Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    19.12.2000 – Łuki skalne – Bezmienny: K. Aggerholm & Nieznajomy: L. Völsung

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    19.12.2000

    - Rozdzielmy się.
    Zgodne skinięcia głów; szelest kroków niknących w gardzieli lasu, coraz ciszej i ciszej. Źrenica nocy nad głową kąsana baldachimem gałęzi, samotność tłoczona z zimnym, szorstkim powietrzem prosto w przestrzenie płuc. Grzywa płomienia utworzonego zaklęciem - Kyndill rzucone w ciemność, wzniecając taniec jaskrawych, gibkich języków - rozchylała oszczędnie ciężką kurtynę mroku, kreśląc fundament kształtów. Ruszył przed siebie, roznosząc wokół chrzęst śniegu.  
    Mijały dni i tygodnie, a sam coraz mniej ufał wieściom płynącym wprost od mieszkańców. Pojawienie się bestii w biały dzień miało bardziej charakter legendy niż wielu namacalnych dowodów, a doniesienia jak do tej pory nie wiodły na słuszny trop. Zaczynał już być sceptyczny, z niesmakiem przyjmując misję, kolejny patrol który najpewniej nie miał zbyt wiele wnosić. Bezsilność i lodowata stagnacja sprawiały, że miotał się w sieci własnego rozgoryczenia, złości przez którą o wiele łatwiej ulegał pod prowokacją, stając się jeszcze bardziej chodzącym kłębem afektów.
    Las stawał się coraz rzadszy, sylwetki drzew odsuwały się, tworząc nowy krajobraz. Garby kamiennych łuków okryte przez białą płachtę wyrosły mu przed spojrzeniem; bez cienia zwątpień zanurzył się w korytarzu skubanym dłutem erozji.
    Zwolnił kroku, gdy dostrzegł drugą sylwetkę; nie spotkał członka drużyny. Postać, majacząca jak widmo, jak twór gorączki wydany na świat przez umysł, z biegiem kolejnych sekund nabrała ostrości rysów, ostrości - wciąż niedokładnej, skrzywionej zwierciadłem czerni, choć dostatecznej, by zdołał nadać jej imię.
    - Obawiam się, że nie ciebie dziś szukam.
    Poznał ją, oczywiście; nie musiał otrzymać wiele, by umieć ją trafnie poznać. Głos, chropowaty, trącący obojętnością był ostatnim bastionem roztaczanych pozorów. Wiedział, jak niewiele brakuje, choć chciał być, za wszelką cenę tak pragnął być obojętny niczym zmrożona bryła o twarzy niezadraśniętej najmniejszym spazmem grymasu. Powstrzymał się, już z początku samym ostatkiem sił, czując ciężar emocji który napierał na kruchą tamę rozsądku. Światło płomienia oblało płótno oblicza, jeszcze pełnego silnej zagadkowości, po którym trudno określić, czy cieszył się, czy był wściekły, czy może odczuwał smutek. Pozostał w miejscu, kreśląc wyraźny dystans, zupełnie jakby ją mierzył przed pojedynkiem, zupełnie jakby mogła być wrogiem z którym wkrótce się zmierzy wśród agresywnych zmagań. Czy szukał jej kiedykolwiek? Odejście, niespodziewane, wniknęło kraterem rany. Czy szukał? Czy miał nadzieję? Wolał więcej nie myśleć, nie chcąc oddawać się słodko-gorzkiej nostalgii i kadrom przeróżnym wspomnień. Przestali istnieć; drużyna była przeszłością. Zbyt wiele uległo zmianom i chciał, by podobnej zmianie uległy własne odczucia - jak dotąd wierzył już martwe, stężałe, zamknięte pod płytą wspomnień.  
    Mylił się.
    Od początku był w błędzie.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Tego dnia położyła się znacznie wcześniej do łóżka, ale zaśnięcie nie było jej pisane, jeszcze nie teraz. Godzinne przewracanie się z boku na bok doprowadzało ją do szału, by wreszcie zerwać się z łóżka. Noc była jeszcze młoda, gdy spoglądała tęsknym wzrokiem w stronę lasu.
