Spontaniczność na dobre rozgościła się w życiu Hringa Hamre, który od pół roku nie potrafił niczego planować nawet na tydzień w przód. Nieoczekiwani i bardzo niechciani goście, pacjenci zjeżdżający do niego, zachęceni przez rekomendacje zapewniające ich o wysokiej dyskrecji zaślepionego medyka, a przede wszystkim – i co najgorsze – głód. Ten rodzaj pragnienia wymagający od niego czegoś więcej niż jedzenia i picia. Czuje go nawet teraz, pisząc list do Fenrisa i przekazując go Mai. Wie doskonale, co powinien zrobić, by go zaspokoić; gdzie mógłby się udać, żeby uszło mu to płazem i na kim, żeby nikt nie poczuł potrzeby pościgu za nim. Mimo tego decyduje inaczej, bo jego priorytety uwzględniają przede wszystkim małą, jasnowłosą dziewczynkę. Wszystko inne znajduje się poniżej tego.
Mężczyzna w cienkim płaszczu pojawia się punktualnie w wyznaczonym przez siebie miejscu, pozornie wyglądając boleśnie wręcz zwyczajnie. Ot, kolejny elegancko ubrany człowiek korzystający z uroków skandynawskiej wiosny. Pobladłe, ale wciąż wyróżniające się bieli jego skóry żyły są ukryte skrzętnie pod rękawami koszuli i wierzchniego ubioru. Pięczęć – zakryta przez jedną z rękawiczek pozbawionych palców. Nie przebywa długo wśród większej grupy galdrów zgromadzonych w Ogrodach Baldura, ostatnie wydarzenia w Midgardzie sprawiają, że jeszcze bardziej stroni od zbiegowisk, bojąc się rozpoznania jako ślepiec. Jednego nie jest w stanie w całości zamaskować, stąd nie szuka kontaktu wzrokowego z żadną z mijanych przez siebie osób.
Już z daleka widzi Irene, a uśmiech bez udziału jego woli pojawia się na zmizerniałej twarzy, gdy wyciąga ręce w stronę bratanicy.
— Cześć, dziecino — wzdycha, przytulając ją mocniej do siebie i gładząc po jasnej główce. Najchętniej zabrałby ją znowu do siebie, do pokoju w którym mieszkała przez ostatnie sześć lat, by zapełniła po raz kolejny pustkę w ogromnym mieszkaniu. Nie daje po sobie poznać jak wiele kosztuje go cała ta sytuacja, nauczył się przy dziewczynce udawać skutecznie zadowolenie i spokój, nawet kiedy wewnątrz ma ochotę krzyczeć. Tylko raz w obecności Irene pozwolił emocjom wziąć nad nim kontrolę, więcej razy tego błędu już nie popełnił.
Po krótkiej rozmowie, a raczej wysłuchaniu nowych historii dziesięciolatki przechowywanych specjalnie na takie okazje, siada obok jej tymczasowego opiekuna. Nie wyciąga papierosów; niepisana zasada numer jeden: przy Irene nie palimy. Może znajdować się w pewnej odległości od nich, o wiele bardziej zaaferowana pięknymi kompozycjami jakie oferował park niż dwójką mężczyzn, ale to nie znaczy, że Hamre jest zwolniony z tego kodeksu, jaki ustalił sam dla siebie.
Niepisana zasada numer dwa: nie interesowanie się zanadto Fenrisem Melkerem.
— A muszę mieć jakiś konkretny temat do rozmowy z tobą podczas spotkań z Irene? — mruknął, zakładając nogę na nogę nonszalancko. (Kłamie, ale kłamstwo w przeciwieństwie do czarów nie pozostawia na jego ciele śladów.) Również w tej chwili pilnuje, by ta nie schodziła im z pola widzenia. Jedna jedyna ucieczka dziecka z domu wystarcza, by ciągle sprawdzał czy nie postanowiła odstawić kolejnego numeru. Nie jest to prawdopodobne, cel tamtejszej wycieczki siedzi obok niego, tak samo trzymając oko na małą Hamre. — Niczego wam nie trzeba? Może mam się dołożyć do jakichś kosztów związanych z Irene? Przecież wiem, że wychowanie dziecka swoje kosztuje.
