Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Kawiarnia Papier-mâché

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Kawiarnia Papier-mâché
    Miejsce to jest szczególnym punktem na mapie dzielnicy Trzech Skaldów – jest to interaktywna galeria artystyczna, pozwalająca wizytującym wejść w rzeczywistych rozmiarów papierowe pejzaże, wypić kawę przy stoliku z widokiem na papierowy zachód słońca, pola kwitnących wrzosów, wysokie góry Bardal lub spienione, sztormowe może. Każda makieta jest osobnym pomieszczeniem, między którymi można swobodnie przechodzić, istnieją jednak również pokoje, które podlegają rezerwacji dla osób ceniących sobie bardziej prywatne okoliczności spotkań. Pejzaże zmieniają się cotygodniowo w nowych kombinacjach, barwach oraz kompozycjach, i nigdy nie są powielane dokładnie tak samo, dzięki czemu kawiarnia Papier-mâché posiada sporą grupę stałych, oddanych klientów – zazwyczaj przy pojawieniu się nowej, niepodobnej do żadnej wcześniej makiety, przed lokalem natknąć można się na kolejkę entuzjastów oczekujących na szansę, by ją obejrzeć.
    Widzący
    Severin Rosenkrantz
    Severin Rosenkrantz
    https://midgard.forumpolish.com/t3587-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3588-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3589-davina#36144https://midgard.forumpolish.com/f115-severin-rosenkrantz


    19.05.2001

    Minęły cztery lata od kiedy świat Severina rozsypał się w drobny mak. Skrzętnie ułożony, pielęgnowany z czułością, podlewany i przez cały ten czas pilnowany, odwrócił się przeciwko niemu, pozostawiając w piersi czarną dziurę. Zasuszone już serce nie bije z dawnym rytmem, żywo napędzając krew, zamiast tego przywodzi na myśl smętne korzonki obumarłej rośliny, jakiej nikt nie chce przywrócić do stanu świeżości.
    Zawiązując na szyi krawat, obserwuje swoje odbicie w lustrze z beznamiętnym wyrazem twarzy. Dziś wspiąć się musi na wyżyny cierpliwości i dyplomacji, aby zawiązana między dwoma klanami umowa doszła wreszcie do skutku, nie przynosząc żadnej z rodzin hańby. Nie wszyscy rozumieją powagę tego obowiązku, bagatelizując sprawę bzdurnymi marzeniami o równie dziecinnych pobudkach. Jeszcze kilka lat temu, mając Signe u boku, zawtórowałby oczekiwaniom Rúny, nieleżących daleko od jego własnych pragnień. Czy nie każdy chce mieć udane małżeństwo, pełne czułości i miłości? Oparte na bezpieczeństwie oraz wsparciu? To ostatnie może jej zaoferować, będąc gotów ponieść rodzinną schedę ku świetności, zgodnie z konserwatywnymi przekonaniami. Jak jednak stawić temu czoła, kiedy druga strona ewidentnie jest nieprzejednana?
    Poprawia klapy marynarki i przeczesuje palcami ciemne włosy, układając je w mniej lub bardziej harmonijny sposób. Fryzura lubi żyć własnym życiem, zwłaszcza na midgardzkim wietrze, więc nie ma co się do niej nazbyt przywiązywać. Wprowadza jeszcze do płuc zapach ciężkich perfum, do których sięga na co dzień, ponownie pozwalając, by porwały go wspomnienia. Słodka nuta przywołuje na myśl obraz ukochanej, którą zdaje się dostrzegać w odbiciu lustra tuż przy własnym ramieniu. Jasnowłosa chciałaby, aby odnalazł w życiu szczęście, ale jak po nie sięgnąć, kiedy umysł pozostaje w potrzasku?
    W kawiarni znajduje się na kilka minut przed czasem, mając szczerą nadzieję, że jego partnerka zjawi się punktualnie. Określenie ich relacji utyka gdzieś w przełyku, nie pozwalając, by wypowiedzieć je na głos, bo nie przywodzi na myśl żadnych przyjemnych skojarzeń. Zaręczyny z młodą Nørgaardówną były krokiem słusznym, acz dogłębnie raniącym. W pamięci ma wciąż przecież żywe wspomnienie ukochanej, o której czuje, jakby ją zdradzał, plamił jej cześć. Serce głuche jest na przykazania jarla, wedle których winien iść przed siebie z dumnie uniesioną głową, umysł zaś dosięgnąć chce wytyczonych sobie oczekiwań. Niechętnie przyjmuje fakt, iż wiązać się to będzie ze schowaniem dumy do kieszeni. Kilka rzuconych naprędce słów sprawia, że w jednej chwili przekreśla szansę na porozumienie. A może to nie tylko jedna sytuacja, a seria niefortunnych zdarzeń, jakie stale ich od siebie odsuwały? Rosenkrantz nie chce w to wierzyć, wszak zawsze staje na wysokości zadania, wyłącznie na głos wyrażając swoje myśli. Wybiórczo i ostrożnie, co czasem — choćby w tym konkretnym przypadku — nie wychodzi mu na dobre.
    Dźwięczy dzwoneczek przy drzwiach, w których zatrzymuje się płomiennie ruda czupryna, jakiej nie sposób pomylić z żadną inną. Severin przenosi się od stolika do wejścia i opiera się bokiem o ladę, obie ręce splatając na piersi. W każdej innej sytuacji wyciągnąłby rękę na powitanie, jednak młoda kobieta zdaje się w ogóle go nie zauważać, za bardzo skupiona na galerii ciast.
    - Potrzebujesz pomocy przy dokonaniu wyboru? - odzywa się wreszcie po dłuższej chwili, wskazując dłonią na szklaną wystawę. - Jeśli chcesz, mogę ci zamówić z każdego  po kawałku, wcale nie musisz się ograniczać. - Ciemna brew unosi się ku górze, nie do końca jawnie wskazując na zniecierpliwienie czy rozbawienie. - Mogę polecić eklerki w polewie, ale nie wiem, czy jesteś fanką czekolady.
