:: Skandynawia :: Skandynawia :: Szwecja
Köpmannagatan, Sztokholm
3 posters
Mistrz Gry
Köpmannagatan, Sztokholm Wto 2 Kwi - 21:52
Köpmannagatan, Sztokholm
Köpmannagatan to jedna z najbardziej bogatszych okolic w Sztokholmie, która mieści się już na obrzeżach miasta. To właśnie tutaj mieściły się niegdyś rezydencje najsłynniejszych kupców szwedzkich ze świata galdrów. Architektura budynków często odzwierciedla bogactwo i prestiż, prezentując eleganckie detale i wysoką jakość wykonania posiadłości z początku XX wieku. Dla wielu osób Köpmannagatan stanowi symbol prestiżu, będąc od lat jedną z najbardziej pożądanych lokalizacji do zamieszkania w Szwecji.
Prorok
Re: Köpmannagatan, Sztokholm Wto 2 Kwi - 21:52
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
11.06.2001
Velam Friberg był niegdyś mało znanym medykiem psychiatrą pracującym w szpitalu im. Alberta Lindgrena w Midgardzie. Sławę przyniosło mu dopiero niekonwencjonalne podejście do leczenia, mężczyzna stał się bowiem jednym z najbardziej znanych hipnotyzerów w społeczeństwie galdrów. Jego praca, jak i prowadzone przez niego badania, wywołały jednak niemałe kontrowersje wśród środowiska medycznego, które traktowały umiejętność hipnozy z rezerwą. Z biegiem czasu stał się więc personą non grata w towarzystwie naukowym, lecz to nie przeszkodziło mu w jego karierze zawodowej, która — jak się okazało — nabrała tempa dopiero po tym, jak oficjalnie rzucił pracę w szpitalu. Mimo nieprzychylnego nastawienia niektórych środowisk, Friberg niespodziewanie zaczął się cieszyć dużą popularnością wśród pacjentów, którzy zaczęli dostrzegać w jego metodach nadzieję na poprawę swojego stanu zdrowia. Wyniósł się z Midgardu po to, by wrócić w swoje rodzinne strony — w okolice Sztokholmu, gdzie zamieszkał i otworzył swój gabinet w posiadłości odziedziczonej po rodzicach.
Mogłoby się wydawać, że przeprowadzka na drugi koniec Skandynawii nie będzie łatwa. Mimo że Friberg bał się o utratę swoich pacjentów, tak równie szybko zrzeszył wokół siebie nowe grono zwolenników — rozczarowanych tradycyjnymi, nie do końca skutecznymi metodami leczenia. Jego innowacyjne podejście do medycyny zyskało uznanie i zaufanie, nawet jeśli środowisko medyczne znacząco odcinało się od poczynań swojego byłego kolegi. Friberg pozostał wierny swoim przekonaniom i kontynuował misję pomagania ludziom poprzez wykorzystanie hipnozy jako narzędzia do polepszenia zdrowia i dobrobytu psychicznego. Nic więc dziwnego, że nie brakowało chętnych, którzy byli w stanie wybrać się do Sztokholmu tylko po to, by móc się z nim spotkać. Jednym z jego dzisiejszych pacjentów miał być sam Verner Forsberg — zdziwił się, gdy zobaczył na liście pacjentów jego nazwisko, gdyż rzadko kiedy osoby należące do klanów przychodziły do niego na wizytę. Wpuścił go jednak do środka gabinetu po chwili oczekiwania, pozwalając mu się wygodnie rozgościć w starodawnych wnętrzach.
— Pan Verner Forsberg. Zapraszam do środka — powiedział niskim głosem Friberg, gdy wyczytał jego personalia z listy przygotowanej przez pracującą na recepcji asystentkę. — W czym mogę pomóc? — zapytał na samym początku, gdyż Velam zaczął się zastanawiać, co go sprowadzało do gabinetu. Każdy pacjent miał inną historię, lecz ostatecznie wszyscy potrzebowali jednego: pomocy. A Velam pomagał każdemu, bez względu na nazwisko czy status.
Verner Forsberg
Re: Köpmannagatan, Sztokholm Czw 4 Kwi - 15:45
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Zainteresował się hipnozą już kilka lat temu, niedługo po usłyszeniu diagnozy, chwytając się wtedy—jak tonący brzytwy—każdej nadziei na wyleczenie (w pierwszej chwili nie rozumiał, że nieuleczalność naprawdę oznacza brak możliwości wyleczenia; sądząc, że pieniądze jego rodziny i jego upór mogą nagiąć dekady badań naukowych) lub opóźnienie choroby. Był wtedy doktorantem, naukowcem, więc w pierwszej chwili wyczerpał wszystkie naukowe środki. Z każdą kolejną wizytą u uzdrowiciela narastały w nim gniew i pogarda wobec medycznego towarzystwa naukowego. Świadomie podsycał w sobie te emocje, bo łatwiej było żyć ze złością niż ze strachem. Całe życie był przezorny, odkąd jako chłopiec zrozumiał, że jego idea dobrej zabawy różni się znacznie od idei moralności ludzi, których uznanie było mu potrzebne (rodziców, nauczycieli, i tak dalej...), ale tamta ostrożność nie miała nic wspólnego z prawdziwym lękiem. Jego smak poznał dopiero, gdy zrozumiał, że umrze młodo—i nad kołyską martwej córki.
Przetestował kilku hipnotyzerów w Midgardzie, ale ich działania nie odnosiły żadnego efektu. Wzbudzali w nim senność, ale raczej tą spowodowaną nudą, nie transem. W efekcie braku efektów obraził się również na nich, ale z ironicznym uśmieszkiem myślał czasem o tym, że to właśnie hipnoza doprowadziła do jego zainteresowania magią zakazaną. Usłyszał gdzieś, że jej podstawy są niezbędne do opanowania tej sztuki i zaczął zastanawiać się co jeszcze pozostawało przed galdrami skryte z powodu uprzedzeń, czy można odnaleźć w tym prawdziwą wartość, czy istnieją zapomniane lub nieodkryte rytuały pozwalające oszukać śmierć lub uleczyć nieuleczalne. Od takich myśli droga do Księgi Gullveig była krótka, a potem wszystko potoczyło się prędko.
W międzyczasie rosła sława Velama Friberga, którego nazwisko kojarzono ze skandalem, hipnozą, menadą i który, w przeciwieństwie do hipnotyzerów z którymi Verner spotykał się potajemnie w obskurnych piwnicach, przyjmował w porządnej posiadłości w Sztokholmie i z miesiąca na miesiąc miał coraz bardziej oddanych pacjentów. Cudotwórca czy szarlatan? Ciekawość zżerała Vernera od dawna—przez całe życie aspirował do bycia najzdolniejszym alchemikiem w Kenaz, do podrywania najpiękniejszych dziewczyn, do używania najrzadszych ingrediencji i najpiękniejszych okazów i do kupowania najmodniejszych garniturów. Nie byłby sobą, gdyby nie udał się do najsłynniejszego hipnotyzera, ale jednak do tej pory odwlekał to spotkanie. Lubił sobie wmawiać, że robi to z powodu nieskuteczności partaczy z Midgardu, ale nawet on nie potrafił okłamywać się w tej kwestii—Friberg miał od nich większe doświadczenie medyczne i osiągnął większy sukces. Tak naprawdę Forsberg zwlekał ze strachu, zżerany smutnym przeczuciem, że jeśli Friberg mu nie pomoże to naprawdę nikt już mu nie pomoże. Do wyprawy do Sztokholmu przekonało go kilka czynników: dzień polarny (rozchwiewający jego już-i-tak-rozchwiany rytm dobowy); wrażenie, że zaślepienie osłabiło jego organizm i choroba postępuje szybciej; odnowienie kontaktu z pewnymi znajomymi, przy których chciał ukryć objawy choroby; oraz zaangażowanie w Magisterium, dla którego chciał być użyteczny. I jeszcze jedno: kiełkująca, nieśmiała myśl, że niezależnie od postępów w leczeniu, sama wiedza o hipnozie mogłaby być użyteczna dla niego.
Bał się chyba też tego, że Fribergowi uda się hipnoza i że wyciągnie z niego jakieś bardzo niewygodne sekrety. Dlatego na recepcji upewnił się kilkakrotnie odnośnie dyskrecji doktora, wprawiając recepcjonistkę w pewną konsternację i naginając granice jej cierpliwości.
- Dzień dobry. - wszedł do gabinetu i zajął miejsce w fotelu, uważnie lustrując wzrokiem samego hipnotyzera (w jakim był wieku? Młodszym niż Forsberg zakładał? Czy był idealistą, czy wyrachowanym biznesmenem?) i jego gabinet. - Verner Forsberg - przedstawił się, celowo użył prawdziwego nazwiska gdy rejestrował się na wizytę, chcąc wzbudzić ciekawość i respekt sekretarki oraz samego lekarza - ale byłbym wdzięczny - czy to moment, w którym powinien sięgnąć po kopertę z dodatkową zapłatą? Nie, poczeka najpierw na reakcję Friberga, aż tak nie zależało mu na anonimowości. Jego wizyta w Sztokholmie raczej się nie wyda, a najbliższa rodzina zrozumie, że szukał leczenia wszędzie, zwłaszcza biorąc pod uwagę sławę Friberga; matka pewnie nawet by to pochwaliła. - gdyby mógł pan wpisać w kartotekę inne nazwisko, przynajmniej na razie. - zawiesił wymownie głos, chcąc zasugerować, że jeśli Friberg dokona cudu, to z chęcią dołączy do głośnych głosów opiewających jego osiągnięcia. Na razie musiały wystarczyć mu jego pieniądze, a pieniędzy miał sporo. - Widzi pan, moja rodzina jest bardzo nieufnie nastawiona do hipnozy - skłamał, bo nigdy z nimi o tym nie rozmawiał -bo matka usłyszała gdzieś, że wiąże się z magią zakazaną? - zawiesił głos, chcąc zasugerować, że jego matka plecie od rzeczy; ale tak naprawdę zmyślona historyjka (jak i udawanie własnej nieświadomości) były wykalkulowane. Spojrzał prosto w oczy doktora, zastanawiając się—i nie mając jeszcze pomysłu na to, jak dowiedzieć się dyskretniej—czy ma przed sobą prawdziwie pokrewną duszę, amatora magii zakazanej, być może nawet ślepca (albo kogoś niebezpiecznie bliskiego granicy), któremu udawało się wieść życie pełne sukcesów w myśl zasady, że najciemniej bywa pod latarnią. Zarazem był ostrożny, licząc się z tym, że jego własna wiedza o hipnozie mogła być niepełna—może Friberg opanował tą umiejętność bez posiłkowania się magią zakazaną, jego serce było czyste jak alchemiczny spirytus, a Verner powinien uważać potrójnie? Czy można to wyczytać z mimiki drugiego człowieka? Próbował. Patrzył na lekarza, świadom, że ten patrzy na niego—wszak odwlekł już odpowiedź na "w czym mogę pomóc?"
- Menada. - odpowiedział w końcu, gabinety lekarzy i hipnotyzerów były miejscami, w których musiał przełknąć własną dumę; ale i tak w przyznawaniu się do choroby było coś bardzostrasznego niekomfortowego. - Trzy lata temu uzdrowiciel optymistycznie dał mi niecałe dwie dekady do wiecznej śpiączki, ale postępuje szybko i utrudnia mi funkcjonowanie. - dla kogoś o dumie i czujności Vernera nawet kilkusekundowa utrata kontaktu z rzeczywistością stanowiła powód do wewnętrznej histerii i poczucia utraty kontroli w życiu oraz kontaktach z innymi. - Ostatnio mój uzdrowiciel stwierdził, że był nazbyt optymistyczny. - ile tak naprawdę mu zostało, dziesięć, piętnaście lat?
Przetestował kilku hipnotyzerów w Midgardzie, ale ich działania nie odnosiły żadnego efektu. Wzbudzali w nim senność, ale raczej tą spowodowaną nudą, nie transem. W efekcie braku efektów obraził się również na nich, ale z ironicznym uśmieszkiem myślał czasem o tym, że to właśnie hipnoza doprowadziła do jego zainteresowania magią zakazaną. Usłyszał gdzieś, że jej podstawy są niezbędne do opanowania tej sztuki i zaczął zastanawiać się co jeszcze pozostawało przed galdrami skryte z powodu uprzedzeń, czy można odnaleźć w tym prawdziwą wartość, czy istnieją zapomniane lub nieodkryte rytuały pozwalające oszukać śmierć lub uleczyć nieuleczalne. Od takich myśli droga do Księgi Gullveig była krótka, a potem wszystko potoczyło się prędko.
