Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Zimowa wizyta (I. Hallström & R. Nørgaard, grudzień 1995)

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Uliczny tłok rozniecony nadejściem świąt; cień niepewności ukryty jak drobny szkodnik - świadomość, że cel jest blisko. Zimno wdzierało się przez powłoki płaszcza, zakradło się nieproszone przez bramy wrażliwej skóry, wzbierało i odciskało piętno, gromadziło się w kościach, uwiło cierniste gniazda. Wiatr rozsypywał proste kosmyki włosów, uderzał, bez wytchnienia, bez przerwy.
    Dla zimy obca jest litość.
    Śnieg mruknął, kiedy podeszwy butów wtargnęły w biel jego grzbietu, rozgniotły jasną skorupę, połyskującą w grze prowadzonej z kaskadą promieni światła. Białe okruchy zbijały się w drobne warstwy, rosnące do okazałych zasp, których wydatne garby wychylały się w miejscach, gdzie nikt nie troszczył się poskromieniem ich odpowiednim czarem. Zimowy kożuch był wszędzie - rozpięty na stokach dachów, stwardniały od licznych kroków przechodniów, przykrywający śpiące łodygi traw, wreszcie miejscami przysiadał na parapetach i labiryntach gałęzi. Nagie, surowe drzewa, rozchylały bezradnie drewniane dłonie na tle poszarzałej kopuły. Pleśń chmur porastała niebo.
    Dłoń wystąpiła z azylu kieszeni płaszcza w momencie, kiedy zarys postaci zatrzymał się przy znajomym budynku - znajomym wnętrzu i schodach, wiodących do znajomego mieszkania. Wątła mgiełka uśmiechu uniosła kąciki ust - przypominała o fakcie, że zawsze chętnie pojawia się w progach mieszkania kuzynki, jednej z niewielu osób, które ceniła i szanowała w bagnie szlachetnych nazwisk. Słyszała, że podczas ostatnich dni nawiązanie kontaktu z Nørgaard należało do niebywałych wyzwań - nieosiągalność Runy spowodowała zaciskającą się w głowach bliskich pętlę żywionych obaw. Nie napisała listu - zjawiła się osobiście, mając położyć kres szeptom, uciszyć niespokojny rój uwag.
    Możliwe, że Nørgaard szukała chwili wytchnienia, starała się, by wydrapać rozkoszne strzępy wolności. Czy były aż tak podobne? Pytanie zamarło, onieśmielone, nie kołacząc już dłużej - osunięte na peryferia mętnej podświadomości.
    Wnętrze klatki schodowej niosło między ścianami echo sekwencji ruchów - kolejne kroki rozbiegały się od posadzki, powtarzane bezwiednie w cichej, opustoszałej przestrzeni. Serce zabiło szybciej, kiedy podeszła do drzwi właściwego mieszkania.
    Zapukała.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Ona i porządek nie byli przyjaciółmi. Potrafiła skupić się jak nikt inny, jeśli chodziło o badania, albo układ dokumentów w odpowiednim szyku, ale samo mieszkanie bardziej niż sterylny gabinet lekarski, przypominało kryjówkę szalonego bibliotekarza, który czerpał chorą przyjemność z układania książkowych stosów. Zmarszczyła nos z bólu, schylając się by zebrać rozrzucone na ziemi ubrania, jednocześnie pilnując by lewa noga zachowała swoją pierwotną, prostą pozycję.
    Po tak długim czasie spędzonym na analizowaniu ludzkiego ciała, powinna przywyknąć do jego niedoskonałości. Czym innym było jednak obserwowanie ich z bezpiecznej odległości, a czym innym leżenie w samym łóżku pacjenta. Ból nie był jej obcy. Zaledwie tydzień temu opuszczała akurat gmach biblioteki, jak zwykle śpiesząc się na kolejne spotkanie, gdzie planowane spóźnienie kilku minut, teraz przeciągnęło się do kilkunastu. Jeden nieodpowiedni krok na śliskiej jak porcelanowa zastawa płycie chodnikowej i trzymane w ręku notatki zawirowały drobnym tornadem wśród padających płatków śniegu, kiedy ich właścicielka wylądowała plecami w zaspie.
    Zła po trochu na każdego, ale najbardziej na samą siebie, próbowała udawać stłuczenie, ale znajome twarze rezydujące na Oddziale Pierwszego Kontaktu szybko rozczytały zawzięty wyraz twarzy kobiety.
