Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    there is something I need (J. Nordahl & L. Gustavsson, październik 1995)

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Noc wyciągnęła macki; surowe, chłodne powietrze trysnęło na jego twarz, bryzgając wciąż natarczywie, zachłannie na skrawki napiętej skóry. Pomruk wykręcających się mechanizmów zamka zaszumiał za kształtem pleców, zwiastując koniec; pozorny, (nie)ostateczny. Przydługa kurtyna płaszcza wieńczyła kres przedstawienia, rozmowy, która w dalszym wypadku wiodła ledwie donikąd.
    Dziś wyszedł z niczym (nie znaczy, że wyjdzie jutro).
    Odetchnął nagłą świeżością, spokojem, który był wolny od cząstek gniewu Edgara, od złości która zbierała się w bladoróżowych kącikach jego oczu, łyskając na wilgotnej membranie ciskanego spojrzenia. Edgar był wściekły, owszem, był rzeczywiście wściekły; naderwał swoim pytaniem cienką skorupkę strupa wiodącą wprost w otchłań rany.
    Nie zgodził się.
    Źrenica mroku pęczniała przed nim, bezkresna, spłoszona tylko żółtawym poblaskiem szeregów lamp. Czy spodziewał się, że odprawi go z niczym? Poniekąd; od kiedy sięgał pamięcią, jawił mu się jako człowiekiem furiacko niemal upartym, przywiązanym, co zrozumiałe do całej, szeroko pojętej spuścizny swojego ojca i odleglejszych przodków. Poprosił go o spotkanie; podczas rozmowy, rzeczowej i bezpośredniej wysunął propozycję zakupu księgi, którą Gustavsson posiadał w zastępach swojej kolekcji. Zaprzeczył, pomimo ceny nad wyraz przecież korzystnej, którą mu oferował jeszcze w samym preludium prowadzonych negocjacji; zagnieździł się w zaprzeczeniu, napominając, by nie próbował poruszać później tej kwestii; i rzeczywiście, sam skinął posłusznie głową z ustępstwem godnym stoika; i rzeczywiście, nie myślałby o tym dłużej, gdyby nie sytuacja, mająca przed chwilą miejsce pomiędzy ścianami domu, gdyby nie konflikt, pomiędzy samym Edgarem a jego żoną, nakłaniającą go rozpaczliwie, by sprzedał cenny wolumin. Być może jeszcze miał szansę, być może powinien czekać, na uśmiech losu, na pochód dalszych wydarzeń pod wpływem których upadnie buta mężczyzny. Być może; być może.
    Nie tracił swojej nadziei.
    Wiedział, że natarczywość nie była matką sukcesu, stąd pozostawał ostrożny i wyważony w podobnych cyklach kontaktów. Potrafił stać się cierpliwy, potrafił czekać na jeden, jakże właściwy moment, na jedną, wątłą przychylność. Był przekonany, że jego relacja z Edgarem nie zakończy się, jeszcze teraz, całkowicie przedwcześnie; znali się już od dawna, czerpiąc wspólnie z korzyści; świat, w obrębie którego zwykli się poruszać, wymagał ostrożnego doboru sojuszników. Zamierzał, w związku z tym, nanieść obecnie ciężki woal milczenia, porzucić pozornie zakup, by później, podczas stosownej, pełnej korzyści chwili ponowić dawną sugestię. Potrzebował tej księgi; potrzebował jej, a sam Edgar, bez względu na wcześniejszą sympatię, nie mógł wycisnąć z niej w pełni drzemiącego potencjału; marnował ją w swym więzieniu, trzymając na celi półki, w złotej, fałszywej klatce biblioteczki.  
    Odpalił papierosa; kierował się do portalu.
    Jeszcze przecież jest czas.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Spoglądała na zarysowany kształt wątłych dłoni, które raz za razem dotykały stronnic obszernej księgi oscylującej wokół klątw. Pamiętała dzień, w którym Lejf ofiarował ją jako prezent, zapominając o przykrej skazie, jaką zbrukane były tunele żył. Krew skażona klątwą zdawała się wciąż nosić znamiona prozaicznego przekleństwa, po które sięgnęła sama
    i które pozostawało na niej ślad bez ingerencji kogokolwiek bliskiego.
