:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
04.09.2000 – Sklep zielarski „Piołun” – Bezimienny: M. Järvelä & Nieznajomy: L. Westberg
2 posters
Bezimienny
04.09.2000 – Sklep zielarski „Piołun” – Bezimienny: M. Järvelä & Nieznajomy: L. Westberg Sro 21 Sie - 20:47
04.09.2000
Choć wrześniowe wydanie gazety zdawało się napawać mieszkańców Midgardu pewną osobliwą, niepokojącą grozą, dzień, jak gdyby na przekór wszystkiemu, był pogodny i słoneczny, wyjałowiony ze wszelkich niepowodzeń, na złość wprawiający w niepożądaną radość, która – jak by się zdawało – jedynie dla Mirjam nie była powodem do wstydu czy poczucia winy, jej humor bowiem, zaskakująco niezależny od wszystkiego, co nie dotyczyło jej bezpośrednio, nieustannie utrzymywał się gdzieś na granicy błogiej i niedojrzałej beztroski. Sklep wypełniał zatem przyjemny, uspokajający zapach ziół i szypru, przez okna wpadały natomiast pojedyncze, słoneczne strugi złotej jesieni, nadające brązowym meblom ciepłą, intensywną barwę koniaku, jej oczom natomiast – jasnego, przejrzystego odcienia błękitu, który zdawał się lśnić blado, niby odłamek szafiru utkwiony w ciemnej skale pegmatytu.
Nigdy nie plątała sobie głowy polityką i choć na jej stole z pedantyczną punktualnością pojawiało się zawsze najnowsze wydanie Orakel, Mirjam poświęcała w gruncie rzeczy niewiele uwagi wydarzeniom, które zdawały się dyktować rachityczny i pośpieszny tok życia pozostałych mieszkańców miasta. Stojąc tyłem do drzwi, nachylona lekko nad usłaną suszonymi pędami roślin, drewnianą ladą, nuciła więc pod nosem pogodną, fińską piosenkę, wypełniając pomieszczenie swoim śpiewnym, melodyjnym głosem, zwykłym wpadać w ucho tak łatwo i uparcie, że niekiedy do końca życia nie sposób było wyrugować go ze swojej pamięci. Podobnie co wieściami o kolejnych, odkrytych morderstwach, tym również nie przejmowała się jednak szczególnie, a być może nawet mniej, niż czymkolwiek, co zdołało w ostatnich czasach zaprzątnąć jej głowę swoją obecnością. Wcześnie okryte w dzieciństwie zdolności przyzwyczaiły ją do władzy, jaką dzierżyła nad płcią przeciwną, była to jednak władza, która zamiast w dumę, wprawiała ją w nużące zażenowanie, nie słabła wszak ani w obliczu moralnego zapału, ani zdecydowania, jedności, sprytu, ofiarności, odwagi czy cierpliwości, nie istniał sposób, ażeby ją podważać bądź umacniać, insygnia dane jej zostały bezpłatnie i bezzwrotnie, groteskowa wręcz usłużność mężczyzn zaczęła natomiast wywoływać już nie tylko radość czy upojne rozbawienie, lecz także frustrację i senność, znudzenie brakiem wyzwań i nowych perspektyw.
Zamyślona, obecność drugiej osoby zauważyła z opóźnieniem, odwracając się przodem do drzwi dopiero, gdy Laila była już niemal przy ladzie, wtenczas urywając także melodię w połowie drugiego wersu i pozwalając by na jej licu rozkwitł ciepły, przyjacielski uśmiech.
– Jakże się cieszę, że cię widzę! – odparła i choć jej oczy zmrużyły się na moment w kocim przejawie zaciekawienia, Mirjam odłożyła zaraz moździerz z ziołami na tylny blat i przystanęła za kontuarem w eleganckim kontrapoście. – Powiedz, co cię dzisiaj do mnie sprowadza?
Nieznajomy
Re: 04.09.2000 – Sklep zielarski „Piołun” – Bezimienny: M. Järvelä & Nieznajomy: L. Westberg Sro 21 Sie - 20:47
Midgard.
Obce miejsce, w którym czuła się jak intruz. Rozkołysane drzewa w rytm jesiennych dźwięków przypominały o bólu, który jeszcze nie tak dawno wypełniał drobne ciało Westberg. Uliczki miasta, podobnie jak twarze zaczęły wpasowywać się w przeszłość, która w Trondheim była odległa i wypełniona świadomością, że – to – już nigdy nie wróci.
Musiała jednak pojawić się w rodzinnym domostwie po liście ojca, który pragnął zobaczyć piegowate oblicze córki. Ona miała na to wszystko zupełnie inny plan;
pragnęła spokoju i ciszy, z dala od wpływowych ludzi, którzy dociekali – co się wydarzyło przed rokiem i dlaczego żona jednego z najbardziej szanowany artystów wyjechała. Podejrzewana, mimo iż nic jej nie udowodniono; nikt wszak nie przypuszczał, jak wiele cierpienia wypełniało krótkie małżeństwo skąpane w brutalności mężczyzny. Krótkie zdania wymieniane z inspektorem wprawiały ją w zakłopotanie, ale niemal na jednym wydechu opowiadała o sekretach jakimi spowita była relacja z Otto.
Sprawę umorzono.
Wolna i wyzbyta z ograniczeń udała się do obcego miasta, gdzie chciała spróbować ułożyć na nowo rozsypane puzzle codzienności. Melodia dudniła jednak w ścianach czaszki, a ta przypominała o nieudolnej próbie z października, gdy to okrutnik skończył w meandrach wody, wiedziony jakby pokuszeniem. Stłamszony umysł mógł podsuwać wiele scenariuszy, a ona przestała wtedy własnemu poczuciu, które gubiło ją wielokrotnie.
Czarny kapelusz kontrastował z ognistym kolorem włosów, które luźni puszczone drażniły fakturę skóry, gdy wiatr zawiał nieco mocniej. Chciała pozostać obca, byle żadna z dotychczasowych osób nie rozpoznała w niej tchórza, który bez słowa opuścił granice i zaszył w bezpiecznym azylu.
Uśmiech rozciągnął blade wargi, kiedy dostrzegła sklepik, w którym pracowała Mirjam. Westberg – bo do tego nazwiska powróciła – ufała, że dziewczyna znajduje się w środku i nic im nie przeszkodzi w krótkiej i pozornie niezobowiązującej rozmowie. Kroki stawiała powoli, ale wreszcie przekroczyła próg, co wydawało się być wydaniem wyroku na nią samą i na wspomnienia, którego pogrzebała na cmentarzysku podświadomości. Serce waliło jak szalone, chcąc wyrwać się z więzienia żeber, zaś oddech osiadł na wargach, kiedy z takim trudem starała się zachłysnąć powietrzem. Słowa ugrzęzły w gardle, a kiedy podeszła do szynkwasu, jasnowłosa przestała nucić tak znajomą linie melodyczną.
- Ciebie również, ale nawet nie wyobrażasz sobie jak problematyczne jest poruszanie się po Midgardzie… – wyszeptała skołowana bezsilnością. Wiedziała, że sama nie udźwignie swoich rozterek, ale najpierw zacząć od prozaicznych środków, w których posiadaniu była Järvelä. - Potrzebuję eliksir na bezsenność – powiedziała w końcu, obdarzając kobietę subtelnym uśmiechem.
Łudziła się, że to rozwiążę problemy.
Obce miejsce, w którym czuła się jak intruz. Rozkołysane drzewa w rytm jesiennych dźwięków przypominały o bólu, który jeszcze nie tak dawno wypełniał drobne ciało Westberg. Uliczki miasta, podobnie jak twarze zaczęły wpasowywać się w przeszłość, która w Trondheim była odległa i wypełniona świadomością, że – to – już nigdy nie wróci.