Dopiero teraz decyduje się na spojrzenie w stronę Fenrisa. Naturalnie błękitne oczy bardziej przypominają stalową szarość; już jakiś czas nie używał magii, ale pozbycie się ślepczej bieli jest trudne. Nie pamięta kiedy ostatnio wszystkie skutki uboczne jego inności zniknęły całkowicie.
— Jeśli tylko czegoś potrzebujesz, to przecież nie odmówię.
Przysługa za przysługę.
Zrobił błąd. Ogromny błąd, który kosztował go tak wiele i nie mógł zrobić nic, kiedy Ivar stanął w jego drzwiach razem z innymi Kruczymi Strażnikami. Co gorsza – znał również ich twarze. Zapewne nie raz ze sobą współpracowali, witali się w przejściu z życzliwymi uśmiechami. Teraz zamieniły się w spojrzenia pełne niechęci jakimi obrzucali żyły widoczne pod niemalże przezroczystą skórą. Wszystko, jak na dłoni, dowód na dowodzie. Jakie szczęście, że Irene nie było wtedy w mieszkaniu. Nie musiała tego oglądać tak jak tych pierwszych dni agonii, gdy chciała pomóc, przestraszona przemianą. Wiedziała przecież, co to oznacza. Została o tym ostrzeżona raz, może dwa. Może nawet z ust samego Hringa zwijającego się na łazienkowych kafelkach, ust rozchylanych coraz szerzej, by zawalczyć o każdy jeden oddech; wydawało mu się, że niedługo zamrze w jego tchawicy. Czy tak czuła się jego matka tamtego dnia, gdy woda gromadząca się w jej płucach ostatecznie zabiła ją?
Mógłby przytaknąć tamtego dnia Fenrisowi. Przyznać, że jest egoistą i zaślepiła go własna arogancja, by uważać, że paranie się zakazaną magią otworzy przed nim możliwości poradzenia sobie z chorobą Irene, a w dalszej kolejności – kto wie! – ogólnoświatowy przełom. To właśnie, nomen omen, zaślepiło go. Własna buta do której nie mógł się przyznać, bo to byłoby zaprzeczeniem jego wysokiego mniemania o sobie. Pięknej historii napisanej o samym sobie we własnej głowie. Po prostu wyszedł, dziękując jak zawsze za to, że pozwolił mu przyjść zobaczyć się z bratanicą. Zawsze wychodzi też ze spuszczoną głową, jak zbity pies, bo nie umie znieść smutnego spojrzenia dziewczynki skupionego na nim. Przecież obiecał, że to tylko chwila.
Tyle szczęścia, że Fenris Melker jest z nią blisko. Na poziomie, który od początku wzbudzał jego podejrzenia, ale według wykreowanej przez siebie zasady, nie zadawał wielu pytań. Nie kwestionował przywiązania najmłodszej Hamre do tego człowieka, akceptując jej potrzebę spotykania się z nim; nie miał odwagi odmawiać jej, obawiając się kolejnego ataku zakończonego sinymi policzkami i kaszlem szarpiącym niemalże do wymiotów. Wujek Fenris regularnie pojawiał się w ich życiu przez te sześć lat; w parku, na mieście, w jego pracowni, w mieszkaniu Hringa. Gdziekolwiek akurat odpowiadało, a sam najpierw uważnie przyglądał się temu, co robiła ta dwójka. Później, spokojniejszy, zostawiał ich na tych kilka chwil, później słuchając przy obiedzie co takiego dziewczynka robiła wspólnie z nim.