    Wzywał ją, jak dawny kochanek.
    Kusił rozłożystymi gałęziami drzew uginającymi się pod białym puchem mieniącym się w blasku księżyca.
    Nie trzeba było jej długo namawiać, by po niecałej godzinie ruszyła w stronę swojego drugiego domu. Nie miała celu, po prostu szła przed siebie, podążając za intuicją i przeczuciem, które prowadziło jak za rękę, jakby szła po śladach zostawionych specjalnie dla niej. Im dalej w las, tym swobodniej się czuła, oddychając pełną piersią zimowym powietrzem, a szczypiący w policzki mróz malował je czerwienią rozlewającą się pasmem przez nasadę nosa. Nie przeszkadzało jej zimno, gdy poruszała się szybko i zwinnie, cały czas wprawiając ciało w ruch. Zwolniła dopiero na skraju linii drzew wyznaczających naturalną granicę. Niewiele myśląc ruszyła, wciąż pchana intuicją, jakby za rogiem miało coś na nią czekać, jakaś nagroda za wyrwanie się w środku nocy z łóżka.
    Jak wielkie było jej zdziwienia, gdy u kresu jej podróży nie znalazła ani nagrody, ani sensu. Przeznaczenie, a może zwodniczy los, który skierował ją właśnie tutaj ewidentnie z niej zadrwił, gdy wyprowadził łowczynię wprost na dawnego kompana. Przez ułamek sekundy poczuła się jak zagoniona w kozi róg zwierzyna, jakby ten jeden raz miała być zdobyczą, a Karsten myśliwym.
    - Wspaniale, bo ja również nie miałam w planach zlotu drużynowego. – stuliła groźnie powieki przyglądając się uważnie mężczyźnie. Dopiero po chwili się zreflektowała, że wcale nie musi, ale też nie czuje potrzeby, by odpierać atak, który nawet jeszcze nie padł. Odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki włosów, które wyplątały się z misternie zaplecionych warkoczy, takich samych jakie nosiła za każdym razem podczas polowań w Gleipnirze.
    Nie potrafiła jednak rozluźnić ciała, które instynktownie spięło się gotowe do skoku lub na każdą inną okazję.
    Czy byłaby o wiele bardziej sfrapowana, gdyby odszukała go wzrokiem przypadkiem pośród wielu innych sylwetek na jednej z zatłoczonych ulic Midgardu? A może właśnie tam, pośród betonowej zabudowy miałaby szansę wmieszać się w bezimienny tłum umykając przed nieuniknionym. Las od zawsze wydawał się jej przychylniejszy, ale teraz, gdy mierzyła się oko w oko ze swoim przeznaczeniem, miała wrażenie jakby los z niej zadrwił, gdy jakieś uczucie powiodło ją tej nocy w objęcia leśnej fortecy.
    - Wszystko u Ciebie w porządku? – przelotnie na niego spojrzała, niby to ukradkiem, niby spoglądając gdzieś w dal ponad jego ramieniem, by móc podziwiać wiszący na granatowym nieboskłonie nadgryziony księżyc.
    Czy miała w ogóle prawo się o niego martwić? Czy zaraz po opuszczeniu Gleipniru bezpowrotnie straciła ten przywilej, gdy niczym jak zbieg pod osłoną nocy wymknęła się z obozowiska swojej drużyny i ruszyła w nieznane, bez planu, bez pomysłu i kompletnie zagubiona, jedynie z przekonaniem, że musi uciec najdalej jak tylko się da.
