Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Oh, darling, everybody sees how you look at him (G. Guildenstern & V. Vaapavuori, wrzesień 2000)

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Powrót na stały ląd nigdy nie należał do najłatwiejszych. Wolała czuć po stopami drewniany pokład statku, który płynął gładko po mąconej falami powierzchni morza niż stąpać po twardej ziemi, która w pierwszych dniach zawsze wydawała jej się niepokojąco stabilna. Brakowało jej chwiejności otaczających ją obrazów, gdy drakkar pokonywał kolejne wzburzone fale i kierował się ku bezkresnemu horyzontowi. Odwlekała w czasie powrót do domu, bo przybicie do portu w Midgardzie zawsze wiązało się z koniecznością zmierzenia się z demonami przeszłości. Te zawsze pozostawiała na lądzie, odcinając się wszystkiego, co mogło w niej wzbudzać wyrzuty sumienia i nie pozwalało spoglądać w gwieździste niebo z podobnym zachwytem jak robiła to na otwartym oceanie. Jednak musiała wracać. Czuła to w kościach, już od paru miesięcy towarzyszyło jej przeświadczenie, że Przylądek Burzy, a w raz z nim Kamienna Forteca, mógł niedługo zadrżeć w swych wybudowanych przed wiekami posadach. A może było to jedynie uczucie zawoalowanej tęsknoty - nostalgia za tymi, którzy już dawno zdecydowali się prowadzić swoje życie na lądzie.
    Dzisiaj zacumowała do Francji, pozostawiając drakkara w porcie w Havrze, po raz pierwszy od dawna pojawiając się na spontanicznym spotkaniu w teatrze.
    Twój, V.
    Zawsze z błąkającym się po twarzy uśmiechem otwierała przesyłane przez Viljo listy. Błysk w oczach, którego nie potrafiła ukryć, sprawiał, że przez moment znowu wyglądała jak zadurzona dwudziestolatka. Jej gesty wolne były od nabożności, lecz kryła się w nich efemeryczna czułość - reminiscencje przeszłości, której z wielu nakładających się na siebie powodów, zdawała się chwilami żałować. W drewnianym biurku przykrytym mapami trzymała kolekcję niewykorzystanych wejściówek na koncerty - wspomnień, którym nie pozwoliła zaistnieć.  
    Mouiln Rouge powitał ją swym nietuzinkowym wystrojem i gromkim śmiechem stojących nieopodal wejścia młodych ludzi. Lawirując między stolikami rozstawionymi w artystycznymi nieładzie, próbowała wypatrzyć w tłumie charakterystyczną sylwetkę dawnego pianisty. Kochanka. Miłości. Z racji charakteru lokalu zrezygnowała z zwyczajowego eleganckiego stroju. W swoim wyobrażeniu prezentowała się całkiem przyzwoicie w noszonych na co dzień workowych spodniach, wysokich butach i skrytej pod kurtką białą koszulą, na którą narzuciła granatową kamizelkę. Całości dopełniała zdobiąca głowę czerwona chustka. Przynajmniej strój zapewniał jej swobodę, osłabiał chwilowe poczucie braku przynależności do świata lądu. Nachyliła się na Viljo, a jego szyję musnął rąbek kolorowej apaszki, a w nozdrza uderzył zapach morskiej bryzy.
    - Przed laty to ciebie miałam przez moment za irytującego, krnąbrnego samozwańczego żeglarza. Czy powinnam wtedy wyrzucić cię za burtę? - rzuciła w jego stronę retoryczne pytanie. Nie mogłam się doczekać, aż znowu cię zobaczę. Spontanicznie powitała go pocałunkiem w usta, nieco dłuższym niż początkowo zamierzała. Uśmiechnęła się niewinnie, zakładając za ucho niesforny kosmyk i rozsiadając się wygodnie na jednym z kolorowych krzeseł.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Czekam.
    Te nieczęste momenty ucieczki od pracy wypełniającej całe dnie są jak zaczerpnięcie oddechu po wynurzeniu z wody; wyczekuję byle pretekstu, wypatruję dogodnej okazji, a potem z niecierpliwością czekam na wskazanie kalendarza.
    Nigdy nie wiem, czy tym razem się uda - mam za sobą wiele koncertów, wystaw, spektakli, na których ostatecznie samotnie kontemplowałem sztukę. Trudno stwierdzić, kiedy Gudrun zawinie do portu i czy będzie miała ochotę się spotkać; jej zmienność to zmienność wodnej toni, zaskakująca nagłym zachwianiem status quo bez najmniejszych skrupułów. Moje życie wydaje się być całkowicie stabilne, nudne niemal, w porównaniu do takiego włóczykija, będącego ciągle w drodze. Zastanawiam się czasem, jak znosi to jej córka, ale nigdy o to nie pytam. Są pewne tematy, których nie poruszamy i do których nie wracamy. Tak jest po prostu lepiej.
    Nie myślę więc o nich, a przynajmniej się staram, gdy wreszcie dostrzegam w tłumie czerwoną chustkę i resztę charakterystycznej postaci, która całkiem nieźle wpasowuje się w kontekst całej sytuacji.
    - W tych spodniach wyglądasz jak obwieś - komplementuję ją na powitanie, bo nie mogę się powstrzymać. Rzucamy w siebie tymi czułościami niemal jednocześnie, więc wywracam tylko oczami i odwzajemniam zdecydownie zbyt krótki pocałunek. Dobrze wiem, że nie powinienem, i to już nie jest tylko kwestia ranienia samego siebie.
    Dotarłem bowiem do punktu, w którym awans związany jest z wejściem na scenę polityczną; a ja nie mam na tyle mocnych pleców, by pozwalać sobie na skandale; nawet jeśli jest to romans dwójki odwowiałych galdrów (trwający od dekady...) to stanowi najwyraźniej sól w oku moich przełożonych. I dlatego nie na wszystkie wydarzenia ją zapraszam; na te najbardziej prestiżowe koncerty na które bilety dostaję z Departamentu chodzę sam.