— To nie jest jałmużna, nie musisz czuć się urażony. Nie masz czym — mruczy, przesuwając palcami po skórzanym pasku zegarka na swoim nadgarstku. Dla niego oczywistym jest, że pieniądz ma znaczenie w życiu. Nim Irene pojawiła się w jego życiu, myszkował je na swoim koncie długo. Partnerki i partnerzy przychodzili, ale i odchodzili; nigdy się nie ożenił, podobne plany pozostawały daleko poza jego kręgiem zainteresowań. Nie miał ochoty, nie miał czasu. Teraz jest starym kawalerem, na dodatek ślepcem. Nawet mimo posiadanych pieniędzy nie był dobrą partią dla większości osób. Szczęście, że nawyknął do życia samotnika pogrążonego w pracy, teraz mającej na celu odzyskanie utraconej dobrej opinii. — Chcę po prostu dobra Irene. Może chce jakichś zajęć dodatkowych? Albo coś cię obciąża? Dziewczynki w jej wieku mają różne zachcianki. Chociaż… — urywa i wypuszcza powoli powietrze.
Chociaż tyle mogę jej dać na ten moment.
Teoretycznie przebywanie Irene w jego domu nie jest niczym zakazanym. W praktyce wie, że może to poskutkować odsunięciem się od niej wielu osób. Koleżanek, przyjaciółek, może nieprzyjemnymi uwagami nawet od dorosłych. Nie chce, by miało to na nią wpływ. To są jego błędy, to jego cyrk. Ona była tylko niewinnym dzieckiem, niczym nie zawiniła. Kocha ją, a jak zdążył sobie przypomnieć z pomocą Irene, miłość wymaga od ludzi także tych trudnych decyzji. On swoją podjął, będąc dłużnikiem Fenrisa Melkera.
— Interesującym wydaje się fakt, że zdajesz się wiedzieć bardzo dużo moim bracie — rzuca niby to od niechcenia, jakby ta kwestia wcale nie interesowała go. Sam go sprowokował, nawiązując do zmarłego Miki, pochowanego sześć lat temu. Zasada numer dwa miała szansę stać się elementem przeszłości tak jak i sam Mikael Hamre. — O Irene, o nim, o tym jaki był… Wybacz, że nigdy nie zapytałem. Założyłem jakoś automatycznie, że byliście po prostu bliskimi przyjaciółmi z pracy.
Dziewczynka wyciąga z kieszeni garść orzechów laskowych i rzuca jednemu ogrodowej wiewiórce, gdy Hring patrzy na bok twarzy Fenrisa. Co mi odpowiesz, Melker?
Od kiedy Mikael wyprowadził się z ich współdzielonego w Midgadzie mieszkania, nigdy więcej nie skontaktował się z bliźniakiem. W końcu wróci, pomyślał złośliwie nad dopijaną w niewielkiej kuchni kawą. Wróci, bo mnie potrzebuje. Hring również go potrzebował, bardziej niż wtedy zdawał sobie z tego sprawę, ale gniew często przysłania ludziom rozsądek. Przeliczył się w tamtej chwili, oczekując, że brat skontaktuje się z nim, gdy tylko rozjuszenie ustąpi wyrzutom sumienia, a sam nie umiał schować dumy do kieszeni i wyciągnąć dłoń pierwszy na znak pojednania. Przykre słowa padły z obu stron, ale żadne nie chciało przerwać tego milczenia. Im dłużej ono trwało, tym bardziej nie wiedział, co właściwie powinien powiedzieć, żeby uzyskać przebaczenie; miał wrażenie, że coś między nimi pękło już dawno temu, a to było jedynie konsekwencją nienaprawienia tego w porę.
