Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    05.12.2000 – Korytarz, Krucza Straż – Nieznajomy: A. Fenrisdóttir & Bezimienny: J. E. Nystrom

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    05.12.2000

    We własnym gabinecie posiada coś na rodzaj spokoju. Piętrzące się tuż obok bukowego biurka akta nigdy nie zaznały tam nadmiernego porządku, a jednak w owym chaosie to Jan-Erik potrafi odnaleźć się bez komplikacji. Dokumenty w karmazynowej aktówce są koronne, te w butelkowej zieleni mogą poleżeć jeszcze paręnaście tygodni i nic to nie zmieni. Choć oferowano mu własnego pomagiera, tak mężczyzna pogardza podobnymi zobowiązaniami, przekonany, że we własnej osobie poradzi sobie z natłokiem pracy lepiej. W końcu błogostan ulatuje, gdy do drzwi gabinetu rozlega się pukanie. Nie wstaje od biurka.
    Szefie, pani Fenrisdóttir przyszła — Jan podnosi wzrok znad papierów, a następnie kiwa od niechcenia głową, wskazując kobiecie przed sobą twarde i nieco skrzypiące krzesło. Młodszy oficer, który ją tu przyprowadził, opuszcza pokój, zamykając za sobą wejście.
    Cywil. Nystrom nie przepada, gdy Ci angażują się w pracę Kruczej Straży, chociaż trudno byłoby zanegować, że predyspozycje wyroczni dopomagają im w działaniach. Sam jednak preferuje bycie solo, bez zbędnych bab kręcących się obok. Bogowie czuwają nad wszystkimi nimi, ale czytać ich wolę zakrawało na znieważenie świętości, przynajmniej w jego opinii. Służbiście zależy jednak na wyniku, nie raz już był zdolnym, by nagiąć własne maksymy, aby osiągnąć zamierzony efekt. Dla większego dobra, po to bez ustanku funkcjonuje. Z tym duchu wychował dzieci i tak on sam przez Pettera został wyuczony. Ślepców należy wyplewić, zbrodniarzy zamknąć, a społeczeństwo dostosować do życia. Kruczy Strażnik musi sprawować nad tym protekcję, do tego zobowiązuje go złożona przed laty Bogom przysięga.
    Dzień dobry... — spodziewa się, że ucieleśnienie jego błędów, niedopatrzeń, porażki w sprawie, którą próbuje rozwiązać, siedzi tu właśnie, choć nie wyraża samolubnego tryumfu. Jan potrafi przegrywać, zawsze z poważaniem odnosząc się do przeciwnika, o ile ten rywalizuje w imię sportu. Pani Fenrisdóttir chce pomóc, korzystać ze swojego drygu, aby jego wydział mógł działać sprawnie, a jednak Nystrom ewidentnie preferuje, aby nie musiała tego robić, aby on wszystko mógł zrobić sam, ze swoimi ludźmi. 
    Więc gdzie jest ciało? — wstaje gwałtowniej, podchodząc do zawieszonej z boku pomieszczenia mapy z setkami oznaczeń, flag i prowadzącymi od nimi nitkami, które tylko w pokręconym sposobie rozumowania zastępcy dowódcy tego oddziału mogą coś symbolizować. Nie spodziewa się, że kobieta jest tu w nie takim celu. Ostatnio spraw jest zbyt wiele, cała ciemna jesień upływa pod kątem dziesiątek porwanych, którzy teraz odnajdywali się martwi, wyławiani byli z zamarzających rzek i stawów, których puste ślepia sugerują, że przeżyły coś, co dopiero czeka za winklem, gotowe zatopić własne pazury w spokój tego miasta.
    Pani Fenrisdóttir, ja jestem naprawdę wdzięczny za taką pomoc, ale proszę mówić do mnie jasno i klarownie i ze szczegółami — opiera się dłońmi o biurko, w oczekiwaniu aż kobieta, która przecież robiła to z własnej nieprzymuszonej woli, opowie mu o wszystkich detalach. Pragnie je znać, a jednocześnie mocno wstydliwym jest fakt, że musi słuchać nie dość, że osoby spoza straży, to jeszcze płci damskiej. Wszyscy we wszechświecie mają swoje miejsce. Bogowie swoje, cywile swoje, mężczyźni swoje, kobiety swoje, a ślepcy swoje. Ale nowe millenium drastycznie stara się wykazać, że jest całkowicie odmiennie.
    Papierosa? — wyciąga ku niej skórzaną i poprzecieraną od lat papierośnicę, sam jednego wkładając sobie do ust, jednak jeszcze nie odpalając duszącego tytoniu.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    W recepcji dobrze już ją znają, choć nigdy nie przychodzi tu, by zgłosić kradzież czy napaść na siebie. Zjawia się wiedziona przeczuciem, w ostatnim momencie, targana wątpliwościami i wyrzutami sumienia, bo teraz jest inaczej i tym razem trzeba. Z dyspozytorem przywitała się bladym, wymuszonym uśmiechem, pytając o oficera, który mógłby jej pomóc, któremu ona mogłaby pomóc. Swoim wyglądem musiała wzbudzać pewien niepokój i zwątpienie. teren kampusu opuściła pospiesznym krokiem, narzucając na siebie szybko płaszcz i w biegu chwytając skórzaną torbę z dokumentami, którą zwykła przewieszać przez ramię. Ignorując wszelkie zaczepki mijanych studentów, dotarła do centrum Midgardu ze spąsowiałą z wysiłku twarzą.
    Zsunęła z ramion płaszcz i przewieszając go przez rękę ruszyła za młodzikiem, który poprowadził ją dobrze już sobie znanym korytarzem. Ich kroki niosły się szerokim przejściem, a ciężkie buty Abigel zostawiały za sobą wilgotne od topniejącego śniegu ślady. Zdjęła z głowy wełnianą czapkę, wciskając ją w boczną kieszonkę torby. Niektóre z kosmyków długich, rozpuszczonych włosów stanęły dęba, zaraz przygładzone szczupłą, kobiecą dłonią.
    Cholera, zaklęła w myślach, kiedy na zawieszonej na drzwiach tabliczce zamiast nazwisk Eitriego czy Fredrika, znalazła pana Nystroma. Mieli już w przeszłości okazję współpracować, a wyrocznia zdążyła wyrobić sobie na jego temat zdanie. Nie, żeby Abigel za nim nie przepadała - wszak był profesjonalnym, oddanym swojej służbie galdrem - tylko to usposobienie, szorstkie i surowe, pozbawione wrażliwości. Ze swoim nastawieniem najpewniej nigdy nie zapałają do siebie sympatią, a panna Fenrisdóttir nie zamierzała o nią specjalnie zabiegać.
    Wstrzymując zdenerwowany oddech weszła do gabinetu, zajmując wskazane sobie miejsce na skrzypiącym krześle. Słysząc za sobą trzask zamykanych drzwi już rozchyliła usta, by wyjawić cel swojej wizyty, kiedy Jan-Erik ją wyprzedził. Powiodła za nim spojrzeniem w kierunku zawieszonej na ścianie mapy, mnogość i zawiłość wszystkich poprowadzonych od jednego punktu do drugiego nitek mogła przyprawić o zawrót głowy.
    - Wie pan, panie Nystrom, wizje nigdy nie są na tyle szczegółowe czy bezpośrednie, by można było jednoznacznie stwierdzić o jakim miejscu jest mowa - mówiła wolno, starannie dobierając słowa. Daleka była od rzucania pochopnych oskarżeń, a już na pewno nie stawiała wszystkiego na jedną kartę, ślepo i bez zawahania wierząc w mgliste wskazania Norn. Splotła ze sobą dłonie, chcąc ukryć ich drżenie.
    - Nie, dziękuję - odparła sucho na propozycję papierosa, nie zamierzając zostawać w tym miejscu dłużej, niż było to niezbędne. Oboje mieli swoje sprawy, a wzajemne narażanie się na marnowanie czasu mijało się z celem. Zacisnęła na moment usta w wąską linijkę, obserwując jak wyciąga w jej stronę skórzaną papierośnicę. Spojrzeniem wolała powieść wzdłuż męskiej ręki, przez ramiona, do niepokojąco zarośniętej twarzy, naznaczonej licznymi liniami zmarszczek. Odczekała aż zapali papierosa, a w powietrzu uniesie się kłąb szarego dymu. Spuściła wzrok, wbijając go w blat masywnego, zastawionego dokumentami biurka w obawie, że kiedy ich spojrzenia się spotkają, naraz zapomni co miała mu przekazać.
