:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
01.09.2000 – Sklep „Edderkopp”– Bezimienny: S. Rosenkrantz & Nieznajomy
2 posters
Bezimienny
01.09.2000 – Sklep „Edderkopp”– Bezimienny: S. Rosenkrantz & Nieznajomy Sro 21 Sie - 20:40
01.09.2000
Chłód wieczoru przebijał się przez poły płaszcza, wznosząc uczucie niepokoju ponad jakiekolwiek granice. Kiedy tuż przed zamknięciem na ladzie spoczęły ostatnie wymagania jej zamówienia. Czerń zakradała się przez masywne drzwi, zwiastując szczególnie nieprzyjemną noc. Przepełnioną obawami, które sprowadziła na nią wizyta w sklepie lady Cathrine, która i tym razem nie omieszkała wywołać w Sissel odpowiedniej dawki niepokoju.
Bezsens.
Wraz z opuszczeniem czterech ścian przesiąkniętych żelaznym posmakiem w ustach, myśli napływały samopas. Zaczęło się niewinnie od stwierdzenia, że przetrzymała nianię o godzinę dłużej, bo nim zdąży dotrzeć do domu, to minie dobre kolejne kilkanaście minut. Zawstydzenie przypomniało żenującą rozmowę z rana, zaś ta widok pierwszej strony gazety, którą czytał mężczyzna w kawiarni.
Mówił o wargach - albo jednym? - który zakrada się w okolice Forsteder i jak wcale nie zaniepokoiła jej ta informacja jeszcze kilkanaście godzin wcześniej tak teraz, w bijącym po oczach świetle ledwie przysłoniętego chmurami księżyca, zaczynała się obawiać. Irracjonalnie, trochę na wyrost, bo gdyby miała wierzyć wszystkiemu co mówią ludzie to pewnie zamieszkałaby w piwnicy, choć i tam mogło być groźnie. Nie była bojaźliwa - to raczej jej się obawiano, tego jaką może mieć moc - ale teraz, w całym klimacie rzeczy których nie znała, na które nie miała realnej możliwości i z całą niepewnością o córkę, której nie widziała cały dzień, gdzieś w głębi podświadomości rozbudzała lęk.
Kroki przyśpieszyły, umysł zaprzeczył sam sobie w lekkim przekręceniu zmąconej kolejnymi falami przestrachów głowy, a Sissel skupiła spojrzenie na chodniku, udając się najkrótszą drogą pośród mniejszych uliczek, aż do momentu, gdy ledwie po chwili z zarośniętego krzakami pobocza, wydobył się głośny szelest.
I, na Odyna, tu się kończy cała odwaga, niebezpieczeństwo czy pewność siebie, bo gdy twarz pobladła, a z ust wydobył się krótki okrzyk, na powrót okazała się całkowicie bezbronną i przestraszoną nie na żarty.
Nieznajomy
Re: 01.09.2000 – Sklep „Edderkopp”– Bezimienny: S. Rosenkrantz & Nieznajomy Sro 21 Sie - 20:40
Życie psów bywało ciężkie. Szczególnie tych, których nikt nie kochał. I właśnie historia takiego jednego tutaj ma swój początek. Kiedyś był ulubieńcem swego pana, ale przyszła jego choroba i zabrała go z tego świata. Jego pupil trafił w ręce siostrzeńca, który szybko znudził się problemem i wyrzucił go na ulicę. To złamało psu serce. Tak, zwierzęta także mogą mieć takie stany, naprawdę. Ten miał. Poczuł się oszukany, bo wierzył w ludzi. Jak widać, nie każdy był taki jak jego poprzedni właściciel. Nasz czworonożny bohater błąkał się długo, przystając do bandy dzikich psów, ale nie pasował do niej zupełnie. To tak, jakby spokojnego i wrażliwego człowieka wrzucił do klubu agresywnych i pewnych siebie osób. Coś nie pasowało…
No i zaczął się błąkać. Minął dzień, potem drugi, trzeci… aż w końcu zmieniło się to w tygodnie, które naznaczyły go walką o przetrwanie. Co ciekawe, pojawiła się też historia rzekomego bycia wargiem. Oczywiście ten samotnik nie był żadnym takim, to był zwykły, duży pies, który nie był wcale agresywny. On po prostu czasami udawał groźnego, by przeżyć.
Pewnego dnia zapędził się w okolice Forsteder, gdzie jego istnienie powoli przybierało imię legendy. Mówiono jedno, a działo się drugie. Niektórzy brali go za mroczne fatum, przynoszące pecha. A co on wtedy myślał? Ależ łatwo was zastraszyć, buu! - po czym wyskakiwał zza kosza na śmieci.