Nie wiedział nic o Irene, a gdy już bratanica pojawiła się w jego życiu, nie mógł spytać Mikaela jak pojawiła się na tym świecie. Dzieci nie biorą się znikąd, mała Hamre musiała jakąś matkę mieć, ale ta w przeciągu ostatnich sześciu lat nie zdecydowała się na kontakt z córką pozostając nieobecną, tak jak robiła to w trakcie pierwszych czterech lat życia Irene. Nawiązanie kontaktu z dziewczynką zabrało mu nieco czasu, nie miał przecież doświadczenia w wychowywaniu dzieci, ale małej – zagubionej przez nagły brak ojca – wystarczyło poświęcenie uwagi i odrobina cierpliwości, by zaufała mu. Niewykluczone, że w tym wszystkim udział miał wygląd Hringa, ale najważniejsze było, że czterolatka poczuła się w jego mieszkaniu jak w domu.
Teraz córka jego brata jest jedynym spoiwem jakie sprawia, że siedzi na tej konkretnej ławce obok Melkera i silił się na bardziej stonowany ton, maskując szyderczy uśmieszek. Nie chce, żeby Irene musiała być świadkiem ich kłótni i denerwowała się tym widokiem. Traktowali ją obaj jak drobny puszek podatny na każdy podmuch wiatru, ale ani Hring, ani Fenris nie chcieli doprowadzić do kolejnego ataku. Każdy z nich był obciążający, osłabiał i tak mizernie wyglądającą dziewczynkę.
— Moje gadanie — powtarza powoli z lekkim rozbawieniem. Lekka irytacja udziela się również jemu; nie widzi, co w jego słowach mogło być źle odebrane. Oferował jedynie swoją pomoc, bez sugestii, że mężczyzna nie radzi sobie z wychowaniem dziecka od strony finansowej. Odpuszcza sobie nazwanie go przewrażliwym i postanawia, że dla własnego spokoju nie będzie już tego tematu poruszać. Najwyżej wciśnie w kieszonkę kurteczki Irene 200 talarów, niech kupi sobie coś ładnego albo smacznego. Składa ramiona na torsie, poruszając nerwowo stopą, rozkładajac napięcie, ale nie wystarcza to, by poczuć ulgę. — Nie, nie powiedziałem, że nie chcę z tobą rozmawiać. Powiedziałem, że nie miałem konkretnego tematu na rozmowę z tobą, gdy tutaj przychodziłem. Nie zmienia to faktu, że coś nas łączy – czy tego obaj chcemy, czy nie. — Nutka tego samego napięcia zatańczyła na wypowiadanych słowach. Nic z tego nie miałoby miejsca, gdyby nie bawiąca się w zasięgu ich wzroku bratanica Hringa. Gdyby nie przemiana w ślepca utrudniająca życie nie tylko jemu. — Przynajmniej w tej kwestii? A kiedy byłem niesłowny? — dziwi go ten dobór słów, bo nigdy nie oszukał Melkera ani nie próbował grać w żadne gierki.
Widzi, że pytania dotyczące relacji łączącej Mikę i Fenrisa złoszczą tego drugiego, ale nie sprawia to, że wycofuje się rakiem. Uderza kolejny raz, bo skoro sam podjął tę rozmowę, zamierzał ją doprowadzić do końca. Niezależnie od tego, jak bardzo mogłoby to urazić alchemika.
— To bardzo bliska przyjaźń w takim razie — kiwa głową, lekko wydymając wargi w zamyśleniu. Koniec tych podchodów, teraz będzie uderzał bezpośrednio, by mieć potwierdzenie swoich przypuszczeń, dotąd chowanych dla siebie. — Irene to gaduła, a małe dzieci nie znają pojęcia tajemnicy. Pewnie sam dobrze o tym wiesz, a jej komentarze dotyczące ciebie, to jak rzekomo nazywał cię Mikael… Próbowałem to sobie tłumaczyć tym, ale tak jak tak niewielkie dzieci też średnio radzą sobie z kłamstwem i tak wiarygodnym zmyślaniem — wyjaśnia, upewniając się w tym samym czasie, że mała Hamre nie planuje przyjść do nich z fascynującą opowieścią o tym, co udało jej się zaobserwować wśród krzewów zasadzonych w parku. — Nie mam nic do tego. To było życie Mikaela i twoje, ale mała sama was zdradziła.