Musiała jednak pojawić się w rodzinnym domostwie po liście ojca, który pragnął zobaczyć piegowate oblicze córki. Ona miała na to wszystko zupełnie inny plan;
pragnęła spokoju i ciszy, z dala od wpływowych ludzi, którzy dociekali – co się wydarzyło przed rokiem i dlaczego żona jednego z najbardziej szanowany artystów wyjechała. Podejrzewana, mimo iż nic jej nie udowodniono; nikt wszak nie przypuszczał, jak wiele cierpienia wypełniało krótkie małżeństwo skąpane w brutalności mężczyzny. Krótkie zdania wymieniane z inspektorem wprawiały ją w zakłopotanie, ale niemal na jednym wydechu opowiadała o sekretach jakimi spowita była relacja z Otto.
Sprawę umorzono.
Wolna i wyzbyta z ograniczeń udała się do obcego miasta, gdzie chciała spróbować ułożyć na nowo rozsypane puzzle codzienności. Melodia dudniła jednak w ścianach czaszki, a ta przypominała o nieudolnej próbie z października, gdy to okrutnik skończył w meandrach wody, wiedziony jakby pokuszeniem. Stłamszony umysł mógł podsuwać wiele scenariuszy, a ona przestała wtedy własnemu poczuciu, które gubiło ją wielokrotnie.
Czarny kapelusz kontrastował z ognistym kolorem włosów, które luźni puszczone drażniły fakturę skóry, gdy wiatr zawiał nieco mocniej. Chciała pozostać obca, byle żadna z dotychczasowych osób nie rozpoznała w niej tchórza, który bez słowa opuścił granice i zaszył w bezpiecznym azylu.
Uśmiech rozciągnął blade wargi, kiedy dostrzegła sklepik, w którym pracowała Mirjam. Westberg – bo do tego nazwiska powróciła – ufała, że dziewczyna znajduje się w środku i nic im nie przeszkodzi w krótkiej i pozornie niezobowiązującej rozmowie. Kroki stawiała powoli, ale wreszcie przekroczyła próg, co wydawało się być wydaniem wyroku na nią samą i na wspomnienia, którego pogrzebała na cmentarzysku podświadomości. Serce waliło jak szalone, chcąc wyrwać się z więzienia żeber, zaś oddech osiadł na wargach, kiedy z takim trudem starała się zachłysnąć powietrzem. Słowa ugrzęzły w gardle, a kiedy podeszła do szynkwasu, jasnowłosa przestała nucić tak znajomą linie melodyczną.
- Ciebie również, ale nawet nie wyobrażasz sobie jak problematyczne jest poruszanie się po Midgardzie… – wyszeptała skołowana bezsilnością. Wiedziała, że sama nie udźwignie swoich rozterek, ale najpierw zacząć od prozaicznych środków, w których posiadaniu była Järvelä. - Potrzebuję eliksir na bezsenność – powiedziała w końcu, obdarzając kobietę subtelnym uśmiechem.
Łudziła się, że to rozwiążę problemy.
Bezimienny
Re: 04.09.2000 – Sklep zielarski „Piołun” – Bezimienny: M. Järvelä & Nieznajomy: L. Westberg Sro 21 Sie - 20:48
Mężczyźni zawsze byli dla niej naznaczeni pewnym nużącym, osobliwym piętnem naiwności, pełnym nieopierzonej godności i amatorskiego honoru, która w im tylko zrozumiały sposób domniemanie umożliwiała zwierzchnictwo nad płcią przeciwną. Nie musiała dobrze znać Otto, aby z tych kilku krótkich, pozornie nieistotnych chwil spędzonych w jego towarzystwie wywnioskować wystarczająco dużo o jego osobowości, o charakterze, który, choć w obecności Lailii był butny i gwałtowny, pod wpływem jej daru słabł i pierzchł pokornie, zsyłając go ostatecznie ku ciemnym odmętom Helheimu – raz tylko, stojąc nad samym brzegiem jeziora, próbował słabym ruchem dłoni zrobić jakieś zastrzeżenie, stawić opór, lecz fala jej samowystarczalnej determinacji odrzuciła na bok ten gest bez znaczenia, przeszła triumfalnie mimo niego, zalała wartkim strumieniem wszelkie słabe podrygi męskości. Otto Rønneberg był martwy z jej winy, a wszystko wokół miało niebawem zmienić się na lepsze – mimo to świat sunął naprzód z tą samą co zawsze, opieszałą cierpliwością, w przejawie miłosiernej pokory pozwalał wylizać stare rany, zapomnieć o przeszłości i zacząć życie od nowa. Lecz to przecież nigdy nie było możliwe.
Gdy tylko odłożyła na bok niewielki, kamienny moździerz, znad którego unosił się silny zapach mielonych ziół, jej spojrzenie – uważne i przenikliwe – skierowało się natychmiast ku blademu licu Lailii, na które zdążyły wkraść się pierwsze chochliki uczuć niespełna kilka miesięcy temu tłumionych jeszcze głęboko w środku, które wciąż zdawało się być jednak nad wyraz spokojne, bezsilne i zaniepokojone, co przywodziło Mirjam na myśl, czy aby nie było w jej życiu czegoś więcej, czym kobieta mogłaby się zamartwiać. Małodusznie sądziła, że pozbycie się Otto rozwiąże wszystkie problemy, a ponieważ sama nie pozwalała nigdy, by jakiekolwiek, nieprzyjemne niuanse zaprzątały jej głowę dłużej, niż było to rozsądne, nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Laila wciąż zdawała się tkwić pod szklanym kloszem własnej przeszłości, dlaczego pozwalała by emocje, które winny były już dawno rozwichrzyć się i zblednąć, wciąż dyktowały drogę jej pokalanej wspomnieniami rzeczywistości.
– Obawiam się, że mam w tym pewne doświadczenie. – odparła przekornie, opierając przedramiona o drewnianą ladę i pozwalając by jej drobne usta wygięły się w przejawie dobrotliwego uśmiechu. – Pamiętaj, że jestem tu zaledwie od kilkunastu miesięcy. Midgard wciąż ma przede mną swoje tajemnice. – jej twarz raptownie przeszył cień cierpkiego niezadowolenia, zaraz zniknął jednak, przysłonięty kolejnym, przyjacielskim wyrazem kociej ciekawości. – Choćby w zeszłym miesiącu, przechadzając się po mieście, natrafiłam na ukryte wśród kamienic panoptikum – doprawdy osobliwe miejsce, nikomu nie życzyłabym, by znalazł się tam przypadkiem, obawiam się zresztą, że nawet sam sprzedawca zdziwiony był moją obecnością, wszak obserwował mnie ze wścibską wręcz przenikliwością. Cóż, ciężko mu się dziwić. – odparła, pozwalając by jej perlisty śmiech wypełnił wnętrze sklepu – cyniczne rozbawienie zbladło nieznacznie dopiero, gdy Laila określiła powód swojej obecności.
– Sądziłam, że twoje problemy ze snem już ustąpiły lub przynajmniej poprawiły się od czasu naszego ostatniego spotkania, ale wnioskuję teraz, że tak nie jest. Nie szkodzi, przygotuję coś nowego. – odparła, wpierw troskliwie, zaraz pozwalając jednak, by jej ton nabrał entuzjastycznego wydźwięku. – Jak myślisz, dlaczego nie możesz spać? – spytała luźno, odwracając się już z powrotem w kierunku tylnego blatu i otwierając skrzypiące drzwiczki jednej z drewnianych szafek w poszukiwaniu odpowiednich ingrediencji.
Gdy tylko odłożyła na bok niewielki, kamienny moździerz, znad którego unosił się silny zapach mielonych ziół, jej spojrzenie – uważne i przenikliwe – skierowało się natychmiast ku blademu licu Lailii, na które zdążyły wkraść się pierwsze chochliki uczuć niespełna kilka miesięcy temu tłumionych jeszcze głęboko w środku, które wciąż zdawało się być jednak nad wyraz spokojne, bezsilne i zaniepokojone, co przywodziło Mirjam na myśl, czy aby nie było w jej życiu czegoś więcej, czym kobieta mogłaby się zamartwiać. Małodusznie sądziła, że pozbycie się Otto rozwiąże wszystkie problemy, a ponieważ sama nie pozwalała nigdy, by jakiekolwiek, nieprzyjemne niuanse zaprzątały jej głowę dłużej, niż było to rozsądne, nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Laila wciąż zdawała się tkwić pod szklanym kloszem własnej przeszłości, dlaczego pozwalała by emocje, które winny były już dawno rozwichrzyć się i zblednąć, wciąż dyktowały drogę jej pokalanej wspomnieniami rzeczywistości.
