Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Warsztat

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Warsztat
    Określenia warsztat używa Ilmari na wyrost i może w pewnym stopniu życzeniowo względem przyszłości. Wobec ograniczeń przestrzeni, nieporównywalnie ciaśniejszej niż pracownie uniwersyteckie, zadbał jednak o możliwość dostosowania pokoju do aktualnych projektów, często również hobbistycznych, niezwiązanych ściśle z zagadnieniami podejmowanymi w badaniach naukowych. Pominąwszy dominującą na szaroniebieskich ścianach tablicę kredową – pokrytą na ogół pomocniczymi planami i ciągiem obliczeń – oraz rząd starych szafek, większość wyposażenia zaprojektowana została z myślą o częstych zmianach położenia poprzez zamontowane kółka lub szyny biegnące rozgałęziającymi się żyłami w parkiecie i po suficie. Na pracownię składa się więc zbiór nie zawsze dobrze dopasowanych za to praktycznych sprzętów – od dużego drewnianego stołu roboczego i towarzyszącego mu na ogół biurka kreślarskiego po rozliczne narzędzia i unoszące się swobodnie lampy latające. Najpierw uwagę wchodzących z przedpokoju przez pierwsze drzwi na prawo przykuwa brzęczący szmer prądnicy, źródła elektrycznej energii dla zgromadzonych w całym mieszkaniu urządzeń śniących. Później zawieszone u okna mechaniczne modele ptaków – uruchamiane starogreckim πέτου – wykonane na tyle starannie, że stanowią jedyny element dekoracyjny warsztatu.
    Widzący
    Ilmari Vanhanen
    Ilmari Vanhanen
    https://midgard.forumpolish.com/t3494-ilmari-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t3522-ilmari-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t3523-pyokkihttps://midgard.forumpolish.com/f132-ilmari-vanhanen


    01.06.2001

    Blask zalewał ściany warsztatu mozaiką poszarpanych żył, wijących się w tańcu.

    Kryształ promieniował niebieskawym światłem, dryfując zanurzony z dala od wąskich ścianek pojemnika o heksagonalnej podstawie. Uchodząc od niego, połyskiwały w ciekłym amalgamacie fluktuujące zorze. Wirowały cienkimi nićmi energii, jak pajęczyny zawieszone w wodzie, aż przechodzący dreszczem impuls stroszył je do postaci ostrych odłamków. Trwały tak chwilę, zamrożone w czasie, by rozpaść się znów w niewyraźną siatkę porwanych kłębów. Mając przed sobą ten obraz po raz pierwszy, przeląkł się nagłej zmiany, jak gdyby źródło wyrwawszy się kajdanom izolatora, rzeczywiście roztrzaskało mury własnego więzienia. To pozostawało jednak niezarysowane i zimne, przypominając szkło we wszystkim z wyjątkiem delikatnych przejrzystych wzorów, jakby zdjętych z powierzchni liścia. Z wydarzeniami targów wciąż żywymi w pamięci, starali się powziąć wszelkie środki zaradcze. Po kilku zlewających się w jedno dniach Vanhanen nie odczuwał już kłującego zapachu alchemicznego odczynnika, ale nie wiedział też, czy odór zdołał się ulotnić, czy sam uległ przyzwyczajeniu. Poza tym do czasu wizyty Gurry niewiele się zmieniło. Wymuszony bezruch, tak różny od przewrotnej natury aberracji, ograniczał obserwację, co niosło się śladem poirytowania w jego głosie.

