Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    30.11.2000 – Moderne Restaurant – Bezimienny: T. Mykkänen & Nieznajomy: R. Myklebust

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    30.11.2000

    Tomi lubił dobrze zjeść. Tak samo jak lubił dobrze się napić, czy dobrze zabawić – i wcale nie o tanią rozrywkę tu chodziło, a o prawdziwą ucztę dla duszy i ciała. Kochał teatr i to właśnie do teatru udało mu się dziś zdobyć bilety i to w jednej z najlepszych loży. Spektakl, który miał odbyć się w najbliższą sobotę zbierał same dobre recenzje i mężczyzna ten zwyczajnie nie potrafił odmówić sobie przyjemności obejrzenia go.
    Bilety kupił dwa. Jeszcze nie wiedział, czy zaprosi swojego szwagra, czy może pójdzie sam, jednak był na tyle przezorny, że wolał zachować dla siebie możliwość wyboru. Mógł wiele, nie musiał niczego i bardzo uwielbiał ten stan. Czy to jakaś ujma wybrać się do teatru zupełnie samotnie? Był trzydziesto-trzy letnim kawalerem – teoretycznie oczekiwano od niego, by założył już rodzinę. Praktycznie całkiem niedawny ślub siostry skutecznie odwrócił od niego uwagę rodziców, dzięki czemu Tomi mógł w spokoju zajmować się czym tylko miał ochotę. Dziś natomiast miał ochotę zawitać do Moderne.
    Zadowolony z siebie usiadł przy swoim standardowym stoliku w restauracji, w której bardzo dobrze go znali. Ten sam kelner powitał go w progu, potem podał mu tę samą kartę dań i win, a Tomi, oczywiście zamówił ten sam zestaw, czyli wołowego steka medium rare w stylu włoskim, podanego z najlepszym toskańskim winem. W międzyczasie, oczekując na swoje zamówienie, bez większego zainteresowania przeglądał lokalny dziennik, jednak nie znalazłszy w nim niczego, na czym dłużej można było zawiesić oko, zaczął rozwiązywać magiczną krzyżówkę znajdującą się na samym końcu.
    Leniwe popołudnie nie było dla Tomiego w żadnym wypadku rozczarowujące. Hulanki prosperowały na tyle dobrze, że nie musiał przesiadywać w swoim lokalu dniami i nocami. Ufał swoim pracownikom, traktował ich dobrze, dlatego też nie bał się powierzyć im najbardziej odpowiedzialnych zadań. Dzięki temu właśnie miał czas, by w tak deszczowy dzień jak ten, po prostu posiedzieć w restauracji.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Jedno hasło. Jedno hasło i miałby rozwiązaną całą krzyżówkę, ale niestety nie mógł przypomnieć sobie tej jednej, malutkiej rzeczy. Dobry humor Tomiego ulatywał odwrotnie proporcjonalnie do narastającej frustracji. Marszczył czoło, brwi, pocierał skroń, ale nic nie pomagało mu przypomnieć sobie tego historycznego wydarzenia, z którym związane było pytanie.
    Nie mógł w to uwierzyć. Zawsze rozwiązywał krzyżówki do końca. Dziennikowe krzyżówki nie sprawiały mu żadnej trudności i podejrzewał, że być może zmienił się w redakcji układacz krzyżówek, którego sposobu myślenia Tomi jeszcze nie rozgryzł. Ale zrobi to. Schowa gazetę do wewnętrznej kieszeni płaszcza, przejdzie się do biblioteki i tam znajdzie odpowiedź na nurtujące go pytanie. Nie pozwoli by pokonało go coś tak błahego. To nie był problem, którego nie dało się rozwiązać.
    Tak zrobi. Ale najpierw zje.
    Odłożył gazetę na stolik i spojrzał za okno restauracji, odwracając się plecami do wejścia. Deszczowa aura utrzymywała się przez cały dzień, ale Tomi lubił taką pogodę – wszystko w takie dni wydawało się spokojniejsze. Nie ponure, nie szare, nie depresyjne. Spokojniejsze, a Mykkänen nade wszystko cenił sobie spokój. Gdy dzisiejszego ranka zbudził go deszcz dudniący o szyby w jego sypialni, ucieszył się. Deszcz oznaczał mały ruch w Hulankach w dzień, większy w nocy. Mógł odpocząć, zająć się swoimi sprawami. Wybrać się po bilety do teatru, zajrzeć do jednej ze swoich ulubionych restauracji…
    Panno Westberg? – Usłyszał ponaglający głos kelnera z boku, ale że ani nie był panną Westberg ani nie był osobą, która wścibsko interesuje się otoczeniem, nie zareagował. Nadal wpatrywał się w widok za oknem i na przechodniów, którzy starali się zmoknąć jak najmniej, dzierżąc w dłoniach swoje parasole.
    W końcu jednak musiał się obrócić. I to nie dlatego, że ton kelnera był coraz bardziej natarczywy, a dlatego, że usłyszał znajomy głos i słowa skierowane bezpośrednio do niego.
    No proszę. Nie miał okazji porozmawiać z Rikke Myklebust przez długie trzydzieści trzy lata, a teraz nagle spotyka ją po raz drugi o to w tak krótkim czasie. Zauważył, że znajomy kelner uporczywie wpatruje się w jej sylwetkę, podczas gdy ona natarczywie wpatrywała się w niego, w Tomiego. Czy na kogoś czekał? Absolutnie nie. Czy wiedział, co oznaczało to pytanie? Absolutnie tak.
