:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Marzec-kwiecień 2001
10.04.2001 – Pub „Hjort” – Bezimienny: H. Hamre & Nieznajomy: F. Tiedemann
2 posters
Bezimienny
10.04.2001 – Pub „Hjort” – Bezimienny: H. Hamre & Nieznajomy: F. Tiedemann Sro 21 Sie - 17:58
15.04.2001
Spokój w Hjorcie to oksymoron. Każdy kąt wypełniony był rozmowami i odłogłosami kufli uderzających jeden o drugi, pustym śmiechem odbijającym się od ścian. Koszmarna akustyka drażniąca zapewne co czulszy zmysł słuchu, okropieństwo. Tak było zawsze – gdy Hring przybył pierwszego dnia do Midgardu z Mikaelem, gdy był studentem pierwszego, trzeciego, ostatniego roku, gdy świętował swoje zatrudnienie w Kruczej Straży. Hałas na który z kolejnymi szklankami trunku przestawało się zwracać uwagę, bo bardziej interesujący byli towarzysze zgromadzeniu wokół stolika i zabawa w swoim gronie, aż samemu stawało się integralną częścią tego zamieszania.
Teraz Hamre nie jest do śmiechu, nie przychodzi tutaj w celach rozrywkowych. Pilnuje się bardzo, by żadne oznaki ślepoty nie były tak oczywiste do zauważenia. Przez ostatnie kilka miesięcy miał dużo czasu na ćwiczenia jak dobrze się maskować, by uwaga mieszkańców nie skupiała się zupełnie na nim. Prędko zauważył, że zatłoczone miejsca są lepsze niż te, gdzie klientów jest mniej – łatwiej wtopić się w tło i uniknąć złapania kontaktu wzrokowego. Nie szuka towarzysza do szklanki ani rozmów, ma konkretny interes do zbicia, może napiją się kieliszka wódki z kobietą, która miała wkrótce przyjść, wypali papierosa i wróci do swojego mieszkania.
Pani Mogensen nigdy nie chce spotykać się u niego, tym bardziej w swoim domu. Co za przypadek, że oziębienie stosunków nastąpiło z momentem przybicia na wewnętrznej stronie jego dłoni piętna. Od tej pory każde spotkanie mające na celu zapłatę za wykonane eliksiry ma miejsce na neutralnym gruncie. On podaje jej medyczne wywary, ona podsuwa mu pieniądze i chłodnym tonem dziękuje za to, co robi dla niej. Tak naprawdę nie jest to dla niej, robi to dla jej chorego męża, ale o tym nie rozmawiają. Mnie niestety poskąpiono talentu alchemicznego, szepnęła raz gorzko. Dzisiaj transakcja ograniczona została do wymiany zdań na temat dawkowania i życzeń zdrowia. Potem wychylają drugi kieliszek wódki tego wieczoru, a pani Mogensen wstaje i wymijając ludzi w przejściu wychodzi na zewnątrz.
Hamre siedzi jeszcze w miejscu, skryty gdzieś w samym rogu dolnej sali. Zaciąga się tytoniem, później lekko strzepując z cylindrycznej końcówki popiół. Podnosząc wzrok nie spodziewa się, że jego cicha obecność skupi na sobie czyjąkolwiek uwagę. Papieros zamiera w połowie drogi, a lekarz zapomina o mruganiu. Frederika Tiedemanna nie widział już tak długo, że zajmuje mu chwilę, by uświadomić sobie, że to rzeczywiście on, a nie psikus jego umysłu. Potem uświadamia sobie, że wygląda niemal tak samo jak za ostatnim razem. Jedynie ciemne kręgi pod oczami są bardziej wyraźne; ciężka zmiana, inspektorze? Tego pytania nie zada na głos, chociaż tak zawsze witał przyjaciela.
— Dobry wieczór — mruczy z wyćwiczoną obojętnością. Prawie jakby nie zależało mu już na niczym, ale jego reakcja sprzed chwili wskazywała na coś zupełnie odwrotnego. Jasne oczy znowu skupiają się na popielnicy i ciemnego kopczyku usypanego z miałkiego pyłu. — Jeśli szukasz miejsca – nie krępuj się, zaraz się stąd wynoszę.
Mógłby wstać już teraz, ale jeszcze tego nie robi. Zamiast tego przez ciemne włosy opadające przy pochyleniu głowy próbuje dostrzec jakąś reakcję na twarzy Tiedemanna.
Nieznajomy
Ostatnie tygodnie mijały mu znacznie szybciej, niż by się tego spodziewał. Praca spędzała mu sen z powiek, a przełomowe odkrycie, którego – dzięki swojemu uporowi i niedocenianym umiejętnościom medium – dokonał Eitri, sprawiły, że w Kruczej Straży wrzało. Lauge Nørgaard żył i prawdopodobnie to on stał za rytualnymi mordami, z którymi magiczna Skandynawia mierzyła się od połowy zeszłego roku. Był to pierwszy trop od wielu długich, nieznośnie przeciągających się miesięcy przepełnionych marazmem i pasmem porażek, który dał Tiedemannowi cień nadziei na to, że sytuacja w Midgardzie wkrótce może ulec zmianie na lepsze. Problem w tym, że do tej pory Nørgaard pozostawał nieuchwytny; za każdym razem, gdy wydawało mu się, że to był ten moment, wymykał się im z rąk, śmiejąc się im w twarz, lecz Frederik był przekonany, że jego koniec był już bliski. Krucza Straż sprawdzała wszystkie możliwe tropy, uparcie wierząc, że któryś z nich doprowadzi ich do profesora. Dziś jednak komendant Öberg, zauważywszy to, ile Frederik wkładał w to wysiłku, kazał mu odpuścić, a skoro został odesłany z kwitkiem do domu, to wybrał się samotnie do baru. Bo nie chciał myśleć o swoim małżeństwie, które wisiało na włosku; o synu Henriku, który coraz bardziej zauważył, jak bardzo nie dogadywał się z matką. Jedynym rozwiązaniem jego udręk był alkohol. Alkohol, w którym od tragicznej śmierci Kristiana topił wszystkie problemy. Tacka z kieliszkami schłodzonej wódki już na niego czekała na barze – wziął ją, po czym udał się w głąb sali, licząc, że znajdzie dla siebie.