Wyżeranie resztek było jedynym sensownym zajęciem, bowiem był głodny. Coraz bardziej zapadały mu się boki i wyglądał marnie. Ale miał siłę, by walczyć. Jednak ile tych sił mu wystarczy? Czasami miał dość i chciał pokazać, że nie jest taki straszny na jakiego wygląda. Tylko trafiał na niezbyt przyjemne typki. Uciekał przed nimi, bo lubili go raczyć kopniakami. Czy wszyscy byli tacy? Na pewno nie, pamiętał przecież swojego pierwszego pana i szczęście, jakie z nim zaznał. Czy znów trafi na takiego człowieka?
Przez długi czas przyglądał się z ukrycia ulicy i kiedy zrobiło się pusto, postanowił się pokazać. Wyłonił się z krzaków powolnym krokiem. Może znajdzie jakieś resztki, albo zwinie komuś coś z ręki. Może… Albo zaczepi tę panią, która wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Pies się rozejrzał, było pusto. Podszedł bliżej i… zaczął merdać ogonem. Czy tak zachowuje się warg? No raczej nie.
A teraz spojrzysz mi w oczy… No patrz, patrz! - myślał.
Daj pani coś do jedzenia, nie ugryzę! - zatrzymał się i wpatrywał się w nią zaciekawionym spojrzeniem.
Ucieknie, czy nie ucieknie…
No i zaczął się błąkać. Minął dzień, potem drugi, trzeci… aż w końcu zmieniło się to w tygodnie, które naznaczyły go walką o przetrwanie. Co ciekawe, pojawiła się też historia rzekomego bycia wargiem. Oczywiście ten samotnik nie był żadnym takim, to był zwykły, duży pies, który nie był wcale agresywny. On po prostu czasami udawał groźnego, by przeżyć.
Pewnego dnia zapędził się w okolice Forsteder, gdzie jego istnienie powoli przybierało imię legendy. Mówiono jedno, a działo się drugie. Niektórzy brali go za mroczne fatum, przynoszące pecha. A co on wtedy myślał? Ależ łatwo was zastraszyć, buu! - po czym wyskakiwał zza kosza na śmieci.
Wyżeranie resztek było jedynym sensownym zajęciem, bowiem był głodny. Coraz bardziej zapadały mu się boki i wyglądał marnie. Ale miał siłę, by walczyć. Jednak ile tych sił mu wystarczy? Czasami miał dość i chciał pokazać, że nie jest taki straszny na jakiego wygląda. Tylko trafiał na niezbyt przyjemne typki. Uciekał przed nimi, bo lubili go raczyć kopniakami. Czy wszyscy byli tacy? Na pewno nie, pamiętał przecież swojego pierwszego pana i szczęście, jakie z nim zaznał. Czy znów trafi na takiego człowieka?
Przez długi czas przyglądał się z ukrycia ulicy i kiedy zrobiło się pusto, postanowił się pokazać. Wyłonił się z krzaków powolnym krokiem. Może znajdzie jakieś resztki, albo zwinie komuś coś z ręki. Może… Albo zaczepi tę panią, która wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Pies się rozejrzał, było pusto. Podszedł bliżej i… zaczął merdać ogonem. Czy tak zachowuje się warg? No raczej nie.
A teraz spojrzysz mi w oczy… No patrz, patrz! - myślał.
Daj pani coś do jedzenia, nie ugryzę! - zatrzymał się i wpatrywał się w nią zaciekawionym spojrzeniem.
Ucieknie, czy nie ucieknie…
Bezimienny
Re: 01.09.2000 – Sklep „Edderkopp”– Bezimienny: S. Rosenkrantz & Nieznajomy Sro 21 Sie - 20:40
Jeszcze gdy była nastolatką, pod jej skrzydła trafiały liczne wyrzucone z gniazd ptaki; poobijane wiewiórki czy ślimaki, które jeszcze chwilę wcześniej przedzierały się przez rozgrzany beton. Czuła niezaprzeczalną empatię do braci mniejszych i całej otaczającej jej natury, która przybliżała ją do domu.
Prawdziwego, ukrytego pośród chłodu jeziora i bliskości szumu drzew. Pośród śpiewu przeplatajacego się ze świergotem ptaszyn, jakie znalazły miejsce w jej snach. Bezpieczna przystań smakowała słonym wiatrem i słodkim utuleniem traw.
