Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Is it snowing, where you are? (V. Hallström & R. Lundbäck, grudzień 1999)

    2 posters
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Chłód przenikał przez barierę tworzoną przez ubrania, wywołując fale dreszczy przebiegające przez jej ciało. Czuła ból docierający z palców, które najmocniej odczuwały złowrogość pogody. Wiedziała, że z czasem nieprzyjemne uczucie ustanie, a jego miejsce zajmie pieczenie. Potarła dłonie o siebie próbując, za pomocą fizycznych sztuczek dodać sobie ciepła. Nie była przygotowana na tegoroczną zimę, nie była nawet pewna, kiedy przyszła. Nagle, niespodziewanie, choć powinna być do niej przyzwyczajona, mieszkając całe życie na skandynawskiej ziemi. Zamiast tego spotkało ją zaskoczenie, gdy pierwsze okruchy śniegu zatańczyły w powietrzu, a Midgard pokrył się bielą. Wraz ze śniegiem przyszło błoto i cały krajobraz biało-brązowy, tak charakterystyczny dla tej pory roku. Grudzień, był już grudzień. Gdzie zaginęły poprzednie miesiące pozostawało dla niej tajemnicą. Czas stawał się wrogiem tym surowszym, im bardziej przebiegle uciekał spod jej czujnej kontroli. Świat pędził do przodu, nigdy nie zwalniając i trzeba było zacząć biec, by nadążyć. Nie miała jeszcze prezentów na jul, a była pewna, że jej mąż miał już wszystko pod kontrolą. Choć i on wydawał się ostatnio uciekać myślami, coś trzymało go daleko od domu. Nie chciała o tym rozmyślać.
    Zamiast tego jej wzrok podążył za rodziną, która opuszczała sklep wśród uśmiechów i płaczu najmłodszego z dzieci. Blondwłosa kobieta, ładna i delikatnie zaokrąglona w odpowiednich miejscach. Brak makijażu, płaszcz elegancki, ale mający już swoje historie. Towarzyszył jej mężczyzna, zbyt wysoki i zbyt chudy, by wszystko do siebie pasowało. Jego kanciaste okulary nie radziły sobie z płatkami śniegu, niesfornie uniemożliwiały mu zauważenie otoczenia. Na rękach trzymał dziecko, czerwone od płaczy, które teraz swymi niebieskimi oczami wpatrywało się prosto w nią.  Przepuściła ich, sama mając zarazem cały czas wszechświata, jak i nie mając go w cale, gdyż ciągle uciekał. Przypomniała sobie te słodkie momenty dzieciństwa, gdy wraz z nauczycielem odwiedzała muzea i mogła zarazem podziwiać mozaikę społeczną. Obserwowała, poznawała i próbowała naśladować, lecz nawet mając ponad dekadę więcej lat, ludzie stanowili dla niej wyzwanie. Powinna spodziewać się, że ta krótka chwila będzie przerwana, lecz nie sądziła, że zostanie zaatakowana. Chciała właśnie wejść do baru, zaznać ciepła pomieszczenia i ulubionego smaku whisky, który otuli jej kubki smakowe i da wytchnienie. Niezdrowo ratować się alkoholem, lecz nawet niepokorni pracoholicy czasem mają dość. Słyszała już ten charakterystyczny ton męża w głowie, uśmiechnęła się na samo wspomnienie. Nadal znajdywała się blisko budynku Kolegium Sprawiedliwości, który dominował nad otoczeniem i przykuwał spojrzenie. Nie chciała patrzeć, odwróciła głowę i gotowa była wejść do budynku, gdy poczuła uderzenia i przenikające zimno. Część śniegu wpadła za ubranie, rażąc skórę i wywołując nieprzyjemne uczucie. Odwróciła się w poszukiwaniu żartownisia i odnalazła go w osobie chłopca, który z swym małym uśmieszkiem nie wydawał się wcale skory do przeprosin. Omiotła go spojrzeniem, lecz z godnością, która jej pozostała, ponownie zwróciła się w stronę budynku. Błąd! Kolejne uderzenia i jej cierpliwość była na granicy, naprawdę nie miała najlepszego dnia. Dlatego nie chciała dzieci, wielokrotnie o tym wspominała. Z dojrzałością typową dla osób pełnoletnich podeszła do stożka śniegu, ulepiła kulkę i zwinnym ruchem rzuciła ją w stronę dzieciaka. Jako że świat jej nienawidził, a Norny lubiły obserwować jej nieszczęścia, nie trafiła. Zamiast tego jej szybko stworzona broń trafiła w mężczyzną, którego sylwetkę rozpoznawała i nie znaczyło to dla niej nic dobrego. Przeprosić? Udawać, że nic się nie stało? Oczekiwać na cud?