    - W miejscu, w którym znajduje się ciało, panuje mrok - zaczęła po głębszym oddechu, wracając wspomnieniami do momentu sprzed godziny, kiedy Norny pobłogosławiły ją swoją łaską. - Na podłodze są stare kafle, zimne i brudne, w odcieniu zszarzałej zieleni. To duża przestrzeń, opustoszała przed laty - starała się skupić na tym, co widziała, a co mogło być wskazówką do odnalezienia tego miejsca. Pominęła na wstępie nieprzyjemne wrażenie wywracającego się żołądka i ten dokuczliwy, lekko słodki zapach zgnilizny.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Chociaż kobieta odmawia mu papierosa, patrząc się na męską dłoń, jakby zobaczyła na niej co najmniej krwawą breję. Jan nie omieszka włożyć takowego do między wargi, odpalając go od najbardziej klasycznej drewnianej zapałki, która jeszcze przez moment w pomieszczeniu prócz kołtuna dymu pozostawia smród siarki. Choć paznokcie ma czyste, tak twarda i surowa dłoń naznaczona była złym czasem, wraz z podrapaniami jakich nabawiła się na porannym treningu.
    Doskonale wiem, proszę pani — mamrocze pod nosem, wypuszczając spomiędzy bujnej brody siwy obłok, który niczym mgła rozpościera się po gabinecie, po raz kolejny przypominając zebranym w nim, że podziemia siedziby Kruczej Straży są jeszcze brudniejsze i ciaśniejsze niż reszta budynku. Jan odnajduje w nich swój spokój, świadom, że nawet jeśli przyszłoby mu objąć inną część, tak tamtejsze okna zostałyby przez niego zaklejone dawnymi egzemplarzami Orakelu. Tu bliżej ma pokoju kości, sali sekcyjnej, czy też dla egoistycznej prawidłowości, sali ćwiczebnej. Ciepło opieszalej się tu rozchodzi, lecz pracujący w pobliżu piec ogrzewa korytarze wystarczająco, aby jedna z kanap znajdująca się w rogu pomieszczenia, prócz pledu okrywającego wystające spomiędzy desek sprężyny, nie potrzebowała pomocniczego okrycia dla drzemiącego tam nie raz późnymi nockami zastępcy dowódcy.
    Oczywiście wyrocznie, czy to samozwańcze, czy sprawdzone, z którymi Krucza od lat miała styczność, zawsze mówią półsłówkami, lecz nawet i teraz Janowi nie jest do śmiechu, gdy to enigmatyczne i absurdalnie nic nieznaczące słowa kobiety, nie zmieniają miejsca, w którym się znalazł. — Wszędzie panuje mrok, mamy noc polarną — z blatu biurka zwisa kawałek artykułu z ostatniego egzemplarza Orakelu wręcz kując gospodarza w oko. Torsten Jeppesen, Böjre Aasen, Hildura Aasen, sami urzędnicy niższego lub wyższego szczebla, zaginieni, a następnie odnajdywani w różnych kondycjach, zdawali się być przekleństwem działającego dni i noce wydziału. Nie parska gorzkim śmiechem, ale nie docenia wsparcia. Dopiero kolejne frazy rozjaśniają nieco więcej, a oficer, opiera się biodrami o ławę, pozwalając, aby szlug wciśnięty między zęby ślamazarnie swój dym przesuwał pod nos i obielone oko. To nie łzawi, w świecie tego co widać, jest bezużyteczne, zaś ma moc dokopać się do tego, co rozum chce kryć. Miejsce, które opisuje kobieta, przypomina coś na rodzaj zapadłego magazynu, lub manufaktury, lecz równie dobrze może oznaczać stary zapyziały dom, rzeźnie, lub zakład industrialny. — Jeśli to jedyne co może mi pani powiedzieć, to dziękuje i proszę rozliczyć się, czy co tam pani robi za takie wskazówki, przy wyjściu — dłonią wskazuje drzwi, nie odejmując wzroku od mapy Midgardu, z której stopniowo ściąga dwie lub trzy kolorowe pinezki. Zaraz jednak, nie upatrując nawet czy swym zachowaniem przepłoszył boską przychylność, odzywa się ponownie. — Chyba że jest coś więcej... Były tam piece? I jak wysoki jest strop?coś nie daje mu odpoczynku, stara idea, pierwsze połączenie faktów, jakoby dawne żydowskie fabryki emaliowanych garnków, pamiętające jeszcze czasy po drugiej wojnie światowej, miały oliwkowe kafle w jednej ze swoich części. Sam nie wierzy, że dopytuje wyroczni, baby, która odbiera mu pracę, najczęściej posługując się półsłówkami, które choć pomocne, potrafią równie co niemiara namieszać. Tak naprawdę, to on sam najzwyczajniej nie potrafi słuchać. Nowy buch tytoniu tym razem oprósza jego koszulę popiołem, z czego nie robi sobie nic, odkładając go zaraz potem w popielniczkę, aby kolejny raz jednym ledwie okiem spojrzeć na odwiedzającą. Drugie, choć alabastrowe, nie dostrzega jej sylwetki, lecz nie spogląda w jej myśli. A mogłoby.
    Potrzebuję szczegółów, pani Fenrisdóttir — napomyka, opierając suche dłonie o biurko, wyraźnie zirytowany, choć kobieta pewna być mogła, że nie na nią, a na stan, w którym się znalazł. Brak mu było szarży w jej stronę, lecz o bycie czarującym czy czułym człowiekiem, żaden by go nie oskarżał. — Wiem, że wizje nie są takie klarowne, ale może jak się pani skupi, to przypomni sobie więcej faktów — naciska zdesperowany, aby dostać od niej wiedzę, bo ta, być może, była w stanie uratować jeszcze komuś życie.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Ciemne brwi powędrowały ku górze, kiedy mężczyzna pokusił się o oczywistości - czy to miał być żart? Nie posądzała pana Nystroma o poczucie humoru, co tylko dodatkowo spychało go w dół skali osób, jakie Fenrisdóttir mogła znosić. Nie zamierzała przecież marnować jego - ani swojego - czasu na błahe problemy. Gdyby sytuacja nie wydawała się jej poważna, najpewniej zignorowałaby ją, by później pluć sobie w brodę, że wciąż nie rozumie woli Norn. Przeznaczenie było wszak zbyt zagmatwane, aby móc ot tak je interpretować. Przy uwzględnieniu warunku, że los jest stale płynny, nie sposób mieć pewność, czy działanie albo i jego brak, w kierunku potwierdzenia ujawnionej wizji, mają swój wpływ na jego zaistnienie. Skąd dziś podjęta decyzja o przekazaniu informacji?
    Nie opanowała się przed wywróceniem oczami, słysząc o rozliczaniu się z pomocy. Nigdy nie robiła tego z kwestii finansowych, zawsze traktując zgłoszenie o niepokojących wizjach, jak obywatelski obowiązek. Kiedy po raz pierwszy przekroczyła próg gmachu Kruczej Straży cztery lata wcześniej, napotykając na swojej drodze oficera Ivara Soelberga, także nie była pewna czy powinna ingerować w wyższą wolę. Udało im się wtedy zapobiec tragedii, ale czy swoim działaniem nie sprawili, że tkana nić przeznaczenia podąża teraz we właściwym kierunku?
    Nachyliła się nad biurkiem, wyciągając lico w stronę mężczyzny z malującym się nań wyraźnie grymasem niezadowolenia. - Doktor Fenrisdóttir - poprawiła go równie zirytowanym tonem, bo choć nigdy nie przykładała specjalnej wagi do swojej tytulatury, tak nagle zaczął jej przeszkadzać sposób, w jaki się do niej odnosił. Nie lubiła, gdy inni wylewali na nią swoją frustrację, nie biorąc pod uwagę, że sama jest zdenerwowana i swoim zachowaniem tylko pogarszając sytuację. Naraz podniosła się z miejsca, zostawiając swój płaszcz na oparciu drewnianego krzesła i podeszła do rozciągniętej na ścianie mapy. Z założonymi na piersiach rękami ściągnęła brwi w zastanowieniu, chcąc sprawdzić czy którakolwiek z zahaczonych o kolorowe pinezki nitek służyć będzie podpowiedzią.