Ale nie teraz. Nie w tym życiu.
Strach przybierał na sile, oczy rozszerzały się do momentu, gdy rozsądek podsunął wreszcie ostateczną, przyświecającą po chwili myśl. Bez paniki, warg by się tak nie zachowywał.
Sylwetka okazała się jednak mniejsza - chyba? nie widziała nigdy warga - a ślepia przemawiały czymś, co tym bardziej wprowadziło ją w skołowanie. Nie ruszyła się na krok przez minutę, dwie, trzy.
Moment długi, acz zwieńczony przebłyskiem odwagi. Nachyliła się lekko, w pełni świadoma, że ma przy sobie tylko torebkę i cały zestaw wzorowej arystokratki - nic, co mogłoby odciągnąć jego uwagę. Nic, co mogłaby mu dać. Ale jednak, nie chciała tak po prostu odejść. Mimo kotłujących się myśli, które nakazywały odejście. Nie potrafiła przejść obojętnie obok spojrzenia, które odbijało tęsknotę nocnego księżyca.
Podeszła dwa kroki, zachowując bezpieczną odległość od źródła nieracjonalnego przypływu dobroci. Uśmiechnęła się ledwie delikatnie, na sekundę przed wypowiedzią, zaczerpując głęboki wdech.
- Co jest mały? Pewnie jesteś głodny. - Przypuszczenie - prawda? - zawarta widoku zarysowanym przed nią teraz. Nawet w tak słabej widoczności widok był piorunująco nieprzyjemny, sprawiający wrażenie upiornego. Robiła mu nadzieję, rozbudzając zmysły psa poszukującego życiodajnych wartości wśród ludzkiej bliskości. Nie miała jednak przy sobie nic i jedynie myśl, że mieszka niedaleko, przebijała się przez jakiekolwiek, denne pomysły. W domu miałaby go czym nakarmić, ale wtedy upatrzyły sobie jej podwórko jako źródło pożywienia, kręcąc się w pobliżu. Nie było to bezpieczne, szczególnie, że posiadała też inne zwierzęta, które mógłby sobie upatrzyć jako pożywienie.
Czy miał wcześniej kontakt z ptactwem? Z dziećmi? Pewnie jest zarobaczony i zapchlony.
Powinna go zostawić.
- Powąchaj. - Ciepły głos zatrzymał feerię paniki. Dłoń wysunęła się lekko, tak, by to pies musiał wykonać dwa kroki ku kobiecie, aby zapoznać się z jej zapachem i zamiarami. Walczyła ze sobą w obawie o dziecko i stworzenia pod opieką, walczyła tak silnie.
Ale stara ona zwyciężyła.
Prawdziwego, ukrytego pośród chłodu jeziora i bliskości szumu drzew. Pośród śpiewu przeplatajacego się ze świergotem ptaszyn, jakie znalazły miejsce w jej snach. Bezpieczna przystań smakowała słonym wiatrem i słodkim utuleniem traw.
Ale nie teraz. Nie w tym życiu.
Strach przybierał na sile, oczy rozszerzały się do momentu, gdy rozsądek podsunął wreszcie ostateczną, przyświecającą po chwili myśl. Bez paniki, warg by się tak nie zachowywał.
Sylwetka okazała się jednak mniejsza - chyba? nie widziała nigdy warga - a ślepia przemawiały czymś, co tym bardziej wprowadziło ją w skołowanie. Nie ruszyła się na krok przez minutę, dwie, trzy.
Moment długi, acz zwieńczony przebłyskiem odwagi. Nachyliła się lekko, w pełni świadoma, że ma przy sobie tylko torebkę i cały zestaw wzorowej arystokratki - nic, co mogłoby odciągnąć jego uwagę. Nic, co mogłaby mu dać. Ale jednak, nie chciała tak po prostu odejść. Mimo kotłujących się myśli, które nakazywały odejście. Nie potrafiła przejść obojętnie obok spojrzenia, które odbijało tęsknotę nocnego księżyca.
Podeszła dwa kroki, zachowując bezpieczną odległość od źródła nieracjonalnego przypływu dobroci. Uśmiechnęła się ledwie delikatnie, na sekundę przed wypowiedzią, zaczerpując głęboki wdech.
