Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Salon

    2 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Salon
    Najbardziej przestronne pomieszczenie ze wszystkich — cegły wkomponowane w ściany jako pozostałość przeszłości, deski drewnianej podłogi częściowo pokryte wełnianym dywanem, pospolity stolik w centralnej części, gdzie dodatkowo wzrokiem napotyka się zaskakująco elegancką sofę, na której zdarza się Magnusowi nocować. Na półkach regałów oraz w szufladach wiekowej komody można znaleźć wszystko; począwszy od przedmiotów codziennego użytku, przez kolekcję śmiercionośnych ostrzy i czarnorynkowych trofeów czy zakazanych ksiąg traktujących o magii ślepców, kończąc na biżuterii kradzionej przez gówniarza. To jednocześnie pokój, w którym spędzana jest największa ilość czasu przez lokatorów, zarówno tych stałych, jak i tymczasowych. Z okien oraz balkonu rozpościera się widok na majaczące w oddali kontury Starego Miasta.
    Widzący
    Ulrik Enger
    Ulrik Enger
    https://midgard.forumpolish.com/t3627-ulrik-engerhttps://midgard.forumpolish.com/t3640-ulrik-engerhttps://midgard.forumpolish.com/t3641-ulfahttps://midgard.forumpolish.com/


    stąd

    Nieznajomy nie miał ani za co go przepraszać, ani nie powinien bąkać niczego o patrzeniu pod nogi. Ulrik widział przecież, że nie upadł na schodach z powodu zdradliwego stopnia, a własnej nieporadności... ale czy naprawdę to widział? Mężczyzna był blisko, podszept podświadomości szepnął, że zbyt blisko, rozsądek podpowiadał by nigdy nie dopuszczać do siebie nikogo tak blisko, ale po chwili Engera otulił ziemisty i ostro drażniący nos warga zapach wetywerii, w który prędko wkradła się miękka słodycz. Właściwie, dlaczego nie powinni być tak blisko, dlaczego nie mógł cieszyć się tym spotkaniem, tak nieoczekiwanym i magicznym w tej spontaniczności? Rozpłynęło się gdzieś rozczarowanie po nieudanym polowaniu, rozwiał się nawyk nerwowego oglądania się przez ramię, przez chwilę liczyły się tylko piegi na bladej twarzy młodzieńca — w świetle poranka wcale nie wydawały się Ulrikowi prozaiczne, a wręcz przeciwnie, układały się na jego bladej skórze w gwieździste konstelacje. Mógłbym mu pokazać gwiazdy - przemknęło mu przez myśl. To, jak pięknie lśnią nad lasem z dala od Midgardu. Wraz z tą myślą i spojrzeniem nieznajomego coś w nim pękło. Oczy stały się lekko mgliste, na policzki wpełzł rumieniec (co najmniej jakby rozmówca Halle od lat nie ciągnął za rękę żadnej panny w barze, jakby wcale nie zachowywał się i nie peszył jak na jego lata przystało), a na usta zadowolony półuśmiech. Zapamiętałby go, to musiało coś znaczyć.
    - Widziałeś kiedyś gwiazdy? - wypalił głupio (nieświadom, że rozmawia z upadłą gwiazdą), choć powinien spytać go o imię. - Takie prawdziwe. Nie nad miastem, w lesie. - wytłumaczył prędko, a choć powinien bardziej zawstydzić się idiotycznego tekstu to speszenie rozmyło się gdzieś w oddechu nieznajomego i cieple jego ciała i woni wetywerii. - Jak masz na imię? - zamruczał, choć zwykle to on przedstawiał się pierwszy i poświęcał sekundę na to, by przemyśleć jakim imieniem i nazwiskiem się przedstawia. - Jestem Ulrik. - tym razem nie myślał o tym ani chwili, słowa spłynęły same.
    - Och. Rozumiem. - wybąkał, gdy rozmówca przyznał się do słabej głowy. Co prawda nie rozumiał, samemu rzadko robił głupoty (nie licząc chwil, w których nie chciał się zabić i rzucał z nożem na przełożonego) i miał stosunkowo mocną głowę (choć słabszą od Mag...nie, nie będzie o nim myślał, a w nowym towarzystwie okazało się to zaskakująco łatwe), ale coś wypływającego z głębi jego serca kazało mu przytakiwać słowom i życzeniom tego galera. - Och, rozumiem! - powtórzył pewniej, z gorączkowym żalem, który mógł podpowiedzieć Hallemu, że kłamstwo uderzyło w czułą strunę. - Tak prawdziwie złamane, prawda? - wywnioskował, kiwając głową z gorzkim uśmiechem. Prawdziwie, z pewnością, inaczej biedak nie upijałby się na schodach. - Nie ma się czego wstydzić, ja nie mogę otrząsnąć się od lat z takiego jednego... - takiego jednego, pochodził z konserwatywnemu domu i rzadko kiedy mówił komukolwiek o swojej miłości, chyba n i g d y nie mówił o tym nieznajomym, ale temu chciał powiedzieć. Chciał, żeby spojrzał na niego i n a c z e j, tak jak patrzył teraz na niego Ulrik — starając się nie robić tego nazbyt nachalnie, wszak to świństwo wykorzystywać czyjeś złamane serce.