    A jednak serce wciąż i wciąż wracało do skradzionego domu, do drużyny, o której zawsze myślała z czułością, do ich wspólnych poranków i wieczorów tuż przed snem, ale przede wszystkim wracała do niego. Od zawsze był kimś niedoścignionym, zamkniętym, trzymającym na dystans, ale równocześnie tak drogim i bliskim. A ona zachłannie pragnęła poznać jego uczucia, wkraść się do wnętrza, by poznać o czym tak naprawdę myśli, ale Karsten od zawsze jak smok zazdrośnie strzegł swojego skarbu, nie pozwalając, by ktokolwiek się do niego zbliżył.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Gniew był jedynym, dosadnym zrywem emocji, szarpnięciem które rozumiał, czując jak miota się za sklepieniem żeber, pod klatką łodyg szkieletu. Był prosty, nad wyraz prosty, palący jak strużka kwasu, stężonej formy trucizny, zataczał się i przenikał, opadał po łukach kręgów. Dobrze znał jak roznieca się pod powierzchnią skóry, jak szumi w gałązkach naczyń, jak nagle uderza w skronie; był osiągalny, dostępny, obecny od dawnych lat. Kaskada innych, płynących po ciele uczuć sprawiała, że sam się gubił, odnosząc nagłe wrażenie że świat wypada mu z dłoni, że błąka się jak bezpański, skamlący żałośnie kundel. Oddalał w związku z tym wszystko, czego nie umiał pojąć, co przekraczało najśmielszy, własny ciąg wyobrażeń, co było wiotkie i mętne jak fantazmaty obłędu, oddalał próbując wyprzeć korowód doznań wściekłością - tak łatwą, przewidywalną w swoim nieokiełznaniu.
    Dziś - był rozchwiany i wściekły, oszukany, samotny i pokąsany frustracją. Wstrętna, zwierzęca furia mrowiła za nożem mostka i w rzędach opuszek palców, trzymana jeszcze na smyczy, kipiąca w swoim zamknięciu, próbując oddalić wszystko z czym walczył niepewny umysł. Prychnął, cicho, choć jak najbardziej słyszalnie w reakcji na jej wątpliwość, na dociekanie, którego nie umiał zdzierżyć.
    - Bywało lepiej.
    Rzucił ledwie ochłapem, nie wierząc, w środku nie wierząc że była w stanie się martwić, że obchodził ją los znajomych z dawnej drużyny, jej towarzyszy broni pozostawionych bez najmniejszego słowa. Odczuwał bezwzględną pustkę i równocześnie też gardził podjętą przez nią decyzją, wymknięciem się spod Gleipniru, gdzie była w stanie rozwinąć skrzydła kariery i zdobyć dalszy szacunek.
    - Oszczędź mi durnych pytań.
    Nie było żadnej drużyny, zostały popioły wspomnień, została nagła samotność gdy uświadomił sobie że tylko on spośród nich pełnił z oddaniem służbę, kiedy przez wzgląd na wszystko i doświadczenie jakie bezsprzecznie nabył został awansowany na stopień specjalisty. Inne, nieznane twarze, szkolenia nowych rekrutów, wszystko skąpane w innym, dosyć tandetnym smaku, marnej atrapie czasów dawnej świetności; misji, lepszej współpracy, wypraw pełnych grząskiego niebezpieczeństwa. Schemat, który znał, rozpadł się nieuchronnie; wiedziała, że jeszcze dawniej nie tolerował podobnych, wymienianych grzeczności, uznając je za męczące.