    Uśmiechnął się i wyciągnął dłoń, wskazując wolne krzesło naprzeciwko.
    Proszę, panno Westberg – powiedział. A gdy dziewczyna skorzystała z jego zaproszenia, dodał – Widzę, że spełnia pani swoje marzenia na swój własny sposób.
    Oczywiście, że miał na myśli ich ostatnią rozmowę i anonimowość, która była jednym z jej życzeń. Przez myśl także przeszło mu pytanie co też nazwisko, którym kelner zwracał się do Rikke, w ogóle oznaczało, jednak nie zadał go głośno. Miał szacunek do spraw prywatnych i jeśli dziewczyna będzie chciała, sama wyjawi tę tajemnicę.
    Przyjrzał się jej dokładnie. W swoim zwyczajnym wydaniu prezentowała się zupełnie inaczej niż w dzień aukcji, ale to wcale nie oznaczało, że wyglądała gorzej, Promieniowała swoją młodością – uparte, kręcone włosy, nie dające się ujarzmić zwyczajnym upięciem, opadały kosmykami na twarz dziewczyny. Mykkänen stwierdził nawet, że ta wersja podoba mu się bardziej, niż gdy pozwoliła lokom swobodnie opadać na ramiona. Do tego zwyczajny sweter i zwyczajne jeansy… Kontrast między nimi wydawał się rzucać w oczy, ale Tomi wcale na to nie zważał. W pewnym sensie poczuł się nawet delikatnie zazdrosny – jego bordowy, elegancji sweter, z pod którego wystawał błękitny kołnierzyk był może zbyt… oficjalny. Tomi nie wyszedłby z domu w jeansach i podziwiał swobodę z jaką nosiła się Rikke. Swobodą, na którą Mykkänen pozwalał sobie jedynie w swoich czterech ścianach.
    Widzę, że nie tylko ja lubię spacery w deszczu – zagadnął. Nie chciał zadawać najdurniejszego pytania na świecie pod tytułem „co pani tu robi”, bo przecież to była restauracja. Ludzie przychodzili tu w wiadomym celu i Rikke z pewnością nie wybrała się do restauracji by grać w bierki. Zresztą, gdyby zadał podobne pytanie, z pewnością by się zbłaźnił, a wiadomo – tego wolałby uniknąć. Tym bardziej, że wciąż planował dobić targu z tą dziewczyną i zdobyć pierścienie, na które miał przecież taką chrapkę.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    - Dziękuję, panie Mykkänen - odpowiedziała z uśmiechem i zajęła miejsce naprzeciwko niego. Odłożyła najpierw torbę na parapet, a potem pod stolik odłożyła swoje łyżwy. Oto oficjalne rozpoczęcie wagarów. Kontrolne spojrzenie na zegarek, dopiero tuż po szesnastej. Słońce zdążyło schować się już za horyzontem, ale to typowe dla końca października w tych stronach. Na spokojnie mogła unikać domu do dwudziestej, bo dziś obiecała zjeść kolację z rodzicami. Matka zapewne wpadłaby w szał, gdyby jej najdroższe dziecię się na niej nie stawiło. A Rikke unikała jak ognia irytacji matki. To sprawiłoby, że znalazłaby się znów w samym centrum jej zainteresowania, a ostatnio wydawało jej się, że smycz została poluzowana. I zamierzała z tego luzu korzystać rozsądnie.
    Widzę, że spełnia pani swoje marzenia na swój własny sposób.
    Spojrzała na swojego towarzysza, a uśmiech zmienił się na nieco enigmatyczny. Oczywiście, że nie zamierzała czczo marudzić i prosić o niezauważalność. Była wbrew pozorom dość rozsądną dziewczyną, na której ciążyła duża odpowiedzialność względem swojej rodziny, ale jednocześnie miała pełne wsparcie ojca w każdej swojej decyzji. Ojca, który tuż po jej rozpoczęciu studiów wyjaśnił jej nader dokładnie, że życie może być piękne i ma korzystać z absolutnie wszystkich jego uroków, albowiem inaczej stanie się kopią własnej matki. W jej sytuacji byłoby to nawet wskazane, ale oboje wiedzieli, że zgarnęła więcej genów ze strony Westbergów, łącznie z tym najważniejszym odpowiedzialnym za wieszczenie.
    - Powiedzmy, to nazwisko mojego ojca - wyjaśniła, choć wcale nie pytał. Zaraz też dodała spokojnie - Staram się pogodzić wszystkie swoje zachcianki z rzeczywistością. Oprócz domu w porcie. Jestem skazana na samotne życie w wieży starego zamczyska - i znów delikatnie się uśmiechnęła. Sięgnęła po menu zostawione jej przez szefa sali i od razu spojrzała na wkładkę z daniami śródziemnomorskimi. Interesowały ją oczywiście czyste węglowodany, bo na kolację nie dostanie nic poza fancy sałatką i wodą. Wybór stanął na spaghetti z owocami morza, do tego pasujące wino i szklanka coli. Na deser krem brulle. A co, raz się żyje. Skinęła na kelnera, który szybko spisał jej zamówienie, zabrał karty i zostawił ją w niedorzecznie przystojnym towarzystwie Tomiego. Wciąż czuła, że od niego odstaje estetycznie, co sprawiało, że czuła się nieco nieswojo. On jednak nie wydawał się zwracać uwagi na jej strój.