    Odizolowaliśmy go, zdaniem mojego ojca najlepiej jak to możliwe — tłumaczył oparty o parapet wysokiego, wychodzącego na ulicę okna. Przed nim rozciągał się ciemny blat stołu i uporządkowane naprędce, srebrzące się narzędzia. — Teraz zajmujemy się bezpiecznym sposobem prowadzenia szerszych badań. A raczej ja się zajmuję. Powoli. Jak dobrze wiesz, wciąż postępują prace nad zabezpieczeniami w Kopenhadze i to one są priorytetem. — Gdy ostatni raz objął wzrokiem pałac botaniczny, kopułą wisiały nad nim nieprzeniknione formacje chmur, gęste, ciężkie i nienaturalne. Zdało mu się wtedy, w wybrzmiewającej żałośnie poprzez pamięć godzinie katastrofy, że na miejsce obłoków niebo obrosło stiukowymi ornamentami. Z odległości kilkudziesięciu kroków, które miały zaprowadzić ich do bezpieczeństwa, odsłaniała się nowa perspektywa wpisana w ramy stalowej konstrukcji wzrastającej wysoko ogołoconymi żebrami. Minął dokładnie tydzień. Docierały do niego przemycone między rozmowami urywki wiadomości sponad gruzowiska. Krucza Straż składała w jedno porwany w zbiorowej pamięci wizerunek zbiegłego ślepca. Komisja w uspokajających komunikatach podobnych zapewnieniom sprzed targów wystosowała dalsze pouczenia. Opływały go one, szumne jak podmuch wiatru, ledwie przebiwszy się w głowie połową refleksji. Wszyscy oni mieli obowiązki. Jemu pozostała wkradająca się zwolna między cztery ściany warsztatu obsesja spraw niezbadanych, skoncentrowana na drobnej bryle kryształu.

    Minęło wiele lat odkąd we troje uciszali się wzajemnie szeptem, podsłuchując rozmowy wypływające razem z wiązką światła przez szparę u drzwi. Liczył, że Mickelson zrozumie tę ciekawość. Równocześnie spodziewał się z jego strony odmowy, wymówienia się okolicznościami. Chwilę wcześniej, tuż przed otwarciem drzwi chwyciła go nagła wątpliwość między tym, co powinien a mógł powiedzieć. Nigdy nikogo nie stracił. Zdawało mu się, że jest ostatnią osobą, która mogła rozumieć, a jednocześnie nie dostrzegał sensu w tego tłumaczeniu. Grzecznościowe normy powitań po raz pierwszy w życiu okazały się więc przydatne, gładko prowadząc ich we wnętrze pracowni.

    Co nie oznacza, że nie doszło do żadnych testów.

    Vanhanen zrobił krok w stronę szafek, uśmiechając się szeroko, zanim spuścił spojrzenie do zawartości jednej z szuflad.

    Najprostszy możliwy układ, jedno zaklęcie i wynikły chaos — dodał, ustawiając przed Gurrą połyskującą metalicznie płytkę przewodzącą, złączoną panelem z szeregiem żarówek. Jaśniejsze żyły na powierzchni brązu rozchodziły się drzewiaście od serca, puszki skrywającej kryształ źródłowy, teraz pustej i martwej. — Ale nie dlatego potrzebuję pomocy. Widziałeś kiedyś w enklawach zorze? Niewyraźne mgiełki, które pojawiają się przy rzucaniu zaklęć. Nazwano je chyba aurorae cantaminis, jakby łacińska nazwa pozwalała zrozumieć zjawisko. — Zrobił pauzę. Patrząc na Mickelsona w skupieniu, zastanawiał się jak daleko powinien go nakierować. — Wiem dobrze jakie są procedury, ale zdarzyło się wam na jednej z wypraw wnieść do enklawy urządzenie lub zaklęty artefakt?

    Widzący
    Gurra Mickelson
    Gurra Mickelson
    https://midgard.forumpolish.com/t3571-gurra-mickelson#35956https://midgard.forumpolish.com/t3623-gurra-mickelsonhttps://midgard.forumpolish.com/t3624-wartahttps://midgard.forumpolish.com/