    Żałosne.
    Ja nawet nie wiem, czy rzeczywiście chciałbym bawić się w politykę. To wszystko brzmi jak bardzo słaba rozrywka.
    - To byłby skandal - odpowiadam wreszcie z rozbawieniem, choć pytanie było retoryczne. Oczywiście skandal nie mniejszy niż nasz romans, ale za to o wiele bardziej dostrzegalny od razu; panna Guildenstern wyrzuca za burtę urzędnika Stortingu, bo powiedział, że statek ma boki zamiast burty.
    Zamawiam nam alkohol - zdaje się, że w takich miejscach nawet nie oferują herbaty - i pozwalam sobie dyskretnie otulić ręką jej talię, gdy siedzimy obok siebie w jakimś ciemnym kącie sali. To mało sprzyjające dla odbioru wizualnego, ale pewnie zdążyła się przyzwyczaić - a wybór miejsca tylko częściowo wynika z chęci ukrycia się przed światem; zdecydowany udział ma tu również moja narastająca irytacja, gdy na scenie robi się zbyt głośno, zbyt kolorowo, po prostu zbyt, aż czuję nadmiar bodźców i nie mogę cieszyć się samym występem. Przy czym zdecydowanie bardziej interesują mnie żartobliwe piosenki; będę mógł je grać później Gudrun we własnej aranżacji na ukulele, kiedy wreszcie znów popłynę z nią w jakąś wyprawę.
    - Mam dla ciebie prezent. - Przypominam sobie o zapakowanym w szary papier pakunku przewiązanym kolorową tasiemką, który stoi obok moich nóg. Stawiam go z zadowoleniem przed ciemnowłosą i tylko przez ułamek sekundy na mojej twarzy widać smutek, gdy myślę o tym, że wolałbym podarować jej zupełnie innego. Tylko że nie wypada dawać drugi raz czegoś raz odrzuconego, nieprawdaż..?
    Tym razem wystarczyć mi musi magiczny gramofon. - Wszystkiego najlepszego.

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    W niektóre wieczory, siedząc w swej przestronnej, drewnianej kajucie, gdy wpadającym do środka źródłem światła jest jedynie to księżycowe, odbijające się na powierzchni oceanu, rozpamiętuje w głowie te ich niezaistniałe wspomnienia. Wyobraża sobie Viljo, pod muszką czy krawatem, w którymś z rzędów midgardzkiej filharmonii, jak z przymkniętymi oczami przysłuchuje się artyście, głównemu punktowi programu koncertu, na którym nie raczyła się pojawić. Czuje w dołku to dziwne uczucie żalu, serce podchodzi jej niemal do gardła, ale szybko przygryza w złości wargę i próbuje się rozchmurzyć. Przecież nie ma czego żałować. Na pewno nie brakuje mu tego wieczoru towarzystwa – nie była jedyną, którą pragnęłaby spędzić z nim tę krótką chwilę paradoksalnej intymności. Ktoś inny - inna - wplata teraz palce w jego dłoń, przesyłając mu impuls rozchodzącego się po ciele zachwytu nad doświadczaną sztuką.
    - Ach, te twoje zawoalowane komplementy. - Wyszczerzyła się do niego dobrotliwie. - Ciebie też miło widzieć.
    Przygryzła lekko wargę, jakby żałując wcześniejszego entuzjazmu. Otwartości pocałunku, który bardzo szybko mógł się stać tematem najświeższych plotek. Przecież wiedziała, że nie powinna – ani on, ani ona z pewnością nie zostaliby pokazani w najlepszym świetle. Wzruszyła jednak ramionami, uspokajając samą siebie. Nie będzie przecież płakać nad rozlanym mlekiem. Nie zamierzała uderzać się w pierś, ubolewać nad uczuciem, które było tym najprawdziwszym, które jej się w życiu przydarzyło. Nauczyła się jednak skrzętnie te prawdę ukrywać. W pierwszej kolejności przed samą sobą, a drugiej - chyba w szczególności - przed Viljo. Już raz nieumyślnie - jak sobie wmawiała - złamała mu serce, nie zamierzała tego błędu powtarzać.  Roześmiała się w głos na jego kolejną uwagę. Zupełnie swobodnie, posyłając mu kolejny, niepozbawiony czułości, uśmiech. Przesunęła się na krześle, niby przypadkowo, a tak naprawdę zrobiła to tylko po to, aby wyraźniej poczuć na ciele jego dotyk. Nawet ten najmniejszy, ulotny - przenikający przez warstwę ubrań. Jej ciało zawsze doskonale dopasowywało się do jego dłoni.
    - Prezent? - powiedziała z udawanym zaskoczeniem. Uniosła przy tym do góry brwi i odchyliła się lekko w bok, aby spojrzeć mu w oczy. - A z jakiej to okazji? - Doskonale znała odpowiedź, ale z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu udawała, że zupełnie się nie domyśla o jak ważną datę chodzi. Zupełnie jakby chciała usłyszeć to na głos. Dziesięć lat. A oni wciąż plączą się w niedomówieniach łączącej ich relacji. Wyciągnęła dłonie w stronę pakunku, ostrożnie odwijając papier. Otworzyła oczy z zachwytem i w napływie kolejnej fali entuzjazmu niemal rzuciła mu się na szyję. Powstrzymała się jednak w ostatnim momencie. - Dziękuję, jest cudowny! - Wzięła gramofon w ramiona jakby tuliła co najmniej jakąś drobną, uroczą istotę, a nie (nie)zwykły przedmiot. Postawiła go przed sobą z powrotem na stoliku, przesunęła pod innym kątem, aby przyglądnąć mu się uważnie. Zupełnie nie zwracała uwagi ani na coraz intensywniejsze dźwięki i głosy dochodzące do ich uszu ze sceny, ani na podstawiony przed nimi alkohol. Wyciągnęła przez stół dłoń, aby zamknąć w objęciach jego długie palce pianisty.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Zdaje się, że zupełnie niekulturalnie ignorujemy rozpoczynający się występ; ale taka też to charakterystyka podrzędnych teatrów, w których klienci nie skupiają się li i jedynie na twórczości artystycznej, wybierając raczej głośne (i sprośne) rozmowy, alkohol czy załatwianie ciemnych interesów. Plasujemy się więc, mimo wszystko, powyżej przeciętnej średniego zainteresowania właśnie prezentującym się kabaretem, przynajmniej pod względem prowadzenia stosunkowo niegłośnej konwersacji.