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Druga połowa dnia wybrzmiewa głosem nietrzeźwości i nasyła na niego ciche, prozaiczne pragnienia duszy, o których zwyczajem dojrzałego mężczyzny, zwykle nie mówi. W kilkukrotnie powtórzonym geście podniesienia szklanki alkoholu tkwi jednak poczucie wolności – swoboda, która zwalnia go z wszelkich konwenansów i stoickich zachowań, jakich zwykł się trzymać. Wraz z kolejnymi procentami, które trafiają do krwiobiegu, pozwala sobie więc na dużo więcej. Dla przykładu więcej w nim jest luzu i spontaniczności, gdy niesiony na skrzydłach nie-rozsądku, unosi się ponad dumę, czy sędziowską rangę.
    Oddycha głębiej i pełniej, by przez krótką chwilę zapomnieć, kim jest i co do niego należy.
    Upity jak na uczcie w Asgardzie, wychodzi z baru czysty od napastliwych myśli, czy wiążących etykiet. Nie zaprząta sobie głowy sprawami doczesnymi – pracą, własnym wizerunkiem, czy powagą, która mu przystoi. Dziś stawia na przymioty ducha, daje wyjść na prowadzenie temperamentowi, który chłonąc żywy pęd powietrza, rezonuje podobnie silną energią. Ma w sobie moc nienasyconego życiem mężczyzny, gotowego na puszczenie cugów powściągliwości właśnie dziś. Właśnie teraz.
    Ten jeden raz w roku, gdy święto Jul zbliża się milowymi krokami, ma ochotę zrobić coś, czego nie robił od lat... zdziecinnieć i utonąć w tej prostej projekcji radości, o której dawno już zapomniał. Z tego powodu czuje dziwnie kojącą ekscytację, gdy uderzony przez chłód wiatru, prostuje plecy. Gdy tylko odrzuca myśli o pracy, okazuje się, że nagle nie ciążą mu na głowie wszystkie problemy świata, a ciężar sądowych spraw, jakie zwykle nosi na ramieniu, spływa kałużą w dół.
    A on pozostawia te ochłapy ludzkich przewinień na chodniku i, jak gdyby nigdy nic, rusza przed siebie, z lekkim uśmiechem na ustach. Alkohol pomaga pożegnać się z poczuciem winy za to, że zwyczajnie i po ludzku czerpie przyjemność z bycia tu-i-teraz. Bez wracania do spraw jeszcze nieskończonych, dopiero zaczętych, czy już planowanych.
    Brak planu to cholernie dobry plan.
    Dlatego, gdy na ramieniu wełnianego płaszcza materializuje się nagle skromnych rozmiarów śnieżka i szerokim okręgiem - zaczynając od płaszcza, a kończąc na chodniku - rozbryzguje się na boki, Viljam nie myśli racjonalnie. Kierowany instynktem zerka wpierw na kierunek, skąd nadeszła kulka, a potem, zupełnie bez przemyślenia, podchodzi do trawnika, zbierając z pięknego, białego kopca pokaźną ilość śniegu.
    Między trzecim, a piątym dociśnięciem białego puchu, kula formowana w rękach jest już gotowa i niemal natychmiast zostaje wypuszczona w stronę napastnika. Viljam nie ma okazji (ani ochoty) przyjrzeć się swojemu „wrogowi”. Już szykuje kolejną porcję śnieżnej amunicji. Przecież nie zawsze musi być tym, który nie reaguje. Nie zawsze musi uchodzić za nudziarza. Zdecydowanie nie wtedy, gdy pijany w sztorc, wychodzi z baru.
    Zabawmy się, podpowiadają strawione przez procenty myśli.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Chciałaby zaśmiać się głośno; z niefrasobliwym rozluźnieniem zaakceptować los zdarzeń i z przytupem dołączyć do zabawy.  Kojarzyć śnieg z dzieciństwem, jak wzniośle potrafił być wspominany w powieściach pełnych nostalgii. Jako stały element zimowych zabaw, gdy bohater wśród oparów wydobywających się z ust, wybiegał z budynku, by spotkać się ze swymi małymi przyjaciółmi. I nie przeszkadzał mu chłód przenikający do samej kości, nie przejmował się bólem dobiegającym z klatki piersiowej czy zmęczeniem, które dopadło jego wątłe ciało po długich godzinach zabaw. Płatki tańczyły w powietrzu; nieliczne promyki słońca odbijały się od śniegu, tworząc aureole dla przyrody. Sielankowy opis, którego zazdrościła i pragnęła, lecz pozostawał tylko niemożliwością, o której zaczytywała się dla snu. Nie dążyła, nie pytała i akceptowała sterylność warunków, w których żyła. Samotność, którą jej początkowo nauczono, a następnie rozgoszczona w jej towarzystwie – nigdy jej nie opuściła. Nie miała dziecięcych kompanów, którzy wśród śmiechów i krzyków, odkrywaliby z nią trudy i piękno świata. Przewracała się, gdy nikt nie widział i zwyciężała wśród zmowy milczenia. Zamiast tego spotykała ją nieobecność ojca, który swe myśli wywyższał ponad doczesne sprawy i surowość matki, która właśnie w jej izolacji widziała klucz do ich przetrwania. Teraz to zastanowienie dominowało; niepewność kolejnych kroków przerwała działania w pół akcji. Sztywność nie zawsze dyktowała jej zachowaniu, a poczucie humoru nie pozostawało obce, jak dla ryby piasek. Jedno pytanie brzmiało w jej głowie, wracając falami i nasilając się, jakby sztorm nawiedzić miał jej umysł. Czy to normalne?  