W międzyczasie rosła sława Velama Friberga, którego nazwisko kojarzono ze skandalem, hipnozą, menadą i który, w przeciwieństwie do hipnotyzerów z którymi Verner spotykał się potajemnie w obskurnych piwnicach, przyjmował w porządnej posiadłości w Sztokholmie i z miesiąca na miesiąc miał coraz bardziej oddanych pacjentów. Cudotwórca czy szarlatan? Ciekawość zżerała Vernera od dawna—przez całe życie aspirował do bycia najzdolniejszym alchemikiem w Kenaz, do podrywania najpiękniejszych dziewczyn, do używania najrzadszych ingrediencji i najpiękniejszych okazów i do kupowania najmodniejszych garniturów. Nie byłby sobą, gdyby nie udał się do najsłynniejszego hipnotyzera, ale jednak do tej pory odwlekał to spotkanie. Lubił sobie wmawiać, że robi to z powodu nieskuteczności partaczy z Midgardu, ale nawet on nie potrafił okłamywać się w tej kwestii—Friberg miał od nich większe doświadczenie medyczne i osiągnął większy sukces. Tak naprawdę Forsberg zwlekał ze strachu, zżerany smutnym przeczuciem, że jeśli Friberg mu nie pomoże to naprawdę nikt już mu nie pomoże. Do wyprawy do Sztokholmu przekonało go kilka czynników: dzień polarny (rozchwiewający jego już-i-tak-rozchwiany rytm dobowy); wrażenie, że zaślepienie osłabiło jego organizm i choroba postępuje szybciej; odnowienie kontaktu z pewnymi znajomymi, przy których chciał ukryć objawy choroby; oraz zaangażowanie w Magisterium, dla którego chciał być użyteczny. I jeszcze jedno: kiełkująca, nieśmiała myśl, że niezależnie od postępów w leczeniu, sama wiedza o hipnozie mogłaby być użyteczna dla niego.
Bał się chyba też tego, że Fribergowi uda się hipnoza i że wyciągnie z niego jakieś bardzo niewygodne sekrety. Dlatego na recepcji upewnił się kilkakrotnie odnośnie dyskrecji doktora, wprawiając recepcjonistkę w pewną konsternację i naginając granice jej cierpliwości.
- Dzień dobry. - wszedł do gabinetu i zajął miejsce w fotelu, uważnie lustrując wzrokiem samego hipnotyzera (w jakim był wieku? Młodszym niż Forsberg zakładał? Czy był idealistą, czy wyrachowanym biznesmenem?) i jego gabinet. - Verner Forsberg - przedstawił się, celowo użył prawdziwego nazwiska gdy rejestrował się na wizytę, chcąc wzbudzić ciekawość i respekt sekretarki oraz samego lekarza - ale byłbym wdzięczny - czy to moment, w którym powinien sięgnąć po kopertę z dodatkową zapłatą? Nie, poczeka najpierw na reakcję Friberga, aż tak nie zależało mu na anonimowości. Jego wizyta w Sztokholmie raczej się nie wyda, a najbliższa rodzina zrozumie, że szukał leczenia wszędzie, zwłaszcza biorąc pod uwagę sławę Friberga; matka pewnie nawet by to pochwaliła. - gdyby mógł pan wpisać w kartotekę inne nazwisko, przynajmniej na razie. - zawiesił wymownie głos, chcąc zasugerować, że jeśli Friberg dokona cudu, to z chęcią dołączy do głośnych głosów opiewających jego osiągnięcia. Na razie musiały wystarczyć mu jego pieniądze, a pieniędzy miał sporo. - Widzi pan, moja rodzina jest bardzo nieufnie nastawiona do hipnozy - skłamał, bo nigdy z nimi o tym nie rozmawiał -bo matka usłyszała gdzieś, że wiąże się z magią zakazaną? - zawiesił głos, chcąc zasugerować, że jego matka plecie od rzeczy; ale tak naprawdę zmyślona historyjka (jak i udawanie własnej nieświadomości) były wykalkulowane. Spojrzał prosto w oczy doktora, zastanawiając się—i nie mając jeszcze pomysłu na to, jak dowiedzieć się dyskretniej—czy ma przed sobą prawdziwie pokrewną duszę, amatora magii zakazanej, być może nawet ślepca (albo kogoś niebezpiecznie bliskiego granicy), któremu udawało się wieść życie pełne sukcesów w myśl zasady, że najciemniej bywa pod latarnią. Zarazem był ostrożny, licząc się z tym, że jego własna wiedza o hipnozie mogła być niepełna—może Friberg opanował tą umiejętność bez posiłkowania się magią zakazaną, jego serce było czyste jak alchemiczny spirytus, a Verner powinien uważać potrójnie? Czy można to wyczytać z mimiki drugiego człowieka? Próbował. Patrzył na lekarza, świadom, że ten patrzy na niego—wszak odwlekł już odpowiedź na "w czym mogę pomóc?"
- Menada. - odpowiedział w końcu, gabinety lekarzy i hipnotyzerów były miejscami, w których musiał przełknąć własną dumę; ale i tak w przyznawaniu się do choroby było coś bardzo
Prorok
Re: Köpmannagatan, Sztokholm Pon 15 Kwi - 19:20
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
W przeciwieństwie do niektórych, Velam Friberg stosunkowo późno zainteresował się hipnozą — dopiero po studiach, już podczas praktyk szpitalnych, gdy zrozumiał, że magia lecznicza w niektórych przypadkach była niewystarczająca. Początkowo starał się nie przekraczać pewnych granic, z którymi wiązało się użycie hipnozy, ale kiedy zobaczył, jak wielki potencjał tkwi w tej dziedzinie, nie mógł się jej oprzeć. Fascynacja nauką umysłu i możliwość pomocy ludziom w sposób, który wydawał się niemożliwy za pomocą tradycyjnych metod, była dla niego nieodparta. Jego praktyka hipnoterapii szybko zyskała uznanie i popularność wśród pacjentów, którzy dostrzegli w nim nie tylko terapeutę, ale również cudotwórcę. Sam jednak zawsze podkreślał, że to nie on sprawia cuda, a raczej umiejętność wspierania ludzi w odkrywaniu i wykorzystywaniu własnych zasobów wewnętrznych. Był skromny, a przynajmniej lubił tak o sobie myśleć; nie przepadał za byciem w centrum uwagi, ale jego skuteczność i oddanie sprawiały, że nie mógł uniknąć sławy. Nauczył się z nią żyć i nawet ją wykorzystywać w niektórych sprawach. Nic jednak dziwnego, że zdania na temat Friberga były podzielone. Jedni mieli go za hipnotyzera-celebrytę, inni — za skromnego człowieka, oddanego sprawie i pomocy potrzebującym ludziom. Prawda zapewne leżała gdzieś po środku, o czym lada moment miał się przekonać Verner, który przekroczył próg jego gabinetu.
— Och, oczywiście. — Nie on pierwszy i nie ostatni, który chciał zachować całkowitą anonimowość. Przychodziły do niego różne osobistości błagające o pomoc, choć na co dzień nigdy by się nie przyznały, że kiedykolwiek korzystały z usług hipnotyzera. Velam uśmiechnął się tajemniczo, jego gabinet był bowiem schronieniem dla tych, którzy pragnęli dyskrecji i poufności. Nie zadawał zbędnych pytań, nie oceniał ani nie potępiał — po prostu słuchał i pomagał, aż do momentu, gdy problem ustępował. — Proszę tylko to podpisać. Pańskie dane są u nas bezpieczne. Szyfrujemy je dodatkowymi zaklęciami — dodał Velam na wszelki wypadek, podsuwając mu pod nos dokument, który miał mu zagwarantować anonimowość. — A więc... Panie... — Pozwolił mu dokończyć i wybrać w międzyczasie dowolne nazwisko. — Nie jest pan też pierwszym, który łączy hipnozę z magią zakazaną. Oczywiście jest to poniekąd prawdą, nie mogę teraz zaprzeczyć, ale... że tak powiem, wystarczy liznąć podstawy i tyle. Do przemiany w ślepca daleka droga. — Sam Friberg nigdy nim nie był i nie chciał się nim stać, zdając sobie sprawę z konsekwencji.
— Menada — powtórzył ostrożnie słowo tej choroby, która należała do szczególnie uciążliwych. — Ma pan ze sobą aktualne badania? Chciałbym najpierw sprawdzić wszystkie wyniki — powiedział Friberg, licząc, że Forsberg przygotował się odpowiednio do spotkania. — Proszę mi też więcej powiedzieć o samej chorobie, kiedy została po raz pierwszy zdiagnozowana w pana rodzinie, w jakich momentach się najczęściej objawia i z jakim nasileniem... Trzy lata temu to stosunkowo niedawno. Może mi pan przypomnieć, ile ma pan lat? Rozumiem też, że korzysta pan z odpowiednich eliksirów łagodzących objawy? — Velam najpierw musiał się więcej o nim dowiedzieć, by spróbować mu jakkolwiek pomóc.
— Och, oczywiście. — Nie on pierwszy i nie ostatni, który chciał zachować całkowitą anonimowość. Przychodziły do niego różne osobistości błagające o pomoc, choć na co dzień nigdy by się nie przyznały, że kiedykolwiek korzystały z usług hipnotyzera. Velam uśmiechnął się tajemniczo, jego gabinet był bowiem schronieniem dla tych, którzy pragnęli dyskrecji i poufności. Nie zadawał zbędnych pytań, nie oceniał ani nie potępiał — po prostu słuchał i pomagał, aż do momentu, gdy problem ustępował. — Proszę tylko to podpisać. Pańskie dane są u nas bezpieczne. Szyfrujemy je dodatkowymi zaklęciami — dodał Velam na wszelki wypadek, podsuwając mu pod nos dokument, który miał mu zagwarantować anonimowość. — A więc... Panie... — Pozwolił mu dokończyć i wybrać w międzyczasie dowolne nazwisko. — Nie jest pan też pierwszym, który łączy hipnozę z magią zakazaną. Oczywiście jest to poniekąd prawdą, nie mogę teraz zaprzeczyć, ale... że tak powiem, wystarczy liznąć podstawy i tyle. Do przemiany w ślepca daleka droga. — Sam Friberg nigdy nim nie był i nie chciał się nim stać, zdając sobie sprawę z konsekwencji.
— Menada — powtórzył ostrożnie słowo tej choroby, która należała do szczególnie uciążliwych. — Ma pan ze sobą aktualne badania? Chciałbym najpierw sprawdzić wszystkie wyniki — powiedział Friberg, licząc, że Forsberg przygotował się odpowiednio do spotkania. — Proszę mi też więcej powiedzieć o samej chorobie, kiedy została po raz pierwszy zdiagnozowana w pana rodzinie, w jakich momentach się najczęściej objawia i z jakim nasileniem... Trzy lata temu to stosunkowo niedawno. Może mi pan przypomnieć, ile ma pan lat? Rozumiem też, że korzysta pan z odpowiednich eliksirów łagodzących objawy? — Velam najpierw musiał się więcej o nim dowiedzieć, by spróbować mu jakkolwiek pomóc.
INFORMACJE
W przypadku kłamstw lub próby przepytywania Velama na temat hipnozy, próg powodzenia wynosi 55.
Verner Forsberg
Re: Köpmannagatan, Sztokholm Pon 15 Kwi - 19:29
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Skinął lekko głową, obrzucając dokument nieco nieufnym spojrzeniem, ale ostatecznie go podpisując. Odwiedzał już kiedyś psychiatrę i widowiskowo trzasnął drzwiami, gdy tamten wymówił imię jego córki, choć nie chciał o tym rozmawiać (dziś zamierzał być dla Freiberga milszy, zależało mu na tym spotkaniu). Choć wszystko faktycznie pozostało między nimi, to i tak miał zbyt duże problemy z zaufaniem by uwierzyć, że lekarz, czy psychiatra czy hipnotyzer, go nie potępi ani nie osądzi.
- Rosenberg. - odpowiedział machinalnie, bo lubił róże i niegdyś — zanim z powodu menady nie zaczął uważać na każdy krok — lubił góry.
Utkwił w hipnotyzerze uważne spojrzenie, gdy ten zaczął mowić o magii zakazanej. Poniekąd prawdą? Poczuł cień satysfakcji wobec poniekąd jawnego przyznania się do jej używania, ale próbował zachować neutralny wyraz twarzy.
Nie wiedział, czy i jak daleko Friberg mógł zabrnąć w używaniu zakazanej magii, ale zastanawiała go gotowość z jaką porzucił środowisko naukowe by skupić się na kontrowersyjnej sztuce hipnozy. Usłyszał o Velamie już gdy ten został sławą, a sam wystrój gabinetu w Sztokholmie zdradzał, że nie powodzi mu się najgorzej — ale czy mógł liczyć na taki sukces gdy pierwszy raz zdecydował się popłynąć z prądem? Jak bardzo trzeba być oddanym swojej pasji by sięgnąć po nią bezkompromisowo, niezależnie od przeszkód? Verner nie wiedział, jakim człowiekiem był Velam Friberg, ale wiedział, że samemu kocha toksykologię równie mocno jak Friberg ukochał hipnozę (przynajmniej w opowieściach, które dotarły do Forsberga). Z perspektywy czasu, przejście od badania trucizn do ich wytwarzania wydawało się nieuniknione, a magia zakazana była z tym nierozerwalnie powiązana, tak samo jak z hipnozą.