    Zadane pytanie wytrąca mnie na moment z równowagi, choć przecież rozpatrywałem w głowie scenariusze dzisiejszego wieczoru, a ono było jednym z bardziej prawdopodobnych elementów; a jednak przygotowana, zaplanowana odpowiedź wcale nie chce gładko przejść przez moje gardło.
    - Cóż, dziesięć lat znajomości zasługuje na jakieś upamiętnienie, nieprawdaż? - silę się na nonszalancję, ale wszystko wewnątrz drży. Mimo mijających lat nie umiem i nie chcę pozbyć się z umysłu obrazu wieczoru, gdy znalazłem się - dla odmiany - p o d zaklęciem jej jasnych oczu, których spojrzenie nie opuściło mnie już nigdy, nawet w czasie rozluźnienia naszej pogmatwanej relacji. Chciałbym kiedyś zrozumieć, dlaczego padło właśnie na nas, dlaczego, mimo oczywistych przeciwwskazań i wątpliwej zgodności charakterów, nie umiałem porzucić myśli, że nie było i nie będzie kobiety, która miałaby szansę zachwiać w jakimkolwiek stopniu piedestałem, na którym ustawiłem ją w moim sercu. Na Odyna, cóż ze mnie za tani sentymentalista, ale cóż mogę poradzić? Każdy dotyk elektryzował jak pierwszej nocy, każdym spojrzeniem gotów byłem oddać swoją duszę.
    Nie żądając absolutnie nic w zamian.
    (Tylko raz...)
    - Przynajmniej będziesz słuchać muzyki nie tylko przy mnie - żartuję dość niezręcznie, choć zaraz zżera mnie zazdrość na myśl o tych jej wszystkich nocach na drakkarze, gdy ja pozostaję na lądzie; o kochankach, których wpuszcza do swojej kajuty i którym szepcze miłosne słówka zlewające się z szumem fal. Myślę o chwilach, które spędzamy osobno i powraca do mnie marzenie, byśmy kiedyś się rozbili.
    Przyszło jako sen; dwójka rozbitków na bezludnej wyspie, pozbawieni bagażu społecznych norm i błędnych decyzji, nareszcie całkowicie wolni. Nie chciałbym wracać, nic by mnie nie przekonało, choćbym miał jeść kokosy i jagody do końca życia.
    Bo czasu już nie cofnę; nie wrócę do tamtej nocy dziesięć lat temu i nie oszczędzę nam bólu kolejnych lat błądzenia, ani do innej nocy niedługo później, gdy dotarło do mnie, że się s p ó ź n i ł e m. A może wręcz przeciwnie?
    Nie ma co rozpamiętywać; nawet jeśli spotkaliśmy się w złym momencie, innego nam nie dano. Więc po prostu cieszę się dotykiem jej dłoni, gładzę kciukiem skórę zahartowaną słoną wodą, szorstką liną i drewnem steru, uśmiecham się.
    Łapię te okruchy szczęścia, które czasami spadają ze stołu.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    W życiu bywają chwile, bywają ludzie, przy których świat wokół przestaje istnieć. I choć do uszu Gudrun wciąż docierały gromkie wybuchy śmiechu, sceniczne dźwięki i krótkie monologi wygłaszane na drewnianych deskach teatru, to poczuła się na moment zamknięta w ich własnym świecie, ograniczonym ramami ciał połączonych ze sobą jedynie (aż!) za pośrednictwem splecionych ze sobą dłoni. Podobne wrażenie, że przebywa dokładnie w tym miejscu, w którym powinna, odczuwała jedynie na morzu, stojąc samotnie u sterów i spoglądając w pochłaniający ją swą nieskończonością horyzont. Na morzu, albo gdy u jej boku znajdował się Viljo. Choć relacja z Vapaavoiruim mogła przynieść wspaniały owoc, w jakiś idiotyczny sposób udało jej się to przed laty zaprzepaścić. Najpierw bezwiednie zatopiła się w głębi niebieskich oczu, aby po latach zagubić się w łączącej ich relacji – ani z jednego, ani z drugiego poczucia odurzenia nigdy nie udało jej się wydostać.
    Pozostało jej więc jedynie udawać, że chwile takie jak ta w pełni jej wystarczają. Nie miała innego wyboru.
    - Dziesięć lat - powtórzyła bezwiednie echem, podpierając twarz na dłoni opartej na łokciu. Dziesięć lat pogoni za uczuciem, które zawsze wydawało się na wyciągnięcie ręki, jednak za każdym razem jakaś niewidzialna siła, zupełne przeciwieństwo przeznaczenia, ją od niego oddalała. Choć nie było chwili, w której nie pociągałaby nie tylko niezaprzeczalny urok Viljo (w końcu poznała jego źródło, chociaż wciąż upierała się, że chodzi o coś więcej, ukrytego znacznie głębiej), czy niezwykłego oddania muzyce, które nie minęło nawet, gdy porzucił karierę pianisty. Wyraz zaciętości charakteru dostrzegała teraz na co dzień, na znacznie młodszej twarzyczce. Odepchnęła od siebie tę myśl gwałtownie potrząsając czupryną ciemnych loków. Wciąż istniały między nimi tajemnice. - Żałujesz, żałujesz czasem... że to wszystko nie... - potoczyło się inaczej?. Machnęła ręką, uśmiechnęła się rozbrajająco. Nie chciała, aby te słowa, przejaw chwilowej słabości, za bardzo zaprzątały mu głowę, dlatego z ulgą powitała zmianę tematu.
