Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Stara Ptaszarnia

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Stara Ptaszarnia
    W głębi dzielnicy między stłoczonymi kamienicami, gdzie zazwyczaj zaglądają jedynie mieszkańcy lub ci, którzy zabłądzili pośród kolorowych, starych zabudowań, znajduje się nietypowa, krótka ulica zwana przez niektórych potocznie Starą Ptaszarnią. Mało kto potrafi przejść tędy bez zadzierania brody ku górze, by przyjrzeć się wysoko rozwieszonym pomiędzy budynkami klatkom dla ptaków. Instalacja została poświęcona fińskiemu ornitologowi, Tapaniemu Itälä, odkrywcy łotrzypiórki romantycznej, której okaz został pierwszy raz udokumentowany w okolicach Midgardu. Mężczyzna trzymał w swoim mieszkaniu ponad tysiąc ptaków i regularnie wypuszczał je, by w spektakularnym stadzie oblatywały pobliskie kamienice. W dniu śmierci Tapaniego, który stopniowo przez ostatnie lata popadał w szaleństwo, wszystkie stworzenia odnaleziono martwe, obecnie wielu przechodniów donosi jednak, że z wnętrza pustych klatek wciąż dociera do nich piękny odgłos ptasich treli.
    Widzący
    Ørjan Rovelstad
    Ørjan Rovelstad
    https://midgard.forumpolish.com/t2326-rjan-rovelstadhttps://midgard.forumpolish.com/t2422-rjan-rovelstadhttps://midgard.forumpolish.com/t2423-piolunhttps://midgard.forumpolish.com/f182-mildri-i-rjan-rovelstad


    22.05.2001

    Nie czuł się dziś nieswojo - skorupa wąskiej ulicy była skuta milczeniem i nieruchoma, bez smug przechodniów i chrzęstu cudzych, dudniących o chodnik kroków - nie czuł się dziś nieswojo, choć wsiąkał między budynki, których nie zdążył poznać, szare i zmatowiałe na tle leniwego popołudnia. Samotność za każdym razem smakowała i wyglądała w odmienny, poniekąd niezwykły sposób - tego dnia miała lekki, niezdarny aromat ciekawości zmiękczonej tak jak krem białych chmur rozprowadzonych pod wysklepionym niebem. Nie masz w sobie szacunku, powtarzał kiedyś zatwardziale jego ojciec, a każde z uderzeń słów, choć spływało jak krople deszczu po niewzruszonym ciele, zostawiało w nim płytki, na pozór niewyraźny ślad, obecny jednak na każdym, późniejszym etapie życia, pogardzasz swoją rodziną, wystawiasz nas na pośmiewisko. Nie szanujesz, co więcej, nawet samego siebie. Nie lubił się długo martwić - zmartwienia były zbyt ciężkie, zbyt niewygodne, gdy osadzały się na stelażu ramion i zaciskały szpony na obrysach gałęzi obojczyków. W podobnych, bezcelowych wędrówkach, odnalazł swoją ucieczkę, wszystko wydawało się lżejsze, przepełnione dosadnie ciszą lub srebrzystością szeptów, wyhaftowane barwnymi spojrzeniami i trzepoczącym gwarem. Czasami, zdarzało się, że wymykał się pod postacią kota, przetaczając się połyskliwym, zwierzęcym wzrokiem po kompozycjach nieznanych i nieistotnych twarzy, obtoczonych w półmroku rozjaśnianym przez wieże rozmieszczonych równomiernie latarni. Selja, podobnie jak wszyscy krewni, ostrzegała go przed wędrówkami w pojedynkę, on jednak zgniatał ryzyko, nie będąc w stanie odwołać samozwańczej tradycji. Odkąd zelżała zima i położono kres rytualnym morderstwom, miasto odetchnęło na nowo, donośnie i przy tym z ulgą, zachęcając go jeszcze silniej niż wcześniej do zachłyśnięcia się dystansem.
    Sprzedaż mogła być lepsza. W świecie, w którym na codzień żyje, większość dostępnych kwestii rozchodzi się o pieniądze, o zyski i straty, o cichy chichot talarów bębniących wieczną melodią pozyskanej korzyści. Ich sława mogła być większa. Rovelstadowie nie byli w stanie pogodzić się z utraconym majątkiem i reputacją, a mamrotane przez nich, wyblakłe strzępki frazesów męczyły go i nużyły, nie dając chwili beztroski. Czuł, że dalej jest chłopcem - chłopcem, który nie nawykł do dorosłego życia, ubrany w cudze ambicje, o rozciągniętych, wydłużonych kończynach, o piętnie przybliżających się nieuchronnie, kolejnych urodzin, pogrążających go jeszcze bardziej w niedoli dojrzałości.  
    Skręcił w inną alejkę - Dzielnica Trzech Skaldów straciła artystyczną finezję i ekscytazę buzującą w ogrodach żył odwiedzających osób - nie odzyskała jej, gdy zagłębiał się dalej, w coraz silniej zaciskające się, zapomniane labirynty zaułków. Zatrzymał się, słysząc, jak wiatr porusza rozmieszczoną ponad nim instalacją - zadarł z początku głowę, lustrując dziesiątki klatek, które w przeszłości wypełniał wzorzysty oraz barwny śpiew ptaków.
    Każde, drobne więzienie, nosiło swoją historię.