– Obawiam się, że mam w tym pewne doświadczenie. – odparła przekornie, opierając przedramiona o drewnianą ladę i pozwalając by jej drobne usta wygięły się w przejawie dobrotliwego uśmiechu. – Pamiętaj, że jestem tu zaledwie od kilkunastu miesięcy. Midgard wciąż ma przede mną swoje tajemnice. – jej twarz raptownie przeszył cień cierpkiego niezadowolenia, zaraz zniknął jednak, przysłonięty kolejnym, przyjacielskim wyrazem kociej ciekawości. – Choćby w zeszłym miesiącu, przechadzając się po mieście, natrafiłam na ukryte wśród kamienic panoptikum – doprawdy osobliwe miejsce, nikomu nie życzyłabym, by znalazł się tam przypadkiem, obawiam się zresztą, że nawet sam sprzedawca zdziwiony był moją obecnością, wszak obserwował mnie ze wścibską wręcz przenikliwością. Cóż, ciężko mu się dziwić. – odparła, pozwalając by jej perlisty śmiech wypełnił wnętrze sklepu – cyniczne rozbawienie zbladło nieznacznie dopiero, gdy Laila określiła powód swojej obecności.
– Sądziłam, że twoje problemy ze snem już ustąpiły lub przynajmniej poprawiły się od czasu naszego ostatniego spotkania, ale wnioskuję teraz, że tak nie jest. Nie szkodzi, przygotuję coś nowego. – odparła, wpierw troskliwie, zaraz pozwalając jednak, by jej ton nabrał entuzjastycznego wydźwięku. – Jak myślisz, dlaczego nie możesz spać? – spytała luźno, odwracając się już z powrotem w kierunku tylnego blatu i otwierając skrzypiące drzwiczki jednej z drewnianych szafek w poszukiwaniu odpowiednich ingrediencji.
Nieznajomy
Re: 04.09.2000 – Sklep zielarski „Piołun” – Bezimienny: M. Järvelä & Nieznajomy: L. Westberg Sro 21 Sie - 20:48
Emocje szalały w niej intensywnie, kiedy spoglądała na twarz Mirjam. Wspomnienia raz po raz uderzały z impetem, a ona niemalże taksowała oblicze jasnowłosej, drżąc pod naporem niepewności. Chciała pytać, choć nie umiała ubrać słów w konkretne pytania, jakby traciła grunt pod nogami.
Ta sama melodia, którą zasłyszała felernego wieczora – obecnie huczała w ścianach czaszki.
Musiała zwlekać z otwartością, dlatego tak skrupulatnie utrzymała na upstrzonym piegami licu uśmiech. Wargi wyginały się ku górze, mimo iż w środku krzyczała z rozpaczy. Wiedziała, że t y l k o zapomnienie przyniesie oczekiwane ukojenie, dzięki któremu wyrzeknie się dawnej siebie. Tytułu wdowy, z którym była kojarzona, bowiem chciała, by ludzie przypomnieli sobie, że spod jej pędzla wychodziły wspaniałe dzieła, które uświetniały sale balowe i galerie sztuki. Nigdy nie opiewały doskonałością, ale dostatecznym kunsztem, by nazwisko Westberg nie pozostało w żaden sposób obce.
- Nikomu nie ufam w tej materii, tak jak tobie – skwitowała spokojnie, nie przestając obdarzać kobiety uprzejmością. Mimowolnie uciekała spojrzeniem, lustrując otaczające je ściany, aż wreszcie zatrzymała się na szynkwasie, który wydawał się być bardziej zajmujący. Dyskomfort w naturalności był jednakże wyczuwalny, wszak Laila raz po raz przypominała spiętą kukłę, którą można było sterować za pomocą sznurków.
Wypuściła powietrze ze świstem, a smukłe palce zacisnęły się na kancie blatu.
- Może ktoś powinien cię oprowadzić po Midgardzie? – szepnęła cicho, spuszczając tęczówki. Kurtyna gęstych rzęs pozwalała niemalże ukryć się przed światem. Wstyd osiadał na jej delikatnej twarzyczce, gdyż każda zuchwałość była kolosem na glinianych nogach. Doskonale liczyła się z bezsilnością w perspektywie czasu nadal uważała, że słabości nie da się przezwyciężyć, a z je musiała pokonać. Otto nieustannie oskarżał ją o kuriozum grzechów, jakich się dopuszczała, ale ona pozostawała niewinna. Nie dała się zdominować przez sentymenty, stąd przyjęła pewniejszą siebie postawę.
- Możemy wybrać się na spacer, gdybyś tylko miała ochotę… Dobrze nam to zrobi – propozycja wydawała się być niezobowiązująca. Westberg, pomimo inteligencji, pozostawała bezsilna. Musiała znać prawdę, szczególnie teraz, gdy ta wróciła do zeń z intensywnością godną tamtejszych odczuć, kiedy każdy na końcu zdania pozostawiał pytajniki – oskarżając ją o najgorsze, a przecież była niewinna. Ludzie zrozumieli to, gdy jej mąż został określony samobójcą.
- Codziennie miewam koszmary… Słyszę… Słyszę tę melodię… – zawiesiła głos i wlepiła orzechowy wzrok w Mirjam, której nie zamierzała odpuścić. Musiała wydukać choć iluzję szczerości, dzięki czemu Laila na nowo poczuje się pewniej w domysłach, jakie snuła ostatnimi miesiącami. - Dokładnie tę, którą nuciłaś, gdy weszłam… Słyszałam ją także tamtego dnia, kiedy zmarł Otto…
Sądziła, że to wystarczy.
Ta sama melodia, którą zasłyszała felernego wieczora – obecnie huczała w ścianach czaszki.
Musiała zwlekać z otwartością, dlatego tak skrupulatnie utrzymała na upstrzonym piegami licu uśmiech. Wargi wyginały się ku górze, mimo iż w środku krzyczała z rozpaczy. Wiedziała, że t y l k o zapomnienie przyniesie oczekiwane ukojenie, dzięki któremu wyrzeknie się dawnej siebie. Tytułu wdowy, z którym była kojarzona, bowiem chciała, by ludzie przypomnieli sobie, że spod jej pędzla wychodziły wspaniałe dzieła, które uświetniały sale balowe i galerie sztuki. Nigdy nie opiewały doskonałością, ale dostatecznym kunsztem, by nazwisko Westberg nie pozostało w żaden sposób obce.
- Nikomu nie ufam w tej materii, tak jak tobie – skwitowała spokojnie, nie przestając obdarzać kobiety uprzejmością. Mimowolnie uciekała spojrzeniem, lustrując otaczające je ściany, aż wreszcie zatrzymała się na szynkwasie, który wydawał się być bardziej zajmujący. Dyskomfort w naturalności był jednakże wyczuwalny, wszak Laila raz po raz przypominała spiętą kukłę, którą można było sterować za pomocą sznurków.
Wypuściła powietrze ze świstem, a smukłe palce zacisnęły się na kancie blatu.
- Może ktoś powinien cię oprowadzić po Midgardzie? – szepnęła cicho, spuszczając tęczówki. Kurtyna gęstych rzęs pozwalała niemalże ukryć się przed światem. Wstyd osiadał na jej delikatnej twarzyczce, gdyż każda zuchwałość była kolosem na glinianych nogach. Doskonale liczyła się z bezsilnością w perspektywie czasu nadal uważała, że słabości nie da się przezwyciężyć, a z je musiała pokonać. Otto nieustannie oskarżał ją o kuriozum grzechów, jakich się dopuszczała, ale ona pozostawała niewinna. Nie dała się zdominować przez sentymenty, stąd przyjęła pewniejszą siebie postawę.