    - Ciebie, Viljo, nikt nie byłby w stanie zastąpić. Przy tobie muzyka zawsze wybrzmiewa inaczej - odpowiedziała równie nieporadnie, choć poniekąd właśnie to miała na myśli. Uwielbiała, gdy z dawnych czasów, gdy jeszcze byli razem, po koncertach przedstawiał jej własne interpretacje utworów, zwracał uwagę na szczegóły, do których bez jego wiedzy nie przywiązywałaby wagi. Poszerzał przed nią muzyczne horyzonty, co nie mogło się równać z przeciętnym wysłuchaniem utworu w towarzystwie zupełnie pozbawionego choć cząstkowej muzykalności.  
    Odwróciła się na moment w stronę sceny, pociągając łyk postawionego na ich stoliku drinka i roześmiała się lekko z rozbawieniem na wyjątkowo udany żart kabaretowego artysty.
    - Co u ciebie słychać? Zmiany? Szykuje ci się jakiś awans? - Pytała o jego świat, ten, w którym nie było dla niej stałego miejsca. Zastanawiała się, czy u jego boku pojawił się ktoś nowy. Wyjątkowy. - Kiedy ostatnio pływałeś po morzu? Mam nadzieję, że w międzyczasie nie zrobił się z ciebie pospolity szczur lądowy? - W jej wyobrażeniu nawet tydzień spędzony daleko od morskich fal kwalifikowałby go do tej niechlubnej kategorii.
    Wciąż pamiętała o schowanym w kieszeni kurtki drobnym prezencie. Postanowiła jednak poczekać na odpowiedni moment, którego jednak nie potrafiła w głowie odpowiednio zdefiniować.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Ukłucie odczuwalne jest nieomal fizycznie; wychwytuję wahanie w twoim głosie i mam ochotę odpowiedzieć uprzejmie, że owszem, każdego pierdolonego poranka, którego nie spędzam przy tobie.
    Ale przecież nie mogę.
    Nie powinienem.
    Nie chcę?
    Zalewa mnie gorycz; jakaś pełna złości frustracja podszyta żalem, którego nie umiem się wyzbyć. Jakże to byłoby prostsze, gdybyś po prostu zatrzymała się z tą wątpliwością, zamiast machać ręką, jakby nasze uczucia były natrętną muchą trudną do odgonienia. Nieważne, banalne, niepotrzebne. Po cóż to rozważać, nieprawdaż? Będziemy trwać w tym niebycie po grób; z wygodą niezależności, dumą nieprzywiązania. A potem spoczniemy w dwóch osobnych grobach, wiernie oddani swoim małżonkom. Heike pewnie będzie znów śmiać się złośliwie z zaświatów; jak kiedy dowiedziała się o twoim ślubie.
    I oto będzie koniec historii tej naszej wielkiej, lecz całkiem tchórzliwej miłości.
    Zastanawiam się przelotnie, jaką miałabyś minę, gdybym odpowiedział tak, właściwie, jaką miałabyś minę, gdybym odpowiedział c o k o l w i e k, wykazując się brakiem taktu, jakże istotnym w takich sytuacjach. Ale oboje wiemy że to nie leży w mojej naturze; więc moje niechętne spojrzenie ześlizguje się na moment na scenę, gdy mistrzowsko ignoruję temat.
    To po prostu te lata doświadczenia.
    Kolejne zdanie łagodzi moje rozżalenie; pozwalam sobie na blady, lecz łagodny uśmiech i lekko zaciskam palce, impulsem dając do zrozumienia, że nie wybieram się nigdzie; że mogę denerwować się na ten swój stoicki fossegrimowy sposób, ale nie pozostawię jej samej. I choć wspiąłem się na wyżyny wyrafinowania z tym gramofonem, to i tak nie mam zamiaru oddać mu palmy pierwszeństwa wobec wspólnych wyjść na koncerty czy inne wydarzenia kulturalne.
    Jak choćby te w Avantgarde, tak.
    - Oby nie - odpowiadam mruknięciem, choć brzmię zapewne na nieprzekonanego. Nie próbuję manipulować swym tonem - wobec ewentualnego awansu mam odczucia ambiwalentne i tyle. Czy tak wpływowe stanowisko nie powinno być moim marzeniem?
    Chyba powinno. Tak się zdaje.
    - Zbyt dawno - dodaję już wyraźniej i energiczniej; na myśl o wodzie siły wracają mi same, więc do tego jeszcze upijam solidny łyk drinka, żeby wszystko się jeszcze lepiej złożyło. - Jakoś nie przypominam sobie, żebym ostatnio otrzymał zaproszenie na wspólny rejs.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    W głębi duszy obawiała się podobnej odpowiedzi. Chociaż to właśnie ona wzruszyłaby ruchome piaski niedomówień, rozplotła pasma niedopowiedzeń, w końcu pozwalając im po prostu się określić. Czy jednak właśnie tego potrzebowali? Przez lata zrodziła się w jej sercu niedorzeczna, niepodparta żadnymi faktami myśl, że może to mglistość ich relacji była zapalającą płomień iskrą, tym, co zawsze przyciągało ich ku sobie i nie pozwalało zapomnieć. Tchórzliwie nie potrafiła z tej myśli po prostu zrezygnować, wypowiedzieć na głos oczywistej prawdy, chociaż każde kolejne rozstanie było jeszcze bardziej bolesne niż to wcześniejsze. Może wmawiała sobie, że to życie podrzuca im same kłody pod nogi, choć tak wiele zależało od nich samych.