Może gdyby Verner nie był chory i zdesperowany... gdyby czuł, że życie nie ucieka mu pomiędzy palcami, samemu zdołałby poprzestać i zachować umiar. Ale teraz słowa o samym liźnięciu podstaw brzmiały dla niego pusto, a uzależniający głód zakazanej magii nieustannie przypominał mu, że to nie igraszka. Zabrnął zbyt daleko całkowicie świadomie, nie został ślepcem przypadkowo, ale i tak pozostawał sceptyczny wobec zapewnień Friberga, że na podstawach da się poprzestać.
- Liznąć podstawy? Nie uspokoiłby doktor mojej matki. Niektórzy same podstawy uznają za niewybaczalne... to na pewno bezpieczne? - zapytał kokieteryjnie, próbując na razie odegrać kogoś, kto ma znikome pojęcie o zakazanej magii. - I dla pacjentów i dla pana. - dodał, powinien udać odrobinę zatroskanego użyciem zakazanej magii na sobie. - Oczywiście, nie byłoby mnie tutaj gdybym nie miał otwartego umysłu i gdybym nie potrzebował pomocy. Ufam panu. - skłamał, nie w kwestii otwartego umysłu, ale w kwestii zaufania. Musiał dopiero go wybadać i podejrzewał, że i Friberg chce wybadać jego. Czy przy kimś innym szedłby w zaparte, uciekając od związku zakazanej magii i hipnozy, czy wobec każdego pacjenta był tak... względnie szczery?
Ledwo dostrzegalnie skrzywił się na dźwięk słowa menada — bardzo go nie lubił – ale bez ociągania sięgnął po teczkę z aktualnymi wynikami badań oraz pokrótce streszczoną historią choroby.
- Mam trzydzieści lat, a menada nie jest częsta w mojej rodzinie. Jeśli Forsbergowie chorują to raczej na wężowe oko - mocniej zacisnął dłoń na oparciu fotela. Ojciec przez całe życie tłukł mu do głowy mity o przodkach odpornych na trucizny, o chorobie będącej dziedzictwem, a nie przekleństwem. Czuł się słaby, w ogóle chorując, a chorując na coś innego niż rodzinna przypadłość czuł się w ogóle niedostatecznym Forsbergiem. - z tego co prześledziłem pojedyncze przypadki menady mogły się zdarzać w dalszych pokoleniach... albo pozostały niezdiagnozowane. Brat mojej prababki podobno zasnął na koniu, wjechał w czyjąś stodołę i został zastrzelony przez śniącego, wtedy uznano to za nieszczęśliwy wypadek. - i prawdy nie poznano, może pradziad był po prostu śpiący lub pijany, ale Verner wszedł ostatnio w myśliwskie sidła w lesie i zaczął bardziej empatyzować z sennym krewnym. Urwał, zastanawiając się, czy powiedzieć o dniu, w którym na wieki zasnęła jego córka, ale ostatecznie to przemilczał. - Mam trzydzieści lat, a z eliksirów korzystam regularnie, próbuję nawet je trochę ulepszać. Jestem - toksykologiem - alchemikiem. Chorobę podobno wychwycono stosunkowo wcześnie, bo zaczęła przeszkadzać mi w pracy. W warzeniu eliksirów liczy się precyzja i każda milisekunda, a w pewnym momencie czas zaczął mi... uciekać. Poważniejsze napady są na razie rzadkie, ale utrudniają mi funkcjonowanie. Ostatnio coś przywidziało mi się w lesie i nie zauważyłem sideł myśliwego. - pożalił się. Pozwolił doktorowi zapoznać się z dokumentacją, gratulując sobie samemu w duszy za to, że zdołał się tak przed nim otworzyć. Rozmawianie o chorobie nie przychodziło mu łatwo, choć niechętnie do tego przywykł. - A ta magia zakazana... jak dokładnie pomaga w hipnozie? - spróbował wrócić do tematu, licząc na to, że dostatecznie zagadał doktora swoją historią choroby. - Myślałem, że liczy się raczej magia lecznicza? - zapytał, choć wiedział już, że nie. Widział w Midgardzie hipnotyzerów, którzy wcale nie mieli wykształcenia medycznego — ale w takim razie jakie mieli wykształcenie? Czy Friberg był doskonałym hipnotyzerem, bo znał się na medycynie, czy to może inny talent? Czy każdy, nawet Verner, mógłby się tego nauczyć? Próbował to wybadać, u źródła. U kogoś najlepszego.
w sprawie choroby nie kłamię, ale trochę podpytuję i udaję ignorancję!
32 (rzut) + 20 (charyzma) = 52, brakło 3 : (
- Rosenberg. - odpowiedział machinalnie, bo lubił róże i niegdyś — zanim z powodu menady nie zaczął uważać na każdy krok — lubił góry.
Utkwił w hipnotyzerze uważne spojrzenie, gdy ten zaczął mowić o magii zakazanej. Poniekąd prawdą? Poczuł cień satysfakcji wobec poniekąd jawnego przyznania się do jej używania, ale próbował zachować neutralny wyraz twarzy.
Nie wiedział, czy i jak daleko Friberg mógł zabrnąć w używaniu zakazanej magii, ale zastanawiała go gotowość z jaką porzucił środowisko naukowe by skupić się na kontrowersyjnej sztuce hipnozy. Usłyszał o Velamie już gdy ten został sławą, a sam wystrój gabinetu w Sztokholmie zdradzał, że nie powodzi mu się najgorzej — ale czy mógł liczyć na taki sukces gdy pierwszy raz zdecydował się popłynąć z prądem? Jak bardzo trzeba być oddanym swojej pasji by sięgnąć po nią bezkompromisowo, niezależnie od przeszkód? Verner nie wiedział, jakim człowiekiem był Velam Friberg, ale wiedział, że samemu kocha toksykologię równie mocno jak Friberg ukochał hipnozę (przynajmniej w opowieściach, które dotarły do Forsberga). Z perspektywy czasu, przejście od badania trucizn do ich wytwarzania wydawało się nieuniknione, a magia zakazana była z tym nierozerwalnie powiązana, tak samo jak z hipnozą.
Może gdyby Verner nie był chory i zdesperowany... gdyby czuł, że życie nie ucieka mu pomiędzy palcami, samemu zdołałby poprzestać i zachować umiar. Ale teraz słowa o samym liźnięciu podstaw brzmiały dla niego pusto, a uzależniający głód zakazanej magii nieustannie przypominał mu, że to nie igraszka. Zabrnął zbyt daleko całkowicie świadomie, nie został ślepcem przypadkowo, ale i tak pozostawał sceptyczny wobec zapewnień Friberga, że na podstawach da się poprzestać.
- Liznąć podstawy? Nie uspokoiłby doktor mojej matki. Niektórzy same podstawy uznają za niewybaczalne... to na pewno bezpieczne? - zapytał kokieteryjnie, próbując na razie odegrać kogoś, kto ma znikome pojęcie o zakazanej magii. - I dla pacjentów i dla pana. - dodał, powinien udać odrobinę zatroskanego użyciem zakazanej magii na sobie. - Oczywiście, nie byłoby mnie tutaj gdybym nie miał otwartego umysłu i gdybym nie potrzebował pomocy. Ufam panu. - skłamał, nie w kwestii otwartego umysłu, ale w kwestii zaufania. Musiał dopiero go wybadać i podejrzewał, że i Friberg chce wybadać jego. Czy przy kimś innym szedłby w zaparte, uciekając od związku zakazanej magii i hipnozy, czy wobec każdego pacjenta był tak... względnie szczery?
Ledwo dostrzegalnie skrzywił się na dźwięk słowa menada — bardzo go nie lubił – ale bez ociągania sięgnął po teczkę z aktualnymi wynikami badań oraz pokrótce streszczoną historią choroby.
- Mam trzydzieści lat, a menada nie jest częsta w mojej rodzinie. Jeśli Forsbergowie chorują to raczej na wężowe oko - mocniej zacisnął dłoń na oparciu fotela. Ojciec przez całe życie tłukł mu do głowy mity o przodkach odpornych na trucizny, o chorobie będącej dziedzictwem, a nie przekleństwem. Czuł się słaby, w ogóle chorując, a chorując na coś innego niż rodzinna przypadłość czuł się w ogóle niedostatecznym Forsbergiem. - z tego co prześledziłem pojedyncze przypadki menady mogły się zdarzać w dalszych pokoleniach... albo pozostały niezdiagnozowane. Brat mojej prababki podobno zasnął na koniu, wjechał w czyjąś stodołę i został zastrzelony przez śniącego, wtedy uznano to za nieszczęśliwy wypadek. - i prawdy nie poznano, może pradziad był po prostu śpiący lub pijany, ale Verner wszedł ostatnio w myśliwskie sidła w lesie i zaczął bardziej empatyzować z sennym krewnym. Urwał, zastanawiając się, czy powiedzieć o dniu, w którym na wieki zasnęła jego córka, ale ostatecznie to przemilczał. - Mam trzydzieści lat, a z eliksirów korzystam regularnie, próbuję nawet je trochę ulepszać. Jestem - toksykologiem - alchemikiem. Chorobę podobno wychwycono stosunkowo wcześnie, bo zaczęła przeszkadzać mi w pracy. W warzeniu eliksirów liczy się precyzja i każda milisekunda, a w pewnym momencie czas zaczął mi... uciekać. Poważniejsze napady są na razie rzadkie, ale utrudniają mi funkcjonowanie. Ostatnio coś przywidziało mi się w lesie i nie zauważyłem sideł myśliwego. - pożalił się. Pozwolił doktorowi zapoznać się z dokumentacją, gratulując sobie samemu w duszy za to, że zdołał się tak przed nim otworzyć. Rozmawianie o chorobie nie przychodziło mu łatwo, choć niechętnie do tego przywykł. - A ta magia zakazana... jak dokładnie pomaga w hipnozie? - spróbował wrócić do tematu, licząc na to, że dostatecznie zagadał doktora swoją historią choroby. - Myślałem, że liczy się raczej magia lecznicza? - zapytał, choć wiedział już, że nie. Widział w Midgardzie hipnotyzerów, którzy wcale nie mieli wykształcenia medycznego — ale w takim razie jakie mieli wykształcenie? Czy Friberg był doskonałym hipnotyzerem, bo znał się na medycynie, czy to może inny talent? Czy każdy, nawet Verner, mógłby się tego nauczyć? Próbował to wybadać, u źródła. U kogoś najlepszego.
w sprawie choroby nie kłamię, ale trochę podpytuję i udaję ignorancję!
32 (rzut) + 20 (charyzma) = 52, brakło 3 : (
Mistrz Gry
Re: Köpmannagatan, Sztokholm Pon 15 Kwi - 19:29
The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości
'k100' : 32
'k100' : 32
Prorok
Re: Köpmannagatan, Sztokholm Nie 26 Maj - 18:08
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Do Velam Friberga przychodzili wszyscy, nawet jeśli publicznie zarzekali się, że tego nie robią i woleliby nie mieć z nim nic wspólnego. Do jego kolekcji dołączył teraz Verner Forsberg, kolejny członek jednego z najpotężniejszych klanów magicznych, co tylko wywołało jego uśmiech, gdy dowiedział się, z kim miał do czynienia. Nie on pierwszy i ostatni chciał zachować anonimowość i ukryć się pod innymi personaliami. Dla bezpieczeństwa. Velam doskonale rozumiał takie pragnienia i nigdy, zgodnie ze swoim kodeksem moralnym, nie zdradzał swoich klientów. Jego dyskrecja była jednym z głównych powodów, dla których tak wiele osób, nawet z najbardziej wpływowych kręgów, szukało u niego pomocy. Nic więc dziwnego, że sieć kontaktów i kolekcja sekretów Friberga była imponująca, a on sam budził zarówno podziw, jak i strach. Niezależnie od tego, jak bardzo ktoś chciał zachować pozory i ukrywać swoje związki, rzeczywistość była taka, że jego usługi były zbyt cenne, by z nich rezygnować. Jeśli ktoś przyszedł do niego już raz, zazwyczaj przychodził też następny po więcej.
— A więc panie Rosenberg, aż tak bardzo interesuje się pan hipnozą? — zapytał bez ogródek Forsberga, niezbyt skory do podejmowania tego tematu. Nie lubił dzielić się informacjami, jak nauczył się tej niecodziennej umiejętności. — Proszę się tym absolutnie nie przejmować, to, co robię, jest całkowicie bezpieczne. Gdyby było inaczej, zapewne by pan o mnie nie usłyszał, a ja nie miałbym żadnych klientów — odpowiedział dyplomatycznie, mając nadzieję, że jego zapewnienia zakończą temat hipnozy. Zdarzało się, że jego pacjenci chcieli się dowiedzieć, czy stosowane przez niego metody były bezpieczne, sama umiejętność była dla wielu zagadką, a dla niektórych nawet zagrożeniem. Jednak dla Friberga była przede wszystkim odpowiednim narzędziem, które mogło przynieść wiele korzyści. O ile ktoś wiedział, jak z niej odpowiednio korzystać, nie brakowało bowiem w magicznej Skandynawii oszustów i szarlatanów, przez których jego reputacja nierzadko cierpiała.