    - Powiedz, Lofn - kilka kroków stłamsiło fragment dystansu - czym różni się twoja obecna praca? - ogień, zawieszony nad dłonią wciąż bezustannie tańczył, oblewał przyjemnym ciepłem i kreślił zarysy twarzy. Za bramą rozchylających się ust błysnęła krótko biel zębów, kłów odrobinę ostrzejszych niż ludzkie; wpatrywał się w nią uważnie, wyraźnie zaciekawiony, oddając jej czujność zmysłów. Czuł, że nie mogła zostawić dzikości lasu, zwłaszcza, skoro ją teraz spotkał. Pamiętał o jej zdolnościach; pamiętał wszystko wyraźniej, niż początkowo sądził.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    - Nie musisz mi wierzyć, nawet wtedy nie pozwalałeś mi się zbliżyć. Miałam nadzieję, że w końcu kogoś do siebie dopuścisz. – wzruszyła ramionami, jakby rozmawiali o czymś tak trywialnym jak pogoda. - Nie umiem kategorycznie odciąć od uczuć i z dnia na dzień zapomnieć, a akurat ty powinieneś to doskonale wiedzieć. – czuła, że trochę na darmo to wszystko mówi, gdy mężczyzna niebezpiecznie ocierał się o granicę swojego gniewu, gdy błyskały jego kły, a wściekłość buzowała pod skórą. Nigdy jednak nie traktowała go w ten sposób, jak zwierzę, jak dziką bestię, której trzeba było się obawiać czy postępować z nią z dystansu. Być może nie było to najmądrzejsze i nie raz się na tym przejechała, gdy wskakiwała pomiędzy rozwścieczonego Karstena, a jakiegoś bogu ducha winnego gnojka z innej drużyny, któremu zachciało się pyskować. Kiedyś, jak jeszcze była bardzo młoda, głupia i pełna wiary, chciała być tą która dotrze do niego, która znajdzie magiczny sposób, by złagodzić napady nieokrzesanej furii. Ślepo wierzyła w swoje dobre intencje, w łagodne usposobienie i zrozumienie, pozwalając w swoim otoczeniu mężczyźnie być sobą, akceptując go w każdej formie, ale i to zdawało się nie działać, gdy zamykał się w swojej skorupie gniewu i złości, szczelnie zamykając wrota do rozjuszonego serca. I choć się nie poddała, to była mniej nachalna i bardziej społeczna, zacieśniając więzy zresztą członków drużyny, którzy przyjmowali jej łagodną naturę z otwartymi ramionami. Oddaliła się, wcale się nie oddalając, bo jak ten wierny pies była zawsze w pogotowiu, na każde jego zawołanie, na każde skiniecie czy choćby sugestię, służąc słowem, czynem czy czymkolwiek by chciał.
    A potem…
    Potem wszystko wywróciło się do góry nogami.
    - Chcesz porozmawiać, czy mnie atakować? – mięśnie odpuściły, ciało nieśmiało zaczęło się rozluźniać, jakby czując, że oto ponownie jest wśród swoich, w domu i może odetchnąć pełną piersią, czując i widząc kogoś tak drogiego i cennego, kogoś kto rozpalał ogień dawnych wspomnień podszytych milionem trudnych, ale i pięknych emocji.
    - Jeżeli chcesz zrozumieć i porozmawiać, to rozmawiajmy. Odpowiem na wszystkie twoje pytania, zasługujesz na odpowiedzi. Jeżeli chcesz mnie zjechać jak burą sukę, proszę bardzo. Nie zaprzeczam, że źle to wszystko rozegrałam – niby życie należało do niej i powinna móc postępować w zgodzie ze swoim sumieniem, ale w momencie oddania się drużynie, sposób myślenia ulegał zmianie i nawet Lofn obdarzona wysokim poczuciem niezależności, zapragnęła być integralną częścią dobrze funkcjonującego organizmu, a nie tylko indywidualną jednostką.
    - Sama decyduję na co poluję, ale przede wszystkim nie zajmuję się ludźmi, tę część zostawiam wam. Zdobywam jedynie wskazane ingrediencje w legalny sposób. – wyjaśnianie tego wydawało jej się bezsensowne, ale nie chciała być nieuprzejma i zignorować jego pytania.