    Ale mógł go przecież odprowadzić do domu.
    To nic nie znaczyło, prawda?
    Albo mogło znaczyć wszystko.
    - Chodźmy, odprowadzę cię… - obiecał miękko, wyciągając do młodzieńca ramię — niechętnie wypuszczał go z objęć, ale przynajmniej wciąż był blisko. Bezbrzeżnie skupiony na jego profilu i drodze do domu, szedł tuż obok niego — nie chcąc zostać nawet o krok z tyłu — a choć krowi ogon majaczył mu na granicy wzroku, to umysł uprzedzonego do odmieńców byłego łowcy dzielnie wypierał ten obraz; bo Ulrik chciał widzieć tylko zagubionego i zabójczo przystojnego galdra, pokrewną duszę o złamanym sercu.
    - Ile trwa to twoje złamane serce? - zagaił po drodze, nieświadom, że na randkach absolutnie nie wolno rozmawiać o takich sprawach. Nie chodził w końcu na randki — gdy jeszcze spotykał się z dziewczynami z akademii nikt nie złamał mu serca, z Magnusem nie rozmawiał o takich sprawach, a po Magnusie nie być już nic. - Moje... ech, nigdy nie wierz ludziom, którzy każą ci zapomnieć ot tak, bo o niektórych się nie da. Pewnie tak jest, gdy jest się czyimś pierwszym - paplał, całkowicie pozbawiony instynktu samozachowawczego, ale właściwie i po co? Niepotrzebnie się tego wszystkiego wstydził, serce waliło mu mocno i mógł otworzyć przed nieznajomym duszę, był wszak tam wdzięcznym słuchaczem — i Ulrik naiwnie liczył, że przecież odpłaci się taką samą szczerością. Weszli do mieszkania, a słodycz wetywerii splotła się z czymś innym, czymś mgliście znajomym — czymś, co sprawiało, że Ulrik czuł się dobrze. Zbyt dobrze. Zerknął na nieznajomego z nagłym niepokojem. - Wiesz, ja nigdy... w sensie nie chodzę z ludźmi do domów, właściwie to moja najlepsza pierwsza randka była w lesie, ale... chodzi o to, żebyś nie myślał, że... po prostu cię odprowadziłem, ale mogę zostać. - zastrzegł, nie chcąc, by uznał go za natręta i sądząc, że to stąd bierze się ten dziwny niepokój. Nie. Jeszcze kilka wdechów, a Enger zrozumiał — dzięki nadwrażliwym nozdrzom, jedynej zalecie jego obecnej doli — że gdzieś tutaj przelana była krew. Zamrugał, ale siedział już na kanapie — kiedy właściwie się tu znalazł? — i niegrzecznie byłoby dopytywać albo wyjść. Rozejrzał się po mieszkaniu wzrokiem wciąż mglistym, ale spojrzenie wyostrzyło się nagle, gdy tylko padło na kolekcję ostrych noży.
    Jeden z nich wyglądał dziwnie znajomo. Bardzo znajomo, bo takich broni się nie zapomina; ale to na pewno tylko przypadek, tamten nóż przepadł wraz z Magnusem i znając Eggena pewnie wylądował w rowie albo porzucony w czyiś trzewiach (trzewiach jakiejś zmory, Ulrik czasami chciał wierzyć, że Magnus nie zabijał bez powodu)…
    ...ale — Ulrik zawiesił spojrzenie i myśli na nożach, przez chwilę nie reagując na obecność ani słowa towarzysza — wielu łowców Gleipniru mogło mieć taki nóż. Serce zabiło mu szybciej, co jeśli to pułapka?
    - Słuchaj, ja... lepiej już pójdę. - odwrócił się do Halle i dopiero wtedy jego wzrok ześlizgnął się na jego ogon i dopiero wtedy zdębiał, bo przecież nie był mężczyzna chodzącym do mieszkań z huldrekallami, ale najwyraźniej właśnie to zrobił, a młodzieniec wciąż —pomimo tej całej nieludzkości, pomimo wszystkiego, co o takich Ulrikowi wpajano — wyglądał zbyt dobrze, zbyt uroczo, zbyt przystojnie i pachniał zbyt słodko.
    Musiał stąd iść, ale nie ruszył się z miejsca.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.