— Ach, tak, wężowe oko — powtórzył za nim, wsłuchując się uważnie w słowa pacjenta. Spodziewałby się prędzej po nim właśnie takiej choroby, nie menady, lecz geny bywały kapryśne i nieprzewidywalne. Jako doświadczony medyk spotkał się już z różnymi przypadkami, ale każda nowa diagnoza była wyzwaniem, które podejmował z pełnym zaangażowaniem. — W rzeczy samej, menada to bardzo trudna choroba, biorąc pod uwagę ryzyko śpiączki, na którą do tej pory nie wynaleziono lekarstwa. Kiedy dokładnie miało miejsce ostatnie zdarzenie? Jak też pan czuje się w ostatnich tygodniach? — zaczął zadawać pytania, w międzyczasie przyglądając się teczce z dokumentami, którą otrzymał od Forsberga. — Jeśli chodzi o eliksiry... Nie wiem, czy eksperymenty w tym przypadku to właściwy pomysł. Jak często pan je zażywa? — Musiał zadać to pytanie, zdarzało się bowiem, że pacjenci nie przestrzegali zasad i stosowali eliksiry częściej niż powinni.
— Cóż… — westchnął tylko ciężko pod nosem, słysząc kolejne pytanie na temat hipnozy. W jego głowie zapaliła się lampka, sygnalizując, że znowu będzie musiał tłumaczyć coś, co dla niego było już oczywiste. — Panie Rosenberg, czy na pewno pan jest tutaj z powodu menady? Czy może szuka pan informacji na temat hipnozy? — Skrzyżował ręce na klatce piersiowej po tym, jak odłożył dokumenty i spojrzał poważnym wzrokiem na Forsberga. Nie on pierwszy i nie ostatni, który próbował od niego coś więcej o hipnozie wyciągnąć. Pytanie tylko: dlaczego?
— A więc panie Rosenberg, aż tak bardzo interesuje się pan hipnozą? — zapytał bez ogródek Forsberga, niezbyt skory do podejmowania tego tematu. Nie lubił dzielić się informacjami, jak nauczył się tej niecodziennej umiejętności. — Proszę się tym absolutnie nie przejmować, to, co robię, jest całkowicie bezpieczne. Gdyby było inaczej, zapewne by pan o mnie nie usłyszał, a ja nie miałbym żadnych klientów — odpowiedział dyplomatycznie, mając nadzieję, że jego zapewnienia zakończą temat hipnozy. Zdarzało się, że jego pacjenci chcieli się dowiedzieć, czy stosowane przez niego metody były bezpieczne, sama umiejętność była dla wielu zagadką, a dla niektórych nawet zagrożeniem. Jednak dla Friberga była przede wszystkim odpowiednim narzędziem, które mogło przynieść wiele korzyści. O ile ktoś wiedział, jak z niej odpowiednio korzystać, nie brakowało bowiem w magicznej Skandynawii oszustów i szarlatanów, przez których jego reputacja nierzadko cierpiała.
— Ach, tak, wężowe oko — powtórzył za nim, wsłuchując się uważnie w słowa pacjenta. Spodziewałby się prędzej po nim właśnie takiej choroby, nie menady, lecz geny bywały kapryśne i nieprzewidywalne. Jako doświadczony medyk spotkał się już z różnymi przypadkami, ale każda nowa diagnoza była wyzwaniem, które podejmował z pełnym zaangażowaniem. — W rzeczy samej, menada to bardzo trudna choroba, biorąc pod uwagę ryzyko śpiączki, na którą do tej pory nie wynaleziono lekarstwa. Kiedy dokładnie miało miejsce ostatnie zdarzenie? Jak też pan czuje się w ostatnich tygodniach? — zaczął zadawać pytania, w międzyczasie przyglądając się teczce z dokumentami, którą otrzymał od Forsberga. — Jeśli chodzi o eliksiry... Nie wiem, czy eksperymenty w tym przypadku to właściwy pomysł. Jak często pan je zażywa? — Musiał zadać to pytanie, zdarzało się bowiem, że pacjenci nie przestrzegali zasad i stosowali eliksiry częściej niż powinni.
— Cóż… — westchnął tylko ciężko pod nosem, słysząc kolejne pytanie na temat hipnozy. W jego głowie zapaliła się lampka, sygnalizując, że znowu będzie musiał tłumaczyć coś, co dla niego było już oczywiste. — Panie Rosenberg, czy na pewno pan jest tutaj z powodu menady? Czy może szuka pan informacji na temat hipnozy? — Skrzyżował ręce na klatce piersiowej po tym, jak odłożył dokumenty i spojrzał poważnym wzrokiem na Forsberga. Nie on pierwszy i nie ostatni, który próbował od niego coś więcej o hipnozie wyciągnąć. Pytanie tylko: dlaczego?
INFORMACJE
W przypadku dalszych prób przepytywania Velama na temat hipnozy, próg powodzenia wynosi 55.
Verner Forsberg
Re: Köpmannagatan, Sztokholm Pon 3 Cze - 22:45
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Uśmiechał się uprzejmie, równie uprzejmie jak Vilem Friberg; zastanawiając się co skrywa się pod fasadą tych dyplomatycznych grzeczności. Uwierzył w obietnice anonimowości, ale domyślał się, że psychiatra może czerpać z kolekcji swoich pacjentów więcej niż pieniądze. Narcystycznie wierzył zresztą, że byłby w niej wyjątkowym eksponatem. Może nawet zbyt wyjątkowym. Miał sporo do ukrycia i choć sparzył się na ulicznych hipnotyzerach, to gdzieś w głębi ducha obawiał się, że wielki Vilem Friberg wyciągnie z niego zbyt wiele sekretów. Dlatego desperacko usiłował skierować rozmowę na odpowiednie dla samego siebie tory, mające mniej wspólnego z tajemnicami jego ducha (i zgnilizną toczącą jego serce i ciało), a więcej z ciekawością, która przygnała go do tego gabinetu. Z ukłuciem niezadowolenia zorientował się, że Vilem Friberg najwyraźniej przejrzał jego zainteresowanie hipnozą i samemu próbuje skierować rozmowę na inny temat — ale z drugiej strony, przenikliwość i dyplomacja psychiatry dały mu pewną satysfakcję. Verner zawsze wychodził z założenia, że najlepiej manipuluje się ludźmi głupszymi od siebie, a nie chciałby uczyć się od człowieka głupszego od siebie.
- Tak, właściwie to bardzo interesujące. Jestem z natury ciekawy świata i nowych rzeczy. - odpowiedział więc, uznając, że skoro Friberg jest (zgodnie z przewidywaniami) spostrzegawczy i inteligentny, to nie ma sensu otwarcie kłamać.
- Nie wątpię, że są bezpieczne dla pana pacjentów. - dodał ulegle, ale z subtelnie wyczuwalnym podtekstem. A dla samego hipnotyzera? Chwilowo porzucił jednak temat, przyczajając się w oczekiwaniu na lepszy moment.
Skrzywił się lekko, po raz kolejny słysząc o własnym wyroku.
- Myśli pan, że kiedykolwiek ktoś wynajdzie lekarstwo? - westchnął. Wszyscy mówili mu, że to trudne, ale Vilem Friberg był pierwszym znanym mu lekarzem, który niebezpośrednio przyznał się do korzystania z magii zakazanej. Zmrużył lekko oczy i, choć bał się rozczarowania, odważył się zadać kolejne pytanie: - Zwłaszcza, że być może... jak udowadnia pańska własna praktyka, medycyna nie skorzystała ze wszystkich dostępnych środków? - zapytał z pozoru niewinnie, ale z kolejnym podtekstem. Na ślepo (dosłownie) szukał odpowiedzi w magii i rytuałach zakazanych i być może w Magisterium, ale wreszcie trafił na konkretnego i fachowego lekarza, który nie wstydził się bycia niestandardowym. - Przedwczoraj. - przyznał. w odpowiedzi na pytanie o ostatnie zdarzenie. - Szukałem ingrediencji w lesie i zobaczyłem rzadkie kwiaty i... były tak realistyczne. - dodał jakby na własne usprawiedliwienie. - Ale to był sen, a gdy odruchowo poszedłem w ich stronę, wtedy wpadłem w niedźwiedzie sidła, o których panu wspomniałem. Napady za dnia zdarzały mi się już wcześniej, ale zaalarmowało mnie, że ten bezpośrednio naraził moje zdrowie - i to przy innej osobie. - podkreślił lekko innej osobie, jakby cudza obecność czyniła ataki jeszcze gorszymi, jakby nie pragnął świadków (mimo, że to pomoc innej osoby pomogła mu wyswobodzić się wtedy z pułapki).
Uniósł lekko brwi, odbierając pytanie o eliksiry jako lekki przytyk. - Jestem alchemikiem po IV stopniu wtajemniczenia. - przypomniał, ale nie chciał antagonizować Friberga, więc zmusił usta do uśmiechu. - Przestrzegam dawkowania przepisanego przez medyka, ale staram się nieco udoskonalić receptury. Co do samopoczucia w ostatnich tygodniach, faktycznie jestem nieco... przemęczony i zestresowany. - bardzo dyplomatycznie ujął w słowa uzależnienie od magii zakazanej, intensywniejsze i męczące treningi, odświeżenie kontaktu z niespełnioną miłością, konieczność podwójnego życia i scenę jaką urządził mu Björn we własnym domu.
Wyprostował się lekko, gdy psychiatra spojrzał mu prosto w oczy i bezpośrednio spytał o powody przyjścia do gabinetu. Cóż, może to moment na to, by przestali kluczyć wokół tematu. Nie cofnął wzroku, odwzajemniając spojrzenie Friberga.
- Czy przybycie z powodu menady oraz zainteresowanie hipnozą muszą być sprzeczne?* - spytał retorycznie. - Jestem chory, trzyma pan w rękach moją dokumentację. I słyszałem, że jako jedyny, stara się pan pomóc, naprawdę i indywidualnie pomóc swoim pacjentom. - nachylił się lekko, spoglądając na lekarza z mieszanką udawanej, wyreżyserowanej uległości i prawdziwej desperacji. - Potrzebuję pomocy z menadą, owszem, choć zdaję sobie sprawę jak trudne i mozolne może być wyleczenie. Potrzebuję też szybszej pomocy ze skutkami menady. - stwierdził otwarcie. - Jest pan świadom mojej pozycji poza murami tego gabinetu. - Forsberg miał w życiu o wiele więcej do stracenia niż Rosenberg. - Każde potknięcie może kosztować mnie wiele, więcej niż zranioną łydkę. Chwila dekoncentracji w rozmowie, zbyt realistyczne halucynacje mogące wpłynąć na temat lub sposób w jaki sposób z kimś rozmawiam. Rodzina oczekuje ode mnie politycznej wprawy, a ja mam i znam wiele sekretów, nie chciałbym nikomu - sobie - zaszkodzić. O ile dobrze rozumiem, hipnoza, oprócz działalności terapeutycznej, może pomóc w... towarzyskich kryzysach, prawda? - przeszedł do sedna, wbijając chciwe spojrzenie w lekarza. - Dyskretnie zażegnać gafę lub katastrofę, sprawić, że ktoś o czymś zapomni lub się zdekoncentruje? W obliczu mojej choroby taka umiejętność, o ile możliwa do opanowania, byłaby... bezcenna. - zasugerował, grając va banque. - A ja zapłaciłbym za naukę hipnozy hojniej niż za zwykłą terapię. Nie byłbym żadną konkurencją, a za jakiś czas będę zresztą musiał się przyznać do choroby publicznie a wtedy, również publicznie, mógłbym zasugerować, że pańskie metody leczenia są bardzo pomocne. - zaoferował, odchylając się w tył i zastanawiając się, czy to skusi Friberga. W takim scenariuszu ich reputacja byłaby ze sobą powiązana – publiczna rekomendacja od Forsberga (który potrafił zresztą rozmawiać zarówno z naukowcami i dziennikarzami naukowymi, jak i — co udowodnił hucznym ślubem — plotkarskimi) pomogłaby dyskredytowanemu przez środowisko naukowe psychiatrze, ale tylko w przypadku, w którym reputacja samego Vernera byłaby nietknięta i w którym obydwaj byliby bezpieczni od jakichkolwiek powiązań z magią zakazaną. A hipnozy potrzebował właśnie do tego, do chronienia własnej reputacji tak długo, jak to możliwe. O ileż prostsza byłaby niedawna rozmowa z Guildensternem gdyby miał w swoim arsenale narzędzia pozwalające na zmuszenie kogoś do zapomnienia lub dekoncentracji lub zaufania — a jako laik, tak właśnie rozumiał na razie hipnozę.