    Czy powinna tak reagować? Jakie były jej powinności w tym śmiesznym przedstawieniu? Zbyt dużo myślała, nadwyrężała ten priorytetowy organ organizmu. Nie obchodziło ją to zazwyczaj, nie wiedziała czemu kolejny raz wątpliwości wtargnęły do jej ciała. Obwiniała presje i stres, który przybierał ledwo zdatne formy w pracy. Jej mąż powiedziałby, że winna kontynuować i dobrze się bawić. Nie myśleć o innych, o tym co powiedzą i co pomyślą. Może zauważą jej inność, może wytkną jej niecodzienność. Żałowała wysłania śnieżnej broni w kierunku mężczyzny tylko do mementu, gdy w nią samą nie trafił kolejny strzał.  
    - Naprawdę? - Wystarczająco głośno, musiał ją usłyszeć. Zawzięcie rozpoczęła przygotowywanie kolejnego ataku, nie bacząc na konsekwencje, które mogą ją spotkać. - Niech tak będzie.  
    Kolejna kulka poszybowała w stronę jej przeciwnika, gdyż bardzo szybko przestawiła ich relacje na rywalizację i nie zamierzała odpuścić. Chyba, że ponowny raz rozsądek przejmie kontrolę i udowodni, kto tak naprawdę rządził. Włożyła pewną siłę w rzut i sama będąc zaskoczona, poczuła własny uśmiech. Pojawił się znienacka, bez kontroli i instynktownie przyozdobił jej twarz. W tym momencie jej rozmyślenia nie wędrowały w kierunku trudnej sprawy, niepokojącego zachowania męża czy zbliżającego się święta Jul, na które nie była gotowa. Była tylko ona, on i śnieg oraz cała gama prostej radości, która temu towarzyszyła. Przygotowała kolejną kulę, nie patrząc na drugą stronę.  
    - Poddajesz się? - Akt litości, a może krótsza droga do zwycięstwa? Ona sama nie miała zamiaru rezygnować, jeszcze nie teraz. Odczuwała, że jej policzki muszą przybierać barwę wiśni, a palce mimo ruchu nadal nie radziły sobie z zimnem. To była jednak mała wojenka w centrum miasta i poświęcenie było stosunkowo małe, patrząc, ile zyskiwała. Uśmiechnęła się szeroko będąc gotowa na dalszą rozgrywkę.  
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Resztki śniegu, zbłąkane jak samotny wędrowiec w zagnieceniach skórzanej rękawiczki, jeszcze nie zdążają stopnieć, gdy kolejna kulka śniegu leci w jego stronę. Jest jak biała piłeczka, pęczniejąca z sekundy na sekundę wraz ze zbliżeniem się do punktu, w którym stoi ciało. Viljam nie zmienia jednak swojego położenia. Uchyla się jedynie przed kolejnym ciosem, pewien tego, że ten go ominie. W końcu ufa swojemu refleksowi. Dzieje się tak jednak tylko połowicznie, bo głowa, ciężka od procentów, nie jest w stanie udźwignąć wagi matematycznych wyliczeń. Śnieżka w wyniku złego wyczucia przestrzeni i odległości, przeciera więc bok jego płaszcza, tuż przy ostatnim z żeber, pozostawiając za sobą białe okruchy, świadczące o skuteczności ataku. W sekundę później słychać ciche chrobotanie śniegu, gdy ten rozbryguje się na zamkniętej okiennicy baru.
    Naprawdę?, słyszy gdzieś z daleka kobiecy głos, ale to nie na nim się skupia. Istota wypowiedzi umyka mu niemal natychmiast po wypowiedzianych słowach. Pozostaje tylko przyjemność, płynąca z tej prostej, prostackiej wręcz, zabawy.
    Czuje się jak w onirycznym uniesieniu – przyjemnie i swobodnie – choć zupełnie przeciwnie do uśpienia nocy, on pobudzony jest przez kolorową fantazję, jaka odgrywa się nie w głowie, a na jego oczach. W zamkniętej przez teraźniejszość scenie pojedynku.
    Daleko temu do sennej mary, żywo od akcji i kontrataków. W tym wszystkim równie żywotny pozostaje on. Śmieje się nieskrępowanie, przykucając śmiało przy obiecująco wyglądającej kupce śniegu. Jest na tyle trzeżwy, by w swojej przyzwoitości wybierać tylko białą, świeżą od opadów połać trawnika, by przypadkiem nie umorusać dziewczyny mieszaniną błota, czy trawy. Na tyle jednak upity, by zignorowac fakt, że bitwa na śnieżki to najbardziej spontaniczny, ale i najmniej dojrzały pomysł minionego miesiąca.
