:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
13.12.2000 – Główny salon – D. Tordenskiold & Bezimienny: H. Tordenskiold
2 posters
Prorok
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
13.12.2000, późny wieczór
- Pora spać.
Słowom Dahlii, wypowiedzianym stanowczym tonem, towarzyszyły wyciągnięte ku Lovise ręce. Pozostała absolutnie niewzruszona na protesty, coraz słabsze i przerywane kolejnymi ziewnięciami, uznając, że i tak pozwoliła dziewczynce na zbyt długi wieczór i dawno powinna była zaprowadzić ją do jej pokoju; nie tylko dlatego, że kładła ją spać niedługo po kolacji, ale i ona czuła się lekko wymęczona całodzienną, radosną paplaniną. Nie potrafiła jednak Lovise odmówić wspólnego dekorowania świątecznego drzewka, od czego wymówili się mimo wszystko Ragnvald i Vigdis, którzy zaszyli się w swoich pokojach oświadczając, że muszą się uczyć.
Wszystkie zakupy, jakich dokonali podczas świątecznego jarmarku na ulicy Gammel, dostarczono na długo przed ich powrotem do domu na przedmieściach Midgardu; gosposia zdążyła je wypakować i przygotować w głównym salonie, uprzedzona przez Dahlię, że będzie chciała się tym zająć po kolacji. Do Jul pozostało jeszcze ponad dziesięć dni, lecz trzynasty grudnia był oficjalnym początkiem przygotowań i nie mogła się wręcz doczekać, kiedy cały ich dom zacznie pachnieć ostrokrzewiem i jemiołą, a nocą okna będą mienić się od barwnych światełek błyszczących na świątecznych drzewkach - bo planowała ubrać nie jedno. W największym salonie, na parterze, gdzie zwykli podejmować gości, stanął jednak świerk zakupiony w dniu dzisiejszym i od niego zaczęła razem z córką, podsadzając ją, by mogła zawieszać bombki. Więcej w tym było jednak zabawy, niż faktycznego dekorowania drzewka, więc z niejaką ulgą zamknęła drzwi sypialni Lovise, kiedy położyła ją do łóżka i ucałowała w czoło na dobranoc.
Tylko jej kroki mąciły przyjemną ciszę, jaka wtedy zapanowała w domu, gdy pokonywała korytarz na piętrze i schody prowadzące do głównego salonu, gdzie odnalazła spojrzeniem Halvarda w jednym z foteli przy kominku, w którym trzaskały płonące drwa. Stanęła za fotelem i pochyliła się, aby pocałować go w czubek w głowy, kładąc przy tym dłonie na szerokich ramionach, aby kilka chwil poświęcić na rozmasowanie mięśni - to był miły, lecz długi dzień.
- Wreszcie chwila spokoju i ciszy - zaśmiała się krótko Dahlia, przypuszczając, że jeśli ona czuła się zmęczona wieloma godzinami spędzonymi poza domem razem z dziećmi, wyjątkowo dziś rozochoconymi i rozentuzjazmowanymi, to co dopiero on. Niezależnie od tego jak się jednak teraz z tym czuł była mu wdzięczna za niego, że zadbał o to, by poświęcić im dziś tyle czasu i uwagi. Zauważywszy, że trzymaną w dłoni szklankę ma już pustą, bez zbędnych pytań sięgnęła po karafkę stojącą na stoliku i napełniła ją. Sama miała ochotę na lampkę wina, najlepiej białego i słodkiego, była jednak zdecydowana by dokończyć pracę nad udekorowaniem chociaż tego salonu jeszcze dziś. - Wrócisz jutro wcześniej? - spytała, podchodząc do wciąż dość nagiego, magicznego świerku, który stanął na środku salonu, biorąc w ręce sznur z kolorowymi światełkami. Wątpiła, by Halvard zdecydował się i jutro odpuścić zawodowe obowiązki, ale o dziewiętnastej mieli pojawić się w Besettelse, a droga z Oslo była daleka.