    - W deszczu łatwiej jej zniknąć, a ja lubię znikać - niech łyżwy wepchnięte pod wykrochmalony obrus będą najlepszym świadectwem tego, że zniknęła w drodze na lodowisko. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
    - Proszę mi wybaczyć mój strój, ale zniknęłam w trakcie najzwyklejszego dnia. Skończyłam zajęcia na uniwersytecie, miałam iść na lodowisko, ale... grzechem by było sobie nie odpuścić. Lubię korzystać z okazji, kiedy widzę takowe - tak zdecydowanie czuła się nieswojo, bo nawet ciężko jej było spojrzeć w oczy swojego towarzysza. Zamiast tego jej wzrok oscylował gdzieś w okolicach jego wystającego spod swetra kołnierzyka. W tym stroju wyglądał strasznie... staro. Staro i niedostępnie. A jeszcze w zeszłym tygodniu gotowa była iść w zakład, że może przez chwilę mógłby być jej odskocznią od całego świata, cokolwiek to oznaczało. Teraz to jednak ona poczuła, że nie jest na miejscu, że nie jest dostatecznie dobra dla niego. A to nowość. Zwykle miała wrażenie, że cały świat nie jest godzien jej, a nie odwrotnie.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Tomi zerknął kątem oka na wciąż leżącą przed nim gazetę.
    A przypadkiem nie wie pani kto był dowódcą w bitwie pod Trondheim w tysiąc pięćset piętnastym? – zapytał, mając nadzieję, że może młody i wciąż świeży umysł Rikke na coś mu się przyda i oszczędzi mu drogi do tej nieszczęsnej biblioteki. Gdyby tylko wiedziała, znała odpowiedź, Mykkänenowi już nic by dziś do szczęścia nie brakowało. No, może tego steka, na którego tak czekał.
      Obserwował jak wkłada łyżwy pod stół. To niesamowite, ale wszystko co robiła, nawet te najbardziej proste i zwyczajne rzeczy, miało w sobie tę niezwykle naturalną grację. To po tym, a nie po pierścionkach można było stwierdzić, że panna Myklebust należy do wyższej klasy społecznej i choć z daleka mogło się zdawać, że jest po prostu zwykłą studentką, sprawne oko od razu wychwyci tę swobodę ruchów oraz  delikatność. Mogła być tą księżniczką na ziarnku grochu, o której słyszał kilka lat temu, gdy obracał się wśród śniących. Nawet jego własna siostra nie miała w sobie tyle gracji. Tomi wiedział, że tego nie dało się nauczyć, z tym trzeba było się urodzić i sama ta świadomość działała, w jego mniemaniu, niezwykle na korzyść dziewczyny. Był nią zafascynowany, choć starał się tego nie okazywać.
    Samotne? – Podchwycił od razu, gdy tylko te słowa padły z ust dziewczyny. Czy to oznaczało, że w przeciwieństwie do Tomiego, Rikke nie zamierzała się nigdy ustatkować? Oczywiście miał świadomość, że w jej rodzinie rządziły kobiety, ale przecież zarówno jej babka jak i matka miały mężów. A może to tylko taka przenośnia? Nawiązanie do baśni śniących, do których on sam przed chwilą w myślach nawiązał? – Przecież dom w porcie zawsze można posiadać i mieszkać w nim tylko okazjonalnie. Od przybytku głowa przecież tak nie boli – Stwierdził. Sam mając chrapkę na więcej nieruchomości, nieco natchniony słowami Rikke, pozwolił sobie na zakup domu w porcie , szczególnie po ostatnim zalaniu jego mieszkania przez sąsiadów. To wtedy zapragnął wejść w posiadanie większego gniazdka. Z własnym ogródkiem, tarasem i widokiem na przypływające statki.
       Na Odyna, robił się już stary.
      Nie miał pojęcia, że poprzednie nazwisko jej ojca brzmiało Westberg. Oczywiście, samo to nazwisko już nie raz obiło mu się o uszy, w końcu to tak samo jak Mykkänenowie, dość szanowana rodzina. Tomi po prostu nie interesował się kto, z kim… Nie zaprzątał sobie głowy takimi rzeczami, skupiając się na swoich sprawach. W tym momencie jednak uświadomił sobie, że w związku z matriarchatem panującym u Myklebustów, ktokolwiek wejdzie w związek małżeński z siedzącą przed nim dziewczyną także będzie musiał porzucić swoje rodowe nazwisko. Czy Tomi by się na to zdobył? W tej chwili nie, wciąż nie myślał o Rikke zbyt poważnie, biorąc pod uwagę różnicę wieku między nimi i fakt, że pewnie wcale nie myślała jeszcze o zamążpójściu. To wcale nie umniejszało jednak jego zainteresowania nią. Choć mieli przyjemność rozmawiać dopiero drugi raz w życiu, Tomi sam nie potrafił nazwać co takiego było w tej dziewczynie, co sprawiało, że nie potrafił oderwać od niej wzroku. A już tym bardziej od jej ust, gdy mówiła.