    Czuła, że byli w impasie i że cokolwiek by zrobiła lub powiedziała, to wciąż byłoby źle. Chciała go obłaskawić, chciała poddać się jego osądom, jego gniewowi, pozwolić by wyładował na niej swoją frustrację i być może poczuł się lepiej, ale nie była pewna czy faktycznie tak by się skończyło.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Zdarzało się, że rozważał jak wiele jest w nim człowieka, wpatrzony w zwierciadło lustra w koszmarach widział masywny, zwierzęcy pysk, krawędzie zębów zdolne rozszarpać skórę i wyrwać śliski płat mięsa cieknący szkarłatem krwi. Zdarzało się, że rozważał jak wielki miał zasób wpływów - na wszystko, na swoje życie, na gniew płonący we wnętrzu naczynia czaszki, na dystans, który zazwyczaj wiązał się z ostrożnością płynącą z rozwagi innych. Zdarzało się, że zadawał jedno proste pytanie, czy jest szczęśliwy nie mogąc znaleźć wyjaśnień, brodząc wciąż po mieliźnie dobrze znanej rutyny, przyjmując kolejne misje, wzniecając pręgi zadrapań oraz obłoki sińców. Zdarzało się, że zwyczajnie był zagubiony, jak dziecko; jak pies, który stracił pana spuszczony z rygoru smyczy.
    - Chcę odpowiedzi.
    Krótkie, ciskane właśnie w nią oznajmienie, zdania suche i puste jak szereg spłowiałych tkanin. Nie oczekiwał żadnej, złożonej trudnej rozmowy; nie umiał zresztą prowadzić podobnych dysput, lubiąc rzeczy dosadne, jasne i zostające w zasięgu łapczywych dłoni.
    - Minęło zbyt wiele czasu.
    Chciał zerwać dawne uczucia, podeptać własną sympatię, nie mogąc jednak się wyprzeć żywionych wciąż sentymentów. Na próżno, wszystko na próżno; nie miał zamiaru pomimo tego pożywiać się naiwnością, nadzieją że będzie jak dawniej, w chwilach kiedy była wpleciona w jego krąg codzienności. Odeszła z łowców Gleipniru oraz nie sądził, by miała plany powrócić. Mosty były spalone a przyszłość martwa, cuchnąca w wilgotnych gruzach.
    - Jeśli uważasz, że mam w zamiarze pochylać się i roztrząsać, jesteś w olbrzymim błędzie.
    Poddał się; wcześniej, jak sądził mógłby podjąć się walki, mógłby o nią zabiegać, mógł krzyczeć za nią gdy widział zarys sylwetki, co najlepszego wyrabia, mógł mówić jej, by została. Dzisiaj był ledwie cieniem, zamglonym i niewyraźnym nieskłonnym by czynić rzeczy które straciły wartość. To bez znaczenia; powtarzał, to bez znaczenia, obecnie, dlaczego zerwała więź, to bez znaczenia, nie będzie wrzeszczał, nie będzie głosić jej, że zawiodła, że szukali jej, że pytali, trafiając na głuchy mur.
    - Wiedziałem, że nie zostawisz tropienia.
    Uśmiech nietrwale zjawił się na obliczu, kącik ust lekko zadrżał; mógł się domyślić że nie porzuci profesji w której w istocie była niezastąpiona. Ludzie, tacy jaki oni nie mogli tłamsić się w mieście, nie mogli uciec od wrażeń, od krwi buzującej w skroniach, od przeświadczenia że żyją, nurkując w czeluściach lasu.
    - Tyle lat, a ty wciąż nie rozumiesz.
    Wytknął, chociaż domyślał się, że działania okażą się bezcelowe; wytknął, ponieważ musiał, kreśląc naturę kręgów organizacji, do której przynależał od lat. Nie była w tym wszystkim sama, brak zrozumienia wyzierał od innych osób lubiących wzniosłości słów.
    - Możesz wszystko ubarwiać, tłumaczyć w dowolny sposób.
    Gleipnir nie zajmował się ludźmi, jak wcześniej zdołała ująć; sam niespecjalnie ciekawił się sprawą wargów niepoddanych przemianie podczas nadejścia pełni. Powstali w konkretnym celu, mierzyli się z brutalnością którą tak im wmawiano, rzucając na oślep puste skorupki stwierdzeń.
    - Bestia zostanie bestią.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    - Przepraszam.
