Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    16.11.2000 – Las dębowy – Bezimienny: S. Moen & Nieznajomy: G. Molander

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    16.11.2000

    Spacery z Gertem przesiąknięte były niewinnością. Czystą przyjaźnią, bezinteresowną, zrodzoną w niespodziewanej empatii; ich płuca pokrywał mech, włosy pachniały świeżą sosną, a stopy zapadały w zazwyczaj podmiękłym podłożu, jednocząc się z naturą w poszukiwaniu każdego przejawu boskiej życzliwości. Pokazywał jej nowy świat, daleko za granicami pulsującego życiem Midgardu; wędrowali jak zagubione w głuszy dzieci topiące grube, zimowe buty w śniegu, choć ona, mimo wyraźnie rumianych już policzków, zdawała się niewrażliwa na wszechobecnie otaczający ich chłód nieprzychylnej pogody.
    Szare niebo wydawało się błękitniejsze, puch na ziemi bielszy i świeższy, a cisza jakby słodsza; przynosiła mu szczęście, czy tak? Nigdy dotąd nie słyszała podobnych słów, przyzwyczajona do komplementów o wiele bardziej wulgarnych, niekoniecznie w pełni za nimi przepadająca - tymczasem każde słowo opuszczające jego gardło wydawało się miękkie jak ta zmurszała podłoga w chatce wiedźm. Mogłaby kołysać się na nich jak na hamaku, choć przez chwilę zapominająca o tym, że życie wcale nie było tak symfonicznie beztroskie.
    - Oczywiście - odpowiedziała pogodnie, upewniwszy się, że sakiewki przy pasku były szczelnie zamknięte rzemykiem; nic nie powinno wypaść z nich po drodze, szczególnie że ta prowadziła przynajmniej przez jeden portal, a magia przepadała za płataniem figli nieuważnym wędrowcom. - Kojarzysz ten stary, opuszczony młyn przy obrzeżach? Przy rzece? Pamiętam, że kiedyś widziałam tam mnóstwo krzaków borówki, nie wiem tylko, czy dalej tam są, szczególnie o tej porze… - zastanowiła się, zadarłszy głowę ku górze, by móc odnaleźć jego oczy. Ogródek wiedźm mógł być zaczarowany, przez co tutejsza roślinność przetrwała próbę pogody i kwitła dumnie w blasku bladego słońca, ale czy mogli mieć tak wiele szczęścia w innym zapomnianym przez czas miejscu? - No trudno, najwyżej wrócimy z niczym - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się promiennie; w najgorszym wypadku bezoar mógł poczekać na swoją kolej, aż skruszeni niepowodzeniem alchemicy wybiorą się do sklepu i tam, po najniższej linii oporu, zdobędą wymagane do mikstury komponenty. - Ale skoro przed nami tak długa droga, opowiedz mi, proszę, co u ciebie. Teraz w Midgardzie jest tak niebezpiecznie. Dbasz o siebie? - zapytała z wręcz matczyną troską.
    Młyn powitał ich harmonijną ciszą. Niezmrożona rzeka szumiała w jego bliskości, przez moment zagłuszając przyspieszony oddech zmęczonej dziewczyny, która nawet nie podejrzewała, że spacer tutaj byłby w stanie na tyle ją nadwyrężyć.