      Już miał odpowiedzieć na jej stwierdzenie o znikaniu, że znał doskonałe miejsce, w którym mogliby oboje zniknąć, ale w porę się powstrzymał. Znów nie wiedział skąd nagle przyszedł mu do głowy ten niedorzeczny pomysł zaciągnięcia jej do sypialni. Nie chciał jej przecież wystraszyć. Co prawda coś podpowiadało mu, że gdyby jednak zdecydował się wypowiedzieć to na głos, Rikke wcale by się nie wystraszyła, za to odpowiedziałaby pewnie czymś równie bezczelnym, jednak to wciąż za szybko. Ich znajomość nie była tak bliska, by mogli, nawet w żartach, rzucać takimi tekstami.
    Domyślam się – powiedział za to. – To w końcu przecież jedno z marzeń, które obiecałem spełnić w zamian za pierścienie, które pani wylicytowała. Moja oferta jest wciąż aktualna, proszę tylko dać mi znać, czy jest pani na tyle odważna, by się na nią zdecydować. – Posłał dziewczynie tajemniczy uśmiech. Ona sama wciąż obdarzała go tymi enigmatycznymi, nie mógł więc pozostać jej dłużny. To co mówił było prawdą. Doskonale wiedział jak spełnić życzenia Rikke, mając w głowie zarzut, którym go pożegnała w domu aukcyjnym. Pieniądze to nie wszystko? Myliła się. Pieniądze miały zawsze ogromne znaczenie, nawet jeśli grały tylko pośrednią rolę.
    Ależ nie ma czego wybaczać – powiedział pospiesznie, chcąc by przestała kłopotać się przepraszaniem za coś tak kuriozalnego. – Lodowisko? To stąd te łyżwy pod stołem – znów się uśmiechnął – to takie hobby, czy coś poważniejszego? – spytał.
      Nigdy nie interesował się tym sportem. Wyobraził sobie jednak Rikke na lodowisku, w jednym ze strojów, które zwykle nosiły łyżwiarki i… no właśnie. Już chwilę później starał się skierować myśli w innym kierunku. Na całe szczęście z opresji wyratował go kelner, przynosząc im zamówione dania, a także nalewając do kieliszków wina, które wybrali. Tomi zgarnął gazetę ze stołu, chwycił serwetkę i rozłożył ją sobie na kolanach. Podziękował kelnerowi i zerknął w stronę dziewczyny, by w porę życzyć jej smacznego, nim oboje zaczną jeść.
    To zupełnie zrozumiałe. Niewykorzystane okazje lubią się mścić. Mam to samo. – Podniósł do ust kieliszek wina. – Tak się składa, że dziś akurat zdobyłem dwa bilety do teatru, na najbliższą sobotę. Jeśli nie ma pani żadnych planów, może… Uczyniłaby mi pani tę przyjemność i poszła ze mną? Gwarantuję dobrą zabawę, moje wspaniałe towarzystwo i najlepszy widok na scenę. I butelkę szampana, bo dlaczego nie.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    W zasadzie nie miał pojęcia, że była Norweżką. Nie zastanawiał się również nad jej akcentem. Pytanie rzucił od niechcenia i teraz, szczęśliwy jak nigdy dotąd, wyciągnął ołówek i dopisał brakujące hasło, a jego zmysł perfekcjonisty przybił mu brawo.
    Właściwie nigdy ich nie wysyłam. Gazetę przekazuję mojemu lokajowi, który znając życie robi to za mnie, zbierając całkiem pokaźną kolekcję parasoli, zestawów grających, czy przypraw. Może to dość nudne hobby, ale kojarzy mi się z moim dziadkiem, któremu nic nie sprawiało większej przyjemności niż zbiór krzyżówek podarowany na święta. Nie był to człowiek wymagający, za to niezwykle inteligentny – powiedział, gdyż czuł potrzebę wyjaśnienia, skąd u niego tak beznadziejne zainteresowania. Znaczy, nigdy dotąd nie uważał ich za beznadziejne, jednak nagle poczuł się staro. Był po prostu trzydziesto-trzy letnim kawalerem, właścicielem kilku dobrze prosperujących lokali, który… rozwiązuje krzyżówki. Równie dobrze mógł udać się w każdy piątkowy wieczór do pobliskiego domu starości, by wraz z innymi wiekowymi już rezydentami pograć sobie w magiczne bingo. Przecież to praktycznie ten sam poziom rozrywki.
      W istocie słuchał jej z zainteresowaniem. Nie wiedzieć czemu chciał wiedzieć o niej wszystko, a każdy wyjawiony przez nią fakt sprawiał, że w jakimś stopniu się do siebie zbliżali. I choć wciąż tytułowali siebie „pan i pani”, to wraz z upływem czasu zauważał, że robi się to coraz mniej naturalne. Właściwie dlaczego wciąż nie zaproponował, by mówiła mu po imieniu? Dlaczego pozwalał na to, by podkreślali tę znaczącą różnicę wieku między nimi? Mykkänen co prawda nie miał zielonego pojęcia ile dokładnie Rikke ma lat, ale nie trzeba było wyciągać metryk, by na pierwszy rzut oka stwierdzić, że dzieli ich co najmniej dziesięć. A to niestety już było dużo.