    Hałas obudził w niej irracjonalny niepokój. Serce zabiło gwałtownie w piersi, a smukłe palce sięgnęły po koronkowy materiał skąpany w odcieniu atramentu. Przyozdobił on delikatną skórę kobiecego ciała, a maska owiana pozorem chłodu i dystansu odnalazła właściwe miejsce, którą zostało przyćmione blade oblicze Lisbeth. Emocje zdawały się nie dotykać jej zewnętrznej sfery, co uwydatniały błękitne oczy zroszone obojętnością, lecz tego popołudnia zrodziła się w nich ciekawość. Owiana była lękiem matki, niezrozumiałymi pytaniami nieznajomego i buńczucznością ojca, który starał się wyperswadować małżonce abstrakcyjność jej słów. Młodziutka dziewczyna stała przy ścianie, skryta w mroku mieszkania i kontraście poświaty zapalonych świec. Nikt nie mógł więc być pewien jej obecności, lecz gdy drzwi zatrzasnęły się za mężczyzną, ciemnowłosa postanowiła w całej swej fascynacji, odkryć powody, dla których tak łatwo został spławiony człowiek. Człowiek o niebywałym potencjale, jaki tlił się na pograniczu intencjonalnej prośby.
    Uśmiechnęła się przekornie, gdy mężczyzna zniknął za fasadą salonowej ściany, zaś matka opadła z bezsilności na krzesło. Jedyna córka i posiadaczka tego samego genu wydawała się być zaabsorbowana, dlatego z taką zuchwałością podeszła do pozostawionej księgi i dotknęła grzbietu wytartej okładki. Obserwowała ją z dozą ciekawości, po czym skinęła głową.
    Z r o z u m i a ł a.
    Stary pergamin miał zniknąć z mieszkania Gustavssonów – za każdą cenę, a ta którą miała ponieść Lisbeth, zdawać się mogło, że odbijać się jeszcze będzie długimi latami. Czkawka miała pozostać w drobnym wnętrzu, aż mgła niepewności nie rozpłynie się w bezkresie egzystencji.
    Wybiegła z pomieszczenia, by zaraz potem udać się wolnym krokiem za sylwetką tajemniczego gościa, który zaburzył utopijny spokój. Edgar bowiem milczał, nie trudząc się w przekonaniu żony, by przestała nauczać córkę, dając im perspektywę równowagi.
    - Przepraszam – głos młodej galdr niósł się, odbijając po okolicznych kamienicach, kiedy starała się skupić na sobie wzrok kabalistycznego mężczyzny, skrojonego z iluzji snów. - Przepraszam! – krzyknęła ponownie, kiedy podjęła się na nowo biegu, który stał się trudniejszy, zaś księga ciążyła w materiałowej torbie przewieszonej przez ramię.
    Odwrócił się.
    Spojrzał na nią, a ciało Lisbeth napięło się niczym struna. Mogłaby przysiąc, że nikt nie spoglądał w ten sposób, a przeszywający wzrok kogokolwiek wcześniej nie był aż tak angażujący.
    - Mój ojciec przed chwilą wyrzucił, pana, z naszego mieszkania… Dlaczego? – pytanie uleciało w eter, a przekorny uśmiech rozciągnął pełne wargi. - Czyżby argumenty o chęci posiadania pewnego przedmiotu okazały się być zbyt mizerne? Szkoda… Ani Lejf, ani tym bardziej ja – nie stanowilibyśmy przeszkody – wzruszyła ramionami od niechcenia, a arogancka, nastoletnia buta wydała się być absurdalna w obliczu zaistniałej sytuacji.
    - Czy istnieje powód, dla którego zależało, panu, na tej księdze? – raz jeszcze podjęła się próby zrozumienia, aż wreszcie zrobiła krok w przód, by się z nim zrównać. - To wyłącznie ciekawość, której ciężko się pozbyć.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Zatrzymał się.
    Echo kroków dudniło na szorstkim grzbiecie chodnika, grasując w spektaklach cieni; arteria wąskiej ulicy mruknęła pod tętnem biegu.
    Zatrzymał się; tuż obok jednej z latarni, skąpany w żółtawych snopach rozrzuconego światła. Mógł myśleć, że przecież śni; pod kloszem zamarłej nocy każde, drobne zjawisko zdawało się mniej realne, mniej rzeczywiste, kreślone bohomazami fantazmatów, jak wytwór spleciony w potach srogiej gorączki. Kobieta, którą uchwycił harpunem swojego wzroku, zdawała się nierealna, dlatego, że nie był w stanie przypisać jej trzeźwych przyczyn, stojących za samym, ryzykownym porywem zachowania. Chciała, aby przystanął - wypełnił wkrótce jej słowa.
    Torba, wyraźnie ciężka, ciążyła na wątłych barkach, huśtając się w rytmie biegu.
    Sam przyjrzał się jej dokładniej, gdy tylko zyskał sposobność; papieros, ściśnięty między łukami pagórków zamarłych warg, zwiastował przebieg milczenia, stanu, który niespiesznie miał zamiar wkrótce porzucić. Musiała mieć własny powód, istotnie wetknięty w czaszkę; w przeciwnym razie nie chciałaby się z nim spotkać, nie walczyłaby, z równą determinacją, aby nagle nie zniknął, odchodząc w paszczę portalu.