- Co jest mały? Pewnie jesteś głodny. - Przypuszczenie - prawda? - zawarta widoku zarysowanym przed nią teraz. Nawet w tak słabej widoczności widok był piorunująco nieprzyjemny, sprawiający wrażenie upiornego. Robiła mu nadzieję, rozbudzając zmysły psa poszukującego życiodajnych wartości wśród ludzkiej bliskości. Nie miała jednak przy sobie nic i jedynie myśl, że mieszka niedaleko, przebijała się przez jakiekolwiek, denne pomysły. W domu miałaby go czym nakarmić, ale wtedy upatrzyły sobie jej podwórko jako źródło pożywienia, kręcąc się w pobliżu. Nie było to bezpieczne, szczególnie, że posiadała też inne zwierzęta, które mógłby sobie upatrzyć jako pożywienie.
Czy miał wcześniej kontakt z ptactwem? Z dziećmi? Pewnie jest zarobaczony i zapchlony.
Powinna go zostawić.
- Powąchaj. - Ciepły głos zatrzymał feerię paniki. Dłoń wysunęła się lekko, tak, by to pies musiał wykonać dwa kroki ku kobiecie, aby zapoznać się z jej zapachem i zamiarami. Walczyła ze sobą w obawie o dziecko i stworzenia pod opieką, walczyła tak silnie.
Ale stara ona zwyciężyła.
Nieznajomy
Re: 01.09.2000 – Sklep „Edderkopp”– Bezimienny: S. Rosenkrantz & Nieznajomy Sro 21 Sie - 20:40
Pies obserwował kobietę uważnie swoimi bystrymi oczami. Po swojemu badał jej zachowanie, odruchy i zastanawiał się, czy jest jakaś nadzieja na to, że wykona czuły gest w jego stronę. A może jak inni po prostu go przegna? To byłoby najbardziej możliwe bo niby dlaczego miałaby okazał mu troskę i nieco miłości?
Wpatrywali się w siebie, a nasz czworonożny przyjaciel z każdą chwilą czuł, że jego szanse na przekonanie do siebie maleją. Co niby miało przyciągnąć ją do niego? Zapadłe boki i noszące ślad tułaczki futro? Jego szanse wyglądały marnie, ale nie poddawał się i znów zaczął merdać ogonem.
Pani będzie spokojna, nic się nie stanie!
I wtedy padło pytanie. Może i nie był szczególnie zaznajomiony z ludzkim językiem, ale znał pewne słowa i wiedział, co znaczy głodny. Pomachał więc jeszcze bardziej energicznie ogonem, dając znak, że zrozumiał i faktycznie potrzebuje czegoś do jedzenia.
Zbliżył się znów odrobinę, jakby mając nadzieję na to, że coś pojawi się przed nim w sposób, no cóż, powiedzmy magiczny. Nadal jednak trzymał odstęp, by zachować czujność. Pani wyglądała na przyjazną, ale jeśli to były tylko pozory, może lepiej by miał możliwość szybkiej ucieczki? Był głodny, oczywiście, ale przede wszystkim miał silny instynkt przetrwania, więc w razie potrzeby był gotów do ucieczki. Byli przecież tacy, którzy łapali bezpańskie psy. Nie chciał trafić w żadne podejrzane miejsce. Wolał być wolny, ale tak naprawdę czekał na kogoś, kto się nim zaopiekuje. Odpłaciłby wtedy wiernością, obroniłby i kochał. Jak kiedyś…
Pies zawahał się, gdy kobieta wyciągnęła rękę w jego stronę. Przekrzywił łeb z ciekawością wpatrując się w jej gest. Czy to nie podstęp? Mimo to podszedł jeszcze bliżej i powąchał jej rękę. A potem? Nie, nie ugryzł jej, ani nie polizał. Po prostu usiadł przed nią i znów zaczął machać ogonem.
Jestem dobrze wychowany!
Zaczął cicho skomlić, by zwrócić na siebie większą uwagę. Następnie podniósł łapkę do góry, jakby chciał się z nią przywitać po ludzku. Czy to nie był najlepszy sposób na pokazanie, że nie jest groźny i jest obyty w towarzystwie? Czekał, bo tylko to mu teraz pozostało.
Wpatrywali się w siebie, a nasz czworonożny przyjaciel z każdą chwilą czuł, że jego szanse na przekonanie do siebie maleją. Co niby miało przyciągnąć ją do niego? Zapadłe boki i noszące ślad tułaczki futro? Jego szanse wyglądały marnie, ale nie poddawał się i znów zaczął merdać ogonem.
Pani będzie spokojna, nic się nie stanie!
I wtedy padło pytanie. Może i nie był szczególnie zaznajomiony z ludzkim językiem, ale znał pewne słowa i wiedział, co znaczy głodny. Pomachał więc jeszcze bardziej energicznie ogonem, dając znak, że zrozumiał i faktycznie potrzebuje czegoś do jedzenia.