    - Nie było żadnych pieców, a strop… - urwała wpół zdania, łapiąc skrawki ulatujących myśli. Wizja, której doświadczyła, była bogata w szczegóły, boleśnie wyraźna, ale nie w elementy, które Jan-Erik chciał poznać. Wbijający się w nozdrza smród i wyczuwalna pod palcami szorstkość chłodu sprawiały, że odnosiła silne wrażenie jej realności. Czy to za sprawą wymienionej membrany do rytualnego bębna? A może to któreś z ziół, których zapach odurzył ją podczas seidr, wciągając głębiej w mistyczne meandry? Zwykle sięgnęłaby po notatnik, chcąc pospiesznie zapisać spostrzeżenia, którym należałoby się przyjrzeć podczas następnych badań, ryzykując i wprowadzając zmiany do znanych receptur, lecz zamiast tego zadarła głowę, spoglądając na sufit, jakby w ten sposób mogła przywołać podjęte w wizji wrażenia. - Mówiłam, że jest ciemno, ale widzę go. Wysoki na cztery, do pięciu metrów, ale czymś poprzetykany, jakby usłany setkami błyszczących punktów. To ciepłe światło, lecz trochę zamglone, jakby w powietrzu unosił się… kurz? - Spuściła wzrok, przenosząc go na Nystoma, zdecydowanie łagodniej, niż wcześniej. Szukała w jego oczach podpowiedzi, jakby skryte bielmem oko znać mogło tę tajemnicę. Wzdłuż jej pleców przebiegł zimny dreszcz, z pewnością nie spowodowany wolno rozchodzącego się w podziemiach ciepła. - To stary, opuszczony budynek, ale coś nadal się w nim skrywa. Wydawać by się mogło, że panuje tam cisza, ale jak się skupię, to słyszę stukot. - Kobieca dłoń powędrowała ku górze, opierając się na ramie tablicy, by zaraz zostawić na drewnie trzy wolne uderzenia.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Przewrócone w górę oczy ignoruje, tak samo jak przeszło grymaszenia bachorów, ledwie słyszalne, bo zresztą na więcej by im nie przystał, tak samo jak nużenie małżonki, o dodatkowy czas dla Pekki na edukację nim zdecyduje się posłać go do prac fizycznych. Nie przejmuje się poirytowaniem, żeńskim żalem, albo zmęczeniem, bo ni nie ma czasu na podobne, ni w smak mu jest tracić nerwy, gdy problemów jest więcej. Tak samo ignoruje jej uwagę na temat zdobytego tytułu, pobłażliwie uśmiechając się pod nosem, co pod gęstym wąsem i zarośniętą, zbyt dawno niezadbaną brodą, zdaje się czmychać, ledwie kawałeczek spychając jego policzek w lewo.
    Baba doktorem? Świat stoi na głowie. Chociaż, rzecz jasna, nie broniłby takim edukacji. Własną ślubną zapoznał przecież w czasie gdy była jeszcze studentką, ale co na około trzydziesto– może trzydziestopięcioletnia kobieta ma do roboty na uniwersytecie, jeśli w tym czasie mogłaby chować dzieci? Jan traktował życie wyjątkowo zero–jedynkowo. Wszyscy mieli swoje miejsce. Mężczyźni, płeć piękna, dziatki i zwierzęta.
    Naturalnie, nie dzielił się prywatnymi odczuciami, zaznajomiony z faktem, że padół ziemski zmierzał w nie taką stronę, jaką zapamiętał ze smarkatych lat. Ktoś poprzekładał klocki i ulokował go w fatalnym momencie tej ery, bo o ile lepiej było ponad dziesięć lat temu, gdy wciąż Marie żyła u jego boku. Machinalnie obraca między nieczułymi palcami złotą obrączkę, której nie ściągnął przez te wszystkie lata. Nocami przecierał takąż flanelową ściereczką, zdzierając pobrudzenia, osadzający się popiół taniego tytoniu i polerując ewentualne rysy.
    Dopiero gdy ta łapie się na własnej idei, a ledwo drgający podbródek dosięgać wzrokiem ku zwykłemu białemu sufitowi, obecnie zresztą widocznemu mniej przez kłębowisko siwego oparu, wtedy oficer wstrzymuje oddech, spodziewając się nowin, które wytyczałyby przełom w dochodzeniu, czegokolwiek porządnego, autentycznego i uchwytnego, dalekiego od mrzonek lub bzyczenia muchy gdzieś w tle. Wzdycha więc głęboko, kręcąc głową, bo mimo iż informacja zawęża dystrykt poszukiwań, tak zbyt nieznacznie, aby można było rozprawiać o jej wadze. Na tym etapie nie poszukiwali już zresztą człowieka, a ciała, o czym przekonał się, gdy pani doktor nie zaprzeczyła zadanemu przed minutami pytaniu. Tak na dobrą sprawę była to najcenniejsza wiadomość, jaką dziś przekazała, choć nieświadomie pewnie. Ludzie przeważnie tak robili, i śniący i widzący i zwierzęta, zwane ślepcami, ujawniali najwięcej natenczas, gdy nie mieli pojęcia, że mówią. Po to też Jan posiadł dar Odyna, po to zgodził się stracić prawe oko. Dziś nie potrzebował z niego korzystać. Nie odsunął wzroku, alergicznie mrucząc pod nosem, gdy kolejne pinezki wyciągał z tablicy. Zbyt wiele ich tam zostało, nawet gdy próbowała przypomnieć sobie fakty.
    Woda? Kapiąca z przeciekającej rury? Albo dachu? Czy coś bardziej mechanicznego? — nazywa możliwości, wzruszają nieznacznie ramionami, gdy zmordowana dłoń, po raz następny chwyta pet w usta, a potem suchymi palcami przeciera równie wypalone oczy.
    Pani Fenrisdóttir — nie dostrzega nawet gdy nie tytułuje jej doktorem, jakby w jego wargach takiego słowa wobec kobiety próżno było wypatrywać. — Ja to nawet rozumiem, że pani się wydaje, że obywatelskim obowiązkiem jest pomóc i próbuje korzystać z tego... Z tego talentu... Ale takich budynków w samym starym mieście znajdę dobre trzydzieści, nie mówiąc o reszcie Midgardu — lwią część, nawiasem mówiąc już zbadali, lub mieli zamiar zbadać, ale tym faktem nie może podzielić się z nawiedzającą go wyrocznią. — Nie wiem... Jakiś zapach? Śmierdzi tam? Albo jest zimno? Czuje pani w ogóle takie rzeczy? — rzuca, wyobrażając sobie stęchliznę i wilgoć, bo z niczym innym nie kojarzył się rytmiczny stukot, jak nie z wodą. Jasne, może wirowała w tamtym miejscu huśtawka albo karuzela i tak sobie stukała rurka o rurkę, ale jakie istniały szanse? Kolejny raz dym wchłania w płuca, wypuszczając go ponad siebie, choć ten i tak dociera do nozdrzy niższej kobiety. — Po co pani tu przychodzi? — pyta w końcu oddalając się od niej, podchodząc bliżej starej metalowej komody, z której wydobywa akta, pozornie niezwiązane ze sprawą.
    Nikt nie wytrenował go przecież, aby dziękować, bo i za co?
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Wiązanie swojej przyszłości z macierzyństwem nie przychodziło nawet Abigel na myśl. Bywały chwile, gdy rzeczywiście sięgała tęsknym wzrokiem do par z dziećmi, żałując nieco, że żaden z jej dotychczasowych związków nie przetrwał prób czasu, jednak wiara w wolę Norn pozwalała nie przejmować się brakiem spełnienia w tej dziedzinie życia. Miała przed sobą wielkie perspektywy, szeroki wachlarz możliwości, do którego zamierzała sięgnąć i wykorzystać. Z początku nie planowała ubiegać się o profesorski tytuł, dobrze się czując jako część zespołu, bez potrzeby sygnowania badań swoim nazwiskiem. W ostatnim miesiącu zmieniła jednak zdanie, nie mogąc pozwolić, by po śmierci profesora Nørgaarda ktoś inny przejął ich pracę i jeszcze, nie daj Odynie, nakazał zmienić plany. Pospiesznie zaczęła zbierać dane, chcąc by złożona na ręce Rady dokumentacja spełniała ich najwyższe oczekiwania. Czuła się mocno związana z Instytutem Eihwaz i nie widziała swojego miejsca w żadnym innym w świecie.
    Wzrok Abigel spochmurniał, brwi ściągnęły się ze sobą, a jadeitowe tęczówki ustąpiły czerni powiększających się źrenic. Szczerze zależało jej na pomocy Kruczym, wyciągała rękę, była czujna na niepokojące sygnały, tylko jak efektywnie rozwiązać sprawę, kiedy ma się do czynienia z tak mało przyjemną osobą? Wzięła głębszy oddech, odwracając się do niego profilem. Ze spojrzeniem utkwionym w mapę, nie dostrzegła subtelnego gestu, którym Jan-Erik uraczył swój sentyment. Wciąż była skupiona na próbie zawężenia pola poszukiwań, nie do trzydziestu, a jednego. Mądry naukowiec nigdy nie dawał stuprocentowej szansy swoim obliczeniom. Zawsze istniał margines błędu, choćby jedna setna procenta, jaka zależała od drobnego szczegółu rzeczywistości. Abigel starała się wykorzystywać wiedzę naukową przy jednoczesnym uwzględnieniu intuicji wyroczni, szczerze wierząc, że jest w stanie zdecydowanie zwiększyć szansę na powodzenie.
    - W miarę mądry winien być człowiek, nigdy zbyt uczony. Jeśli losu swego nie wiesz naprzód, żyjesz od trosk wolny - mruknęła, starając się wciąż na niego nie patrzeć, nawet kątem oka. Już sam fakt, że nie uszanował jej subtelnej prośby co do zmiany formy zwracania się, świadczył, że nie powinna dłużej przejmować się mężczyzną, dla którego bycie chamem to najwidoczniej najwyższy z punktów honoru.
    Nie zamierzała ukrywać przed nim żadnego z elementów wizji. Nie do końca miała też przecież świadomość które szczegóły interesować go będą najbardziej. Dla niej ważny był powód umieszczenia ciała w tym konkretnym miejscu, wskazówka, która mogłaby podsunąć więcej na temat samego sprawcy, niż wyłącznie obraz efektów jego działań. Galdr wymagał od niej suchych faktów i prostych opisów, tylko jak słowami opisać przeczucie?