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    Droga złośnico.
    Wcale nie była żadną złośnicą! Jakiej innej reakcji zresztą oczekiwał, kiedy umówili się na zupełnie coś innego – i mimo swych drobnych problemów z relacjami międzyludzkimi wiedziała!, że mu to pasowało – nagle bez żadnych ostrzeżeń, rozmów z nią po prostu ot tak, zwyczajnie postawił ją przed faktem dokonanym, nawet nie pytając o zdanie. W jakiś sposób to nawet zabolało – od zawsze była świadoma, że nie jest najlepszą partią, ale to chyba nie był jakiś powód, by nienawidzić jej aż tak mocno, jak robił to Severin? Chociaż niczego nie była już pewna. Czuła się zwyczajnie zagubiona w pewien sposób, ale na spotkanie i tak się zgodziła. Nie chciała kolejnej kłótni.
    A choć nie chciała tego przyznać, patrząc w lustro, wiedziała, że nie ma wyboru. Nie sprzeciwi się przecież woli jarla, więc do końca życia będzie skazana na Severina. Severina, który z niezrozumiałych powodów nienawidził jej od samego początku, a teraz zapewne miało być już tylko gorzej. W ich kręgach rozwód nigdy nie wchodził w grę. Poprawiła rude włosy, układając je w eleganckie upięcie, ozdobione delikatną złotą klamrą, dodające nieco więcej powagi, zresztą jak robiła zawsze idąc na uczelnię. Ulubioną spódnicę porwała kilka dni temu, zostawała jej więc tylko elegancka czarna sukienka w kwiaty, a na nią odpowiednio dopasowany kolorystycznie, różowy płaszcz. Obcasy od tak dawna były nieodłączną częścią jej wyglądu, że w zasadzie tylko takie obuwie znajdowało się w jej posiadaniu, może poza domowymi kapciami. Całość stylizacji uwieńczyły więc kozaczki do kolan na wysokim obcasie, odpowiednia torebka i delikatna, złota biżuteria, dopasowana do klamry. Wcale nie chciała tam iść. Nie chciała się konfrontować z Rozenkrantzem. Chciała, żeby po prostu wszyscy ją zostawili w spokoju i mogła nadal całkowicie poświęcać się nauce, bez żadnych przerywników w postaci niechcianych interakcji. Naprawdę mało było osób, z którymi dobrze jej się rozmawiało, bez tej sztywności i tysiąca myśli wybiegających naprzód. Ale słowo się rzekło, powiedziała, że będzie.
    Kawiarnia Papier-mâché była jedną z jej ulubionych, mieli cudownie zachwycający wygląd i przepyszne ciasta. Zawsze miała solidny problem, które ciastko wybrać danego dnia, gdy podczas przerwy w pracy przychodziła tu na drobną słodycz. I była święcie przekonana, że teraz będzie dokładnie tak samo. Nie była jednak kimś, kto się w jakikolwiek sposób spóźnia, nie sądziła także, że Sev przyjdzie wcześniej, tak samo jak ona. Dlatego nie rozglądała się zbytnio po kawiarni, najpierw stając przy witrynie i z roziskrzonymi oczami i miękkim uśmiechem starała się wybrać pomiędzy dwoma głównymi wyborami – pysznym, oblanym czekoladą ciastem z bitą śmietaną, ustrojonym kawałkami truskawek a klasycznym serniczkiem, jednak w wariacji oblanej karmelem i upstrzonym płatkami białej czekolady. Pierwsza opcja była jej ulubioną, ale serniczek wyglądał bardzo zachęcająco i jeszcze go nie próbowała. Ale skoro miała spotykać się z Sevem, to lepiej poprawić sobie nastrój znajomą, słodką czekoladą…?
    Gwałtownie poderwała głowę, słysząc znajomy głos i zauważalnie się spięła. Zaskoczył ją, nie dało się tego ukryć, złapał całkowicie nieprzygotowaną. Iskry w oczach od razu zgasły, nawet jeśli uprzejmy uśmiech pozostał na jej twarzy. Ale nie był już aż tak szczery jak jeszcze chwilę temu ani tak radosny.
    - Nie musisz, dziękuję. – odpowiada cicho, acz uprzejmie. Eklerki w polewie…? W sumie dawno ich nie jadła, więc czemu nie? Nie była na tyle małostkowa, by pozbawiać się przyjemności tylko dlatego, że proponował je ktoś, kto jej nie cierpiał i do kogo miała aktualnie spore pokłady żalu. – Poproszę eklerka w takim razie. I herbatę jaśminową. – jej głos się ociepla, kiedy tylko kieruje uwagę do ekspedientki stojącej za ladą, a uśmiech nabiera szczerości i takiego ciepła, tak rzadko spotykanego w towarzystwie Severina. Niestety to silniejsze od niej, by na jego niechęć reagować własnym spięciem. Nie pozwala mu jednak zapłacić, bo po prostu nie. Nie jest niczyją utrzymanką, zarabia na siebie. Dopiero wtedy kieruje się do stolika, ściągając z siebie płaszczyk i odwieszając go na specjalnie przygotowanym w tym celu wieszaku. Na herbatę będzie trzeba poczekać, ale pewnie będzie tak samo pyszna jak zawsze. Dopiero teraz do głosu dochodzi też odrobinę zaniedbana kwestia kultury, co wywołuje lekką czerwień zawstydzenia na bladych policzkach.
    - Dzień dobry, Severinie. - powinna dodać coś w stylu "miło Cię widzieć", ale... szczerość nie do końca na to pozwala. - Mam nadzieję, że nie czekałeś na mnie zbyt długo. - cóż, przyszła punktualnie, nawet przed czasem, ale nie spodziewała się, że mężczyzna już tu będzie.