    Tak więc kolejny dzień z rzędu, egzystowała w swoim mieszkaniu niczym luksusowy więzień własnych słabości, tylko okazyjnie krzywiąc się z dyskomfortu powodowanego osłabioną kończyną. Próbowała już wszystkie, od znanych technik relaksu, aż po agresywne kupowanie roślin doniczkowych z dostawą do domu, w nadziei na zapełnienie wolnego czasu. Bez skutku. Pozostawiona samej sobie, Runa mogła jedynie bezradnie tamować przepływ goniących w jej umyśle myśli i biernie mieć nadzieję, że od nich nie oszaleje. Wolała nie mówić rodzinie, nie poinformowała nawet żadnej z sióstr, nie chcąc ich życzliwej, ale nachalnej pomocy. Centrum uwagi nie należało bowiem do ulubionych miejsc kobiety, która znacznie wyżej ceniła sobie zacienione miejsce trzeciego rzędu wydarzenia. Kontrola i samoświadomość. Puszczony w tle gramofon, dawny podarunek od Lokego przycichł po ostatniej z piosenek, a Runa w statycznym szumie dosłyszała również ciche kroki na korytarzu. Nie myśląc zbyt długo, ruszyła w stronę drzwi, jedną ręką podpierając się o brzeg ściany, a w drugą chwytając sporą, metalową konewkę.
    Otworzone na oścież drzwi ujawniły niespodziewanego gościa i przez kilka sekund obie kobiety mierzyły się w ciszy wzrokiem. Wreszcie brunetka westchnęła krótko pod nosem i wyciągnęła przed siebie konewkę.
    - Dobrze, że jesteś. Ktoś musi mi pomóc podlewać.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nieuchronny szmer, wykrzesany stąpaniem, pomknął przez konstelacje pomieszczeń jak przytłumiony, dyskretny znak ostrzeżenia. Każdy ruch był przebiciem niedostrzegalnej błonki, przylegającej do przemarzniętej skóry - poczucie, że jest intruzem, skraplało się w świadomości, sunąc wolnymi stróżkami w skłębieniu innych rozważań. Mimo to, natarczywa obecność wypadła z obiegu terminów, którymi można określić wnuczkę jarla Hallströmów - z żywego dziecka stała się przygaszoną nastolatką, cichą, niejednokrotnie milczącą obserwatorką o przesądzonym losie arystokratki. Dawne, kalekie próby zwrócenia ojcowskiej uwagi obróciły się w proch popełnionych, ale  niepowielanych błędów - narośl tajemnic wzrastała, pierwsze z ziaren zepsucia podniosły pędy w jej duszy. Przestała dokładać starań, ucząc się tylko w imię własnego dobra, rezygnując - otwarcie - z kierunków związanych z prawem, zdolnych wykrzesać z surowej, ojcowskiej twarzy nietrwały grymas mizernej aprobaty. Znalazła dla siebie ścieżkę w postaci nauki starożytnych run i drzemiącej w nich mocy, zupełnie, jakby szła w ślady matki - jej punkt widzenia nigdy jednak nie uznał identycznej teorii, osiadłej na koniuszkach języków krewnych. Wszystkie, dzierżące pęk władzy klany, funkcjonowały w zbliżony do siebie sposób, kształtując żywoty nowych, nadchodzących pokoleń, ucząc ich wyznaczonych zestawów wartości. W głębi umysłu rozbłyskała niekiedy samotna iskierka żalu, że nie urodziła się jako Nørgaard, mogąc pozwolić sobie na znacznie większą autonomię niż w patriarchalnym ucisku. Z biegiem lat dostrzegała, jak środowisko ją niszczy, jak rozpoczyna się proces, którego nie może zatrzymać. Oddalała się. Zamykała się w sobie. W związku z tym, nie lubiła narzucać swojego istnienia innym - w razie niechęci Runy, była gotowa wyjść - bez urażenia, lecz z pełnym zrozumieniem, z poszanowaniem decyzji.
    Zdjęła buty i płaszcz. Dzierżona w kobiecej, zaprzyjaźnionej dłoni konewka, dopełniała się z wypowiedzią, tworząc kształt polecenia - przysługi, jakiej Hallström nie miała w planach odmówić. Jej szczupłe palce zacisnęły się wnet na rączce przedmiotu, a twarz rozświetlił dość blady, choć szczery i sympatyczny uśmiech.
    - Zawsze mogło być gorzej - stwierdzenie, tym razem z jej strony, wypełniło otaczającą przestrzeń. - Ciotka Lykke rozważała złożenie ci wizyty. - Jedna z natarczywych, dalekich krewnych, zajmowała się wszystkim, byle nie samą sobą. Niewiele osób wzbudzało równy zgrzyt irytacji, przynajmniej w opinii Inge, nienawykłej do tolerancji złożonych, ociekających wścibskością dociekań.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Przywykły do swojego towarzystwa. Nazwisko Hallström zastygało na końcu języka, w niejasnej mieszaninie respektu i strachu. Ojciec Runy stanowił doskonały przykład produktu wychowania wedle starych zasad, reguł obowiązujących od zarania dziejów, których właściwie nikt nie kwestionował, a jeśli już, był zaskakująco szybko uciszany w ten czy inny sposób.
