08.06.2001 – Księgarnia Mimira – C. Damgaard
Chaaya Damgaard
08.06.2001 – Księgarnia Mimira – C. Damgaard Sro 3 Sty - 18:32
Chaaya DamgaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : jubilerka, właścicielka salonu jubilerskiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : rzemieślnik (I), znawca transmutacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 10 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 20 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 8 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
08.06.2001
Zmierzwione kłęby szarych chmur odcięły porannemu słońcu drogę do dzielnicy Ymira Starszego, co na początku czerwca samo w sobie zakrawało o ironię, lecz w takim miejscu należało do codzienności. Lepka mgła ścisnęła ceglane boki kamienic i wiła się na frezach w sztuce ulotnego piękna, zasłaniając wyszczerbione upływem czasu ściany. Skuszona lekkim ruchem powietrza przylgnęła do ciała skrytego przesłoną zwiewnego okrycia. Tuż przed śmiercią w bloku południowej temperatury pragnęła poczuć upajający bukiet kamelii, malin i pomarańczy. Ekosystem wąskich, zagraconych wszystkim uliczek i błotnistych skwerów byłby idealnym odwzorowaniem warunków panujących w Bombaju, gdyby nie zabrakło gęstej woni świeżych przypraw i gorączkowych pokrzykiwań sprzedawców. Włóczenie się w tamtym mieście nie groziło oberwaniem bolesnym zaklęciem, o ile ktoś z Midgardu nie uznał wycieczki krajoznawczej za dobry pomysł. Tu prawdopodobieństwo było wyższe, zwłaszcza podczas samotnego spaceru z woreczkiem kamieni szlachetnych upchanym na dnie skórzanej torby, którą dla niepoznaki zawiesiła na ramieniu.
Od blisko czterech, trzech miesięcy szukała osoby gotowej robić to za nią. Nigdy nie czerpała przyjemności z przemykania zacienionymi uliczkami, dlatego u kresu podróży wsunęła się za potężne drzwi otwierające świat księgarni Mimira. Przez lata prowadzenia interesów widziała je zaledwie kilkakrotnie i rzadko miała dość czasu na zajrzenie do środka. Klasyczny wystrój wnętrza w przeciwieństwie do obskurnego charakteru ulic był przyjemny dla oka. Potężne, dębowe półki sięgające sufitu trwały wyprostowane niczym żołnierze na służbie, utrzymując ciężar aksamitnych i skórzanych woluminów. Z nabożną czcią głaskała grzbiety opuszkami palców, bojąc się, że zbyt silny nacisk zamieni je w puch. Korzystając z atmosfery odosobnienia wspięła się na antresolę po żeliwnej konstrukcji kręconych schodow, z ulgą przyjmując brak towarzystwa nieznajomych osób, w których upatrywała potencjalnych chętnych na skarb schowany w torbie. Przygaszone światło lamp odwzorowywało wrażenie znane jej z uniwersyteckich bibliotek, gdy spędzała noce na przygotowaniu się do egzaminów. Samo wspomnienie stresu towarzyszącemu studiom sprawiło, że wykrzywiła usta w gorzkim grymasie niezadowolenia i przyśpieszyła kroku. Na dłużej zatrzymała się dopiero przy jednym z ostatnich regałów - przykuła spojrzenie do książki obitej śnieżnobiałą skórą, z wytłoczonym na okładce złotym żurawiem i wężem. Pochopnie założyła, że mogła odbyć bardzo długą drogę z Japonii, ale strony zostały zapisane jej rodzimym językiem.
Chaaya z tematu
Zmierzwione kłęby szarych chmur odcięły porannemu słońcu drogę do dzielnicy Ymira Starszego, co na początku czerwca samo w sobie zakrawało o ironię, lecz w takim miejscu należało do codzienności. Lepka mgła ścisnęła ceglane boki kamienic i wiła się na frezach w sztuce ulotnego piękna, zasłaniając wyszczerbione upływem czasu ściany. Skuszona lekkim ruchem powietrza przylgnęła do ciała skrytego przesłoną zwiewnego okrycia. Tuż przed śmiercią w bloku południowej temperatury pragnęła poczuć upajający bukiet kamelii, malin i pomarańczy. Ekosystem wąskich, zagraconych wszystkim uliczek i błotnistych skwerów byłby idealnym odwzorowaniem warunków panujących w Bombaju, gdyby nie zabrakło gęstej woni świeżych przypraw i gorączkowych pokrzykiwań sprzedawców. Włóczenie się w tamtym mieście nie groziło oberwaniem bolesnym zaklęciem, o ile ktoś z Midgardu nie uznał wycieczki krajoznawczej za dobry pomysł. Tu prawdopodobieństwo było wyższe, zwłaszcza podczas samotnego spaceru z woreczkiem kamieni szlachetnych upchanym na dnie skórzanej torby, którą dla niepoznaki zawiesiła na ramieniu.
Od blisko czterech, trzech miesięcy szukała osoby gotowej robić to za nią. Nigdy nie czerpała przyjemności z przemykania zacienionymi uliczkami, dlatego u kresu podróży wsunęła się za potężne drzwi otwierające świat księgarni Mimira. Przez lata prowadzenia interesów widziała je zaledwie kilkakrotnie i rzadko miała dość czasu na zajrzenie do środka. Klasyczny wystrój wnętrza w przeciwieństwie do obskurnego charakteru ulic był przyjemny dla oka. Potężne, dębowe półki sięgające sufitu trwały wyprostowane niczym żołnierze na służbie, utrzymując ciężar aksamitnych i skórzanych woluminów. Z nabożną czcią głaskała grzbiety opuszkami palców, bojąc się, że zbyt silny nacisk zamieni je w puch. Korzystając z atmosfery odosobnienia wspięła się na antresolę po żeliwnej konstrukcji kręconych schodow, z ulgą przyjmując brak towarzystwa nieznajomych osób, w których upatrywała potencjalnych chętnych na skarb schowany w torbie. Przygaszone światło lamp odwzorowywało wrażenie znane jej z uniwersyteckich bibliotek, gdy spędzała noce na przygotowaniu się do egzaminów. Samo wspomnienie stresu towarzyszącemu studiom sprawiło, że wykrzywiła usta w gorzkim grymasie niezadowolenia i przyśpieszyła kroku. Na dłużej zatrzymała się dopiero przy jednym z ostatnich regałów - przykuła spojrzenie do książki obitej śnieżnobiałą skórą, z wytłoczonym na okładce złotym żurawiem i wężem. Pochopnie założyła, że mogła odbyć bardzo długą drogę z Japonii, ale strony zostały zapisane jej rodzimym językiem.
Chaaya z tematu