    - Nie ma mowy. Idziesz dziś do Valhalli, droga panno! - rzuca żartobliwie, zbierając w dłonie przyjemnie chłodzący, nawet przez rękawiczkę, puch. Ma nad nią tę przewagę, że solidnie przygotowany na zimę, nie musi martwić się o zaróżowione knykcie, czy skostniałe od zimna palce. Jedynym elementem ubioru, który nie pasuje do zabawy, są eleganckie brogsy, których podeszwy ślizgają się na lodzie, uniemożliwiając szybkie przemieszczanie się między jednym, a drugim punktem ataku. Na razie jednak nie rusza się ze swojej bazy startowej. Wyrzucając najpierw jedną, a później drugą kulkę śniegu, jego ego oczekuje na gromkie oklaski publiki. Szczególnie wtedy, gdy jedna ze śnieżek trafia w złoty punkt – wprost w środek jej płaszcza. Problemem jest jednak to, że są jedynymi świadkami owej zabawy.
    - Musisz przyznać, że w tej wojnie może wygrać tylko silniejszy...
    Rozważnie dobrane słowa, na wstępie sugerują już odpowiedź, kim może być zwycięzca. Jest od niej o ponad 10 centymetrów wyższy i zdecydowanie bardziej postawny, co czyni go trudnym przeciwnikiem. Do tego, co niektórzy przyznaliby z niejakim zdziwieniem, jak na osobę, która pół życia spędziła na sali sądowej, nie brak mu sprawności fizycznej. Szanse wyrównuje jedynie przyćmiony przez alkohol umysł i nieco zmniejszona przez to zwinność. Nie zniechęca go to jednak do dalszego obrzucania jej śnieżkami. Kolejne dwie kule szybują w jej kierunku.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Musieli wyglądać komicznie. Absurd, który doprowadzał postronnego widzę do śmiechu i może pewnej dozy zazdrości. Złamanie niepisanych reguł społecznych, ekstrawaganckie zachowanie w samym centrum miasta. Nie przystoi dorosłym, takie szczere i pozbawione pretensjonalności odruchy, które typowe były dla dzieci, które jeszcze nie zaznały rygoru ludzkich spojrzeń. Zawsze zwracała uwagę na nieprzychylność i osąd, który znajdywała w tęczówkach pobratymców. Obcych, niezrozumiałych i poruszających się według tylko sobie znanego sposobu. Tak dalekich, jakby dzieliła ich przepaść. Może w pewnym sensie dzieliła, ta w głowie i ta w sercu. Teraz też czuła na sobie zaskoczony wzrok przechodniów; prowodyr całego zamieszania śledził ich ruchy z dziecięcych uśmiechem na twarzy, niepewny czy powinien dołączyć, lecz zarazem obawa nie pozwalała mu na kontynuacje. Dzieci, mimo ciągłej irytacji, którą potrafiły sprawić, były cudem. Niezapisaną tablicą gotową zapełnić wszelkimi ideami i niekończącymi się opowieściami o świecie. Będzie musiał się jednak dostosować do reszty, nie będzie mógł odstawać. Każdy kto był inny, wyróżniał się wśród tłumów, skazany był na ostracyzm. Niektóre różnice wręcz wykluczały, zmuszały do chowania się i udawania bycia tym normalnym. Pozostawał tylko ten strach, przerażenie, które nigdy nie ustępowało, że prawda zostanie odkryta. Nie myślała o tym; była to daleka pieść, która zawsze jej towarzyszyła.  
    - Tylko wtedy, gdy i Ciebie tam spotkam – swoboda, która pozwalała na śmiech i niekończące się poczucie wolności. Nikt więcej nie liczył się w tej swoistej rozgrywce, nawet brakowało sędziego. Nagły krzyk zwrócił jej uwagę w kierunku widzianej przez nią kobiety, która przywoływała obserwującego ich chłopca. Ich zabawa musiała trochę trwać, mrok zaczął wygrywać i to noc zbliżała się stopniowo do nich. Myśl ta zadziałała, jak przebudzenie. Dreszcz, który przeszedł całe jej ciało miał wiele wspólnego z zimnem. Wędrujący wydłuż jej kręgosłupa, mający swój początek w jej głowie. Kolejna kulka śniegu uderzyła ją i pozostawiła nie trwały ślad. Jej wzrok przesunął się po osobach, które oglądały spektakl wolności; nie dały rady utrzymać jej spojrzenia, uciekły i ruszyły przed siebie. Otrzepała się i nie zareagowała na kolejną słowną zaczepkę, choć nadal wywołała na jej twarzy uśmiech. Może była rozsądniejsza z ich dwójki, może mniej skora do choroby, która mogła być skutkiem tego nierozsądnego zdarzenia.  
    - Remis? - Zaoferowała pokojowe, wyjścia z twarzą dla nich obydwu. Pozytywne zakończenie dla krótkiej fantazji, którą będzie wspominać z uśmiechem i niedowierzeniem, że miało to miejsce. Chciała zaproponować szklankę alkoholu na rozgrzanie, ale Hallström zdecydowanie nie potrzebował go więcej. Oczywiście, mogła się domyślić, że na trzeźwo takie ideę nie odnalazłyby się w jego głowie. - W kawiarni na rogu mają jedną z najlepszych kaw w mieście, przyda się nam obydwu.  