    W kuzynce Runa widziała poniekąd swoje własne odbicie, nieco zniekształcone, ale nie tak odległe jak mogłoby się wydawać. Nie potrzebowały słów ani bliskości, by się zrozumieć, a brunetka na własnej skórze przekonała się jak surowa może być rękawa wychowawcza rodu. Wola jarla jest ostateczna, a rolą ich wszystkich jedynie wypełnianie swoich partii w ogromnym teatrze. Żyją, oddychają właściwie tylko po to, by oscylować wokół orbity tej jednej osoby i jej decyzji. Za jakiś czas to miała być Mimosa. Runę przebiegł dreszcz, który zamaskowała ściągając ramiona ku sobie. Póki co cieszyły się szczerą i autentyczną relacją, ale kto mógł przewidzieć co stanie się wtedy? Czas zmienia ludzi, władza zmienia ludzi.
    Powolnym krokiem, szurając kapciami po parkiecie i uszkodzoną nogą przesuwając pudła z dekoracjami świątecznymi, ruszyła w stronę otwartej kuchni.
    - Cieszę się w takim razie, że padło na ciebie. – Odparła zupełnie szczerze, głosem przytłumionym przez drewniane ścianki, kiedy włożyła głowę między półki w poszukiwaniu kubków.
    - Lykke zajmuje zdecydowanie za dużo miejsca i nie jestem pewna czy chodzi o jej tuszę, czy wielkość ego. – Dodała, z satysfakcją wyciągając dwa kolorowe naczynia w abstrakcyjne wzroki. Pamiątkę zawdzięczała Anneke, owoc niedawnych warsztatów ceramicznych w sierocińcu i szczerego zapału, ale mniejszych umiejętności siostry. O ile się nie myliła, Mimosa miała u siebie takie same, ale w innym kształcie.
    - Herbaty, czy… Innej herbaty? Kawa się skończyła parę dni temu. – Wyznała niechętnie, zerkając na puszkę, od której rozciągał się aromatyczny zapach. Powinna zrobić zakupy jeszcze przed kulminacją świątecznego chaosu, ale nie chciała po raz kolejny robić z siebie widowiska na chodniku przed sklepem. – Nie miałam ochoty rozmawiać z resztą, ale cóż, miałam nieprzyjemny incydent z udziałem lodu i mojej nogi, który skończył się tym. – Poruszała gołymi palcami u stopy, opatulonymi w gips w stronę kuzynki.  
    Kiedy tak blondynka stała pośród doniczek, na pierwszy rzut oka dało się ją pomylić z Mimosą. Nie w kwestiach wyglądu zewnętrznego, ale czegoś znacznie bardziej ulotnego. Otaczała ich ta sama aura spokoju, maskującego buzujące pod skórą sprzeczności. Były dobrymi aktorkami i jeszcze lepszymi znawczyniami magii runicznej. Miała wrażenie, że otoczenie zapominało o tym co czaiło się w najgłębszych zakamarkach ich duchów. Mimosa czerpała przyjemność z kontroli, stanowczości i planu, który je wszystkie trzymał w ryzach, pozorów, ale opanowania. Inge zawsze wydawała się Runie inna, bardziej skryta, a zarazem nieprzewidywalna. Czy tak wyglądałoby jej życie gdyby nie miała wsparcia dwóch sióstr? Nie potrzebowała zwierzeń. Szepty towarzyszyły kobiecie na porządku dziennym, a każdy powrót do rodzinnej rezydencji uświetniała fala plotek i krzywo rzucanych spojrzeń w jej stronę. Nikt jednak nie powinien trzymać wszystkiego dla siebie, niezależnie od tego jak ciężkie i nieprzeniknione były męczące nas emocje. Nie uwalniane zbyt długo, z drobnych mar sennych, przekształcały się w znacznie większe zagrożenie, którego nikt nie mógłby już powstrzymać.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Pokaźne gąszcza powiązań zaplatały się - niczym cielska łypiących z natarczywością węży - dookoła każdego, kto urodził się pod ciężarem zaszczytnego nazwiska, przywodzącego na myśl patronującą, złowieszczą konstelację punkcików jadowitego światła. Dziesiątki krewnych i nieprzebrane gałęzie, przedłużane zawarciem politycznej umowy ochrzczonej mianem małżeństwa, dziesiątki twarzy pomnożonych przez mnogie skorupy przywdzianych pozorów masek, strącanych i podmienianych na inne, przyległe do skóry tak silnie, aż zaczynały tworzyć nierozerwalną jedność.