    Proszę mi mówić Tomi. Czuję się jakbym miał pięćdziesiąt lat, gdy słyszę to ciągłe „pan” – Uśmiechnął się. Wiadomo, na aukcji trzeba było zachować konwenanse, jednak ich obecność w restauracji nie była już w żadnym stopniu oficjalna, toteż można było spokojnie przejść na nieco niższe tony.
     Mykkänen spojrzał na talerz, który właśnie znalazł się przed nim. Stek jak zwykle okazał się być niezwykle smaczny. Przysmażony na tyle, by zarumienić się z zewnątrz, za to pozostać krwistym wewnątrz. Tomi, jak na mężczyznę przystało, doceniał smak dobrego mięsa, jego świeżość i pochodzenie. Steki w restauracji Moderne nie miały sobie równych w całym Midgardzie.
      Nie mógł powstrzymać więc wyrazu przyjemności malującej się na jego przystojnej (w miarę) twarzy, gdy tylko pierwszy kęs znalazł się w jego ustach. Przymknął oczy na kilka sekund i pokręcił głową. Gdy je otworzył, spojrzał na Rikke, nie mogąc nie wypowiedzieć na głos swoich myśli.
    Mistrzostwo. –Wskazał na kolejny na kawałek mięsa na swoim widelcu. – Uwielbiam tu przychodzić, jeszcze nie znalazłem miejsca, w którym byłbym bardziej zadowolony z otrzymanego dania. A co do tradycji… Cóż, przyznam, że jestem zaskoczony. Mam nadzieję, że dookoła tej wieży nie lata żaden smok?. – Zażartował. – Ale teraz już przynajmniej wiem, o czym mówiła pani na aukcji. Oczekiwania w rodzinie Myklebust wydają się być dość… sztywne. Tylko trzy lata po zamążpójściu na dziecko? A gdzie w tym wszystkim czas na podróże, wspólne odkrywanie świata? Celebrowanie miłości? Proszę mi wybaczyć, może jestem trochę naiwny, albo to moja siostra zbyt długo męczyła mnie w dzieciństwie tymi romantycznymi historiami, które czasami czytała i mi się udzieliło, ale jednak… Tak po prostu się pani na to zgadza? Być, za przeproszeniem, maszyną rozpłodową byleby tylko dostarczyć rodzinie kolejną dziedziczkę? Nie wiem, czy powinienem dzielić się teraz tradycjami rodziny Mykkänen. Przy pani czuję się jak wolny ptak i naprawdę nie mam serca tak bardzo pani dołować. A co jeśli nigdy nie urodzi pani córki?
      Zasady panujące w jej rodzinnym domu mocno go zdumiały. No i oczywiście naraz poczuł, że w jakiś sposób musi jej poprawić nastrój, uratować, wybawić, czy jak to tam kobiety sobie nazywają, choć przecież Rikke ani nie sprawiała wrażenia przybitej, a już tym bardziej nie wyglądała jakby była w potrzebie. Przecież ona nawet nie narzekała. Przedstawiła mu suche fakty, bez wgłębiania się w towarzyszące im emocje. Być może Tomi chciał poczuć się jak rycerz, a być może po prostu szukał pretekstu, byleby tylko zbliżyć się do Rikke jeszcze bardziej. Tak bardzo, jak tylko się da.
      Znów zajął się zawartością swojego talerza, często zerkając jednak na swoją towarzyszkę. Nie natarczywie; dbał o to, by nie czuła się skrępowana. Nie potrafił jednak odebrać sobie tej przyjemności i często przyłapywał sam siebie na tym, że czasami przygląda się jej zbyt długo. Albo, że jego twarz wygląda jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał.
      Znaczy, to też nie było jakimś wielkim kłamstwem. Bo on się naprawdę zastanawiał. Zastanawiał się jak smakują jej usta, albo jak wyglądałaby z włosami rozrzuconymi na jego pościeli. Cóż, Tomi zdecydowanie zbyt długo był sam, za to Rikke była zdecydowanie zbyt piękna, by mógł się powstrzymać. Nie ukrył więc cienia rozczarowania, gdy dziewczyna wymijająco odpowiedziała na jego propozycję spełnienia marzeń. A szkoda, miał w planach coś naprawdę wielkiego. Skoro jednak wciąż się na to nie zdecydowała, nigdy się pewnie nie przekona, jak chciał sprawić, by była niewidzialna i by mogła uciec od rodzinnych zobowiązań.
    To oferta bezterminowa – powiedział jednak. Już w zasadzie pogodził się z faktem, że owe pierścienie przeszły mu koło nosa, co tylko potwierdzało tezę, że były zwyczajnym kaprysem. Nawet ich już nie chciał, a oferta spełniania życzeń miała być zupełnie darmowa, bez oczekiwania czegokolwiek w zamian. Cóż, może następnym razem.
      Na pytanie o łyżwy uśmiechnął się tylko. Nie chciał mówić tego na głos, ale znając życie, na lodowisku wyglądałby dość śmiesznie. I to nie dlatego, że był zbyt elegancki – po prostu nie potrafił jeździć. Łyżwiarstwo figurowe to nie był zbyt męski sport, a Mykkänen senior raczej nie patrzyłby przychylnie na hobby syna tego rodzaju.
    Jakoś nie miałem okazji. Do aktywności fizycznych, jakie uprawiam, mogę zaliczyć bieganie. Szczególnie rano, gdy miasto jeszcze śpi, a trawniki pokrywa poranna rosa. Powietrze jest wtedy najczystsze.