    Life's been so good
    to me Has it been good to you? Has it been everything That you expected it to be? Was it as good for you As it was good for me? And was it everything That it was all set up to be? Now is that gratitude? Or is it really love? Some kind of reality That fits just like a glove?
    Ślepcy
    Halle Skov
    Halle Skov
    https://midgard.forumpolish.com/t3454-halle-skovhttps://midgard.forumpolish.com/t3542-halle-skov#35520https://midgard.forumpolish.com/t3541-bragi#35518https://midgard.forumpolish.com/


    Letni wiatr zostawiał na jego skórze drobne ślady ugryzień, małe znamiona piegów i ciemnobrązowych pieprzyków, wąskie nitki złotego słońca zawijające się wokół jego odkrytych ramion i wyżej, aż do zasłoniętych mysimi włosami szyi i wąskiej twarzy uniesionej w zainteresowaniu. Ponad jego głową przyjemnie błękitne niebo, niedawno jeszcze otwarte niczym wielkie oko nad głównym placem, zwężało się i przymykało między dachami kamienic. Przestał rozpoznawać ulice, w które skręcał, nie patrzył w okna i nie patrzył na ciemnozielone tabliczki ponad drzwiami — nie lubił dzielnicy Trzech Skaldów i wolał jej nie zauważać. Jej brama i kremowe ściany wysokich budynków stały mu kością w gardle, ostrym końcem przypominając widmo dawnego życia, nadal zbyt młodego i zbyt jaskrawego. Zapach tej części miasta nadal przypominał konserwatoria i polerowane fortepiany, tłoczne teatry i przyjęcia pełne złotego szampana; każdy obrót głowy groził zauważeniem majaczącego w oddali gmachu kampusu, ostatniego miejsca, które mógł choćby po cichu nazywać domem. Wspomnienia były niebezpiecznie miękkie, a on bał się, iż gdyby przymknął oczy na zbyt długo, mógłby zatopić się w nich jak w poduszkach i zasnąć. Mógłby w zasadzie spać i przewracać się w nich tak długo, aż nic by z niego nie zostało, jedynie zarys człowieka, zbiór kości kremowych jak fasady tutejszych budynków. Okolica pamiętała jedynie słodkie części jego przeszłości, pozbawione kwaśnego smrodu cudzej kontroli, ostrych języków i dłoni zaciskających się na jego karku — nie mógł pozbawić sobie na ten rodzaj niepamięci. Dzielnica Trzech Skaldów chciała widzieć w nim człowieka, Halle wiedział już jednak, iż demonom nie wolno było udawać.
    Poruszenie powietrza wprawiło klatki w klekoczący ruch. Metal zastukał o metal, a srebrne zdobienia błysnęły w słońcu, rzucając jasny blask na chropowatą ścianę kamienicy. Musiał zatrzymać się na ten widok, pozwalając sobie — być może głupio i nierozsądnie — na krótki przystanek w swojej ucieczce. Powinien być w barze starego Lechlana przed wieczorem, gotowy na byle jakie napiwki i brudną szklankę piwa, tymczasem nie potrafił oderwać wzroku od zawieszonych ponad jego głową klatek, więc stał tak, jak zahipnotyzowany, z papierosem wypalającym się między wargami i futerałem na skrzypce przewieszonym przez ramię. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż słyszy krzyk ptaków odbijający się od murów, szelest ich skrzydeł między stalowymi prętami. Nie musiał zastanawiać się nad tym, jak żyje się w tego rodzaju więzieniu — wciąż przecież pamiętał mieszkanie kupione przez Borgesów i jego szczelnie zamknięte drzwi. Czuł się bliski tym ptakom, których już od dawna nie było i podnosił głowę tak wysoko, by dostrzec ich ogony, że mało brakowało, a nie zauważyłby postaci stojącej tak blisko, skupionej w podobnym do niego zamyśleniu.
    Nie widział Ørjana od kiedy złapał go za ramiona tamtego wieczora nieopodal przesmyku, w cieniu niskich, brudnych zabudowań o nadkruszonych ścianach, w lepkim, smolistym świetle, w którym przyszło mu się wychować. Pamiętał nadal jego ładną, książęcą twarz obróconą mimowolnie w jego stronę i krzyk ciotki, kiedy zatrzaskiwała mu przed nosem drzwi; pamiętał ciężar własnej biedy, gorzkie przekonanie, iż przyłapano go na kłamstwie, a nie na prawdzie. W tamtym momencie nienawidził Ørjana i tego, iż on nie musiał się okrywać — nienawidził jego równo skrojonych ubrań i przebłysku współczucia w jego oczach. Powiedz komuś, a osobiście rozgryzę ci gardło warczał, a kilka lat później wszyscy i tak się dowiedzieli. Tamtego wieczora jednak prawda wydawała się wyrokiem śmierci.
    Wyrosłeś — odezwał się za jego plecami, wyciągając papierosa spomiędzy warg. Dym wplatał się w kosmyki jego włosów luźno wypadające z warkocza. — Tak to się mówi, prawda? Wyładniałeś — zachichotał z niemal dziecięcą radością, przetrzymując uroczy, nieco złośliwy ton ponad słowami. — Jestem ci chyba winny przeprosiny, ale na nasze nieszczęście nie jestem w nich najlepszy.


    Don't give it a hand, offer it a soul
    Don't let it in with no intention to keep it, Jesus Christ, don't be kind to it. Honey, don't feed it, it will come back



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.