Nie jest takim hipokrytą, by moralizować mężczyznę, skoro sam zabawiał się i z mężczyznami, i z kobietami.
Nie pamięta, by kiedykolwiek Mikael miał dziewczynę. Albo chłopaka. Młodszy z braci zawsze był tym bardziej wycofanym, cichszym, mniej dziarskim. Do dzisiaj nie wie, czy było to kwestią wyłącznie wątpliwego daru, jaki uzyskał od bogów, czy pewne cechy ich charakterów zostały jeszcze w łonie matki rozdzielone między nimi i nie było szansy na zmianę tego stanu rzeczy. To Hring błyszczał w towarzystwie i przygaszał swojego młodszego brata, ściągał na siebie uwagę, mimo że Mikael nie był gorszy od niego. Był równie pracowity, ambitny i uzdolniony, w dziedzinie alchemii bardziej od niego. Poczucie niesprawiedliwości wylało się z niego tamtego dnia, wszystkie myśli niewypowiedziane przez ten cały czas, żal za bycie tym “gorszym” również w oczach ojca. Przynajmniej tak pragnie na to patrzeć medyk.
Nie dopuszcza do siebie myśli, że cokolwiek mogłoby zostać zatajone przed nim. Mikael zawsze mówił mu wszystko, chociaż on nie zawsze reagował tak jak powinien; żałuje tego, ale był tylko dzieckiem. Dzieci nie są mistrzami biegłymi w sztuce empatii, tej brakuje nawet dorosłemu Hringowi, o ile coś nie dotyka go bezpośrednio. Strata brata boli tym mocniej, im więcej wspomnień ich dzieciństwa wraca do niego falami, zalewa go i uświadamia o tym, co mogliby mieć teraz, gdyby kolejny raz odpuścił mu jako ten starszy, mądrzejszy i przyszedł do niego ze słowami przeprosin na ustach. Ile to razy musiał go przeprosić, gdy zbyt gwałtownie zareagował na zgubienie jego ulubionej maskotki albo zjedzenie całego deseru? Dobrze wiesz, na czym polega różnica, Hamre. Nie udawaj naiwnego. Wypłynięcie takiej ilości żółci to nie to samo, co dziecinne sprzeczki. Teraz nie ma już żadnej możliwości na naprawienie ich relacji. Zostaje mu jedynie chęć odkrycia, co stało za morderstwem.
Nieważne jak bardzo nie w smak jest Melkerowi mówienie o jakichkolwiek więzach między nimi, Irene, dziecko jego brata i przyjaciela Fenrisa, istnieje i wymaga ich uwagi. Oburza go mówienie o działaniu przeciwko niej; nie umiałby, powinien to wiedzieć. Cokolwiek złego wydarzyło się, nie było to związane z jego wolą. Kolejny raz wypomniane mu zostaje zaślepienie, a Hring nie umie udawać, że nie porusza go to w żaden sposób. — Nie zrobiłem tego, żeby ją narazić. Nie to było moją intencja. Możesz sobie uważać na mój temat, co tylko ci się podoba. To twoja decyzja, nie zamierzam cię do siebie przekonywać na siłę, ale nie masz prawa zarzucać mi, że źle się nią zaopiekowałem. Masz mi cokolwiek do zarzucenia poza tym?
Nie jest, nomen omen, ślepy. Wzrok go nie myli, widzi jak jego rozmówca cały sztywnieje. Nie daje mu to żadnej satysfakcji, chociaż prezentuje się w sposób dotąd mu nieznany. Najbliżej tego stanu ujrzał go, gdy pierwszy raz nazwał go wprost egoistą przez stan, do jakiego się doprowadził; wtedy nie był przygotowany na atak, stąd wycofał się po cichu, upewniając się, że Irene dalej spała i ominęła ją ich kłótnia. Teraz z pełną premedytacją wchodził na cienki lód i obserwował, co wydarzy się dalej. Jeden fałszywy ruch i znajdzie się pod wodą.