Zbliżył się znów odrobinę, jakby mając nadzieję na to, że coś pojawi się przed nim w sposób, no cóż, powiedzmy magiczny. Nadal jednak trzymał odstęp, by zachować czujność. Pani wyglądała na przyjazną, ale jeśli to były tylko pozory, może lepiej by miał możliwość szybkiej ucieczki? Był głodny, oczywiście, ale przede wszystkim miał silny instynkt przetrwania, więc w razie potrzeby był gotów do ucieczki. Byli przecież tacy, którzy łapali bezpańskie psy. Nie chciał trafić w żadne podejrzane miejsce. Wolał być wolny, ale tak naprawdę czekał na kogoś, kto się nim zaopiekuje. Odpłaciłby wtedy wiernością, obroniłby i kochał. Jak kiedyś…
Pies zawahał się, gdy kobieta wyciągnęła rękę w jego stronę. Przekrzywił łeb z ciekawością wpatrując się w jej gest. Czy to nie podstęp? Mimo to podszedł jeszcze bliżej i powąchał jej rękę. A potem? Nie, nie ugryzł jej, ani nie polizał. Po prostu usiadł przed nią i znów zaczął machać ogonem.
Jestem dobrze wychowany!
Zaczął cicho skomlić, by zwrócić na siebie większą uwagę. Następnie podniósł łapkę do góry, jakby chciał się z nią przywitać po ludzku. Czy to nie był najlepszy sposób na pokazanie, że nie jest groźny i jest obyty w towarzystwie? Czekał, bo tylko to mu teraz pozostało.
Bezimienny
Re: 01.09.2000 – Sklep „Edderkopp”– Bezimienny: S. Rosenkrantz & Nieznajomy Sro 21 Sie - 20:41
Nie mogła się bać.
Nie, gdy spojrzenie natrafiło na delikatnie szkliste, spokojne, przestraszone wizją przeżytych trosk oczy. Czekoladowa barwa przebijała się przez błękit jej tęczówek, docierając tam, gdzie było najłatwiej.
Do ostoi troski i empatii. Pozostałości po byciu innym człowiekiem, w innym miejscu i innych czasach. Do tego, kim była, nim jej oczy spowił mrok a skórę przesiały liczne wstęgi zakazanych sentencji.
Jeszcze trzy lata temu zabiłaby psa, mając się za bohaterkę jego życia. Ukrócając cierpienie, ratując samą siebie przed pieprzoną odpowiedzialnością, której jej zabrakło. Ale teraz - spoufalając się z życiem matki, którą stała się przez brak tej wspomnianej odpowiedzialności - nie potrafiła tak po prostu wypowiedzieć tych prostych słów. Już się nie bała tych błyszczących nieśmiałością ślepi.
Chyba musiała mu pomóc. Po prostu, ze zwykłego poczucia, że patrzy na coś bezbronnego i okaleczonego przez los. Inaczej niż ona, podobnie wszak boleśnie.
I ciężko powiedzieć, czy w tym wszystkim nie chciała swoich wyrzutów sumienia (o ile posiada te swoje zakrzywione sumienie) czy chciała jego dobra. Jedno jednak było pewne - gdy podeszła kilka kroków, z jej ust wydobyło się krótkie cmoknięcie, zaś spojrzenie zatrzymującego się na moment ciała, sprowadziła na ciemną postać zwierzęcia. Posłała jasny sygnał, klarowny dla każdego stworzenia, które nauczyło się żyć z ludźmi. On musiał rozumieć tak proste znaczenie, skoro podszedł tak blisko. Wszak wyglądał na oswojonego, przyzwyczajonego do bliskości ludzi - mniejszej, większej, ale jednak. Dlatego pojawił się sygnał.
I liczyła, że psina z niego skorzysta.
Nie, gdy spojrzenie natrafiło na delikatnie szkliste, spokojne, przestraszone wizją przeżytych trosk oczy. Czekoladowa barwa przebijała się przez błękit jej tęczówek, docierając tam, gdzie było najłatwiej.
Do ostoi troski i empatii. Pozostałości po byciu innym człowiekiem, w innym miejscu i innych czasach. Do tego, kim była, nim jej oczy spowił mrok a skórę przesiały liczne wstęgi zakazanych sentencji.
