol. Kiedy rozmowa się skończyła, skinęła głową z uśmiechem i wyszła.
Sanne z tematu
-Cóż, jako alchemik zdecydowanie staram się nie zawodzić… niezależnie od tego jakiego rodzaju zlecenie otrzymuje odparła, kończąc wypowiedź z lekkim szelmowskim uśmiechem, mającym dać do zrozumienia, że jakby potrzebne było usunięcie kogoś kto faktycznie jest cierniem, lub nawet drzazgą, to Sanne bez wahania się tego podejmie.
Sanne potrafiła zachować zimną krew, nie była też zwolenniczką zasypywania rozmówcy głupimi, dziecinnymi pytaniami. Na wszystko przyjdzie przecież czas, wystarczy trochę zaczekać.
-Z przykrością stwierdzam, że ludzie częściej niż nie, przypominają bezwolne owce, które boją się tego co zakazane, tylko dlatego, że ktoś im tak powiedział i postraszył. Nawet kiedy takie działanie byłoby w ich interesie. trzeba przyznać, że z każdym słowem taka idea współpracy podobała się jej coraz bardziej.
-Krucza Straż jest beznadziejna. Ale może jest to dobry czas by działać, kiedy system i wiara ludzi w niego jest osłabiona odparła z lekkim uśmiechem, popijając swój alkohol. Kiedy rozmowa się skończyła, skinęła głową z uśmiechem i wyszła.
Sanne z tematu
Bezimienny
Re: 24.09.2000 – Pub „Ślepy Kozioł” – Bezimienny: I. Hallström & Nieznajomy: S. Nygaard Czw 22 Sie - 11:05
Słodkie, przyjemne echo dokończonego trunku; kilka figlarnych muśnięć na nierównościach języka. Puste, odłożone naczynie, tęgi, zastygły kubek oraz zastygłe, złożone szczypty wyjaśnień, tworzące grząski, niejasny ciąg niewiadomych. To wszystko - spełniła wyznaczone zadanie, złożone na wychudzonych szczytach jej barków, odcinanych wyraźnie pod naprężoną, bladą, ścieńczałą skórą.
- To dopiero początek - półksiężyc urągliwego uśmieszku zamierał na kondygnacji twarzy. Nie żywiła, podobnie jak Nygaard, żadnych, ciepłych emocji w stosunku do Kruczej Straży. Ich nieudolność ściekała na każdym kroku, krzyczała, wyraźnie w każdej oficerskiej decyzji. Była przezierna, jasna i dostrzegalna nawet przy wyłupanych oczach. Chmury wydarzeń rozpętanych ponad Midgardem, zastawiających sidła ponad innymi, galdryjskimi dzielnicami skrytymi w trzewiach odmiennych, przepełnionych śniącymi miast, były zaledwie preludium do nadchodzącej symfonii grozy i zmian.
- Nie jesteśmy sami, Sanne - wypowiedziała miękko, ściszonym, lekkim jak jedwab tonem swojego głosu. (Nie byli sami. Już nie). Ufała Sprzymierzeńcowi; była skłonna przyczyniać się do wcielenia wizji, którą próbował szerzyć wśród społeczności ślepców. Nawet, kiedy wykonywała cudze, zalecone rozkazy, czuła się nadal wolna, spełniona w swojej, obranej na przekór losu, ścieżce dalszego życia. Opuszczając bezpieczny, zwodniczy azyl Hallströmów otworzyła drzwi złotej klatki, więzienia, wysadzanego szlachetnym rzędem kamieni słodkich od kłamstwa słów. Przestała, wreszcie, być pionkiem w politycznej rozgrywce, skazanym na nieuchronne małżeństwo oraz poddanie się woli przyszłego męża.
- Wkrótce się o tym przekonasz - dodała, wstając od stołu. Pogodny nastrój nie zniknął z jej fizjonomii. - Do zobaczenia - pożegnała się i ruszyła w kierunku wyjścia z lokalu. Gwar, roznoszący się przy stolikach okrywał ją roziskrzonym bezładem. Była pewna, że wkrótce Sprzymierzeniec nawiąże kontakt z alchemiczką oraz objaśni jej rzeczy, których sama nie mogła jeszcze powiedzieć. Wcielenie we wspólny plan, wspólne zamiary, ambicje w zmęczonych, borykających się z odrzuceniem głowach, łaknęło odpowiedniego czasu. Pośpiech był złym doradcą, podobnie jak sama presja - obecnie spoczywająca na gromadzie bezradnych funkcjonariuszy prawa. Prawdziwa, niszcząca burza, miała dopiero nastąpić.
Inge z tematu
- To dopiero początek - półksiężyc urągliwego uśmieszku zamierał na kondygnacji twarzy. Nie żywiła, podobnie jak Nygaard, żadnych, ciepłych emocji w stosunku do Kruczej Straży. Ich nieudolność ściekała na każdym kroku, krzyczała, wyraźnie w każdej oficerskiej decyzji. Była przezierna, jasna i dostrzegalna nawet przy wyłupanych oczach. Chmury wydarzeń rozpętanych ponad Midgardem, zastawiających sidła ponad innymi, galdryjskimi dzielnicami skrytymi w trzewiach odmiennych, przepełnionych śniącymi miast, były zaledwie preludium do nadchodzącej symfonii grozy i zmian.
- Nie jesteśmy sami, Sanne - wypowiedziała miękko, ściszonym, lekkim jak jedwab tonem swojego głosu. (Nie byli sami. Już nie). Ufała Sprzymierzeńcowi; była skłonna przyczyniać się do wcielenia wizji, którą próbował szerzyć wśród społeczności ślepców. Nawet, kiedy wykonywała cudze, zalecone rozkazy, czuła się nadal wolna, spełniona w swojej, obranej na przekór losu, ścieżce dalszego życia. Opuszczając bezpieczny, zwodniczy azyl Hallströmów otworzyła drzwi złotej klatki, więzienia, wysadzanego szlachetnym rzędem kamieni słodkich od kłamstwa słów. Przestała, wreszcie, być pionkiem w politycznej rozgrywce, skazanym na nieuchronne małżeństwo oraz poddanie się woli przyszłego męża.
- Wkrótce się o tym przekonasz - dodała, wstając od stołu. Pogodny nastrój nie zniknął z jej fizjonomii. - Do zobaczenia - pożegnała się i ruszyła w kierunku wyjścia z lokalu. Gwar, roznoszący się przy stolikach okrywał ją roziskrzonym bezładem. Była pewna, że wkrótce Sprzymierzeniec nawiąże kontakt z alchemiczką oraz objaśni jej rzeczy, których sama nie mogła jeszcze powiedzieć. Wcielenie we wspólny plan, wspólne zamiary, ambicje w zmęczonych, borykających się z odrzuceniem głowach, łaknęło odpowiedniego czasu. Pośpiech był złym doradcą, podobnie jak sama presja - obecnie spoczywająca na gromadzie bezradnych funkcjonariuszy prawa. Prawdziwa, niszcząca burza, miała dopiero nastąpić.
Inge z tematu