    - Nawet jeśli przeszukaliście wszystkie budynki, nie znaczy, że go tam teraz nie ma. Albo nie będzie. - Założyła, że podjęli już jakieś działania w kierunku znalezienia zaginionych, a po zdenerwowaniu Nystroma wnioskowała, że sprawa jest nader problematyczna. - Chyba nie myśli pan, że przychodzę tu, nie mając pewności, że ma to ścisły związek ze sprawą. Następnym razem pozwolę sobie wysłać list - mówiła spokojnie z wbitym uporczywie wzrokiem w jeden punkt, jakby liczyła na to, że ten zajaśnieje nagle magicznie, wskazując miejsce ukrycia ciała. Powędrowała dłonią do zawieszonego na szyi wisiorka z goshenitem. Sprezentowany przez profesora Nørgaarda oprawiony w srebro kamień przynosił jej szczęście w sytuacjach pozornie bez wyjścia. - Tutaj. - Wskazała palcem na budynki w jednej z dzielnic mieszkalnych na obrzeżach miasta. Jasne dłonie były lekko szorstkie, spierzchnięte od częstego kontaktu z zimnem. - Zapach śmierci jest świeży, minęły dwa, może trzy dni od zgonu. - Wspięła się na palce i zmrużyła oczy, chcąc dostrzec drobny druk na mapie zawieszony ponad jej głową. Ostatni raz była w tamtej okolicy jeszcze za czasów studenckich, kiedy młodzieńczy, ciekawy świata umysł chwytał się impulsywnych działań. Skłonność do podejmowania ryzyka nie przeszła jej z wiekiem, ale przynajmniej pozbyła się głupich pomysłów. - Pamiętam, że jest tu stary dom, do którego przychodzi młodzież spragniona wrażeń. Mówią, że Dom Setek Lampionów jest nawiedzony, sama nigdy nie byłam w środku. - Tajemnicza nazwa miała nawiązywać do niezwykłego wystroju tej rudery, do której przedsionku Abigel nigdy nie chciała wchodzić; przedziwny lęk zatrzymał ją wtedy na progu. Jeśli ciało naprawdę znajdowało się w tamtym miejscu, co mogło kierować tym, który je tam zostawił?
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nie żałuje, że stał się ojcem, jakby to było naturalną i oczywistą koleją rzeczy, nieodwracalnym bytem, obowiązkiem wobec nazwiska, matki i w końcu samego siebie, aby krzewić w niedojrzałym pokoleniu swe ideały. Choć Nystromom daleko jest do rodzin możnych, których jarlowie skrupulatnie i drobiazgowo dbają o przedłużanie linii samczych potomków, tak tradycje, obyczaje i konserwatyzm istniejący w każdym kolejnym mężczyźnie domu są nader silne. Dopiero Petter przerywa tę linię, sprowadzając na siebie ślepe przekleństwo, kalecząc imię własnego dziadka i w końcu konając razem z bezmyślną nadzieją, że będzie dumą, zakopany w przydomowym ogrodzie. Morze Bałtyckie wygrywa mu rytm, równo jak werbel w galowej oficerskiej defiladzie, lecz to nie dla honorów, a przypomnienia o tym co strwonił i stracił. Nikt nie składa przy nim kwiatów, domostwo stoi puste, wysiedziany fotel siąknie kurzem i tylko czasem Jan-Erik wraca tam, aby dumać.
    Skupiony na zadaniu nie odbiega przesadnie od niego impulsami tyczącymi się martwego syna.
    Kątem oka widząc, jak kobieta która nawiedziła go w gabinecie, marszczy brwi, mężczyzna odwraca ku niej wzrok.
    Kulawy konno jedzie, bezręki bydło pasie, głuchy może być dzielny w boju, ślepy lepszy niż spalony, z trupa nie ma pożytku — odpowiada jednym z akapitów, cytując tak jak ona Pieśń Najwyższego. Chowany był w wierze i swojego podejścia nie zmieni, choćby cięli mu nożami krtań, a rozgrzane igły wbijali pod paznokcie i torturą próbowali od bogów odwrócić.
    W irytacji, że teraz mógłby rozwikływać tę sprawę, mierzyć się z istniejącymi dowodami i dokumentami, zamiast wysłuchiwać domniemań kobiety, spogląda w ten sam punkt co ona, dopatrując się w nim klarownej przepowiedni. Mapa zawieszona na jednej ze ścian, nie mogła przecież z niej wypaść, czerwonym iksem odznaczając, gdzie powinni zgrupować swoje oddziały i gdzie odnajdą truchło, bo przecież nie chodziło już o człowieka. Cierpki smak porażki płynie gardłem w dół, choć kruczy oficer traktuje ją w tych chwilach niepersonalnie, przez lata wyuczony, że przegraną zostawić należy w pracy. Problemem jest fakt, że z pracy nigdy nie wychodzi, bo mimo że opuszcza biuro, udając się do ponurej sypialni, gdzie drewniane łóżko stoi puste i zimne, tak idee wciąż skupione są na prowadzonym właśnie dochodzeniu. Jedząc skromne śniadania, biegnąc wzdłuż jeziora Golddajávri lub północnym lasem, siekierą uderzając w pieniek, haruje, poszukując potencjalnych scenariuszy przypadków, wdzięczny, że ze ślepcami ma mniej do czynienia, bo choć ich nienawidzi jak psów, chętny przysłużyć się do wsadzenia i oznaczenia Pieczęcią Lokiego któregokolwiek, tak martwy syn dopadnięty w misji byłby największym ludzkim koszmarem. Los bywał przewrotny, lecz ostatnie lata względnie spokojne, jak świt nad kruszącym się od wieków klifem, dławiący dym papierosa, lub wiatr, co szarpał wysokie trawy.
    Wiem, jak mam wykonywać swoją pracę — odpowiada od razu, bo kobieta nie jest ani jego dowódcą, ani nikim, kto miałby prawo wtrącać się w obowiązki Nystroma w ten sposób. Mowa przypomina warkot, nieuprzejmy i surowy. Stale patrolowane dzielnice, właściwi informatorzy, czy nawet przeszukiwane nieopatrznie myśli, gdy białe oko podążało przez oczodoły prosto do mózgu przesłuchiwanego, były dostateczne, aby mógł utrzymywać, że okolica jest dobrze zabezpieczona. Pomimo że sam więcej czasu spędzał teraz w biurze, za każdym razem w obawie, że na ulicy natknie się na trupa, tak co do stróżowanego obszaru jest pewien. Nie lubi być pouczany, reprymendy przyjmowane przed czterdziestoma laty od ojca nikną w przeszłości, wszak nie jest już smarkaczem, a swoje odchował. Słucha jednak z czujnością, choć ciało podparte biodrami o biurko i założone ze sobą łokcie mogą twierdzić inaczej. Nie jest przesadnie wielbiony przez swoich ludzi, ale ma ich szacunek i autorytet, a to pozwala mu na wykonywanie własnych zadań. W dłoni dzierży dwie teczki, sygnowane nazwiskami zaginionych i niezrozumiałym dla przeciętnego galdra ciągiem znaków. Jak grom Thora z jasnego nieba nastaje olśnienie, na które Jan-Erik na nowo wstrzymuje oddech, obserwując, jak pani Fenrisdóttir przysuwa się do mapy, bladym palcem wskazując w końcu punkt w Forsteder. Tak więc można. Przy adekwatnej zachęcie, nasileniu starań i skupieniu była w stanie z łatwością rozeznać się w topografii i natrafić na zbłąkany fragment śledztwa. Jan nie odzywa się słowem, nie dziękuje. Złość, że nie dobrnęli do tego jego oficerowie, a obca kobieta zdaje się być dziś daremna, bo okrąża biurko, a wychylając się przez drzwi, wskazuje dłonią dwójkę mężczyzn.
    Thomassen, Ellemann, jedźcie do Forsteder na północny okręg i przeszukajcie wszystkie kamienice przy przecznicy Kongeliga z Wernera Ruuda — spogląda na wyrocznie w środku gabinetu, przez niedługą chwilę mierząc ją spojrzeniem, zastanawiając się, czy może przedstawiać tu kłamstwo, lub mącić dla własnego efektu. Miała jednak reputację, pracowała z nimi od dawna. Ostatecznie jednak wabiony przeczuciem raz jeszcze odwraca się do oficerów. — Weźcie Waalera i zacznijcie od Domu Setek Lampionów. Powinniście znaleźć tam ciało — kończy, zatrzaskując drzwi, aby cofnąć się do swojego biurka i przed kobietą rozmieścić teczki, otwierając je wcześniej na właściwych stronach demonstrujących zdjęcia. Te po lewej były ciemne zdawały się być robione z ukrycia, ukazywały kilka różnych kamienic i dostępnych w środku mieszkań z ozdobnymi salonami, lub prostymi boazeriami na ścianach, wszystkie czyste i niemal puste. Po prawej zaś te same mury, aczkolwiek tu ociekały gęstą krwią, a owe makabryczne widoki, jakie pewnie winny być rezerwowane dla doświadczonych i niewzruszonych oczu, dotyczyły starych spraw, które Janowi zdawały się być powiązane z tą konkretną. Do rozmowy wraca tak jak do pogawędki o pogodzie.