Bezimienny
Brak im dyscypliny, wolno im zbyt wiele. Oczywiste po tym dniu wnioski wyciągał z zatrważającą prędkością, wciąż jednak tłamsił je w sobie, gdy po powrocie do domu ostatni raz obrzucał badawczym spojrzeniem nadmiernie rozemocjonowane dzieci, wypełniając szklankę ze rżniętego kryształu oryginalną w smaku, leżakującą długo whisky, która miała zmyć z języka Tordenskiolda wszystkie te słowa, których wolał nie wypowiadać w imię utrzymania dobrej atmosfery aż do samego końca - ten był już tak blisko. Nim jednak zasiadł w głębokim fotelu w głównym salonie, ustawił i ustabilizował zaklęciami magiczny świerk we właściwym punkcie pomieszczenia, właśnie tam, gdzie miał być jego największą ozdobą, nie umniejszającą jednak jego funkcjonalności, po czym odprowadził spojrzeniem wymykających się pospiesznie w górę schodów Vigdis i Rangvalda, kwaśnym uśmiechem kwitując mało przekonujące wymówki o konieczności nauki. Lovise, całe (nie)szczęście, nadrabiała entuzjazmem za wszystkich, Halvard oddalił się więc w stronę kominka, by w nim rozpalić i odsunąć się czym prędzej od źródła natarczywych pisków, które nie cichły nawet po kilku godzinach spędzonych na świeżym powietrzu i mrozie. Brak im dyscypliny, wolno im zbyt wiele. Ale był to dzień świąteczny, niech więc biegnie swoim torem aż do końca - a na całą resztę przyjdzie czas.
- Nie mam pojęcia skąd tak mała istota bierze tyle energii - stwierdził nieco rozbawiony w odpowiedzi, gdy już dobrze znane kroki znalazły się tuż obok, a smukłe dłonie żony odnalazły napięte barki, by przycisnąć je z zaskakującą siłą. I choć ta przyjemna chwila mogłaby trwać w nieskończoność, uniósł rękę, by własne palce owinąć wokół nadgarstka Dahlii w powstrzymującym, choć nad wyraz delikatnym geście. Krótki uśmiech wygiął usta, gdy szklanka za jej sprawą napełniła się ponownie, lecz nie sięgnął po nią, śledząc spojrzeniem przemieszczającą się kobietę i przysłuchując się jej słowom. - Postaram się skończyć wcześniej spotkanie - oznajmił, wstając z fotela, by przejść w kierunku barku i wyciągnąć z niego pojedynczy kieliszek i pękatą butelkę wina. - Z okazji Jul pan Locatelli przesłał dla ciebie zapas marsali, z pozdrowieniami od jego żony. Była zachwycona perfumami, które dla niej przygotowałaś w trakcie ostatniej ich wizyty w Midgardzie - mówił wyjaśniająco, napełniając kryształ w kształcie tulipana nieco gęstym, słodkim trunkiem w barwie jasnego miodu, po czym zbliżył się do żony, by wręczyć jej kieliszek. - Zawieszęwieniec na drzwiach wejściowych. Chciałaś poprawić jego kolorystykę? - zapytał, wracając myślami do ustaleń czynionych w trakcie wizyty na świątecznym jarmarku.
- Nie mam pojęcia skąd tak mała istota bierze tyle energii - stwierdził nieco rozbawiony w odpowiedzi, gdy już dobrze znane kroki znalazły się tuż obok, a smukłe dłonie żony odnalazły napięte barki, by przycisnąć je z zaskakującą siłą. I choć ta przyjemna chwila mogłaby trwać w nieskończoność, uniósł rękę, by własne palce owinąć wokół nadgarstka Dahlii w powstrzymującym, choć nad wyraz delikatnym geście. Krótki uśmiech wygiął usta, gdy szklanka za jej sprawą napełniła się ponownie, lecz nie sięgnął po nią, śledząc spojrzeniem przemieszczającą się kobietę i przysłuchując się jej słowom. - Postaram się skończyć wcześniej spotkanie - oznajmił, wstając z fotela, by przejść w kierunku barku i wyciągnąć z niego pojedynczy kieliszek i pękatą butelkę wina. - Z okazji Jul pan Locatelli przesłał dla ciebie zapas marsali, z pozdrowieniami od jego żony. Była zachwycona perfumami, które dla niej przygotowałaś w trakcie ostatniej ich wizyty w Midgardzie - mówił wyjaśniająco, napełniając kryształ w kształcie tulipana nieco gęstym, słodkim trunkiem w barwie jasnego miodu, po czym zbliżył się do żony, by wręczyć jej kieliszek. - Zawieszę