– Hemre – wypowiedział nazwisko dawnego przyjaciela pełnym obojętności głosu. Nie zauważył go przy wejściu. Gdyby tylko spostrzegł go przez zabrudzoną szybę baru, możliwe, że Tiedemann by nawet nie przekroczył progu lokalu – nie chciał w końcu rozmawiać z tymi, którzy byli dla niego martwi. – Już zostań, przyjacielu. – Hring był prawdopodobnie jednym z największych rozczarowań, które spotkały go na przełomie ostatnich lat. Nigdy nie sądził, że jego przyjaciel, człowiek, z którym miał okazję pracować w Kruczej Straży, w pewnym momencie zwróci się ku magii zakazanej, Nie rozumiał osobistych motywacji Hemre i nie próbował nawet słuchać jego absurdalnych tłumaczeń – potępił go od razu, gdy tylko symbolicznie wypalono na jego dłoni pieczęć Lokiego. Był to wystarczający powód, by zerwać z nim wszelki kontakt i wykreślić go ze swojego życia, co ostatecznie wcale nie było takie proste, jak mogłoby się początkowo wydawać. Midgard był, wbrew pozorom, zaskakująco małym miejscem, a oni dalej przelotem widywali się w przypadkowych miejscach. Zupełnie jak teraz, gdy ich drogi znowu skrzyżowały się w „Hjorcie”.
– Myślałem, że, wiesz, teraz już bywasz tylko w Przesmyku i te sprawy – zaczął Tiedemann, gdy już dosiadł się do niego w kącie sali. W międzyczasie położył posrebrzaną tackę z alkoholem na stole, po czym zapalił papierosa. – Co wy tam macie? Ślepego Kozła? Północ? – zaczął wymieniać wszystkie lokale, które przyszły mu najpierw na myśl. Wypił haustem kieliszek, bez pytania podsuwając jeden z nich Hringowi. Na zdrowie, przyjacielu.
– Hemre – wypowiedział nazwisko dawnego przyjaciela pełnym obojętności głosu. Nie zauważył go przy wejściu. Gdyby tylko spostrzegł go przez zabrudzoną szybę baru, możliwe, że Tiedemann by nawet nie przekroczył progu lokalu – nie chciał w końcu rozmawiać z tymi, którzy byli dla niego martwi. – Już zostań, przyjacielu. – Hring był prawdopodobnie jednym z największych rozczarowań, które spotkały go na przełomie ostatnich lat. Nigdy nie sądził, że jego przyjaciel, człowiek, z którym miał okazję pracować w Kruczej Straży, w pewnym momencie zwróci się ku magii zakazanej, Nie rozumiał osobistych motywacji Hemre i nie próbował nawet słuchać jego absurdalnych tłumaczeń – potępił go od razu, gdy tylko symbolicznie wypalono na jego dłoni pieczęć Lokiego. Był to wystarczający powód, by zerwać z nim wszelki kontakt i wykreślić go ze swojego życia, co ostatecznie wcale nie było takie proste, jak mogłoby się początkowo wydawać. Midgard był, wbrew pozorom, zaskakująco małym miejscem, a oni dalej przelotem widywali się w przypadkowych miejscach. Zupełnie jak teraz, gdy ich drogi znowu skrzyżowały się w „Hjorcie”.
– Myślałem, że, wiesz, teraz już bywasz tylko w Przesmyku i te sprawy – zaczął Tiedemann, gdy już dosiadł się do niego w kącie sali. W międzyczasie położył posrebrzaną tackę z alkoholem na stole, po czym zapalił papierosa. – Co wy tam macie? Ślepego Kozła? Północ? – zaczął wymieniać wszystkie lokale, które przyszły mu najpierw na myśl. Wypił haustem kieliszek, bez pytania podsuwając jeden z nich Hringowi. Na zdrowie, przyjacielu.
Bezimienny
Praca w Kruczej Straży zabierała wiele czasu, energii, a niektórym nieszczęśnikom odbierała również życie. Hamre poświęcił swojemu wydziałowi wiele lat, przez ten okres budując swój status. Pewnie zdobył tym szacunek, może był nawet lubiany przez ogół oficerów za bycie rzeczowym i nie wdającym się w sentymenty medykiem. W zamian za to otrzymał samotność, bo żadna kobieta i żaden mężczyzna nie chciał jednocześnie być partnerem, a wciąż czuć się jak najniższy stopień w osobistej hierarchii Hringa; najpierw praca, potem Irene. Nie było miejsca na trzeci czynnik, który mógłby im dorównać.
Jednak istniała potrzeba posiadania kogoś, kto zrozumie ciężar tej pracy. Nie będzie potrzeby, aby tłumaczyć tej osobie jak wiele czasem kosztuje zanurzanie się w brudach i to, że mimo doświadczenia wciąż nie wszystko spływa po tobie tak gładko i bez przeszkód. Zapewne dlatego tak cenił sobie przyjaźń z Frederikiem; nie musiał jak pięciolatkowi wyjaśniać każdą z tych rzeczy, spowiadać się z każdej wątpliwości i gorszego snu po ujrzeniu makabry koniecznej do zbadania i rozpisania z precyzją w aktach. Cenił jego spojrzenie na wiele spraw oraz towarzystwo w pubie, kiedy musieli odreagować wydarzenia z tego dnia. Cenił; teraz już tego nie ma, a on dobrze zdaje sobie sprawę z tego, co zaważyło na aktualnym stanie rzeczy.
Nie spodziewa się, że Tiedemann dosiądzie się do niego, ale nie ucieka, gdy mężczyzna zajmuje miejsce obok razem ze swoją srebrną tacką i papierosem. Dosuwa tylko papierośnicę z pozostałościami po własnym tytoniu i ściśniętym odrobinę zbyt mocno petem. Powściągliwy wyraz twarzy zazwyczaj jest oznaką spokoju, ale nie w przypadku Hamre. Za tą maską kryje się cała jego nerwowość związaną z tą konfrontacją. Zawsze zdradza go ta przeklęta noga podskakująca pod blatem stołu, zawsze zdradzają go palce cicho uderzające opuszkami drewnianą powierzchnię.