* - od tego momentu zaczynam próbować być charyzmatyczny! 98+20=118
- Tak, właściwie to bardzo interesujące. Jestem z natury ciekawy świata i nowych rzeczy. - odpowiedział więc, uznając, że skoro Friberg jest (zgodnie z przewidywaniami) spostrzegawczy i inteligentny, to nie ma sensu otwarcie kłamać.
- Nie wątpię, że są bezpieczne dla pana pacjentów. - dodał ulegle, ale z subtelnie wyczuwalnym podtekstem. A dla samego hipnotyzera? Chwilowo porzucił jednak temat, przyczajając się w oczekiwaniu na lepszy moment.
Skrzywił się lekko, po raz kolejny słysząc o własnym wyroku.
- Myśli pan, że kiedykolwiek ktoś wynajdzie lekarstwo? - westchnął. Wszyscy mówili mu, że to trudne, ale Vilem Friberg był pierwszym znanym mu lekarzem, który niebezpośrednio przyznał się do korzystania z magii zakazanej. Zmrużył lekko oczy i, choć bał się rozczarowania, odważył się zadać kolejne pytanie: - Zwłaszcza, że być może... jak udowadnia pańska własna praktyka, medycyna nie skorzystała ze wszystkich dostępnych środków? - zapytał z pozoru niewinnie, ale z kolejnym podtekstem. Na ślepo (dosłownie) szukał odpowiedzi w magii i rytuałach zakazanych i być może w Magisterium, ale wreszcie trafił na konkretnego i fachowego lekarza, który nie wstydził się bycia niestandardowym. - Przedwczoraj. - przyznał. w odpowiedzi na pytanie o ostatnie zdarzenie. - Szukałem ingrediencji w lesie i zobaczyłem rzadkie kwiaty i... były tak realistyczne. - dodał jakby na własne usprawiedliwienie. - Ale to był sen, a gdy odruchowo poszedłem w ich stronę, wtedy wpadłem w niedźwiedzie sidła, o których panu wspomniałem. Napady za dnia zdarzały mi się już wcześniej, ale zaalarmowało mnie, że ten bezpośrednio naraził moje zdrowie - i to przy innej osobie. - podkreślił lekko innej osobie, jakby cudza obecność czyniła ataki jeszcze gorszymi, jakby nie pragnął świadków (mimo, że to pomoc innej osoby pomogła mu wyswobodzić się wtedy z pułapki).
Uniósł lekko brwi, odbierając pytanie o eliksiry jako lekki przytyk. - Jestem alchemikiem po IV stopniu wtajemniczenia. - przypomniał, ale nie chciał antagonizować Friberga, więc zmusił usta do uśmiechu. - Przestrzegam dawkowania przepisanego przez medyka, ale staram się nieco udoskonalić receptury. Co do samopoczucia w ostatnich tygodniach, faktycznie jestem nieco... przemęczony i zestresowany. - bardzo dyplomatycznie ujął w słowa uzależnienie od magii zakazanej, intensywniejsze i męczące treningi, odświeżenie kontaktu z niespełnioną miłością, konieczność podwójnego życia i scenę jaką urządził mu Björn we własnym domu.
Wyprostował się lekko, gdy psychiatra spojrzał mu prosto w oczy i bezpośrednio spytał o powody przyjścia do gabinetu. Cóż, może to moment na to, by przestali kluczyć wokół tematu. Nie cofnął wzroku, odwzajemniając spojrzenie Friberga.
- Czy przybycie z powodu menady oraz zainteresowanie hipnozą muszą być sprzeczne?* - spytał retorycznie. - Jestem chory, trzyma pan w rękach moją dokumentację. I słyszałem, że jako jedyny, stara się pan pomóc, naprawdę i indywidualnie pomóc swoim pacjentom. - nachylił się lekko, spoglądając na lekarza z mieszanką udawanej, wyreżyserowanej uległości i prawdziwej desperacji. - Potrzebuję pomocy z menadą, owszem, choć zdaję sobie sprawę jak trudne i mozolne może być wyleczenie. Potrzebuję też szybszej pomocy ze skutkami menady. - stwierdził otwarcie. - Jest pan świadom mojej pozycji poza murami tego gabinetu. - Forsberg miał w życiu o wiele więcej do stracenia niż Rosenberg. - Każde potknięcie może kosztować mnie wiele, więcej niż zranioną łydkę. Chwila dekoncentracji w rozmowie, zbyt realistyczne halucynacje mogące wpłynąć na temat lub sposób w jaki sposób z kimś rozmawiam. Rodzina oczekuje ode mnie politycznej wprawy, a ja mam i znam wiele sekretów, nie chciałbym nikomu - sobie - zaszkodzić. O ile dobrze rozumiem, hipnoza, oprócz działalności terapeutycznej, może pomóc w... towarzyskich kryzysach, prawda? - przeszedł do sedna, wbijając chciwe spojrzenie w lekarza. - Dyskretnie zażegnać gafę lub katastrofę, sprawić, że ktoś o czymś zapomni lub się zdekoncentruje? W obliczu mojej choroby taka umiejętność, o ile możliwa do opanowania, byłaby... bezcenna. - zasugerował, grając va banque. - A ja zapłaciłbym za naukę hipnozy hojniej niż za zwykłą terapię. Nie byłbym żadną konkurencją, a za jakiś czas będę zresztą musiał się przyznać do choroby publicznie a wtedy, również publicznie, mógłbym zasugerować, że pańskie metody leczenia są bardzo pomocne. - zaoferował, odchylając się w tył i zastanawiając się, czy to skusi Friberga. W takim scenariuszu ich reputacja byłaby ze sobą powiązana – publiczna rekomendacja od Forsberga (który potrafił zresztą rozmawiać zarówno z naukowcami i dziennikarzami naukowymi, jak i — co udowodnił hucznym ślubem — plotkarskimi) pomogłaby dyskredytowanemu przez środowisko naukowe psychiatrze, ale tylko w przypadku, w którym reputacja samego Vernera byłaby nietknięta i w którym obydwaj byliby bezpieczni od jakichkolwiek powiązań z magią zakazaną. A hipnozy potrzebował właśnie do tego, do chronienia własnej reputacji tak długo, jak to możliwe. O ileż prostsza byłaby niedawna rozmowa z Guildensternem gdyby miał w swoim arsenale narzędzia pozwalające na zmuszenie kogoś do zapomnienia lub dekoncentracji lub zaufania — a jako laik, tak właśnie rozumiał na razie hipnozę.
* - od tego momentu zaczynam próbować być charyzmatyczny! 98+20=118
Mistrz Gry
Re: Köpmannagatan, Sztokholm Pon 3 Cze - 22:45
The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości
'k100' : 98
'k100' : 98
Prorok
Re: Köpmannagatan, Sztokholm Pon 8 Lip - 20:53
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Velamowi Fribergowi wydawało się, że znał się na ludziach. Potrafił w kilka chwil odczytać ich intencje i zrozumieć, co kryje się za uśmiechami, gestami i spojrzeniami. Był przekonany, że jego umiejętność obserwacji i analizy ludzkich zachowań jest niezawodna. Przez lata doskonalił tę zdolność, wykorzystując do tego zdolność hipnozy, jak i swoją charyzmę. W jego gabinecie przewijały się setki osób, każda z własnymi problemami, marzeniami i lękami — Velam był niemal pewien, że potrafił prawie każdemu zajrzeć w głąb ich duszy i pomóc im odnaleźć właściwą drogę. Z wielkim zaangażowaniem analizował najtrudniejsze przypadki, stawiając czoła wyzwaniom, które innym wydawały się niemożliwe do rozwiązania. Każdy sukces utwierdzał go w przekonaniu o słuszności swoich metod. Z czasem jego reputacja rosła, a z nią również liczba osób, które chciały skorzystać z jego wiedzy i doświadczenia. Mimo że Velam był przyzwyczajony do pracy z różnymi typami ludzi, od tych otwartych i szczerych, po tych zamkniętych i pełnych tajemnic, to Verner wzbudzał w nim niemałe wątpliwości — nie do końca był pewien, co tak naprawdę kryło się za jego maską uprzejmości i elokwencji.
— To prawda, medycyna nie skorzystała jeszcze ze wszystkich dostępnych środków, proszę pana. Zawsze jest nadzieja na nowe odkrycia i innowacje — odpowiedział Friberg, nie zdradzając zbyt wiele. Jego głos był spokojny i pełen pewności, jednak w jego spojrzeniu kryła się ostrożność. Nie chciał ujawniać wszystkich swoich kart przed Vernerem, który wydawał się coraz bardziej zainteresowany tematami na granicy medycyny i zakazanej magii. Mimo to nie mógł zaprzeczyć, że granice medycyny i ludzkiej wiedzy są dalekie od ostatecznych. — Hipnoza może pomóc w wielu sytuacjach. Ale to wymaga przede wszystkim zaangażowania i czasu — dodał Velam, starając się jednocześnie określić uczciwość motywacji swojego rozmówcy. — To niedawno. Może było to spowodowane eksperymentowaniem przy eliksirach? Może organizm na nie źle reaguje? Co pan dodaje do eliksiru? — zadał mu pytanie, chcąc dowiedzieć się więcej na temat jego choroby.
— Nie, niekoniecznie muszą być ze sobą sprzeczne. Po prostu... — zastanowił się przez moment Friberg, spoglądając prosto w oczy Vernera. — Wszyscy wiemy, jakie jest podejście społeczeństwa do magii zakazanej. O niej się nie rozmawia. Jej się oficjalnie nie praktykuje, jeśli nie chcesz zostać potępionym. — Friberg wziął głęboki oddech i dodał z nieco bardziej poważnym tonem: — Ale sekretem jest to, by się w niej nie zatracić. By wiedzieć, kiedy przestać — otworzył się nieco bardziej, zdradzając część swoich przekonań. — To potężne narzędzie, ale jak każde narzędzie, może być niebezpieczna, jeśli jest używane bez umiaru i rozwagi. — Friberg nie zamierzał stać się ślepcem; nie był nim, a jego znajomość magii zakazanej była szczątkowa — wiedział tyle, ile było mu potrzebne do nauczenia się hipnozy. — Powracając jednak do pańskiego problemu... Nie mogę zagwarantować panu szybszej drogi, bo to będzie wymagało czasu, ale jeśli jest pan gotowy na tę drogę, możemy spróbować — powiedział wprost, nie zdradzając żadnych emocji.
— Oczywiście. Hipnoza może być pomocna w wielu przypadkach. Wszystko zależy od jej zastosowania — dokończył swoją wypowiedź, po czym zamilkł, wsłuchując się w propozycję Vernera, która — choć wydawała się kusząca — wzbudziła jego czujność. — Myśli pan, że zależy mi na pieniądzach? Że nie mam ich wystarczająco? Że za naukę hipnozy wystarczy hojniej zapłacić? — zapytał go poważnym tonem głosu Velam, nie spuszczając z niego wzroku. — Wiedza jest potężnym narzędziem, panie Rosenberg, ale w niewłaściwych rękach może stać się niebezpieczna. Nie mogę po prostu nauczyć każdego sztuki hipnozy — odparł po chwili namysłu, ciekaw, jak dalej potoczy się ich dyskusja.
— To prawda, medycyna nie skorzystała jeszcze ze wszystkich dostępnych środków, proszę pana. Zawsze jest nadzieja na nowe odkrycia i innowacje — odpowiedział Friberg, nie zdradzając zbyt wiele. Jego głos był spokojny i pełen pewności, jednak w jego spojrzeniu kryła się ostrożność. Nie chciał ujawniać wszystkich swoich kart przed Vernerem, który wydawał się coraz bardziej zainteresowany tematami na granicy medycyny i zakazanej magii. Mimo to nie mógł zaprzeczyć, że granice medycyny i ludzkiej wiedzy są dalekie od ostatecznych. — Hipnoza może pomóc w wielu sytuacjach. Ale to wymaga przede wszystkim zaangażowania i czasu — dodał Velam, starając się jednocześnie określić uczciwość motywacji swojego rozmówcy. — To niedawno. Może było to spowodowane eksperymentowaniem przy eliksirach? Może organizm na nie źle reaguje? Co pan dodaje do eliksiru? — zadał mu pytanie, chcąc dowiedzieć się więcej na temat jego choroby.
— Nie, niekoniecznie muszą być ze sobą sprzeczne. Po prostu... — zastanowił się przez moment Friberg, spoglądając prosto w oczy Vernera. — Wszyscy wiemy, jakie jest podejście społeczeństwa do magii zakazanej. O niej się nie rozmawia. Jej się oficjalnie nie praktykuje, jeśli nie chcesz zostać potępionym. — Friberg wziął głęboki oddech i dodał z nieco bardziej poważnym tonem: — Ale sekretem jest to, by się w niej nie zatracić. By wiedzieć, kiedy przestać — otworzył się nieco bardziej, zdradzając część swoich przekonań. — To potężne narzędzie, ale jak każde narzędzie, może być niebezpieczna, jeśli jest używane bez umiaru i rozwagi. — Friberg nie zamierzał stać się ślepcem; nie był nim, a jego znajomość magii zakazanej była szczątkowa — wiedział tyle, ile było mu potrzebne do nauczenia się hipnozy. — Powracając jednak do pańskiego problemu... Nie mogę zagwarantować panu szybszej drogi, bo to będzie wymagało czasu, ale jeśli jest pan gotowy na tę drogę, możemy spróbować — powiedział wprost, nie zdradzając żadnych emocji.