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Severin Rosenkrantz
    Severin Rosenkrantz
    https://midgard.forumpolish.com/t3587-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3588-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3589-davina#36144https://midgard.forumpolish.com/f115-severin-rosenkrantz


    Kiedy dostrzega ją za oknem kawiarni, w żołądku pojawia się ścisk zdenerwowania. Nie jest doń przyzwyczajony, wszak zazwyczaj jest pewnym siebie galdrem, który zwykł przyjmować świat takim, jakim jest, a jednak ta drobna istota sprawia, że całe ciało się nagle napina, a czujność wyostrza. Z takimi jak ona nigdy nic nie wiadomo, czy nie zachowają się w sposób nieprzewidywalny, a on bardzo lubi trzymać rękę na pulsie. Nie wie, czego się po niej spodziewać, poza dziecinną pyskówką, w jaką wdała się podczas ich ostatniego spotkania. Nieomal doprowadziła go wtedy do białej gorączki, na skraj cierpliwości, jakiej zwykle miał w sporych ilościach, wiodąc żywot względnie spokojny. Możliwie, że uniósł głos i rzucił kilka nieprzyjemnych słów, ale to nie powód, aby się obrażać. Zniknęła na cały miesiąc, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Jeśli w ten sposób ma wyglądać ich przyszłość, musi się poważnie zastanowić, czy w ogóle to całe narzeczeństwo dalej ciągnąć.
    Bierze głębszy oddech, mimowolnie wprowadzając do płuc kobiecy zapach. Drzewny ciężar okazuje się być zaskakujący, niezbyt pasujący do dziewczęcego obrazka, przez co momentalnie zawraca w głowie. Ze swoim nosem z łatwością wyłapuje kolejne nuty, zarówno czarną porzeczkę, mandarynkę, jak i zmysłowe piżmo, jakie utrzymują się na włosach i materiale płaszczyka. Zaciska tylko wargi w wąską linijkę i przygląda się jej profilowi, kiedy składa zamówienie. Nie zamierza się z nią sprzeczać na oczach sprzedawczyni, kiedy młoda kobieta decyduje się za siebie zapłacić. Pozostawia dla siebie zdziwienie, że w ogóle ją na zakupy stać, bo pewnie po wyprowadzce z domu rodzinnego i utrzymując się wyłącznie z pensji uniwersyteckiej, niewiele jej pozostaje po opłaceniu czynszu.
    - Czarną kawę proszę - zwraca się do kobiety za ladą, kiedy Nørgaard zmierza już do stolika. Po uiszczeniu opłaty znajduje się zaraz obok niej i nie zajmuje swojego miejsca, póki kobieta nie usiądzie pierwsza. Zbyt dobrze zna zasady dobrego wychowania, by chwalić się teraz brakiem poważania. Rozpina guzik marynarki i zasiada w miękkim fotelu.
    - Jak twoje samopoczucie, droga Rúno? Pisałaś, że twój czas zajmuje mnogość obowiązków. Nie wydajesz się być jednak nadto przemęczona - zaczyna od neutralnej pogawędki, oceniając jej wygląd. Prezentuje się dziś bardzo uroczo, jak zawsze zresztą, sięgając do dziewczęcych kreacji. Delikatna i niewinna w tych swoich kwiecistych sukienkach i różowym płaszczyku, przywodzącym na myśl słodką do omdlenia landrynkę. Severin nie gustuje w młodych pannicach, które w jego oczach wydają się być zbyt niedoświadczone życiem, ale co poradzić, kiedy taka właśnie została wytypowana na jego małżonkę? Rudowłosa pochodzi z dalszej linii krwi jarlów Nørgaardów, nie ciesząc się nazbyt poważaniem wśród rodziny nobilitującej wyrocznie. Ślub z Rosenkrantzem byłby dla niej sporym awansem społecznym, zwłaszcza że Severin nie doczekał się dzieci z pierwszą żoną. Czy młoda rozumie powagę sytuacji? Botanik szczerze w to wątpi.
    Zawiesza na kobiecie spojrzenie czekoladowych oczu, przyglądając się jej uważnie, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu i chciał zapamiętać każdy ze szczegółów. W istocie nigdy przesadnie jej nie oglądał, zawsze skupiając się wyłącznie na jak najszybszym zakończeniu konwersacji, ograniczeniu jej do niezbędnego minimum. Dziś nie jest inaczej; chce prędko mieć tę rozmowę za sobą.
    - Nad czym obecnie pracujesz? - stara się pociągnąć rozmowę, próbując zainteresować jej tematem. O pracy Rúny wie tylko tyle, że zajmuje się magią rytualną na uniwersytecie. Czy dostała się tam przez wzgląd na dobre nazwisko, a może rzeczywiście jest w swym zawodzie na tyle dobra, by przyjąć ją do tak atrakcyjnej placówki? Ta dziedzina nigdy przesadnie go nie interesowała, także teraz nie ma zamiaru udawać wielkiego pasjonata, pyta wyłącznie z czystej przyzwoitości.
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    Kawiarnia to ostatnie miejsce, w którym ma ochotę teraz być. Nie, że nie lubi tego konkretnego miejsca, ale bardziej chodzi towarzystwo. Kłótnia sprzed miesiąca jest nadal żywa, bolesne słowa nadal są wyryte w pamięci, ale dokładnie tak samo fantomowym bólem piecze ręka, na której wtedy widniał czerwony ślad, potem zmieniony w siniaka. Na jasnej skórze nie ma już żadnych śladów tamtego wydarzenia, ale to i tak nie zmienia faktu, że pamięć go podsuwa. Jeśli rozmowa pójdzie nie po jego myśli, znowu będzie jej wyrzucał to wszystko?
    Od samego początku nie chciała żadnego ślubu… Nie, chciała ślubu. Wspólnego życia. Ale z kimś, kogo pokocha i kto pokocha ją. Może to trochę dziecinne, może zbytnio romantyczne, ale nie tak wyobrażała sobie dalsze życie. Problem w tym, że po prostu nie ma wyboru, bo nie sprzeciwi się rodzinie. Dopiero ostatnia kłótnia uświadomiła jej, że po prostu… utknęła. A jako kobieta z klanu nie ma najmniejszego wpływu na to, co będzie dalej. Jej obowiązkiem jest wyjść za mąż, urodzić dzieci i… to tyle. Być przykładną żoną i matką. A że przyszły mąż jej nie cierpi? Nikogo to nie obchodzi, liczy się to, że ma odpowiednie nazwisko. Myślała tylko, że skoro oboje nie chcą tego związku, to razem coś wymyślą… Myliła się.
    Paradoksalnie wcale nie czuje się obrażona. Jest jej przykro. Jest rozczarowana. Spięta. Chyba dlatego nawet nie zapada się w fotelu kawiarni, jak zawsze, tylko siedzi grzecznie na brzegu. Idealna postura, idealne wychowanie… Jasna twarz nie nosi nawet śladu makijażu, ale nie nosi także i śladów podkrążonych oczu, które ma praktycznie zawsze. Wiedząc wcześniej o spotkaniu specjalnie przez dwa dni brała napar nasenny, żeby nie budziły jej koszmary. Żeby nie komentował, jak wygląda i że wstyd przynosi, czy jak to tam brzmiało. Tak, wtedy miała podkrążone oczy, śpiąc tyle tylko, co udawało jej się zdrzemnąć za dnia. Przecież nie mogła codziennie pić eliksiru. Słowa o przemęczeniu odbiera jako przytyk, jak zawsze z jego strony. Powiedziałaby, że trzeba było nie pić eliksiru, ale sen też jej się należy. Przemęczenie nie jest dobre dla nikogo. Przygryza więc lekko wargę, szukając odpowiednich słów, uśmiechając się przy tym uprzejmie, wyuczonym od lat gestem.
    - Dziękuję za Twą troskę. Prace posuwają się do przodu w zakładanym tempie, niczego nie muszę więc nadrabiać. A założenia oczywiście obejmują także niezbędny odpoczynek, nie jest możliwe pracowanie przez całą dobę. – odpowiada spokojnie, układając dłonie na kolanach, bo przecież opieranie łokci na stole jest niekulturalne. A ona nie czuje się na tyle komfortowo, by ułożyć je luźniej. – Cóż słychać u Ciebie i w Twojej kwiaciarni? – pytanie może wydawać się płytkie, ale nie dlatego, że nie jest tym zainteresowana. Wręcz przeciwnie, lubi kwiaty, zwłaszcza te pachnące. Nie sądzi jednak, by mężczyzna w ogóle chciał jej o czymkolwiek opowiadać, zostaje więc jedynie uprzejmość i kurtuazja. Nørgaard umie trzymać swoje myśli w sobie, nie pokazywać ich światu, tak jak się tego wymaga od dobrze wychowanej panny. Chyba właśnie dlatego pytanie Severina tak bardzo zaskakuje. Nigdy nie przypuszczała, że interesowałby się jej pracą. Nieumiejętność rozpoznawania intencji jest w tym wypadku błogosławieństwem, bo choć zaczyna z ostrożnością, tak potem zaczyna się rozkręcać.
    - W moje ręce trafiła pewna księga, zapisana w języku runicznym. Zawiera bardzo dużo opisów zaklęć i magicznych przedmiotów, dostrzegłam także kilka rytuałów. Staram się ją przetłumaczyć, by potem przekazać księgę wraz z tłumaczeniem w odpowiednie ręce… - z każdym kolejnym słowem uśmiech dziewczyny staje się coraz bardziej szczery, bardziej prawdziwy. Oczy zaczynają delikatnie się iskrzyć, gdy mówi o swojej pasji, a o dziwo nie ma tej maniery większości naukowców mówiących językiem zrozumiałym tylko dla siebie podobnych. Rúna mówi dość prosto, zrozumiale, jakby instynktownie wyczuwając, jak ujmować słowa, by rozmówca nie czuł się gorszy nie znając tematu, a tym bardziej głupi. Nie rozwleka się także, streszczając po prostu to, co udało jej się dostrzec w księdze, także na temat gatunków kwiatów. Dopiero przybycie kelnerki z eklerkami oraz herbatą i kawą sprawia, że iskry w oczach nieco przygasają, a uśmiech odrobinę blednie.
    - Dziękuję. – sięga po filiżankę, napawając się aromatem herbaty, na chwilę też przymyka oczy usatysfakcjonowana zapachem.


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Severin Rosenkrantz
    Severin Rosenkrantz
    https://midgard.forumpolish.com/t3587-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3588-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3589-davina#36144https://midgard.forumpolish.com/f115-severin-rosenkrantz