    - Może o jedno i drugie - kąśliwa uwaga, posłana z chirurgiczną precyzją nacięła pojawiające się w wyobraźni cielsko, należące do Lykke - pełne naprzykrzania się w samej, rozlewającej się tuszy. Pozwoliła sobie na więcej, być może zbyt wiele - prostuj się i nie przynoś mi więcej wstydu, grzmiały słowa wyładowane z ojcowskich ust - nie przejmowała się, mimo tego, podobną poufałością, wiedząc, że w towarzystwie Runy może się czuć swobodniej, zwłaszcza, skoro znajdują się teraz same, z dala od spojrzeń przedstawicieli starszego pokolenia.
    Ziemia spijała łapczywie wstążkę lecącej wody, tymczasem ona wyjrzała ukradkiem przez szybę, widząc przemieszczających się, odsuniętych dystansem przechodniów.
    - Zdam się na ciebie - odpowiedziała, nie chcąc narzucać Nørgaard zbędnych preferencji, których zresztą nie posiadała; nie przykładała wagi do gatunku herbaty, nie tolerując jedynie przesadnej ilości cukru - dziękuję - dodała niemal natychmiast. Nie musiała - słowa zatliły się w jej umyśle, przypominając, że przyrządzony napój był wyrazem wyjątkowo dobrej woli, zważywszy na stan jej zdrowia, a konkretniej, na trudność w utrzymaniu równowagi.
    - Niedobrze - przyznała, krzywiąc się lekko. Niedobrze. Nieszczęścia, prędzej czy później, zdołały dopaść każdego; w postaci niefortunnego upadku lub innej, zgryźliwej działalności losu. Liczyła, że szybko wróci do dawnych sił - treść myśli przemknęła gładko; dziś była szczera, dziś wyjątkowo, ze względu na towarzystwo, mogła zachować szczerość. Czasami, gdy smoła nocy wpływała do jej sypialni, zastanawiała się, czy w innych rodzą się podejrzenia, czy dostrzegają ją jako małżonkę Terjego, któremu była pisana, o którym zwykło się mówić z coraz to większą śmiałością.
    Odstawiła konewkę - spokojne kroki powiodły ją w stronę kuchni.
    - Co w takim razie powinnam przekazać innym? Że lada moment odezwiesz się do nich sama? - postanowiła dopytać. Ostrzał drążących tę kwestię wypowiedzi był tylko kwestią czasu. Wielkie rodziny nienawidziły sekretów - chociaż, jak na ironię, każda z nich obrastała w nie z barokowym przepychem.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Uśmiechnęła się lekko pod nosem na dźwięk uszczypliwego komentarza kuzynki. Co to mówiło o jej poczuciu humoru? Fakt, że najbardziej komfortowo i bezpiecznie czuła się w konwersacji z kimś, kto zdolny był do rodzinnych zgryźliwości? Zalała wrzącą wodą z czajnika oba napoje, sycząc przy tym kiedy opuszki palców dotknęły rozgrzanej powierzchni kubka. Zdam się na ciebie. Rzadko słyszała te słowa w otoczeniu bliskich, niewielu bowiem chciało powierzać swoje drogie obawy w dłoniach Runy. Bali się. Szeptał głos z tyłu głowy, na wspomnienie kpiących komentarzy, jakie zyskiwało w towarzystwie wspomnienie o jej darze pośród mężczyzn. Nie powiedzą tego otwarcie, tak nie wypada. Za to w ustroniu swoich foteli, dymu cygar i papierosów bez trudu podzielą się swoimi „opiniami” na temat tej typowo „damskiej” przypadłości. Jak gdyby była czymś gorszym, innym od ich brutalnej siły, bezprecedensowej gwałtowności. Runa nie pasowała do tamtego obrazka, nawet bardziej niż Mimosa, która w końcu wykorzystała seidr do granic możliwości zostając völvą. Była przynajmniej na widoku, pozornie niegroźna. Młodsza Nørgaard natomiast wybrała ścieżkę, w której to nie jej talent kieruje przyszłością, ale ona sama i to przerażało ich najbardziej.
    Nie znali dnia, ani godziny, w którym podczas jednego z wystawnych bankietów nie padną złowrogie słowa przepowiedni ze źródła, którego spodziewają się najmniej. Nie ufali jej wtedy, nie ufają jej teraz gdy związała się z „byle którym” galdrem.
    - Myślisz, że słowo „żyje” wystarczy, aby zaspokoić ich ciekawość? - Rzuciła, podsuwając tamtej taboret przy wyspie kuchennej. Każde krzesło było innego kształtu i barwy, efekt spontanicznych zakupów na pchlim targu. Chociaż kuchnię urządzona stylowo, a wyposażenie bez wątpienia należało do wyższej półki cenowej, przypadkowe przedmioty porozrzucane po powierzchni  parkietu nadawały mieszkaniu nieco gościnniejszego klimatu. Z chlebownika wyciągnęła kilka lekko przysuszonych biszkoptów i położyła całe opakowanie tuż obok parujących herbat i wielkiego słoja ze spreparowaną kością udową osoby chorej na drzewozrost. Najnowsza fascynacja chorobami genetycznymi doprowadziła Runę, nie tylko do poszerzenia swojej kolekcji książkowej, ale również pożyczenia kilku eksponatów z laboratorium.