    Pożałowała tego nieprzemyślanego gestu, trywialnego machnięcia ręką sprowadzającego ich relację do czegoś mniej wartościowego niż w rzeczywistości. Dostrzegła błysk rozgoryczenia w jego oczach, udawała jednak, że wcale go nie widzi, nieporadnie poprawiając się na krześle i przenosząc wzrok w stronę sceny. To najwyraźniej wychodziło jej najlepiej, unikanie konfrontacji z prawdą, spychanie zgrzytliwych sytuacji wgłąb siebie, byle zapomnieć, tak jakby w ogóle nie istniały.
    Obydwoje stali się mistrzami ignorowania tematu, który wciąż unosił się między nimi w zawieszeniu. A oni po prostu pozornie nie zwracali uwagi na tę niezdrową grę, karmiąc się kłamstwami zawoalowanymi w przemilczenia. Vanja była w końcu jednym z nich. Przemilczeniem.
    Zaciskające się na jej dłoni palce utwierdziły ją w przekonaniu, że miała go dzisiaj tylko dla siebie, pod wpływem pojedynczego dotyku na nowo stawali się jednością. Chwilowe napięcie zniknęło równie szybko jak się pojawiło. Potrząsnęło lekko głową ze zrozumieniem, nie komentując cichego pomruku.
    - W takim razie muszę ci to wynagrodzić. Chodź ze mną- podniosła się gwałtownie z miejsca, choć kabaret wcale jeszcze się nie skończył, a na ich stoliku wciąż stały niedokończone drinki. Pociągnęła go za rękę, zmuszając tym samym, żeby się podniósł. Przepychała się przez tłum, czując na sobie dotyk obcych ciał, naciskających na nią z wszystkich stron, gdy próbowała przebić się do wyjścia. Ten nachalny kontakt  z innymi sprawił, że przeniknęło ją niepohamowane pożądanie i świadomość, że pragnęła jedynie jego dotyku, jego gorączkowych gestów ściągających z niej kolejne warstwy ubrania. - Zacumowałam w porcie w Hawrze - dodała, gdy w końcu znaleźli się przed wejściem do teatru, tym samym dając mu znać, gdzie dokładnie powinien się teleportować.
    Drewniane deski prowadzącego do jachtu mola skrzypiały pod ich stopami, w morskiej ciszy odbijały się wieczorne krzyki mew pomieszane z rytmicznym stukotem kroków. Gestem zaprosiła go na pokład, skłaniając się teatralnie i ręką wskazując mu pomost prowadzący na statek.
    - Znasz drogę. - Kajuta na końcu korytarza pierwszego poziomu pod pokładem. Przez dziesięć lat z pewnością wyuczył się tej trasy na pamięć.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Męczy mnie to zawieszenie w próżni niedopowiedzianych emocji; ale choć jest to ból dotkliwy, trwa on już tak długo, że zdążyłem przywyknąć. Jak irytujące tykanie zegara, które wreszcie przestaje się słyszeć.
    Jest przynajmniej bezpiecznie. To już znamy. Tę nijakość mamy oswojoną, bliską, sprawdzoną, nie musimy martwić się o to, co może pójść nie tak. Wyuczone milczenie, ucieczka wzrokiem, ściskające się w uprzejmy uśmiech usta.
    Odgrywamy ten teatr od dawna, nie chcemy uczyć się nowej roli, nowego spektaklu - ten może nie porywa tłumów, ale jest już przygotowany i nie zbiera złych recenzji.
    Właściwie nie zbiera żadnych.
    Zaskakuje mnie ta nagła zmiana koncepcji, ale nie mam powodów, by oponować. Dopijam pospiesznie alkohol, rzucam ostatnie spojrzenie na mało porywający kabaret i daję się prowadzić przez napływający pod scenę tłum, pragnący wykorzystać zwolnione właśnie miejsca. Gudrun bezpiecznie przeprowadza nas przez morze spragnionych rozrywki niczym statek ponad skalistym dnem, byśmy wreszcie stanęli prze budynkiem, spowici w wieczorny półmrok. Poprawiam jeszcze płaszcz, nim teleportuję do portu.
    Potrzebuję krótkiej chwili, by przyzwyczaić się na nowo do łagodnego kołysania - zaraz moje kroki stają się znów pewne, gdy podążam niespiesznie znaną mi ścieżką. Przemyka mi przez myśl, że powracamy do siebie niczym refren ronda, pozwalając sobie na kuplety oddalenia; ale to niewłaściwe porównanie, zaraz się na tym łapię. Nie umiem nie myśleć o niej, nie umiem wyzbyć się ostatniej myśli dnia; ale dzisiaj nie muszę się tym martwić. Spokój statku daje do zrozumienia, że mamy trochę czasu, nim Gudrun wypłynie w kolejny rejs.
    - Nieładnie tak wychodzić w trakcie występu - droczę się, zrzucając z siebie wierzchnie okrycie. Ustawiam jej nowy gramofon na stole, a po chwili zastanowienia wybieram spokojną piosenkę. - Zatańczymy? - pytam, właściwie retorycznie, bo zaraz przyciągam ją do siebie, blisko, niemal na granicy pocałunku, który słodkim dręczeniem odwlekam, zaglądając w jej błyszczące oczy. Widzę w nich nadal tamtą młodzieńczą spontaniczność, ślepą na konsekwencje; pożądanie, które kieruje moje błądzące dłonie na wąską talię i kształtne biodra - widzę też to, do czego boję się przyznać i czego się obawiam, więc odwracam znów wzrok, wmawiając sobie, że to nieprawda. Zaciskam powieki i składam na jej ustach kolejne pocałunki, sięgam niżej, do wrażliwej szyi.