    Przyjmuje jej wypowiedź ze skinieniem głowy. Podczas ich ostatniego spotkania wydawała się być w złym stanie. Przemęczona, przepracowana, a może po serii szalonych imprez? Podobne przygody nijak do niej nie pasują, więc Severin natychmiast usunął ten obraz z wyobraźni. Tym razem prezentuje się dobrze, elegancko i godnie, czyżby ucieczka z domu sprawiła, że poczuła się wreszcie lepiej?
    - W kwiaciarni? - ściąga brwi, zastanawiając się, czy pyta z samej kurtuazji, czy też rzeczywiście chce się czegoś dowiedzieć. Nie ma zamiaru wnikać w szczegóły, ale skoro już pyta, odpowie na pytanie zgodnie z prawdą. - Częściej przychodzi mi zajmować się badaniem roślin, niż układaniem bukietów. - Nie jest urażony uproszczeniem, spodziewając się, że dziewczyna nie ma pojęcia, nad czym pracuje. - Aktualnie mamy w szklarniach pewien problem, jeden z gatunków róż zaatakowała choroba, jaka nie występuje u żadnej innej odmiany. Szukam więc w zapisie genetycznym informacji, co mogło ją spowodować, oraz jak z nią walczyć - tłumaczy, ograniczając się do prostych słów, które najbardziej mogły przypasować niedoświadczonej w botanice osobie. Jego twarz nadal pozostaje w pełni profesjonalna, ale gdzieś na jego twarzy błąka się uśmiech, rozświetlający ciemne spojrzenie. Wtóruje temu od badaczki, kiedy kobieta wchodzi w dobrze znany sobie temat. Nie spodziewał się takiej szczerości, błąkającej się w kącikach ust radości, pasjonującego błysku w oku.
    - Doprawdy? - zdoła tylko z siebie wydusić na ten cały monolog, zanim nie przerywa im kelnerka z zamówieniem. Przysuwa do siebie filiżankę z kawą, ale nie rusza cukiernicy. Wychodzi z założenia, że to, co gorzkie, powinno pozostać gorzkie dla wyczucia pełni smaku. Także owoce preferuje najsłodsze, z chęcią sięgając po truskawki czy brzoskwinie. - Czyli mówisz, że zajmujesz się tłumaczeniem tekstów zapisanych językiem runicznym? - wnioskuje po jej wypowiedzi, usadawiając się wygodniej w fotelu. W przeciwieństwie do Rúny dobrze radzi sobie z utrzymywaniem nerwów na wodzy, mogąc siedzieć na tyle od niej daleko, by nie wyczuwać hipnotycznego zapachu kobiecych perfum.
    - Jak się pewnie spodziewasz, nie chcę spędzić naszego spotkania, rozmawiając wyłącznie o pracy - przechodzi wreszcie do konkretów, sięgając po filiżankę i upijając zeń mały łyk gorącego napoju. - Chciałbym cię przeprosić za swoje zachowanie. Podczas naszego ostatniego spotkania posunąłem się za daleko, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Związaliśmy się konkretną umową, a ja bezpardonowo naruszyłem jej zasady. Obiecuję, że więcej do tego nie dojdzie. - Wodzi spojrzeniem po sylwetce panny Nørgaard, od linii brzegu spódnicy, przez przesłonięty dekolt, szczególną uwagą obdarzając otoczoną czerwonymi włosami szyję. Dopiero wtedy powraca do jej twarzy i osadza wzrok na brązowych oczach. - Jestem jednak zmuszony podjąć ten temat, niezupełnie z własnej woli - wyjmuje szczery argument, nie mając zamiaru ukrywać, że jest inaczej. - Jarl Rosenkrantz naciska, by czym prędzej sfinalizować nasz związek. Dobrze wiesz, że wiąże mnie obowiązkec wobec rodziny, może nawet silniejszy niż twój, skoro pozwalasz sobie na dalsze zawahanie. Oczekuję, że powiemy sobie wprost, czy uda nam się go razem wypełnić. - Nabiera więcej powietrza w płuca i waży słowa na końcu języka. Czy powinien być nadal taki oschły? Nie sądzi, by Rúna zmieniła zdanie, po części sam nie wróży im świetlanej przyszłości, nie z obecnym nastawieniem. - Jeśli nie, będziemy musieli się pożegnać. - Gorzka prawda nie jest prosta do przełknięcia, dlatego Severin ponownie sięga po filiżankę. Nie chce rezygnować z obecnej narzeczonej, nawet jeśli nadal nie wydaje się ku temu najlepszą kandydatką. Czy jest w stanie ją polubić? Wątpliwe. Czy mógłby się w niej zakochać? Niewykonalne. Pozostaje jednak ślepy na wyobrażenia badaczki o wielkiej miłości. Sam przeżył ją raz i wychodził z założenia, że coś tak pięknego dwa razy się nie zdarza. Nie chce jej nawet dawać szansy, nie dlatego, że boi się zapomnieć o Signe, a przez niechęć do składania Rúnie obietnic, jakich nie jest w stanie spełnić.
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    Złośliwość kazałaby odpowiedzieć coś wrednego na pytanie mężczyzny, na to upewnienie się, że pyra o kwiaciarnię. Ale złośliwość i ironia nie są czymś, co wpisało się w charakter Rúny czy teraz czy kiedykolwiek wcześniej, dlatego jedynie skinięciem głowy potwierdza. Oczywiście, że nie wie, czym dokładnie zajmuje się Severin, ale czy to nie jest czasem jego wina? Rúna może na to nie wyglądać, ale niechęć wyczuwa szybko, a ta prowadzi do porzucenia jakichkolwiek prób poznania, bo po co zadawać pytania, na które i tak nie otrzyma od niego odpowiedzi. Z jakichś powodów mężczyzna nie chce rozmawiać, teraz jest dziwny wyjątek.
    Błysk w oczach dziewczyny nie znika, gdy słucha o chorobie kwiatów. Za to na kompletnie pozbawionej makijażu twarzy pojawia się zamyślenie, kiedy zastanawia się nad jego problemem. Z jednej strony to nawet silniejsze od niej, by pomóc, z drugiej to przecież Rosenkrantz, ale z trzeciej... Sam fakt jest intrygujący, choroba atakująca tylko konkretną odmianę, z naukowego punktu widzenia to coś, czym chętnie by się zajęła. Jest pasjonatką run, nie botanikiem, ale przede wszystkim jest naukowcem, teoretykiem. Miło byłoby zająć się czymś od strony odrobinę bardziej praktycznej.
    - A wiesz już może, co to za choroba? - pyta, żywo zaciekawiona tematem. - Może ustalenie jej rodzaju pomogłoby w znalezieniu odpowiedzi, skąd dokładnie się wzięła i dlaczego choruje ta konkretna odmiana? Czy są trzymane w jakichś konkretnych warunkach, odmiennych od pozostałych odmian? - podchodzi do tego czysto naukowo, ale bardzo szczerze i entuzjastycznie. Wcale nie wymaga rozmowy o własnej pracy, choć komentarz mężczyzny spotyka się z cichym śmiechem, nie trzymającym żadnej urazy. Chyba pierwszy raz jest przy nim rozluźniona, pozwalając wyjść na wierzch nieco bardziej swojej prawdziwej osobowości, skrzętnie ukrywanej pod nazwiskiem i maską narzeczonej z przymusu.
    - To bardzo duże uproszczenie, ale w zasadzie tak. Chociaż nie tylko. - uśmiecha się w ten sam ciepły sposób, rozświetlający całą twarz i oczy, które z ciemnego brązu przeszły do koloru płynnej czekolady, upatrzonej plamkami radosnego złota. - Szukam także nowych rytuałów runicznych, tworzę nowe wykresy magii runicznej, dostosowując je do zmieniającej się wokół magii. W pewnym sensie czasem odkrywam magię na nowo, magię i jej możliwości. - nadal jest to jednak teoria, ale Rúna naprawdę to kocha. Nigdy nie pozwalała, by magiczne ograniczenia ograniczały ją tak naprawdę. Kocha te momenty, gdy po wielu próbach testują wykres i okazuje się, że wszystko działa...
    - Oczywiście. - zgadza się z nim? Komentuje? Po prostu skinięciem głowy potwierdza fakt, że usłyszała, co do niej mówi. Z takim samym skinięciem głowy przyjmuje przeprosiny, które i tak niczego nie zmieniają. Raz to zrobił, drugi raz pewnie też. Nie ufa mu, już nie, ale jeszcze, jeszcze się łudzi, że ta rozmowa może być przyjemna, że raz jeden uda im się ot tak pogadać, jak dwójce znajomych...
    Uśmiech znika niczym płatki dmuchawca przy mocniejszym podmuchu wiatru. Tak samo jak plamki złota w brązowych oczach, gdy słodkie i przepyszne ciastko staje jej w gardle. Z wyważonym spokojem bierze do rąk filiżankę, co pozwala znaleźć dodatkową chwilę na odpowiednie słowa.
    Nie z własnej woli...
    Ciało dziewczyny sztywnieje, wracając do nienagannej uprzejmości i sztywnych zasad, nie pozwalających na rozluźnienie. Oczywiście, że nie zmieniła zdania. Jednak w przeciwieństwie do niego jest w pełni świadoma, że jej zdanie nie ma tu najmniejszego znaczenia. On przeżył swoje uczucie, chociaż raz. Jej odmówiono tego i mimo wszystko po prostu wiedziała, że nie ma nawet na co liczyć.
    - Obowiązek wobec rodziny jest najważniejszy i nigdy nie pozwoliłabym sobie go nie wypełnić. - mówi krótko w odpowiedzi, powoli sącząc herbatę. Jest to odpowiedź na jego pytanie, oczywiście, że jest, ale czy oby na pewno? Rúna mówi szczerze, dokładnie to, co myśli, jednak wszystkie wątpliwości zostawia dla siebie. Zresztą przecież bardzo dobitnie pokazał, jak bardzo szanuje jej zdanie w temacie, stawiając ją przed faktem dokonanym nawet bez ani jednego słowa ostrzeżenia. Jej i tak zmarnowane klątwą krwi życie nie zapowiada się ani trochę lepiej, dobrze jej w tym miejscu, w którym jest i przypomina sobie ciepły wystrój salonu tatuażu Alexa i wspólne jedzenie ciastek. Mimo urazu kolana tam było... miło. Wesoło. Pozwoliła sobie na bycie sobą, ośmieliła się chociaż na chwilę nie bać się, że coś palnie, chociaż oczywiście jej się to udało. Ale jednocześnie niczym kubeł zimnej wody wylany na głowę uderza ją fakt, że z Rosenkrantzem nigdy nie będzie swobodnie. Sztywność wspólnego „życia” będzie jej towarzyszyć do końca życia.
    - Czy to wszystko, o co chciałeś zapytać? - wraca do dokończenia eklerka, ale już bez przyjemności. Nawet słodka czekolada nie potrafi osłodzić goryczy zmarnowanego na zawsze życia. Chociaż praca w Instytucie jej zostanie. Może. Patrząc na Severina nawet tego nie jest pewna, a pytanie o to mija się z celem. Gdy będzie mu wygodnie i tak zrobi to, co będzie chciał. Nie ma w zwyczaju słodzić herbaty, by napawać się aromatem jaśminu, lepsza jest bez jakichkolwiek dodatków, teraz jednak czuje, że potrzebuje cukru, by skuteczniej trzymać swą fasadę dobrej córki i narzeczonej.