    - Na Odyna przepraszam za bałagan i ludzkie szczątki. Pisałam analizę tego konkretnego przypadku i zapomniałam posprzątać po wszystkim. - Z przepraszającym wyrazem twarzy zgarnęła słój bliżej siebie, prawie z czułością obejmując jego drogocenną zawartość. Poświęcenie swojego ciała dla nauki było ogromnym okazem silnej woli, której większości ludziom brakowało. To właśnie dzięki takim osobom, medycyna mogła w jakikolwiek sposób posuwać się do przodu i chociaż Runa nigdy nie grzeszyła empatią, potrafiła docenić tego rodzaju poświęcenie, mimo naturalnego strachu przed śmiercią.
    - Lepiej opowiedz co się dzieje u twojego pana ojca? Wciąż tak samo nieugięty i roszczeniowy jak kiedy ostatni raz go widziałam? - Ostatnie zdanie wypowiedziała nieco ciszej, z nieskrywanym niesmakiem. Kobieta nie była mistrzynią pokrętnych rozmów prowadzonych przy ręcznie zdobionych filiżanka z trunkami nakrapianymi trucizną. Szczerze jednak dbała o dobro Inge, a ponieważ z własnego doświadczenia wiedziała, że żadna z nich nie będzie skora mówić bezpośrednio o sobie, miała nadzieję, iż chociaż ten pośredni sposób upewnienia się o samopoczuciu kuzynki pozwoli jej na wybadanie aktualnej sytuacji.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Wścibscy, uporczywi, drążący jak setki lepkich, żarłocznych larw - młodość oraz późniejsze życie na smyczy klanów było istną torturą, przynajmniej w odczuciu Hallström. Nienawidziła ich; chciała wielokrotnie wykrzyczeć, jak bardzo ich nienawidzi, zetrzeć mięsiste ściany swojego gardła w garstkę marnego prochu, byle tylko wygłosić, byle napluć im w skamieniałe twarze, utrwalone precyzją działania dłuta oszustwa. Nie starczyłoby skóry, aby wydrapać na jej membranie słowo nienawidzę, jedno obok drugiego, stające się równowagą dla ciemnych, z wolna przejmujących kontrolę nad jej istnieniem uczuć. Nawet, gdyby stoczyła się prosto w czeluści zła, nawet wtedy byłaby od nich lepsza; od ojca, od dziadka, od nieobecnej matki.
    - Myślę, że obie znamy odpowiedź - odpowiedziała subtelnie. To oczywiste, że krewni chcieli wiedzieć dokładnie, co wydarzyło się w życiu Runy, co - konkretnie - skłoniło ją do podjęcia takich a nie innych decyzji.
    Obecność preparatu nie sprowadziła na nią wzdrygnięcia, ani innych, najmniejszych symptomów obrzydzenia - wrażliwości, tak łatwo i tak niesłusznie przypisywanej płci żeńskiej. Nauka na temat klątw, które zgłębiała, aby - symbol po kolejnym symbolu, łamać, obfitowała w niecne, wręcz obrzydliwe formuły - robactwo, wypełzające masywnie z zakupionej komody albo niepozornego stolika, martwicę, postępującą od środka czy całkowitą utratę określonego zmysłu.
    - Zajmująca choroba - oceniła. Błękit spojrzenia przesunął się badawczo wzdłuż zarysów najmasywniejszej z człowieczych kości. - Czy to jest zaraźliwe? - postanowiła dopytać. W przeciwieństwie do Runy, nie pogłębiała wiedzy w dziedzinie magii leczniczej. Tak jak, rzekomo, przybranie postaci ślepca? Sprowadzanie zgnilizny, zatrucie wyklętą magią? Słyszała, że zakazana magia jest drogą, od której nie ma odwrotu. Jest niczym bagno - głosili na jej wykładach, powtarzali, ostrzegali, gardzili.
    Przez moment utkwiła wzrok w falującej, tańczącej sennie wiązce pary, wydostającej się z kubka. Najchętniej przyznałaby Nørgaard natychmiast rację; wiedziała jednak, że w przeciwieństwie do niej, nie może pozwolić sobie na identyczną otwartość; coś krępowało jej wargi, wprawiało w paraliż krtań.
    - Ojciec nie lubi zmian - obwieściła wreszcie. Naprawdę sądzisz, że byłby w stanie odmienić swój sposób życia? - Nic dziwnego, że sprawia takie wrażenie - dodała. Upiła łyczek herbaty, czując przyjemne ciepło niosące się wzdłuż przełyku. Przyjemny smak, rozniesiony po podniebieniu, po grzbiecie ruchliwego języka.