    Jak zawsze na nowo odkrywając ten słodko-gorzki smak.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Cała stanowczość i wypracowana twardość charakteru - maska, którą przybierała na pokładzie, stając na czele załogi drakkara rodu Guildenstern, nauczona doświadczeniem trudnych początków, gdy w oczach innych wilków morskich jako kobieta niewiele miała w sobie potrzebnej za sterem bezwzględności i krzepy - rozpłynęły się niczym pod dotknięciem sięgającej brzegu fali, znikając z jej napiętej twarzy, gdy po wejściu na pokład niepostrzeżenie ponownie chwyciła go za rękę. Przemierzali okrętowe sztolnie korytarzy, a ona czuła pod stopami delikatne kołysanie zakotwiczonej łajby, która nawet w porcie odpowiadała na wzywający ją na pełne morze zew.
    Gudrun też słyszała to nieme wołanie, przyzywające ją do siebie niemal natychmiast po postawieniu stopy na stałym lądzie, odzywające się ze zdwojoną siłą, gdy wracała na statek, jakby chciało natychmiast wypchnąć ją z powrotem na morze. Ale nie dzisiaj, tego wieczoru czuła zupełnie inne pożądanie wspinające się po lędźwiach, rozchodzące się subtelnie po całym ciele, a powracające do niej dawne motyle w brzuchu swym niepozornym, delikatnym ruchem skrzydeł wzbudzały we wnętrzu nieokrzesany wicher. Trzymała jednak swoje uczucia na wodzy, zrzucając z ramion ciepły płaszcz.
    - Oklaski chciałam zachować dla ciebie - odpowiedziała przewrotnie, ściągając wysokie buty, przez moment mocując się z zamkiem, aby w końcu odrzucić je nieco niedbale gdzieś w kąt. Po chwili w powietrzu rozniósł się delikatny zapach jaśminowych świeczek o zmysłowej nucie, gdy Gudrun rozświetliła kajutę jednym gestem, a na ścianie zaczęły tańczyć płomienne cienie. Już otwierała usta, aby zapytać, czy ma ochotę na kolejnego drinka, gdy przyciągnął ją ku sobie, a ich czoła zetknęły się ze sobą. Przymknęła na moment oczy, rozkoszując się wyczuwalnym na twarzy dotykiem oddechu Viljo, wsłuchując się w spokojną melodię docierającą z gramofonu. - Cudowny prezent - wymruczała na powrót otwierając oczy, zatapiając się w błękitnym spojrzeniu. Może to właśnie ta lazurowa barwa, w której przeglądała się niczym w gładkiej powierzchni niewzruszonego falami oceanu, sprawiały, że tak łatwo przychodziło jej na nowo zatopić się w próżni niedopowiedzianych emocji. Musnęła nosem płatek jego ucha, składając na zagłębieniu jego szyi delikatny pocałunek, zanim przyciągnął do siebie jej twarz, całując ją coraz bardziej żarliwie, co nieco zachłannie odwzajemniała, kołysząc się rytmicznie na boki w rytm zaimprowizowanego tańca, gdy płynęli po kajucie mimowolnie dostosowując się do kołysania rozbijających się o drewniany kadłub nikłych fal. Odchyliła do tyłu głowę, ponownie przymykając oczy, równocześnie zarzucając dłonie na jego szyję, wplatając palce we włosy wijące się na rozgrzanym karku.
    Nagle drgnęła, nasłuchując i zatrzymując się w połowie wykonywanego gestu, gdy do jej uszu dotarł tupot drobnych nóżek, wyraźnie zbliżający się do drzwi kajuty. Kątem oka dostrzegła, że klamka ugina się nieznacznie, drzwi uchylają się ze skrzypem, a z drugiej strony pojawiła się drobna, uwieszona metalowej rączki postać.
    - Vanja - wyrwało jej się mimowolnie, gdy gwałtownie spuszczała ręce wzdłuż ciała.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Odtwarzam kolejny raz - straciłem rachubę - drogę poprzez miękką skórę, opuszkami palców błądzę przewrotnie po znanych mi na pamięć ścieżkach, ustami przemierzam wyrytą w umyśle mapę. Niczym zapamiętany już na wieki utwór, z właściwie uszeregowanymi dźwiękami zgodnymi z intencją kompozytora od lat kilkuset, lecz wciąż odkrywany na nowo, niepowtarzalny, w odmiennej interpretacji. Mimo upływu lat nie potrafię uznać jakiegokolwiek znudzenia, zbanalizowania, nie potrafię nie zachwycać się na nowo każdym załamaniem skóry, pieprzykiem, znamieniem i zmarszczką.
    Byłoby łatwiej. Gdybym znudził się wreszcie, gdybym - wzorem równolatków - uznał nasz romans za przejrzały, porzucił stabilność (paradoksalnie rozpoczętą od niewierności małżeńskiej) i wyruszył w poszukiwania młodszej i niedoświadczonej, by ją koncertowo zbałamucić przy użyciu wszelkich dostępnych metod, a dawne miłostki pozostawić jedynie sentymentom.
    Lecz choć spotykam dziewczęta - co szczerze muszę przyznać - pod wieloma względami, obiektywnie, i n t e r e s u j ą c e, zapewne też mniej zapamiętałe w igraniu z moimi biednymi nerwami i uczuciami, prawdopodobnie rozważające szczęśliwe usidlenie zagubionego wdowca, to żaden z porywów (trudno powiedzieć jakich, tak właściwie) nie może nawet próbować porównywać się z tamtym pierwszym spojrzeniem. Choćby i cały harem ponętnych młódek mi się ustawił, ja wszystkie oddałbym za jeden złośliwy uśmieszek Gudrun.
    Pewnie dlatego tak żarliwie ją całuję; próbując na moment zapomnieć, że gdy minie noc, znów się rozstaniemy, by błądzić bez celu, niczym dwa statki, które nigdy spotkają się w tym samym porcie. Beznadziejnie.