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Severin Rosenkrantz
    Severin Rosenkrantz
    https://midgard.forumpolish.com/t3587-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3588-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3589-davina#36144https://midgard.forumpolish.com/f115-severin-rosenkrantz


    Dostrzega błysk w jej oku, rodzące się zainteresowanie. Nie tego się spodziewał. Westchnienia nad boleścią kwiatów tak, ale podsuwania własnych rozwiązań?
    - Rosa Mirabilis, to odmiana, którą wyhodowałem w swojej szklarni przed dwoma latami. Oznacza “cudowną różę”, bo tworzyłem ją z myślą o słonecznych porankach na łonie natury, dalekim od centrów miast. Powstała ze skrzyżowania Rosa Aurea, odmiany o złocistych płatkach, symbolizująca bogactwo i światło, oraz Rosa Sylvestris, która jest z gatunków dzikich, o silnym zapachu i pięknych, naturalnych kwiatach - elaboruje dalej, skoro kobieta pyta o szczegóły. O roślinach może mówić wiele, póki nie dostrzeże na twarzy rozmówcy zmęczenia tematem. - Mam teorię, że w obu są geny, które się wzajemnie wykluczają, sabotują, jednak nie wiem jeszcze, w czym tkwi szkopuł. - To sprawa, nad którą pochyla się już od pewnego czasu, gdy tylko dostrzegł, że złote płatki kwiatów opadają na ziemię. - Mogłabyś mnie odwiedzić kiedyś w pracowni. Sprzęt laboratoryjny może niekoniecznie, ale sam ogród botaniczny mógłby ci przypaść do gustu - podsuwa nieśmiało, niejako próbując odsunąć rozmowę od swojej pracy, spodziewając się po wyglądzie panny Nørgaard, że to piękno kwiatów najbardziej ją zainteresuje.
    - Czyli mówisz, że magia jest wciąż na tyle niezbadana, że należy się jej bliżej przyjrzeć. Zgadzam się tu z tobą, cenię sobie ciekawość świata i chęć poznawania go na nowo - stwierdza w odpowiedzi na jej uśmiech, który dziwnym trafem wyciąga także jego. Oboje zajmują się tym samym, choć w zupełnie różnych dziedzinach. Może Rúna nie jest tak płytką dziewczyną, na jaką wygląda.
    Oszczędne wypowiedzi badaczki sprawiają, że Severin coraz bardziej nabiera wyrzutów sumienia. Świat jest dla niej niesprawiedliwy, ale nikt nie mówił, że życie jest fair. Sam dogłębnie poczuł jego złośliwość.
    - Przychodzę tu, bo chcę wyjąć do ciebie rękę. Jestem skłonny spróbować otrzepać z gruzów naszą relację i zbudować ją od nowa. - Próbuje się łagodnie uśmiechnąć, ale unosi się tylko z jeden kącików ust. - Czy w ramach tego wyraziłabyś ochotę, by wybrać się ze mną do teatru? - Specjalnie sprawdził wcześniej propozycje na afiszach, nie chcąc strzelać sobie w stopę słabym repertuarem. Istnieje opcja, że po ciekawym spektaklu będą mogli o czymś porozmawiać, jakkolwiek się poznać. Do tej pory wcale o to nie zabiegał, żył własnym życiem, pozwalając jej także korzystać z wolności. Czy to zrobiła, wykorzystała otrzymany czas? Trwają w tym układzie już trzy długie lata, niewiele par może sobie na to pozwolić, najczęściej już po roku dokonując legalizacji związku. Musi tu przyznać nieco Nørgaard rację, ciężko się trwa w bliskiej relacji z kimś, kogo się nie zna. Nie może obiecać jej uczucia, ale chce wyjść z inną propozycją.- Skoro nie możesz mnie pokochać, to może przynajmniej polubić? - Słowa te z trudem przechodzą przez jego gardło, bo nie ma wielkich podstaw, by sądzić, że rudowłosa zdecyduje się na ten układ przystać. Zwilża więc usta łykiem czarnej kawy, po czym odstawia filiżankę na spodek. Nachyla się ponad stołem, splata ze sobą palce i opiera je na blacie. - Niewiele mamy czasu, aby podjąć ostateczną decyzję, a ja nie chciałbym cię do niczego przymuszać - mówi szczerze spokojnym tonem, bo udało mu się to zrozumieć w ciągu ostatnich tygodni, kiedy nieobecność Rúny dawała się we znaki, przynosiła wątpliwość — czy nie przesadził? Zdecydowanie bardziej podoba mu się opcja posiadania u swego boku kogoś, kto nie chce go na każdym kroku sabotować. Chce podjąć ostatnią próbę dogadania się z nią, nim nie zdecyduje się na zmianę partnerki. Ponowne poszukiwania wcale mu się nie uśmiechają.
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    Oczywiście, że szkoda jej chorujących kwiatów, żal przecież pozbawiać świata piękna roślin, ale przecież samo żałowanie nie rozwiąże problemu, nie pomoże wyleczyć róż Rozenkrantza. Dlatego lepiej po prostu zająć się genezą problemu, niż rozwodzeniem się nad nim. Posyła mu pełen przeprosin uśmiech, ale słucha uważnie, cały czas, z nadzieją, że coś wyłuska.
    - Nie zamierzam nawet udawać, że moja wiedza dotycząca kwiatów i innych roślin jest chociaż trochę większa ponad tę potrzebną do utrzymania ich przy życiu w doniczce. – przyznaje całkowicie uczciwie. – Zresztą uważam takie udawanie za brak szacunku do kogokolwiek. Ale chętnie douczę się potrzebnych rzeczy. – dodaje, bo przecież nie pociągnęła tematu ot tak sobie, żeby posłuchać głosu mężczyzny. Naprawdę ją to ciekawi. – Wykluczające się geny? Być może jest to jakaś opcja. – zamyślona lekko zagryza dolną wargę, szukając jednak innych pomysłów. – A może nie wykluczające się, tylko połączenie tych odmian wywołało w nowym tworze niespotykaną wcześniej wrażliwość? – proponuje własną opcję, jednak nie odrzucając przy tym teorii Severina. Chyba każdemu można trochę podywagować na temat tak interesującego zagadnienia naukowego. Rzecz jasna, o ile Severin zechce pociągnąć temat, bo jak się szybko okazuje, jednak tak nie jest.
    - Gdyby była w pełni zbadana, nie można byłoby tworzyć nowych rzeczy. – stwierdza jeszcze swobodnym tonem, który zresztą bardzo szybko mija. Nie jest w stanie go przywrócić, dorzucając cukru do jaśminowej herbaty, by choć na tym móc się skupić, a nie na słowach, które padają w jej stronę.
    - Otrzepać… z gruzów? – marszczy nosek, bo metafora w ogóle do niej nie dociera. Nie potrafi jej połączyć w sensowne kawałki, ale przecież tak naprawdę nigdy nie umiała takich rzeczy. Dlatego od najmłodszych lat przypinano jej łatkę dziwnej. Z hasłem zbudować od nowa radzi sobie tylko odrobinę lepiej, jednak i tak odpowiada na swój prosty, bardzo dosłowny sposób.
    - Żeby zbudować coś od nowa, trzeba najpierw zburzyć stare. Nie można zburzyć czegoś, czego nie ma. – nadal jednak trochę marszczy czoło, nie będąc pewna, czy dobrze wszystko rozumie. To nie to, że w jakiś sposób odrzuca mężczyznę. Po prostu mówi w sposób, którego dziewczyna nie rozumie kompletnie. W końcu jednak wzdycha głęboko. – Nie rozumiem. – i unosi do ust filiżankę, z może malutkimi iskierkami nadziei, że jednak jej to wytłumaczy. Zresztą ta nadzieja zaraz upada. Nie znają się przecież wcale. Próbowała na początku trochę poznać mężczyznę, ale on nie chciał dać się poznać. I nigdy nie poznał jej samej. Nie jest jej bratem, żeby rozumieć, co ona ma na myśli i żeby w ogóle wyjaśniać jej, o co chodzi jemu. A to budzi bardzo wiele problemów… Dlatego zostawia na chwilę kwestię teatru, choć mimowolny uśmiech wskazuje na to, że nie miałaby nic przeciwko wybrania się na jakiś spektakl. Dawno nie była na czymś takim. Jednak jej uwagę przykuwają następne słowa i znów wraca spojrzeniem do Seva, delikatnie przekrzywiając głowę na bok, odsłaniając więcej szyi, teraz naprężonej ustawieniem głowy. Świetnie widać powoli bijący puls, jeśli ktoś zechce wbić tam wzrok.
    - Polubić? - pyta cicho, z delikatnym zaskoczeniem i jednocześnie powagą wypisaną na drobnym obliczu. - Okazujesz mi niechęć od momentu, w którym się poznaliśmy oficjalnie. - mówi spokojnie, bez wyrzutu. To jest właśnie ten problem z Nørgaard, ona nie widzi świata jak inni, zupełnie inaczej go postrzega, nie widząc głupich podtekstów albo wbijanych szpil. I sama nikomu ich nie wbija. - I teraz chcesz, żebym Cię polubiła. - powtarza, co w każdych innych ustach brzmiałoby jak drwina, przytyk lub wyrzut. Ale nie w jej ustach, w jej tonie jest tylko stwierdzenie faktu zabarwione niewinnym zaskoczeniem. - Jak to sobie wyobrażasz? – delikatnie mruży oczy, jakby chciała dowiedzieć się, co właściwie myśli, przebić wzrokiem jego czoło i odczytać myśli. Trochę tak jest, bo sama nie potrafi nie spodziewać się po nim niechęci, nie potrafi nie oczekiwać po nim kolejnego kłamstwa i ignorowania jej zdania. Nie wie, czy ma coś do niej personalnie, czy chodzi o reputację Nørgaardów, nieco nadszarpniętą. Ale i tak nie zadaje tego pytania, uznając je za bezcelowe. Nie potrafi teraz nie zastanawiać się, co właściwie mężczyzna planuje teraz i dlaczego tak naprawdę.