— Jesteś nieźle zorientowany w Przesmyku, ale jest tam jeszcze kilka innych lokali, nawet nie tak obskurnych. I klienci nie są tak opryskliwi — stwierdza bezbarwnie przejmując kieliszek od niego. Jest przekonany, że jeżeli już Frederik decydował się na odwiedziny w Przesmyku Lokiego, to raczej nie w celach towarzyskich.
Przechyla setkę niedługo po tym; jest niewiele bardziej gorzki niż przyjacielu pełne ironii. Nie ma już wielu przyjaciół, sytuacja nie sprzyja mu zwłaszcza teraz. Poprawia skórzaną rekawicę na prawej dłoni, naciągając mocniej materiał, ale nie ściąga jej. Pieczęć zbyt mocno przykuwała uwagę swoją czernią, niezależnie czy spoczywała rozluźniona na stole, czy zaciśnięta była na cienkim szkle.
— Jestem grzeczny, nikomu nie zawadzam… Więc pozwalają mi tutaj siedzieć, to jeszcze nie jest zbrodnia. — Jeszcze, bo nigdy nie wiadomo, na co wpadną władze, by opanować sytuację dopóki całkowicie wymknie im się spod kontroli. Zawsze był na tyle subtelny, by nie zwracać na siebie uwagi, a znajome twarze omijał szerokim łukiem, tak jak zazwyczaj dawnego przyjaciela. Przypadkowe spotkanie nie było na rękę. Zadziera głowę i wydmuchuje dym w sufit, później odgarniając ułożone włosy do tyłu. — A ty nie zmieniłeś lokalu jak widzę? Pewne rzeczy pozostają stałe, na całe szczęście. — Pewne rzeczy z kolei są zbyt ulotne: życie, czas, zaufanie.
Jednak istniała potrzeba posiadania kogoś, kto zrozumie ciężar tej pracy. Nie będzie potrzeby, aby tłumaczyć tej osobie jak wiele czasem kosztuje zanurzanie się w brudach i to, że mimo doświadczenia wciąż nie wszystko spływa po tobie tak gładko i bez przeszkód. Zapewne dlatego tak cenił sobie przyjaźń z Frederikiem; nie musiał jak pięciolatkowi wyjaśniać każdą z tych rzeczy, spowiadać się z każdej wątpliwości i gorszego snu po ujrzeniu makabry koniecznej do zbadania i rozpisania z precyzją w aktach. Cenił jego spojrzenie na wiele spraw oraz towarzystwo w pubie, kiedy musieli odreagować wydarzenia z tego dnia. Cenił; teraz już tego nie ma, a on dobrze zdaje sobie sprawę z tego, co zaważyło na aktualnym stanie rzeczy.
Nie spodziewa się, że Tiedemann dosiądzie się do niego, ale nie ucieka, gdy mężczyzna zajmuje miejsce obok razem ze swoją srebrną tacką i papierosem. Dosuwa tylko papierośnicę z pozostałościami po własnym tytoniu i ściśniętym odrobinę zbyt mocno petem. Powściągliwy wyraz twarzy zazwyczaj jest oznaką spokoju, ale nie w przypadku Hamre. Za tą maską kryje się cała jego nerwowość związaną z tą konfrontacją. Zawsze zdradza go ta przeklęta noga podskakująca pod blatem stołu, zawsze zdradzają go palce cicho uderzające opuszkami drewnianą powierzchnię.
— Jesteś nieźle zorientowany w Przesmyku, ale jest tam jeszcze kilka innych lokali, nawet nie tak obskurnych. I klienci nie są tak opryskliwi — stwierdza bezbarwnie przejmując kieliszek od niego. Jest przekonany, że jeżeli już Frederik decydował się na odwiedziny w Przesmyku Lokiego, to raczej nie w celach towarzyskich.
Przechyla setkę niedługo po tym; jest niewiele bardziej gorzki niż przyjacielu pełne ironii. Nie ma już wielu przyjaciół, sytuacja nie sprzyja mu zwłaszcza teraz. Poprawia skórzaną rekawicę na prawej dłoni, naciągając mocniej materiał, ale nie ściąga jej. Pieczęć zbyt mocno przykuwała uwagę swoją czernią, niezależnie czy spoczywała rozluźniona na stole, czy zaciśnięta była na cienkim szkle.
— Jestem grzeczny, nikomu nie zawadzam… Więc pozwalają mi tutaj siedzieć, to jeszcze nie jest zbrodnia. — Jeszcze, bo nigdy nie wiadomo, na co wpadną władze, by opanować sytuację dopóki całkowicie wymknie im się spod kontroli. Zawsze był na tyle subtelny, by nie zwracać na siebie uwagi, a znajome twarze omijał szerokim łukiem, tak jak zazwyczaj dawnego przyjaciela. Przypadkowe spotkanie nie było na rękę. Zadziera głowę i wydmuchuje dym w sufit, później odgarniając ułożone włosy do tyłu. — A ty nie zmieniłeś lokalu jak widzę? Pewne rzeczy pozostają stałe, na całe szczęście. — Pewne rzeczy z kolei są zbyt ulotne: życie, czas, zaufanie.
Nieznajomy
Praca w Kruczej Straży nigdy nie należała do najprostszych – i gdyby Tiedemann miał ponowną szansę wyboru swojej ścieżki zawodowej, możliwe, że zdecydowałby się na zostanie łowcą Gleipniru. Choć byli coraz bardziej przez galdrów potępiani za swoje konserwatywne, archaiczne wartości, to jednak ich przypadki były znacznie mniej skomplikowane, ograniczając się wyłącznie do chwytania niebezpiecznych wilkołaków i szkodliwych zmór. W Kruczej Straży było zupełnie inaczej, a ciężar, który w milczeniu nosili każdego dnia na swoich barkach, potrafił być przytłaczający, Nic więc dziwnego, że Frederik wielu przyjaciół poznał właśnie tam; Kristian i Hring doskonale rozumieli, z jakimi wyzwaniami musieli mierzyć się na co dzień. Nie trzeba było im tłumaczyć, jak brutalna bywa rzeczywistość w służbach bezpieczeństwa, jak funkcjonuje Wydział Kryminalno-Śledczy i jak skomplikowane przypadki trafiają na ich biurka. Mimo że Frederek bezgranicznie kochał swoją rodzinę – żonę, syna, rodziców i rodzeństwo, to często nie mieli oni pojęcia, jak trudne i nieprzewidywalne były dni w Kruczej Straży. Dlatego Kristian i Hring stanowili dla niego nieocenione wsparcie. Do czasu. Bo przecież nic nie trwa wiecznie.