- Możemy wybrać się na spacer, gdybyś tylko miała ochotę… Dobrze nam to zrobi – propozycja wydawała się być niezobowiązująca. Westberg, pomimo inteligencji, pozostawała bezsilna. Musiała znać prawdę, szczególnie teraz, gdy ta wróciła do zeń z intensywnością godną tamtejszych odczuć, kiedy każdy na końcu zdania pozostawiał pytajniki – oskarżając ją o najgorsze, a przecież była niewinna. Ludzie zrozumieli to, gdy jej mąż został określony samobójcą.
- Codziennie miewam koszmary… Słyszę… Słyszę tę melodię… – zawiesiła głos i wlepiła orzechowy wzrok w Mirjam, której nie zamierzała odpuścić. Musiała wydukać choć iluzję szczerości, dzięki czemu Laila na nowo poczuje się pewniej w domysłach, jakie snuła ostatnimi miesiącami. - Dokładnie tę, którą nuciłaś, gdy weszłam… Słyszałam ją także tamtego dnia, kiedy zmarł Otto…
Sądziła, że to wystarczy.
Bezimienny
Re: 04.09.2000 – Sklep zielarski „Piołun” – Bezimienny: M. Järvelä & Nieznajomy: L. Westberg Sro 21 Sie - 20:48
Darzyła Lailę pewną słodką, młodzieńczą sympatią, osobliwym rodzajem troski, której nie przejawiała dotąd względem nikogo, a która w tym przypadku rozogniła się w jej sercu całkiem niespodziewanie, niby figlarny płomień buchający ku górze wśród krajobrazu chłodnych, skutych lodem peryferii syberyjskiej pustyni. Za moralny sztandar kobiecej słuszności powzięła sobie niejako bezpieczeństwo i spokój umysłu Westberg, której siła charakteru czezła i topniała pod naporem brutalnej osobowości Otto, obmierzłej i perfidnej męskości, która, ilekroć Mirjam była jej naocznym świadkiem, przyprawiała ją o niechęć i obrzydzenie. Ludzkość, zjadająca sama siebie od ogona poczynając, rozbudzała w niej wątłą obawę, wbrew zuchwałej pogardzie z jaką zazwyczaj odnosiła się świata doczesnego, sprowadzanie Rønneberga na pokuszenie rozbudziło w niej jednak impulsywne poczucie triumfu, którego, mimo upokorzenia płaskością takiego szczęścia, czepiała się z przyzwyczajenia czy też z moralnego zepsucia – z zapamiętaniem co dzień większym spoglądała na otaczający ją świat i wyobrażała sobie wszystko, co mogłaby uczynić, gdyby postanowiła folgować swej prawdziwej naturze.
– Schlebia mi to. – odpowiedziała, przywołując na alabastrowe lico życzliwy, przyjacielski uśmiech i wyjmując z przeszklonej gabloty jeden z zaokrąglonych słoików, za przezroczystą ścianką którego znajdowały się ususzone, białe liście lapońskiej wierzby, po czym sięgnęła po mniejsze, tekturowe opakowanie, które przy otwarciu rozpyliło w sklepie intensywny, przyjemny zapach ziół. – Postaram się skomponować dla ciebie jakąś nową mieszankę, być może będzie bardziej efektywna niż ta ostatnia. – wyjaśniła, umieszczając ingrediencje w kamiennym moździerzu. – Nie bez powodu dzięgiel nazywany jest anielskim zielem. – puściła kobiecie oko w figlarnym przejawie uprzejmej żartobliwości, po czym odchyliła się nieznacznie, opierając plecy o tylną ladę i unosząc błękit przenikliwego spojrzenia bezpośrednio na lico przyjaciółki.
– Nie ukrywam, że jakaś część mojej osobowości ceni sobie tę tajemniczość, która kryje się w dyskomforcie zagubienia się w mieście, wszak gdyby wszystko było mi na samym wstępie pokazane i wyjaśnione, byłabym pozbawiona satysfakcji odkrywania i triumfu zrozumienia, te cenię sobie natomiast bardziej, niż wskazywałyby na to pozory. – odrzekła, a kącik jej ust drgnął zaraz tanecznie, unosząc się ku górze w wyrazie wątłej radości, która raptownie przemknęła cieniem przez jej twarz. – Spaceru w twoim towarzystwie nie odmówiłabym jednak nigdy. Cieszę się oczywiście, że postanowiłaś wrócić do naszych regularnych spotkań w sklepie, lecz jestem pewna, że są w Midgardzie miejsca, gdzie mogłybyśmy spędzić czas w sposób znacznie przyjemniejszy. – dodała zaraz, obdarzając kobietę zaczepnym, filuternym uśmiechem, ten osłabł jednak zaraz, przysłonięty przymusem nagłej powagi, który opadł na nią niespodziewanie w odpowiedzi na kolejne zeznanie Lailii. Järvelä zacisnęła usta w cienką, płaską linię, wśród jasnego błękitu jej tęczówek przemknęła natomiast jakaś piorunująca trzeźwość, nie będąca wprawdzie obawą ani skrępowaniem, lecz rozpalająca w niej dziecięce zakusy do nikczemnych porywów serca.
– Nie podoba ci się? – spytała nareszcie głosem spokojnym i wyważonym, dopiero po krótkiej chwili ciszy pozwalając, by jej karmazynowe usta wygięły się w grymasie teatralnego zatroskania. Nie sądziła, że Laila mogłaby domyślić się jej tajemnicy, teraz jednak, kiedy dopuściła do siebie taką ewentualność, w miejscu, w którym winien był rozognić się strach, pojawiła się satysfakcja – zuchwała, obezwładniająca duma z niebywałego sukcesu bliźniego.
– Schlebia mi to. – odpowiedziała, przywołując na alabastrowe lico życzliwy, przyjacielski uśmiech i wyjmując z przeszklonej gabloty jeden z zaokrąglonych słoików, za przezroczystą ścianką którego znajdowały się ususzone, białe liście lapońskiej wierzby, po czym sięgnęła po mniejsze, tekturowe opakowanie, które przy otwarciu rozpyliło w sklepie intensywny, przyjemny zapach ziół. – Postaram się skomponować dla ciebie jakąś nową mieszankę, być może będzie bardziej efektywna niż ta ostatnia. – wyjaśniła, umieszczając ingrediencje w kamiennym moździerzu. – Nie bez powodu dzięgiel nazywany jest anielskim zielem. – puściła kobiecie oko w figlarnym przejawie uprzejmej żartobliwości, po czym odchyliła się nieznacznie, opierając plecy o tylną ladę i unosząc błękit przenikliwego spojrzenia bezpośrednio na lico przyjaciółki.
– Nie ukrywam, że jakaś część mojej osobowości ceni sobie tę tajemniczość, która kryje się w dyskomforcie zagubienia się w mieście, wszak gdyby wszystko było mi na samym wstępie pokazane i wyjaśnione, byłabym pozbawiona satysfakcji odkrywania i triumfu zrozumienia, te cenię sobie natomiast bardziej, niż wskazywałyby na to pozory. – odrzekła, a kącik jej ust drgnął zaraz tanecznie, unosząc się ku górze w wyrazie wątłej radości, która raptownie przemknęła cieniem przez jej twarz. – Spaceru w twoim towarzystwie nie odmówiłabym jednak nigdy. Cieszę się oczywiście, że postanowiłaś wrócić do naszych regularnych spotkań w sklepie, lecz jestem pewna, że są w Midgardzie miejsca, gdzie mogłybyśmy spędzić czas w sposób znacznie przyjemniejszy. – dodała zaraz, obdarzając kobietę zaczepnym, filuternym uśmiechem, ten osłabł jednak zaraz, przysłonięty przymusem nagłej powagi, który opadł na nią niespodziewanie w odpowiedzi na kolejne zeznanie Lailii. Järvelä zacisnęła usta w cienką, płaską linię, wśród jasnego błękitu jej tęczówek przemknęła natomiast jakaś piorunująca trzeźwość, nie będąca wprawdzie obawą ani skrępowaniem, lecz rozpalająca w niej dziecięce zakusy do nikczemnych porywów serca.