    Więc sięgam już dłońmi do guzików damskiej koszuli, gotowy zedrzeć ją bez zważania na ewentualne materialne straty, jednak w tym momencie, w całym tym, znano-nieznanym nam tańcu, cały porządek rzeczy zaczyna upadać.
    Początkowo nie rozumiem, skąd to nagłe zatrzymanie; sytuacja staje się zaś abstrakcyjna wraz z uchyleniem drzwi. Niby mój umysł przyjmuje to, co się dzieje, niby odbieram rzeczywistość; widzę drobną dziewczynkę uwieszoną klamki, słyszę wypowiadane imię i czuję nagła przemianę kochanki w matkę. Ale to wszystko jest gdzieś poza mną.
    Szczęśliwym zbiegiem okoliczności wspomaganym niewypowiedzianą przez nas umową, nie spotykałem dotychczas Małej ani o niej nie rozmawialiśmy; wiedziałem jedynie o istnieniu dziecka, którego nigdy nie było na statku, kiedy odwiedzałem Gudrun. Nie wiem, czego bałem się bardziej - bólu, że moja własna nadzieja na ojcostwo została brutalnie odebrana śmiercią żony, czy zazdrości o spełnienie w ich małżeństwie.
    Jednak dopiero w tym momencie dotarło do mnie nagle, że zupełnie nie doceniłem wyrafinowanego okrucieństwa, jakie było mi cierpliwie szykowane.
    - Vanja - powtarzam, ale z zaciśniętej krtani nie wydobywa się żaden dźwięk. Czuję się, jakby ktoś przywalił mi najpierw w żołądek, a teraz dusił, nie dając zaczerpnąć oddechu. A przede wszystkim czuję się o s z u k a n y.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Najchętniej w pełni oddałaby się porywom swojego ciała, splotła ich języki w coraz gwałtowniejszym tańcu, w końcu popychając go na drewniane, niezwykle skrzypiące posłanie ustawione w rogu kajuty. Poddałaby się wystudiowanemu dotykowi, który błądziłby niespiesznie po całym jej ciele, niekiedy jedynie muskając powierzchnię skóry jakby pozostawiając wyobraźni swoje dalsze poczynania, wracając w to samo miejsce nieco później, odważniej pozostawiając na nim pozornie niewidoczne ślady, wzbudzając kolejne dreszcze. Tęskniła za tym cholernie, z każdym dniem coraz intensywniej. Za nic miała sobie przelotne substytuty niekiedy przypadkowych rozkoszy, łaknąc zawsze tego jedynego dotyku zdolnego wzbudzić w niej dotąd nieznane pokłady żaru. Za każdym razem rozbudzał ją coraz bardziej.
    Wiedziała, że jej ciało było dla niego doskonale znaną mapą, sama potrafiła bezbłędnie nawigować po gładkości jego rozgrzanej skóry, niekiedy w pełni przejmując stery i kierującym ich ku kolejnym morskim burzom, wzbudzając sztorm w ich od dziesięciu lat niegasnącym uczuciu, które naraz odpychało i przyciągało ich ku sobie.
    Ale musiała odpuścić, przeklinając w głowie choćby brak zamka, który uniemożliwiłby Vanji uchylenie drzwi do rozgrzanego ich przyspieszonymi oddechami pomieszczenia.
    Przygryzła wargę, odgarniając za uszy niesforne kosmyki włosów, wciągając głęboko powietrze chcąc uspokoić oddech. Pospiesznie zapięła guziki koszuli, po raz kolejny przygładziła fryzurę i z uśmiechem podeszła do dziewczynki, aby wziąć ją na ręce.
    - Czemu nie śpisz? - zapytała nieco retorycznie, wlepiając wzrok w jej rozgrzaną od snu twarz. - Znowu miałaś koszmar? - Dłonią pogładziła jej twarz, upewniając się, że mała nie ma gorączki, że to tylko obraz jakiegoś morskiego potwora wracającego do niej w sennych marach wyrwał ją z łóżka. Umyślnie nie spoglądała w stronę Viljo, który zapewne sam w pośpiechu doprowadzał się teraz do względnego porządku. Wiedziała, co zobaczy w jego twarzy: obraz docierającej do niego prawdy, zdzielającej go obuchem w głowę, zdzierając maskę wcześniej kryjącej się w jego oczach namiętności.
    Prawda była ewidentna.
    Wydzierała z błękitu vanjowych oczu, przecieranych teraz drobnymi rączkami, wplatała się w złote loki. Dziewczynka nie miała w sobie nic z oficjalnego ojca.
    Od lat karmiła go kłamstwem, a raczej kolejnym przemilczeniem. W końcu sekret miał na zawsze pozostać skrzętnie skrywaną tajemnicą. Naiwnie wierzyła, że prawda nigdy nie wypłynie na wierzch, nigdy nie zakotwiczy się na dłużej w jego niczego nieświadomym umyśle.
    - Poznaj przyjaciela mamy - powiedziała z lekkim wahaniem, przez moment wyrzucając sobie dobór słów. - Oto Viljo. Viljo - Vanja. - Na pewno jeszcze się nie zorientował, przygryzła w irytacji wargę.
    W końcu podniosła na niego wzrok. W zieleni jej oczu niepokój mieszał się z nagłą determinacją.
    Widzisz? Ma twoje oczy.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Nagle przypomina mi się moment tuż przed wyjściem na estradę. Nie wiem, dlaczego, ale w całym chaosie przepływających przeze mnie emocji nagle pierwszeństwo zyskują reminiscencje dawnych koncertów; właśnie tej chwili tuż przed, kiedy czekam na wypowiedzenie głośno mojego nazwiska.
    (Teraz też czekam, choć nieświadomie.)