    - Wyszedłem sam z własnej woli - był zmuszony sprostować. - Proszę nie narzucać swojemu ojcu złych manier - nie był po stokroć głupcem, by lekkomyślnie obrażać członka rodziny, do której zwykła należeć. Sam nie miał dobrej opinii o własnym ojcu, choć trzymał ją z zaciętością za ogrodzeniem zębów, nie dopuszczając, aby ktokolwiek poza siostrą poznawał jego urazy i panoszące się wątpliwości. Nawet, jeśli Edgar odmówił sprzedaży księgi, łączyły ich wciąż odmienne komitywy, interesy, które zawarli wcześniej i które to zamierzali, jak wierzył, doprowadzić do końca. W handlu, jaki uprawiali, nikt nie pochylał się nad żywioną sympatią, nikt nie przykładał do niej najmniejszej wagi, skupiając się na odmiennych, o wiele bardziej użytecznych zastępach dzierżonych cech.
    - Jestem kolekcjonerem - objaśnił miękko, chcąc zaspokoić tym samym wyrażoną przez kobietę ciekawość. - Cena, którą proponowałem, była bardzo korzystna - mówił cicho, przyjemnie; każde, wdrażane słowo dryfowało nasączone w przejrzystym źródle opanowania. Roztaczał dokoła spokój, zupełnie, jakby nie uległ najmniejszym sztormem emocji, spokój zamieszczony na twarzy, spokój w kręgach tęczówek, w szerokich talerzach źrenic. Nie próbował oszukiwać Edgara; odniósł się do niego poważnie, podtykając ofertę nawet wręcz niepotrzebnie zawyżoną - wszystko, byleby zyskać jego błysk przychylności.
    - Może pani przypomnieć o tym ojcu, gdy już opadną emocje - nie spuszczał z niej toru wzroku. Zaciągnął się gorzkim dymem; uwolnił spomiędzy ust siwy obłok. Nie sądził, by kierowała nią najzwyklejsza ciekawość; z powodu zaciekawienia nie rzuca się pędem w stronę zupełnie obcych osób. Chciał być ostrożny; nie miał zamiaru mówić źle o jej ojcu, obnażać swojej opinii na temat uprzedniego spotkania, które obecnie stygło w prochach przeszłości.
    - Papierosa?
    Wyciągnął w jej stronę paczkę.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Ciekawość zwyciężyła, a chęć rozmowy z nim stała się niezaprzeczalnie wielka, bowiem stanowił klucz odpowiedzi – nieświadomie – na wiele pytań. Jawił się jako idealny element każdego dnia, w którym to ojciec skrywał za fasadą dystansu, największe emocje. Jawił się wszak jako człowiek skąpany w tajemnicach, mimo iż Lisbeth znała prawdę.
    Zgorzkniałość dudniła w męskiej podświadomości, kiedy wypowiadał kolejne frazesy, wyzbywając się racjonalności.
    Ciemnowłosa dziewczyna wydawała się być zbyt młoda, by pojąć te dorosłe tematy, lecz dzięki matce lawirowała na pograniczu sekretów, do których nie dopuszczał jej Edgar. W jego mniemaniu była słabsza i niedoświadczona, by móc w pełni koegzystować wśród ludzi związanych z zakazaną magią,
    lecz ona już od dawna zdawała się być związana ze sferami, od których ją odsuwał.
    Taksowała więc wzrokiem nieznajomego mężczyznę, a rozchylone wargi pozwalały z intensywnością łapać powietrze, choć w perspektywie podjętego dyskursu – pragnęła zapalić. Nikotyna mogłaby ukoić rozkołatane, kobiece nerwy, dzięki czemu stałaby się pozornie wolna od natrętnych myśli, jakie budziły w niej absurdalne poczucie niepewności.
    Uśmiech rozpromienił blade oblicze Lisbeth, a dłoń zsunęła się wzdłuż torby, w której był skryty foliał; tak cenny dla Gustavssona.
    - Złych manier? Nie musi mnie, pan, zwodzić… Znam go lepiej i doskonale wiem, jaki potrafi być – odparła bez zastanowienia, a nuta buntu zawibrowała w tonie, gdy wyjawiała mu pewnego rodzaju sekret. Wszyscy wszak uznawali galdra za człowieka zroszonego przez mistyczność doświadczenia i enigmę, w której rozkochał się przed laty. Młoda kobieta wraz ze swoją rodzicielką znały jednak prawdę i od dawna wiedziały, że powiązane to nosi znamiona z licznymi obawami, które targały jego ciałem, nadając mu obraz irracjonalnego strachu.