    Mógł nie chcieć tego słuchać, mógł nawet się zapierać, że wcale tego nie potrzebuje, że przeszłość nie depcze mu po piętach, ścigając jak niedawnego zbiega. Być może rzeczywiście nie było mu to potrzebne, być może wystarczy mu kilka słów, ujrzenie twarzy, sprawdzenie że wszystko w porzadku. Ona jednak potrzebowała to z siebie wyrzucić, nawet jeśli miał jej nigdy nie wybaczyć, nigdy nie dać rozgrzeszenia i wciąż spoglądać z wyrzutem do końca świata i jeden dzień dłużej.
    Przeprosiny zawisły między nimi niczym niespełniona groźba.
    - Wszystko w co wierzyłam okazało się kłamstwem, nawet nie dostałam możliwość wyboru. Wpojono mi jedną rację, choć nie jest ona jedyna. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Zabrano mi jedyne miejsce, które mogłam nazywać domem. - prosił o odpowiedzi, najlepiej konkrety i to w żołnierskim skrócie, ale czasem się nie dało nie zarysować tak piekielnie istotnego kontekstu.
    - Nie chciałam Cię stawiać przed trudnym wyborem. Wtedy... Wtedy myślałam, że tak będzie łatwiej, gdy po prostu zniknę i nie złamię, i tobie serca, gdy powiem że nie wierzę już w wartości naszego mentora. - cofnęła się, ale tylko po to by oprzeć się o ścianę. Najpierw wsparła jedynie plecy, przyglądając się mężczyźnie z jakimś nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chwilę później zsunęła się w dół, lądując na ziemi z podkulonymi nogami, spoglądając w górę na skalne sklepienia.
    - Nie umiem żyć bez lasu. Próbowałam, ale nie potrafię. - czuła ten instynktowny zew, czuła jak ją wzywa i czuła jak budzi się do życia, gdy podążała leśnym duktem tropiąc zwierzynę.
    - Nie jesteś bestią, Karstenie. - odważyła się zaryzykować i była to dla niej nowość nie czując się pewnie, tak pewnie jak kiedyś!, w jego towarzystwie. Dawniej praktycznie nie zastanawiała się nad słowami, teraz... Ważyła je, jakby były drogocennymi kamieniami, jakby od nich zależało o wiele więcej niż odrobinę rozzłoszczony niedźwiedź.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Smoła zgęstniałej nocy oplotła, jak ciasny szal, wszystkie zarysy kształtów, ugrzęzła w pęknięciach źrenic szerokich na podobieństwo czarnych i karłowatych planet. Jej silna, amorficzna obecność przylgnęła do krańców ciała, wsuwała się, natarczywie, zaborczo w przestrzenie płuc. Dostąpił jej całym sobą, każdym zakątkiem ciała, każdą cząstką złączoną razem z cierniami mrozu, który bez przerwy drażnił połacie skóry. Mróz, panujący na zewnątrz, pokraczny chód niepewności, zimne, zimne emocje noszące znamiona lat. Głos początkowo przepadł mu w studni gardła, ułamał się jak gałązka na pograniczu krtani; nie wiedział, nadal nie wiedział, co miał obecnie uczynić, jakich w danym momencie powinien używać słów. Gniew będzie zawsze najprostszy; we wszystkich, krętych zaułkach gubił się zawsze, błądził.
    - To już nieważne. Podjęłaś swoją decyzję - zasłonił wyrwę milczenia po krótkiej, skradzionej chwili - nie wspieram jej. Nie pochlebiam. Nie mogę jej jednak zmienić - głos przybrał miałką, surową papkę podanej obojętności; odczucia, skłębione w jego umyśle nie mogły odnaleźć ujścia. Furia, bezkresna wściekłość i nagłe akordy krzyku zdawały się bezcelowe, nawet w jego przypadku, człowieka który skazany był na nierówną batalię z zastępem wrzących emocji. A zatem - zrezygnowanie, nie mógł przecież nic zmienić, przełożyć konstrukcji czasu w korzystny układ którego wewnętrznie pragnął, nie mógł wskrzesić drużyny, nie mógł stawać się dawnym, bardziej naiwnym sobą. Otwarte rany przykrywał strup skrzepniętego czasu.