Jeszcze trzy lata temu zabiłaby psa, mając się za bohaterkę jego życia. Ukrócając cierpienie, ratując samą siebie przed pieprzoną odpowiedzialnością, której jej zabrakło. Ale teraz - spoufalając się z życiem matki, którą stała się przez brak tej wspomnianej odpowiedzialności - nie potrafiła tak po prostu wypowiedzieć tych prostych słów. Już się nie bała tych błyszczących nieśmiałością ślepi.
Chyba musiała mu pomóc. Po prostu, ze zwykłego poczucia, że patrzy na coś bezbronnego i okaleczonego przez los. Inaczej niż ona, podobnie wszak boleśnie.
I ciężko powiedzieć, czy w tym wszystkim nie chciała swoich wyrzutów sumienia (o ile posiada te swoje zakrzywione sumienie) czy chciała jego dobra. Jedno jednak było pewne - gdy podeszła kilka kroków, z jej ust wydobyło się krótkie cmoknięcie, zaś spojrzenie zatrzymującego się na moment ciała, sprowadziła na ciemną postać zwierzęcia. Posłała jasny sygnał, klarowny dla każdego stworzenia, które nauczyło się żyć z ludźmi. On musiał rozumieć tak proste znaczenie, skoro podszedł tak blisko. Wszak wyglądał na oswojonego, przyzwyczajonego do bliskości ludzi - mniejszej, większej, ale jednak. Dlatego pojawił się sygnał.
I liczyła, że psina z niego skorzysta.
Nieznajomy
Re: 01.09.2000 – Sklep „Edderkopp”– Bezimienny: S. Rosenkrantz & Nieznajomy Sro 21 Sie - 20:41
Psiak z nadzieją wpatrywał się w kobietę i doczekał się reakcji. Gdy cmoknęła, zbliżył się jeszcze bardziej. Z pewnością nie wyglądał zachęcająco, potrzebował kąpieli i porządnego posiłku, ale jego oczy błyszczały, bo ktoś się nim szczerze zainteresował.
Zaskomlał, mając nadzieję, że pani ładna czymś się podzieli. A jeśli nie, może zrobi kolejny krok i jakoś okaże zainteresowanie jego losem.
Pies już kilka razy został zwiedziony przez złych ludzi, ale może tym razem będzie inaczej i doczeka się gestu wyrażającego szczerość? Bardzo tego chciał. Chociaż przeżył swoje dobre i złe chwile, jakoś nigdy nie trafił nadziei na to, że jego los się odmieni. Wielu uważało, że psy to głupie stworzenia, ale się mylili. Były mądre i miały instynkt. Nasz bohater może i został oszukany już nieraz, ale ciągle wierzył. Nie każdy był zły, przecież kiedyś był kochany i odczuwał, co znaczy miłość i troska.
Wpatrywał się w kobietę i starał się jej przekazać co nieco
Nie zawiedź mnie!
Przygarnij!
Kochaj!
Będę dobrym przyjacielem!
Co jeszcze mógł zrobić? Nie zostało nic innego jak podejść tak blisko, jak się dało i po prostu położyć się przy jej nogach, jak przystało na grzecznego psa.
Dawał jej znaki, że jest nauczony do życia z ludźmi, że pomoże, będzie strzegł i ostrzegał przed innymi. Machał ogonem i skomlał. Tak bardzo potrzebował towarzystwa i nowego domu. Chciał być z kimś, kto zobaczy w nim przyjaciela, a nie problem.
Psiak dał jasny sygnał, że rozumie zainteresowanie. I gdyby umiał mówić, powiedziałby jedno zdanie:
Cokolwiek zrobisz, ja i tak za tobą pójdę!
Zaskomlał, mając nadzieję, że pani ładna czymś się podzieli. A jeśli nie, może zrobi kolejny krok i jakoś okaże zainteresowanie jego losem.
Pies już kilka razy został zwiedziony przez złych ludzi, ale może tym razem będzie inaczej i doczeka się gestu wyrażającego szczerość? Bardzo tego chciał. Chociaż przeżył swoje dobre i złe chwile, jakoś nigdy nie trafił nadziei na to, że jego los się odmieni. Wielu uważało, że psy to głupie stworzenia, ale się mylili. Były mądre i miały instynkt. Nasz bohater może i został oszukany już nieraz, ale ciągle wierzył. Nie każdy był zły, przecież kiedyś był kochany i odczuwał, co znaczy miłość i troska.
Wpatrywał się w kobietę i starał się jej przekazać co nieco
Nie zawiedź mnie!
Przygarnij!
Kochaj!
Będę dobrym przyjacielem!