    Niech pani sobie popatrzy i się zastanowi, czy coś się pani kojarzy — mówi, sięgając do regału, gdzie stoi dzbanek czarnej jak smoła kawy niespecjalnej jakości, za to zbyt mocnej i gorzkiej. Nalewa najpierw jeden kubek, a następnie drugi, zupełnie niepasujący ni kolorem, ni wykonaniem do pierwszego, tak jakby były dwoma parami kaloszy. Sam usadawia się na swoim krześle i odchyla się w tył, oczekując na werdykt, lecz bez najdrobniejszego uśmiechu na twarzy. Gorący napój paruje, lecz nie okala mgłą gabinetu, to robi kolejny odpalony papieros, którego duszący dym grzęźnie w płucach, powodując krótki kaszel. Papierośnice z naprędce skręconymi kiepami kieruje w stronę dłoni kobiety, chociaż nic nie mówi, na wypadek, jakby i jej miłym był nikotynowy nałóg.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Rozczarowanie i pustka pozostała we wraku po rodzinnym, acz ziejącym samotnością domu były także tym, co powstrzymywało Abigel przed myśleniem o zakładaniu własnej. Wśród Fenrissonów niemal każdy pozostawał skłócony, złorzecząc na drugiego, obrażony wciąż za dawne przewinienia, zraniony i żądny zemsty. Mimo upływu lat tkwiąca między nimi wyrocznia nie potrafiła ich ze sobą pogodzić, lecz nie mogła się też poddać. Równoważyła poświęcenie rodzinie z oddaniem pracy, rzadko kiedy dając szansę sobie. Tak było łatwiej, nawet jak nie do końca satysfakcjonująco.
    Wzniosła brwi ku górze słysząc słowa Pieśni Najwyższego. Zaskoczył ją tą znajomością, wzbudzając nagłe zainteresowanie - znał je na pamięć z obowiązkowych zajęć z czasów szkolnych, a może jednak rozumiał ich znaczenie i (nie)świadomie zdecydował się na ujawnienie własnych wartości? Na pierwszy rzut oka, jak i z kilku oszczędnych spotkań, wnioskowała, że Jan-Erik był zgorzkniałym mrukiem, otoczony wysokimi murami, jakich nie sposób sforsować, oddanym wyłącznie ciężkiej pracy. Sądziła, że twardo stąpa po ziemi, bez oglądania się na bogów. A jednak?
    Wstrzymując na moment oddech podążyła za nim wzrokiem, gdy kierował się do drzwi, by wydać polecenia. Myślała już, że nic z tego nie będzie, że wzgardzi jej pomocą i każe wyjść, a jednak zaskoczył ją po raz drugi. Widziała do czego dążył i jak kierował podwładnymi, jak specjalnie naciskał na nią coraz bardziej, by szybko wydobyć zeń znaczące informacje, tylko czy to zmyślny fortel czy jednak prawdziwa cecha osobowości? Kiepski był to sposób w kontakcie z nieznajomymi, których łatwo było zrazić szorstkim obyciem, ale ceniąca sobie oszczędne środki Abigel chciała zrozumieć dlaczego taki był.
    Sięgnęła po wręczone jej dokumenty, przeglądając w skupieniu czyste mieszkania. Żadne nie wydawało się wyjątkowe, ot proste, puste przestrzenie. Następna fotografia była czymś, czego zupełnie się nie spodziewała i natychmiast wywołała mdłości. - Andskotinn! - wymsknęło się przekleństwo w jej rodzimym języku. Abigel często w swoich wizjach otrzymywała od Norn krwawe obrazy, budzące grozę i zwątpienie w sprawiedliwość, ale chyba nie istniał sposób, by mogła do niego przywyknąć. Nagły ścisk w gardle i wzbierająca się w pokoju duszność zmusiły ją, by zajęła z powrotem miejsce na krześle.
    - Kto mógł zrobić coś takiego - bardziej stwierdziła, niż zapytała, odruchowo unosząc rękę, by przyjąć kubek z kawą, wciąż ze wzrokiem utkwionym w makabryczne zdjęcia. - Sądzi pan, że dopuściła się tego ta sama osoba? - Trudno było połączyć tę sprawę z ciałem spoczywającym w Domu Setek Lampionów. To leżące na posadzce opuszczonego domu nie wydawało się być w tak strasznym stanie, by przebyć walkę z tym czymś, bo trudno tu było mówić o osobie.
    Oderwała wreszcie wzrok od zdjęć i upiła łyk z kubka, nie powstrzymując się przed grymasem. Nic dziwnego, że oficer Nystrom był ponury i nieprzystępny, kiedy musiał pić tak podłą kawę. Gorycz rozlała się po przełyku, pozostawiając na wargach intensywny posmak. Jak na Skandynawkę przystało, wypijała niebotyczne ilości kawy, przez co zawsze zwracała uwagę na to, by była przyzwoitej jakości, ta przy kilku łykach mogłaby być nawet znośna. Sięgnęła po papierosa i wprowadziła gryzący dym do płuc, równoważąc nim kawę. A więc trzeba je przyjmować w zestawie, przemknęło jej przez myśl, gdy na powrót spoglądała na zdjęcia.
    - Nie nasuwa mi się na myśl żadne konkretne skojarzenie. Zastanowię się nad tym, ale sądzę, że te sprawy nie są ze sobą związane. - Zamknęła obie teczki, by nie raziły tak okrutnie ponurym widokiem, w jej pamięci zapisały się już na tyle wyraźnie, że pewnie pojawią się w dzisiejszych snach, o ile ze swoją insomnią w ogóle zdoła zmrużyć oko. - Uważam, że brutalny oprawca nie wysilałby się i nie przenosił ciała ofiary do szczególnie wybranego miejsca. - Może oficer miał inne doświadczenia i ludzkość jednak nie poprzestawała w zaskakiwaniu? Aby zyskać pewność swoich racji, musiałaby odprawić seidr, a do tego potrzebowała bardziej przystępnych warunków - z drugiej strony biurowa klitka była ciekawym otoczeniem. Przesiąknięte dramatem, ciężką pracą, bezwzględną brutalnością, ale i pewną samotną pustką; kusiło, by sprawdzić czy będzie miało ono wpływ na kierunek wizji. W przypadku Abigel Norny zwykły wysyłać jej obrazy w konkretnych przypadkach: tych z narażeniem życia widzącej i w odpowiednio stworzonym kręgu, gdzie może się w pełni skupić. Wypuszczony dym przeciął powietrze, z wolna otaczając tych dwoje siwą mgłą. Spod przymrużonych powiek Fenrisdóttir wychwyciła spojrzenie Jana-Erika. Tak, z pewnością nie pozwoliłby jej się skupić. - Wiele jest już podobnych przypadków? - zapytała, wskazując brodą na teczki. Odosobniony przypadek a cała ich seria stanowiły znaczącą różnicę w poszukiwaniach; poza tym wolała wiedzieć czy wychodzenie z domu było nadal względnie bezpieczne.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Chwile poświęcane na samego siebie są przeżytkiem, na który przystać mogą jedynie niedojrzali i niezbyt roztropni ludzie. Mężczyzna w jego wieku winien poświęcać się pracy, której w życiu Nystroma jest aż nadto, rodzinie, którą należy się opiekować i tyle. Czasem, lecz coraz rzadziej na nieszczęście, Jan czas dedykuje na wędkarstwo, które nieodmiennie stanowi jego największą pasję, lecz i w jej trakcie duma nad kwestiami nierozwiązanych spraw, prowadzonych poszukiwań i łamiącej serce przeszłości. Koncentracja na samym sobie to strata krótkiego życia, nie od tego przecież jest na tym ziemskim padole. Tylko przygłup i słaby człowiek nie potrafiłby się z tym pogodzić, tak jak nie pogodził się Petter. Z drugiej jednak strony, może i tamte lata, które spędził zgodnie z życzeniem ukochanej matki i ojca na edukacji o bogach i czczeniu ich, były czymś na pozór odskoczni od osobistych przemyśleń? Świątynie zachęcały do rozpamiętywania, a rozlegająca się w ich ścianach cisza i podniosły śpiew wywoływał mistyczny stan niepodobny do niczego innego. Jednak to godzina dla bogów, to na nich należy się skupić. Egocentryzm jest oznaką słabości, tak mawiał przed laty rodziciel, chwytając matkę za nadgarstek i szarpiąc do garów.