    - Kolekcjonerem przedmiotów czy wartościowych ksiąg? – pytanie uleciało w eter, a ciemnowłosa zastanawiała się przez sekundę, czy brat miał rację i czy wszyscy potrafili w sposób perfekcyjny mataczyć, by zdobyć upragnione artefakty. Jej brak doświadczenia mógł mylić, dlatego mimo iż Leif wielokrotnie powtarzał schematyczność zachowań ludzi, z którymi miała się zmierzyć, ona na chłodno traktowała każdą z relacji. Relacji chwilowych i ulotnych, a także trwałych w swej pozorności krótkiego czasu.
    Wargi uniosły się ponownie w nikłym uśmiechu, gdy wspomniał o emocjach, zaś ona z taką łatwością postanowiła igrać z męskimi oczekiwaniami. Posiadała w zasięgu smukłych palców to, czego pragnął, a co mogła mu oddać bez wysokich cen i składania wartościowych ofert.
    Tęczówki wciąż osadzone na obliczu nieznajomego, przybierały kształt dwojakich emocji, z którymi w tym momencie radziła sobie Lisbeth, jakby to miało być jedynym istotnym elementem nieoczekiwanego i przymusowego spotkania.
    - Nie potrzebuję pańskich talarów – odparła bez zastanowienia. Dla niej cenniejszym były perspektywy wspólnych interesów, mimo młodego wieku, aniżeli złudna majętność. - Co ma, pan, do zaoferowania w zamian za tę księgę? – pytanie osiadło na spierzchniętych warg, zaś smukłe palce wyciągnęła w kierunku papierosa. Spełnił niemą prośbę, która jeszcze przed kilkoma minutami zatruwała kobiecy umysł.
    Zaciągnęła się, zatracając się w poczuciu prozaicznej wolności, którą dotykała opuszkami palców jedynie w Akademii, teraz będąc strapioną w niewoli decyzji Edgara.
    Czekała,
    jakby tylko o c z e k i w a n i e miało uświęcić obrany cel.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Obserwował ją - tak, jak śledzi się niebo pokryte siatką błyskawic, tak, jak patrzy się na łkający deszcz, który dudni w rynnach i cieknie w dół parapetów, tak, jak w spojrzeniu zamyka się dzikie zwierzę, wiedząc, że wkrótce później przepadnie w gęstwinie lasu. Obserwował ją, właśnie teraz, ponieważ jej nie rozumiał, obserwował, ponieważ była dla niego czymś niecodziennym, wymyślnym, była nagłym zjawiskiem, którego nie śmiał przewidzieć w swoich rzetelnych, sporządzanych bez przerwy kartach scenariuszy. Obserwował ją, bo nie wierzył, że mogła być racjonalna, ruszając wprost w paszczę nocy, która podstępnie lśniła zębami gwiazd. Nie wierzył, w rzeczywistości, że mogła mieć trzeźwy cel - opierał się przy tym objaśnieniu, że była zwyczajnie głupia. Poczuł pod skórą impuls szarpiącej nim ciekawości, fascynacji równie niezdrowej i nierozsądnej jak ona. Miał dzisiaj dużo czasu - mógł zagrać w podobną grę. Dużo czasu oraz przeciwnie niewiele do stracenia.
    Zacznijmy.
    Sądził, że jest człowiekiem rozważnym i ułożonym - pomimo śladów pozornej, toczącej tkanki zgnilizny, potrafił dotrzymać słów. Przechodził przez świat ostrożnie, z najwyższą, dokładaną starannością pielęgnując relacje zdolne przynosić zyski. Świat, bardzo często, wydawał mu się kiermaszem, olbrzymim lasem straganów błyszczących paletą barw - korzyścią w zamian za korzyść. Człowiek, jeszcze w samej naturze, jest bardzo interesowny, nieskłonny do poświęcenia się w imię nieznanych innych.
    - Nigdy nie uważałem, że jedno wyklucza drugie - wątła iskierka rozbawienia ślizgała się po orbitach tęczówek. Istotnie, zajmował się przede wszystkim sprzedażą oraz wyceną ksiąg, jednak nie ograniczał wyłącznie do nich terenów swoich zainteresowań. Zajmował go niemal każdy, zasłyszany artefakt obecny w zasięgu rąk, przeznaczony w przyszłości do dalszych sekwencji handlu. Talary były zawsze najbardziej uniwersalne, dopasowane do potrzeb każdego, napotkanego galdra. Fakt, że nie chciała monet, sprawił, że jedna z brwi wyprężyła się momentalnie ku górze. Nie znał jej; nie wiedział, w związku z tym, jakie miała potrzeby. Czy było to kwestią buntu? Kwestią czegoś innego? Jeśli miała w zamiarze wykraść podstępem księgę, jego więzi z Edgarem mogły natychmiast upaść; egzemplarz, był mimo wszystko wart więcej niż nawiązana relacja. Był gotów zaryzykować.