Co jeszcze mógł zrobić? Nie zostało nic innego jak podejść tak blisko, jak się dało i po prostu położyć się przy jej nogach, jak przystało na grzecznego psa.
Dawał jej znaki, że jest nauczony do życia z ludźmi, że pomoże, będzie strzegł i ostrzegał przed innymi. Machał ogonem i skomlał. Tak bardzo potrzebował towarzystwa i nowego domu. Chciał być z kimś, kto zobaczy w nim przyjaciela, a nie problem.
Psiak dał jasny sygnał, że rozumie zainteresowanie. I gdyby umiał mówić, powiedziałby jedno zdanie:
Cokolwiek zrobisz, ja i tak za tobą pójdę!
Bezimienny
Re: 01.09.2000 – Sklep „Edderkopp”– Bezimienny: S. Rosenkrantz & Nieznajomy Sro 21 Sie - 20:41
Coś rozpierało klatkę, nadając twarzy lekkiego wyrazu uśmiechu. Chyba naprawdę potrzebowała przygarnąć tego psa i czy to Norny spisały im ten los, czy przekorny przypadek, teraz - gdy kroczył krok w krok za nią - wiedziała, że nie potrafiłaby przejść obok psiny obojętnie. Co rusz w pewien sposób go wołała, poprawiając ciążącą na ramieniu torbę, która uprzykrzała krótką drogę do domu. Co rusz wypatrywała charakterystycznego żywopłotu, który zwiastował początek jej posesji a tym samym miejsce, gdzie realnie mogłaby pomóc.
Przynajmniej nakarmić, chociaż podświadomie wiedziała, że wraz z wkroczeniem na teren jej domostwa, pies pozostanie w nim na zawsze.
Obawiała się o córkę, wszak takie zwierzęta - bezdomne i zaniedbane - mogą mieć problemy z zachowaniem wobec małych dzieci, ale jednocześnie podświadomie wiedziała, że tak nie będzie.
Podświadomie, z naturalnej pewności każdej żywej istoty, która zdawała się stanowić akompaniament jej własnej persony.
Może to właśnie do nich bardziej pasowała - do bezpańskich psów, zarażonych wścieklizną wilków i chytrych lisów, które puszystością ogona zamiatały wszystkie problemy pod dywan.
Musiała mu pomóc, bo gdzieś w tym wszystkim czuła bliskość. Nie dobroć serca, nie oddanie.
Bliskość i zrozumienie. Coś głęboko ponad powszechne rozumienie, jakby zew natury, zew tej cząstki, która łączy ją z każdą żywą istotę na tej planecie.
I wtedy nastało cmoknięcie ostatnie, zwiastujące skrzypiącą furtką wkroczenie do miejsca, w jakie psina została zaproszona. Do miejsca, które miało stanowić nowy dom - ostoję i spokój. Przytułek dla zbłąkanych dusz, którymi oboje byli. Dłoń kobiety pogładziła brudnawy, ostry od wystających kości grzbiet, następnie prowadząc na werandę, skąd bez problemu dostała się do domu i gdy już psinie mogłoby się wydawać, że zniknęła pozostawiając go opatrzności losu, Sissel wróciła ponownie.
Woda, mięso i ten długi czas oswajania go z zapachem, który stanowił pierwszy krok do oswojenia go z nimi.
Z nowym domem.
Bezimienny z tematu
Przynajmniej nakarmić, chociaż podświadomie wiedziała, że wraz z wkroczeniem na teren jej domostwa, pies pozostanie w nim na zawsze.
Obawiała się o córkę, wszak takie zwierzęta - bezdomne i zaniedbane - mogą mieć problemy z zachowaniem wobec małych dzieci, ale jednocześnie podświadomie wiedziała, że tak nie będzie.
Podświadomie, z naturalnej pewności każdej żywej istoty, która zdawała się stanowić akompaniament jej własnej persony.
Może to właśnie do nich bardziej pasowała - do bezpańskich psów, zarażonych wścieklizną wilków i chytrych lisów, które puszystością ogona zamiatały wszystkie problemy pod dywan.
Musiała mu pomóc, bo gdzieś w tym wszystkim czuła bliskość. Nie dobroć serca, nie oddanie.
Bliskość i zrozumienie. Coś głęboko ponad powszechne rozumienie, jakby zew natury, zew tej cząstki, która łączy ją z każdą żywą istotę na tej planecie.