    Cwał donośnego śmiechu rozległ się momentalnie, niespodziewany i równie drastycznie nieadekwatny. Nie powstrzymał się, nie mógł, unosząc się spontanicznym kaprysem, kakofonią, która kąsała podstępnie ich konfrontację. Bestia zostanie bestią - stwierdzenie, tyczące się w identyczny sposób jego osoby, miało pierwotnie inny, zauważalny cel. Idea, przyświecająca organizacji Gleipniru była zasadna i oczywiście niezbędna dla magicznego społeczeństwa, choć wielu naiwnych galdrów coraz częściej podważało jej słuszność wykrzykując slogany pozornej dobrotliwości.
    - Myślisz, że miałem na myśli siebie? - cisnął jej w twarz pytaniem. Miał wrażenie, że ludzie z biegiem lat próbowali oszukać - bez skutków - samych siebie przy sprawie natury wargów, miał wrażenie że często zapominali o konieczności spożycia Księżycowego Wywaru której nie wypełniali zgodnie, posłusznie wszyscy, zwłaszcza ubożsi, żyjący w cieniach Przesmyku Lokiego, żyjący z rozlicznych oszustw.
    - Cóż… Nie miałbym nic przeciwko, gdyby mnie ktoś powstrzymał - dodał - jak zajdzie taka potrzeba - zmierzył ją chłodnym wzrokiem. Nie miałby za złe, gdyby tylko zagrażał zdrowiu i życiu innych, był w zupełności świadomy wewnętrznego zwierzęcia, tłamszonego pod skórą. Ludzie wielbili wzniosłe, szlachetne wydmuszki słów - nie rozumieli działań, nie rozumieli, że wszystko ma inną wartość gdy stają w szrankach z niesfornym, nieskłonnym do ustępstw losem.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Minuty upływały nieubłaganie; czas nie miał w zwyczaju, szczególnie pośród umownych ścieżek wytyczanych przez łowców wśród gęstwiny otulających Midgard lasów, zatrzymywać się niespodziewanie, pozwalając drużynom złożonym z najbardziej doświadczonych członków Gleipniru na swobodną penetrację nieprzychylnego terenu. Lasy Północne miały to do siebie, że najlepiej koegzystowały z stworzeniami, które niewiele miały w sobie ludzkiego pierwiastka — podobnie miało być w przypadku zagadkowej bestii, która stała się kolejnym celem łowców. Kryjące się między wymarłą roślinnością monstrum pozostawało nieuchwytne, mimo że zimowy krajobraz, jakim zasnute zostały knieje, potencjalnie powinien ułatwić myśliwym polowanie. Jednak kolejne dnie mijały bez uzyskiwania satysfakcjonującego rezultatu poszukiwań. Irytacja piętrzącymi się niepowodzeniami wzmagała ryzykowne zachowania i rozplątywała języki, na które cisnęły się coraz zuchwalej niewybredne słowa pretensji.
    Kurwa, Aggerholm! — Tubalny głos Hovlanda, słusznego rozmiaru łowcy będącego z Karstenem w drużynie, poniósł się echem po lesie, wypadając z gardzieli łuków, które majaczyły przed nim i stawały się tłem dla obserwowanej od kilku minut, rozgrywającej się przed nim sceny. — Ciebie to ktoś powinien powstrzymać przed pierdoleniem głupot. Zbadałeś tamten fragment lasu czy przez cały czas, od kiedy się rozdzieliliśmy, beztrosko sobie gawędziłeś? — Chociaż pozornie w wypowiedzi doszukać można było się żartobliwych tonów, nie ulegało wątpliwościom, że rzucona w przestrzeń uwaga wyraźnie nosiła znamiona nagany. Zresztą, w napiętej postawie mężczyzny i w nieznoszącym sprzeciwu wyrazie twarzy łatwo było doszukać się śladów powagi; Hovland był tym rodzajem człowieka, któremu Norny poskąpiły jakiegokolwiek poczucia humoru. — Zabieraj się stąd. Za pół godziny kończymy i jeśli nie ogarniesz do tego czasu swojej roboty, w dupie mam jak się będziesz gimnastykował, ale cały raport napiszesz sam.