    Gdy Thomassen, Ellemann i Waaler gnają zgodnie z dyspozycją przełożonego do pokazanej przez wyrocznię lokalizacji, Jan-Erik oddycha nieznacznie spokojniej, choć sprawa wcale w tym miejscu się nie dopełnia. Ta dalej może podziać się dwojako. Niezależnie od wszystkiego, teraz pozostaje spodziewać się zasapanej wiewiórki obwieszczającej, że na ciało natrafiono w podanym miejscu, lub, że poszukiwania wciąż trwają. Obydwie informacje były negatywne z odmiennych powodów, lecz ich nie zamierza kobiecie zdradzać, świadom, że nie jest i nie będzie ona częścią śledztwa, pomimo swojej niedocenionej pomocy. Nie zważając na to, decyduje się pokazać jej makabryczne zdjęcia, co mogą krew w żyłach zmrozić, gdyż horror dostrzegalny jest na pierwszy rzut niewprawnego oka. Obserwuje więc damskie reakcje, nie dla chorej przyjemności czy egoistycznej żądzy jej strachu, a w celu upewnienia się, że ani ona nic nie tuszuje, ani że jej wizje nie płatają jej figli, chowając najważniejsze informacje pod skorupą. Kruczy Oficer, choć nie jest w stanie zidentyfikować momentu, w którym kolejny obraz mogłaby się objawić, tak jest zdolnym rozpoznać ludzki stres, strach, panikę lub cierpienie. Grymasem na jej obliczu i wyraźnym zszokowaniem widokiem na fotografii nie przejmuje się zbytnio, bowiem nie słynie ze swej serdeczności.
    Na postawione pytania Jan-Erik nie odpowiada, niemal wzrusza ramionami i nie puszcza pary z ust, jedynego sprawnego oka nie zrywając od młodej pani doktor Fenrisdóttir, gdy ta wykrzywia się na wypitą kawę. Obojętnie jak obrzydliwy jest czarny jak smoła napar, ma ożywiać organizm. Wykwintne i eleganckie smaki są dla bogaczy i tych galdrów, którym przesadnie się nudzi, zaś napoje i żywność ma dostarczać wigoru i energii. Śledztwo, jakim kieruje w ramach swojego wydziału, jest tajemnicą narodową, to też mężczyzna nie ma zamiaru nawet dezinformować czy gdybać w odpowiedzi na zadane pytania. Gdyby chodzić miało o kogokolwiek zupełnie obcego dla jednostki, to może objaśniałby zawiłości tematu, lecz teraz przed nim siedzi kobieta, jaka nie pierwszy raz podejmuje się kooperacji, najpewniej wiedziona jakąś społeczną postawą, czy innymi bzdurami. Niemal duszkiem wypija pół kubka, następnie zaciągając się szlugiem, po którym odkrztusza zebrany w gardle dym.
    Ja za to sądzę, że trochę za mało pani wie, żeby coś tam sobie dedukować — ponownie gburowatością nie walczy o jej przychylność, niemal fukając pod wąsem na wypowiedziane przez nią słowa, w męskim przekonaniu, że baba bladego pojęcia nie ma o sprawie. Choć jej wizje mogą się urzeczywistnić, ba! Jan uważa, że na pewno się wypełnią i w Domu Setek Lampionów odkryją już nie człowieka, a truchło, tak wszelakie szczegóły dochodzenia jest zmuszonym zostawić dla siebie, co najwyżej przypominając jej, że nadmierne wyobrażanie sobie, że teraz jest częścią Kruczej Straży, jest nieporozumieniem, choć w głębi wie, że ona ani tego nie łaknie, ani analogicznie nie uważa.
    Jej pytanie, choć mądre i absolutnie akuratne ponownie opuszcza w krótkiej ciszy, zaciągając się ostatni raz, a potem gasząc w popielniczce peta, którym nieopatrznie przypala naskórek wskazującego palca, niezauważalnie, ponieważ skóra jest zbyt sucha i twarda, by poczuć przepalający ją pomarańczowy żar. Zastanawia się chwilę, z ust wypuszczając gęsty dym gdzieś w górę gabinetu, aby rozlał się pod sufitem jak mgła. — Czyta pani prasę, prawda? — pochyla się nieco w przód, bo obowiązki wobec utrzymania społeczeństwa w bezpieczeństwie jak zwykle biorą górę nad przenikniętym gniewem człowiekiem, który życie poświęca dla pracy. A jednak przecież i ona jest częścią midgardzkiej społeczności, którą przed laty ślubuje chronić i w pewnym sensie jej sytuacja zawodowa, stawia ją w zagrożeniu. Kidnaperzy upodobali sobie osoby ważne społecznie, urzędników i polityków, tak więc porwany badacz stacjonujący na jednym z instytutów nie brzmi wcale nieprawdopodobnie. Jan na moment marszczy brew, zastanawiając się nad własną spekulacją, a potem uznaje w przeciągu sekund, że jej dar i pozycja w istocie mogą być narażone na niebezpieczeństwo. Choć kobietę może lekceważyć, nie tytułować doktorem ze zwykłego zapomnienia i niedopasowania podobnego tytułu do młodej dziewczyny, tak nie bagatelizuje jej osoby, uprzednio dając świadectwo, że słowa jej są traktowane bez żartów. Co stoi na przeszkodzie, aby skorzystać z nich, mógł i ślepiec?
    Pani Fenrisdóttir, niech mnie pani teraz dobrze posłucha i zapamięta sobie to wszystko — nachyla się jeszcze mocniej, lecz głosu nie ścisza do konspiracyjnego szeptu. Powietrze wypuszcza nieco głośniej, co odebrane może być za rozdrażnienie, albo grymas, ale ton o dziwo ma relatywno opiekuńczy. — Sytuacja nie jest... idealnażeby nie powiedzieć, że zasrana. — Jak to nasz rzecznik prasowy ładnie ujął, to co piąta rodzina skończy rok z tragicznymi wiadomościami. Matki znajdą martwych synów, a ojcowie będą szukać córek. Pytanie, czy my zidentyfikujemy ciało, czy zostawimy takiej osobie status zaginionej, a między nami to sam wolałbym widzieć moją córkę na billboardzie niż w trumnie — nie owija w bawełnę, marszcząc czoło i przytakując głową na nigdy niezadane pytanie, gdy wyobraźnia świdruje mu dziurę w brzuchu, a przeraźliwy strach o najdroższą pociechę każe po raz kolejny upewnić się wobec jej bezpieczeństwa, jak zwykle dbając o wszelkie możliwe środki. — I można tak sobie uznać — próbuje być łagodny jak tylko może, ale to nie pasuje do Nystroma — że takie osoby jak pani są w kręgu ścisłych zainteresowań. A powiedzmy, że pani współpraca z Kruczą Strażą może nie przejść obojętnie obok pewnej grupy. Niech pani sobie nie myśli, że mamy tu kreta, bo nie mamyi już zabielone oko dowódcy o to dba. — Ale jak sądzę, ja albo też inni oficerowie nie jesteśmy jedyni, którzy o tym co pani potrafi wiedzą, prawda? Raczej bym nie wychodził samotnie po zmroku, chociaż teraz to zmrok przez większość dnia — spogląda na zegar, który, choć wskazuje godziny dopiero lekko popołudniowe, tak w tej porze roku oznacza już ciemność rozświetlaną tylko latarniami, a pod tymi kryje się, jak wiadomo, wiele zła, nawet gdy lampionów ich setka.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Gotowanie stanowiło istotną część życia Abigel. Nawet jeśli tryb dnia i praca zawodowa nie pozwalały spędzać w kuchni tyle czasu, ile by chciała, to starała się znaleźć moment choć na krótką chwilę wśród siekanych warzyw, miażdżonych nasion, gotowanego bulionu. Ważnym było, by potrawy posiadały smak, będąc istną ucztą dla podniebienia, dlatego też rzadko kiedy można ją było zastać z prostą pajdą w dłoni. Także i kawa powinna być świeżo zmielona, mocna w smaku, o intensywnym aromacie. Życie było zbyt krótkie, by raczyć się niesmacznym jedzeniem.
    - Po co więc pyta mnie pan o zdanie, skoro wcale go nie interesuje? - zapytała jeszcze nim zdążyła ugryźć się w język Zganiła się w myślach, że powinna już przywyknąć do niezwykłego sposobu bycia pana Nystroma, więc tylko uniosła dłoń, wykonując niedbały gest, by o tym zapomniał. Była naukowcem i badaczem, w jej naturze gdybanie, przemyślenia i szukanie powiązań, także tych pozornie nieistniejących. Późniejsze badania mają wykluczyć to, co niemożliwe, ale wciąż nie zostawiać nic przypadkowi, nie pozwalać się zaskoczyć. O wszystkim pomyśleć, wszystko zaplanować, przygotować odpowiedzi na każde z niepostawionych jeszcze pytań. Podsuwała mu własne przemyślenia, jednak nie mogła na nim wymóc, by wziął je pod uwagę, zrobi z nimi, co zechce.