— Nie zmuszam cię do tłumaczenia mi się z czegokolwiek, spokojnie. Pierwszy i ostatni raz zadałem ci pytanie o to, nie będziesz się musiał tak denerwować — chłodno stwierdza. Obietnica bez pokrycia, jednak chce wierzyć, że drugi raz do tego nie będą wracać. Ku własnemu zaskoczeniu zauważa, że ten temat nie jest komfortowy także dla niego. Ma wrażenie jakby żołądek zacisnął się w supeł ciężki do rozwiązania. Tym razem nie zamierza wycofać się, ale kolejne słowa przychodzą z trudem: — Mikael to wciąż mój brat. Nieważne, jak bardzo sie pokłóciliśmy i jak bardzo nie chciał mnie znać. — Był jego bratem. Zawsze nim będzie. Nie jest łatwo myśleć o tym, jak bardzo mógł go nienawidzieć przez te wszystkie lata, ale i tak zadaje pytanie, bojąc się odpowiedzi. — Nie znosił mnie? Coś ci o mnie powiedział? Że jestem zapatrzonym w siebie cynikiem? Że jestem wyrachowany? Śmiało, zdążył mi to wszystko przekazać. A może wolał nie mówić nic i udawać, że nie istnieje tak jak to robił przez te wszystkie lata, nie dając nawet znaku życia?
Nie ma w tym ani cienia drwiny, ani złości. Hring Hamre nie przewidział w swoich planach scenariusza, gdzie to jego głos stanie się całkowicie wyrzuty z emocji. Nie przez obojętność, Mikael nie jest mu obojętny mimo upływu lat. Jest i tak wiele, że nie umie żadnej z nich właściwie wyartykułować.
— Mój brat miał prawo czuć żal do mnie i do naszego ojca. Ba! zdziwiłbym się, gdyby powiedział cokolwiek miłego o nas. Więc nie chwalił się jakie były między nami relacje? — suchy śmiech opuszcza jego usta i spuszcza wzrok na usypaną parkową ścieżkę. Nie zauważa stąd jak dziewczynka tym razem na stałe zwraca uwagę na ich dwójkę, zdezorientowana tym, co obserwowała. — Dużo się wydarzyło. Za dużo. Tyle powinieneś na ten moment wiedzieć. Skoro sam nie jesteś zainteresowany zwierzeniami, to dlaczego ja mam ci opowiadać o naszym życiu cokolwiek więcej niż zdążył ci opowiedzieć o nim Mikael.
Jakby przyjmując nastawienie wręcz odwrotne do tego fenrisowego, Hring nie żywi żadnych szczególnych uczuć wobec Fenrisa. Od początku jest dla niego tylko człowiekiem, do którego z jakiegoś względu Irene żywi ciepłe uczucia, szukając jego uwagi, prosząc o możliwość spędzenia z nim większej ilości czasu. Byli wtedy dla siebie nowymi osobami. Irene przyglądała się mu z zainteresowaniem, widocznie zaintrygowana tak doskonałą kopią, jaką stanowił Hring – różnica była faktycznie niewielka, gdy przybierali identyczny wyraz twarzy, zawierała się wyłącznie w garbatym nosie starszego, bardziej przypominającym ten ojcowski. Zdezorientowana dziewczynka nie zwracała jednak uwagi na takie szczegóły, próbując odnaleźć się z nowym miejscu, z mężczyzną, który był jej wujkiem, a którego nie poznała nigdy. To normalne, że szukała kogoś jej znanego. W tym przypadku aż nadto.
Nie wie, jaki splot wydarzeń wywołał najpierw pojawienie się w życiu Mikaela córka z nieznaną kobietą (przypuszcza od początku, że musiała to być huldra dalszego pokolenia), później natomiast zamieszkanie z Melkerem jako partnerem. Krzywo uśmiecha się do myśli o tym jak fatalnie mógłby zareagować na to ich ojciec. Równie źle, co gdy nabrał podejrzeń, że jego idealny syn ma pewne wady, a podstawową stanowił brak żony. Przy tej nawet pieczęć Lokiego nie była tak dużą skazą, jak nieustatkowanie się w wieku niemal czterdziestu lat.