– Nie podoba ci się? – spytała nareszcie głosem spokojnym i wyważonym, dopiero po krótkiej chwili ciszy pozwalając, by jej karmazynowe usta wygięły się w grymasie teatralnego zatroskania. Nie sądziła, że Laila mogłaby domyślić się jej tajemnicy, teraz jednak, kiedy dopuściła do siebie taką ewentualność, w miejscu, w którym winien był rozognić się strach, pojawiła się satysfakcja – zuchwała, obezwładniająca duma z niebywałego sukcesu bliźniego.
Nieznajomy
Re: 04.09.2000 – Sklep zielarski „Piołun” – Bezimienny: M. Järvelä & Nieznajomy: L. Westberg Sro 21 Sie - 20:48
Nie przypuszczała, jak dotąd, że ktokolwiek zdołał dostrzec fałszywą otoczkę Otto, który wielokrotnie powtarzał o doskonałości jaką obdarzyli go bogowie za sprawą żony. Słyszała te blagierstwa, kiedy ślad po ostatnim policzku skrywała pod fasadą różu. Nikt nie przypuszczał, że sceneria domostwa skrywa mroczne sekrety, skrupulatnie tkane przez pajęczą sieć, w której trwała niczym owad. Siatka cudacznych emocji, nieuzasadnionych, przepełnionych bólem – przerwała się niemal tamtego dnia, gdy spojrzała w jego przepasane złością oczy. Skrywał w nich ocean egoizmu i nienawiści, dlatego z taką desperacją wyciągała dłonie po odrobinę ciepła, której nie zaznała w ostatnich miesiącach. Mirjam była zatem nierozerwalnym elementem każdego momentu, który przelatywał przez smukłe palce malarki, kiedy to pragnęła wyswobodzić się z obecności męża,
kto inny miał nim przecież być.
- Niech będzie po prostu mocniejsza… Po powrocie do Midgardu nie czuje się najlepiej… – powiedziała zgodnie z prawdą, bowiem bóle głowy paraliżowały ją natarczywie. Każdy atak wiązał się z kolejną bezsenną nocą, zaś ciało odmawiało posłuszeństwa w prozaicznych czynnościach. Łaknęła spokoju, który odnaleźć miała w domostwie po babci, ale każda godzina rozciągała się w perspektywie horyzontu dnia, zaś tęsknota wybrzmiewała kolejnymi nutami smutku. Nie potrafiła wszak zapomnieć o mężczyźnie, który rozniecił w niej ogień, teraz płonący ledwie ogarkami. Wszystko miało swój początek i koniec, lecz ten należący do nich nie następował, choćby przez ułamki beztroskich chwil.
- Wróciłam z Trondheim, które przez ostatnie miesiące było dla mnie obce, dlatego wiem co masz na myśli mówiąc o odkrywaniu Midgardu, chociaż… – zawiesiła na moment głos, by obdarzyć jasnowłosą dziewczynę uśmiechem. - Nie będę udawać, ale ta podróż była mi potrzebna, ale dostawałam zbyt wiele listów od ojca, który pragnie się pogodzić, i… Nie miałam wyboru, moja droga – było to częściową prawdą, bowiem Laila nie potrafiła ukoić żalu, który żywiła względem Sorena. To on nie słuchał, ale i on odpowiadał w pełni za wyrządzoną krzywdę;
wiedział, że rudowłosa nie chciała ślubu, łaknąc swobody, którą ofiarował jej Halvorsen, ale i o tym musiała zapomnieć. Wyrzucił ją ze swoją życia. Uciekł i poddał się całkowitemu oddaleniu od drobnej istoty, która desperacko poszukiwała go w listach.
- Naprawdę miałabyś ochotę na spacer? W takim razie… Może niedzielne popołudnie spędzimy w kawiarni i poszukiwaniu ukrytych miejsc? – sugestia przepełniona szczerością była okraszona pragnieniem normalności. Ucieczką od dotychczasowych problemów, w których brodziła, gubiąc się we mgle rozmyślań. Nie każda sprawa była zamknięta, toteż wypuściła powietrze ze świstem, nim odważyła się odezwać do Jarveli po raz kolejny. Feeria uczuć dewastowała pozorny spokój.
- Byłaś tam wtedy… Nad jeziorem… Tuż przed świętami… – mówiła, tak jakby poruszała temat związany z ostatnio czytanym artykułem. Serce jedynie dudniło w piersi na znak, że jeszcze żyje. - W dniu, kiedy umarł Otto… Prawda?
Pytanie zawisło niczym ostrze kata.
kto inny miał nim przecież być.
- Niech będzie po prostu mocniejsza… Po powrocie do Midgardu nie czuje się najlepiej… – powiedziała zgodnie z prawdą, bowiem bóle głowy paraliżowały ją natarczywie. Każdy atak wiązał się z kolejną bezsenną nocą, zaś ciało odmawiało posłuszeństwa w prozaicznych czynnościach. Łaknęła spokoju, który odnaleźć miała w domostwie po babci, ale każda godzina rozciągała się w perspektywie horyzontu dnia, zaś tęsknota wybrzmiewała kolejnymi nutami smutku. Nie potrafiła wszak zapomnieć o mężczyźnie, który rozniecił w niej ogień, teraz płonący ledwie ogarkami. Wszystko miało swój początek i koniec, lecz ten należący do nich nie następował, choćby przez ułamki beztroskich chwil.
- Wróciłam z Trondheim, które przez ostatnie miesiące było dla mnie obce, dlatego wiem co masz na myśli mówiąc o odkrywaniu Midgardu, chociaż… – zawiesiła na moment głos, by obdarzyć jasnowłosą dziewczynę uśmiechem. - Nie będę udawać, ale ta podróż była mi potrzebna, ale dostawałam zbyt wiele listów od ojca, który pragnie się pogodzić, i… Nie miałam wyboru, moja droga – było to częściową prawdą, bowiem Laila nie potrafiła ukoić żalu, który żywiła względem Sorena. To on nie słuchał, ale i on odpowiadał w pełni za wyrządzoną krzywdę;
wiedział, że rudowłosa nie chciała ślubu, łaknąc swobody, którą ofiarował jej Halvorsen, ale i o tym musiała zapomnieć. Wyrzucił ją ze swoją życia. Uciekł i poddał się całkowitemu oddaleniu od drobnej istoty, która desperacko poszukiwała go w listach.
- Naprawdę miałabyś ochotę na spacer? W takim razie… Może niedzielne popołudnie spędzimy w kawiarni i poszukiwaniu ukrytych miejsc? – sugestia przepełniona szczerością była okraszona pragnieniem normalności. Ucieczką od dotychczasowych problemów, w których brodziła, gubiąc się we mgle rozmyślań. Nie każda sprawa była zamknięta, toteż wypuściła powietrze ze świstem, nim odważyła się odezwać do Jarveli po raz kolejny. Feeria uczuć dewastowała pozorny spokój.
- Byłaś tam wtedy… Nad jeziorem… Tuż przed świętami… – mówiła, tak jakby poruszała temat związany z ostatnio czytanym artykułem. Serce jedynie dudniło w piersi na znak, że jeszcze żyje. - W dniu, kiedy umarł Otto… Prawda?
Pytanie zawisło niczym ostrze kata.
Bezimienny
Re: 04.09.2000 – Sklep zielarski „Piołun” – Bezimienny: M. Järvelä & Nieznajomy: L. Westberg Sro 21 Sie - 20:48
Od wczesnego dzieciństwa posiadała pewną wzniosłą, osobliwą umiejętność przeszywania ludzi na wylot wnikliwą trafnością puginału swego błękitnego spojrzenia – mężczyźni byli w jej oczach nużąco przewidywalni, wobec czego odnosiła się zazwyczaj z pobłażliwą pogardą do pozornej szlachetności ich rozumu i nieopierzonej godności charakteru, w głębi piersi odczuwając jednocześnie wybujałą dumę z własnej spostrzegawczości, która pozwalała jej fragmentować i układać postrzegany przez siebie obraz w rozmaite wzory i zachwycające arabeski figlarnej wyobraźni. Ilekroć spotykała Otto wśród barwnego otoczenia wystawnych bankietów, z palcami zaciśniętymi ciasno na nadgarstku Lailii oraz lubieżnym uśmiechem, który to niby w przejawie triumfalnego zadowolenia kołysał się na jego wargach, odczuwała obrzydzenie – było coś odrażającego w jego niechlujnej i nieumiarkowanej bucie, mimo to, gdy spoglądała na niego, czuła, jak wyższość jej kobiecości triumfuje nad jego marną, męską insuficjencją.