      Może i nie biegał codziennie, ale biegał często. Na tyle, by nie łapać zadyszki po zaledwie kilku minutach. Nie był przesadnym fanem sportu, na studiach skupił się na nauce, odkładając na bok wszelkie inne, mniej ważne czynności. Bieganie jednak lubił, wiedział, że to zdrowe, a skoro już otaczał się alkoholem, musiał to sobie jakoś równoważyć.
      Jeśli zaś chodzi o teatr… tak, nie mógł doczekać się soboty. Tym bardziej, jeśli Myklebust zgodziłaby się mu towarzyszyć.
    Inscenizacja jednego z mitów o Frei. Według tego, co dziś wyczytałem, główna aktorka włożyła naprawdę całe swoje serce by jak najwierniej przedstawić jej postać, no i recenzje są całkiem dobre. Zrobiłaby mi pani niezwykłą przyjemność, zgadzając się. Planowałem poprosić szwagra, ale nie przypuszczam, by miał mi to za złe.
      Liczył na to, że jej odpowiedź będzie twierdząca. Wiedział, jak lubiła znikać, toteż zaciemniona sala teatralna stanowiła ku temu niezwykle cudowną okazję. W dodatku było już dawno po premierze – cała towarzyska śmietanka, która chciała ten spektakl obejrzeć, z pewnością dawno już to zrobiła. No i oczywiście miałby pretekst, by znów się z nią spotkać… Musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Nie mógł liczyć, że szczęśliwym trafem już zawsze będą trafiać na siebie zupełnym przypadkiem.
    Mieszka pan w Midgardzie? – Usłyszał i uśmiechnął się tajemniczo. Mógł po prostu odpowiedzieć twierdząco i zakończyć temat. Mógł być także Tomim Mykkänenem i odpowiedzieć coś więcej, niż tylko zwykłe tak. Zdecydował się na tę drugą opcję.
    Tak się składa, że mieszkam w porcie. Spełniłem sobie jedno z pani marzeń, zupełnie nieprzypadkowo.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Wysłuchała jego wyjaśnienia odnośnie posiadania najnudniejszego hobby świata i uśmiechnęła się szeroko. Krzyżówki doskonale sprawdzały wiedzę ogólną, w której, wbrew pozorom, miała straszne braki. Sama nigdy nie miała odwagi sprawdzić się z kartką papieru z wyrysowanymi kratkami, bo wiedziała, że przegrałaby to starcie w maksymalnie pięć minut. Krzyżówka skończyłaby gdzieś w kącie, a ona sama skwitowałaby swoją klęskę zbiorem słów absolutnie nieprzystających damie, które usłyszała podczas spaceru w porcie. Wolała więc nie próbować, żeby przez przypadek nie zranić swojej delikatnej dumy.
    - Tomi, moją pasją są starożytne runy. Z tej pozycji nie mam prawa nabijać się z krzyżówek - przyznała nie kryjąc rozbawienia. Zgodnie z jego życzeniem darowała sobie tytułowanie go "panem". Czy mogli więc już nazwać się znajomymi? Miała ochotę zapytać go, ile ma lat, skoro już wiadome było, że nie pięćdziesiąt, ale przecież gdyby zapytała, on odwzajemniłby to pozornie niewinne pytanie. I co wtedy? Wtedy skończyłyby się szaleńcze fantazje panny Myklebust. Zostałaby odesłana z powrotem do swojej wieży i pewnie nie zjadłaby nawet kolacji w ramach zadośćuczynienia za swe zdrożne pragnienia. Bo im dłużej patrzyła w oczy pana Mykkänena, tym bardziej chciała rzucić się na niego, by posmakować jego ust. Potem chciałaby sprawdzić, czy jego mięśnie są tak twarde jak wydają się być twarde. A potem chciałaby wiedzieć, czy zawsze tak całuje. I wtedy przepadłaby na zawsze. Żeby więc tego powoli dokonać, musi grać starszą i dojrzalszą niż jest w rzeczywistości. Chociaż tak naprawdę była bardzo dojrzała jak na swój wiek. Może nie pod względem emocjonalnym, ale z pewnością jej dobór słownictwa, ubioru i zachowanie odstawały od typowych przedstawicieli jej rocznika. Wynikało to z faktu wychowania przez ludzi, dla których była szóstym dzieckiem, ostatnią szansą na dziecko. Dopiero w szkole zobaczyła, co oznacza młodość i, że spódnice za kolano nie zawsze są uważane za fajne. Teraz jednak nie pogardziłaby spódnicą, zamiast tych dżinsów. Obiecała sobie, że wylądują po dniu dzisiejszym na dnie jej szafy i przepadną w odmętach pamięci. Nigdy więcej nie zamierzała się wstydzić tym, że ma je na swoim chudym tyłku.
    Patrzyła, jak mężczyzna porcjuje swój posiłek, starając się skupić na pewnych ruchach, które wykonywał, a nie na tym, że to mięso było w środku surowe. Rikke nie znosiła jeść mięsa. Nie ważne, w jakiej było formie, wszystko inne niż kurczak czy cokolwiek wyłowione z morza było dla niej niejadalne. Czuła, że to kiedyś żyło i chodziło po tym odynowym świecie, a to wydawało jej się skrajnie obrzydliwe. Kurczak przechodził tylko dlatego, że nie znosiła kur, a poza tym był zawsze należycie przygotowany, bez grama surowizny. Ryby i skorupiaki były jej całkowicie obojętne. Półkrwisty stek był jednak czymś, co utknęłoby jej w gardle, a ona sama płakałaby, że to w tym gardle w ogóle ma. Fin wydawał się być jednak wybitnie zadowolony z tego co mu zaserwowano.