— Oczywiście. Hipnoza może być pomocna w wielu przypadkach. Wszystko zależy od jej zastosowania — dokończył swoją wypowiedź, po czym zamilkł, wsłuchując się w propozycję Vernera, która — choć wydawała się kusząca — wzbudziła jego czujność. — Myśli pan, że zależy mi na pieniądzach? Że nie mam ich wystarczająco? Że za naukę hipnozy wystarczy hojniej zapłacić? — zapytał go poważnym tonem głosu Velam, nie spuszczając z niego wzroku. — Wiedza jest potężnym narzędziem, panie Rosenberg, ale w niewłaściwych rękach może stać się niebezpieczna. Nie mogę po prostu nauczyć każdego sztuki hipnozy — odparł po chwili namysłu, ciekaw, jak dalej potoczy się ich dyskusja.
Verner Forsberg
Re: Köpmannagatan, Sztokholm Czw 11 Lip - 17:52
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Obserwowali się nawzajem, usiłując zajrzeć wgłąb własnych dusz, pragnień lub sekretów w przeciągu zaledwie jednego spotkania — obydwoje godzili się też z niemożliwością tego zadania. Dzięki swoim wyjątkowym umiejętnościom (których Verner mu zazdrościł, które Verner tak bezczelnie chciał kupić) Vilem miał w tym niemałą przewagę, ale jeszcze nie sięgnął po hipnozę. Jeszcze. Tak się Forsbergowi wydawało, chociaż czuł się trochę niepewnie, zastanawiając się czy wyczułby i pamiętałby w ogóle gdyby Friberg się na to porwał; czy też był zwyczajnie na łasce hipnotyzera i kruchego zaufania.
Zastanawiał się też, czy łączyło ich coś więcej niż podobne inicjały "VF". Vilem Friberg sprawiał wrażenie serdecznego człowieka, który chce pomagać, ale Verner nigdy nie wierzył w ludzką dobroć. Samemu był przecież dowodem na to, że zgnilizna może rozwinąć się w najpiękniejszym i najbardziej pielęgnowanym ogrodzie. Wiedział też, że aby sięgnąć po magię zakazaną nie wystarczy zwykła ciekawość. Jemu udało się dopiero, gdy po śmierci córki poczuł tak silną nienawiść do świata, że był gotów zniszczyć ten świat. Zastanawiał się, czy hipnotyzer okłamywał innych ludzi, czy może raczej samego siebie — czy chciał wszystkim pomóc, czy jedynie rozwiązać każdy przypadek, z obsesją i ciekawością badacza przekonanego o własnej słuszności? Jeśli to drugie, to może byli do siebie odrobinę podobni, nawet jeśli to podobieństwo było niewygodne. Każdy sukces naukowy utwierdzał Vernera w przekonaniu o słuszności własnych metod, a każda zbadana trucizna pchała go do pragnienia tworzenia trucizn. Czy Vilem patrzył tak samo na swoich pacjentów, na magię zakazaną — jak na środki do osięgnięcia celu i pozyskania wiedzy? Forsberg zastanawiał się nad tym nieustannie, nie mogąc znaleźć odpowiedzi w tam krótkim czasie.
- Nie mam czasu, by mieć nadzieję. - wyrwało mu się, gdy lekarz tak ostrożnie opisał nadzieję na nowe środki. Frazesy, frazesy, frazesy. Verner chciał wiedzieć, czy szansa na przełom istnieje czy nie. Jeśli nie, musiał skupić swoją energię gdzie indziej, szukać sposobów na przedłużenie życia wśród niestandardowych rozwiązań. Tyle, że nie wiedział od czego zacząć w świecie zakazanym i niestandardowym — był nowy w świecie magii zakazanej, niewprawiony w magii runicznej, zaledwie jedną nogą w Magisterium, które mogło choć nie musiało dysponować tajemną wiedzą. Zanim zacznie szukać wiatru w polu, chciał wyczerpać możliwości konwencjonalnej medycyny, a i tak trafił dziś do barzdo niekonwencjonalnego gabinetu. - Nie wiem, czy została mi dekada, czy dwie, ale to mało, za mało. Nigdy nie sądziłem, że umrę młodo albo że zasnę na zawsze. Zawsze byłem... zdrowy, dopóki nie byłem. - wyjaśnił prędko, ale tym razme nie udawał, wreszcie oferując Vilemowi coś szczerego. Od razu pożałował zresztą jak bezbronnie i słabo zabrzmiał teraz jego ton, pożałował też surowości własnych słów. Zdawał sobie sprawę, że niektórzy wychowują się w biedzie albo chwytają niebezpiecznej pracy i nie mają nawet pewności przeżycia następnego tygodnia czy roku; zdawał sobie sprawę, że Vilem z kolei słucha podobnych zwierzeń wielu uprzywilejowanych pacjentów i już się na nie uodpornił. Ale dla niego, syna Forsbergów, nagłe zderzenie z własną śmiertelnością i słabością było rzeczywistym końcem świata. - Może i mam wrażenie, że mam mało czasu, ale bez wahania poświęcę go żeby albo wyzdrowieć albo móc lepiej funkcjonować z chorobą i nie brakuje mi zaangażowania.
Sentymentalny nastrój rozwiał się momentalnie, gdy psychiatra dopytał o eliksiry. Z ukłuciem irytacji Verner chciał powiedzieć, że ma przecież doktorat z alchemii, ale w końcu wybrał dyplomatyczne rozwiązanie. Może zresztą jego własna duma musiała ucierpieć, bo potrzebował jakiejś wymówki na zaostrzenie objawów choroby, a nie powie przecież Vilemowi, że to coraz śmielsze eksperymenty z magią zakazaną nadwyrężają jego siły i komplikują rytm dobowy.
- Staram się obserwować własny organizm, ale faktycznie, to pan jest fachowcem. Eksperymentuję z eliksirem rozbłyskowym — rozrzedzając go na tyle, by móc go przyjmować częściej i się nim rozbudzić - w skoncentrowanej dawce budził osoby nieprzytomne, Verner potrzebował jedynie pobudzenia - redukując czasem dawkę mierznicy na rzecz płucnicy islandzkiej. - wykorzystywanej w narkotykach, ale przywracającej również trzeźwość myślenia, a Forsberg sądził, że zna granicę eksperymentów.
Spoglądał prosto w oczy lekarza gdy padł temat magii zakazanej, nawet nie mrugnąwszy. Być może tak przenikliwe spojrzenie speszyłoby kogoś normalnego, kto miał coś na sumieniu, ale Verner od najmłodszych lat praktykował spoglądanie rodzicom prosto w oczy i mówienie o tym, że nie ma pojęcia skąd pokrzywy wzięły się w rzeczach jego koleżanek i w zwalaniu winy na służbę. Nigdy nie czuł z tego powodu poczucia winy. Z równowagi wytrącały go jedynie bardzo rzadkie przypadki, w których je czuł i w których czuł zbyt wiele.
- A jednak o niej rozmawiamy. - wytknął, pozwalając sobie na lekkie rozbawienie. Bardzo rozbawiło go przekonanie doktora, że w magii zakaznaej można się nie zatracić, ale tego już nie okazał. (Zresztą nie wiedział, bo nawet nie próbował zachować granicy; podjął decyzję szybko i gwałtownie i wolał przeżyć zatrucie magiczne i oślepnąć prędzej niź później). - Dwójka szanowanych galdrów, choć słyszałem, że środowisko medyczne pana potępiło. Zawsze myślałem jednak, że zrobili to z zazdrości. Pan odnosi sukcesy w leczeniu menady, a oni jedynie piszą palcem na piasku. Odwiedziłem chyba wszystkich specjalistów i każdy mówi mi to samo. - spróbował zagrać na dumie lekarza, choć od niego też usłyszał na razie sporo frazesów.
- Jestem gotowy. - zdecydował, bo oprócz czasu nie miał do stracenia nic, co by się liczyło. Niepokoiła go co prawda myśl, jakie sekrety Friberg mógłby o nim odkryć, ale musiał — musieli — sobie zaufać. Verner musiał to zrobić trzymając w kieszeni eliksir Spowrot, a w domu torbę podręczną na wypadek konieczności ucieczki.
Spróbował zachować pokerową twarz, gdy najwyraźniej obraził lekarza swoją propozycją. Nic nie frustrowało go bardziej niż ludzie, którym nie podobało się jego nastawienie odnośnie tego, że wszystko można kupić, albo bezpośredniość w dochodzeniu do tematu. Przywykł do tego, że niektórzy woleliby całą grę wstępną przed rozmową o pieniądzach i czasami się w nią wdawał, ale wolał konkrety. Wierzył, że wszystko można kupić, choć niekoniecznie pieniędzmi.
- Proszę wybaczyć, jeśli uraziła pana moja propozycja - zaczął, choć nie było już sensu się wycofywać - ale uważam, że ekspertyza, nawet szlachetna czy bezinteresowna, wymaga uczciwej zapłaty. - dodał, nie wycofując się zatem. Przechylił lekko głowę. - Nie, pieniędzy panu nie brakuje, słyszałem jak wypchany jest pański kalendarz. - zgodził się. - Ale uznania i zaufania społeczeństwa poza pańskimi pacjentami? Czy któryś z nich ma w ogóle odwagę pochwalić pana głośno? - szeptali w kuluarach, słowo niosło się między ludźmi. - Potrafię być dyskretny, ale potrafię też głośno wyrażać swoją wdzięczność. Wyleczenie Forsberga, w dodatku nie byle celebryty, a naukowca z doktoratem, piękny wywiad dla prasy, czy to nie byłoby coś? - zawiesił wymownie głos, nie wypowiadając na głos oczywistego: jak poczuliby się wtedy ci, którzy w środowisku naukowym tak mocno pana krytykują? - A gdybym znał podstawy hipnozy, samemu zadbałbym o to, by dziennikarze mnie — nas — pokochali. - dodał, wzruszając ramionami. - Kieruje mną naukowa ciekawość i chęć ochrony reputacji własnej rodziny. - zakończył wreszcie, odpowiadając na niezadane na głos pytanie lekarza. Domyślał się, że chce wiedzieć po co mu ta wiedza. Nie skłamał, choć nie powiedział całej prawdy. Utrzymanie swojej zgnilizny w sekrecie przed klanowym społeczeństwem było w końcu powiązane z reputacją jego rodziny. - Rozumiem jednak, jeśli to za prędko i jeśli musimy sobie... zaufać. Tak czy siak, jestem zainteresowany kontynuacją terapii. - zapewnił, by nie sprawiać wrażenia nazbyt zdesperowanego.
Zastanawiał się też, czy łączyło ich coś więcej niż podobne inicjały "VF". Vilem Friberg sprawiał wrażenie serdecznego człowieka, który chce pomagać, ale Verner nigdy nie wierzył w ludzką dobroć. Samemu był przecież dowodem na to, że zgnilizna może rozwinąć się w najpiękniejszym i najbardziej pielęgnowanym ogrodzie. Wiedział też, że aby sięgnąć po magię zakazaną nie wystarczy zwykła ciekawość. Jemu udało się dopiero, gdy po śmierci córki poczuł tak silną nienawiść do świata, że był gotów zniszczyć ten świat. Zastanawiał się, czy hipnotyzer okłamywał innych ludzi, czy może raczej samego siebie — czy chciał wszystkim pomóc, czy jedynie rozwiązać każdy przypadek, z obsesją i ciekawością badacza przekonanego o własnej słuszności? Jeśli to drugie, to może byli do siebie odrobinę podobni, nawet jeśli to podobieństwo było niewygodne. Każdy sukces naukowy utwierdzał Vernera w przekonaniu o słuszności własnych metod, a każda zbadana trucizna pchała go do pragnienia tworzenia trucizn. Czy Vilem patrzył tak samo na swoich pacjentów, na magię zakazaną — jak na środki do osięgnięcia celu i pozyskania wiedzy? Forsberg zastanawiał się nad tym nieustannie, nie mogąc znaleźć odpowiedzi w tam krótkim czasie.