    Jest w tym mieszanina nagłego spokoju - bo cóż innego mi pozostało; adrenaliny - bo zaraz, za chwilę stanę w centrum uwagi; frustracji - bo wiem, że cokolwiek bym nie zrobił, nie będę usatysfakcjonowany; i jakaś niezwykła, niepowtarzalna p r z e j r z y s t o ś ć, jakby na chwilę wszystko stawało się jasne, a każdy element chaosu odnajdował nagle właściwe sobie miejsce.
    Patrzę w te niepokojąco niebieskie oczy, trochę jeszcze zaspane, ale już ciekawskie, i w jednej chwili wszystko powraca na swoje miejsce.
    A potem znów się rozpada.
    Sam przerażam się chłodem uprzejmego uśmiechu, który posyłam Gudrun na wzmiankę o przyjacielu, starannie unikając jej oczu, łagodniejszą wersję pozostawiając Vanji. - Miło mi wreszcie poznać.
    Czuję żal sam do siebie, że nie czuję nienawiści; a chciałbym. Może to dałoby mi choć trochę ukojenia, gdy myślę o straconych latach, o licznych spotkaniach, podczas których mogła mi powiedzieć. Ale nie chciała. Dlaczego?
    Durne pytanie. Przecież nigdy nie byłem dla niej wystarczająco dobry. Czemu miałaby zaakceptować mnie jako ojca swojego dziecka? W końcu od dziesięciu lat wyraźnie dawała do zrozumienia, że jedyne miejsce, jakie zajmuję w jej życiu to okazjonalne towarzystwo w łóżku, ewentualnie, dla rozbiegu, na jakimś wydarzeniu artystycznym czy kolacji. Nic więcej. Przecież wiedziałem o tym; powtarzałem to sobie przy każdym spotkaniu, porządkując emocje, więc skąd to zdziwienie? Skąd rozgoryczenie? W czym miałby być lepszy bękart niezrównoważonego psychicznie półfossegrima od dziecka z małżeństwa dobrych rodów?
    Ostatecznie wszystko jest przecież kalkulacją, czyż nie?
    - Myślę, że na mnie już pora - zauważam, posyłając ostatnie spojrzenie mojej... nie, nie mam do tego prawa nawet, żeby tak ją nazwać. Nigdy nią nie była i nie będzie, wiem o tym; ale uśmiecham się do niej smutno, po raz pierwszy i ostatni. Może nie odziedziczyła darów i przekleństw fossegrima, ale na pewno ma je w duszy, w której grają już pewnie nieodkryte melodie - tylko tyle mogę jej dać. Na nic więcej mi nie pozwolono.
    Spoglądam wreszcie na Gudrun. Chciałbym, żeby w moim wzroku była niechęć czy złość, ale jest tylko żal. Za te zmarnowane lata kłamstw.
    A potem skłaniam się i wychodzę, może zbyt szybko, na nocne powietrze, przebiegam niemal przez statek, by wreszcie się teleportować.
    W nieznane.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Miło mi wreszcie poznać.
    Wreszcie.
    To jedno słowo brzmi dzisiaj jak wyrzut.
    W smutku malującym się na twarzy Viljo, Gudrun dostrzega tę samą, zapewne mimowolną reprymendę. Nawet, gdyby wypowiedział na głos pytanie, które ją samą dręczy już od prawie czterech lat, nie potrafiłaby udzielić jasnej odpowiedzi.
    Chyba mimowolnie obawiała się, że prawda będzie o jednym zdaniem za dużo. W końcu jak dotąd nic nie układało się po ich myśli, mijali się, zwodząc się wzajemnie w gąszczu nagminnie niedopowiedzianych słów. Nie wiedziała już, kto wplątał ich w to błędne koło i zaczął tę bezsensowną grę. Może właśnie ona, bo przecież przecież przed siedmioma laty Viljo gotów był rzucić dla niej wszystko, decydując się na chwilę szczerości, nazywając na głos uczucie, którym ją darzył, a które ona sama dogłębnie podzielała. Kochała go w końcu do szaleństwa. Wydawało jej się, że było za późno, inny pierścionek błyszczał na jej serdecznym palcu, a on wciąż miał przecież żonę. Nie mogła być j e g o.
    Nie zasługiwał na to, aby złamać mu serce po raz kolejny, wywrócić cały jego świat do góry nogami, chociaż wiedziała, że zawsze chciał zostać ojcem. Mimo to znowu to zrobiła. Mimo że to przecież w jego naturze, a nie jej, leżało to magnetyczne przyciąganie, sprawiające, że żadna, nawet najrozsądniej myśląca kobieta, nie była w stanie mu się oprzeć. Widziała jak uwiedzione jego urokiem niewiasty bezwstydnie wodziły za nim wzrokiem, nawet gdy pojawiali się razem w światowych operach, gdy ryzykując trzymała go za rękę w przestronnych foyer, wspinając się po bogatych schodach kolejnych przybytków sztuki.
    Gudrun miała być więc tą, z którą szczęście nigdy nie miało mu być dane.
    Chciała mu wyznać prawdę, każdy kolejny dzień sprawiał jednak, że stawało się to coraz trudniejsze, wręcz absurdalne. Zwlekała zbyt długo, pozwalając wziąć niedorzeczności górę nad racjonalnością. Budowała między nimi niepostrzeżenie niewidzialny mur, który dzisiaj widoczny stał się także dla niego. Była budowniczą pomyłek i podkreślających nieszczęście błędów.
    - Viljo, czekaj - zawołała za nim, wciąż trzymając w ramionach Vanję. - Pozwól mi… - krzyknęła głośniej, na moment odkładając dziewczynkę na łóżko i wybiegając za nim z kajuty. Zanim jednak dotarła na pokład, w powietrzu unosiła się już jedynie ulotna mgiełka - pozostałość jego przyspieszonego oddechu.

    Gudrun i Viljo z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.