    - Właściwie powinniśmy zrobić sobie przerwę i piknik, ale nie wzięłam niczego do jedzenia - stwierdziła z rozczarowaniem, na moment schyliwszy się po to, by ułożyć dłonie na swoich kolanach i odpocząć po wędrówce - a wtedy tuż obok swojego buta dostrzegła nieśmiało wyglądające zza śniegu borówki wylegujące się na ziemi, zamiast na krzewie brodzącym w plony. Saga zamrugała w zdziwieniu, ale nie zamierzała przeciwstawiać się uśmiechowi losu, prędko zbierając stamtąd owoce wciąż wyglądające niemal podejrzanie świeżo. - Tym razem chyba nasze role się odwróciły, Gert, i ty przynosisz mi szczęście. Zobacz! - zachwyciła się śpiewnie, po czym skryła fortunne zbiory w osobnej sakiewce. To skutecznie odegnało widmo osiadającego na kościach zmęczenia - bo czy mogła pozwolić sobie poprzestać na jednorazowym sukcesie? Zanim odeszli z chatki czarownic, Molander zebrał tak dużo ingrediencji i nic nie stało na przeszkodzie ku temu, by w poszukiwaniach zaczęli się ścigać, symbiozę okraszając ledwie wyczuwalnym tchnieniem rywalizacji. - Zakład, kto znajdzie tutaj więcej składników? - zaproponowała, świadoma, że zaczęła przygodę przy młynie z imponującym wynikiem - a i przy nadgryzionym zębem czasu budynku zauważyła przedziwnie upartą w swym trwaniu roślinę, do której podeszła niemal zbyt zadowolonym krokiem. - Wierzbówka - oznajmiła, patrząc na Gerta przez ramię z szerokim uśmiechem, zanim i ten składnik wylądował w jej zbiorach.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Zgodził się na podróż do opuszczonego młyna. Wydawało mu się, że to dobry trop, zresztą, chciał oddać jej inicjatywę. Pewnie wymieniłby jeszcze kilka innych wartych sprawdzenia miejsc, jednak obserwacja Sagi była niezwykle dobra i z niemal zupełną pewnością mógł stwierdzić, że faktycznie trafią tam na potrzebne składniki. Kiwając lekko głową, podążył dalej ku miejscu bliższemu sercu miasta, choć  wciąż nie było ono umieszczone w ścisłej zabudowie i raczej zaliczane do obrzeży, więc pozostawała im przyjemność obcowania z całkiem dziką przyrodą. Sama budowla młyna zawsze zdawała mu się niezwykle ciekawa, przepadał za oglądaniem jej wnętrza, gdzie przy resztkach mechanizmów mógł poczuć się wyjątkowo mały i zagubiony. Było to uczucie, którego nie zwykł doświadczać, przyzwyczajony raczej, że wszystko zdaje się drobne, za małe wręcz w stosunku do jego postaci.
    Oczywiście, że tak. Bywałem tam dość często – odparł. – Och, wydaje mi się, że będziesz miała rację. Trzeba sprawdzić to miejsce. Czuję, że nawet w tym chłodzie znajdziemy to, czego potrzebujemy. – Dostrzegł jej spojrzenie i przyjemny dla oka uśmiech. Odpowiedział jej życzliwością moszczącą się w rysach twarzy i lekkim łukiem wąskich ust wyrażających zadowolenie. Chatka wiedźm została przez nich dokładnie przeszukana. Opuszczając ją pomyślał o wdzięczności do łaskawej natury, dziś tak niezwykle płodnej i chętnej, by dzielić się z nimi swymi plonami. Osłonił płaszczem sakiewkę, gdy ruszyli dalej, troszcząc się o to, by nie uronić ani jednego, najdrobniejszego skrawka roślinek.
    Zdziwił się nieco, gdy usłyszał zatroskanie w jej głosie i pytanie, które tyczyło się jego osoby. Zaśmiał się dźwięcznie, gdyż podobne sytuacje raczej nie zdarzały mu się zbyt często.  
    Nie martw się, u mnie wszystko dobrze. Radzę sobie. Szczerze powiedziawszy, nie odczułem zbytniej różnicy. Wiesz, moja praca sama w sobie jest dość niebezpieczna, a zgroza, która spadła na Midgard, jest kolejnym wyzwaniem, z którym należy się zmierzyć. Z resztą… – przerwał na moment i wyciągnął ku górze dłonie, by rozprostować zesztywniałe kości. Następnie wykonał z rozbawieniem gest, którym zwykle atleci prezentują swoje mięśnie i siłę.  – Potrafię się obronić. Mało kto ma odwagę do mnie podskoczyć. – Była w tym stwierdzeniu ogromna doza żartobliwości, gdyż Molander tak naprawdę zdawał sobie sprawę z tego, o czym mówiła Saga. Nie zamierzał pchać się w żadne kłopoty bez konieczności wynikającej z pełnionego fachu. Zmarszczył lekko czoło, gdy przeszli kilka kolejnych kroków w zupełnym milczeniu. – A ty? Jak się masz? To istotniejsze. – Zawsze zdawała mu się krucha i delikatna, choć wcale nie zamierzał bagatelizować siły jej ducha wyciągając wnioski jedynie na podstawie zewnętrznej powłoki. Spotkał w swym życiu wiele silnych kobiet, których widok powodował raczej pobłażliwe spojrzenia u lekceważących je mężczyzn. Rzadko pytał ją o bardziej osobiste sprawy, pozostając naiwnie ślepym. Zwykle dostrzegał tylko tę część, w której Saga pozostawała zafascynowaną alchemią dziewczyną, sprawnie radzącą sobie z roślinami i warzeniem przydatnych eliksirów. Dostrzegał również to, że przepadała za wspólnymi spacerami i rozmowami. Przez chwilę towarzyszyła mu pokusa, by położyć na czubku jej głowy rękę, muskając opiekuńczo miękkie pasma włosów, jednak powstrzymał się, gdy ich oczom ukazał się rzeczony młyn.  