— Miałem swoje powody. Nie zrobiłem tego dla swojej przyjemności — zamiast przyznać rację, rzuca kolejnym argumentem mającym teoretycznie zmyć z niego winę. Jednak znając charakter Hamre, jego uwielbienie do wygody i zadowolenie z zajmowanej posady, z zaufania, jakim go darzono, ciężko było zrozumieć, czego właściwie szukał w magii zakazanej. Dla wielu absurdalnym było porzucenie tego na rzecz… no właśnie, czego? Zakrywania się jak najbardziej, by żaden fragment ciemnej żyły nie mógł rzucić się w oczy? Przyjmowania do mieszkania, niegdyś tak pięknego, czystego i przytulnego, ludzi o zszarganej opinii? Z obrzydzeniem myśli o tym, do czego sprowadziło się jego życie. Patrzy na dziewczynkę skaczącą przez wydeptane ścieżki i przypomina sobie, co było jego celem. Szukał możliwości odwrócenia tego, co miało krzywdzić bezwarunkowo. Nie znalazł nic. — Z wielką chęcią wysłucham tego, nie krępuj się — kąśliwie odparł. Mógł spróbować go, zobaczyć jak zareaguje. Skoro rwie się tak do oceniania go, niech powie mu to wprost.
Wszystko, co miałby mu do powiedzenia Fenris, Hring zna te słowa od dawna. Padały z ust Mikaela, wyrzucane były mu przez kochanków, partnerki, zwłaszcza bylą narzeczoną, która jak się później okazało, sama nie grała od początku czysto w tę grę, jaką nawiązali. Pewne rzeczy nie powinny stawać się powszechnością, ale do tego, co zaczynali o nim uważać ludzie znajdujący się blisko, odrobinę zbyt blisko, był przyzwyczajony. Jeżeli Melker powiedział mu coś nowego, byłby naprawdę zaskoczony do tej pory nieodnotowanymi obelgami.
— Nie wydaje mi się, żeby powiedział ci tyle, żebyś wiedział, co właściwie miało miejsce — stwierdza równie chłodno. To nie z jego winy wyszedł tamtego dnia z wynajmowanego przez ich dwójkę mieszkania. Sam na to się zdecydował, gdy wyrzucił z siebie wszystko, aż do cna i uznał, że nie potrzebuje dłużej rodziny. Ty również nie szukałeś tego kontaktu, przypomina mu natrętny głos wewnątrz podczas próby zrzucenia na martwego brata całej odpowiedzialności za przeszłe wydarzenia. — Wbrew pozorom ślepy nie jestem — parska bez cienia radości. Nie dało się pominąć, z jaką rezerwą podchodził do niego mężczyzna. — Nie masz z czego być dumnym, żebyś się tak puszył.
Wtaje z ławki gwałtownie, co zwraca od razu uwagę Irene. Koniec tej przerwy na pogadankę. Jeśli liczył na spokojną rozmowę, to najwyraźniej nie może w tej kwestii liczyć na Fenrisa. Nie zamierza próbować na siłę łamać lodu pomiędzy nimi, nie dla niego tutaj przyszedł.
— Masz rację. Wybacz, że zacząłem ten temat — rzuca beznamiętnie, poprawiając rękawiczki na dłoniach. Zaczyna udawać, że nie widzi aktualnego opiekuna dziewczynki, czując, jak sam jego widok zaczyna podbudowywać w nim irytację. Zamiast tego skupia się w pełni na swojej bratanicy. — Irene, chodź! Może pójdziemy na tamto stoisko, co? Widziałem, że mają tam maskotki z jednorożcami.
Fenris i Hring z tematu