    Nachylił się, więc i ona w odruchu przygarbiła plecy, nasłuchując uważnie. Gazety czytała, chcąc być na bieżąco i orientować się w świecie, wyłapując elementy pozornie nieistotne. Starała się mocno stąpać po ziemi i nie snuć teorii spiskowych, ale oczy należało mieć szeroko otwarte. Zawarte na łamach prasy wiadomości nie napawały pozytywnie, nie dawały nadziei. Śledziła kolejne nazwiska na liście osób zaginionych, z trwogą sprawdzając czy nie pojawia się wśród nich to o znajomym brzmieniu. Kto był za to odpowiedzialny? Cichy głos z tyłu głowy posuwał szeptem, ślepcy. Miała z nimi kontakt częstszy, niż ktokolwiek mógłby zakładać, niż sama mogłaby tego chcieć. Żyła w społeczeństwie o sztywnych zasadach, które nakazywało wykluczać i piętnować wszelkie zło. Z rodzinnego domu nie wyniosła nienawiści do ślepców. Wyniosła niechęć do hipokryzji, braku zrozumienia i współczucia. Przed oczami pojawiała się twarz ukochanego brata, z którym więź zmuszona była ukrywać. Obawiała się utraty pozycji, zszargania reputacji, zaprzepaszczenia szansy na dalsze prowadzenie badań. Nie chciała, by Ragnarowi stało się coś złego, wszak był jej bliski. Widziała jego straszne zachowania, była świadoma, że nic dobrego z tego nie wyjdzie, jednak za bardzo go kochała, by porzucić nadzieję na zmianę.
    Wyczuła delikatną zmianę w tonie męskiego głosu, przyjmując ostrzeżenie, ale umysł najbardziej skupił się na wspomnieniu o córce. Dopiero wtedy wyłapała wzrokiem tkwiącą na palcu złotą obrączkę. Zawiesiła się na moment, ganiąc w myślach za pospiesznie wyciągnięte wnioski, które mogły mieć niewiele wspólnego z prawdą. W swym zgorzknieniu poruszał się tak płynnie, iż założyła, że jest to jego wrodzona cecha. Że stał się służbistą przez pogrzebane marzenia, a gruboskórność to wyłącznie wynik stresującej pracy. Dlaczego nie zadała sobie trudu, by zastanowić się czy stało za tym coś więcej? Ona, Abigel Fenrisdóttir, sprawiedliwa wyrocznia, kierującą się sceptycyzmem i obiektywizmem, wydała nieprzemyślany wyrok - co za ujma! W tej krótkiej chwili miał się przewinąć cały kalejdoskop emocji. Nagły napływ wyrzutów sumienia zmusił ją do uniesienia wzroku, a spotkanie z różnokolorowymi tęczówkami wywołało wykwit rumieńca. Nie wstyd był jego powodem, a nieoczekiwanie powracające wspomnienie wizji. W ciągu dwóch dni miała wiele czasu, by ją analizować i rozkładać na czynniki pierwsze, poszukując wskazówek jej znaczenia, lecz abstrakcja otrzymanych obrazów tak bardzo się ze sobą gryzła, że wniosek był wyłącznie jeden - to zwykła pomyłka. Nijak nie pasowało to do przekonania o nieomylności Norn, lecz jak inaczej wyjaśnić doświadczoną huśtawkę nastrojów i nagłe pożądanie narastające w miejscu niepewności? Odsunęła się, przywierając plecami do oparcia krzesła, którego niewygoda przestaje przeszkadzać. Spuściła wzrok, szczerze wierząc, że Jan-Erik weźmie to za strach przed porwaniem.
    Faktu swojego kontaktu z Nornami przed nikim nie ukrywała. Wiedziała o tym jej rodzina, wiedzieli znajomi, jak i pracownicy czy niektórzy uczniowie na kampusie, natomiast współpracą z Kruczymi Strażnikami nie chwaliła się zbyt szeroko. Gorączkowo w pamięci zaczęła przeglądać twarze w poszukiwaniu tych, którzy mogliby chcieć to wykorzystać. Z niepokojącymi wizjami przychodziła tu od kilku lat, dlaczego akurat teraz ktoś mógłby pragnąć to zmienić? Statystyka mówiła sama za siebie i wcale nie była pocieszająca. Choć wzdłuż kobiecych pleców ponownie przebiegł dreszcz, to nie bała się bardziej, niż dotychczas.
    - W dzielnicy portowej napaści zdarzają się i w biały dzień - mruknęła gorzko, nawet nie siląc się na uśmiech. Odstawiła na blat biurka kubek z niedopitą kawą, oszczędzając sobie wątpliwych walorów smakowych. - Ale ma pan rację. Pójdę już, chyba że ma pan do mnie jeszcze jakieś pytania. - Po raz ostatni zaciągnęła się papierosem, by zaraz zgasić go w popielnicy. Planowała dziś ponownie wprowadzić się w trans i odprawić rytuał, próbując znaleźć kolejne szczegóły sprawy, tym razem wykorzystując zapisane w pamięci fotografie, ale o tym nie zamierzała pana oficera informować.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Niemal może wywrócić teatralnie oczami, westchnąć niczym poirytowana babsko głęboko, aby okazać, jak bardzo drażniącym staje się ten jeden konkretny moment, w którego trakcie jest zmuszonym objaśniać elementarne kwestie ich ról kobiecie. Spostrzega jej lakoniczny gest mający zbyć dalszą dysputę, jak gdyby nie zamierzała się w nią angażować, lecz choleryczny temperament oraz ugruntowana potrzeba dowiedzenia swojej racji – potrzeba w ogóle posiadania tej racji – jest silniejsza.
    Pytałem o pani skojarzenia na ten jeden temat, a nie jakieś niepoważne konkluzje. Brak jest pani doświadczenia i rozeznania się, ale niech mnie pani też nie bierze teraz za idiotę… Ja wiem, że mogę sobie dedukować i ślęczeć nad sprawą bity miesiąc, ale wyrocznią za cholerę nie jestem. Dary od bogów należy szanować… — mamrocze pod wąsem, który jest już zbyt długi i nieopatrznie wlatuje do czarnej ohydnej kawy, gdy Jan przykłada do kubka wargi. Mimo iż w jego mowie nadaremno jest poszukiwać dosadnej aprobaty dla tego talentu, tak oczywiście szanuje go, zgodnie z tym co należy. Sam za przyczyną Odyna ma własne oko oznaczone rażącym bielmem, choć nie wydano go na świat z nim, a morderczą pracą owy posiadł.
    Nie jest sadystą i katem, ale ponura natura i twarz przepełniona wnerwieniem nie wskazują na to, że w jego szorstkich dłoniach można odnaleźć czułość. Dobitny strach, albo coś na jego pozór, jaki uwidacznia się w spojrzeniu kobiety i jej dynamice, nie weseli dumy Jana-Erika, który z ledwo widocznym niepokojem w zmarszczce przy nasadzie nosa, gdy ten marszczy brew, na każde jej nowe drgnięcie, podskórnie zdając sobie sprawę, że zalewa go właśnie fala roztrzaskującej spokój skruchy, bo z jego ust pada kilka bezpośrednich słów na temat jej bezpieczeństwa za dużo, pomimo że powinna być na to przygotowany. Marie systematycznie powtarzała, że nie jej mąż potrafi być subtelny i wrażliwy, a nie raz gruboskórność przysparza mu trudności, gdy córka płacze za zbyt szybko powiedziane frazy dotyczące jej wolności w kwestii późnonocnych zabaw, a martwy już syn, oddaje honor kochającej go rodziny za garść monet. Mógłby splunąć teraz w bok i wyprosić ją, wołając miększych i przyjemniejszych w obyciu oficerów, żeby zajęli się nastraszoną babą, ale w zamian za to czeka i lustruje, bo reakcje na jej twarzy zmieniają się, tę oblewa rumieniec, który dla Nystroma jest jeszcze bardziej szokujący. Sam nie odzywa się więcej, oczekując jej reakcji, a ze zmarszczonymi brwiami wygląda na gniewnego i rozgoryczonego, choć jedynie przygląda się, nie wścieka. Fenrisdóttir jest jeszcze młoda, choć nie niedojrzała, na oko może mieć trzydzieści, może jakimś cudem trzydzieści pięć lat, a chociaż ma w swojej krwi dar proroctwa i, jak teraz przypomina sobie na ułamek sekundy mężczyzna, doktorat, dalej nie jest w stanie dostrzec w niej faktycznego partnera do dialogu, a cherlawą kobietę, która potrzebuje asekuracji. Zaczerwienione z jakiegoś powodu policzki i spuszczony w dół wzrok nastrajają go wszelako na myśl, że może oto coś ukrywa, że to już nie tylko cykor, a informacja, jaką skrywa, a przydatna ma być w śledztwie tym jednym, czy którymkolwiek innym, wszak nie bagatelizuje przecież jej daru. Przez szyb wentylacyjny do pomieszczenia wskakuje gwałtownie wiewiórka o klasycznym ryżym ubarwieniu, która ląduje przed Janem-Erikiem opuszczając przy nim skąpą notkę, na którą ten spogląda jednym widzącym okiem, choć drugie, to na pozór ślepe, wciąż skupia na siedzącej przed nim kobiecie. Postanawia sam upewnić się w dochodzeniu. Zachowuje przy tym kamienną i niewzruszoną twarz, a gdy świstek pergaminu komunikuje, że poszukiwane ciało zostało odnalezione w miejscu, które wskazała, drapie się jeszcze po brodzie, lecz nie wymawia donośnie tej nowiny, uznając, że przecież nie ma takiego obowiązku i nie powinno jej to przesadnie interesować. Gdy ta gasi papierosa, Jan-Erik już w pełni skoncentrowany jest na jej pamięci, próbując chwycić, chociażby telegraficzny jej okruch. Owy precedens, gdy korzysta z daru Odyna, zostawia dla siebie, dziewczyna winna czuć ledwie mrowienie, czy dziwaczne i niewytłumaczalne przejęcie, lecz przyzwyczajony jest, że ze względu na nieurodziwą aparycję i poszarpaną brodę, która przy każdym przejechaniu po niej palcem kłuje, choć i tego nie czuje pod grubą skórą swoich, pracownicy i jego podwładni, a także sąsiedzi, czy nawet przypadkowi przechodnie, zazwyczaj dokładnie tak go odbierają. Przebywanie z Nystromem nie jest przyjemne, a już na pewno nie wtedy, gdy się odzywa. Alabastrowe oko czasami brane jest za powypadkowy problem, czasem za dziedziczną skazę na organizmie, niemniej jednak nawet pies z kulawą nogą nie pyta, najprawdopodobniej w lęku, że Nystrom rzeczywiście odpowie. Kto ma wiedzieć, ten wie i tyle starcza, nie jest wybitnie wylewny i nie dzieli się faktami ze swojego żywota, a już na pewno nie zamierza tego robić przy obcej kobiecie, która niewiele wie na temat prawdziwego życia, skoro na jej serdecznym palcu nie widnieje skromna złota obrączka, a, przynajmniej z tego co wie o niej Kruczy Oficer, nie jest też wdową, a już na pewno nie ma nazwiska męża. A skoro nie ma nazwiska męża, to nie ma też ślubnych dzieci, czyli jest starą panną. Takie co za mocno skupiają się na karierze, a za mało na oddaniu rodzinie, często potem żałują, przynajmniej w opinii Jana, choć i tego nie zamierza insynuować, ostatecznie uznając, że to nawet nie jego sprawa, mimo że z pewnością podobnej frywolności w życiu, albo nadmiernego odsuwania go na potem, nie aprobuje.