- Nie mam czasu, by mieć nadzieję. - wyrwało mu się, gdy lekarz tak ostrożnie opisał nadzieję na nowe środki. Frazesy, frazesy, frazesy. Verner chciał wiedzieć, czy szansa na przełom istnieje czy nie. Jeśli nie, musiał skupić swoją energię gdzie indziej, szukać sposobów na przedłużenie życia wśród niestandardowych rozwiązań. Tyle, że nie wiedział od czego zacząć w świecie zakazanym i niestandardowym — był nowy w świecie magii zakazanej, niewprawiony w magii runicznej, zaledwie jedną nogą w Magisterium, które mogło choć nie musiało dysponować tajemną wiedzą. Zanim zacznie szukać wiatru w polu, chciał wyczerpać możliwości konwencjonalnej medycyny, a i tak trafił dziś do barzdo niekonwencjonalnego gabinetu. - Nie wiem, czy została mi dekada, czy dwie, ale to mało, za mało. Nigdy nie sądziłem, że umrę młodo albo że zasnę na zawsze. Zawsze byłem... zdrowy, dopóki nie byłem. - wyjaśnił prędko, ale tym razme nie udawał, wreszcie oferując Vilemowi coś szczerego. Od razu pożałował zresztą jak bezbronnie i słabo zabrzmiał teraz jego ton, pożałował też surowości własnych słów. Zdawał sobie sprawę, że niektórzy wychowują się w biedzie albo chwytają niebezpiecznej pracy i nie mają nawet pewności przeżycia następnego tygodnia czy roku; zdawał sobie sprawę, że Vilem z kolei słucha podobnych zwierzeń wielu uprzywilejowanych pacjentów i już się na nie uodpornił. Ale dla niego, syna Forsbergów, nagłe zderzenie z własną śmiertelnością i słabością było rzeczywistym końcem świata. - Może i mam wrażenie, że mam mało czasu, ale bez wahania poświęcę go żeby albo wyzdrowieć albo móc lepiej funkcjonować z chorobą i nie brakuje mi zaangażowania.
Sentymentalny nastrój rozwiał się momentalnie, gdy psychiatra dopytał o eliksiry. Z ukłuciem irytacji Verner chciał powiedzieć, że ma przecież doktorat z alchemii, ale w końcu wybrał dyplomatyczne rozwiązanie. Może zresztą jego własna duma musiała ucierpieć, bo potrzebował jakiejś wymówki na zaostrzenie objawów choroby, a nie powie przecież Vilemowi, że to coraz śmielsze eksperymenty z magią zakazaną nadwyrężają jego siły i komplikują rytm dobowy.
- Staram się obserwować własny organizm, ale faktycznie, to pan jest fachowcem. Eksperymentuję z eliksirem rozbłyskowym — rozrzedzając go na tyle, by móc go przyjmować częściej i się nim rozbudzić - w skoncentrowanej dawce budził osoby nieprzytomne, Verner potrzebował jedynie pobudzenia - redukując czasem dawkę mierznicy na rzecz płucnicy islandzkiej. - wykorzystywanej w narkotykach, ale przywracającej również trzeźwość myślenia, a Forsberg sądził, że zna granicę eksperymentów.
Spoglądał prosto w oczy lekarza gdy padł temat magii zakazanej, nawet nie mrugnąwszy. Być może tak przenikliwe spojrzenie speszyłoby kogoś normalnego, kto miał coś na sumieniu, ale Verner od najmłodszych lat praktykował spoglądanie rodzicom prosto w oczy i mówienie o tym, że nie ma pojęcia skąd pokrzywy wzięły się w rzeczach jego koleżanek i w zwalaniu winy na służbę. Nigdy nie czuł z tego powodu poczucia winy. Z równowagi wytrącały go jedynie bardzo rzadkie przypadki, w których je czuł i w których czuł zbyt wiele.
- A jednak o niej rozmawiamy. - wytknął, pozwalając sobie na lekkie rozbawienie. Bardzo rozbawiło go przekonanie doktora, że w magii zakaznaej można się nie zatracić, ale tego już nie okazał. (Zresztą nie wiedział, bo nawet nie próbował zachować granicy; podjął decyzję szybko i gwałtownie i wolał przeżyć zatrucie magiczne i oślepnąć prędzej niź później). - Dwójka szanowanych galdrów, choć słyszałem, że środowisko medyczne pana potępiło. Zawsze myślałem jednak, że zrobili to z zazdrości. Pan odnosi sukcesy w leczeniu menady, a oni jedynie piszą palcem na piasku. Odwiedziłem chyba wszystkich specjalistów i każdy mówi mi to samo. - spróbował zagrać na dumie lekarza, choć od niego też usłyszał na razie sporo frazesów.
- Jestem gotowy. - zdecydował, bo oprócz czasu nie miał do stracenia nic, co by się liczyło. Niepokoiła go co prawda myśl, jakie sekrety Friberg mógłby o nim odkryć, ale musiał — musieli — sobie zaufać. Verner musiał to zrobić trzymając w kieszeni eliksir Spowrot, a w domu torbę podręczną na wypadek konieczności ucieczki.
Spróbował zachować pokerową twarz, gdy najwyraźniej obraził lekarza swoją propozycją. Nic nie frustrowało go bardziej niż ludzie, którym nie podobało się jego nastawienie odnośnie tego, że wszystko można kupić, albo bezpośredniość w dochodzeniu do tematu. Przywykł do tego, że niektórzy woleliby całą grę wstępną przed rozmową o pieniądzach i czasami się w nią wdawał, ale wolał konkrety. Wierzył, że wszystko można kupić, choć niekoniecznie pieniędzmi.
- Proszę wybaczyć, jeśli uraziła pana moja propozycja - zaczął, choć nie było już sensu się wycofywać - ale uważam, że ekspertyza, nawet szlachetna czy bezinteresowna, wymaga uczciwej zapłaty. - dodał, nie wycofując się zatem. Przechylił lekko głowę. - Nie, pieniędzy panu nie brakuje, słyszałem jak wypchany jest pański kalendarz. - zgodził się. - Ale uznania i zaufania społeczeństwa poza pańskimi pacjentami? Czy któryś z nich ma w ogóle odwagę pochwalić pana głośno? - szeptali w kuluarach, słowo niosło się między ludźmi. - Potrafię być dyskretny, ale potrafię też głośno wyrażać swoją wdzięczność. Wyleczenie Forsberga, w dodatku nie byle celebryty, a naukowca z doktoratem, piękny wywiad dla prasy, czy to nie byłoby coś? - zawiesił wymownie głos, nie wypowiadając na głos oczywistego: jak poczuliby się wtedy ci, którzy w środowisku naukowym tak mocno pana krytykują? - A gdybym znał podstawy hipnozy, samemu zadbałbym o to, by dziennikarze mnie — nas — pokochali. - dodał, wzruszając ramionami. - Kieruje mną naukowa ciekawość i chęć ochrony reputacji własnej rodziny. - zakończył wreszcie, odpowiadając na niezadane na głos pytanie lekarza. Domyślał się, że chce wiedzieć po co mu ta wiedza. Nie skłamał, choć nie powiedział całej prawdy. Utrzymanie swojej zgnilizny w sekrecie przed klanowym społeczeństwem było w końcu powiązane z reputacją jego rodziny. - Rozumiem jednak, jeśli to za prędko i jeśli musimy sobie... zaufać. Tak czy siak, jestem zainteresowany kontynuacją terapii. - zapewnił, by nie sprawiać wrażenia nazbyt zdesperowanego.
Prorok
Re: Köpmannagatan, Sztokholm Sro 21 Sie - 15:13
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Velam Friberg musiał być uważny na to, co mówił i z kim się zadawał. Dobrze wiedział, jak to jest wypowiedzieć o kilka słów za dużo, by stracić wszystko, na co długimi latami się pracowało. Środowisko naukowo-medyczne nie akceptowało jego dokonań — negowało to, co miała do zaoferowania hipnoza. Mówiono, że hipnoza jest zbyt niebezpieczna; że jest pozbawiona jakichkolwiek podstaw naukowych, a jej praktykowanie to igranie z umysłami ludzi. Friberg, będący pionierem w tej dziedzinie, napotkał ogromny opór ze strony konserwatywnych kręgów medycznych. Jego badania, choć prowadzone z zachowaniem wszelkich standardów metodologicznych, były odrzucane przez recenzentów renomowanych czasopism naukowych. Traktowano go jak szarlatana, a jego prace wyśmiewano na konferencjach — wielokrotnie doświadczał publicznych upokorzeń, kiedy to podczas prezentacji jego badań, koleżanki i koledzy z branży kwestionowali każdy jego eksperyment i słowo. Teraz prowadził swój gabinet na własnych warunkach, ale nawet to nie było w stanie uśpić jego czujności. Verner Forsberg nie wyglądał na takiego, który przyszedł do niego bezinteresownie. Chciał czegoś więcej, widział to, dlatego obserwował go uważnie, zauważając, jak bardzo próbował się wkupić w jego łaski. Wcale mu to nie przeszkadzało — wręcz przeciwnie, Friberg lubił mieć pochlebców, którzy wiedzieli, jak się z nim obchodzić.
— Oczywiście — zaczął Velam, spoglądając prosto w oczy Forsberga. — Wizja śmierci w tak młodym wieku jest szczególnie okrutna. — Nie wyobrażał sobie tego, co mógł czuć Verner, gdy dowiedział się o swoim wyroku, jakim była menada. Coraz więcej ludzi cierpiało na choroby genetyczne, a medycyna, nawet ta magiczna, w wielu przypadkach pozostawała bezsilna. Choć wielu badaczy podejmowało się prób jej leczenia, to uważano ją za zbyt skomplikowaną i nieprzewidywalną. Velam Friberg był jednym z nielicznych, którzy wierzyli, że hipnoza może stać się remedium, a przynajmniej jednym ze środków, by zaradzić niektórym jej objawom. — Rozumiem, że jest pan zdeterminowany. Bardzo to doceniam, myślę, że niewielu ludzi potrafi prawdziwie o siebie walczyć. O swoje zdrowie. — Uśmiechnął się do niego z uznaniem, po czym odchrząknął, by zaraz przejść do rzeczy: — Hipnoza może nie być w stanie całkowicie wyleczyć menady, ale może znacząco poprawić jakość życia pacjentów. — A najwyraźniej Forsbergowi chodziło nawet o jak najmniejszą poprawę w jego codziennej, coraz bardziej męczącej egzystencji, która — przynajmniej z tego, co mówił — pozostawiała wiele do życzenia.
— Potępiło, bo jest krótkowzroczne i zacofane. — Friberg nieszczególnie lubił rozmawiać na ten temat. Za każdym razem, gdy go poruszano, na jego twarzy można było zobaczyć obruszenie. Nie zgadzał się ze społecznym ostracyzmem i wykluczeniem ze środowiska medycznego. Westchnął jedynie z pożałowaniem, próbując się uspokoić, gdy usłyszał dalszy ciąg niezwykle kuszącej propozycji Forsberga. — Cóż… — Przez dłuższy moment zastanawiał się jak to ugryźć; Verner miał rację, nie potrzebował pieniędzy, ale uznania i rehabilitacji w oczach galdrów. Czy Verner Forsberg mógł mu to zapewnić? To, co mówił, miało sens, nawet jeśli nie chciał tego przyznać na głos. — To, co pan mówi brzmi pięknie, ale nauka hipnozy nie jest taka prosta, jakby się panu zdawało. Choć pana propozycja jest interesująca, nie jestem w stanie na nią odpowiedzieć. Ale... — Zamknął dokumentację, którą dostarczył mu Verner, po czym spojrzał na niego uważnie: — Jeśli jest pan zainteresowany, by dalej kontynuować terapię, być może będziemy w stanie się dogadać, ale nie mogę niczego obiecać. — Wstał ze swojego siedzenia, a następnie wskazał gestem dłoni wyjście z jego gabinetu.
— A zaufanie to w dzisiejszych czasach podstawa, panie Rosenberg — powiedział mu na odchodne, po czym uśmiechnął się z dziwnym błyskiem w oku. — Przed nami długa droga, ale kto wie, może wspólnymi siłami możemy dokonać przełomu. Jeśli naprawdę będzie chciał pan do mnie wrócić, proszę umówić się na kolejną wizytę z moją asystentką — dodał jeszcze po chwili namysłu, dając mu tym samym znak, że dzisiejsze spotkanie dobiegło końca.
— Oczywiście — zaczął Velam, spoglądając prosto w oczy Forsberga. — Wizja śmierci w tak młodym wieku jest szczególnie okrutna. — Nie wyobrażał sobie tego, co mógł czuć Verner, gdy dowiedział się o swoim wyroku, jakim była menada. Coraz więcej ludzi cierpiało na choroby genetyczne, a medycyna, nawet ta magiczna, w wielu przypadkach pozostawała bezsilna. Choć wielu badaczy podejmowało się prób jej leczenia, to uważano ją za zbyt skomplikowaną i nieprzewidywalną. Velam Friberg był jednym z nielicznych, którzy wierzyli, że hipnoza może stać się remedium, a przynajmniej jednym ze środków, by zaradzić niektórym jej objawom. — Rozumiem, że jest pan zdeterminowany. Bardzo to doceniam, myślę, że niewielu ludzi potrafi prawdziwie o siebie walczyć. O swoje zdrowie. — Uśmiechnął się do niego z uznaniem, po czym odchrząknął, by zaraz przejść do rzeczy: — Hipnoza może nie być w stanie całkowicie wyleczyć menady, ale może znacząco poprawić jakość życia pacjentów. — A najwyraźniej Forsbergowi chodziło nawet o jak najmniejszą poprawę w jego codziennej, coraz bardziej męczącej egzystencji, która — przynajmniej z tego, co mówił — pozostawiała wiele do życzenia.