    Cel jej dzisiejszej podróży był o wiele mocniejszy niż kawa, lecz okoliczności zmusiły ją do zmiany podejścia. Nie, więcej alkoholu nie było dobrym wyjściem. Kolejny raz przeniosła wzrok na mężczyznę, którego choć pracowali w jednym miejscu nie znała. Nazwisko, pozycje, osiągnięcia - to była powszechna wiedza. Nie była nawet pewna czy spotkała go kiedykolwiek na sali sądowej; ubiór utrudniał rozpoznanie i zapamiętanie każdego z obecnych. W tym momencie nie przypominał jednak sztywnego jegomościa, który maszerował ulicami budynku i wydawał swe osądy. Działanie alkoholu, to musiało być.
    - Jeszcze jedno, nie panna - dodała, a uśmiech rozszerzył się na samą myśl. Nie była nią od dziewiętnastego roku życia; prawie całą wieczną jeśli wziąć pod uwagę, ile się wydarzyło.  
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Chwila wytchnienia, znaczona ciężkim od wysiłku oddechem, zasysa z przestrzeni ostatnie pokłady viljamowskiej energii. To wtedy też przyjemne dotknięcie ciepła i fala spokoju, jaka wraz ze zmęczeniem daje o sobie znać, spływa tuż do podstawy żołądka. Tam wreszcie rozlewa się i zagrzewa subtelnie ciało od wewnątrz. Hallström jest niemal pewien, że oprócz tego osadza się także lekkim rumieńcem na potraktowane zmęczeniem i zimnem policzki. Nie przeszkadza mu to jednak. Stan ten sowicie wynagradza mu zadowolenie z rozpoczętej aktywności.
    Uśmiecha się więc szczerze i niezobowiązująco.
    Jeszcze przez kolejne kilka minut chłonie zachłannie radosne wibracje, zachłyśnięty wolnością i swobodą, jaką daje mu ten dziecinny, acz oswobodzający ducha pojedynek.
    Rakkel jest w tym wszystkim jaśniejącą częścią jego dnia. Małym promyczkiem radości, który wślizguje się między szczeliny umysłu zupełnym przypadkiem, jakby bez żadnego wysilku. Nie sposób nie być jej za to wdzięcznym. Dlatego też, gdy pada pytanie, nie trzeba go długo namawiać do odpuszczenia.
    Wypuszcza spomiędzy palców dopiero co formującą się kulę śniegową, otrzepując rękawiczki z białego, nieco zbyt sypkiego puchu.
    W tym momencie, wbrew temu, że na froncie pozostają wrogimi sobie, śnieżnymi żołnierzami, poza bitwą żywi do niej szczerą sympatię. Te prostą emocję, która nie musi od razu przeradzać się w nic więcej, a jednak wiąże silnie tę dwójkę cienką nicią przypadku i zrozumienia. Wiąże, ale tylko w teraźniejszości. Bo o przyszłości trudno mówić.
    - Remis - godzi się bez zawahania i niemal od razu rusza w jej kierunku. Nie sposób zignorować, z jaką łatwością przychodzi mu zawieranie pokoju. Mógłby utonąć w samczej potrzebie rywalizacji, oddać się naturalnemu żywiołowi agresji czy choćby wigoru i pewnie by to rozważył w innej sytuacji, gdyby nie świadomość tego, że kurtyna nocy opadła w magicznej dzielnicy, a oni dalej stoją na zimnie, skazani na wszystkie przymioty z tym związane.
    - Kawa to trafiony pomysł. Choć długo w kawiarnii nie zabawię. Swoje już wysiedziałem, ale chętnie Cię odprowadzę i spróbuję smaków, które polecasz - głos zawiesza się przy końcu. Mimo dokończonej wypowiedzi, rodzi się w nim bowiem potrzeba dalszych słów. Niesiona na skrzydłach wydarzeń, w jakich przyszło się im spotkać.
    - Możemy przejść na Ty, prawda?  
    Teraz, gdy mają za sobą już nietypową, pełną absurdów historię, i to otuloną w płaszcz rozrywki, nienaturalnym wydaje mu się pozostać przy formie grzecznościowej. Wizja ta zbyt jest oderwana od barw emocji i formatu zabawy, jakiej podjęli się oboje za dobrowolną zgodą.
    - Viljam - przedstawia się, kierowany chwilą.
    Mówiąc to, ściąga rękawiczkę, jak nakazuje zwyczaj i zawiesza dłoń w powietrzu, czekając na reakcję z jej strony. Działa jednak nie tylko w zmowie z kulturą. Przede wszystkim robi to w zadbaniu o symboliczne przejście do kolejnego etapu znajomości.
    - Jeśli pozwolisz się poznać z imienia - na stopie koleżeńskiej - to pani czy panna... Obie te formy nie będą nam już potrzebne.