    - ...a czego pani oczekuje? - nie miał innego wyjścia jak odpowiedzieć pytaniem na zadane pytanie. - Innego przedmiotu? Wiedzy? - nie zbliżył się do niej, chociaż wzrok, przytwierdzony uważnie do przeciwległej twarzy zagnieżdżał się w niej dokładnie, z sumienną intensywnością, zupełnie, jakby przełamał cały, dotychczas rozwarty dystans. Skoro postanowiła z nim negocjować, musiała czegoś pierwotnie, na samym wstępie oczekiwać. Wypuścił z ust smużkę dymu, który snuł się nad nimi, pełzając jak siwy wąż.
    - Wyświadczonej przysługi?
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Ciekawość pełzła przez zgliszcza codzienności.
    Nigdy wcześniej nie postępowała w tak irracjonalny sposób, by przedzierać się pod osłoną nocy, goniąc za nieznajomym i łudząc się, że nic nie zdoła się wydarzyć. Surrealizm zaistniałej sytuacji przypominał kuriozum, bowiem w innej rzeczywistości, gdzie królowały enigmatyczne byty, byłaby w stanie uwierzyć we wszystko – także we własne bezpieczeństwo – tutaj była skazana na łaskę i niełaskę przewrotnego losu.
    Obserwowała człowieka, który jeszcze chwilę temu pertraktował z Edgarem. Robił to skrupulatnie, mimo iż ojciec Lisbeth okazał się być nieugięty. Nie chciał słuchać argumentów, który w umyśle młodej kobiety wydawały się na tyle racjonalne, że mogłaby zaufać niemal wszystkiemu, co tylko powiedziałby.
    W pokracznej egzystencji – Gustavsson wciąż pragnęła wyzwolić się od demonów, które drzemały w starawym mieszkaniu.
    W przeciwieństwie więc do niego, nie należała do osób rozważnych i trzeźwo myślących. Postępowała zgodnie z impulsami, które zalewały jej umysł. Każdy z dotychczasowych występków był ledwie chwilowym natchnieniem, co w tym jednym momencie było abstrakcją dla niej i rozmówcy, który wydawał się być skropiony fantasmagorią wypowiadanych słów.
    - Nie wyklucza, jednakże w niektórych sytuacjach jest dość niebezpieczne – głos miała delikatny, subtelny, przepełniony swoistego rodzaju prowokacją. Wargi wygięły się w przekornym uśmiechu, zaś dogasającymi papieros tlił się między smukłymi palcami.
    Wypuściła powietrze ze świstem, aż wreszcie uniosła błękit spojrzenia na skropione w mroku niebo. Zastanawiała się nawet przez ułamek sekundy czy warto pertraktować.
    Talary nie grały żadnej roli. Nie były atrakcyjne i pociągające względem tego, co posiadała w torbie. Oczekiwała zaangażowania i zrozumienia dla swoich potrzeb, dlatego z taką zuchwałością spoglądała na Juliusa.
    Nerwowo zaczęła przygryzać policzek od środka, aż wreszcie poczuła metaliczny posmak krwi na języku, co rozciągnęło pertraktację w czasie. Igrała z własnymi zamiarami, dając sobie dostateczną ilość czasu, by słuchać męskich propozycji i zatracać się w wizjach, jakie w tym momencie pojawiały się w dziewczęcej głowie.
    - Nie interesują mnie przedmioty, a więc wydaje mi się, że ma pan coś znacznie cenniejszego niż to – rozbawienie zawisło nad ich głowami. Potrzebowała tego, co w tym momencie wydawało się być poza zasięgiem jej drobnych, smukłych palców. Leif bowiem ukrywał ją pod płaszczem bezpieczeństwa, nie chcąc pozwalać jej wykraczać ponad to, co nauczyła się do tej pory.
    To miałby być ich cichy sekret, skąpany w milczeniu.
    - Potrzebuję możliwości zrozumienia pewnych rzeczy, bo mój brat nie chcę aż tak angażować mnie w pewne tematy – wyjaśniła zgodnie z prawdą, łudząc się, że ten pojmie sens wypowiedzi. Oczekiwała konkretnych deklaracji, wyrażonych możliwością pobierania nauki, jaka miała dać jej możliwość i szansę na zapanowanie nad magią zakazaną.
    - Pytanie tylko pozostaje, czy to nie za wiele?
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Papieros kurczył się, obumierał w nawiasach spierzchniętych ust; wpatrywał się w nią milczeniu, przylegał wzrokiem kleistym jak śluz żywicy, zgęstniałym oraz cierpliwym, rozpalał lampiony pytań wpuszczone w ciemnię niewiedzy. Pomiędzy każdym mrugnięciem zadawał jedną wątpliwość; dym drapał wrażliwe gardło, kiedy rozgryzał w czaszce kolejny, ściskany detal.