    Gdy tamtego dnia, kilkadziesiąt minut po katastrofie, stąpał po zgliszczach Pałacu Botanicznego, wsłuchując się w chrobot szkła kruszonego w drobny pył pod stadem stóp wszelkich specjalistów, techników, Kruczych i nawet garstki dziennikarzy, którzy zadziwiająco płynnie lawirowali w tym niezaprzeczalnym chaosie, odniósł nieodparte, zupełnie absurdalne wrażenie, że oto przechadza się po gruzach własnej egzystencji. Ostatnimi czasy mimowolnie wszystkie nieszczęścia sprowadzał do tego jednego - własnego. Krążył po skrawkach obcego  życia, w tym przypadku zniszczonych wynalazkach, całym dorobku czyjejś przeszłości i jednocześnie przyszłości, niczym somnambulik z trudem utrzymujący się na nogach, błądząc wokół pustym wzrokiem, szukając w nim odbicia własnych doświadczeń. Szybko jednak tłumił w sobie tę oderwane od rzeczywistości refleksje, przywołując się do porządku, z pozorną łatwością wślizgując się na powrót w skórę przykładnego oficera.
    A dzisiaj powracał w ramy chowanego w umyśle wspomnienia z czasów, gdy obowiązywał ich - jego, Reginę i Illmariego - ten szczególny rodzaj zmowy, gdy w drżeniu wsłuchiwali się nie tylko w odgłos własnych tłumionych oddechów, ale i w rozmowy toczące się poza ich zasięgiem, poza ich wzrokiem. Z uszami przyklejonymi do dębowych drzwi wpatrywali się w siebie w półmroku korytarza, próbując wyłapać chociaż kilka słów z wniosków snutych w czterech ścianach biblioteki Mickelsonów.
    Prawdy-dziwy, które przed laty wydawały im się nieuchwytne dzisiaj prężą się tuż przed ich nosami. Gurra wpatruje się w kryształ z charakterystyczną dla siebie zachłannością, skumulowaną w nim chyba właśnie od tamtych dziecięcych lat. Chociaż kilka razy przebywał w enklawach w towarzystwie ojca, nigdy nie miał jeszcze przed oczami, tuż na wyciągnięcie dłoni, namacalnego obiektu-dowodu. Jak przypuszcza wyniku tamtejszych aberracji, który opuściłby granice świata otoczonego warstwami wymyślnych iluzji. Chociaż przed kilkoma miesiącami podobny przedmiot znajdował się zaraz obok, w laboratoriach siedziby Kruczej Straży, to z wiadomych przyczyn niewielu oficerów zostało do niego dopuszczonych. Wytwór Rosholta doprowadził w końcu do śmierci technika. Góra robiła wszystko, żeby uniknąć kolejnych ofiar. A on sam mógł wtedy jedynie gdybać. Teraz zaś w niebiesko-zielonych tęczówkach odbijają się, niczym w lustrach, te dziwne, rozbłyskujące od czasu do czasu zorze. Uparcie pochyla się nad pojemnikiem, nie mogąc oderwać od nich wzroku.
    - Jak kryształ trafił w twoje ręce? - pyta, wciąż przygarbiony, wpatrując się w przedmiot, tylko na chwilę podnosząc wzrok i lustrując mężczyznę uważnym, zaciekawionym spojrzeniem. Chociaż Gurra wydaje się skupionym wyłącznie na obserwacji, tak naprawdę bardzo uważnie wsłuchuje się w każde słowo Illmariego, równocześnie dziękując w duchu za to, że ten zupełnie pominął temat jego obecnej sytuacji, nie rzuca wyświechtanymi frazesami wymuszonych kondolencji. - Czy te błyski… - Wykonał w powietrzu niesprecyzowany ruch ręką, jakby chciał objąć nim te tajemnicze refleksy. - Pojawiły się po jego odizolowaniu? Widziałeś je już wcześniej? - Uśmiechnął się pod nosem na wspomnieniem o zabezpieczeniach w Kopenhadze, oczywiście, doskonale wiedział, o czym Vanhanen mówił. Taka sytuacja nigdy nie może się powtórzyć. grzmiała nie tylko niedawno mianowana kapitan Kruczych, ale i jego własny ojciec. Gurra dawno nie widział go tak wyprowadzonym z równowagi, zupełnie jakby wydarzenia z Pałacu Botanicznego podważały całą jego dotychczasową wiedzę. Czy nie tak właśnie było? Zważywszy na to, co młody Mickelson właśnie ma przed oczami?
    - Zorze? - Odrywa się w końcu od kryształu, zsuwa z ramion marynarkę munduru i porzuca ją na jednej z pobliskich szafek na kółkach. Wodzi wzrokiem po mechanicznych modelach ptaków, wsłuchuje się w dźwięk pracującej prądnicy, z kieszeni wyciąga paczkę papierosów i mimowolnie wsuwa sobie w usta jednego z nich. Nie zapala, jedynie trzyma go między wargami jakby czekał na natchnienie.- Na pewno nie tak fascynujące jak te tutaj… O ile wiem ojciec raczej wynosił z enklaw porzucone tam przez ślepców artefakty, badał je, niż sam je tam wnosił… Jednak… Wiem, że trafiał tam na surowce i minerały, o którym dotąd nie śniło się nie tylko śniącym, ale i nam, widzącym… - Wsuwa w końcu papieros za ucho, siłą woli powstrzymując się przed wydmuchaniem w powietrze warsztatu nikotynowego dymu, zupełnie jakby obawiał się, że ta ulotna materia zaburzy bijący od kryształu blask. - Słyszałem, że był tam jakiś ślepiec, myślisz, że to on…? Widziałeś go? A może to tylko plotka... Ludzie tworzą niestworzone historie w podobnym chaosie. Sam jesteś zresztą sławny, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę? - dodał żartobliwie - Nie dalej jak kilka dni temu łypałeś na mnie ze stron gazet.
    Widzący
    Ilmari Vanhanen
    Ilmari Vanhanen
    https://midgard.forumpolish.com/t3494-ilmari-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t3522-ilmari-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t3523-pyokkihttps://midgard.forumpolish.com/f132-ilmari-vanhanen