    Nakreśla ostrożnie kształt przyszłej relacji.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Chwila, ulotna i niepokornie umykające czasowi. Będzie pamiętać niedorzeczność, na którą się zdecydowała i wyzwanie, które podjęła. Zabawę, która tak płynnie poprawiła jej humor i dała chwilę zapomnienia. O świętach, problemach i wszelkich innych sprawunkach tego świata. Zamiast tego kruchość śniegu i celność uderzenia podyktowały jej czas. Nie mogło to jednak trwać, ciemność i zimno nie miały zamiaru im odpuścić. Dreszcz, który przebiegał po jej ciele jawnie poświadczał, że koniec był bliski i może będzie musiała dłużej płacić za figlarną rozrywkę niż sądziła. Nie był to jednak czas na nadmierne skupienie się na przyszłości, jeszcze nie teraz.  
    - To małe zwycięstwo dla każdego z nas - poddała się entuzjazmowi, który stopniowo umykał i tylko spokój zabrał jego miejsce. Vilijam Hallström był innym człowiekiem niż na sali sądowej, lecz była to oczywistość, której powinna się spodziewać. Cały system sprawiedliwości stał na twardych, lecz czasem niepewnych nogach. Trwałych, jeśli pozwoliło mu się w spokoju funkcjonować i wypełniać swoje zadanie. Gotowy do szybkiego upadku, jeśli okoliczności będą niesprzyjające i trzęsienie ziemi powali nawet tych najsilniejszych. Pradawny trójkąt prosekutor - sędzia - obrońca był stałym elementem, który nadawał ich pracy rytm i sens. Atakujący, broniący i sprawujący na tym procesem pieczę, mający zapewnić sprawiedliwość wśród chwytów, które nie przystoiły szlachetnemu zadaniu. Tworzył on sieć połączeń między ludźmi, wykaz zależności, o których nie można było zapomnieć.  
    Jak każda relacja między ludzka były one skomplikowane. Im wyższa stawka tym więcej nerwowości, która wkradała się do pewnych swoich racji jednostek. Dzieliły ich lata doświadczenia, on o wiele dłużej maszerował korytarzami Kolegium Sprawiedliwości. Nawet lepiej niż ona musiał rozumieć tajniki, które wprowadzały całą machinę w ruch.  
    - Świętowałeś sukces czy godziłeś się z porażką? - Zapytała, zaskakująco bezpośrednio, lecz nie kierowała nią żadna wścibska przypadłość. Nie znała go dobrze, zapewne przyszłość nie zmieni tego, ale ten ułamek czasu, który spędzili na rzucaniu się śnieżkami znaczył bardzo dużo w przekroju całego dnia. Był nadzieją na lepsze jutro; znalezienie nietypowego towarzysza w osobie, po której się tego nie spodziewałeś. Przystanęła na chwilę i zieleń oczu utkwiła w jego osobie. Surrealizm nie odpuszczał i niemożliwość nadal mieszała się z rzeczywistością, lecz szybko podjęła ofertę, która uhonorowała to wspomnienie.  
    - Rakkel – tradycja mieszała się z nowoczesnością, chwyciła jego dłoń i był to początek wspaniałej znajomości lub koniec ulotnej chwili. Uśmiechnęła się szerzej słysząc jego następne słowa, prawdziwie oddające naturę rzeczy. Jej mąż może nie byłby zachwycony uproszczonym rozumowaniem, które zostało jej przedstawione, dla niej jednak było on w pełni wystarczające. Ruszyła dalej do przodu, poganiana przez wichry i mroki. Cisza, która delikatnie znalazła swoje miejsce między nimi i nie była w żaden sposób krzywdząca. - Prowadzę sprawę przemocy domowej, jest dosyć ciężko.  
    Niespodziewanie, bez kontroli zdanie opuściło jej usta. Idealne by zepsuć humor, radosny nastrój, który wytworzyli absurdalną czynnością. Jednak gdziekolwiek nie była, niektóre rzeczy zawsze ją goniły. Widmo porażki, które nie pozwało spać po nocy i trzymało człowieka w szponach. Za dnia, za nocy - ciągle myślała o konsekwencji braku zwycięstwa.  
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Konsekwencja dnia nakazuje śmiałość, a że w butach zdecydowania nigdy nie czuł się nieswojo, stoi dumnie wyprostowany. Posągowy tytan, który burzy przestrzeń jawnie wyjaskrawionyą w ich relacji aurą. Ego wprawdzie chowa w kieszeń, nie obrastając jeszcze w piórka, pozostawia w sobie jednak miejsce na pewność i swobodę, które budują mocny fundament.
    Choć ten jeden raz pruje do przodu bez jednoznacznie wyznaczonej ścieżki, nie czuje się w tym zagubiony. Jest jak narwany turysta na rubieżach wolności w miejscu pełnym wyborów. Młody odkrywca, który jeszcze się tą mnogością dróg nie znudził.
    Rozgląda się w zaciekawieniu i dostrzega przed sobą gamę możliwości, jakie rysuje przed nim świat w zadziwiająco łagodnych, jak na ostatnie miesiące, barwach. Jest więc ona, niezobowiązująca rozmowa i są też proste słowa. Zestawienie, które niemal nie obciąża ducha.
    Bez pustych obietnic i wypiętrzonych kontygnacji kłamstw z jakimi na co dzień spotyka się na sali sądowej, jest mu znacznie lżej.