– Może. Nie znam się, nie bywam tam towarzysko. – W przeciwieństwie do ciebie, Hring. W końcu każdy z wypaloną na dłoni pieczęcią Lokiego trafia z czasem do Przesmyku Lokiego, który był jak mikroorganizm, inny świat, niekiedy funkcjonujący poza midgardzką rzeczywistością. Mimo że jako oficerowie Kruczej Straży starali się za wszelką cenę dbać o porządek, stanowczo ukrócając liczbę przestępstw w rejonach Ymira Starszego, który od niepamiętnych czasów był owiany złą sławą, to jednak zdawali sobie sprawę z tego, że oni również musieli mieć swój teren. W świetle prawa dalej byli, nawet jeśli zepchniętymi na krańce marginesu społecznego, współobywatelami magicznej Skandynawii. Dla Frederika mogliby jednak nie istnieć – gdyby tylko byłby u władzy, wtrąciłby ich do Fortu Nordkinn. Przez uzależnienie od magii zakazanej gnili od środka i tracili swoje człowieczeństwo, stanowiąc coraz większe zagrożenie dla społeczeństwa galdrów.
– Jeszcze, Hemre, jeszcze. – Słowo-klucz, bowiem Frederik miał nadzieję, że Rada zdecyduje się na zaostrzenie swoich planów względem ślepców po tym, jak niespodziewanie trafili na trop sugerujący, że Lauge Nørgaard stał się jednym z nich. – Takich jak ty niedługo będziemy zamykać w Nordkinn, więc ciesz się wolnością, póki możesz. – Uśmiechnął się kąśliwie, po czym haustem wypił kieliszek wódki. – Tak, pewne rzeczy pozostają niezmienne. – W przeciwieństwie do niektórych przyjaźni. – Dalej składasz ludzi w swojej dziupli? – zapytał Tiedemann, rozsiadając się wygodnie na krześle.
– Może. Nie znam się, nie bywam tam towarzysko. – W przeciwieństwie do ciebie, Hring. W końcu każdy z wypaloną na dłoni pieczęcią Lokiego trafia z czasem do Przesmyku Lokiego, który był jak mikroorganizm, inny świat, niekiedy funkcjonujący poza midgardzką rzeczywistością. Mimo że jako oficerowie Kruczej Straży starali się za wszelką cenę dbać o porządek, stanowczo ukrócając liczbę przestępstw w rejonach Ymira Starszego, który od niepamiętnych czasów był owiany złą sławą, to jednak zdawali sobie sprawę z tego, że oni również musieli mieć swój teren. W świetle prawa dalej byli, nawet jeśli zepchniętymi na krańce marginesu społecznego, współobywatelami magicznej Skandynawii. Dla Frederika mogliby jednak nie istnieć – gdyby tylko byłby u władzy, wtrąciłby ich do Fortu Nordkinn. Przez uzależnienie od magii zakazanej gnili od środka i tracili swoje człowieczeństwo, stanowiąc coraz większe zagrożenie dla społeczeństwa galdrów.
– Jeszcze, Hemre, jeszcze. – Słowo-klucz, bowiem Frederik miał nadzieję, że Rada zdecyduje się na zaostrzenie swoich planów względem ślepców po tym, jak niespodziewanie trafili na trop sugerujący, że Lauge Nørgaard stał się jednym z nich. – Takich jak ty niedługo będziemy zamykać w Nordkinn, więc ciesz się wolnością, póki możesz. – Uśmiechnął się kąśliwie, po czym haustem wypił kieliszek wódki. – Tak, pewne rzeczy pozostają niezmienne. – W przeciwieństwie do niektórych przyjaźni. – Dalej składasz ludzi w swojej dziupli? – zapytał Tiedemann, rozsiadając się wygodnie na krześle.
Bezimienny
Jego przemiana nie była od razu jawną informacją dla wszystkich. Przez kilka dni, gdy osłabiony snuł się przez pokoje mieszkania, starał się nie wychodzić poza kamienicę. Irene dała się wciągnąć w tę grę, pomagając mu, przekonana, że im dłużej wujek pozostanie poza zasięgiem wzroku obcych, tym lepiej. To było tymczasowe, prędzej czy później ktoś musiał donieść, a ślepiec w Kruczej Straży nie mógł liczyć na nic więcej niż natychmiastowe zwolnienie. Nikt nie był zobowiązany do wysłuchania powodów, bo to nie miało żadnego znaczenia. Wieść poniosła się szybko, a Hamre nie był naiwny. W przypadku pewnych znajomości okazało się to definitywnym końcem.
Znał przecież źródło głębokiej niechęci Frederika do naznaczonych pieczęcią galdrów. Jakiś czas wcześniej był jedną z osób, które próbowały wspierać go po stracie partnera. Teraz jest jednym z powodów tej zgryźliwości, jaka dalej musi płonąć i napędzać w pracy jego rozmówcę.
— Och, to nie to… — zaprzecza z rozbawieniem. Przesmyk Lokiego nie jest dla niego miejscem towarzyskich schadzek, a kolejnym z ośrodków, gdzie interesy przebiegają najlepiej. Kto inny zrozumie podrzędnego wyrzutka niż drugi wyrzutek, jedynie obdarzony użytecznymi umiejętnościami? Medyk ślepiec otwierał dla wielu nowe możliwości.
Interesują go bardziej kolejne słowa, rodzące pytania o to, czy były to faktyczne plany rządzących, czy raczej mokry sen każdego strażnika o wsadzaniu po kolei podejrzanych jednostek, aż do przepełnienia fortu.