Zalążek podłego planu zrodził się jednak w jej głowie dopiero, kiedy Rønneberg zaczął pojawiać się na uroczystościach sam, krążąc, niby słomiany wdowiec, wśród rozłożystych sukni obcych kobiet i smukłych, ciasno dopasowanych marynarek znudzonych rozmową galantów, skażony winą, lecz nieznający skruchy – wówczas zaczęła obserwować go uważniej, bardziej oceniająco, groźniej, wnikliwiej, aż czasem, z głębi jej umysłu wypełzła larwa zbrodniczej myśli. Entuzjazm wcielenia w życie swego planu i powinność zrealizowania go dla dobra Lailii, zmusiło ją do działania, które, choć nie pozostawiło brudnej skazy na jej umyśle, miało na zawsze już splamić czystą kartę słodkiej niewinności jej przyjaciółki.
– Tak, tak, zdecydowanie powinnyśmy się gdzieś wybrać. Niedzielne popołudnie to znakomity pomysł. – odparła, kiwając aprobująco głową, chociaż wzrok skupiając na kamiennym moździerzu, którego zawartość starta była teraz na drobne, zielone fragmenty ususzonych liści, wydających z siebie intensywną, ziołową woń. Kiedy skończyła, wytarła dłonie o miękki materiał fartucha i wyjęła z szuflady małą, wzorzystą torebkę, do której zaraz wsypała zawartość, przewiązując opakowanie kawałkiem czerwonej wstążki. Ruchem dłoni przesunęła gotowy produkt ku klientce, ledwie zdążyła jednak uchylić usta, słowa wstępnego oskarżenia, które wydobyły się z gardła Lailii, wprawiły ją w szczere zaskoczenie, które okazywała rzadko, a doświadczała – jeszcze rzadziej. Chociaż nie odczuwała obawy, skruchy ani poczucia winy, w jej sercu rozpalił się wątły płomyk dumy – była dumna ze swojej zbrodni i nie odnajdywała w sobie wystarczająco wiele pokory bądź żalu, aby to ukrywać. Była dumna z zawiłości przewrotnego sposobu, w jaki udało jej się zawieść Otto nad brzeg jeziora. Dumna, jak ulegle wkraczał coraz głębiej w otchłań falującej tafli, zniewolony magnetyczną fascynacją swym własnym cierpieniem.
Naraz na jej alabastrowym licu pojawił się wątły cień uśmiechu. Mirjam westchnęła cicho, opierając przedramiona o gładką powierzchnię blatu i unosząc roziskrzony błękit spojrzenia bezpośrednio na twarz Westberg, pod pozorem milczącej refleksji, próbując odnaleźć w jej oczach skrawki splątanych, rozpierzchłych uczuć – smutku, zdrady, wdzięczności, strachu? Nie potrafiła powiedzieć.
– Nie szukam podziękowania. – odrzekła nareszcie, wciąż utrzymując niezachwiany, spokojny chłód swej urodziwej fizjonomii. – Lecz nie żałuję również tego, co zrobiłam. Otto zasługiwał na taki koniec, ty nie.
Zalążek podłego planu zrodził się jednak w jej głowie dopiero, kiedy Rønneberg zaczął pojawiać się na uroczystościach sam, krążąc, niby słomiany wdowiec, wśród rozłożystych sukni obcych kobiet i smukłych, ciasno dopasowanych marynarek znudzonych rozmową galantów, skażony winą, lecz nieznający skruchy – wówczas zaczęła obserwować go uważniej, bardziej oceniająco, groźniej, wnikliwiej, aż czasem, z głębi jej umysłu wypełzła larwa zbrodniczej myśli. Entuzjazm wcielenia w życie swego planu i powinność zrealizowania go dla dobra Lailii, zmusiło ją do działania, które, choć nie pozostawiło brudnej skazy na jej umyśle, miało na zawsze już splamić czystą kartę słodkiej niewinności jej przyjaciółki.
– Tak, tak, zdecydowanie powinnyśmy się gdzieś wybrać. Niedzielne popołudnie to znakomity pomysł. – odparła, kiwając aprobująco głową, chociaż wzrok skupiając na kamiennym moździerzu, którego zawartość starta była teraz na drobne, zielone fragmenty ususzonych liści, wydających z siebie intensywną, ziołową woń. Kiedy skończyła, wytarła dłonie o miękki materiał fartucha i wyjęła z szuflady małą, wzorzystą torebkę, do której zaraz wsypała zawartość, przewiązując opakowanie kawałkiem czerwonej wstążki. Ruchem dłoni przesunęła gotowy produkt ku klientce, ledwie zdążyła jednak uchylić usta, słowa wstępnego oskarżenia, które wydobyły się z gardła Lailii, wprawiły ją w szczere zaskoczenie, które okazywała rzadko, a doświadczała – jeszcze rzadziej. Chociaż nie odczuwała obawy, skruchy ani poczucia winy, w jej sercu rozpalił się wątły płomyk dumy – była dumna ze swojej zbrodni i nie odnajdywała w sobie wystarczająco wiele pokory bądź żalu, aby to ukrywać. Była dumna z zawiłości przewrotnego sposobu, w jaki udało jej się zawieść Otto nad brzeg jeziora. Dumna, jak ulegle wkraczał coraz głębiej w otchłań falującej tafli, zniewolony magnetyczną fascynacją swym własnym cierpieniem.
Naraz na jej alabastrowym licu pojawił się wątły cień uśmiechu. Mirjam westchnęła cicho, opierając przedramiona o gładką powierzchnię blatu i unosząc roziskrzony błękit spojrzenia bezpośrednio na twarz Westberg, pod pozorem milczącej refleksji, próbując odnaleźć w jej oczach skrawki splątanych, rozpierzchłych uczuć – smutku, zdrady, wdzięczności, strachu? Nie potrafiła powiedzieć.
– Nie szukam podziękowania. – odrzekła nareszcie, wciąż utrzymując niezachwiany, spokojny chłód swej urodziwej fizjonomii. – Lecz nie żałuję również tego, co zrobiłam. Otto zasługiwał na taki koniec, ty nie.
Nieznajomy
Re: 04.09.2000 – Sklep zielarski „Piołun” – Bezimienny: M. Järvelä & Nieznajomy: L. Westberg Sro 21 Sie - 20:48
Obecność Mirjam była dla Westberg czymś nieokreślonym.
Emocje kiełkujące w drobnej sylwetce rudowłosej były cudacznością wszelkich zdarzeń z przeszłości. Wspomnienia kumulowały się w niej, szukając ujścia, dzięki którem natrafią na najlżejszą z przeszkód – a k c e p t a c j e.
Trzęsła się na myśl o Otto, przypominając osikę muskaną wiatrem. Zamierzchłe wydarzenia okraszone były ułudą uczuć, o jakich zdołała zapomnieć w ciągu ostatnich miesięcy, ale przemierzanie kolejnych korytarzu Midgardu było powrotem do wszystkiego, co zdołała z siebie wyplewić. To spotkanie miało być dla niej katharsis, dzięki któremu będzie mogła ruszyć do przodu, bez odwracania się i lawirowania nad przepaścią, w której toń runęłaby, gdyby nie pozorna dobrotliwość wynikająca z kobiecej troski?
Nie potrafiła tego sprecyzować, by być pewną każdego z argumentu, jaki uleciałby spomiędzy spierzchniętych warg.
- Chciałabym, żebyś opowiedziała mi o codzienności tutaj, która przemijała podczas mojej nieobecności – wypowiedziała te słowa spokojnie, mimo iż w tonie wibrowała nuta niepewności. Nie była przekonana co do chęci poznania prawdy, ale myśli nieustannie gnały w kierunku osób, które pojawiały się w jej życiu nagle i niespodziewanie.
Zastygła w bezruchu.