    To przyjemne i kojące trwać w dyskusji, która dla odmiany nie trzyma się w ramach rozprawy, której nie trzeba głęboko rozważać i nikogo przy tym osądzać. Gdzie liczy się nie dokładność, a spontaniczność, napędzana przez nowo zawartą znajomość.
    Nie zapędza się jednak w szaleństwa, pozostaje wciąż stonowanym sobą. Jedyną choć kluczową różnicą jest brak wiążących go obietnic wobec rodziny, czy ról, które musiałby odegrać. Dziś jest prywatnym sobą, porzuca pozę poważnego sędziego.
    - Ani jedno, ani drugie. Dziś po prostu trwa... bez planu. To czasem całkiem przyjemne, wiesz?
    Zagaduje ją niezobowiązująco, podtrzymując jej spojrzenie. Łapie przy okazji w cugi wzroku przygaszoną zieleń oczu, uśmiechając się w duchu.
    Jej dłoń jest lodowata, wychłodzona przez formowane jeszcze niedawno kulki i brutalnie siekający po podwórzu wiatr, temperaturą wcale nie odbiegają tak daleko od śniegu. Przez moment chce nawet oddać jej swoje rękawiczki w geście uprzejmości, pewien tego, że jej przydadzą się znacznie bardziej niż jemu, gdy jednak twarz kobiety znika mu z rejestru, potyka się o własną, krótką myśl.
    Rakkel... przystępnie.
    Nie wypowiada tych słów głośno. Nie mają zresztą wielkiej wartości. Ot, zwykłe stwierdzenie, które donikąd nie prowadzi. Są rzeczy ważniejsze, jak choćby chwila nieuwagi, która zabiera mu ją z widoku. Traci dwie do trzech sekund na obserwacji pleców, nim rusza przed siebie i wyrównuje z nią kroku. Zakłada w międzyczasie na powrót rękawiczkę.
    - Nie spodziewałbym się innej odpowiedzi... agresywny mąż?
    Dopytuje luźno, nie przypisując tej historii żadnych emocji. Gdyby miał rozpatrywać sprawy w kategorii sentymentu, dawno spadłby ze stołka. Jest jednak szczerze zainteresowany odpowiedzią, co wyraża skoncentrowaniem się na jej twarzy i ustach.
    Czeka na rozwinięcie wypowiedzi. W międzyczasie oczywiście oboje poruszają się w kierunku knajpy na obiecaną kawę.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Doskonałość krótkich chwil i urwanych momentów. Skradzione rzeczywistości oddanej sprawą poważnych i wielkim. Swoisty kult rzeczy małych i prostych, jak pogawędka z nieznajomych, który może okazać się bliższy niż przechodzień winien być. Lekkość kroków mieszające się z ulotnością myśli, trwanie i kontynuowanie pozwalające na oddech. Czy byli dla siebie jeszcze obcy? Teraz trzeba będzie zawęzić ich relacje do znajomości, z pełnią wiedzy o istnieniu takiego człowieka jak Viljam Hallström. Nie będzie już pustym nazwiskiem, jednym z wielu przedstawicieli sędziowskiej pozycji. Człowiek z krwi i kości, który również mógł ulec spontaniczności odruchów.  Pomimo wesołości tego wydarzenia, dobrej dozie śmiechu, która wtórowała jej słowom, nadal odczuwała niepokój. Nie wiedziała, gdzie szukać jego przyczyn i kogo obwiniać za stan napięcia. Złowrogość myśli nie opuszczała jej, nawet gdy wydawała się najradośniejsza. Nie wiedziała czy był to zwiastun paranoi, przed którą każdy prosekturor winien się bronić czy świt nadciągających kłopotów. Tragedii, która zaatakuje i zostawi tylko żal, że nie zareagowało się w odpowiednim momencie. Teraz odrzucała bezsensowność odczuć, skupiała się na prostej czynności, jaką był krok; zwykłe podążanie nogi za nogą.  
    - Bez planu, bez celu... - Wiatr szybko porywał słowa, które opuszczały jej usta. Utrudniał artykulacje, najprawdopodobniej również zrozumienie, lecz to spojrzenie, które mu posłała poświadczało znacznie wyraźniej: nieukrywane zaskoczenie. - Niektórych takie spontaniczność i bezcelowość przeraziłaby, a co najmniej zakłopotała. Ty za to wydajesz się czuć doskonale.  
    Spostrzeżenie, które odnotuje na przyszłość i zostanie zapamiętane. Nie zwykła zapominać takich szczegółów, można nawet było uznać, że była zbyt drobiazgowa. Było to nieszczęściem zarówno jej męża, jak i przestępców. Zbyt często to niedbałość i zapominalskość pozwalała przetrwać na wolności tym, których miejsce było w zamknięciu. Każdy szczegół, nawet zmiana tonacji głosu zapisywane było w zawsze chłonnym umyśle. To co sprawiało, że była dobrym prosektutorem potrafiło również utrudnić codziennie bytowanie. Czasem lepiej było zapomnieć, nie zauważyć i zachować spokój ducha. Prawda, choć potrzebna, potrafiła kłuć mocniej niż najpiękniejsze kłamstwo.  