    - Dla mnie - nie omieszkała przyznać - zwyczajnie odgrywa rolę, którą mu przypisano. - Z trudem nie powstrzymała wzruszenia ramion. Tylko tyle - aż tyle. Odkryła wszystko zbyt późno, choć lepiej późno niż ostateczne nigdy. Wielki, szanowany syn jarla, przyszły głosiciel rodu, tak samo, jak jej bliźniaczy brat. Dla Hallströmów liczyli się przede wszystkim mężczyźni - kobiety, z kolei, służyły do umacniania więzi z pozostałymi klanami; jej los, tak samo jak innych, w tej kwestii był przesądzony.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Zaraźliwa choroba. Cieszyła się dobrym zdrowiem, rzadko przejmując się schorzeniami poważniejszymi od przejściowego kataru czy bólu głowy, który stał się poniekąd niezmiennym elementem jej codziennego życia. Toczyła walki z innymi rodzajami spaczenia, od wątpliwości począwszy. W naturze Runy leżało kwestionowanie wszystkiego, co widziała i słyszała dookoła siebie, naturalne dla kobiety było zadawanie pytań, a w przypadku braku mającej sens odpowiedzi, szukanie jej na własną rękę. Nierzadko ponosiła tego koszty. Prawidłowa dykcja, teraz w oczach innych przejawiająca się jako snobistyczny akcent, wyprostowana jak struna postawa, przez obcych odbierana jako naturalna sztywność, a wreszcie oszczędność w słowach wyniesiona z domu pod określeniami „prawdziwa panna zabiera głos jedynie wtedy kiedy wie, że wszyscy inni skończyli mówić”. Nigdy nie była wystarczająca, by zadowolić którąkolwiek ze stron.
    - Nie jest. – Odparła łagodnie, by zająć czymś ręce, kreśląc palcem okręgi po brzegu filiżanki. – To stosunkowo smutne schorzenie, trudne do wykrycia i  niespodziewane. Brak konkretnych objawów, które mogą naprowadzić na kolejny napad. Tak naprawdę nic po takiej osobie nie mówi o fakcie, że w jej wnętrzu czyni się spustoszenie. – Tak było łatwiej i pod tym względem doskonale rozumiała zamkniętą postawę kuzynki. – Do czasu aż kość zupełnie znika. Całkowita degeneracja jest nieodwracalna, a jedyne co możemy zrobić to uśmierzać ból. Straszne, nieprawdaż? – Podniosła wzrok na blondynkę i utkwiła oczy w jej twarzy, pięknej i obcej. – Znika cząstka nas, a my nie możemy nic na to poradzić. – Przyszło im żyć w dziwnych rodzinach, przy dziwnych ludziach, wyżej niż własnych krewnych ceniących papierowe umowy i brzęk uderzających o siebie monet w skarbcu. Niewiele mogły poradzić wobec warunków, jakich kazano im przestrzegać, a jakich przestrzegały pokolenia kobiet przed nimi. Szare eminencje, zmarnowane potencjały, w większości niczym egzotyczne ptaki w złotych klatkach, zamknięte pomiędzy czterema ścianami bogato zdobionych dworów. Czy taki również był los ich dwóch?
    - Nigdy nie byłam dobrą aktorką. Ciężko jest grać wiarygodnie, kiedy znasz przed czasem i wbrew swojej woli, wszystkie fabularne tragedie i dramaty. Po jakimś czasie przywykłam do nich na tyle, że ciężko jest przybrać twarzą te reakcje, których ode mnie oczekują. – Wzruszyła ramionami, podciągając nogę pod siebie i zaraz potem sycząc z bólu na wspomnienie zagipsowanej kończyny. Chory medyk, o ironio, tak jak każdy inny chory widzący był równie markotny i roszczeniowy.
    - Mam nadzieję, że ty również robisz przerwy od występów na naszej rodzinnej scenie. Nie chciałabym, żebyś musiała udawać przede mną kogoś, kim nie jesteś. Ani przed nikim innym w gruncie rzeczy, chociaż to drugie może istotnie być nieco trudniejsze w naszych położeniach. – Dodała z wyczuwalnym ciepłem w głosie. Lubiła rozmowy z Inge, porozumienie, o którym żadna z nich nie musiała mówić na głos, a które jednocześnie dało się tak łatwo odczytać przy wspólnym spędzaniu czasu. Przy Hallström mogła być sobą w najbardziej pierwotnej, szczerej formie. Owszem, z wieloma wadami i uprzedzeniami, ale wciąż w opinii Runy lepszej, niż tej oczekiwanej przez jarla i dziesiątki usadowionych przy biesiadnym stole krewnych.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Chłodny błękit spojrzenia po raz ostatni omiótł unikalny preparat. Szkielet, bezbronny wobec choroby, dla której stawał się bezlitosnym teatrem niespodziewanych przedstawień; zaostrzeń, skąpanych w licznej publice cierpienia. Wysłuchała opowieści kuzynki, z której głosu mogła wyłuskać nie tylko żywioną pasję, co również pokłady empatii, żywionej wobec pacjentów.