Orzechowe spojrzenie skupione było na delikatnej twarzy pięknej kobiety, która przyciągała ją niebywałą aurą. W meandrach żył szumiała obawa, bowiem w pamięci nie szumiały pozostałości po ostatnich dysputach, jakie odbywały. Uciekała się od wszelkich aspektów swojego dotychczasowego życia, a im dalej brnęła w odmęty kolei życia, tym bardziej utwierdzała się w przeświadczeniu, że świat wiruje zbyt szybko i zbyt intensywnie.
Melodia wciąż brzęczała w ścianach czaszki rudowłosej, a im dalej w to wchodziła, tym dźwięki stawały się wyraźniejsze. Zastygła w bezruchu na myśl o tamtym jeziorze, gdzie fale miały pochłonąć drobną postać bez reszty i nie przywrócić oddechu nawet na sekundę, lecz ofiarą stał się on;
okrutnik, od którego próbowała uwolnić się od długiego czasu, który wypadał z zakleszczonych na nich dłoni.
- Nie sądziłam, że powiesz mi prawdę, Mirjam… – ton był okraszony spokojem, pewnego rodzaju stabilnością, której doza przelewała się przez struny krtani. Wypuściła w końcu powietrze ze świstem, a następnie zacisnęła smukłe palce na dłoni swej przyjaciółki/, z którą sekret dzielić zamierzała przez kolejne miesiące, a może i lata? - Skąd wiesz, na co zasługiwał? Nigdy nie zwierzałam się ze swojego małżeństwa, które było farsą od samego początku… – stwierdziła od razu, kiedy pojęła jak wiele niedopowiedzeń wisiało nad ich głowami.
Zbyt wiele, by zrozumieć je od razu.
Emocje kiełkujące w drobnej sylwetce rudowłosej były cudacznością wszelkich zdarzeń z przeszłości. Wspomnienia kumulowały się w niej, szukając ujścia, dzięki którem natrafią na najlżejszą z przeszkód – a k c e p t a c j e.
Trzęsła się na myśl o Otto, przypominając osikę muskaną wiatrem. Zamierzchłe wydarzenia okraszone były ułudą uczuć, o jakich zdołała zapomnieć w ciągu ostatnich miesięcy, ale przemierzanie kolejnych korytarzu Midgardu było powrotem do wszystkiego, co zdołała z siebie wyplewić. To spotkanie miało być dla niej katharsis, dzięki któremu będzie mogła ruszyć do przodu, bez odwracania się i lawirowania nad przepaścią, w której toń runęłaby, gdyby nie pozorna dobrotliwość wynikająca z kobiecej troski?
Nie potrafiła tego sprecyzować, by być pewną każdego z argumentu, jaki uleciałby spomiędzy spierzchniętych warg.
- Chciałabym, żebyś opowiedziała mi o codzienności tutaj, która przemijała podczas mojej nieobecności – wypowiedziała te słowa spokojnie, mimo iż w tonie wibrowała nuta niepewności. Nie była przekonana co do chęci poznania prawdy, ale myśli nieustannie gnały w kierunku osób, które pojawiały się w jej życiu nagle i niespodziewanie.
Zastygła w bezruchu.
Orzechowe spojrzenie skupione było na delikatnej twarzy pięknej kobiety, która przyciągała ją niebywałą aurą. W meandrach żył szumiała obawa, bowiem w pamięci nie szumiały pozostałości po ostatnich dysputach, jakie odbywały. Uciekała się od wszelkich aspektów swojego dotychczasowego życia, a im dalej brnęła w odmęty kolei życia, tym bardziej utwierdzała się w przeświadczeniu, że świat wiruje zbyt szybko i zbyt intensywnie.
Melodia wciąż brzęczała w ścianach czaszki rudowłosej, a im dalej w to wchodziła, tym dźwięki stawały się wyraźniejsze. Zastygła w bezruchu na myśl o tamtym jeziorze, gdzie fale miały pochłonąć drobną postać bez reszty i nie przywrócić oddechu nawet na sekundę, lecz ofiarą stał się on;
okrutnik, od którego próbowała uwolnić się od długiego czasu, który wypadał z zakleszczonych na nich dłoni.
- Nie sądziłam, że powiesz mi prawdę, Mirjam… – ton był okraszony spokojem, pewnego rodzaju stabilnością, której doza przelewała się przez struny krtani. Wypuściła w końcu powietrze ze świstem, a następnie zacisnęła smukłe palce na dłoni swej przyjaciółki/, z którą sekret dzielić zamierzała przez kolejne miesiące, a może i lata? - Skąd wiesz, na co zasługiwał? Nigdy nie zwierzałam się ze swojego małżeństwa, które było farsą od samego początku… – stwierdziła od razu, kiedy pojęła jak wiele niedopowiedzeń wisiało nad ich głowami.
Zbyt wiele, by zrozumieć je od razu.
Bezimienny
Re: 04.09.2000 – Sklep zielarski „Piołun” – Bezimienny: M. Järvelä & Nieznajomy: L. Westberg Sro 21 Sie - 20:49
Rzadko poddawała w refleksję własne życie – jej umysł, zupełnie obojętny na biesy żalu i bolesne włócznie nieprzyjemnych wspomnień, zdawał się być zupełnie wyjałowiony z wyrzutów sumienia, które winny były rozniecić się jasnym płomieniem w jej ciele na skutek czynów, jakich się dopuściła. Ponieważ nigdy nie robiła niczego, co byłoby na przekór jej chęciom i przekonaniom, śmierć Otto zdawała się być ledwie cegiełką dołożoną do muru jej triumfów i moralnych zwycięstw. Nie wiedziała czy i dlaczego tak naprawdę troszczyła się o Lailę – czy była to wpojona w dzieciństwie powinność, nakazująca roztaczać egidę spostrzegawczości ponad kobietami, których palce przyozdobione zostały już obietnicą złotego pierścionka, czy może jedynie wewnętrzna potrzeba złośliwości, młodzieńcza wścibskość nakazująca spoglądać zawsze w te zakątki, które spowite były akurat najciemniejszym mrokiem?
– Obawiam się, że wiele poza tym, co z pewnością dotarło już do każdego, niezależnie od miejsca, w którym akurat się znajdował, cię nie ominęło, moje życie pozostało w każdym razie równie ciasno spowite nudą codzienności, co przed twoim wyjazdem. – westchnęła cicho, opierając się o blat i splatając dłonie na piersi. – Miasto miewało się oczywiście lepiej, gdy nie otaczała go atmosfera narastającej grozy, pojedyncze dni oraz rutyna względnej powinności, pomimo niepokojących wydarzeń, nie uległy jednak żadnej szczególnie interesującej metamorfozie. – balansowała zwinnie na cienkiej granicy kłamstwa, tajemnicy, którą trzymać musiała zakrytą pod ciemnym woalem uprzejmości i wyważonego spokoju w obliczu morderstw, których liczba duplikowała się na pierwszych stronach gazet, sprawiając, że Midgard – miasto dotąd tak wielce prosperujące i szanowane wśród galdrów – spłynął krwią swych niewinnych mieszkańców.
Wobec własnego wyznania, po kobiecie oczekiwała przerażenia, szoku, być może złości – uczuć, które tliły się zazwyczaj w ludzkich piersiach, buchając na roziskrzonym zarzewiu emocjonalności na wydźwięk osobistej tragedii, Laila zdawała się jednak spokojna, wyrozumiała, opanowana; orzechowy brąz jej spojrzenia, niby dwie szklane kule, zawisł w przestrzeni, jaka ich dzieliła, przecinając niewypowiedzianą głośno nić porozumienia. Kącik ust Mirjam drgnął, gdy przyjaciółka zacisnęła swe palce na jej dłoni, po chwili odwzajemniła zatem ten gest, przesuwając kciukiem po gładkiej fakturze jej ręki i unosząc wzrok, by spojrzeć jej w oczy.