    Zdaje mu się, gdy staje przed Gurrą, że od tragedii minął ledwie dzień i w pewnym sensie ma rację. Za wysokim oknem odbijają się od blaszanego dachu budynku z przeciwka promienie niezachodzącego za horyzont, letniego słońca. W ciągu tygodnia zamykał się codziennie w czterech ścianach warsztatu, które na długie godziny odgradzały go od hałaśliwej kakofonii miasta i jego gazet. W samotności męczył umysł obrazem kopenhaskiego ogrodu botanicznego, nie pozwalając wspomnieniom wyschnąć w pamięci warstwą grubych pociągnięć smolistej czerni i połyskującego złota. Wciąż nie pozwala. Poprawia je, maluje uparcie od nowa. Podróżuje więc nieustannie po alejkach wystawienniczych, a zaklęte sploty metalu przeobrażają się wokół w figury zoomorficzne, gotowe do biegu, skoku, wreszcie ataku. Przed jego oczami suną przez  ciemność obłoków ptasie skrzydła – a on znów jak niegdyś poszukuje klucza do zrozumienia napędzającej je siły. Ilekroć jednak zdaje się bliski odpowiedzi, chaos, któremu zapragnął nadać porządek, wymyka się między palcami łapczywej ciekawości, niezbadany i przez to niepokojący.