    - Czymże by była wieża bez smoka? Nawet został nazwany. Renate Myklebust. Wydaje z siebie dźwięki na nieludzkim rejestrze i każe mówić do siebie "szanowna matko" - również zażartowała, choć musiała przyznać, że ostatnimi czasy jej rodzicielka mocno odpuściła. Nie sprawdzała już nawet w nocy czy Rikks śpi. To naprawdę duży krok w stronę mitycznej niezależności, którą jej kiedyś obiecała. Szkoda, że wciąż musi stawiać się w głównej części zamku na śniadania i kolacje. Kto wie? Może kiedyś będzie mogła zjeść samotnie te najważniejsze posiłki w ciągu dnia?
    - Czy pańska rodzina oczekuje od pana potomka? Czy zgadza się pan na to tak po prostu? Czy to nie stawia pana w roli, proszę wybaczyć… zapładniacza? - odbiła piłeczkę, zanim na chwilę umilkła przegryzając makaron, którym zapchała sobie na chwilę usta. Nie mówiła mu tego, żeby jej współczuł. Nie potrzebowała współczucia w życiu, potrzebowała dobrego nasienia. Żart. Potrzebowała kogoś, kto to zrozumie, uszanuje i zapomni. Nie zamierzała lecieć z listą rodzinnych tradycji i odhaczać każdą po kolei, ale... nie wiedziała trochę, co może zrobić inaczej. Wychowano ją wedle myśli, że tradycje są ważne, wiążące i są swego rodzaju świętością. I nie zamierzała się buntować, dopóki gra nie była warta świeczki.
    - Nie przeszkadzają mi te tradycje, wiem, że wypełnienie ich nie będzie niezgodne z moim sumieniem. Jeśli się zakocham, to wezmę ślub. Jeśli wezmę ślub, to pewnie będę chciała mieć dzieci. Jeśli będą dzieci, to chciałabym mieć córkę. Jeśli już będę ją mieć, to chciałabym, żeby poradziła sobie na świecie, kiedy mnie zabraknie. Może nie w tak radykalny sposób, w jaki mnie przedstawiono moją rolę i wynikające z niej obowiązki, ale idea matriarchatu jest bardzo bliska mojemu sercu. I bardzo chciałabym wychować swoją następczynię, bo inaczej zostanie nią córka mojego brata, ta która w dniu mojej śmierci wciąż będzie nosić rodowe nazwisko. A tu już robi się bardzo duża loteria, ponieważ mam 4 żyjących starszych braci, którzy mogą mieć bardzo dużo córek - wyjaśniła spokojnie i znów wypełniła swoje usta makaronem z krewetkami, które jak już wiemy, jej nie obrzydzają, bo nie żyją i są z morza.
    - Mamy też miłe tradycje. Na przykład spędzamy razem wszystkie święta i urodziny babci. I dajemy sobie bardzo szczodre prezenty. I... troszczymy się o siebie, nawet jak ze sobą nie rozmawiamy. Wiem, bo praktykuję to z braćmi, a ostatnio jeden nastawił mi obojczyk i nie podkablował mnie do smoczycy - znów się uśmiechnęła, jakby chciała go pocieszyć. A przecież to on był wolny jak ptak. A nawet jeśli tylko tak twierdził, to jego rodzina była odpowiedzialna za rozrywkę. Mieli mnóstwo klubów, które nie wyglądały jak kluby, a sam Tomi posiadał całą linię produkcyjną akvavitu, o którym już krążyły dziwne legendy, że ma magiczne właściwości. I wiedziała to zanim kiedykolwiek go spotkała, niech więc to będzie najlepszą reklamą jego wyrobów. Ona była potomkinią Przymierza Środka i Westbergów, którzy byli po prostu bogaci i mieli wieszczy już w trzech pokoleniach. Nic specjalnie rozrywkowego. Wręcz przeciwnie. Dużo nadmiernej odpowiedzialności  nie tylko za swój los, ale całej magicznej społeczności.
    To oferta bezterminowa.
    Pokiwała głową na znak, że zrozumiała, choć jedna z jej brwi powędrowała nieco wyżej. Bezterminowość tej oferty nieco ją zdumiała, bo jeszcze kilka dni temu była pewna, że to sprawa niecierpiąca zwłoki. Czyżby coś się zmieniło? Nawet jeśli tak, to i tak nie zmieniało faktu, że ta oferta nie miała szans istnienia w tej rzeczywistości. Cokolwiek by nie wymyślił jej nader przystojny towarzysz to i tak nie byłoby długoterminowe i trwałe i prawdziwe. Byłoby jedynie namiastką, a to absolutnie jej nie satysfakcjonowało.