    Zatrzymała się na chwile, gdy byli już blisko kawiarni. Jej spojrzenie spoczęło na jego osobie, na ustach błąkał się uśmiech, który jednak nie wyrażał radości. Ironiczny i gorzki, będący typowym obrazem pogodzenia się z warunkami, jakie świat dawał im do życia.  
    - Blisko, konkubent - odpowiedziała neutralnie, gdyż była to historia stara jak świat. Wieki rozwoju, lata zmian i niektóre rzeczy pozostawały takie same. Silniejszy wykorzystywał swą siłę, a słabszy nie mógł się bronić. - Nigdy do końca nie zrozumieć żadnej z stron takich sytuacji. Może właśnie to niezrozumienie pozwala zachować zdrowy rozsądek i jasność myśli.  
    Zdradziła swe przemyślenia, które niezmiennie towarzyszyły jej przy każdej takiej sprawie. Nie było równie okrutnych istot na tym świecie, co ludzie. Nie było również równie empatycznych i kreatywnych, zawsze musiała być równowaga. Im więcej dobra było można dać, tyle zła wyrządzić. Pożegnała Viljama z ciężkością tematu, która nie pasowała do lekkiego spaceru i prostej rozmowy, lecz miała nadzieje, że nie będzie miał jej za złe tego czynu. Ostatni uśmiech, słowa pożegnania i zapach kawy łagodnie wypełnił jej umysł. Piękny i kuszący, tak bardzo pocieszający zmrożony organizm. Zdecydowanie bitwa na śnieżki nie była jej ulubionym zajęciem, nie miała zamiaru powtarzać.  
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Zabawne... bo to coś, czego najbardziej się obawiam – rzuca enigmatycznie, nie rozwijając dalej myśli. I tak mówi już o parę słów za dużo jak na niego, a winą za to obarcza swój pijacki stan, na który wpływ ma ilość wypitego alkoholu i zbyt luźna atmosfera, jaka zawitała w progi ich znajomości. Niemal jak podekscytowany spotkaniem gość, który nie chce wyjść po pierwszej tylko wypitej herbatce.
    Ale o tym, że trudno wprowadzić mnie w zakłopotanie już kiedyś słyszałem.
    Rzeczywiście, nie ma w nim miejsca na onieśmielenie.
    Nawet teraz, po wyjawieniu swojego największego strachu, nie widać na jego twarzy cienia troski, co może być mylące. Szczególnie, że Viljam nie wchodzi w szczegóły tej rozmowy. Nie czuje się zobowiązany do dookreślenia informacji. Naturalnie przechodzi do zmiany kontekstu, nie wzbudzając przy tym żadnych podejrzeń. Można wręcz założyć, że po prostu się z nią droczył, wspominając o strachu tylko po to, by wyjść na heroicznego samca, który z czymś wewnętrznie walczy. Prawda leży jednak zakopana głęboko w nim, jest brudna i smutna – nie planuje do niej wracać. Przynajmniej nie dziś.
    Uśmiecha się uprzejmie, nie przerywając ich powolnego spaceru. Poruszają się krok za krokiem, zbliżając się do celu – nie ma w tym pośpiechu czy konkretnego celu. Nie goni ich dziś czas. Spotykają się w najbardziej biernym z momentów, wykorzystując go na zwykłą przechadzkę.
    Przeciwnie, daleko. Konkubent? Prawnie stoi odległe mile od męża – nie może powstrzymać się przed sądowym porównaniem obu tych pozycji, zboczenie zawodowe. Na szczęście dla Rakkel nie drąży tego tematu dalej. Mógłby ją tym znudzić.
    Właśnie... jeśli już jesteśmy przy rozsądku. To dobry moment na rozstanie.
    Zsuwa rękawiczki z rąk, chcąc się należycie pożegnać.
    Rakkel... dziękuję Ci za przemiły, choć trudny do opanowania wieczór. Siłę Twojej ręki zapamiętam pewnie... krótko, bo w dużej mierze głową siedzę w pracy. Ale moja osiniaczona skóra na pewno mi o tym jeszcze przypomni. A na razie życzę Ci miłego, gorącego wieczoru przy kawie, herbacie, czy ciepłym kakao.
    Słowa wypowiada bez większej analizy. Jest na to dziś zbyt zmęczony, kieruje się więc intuicją, a ta podpowiada mu natrętnie, że musi jej być cholernie zimno po bitwie na śnieżki. Wie o tym, bo sam też zdążył już lekko przemarznąć, co czuje jednak dopiero w momencie, gdy przystają pod kawiarnią, pozostając w bezruchu.
    Wiesz co... weź je. Przydadzą Ci się bardziej niż mi.
    Zamiast uścisnąć jej dłoń na pożegnanie, wręcza jej w dłonie wełniane rękawiczki, uśmiechając się przy tym grzecznie i lekkim skinieniem głowy kończąc to spotkanie.
    Drogę do domu pokonuje nieco przyspieszonym krokiem, rozgrzewając się w trakcie chodu.

    Viljam i Rakkel z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.