    - Straszne - pokiwała głową. Pełne, choćby pozorne porozumienie - jednak motywujące, by znaleźć na to lekarstwo - nieznaczny uśmiech wprawił kąciki ust w ruch. Wiedziała, że Runa była ambitną osobą, co doceniała na każdym, stawianym kroku w bagnie przedstawicieli wyższych sfer; różniła się od niektórych arystokratek, żujących pasożytniczo nazwisko, oczekujących, wyłącznie, na wpływowego małżonka. Myśli, podświadomie przybrały odmienny tor - zaczęła wspominać równie okrutne klątwy, o których mogła wyczytać w odnalezionych księgach. Krawędzie warg ani drgnęły; nie odważyła podzielić się z Runą pochłanianą, z coraz to większą obsesją wiedzą.
    Kolejna sekwencja słów, wzbudzających zdumienie; nie tak wyobrażała sobie egzystencję wyroczni. Przyszłość, opadająca w skrawkach przepowiedni, uchylająca nieznacznie wrota, wydawała się przede wszystkim darem, cenionym w przypadku kobiet.
    Czasami bała się, że ktoś dojrzy ją w przepowiedni.
    Ktoś, dużo szybciej niż ona, pozna pisany jej los; marny, brudny i grząski, bez względu na wytyczoną ścieżkę, którą, w ostateczności, zdecyduje się wybrać.
    - Myślałam, że tak jest lepiej - ośmieliła się przyznać. - Możesz się przygotować - na śmierć, na sztylety zdrady, zanim przenikną pomiędzy kolebki żeber - pogodzić się z tym, co okaże się nieuchronne - zakończyła. Rozumiała, że jednak każdy, niezwykły dar, miał równocześnie inną, niemal przeklętą stronę.
    Czasami błoga nieświadomość przyszłości była o wiele większym błogosławieństwem.
    Upiła kolejny łyk; bijące od porcelany ciepło przyjemnie mrowiło w opuszkach jej smukłych palców. Troska, wyrażana przez innych, wzbudzała trzask irytacji, biegnący dysonansem po wnętrzu jej świadomości; wiedziała, że chcą jak najlepiej - i równie, do bólu, który przeszywał jej duszę, wiedziała, że nie mogą nic zmienić. Słowa, słowa - słowa - obawy i troski, kolejne, niewiele znaczące w obliczu świata abstrakcje.
    - Nie wymagaj ode mnie niemożliwego - cichy śmiech, przez krótką chwilę zdołał zawisnąć w powietrzu; znalazła wybawienie w ostatnim zdaniu kobiety. - Nie jest źle, jak widzisz, pozwolili mi nawet studiować wymarzony kierunek - dodała, chcąc nieco ją uspokoić.

    siebie
    zagłuszyć wołania obaw.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Paznokieć uderzał o powierzchnię naczynia kiedy zastanawiała się chwilę nad słowami kuzynki. Motywacji brakowało jej często, ale z zupełnie innych powodów niż można by przypuszczać. W głowie pojawiało się mnóstwo pytań, ryzyko było duże, czy warto rzucać się na głęboką wodę? Nie potrafiła zliczyć, ile razy jej badania okazywały się płonnym zbiorem dokumentów, których rzekome odkrycie w rzeczywistości nie wnosiło zbyt wiele do rozwoju. Mimo tego dotąd jeszcze nie poddała się ani razu, o czym świadczył dobitnie gips otulający jej stopę w ten urokliwy zimowy dzień. - Myślę - zaczęła powoli, wciąż pogrążona w swoich decyzjach. - że ważniejsze nawet od motywacji jest sens. Musimy znać cel, w którym robimy wszystko na tym świecie. Łatwo go zgubić kiedy tak wiele rzeczy nie idzie po naszej myśli. - Wzrok kieruje na słoik. Choroba nie pojawia się w niczyich planach, a jednak to pod nią wiele widzących musi podporządkować całe nasze życie.