— To groźba, inspektorze? Będziecie zamykać każdego pojedynczego ślepca nawet bez dowodów? — unosi brew do góry sceptycznie. To byłby akt desperacji wprowadzający niebezpieczny precedens osadzania ludzi bez procesów, z samego faktu podejrzeń wobec nich. Ostatecznie jego ciemne żyły wyzierające spod bladej skóry nie są argumentem na nic. Na ich podstawie można wysuwać pewne podejrzenia, ale do tego ktoś musiałby chodzić za nim krok w krok, jak cień. A kogo na tyle interesuje jakiś medyk ze zrujnowaną opinią? — A, zresztą. Róbcie, co chcecie.
W pewnym stopniu jest mu wszystko jedno. Nie podejmuje tego argumentu dalej ze względu na współczucie, bo nie jest mu szkoda jakiegokolwiek ślepca napotkanego na swojej drodze. Wręcz przeciwnie, do większości czuje coś w rodzaju obrzydzenia, różnego stopnia w zależności od tego, co sobą reprezentują. A jednak nie jest na tyle, nomen omen, zaślepiony nienawiścią jak Frederik, by nie wiedzieć, że zaostrzenie zdecydowane zaostrzenie polityki wobec ślepców może poskutkować czymś w rzeczywistości odwrotnym. Nie jest przekonany, czy Rada potrzebuje buntów i uliczników, gotowych do puszczenia Stortingu z dymem, ale nie jest już częścią tego świata i jego zdanie nie ma żadnego znaczenia. Dlatego cenne rady zachowuje dla siebie, puszczając je w powietrze wraz z siwym dymem gromadzącym się pod sufitem pubu.
Osobiście woli zejść z tego świata na własnych zasadach niż poprzez doszczętne zgnicie w więzieniu. Straci jedynie ukochaną bratanicę, ale Irene jest bezpieczna z Fenrisem, a Hring jest w stanie przepisać jej zdecydowaną większość majątku, żeby nigdy nie musiała przejmować się brakiem funduszu na studia i późniejszy start w przyszłość. Tyle może zrobić dla bratanicy, by spełnić rolę zastępczego ojca w jej życiu i spłacić długi wobec zamordowanego brata.
— A co? Chcesz mnie komuś polecić czy samemu szukać pomocy? — prowokacyjnie spogląda na Tiedemanna. — Moja dziupla – ciągle mieszkam w tym samym miejscu – to bardzo przyjemne mieszkanie na Starym Mieście i dobrze wyposażony gabinet, a na dodatek każdy może liczyć na dyskrecję i pomoc. Nic dziwnego, że przychodzą do mnie ludzie z wieloma problemami i póki jestem w stanie im jej udzielić — wzrusza ramionami i wychyla kolejny kieliszek. — Ciebie nie muszę pytać o zajęcia, pewnie dalej ganiasz za hienami midgardzkimi, prawda? Niedługo pewnie zasłużony awans… Lepiej powiedz mi, czy Henrik dobrze się ma? Irene mnie ostatnio o niego pytała — dziewczynka bawiła się czasami z synem Frederika, ale teraz oczywiście ich kontakt był rzecz jasna znacznie ograniczony. Pamięta dalej swojego rówieśnika i pewnie z chęcią spotkałaby się z nim jeszcze raz.
Znał przecież źródło głębokiej niechęci Frederika do naznaczonych pieczęcią galdrów. Jakiś czas wcześniej był jedną z osób, które próbowały wspierać go po stracie partnera. Teraz jest jednym z powodów tej zgryźliwości, jaka dalej musi płonąć i napędzać w pracy jego rozmówcę.
— Och, to nie to… — zaprzecza z rozbawieniem. Przesmyk Lokiego nie jest dla niego miejscem towarzyskich schadzek, a kolejnym z ośrodków, gdzie interesy przebiegają najlepiej. Kto inny zrozumie podrzędnego wyrzutka niż drugi wyrzutek, jedynie obdarzony użytecznymi umiejętnościami? Medyk ślepiec otwierał dla wielu nowe możliwości.
Interesują go bardziej kolejne słowa, rodzące pytania o to, czy były to faktyczne plany rządzących, czy raczej mokry sen każdego strażnika o wsadzaniu po kolei podejrzanych jednostek, aż do przepełnienia fortu.
— To groźba, inspektorze? Będziecie zamykać każdego pojedynczego ślepca nawet bez dowodów? — unosi brew do góry sceptycznie. To byłby akt desperacji wprowadzający niebezpieczny precedens osadzania ludzi bez procesów, z samego faktu podejrzeń wobec nich. Ostatecznie jego ciemne żyły wyzierające spod bladej skóry nie są argumentem na nic. Na ich podstawie można wysuwać pewne podejrzenia, ale do tego ktoś musiałby chodzić za nim krok w krok, jak cień. A kogo na tyle interesuje jakiś medyk ze zrujnowaną opinią? — A, zresztą. Róbcie, co chcecie.
W pewnym stopniu jest mu wszystko jedno. Nie podejmuje tego argumentu dalej ze względu na współczucie, bo nie jest mu szkoda jakiegokolwiek ślepca napotkanego na swojej drodze. Wręcz przeciwnie, do większości czuje coś w rodzaju obrzydzenia, różnego stopnia w zależności od tego, co sobą reprezentują. A jednak nie jest na tyle, nomen omen, zaślepiony nienawiścią jak Frederik, by nie wiedzieć, że zaostrzenie zdecydowane zaostrzenie polityki wobec ślepców może poskutkować czymś w rzeczywistości odwrotnym. Nie jest przekonany, czy Rada potrzebuje buntów i uliczników, gotowych do puszczenia Stortingu z dymem, ale nie jest już częścią tego świata i jego zdanie nie ma żadnego znaczenia. Dlatego cenne rady zachowuje dla siebie, puszczając je w powietrze wraz z siwym dymem gromadzącym się pod sufitem pubu.
Osobiście woli zejść z tego świata na własnych zasadach niż poprzez doszczętne zgnicie w więzieniu. Straci jedynie ukochaną bratanicę, ale Irene jest bezpieczna z Fenrisem, a Hring jest w stanie przepisać jej zdecydowaną większość majątku, żeby nigdy nie musiała przejmować się brakiem funduszu na studia i późniejszy start w przyszłość. Tyle może zrobić dla bratanicy, by spełnić rolę zastępczego ojca w jej życiu i spłacić długi wobec zamordowanego brata.