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Severin Rosenkrantz
    Severin Rosenkrantz
    https://midgard.forumpolish.com/t3587-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3588-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3589-davina#36144https://midgard.forumpolish.com/f115-severin-rosenkrantz


    Nie kryje swojego zaskoczenia, kiedy Rúna podejmuje temat roślin, poruszając się po nim z pewną wprawą. Nawet jeśli nie ma pojęcia o uprawie, to interesuje się badaniami, przejawiając typowe dla odkrywcy cechy — próbuje. Ciemne brwi unoszą się, tworząc na czole dwie poziome zmarszczki. Może rzeczywiście źle ją ocenił.
    - To też jest jedna z teorii, jaką podejmuję przy badaniach. Wiem, że nic nie wiem i niczego nie wykluczam. - Zamierza przyjrzeć się tej sprawie uważnie i podjąć konkretne kroki ku rozwiązaniu problemu. Nie chce rozstawać się z różami, jako badacz i Rosenkrantz musi im pomóc. Stawia sobie za punkt honoru poświęcenie temu projektowi, szczerze wierząc, że ciężką pracą uda mu się wyciągnąć nowe wnioski.
    Znów rozmijają się w rozumowaniu. Nic dziwnego, że nigdy nie doszliśmy do porozumienia, przemyka mu przez myśl, bo dla niego zaistniała sytuacja była relacją, jaka została zwyczajnie pogrzebana. Nørgaard tak tego nie widzi, zwyczajnie wymazując z pamięci ostatnie lata, traktując go jak powietrze, środek zabezpieczający przed realnym zamążpójściem. Tu nie może jej się dziwić, bo sam zgodził się na ten układ z tego samego powodu. Jeśli jednak nie uważa ich związku za zrujnowanego, to czy nie powinna wyraźniej stawiać swoich granic, obstając przy swoich zasadach, bądź zwyczajnie przystać na ugodę?
    Mimowolnie wraca znów spojrzeniem do łabędziej szyi, jaka wyciąga się nagle i odsłania w swej krasie. Nie potrafi odejść odeń wzrokiem, oddycha tylko nieco ciężej, pozwalając jej mówić. Słowa kobiety dochodzą jakby z daleka, absolutnie nie dziwi się jej nastawieniu oraz zdziwieniu. Sam byłby zaskoczony, gdyby to ona jako pierwsza wyciągnęła rękę. Przyznałby jej z miejsca punkty za odwagę, jakiej wcześniej u niej nie dostrzegał, o jaką wcale nie podejrzewał. Powraca jednak na ziemię wraz z kolejnym stwierdzeniem, jakie zapada nagle w pamięć i godzi prosto w zeschnięte serce.
    - Niechęć? - dziwi się, marszcząc czoło. Rzeczywiście, nie był dość przyjaźnie do niej nastawiony, ale żeby zaraz niechęć? Głos mężczyzny staje się nieco chłodniejszy, bo nie tak interpretował swoje zachowanie. - Pojawiłaś się w moim życiu, kiedy byłem w bardzo trudnym miejscu. Nie widziało mi się poznawać nowych ludzi, o małżeństwie nie wspominając, jednak to temat na inną rozmowę. - Albo nigdy. Nie zamierza wprowadzać ją w szczegóły swojego życia, nie, kiedy jeszcze jej nie ufa. Chce potraktować ją niezbędnymi ogólnikami, niezbędnymi do zrozumienia sytuacji, w jakiej został postawiony. Trwali w tym marazmie przez ostatnie trzy lata, już wkrótce nadejdzie kolejna rocznica od zawiązania tej całej farsy. Trzy lata od kiedy powinien był zapomnieć o żonie i nienarodzonym dziecku. Trzy lata od kiedy został przymuszony do ruszenia dalej, porzucając przeszłość za zamkniętymi drzwiami. Teraz przychodzi mu mierzyć się z nowym wyzwaniem, o jakim wiedział, że wreszcie nadejdzie, a jakie spychał na sam koniec świadomości do momentu, aż stanie się trudne do zignorowania.
    - Polubić, znaczy nieco bliżej poznać - wzdycha teraz ciężko, bo widzi, że musi sięgać do łopatologicznego tłumaczenia. Nørgaard wydaje się być bardzo oporna, a przynajmniej niechętna, by cokolwiek w kwestii ich relacji zrobić. - Bez tego nie ruszymy z miejsca i nie dowiemy się, czy rzeczywiście pasujemy do siebie, jak pięść do nosa. Czyli wcale - podkreśla, dobitnie zaznaczając te słowa. - Proponuję ugodę, próbę pojednania. Jeśli na nic się ona nie zda, nie będę już więcej naciskał - mówi całkiem szczerze, bo nie widzi mu się reszta życia spędzona na ścieraniu się z drugą osobą, która powinna mu być podporą, nie zaś utrudnieniem. Jeśli Rúna tego nie zrozumie, nie ma powodu, aby dalej w to brnąć. - Muszę przyznać, że nic o tobie nie wiem. Sam nie dałem się lepiej poznać, wybierając taktyczny dystans. Nie byłbym jednak galdrem, gdybym nie dostrzegł tego błędu. Przychodzę tu dziś nie po to, aby pogłębiać istniejącą między nami przepaść, pozostaje więc tylko pytanie, czy jesteś skłonna pozwolić mi to zmienić. - Spogląda na nią wyczekująco. Ze swojej strony zrobił wszystko, co mógł, teraz przekazuje jej pałeczkę i pozwala zdecydować, którą ścieżką zamierza kroczyć.