    Ufał, że umiał dobrze poznawać przeróżnych ludzi, rozkrajać ich zachowania na czujnym stole umysłu, wyjmować narządy obaw wilgotne od krwi słabości, dostrzegać szkielet przekonań i wyprężonej dumy. Wiedział o ludziach więcej niż oni wiedzieli o nim, wiecznie skrytym, wyblakłym i nieobecnym, nużącym swą zwyczajnością, której pozór narzucał na fundamenty barków. Ona, z kolei, tworzyła pejzaż zagadki, zawiły rys krajobrazu, któremu nie umiał sprostać; jeszcze nie, studiując każdy, dostępny w spotkaniu szczegół. Nie słyszał o niej zbyt wiele; w swoich wszystkich rozmowach ograniczał się do surowych negocjacji, nie miał tendencji zbaczać z drogi tematu, wędrować w innym kierunku. Nie umiał, w związku z tym, stwierdzić, na ile była powiązana z interesami Egdara, na ile miała przesiąknąć we wspólny, rodzinny biznes, czy miała żyć, balansując na pograniczu prawa. Dzierżyła iskrę szaleństwa; przebłyski jawnych impulsów ściągnęły ją właśnie tutaj, do nieznanego mężczyzny, do nowej nici kontaktu, do prowokacji zaklętej w łuku uśmiechu, w drgających kącikach ust.
    Sam, wychowany pod płaszczem konserwatyzmu, przywyknął do roli kobiet wciśniętej w szarości cienia; większość z nich nie mówiła wiele, trwając w pełni posłusznie u boku męża i pielęgnując dom. Nie sądził, pomimo tego, że brakowało im potencjału; byłby idiotą, gdyby ich nie doceniał, gdyby uważał, że można je najzwyczajniej sprowadzić do roli żywych, tchnących rekwizytów wtłoczonych w ściany mieszkania, określić ledwie przez pryzmat małżeństwa i macierzyństwa. Ignorancja była wstępem porażki, pierwszym, żałosnym krokiem do chciwej paszczy urwiska; on nie chciał przecież przegrywać, dlatego nigdy nie dawał się zwieść absurdom na ile tylko był w stanie, na ile tylko pozwalał bystry, skupiony umysł.
    - Niech pani mówi dalej - powiedział do niej po krótkim interwale milczenia, zachęcał, by ujawniała następną część swoich planów. Głos miał serdeczny, choć w dużej mierze neutralny, nieporuszony, zbyt mętny, aby wyłowić z sukcesem twory emocji, nurkując w podanych głoskach.
    - Nie mogę obiecać czegoś, co będzie wykraczać poza granice moich możliwości - objaśnił z opanowaniem. Zasłużyła na szczerość, nawet, gdy nie planował być wobec niej zbyt wylewny; wiedział, że zbyt jaskrawy entuzjazm może być odczytany jako zupełna słabość. Nie mógł jej ukazywać, że pragnie szaleńczo księgi, obsesja byłaby zbędna, podatna na jej sugestię, na sznurki manipulacji. Pytał się, wobec tego i drążył, próbując poznać warunki, jakim miał wkrótce sprostać, chcąc przejrzeć jej wymagania. Czego oczekiwała? Jakiego rodzaju wiedzy? Skąd pewność, że byłby w stanie wprowadzić ją w te arkana? Papieros skurczył się; wyjął kikut niedopałka i chwycił pomiędzy palce. Czekał.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Uśmiechnęła się zuchwało, kiedy ich tęczówki spotkały się w jednej linii.
    Pozwalała tlić się papierosowi, który trzymała między smukłymi palcami, raz po raz strzepując popiół, który lądował na mokrych płytach betonowych. Straciła zainteresowanie nikotynowym dodatkiem, mimo iż zaciągała się nim raz po raz, by ukoić ocean emocjonalnej brei, która dewastowała dziewczęcy spokój. Budziły się demony, które swymi mackami obejmowały wątłe ciało, wciągając na dno przepaści, aż wreszcie…
    Spokój przyćmił zdrowy rozsądek.
    Obserwowała niedawnego gościa swego ojca, próbując odnaleźć w nim cechy, którymi mogłaby być zainteresowana. Ciekawość dudniła w ścianach czaszki, zakleszczając się na niej niczym pętla, która wrzyna się w cienkie struktury tkanki, zadając feerię prozaicznego bólu.
    Zrobiła kolejny krok ku nieznajomemu mężczyźnie. Taksowała go wzrokiem w sposób bezczelny, jakby nie lękała się z jego ręki zagrożenia. Dojrzałość przemawiała za jego wyważonym sposobem bycia, przez co coraz mocniej zachodziła w myśl – czy aby na pewno dojdą do kompromisu, który zdoła zadowolić ich oboje.