— A co? Chcesz mnie komuś polecić czy samemu szukać pomocy? — prowokacyjnie spogląda na Tiedemanna. — Moja dziupla – ciągle mieszkam w tym samym miejscu – to bardzo przyjemne mieszkanie na Starym Mieście i dobrze wyposażony gabinet, a na dodatek każdy może liczyć na dyskrecję i pomoc. Nic dziwnego, że przychodzą do mnie ludzie z wieloma problemami i póki jestem w stanie im jej udzielić — wzrusza ramionami i wychyla kolejny kieliszek. — Ciebie nie muszę pytać o zajęcia, pewnie dalej ganiasz za hienami midgardzkimi, prawda? Niedługo pewnie zasłużony awans… Lepiej powiedz mi, czy Henrik dobrze się ma? Irene mnie ostatnio o niego pytała — dziewczynka bawiła się czasami z synem Frederika, ale teraz oczywiście ich kontakt był rzecz jasna znacznie ograniczony. Pamięta dalej swojego rówieśnika i pewnie z chęcią spotkałaby się z nim jeszcze raz.
Nieznajomy
Gdyby to zależało wyłącznie od Frederika, dzisiejszy świat prezentowałby się zupełnie inaczej. Mimo że starał się unikać oficjalnego wypowiadania się na tematy bezpośrednio związane z polityką, to jednak to, co robiła Rada, coraz bardziej przestawało mu odpowiadać. Brakowało mu bardziej stanowczych, radykalnych działań, a jako oficer Kruczej Straży czasem czuł się bezsilny w obliczu obowiązującego porządku, którego musieli za wszelką cenę strzec. Ślepcy, nawet jeśli mieli wypaloną niechlubną pieczęć Lokiego, swobodnie grasowali po całym Midgardzie. Jeśli nie używali zakazanej magii w publicznych miejscach, nie można było im niczego zarzucić, nawet w obliczu doniesień o rytualnych morderstwach, które od początku były im przypisywane. Frederik nie był przekonany, czy Hring miał cokolwiek wspólnego z tymi zbrodniami; nie miał też żadnych pewności co do jego ewentualnych powiązań z Magisterium. Podchodził więc do Hringa z niemałym dystansem, jak i rozczarowaniem wyraźnie słyszalnym za każdym razem w jego głosie, a każda próba zrozumienia, dlaczego sięgnął po to, co zakazane kończyła się fiaskiem.
– Wcale ci nie grożę, ale dobrze wiesz, jakie nastroje panują w naszym społeczeństwie. – Niewiele brakowało, by niektórzy obywatele sami zaczęli wydawać samosądy na ulicach, gdyby nie obecność czy interwencja Kruczej Straży. Tiedemann westchnął ciężko pod nosem i oparł się mocniej o tył krzesła. – Nic z tych rzeczy. Zastanawiałem się po prostu, co z tobą. Nie mogę nawet wiedzieć, co słychać u mojego starego przyjaciela? – Kolejny kieliszek dobrze schłodzonej wódki zwilżył jego gardło. – Pewnie niektóre z tych hien nawet u ciebie bywają, co? – Nie chciał z nim rozmawiać o ewentualnych awansach w pracy – w końcu Hemre doskonale wiedział o tym, że Tiedemann nie przepadał za komendantem Öbergiem. Podobnie jak on, na co dzień cieszył się opinią trudnego do zadowolenia przełożonego, co sprawiało, że proces awansu nie był ani łatwy, ani przyjemny. Jednak w obliczu narastających problemów w mieście, obaj musieli znaleźć sposób na skuteczną współpracę, bez względu na swoje osobiste uprzedzenia.
– Ma się dobrze, ale jak to nastolatki w tym wieku... Bywa kapryśny – podzielił się spostrzeżeniami na temat syna, jakby na moment zapominając, że nie pała nienawiścią do Hringa. Henrik nie potrafił zrozumieć, dlaczego Frederik nie pozwalał mu więcej widywać się z Irene. Prawda była jednak tylko jedna: było to spowodowane przemianą Hemre, a jako ojciec nie chciał, by jego dziecko miało jakikolwiek kontakt ze ślepcami. – A Irene? Wszystko z nią w porządku? – Pomimo tego, co się wydarzyło, wątpił, by Hemre był w stanie jej zrobić krzywdę, choć każdy kontakt z magią zakazaną był według niego niebezpieczny, odbierając ludziom resztki człowieczeństwa. – Jesteś w stanie... zapewnić jej bezpieczeństwo? – zapytał, lecz ton jego głosu nie był podszyty złośliwością, lecz troską.
– Wcale ci nie grożę, ale dobrze wiesz, jakie nastroje panują w naszym społeczeństwie. – Niewiele brakowało, by niektórzy obywatele sami zaczęli wydawać samosądy na ulicach, gdyby nie obecność czy interwencja Kruczej Straży. Tiedemann westchnął ciężko pod nosem i oparł się mocniej o tył krzesła. – Nic z tych rzeczy. Zastanawiałem się po prostu, co z tobą. Nie mogę nawet wiedzieć, co słychać u mojego starego przyjaciela? – Kolejny kieliszek dobrze schłodzonej wódki zwilżył jego gardło. – Pewnie niektóre z tych hien nawet u ciebie bywają, co? – Nie chciał z nim rozmawiać o ewentualnych awansach w pracy – w końcu Hemre doskonale wiedział o tym, że Tiedemann nie przepadał za komendantem Öbergiem. Podobnie jak on, na co dzień cieszył się opinią trudnego do zadowolenia przełożonego, co sprawiało, że proces awansu nie był ani łatwy, ani przyjemny. Jednak w obliczu narastających problemów w mieście, obaj musieli znaleźć sposób na skuteczną współpracę, bez względu na swoje osobiste uprzedzenia.