– Nie mam powodów, by cię okłamywać. – odparła w końcu, czując, jak intensywny zapach ziół splata ich dłonie, niby wstęga jakiejś głębokiej, sekretnej przysięgi, która nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego. – Nie potrzebowałam słuchać twoich zwierzeń, by wiedzieć, że Otto nie był tym, za kogo lubił podawać się w towarzystwie. Śledziłam go wzrokiem wówczas, kiedy nikt inny nie patrzył, lecz on nawet wśród tłumu potrafił zdradzać swe nikczemne naleciałości. Mężczyźni są, niestety, zazwyczaj zupełnie nieświadomi tego, jak obmierzły jest ich charakter, jak nieprzemyślane działania i jak puste myśli. – zmarszczyła lekko czoło, poddając to stwierdzenie krótkotrwałej refleksji. – Daleko mi od żelaznej ręki wymiaru sprawiedliwości, lecz na to, co chciałaś uczynić, pozwolić nie mogłam. Zbyt wielu przede mną przeszło już obojętnie, gdy powinni byli się zatrzymać.
– Obawiam się, że wiele poza tym, co z pewnością dotarło już do każdego, niezależnie od miejsca, w którym akurat się znajdował, cię nie ominęło, moje życie pozostało w każdym razie równie ciasno spowite nudą codzienności, co przed twoim wyjazdem. – westchnęła cicho, opierając się o blat i splatając dłonie na piersi. – Miasto miewało się oczywiście lepiej, gdy nie otaczała go atmosfera narastającej grozy, pojedyncze dni oraz rutyna względnej powinności, pomimo niepokojących wydarzeń, nie uległy jednak żadnej szczególnie interesującej metamorfozie. – balansowała zwinnie na cienkiej granicy kłamstwa, tajemnicy, którą trzymać musiała zakrytą pod ciemnym woalem uprzejmości i wyważonego spokoju w obliczu morderstw, których liczba duplikowała się na pierwszych stronach gazet, sprawiając, że Midgard – miasto dotąd tak wielce prosperujące i szanowane wśród galdrów – spłynął krwią swych niewinnych mieszkańców.
Wobec własnego wyznania, po kobiecie oczekiwała przerażenia, szoku, być może złości – uczuć, które tliły się zazwyczaj w ludzkich piersiach, buchając na roziskrzonym zarzewiu emocjonalności na wydźwięk osobistej tragedii, Laila zdawała się jednak spokojna, wyrozumiała, opanowana; orzechowy brąz jej spojrzenia, niby dwie szklane kule, zawisł w przestrzeni, jaka ich dzieliła, przecinając niewypowiedzianą głośno nić porozumienia. Kącik ust Mirjam drgnął, gdy przyjaciółka zacisnęła swe palce na jej dłoni, po chwili odwzajemniła zatem ten gest, przesuwając kciukiem po gładkiej fakturze jej ręki i unosząc wzrok, by spojrzeć jej w oczy.
– Nie mam powodów, by cię okłamywać. – odparła w końcu, czując, jak intensywny zapach ziół splata ich dłonie, niby wstęga jakiejś głębokiej, sekretnej przysięgi, która nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego. – Nie potrzebowałam słuchać twoich zwierzeń, by wiedzieć, że Otto nie był tym, za kogo lubił podawać się w towarzystwie. Śledziłam go wzrokiem wówczas, kiedy nikt inny nie patrzył, lecz on nawet wśród tłumu potrafił zdradzać swe nikczemne naleciałości. Mężczyźni są, niestety, zazwyczaj zupełnie nieświadomi tego, jak obmierzły jest ich charakter, jak nieprzemyślane działania i jak puste myśli. – zmarszczyła lekko czoło, poddając to stwierdzenie krótkotrwałej refleksji. – Daleko mi od żelaznej ręki wymiaru sprawiedliwości, lecz na to, co chciałaś uczynić, pozwolić nie mogłam. Zbyt wielu przede mną przeszło już obojętnie, gdy powinni byli się zatrzymać.
Nieznajomy
Re: 04.09.2000 – Sklep zielarski „Piołun” – Bezimienny: M. Järvelä & Nieznajomy: L. Westberg Sro 21 Sie - 20:49
Pragnęła zakosztować spokoju, po który nieśmiało wyciągała drobne dłonie, gdy wracał we wspomnieniach do przeszłości. Pamiętała dni, w których mierzyła się z oskarżycielskim tonem, a jednocześnie uginała kark. Dopiero słowa Mirjam sprawiały, że odetchnęła z ulgą, jakoby faktycznie zamierzchłe czasy przeminęły i nigdy miały nie powrócić.
Jeszcze nie zdawała sobie sprawę, jak wiele błędów na nowo zdoła popełnić, by uśmiechać się, tak jak kiedykolwiek wcześniej.
Serce zatrzepotało w piersi, a wzrok powędrował na twarz jasnowłosej. Zgadzała się z jej słowami, lecz nie potrafiła wydukać spomiędzy spierzchniętych warg potwierdzenia. Czuła jak świat ponownie wymykał się z jej dłoni, które chciała zacisnąć w nieznacznie piąstki, by nigdy więcej nie ponosiła konsekwencji za błędy innych.
Nie była w stanie wybaczyć ojcu,
bowiem to on skazał ją na piekło w objęciach Otto.
- W takim razie… Przyjdę po ciebie, dobrze? – zaproponowała z uśmiechem, zaraz potem podchodząc do niej. Starała się odnaleźć kobiecą dłoń, na której zacisnęła zaraz potem smukłe palce. Starała się ukazać, że nie była zła, wszak śmierć męża i tytuł wdowy Midgardu okraszony były subtelnością boskiego błogosławieństwa – szczególnie teraz. T e r a z, kiedy poznała prawdę.
Nieznacznie przygryzła wargi, wlepiając ciemniejące spojrzenie w oblicze ślicznej kobiety, czując cudaczne emocje, których nie umiała przyoblec we właściwe słowa. Feerie niepewności zaciskała się na krtani Laili Westberg, która z trudem pozwalała ulecieć kolejnym oddechom.
- To będzie nasz sekret, dobrze? – zaproponowała w końcu, a figlarny uśmiech pojawił się na bladym licu rudowłosej. Była rozbawiona zuchwałością, a jednocześnie intensywnością tajemnicy, jaka zespalała je na dobre. Bez granic i bez zasad.
- Do zobaczenia w weekend – szept przyjemnie przeciął ciszę, a chwilę później w pomieszczeniu pozostała głucha pustka.
Mirjam i Laila z tematu
Jeszcze nie zdawała sobie sprawę, jak wiele błędów na nowo zdoła popełnić, by uśmiechać się, tak jak kiedykolwiek wcześniej.
Serce zatrzepotało w piersi, a wzrok powędrował na twarz jasnowłosej. Zgadzała się z jej słowami, lecz nie potrafiła wydukać spomiędzy spierzchniętych warg potwierdzenia. Czuła jak świat ponownie wymykał się z jej dłoni, które chciała zacisnąć w nieznacznie piąstki, by nigdy więcej nie ponosiła konsekwencji za błędy innych.
Nie była w stanie wybaczyć ojcu,
bowiem to on skazał ją na piekło w objęciach Otto.
- W takim razie… Przyjdę po ciebie, dobrze? – zaproponowała z uśmiechem, zaraz potem podchodząc do niej. Starała się odnaleźć kobiecą dłoń, na której zacisnęła zaraz potem smukłe palce. Starała się ukazać, że nie była zła, wszak śmierć męża i tytuł wdowy Midgardu okraszony były subtelnością boskiego błogosławieństwa – szczególnie teraz. T e r a z, kiedy poznała prawdę.
Nieznacznie przygryzła wargi, wlepiając ciemniejące spojrzenie w oblicze ślicznej kobiety, czując cudaczne emocje, których nie umiała przyoblec we właściwe słowa. Feerie niepewności zaciskała się na krtani Laili Westberg, która z trudem pozwalała ulecieć kolejnym oddechom.
- To będzie nasz sekret, dobrze? – zaproponowała w końcu, a figlarny uśmiech pojawił się na bladym licu rudowłosej. Była rozbawiona zuchwałością, a jednocześnie intensywnością tajemnicy, jaka zespalała je na dobre. Bez granic i bez zasad.
- Do zobaczenia w weekend – szept przyjemnie przeciął ciszę, a chwilę później w pomieszczeniu pozostała głucha pustka.
Mirjam i Laila z tematu