    Jesteś głodna? – Jak na komendę przeszukał swoje przepastne kieszenie, by sprawdzić, czy nie ma czegoś odpowiedniego na takie okazje. W wewnętrznej skrytce płaszcza wyczuł płaską tabliczkę batonika z orzechów i karmelu. Po wyciągnięciu go na światło dzienne, z uznaniem stwierdził, że nie jest nawet nadgryziony. Wciąż spoczywał w czerwonym opakowaniu gotów na sytuacje takie jak ta. – Trzymaj – wcisnął w drobne paluszki, nie czekając nawet na jej reakcję i nie zważając na jakikolwiek protest. – A następnym razem, przygotujemy się lepiej i pomyślimy o czymś lepszym do jedzenia.
    Ruszył przed siebie i uderzył dłońmi o kolana, gdy dziewczyna nie próżnując odnalazła borówkę. – Widać częściej musimy razem szukać składników, skoro tak dobrze na siebie wpływamy. O, ja też coś mam. – Pochylił się i pokiwał energicznie głową, by przypieczętować wspólną rywalizację, choć zdawało się, że faktycznie dobra passa przeszła tym razem na rzecz dziewczyny. – To wszystko, czego potrzeba do eliksiru – stwierdził, choć chęć poszukiwań i wykazania się  wciąż pozostawała w nim niezwykle silna.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Natura istotnie była dziś dla nich przychylna. Dlaczego? Czy mogło to oznaczać nadchodzące zachowanie równowagi i nieszczęście wiszące nad głową jak szarawa, listopadowa chmura? Norny najsurowiej karały za niewinność, a czy oni nie byli niewinni? W osądzających oczach wszechrzeczy nie zrobili nic złego, każde na barkach niosące krzyż własnej pielgrzymki złożonej z grzechów tych, którzy zewsząd otaczali ich ze zgubną intencją. Kiedy tylko ta myśl nawiedziła głowę - że coś nieprzychylnego mogłoby się wydarzyć - zapragnęła natychmiast chwycić dłoń olbrzyma i obiecać, że nie pozwoli niczemu go skrzywdzić, zanim przez lwią fasadę przedarło się olśnienie, że nawet gdyby chciała, przed żadnym zagrożeniem nie byłaby w stanie go obronić.
    Łatwiej było więc parsknąć niewymuszonym śmiechem na widok karykaturalnie naprężonych mięśni, gdy obróciła się na pięcie i w dość nieuważnej manierze zaczęła iść tyłem do przodu, z rękoma splecionymi przed sobą, zanim zdecydowała się podskoczyć - zgodnie z jego słowami - i jedną dłonią bezceremonialnie pacnąć w jedno z uniesionych ramion. Nie dosięgnęłaby go inaczej, nie bez obcasów, nie bez kamienia, na który mogłaby się wspiąć - albo nie z perspektywy jego pleców, na których także podtrzymywała się czasem tylko po to, by z góry oglądać malejący świat.
    - Ale przed tym się nie obroniłeś - wytknęła żartobliwie, urzeczona panującą między nimi swobodą; mimo różnicy wieku, mimo różnic genetycznych, mimo różnic społecznych; mimo tego, że w zbyt natrętnych myślach zaczynała rozumieć, że jego zawód mógł stanowić pewien problem - nie tyle dla niej, a dla kogoś znacznie ważniejszego, miesiąc w miesiąc narażonego na okrutne deptanie po piętach w oczekiwaniu na najmniejsze potknięcie. Nie zrobiłbyś tego, prawda?, chciała spytać nie jeden raz, w odwiecznym konflikcie Gleipniru z wargami stojąca teraz po drugiej stronie barykady. Jednak to pozostało wciąż nieodkrytą kartą. Kartą, której nigdy nie zamierzała odkryć, lojalna na tyle, by dochować tajemnicy. - To znaczy, że pokonałam cię w pojedynku? Wygrałam z potężnym Gertem Molanderem? Rozłożyłam cię na łopatki? Nie rumień się tak, przecież zawsze możemy zarządzić rewanż - białe zęby błysnęły w szerokim, figlarnym uśmiechu niewinnej prowokacji; zapewne gdyby zapragnął odwdzięczyć się pięknym za nadobne wylądowałaby na ziemi, albo, co gorsza, musiała natychmiast odwiedzić szpital z połamaną w ręku kością. Jak ćma z urwanym skrzydłem. Ale nie zrobiłby tego, każdy, jednak nie on - nie ten wrażliwy gigant o równie wielkim sercu, o uśmiechu promiennym jak słońce i dłoniach delikatniejszych niż pióro, gdy obchodził się z darami natury. - Och, ja też nie narzekam - zapewniła, czy szczerze, czy wręcz przeciwnie, to pozostawiła do jego oceny. Przecież nigdy nie lamentowała na głos. Świat nauczył ją zdławiać w sobie własne cierpienia, aż te groziły wykipieniem ponad firmament czaszki, dusząc, niszcząc, fundując najcięższą z tortur, bo zadaną swoją ręką. - Trochę przerażają mnie cienie snujące się po Midgardzie, twarze, których nie rozpoznaję, a które pojawiają się wiecznie w tych samych miejscach, ale… Chyba nie jest tak źle, by trzeba było bać się każdego. Prawda? - spytała, patrząc na niego pogodnie, z pewną nadzieją.