    Miał go przy sobie mężczyzna — stwierdza i każde kolejne słowo okazuje się pominięciem w historii, bo nie potrafi jeszcze ująć łatwo w zdania tego, co najważniejsze. Przypomina sobie o pierwszym ataku lwich szczęk i urwanym nagle ostrzeżeniu, które udało mu się nadać z uszkodzonego gramofonu. W tamtym momencie nie miał czasu na namysł, poruszał się, przyzwalając by adrenalina i rozpaczliwe poszukiwanie rozwiązań przejęły stery. Zabrakło chwili, by pochylać się nad cudzymi motywacjami. Kiedy jednak zagrożenie minęło, mnie je ciągle i gniecie w umyśle, tłumacząc się szukaniem wskazówek do tożsamości nieznajomego, chociaż cel ten blednie zestawiony z niezaspokojonym pragnieniem rozumienia – tak wydarzeń jak ich uczestników. — Próbował wynieść kryształ spomiędzy ruin — dodaje, zawieszając spojrzenie na zbiorniku. — Oblekła nas chmura drobin. Czymkolwiek była ta reakcja, w połączeniu z energią kryształu zamieniła go w szklany posąg. — Obraz enklaw przeciekał kiedyś przez dziurkę od klucza i prześlizgiwał się przez szpary słowami dorosłych, przerażający i fascynujący zarazem, a przy tym odległy, jak zasłyszana dawno opowieść o krainie rozciągającej się za daleko za horyzontem. Gdy był chłopcem jej mapa przybierała w jego wyobraźni różne formy – czasem przygody, jakie przytrafiały się bohaterom sag i fińskim pieśniarzom, czasem krajobrazu zgoła onirycznego, wygiętego w krzywym zwierciadle świata wiszącego u sklepienia i kpiącego z praw władających rzeczywistością. Uzbrojony w wyciągniętą z żółtych stron książek wiedzę sądził, że powinien być lepiej przygotowany na jego spotkanie. — To efekt oddziaływania kryształu na ciecz izolatora. Analogia do jonizacji powietrza w trakcie burzy nie byłaby zupełnie nietrafiona — tłumaczy, przenosząc wzrok na Mickelsona. — Ale nie znam jeszcze właściwego mechanizmu ich powstawania. Aberracje wpłynęły na strukturę kryształu, skaziły go jeśli wolisz ująć sprawę bardziej obrazowo. Taka jest moja hipoteza. — Nosi się z kolejnym pytaniem, o postępy prac na miejscu, ale dławi się słowami, gdy pojmuje, że próbuje zawrzeć w nich zbyt wiele – przyczynę i konsekwencję rozdygotanej magii, głosy autorytetów stawiających wyjaśnienia, nieśmiało jak gdyby stąpali po grzęzawisku. Pozostawia więc zadania Komisji jej samej i wraca myślami do świetlnego teatru, którego figurami kryształ zapełnił ściany warsztatu. — Rozumiem… ja zastanawiam się po prostu, czy próbowano dojść, jak enklawy wpływają na naszą technikę — Zanim opuścili Kopenhagę obserwował, jak między brukowanymi alejkami ogrodów wyrosło cmentarzysko brązu i miedzi. Wynalazki spoczęły na nim, wykrzywione pod palcami aberracji i szczęśliwie już martwe. Próbował dojść później, co z nimi zrobiono. Bezskuczenie. — I może to zabrzmi jak szaleństwo, ale zdaje mi się, że kryształ może być w tym względzie szansą, by podjąć się podobnych badań we względnie kontrolowanych warunkach. — W głosie znów słychać ożywienie, a Vanhanen kroczy wzdłuż długiego stołu roboczego energicznie, zbierając narzędzia. Nie tłumaczy jeszcze dlaczego, jego wzrok zamiast na gościu spoczywa raz na półkach raz wśród skrzynek i pojemników z przeciwnego krańca blatu. Rozlega się miarowe otwieranie szuflad, a z nim klekot przyrządów. — Widziałem. Gdy zaczęli krzyczeć, myślałem jeszcze, że to samosąd i strach napędza fantazję tłumu. Ale nie sądzę, by stał za tą tragedią, to przekraczało ludzkie możliwości. — Waha się u końca zdania. Zdaje sobie nagle boleśnie sprawę, że może wychodzić z błędnych założeń i nie dostrzegać ciągu zdarzeń, które wespół z kolejnymi uderzeniami sztucznego serca dławiącego się szkarłatnymi strugami krwi doprowadziły ich na krawędź katastrofy. — Chciałbym coś ci pokazać, ale będę potrzebował dodatkowej pary rąk. — Chwyta za śrubokręt i zaczyna jedna po drugiej odkręcać śruby trzymające pokrywę pustego wejścia zasilającego. Kiedy ustępuje ostatnia, wnętrze puszki ukazuje żyły magicznego przewodnika zgromadzone wokół miedzianej obręczy, niczym gałęzie szukające światła na leśnej polanie.

    Których gazet? — dziwi się, zanim z błyskiem lampy zachowanym w pamięci wróci do niego tamta sekunda, potrzebna by światło odmalowało obraz – wizerunki jego i nieznajomego– na fotografii. Wyobraża ją sobie przez moment i wspomnienie przebija się do niego z każdym detalem, który jak sądzi znalazł się w kadrze obiektywu – czarnym stelażem konstrukcji najeżonych odłamkami szkła, zwojami obłoku snującymi się między ludźmi, w końcu ciężkim ramieniem przewieszonym przez jego bark.  — W takim wypadku widziałeś też wspomnianego mężczyznę.




    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.