– Ma się dobrze, ale jak to nastolatki w tym wieku... Bywa kapryśny – podzielił się spostrzeżeniami na temat syna, jakby na moment zapominając, że nie pała nienawiścią do Hringa. Henrik nie potrafił zrozumieć, dlaczego Frederik nie pozwalał mu więcej widywać się z Irene. Prawda była jednak tylko jedna: było to spowodowane przemianą Hemre, a jako ojciec nie chciał, by jego dziecko miało jakikolwiek kontakt ze ślepcami. – A Irene? Wszystko z nią w porządku? – Pomimo tego, co się wydarzyło, wątpił, by Hemre był w stanie jej zrobić krzywdę, choć każdy kontakt z magią zakazaną był według niego niebezpieczny, odbierając ludziom resztki człowieczeństwa. – Jesteś w stanie... zapewnić jej bezpieczeństwo? – zapytał, lecz ton jego głosu nie był podszyty złośliwością, lecz troską.
Bezimienny
Magisterium lubi zapuszczać swoje macki, sięgać coraz dalej, by przygarnąć do siebie tych najbardziej przydatnych ślepców. Medyk z pieczęcią Lokiego? Tak unikatowy towar nie mógł uciec ich uwadze i Hamre stosunkowo szybko dowiedział się o ich zainteresowaniu skupionym na nim. Wyciągniętą w jego kierunku dłoń odepchnął zdecydowanym ruchem, nie dając zezwolenia na wplątywanie go w sprawy organizacji, której działalność nie interesowała go i nie zamierzał legitymizować jej istnienia swoim poparciem. Za dobrze wie, jak prostym mechanizmem w swoim werbunku się posługiwali. Przygarniali ludzi opuszczonych, ogarniętych poczuciem niesprawiedliwości, żądnych czegoś więcej, podczas gdy społeczeństwo stanowczo odcinało się od nich i wystawiało na potępienie. Tylko Hring nie czuje żadnej przynależności do innych galdrów z pobielałymi oczami i palącą potrzebą używania zakazanej magii raz za razem, byle uspokoić to pragnienie.
— Tak, tak, zdążyłem zauważyć, Frederik — prycha cicho. Wrogość w oczach otaczających go osób jest niemal namacalna, gdy tylko zorientują się, rozpoznają w nim ślepca lub połączą jego twarz z odpowiednimi faktami. Czasami w oczach własnych pacjentów, którzy wybierają się do niego z potrzeby, a nie z chęci zaczerpnięcia akurat jego porady, widzi niegasnącą niechęć, próbę ściągnięcia go do parteru, żeby wstydził się tej inności – nie ma takiej potrzeby, wystarczająco długo nie umiał spojrzeć w lustro. — Dziękuję za troskę. Jeśli coś mi się wydarzy, pewnie będziecie jednymi z pierwszych osób, które się dowiedzą — kącik jego warg drga w chłodnym uśmieszku, kiedy sięga po kolejny kieliszek. Krucza Straż będzie miała ten wspaniały przywilej pierwszeństwa, gdy już widzący uznają, że nie mają zamiaru dłużej znosić obecności Hamre w ich okolicy i jego widok stanie się tak kłujący w oczy. Przesuwa językiem po wargach w zamyśleniu zanim mówi coś więcej o przemiłych gościach, którzy przychodzili do jego mieszkania. — Zdarza się. Wiesz, trochę ciężko prosić o pomoc w szpitalu w pewnych przypadkach… Ale to nie tylko domena ślepców.
Przychodzi mu na myśl chłopak Nørgaardów i jego rozległe blizny, wszystkie pannice z dobrych domów, które nie chcą ciąży, wstydliwe choroby genetyczne ze wszystkimi objawami… Gabinet Hringa w ich oczach zapewnia dyskrecję, jakiej potrzebują. Nie mówi wiele więcej, nie ma zamiaru narażać się na naloty strażników do jego mieszkania celem odszukania interesujących ich zbiegów. Żadnemu mordercy nie miał jeszcze okazji pomóc i nie zapowiadało się na to.
— Dobrze to słyszeć — całkowicie neutralne stwierdzenie pozbawione zgryźliwości pada między nimi. Poprosiłby o to, żeby Frederik pozdrowił chłopca od niego, jednak z oczywistego powodu nie robi tego. Chrząka jedynie znacząco, zastygając jak posąg o martwym spojrzeniu, bo jakiekolwiek jego słowa nie mają teraz znaczenia. Uśmiecha się lekko dopiero kiedy mówi o Irene: — Zajmuje się nią przyjaciel mojego zmarłego brata. Myślę, że nie mam powodu, by się o nią martwić.
— Tak, tak, zdążyłem zauważyć, Frederik — prycha cicho. Wrogość w oczach otaczających go osób jest niemal namacalna, gdy tylko zorientują się, rozpoznają w nim ślepca lub połączą jego twarz z odpowiednimi faktami. Czasami w oczach własnych pacjentów, którzy wybierają się do niego z potrzeby, a nie z chęci zaczerpnięcia akurat jego porady, widzi niegasnącą niechęć, próbę ściągnięcia go do parteru, żeby wstydził się tej inności – nie ma takiej potrzeby, wystarczająco długo nie umiał spojrzeć w lustro. — Dziękuję za troskę. Jeśli coś mi się wydarzy, pewnie będziecie jednymi z pierwszych osób, które się dowiedzą — kącik jego warg drga w chłodnym uśmieszku, kiedy sięga po kolejny kieliszek. Krucza Straż będzie miała ten wspaniały przywilej pierwszeństwa, gdy już widzący uznają, że nie mają zamiaru dłużej znosić obecności Hamre w ich okolicy i jego widok stanie się tak kłujący w oczy. Przesuwa językiem po wargach w zamyśleniu zanim mówi coś więcej o przemiłych gościach, którzy przychodzili do jego mieszkania. — Zdarza się. Wiesz, trochę ciężko prosić o pomoc w szpitalu w pewnych przypadkach… Ale to nie tylko domena ślepców.