    Pewność rysowała na twarzy ciemnowłosej dziewczyny kolejne rysy; zadowolenia, ale i nuty szaleństwa, która odbijała się błękitem w tarczy spojrzenia. Było żywsze niż przepełnione zgorzknieniem Edgara. Zniszczony latami współpracy na tle magii zakazanej, wydawał się bez życia, które tak silnie tętniły w meandrach żył najmłodszej latorośli. Trzymał ją jednak pod kloszem, dystansując od świata i odczuwając frustrację, gdy znikała na horyzoncie zdarzeń.
    - Matka uważa, że księga, o którą pan prosił jest przeklęta… – zaczęła mówić spokojnie, a kąciki warg uniosły się w przekornym uśmiechu. - Ojciec zaś sądzi, że jest to niedorzeczne – odwieczne kłótnie pomiędzy dwojgiem dorosłych ludzi, którzy nie umieli odnaleźć się we wspólnej rzeczywistości. Zarzucał jej bowiem utratę zmysłów, gdy wchodziła w kontakt z duchami, przez co Lisbeth traktował z dozą protekcji, by czasem i ona nie utraciła świadomości. Rozbawienie wynikało więc z absurdu postrzegania otoczenia przez rodzicieli, którzy nie umieli – nie chcieli – znaleźć nici wspólnego porozumienia.
    - Przyniosłam ją – odparła bez zastanowienia, a chwilę później ukazała podstarzałą fakturę okładki, która zapraszała swym podgryzionym przez czas pięknem do zgłębienia wiedzy.
    Ciekawiło ją to, czy doprawdy była dla niego istotna.
    - Skoro prowadzi pan interesy z moim ojcem, oznacza to, że… Zna pan niekoniecznie dozwolone inkantacje… – ton głosu Gustavsson był spokojny i pozbawiony roszczenia. Leif od zawsze zakazywał jej dotykania tych sfer, czyniąc z niej pośredniczkę własnych spraw. - Chcę je poznać.
    Wydukała wreszcie, czekając na jego reakcje,
    naiwnie łudząc się, że przystanie na jej prośbę.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Napięcie było ściśnięte jak zatwardziała pięść, szarpało wściekle od środka, wiło się i wierzgało; wpatrywał się wciąż w kobietę, wpatrywał i nie rozumiał, nie umiał nadal zrozumieć pomimo usilnych prób. Burzyła filar rozsądku, świątynię wszelkiej trzeźwości, jej lekkomyślność zdawała się wprost kaleczyć jak drobne odłamki szkła.
    Dostrzegał w niej przeciwieństwo, odrębność, którą studiował w najmniejszym oddechu chwili, była inna, tak inna od jego konstrukcji świata, od jego sposobów działań. Stąpała wciąż nieostrożnie, utkana z materii jawy, trącana powiewem snu; zadawał sobie pytanie, czy nie jest ledwie wytworem maligny jego umysłu, czy będzie w stanie ją dotknąć, czy nie rozpłynie się niczym kłęby kunsztownie splecionej mgły; domyślał się, mimo tego, że pod palcami wyczuwałby gładką skórę, której aksamit nie zniszczył okrutny czas; miała z całą pewnością skórę tych wszystkich kobiet, pozornie przecież dorosłych, tętniących esencją życia.
    - Niezbyt rozsądny wybór, panno Gustavsson - nadmienił bezbarwnym głosem - gdybym musiał być szczery - nie mówił niczego z drwiną; mówił jak nauczyciel, który dostrzegał błąd. Nie znała go; nie wiedziała, czy nie skorzysta z okazji, jaką sama stworzyła; mógł porwać ją dla szantażu, mógł wydrzeć z jej torby księgę, rozpuścić się w smole mroku. Nie była do końca pewna, z kim rzeczywiście mogła mieć do czynienia; ufała mu z dość niejasnej i niedostępnej przyczyny, przyczyny, której obecnie nie umiał zupełnie zgłębić.
    - Młodość ma jednak prawo do swoich błędów - dodał pokrzepiająco; a przecież sam nie był starcem. Bez względu na to, przeżył więcej niż ona, dostrzegał i odczuł więcej, wsiąkając w grząski półświatek. Traktował ją pobłażliwie; nie miał najmniejszych planów, by wykorzystać jej słabość, chociaż mógł to uczynić, chociaż miał wiele szans. Miał dosyć pokrętny honor i pragnął, tak po ludzku, po prostu poznać kobietę, która wybiegła w mętność podstępnej nocy, wołając, by się zatrzymał. Czy księga była przeklęta? Cóż; mogła na sobie mieć klątwę, którą był w stanie zdjąć sam lub z pomocą bardziej doświadczonego łamacza.