    Talent do sprzeczania się płynął w jej krwi, dyskusja cudzych opinii, walka o własne przychodziły z łatwością, nawet jeśli potem miała do czynienia z konsekwencjami swoich śmiałych odpowiedzi. - Czasami lepiej się nie przygotowywać. I tak, wiem jak to brzmi z moich ust. Sama chyba nigdy nie poszłam gdziekolwiek nieprzygotowana. - Dodała z lekkim uśmiechem na ustach, istotnie pośród swoich sióstr dzierżyła miano tej najbardziej zorganizowanej, choćby do przesady uporządkowanej. Z czasem przyszło zrozumienie, że nie wszystko da się zorganizować przed czasem, wiele rzeczy pozostaje utajnionych, aż do ostatniej chwili, nawet dla Wyroczni. - Pogodzenie się, zbyt często oznacza poddanie się. A chociaż brzmi to naiwnie z perspektywy medyka, to wolę żyć wciąż nadzieją na znalezienie odpowiedzi niż spokojem związanym z końcem. To kwestia wyboru i ja wybieram, że nieuchronność może po mnie sięgnąć, ale tylko, kiedy sama przyjdzie. - Oczy Runy wydawały się poważne, ale na usta wpełzł lekki półuśmiech. Może faktycznie powinna momentami odpoczywać więcej, nie przejmować się aż tak bardzo. Z pewnością chwila oddechu nie złamałaby świata, w końcu trzymała go jeszcze na swoich barkach Mimosa. Wstała powoli z zajmowanego miejsca i zbliżając się do Inge położyła dłoń  na jej ramieniu.
    - Jeśli od ciebie mam nie wymagać niemożliwego, to od kogo? - Mrugnęła porozumiewawczo i zaraz potem skrzywiła się przelotnie z bólu. - Wygląda na to, że dzisiaj będę musiała darować sobie dalszą pracę, ale dziękuję ci za wizytę. - Mówiła szczerze, bez grama zwyczajowej rezerwy w głosie. - Potrzebowałam tego. Naszej rozmowy, wiele dla mnie znaczą w tym szaleństwie. Możesz nawet przekazać Lykke, że wyślę jej list. Jestem dzisiaj w nastroju na miłosierdzie dla bliskich. - Nie dane im było wybrać rodziny, mogły więc jedynie starać się działać w jej zakresie, albo uciec od rozrastającej się masy trosk krewnych. Runa nie widziała innego wyjścia, toteż z oporem i w złości, po raz kolejny wkładała wszystkie swoje siły, by zabezpieczyć dobro tych, których ceniła sobie najbardziej.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Słowa rezonowały w jej głowie; wydały echo kolejnych, skłębionych myśli. Słuchała i rozważała przekaz, dzierżony w zapadających pomiędzy ich sylwetkami zdaniach, pozbawionych skorupy fałszu, czerpiących ze źródła wnętrza, nie - wymuszonej, kurtuazyjnej mowy. Większość masek opadło, zdjęła je, przekraczając próg - pozostawała jedna, jedyna, której nie miała przenigdy zamiarów zdjąć. Maska, mająca zatrzeć dokonujące się zmiany, zgniliznę, pożerającą od środka w kolejnych, łapczywych kęsach. Nie miała takiej odwagi, pewna, że Nørgaard, chociaż podejmie się karkołomnej próby, przenigdy jej nie zrozumie. Będzie tłumaczyć, objaśniać swój punkt widzenia, mówić, że wcale nie musi, napomni ją, że jest w błędzie. Błędem musiała jednak naprawić błąd, który, już od dzieciństwa, był kłodą zrzucaną pod nogi przez bezlitosne Norny.
    Spostrzeżenia, którymi dzieliła się Nørgaard, stawiały dar przodków, dar bogów, w innym zupełnie świetle. Poznała jej perspektywę, w której wiedziała i co najgorsze nie była w stanie zapobiec. Przeznaczenie zapada zawsze jak nieuchronny wyrok, nie można go nigdy zmienić. Byli zamknięci w dłoniach własnego losu, trzymani w skostniałych ramach wyznaczonego czasu. Pozostawało jedno, wątłe pytanie - czy można poddać się, skoro nie można nic zmienić? Czy poddanie się, będzie zawsze, nierozerwalnie splecione z kwestią wyboru? Nigdy nie roztrząsała w ten sposób spraw. Mgliste, filozoficzne poglądy, podobnie jak mętna, nieodgadniona przyszłość, były od zawsze jej obce. Nie miała daru wyroczni. Nie miała potrzeby tak myśleć.
    - Przekażę - przyrzekła, choć obietnica stawała się obosiecznym mieczem. Ciotka Lykke, bez wieści, z pewnością byłaby wściekła; z przeciwnej, podobnie niekorzystnej strony, każdy, nadany do niej list przywoływał odpowiedź pełną namolnych pytań. Rozdrapywanie cudzej prywatności było najwyraźniej jej pasją. - Wracaj do pełni sił - powiedziała, ponownie, bez wymuszenia. Na twarzy rozkwitał lekki i wyważony uśmiech. Nie wiedziała, że wkrótce później przestanie się tak uśmiechać.
    Jeszcze nie.
    Zło zawsze drąży powoli.

    Inge i Runa z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.