Przychodzi mu na myśl chłopak Nørgaardów i jego rozległe blizny, wszystkie pannice z dobrych domów, które nie chcą ciąży, wstydliwe choroby genetyczne ze wszystkimi objawami… Gabinet Hringa w ich oczach zapewnia dyskrecję, jakiej potrzebują. Nie mówi wiele więcej, nie ma zamiaru narażać się na naloty strażników do jego mieszkania celem odszukania interesujących ich zbiegów. Żadnemu mordercy nie miał jeszcze okazji pomóc i nie zapowiadało się na to.
— Dobrze to słyszeć — całkowicie neutralne stwierdzenie pozbawione zgryźliwości pada między nimi. Poprosiłby o to, żeby Frederik pozdrowił chłopca od niego, jednak z oczywistego powodu nie robi tego. Chrząka jedynie znacząco, zastygając jak posąg o martwym spojrzeniu, bo jakiekolwiek jego słowa nie mają teraz znaczenia. Uśmiecha się lekko dopiero kiedy mówi o Irene: — Zajmuje się nią przyjaciel mojego zmarłego brata. Myślę, że nie mam powodu, by się o nią martwić.
Nieznajomy
Hring Hamre nie był pierwszym, który dał się zwieść magii zakazanej. Jego historia stała się ostrzeżeniem w Kruczej Straży dla kolejnych pokoleń młodych oficerów, jednakże nie wszyscy potrafili wyciągnąć z niej wnioski. Tiedemann nigdy nie potrafił tego zrozumieć. Dla niego tajemnice zakazanej magii były jedynie pułapką, której należało unikać za wszelką cenę. Nie był w stanie pojąć, jakim cudem niektórzy z jego kolegów, zdając sobie sprawę z zagrożenia, byli tak naiwni, że dali się omotać i zwieść. Dla Tiedemanna nie było ważne, jaką potęgę mogła gwarantować magia zakazana — to była sprawa drugorzędna. Niemal od zawsze podchodził do tego w bardzo jasny sposób, uznając, że cena, jaką trzeba zapłacić, przewyższa korzyści płynące z jej użycia. Była to dla niego nie tylko kwestia moralności, ale i pragmatyzmu. Jego zdaniem siła wynikająca z zakazanej magii była złudna i krucha, prowadząca jedynie do zguby i zniszczenia. Nic więc dziwnego, że zawsze starał się ostrzegać innych przed kuszącym, lecz zabójczym blaskiem magii, który mógł ich dopaść, jeśli nie byli ostrożni.
— W to akurat nie wątpię — odpowiedział gorzko Frederik, słysząc słowa Hamre. Gdyby coś mu się stało, na pewno Krucza Straż dowie się o tym jako pierwsza — w końcu do byłych pracowników podchodzono w szczególny sposób z racji posiadanych przez nich informacji, które mogłyby trafić w niepożądane ręce. Ci, którzy opuścili bezpowrotnie szeregi Kruczej Straży, pozostawali na ich radarze ze względu na potencjalne ryzyko ujawnienia poufnych danych organizacji. — Cóż, to cena, którą przyszło ci zapłacić za twoją głupotę, mój przyjacielu. — Uśmiechnął się w nienaturalny sposób, upijając po chwili łyk wódki. — Ale to nie pierwszy i nie ostatni raz. Konsekwencje musisz ponosić do końca życia — przypomniał mu, nawet jeśli nie musiał tego robić. Jego słowa brzmiały jak ciężki wyrok, obarczający Hamre odpowiedzialnością za własne czyny. W głębi serca chciał wierzyć, że zostało w nim coś ze starego Hringa, jednak po ostatnich wydarzeniach powątpiewał w to coraz bardziej.
— To dobrze. Mam nadzieję, że jest w bezpiecznych rękach. — A nie w rękach ślepców, przeszło mu przez myśl, choć nie wypowiedział tego na głos. Dzieci powinny były trzymać się z dala od magii zakazanej i miał nadzieję, że Irene nie musiała przyglądać się temu, co wyczyniał Hamre. — Nie zawracam ci już głowy. Chciałbym powiedzieć, że miło było cię wreszcie zobaczyć, przyjacielu, ale nie zamierzam kłamać. Kto wie, gdzie następnym razem się spotkamy — powiedział na odchodne Tiedemann, dopijając haustem wcześniej zamówiony alkohol, po czym wyszedł z pubu po uiszczeniu rachunku, zostawiając Hringa samego.
Hring i Frederik z tematu
— W to akurat nie wątpię — odpowiedział gorzko Frederik, słysząc słowa Hamre. Gdyby coś mu się stało, na pewno Krucza Straż dowie się o tym jako pierwsza — w końcu do byłych pracowników podchodzono w szczególny sposób z racji posiadanych przez nich informacji, które mogłyby trafić w niepożądane ręce. Ci, którzy opuścili bezpowrotnie szeregi Kruczej Straży, pozostawali na ich radarze ze względu na potencjalne ryzyko ujawnienia poufnych danych organizacji. — Cóż, to cena, którą przyszło ci zapłacić za twoją głupotę, mój przyjacielu. — Uśmiechnął się w nienaturalny sposób, upijając po chwili łyk wódki. — Ale to nie pierwszy i nie ostatni raz. Konsekwencje musisz ponosić do końca życia — przypomniał mu, nawet jeśli nie musiał tego robić. Jego słowa brzmiały jak ciężki wyrok, obarczający Hamre odpowiedzialnością za własne czyny. W głębi serca chciał wierzyć, że zostało w nim coś ze starego Hringa, jednak po ostatnich wydarzeniach powątpiewał w to coraz bardziej.
— To dobrze. Mam nadzieję, że jest w bezpiecznych rękach. — A nie w rękach ślepców, przeszło mu przez myśl, choć nie wypowiedział tego na głos. Dzieci powinny były trzymać się z dala od magii zakazanej i miał nadzieję, że Irene nie musiała przyglądać się temu, co wyczyniał Hamre. — Nie zawracam ci już głowy. Chciałbym powiedzieć, że miło było cię wreszcie zobaczyć, przyjacielu, ale nie zamierzam kłamać. Kto wie, gdzie następnym razem się spotkamy — powiedział na odchodne Tiedemann, dopijając haustem wcześniej zamówiony alkohol, po czym wyszedł z pubu po uiszczeniu rachunku, zostawiając Hringa samego.
Hring i Frederik z tematu