    - Posyła pani daleko idące podejrzenia - zauważył. - Są bardzo obarczające - powiedział z nutą serdecznej uszczypliwości. Bawił się sytuacją; czuł się swobodnie pomimo wyraźnej presji osiadłej na jego barkach. Mógł się oburzyć, obrazić, że z równą, dosadną butą zaczęła posądzać go o studiowanie magii zakazanej, nawet, jeśli przedstawił się jej wyłącznie w charakterze kolekcjonera i handlarza.
    - Niech będzie. Postaram się spełnić pani oczekiwania - nie kazał jej długo czekać na wyrażoną zgodę. - Zdobędę dla pani księgę. Jestem świadomy, że nie ciekawią pani żadne przedmioty, jednak obecna w nich wiedza… jest całkiem odmienną kwestią - sprowadził wszystko do księgi, księgi, którą mógł zdobyć; nie miał zamiaru z początku uczyć jej osobiście, odsłaniać jej wszystkich kart. Nie mógł być pewny, ponadto, czy inkantacje niosące spazmy cierpienia i zdolne zapewnić władzę; magia zakazana nie była dla każdego, kto nawet pragnął nawiązać z nią bliższy kontakt.
    - Do zobaczenia - odwrócił się, idąc w ciemność; stłumił szepty pokusy, aby odwrócić się, aby popatrzeć na nią ten jeden, ostatni raz.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    W swej zbyt skomplikowanej prostocie – popełniała absurdalne błędy. Czyniła to raz za razem, kiedy decyzje zdawały się być ledwie impulsem, a nie przemyśleniem dłuższym niźli ktokolwiek mógł sądzić. Serce osiemnastoletniego dziewczęcia uderzało gwałtownie w piersi, sprawiając dozę bólu, jakoby żebra stanowiły dla zeń więzienie.
    Nie żałowała.
    Był w swej enigmie pociągający, a ona jako pannica dostrzegała to nieustannie, kiedy taksowała jego twarz zaciekawionym wzrokiem. Wydawała się być w tym naturalna, jednocześnie igrając z przyszłością, która mogła zespolić ich życia na dobre.
    - Rozsądek opuścił mnie już dawno, panie…? – odparła zuchwale, gdy uśmiech ponownie uniósł kąciki warg ku górze. Zaciągnęła się nikotyną po raz ostatni, po czym wyrzuciła niedopałek na zroszone kroplami deszczu płyty chodnikowe.
    Zakładała scenariusze, w których dochodzą do ugody. Podejmują swoistego rodzaju negocjacje, napawające perspektywą kolejnego spotkanie, do którego zmuszała nieznajomego mężczyznę. Chciała go bowiem poznać. Pragnęła rozmawiać. Leif porzucił ją w ferworze wielu wydarzeń, dlatego tak desperacko wyciągała ręce w stronę tych, którzy bez trudu byli w stanie ofiarować jej chwilę uwagi i jednocześnie ukazać tajniki magii zakazanej.
    Słowa, które jednak wypowiedział chwilę później sprawiły, że zadarła nos i zmarszczyła brwi. Nie pojmowała tego, tak samo jak ostrzeżenia, które niemalże zawyły w podświadomości, która w tym momencie tkała perspektywę cudacznej wizji, gdzie to z drobnych dłoni wypada jedyna szansa tląca się na horyzoncie.
    - To wnioski wysnute na tle wielu lat, w których przyszło mi żyć pod jednym dachem z rodzicami… Nie wszystko co jest dla nas widoczne, oznacza bezwarunkową prawdę – mówiła o swoim ojcu w sposób arogancki i niepochlebny. Był wszak mężczyzną, który rozniecił w umyśle Lisbeth poczucie żałości i bezsensu, a strach o życie matki wydawał się być nader ogromny. Gustav nie zawsze miewał rację, a już na pewno nie w ten jeden sposób, który stanowił o jego szaleństwie.
    - Niestety… Przedmiotów nie chcę, o ile nie potrzebuje pan nałożyć na nich klątwy lub ich zdjąć, bo w tym staram się dojść do perfekcji – odparła bez zastanowienia. Głos dziewczyny był skąpany w nieznacznej bucie, która była charakterystyczna dla młodych ludzi, którzy dopatrywali się we wszystkim podstępu.
    Dłonie Lisbeth znalazły się w połaciach płaszczu, kiedy oddech spłycił się, a ona zrozumiała, że dobili interesu, który zdawał się przypominać wyrok. Leif zapewne potraktowałby to jako buńczuczną zachciankę, w której Gustavsson zatraciła zdrowy rozsądek.
    - Będę czekać.
    Zniknęła pod osłoną nocy, odnajdując się w bezkresie sekretów.

    Lisbeth i Julius z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.