I wtedy nastało cmoknięcie ostatnie, zwiastujące skrzypiącą furtką wkroczenie do miejsca, w jakie psina została zaproszona. Do miejsca, które miało stanowić nowy dom - ostoję i spokój. Przytułek dla zbłąkanych dusz, którymi oboje byli. Dłoń kobiety pogładziła brudnawy, ostry od wystających kości grzbiet, następnie prowadząc na werandę, skąd bez problemu dostała się do domu i gdy już psinie mogłoby się wydawać, że zniknęła pozostawiając go opatrzności losu, Sissel wróciła ponownie.
Woda, mięso i ten długi czas oswajania go z zapachem, który stanowił pierwszy krok do oswojenia go z nimi.
Z nowym domem.
Bezimienny z tematu
Nieznajomy
Re: 01.09.2000 – Sklep „Edderkopp”– Bezimienny: S. Rosenkrantz & Nieznajomy Sro 21 Sie - 20:41
I tak się stało, że pies kroczył zaraz za kobietą. Czuł, że jeśli ona nie przygarnie go, zostanie bezpański na zawsze, bo trudno będzie mu zaufać komuś jeszcze. Ale ona… Było w niej coś, co sprawiało, że przyszłość mogła nie być la niego stracona. Jakaś nadzieja pozostała. Jeśli zatrzaśnie mu drzwi przed nosem, to będzie koniec. Ale może nie…
Nie mógł wiedzieć, co dzieje się w głowie owej damy, ale chyba łączyło ich coś – potrzeba bycia kochanym bezinteresownie. Psiak mógł obdarzyć ją uczuciem prawdziwym, głębokim i stałym. Potrafił kochać tak, jak nie kochali ludzie. Możliwe, że szybko znajdą wspólny język, wystarczało chcieć, a nasz czworonożny bohater nie był głupi. Uczył się szybko i reagował na kolejne słowa i komendy. Jakoś dawał sobie radę. Życie bez właściciela także wiele go nauczyło – także tego, by nie ufać zbyt szybko. Ale ona… Coś w niej było takiego, że mógł uwierzyć.
Poczłapał za nią do samego końca drogi, a drzwi nie zatrzasnęły się przed nim. Pomachał ogonem, dając wyraz swojemu zadowoleniu. A potem? Później, gdy już dostał jeść, oswoił się z domem i mieszkańcami, miał się stać najlepszym przyjacielem, wiernym towarzyszem i pociechą w złych dniach. Oczywiście sprawdzał się także jako obrońca, bo potrafił pokazać, co znaczy się złościć. Ale nie na swoich – nigdy.
I tak oto historia biednego czworonoga miała się odmienić. Znalazł nowy dom i panią, która chciała go przygarnąć i dać mu dom. Jedno jest pewne, gdyby znów wyrzucono go na ulicę, już nie chciałby walczyć. Serce pełne psiej, bezgranicznej miłości pękłoby na pół. Ale bądźmy optymistami. Przecież cuda zdarzają się na każdym kroku, także w Midgardzie.
Nieznajomy z tematu
Nie mógł wiedzieć, co dzieje się w głowie owej damy, ale chyba łączyło ich coś – potrzeba bycia kochanym bezinteresownie. Psiak mógł obdarzyć ją uczuciem prawdziwym, głębokim i stałym. Potrafił kochać tak, jak nie kochali ludzie. Możliwe, że szybko znajdą wspólny język, wystarczało chcieć, a nasz czworonożny bohater nie był głupi. Uczył się szybko i reagował na kolejne słowa i komendy. Jakoś dawał sobie radę. Życie bez właściciela także wiele go nauczyło – także tego, by nie ufać zbyt szybko. Ale ona… Coś w niej było takiego, że mógł uwierzyć.
Poczłapał za nią do samego końca drogi, a drzwi nie zatrzasnęły się przed nim. Pomachał ogonem, dając wyraz swojemu zadowoleniu. A potem? Później, gdy już dostał jeść, oswoił się z domem i mieszkańcami, miał się stać najlepszym przyjacielem, wiernym towarzyszem i pociechą w złych dniach. Oczywiście sprawdzał się także jako obrońca, bo potrafił pokazać, co znaczy się złościć. Ale nie na swoich – nigdy.
I tak oto historia biednego czworonoga miała się odmienić. Znalazł nowy dom i panią, która chciała go przygarnąć i dać mu dom. Jedno jest pewne, gdyby znów wyrzucono go na ulicę, już nie chciałby walczyć. Serce pełne psiej, bezgranicznej miłości pękłoby na pół. Ale bądźmy optymistami. Przecież cuda zdarzają się na każdym kroku, także w Midgardzie.
Nieznajomy z tematu