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    Zaskoczenie Severina powinno być przykrością, ale nie jest. Trochę ją bawi gdzieś wewnętrznie, ale poza tym czuje przyjemną dumę z siebie samej, że chyba trochę udało jej się go zaskoczyć w ten pozytywny sposób. Tak naprawdę z wielką chęcią spojrzałaby na te kwiaty, może nawet sprawdziła faktycznie geny, o których mówił Severin. Tworząc wykresy runiczne od lat może udałoby się jej coś znaleźć, jakiś fragment nie pasujący do reszty? Nie śmie jednak tego zaproponować, nie są przyjaciółmi, by mogła ot tak proponować pomoc, nie są obcymi, by on tę pomoc przyjął… NW Instytucie jest inaczej. Tam nikt nie obawia się proponować pomocy ani jej przyjmować.
    - Uczymy się całe życie. A taka sprawa, choć jest niewątpliwym problemem dla twórcy, jest jednocześnie wyzwaniem dla naukowca. – uśmiecha się delikatnie do mężczyzny, zostawiając w końcu temat róż w spokoju. Nawet, jeśli chętnie by im się przyjrzała, tak po prostu dla samej siebie.
    Próbuje za to zrozumieć, o co może chodzić Rosenkrantzowi. Dla niej relacja między nimi nigdy nie zaistniała – nigdy się nie poznali, nie próbowali poznać, nie można było ich nazwać nawet jakimiś bliższymi znajomymi. Znają swe imiona, nazwiska, jarlowie kazali im spędzić razem życie, a obojgu im się to nie spodobało. To tyle, cała reszta jest niczym biała, niezapisana kartka, nie ma tu żadnej relacji, bo nie zostało przeznaczone jakiekolwiek miejsce, w którym mogłaby ona zaistnieć. Rúna przygryza wargę, rozważając słowa mężczyzny, bo zdaje sobie sprawę, że okrucieństwem i fałszem byłoby zwalać na niego całą winę za to wszystko. Może powinna nieco bardziej naciskać, gdy w ogóle nie chciał jej towarzystwa? Próbować bardziej? Mocniej? Częściej? Nawija zagubiony kosmyk włosów na palec, czując się niekomfortowo w jego towarzystwie. Nie potrafi mu w żaden sposób uwierzyć, zaufać, a chyba powinna.
    To słowo. Powinna. Powinność chodzi za nią od dzieciństwa. Powinna robić to, powinna robić tamto. I zawsze to robi, czy tego chce, czy nie, bo powinna. Nie wie, jak Severin, nie ma prawa wiedzieć, ale ona sama zrobi to, co trzeba, to, co musi. Nie sprzeciwi się woli jarlów, choćby nie wiadomo jak tego chciała. Może tylko czasem pozwoli sobie na bycie kimś, kim jest naprawdę, a nie dobrze ułożoną wnuczką jarla. Tym przeklętym dzieckiem mogącym wykrwawić się od nieostrożnego zacięcia się papierem. Z odruchu wędruje palcem do wisiorka, który kiedyś otrzymała od babki. Chyba o wiele bardziej woli dzieciństwo niż czas obecny, chociaż życie na własną rękę jest przyjemne.
    - Więc czułeś niechęć do mojej osoby. – podsumowuje spokojnie jego słowa, bez żadnego wyrzutu w tonie. – To całkiem zrozumiałe. – gdyby nie dobre wychowanie, wzruszyłaby zapewne ramionami. W jakimś sensie ta niechęć wcale jej nie boli. Jest dla niej czymś normalnym, mierzyła się z nią od dawna, od praktycznie wszystkich, poza tą nieliczną garstką osób, które postanowiły się uporem przedrzeć przez barierę jej niezrozumienia i poszły dalej. Obserwuje uważnie Rosenkrantza, zdając sobie dziwnie sprawę z tego, że mężczyzna chyba nie oszukuje. Chyba pierwszy raz jest z nią szczery, jakby faktycznie chciał wiedzieć, jakie jest jej zdanie.
    Czy potrafi wybaczyć mu wydarzenia sprzed kilku tygodni? Pamięta wciąż, ile musiała się namęczyć, by wyprosić ten dłuższy czas, by mogła prowadzić swoje badania. Ale badania się skończyły, osiągnęła stopień naukowy i teraz nie miała już żadnej wymówki. Więc może… może mężczyzna mówi prawdę. Powoli dopija swoją herbatę, trzymając myśli dla siebie, pozwalając mu mówić, a sobie zebrać myśli. Jakąś częścią zdaje sobie sprawę, że Severin ma bardzo przyjemny głos i o ile się nie czepia, to całkiem miło się go słucha. Zostawia jednak swoje wątpliwości i większość myśli, ona nigdy do nikogo nie będzie pasować, nie jest typem pasującym do świata i innych osób. Taka po prostu jest, nie da się tego zmienić.
    - Oboje zawiniliśmy, nie próbując się choćby zaznajomić bliżej. – odzywa się w końcu, cichym, wyważonym głosem, odkładając na stoli pustą filiżankę po herbacie. Za dużo cukru zostawia zbyt słodki posmak na języku, który z odruchu zmywa kęsem pozostałego eklerka, który teraz już nie staje jej w gardle. – Oboje popełniliśmy błąd, ale… - lekko zawiesza głos, z pewnym wahaniem. Już dawno zauważyła, że Severin nie odbiera jej w dobry sposób. Ludzie nie rozumują, jak ona, wie o tym, ale wyjaśnienie tego komuś z boku… Może kiedyś. Któregoś dnia. – Zawsze uważałam, że każdy błąd można naprawić, jeśli się tego chce. A nad każdą przepaścią można zbudować most, by połączyć obydwa brzegi. Tak, chętnie wybiorę się do teatru. Od dawna nie byłam na żadnym spektaklu. – kończy swoją wypowiedź, delikatnie spięta. Mocniej niż kiedykolwiek odczuwa swoje problemy z dogadywaniem się z innymi, ale jak zazwyczaj ten fakt ignoruje, bo nic z tym przecież nie zrobi, nie pójdzie do nikogo i nie poprosi: naucz mnie rozmawiać, tak z Severinem jest inaczej. Jego niechęć nadal kłuje, choć gdy ujawnia powody, jest trochę łatwiej przeskoczyć tę przeszkodę.