    Nie, żadnych więcej pytań — odpowiada skrótowo, nie odejmując z niej wzroku. Skupiony, nie komentując, że ta zamierza w tej chwili wyjść, przystępuje do wieszaka, z którego zdejmuje swój prochowiec, zarzucając go na grzbiet, a następnie otwiera drzwi do gabinetu, prędzej opryskliwo niż szarmancko, wskazując jej niemo drogę. — Ja nie będę mieć pani na sumieniu, a i tak mam iść w tamtą stronę, to odprowadzę panią — ogłasza, bo i tak swoje kroki skierować ma do lokacji, w jakiej należy teraz dokonać drobiazgowej analizy. Dom Setek Lampionów dzisiaj nie oczaruje swoim blaskiem nikogo. — Niech się pani nie obawia, pójdę parę kroków za, co by potem na panią nie gadali, że się ze ze mną prowadzi po mieście — nie jest rozpoznawalny, nawet sprawując wysokie stanowisko, unika mediów, z prasą i radiem nie rozmawia, rzadko kiedy opuszcza biuro. Świadom jest też, że surowa morda, nieogolona gładko broda i poprzepalane od papierosów palce nie prezentują się dobrze przy młodej kobiecie, a po jakiego śledzia ma mieć potem gadane?
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Starym zwyczajem mogła pokręcić głową z niedowierzaniem, kontynuując dyskusję i próbując prostszymi słowami wyjaśnić swoje zamiary oraz przemyślenia. Sztywno zarysowana granica nie pozwala jednak na wymianę konstruktywnymi wnioskami, szczerość i zaufanie są ograniczone, a kolejna próba przebicia się przez sztucznie i jakże niepotrzebne wzniesiony mur mija się z celem.
    - Wierzę, że zrobi pan wszystko, by tą sprawę rozwiązać - ucięła temat chłodniejszym tonem, nie mając zamiaru zagłębiać się weń bardziej. Jest zbyt oczywistym, że Nystrom wiedzony swoimi przekonaniami także uznawał dyskusję za zakończoną i potrzebował mieć ostatnie zdanie. Kimże była, by mu odbierać przeświadczenie o własnej wyższości oraz nieomylności? Dla Fenrisdóttir ważna była prawda, a nie wygrana. Na krótką chwilę związała usta w wąską linijkę, odliczając kolejno od dziesięciu w dół.
    Swoistym ukojeniem okazało się być przybycie wiewiórki, na której oficer od razu skupił uwagę. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, próżno tym bardziej szukać nań odpowiedzi co zawarto w treści wiadomości. Czy to już strażnicy dotarli do nawiedzonego domu, czy znaleźli tam potwierdzenie słów wyroczni? A może wręcz przeciwnie - ciało zostało usunięte, a na tamtej podłodze nie ma już śladów po owiniętej w brudne szmaty ofierze? Dodatkowych pytań nie ma już sensu zadawać, Abigel zachowała ciekawość dla siebie.
    Nagłe ukłucie dyskomfortu, przebiegający wzdłuż pleców dreszcz niepewności niewiele różni się od towarzyszących odczuć. Nie zareagowała więc wcale przesadnie, wyłącznie powtarzając sobie w głowie, że otrzymywane od Norn wizje nie zawsze muszą przecież pokrywać się z rzeczywistością. Tymczasem dar Odyna poprowadził Jana-Erika wgłąb umysłu wyroczni, odsłaniając niektóre ze skrywanych obrazów.
    Mądrość przepowiedni znaczy się grubą linią, zostawia w pamięci ślad wyraźniejszy, niż zwykłe wspomnienie. Wizji wyroczni nie obserwuje się z dystansu, zza bezpiecznej bariery; wciąga raptownie, nie pytając o przyzwolenie. Odliczane w umyśle liczby wybrzmiewają tu kobiecym szeptem, mocne i wyraźne, jakby kierowane wprost do jego ucha:
    Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem…
    Nagle namacalna staje się gęstość powietrza, w przestrzeni pozbawionej struktur. W rozległej ciemności dokucza chłód kładący się na bladej skórze. Widzi świat jej oczami, leży na posadzce ze wzrokiem utkwionym w dziesiątki zawieszonych pod sufitem świateł. Do nozdrzy dociera zapach kurzu zmieszany ze słodko-metalicznym odorem śmierci. Dom Setek Lampionów niknie jednak zaraz pod naciskiem innego.
    … sześć, pięć, cztery…
    Strzępkiem wizji dziwny obraz: wyciągnięta przed siebie dłoń chwyta w przestrzeni drugą, której gwałtowny ruch przyciąga ku sobie, budząc silne napięcie, lecz nie towarzyszy mu strach, a podniecenie. Przyspieszony oddech i łomoczące w piersi serce, uniesiony wzrok odsłania rysy męskiej twarzy naznaczonej liniami zmarszczek i szorstkim zarostem, a w utkwionym w niej dwubarwnym spojrzeniu płonęła zapalczywość. Zamykają się w objęciach, a w gorącym pocałunku niewiele jest z delikatności. Dotyk szorstkich dłoni przesuwa się niecierpliwie po nagim ciele, odnajdując zgodność w złaknionych bliskości biodrach.
    … trzy, dwa, jeden.
    Haust lodowatej, wdzierającej się do płuc wody kończy wizję, przerywa złączone ze sobą umysły.
    Słysząc, że nie będzie dalszych pytań, Abigel podniosła się z miejsca i zdjęła płaszcz z oparcia krzesła, by zaraz narzucić go na ramionach. Przystanęła jeszcze zdziwiona, unosząc wzrok na galdra, deklarującego chęć odprowadzenia jej do dzielnicy portowej. Ponownie uderzyło ją wspomnienie tamtej wizji, której treścią nie dzieliła się dotychczas z nikim - przynajmniej nie świadomie. Odepchnięcie jej przyszło z większą łatwością, zwłaszcza że Jan-Erik skierował się już po swój prochowiec. Czy był sens się z nim teraz sprzeczać, nie godząc na wspólny spacer? Na twarzy kobiety malowały się powaga i względna obojętność, w ukrywaniu emocji dotarła przecież do perfekcji.
    - W porządku. Dziękuję - odparła tylko spokojnym tonem, bo choć nie miała już nic więcej do dodania, to jeżące się na karku włosy mówiły coś zupełnie innego. Skąd u niego ten nagły przebłysk sympatii? Bardziej prawdopodobnym jest, że ma w tym ukryty cel; świadomość pragmatyzmu popchnęła wyrocznię ku drzwiom, gdzie wymijając galdra wyszła na korytarz.

    Abigel i Jan-Erik z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.