    Nie potrafiła odmówić sobie prawa do spoglądania na ludzi z ufnością.
    Głupia, głupia ćma. Właśnie dlatego parzył ją pozbawiony kresu ogień.
    Pojawienie się szczelnie zapakowanego batonika skwitowała zdumionym mrugnięciem i jeszcze szczęśliwszym uśmiechem, gdy przyjęła od niego przekąskę, bezpardonowo rozrywając jej opakowanie. Nie była na tyle sprawna, by szlakami dzikiej flory wędrować zbyt długo - dlatego z wdzięcznością powitała bodziec zdolny zaszczepić w niej nową dawkę energii i wgryzła się w niego ochoczo. - Na pół - zarządziła jednak, podobnie jak Gert - niechcąca słuchać żadnych opozycji. - Wiesz, że umiem gotować rosół? - wypaliła potem z nieukrywaną dumą; gotować, cóż, być może przypisywała sobie zbyt wiele zasług, ale próba poczyniona bez Jakobsena wydawała się ostatnio całkiem zjadliwa i niezatruta. - Czekaj, poszukajmy jeszcze czegoś poza borówką, skoro tu jesteśmy. Co ty na to? Chciałam uwarzyć kwinkowar i gdybyśmy mieli na tyle szczęścia, żeby gdzieś tu znaleźć dzięgiel litw… o - choć było to nieeleganckie, Saga wyciągniętą przed siebie dłonią wskazała nagle na krzaczek wybijający się ponad pierzynę mlecznego śniegu, do której czmychnęła od razu, by ostrożnie zebrać kwiaty rośliny; batonik wylądował więc między zębami, byle tylko nie zaingerował w delikatny proces, a wprawne palce z łatwością oddzieliły korony od łodyg, by następnie umieścić je w większej sakiewce przymocowanej do paska. Każdy komponent osobno, niczego nie mieszając. Dzięgiel nie był tak świeży jak w czasie sezonu swojego kwitnięcia, ale do jej potrzeb powinien w zupełności wystarczyć. - Wygrywam - oznajmiła potem dumnie, z teatralnie zadartą ku górze głową we wciąż rozbawionej manierze. - Bezoar też liczy się tylko jako jeden składnik, pamiętaj. Bez oszustw - fatalnie niepraktyczna zasada, ale Saga z premedytacją grała ku własnej korzyści, dostosowywała imperatywy do swojej sytuacji - bo wiedziała, że jej ulubiony olbrzym nawet nie śniłby dopatrywać się w tym obrazy. - Będziemy warzyć u ciebie? Czy chcesz wrócić do mnie?