    Kręcąc z dezaprobatą głową, na odchodne splunął z pogardą na ziemię. Ostrym, nieprzyjemnym spojrzeniem wwiercał się chwilę w sylwetkę kobiety, z którą dialog prowadził Karsten, nic więcej jednak nie powiedział, oddalając się w stronę, z której dobiegać zaczęły inne głosy: pozostałych członków drużyny, którzy prawdopodobnie zaczynali wymieniać się poczynionymi spostrzeżeniami.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Mógł się domyślić, że dalsze ścieżki dialogów nie miały większego sensu; ich dźwięczne, słowne meandry wiodły donikąd, łamiąc się z horyzontem utraty swej celowości, wijąc się po rozdrożach bezkresnej formy tragizmu. Decyzja dawno zapadła; decyzja, na którą nie mógł i nie chciał jakkolwiek wpłynąć. Lofn nie była już dłużej częścią organizacji, częścią Gleipniru; nie miała nigdy powrócić, skazując się na samotny i niezależny los. Przeżuwał więc nagłą żałość; nagłą i nieuchronną; przeżuwał jak ziarna piasku skwierczące na stosie zębów. Obecność Lofn była raną niezdolną, by się zabliźnić, kaszlącą wciąż flegmą ropy, ciężką, żółtą, cuchnąca; bolała, bo jeszcze wcześniej zdawali się sobie bliscy, bo jeszcze wcześniej byli razem, w drużynie, tworząc jeden spomiędzy ścisłych węzłów Gleipniru.
    Głos mężczyzny rozszarpał płat powietrza jak mięso, wdzierał się z brutalnością wtapianych, bezwzględnych szczęk; wzdrygnął się, momentalnie, świadomy rzeczywistości, szorstkiej i nieprzychylnej, drażniącej opuszki palców, drażniącej przebieg spotkania. To koniec; odczuł coś jeszcze, coś innego - wstyd, najpodlejszy, jak chłopiec przyłapany na gorącym uczynku, z palcami oraz ustami umazanymi czekoladą. Przekuwał wszystko na gniew, przemieniał w zupę wściekłości wrzącą mu w garnku głowy; nie chciał dać się upodlić, nie chciał dziś być ofiarą, nie chciał być kiedykolwiek.
    - Zamknij mordę, Hovland - wyrzucił ochrypłym głosem. - Teraz sam zrzędzisz więcej niż stara baba na targu - odkąd był specjalistą, był w stanie sobie pozwolić na znacznie więcej w stosunku do innych łowców. Podważał jego kompetencje? Skurwysyn. Czuł, że już wkrótce może zacząć prząść plotki o potajemnych schadzkach jednego z łowców Gleipniru z tajemniczą kobietą, pod osłoną patrolu oraz ciemności lasu.
    - Dziękuję za twoją troskę - warknął mu na odchodne - a póki co wypierdalaj - dodał szeptem; wbił niedźwiedzie pazury we wnętrze dłoni zastygłej w nagłym przykurczu, wbił aż nie rozdarł skóry, wbił, aż ból w nim zaskamlał, aż polała się krew. Smuga posoki ciekła po zwartych palcach, ciepła, lekka, niosąca esencję życia; musiał, choćby w ten sposób wyładować swój gniew, marząc przez kilka chwil, aby wszystkich rozedrzeć na nieistotne strzępy, aby poczuć się wolnym - choćby przez krótką chwilę.

    Karsten i Lofn z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.