— Potępiło, bo jest krótkowzroczne i zacofane. — Friberg nieszczególnie lubił rozmawiać na ten temat. Za każdym razem, gdy go poruszano, na jego twarzy można było zobaczyć obruszenie. Nie zgadzał się ze społecznym ostracyzmem i wykluczeniem ze środowiska medycznego. Westchnął jedynie z pożałowaniem, próbując się uspokoić, gdy usłyszał dalszy ciąg niezwykle kuszącej propozycji Forsberga. — Cóż… — Przez dłuższy moment zastanawiał się jak to ugryźć; Verner miał rację, nie potrzebował pieniędzy, ale uznania i rehabilitacji w oczach galdrów. Czy Verner Forsberg mógł mu to zapewnić? To, co mówił, miało sens, nawet jeśli nie chciał tego przyznać na głos. — To, co pan mówi brzmi pięknie, ale nauka hipnozy nie jest taka prosta, jakby się panu zdawało. Choć pana propozycja jest interesująca, nie jestem w stanie na nią odpowiedzieć. Ale... — Zamknął dokumentację, którą dostarczył mu Verner, po czym spojrzał na niego uważnie: — Jeśli jest pan zainteresowany, by dalej kontynuować terapię, być może będziemy w stanie się dogadać, ale nie mogę niczego obiecać. — Wstał ze swojego siedzenia, a następnie wskazał gestem dłoni wyjście z jego gabinetu.
— A zaufanie to w dzisiejszych czasach podstawa, panie Rosenberg — powiedział mu na odchodne, po czym uśmiechnął się z dziwnym błyskiem w oku. — Przed nami długa droga, ale kto wie, może wspólnymi siłami możemy dokonać przełomu. Jeśli naprawdę będzie chciał pan do mnie wrócić, proszę umówić się na kolejną wizytę z moją asystentką — dodał jeszcze po chwili namysłu, dając mu tym samym znak, że dzisiejsze spotkanie dobiegło końca.
INFORMACJE
Za indywidualną rozgrywkę z Prorokiem otrzymujesz 20 PD, które należy odebrać w aktualizacji rozwoju postaci.
Verner Forsberg
Re: Köpmannagatan, Sztokholm Czw 5 Wrz - 21:24
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Różnica wieku i doświadczenia dzieląca mężczyzn wybrzmiewała co jakiś czas w rozmowie, choć Verner usilnie próbował udawać, że nie istnieje. Zachowywał się tak samo z psychiatrą, do którego wysłali go rodzice. Drażniło go przenikliwe spojrzenie Vestergaarda, a przy Vilemie Friberg próbował przynajmniej wyprzeć to wrażenie i nie być rozdrażniony, bo potrzebował tego człowieka i jego sympatii i przychylności. Usilnie wypierał to, że doktorzy nie myśleli chyba w takich kategoriach. Całe życie zakładał przeróżne maski by zjednać sobie ludzi i krępowało go przebywanie w towarzystwie ludzi, którzy zawodowo je zdejmowali. Nie dopuszczał do siebie świadomej myśli, że jest skrępowany, a zapytany o to wprost zerwałby się pewnie na równe nogi i próbował udowodnić pewność siebie. Na szczęście, nie musiał.
Rodzina przez całe życie powtarzała mu, jakie są konsekwencje wypowiedzenia kilku słów za dużo i jak łatwo można stracić reputację. W tym równaniu wszyscy Forsbergowie byli naczyniami połączonymi, a ojciec rozszerzył je nawet na środowisko naukowe. Verner był zdolny i (kiedy chciał) pracowity i doskonale o tym wiedział, ale ojciec i tak przypominał mu czasem ile drzwi otwiera ich nazwisko. Te drobne szpile sprawiały, że Verner miał wrażenie, że ojciec przypisuje dokonania syna własnej profesurze i pozycji i nienawistnie spoglądał przez to na Björna Guildensterna, który mógł cieszyć się własnymi sukcesami alchemicznymi całkowicie sam. Podobnie jak Friberg, Verner wciąż próbował zważać na czyny i słowa, ale — być może z powodu różnicy wieku, a być może po prostu temperamentów — w przeciwieństwie do hipnotyzera był wulkanem, który niedługo wybuchnie. Jednym wybuchem było świadome zaślepienie; doskonale wiedział wtedy co robi i jakie są konsekwencje, ale brnął w magię zakazaną głębiej i nigdy się nie wycofał pomimo możliwości. Podświadomie spodziewał się chyba kolejnego wybuchu i może dlatego, w pewnej desperacji, przyszedł do hipnotyzera — chcąc zyskać narzędzia, dzięki którym poradzi sobie wtedy z innymi, ale i z samym sobą.
Zamrugał, gdy Friberg odezwał się w kwestii menady. Rodzice często nazywali ją niesprawiedliwą lub straszną, ale jeszcze nie okrutną. Zacisnął lekko usta i sztywno skinął głową, nie chcąc okazać wzbierających w nim emocji.
- Tak, chcę walczyć. - potwierdził z ożywienie, spoglądając na hipnotyzera z nagłą nadzieją. Wreszcie poczuł się zrozumiany i impulsywnie odsunął od siebie myśl, że wprawny psychiatra powiedziałby mu to, co chce usłyszeć. - Tylu ludzi poddaje się przy pierwszej przeszkodzie, traci nadzieję przy pierwszym słowie sprzeciwie. Nie walczy o siebie, bo boją się co pomyślą inni ludzie albo ograniczają się do ram nakreślonych przez prawo. A prawo przecież się zmienia, tak jak zmieniają się odkrycia naukowe, opinia środowiska... czy trzeba rezygnować dla nich z siebie? Pan zawalczył o to, w co pan wierzy i otworzył tą klinikę. A ja nie będę siedział bezczynnie u lekarzy, którzy mówią mi, że menada jest nieuleczalna, by być trupem w śpiączce gdy za kilkanaście lat zmieni się prawo albo konsensus naukowy. Chcę wyczerpać wszystkie - nie określił wprost jakie, ale może Friberg mógł się domyślić, że jego zainteresowanie hipnozą zbiegło się z innymi... - dostępne środki. - zdradził lekkim słowotokiem, a wprawny hipnotyzer mógł dostrzec, że pacjent wreszcie mówi całkowicie szczerze. Verner też poczuł, że dobrze komuś o tym wreszcie powiedzieć, nawiązała się między nimi nić kruchego zaufania. Przed innymi lekarzami i rodzicami zgrywał wszak praworządnego galdra.
Wychwycił obruszenie na twarzy Friberga, gdy poruszył temat jego repuacji wśród naukowców. Wychwycił, że chyba nie lubi tego tematu. Na nieszczęście dla obojga, Verner rzadko rezygnował z drążenia jakiegokolwiek tematu tylko dlatego, by nie wzbudzić dyskomfortu rozmówcy – nie miał w sobie tego rodzaju empatii. Pragmatycznie zrezygnował na razie, mając ważniejsze sprawy do omówienia.
Początkowa odmowa rozczarowała go — lubił mieć wszystko podane na złotej tacy, od razu; przyszedł tu niecierpliwie i impulsywnie — ale nie zniechęciła. Friberg wszak nie odmówił wprost, a wszystko ma swoją cenę. Czy to było jego ceną, czas i zaufanie? Przez sekundę rozważał też pieniądze, przeliczając w myślach ile zapłaci za kilka(naście?) wizyt. Mógłby zapłacić tą sumę z góry, ale nie proponował tego, nie chcąc znowu obrazić Friberga.
- Jestem zainteresowany kontynuowaniem terapii. - potwierdził od razu, bo nie lubił zwlekać i nie lubił komunikować swoich decyzji przez asystentki. - Umówię się w recepcji na kolejną wizytę. Dziękuję za pański czas. - zadeklarował, a po wyjściu z gabinetu od razu zarezerwował w recepcji kilka kolejnych terminów.
Verner z tematu, dziękuję za rozgrywkę!
Rodzina przez całe życie powtarzała mu, jakie są konsekwencje wypowiedzenia kilku słów za dużo i jak łatwo można stracić reputację. W tym równaniu wszyscy Forsbergowie byli naczyniami połączonymi, a ojciec rozszerzył je nawet na środowisko naukowe. Verner był zdolny i (kiedy chciał) pracowity i doskonale o tym wiedział, ale ojciec i tak przypominał mu czasem ile drzwi otwiera ich nazwisko. Te drobne szpile sprawiały, że Verner miał wrażenie, że ojciec przypisuje dokonania syna własnej profesurze i pozycji i nienawistnie spoglądał przez to na Björna Guildensterna, który mógł cieszyć się własnymi sukcesami alchemicznymi całkowicie sam. Podobnie jak Friberg, Verner wciąż próbował zważać na czyny i słowa, ale — być może z powodu różnicy wieku, a być może po prostu temperamentów — w przeciwieństwie do hipnotyzera był wulkanem, który niedługo wybuchnie. Jednym wybuchem było świadome zaślepienie; doskonale wiedział wtedy co robi i jakie są konsekwencje, ale brnął w magię zakazaną głębiej i nigdy się nie wycofał pomimo możliwości. Podświadomie spodziewał się chyba kolejnego wybuchu i może dlatego, w pewnej desperacji, przyszedł do hipnotyzera — chcąc zyskać narzędzia, dzięki którym poradzi sobie wtedy z innymi, ale i z samym sobą.
Zamrugał, gdy Friberg odezwał się w kwestii menady. Rodzice często nazywali ją niesprawiedliwą lub straszną, ale jeszcze nie okrutną. Zacisnął lekko usta i sztywno skinął głową, nie chcąc okazać wzbierających w nim emocji.
- Tak, chcę walczyć. - potwierdził z ożywienie, spoglądając na hipnotyzera z nagłą nadzieją. Wreszcie poczuł się zrozumiany i impulsywnie odsunął od siebie myśl, że wprawny psychiatra powiedziałby mu to, co chce usłyszeć. - Tylu ludzi poddaje się przy pierwszej przeszkodzie, traci nadzieję przy pierwszym słowie sprzeciwie. Nie walczy o siebie, bo boją się co pomyślą inni ludzie albo ograniczają się do ram nakreślonych przez prawo. A prawo przecież się zmienia, tak jak zmieniają się odkrycia naukowe, opinia środowiska... czy trzeba rezygnować dla nich z siebie? Pan zawalczył o to, w co pan wierzy i otworzył tą klinikę. A ja nie będę siedział bezczynnie u lekarzy, którzy mówią mi, że menada jest nieuleczalna, by być trupem w śpiączce gdy za kilkanaście lat zmieni się prawo albo konsensus naukowy. Chcę wyczerpać wszystkie - nie określił wprost jakie, ale może Friberg mógł się domyślić, że jego zainteresowanie hipnozą zbiegło się z innymi... - dostępne środki. - zdradził lekkim słowotokiem, a wprawny hipnotyzer mógł dostrzec, że pacjent wreszcie mówi całkowicie szczerze. Verner też poczuł, że dobrze komuś o tym wreszcie powiedzieć, nawiązała się między nimi nić kruchego zaufania. Przed innymi lekarzami i rodzicami zgrywał wszak praworządnego galdra.
Wychwycił obruszenie na twarzy Friberga, gdy poruszył temat jego repuacji wśród naukowców. Wychwycił, że chyba nie lubi tego tematu. Na nieszczęście dla obojga, Verner rzadko rezygnował z drążenia jakiegokolwiek tematu tylko dlatego, by nie wzbudzić dyskomfortu rozmówcy – nie miał w sobie tego rodzaju empatii. Pragmatycznie zrezygnował na razie, mając ważniejsze sprawy do omówienia.
Początkowa odmowa rozczarowała go — lubił mieć wszystko podane na złotej tacy, od razu; przyszedł tu niecierpliwie i impulsywnie — ale nie zniechęciła. Friberg wszak nie odmówił wprost, a wszystko ma swoją cenę. Czy to było jego ceną, czas i zaufanie? Przez sekundę rozważał też pieniądze, przeliczając w myślach ile zapłaci za kilka(naście?) wizyt. Mógłby zapłacić tą sumę z góry, ale nie proponował tego, nie chcąc znowu obrazić Friberga.
- Jestem zainteresowany kontynuowaniem terapii. - potwierdził od razu, bo nie lubił zwlekać i nie lubił komunikować swoich decyzji przez asystentki. - Umówię się w recepcji na kolejną wizytę. Dziękuję za pański czas. - zadeklarował, a po wyjściu z gabinetu od razu zarezerwował w recepcji kilka kolejnych terminów.
Verner z tematu, dziękuję za rozgrywkę!