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Gromki śmiech wysycił powietrze, gdy Saga podskoczyła i uderzyła go w ramię. Nie spodziewał się podobnej decyzji, jednak tym bardziej odwaga dziewczyny rozbawiła go i wywołała przyjemne ciepło rozlewające się po olbrzymim sercu. Dotknięcie przypominało muśnięcie motyla – tak dokładnie je zapamiętał. Z miejsca wspomniał te wszystkie dni, w których wylegiwał się na ciepłych łąkach okalających Midgard. W zupełnym bezruchu był w stanie czasami na tyle wtapiać się w otoczenie, by drobne owady przysiadały na jego ubraniach, bądź muskały skórę trzepotem pięknych, kolorowych skrzydeł. Były podobnie słodko nieświadome i spokojne, zupełnie ufne. I byłoby w tym obrazie jedynie samo dobro, gdyby nie roszcząca sobie prawo refleksja nad tym, jak czasami zgubne było nieprzemyślane szafowanie swoją wiarą w drugą osobę, bo przecież, gdy wstawał z ziemi, dostrzegał połamane źdźbła i te drobne stworzenia, które nie zdołały uciec przed ciężarem ciała. Był niewinny i szczery, jednak tyleż samo było  w nim bezwzględności i ślepego oddania wykonywanemu zawodowi. Nigdy nie miał problemu, by ściąć sierpem kolejny kwiat, bądź pozbawić życia zwierzęcia, które ujadało wystarczająco głośno i zagrażało człowiekowi w jakikolwiek sposób. Zawsze pamiętał o tym, że lepiej być łowcą niż zwierzyną, nie wahał się więc przed wykorzystywaniem swej przewagi, jeśli było to tylko konieczne. Nie dzisiaj jednak, nie tu, gdy beztrosko przemierzali kolejne części Midgardu w poszukiwaniu cennych ingrediencji.
    Chylę czoła. Wygrałaś – przyznał i faktycznie dygnął przed nią, zarzucając ognistymi lokami do przodu tak, że zasłoniły mu na chwilę oczy.
    Wsłuchał się uważnie w jej słowa, choć nie sądził, aby ujawniła przed nim nawet odrobinę swych problemów, a na pewno takie posiadała. Nie zamierzał jednak przyciskać dziewczyny, owszem, lubił ją i byłby gotów stanąć w obronie, jeśli tylko byłby świadkiem czegoś złego, jednak nie posiadał takiej siły, aby wnikać w jej życie i rozwiązywać ewentualne problemy. Zażyłość zdawała się mocno ograniczona jedynie do jednego wycinka, reszta zaś skrywała się pod całunem mlecznobiałej mgły nieświadomości i milczenia. Każde z nich zapewne po trosze grało, ujawniając tylko to, co było konieczne, uciekając od rzeczy trudnych i brzydkich – gdyż nie było potrzeby, by nimi zaprzątać sobie głowę.
    Doszukiwanie się w każdym wroga nie jest raczej zbyt rozsądne. Nie wyobrażam sobie znoszenia takiego ciężaru każdego dnia – stwierdził zgodnie z prawdą, bo choć zagrożenie można było spotkać na każdym roku, to jednak dopatrywanie się wrogości w każdym, najdrobniejszym zachowaniu, czy ludzkiej twarzy, zakrawało o paranoję. W pewnym momencie spojrzał na nią z troską, kręcąc głową. – Trzeba jednak dbać o to, by nie stracić uważności. Kluczowe jest wyważenie. – Przeczesał dłońmi kosmyki i rozejrzał się dookoła, by pobieżnie sprawdzić, czy jeszcze jakaś ciekawa roślina nie rzuci mu się w oczy. Chłód powoli wspinał się również na jego policzki, wykwitając błękitem na bladej skórze. Pociągnął nosem i w końcu zdecydował się na to, by zawiązać szczelniej płaszcz. Uniósł brew w geście zdziwienia, gdy Saga wspomniała o batoniku, jednak zgodził się.
    Niech będzie, a skoro mówisz o rosole, to niestety, ujawniając się z takim talentem skazałaś się na moje marudzenie. Teraz będę koniecznie chciał go spróbować. – Zadziorność wyzierała z jego słów i znaczyła się w melodii kolejnej salwy śmiechu. Droczył się, choć nie miałby nic przeciwko ciepłej zupie i przyjemnym, sycącym smaku rozlewającym się w gardle. Pozwolił, by towarzyszka udała się na poszukiwanie, sam zgubił gdzieś chęć dalszej rywalizacji, oddając inicjatywę i bacznie obserwował jak wyszukiwała kolejne roślinki. Sam skupił się na ziemi pod nogami i schylił, by zebrać jedną, niewielką roślinkę.
    Jeden został dla mnie – stwierdził i schował dzięgiel do pękatego już od składników mieszka. Wydawało się, że mają już wszystko, co potrzebne, by zacząć dalszy etap – przygotowywanie mikstur. – Znam pewne miejsce, gdzie możemy zająć się warzeniem i gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał. – Nie musiał zastanawiać się zbyt długo, aby zdecydować, gdzie będzie im najłatwiej przeprowadzić cały proces. – Chodźmy, gdy skończymy, obiecuję, że odprowadzę cię do domu. Nie chcę, abyś chodziła sama po lasach – dodał i spojrzał na nią z troską. Następnie wskazał konkretny kierunek ponownie oddalający ich od Midgardu.

    Gert i Saga z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.