    - Musisz mieć świetną kondycję. Ja nie biegam, a jeśli biegam, to radzę dołączyć do mnie, bo to znak, że widziałam nadchodzącą apokalipsę i wiem jak ją odwlec w czasie - kolejny żart. Mógł być z siebie naprawdę dumny, bo normalnie panna Myklebust nie szastała żartami na prawo i lewo. Wręcz przeciwnie. Patrzyła na żartujących niezrozumiałym wzrokiem, jakby była ponad coś tak błahego. Często tak patrzyła na świat. Zbyt często. Znów mogła to zwalić na wychowanie, ale tak naprawdę w głębi duszy była zwykłą zołzą. Samotną zołzą. Odkąd w dzieciństwie jej brat bliźniak popełnił samobójstwo, miała wrażenie, że została na tym świecie sama jak palec i dotychczas nikt nie wypełnił tej luki. Nikt nawet nie próbował. Nikt nawet nie znalazł się tak blisko, by mieć szanse spróbować. Nikt nawet nie wiedział o tym brakującym elemencie jej własnej układanki. Nawet ojciec, który był jej najbliższym przyjacielem od śmierci Henrika.
    - W takim razie do zobaczenia w sobotę. I proszę mi mówić Rikke, bo czuję się nieswojo kiedy nie odwzajemniasz bezpośredniości, Tomi - zgodziła się tuż po zakończonym posiłku. Sięgnęła po butelkę zamówionej coca-coli i przelała ją do wypełnionej lodem szklanki. Uniosła ją wyżej w ramach niemego toastu i wypiła niemalże duszkiem. Nie powinna pić coca-coli. Od tego łatwo się tyje, psują się zęby i podnosi się zbytnio cukier we krwi. Zwłaszcza nie powinno się jej pić po wsunięciu całego talerza węglowodanów. Myklebustówna miała jednak te wszystkie zasady w nosie, bo przecież była na wagarach. A na wagarach jedyną zasadą jest brak zasad.
    - Oby szwagier wybaczył mi zajęcie jego miejsca i tę obiecaną butelkę szampana - dodała jeszcze posyłając mu szeroki uśmiech. Tak, gotowa była przejść od razu do deseru, ale stek Tomiego był zdecydowanie większą porcją niż ta, którą właśnie zjadła. Musiała więc na niego zaczekać, a w międzyczasie przyglądała się bezczelnie jego twarzy. Delikatne rumieńce na jej piegowatych policzkach bezczelnie zdradzały, że wszystko to, co właśnie widzi niezaprzeczalnie działa na jej młodocianą wyobraźnię. Jeju, jaki on był boski. Twarz to mu chyba Michał Anioł dłutem haratał. Absolutnie, niezaprzeczalnie przystojny. Zbyt przystojny, nawet jak na to przeklęte miasto, gdzie wszyscy wyglądali niedorzecznie dobrze.
    Kelner pojawił się, zebrał puste talerz i szklankę po coli i zostawił ją z kieliszkiem wina i słodkim oczekiwaniem na zbliżający się deser. Nie chcąc wyjść na nader bezczelną, przeniosła wzrok na szybę, za którą wciąż powoli sączył się deszcz i bębnił cicho o parapet, co przebijało się przez nienachalną muzykę puszczaną w lokalu. Wyjątkowo lubiła takie dni i uważała, że zdecydowanie lepiej byłoby urodzić się na wyspach brytyjskich. Wtedy taką pogodę miałaby na wyciągnięcie dłoni niemalże każdego dnia.
    Tak się składa, że mieszkam w porcie. Spełniłem sobie jedno z pani marzeń, zupełnie nieprzypadkowo.
    Nie powiedział tego. Znów piwne oczy dziewczęcia wkleiły się w jego boską twarz, a ona sama przechyliła lekko głowę.
    - Czuję się okradziona z marzenia - powiedziała spokojnie, choć jej serce wpadło w niezbyt zdrowy rytm. Nic tak na nią nie działało jak morze. Uwielbiała spacerować po porcie i słuchać jak fale odbijają się od brzegu. Parzeć jak ludzie w pocie czoła pracują ciężko załadowując lub wyładowując statki najróżniejszej maści. O niczym innym nie marzyła tak długo i tak intensywnie. A on to spełnił. Nieprzypadkowo. To znaczy, że w ciągu ostatnich kilkku dni wydał niedorzecznie dużą kwotę na nieruchomość w zaskakująco bliskiej jej sercu lokacji. Sama mu o tym powiedziała. A on spełnił jej marzenie nieprzypadkowo.
    - I naprawdę teraz chcę zobaczyć to lokum. Bardziej niż wypada. - przyznała na głos, zanim sięgnęła po kieliszek pełen słodkiego wina. Słodki Odynie. Już straciła dla niego głowę, a to dopiero druga rozmowa. Jeszcze z godzina w jego towarzystwie i pójdzie do ulubionego jubilera fantazjować o pierścionku zaręczynowym, który mógłby jej wręczyć. A potem pójdzie zastanawiać się jak duże wesele chce mieć i dlaczego największe na świecie. Nawet jeśli był najzwyklejszym złodziejem marzeń.
    - Teraz musisz zdradzić mi swoje pragnienia, żebym mogła któreś bezczelnie Ci podprowadzić - tak, zamierzała to zrobić. Miała jednak nadzieję, że będzie do bardzo przyjemne w realizacji. Na pewno przecież marzył o czymś przyjemnym, nie wyglądał na kogoś, kto pielęgnuje udrękę. Nie licząc tej kwestii z bieganiem.

    Rikke i Tomi z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.