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Severin Rosenkrantz
    Severin Rosenkrantz
    https://midgard.forumpolish.com/t3587-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3588-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3589-davina#36144https://midgard.forumpolish.com/f115-severin-rosenkrantz


    Nie ma innego sposobu, jak zgodzić się skinieniem głowy. Młoda kobieta wprawdzie nie mówi niczego odkrywczego, czego sam by już nie wiedział, czy do czego by nie doszedł, ale imponuje mu swoim zaangażowaniem. Skąd się wzięła ta chwilowa pasja — czy spowodowana była chęcią do poruszenia jakiegokolwiek tematu, niebędącego ich relacją? A może rzeczywiście tak bardzo interesuje się metodologią badań, że nie istotny jest temat, a sam fakt stosowania praktyki? O to dopytywać teraz też nie zamierza, wykorzysta ten aset później, by sprawdzić, czy mówią jednym głosem.
    Na dnie filiżanki zostaje już tylko kilka kropel czarnej kawy, której Rosenkrantz nie dopija. Wciąż obdarza swoją rozmówczynię poważnym spojrzeniem, niespiesznie analizując każdy z jej ruchów oraz gestów, jak choćby niepewnie przygryziona warga. Nad czym tak się waha, co pozostaje dlań trudnością? Severin nie miał w zamiarze rzucać jakichś trudnych wyzwań, ot, podzielić się oszczędną szczerością na własny temat. Widzi u niej zawahanie, czy aby na pewno powinna mu uwierzyć, ale sam nie ma dla niej odpowiedzi. Tę decyzję musi podjąć sama.
    To całkiem zrozumiałe, pada z jej ust, a galdr wstrzymuje powietrze w płucach i tym razem sam się waha. Ostatnim razem słyszał z nich wyłącznie wyrzuty, akty oskarżeń, złość i niesprawiedliwość. Doprowadził ją na skraj wytrzymałości, to prawda, że nie powinien tego robić, ale przecież musiał podjąć decyzję, pokazać się dziadkowi, jako odpowiedzialny, trzymający los we własnych rękach. Nałożył i obwieścił wyrok, który uzgadniać mieli razem, ale szczerze zwątpił, by panna Nørgaard miała w tej sprawie coś do powiedzenia, co nie będzie kolejnymi jękami o górnolotnych marzeniach. Tym razem staje obok niej z dystansem i dziwi się dojrzałości, o jaką nigdy jej nie posądzał. Daruje sobie komentarz, że niechęć, to czuł do każdego, do siebie przede wszystkim. To już zdecydowanie zbyt intymne, odsłaniające więcej prawdy, niż chciałby jej pokazać, niż chciałby sam przed sobą przyznać.
    Niechętnie odsuwa wzrok od jej szyi i przez moment obraca w myślach jej słowa, szukając odpowiedniej puenty; bezskutecznie.
    - Most łączący dwa brzegi - powtarza za nią nieco ciszej, przyjmując to porównanie za słuszne. Tkwią na dwóch różnych krańcach, podzieleni przepaścią wieku, nieporozumień, różnic zdań i życiowych przekonań. Nigdy wcześniej nie dali sobie szansy, aby się wzajemnie poznać. Na spotkaniach możnych nie wodził wzrokiem za debiutantkami, zbyt zapatrzony w ukochaną żonę i zasłuchany w dyskusje badaczy. Nie kojarzy drobnego rudzielca, nie wie, jak jej idzie w towarzystwie, jakie odczucia budzi wśród tłumu i czy wie, jak się zaprezentować. Rúna zdążyła go już kilka razy dziś zaskoczyć, czy ten trend się utrzyma? - Nie będę zabierać ci więcej czasu. Wspominałaś o nadmiarze obowiązków - przypomina nagle, dostrzegając, że z porcelanowego talerzyka znika eklerek, a w filiżance kończy się już zamówiona przez kobietę herbata.
    Podnosi się z miejsca i zapina guzik marynarki. Nie odchodzi jeszcze, a opiera się jedną dłonią o oparcie fotela i przenosi swoje spojrzenie na Rúnę. Przez chwilę lustruje jej dziewczęcą twarz i zauważa, że jest prawdziwie urocza. Pomimo tego grymasu odbijającego się co jakiś czas w jej oczach. W ciemnym spojrzeniu badacza błyska coś, co można by pomylić z nadzieją, bo spoczywa tuż obok, między ekscytacją a niecierpliwością. Ma wrażenie, że w dole brzucha zawiązuje się supeł, skutecznie rozpraszając myśli.  Początkowo chciał się spotkać z nią tylko po to, aby oczyścić atmosferę, zacząć od nowa, zaprosić do teatru. Tyle że teraz zawahał się. Czy aby na pewno chce, by to spotkanie dobiegło już końca?
    - ⁣ Chyba, że wracając jeszcze do tematu botaniki, nadal byłabyś chętna obejrzeć, jak wygląda moja praca, to zapraszam do siebie. Mam w domu pracownię, do której przenoszę sobie kawałek ogrodu. Pokażę ci, co obecnie badam. - Nadal nie jest pewien, czy chce ją w swoim mieszkaniu, ale słowo się rzekło. Czy to nie za wcześnie, jak na pierwsze spotkanie? Mieli stać się wkrótce sobie bliscy, ale może za bardzo prze do przodu, chcąc mieć odpowiedź na już?
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    Cały czas skupia się na ich rozmowie, nie czyni Severinowi żadnego afrontu zamyśleniem lub brakiem zaangażowania. Ale jednak, mimo to, gdzieś z tyłu umysł badaczki analizuje temat róż, zastanawia się mimo woli, jaka mogłaby być przyczyna choroby kwiatów i gdzie powinna szukać informacji na ten temat. Można by powiedzieć, że to przecież tylko jej niechciany narzeczony, ale problem badawczy nie ma współbadaczy chcianych i niechcianych. Ważne jest, by go rozwiązać. Nad resztą można się zastanawiać potem… Może udałoby jej się namówić Severina, by coś jeszcze jej opowiedział? Naprawdę miło słucha się jego głosu, o ile nie ma do niej pretensji i nie krzyczy…
    Pozbywa się szybko tych myśli, zdając sobie sprawę, że ich spotkanie dość nieuchronnie dobiega końca. Herbaty już nie ma, kawy najwyraźniej też. Ciastko jest praktycznie na wykończeniu, a ona przecież nie ma prawa go zatrzymywać. Nie jest nikim ważnym, by dla niej zmieniał swoje plany, zatrzymywał się w miejscu, zamiast iść w swoją stronę. Zresztą nadal nie jest pewna, na ile można mu ufać, na ile jest szczery w tym, co mówi. Chociaż to też nie tak. Teraz, w tym momencie, Rozenkrantz jest szczery i uczciwie stawia sprawę. Nie może być tego pewna, ale tak jej się wydaje. Problem tkwi jednak w innej rzeczy. Co, jeśli zmieni zdanie? Gdy mu się odwidzi? Gdzie wtedy będzie ta chęć… porozumienia się?
    Brązowe oczy chowają się za oprawą długich rzęs, gdy delikatnie chwyta serwetkę, by otrzeć usta z resztek czekolady i kremu, które siłą rzeczy zostają na pełnych wargach. Nadal uważa, że powinien ją wtedy jakoś uprzedzić. Ostrzec, przed jaką decyzją stawia go jarl, zamiast stawiać przed faktem dokonanym. Lecz przecież i tak i tak jarlowie dopną swego. I tak i tak będzie musiała za niego wyjść, a świadomość spędzenia reszty życia z kimś, kto szczerze jej nienawidzi… Związek bez większych uczuć, oparty chociażby na samej wzajemnej sympatii jest o wiele lepszy niż taki, w którym króluje tylko wzajemna nienawiść. Nie nienawidzi Severina. Nawet nie ma powodu, ma jedynie wątpliwości, czy kiedykolwiek uzna ją za równą sobie, bo przecież zderzają się dwa klany. U Nørgaardów jarlem jest kobieta i zawsze była. U Rozenkrantzów? Mężczyzna. We własnym klanie mogła jeszcze jakoś żonglować, korzystając z faktu swojej płci. Po ślubie? Jakby na to nie spojrzeć, będzie całkowicie zdana na łaskę i niełaskę męża i jego rodziny.
    Może więc chociaż spróbować, czy zdoła jakkolwiek się z nim zaprzyjaźnić. Chociaż na tyle, by wspólne życie nie było udręką, a wydaje jej się, przynajmniej teraz, że pierwszy raz od 3 lat mają zbieżny cel. W jakikolwiek sposób osłodzić sobie konieczność związania życia ze sobą nawzajem.
    - Tak. Nie można zasypać przepaści, ale będąc świadomym jej istnienia, można zbudować most. Od nas zależy tylko, jak trwały będzie i jakie warunki wytrzyma, zanim lub czy w ogóle się rozsypie. – potwierdza z powagą swoje słowa, posyłając mu delikatny, choć może trochę melancholijny uśmiech. Tak, są na tej samej pozycji. Im obojgu ktoś postanowił ułożyć życie, nie przejmując się w żadnym wypadku ich zdaniem. A to przecież oni, a nie jarlowie, będą musieli ze sobą żyć dalej. – Taka jest praca badacza. Zawsze jest coś do zrobienia, coś do sprawdzenia. – uśmiecha się cieplej, również wstając, skoro i Rozenkrantz to zrobił. Zamówienia zostały opłacone, zostaje jej jedynie sięgnąć po swój płaszczyk i narzucić go na ramiona, choć z rozmyślania nad odpowiednimi słowami pożegnania wybija ją głos mężczyzny, oferujący… kontynuację?
    Odwraca się w jego stronę, jednak tym razem z zainteresowanym wyrazem twarzy. W jej oczach czai się delikatne niedowierzanie, jednak powoli zamienia się w uśmiech. Najpierw trochę nieśmiały, jednak z każdą chwilą coraz bardziej szczery, coraz bardziej szeroki. Oczy znów nabierają znów tych delikatnych iskierek. Księgi mogą zaczekać, prawda? I tak nie miała planów na resztę dnia, znów ugrzęzłaby pomiędzy wiekowymi stronicami.
    - Oczywiście, że byłabym! – nie podnosi głosu, ale jednak entuzjazm emanuje z całej jej twarzy, z pojaśniałych radością oczu i miękkiego uśmiechu. – Jeśli oczywiście nie przeszkadzałaby Ci moja obecność i zapewne konieczność wyjaśnienia tego czy innego zagadnienia. – entuzjazm przygasa, ale tylko odrobinę, okraszony miękką czerwienią wpełzającą na policzki.
    Sprawa jest jednak przesądzona, naprawdę nie ma nic przeciwko pójścia z Severinem do jego pracowni. Może to lekkomyślne, może nie powinna, ale nie sposób odmówić, gdy naprawdę jest ciekawa, jak każdy badacz. To nie jej runy, ale jakaś jej część jest też zaintrygowana, ile analogicznych procesów odnajdzie w kwestii roślin Severina. Na ile będzie mogła się w tym zagłębić. Ile pozwoli jej zobaczyć… Dlatego bez wahania wychodzi razem z nim z kawiarni, by trafić prosto do kwiatowego królestwa.
     
    Rúna i Severin z tematu


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.